Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Spontaniczne, zaskakujące, ekscytujące – jak najlepsze wakacje last minute!
Opowiadania napisane przez autorów, którzy dobrze wiedzą, jak rozpalić wyobraźnię czytelników. Antologia wakacyjna to zbiór dziesięciu historii pozwalających poczuć atmosferę gorącego lata. Zabawne, poruszające, momentami pikantne. Nie zapomnij wrzucić ich do walizki!
Marzysz o dalekich wyprawach? A może wolisz łapać promienie słońca na własnym balkonie? Jedno jest pewne – przed Tobą czytelnicza przygoda zniewalająca jak zachód słońca na egzotycznej wyspie i kusząca niczym drink z lodem w upalny wieczór. Nie wahaj się, wakacje są teraz!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 438
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anna Langner
I see the way you move
It’s fluid
Be here by my side
Got nothing to hide
Tash Sultana
Jungle
Piotr był wspaniały i wciąż nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Kiedy trzy miesiące temu powiedziałam koleżankom, że umówiłam się z mężczyzną poznanym w portalu randkowym, zaczęły się śmiać. Kompletne ich nie rozumiałam. Przecież w dzisiejszych czasach to nic niezwykłego.
– Dzięki za wsparcie – ironizowałam. – Mamy podobne zainteresowania i sporo pisaliśmy na czacie. Może nie będzie tak źle?
– Kamila, ale powiedz, jak on wygląda. Ile byś mu dała punktów? – Ola zagryzła wargę i wyglądała na bardziej podekscytowaną ode mnie.
– Jest niezły. Takie soczyste osiem na dziesięć.
– Poważnie?! Może podrasowuje fotki, jak te wszystkie laski z Instagrama. – Monika jak zwykle była sceptyczna. – Nie rozumiem, dlaczego taka mądra i ładna kobieta jak ty szuka faceta w portalu randkowym.
– Bo wszyscy, których poznałam w realu, okazali się do dupy. Poza tym nie szukam związku na siłę. Spotkam się z nim i zobaczymy, co z tego wyniknie. To jak? Wypijemy za moją randkę z panem Gorąca Ósemka? – Spojrzałam na przyjaciółki i uniosłam kieliszek w geście toastu.
Dziewczyny nie wyglądały na przekonane, ale uśmiechnęły się szeroko i stuknęły ze mną.
Ten toast chyba przyniósł mi szczęście, bo nie dość, że randka z Piotrem okazała się fantastyczna, to nasza znajomość nie zakończyła się na jednym spotkaniu. Minęły trzy miesiące, a ja angażowałam się coraz bardziej. Wprawdzie oboje sporo pracowaliśmy i nie mieliśmy zbyt dużo czasu dla siebie, ale wystarczająco, bym zdążyła polubić jego poczucie humoru i te roziskrzone brązowe oczy.
W końcu nadeszło lato, a wraz z nim urlop i pierwsza okazja do wspólnego wyjazdu. Byłam wniebowzięta, gdy Piotr oświadczył, że dostosuje swoje wolne do mojego i wybierzemy się gdzieś razem. Celowałam w jakieś egzotyczne wyspy, jednak nie chciałam go stawiać w niezręcznej sytuacji – wiedziałam, że zarabia mniej ode mnie i nie stać go na drogie wczasy. Byłam nawet gotowa zapłacić za jego pobyt, ale stanowczo się temu sprzeciwił. No tak, męskie ego nie mogło ucierpieć.
Ostatecznie poszliśmy na kompromis i wybraliśmy Bałtyk. Znalazłam w Łebie piękny apartament z widokiem na plażę i ogromnym tarasem. Okłamałam Piotra i powiedziałam, że kosztował połowę prawdziwej kwoty.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście – byliśmy w Łebie tylko we dwoje, a termometry wskazywały dwadzieścia sześć stopni w cieniu. Miałam ogromne oczekiwania – chciałam odpoczynku, poznawania się bliżej i namiętnego seksu. Z naciskiem na to ostatnie.
Po obfitym obiedzie w jednej z lepszych miejscowych knajpek wróciliśmy do apartamentu, by odświeżyć się przed popołudniowym spacerem. Planowałam romantyczne podziwianie zachodu słońca, przytulanie się na kocu i gorącą kontynuację w naszym pokoju.
Piotrek poszedł się zdrzemnąć, więc skorzystałam z okazji i zrobiłam sobie długą kąpiel z bąbelkami. Czułam się rozpieszczona całym tym dniem – począwszy od plażowania, a skończywszy na wyśmienitym homarze i pysznym białym winie. Choć obiad kosztował majątek, obiecałam sobie, że nie będę nam niczego żałować.
Po kąpieli wsmarowałam w skórę balsam i postanowiłam zafundować Piotrowi namiętną pobudkę. Rozsunęłam poły szlafroka i wyszłam z łazienki. Daję słowo, ten mężczyzna tak na mnie działał, że ostatnio chodziłam wiecznie napalona i w dodatku z głową w chmurach.
Jęknęłam zawiedzona, gdy zobaczyłam na łóżku tylko pomiętą pościel. Wyszłam na taras, później sprawdziłam w kuchni, ale Piotra nigdzie nie było. Usiadłam zawiedziona na łóżku i zauważyłam swoją walizkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że moje ubrania leżały porozrzucane i pomięte. Ogarnął mnie dziwny niepokój. Zajrzałam do kieszonki, w której trzymałam zapasowe karty kredytowe, i z przerażeniem odkryłam, że wszystkie zniknęły. Szybko sięgnęłam po torebkę. Dłonie mi drżały, kiedy szukałam portfela, ale go nie znalazłam. Telefonu też nie było.
Najpierw pomyślałam, że może ktoś nas okradł, ale szybko się zorientowałam, że zniknęły wszystkie rzeczy Piotra. Nawet pieprzona szczoteczka do zębów. Jakim cudem nie zauważyłam niczego wcześniej?! Przeklęłam głośno, gdy dotarło do mnie, jaką jestem idiotką.
– Dałam się porobić jak dziecko – wymamrotałam do siebie i nagle uświadomiłam sobie, że Piotr prawdopodobnie zna mój PIN do karty. Gdy za coś płaciłam, zawsze stał blisko. Pewnie bez trudu zapamiętał kombinację cyfr, którą wbijałam na terminalu.
Nie czekałam ani chwili dłużej. Zbiegłam na dół, tak jak stałam, w szlafroku, i poprosiłam oniemiałą recepcjonistkę o możliwość skorzystania z internetu i telefonu. Szybko odnalazłam numer do swojego banku i zablokowałam wszystkie karty. Niestety, przemiła pani konsultantka poinformowała mnie, że z mojego konta zdążyło zniknąć kilka tysięcy złotych. Dzięki Bogu miałam wykupione ubezpieczenie, była więc szansa, że pieniądze zostaną mi zwrócone. Wiedziałam, że Piotr wyczyściłby moje konto doszczętnie, gdyby nie fakt, że ustawiłam dzienne limity wypłat i transakcji.
To jednak nie straty finansowe bolały mnie najbardziej, a raczej to, że mężczyzna, z którym od trzech miesięcy byłam blisko, okazał się podłym oszustem. Sukinsynem, który wykorzystał moją naiwność. Robiło mi się niedobrze na samą myśl, że jego zainteresowanie mną wynikało z zimnej kalkulacji, a w łóżku byłam tylko jego zabawką.
Wpisałam imię i nazwisko Piotra w wyszukiwarkę, ale nie znalazłam żadnych konkretnych informacji na jego temat. Spanikowana recepcjonistka zaglądała mi przez ramię.
– Czy chce pani zgłosić to teraz policji?
– Nie… to znaczy nie wiem, na pewno nie teraz. Mam urlop, do cholery, i nie mam zamiaru zmarnować go na składanie wyjaśnień policji! Zajmę się tym później – wyrzuciłam z siebie rozkojarzona.
Urlop? Dobre sobie. Właściwie jedyne, na co miałam teraz ochotę, to spakować się i wrócić z podkulonym ogonem do Poznania.
– Ten mężczyzna wymeldował się jakąś godzinę temu.
– Ha, co za spryciarz… – Pokręciłam zdegustowana głową.
– I panią też wymeldował.
– Mnie też?! – Spojrzałam na kobietę przerażona, a ona smutno przytaknęła.
– Mówił, że nie są państwo zadowoleni z poziomu naszych usług i że zmieniają państwo hotel.
