Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Julita jest dojrzałą kobietą, wiedzie ustabilizowane życie, a przynajmniej takie, które nie powinno już zanadto zmienić obranego kursu. W wieku trzydziestu ośmiu lat ma to, do czego dąży większość kobiet: stabilizację, rodzinę, pracę. Co prawda, jej małżeństwo nie należy do najbardziej udanych, ale które jest bez wad? W związku nie powinno postępować się zbyt samolubnie, dochodzić do skrajnych wniosków, kiedy osądzające oko społeczeństwa patrzy… I tak Julita od swoich młodzieńczych lat robi to, co słuszne, czyli to, co większość. Przecież tak wiele osób nie mogłoby się mylić.
Wszystko zmienia się pewnej nocy, gdy mąż Julity rezerwuje pokój hotelowy w rocznicę ślubu. Gdy za oknami jesienny wieczór tuli miasto do snu, w Julicie rozkwita nadzieja na odnowienie więzi z małżonkiem. Wszystko wygląda bajecznie aż do momentu, gdy mąż wręcza jej prezent.
Thorsten jest inżynierem i siatkarzem z zamiłowania, wiedzie żywot samotnika. Najbardziej lubi towarzystwo własnego kota. Spogląda na życie swego brata i w duchu jest zadowolony, że sam nie popełnił tylu błędów co on. Thorsten lubi, kiedy codzienność jest spokojna, przewidywalna i stateczna, właśnie to mu odpowiada. Tylko czasem trochę powiewa nudą… Tego wieczora, gdy postanowił przełamać rutynę, nie podejrzewał, że stanie się czyimś prezentem.
Czy Julita zgodzi się na trójkąt małżeński? Czy to uratuje jej związek? Czy warto podjąć ryzyko? Co bohaterka odkryje w sobie dzięki temu doświadczeniu?
A może życie zawsze powinno toczyć się utartym torem…?
Julita jest dojrzała kobietą, wiedzie ustabilizowane życie, a przynajmniej takie, które nie powinno już zanadto zmienić obranego kursu. W wieku trzydziestu ośmiu lat ma to, do czego dąży większość kobiet: stabilizację, rodzinę, pracę. Co prawda, jej małżeństwo nie należy do najbardziej udanych, ale które jest bez wad? W związku nie powinno postępować się zbyt samolubnie, dochodzić do skrajnych wniosków, kiedy osądzające oko społeczeństwa patrzy… I tak Julita od swoich młodzieńczych lat robi to, co słuszne, czyli to, co większość. Przecież tak wiele osób nie mogłoby się mylić.
Wszystko zmienia się pewnej nocy, gdy mąż Julity rezerwuje pokój hotelowy w rocznicę ślubu. Gdy za oknami jesienny wieczór tuli miasto do snu, w Julicie rozkwita nadzieja na odnowienie więzi z małżonkiem. Wszystko wygląda bajecznie aż do momentu, gdy mąż wręcza jej prezent.
Thorsten jest inżynierem i siatkarzem z zamiłowania, wiedzie żywot samotnika. Najbardziej lubi towarzystwo własnego kota. Spogląda na życie swego brata i w duchu jest zadowolony, że sam nie popełnił tylu błędów co on. Thorsten lubi, kiedy codzienność jest spokojna, przewidywalna i stateczna, właśnie to mu odpowiada. Tylko czasem trochę powiewa nudą… Tego wieczora, gdy postanowił przełamać rutynę, nie podejrzewał, że stanie się czyimś prezentem.
Czy Julita zgodzi się na trójkąt małżeński? Czy to uratuje jej związek? Czy warto podjąć ryzyko? Co bohaterka odkryje w sobie dzięki temu doświadczeniu?
A może życie zawsze powinno toczyć się utartym torem…?
Niewinna brzoskwinia to erotyczna opowieść o ludziach szukających miłości. To historia, która daje nadzieję na lepsze jutro. Przecież życie nie kończy się po trzydziestce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 400
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright by Laura Koch
Korekta: Karolina Klinowska
Skład: Katarzyna Krzan
Projekt okładki: Laura Koch - CANVA
ISBN e-book: 978-83-968838-1-0
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione.
Wydanie I 2024
Ostatnie promienie słońca wpadały do mojego mieszkania, kładąc długie cienie na parkiecie. Ściany przybrały barwę intensywnej żółci, jak to bywa podczas jesiennych zachodów. Zerknąłem na instrukcję trzymaną w ręce, rozglądając się za śrubką wspomnianą w jej treści. Kot wskoczył na stół, zrzucając drobne elementy na podłogę.
– Spadaj, Puszek. – Zepchnąłem kota ze stołu. – Mało masz miejsca w mieszkaniu?
Kot przekręcił łebek, jakby chciał zaserwować mi ciętą ripostę, ale ostatecznie oddalił się tylko na kanapę. Rozłożył się wygodnie na poduchach, by wygrzać się jeszcze w blasku gasnącego słońca. Zanurkowałem pod stół, by pozbierać śrubki i kołki. Lubiłem składać nowe meble, to trochę jak puzzle dla dorosłych.
Na blacie rozdzwonił się telefon. Walnąłem się w głowę, wstając spod stołu. Szlag! Chwyciłem wibrującego grata, nim dzwoniący porzucił nadzieję na odebranie połączenia.
– Halo, Thorsten, tu Julian.
– No cześć. Co tam u ciebie? – odparłem, masując obolałe miejsce.
– A nic, nie mam planów na weekend. Może skoczyłbyś na piwo? – Kumpel z pracy od razu przeszedł do rzeczy, zawsze był z niego konkretny gość.
– Kiedy?
– Dzisiaj wieczorem, jest sobota, dzień dobry jak każdy.
– Sorry, stary, już się umówiłem z bratem. – Chwyciłem śrubokręt. – Może chcesz się przyłączyć?
– Raczej nie… Wykombinuję coś innego.
– Na pewno? Będzie dobrze, mój brat to spoko koleś. Dogadamy się, w kilku zawsze weselej. – Przełączyłem telefon na tryb głośnomówiący i zająłem się wkręcaniem.
– Dobra, zobaczę. Jak nie wymyślę nic innego, to wpadnę. Dokąd idziecie?
– Do Złotego Lwa, niedaleko hotelu Ritz. Założę szal w jednorożce, żebyś nas szybko zlokalizował.
– Szal w jednorożce? Zmieniłeś ostatnio orientację? – Bezpośredniość Juliana wywołała mój śmiech.
– Czy szedłbym do klubu gejowskiego z bratem?
– Może on jest gejem.
– Nie, on też nie jest gejem – sprostowałem rozbawiony. – Mam po prostu piękny szal od siostrzenicy, bardzo charakterystyczny. Teraz już zawsze zauważysz mnie na mieście.
– Właściwie ostatnio nie mam szczęścia do kobiet. Może jednak to ja powinienem wstąpić do klubu gejowskiego. Pewnie z mężczyznami lepiej umiałbym się dogadać – powiedział zrezygnowany.
– Jak chcesz, nie osądzam, ale możliwe, że na gadce się nie skończy.
– Pewnie masz trochę racji… Dobra, dzięki za zaproszenie.
– Nie ma sprawy. Na razie!
Rozłączył się. Znalazłem feralną śrubkę numer sześć, rozejrzałem się za nakładką.
– Widzisz, Puszek, teraz klasyfikują cię po kolorze ubrań, jakie nosisz. Chyba ci zmienimy tę różową obrożę na jakąś inną. Inaczej nigdy nie wyrwiesz lasek na mieście.
***
Dochodziła jedenasta i bar był już na wpół pusty. Jak zwykle z głośników sączył się jazz, w tle słychać było dźwięk nalewanego piwa i dyskretnych rozmów. Złoty Lew to jeden z moich ulubionych lokali. Dobra muzyka, świetne piwo, często lokalne albo przynajmniej sezonowe. To miejsce, gdzie można się naprawdę wyluzować. Wpadałem tu od czasu do czasu, kiedy miałem wolną chwilę albo gdy chciałem się z kimś spotkać. Ten bar był dla mnie oczywistym wyborem, tak jak i dzisiaj.
– Hej, Thorsten, powinieneś się trochę rozerwać. – Ciężka ręka mojego brata wylądowała na moim ramieniu. Jak zwykle prawił swoje mądrości.
– Naprawdę nie czuję się jakoś specjalnie skrępowany – odpowiedziałem leniwie.
– Czy ty w ogóle zrobiłeś w swoim życiu coś szalonego? Czy zawsze byłeś panem odpowiedzialnym? Bo już sam nie pamiętam…
– Masz na myśli to, czy zostałem samotnym ojcem w wieku trzydziestu pięciu lat jak ty? Odpowiedź brzmi „nie” i już nie zostanę, bo jestem starszy od ciebie.
– A choćby nawet! Możesz zostać samotnym ojcem po czterdziestce! Thorsten, daj życiu szansę!
– Nie, dziękuję.
– Ja przynajmniej miałem niesamowitą kobietę. Niestety, nie była jeszcze gotowa na stabilne życie. Nie żałuję jednak, że mam córkę. Kocham ją, choć nie ukrywam, że trudno jest wychowywać ją samemu.
– Brzmi rewelacyjnie, ale chyba wolę być nudziarzem. – Wziąłem łyk piwa.
– Gratuluję, jesteś! – Lars chwycił kufel, w jego przypadku, bezalkoholowego. – No nic, kończę, muszę odebrać córkę od sąsiadki. Wpadniesz do mnie w tym tygodniu?
– Zobaczę. Przekaż Luizie „dobranoc” od wujka.
– Jasne, bywaj. – Chwycił płaszcz i wyszedł z lokalu.
Spojrzałem w swoją szklankę, złoty płyn wciąż wypełniał ścianki naczynia, bąbelki podrywały się leniwie z dna, podlatując do powierzchni jak małe baloniki. Wziąłem kolejny łyk napoju bogów.
Czy zrobiłem w życiu coś niesamowitego? Niby te gadki Larsa prowadzą donikąd, ale potem zawsze godzinami nad nimi rozmyślam. Właściwie, po co miałbym zrobić coś szalonego? Lubię życie bez komplikacji, przynajmniej pozwala to uniknąć wielu problemów. Dlaczego ostatnimi czasy jest takie parcie na szaleństwa? Dla paru zdjęć na Instagramie, kilku lajków na jakimś portalu? Niektórzy tracą życie albo trwale się uszkadzają w jakiś wyzwaniach, które nikomu nie są potrzebne do szczęścia. Nagle każdy chce być unikatowy jak płatek śniegu, wybić się, zaistnieć na parę sekund, jakby to robiło jakąkolwiek różnicę. Mam wrażenie, że ludzie więcej czasu spędzają zapatrzeni w te małe ekraniki w rękach, obserwując czyjeś życie, zamiast żyć swoim. Totalna bzdura, której nigdy nie zrozumiem. Z drugiej strony – czy muszę? Jestem z innej dekady, najwidoczniej świat poszedł do przodu, a ja nie. Nie czuję się z tym szczególnie źle.
Czy zrobiłem coś szalonego? To pytanie wciąż chodziło mi po głowie. Większość ludzi, których znam, właściwie żałuje swoich eskapad albo przynajmniej się ich wstydzi…. Zrobiłem coś nieodpowiedzialnego, ale to było wieki temu, a konsekwencje tego wyboru ponoszę do dziś, kiedy skóra na nogach mnie ciągnie i wciąż muszę ją smarować jakimiś mazidłami. Głupota… aczkolwiek – przeczesałem włosy ręką – nie ukrywam, że czasem brakuje mi dreszczyku emocji. Może rzeczywiście powinienem coś zrobić, żeby skosztować innego smaku życia. Tylko komu miałbym imponować? Nawet nie istnieję w mediach społecznościowych, nigdy nie założyłem konta. Zresztą, co teraz trzeba by zrobić, żeby w ogóle komuś zaimponować? W erze bohaterów i superbohaterów każdy naoglądał się filmów ze spektakularnymi efektami specjalnymi, a potem ma wrażenie, że jest równie niesamowity. Ja przestałem wierzyć w bajki dawno temu. Te wszystkie mądre frazesy typu: „Uwierz, a ci się uda” przejrzałem na wylot, gdy byłem jeszcze dzieciakiem. Myślę, że reszta społeczeństwa też w końcu powinna otrząsnąć się ze złudzeń.
Zbliżała się północ, czas było wracać do domu. Bar już pustoszał. Nastrojowy blues pobrzmiewał z szafy grającej podświetlonej na zielono, chyba Aretha Franklin. Lampki rozświetlały salę złotym, przydymionym światłem. Kilka par siedziało w blasku świec przy stolikach, paru niedobitków jak ja wybrało miejsce przy długim dębowym barze. Zostawiłem pieniądze na blacie, machnąłem do barmana, zarzuciłem kurtkę i wyszedłem.
Listopad w Moguncji to nie najlepsza pora roku. Zimno, wiało, przynajmniej niebo było dzisiaj rozgwieżdżone i księżyc w pełni. Ulice były puste, przemknęła jedynie jakaś para. Zakochani schowali się w bramie pobliskiej kamienicy, słyszałem, jak chichoczą, gdy ich mijałem, całowali się. Chyba tej jednej rzeczy żałuję, nie poznałem kobiety mojego życia. Jakoś zawsze to nie było to. Kiedy już myślałem, że tym razem mi się poszczęści, to i tak zostawałem z niczym. Ponoć jestem zbyt zachowawczy, a może po prostu jeszcze dla nikogo nie straciłem głowy?
Wiatr zamiatał resztki liści z ulicy, świszczał w zaułkach, wzbijając w powietrze papierki. Poza tym cisza. Nawet samochodów mało było na ulicach. W taką pogodę niemal każdy pewnie już siedział w domu, a jeszcze pewniej spał pod pierzyną. Przystanąłem przed sklepem, okna wystawowe jak zwykle kusiły kolorami i kształtami. Sprawiały wrażenie, że człowiek w ich świetle mógłby się ogrzać, szkoda, że tak nie było. Kolejny podmuch wiatru – jakby chciał mnie pogonić szybciej do domu. Czułem, jak ten chłód wdzierał się pod moją kurtkę. Starałem się wcisnąć głowę głębiej w kołnierz, kiedy zorientowałem się, że zostawiłem szalik w barze. Trzeba wrócić, to prezent urodzinowy od Luizy, głupio byłoby go zgubić zaraz po jego otrzymaniu. Postawiłem kołnierz wyżej, schowałem ręce do kieszeni i, klnąc po cichu, zawróciłem do lokalu. Wiatr wiał mi w twarz, aż piekły mnie poliki, jego silne podmuchy zdawały się odwodzić mnie od celu, powstrzymywać przed powrotem do baru, a może byłem już po prostu zmęczony. Stawiałem krok za krokiem, patrząc, jak moje stopy przemierzają kolejne metry chodnika. Znowu mijałem te same sklepy, tę samą parę całującą się w bramie, a może teraz już się kochali. Zakochanym zawsze ciepło, uśmiechnąłem się w duchu. Może jeszcze i mi się uda spotkać tę jedyną? W końcu nie jestem taki stary, choć młody też nie.
Wszedłem do lokalu, ogarnął mnie szum rozmów. Muzyka nadal sączyła się z szafy, ktoś musiał wrzucić kolejną monetę. Poczułem się, jakbym wrócił do siebie, opatuliło mnie ciepło, znajomy zapach, znałem nawet barmanów, a oni mnie. Dostrzegłem Norberta machającego do mnie szalikiem zza baru. Właściwie trzeba było mi po niego przyjść jutro, nie wiem, po co męczyłem się teraz. Chrześnica wybrała mi szal w różowe jednorożce. Pewnie pośród trzylatek to był istny hit. Nosiłem go, bo był ciepły, zresztą kogo to obchodzi, jaki mam gust. Ruszyłem do baru.
– Dzięki, nie chciałbym, żeby się zgubił – powiedziałem, odbierając szalik od barmana.
– Nie ma sprawy. Gość z tamtego rogu go przyniósł.
Spojrzałem we wskazanym kierunku. Stał tam facet, wysoki, w eleganckim garniturze, pił jakiś spirytus. Podniosłem szalik, żeby mu machnąć w podziękowaniu. Skłonił się.
– To co? Może się skusisz na jeszcze jedno piwo, skoro już tu jesteś? – spytał Norbert, chwytając pokal.
– W sumie czemu nie?
Barman postawił przede mną szkło ze złotym płynem. Przez chwilę delektowałem się w ciszy smakiem ulubionego piwa.
– Niech to będzie na mój rachunek. – Gość w marynarce zmaterializował się obok mnie.
– Raczej to ja powinienem odwdzięczyć się za szalik – powiedziałem, zdejmując kurtkę.