– I chyba mu pani nie uwierzyła, prawda?
– Pokazał pani dowód. Mówił, że jest pani zajęta pakowaniem bagaży i prosiła, by on to załatwił. Proszę wybaczyć, ale jeszcze dziś rano widziałam państwa… przytulających się, więc niczego nie podejrzewałam.
– Ale… czy to znaczy, że muszę się stąd wyprowadzić?
– Bardzo mi przykro. Chętnie zaproponowalibyśmy pani inny apartament, ale wszystko mamy zajęte.
– To proszę mnie zostawić w moim pokoju! – powiedziałam ostrym tonem, a obecni w recepcji ludzie spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
– Niestety, ktoś już go zabukował. Klient przyjeżdża dziś wieczorem. Jak tylko się państwo wymeldowali, wprowadziłam zmiany w systemie. Oferta naszego hotelu jest na wielu stronach bookingowych, więc szybko znalazł się nowy chętny na ten apartament.
– Chyba pani żartuje… – rzuciłam ledwo słyszalnym szeptem.
– Mamy środek sezonu i promocje na apartamenty dwuosobowe, przykro mi. – Kobieta spojrzała na mnie współczująco.
– Zostałam bez pieniędzy, bez telefonu i nie mam gdzie mieszkać. Co pani zdaniem mam teraz zrobić?!
– Proszę zadzwonić na policję, oni na pewno pani pomogą…
– Taa, jasne. Zaraz się spakuję i już mnie tu nie ma. Niech mi pani da pół godziny – burknęłam, odwróciłam się na pięcie i poszłam do windy.
Zgłoszenie sprawy na policję byłoby najrozsądniejszym wyborem. Wróciłabym do domu i spróbowała zapomnieć o tym całym upokorzeniu. Ja jednak nie chciałam tego robić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Ten skurwiel pewnie właśnie na to liczył – że zabierze mi wszystko i w dodatku zepsuje mi urlop. Wiedziałam, że oszuści matrymonialni nie mają skrupułów.
Po moim trupie! Należał mi się chociaż jeden pełny dzień nad morzem.
Nie minęło trzydzieści minut, a ja byłam spakowana i wraz ze swoją czerwoną walizką opuszczałam hotel. Nie miałam pieniędzy, kart do bankomatu ani telefonu, tylko kilka fatałaszków i kosmetyków. No świetnie. Jakby tego było mało, pogoda zaczynała się psuć. Mimo to uparłam się, że pójdę na plażę. Chciałam zrobić na przekór Piotrowi i parszywemu losowi, który ze mnie zadrwił.
Im bliżej byłam celu, tym większą czułam frustrację. Wiatr się wzmagał, a na niebie kłębiły się ciemne chmury. Roześmiani ludzie chowali się w eleganckich knajpkach i popijali latte, na które jeszcze niedawno było mnie stać. Rozdrażniona naciągnęłam na głowę kaptur dresowej bluzy i przyspieszyłam kroku.
Gdy dotarłam na miejsce, morze było chyba tak samo wściekłe jak ja, bo kotłowało się spienione i atakowało brzeg agresywnymi falami. Choć wiał silny wiatr, powietrze było przyjemne, a piasek wciąż nagrzany od porannego słońca. Podwinęłam nogawki dżinsów i zakopałam walizkę w piasku.
Nie dam gnojowi satysfakcji. Może złamał mi serce i zepsuł urlop, ale w morzu się wykąpię, choćby nie wiem co. Albo chociaż zanurzę nogi do kolan.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Plaża była opustoszała, więc bez skrępowania ruszyłam w stronę wody. Zbliżała się pora obiadowa. Pogoda wciąż się pogarszała, więc nic dziwnego, że ludzie znajdowali sobie ciekawsze zajęcia niż plażowanie. Tylko ja byłam frajerką, która nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
Przełknęłam łzy upokorzenia i weszłam do morza. Ledwo dotknęłam palcami wody, już miałam ochotę się wycofać, bo była przeraźliwie zimna. Coś jednak pchało mnie do przodu, jakaś zawziętość, potrzeba udowodnienia sobie, że mimo przeciwności potrafię być silna. Zacisnęłam zęby i ruszyłam przed siebie.
Mój plan zanurzenia się do kolan diabli wzięli, gdy się zorientowałam, że fale są ogromne. Jedna z nich właśnie mnie zaatakowała i zmoczyła od stóp do głów. Pisnęłam przerażona i zaczęłam się wycofywać, ale ślizgałam się na mokrych kamieniach, a fale nie odpuszczały. Byłam przerażona. Umiałam pływać, ale morze i jego siła całkiem mnie zaskoczyły.
– Zwariowałaś?! Wracaj na brzeg! – Usłyszałam nawoływanie, które stłumił szum wody. Odwróciłam głowę, ale nim zdążyłam cokolwiek zobaczyć, kolejna fala przysłoniła mi widok.
Zdołałam usłyszeć jedno soczyste przekleństwo, a potem musiałam skupić się na łapaniu oddechu i na tym, by nie zakrztusić się wpadającą do ust wodą. Naprawdę chciałam wrócić na brzeg, ale z trudem utrzymywałam równowagę. Odwrócenie się i zrobienie kroku było nie lada wyczynem. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam na ciele ciepłe dłonie. Chwyciły mnie mocno i zdecydowanie, po czym podniosły, zupełnie jakbym ważyła tyle co torebka cukru.
Zazgrzytałam zębami, gdy owiało mnie chłodne morskie powietrze. Ktoś niósł mnie, idąc szybkim krokiem przez fale, ale byłam zbyt przerażona, by podnieść głowę i na niego spojrzeć. Zresztą wszystko działo się zbyt szybko – ledwo zdążyłam wziąć głębszy oddech, a już stałam na piasku. Zniknęły silne ramiona i gorący oddech, który rytmicznie ogrzewał mnie podczas drogi na brzeg.
Trzęsłam się z zimna, byłam przemoczona i skołowana. I jeszcze zawstydzona, bo jakiś obcy facet właśnie mnie uratował.
– Turyści! Jak nie w klapkach w góry, to do morza w sztorm! – wycedził.
Spojrzałam na niego wystraszonymi oczami. Był wysoki, miał na sobie wiatrówkę i dżinsowe szerokie bermudy. Zjechałam wzrokiem niżej i nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na umięśnione, opalone łydki.
– Co to miało być? Takie fantazyjne wakacyjne samobójstwo czy jak?! – zapytał rozwścieczony i wykręcił nogawki swoich spodni, z których kapała woda.
– Chciałam tylko zamoczyć nogi – powiedziałam zgodnie z prawdą, jednocześnie zdając sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi. Mój głos drżał, bo wciąż było mi cholernie zimno.
Mężczyzna się roześmiał, ale to nie był przyjemny śmiech. Miałam wrażenie, że traktuje mnie jak pustą pannę, która nie ma za grosz rozumu.
– Włóż to. Cała się trzęsiesz. – Zarzucił mi na ramiona swoją kurtkę, którą przyjęłam z wdzięcznością. W tych okolicznościach włożyłabym na siebie nawet zdechłego lisa, byleby tylko mnie ogrzał. – To twoje? – Wskazał czerwoną walizkę, która wystawała z piasku.
Pokiwałam głową i na miękkich nogach ruszyłam w jej kierunku.
– Dopiero przyjechałaś? – Nieznajomy stanął obok mnie.
– Nie… musiałam opuścić hotel. – Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Już wystarczająco się przed nim upokorzyłam. Co miałam mu teraz powiedzieć? Hej, tak się składa, że jestem idiotką, bo okradł mnie chłopak z portalu randkowego, który udawał, że mnie kocha.
– A więc jesteś bezdomna, tak? – Mężczyzna zmrużył oczy i przyjrzał mi się z uwagą.
– Tylko chwilowo. – Uniosłam dumnie głowę, chociaż tak naprawdę chciało mi się płakać. – Dzięki, że mi pomogłeś. Nie spodziewałam się, że fale będą aż tak wysokie – wyjąkałam i ruszyłam przed siebie. Walizka była niemiłosiernie ciężka i na piasku stawiała opór. A do tego byłam przemoczona, więc musiałam wyglądać żałośnie, taszcząc tego czerwonego potwora.
– A ty dokąd?
Przystanęłam zdziwiona.