– No tak, rzeczywiście szkoda byłoby stracić takie dzieło sztuki – odparł, uśmiechając się pod nosem. – Mam dla pana pewną propozycję… – Mężczyzna chwycił hoker, siadając obok mnie.
Na dworze wiatr uginałłyse gałęzie drzew. Zaczynał się najdłuższy okres roku, kiedy niemal każdy wyczekiwał świąt. Światła lamp rozlewały pomarańczowy blask na asfalcie. Obserwowałam samochody jadące leniwie po ulicach. Siedziałam sama w pokoju hotelowym i uśmiechałam się pod nosem, bo nie musiałam wychodzić na zewnątrz. Wyłączyłam światło, żeby lepiej widzieć barwy miasta, lubiłam ten widok. Świat na zewnątrz skąpany był w świetle lamp. Strzeliste latarnie błyszczały jak zaklęte, roztaczając złocistą łunę, która odbijała się w oknach budynków. Wystawy skrzyły się tęczą barw, która aż raziła na tle ciemnej nocy. Było już późno. Mój mąż skoczył po prezent z okazji naszej rocznicy ślubu, miło z jego strony. Jakby noc w hotelu z wyśmienitą kolacją była niewystarczająca. Zatem i ja się postarałam – czarna sexy bielizna, pas do pończoch i pończochy, koronki, które więcej odsłaniają, niż ukrywają. Stałam w oknie zawinięta w szlafrok, żeby go zaskoczyć, jak tylko przyjdzie. Nie byłam pewna, co można załatwić o tej porze, ale najwidoczniej przygotował niespodziankę już wcześniej. Dało mi to czas, bym mogła wziąć aromatyczną kąpiel w gęstej pianie, sącząc szampana. W głowie delikatnie mi już szumiało. Może tym razem nam się uda. Nie pamiętam, kiedy miałam satysfakcjonujący seks ze swoim mężem. Czy byliśmy dobrym małżeństwem? Sama nie wiem, chyba stanowiliśmy lepsze do narodzin dziecka. Potem zmieniły się oczekiwania i wszystko zaczęło się malowniczo sypać. Nie było jakiejś tragedii, pewnie jesteśmy w standardowym związku. Trochę kłótni, parę cichych dni i sporo przemilczeń, żeby po prostu nie zaogniać sytuacji. Doceniam więc fakt, że mój mąż wyszedł z inicjatywą, żeby wskrzesić ogień naszych uczuć albo chociaż wzniecić iskrę, która – jeśli kiedykolwiek między nami była – to już dawno zgasła.
Zerknęłam na zegarek, było już po dwunastej. Co można robić tyle czasu? Chyba nie zamierza sam upiec tego tortu! Wie, że lubię brzoskwiniowy, więc może postarał się o śmietankowy z brzoskwinią? Mniam, ślinka ciekła mi już na samą myśl o nim. Chwyciłam pilot, włączając światło. Sprawdzałam różne ustawienia, żeby było nastrojowo. Na łóżku leżały całe zastępy poduszek w różnych barwach i kształtach, ich drobne koroneczki aż przyzywały, żebym w końcu spoczęła w ich rozkosznym, mięciutkim cieple. Nie mogłam się poddać i zalec we śnie, kiedy mój mąż tak się postarał. Odstawiłam kieliszek, inaczej upiłabym się, zanim wszystko by się zaczęło. Spojrzałam w lustro, krótka fryzura pixie, niewiele makijażu, bo nie chciałam się rozmazać w czasie aktu, to może odebrać apetyt. Jak na trzydzieści osiem lat wyglądam kusząco. Puściłam do siebie oczko, żeby dodać sobie otuchy. Usiadłam w fotelu i czekałam.
– To na czym stanęło? Na czyim rachunku zapisać? – zapytał barman.
– Chyba jednak na moim. – Facet w garniturze poluzował krawat. – Jestem Karol. – Podał mi rękę.
– Thorsten.
– Zwrócił pan moją uwagę, mijając mnie w wejściu, gdy akurat opuszczał pan ten lokal.
Mało nie zakrztusiłem się na te słowa. Owszem jestem wysoki, ale tekst o zwracaniu czyjejś uwagi zazwyczaj słyszałem od żeńskiej części widowni. Pewnie gej, no cóż, raczej zawiodę jego oczekiwania. Nic dziwnego, wcześniej siedziałem z bratem, o ile go widział, w dodatku miałem szalik w różowe jednorożce. Śmiać mi się chciało z całej tej sytuacji. Nie zamierzałem jednak wyjść na homofoba, więc udałem, że słucham z zainteresowaniem.
– Jest pan przystojnym mężczyzną, wyważonym, a ja właśnie szukam kogoś o pana gabarytach i wyglądzie – mówił to tak spokojnie, jakby opisywał konia wyścigowego.
Ja tymczasem robiłem wszystko, żeby powstrzymać śmiech. Czy też powinienem go skomplementować, zanim sprowadzę go do parteru?
Karol wziął łyk trunku, odchrząknął i kontynuował:
– Ja i moja żona prowadzimy otwarty związek i szukamy kogoś, kto chciałby się dołączyć.
– Doprawdy? – Odstawiłem piwo, żeby się nie oblać, ponieważ znowu mało się nie zakrztusiłem.
Teraz spojrzałem na gościa dwa razy uważniej. Starałem się ocenić jego wygląd. Sam nie wiem, czego szukałem, chyba jakiegoś potwierdzenia, że to nie jest głupi żart albo że facet nie jest jakimś maniakiem. Potarłem czoło, nagle poczułem się zaintrygowany. Jeszcze nigdy nie otrzymałem zaproszenia do trójkąta i nie znam nikogo, kto by takowe dostał. Chociaż czymś takim człowiek się chyba nie chwali. Ale numer, i to akurat w momencie, kiedy zarzucono mi, że jestem nudziarzem! Może warto spróbować? W głowie rozważałem różne opcje. Co mi szkodzi popytać o szczegóły?
– I jak miałoby to wyglądać? – spytałem, wracając do sączenia piwa.
– Ja lubię patrzeć, moja żona lubi eksperymenty, dość ostry seks, więc wy będziecie się zabawiać, a ja może się przyłączę. Seks bez żadnych zbędnych czułości, pocałunków, po prostu czysta zabawa. – Odstawił szklaneczkę, wypiwszy całą zawartość jednym pociągnięciem.
Jak na kogoś, kto lubi takie klimaty, wyglądał na zdenerwowanego. Pewnie był jakiś haczyk – jego żona to raszpla i sam nie chciał jej pieprzyć. Jeśli w tym tkwił problem, to sam nie wiedziałem, czy bym podołał. Ostatecznie nie byłem zdesperowany, raczej zaciekawiony. Czy to wystarczy, żeby wykonać… zadanie? Analizowałem zaistniałą sytuację, w końcu byłem inżynierem, potrafiłem dokonać podstawowych rachunków ryzyka.
W końcu się zgodziłem. Jeśli coś nie będzie mi odpowiadać, to podziękuję. No raczej do kaloryfera mnie nie przywiążą. Jestem większy od gościa, i to znacznie. Prędzej on powinien się bać. Postanowione. Koniec nudziarza, spróbujemy.
– I gdzie mielibyśmy się wybrać?
– Mamy pokój w hotelu obok. – Koleś patrzył się na mnie, jakby nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
W głowie wyły mi wszystkie syreny alarmowe. To zły pomysł, wręcz fatalny. Zignorowałem ostrzeżenia, chwyciłem kurtkę i szal.
– No to nie traćmy czasu – odparłem pewnie, w głowie dodając „zanim się rozmyślę”.
W końcu usłyszałam kroki na korytarzu i rozmowę. Pewnie Karol zagadywał do kelnera, żeby tamten wiedział, co robić. Wstałam z fotela i podeszłam do drzwi. Te się otworzyły i do pokoju wszedł mój mąż z kimś obcym. Zbaraniałam. O co chodzi?
– Kochanie, to jest Thorsten – powiedział po angielsku mój mąż.
Zatem facet nie był Polakiem, a Karol najwidoczniej chciał, żeby rozumiał, o czym mówimy. Może to był jego kolega z pracy, którego przypadkowo spotkał? Ale na serio, akurat teraz przyprowadził go do pokoju? W naszą rocznicę?!
– Miło mi, jestem Julita. – Uśmiechnęłam się, nie wiedząc, co robić dalej.
Podałam Thorstenowi rękę. Patrzył się na mnie badawczo, ja zezowałam na Karola, oczekując dalszych wyjaśnień albo chociaż instrukcji.
– Pomyślałem sobie, że to będzie nasz prezent z okazji rocznicy ślubu – powiedział po polsku uśmiechnięty Karol, a mi zmroziło krew w żyłach.
– Że co pomyślałeś?!
Wyrwałam rękę z uchwytu nieznajomego, niemalże przypadając do Karola.
– Co ty dokładnie masz na myśli? – Nie przejmowałam się już, że nasz gość zupełnie nie rozumiał, o czym mówiliśmy, i że było to nieuprzejme.
– Thorsten, napij się może troszeczkę dla kurażu, ja w tym czasie zamienię słówko z żoną.
Obcy podniósł pytająco brwi i bez słowa skierował się do barku. Nalał sobie szklaneczkę koniaku, kurtkę położył na fotelu razem z jakimś dziecinnym szalikiem w jednorożce. Karol chwycił mnie pod ramię i powiódł w drugi kąt pokoju.
– O co ci chodzi?
– O co mi chodzi? – Czułam, że zaraz wybuchnę jak petarda.
– Przecież oboje wiemy, że w łóżku między nami nie gra. Twoje oczekiwania są inne, moje także, więc dlaczego by tego nie urozmaicić? Nie spróbować czegoś nowego? A może akurat wniesie to nową iskrę do naszego związku?!
– Czy ty rozum postradałeś?! Przecież ja nie chcę, żeby dotykał mnie jakiś inny, obcy facet! Jestem twoją żoną, to ty masz się mną zająć!
– I się zajmuję! Dbam o to, żeby było ci dobrze, skoro najwyraźniej sam nie mogę temu sprostać! Spróbuj na to spojrzeć z otwartym umysłem. Jeśli się nie uda, to potem we dwoje będziemy się z tego śmiać.
– Nie chcę się z tego śmiać! W ogóle nie chcę tego robić! Na pewno są inne sposoby! – Przegarnęłam włosy, szukając jakichś uzasadnień. Zniżyłam głos, jako że moje krzyki wnosiły niewiele korzyści do tej rozmowy. Postanowiłam spróbować innej taktyki. Podeszłam do męża i położyłam dłoń na jego torsie. – Karol – szepnęłam – mnie wystarcza twoja bliskość, orgazmy są przereklamowane.
– Ale mi nie wystarcza! Ja chcę więcej. Czy możesz zrobić to dla mnie?
– Nie, nie mogę!
– To zrób to dla nas! Zobaczysz, to może być nasza szansa! Facet jest miły, no spójrz. – Karol odwrócił mnie w jego kierunku i szepnął do ucha. – Jest przystojny, naprawdę szukałem go z myślą o tobie.
Nie mogłam uwierzyć, że zaczynam do siebie dopuszczać tę niewiarygodną możliwość. On naprawdę szukał tego mężczyzny dla mnie? Od jak dawna planował coś takiego? I to bez rozmowy ze mną! W głowie mi się to nie mieściło, ale musiałam przyznać, że wybrał dobrze. Thorsten był przystojny, wysoki, barczysty, część blond włosów związaną miał w niewielki supeł, reszta była przystrzyżona. Przenikliwe niebieskie oczy w ciemnej oprawie, broda ze śladami siwizny – jak z okładki czasopisma. Nie wierzyłam, że taki okaz zgodził się na trójkąt! Jeszcze ten szalik w różowe jednorożce, pewnie ma dzieci, a teraz właśnie zdradza własnążonę…
– Karol, coś ty wymyślił?! – Czułam, jak moja obrona słabnie.
Mężczyzna był… po prostu pociągający. Nieznajomy spokojnie sączył koniak, jakby nic nie miało się zaraz wydarzyć, podczas gdy ja byłam przerażona tym, co zamierzaliśmy zrobić. Karol odwrócił mnie do siebie, ujął moją twarz w dłonie i dał mi buziaka. Po chwili chwycił mnie pewniej i zaczął całować. Trzymał moją twarz tak, żebym się nie odwróciła. Strach wspinał się po mojej skórze jak pnącza bluszczu po pniach drzew.
Jak na parę, która lubi trójkąciki, nie takiego przyjęcia się spodziewałem. Chyba rozmawiali w jakimś słowiańskim języku. Nie znam się, może to był rosyjski? Kobieta zdecydowanie miała temperament. Nawet nie raczyła mi posłać spojrzenia, kiedy wyrwała rękę z mojego uścisku, żeby przypaść do swojego męża jak rozdrażniona osa. Pewnie nie byłem w jej typie. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Teraz nawet żałowałem, bo kobieta była piękna. Chyba młoda, miała bardzo dziewczęcą urodę. Niewielkie usta, prosty nos, brązowe oczy z rzęsami tak długimi, że aż się zawijały. Jej mocno zarysowane brwi to się marszczyły, to prostowały, zdradzając każdą jej emocję, zanim się z niej wydobyła. Miała krótkie włosy, prawie czarne albo czarne, w tym świetle trudno to było określić.
Siedziałem, próbując wyglądać na zrelaksowanego, i ją obserwowałem. Starłem się zwrócić uwagę na każdy detal. Była wysoka, praktycznie równa z Karolem, a stała na bosaka. Po tych paru minutach właściwie nie mogłem się doczekać, aż zobaczę resztę. Co kryło się pod szlafrokiem, który miała zawiązany pod samą szyję? Pogładziłem się po brodzie, rozmyślając. W sumie można by zostawić ten szlafrok, jeśli trzeba… Dla takiej pięknej buźki na pewno da się coś zrobić.
Procenty chyba powoli dawały o sobie znać. Upiłem trochę koniaku, miałem o niego zapytać, kiedy Karol sam go zaproponował. Zdecydowanie potrzebowałem zachęty do tej całej gry. Pomyślmy. On na pewno powiedział, że będzie patrzył. Wspomniał, że jego żona lubi ostry seks. Nie do końca wiem, co to miało znaczyć. Mam ją dusić? Rzucać po ścianach? Pojęcia nie mam, zobaczymy, wyjdzie w praniu. Może ona da mi jakieś sekretne znaki.
Teraz stali w kącie pokoju i się kłócili. Mogli ustalić wspólną wersję, zanim tu przyszedłem. Pociągnąłem kolejny łyk koniaku, jego palący smak czułem na języku, rozlewał mi się po gardle. W co ja się wpakowałem?… Przecież obiektywnie patrząc, ja nawet nie lubię przygodnych numerków. Karol machnął do mnie ręką. Widziałem, że ją okiełznał, całował ją.
Dobra, zaczyna się. Ja pierdolę, ale stres. Na co mi to… On na pewno powiedział, że będzie patrzył, powtarzałem sobie w głowie. Nie chciałem, żeby się pałętał obok, kiedy będę ją posuwał, albo – o zgrozo – żeby mnie dotykał. Ja pieprzę, zdecydowanie przegiąłem, już wolę moją nudę. Wziąłem wdech, ściągnąłem buty, szybko zrzuciłem sweter razem z koszulą. Rozpiąłem spodnie i je zsunąłem, zostałem w samych bokserkach i kolanówkach. Podszedłem do nich jak na ścięcie. Stanąłem za kobietą, położyłem ręce na jej biodrach – nie uległa. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie, tak żeby oparła się o moje ciało. Zacisnęła oczy, jakby bała się je otworzyć, ciągle całowała swojego męża. Co ja mam, kurwa, robić?!
Rozwiązałem szlafrok, wsunąłem pod niego ręce, kładąc je na jej brzuchu. Nagły ogień rozpełzł się po moim ciele jak języki ognia pochłaniające kolejne połacie drewna. Wodziłem rękoma po ciele pięknej kobiety! Była… idealna. Wyczułem smukłe kształty w koronkowej bieliźnie, gładkie ciało, niewielkie piersi. Krew zaczęła tętnić w moich żyłach, skóra łaskotała z podniecenia, dłonie paliły żarem, cały płonąłem pożądaniem. Ująłem jąśmiało za podbródek, odwracając do siebie.
Atmosfera sytuacji zaczynała na mnie oddziaływać – nastrojowe światło, wystrój pokoju, zapach i wygląd Julity, poczucie niebezpieczeństwa, nadciągająca przygoda… Zapragnąłem tej pięknej kobiety jak dawno żadnej. Przyciągnąłem do siebie jej zaskoczoną twarz. Spojrzały na mnie przerażone, bursztynowe oczy.