– Po pierwsze masz moją kurtkę i nie myśl, że ci ją podaruję. A po drugie jesteś bezdomna. Sama to przed chwilą powiedziałaś. Dokąd niby chcesz pójść?
Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia.
– Jest zimno, a ty jesteś przemoczona. Musisz się wysuszyć, włożyć ciepłe ubrania. Jeśli chcesz, możemy iść do mnie.
Musiałam zrobić głupią minę, bo na mój widok mężczyzna pokręcił głową i się roześmiał.
– Bez dwuznacznych skojarzeń. Jeśli bardzo się obawiasz być ze mną sam na sam, możemy iść do jakiejś knajpy. Chociaż szczerze mówiąc, nie wyglądasz zbyt wyjściowo.
Przewróciłam oczami, słysząc jego „komplement”, ale nie miałam zamiaru oponować.
– Może być u ciebie – wymamrotałam. Byłam zmęczona, zmarznięta i burczało mi w brzuchu.
Nieznajomy uśmiechnął się krzywo, odwrócił się do mnie plecami i ruszył przed siebie. Zupełnie jakby nie obchodziło go, czy podążę za nim, czy nie.
Wlokłam się przez plażę i zastanawiałam się, co ja najlepszego wyrabiam. Nie znałam go. Koleś był małomówny i sprawiał wrażenie gbura. A co, jeśli chce mnie skrzywdzić? W końcu już raz zaufałam niewłaściwej osobie. Miałam tylko nadzieję, że mój limit przyciągania oszustów i krętaczy się wyczerpał.
Spojrzałam na plażę, która teraz przypominała raczej przedsionek piekieł niż słoneczny raj. Było szaro, buro i coraz ciemniej, bo na niebie kłębiły się groźne chmury. Spienione, wściekłe fale uderzały o brzeg, piasek wyziębiał stopy, a mewy skrzeczały nieprzyjemnie nad głową.
Przypomniałam sobie Piotra i nasze dzisiejsze przedpołudnie, które spędziliśmy właśnie tutaj w jakże odmiennych okolicznościach. Wylegiwałam się na ręczniku, łapałam promienie słońca, a on kradł mi pocałunki. Teraz wszystko się zmieniło – morze, które dzisiejszego ranka było spokojne i skąpane w promieniach słońca, teraz wydawało się wrogo do mnie nastawione. Nie było Piotra, luksusowego hotelu i dobrej zabawy. Zostałam tylko ja, mój podły humor i czerwona walizka. I jeszcze ten dziwny facet.
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem znajdującym się niedaleko zejścia na plażę. W pierwszej chwili pomyślałam, że ten, kto w nim mieszka, musi być szczęściarzem, bo codziennie widzi z okna morze, jednak zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam odłażący tynk i zniszczone dachówki. Nigdy w życiu nie chciałabym tutaj mieszkać.
– Moje mieszkanie jest na poddaszu. Uważaj na schodach. Kilka desek jest połamanych – rzucił lakonicznie nieznajomy. – I daj mi to. – Westchnął, po czym wyrwał mi z rąk walizkę.
Lepiej późno niż wcale, dupku – pomyślałam, ale szybko się za to zganiłam.
Facet prawdopodobnie uratował mi życie. Kto wie czy zdołałabym sama wrócić na brzeg. Tymczasem ja marudziłam, że nie był dżentelmenem i nie pomógł mi wcześniej nieść bagażu. Cóż, Piotr był dżentelmenem, a mimo to okazał się draniem.
Wchodziłam powoli po drewnianych, trzeszczących schodach i gapiłam się na szerokie plecy nieznajomego. Nie mogłam go rozgryźć. Był dziwny, małomówny i miałam wrażenie, że żałował tego, że mi pomógł.
– Nie ma tu luksusów, do jakich pewnie przywykłaś. Ale jest ciepło i czysto – oznajmił, gdy weszliśmy do mieszkania.
Pomieszczenie było duże, z wysokimi sufitami i dużymi oknami. Nie przypominało przytulnego gniazdka, raczej jakiś lokal w trakcie remontu. Ściany były białe i puste. W oknach nie było zasłon, a na podłogach dywanów. Mieszkanie składało się z jednego dużego pokoju połączonego z kuchnią i, jak się domyślałam, z łazienki. Zdziwiłam się, jak niewiele było w nim mebli i sprzętów – jedynie materac, zapewne służący za łóżko, regał z książkami, a pod ścianą kartony, w których prawdopodobnie znajdowały się ubrania i rzeczy osobiste mężczyzny.
– Skąd wiesz, że przywykłam do luksusów? – zapytałam, rozglądając się z zaciekawieniem.
– Bo widzę. Mieszkam nad morzem od urodzenia i umiem rozpoznać bogatych turystów. – Facet chwycił ręcznik i zaczął wycierać nim swoje mokre włosy.
Dopiero teraz zwróciłam na nie uwagę. Były w kolorze ciemnego piasku i prawie sięgały ramion. Pasowały do jego apetycznej opalenizny.
Apetycznej opalenizny?! Chyba woda dostała mi się do mózgu, bo moje myśli skręcają nie w te rejony, co powinny.
– Jeśli próbujesz wyciągnąć ode mnie pieniądze w zamian za pomoc, to wybacz, ale nie mam przy sobie ani grosza. Zostałam okradziona – powiedziałam trochę zbyt ostro.
– Żartujesz?! Pomogłem ci bezinteresownie – burknął i odwrócił się do mnie plecami.
Zrobiło mi się głupio. Uraziłam go tym tekstem, zanim zdążyłam pomyśleć. Zabawne, że u mężczyzny, który mi pomógł, dopatrywałam się złych intencji, a nie zauważyłam ich u oszusta matrymonialnego.
– Masz, wytrzyj się. Możesz iść do łazienki, ściągnąć mokre ciuchy, a ja dam ci coś swojego na przebranie. – Rzucił mi drugi ręcznik.
– Nie trzeba, w walizce mam pełno ubrań.
Facet kiwnął głową, po czym poszedł do swojej prowizorycznej kuchni i włączył czajnik. Dziwny człowiek. Właśnie powiedziałam mu, że zostałam okradziona, a on nie zapytał mnie o nic więcej. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do łazienki. W czystych, świeżych ubraniach poczułam się odrobinę lepiej. Przeczesałam palcami włosy i umyłam twarz, która nadal była opuchnięta od płaczu.
Gdy wyszłam, mężczyzna krzątał się po kuchni. Stał do mnie tyłem i nawet na mnie nie zerknął. Przynajmniej miałam okazję, by dokładniej mu się przyjrzeć. Wyglądał na trzydzieści może trzydzieści pięć lat, był wysoki i dobrze zbudowany. Dżinsowe bermudy wisiały na jego szczupłej sylwetce i wciąż były mokre. Musiał ćwiczyć albo pracować fizycznie, bo ręce miał żylaste i wyglądały na silne. Jego skóra miała odcień złocistego brązu, a krótka broda dodawała mu powagi. Pomyślałam, że przypomina trochę Travisa Fimmera w Wikingach. A umówmy się, wraz z moimi koleżankami oglądałyśmy ten serial głównie dla seksownych bohaterów.
– Nawet nie wiem, jak masz na imię – wypaliłam, przestępując z nogi na nogę. Nie czułam się swobodnie w jego obecności.
– Olaf. – Odwrócił się w moją stronę i dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoniach talerze z jedzeniem. – Gówniane imię. Jak bałwan z tej bajki Disneya. Matka miała specyficzny gust.
Uśmiechnęłam się. Było w tym postawnym, groźnie wyglądającym mężczyźnie coś rozbrajającego. Nawet gdy żartował, to marszczył brwi i robił srogą minę.
Nigdy nie gustowałam w tego typu facetach – z zarostem, dłuższymi włosami, w luźnych, rozmemłanych ubraniach. Tyle że ten stojący przede mną nie wyglądał na zaniedbanego, a raczej na takiego, który nie musi się starać, by wyglądać seksownie. Osiąga taki efekt nawet w spłowiałej bluzie i za luźnych bermudach. Nie potrzebuje drogich perfum i wyprasowanej koszulki polo od Lacoste, która swoją drogą jest tak pretensjonalna, że aż boli.
– A ty? – mruknął w moim kierunku, jakby poznanie mojego imienia nie było dla niego niczym ważnym.
– Kamila.
– Kamila… Ładnie. – W końcu na mnie spojrzał, a w jego ustach zabrzmiało to dziwnie miękko, niemal pieszczotliwie.
– A więc, Olafie, dlaczego mi pomogłeś? – zapytałam trochę onieśmielona. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc usiadłam na stojącym pod ścianą krześle.
– Pomógłbym każdemu, kto wchodzi do wody w sztorm. Naprawdę nie zauważyłaś czerwonej flagi?
– Przepraszam. Miałam dzisiaj trudny dzień. Chciałam po prostu iść nad morze i pozbierać myśli.
– Gdyby nie ja, to ciebie musieliby zbierać – mruknął, zaciskając usta w wąską linię.
– Przecież już ci podziękowałam. Co jeszcze mam zrobić, by wyrazić swoją wdzięczność, bohaterze? – Przewróciłam oczami.
– Jest jedna rzecz. – Uśmiechnął się zadziornie, a wzdłuż mojego kręgosłupa niespodziewanie przebiegł dreszcz.
Miałam wrażenie, że stojący przede mną mężczyzna na moment zrzucił obojętną maskę i stał się wesołym facetem, który ze mną flirtuje, lecz trwało to tylko chwilę. Nim zdążyłam mrugnąć, znów miał na twarzy grobową minę i patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
– Koniec gadania, czas na jedzenie. – Wskazał dwa talerze, które przed chwilą postawił na kuchennym blacie.
– Co to? – Podeszłam bliżej i przyjrzałam się potrawie.
– Turbot. Świeży, rano złowiony. Powszechnie nazywany flądrą, choć tak naprawdę to nazwa handlowa. – Olaf spojrzał na mnie z rozbawieniem. – No co tak marszczysz nos? Pewnie przywykłaś do homara i innych ekstrawagancji, co?
Zaśmiałam się gorzko, bo przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka godzin temu razem z Piotrem jedliśmy homara i popijaliśmy go drogim winem. Byłam szczęśliwa, beztroska i kompletnie nieświadoma nadciągającej katastrofy. Zabawne, jak nieprzewidywalne potrafi być życie i znienacka dać ci w twarz akurat wtedy, gdy ty wyszczerzasz zęby w uśmiechu.
– Nie jestem rozkapryszoną paniusią, która nie zna smaku zwykłej ryby, jeśli o to ci chodzi. Wygląda bardzo apetycznie i chętnie zjem. Po prostu lubię wiedzieć, co mam na talerzu – wyjaśniłam i sięgnęłam po sztućce.
– W takim razie jedz już i nie gadaj.
Pokręciłam głową, gdy usłyszałam w jego głosie naganę. Co było nie tak z tym facetem?
– Rozumiem, że zostajesz na noc – rzucił po chwili, a ja omal nie zakrztusiłam się jedzeniem.
Obserwowałam, jak odstawia pusty talerz na kuchenny blat i podchodzi do okna. W szyby zacinał deszcz i powoli zapadał zmrok. Na samą myśl o tym, że w taką pogodę miałabym wyjść na zewnątrz, przeszły mnie dreszcze.
– Jestem dla ciebie kimś obcym. Naprawdę nie musisz…
– Nie muszę, ale chcę – wszedł mi w słowo, nadal wpatrzony w zawieruchę za oknem. – Nie traktuj tego w kategoriach jakiejś ogromnej przysługi. Nawet największego wroga nie wywaliłbym na zewnątrz w taką pogodę.
Zdziwiona uniosłam brwi. Okej, koleś dał mi jasno do zrozumienia, że pomaga mi raczej z poczucia przyzwoitości i nie mam się w tym doszukiwać żadnych zalążków przyjaźni ani dobrego serca. Nie musiał jednak mówić tego tak dosadnie.
– Jutro z samego rana mnie tu nie będzie. Prześpię się tylko, a potem pojadę na policję, zgłoszę kradzież. Może zadzwonię do matki. Wprawdzie jest teraz na Barbadosie, ale pewnie coś wymyśli. Albo nie… zadzwonię do Pauliny. To moja najlepsza przyjaciółka. Wyśle po mnie samochód i…
– I wrócisz do tego swojego wygodnego, luksusowego życia, co? – przerwał mi. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie z rozbawieniem.
– O co ci chodzi? – Odstawiłam z brzdękiem talerz na blat.
Byłam na niego zła. Ciągle sugerował, że lubię się pławić w luksusach. Jakby to była moja wina, że rodzice mieli pieniądze i opłacili mi porządne studia, dzięki którym zdobyłam doskonale płatną posadę. Do wszystkiego doszłam uczciwie i nie miałam zamiaru kajać się tylko dlatego, że byłam bogatsza niż przeciętna Polka.
– O nic. Jesteś przecież na wakacjach i sądząc po wielkości walizki, przyjechałaś na minimum tydzień. Chociaż z wami, kobietami, nigdy nic nie wiadomo. Nie mam pojęcia, kto cię okradł, ale naprawdę tak chcesz to rozegrać? Przerwać urlop i wrócić do domu z samymi złymi wspomnieniami?
– Pewnie, że chętnie bym została, ale jakbyś zapomniał, Sherlocku, jestem spłukana i bez dachu nad głową. Nie mam nawet pieprzonego telefonu. Jak sobie to wyobrażasz? Że przez tydzień będę koczować na plaży i łowić ryby, by mieć co jeść?! – Uniosłam się, podczas gdy on był oazą spokoju.
– W sumie czemu nie. – Kąciki jego ust podjechały do góry.
– Słucham?!
– Człowiekowi nie potrzeba wiele, by się zrelaksować i wypocząć. To marketingowcy wmówili nam, że nie będziemy mieć udanych wakacji bez drogich drinków, dmuchanego flaminga i najnowszego iPhone’a.
– Aleś ty mądry… – wymamrotałam, ale on chyba udawał, że mnie nie słyszy.
– To, czego potrzebujesz do szczęścia, już masz. Widzisz to stąd i masz do tego kilkadziesiąt metrów. Morze. Przecież dla niego tutaj przyjechałaś, prawda? No, chyba że dla homara, luksusowych wycieczek jachtem i wypasionego hotelowego basenu.
Milczałam. To, co mówił, było tak proste i banalne, a jednak dotarło do mnie dopiero teraz. No i rozgryzł mnie. Moje urlopy zazwyczaj tak właśnie wyglądały – miało być bogato i wygodnie.
– Coś sugerujesz? – Spojrzałam na niego spode łba.
– Tylko tyle, że nie wytrzymałabyś nawet trzech dni na urlopie bez wygód. Bez telefonu, wielkiej wanny, apartamentu i drogiego jedzenia. A gwarantuję ci, że żadna z tych rzeczy nie jest ci potrzebna, by spędzić zajebisty urlop.
– Nie wytrzymałabym?! – Wzięłam się pod boki. Koleś miał talent – ledwo mnie znał, a już popisowo doprowadzał mnie do szału. – Oczywiście, że bym wytrzymała!
– Jaaasne. Jeden dzień.
– Trzy dni na pewno! Co ja mówię, tydzień! Wytrzymam tydzień!
Nie miałam pojęcia, czy Olaf prowokował mnie specjalnie, ale trafił w czuły punkt. Byłam ambitna i niezbyt odporna na krytykę. Jeśli ktoś mówił, że czegoś nie potrafię, stawałam na głowie, by udowodnić mu, jak bardzo się myli.
– Nie bądź śmieszna. Pewnie nie jesteś przyzwyczajona do jedzenia byle czego i spania byle gdzie.
– Mogłabym się nauczyć… To znaczy, gdybym miała jakiś bezpieczny nocleg, reszta nie byłaby problemem. – Spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
– Serio? Nawet bez twoich złotych kart kredytowych, iPhone’a i fotek na Instagram? – Powątpiewając, uniósł brew.
– Nie ironizuj i traktuj mnie poważnie – warknęłam. – I nie rób ze mnie drugiej Paris Hilton.
– Okej, w takim razie zostajesz.
– Słucham?!
– Sama powiedziałaś, że mam traktować cię poważnie, no więc mówię ci, że zostajesz. Potraktuj to jako wyzwanie albo zakład.
Pokręciłam głową, bo nadal nie rozumiałam, o co mu chodzi.