Trzymałam się kurczowo Karola, zaciskając oczy ze strachu. Nie chciałam tego… ale jednocześnie byłam ciekawa, jak by to było. Czułam, że facet stanął za mną, jego obecność była jak mur bijący żarem. Był wielki, silny, w jego ramionach byłam niczym drobny pył. Gdy przyciągnął mnie do siebie, owiał mnie zapach cydru i lasu. Usilnie starałam się na tym nie skupiać, desperacko wczepiając się w Karola. Może jeśli nie puszczę męża, to nieznajomy się zniechęci? – przebiegła mi przez głowę ostateczna opcja ratunku.
Jego ręce zbliżyły się do paska mojego szlafroka, rozwiązał go jednym ruchem. Ciepłe dłonie chwyciły mnie za biodra, długie palce okalały mój brzuch. Pochwycił mnie za brodę, odrywając od ust męża. Odwrócił mnie do siebie, tak żebym napotkała jego spojrzenie. Byłam przerażona. Nie spuszczając ze mnie wzroku, zsunął szlafrok. Czułam się naga, choć byłam w bieliźnie. Pragnęłam się czymś zakryć, odruchowo skuliłam ramiona. Gdzie był Karol? Nieznajomy wędrował ręką po moim udzie, patrząc się w moje oczy. Zgiął moją nogę w kolanie, lekko zarzucając mnie na swoje biodra. Złapałam go za szyję, żeby nie stracić równowagi.
Położył mnie na łóżku pełnym pięknych poduszek, w których wcześniej tak bardzo chciałam zostać złożona. Teraz miałam wrażenie, że mnie kłują, uwierają każdą koronką. Jego oczy pożerały moje ciało, każdy najmniejszy skrawek. Ściągnął ze mnie majtki. Byłam zbyt przerażona, żeby przełknąć ślinę. Widziałam, że jest podniecony, jego bokserki były uniesione. Nie byłam pewna, czy powinnam go dotknąć. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, leżałam więc jak manekin.
Szukałam wzrokiem Karola. Ten siedział w fotelu, rozpinając spokojnie spodnie, jakby oglądał film w kinie. Patrzył na nas, onanizując się. Wolałam już widok nieznajomego. Miałam wrażenie, że jako jedyny wiedział, co robi, do tego pałał spokojem, podczas gdy ja byłam bliska zawału. Ciągle był w kolanówkach, jakaś niemiecka moda.
Ściągnął bokserki. Jego penis był gruby. Wargi mi spierzchły na myśl, że zaraz znajdzie się we mnie. Przecież ja nawet nie pamiętałam, czym jest dobry seks! Jak się poruszać, zachowywać – to wszystko było dawno zapomnianą historią. Nawet nie byłam pewna, czy orgazm w ogóle istnieje, ot, bzdury w czasopismach. Tak naprawdę chyba nigdy go nie doświadczyłam. Owszem, był dreszczyk emocji, miłe doznania, ale bez szaleństw.
Dostrzegłam, że nieznajomy oderwał ode mnie oczy. Przysiadł na chwilę, rozglądając się po pokoju. Mój wzrok przylutowany był do jego oczu, bałam się spojrzeć na inny skrawek jego ciała, żeby go przypadkiem nie sprowokować.
– Gumki są na szafce. – Karol od razu zwięźle poinstruował mojego nowego kochanka, jakby czytał w jego myślach. Po czym podparł się głowę, jakby się nudził.
Mężczyzna sięgnął po kondom, rozerwał opakowanie i założył gumę. Chwycił go w dłoń. Moje serce waliło sto na godzinę albo szybciej. Palce wbiłam w kołdrę. Oczy zaszły mi mgłą z przerażenia, a może to były łzy, nie miałam pewności. Zacisnęłam powieki, szykując się na pchniecie, ale nic nie poczułam, tylko jego ciepły oddech na moim uchu.
– Jesteś taka piękna. – Pogładził mój policzek. – Rozluźnij się troszkę, wszystko będzie dobrze.
Kiedy zsunąłem z niej szlafrok, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Stała przede mną jak paczka cukierków zapakowana w koronkowe papierki. Piękna i smukła. Jej skóra miała brzoskwiniowy odcień, u góry rozłożysta linia obojczyków, na dole migdałowy pępek. Zapragnąłem tego wszystkiego. Zupełnie zapomniałem, że jej mąż był z nami w pokoju. Zawsze marzyłem o takiej kobiecie, ale teraz większość z nich była już zajęta. Zostały te, z którymi nie do końca wszystko było OK. Przynajmniej była jakaś przyczyna, z powodu której nikt ich dotąd nie wybrał. A tutaj – proszę! Najlepszy sort, i to za przyzwoleniem jej męża. Chyba powinienem śmiać się ze szczęścia.
Miałem ochotę poznać każdy cal jej ciała, posmakować każdego skrawka. Płynnym ruchem położyłem ją na łóżku. Była lekka, subtelna jak tancerka, delikatnie uniosła się na moich biodrach, zanim opuściłem ją na pościel. Pachniała słodko, niewinnie. Oblizałem usta na myśl o tym, co z nią za chwilę zrobię. Rozejrzałem się za prezerwatywą. Nie tak planowałem dzisiejszy wieczór, nie wziąłem żadnej. Na szczęście Karol przezornie zostawił gumki na szafce. Sięgnąłem po jedną i założyłem zdecydowanym ruchem. Odkąd ją rozebrałem, byłem twardy jak stal. A ten zagubiony wyraz jej twarzy… nakręcał mnie jeszcze bardziej.
Chwyciłem gnata w garść, chcąc w nią wejść, ale wtedy to dostrzegłem. To nie była gra, podczas której kobieta swoją niewinnością zachęca partnera do zabawy. Ona była autentycznie przerażona. Jej powieki drżały, ręce wczepiła w kołdrę, jakby chciała zerwać się do biegu. Przełknąłem ciężko ślinę, nie takiej jej pragnąłem. Nie wiedziałem, co nagadał jej mąż, dlaczego była taka spięta, dlaczego kuliła się po zdjęciu szlafroka, dlaczego on sam nie chciał jej dotknąć – przecież była spełnieniem marzeń większości facetów, a już z pewnością moich. Starałem się uspokoić myśli, przygasić podniecenie, które aż ze mnie parowało. Może powinien to przerwać i wyjść… Tylko że teraz za bardzo jej pragnąłem.
Zerknąłem na Karola – ten znudzony już nawet sobie nie walił. Jego obecność zaczęła mi przeszkadzać. Pragnąłem pieścić kobietę, którą miałem przed sobą, całować ją, wziąć w sposób, jaki lubię. Nie chciałem, żeby się mnie bała. Gdyby tak choć parę słów zachęty. Kurwa, miało być bez czułostek… Najwyżej mi podziękują i wyproszą. Nie, to już nie byłoby dla mnie satysfakcjonujące… Szlag.
– Jesteś taka piękna – szepnąłem, ujmując w dłoń delikatną twarz Julity. – Rozluźnij się troszkę, wszystko będzie dobrze.
Siedziałem między jej biodrami, starając się zasłonić nas przed Karolem. Szeptałem po angielsku, gładząc ją po policzku. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Wciąż widziałem w nich przestrach, ale także zainteresowanie. Trwaliśmy tak chwilę, wpatrując się w siebie. Miała piękne oczy, ufne, ciepłe, niewinne. Przytuliłem do niej czoło, płonąc wewnętrznie. Ta chwila ciszy przybliżyła mnie do niej bardziej niż jakakolwiek inna pieszczota. Chciałem, żeby było jej dobrze, żeby przeżyła ten moment ze mną.
Powiodła ręką po moim ciele. Natychmiast poczułem ciarki w miejscach, gdzie mnie dotknęła. Pochwyciłem jej usta, delikatnie, żeby tylko je podrażnić. Uniosła się lekko do moich warg. Dało mi to nadzieję, więc pogłębiłem pocałunek, który szybko przeszedł w namiętny, o ciężkim tonie. Przesunęła rękę niżej. Ciało paliło mnie ogniem. Jej dłoń zbliżyła się do mojej pały, zacisnęła się na niej, silniej u nasady, potem wodziła do góry i w dół. Oderwała usta, patrzyliśmy sobie w oczy. To było zbyt intymne, w końcu musiałem odpuścić. Widok jej ciepłych tęczówek spod firanek rzęs, delikatnych warg, nieśmiało przygryzionych, za bardzo mnie rozpalał.