– Możesz tutaj mieszkać, cieszyć się bliskością morza i urlopem. Ale musisz zrezygnować z wszelkich wygód typu telefon. Zresztą to nie problem, bo i tak go nie masz. Poza tym odpuścisz media społecznościowe, drogie jedzenie i jeszcze droższe rozrywki. Spędzisz urlop bez karty kredytowej i bez internetu. Przez trzy dni. Idę o zakład, że nie wytrzymasz nawet jednego.
– Mówisz poważnie? – Brzmiałam jak idiotka, ale musiałam się upewnić, czy on naprawdę proponował mi to, co właśnie powiedział.
– Najpoważniej na świecie. – Zrobił surową minę. – Możesz zadzwonić do banku, do matki czy koleżanki, szybko zdobyć gotówkę, potem zameldować się w luksusowym hotelu. Ale zastanów się, czy naprawdę tak chcesz spędzić swój urlop.
– Nie wiem. Tak jest prosto i przyjemnie. Nigdy nie spędzałam wakacji inaczej – wyjaśniłam. Nie mogłam przestać się gapić na te jego niebieskie oczy.
– Proste przyjemności, za które wystarczy zapłacić, nie cieszą i nie dają takiej satysfakcji, jak te, o które musisz się trochę postarać.
– To jakiś cytat z Paulo Coehlo czy sam to wymyśliłeś? – zapytałam, nie kryjąc sarkazmu.
– Wytłumaczę ci to obrazowo – powiedział, robiąc szelmowską minę. – Gdybyś pozwoliła mi się przelecieć tutaj i teraz, powiedzmy w podzięce za uratowanie życia, moja przyjemność byłaby duża, ale krótkotrwała. Z kolei gdybyś dała mi się przelecieć dopiero za kilka dni, po moich długich staraniach i próbach zdobycia cię, moja przyjemność byłaby o wiele większa, tak samo jak satysfakcja z tego, że mi się udało.
Patrzyłam na niego osłupiała i zastanawiałam się, czy ryba, którą zjadł, nie była przypadkiem nafaszerowana grzybami halucynogennymi. Ten facet gadał od rzeczy.
– Okej, wybacz, jeśli cię przestraszyłem. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć – zaczął się tłumaczyć. – Nie chcę cię przelecieć. To był tylko przykład.
– Nie musisz podawać mi TAKICH przykładów – wysyczałam. – Doskonale cię zrozumiałam. Mam żyć tak jak ty – jak pustelnik, bez nowych technologii, pieniędzy i dobrego żarcia. Za to z gapieniem się na morze, medytacjami i tantrycznym seksem.
– Bez przesady, nie żyję jak pustelnik. Chociaż ten seks tantryczny brzmi całkiem nieźle. – Uśmiechnął się tak, że zmiękły mi kolana. – Wierz mi lub nie, ale mam telefon, chociaż używam go tylko do rozmów. Z internetu też korzystam, ale z rozsądkiem. Proponuję ci układ…
– I to pewnie nie bezinteresowny…
– Nie przerywaj mi, tylko posłuchaj. Po prostu spróbuj żyć tak jak ja. Z kilkoma niezbędnymi rzeczami i drobnymi w kieszeni. Ugotuj obiad z resztek znalezionych w lodówce, zamiast wydać dwie stówy w knajpie. Idź rano na plażę podziwiać wschód słońca, zamiast wylegiwać się nad wypasionym basenem. Trzy dni. Później zadecydujesz, który rodzaj wypoczynku bardziej ci odpowiada.
– No przecież to nic trudnego. Mnóstwo ludzi tak odpoczywa. – Celowo zrobiłam znudzoną minę.
– Jesteś pewna siebie, ale to za mało, żeby wygrać.
– Wytrzymam tydzień, nie trzy dni. – Hardo spojrzałam mu w oczy.
Biedak, nie wiedział, z kim ma do czynienia. Byłam samotną kobietą, która właśnie została oszukana i okradziona. Zestresowaną pracą i tempem życia. Desperacko potrzebującą odpoczynku (i orgazmu, ale mniejsza z tym). Z takimi lepiej nie zadzierać.
– Skoro się zakładamy, musi być jakaś nagroda, prawda? – kontynuowałam, uśmiechając się chytrze. Już miałam plan, jak obrócić jego pomysł przeciwko niemu. – Jeśli wygram i wytrzymam siedem dni, przebierzesz się za syrenkę i przespacerujesz w dzień po plaży pełnej ludzi.
– Słucham?!
Zaśmiałam się, bo Olaf wyglądał tak, jakbym właśnie poinformowała go, że zostanie ojcem ośmioraczków.
– Syrenka. Rybi ogon, seksowne muszelki na piersiach i piękne długie włosy.
– Wiem, do cholery, jak wygląda syrenka. Tylko nie wyobrażam sobie siebie…
– No to lepiej zacznij, bo wygram ten zakład. A może pękasz, co?
– Żartujesz?! Mógłbym się założyć o milion, bo i tak wygram.
Parsknęłam śmiechem, ale szybko zamilkłam, gdy spojrzał na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem. Daję słowo, ten facet miał zdolność podnoszenia temperatury w pomieszczeniu zaledwie samym swoim spojrzeniem.
– Za to jeśli ja wygram, jeśli nie wytrzymasz tygodnia, będziemy uprawiać seks. Po mojemu.
– Że co proszę?! – Wybałuszyłam oczy i omal nie zakrztusiłam się własną śliną.
– Seks. To takie coś, co robią ludzie, by spłodzić dziecko, ale też po to, by zaznać odrobinę przyjemności. No dobra, nie odrobinę. Ze mną przyjemność nigdy nie jest mała, bo jestem bardzo hojnie…
– Wiem, co to jest seks, do cholery! – przerwałam mu i sparafrazowałam jego własne słowa. – I powstrzymaj się od łóżkowych przechwałek, bo na moje szczęście nigdy nie będę miała okazji się przekonać, czy są prawdziwe.
– Dobra, dobra, jeszcze zobaczymy. To jak? Zakład?
Spojrzałam na silną, opaloną rękę, którą wyciągnął w moim kierunku.
– Zakład. – Uniosłam dumnie głowę. Teraz przynajmniej miałam motywację, by wytrzymać tak długo bez wszelkich udogodnień. Uścisnęłam jego dłoń najmocniej jak potrafiłam.
– Miej świadomość, że jeśli wygram, to będzie seks na moich zasadach. A wierz mi, gdy się z kimś pieprzę, nie jestem delikatny i nie kończę na jednym razie – powiedział i nadal trzymał moją dłoń w swojej dłoni.
Przełknęłam ślinę i poczułam, że się czerwienię. Jego głos zrobił się jakby niższy i bardziej seksowny. Mimowolnie wyobraziłam go sobie bez koszulki. Umięśnionego, z ogorzałym od słońca ciałem i twardymi bicepsami.
– A tak w ogóle, to czym ty się zajmujesz? – wypaliłam, bo pod wpływem tego, co mówił, z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Musiałam skierować swoje grzeszne myśli na bardziej bezpieczne tory.
– Subtelnie zmieniasz temat. – Zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę tak mocno, że wpadłam na jego klatkę piersiową.
Odruchowo przejechałam po niej wolną dłonią. Jego tors był napięty i twardy, zupełnie jak wykuty z kamienia. Poczułam pod palcami sutek i miałam ochotę jęknąć z wrażenia. Okej, byłam napalona i chciałam znaleźć pocieszenie po zniknięciu Piotra, ale moja reakcja na bliskość Olafa była zaskakująco silna.
– Hej, powoli. Seks, dopiero kiedy przegrasz. Nie rzucaj się na mnie już pierwszego dnia. – Zaśmiał się tuż przy moim uchu.
– Dupek – bąknęłam. Niezdarnie wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku i szybko się od niego odsunęłam.
– Pracuję na kutrze. Łowię ryby – odpowiedział w końcu na moje pytanie.
– Naprawdę? To bardzo ciekawe.
– Raczej trudne i niebezpieczne. Zresztą szkoda czasu, lepiej opowiedz mi o tej historii z kradzieżą.
No proszę. A więc jednak go to interesuje.
– Co tu dużo mówić. Byłam naiwna. Nie będę się wdawać w szczegóły, bo zaczniesz się śmiać. – Zażenowana spuściłam wzrok.
– Ej, jeśli chcesz przetrwać ze mną te siedem dni, to powinnaś wiedzieć, że oczekuję szczerości. W końcu wpuściłem pod swój dach obcą kobietę, muszę znać chociaż część twojej historii.
– Okej, ale naprawdę nie ma o czym opowiadać. – Westchnęłam. – Trzy miesiące temu poznałam chłopaka w portalu randkowym. Zaczęliśmy się spotykać, nic nie budziło moich podejrzeń. W restauracjach to on płacił, nigdy nie pożyczał ode mnie pieniędzy. Był miły, szarmancki, dobrze ubrany. Wybraliśmy się razem na urlop i to ja się uparłam, by pojechać do jakiegoś wypasionego hotelu. Jeszcze dziś rano wszystko było w porządku, a gdy wyszłam z łazienki, nie znalazłam ani Piotra, ani moich kart kredytowych, ani gotówki. Telefon też zabrał.
– Musisz to zgłosić policji. – Olaf popatrzył na mnie z troską.
– Jutro to zrobię. Dziś chciałam po prostu odreagować.
– Sprawdziłaś stan konta? Zablokowałaś karty?
– Zrobiłam to szybko, ale i tak ubyło kilka tysięcy. I wiem, że ubyłoby dużo więcej, gdybym nie miała ustalonego dziennego limitu wypłat i płatności.
Olaf pokiwał powoli głową. Zaskakiwał mnie. Spodziewałam się, że będzie mnie oceniał, że mnie wyśmieje i nazwie naiwną idiotką. Tymczasem on wydawał się pełen zrozumienia.
– Masz niezłe jaja, skoro po tej historii nie chcesz wracać do domu, tylko tu zostać.
– Obiecałam sobie, że ten skurwiel nie zrujnuje mojego urlopu do końca. Wystarczająco dużo spieprzył. Poza tym zakład z tobą też trochę zmobilizował mnie do zostania tutaj.
– Aaa, czyli jednak liczysz na ten seks, kiedy przegrasz? – Olaf wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Przestań. Wiesz, co mam na myśli. – Przewróciłam oczami. – Zamierzam ci udowodnić, że nie jestem zadufaną w sobie panną, która nie zna normalnego życia. No i chcę zobaczyć, jak kręcisz tyłkiem w stroju syrenki.
– Dobra, nie marudź, tylko szykuj się do spania. – Olaf nagle zakończył naszą rozmowę. – Idę pod prysznic, ty pójdziesz po mnie. I lepiej się spiesz, bo ciepła woda nie leci tutaj wiecznie.
Uśmiechnęłam się z wysiłkiem i powstrzymałam od jakiegokolwiek komentarza. Jeśli myślał, że kiepskie warunki i brak ciepłej wody mnie zniechęcą, to był w błędzie.
Przygryzłam wargę, gdy stojąc do mnie tyłem, zaczął pozbywać się bluzy i koszulki. Zobaczyłam doskonale wyrzeźbione ręce, ramiona i plecy. A kiedy ściągnął spodnie i rzucił je niedbale w kąt, nie mogłam się powstrzymać i głośno westchnęłam. Praca na kutrze naprawdę dobrze mu zrobiła.
Nagle zabrakło mi powietrza, bo Olaf nie poprzestał na zdjęciu spodni i zrzucił z siebie także bokserki. Zaczerwieniłam się po same uszy i wpatrywałam w ten jego idealny nagi tyłek.
– Przyzwyczajaj się. Przez siedem dni będziesz mieszkać z facetem. Nie zamierzam się krępować – powiedział, zupełnie jakby wyczuł, że się na niego gapię.
– Droga wolna. Jeśli myślałeś, że mnie zawstydzisz i że ucieknę z krzykiem, a ty wygrasz zakład, to się pomyliłeś – rzuciłam lekceważącym tonem, choć czułam, jak z emocji wali mi serce. – Nie pierwszy to i nie ostatni męski tyłek, jaki w życiu widziałam.
– Poczekaj, aż się odwrócę. Wierz mi, takiego fiuta jeszcze nie widziałaś i raczej długo u nikogo innego nie zobaczysz…
– Dobra, dobra. Idź się kąpać – powiedziałam pospiesznie, bo bałam się, że zrealizuje swoje obietnice.
Zaśmiał się cicho i zniknął w łazience. Dopiero wtedy opadłam z ulgą na oparcie krzesła.
Co ten facet ze mną robił?! Rozmawiając z nim, kompletnie zapominałam o historii z Piotrem. Olaf miał w sobie coś, co sprawiało, że chciało się go słuchać, chłonąć każde jego słowo. I choć mówił oszczędnie (za to prosto z mostu), chciałam więcej i więcej.
Gdy po kilkunastu minutach usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi łazienki, asekuracyjnie odwróciłam głowę. Na szczęście gdy spojrzałam na Olafa, okazało się, że jest ubrany.
– Łazienka wolna. Nie siedź tam za długo.
Wyminęłam go szybko, przyciskając do siebie piżamę. Ponieważ to miał być romantyczny wyjazd z Piotrem, spakowałam tylko satynowy komplet z koronkowym wykończeniem, który odsłaniał zdecydowanie zbyt wiele. Najpierw chciałam włożyć do spania jakiś obszerny T-shirt, ale skoro Olaf mnie prowokował, nie widziałam powodu, abym ja miała się czegokolwiek wstydzić.
W łazience skorzystałam z męskiego żelu pod prysznic, choć przecież w walizce miałam swój. Gdy przeczytałam etykietę, już wiedziałam, czym pachnie mój „wybawca”. Imbir, cytrusy i piżmo. Nie dało się ukryć – ta mieszanka pasowała do niego idealnie.
Gdy wyszłam z łazienki, poczułam się onieśmielona. Olaf leżał na materacu, z rękami założonymi za głową i bezczelnie mi się przyglądał. Jego wzrok prześlizgiwał się po mnie powoli z góry na dół, zatrzymując się dłużej na piersiach i nogach. Miałam wrażenie, że ten facet w myślach właśnie przyznaje mi punkty. Byłam ciekawa, na ile mnie ocenia. Marna dwójka czy może mocna dziewiątka? Zresztą, jakie to miało znaczenie? Był obcym mężczyzną, u którego miałam mieszkać przez tydzień. Gdyby ktoś jeszcze wczoraj powiedział mi, że odważę się na coś takiego, popukałabym się w głowę.
– Nie mam drugiego materaca, więc musimy się tutaj zmieścić. – Poklepał miejsce obok siebie, a ja zamarłam.
– Chyba żartujesz.
– A widzisz gdzieś tutaj coś do spania? Nie mam zbyt wielu przedmiotów. To wystarcza mi w zupełności. Więc albo się dostosujesz, albo… od razu przyznaj, że przegrałaś zakład.
– Przegrałam? Dopiero się rozkręcam. Zrób mi miejsce. I lepiej, żebyś w nocy nie chrapał i nie kradł kołdry. – Ruszyłam w jego stronę dziarskim krokiem.
Olaf nie odpowiedział, tylko odwrócił się do mnie tyłem i zaśmiał pod nosem. Oczywiście jakieś dziesięć razy zabrał mi kołdrę, o którą dzielnie walczyłam.
W końcu usłyszałam, jak miarowo oddycha. Przygryzłam wargę i zamrugałam w ciemnościach. Co ja najlepszego wyrabiałam?! Leżałam w łóżku z facetem, którego poznałam zaledwie kilka godzin temu. Z facetem, który traktował mnie lekceważąco i pokazał mi swój nagi tyłek. Prawdopodobnie byłam szalona i nieodpowiedzialna, ale ważniejsze było to, że znów czułam się podekscytowana, dokładnie tak, jak dziś rano, kiedy jeszcze wszystko dobrze się układało.
Obudziło mnie słońce, którego promienie wpadały przed duże okna. Przeciągnęłam się na materacu i poszukałam dłonią po omacku telefonu. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że go nie mam i nie będę mieć przez najbliższe kilka dni. Przerażające, że kawałek plastiku był pierwszą rzeczą, której potrzebowałam po otwarciu oczu. Obiecałam sobie, że po powrocie do normalności zlikwiduję ten szkodliwy nawyk.
Usiadłam na materacu i się rozejrzałam. Byłam w mieszkaniu sama. Olafa nie było ani w pokoju, ani w aneksie kuchennym, a z łazienki nie docierały żadne dźwięki. Spojrzałam na wiszący na ścianie duży zegar – jedyny przedmiot, jaki zdobił białe ściany. Dochodziła szósta rano. Gdzie on, do diabła, był o tak wczesnej porze?