Zamknąłem oczy, wypuszczając powietrze. Ręką powędrowałem do jej wnętrza. Delikatnie stęknęła, kiedy wsunąłem w nią palce. Masowałem ją lekko, powiodłem dłonią do łechtaczki. Nieznacznie rozszerzyła uda, pocierałem ją systematycznie, aż zaczęła cicho jęczeć. Pod wpływem mojej pieszczoty robiła się ciepła, wilgotna. Czułem zapach unoszący się od strony jej bioder, przełknąłem ślinę. Obym zdołał doprowadzić ją do tego stanu, w jakim ja sam jestem, nim spłonę. Jej drobne gesty przyprawiały mnie o dreszcze rozkoszy. Trącałem ją nosem w policzek, w usta, zupełnie nieświadomie dopominałem się kolejnego pocałunku. Potrzebowałem tego, żeby mnie pragnęła, chciałem jej pożądania. Chwyciłem kutasa w rękę, odchyliłem się, palcami znalazłem jej wejście. Wsunąłem się powoli, patrząc, jak ona to reaguje.
Miałam wrażenie, jakbyśmy patrzyli w swoje dusze. Tylko nasze oddechy i spojrzenia. Coś we mnie drgnęło, serce zmieniło rytm, zaszumiało mi od tego w głowie. Zapragnęłam tego mężczyzny… Zdawałam sobie sprawę, że on jest profesjonalistą, ale naprawdę wyglądało, że mu zależy. Dostrzegł mój lęk i starł się mi pomóc. Nie byłam pewna, czy sprawiły to jego słowa, czy to, jak głaskał mnie po policzku, a może sposób, w jaki na mnie patrzył – ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Czułam ciepło, bezpieczeństwo w jego objęciach i to pożądanie, które we mnie wzbierało z każdą minutą naszej bliskości…
Uległam mu. Zawierzyłam jego doświadczeniu. Nie liczyło się już, czy byłam zamężna czy nie. Pragnęłam kochać się z tym mężczyzną. Całe moje ciało wzbierało pragnieniem, mogłabym zatonąć w błękicie jego oczu, chciałam się zatracić w jego pocałunkach. Zachęcałam go do dalszej pieszczoty. Chwyciłam go za penisa, zaczęłam go drażnić, zmysłowo przygryzając usta. Trochę mnie rozbawiło, jak szybko potrafiłam go wyprowadzić z równowagi. Zamknął oczy, sycząc. Jego ręka powędrowała do mnie, miał zwinne, długie palce. Stęknęłam z przyjemności, kiedy powiódł je do mojej łechtaczki. Dobrze wiedział, co robi.
Jego oddech łaskotał mój policzek, broda ocierała się o szyję. Robiłam się wilgotna, kropla mojego kremu spłynęła mi po pośladku. Wszedł we mnie powoli, ostrożnie. Nie mogłam się doczekać, aż zatracimy się w pierwotnym rytmie naszych bioder. Z każdym jego centymetrem moje ciało pulsowało coraz mocniej. Nie odrywał ode mnie oczu, to działało jak najlepsza gra wstępna. Nie mogłam się już powstrzymać. Zrobiłabym dla niego wszystko za te parę chwil intymności, które mi dawał.
Czułam się piękna, mrowiło mnie całe ciało. Był gruby, rozpychał mnie w każdym kierunku, wypełniał moje wnętrze, przylegając ciasno do każdej ścianki. Wszedł na całą długość, aż poczułam jego włosy na moim wejściu. Zagryzłam wargi. Wciąż patrzył na mnie, na nas, wsparł się na rękach przy moich ramionach. Zarzuciłam nogi na jego biodra i skrzyżowałam z tyłu jego pleców, przyciągając go do siebie. Miałam nadzieję, że ten moment był dla niego równie niesamowity jak dla mnie. Nagle zapragnęłam mu zaimponować. Nie chciałam, żeby po wszystkim po prostu o mnie zapomniał.
Położył się na mnie, łokcie wsparł przy mej głowie. Jego oczy znajdowały się teraz na wysokości moich, płonęły pasją. Pragnęłam się w nich zanurzyć, spłonąć w jego ramionach. Uniosłam głowę, by dotknąć jego ust. Nie potrzebował zachęty, zaczął mnie zachłannie całować, przygryzał usta, kiedy łapał oddech, drażnił się z moim językiem. Starałam się odpowiedzieć tym samym, całowałam to jego dolną, to górną wargę. Jego broda łaskotała mnie w podbródek, kiedy zsuwał się, pieszcząc kolejne centymetry mojego ciała. Całował moje obojczyki, lizał skórę, przygryzając raz po raz.
Zaczął się ruszać, najpierw powoli, zaciskałam się za każdym pchnięciem, rękoma przyciągałam do siebie, pragnąc go jeszcze mocniej. Pochłaniał mnie zapach cedru. Już dawno nie czułam się tak dobrze, nie kochałam się tak powoli, spokojnie, namiętnie, głęboko. Jak ja za tym tęskniłam! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak mi tego brakowało. Moje ciało reagowało na każdą pieszczotę. Odginałam głowę, zapraszając go do dalszych pocałunków. On ustami muskał moją skórę, zasysając śmielej, rękami wodził po ciele, jakby chciał zapamiętać każdy jego szczegół. Pieściliśmy się pocałunkami i dotykiem. Nasze ciała były splecione, poruszały się harmonijnie jak w tańcu. On kołysał nas lekko swoimi pchnięciami, jego oczy lśniły pragnieniem.
Wyszeptał moje imię, aż przeszły po mnie ciarki. Zatopiłam się w jego ustach, spletliśmy języki w pocałunku, okręcając je wokół siebie. Oderwał się na chwilę, uniosłam się za nim, nie chciałam, żeby przerywał. Spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął. Miał piękny uśmiech, taki ciepły. Odwzajemniłam go, przygryzając wargę w zniecierpliwieniu.
– To jak? Gotowa na jeszcze? – szepnął, nosem trącając moje usta.
– Tak – odparłam, kąsając go w wargę. Palce wplotłam w jego włosy, przywierając do niego.
Uniósł mnie lekko, przytulając do siebie. Byliśmy w tym zbliżeniu szczęśliwi, ufni…
– Fajnie, że sobie tak dogadzacie. – Głos mojego męża wkradł się niespodziewanie między nas, burząc tę chwilę. – Ale ja miałem ochotę na jakąś pikantniejszą akcję. Może więc przeszlibyście do następnego punktu? Nie po to cię tu zapraszałem, żebyś mi tu robił pozycję misjonarską. – Karol przysiadł na łóżku obok nas.
Zdenerwowało mnie to, jego obecność stała się po prostu zbędna. Widziałam twarz nieznajomego ściągniętą złością, mięśnie na policzku zaczęły mu drgać – tik, tak, tik… Pogłaskał mnie po policzku, jakby nie słysząc jego słów. Położył mnie na poduszkach i odwrócił się do Karola. Wyraz twarzy nieznajomego zmienił się na ułamek sekundy.
– Spierdalaj na fotel i podziwiaj, póki jeszcze możesz – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Zaraz jego wzrok wrócił do mnie, złość uciekła z jego oczu, a na jej miejscu zagościła czułość. Cały czas gładził mój policzek. Wpatrywałam się w jego błękitne oczy zafascynowana tą grą uczuć. Karol chyba usłyszał jad w jego głosie, bo posłusznie oddalił się na fotel. Mój zdobywca o mnie walczył. Podobał mi się o wiele bardziej niż samiec, który dobrowolnie mnie oddawał. Wysunął się ze mnie. Chciało mi się wyć z zawodu.
Myślałem, że zapierdolę dziada, ale niech mu będzie. Ponoć jego żona lubi na ostro, po to tu przyszedłem, po ostry seks, cokolwiek to znaczyło, i po przygodę… Gdybym tylko wcześniej wiedział, że jego kobieta jest taka zmysłowa… Nie wiem, czybym się zgodził. Miałem ochotę zabrać mu ją, odbić, a nie zerżnąć.
Wysunąłem się z niej niechętnie, ogarnęła mnie pustka. Przełknąłem ślinę niepewny tego, co się ze mną działo. Uniosła się do mnie, jakby nie rozumiała, dlaczego to zrobiłem. Jej ciepły oddech owiewał moje usta, swoją smukłą dłoń wsparła na moim torsie. Jej wąskie, karminowe wargi wołały o pieszczotę. Pocałowałem ją, zagarniając jej twarz w dłonie, tuląc ją do siebie, żeby znowu ogrzać ją w cieple moich objęć. Usiadła mi na udach.
– To co robimy? – zapytała rozbawiona.
Sam się uśmiechnąłem. Skąd miałem wiedzieć? Przecież to ona lubiła mocniej, liczyłem na wskazówki.
– Może spróbujemy od tyłu? – Trąciłem ją nosem.
Podniosła brwi w niedowierzaniu. Oderwała się na chwilę. Znowu ten chłód, kiedy zabrakło jej obok mnie. Przeszedł mnie dreszcz. Zwątpiłem w swoją propozycję, ale zaraz zobaczyłem, że stanęła na czterech. Pas do pończoch, pończochy, jej tyłek w kształcie soczystej gruszki. Ogień znowu zagościł w każdym zakątku mojego ciała, włosy stanęły mi dęba. O kurwa… Pogładziłem ją dłonią, hamując się przed polizaniem jej. Wszystko we mnie płonęło, tętniło pasją.
Pachniała obłędnie, a przy tym wyglądała i smakowała jak brzoskwinia. Przyciągnąłem ją do swojego podbrzusza. Wsunąłem kutasa między jej uda, wodząc po jej fałdach. Zaczęła mruczeć. Przychyliłem się, liżąc jej kręgosłup lubieżnie, aż stęknęła. Chwyciłem ją za biodra i wsunąłem się w nią z impetem. Skuliła się, sycząc. Dałem jej chwilę, żeby się mogła przyzwyczaić do mnie w tej pozycji. Zacząłem powoli w niej pracować, raz po raz, każde pchnięcie było potężne. Zaciskałem zęby w rozkoszy, ależ to było dobre, głębokie. Ona jednak nie reagowała tak, jak bym się tego spodziewał. W końcu jęknęła, ale to nie był dźwięk rozkoszy. Skuliła się.
Szybko się wycofałem. Spojrzała na męża. Ja nie miałem ochoty na niego patrzeć. Przygarnąłem ją do siebie, a ona cała zesztywniała w moim objęciu, znowu, a przecież zdawało się, że już pokonaliśmy tę barierę.
– Chodź tu do mnie. – Posadziłem ją na swoich udach, starając się myśleć logicznie. – Przecież widzę, że nie jest dobrze – szeptałem do jej ucha.
Ona odwróciła się do męża, milcząc.
– Pocałuj mnie. – Chwyciłem ją za podbródek, przywiodłem do siebie, miała przestraszone spojrzenie. – Nie patrz na niego, jesteś tu ze mną, to ja cię mam w ramionach, pocałuj mnie, Julita.
Jej brązowe oczy wpatrywały się w moje usta. Czułem, jak się powstrzymywała, jak walczyła ze sobą niepewna, co robić, jak się zachować. Przechyliłem się do niej, trąciłem jej usta swoimi wargami, rozchyliła je posłusznie. Pocałowałem ją delikatnie, koniuszkiem języka drażniąc jej język. Posłała mi uśmiech.
– Zmienimy pozycję – szepnąłem. Wysunąłem się spod niej i usiadłem, wspierając się na poduszkach. – Chodź do mnie.
Wiedziałem, że gdy Julita mnie dosiądzie, będzie mieć przed oczami tylko mnie, a nie swojego męża. Będzie też mogła robić, co zechce. Doświadczę jej wersji ostrego seksu, bo moja, jak widać, to dla niej zbyt wiele. Chciała się znowu odwrócić, ale przytrzymałem ją w porę za kark.
– Dosiądź mnie – powiedziałem.
Przygryzła dolną wargę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak pociągająco wtedy wyglądała, jakby jeszcze mnie kusiła, kiedy ja z ledwością utrzymywałem nad sobą kontrolę. Chwyciłem jej usta, całując pożądliwie. Objęła moją twarz dłońmi. Coś w niej pękło, przełamała się dzieląca nas bariera, Julita przywarła do mnie. Jej ciało pulsowało, podążało moim rytmem. Przytrzymałem swoją pałę, żeby mogła mnie dosiąść. Nogi ułożyła po bokach moich bioder. Podniosłem głowę, żeby patrzeć jej w oczy, kiedy brała mnie całego.
Oparliśmy się o siebie czołami. Rozpierało mnie dziwne uczucie, kiedy spoglądałem w jej oczy przysłonięte firanką rzęs – jakby drobne ukłucia wzdłuż całego kręgosłupa kończące się uciskiem w piersi. Wszystko dałbym tej kobiecie, by uczynić ja szczęśliwą.
Zaczęła się na mnie unosić. Chwyciłem ją za pośladki, pomagając jej.
– Pokaż mi, jak lubisz – wyszeptałem, zamykając oczy w podnieceniu.
– Tak – westchnęła.
Dosiadła mnie nieśmiało, ale później przeszło to moje najśmielsze wyobrażenia. Z początku pomagałem jej unosić się na mnie, ale kiedy już nabrała większej pewności siebie, zaczęła ze mną wyrabiać takie rzeczy, o których nawet nie śniłem. Całkowicie jej uległem, jej pieszczotom, pomysłom, poddałem się jej tempu.
Zawsze sądziłam, że pozycja od tyłu wymaga od kochanków pewnej dozy zaufania, bliższej znajomości. Chyba nie byłam do tego odpowiednio przygotowana. Każde jego pchnięcie było mocne, głębokie, wręcz bolesne. Chciałam wyglądać sexy, wypinając się ku niemu, ale nie mogłam się przemóc. Odruchowo się kuliłam, całe moje podniecenie gdzieś uleciało w tych pierwszych paru ruchach. Nie wytrzymałam, odgłos bólu wyrwał się z mojej piersi. Zerknęłam na Karola. Widziałam, że sprawiło mu to przyjemność, doszedł właśnie wtedy, w trakcie mojego krzyku. Nieznajomy się wycofał, jakby się przestraszył. Przyciągnął mnie do siebie. Usiadłam mu niezdarnie na udach. Próbowałam uchwycić spojrzenie Karola, ale on najzwyczajniej na świecie zasypiał w fotelu. Przez moment pomyślałam, żeby uciec do łazienki. Tylko że tak naprawdę bardziej niż strach dominowało we mnie inne uczucie.
Gdy patrzyłam na nieznajomego, miałam wrażenie, że moje serce z sekundy na sekundę zamiera. Wargi mrowiły mnie od jego pocałunków. Jego ciepły, niski głos dudnił mi w uszach jak pokusa, której nie byłam w stanie się oprzeć. Całe moje ciało reagowało na niego, na pewno to dostrzegał. Jego bliskość, ciepło, oddech, zachłanny dotyk sprawiały, że go pragnęłam. Odwrócił moją głowę w swoim kierunku, aż spojrzałam w jego oczy, niebieskie, pałające uczuciem, pożądaniem. Wiedziałam, że i on dojrzał moje uczucie.
– Dosiądź mnie – powiedział.
Przygryzłam wargę, zbliżając się do niego niepewnie. Karol, przekonaj mnie, że nie powinnam, bo w tym momencie naprawdę pragnę być w ramionach nieznajomego! On złapał mnie za kark i pocałował. Tym razem to nie był delikatny pocałunek, lecz spragniony, niecierpliwy, władczy. Nie mogłam przed nim uciec, nie chciałam, pragnęłam, by mnie zniewolił. Odpowiedziałam na każde jego żądanie. Wsunął palce do mojego wnętrza, drażnił, aż poczułam, jak dla niego znowu staję się wilgotna. Weszłam na jego biodra, jakbym nie była świadoma tego, co robię. Widziałam tylko te hipnotyzujące oczy, czułam pragnienie, żeby znowu go mieć w sobie i być otoczona jego ciałem. Jęknęłam z rozkoszy, kiedy wsunęłam go w siebie. Oparłam się o niego czołem, chłonąc jego oddech, zanurzając się w cieple jego objęć. Wirowało mi w głowie, moje ciało tętniło, jak nigdy dotąd, pragnieniem spełnienia.
– Pokaż mi, jak lubisz – szeptał.
Chwycił mnie za pośladki, pomagając się unosić. Miał silne ręce. Nie pamiętałam, żeby ta pozycja była aż tak wygodna, ale kiedy partner pomaga…
– Tak – jęknęłam, kiedy skierował dłoń do łechtaczki.