Podeszłam do okien i patrzyłam na morze, które było teraz spokojne i skrzyło się w promieniach słońca. Zupełnie inne niż wczoraj. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Ten widok był zdecydowanie ciekawszy niż poranne gapienie się w telefon i scrollowanie Facebooka.
Czułam się trochę nieswojo, poruszając się po mieszkaniu dopiero co poznanego mężczyzny, ale miałam tak ogromną ochotę na kawę, że nie mogłam sobie odmówić. Przejrzałam kuchenne szafki i ze zdziwieniem stwierdziłam, że Olaf ma tylko dwa garnki, jedną patelnię, kilka sztućców i szklanek. Kubek miał zaledwie jeden. Wychodziło na to, że był minimalistą. Pomyślałam o swojej nowoczesnej kuchni, która choć duża i sprytnie urządzona, z trudem mieściła cztery zastawy (dwie codzienne i dwie na specjalne okazje), garnki i nowoczesne urządzenia, które miały mi ułatwić gotowanie, choć ostatecznie i tak przyrządzałam coś prostego albo jadałam na mieście. Choć była piękna i przestrzenna, zawsze czułam się w niej przytłoczona. Teraz wiedziałam dlaczego. Tutaj, w kuchni Olafa, było pusto i przestronnie. Miałam ograniczony wybór, co bardzo ułatwiało życie. Nie musiałam się zastanawiać, w którym kubku mam ochotę wypić kawę, bo był tylko jeden. To odkrycie wydawało się banalne, a jednak dotarłam do niego dopiero teraz.
Gdy drzwi mieszkania się otworzyły, kawa była już gotowa, a jej aromat unosił się w całym pomieszczeniu. Olaf postawił na podłodze reklamówki i bardzo powoli przesunął po mnie wzrokiem. Zapragnęłam się zakryć, choć przecież całą noc spałam obok niego w tym niewiele zasłaniającym satynowym komplecie.
– Zrobiłam kawę. Masz ochotę? – zapytałam głupio, bo panująca między nami cisza robiła się niezręczna.
– Jasne. – Zsunął z głowy kaptur, oblizał usta i kiwnął głową. – Przyniosłem śniadanie.
– O szóstej rano? Tylko mi nie mów, że znowu rybę.
– Jasne, że rybę. Przecież jesteśmy nad morzem, tutaj jada się ryby. A co?
– Nic, nic. – Zaśmiałam się. – Po prostu mam ochotę na soczystego burgera.
– No to dostaniesz. Burgera z rybą. – Olaf uśmiechnął się do mnie rozbrajająco, co mnie zaskoczyło. Tłumaczyłam sobie, że właśnie z tego powodu nie potrafię oderwać wzroku od jego ust.
– Żywisz się samymi rybami? – zapytałam i poprawiłam opadające ramiączko satynowego topu. Miałam wrażenie, że Olaf uporczywie się w nie wpatruje.
– Nie, jadam też małże i glony. Są bardzo pożywne. Prócz tego czasami łapię meduzy. – Popatrzył na mnie poważnie, po czym głośno się roześmiał. – Jesteś niemożliwa. Naprawdę masz mnie za neandertalczyka, który sam zdobywa pożywienie i nie zna cywilizowanych potraw?
– Nie, ale zdziwiłam się, że wracasz przed szóstą rano ze świeżymi rybami. Pomyślałam, że może sam je złowiłeś. W końcu mówiłeś, że pracujesz na kutrze.
– Mam przerwę. A kutry wypływają na połów zazwyczaj o trzeciej, czwartej nad ranem i zostają na morzu bardzo długo. Rybołówstwo to ciężka praca. Fizycznie i psychicznie.
– Opowiedz mi o tym – zaproponowałam, po czym podeszłam do niego i zabrałam leżące u jego stóp siatki. Poczułam zmysłowy zapach – pachniał morzem i tym żelem pod prysznic, który od wczoraj wprost ubóstwiałam.
– Opowiem przy śniadaniu. Jestem cholernie głodny. – Zabrał mi siatki z rąk, choć chciałam go wyręczyć i coś upichcić. Podejrzewałam jednak, że w gotowaniu jest sto razy lepszy ode mnie.
Obserwowałam, jak idzie do kuchni, wyjmuje ryby, a potem profesjonalnie je patroszy i przyrządza. Trochę to trwało, ale było warto czekać. Gdy w końcu włożyłam usmażony, soczysty kawałek do ust, prawie jęknęłam z rozkoszy. Nigdzie, nawet w najlepszej nadmorskiej knajpie, nie jadłam tak dobrego dania.
– Czy na kutrze bywa niebezpiecznie? – zapytałam, przeżuwając jedzenie.
– Jasne, zwłaszcza gdy pracownik nie ma wprawy. Pogoda na morzu bywa zdradliwa. Jeśli armator i szyper są doświadczeni, na podstawie analizy pogody wiedzą, kiedy można wypłynąć w morze.
– Nie mam pojęcia, na czym polega taka praca. To znaczy jasne, wiem, że łowicie ryby, ale nie orientuję się, jak to wygląda od strony technicznej.
– Wbrew pozorom większość czasu spędzamy na wydawaniu sieci. To skrupulatne i nudne zajęcie. Od niego zależy powodzenie połowu. Czasami trwa to nawet kilkanaście godzin.
– Poważnie?!
– Mówię serio. Tak samo ważne jest zbieranie sieci, by osoba, która następnym razem będzie je wydawać, miała ułatwione zadanie. A sam połów to wiadomo – oddzielanie ryb od sieci, patroszenie i tak dalej.
– To musi być strasznie wyczerpujące zajęcie – stwierdziłam i odruchowo spojrzałam na jego duże, silne dłonie. Przypomniałam sobie, jak podniosły mnie wczoraj i wyciągnęły z morza.
– Szczególnie, kiedy jest zimno. No i współczesne połowy to już nie to samo co kiedyś. Bałtyk umiera, ryb jest mniej niż jeszcze kilka lat temu. Obfite połowy dorsza? Zapomnij. Dlatego łowię od czasu do czasu, a na co dzień imam się innych zajęć. Nie potrzeba mi luksusów, ale z okazjonalnego rybołówstwa nie dałbym rady się utrzymać.
Pokiwałam głową. Wyobraziłam sobie ciężką pracę na kutrze w stresie, pośpiechu i niesprzyjających warunkach. A później pomyślałam o swojej wygodnej posadzie przy biurku i przerzucaniu papierków. Jasne, bywało stresująco, ale prawdopodobnie zarabiałam kilka razy więcej niż Olaf. Nagle zaczęłam doceniać to, co mam.
Włożyłam do ust kawałek soczystej ryby i nie pytałam o nic więcej. Obserwowałam, jak siedzący naprzeciw mnie mężczyzna je w ciszy i skupieniu. Chociaż bardzo się starałam trzymać go na dystans, było coraz trudniej. Nic nie mogłam poradzić – Olaf coraz bardziej mnie fascynował.
Właśnie wróciliśmy z komisariatu, gdzie zgłosiłam oszustwo Piotra. Nie miałam na to ochoty i chciałam zrobić to dopiero po urlopie, ale Olaf mnie przekonał. Byłam mu bardzo wdzięczna, bo nie dość, że podrzucił mnie na komisariat, to jeszcze na mnie poczekał. Nie komentował, nie udzielał dobrych rad – za to wspierał mnie swoją obecnością.
– To jak? Idziesz na plażę? Pogoda się poprawiła – zagadnął, gdy weszliśmy do mieszkania.
– Sama nie wiem. – Przechadzałam się nerwowo po pokoju, szukając czegoś, czym mogłabym zająć myśli. Po wizycie na komisariacie miałam podły humor, bo wspomnienia związane z Piotrem powróciły.
– Czujesz się dziwnie rozdrażniona bez telefonu, prawda?
– Skąd wiesz?
– Masz FOMO.
– Co?!
– Fear of missing out. Syndrom między innymi odstawienia internetu i mediów społecznościowych. Boisz się, że ominie cię coś ważnego, i przez to czujesz się niepewnie.
– Boże, nie wiedziałam nawet, że to ma swoją nazwę. – Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Nie martw się, wiele osób tak ma. Ale przecież świat się nie zawali, jeśli nie przeczytasz o kolejnym przekręcie polityków albo nie polubisz dziesiątego, niemal identycznego jak poprzednie, zdjęcia swojej koleżanki.