Ujeżdżałam go jak amazonka, wspinając się wysoko i osiadając całą siłą, aż zabrakło mi oddechu, a gardło wyschło od jęków. Rękoma wodziłam po naszych ciałach, swoim i jego. Wkładałam palce do jego ust, ssał je, stękając. Odchyliłam się, zwalniając. Syczał w rozkoszy, łapiąc mnie za biodra. Nasuwał na siebie zachłannie, patrząc jak wkładam go całego w siebie, to znów wysuwam. Przylgnął do moich piersi, kiedy usłyszałam jego stłumiony krzyk.
– Aaaa…
Nie wytrzymał, złapał mnie za pośladki, zsunął niżej i zaczął nadziewać. Raz za razem, szybko, głęboko.
– Tak, tak, tak… – szeptałam jak mantrę w jego ucho, mimo że pewnie nie rozumiał.
Ogarniało mnie spełnienie, traciłam poczucie rzeczywistości, myślałam już tylko o przyjemności. Każdy mój mięsień, każde włókno mojego ciała pochłaniał żar, który rozpalił się w moim podbrzuszu. Zacisnęłam oczy i odgięłam głowę w krzyku, łapiąc się zagłówka.
Tuliłam go. Czułam jego ciepło w moim wnętrzu, palący oddech na mojej szyi, kiedy postękiwał, zaciskając oczy. Głaskałam go po włosach na karku i myślałam, że to piękne, intymne uczucie móc patrzeć, jak ktoś przeżywa swoje spełnienie. Niczego nie ukrywa, zatraca się w emocjach. Dopiero po chwili usłyszałam jego oddech. Mięśnie mu zelżały, zluzował uchwyt na moich biodrach, objął mnie w pasie, oplótł swoimi i przytulił do siebie. Jedną ręką wodził po moich plecach, mocno mnie przygarniając, jakby chciał mnie wcisnąć w siebie. Nakrył nas lekko kołdrą, bardzo miło z jego strony. Nieznajomy mężczyzna, który dał mi więcej uczucia i spełniania niż mąż, był cierpliwy i czuły w tym, co robił. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, nie wiedząc, co robić dalej. Delikatnie się kołysaliśmy, czułam ciepło na skórze tam, gdzie wodziły jego dłonie.
W końcu oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się niewinnie, a on ujął moją twarz i zaczął mnie całować. Zupełnie poddałam się jego woli. Bawiliśmy się swoimi wargami, językami… Kiedy zamknął usta i nosem wodził po mojej szyi, przeszły po mnie ciarki. Polizałam jego usta, raz, drugi… ale już ich nie rozchylił do pocałunku. Polizałam po raz trzeci z nadzieją, że się podda. Kącik jego ust drgnął w uśmiechu.
– Lubię to… – szepnął.
Łaskotała mnie czule po karku. Objąłem ją, pragnąłem się w niej zanurzyć, zasnąć błogo w jej objęciach. Pachniała tak cudownie, jej skóra lśniła w świetle lampy złotym, brzoskwiniowym blaskiem. Nie chciałem jej wypuszczać z objęć, moglibyśmy tak trwać wiecznie. Gładziłem jej plecy, okrywając jednocześnie kołdrą. Miałem nadzieję, że było jej równie błogo jak mnie. Spojrzałem na nią, delikatny uśmiech błąkał się po jej rumianej twarzy. Nie mogłem się powstrzymać przed pocałowaniem jej. Długo pieściłem jej słodkie wargi, szybko odkryła, co lubię… liżąc moje usta raz po raz. Dostrajaliśmy swoje ciała jak wirtuoz skrzypce, pieszcząc je dotykiem, spojrzeniem, coraz śmielszym, cieplejszym. Cały świat zredukował się do nas i naszej bliskości, i tak już powinien trwać.
Wciąż w niej tkwiłem, czując, jak jeszcze się na mnie zaciska. Pewnie taka kobieta chciałaby to przeżyć drugi raz, ale ja nie byłem ogierem, ot, zwyczajnym facetem. Choćbym chciał kolejnej rundy, to fizjologia mi na to nie pozwalała. Trzeba było odczekać swoje. Życie było nie fair. Gdybym spotkał ją dwadzieścia lat temu, mógłbym działać co kwadrans albo i szybciej.
Pocałowałem ją, złożyłem na poduszkach delikatnie jak kwiat, jakby się mogła rozpaść na milion drobnych płatków, gdyby ułożyć ją w mniej staranny sposób. Nie odrywałem od niej ust, nie chciałem. Pragnąłem oddychać jej oddechem.
Kotłowaliśmy się w kołdrze jak najlepsi kochankowie! Całował mój pępek, skubiąc skórę dokoła. Lizał mój dekolt, delikatnie dmuchając, aż gęsia skórka pokryła całe moje ciało. Obejmowałam go, odginając szyję, prosząc o jeszcze, kiedy znowu przywarłam do jego ust. Gładziłam jego twarz, patrząc, jak się uśmiecha. Miał radosne oczy, błękitne niczym ocean, spokojne jak niebo w pogodny dzień. Robiły mu się zmarszczki, gdy się uśmiechał, wodząc po mnie rękoma. Przytrzymał moją dłoń, splatając palce. Całował każdy mój opuszek. Przyglądałam się temu jak zahipnotyzowana, jakbym nagle zaczęła żyć innym życiem. Takim, jakim zawsze chciałam, pełnym uczucia i namiętności. Przewróciłam go na plecy, przymierzyłam swoją dłoń do jego dłoni. Miał znacznie większą – smukłe, długie palce. Może był pianistą, a może grał na gitarze. Nic nie mówiliśmy, nie było takiej potrzeby, nasza bliskość wystarczała za wszystko. Położył mnie delikatnie na poduszki, całując. Trzymałam go mocno, przywierałam do niego ciałem, bo ciągle chciałam być w jego objęciach, rozkoszując się jego ciepłem i pocałunkami. Czułam się jak królowa, najcenniejsza zdobycz, kiedy jego oczy wodziły tęsknie po moim ciele.
Wysunąłem się z niej. Przygryzła wargę, patrząc na mnie. Opuściłem wzrok… Ogarnęła mnie pustka. Pękła nasza bańka.
Julita nagle przykryła się szczelnie kołdrą, jakbym jeszcze chwilę temu jej nie całował, nie pieścił jej ciała. Nie wiedziałem, co robić. Nie chciałem, żeby to wszystko tak po prostu się skończyło. Odwróciłem się i gorączkowo myślałem, co dalej. Zdjąłem gumkę, wyrzuciłem do kosza, szybko założyłem bokserki. Czułem, jak nasza chwila intymności się kruszy, osypuje jak zamek z piasku. Musiałem to powstrzymać, choćby jeszcze przez chwilę…
– Ile bym dał, żeby mieć teraz synchromesh – powiedziałem pod nosem do siebie, nerwowo przegarniając włosy.
Julita opuściła wzrok zawstydzona, jakby wypierając się tego, co przed chwilą przeżyliśmy, podczas gdy ja nie chciałem opuścić tego momentu.
Oderwał się na chwilę, przytrzymując prezerwatywę. Powstrzymałam jęk zawodu. Z pierwszym powiewem chłodnego powietrza, które wkradło się między nasze ciała, od razu wróciło do mnie rzeczywistość. Poczułam się zawstydzona, skrępowana, szybko nakryłam się kołdrą. Dostrzegłam jego spojrzenie, jakby nie rozumiał, co się dzieje. Miał nerwowe ruchy, nie wiedział, gdzie podziać wzrok, jak się zachować, zupełnie jak ja.
– Ile bym dał, żeby mieć teraz synchromesh – szepnął w swoim ojczystym języku, przeczesując włosy.
Usiadłam, otwierając szerzej oczy. Jak się powinno kończyć takie wieczory? To było żenujące. Karol spał, a ja? Co ze mną? Miałam teraz podziękować nieznajomemu? Jak to w ogóle działa? Jest z jakiejś agencji? Cholera, jak pomyślę, że zaraz zniknie, to aż mnie dławi gdzieś w środku. Obserwowałam go, jak się ubierał.
– Czytałaś House of Suns? – zagadnął.
– Tak – odpowiedziałam zbita z tropu, zakrywając się kołdrą pod samą szyję.
Spojrzał na mnie, zaciskając wydatne wargi.
– Poczekaj. – Skoczył do łazienki, po chwili wrócił ze szlafrokiem. – Może tak będzie lepiej. – Podał mi go.
– Dziękuję, to miło, że pomyślałeś