Miał cholerną rację. Czego tak naprawdę mi brakowało? Podglądania, jak żyją moi znajomi z Facebooka? Przecież to nudne i najczęściej przekoloryzowane. No i miałam to na co dzień, przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. A teraz byłam tutaj, nad morzem, i za kilka dni miałam wyjechać. Pogoda była idealna, słońce zapraszało mnie na plażę. Ostatnia rzecz, o której powinnam myśleć, to telefon i media społecznościowe.
– „Kochaj ludzi, używaj rzeczy. Bo odwrotnie to nigdy nie działa”*. – Olaf uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. – Moim zdaniem to cholernie mądra sentencja. Ludzie mówią, że podejmowanie nowych wyzwań wymaga odwagi. Sądzę, że jest odwrotnie. To rezygnowanie jest odważne. Rezygnowanie z nowych ofert, rzeczy, możliwości. W dzisiejszym świecie każdy chce więcej i niewielu ma odwagę rezygnować z nadarzających się okazji, a szkoda. Jeśli z czegoś rezygnujesz, zyskujesz spokój i masz czas, by zobaczyć to, co naprawdę ważne. Żaden nowy kurs, żadna nowa sukienka czy kolejna oferta pracy nie są tego warte.
– A zatem z czego dzisiaj zamierzasz zrezygnować? – Odwzajemniłam uśmiech. Olaf patrzył na mnie zdziwiony, więc się roześmiałam. – Chodzi mi o to, jakie masz plany na dzisiejszy dzień.
– Mój plan to nie mieć planu. Słodkie lenistwo. – Mrugnął do mnie.
– Wobec tego zabierz mnie na plażę. – W końcu powiedziałam to, co tak długo chodziło mi po głowie.
– Słucham? – Wyglądał na zaskoczonego.
– Chcę poleżeć na piasku, a potem popływać. I potrzebuję towarzystwa – wydusiłam z siebie, choć piekły mnie przy tym policzki.
– W takim razie masz rację, lepiej z tobą pójdę. Jeszcze znów zaczęłabyś się topić – odpowiedział i choć ton jego głosu był poważny, w niebieskich jak ocean oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia. I coś jeszcze. Coś, od czego robiło mi się dziwnie gorąco.
– Zadziwiające, jak często ludzie korzystają z telefonów na plaży. – Zastanawiałam się nad tym, obserwując, jak jakaś nastolatka robi sobie selfie.
– Ty tak nie robiłaś? – Olaf spojrzał na mnie, a w kącikach jego oczu pojawiły się miniaturowe zmarszczki.
– Fakt, robiłam… Choć nigdy nie zwracałam na to uwagi.
– Pamiętasz te czasy, kiedy nie było aparatów cyfrowych, tylko analogowe?
– Jasne! Do tego klisze na trzydzieści sześć zdjęć! – Zaśmiałam się.
– Właśnie. Każde zdjęcie było wtedy cenne. Nikt nie robił kilkudziesięciu podobnych ujęć, by godzinami wybierać najładniejsze i jeszcze nakładać na nie jakieś filtry. Po prostu robiło się fotkę i dalej korzystało z urlopu. I te zdjęcia, choć niedoskonałe, były naprawdę wyjątkowe.
– Racja. Teraz mam wrażenie, że ludzie zamiast zwiedzać zakątki świata, patrząc swoimi oczami, oglądają je przez obiektyw aparatu. Trochę to smutne.
– Nie łapią wspomnień i ich nie przeżywają, tylko uwieczniają wszystko na fotografiach. Jakby to było najważniejsze… – Olaf się zamyślił. – Na szczęście nie wszyscy tak mają. Coraz więcej ludzi decyduje się na prawdziwe przeżywanie urlopu i wakacje offline.
– To tak jak ja. Tyle że moje wakacje offline są trochę przymusowe. – Mrugnęłam do niego.
Coraz trudniej było mi ukryć, jak bardzo na mnie działa. Ukradkiem podziwiałam jego nienaganną sylwetkę, kiedy siedział obok mnie na piasku ubrany tylko w kąpielowe szorty. Wstydziłam się przed nim rozebrać do bikini, szczególnie kiedy czułam na sobie jego gorące spojrzenie. A jednak Olaf potrafił sprawić, że się rozluźniałam i doskonale bawiłam. I nieważne, czy leżeliśmy i rozmawialiśmy o głupotach, czy skakaliśmy w falach jak para dzieciaków. Po raz pierwszy na urlopie poczułam się naprawdę wolna. Nie tylko wolna od mediów społecznościowych i złych nawyków, lecz także od natrętnych myśli. Wypoczywałam tak, jak chciałam. Może nie spektakularnie, w najdroższym hotelu, który świetnie prezentował się na zdjęciach, ale spontanicznie, radośnie, całą sobą.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że potrafię zachowywać się tak swobodnie w towarzystwie dopiero co poznanego mężczyzny. I w dodatku bez skrępowania z nim rozmawiać. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że była między nami dziwna nić porozumienia, jaka zazwyczaj jest między przyjaciółmi czy rodzeństwem, tyle że ani na przyjaciela, ani na brata nie patrzy się takim wzrokiem, jakim ja patrzyłam na Olafa. Podobał mi się i mnie intrygował. Im więcej czasu spędzaliśmy razem, tym częściej przyłapywałam się na tym, że o nim rozmyślam. I nie były to myśli z gatunku tych grzecznych.
Jak by to było, gdyby kochał się ze mną tutaj nocą? Na plaży skąpanej w dyskretnym blasku gwiazd. Albo w jego mieszkaniu, na podłodze, nie dbając o wygody. Dziko, namiętnie, zupełnie inaczej, niż to było z Piotrem i z każdym poprzednim facetem…
Gdy wróciliśmy z plaży do domu i zajęliśmy się przygotowywaniem posiłku, niby było między nami jak wcześniej, a jednak odniosłam wrażenie, że coś się zmieniło. W mieszkaniu zawisło jakieś trudne do określenia napięcie. Mniej rozmawialiśmy, za to częściej przyłapywaliśmy się na patrzeniu na siebie. Zaciągałam się jego zapachem, ilekroć mnie mijał. To było zaskakujące – odchodziłam od zmysłów przez mężczyznę, którego poznałam zaledwie wczoraj.
Nic nie mogłam na to poradzić – fascynował mnie. Żył prosto, nikogo nie udawał, nie podążał za modą i tłumami. Robił swoje i był w tym powalająco autentyczny. A do tego mi imponował. Wprawdzie nie planowałam wyrzucić z domu większości rzeczy i odciąć się od mediów społecznościowych, ale podobała mi się jego życiowa filozofia. Chciałam kierować się nią przynajmniej podczas tego urlopu i zobaczyć, czy przyniesie to jakieś efekty.
Brakowało mi telewizji, ulubionych portali internetowych i Instagrama. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że wcale nie jest mi to niezbędne do życia. A już na pewno niezbędne nie jest spędzanie w internecie kilku godzin dziennie. Zamiast tego wolałam podejść do okna, wciągnąć do płuc morskie powietrze i wsłuchać się w skrzeczenie mew. Albo poobserwować Olafa, kiedy był zajęty przygotowywaniem jedzenia. Uwielbiałam na niego patrzeć.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
*Love People, Use Things: Because the Opposite Never Works – tytuł książki Joshuy Fieldsa Millburna i Ryana Nicodemusa [przyp. autorki].
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Opracowanie tekstu, skład i przygotowanie do druku: cała jaskrawość
Projekt graficzny wnętrza: cała jaskrawość, www.calajaskrawosc.pl
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © Nuttawut Uttamaharad, © Klyuchnik Alexander / Shutterstock.com
Ja, morze i on © 2021 by Anna Langner
Niech to zostanie między nami © 2021 by Alek Rogoziński
Pożądanie smakuje porzeczkami © 2021 by Katarzyna Bester
Wyspa tajemnic © 2021 by Paulina Jurga
Lato w rytmie lambady © 2021 by Sonia Rosa
Nuda, nudissima © 2021 by Paulina Klepacz
Zapomnij, baw się, kochaj © 2021 by Emilia Szelest
Wakacje od życia © 2021 by Gabriela Gargaś
(Nie)przypadkowa rezerwacja © 2021 by Ewelina Dobosz
Pokój 107 © 2021 by Magdalena Witkiewicz
Copyright © 2021, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2021
ISBN 978-83-66967-09-0
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek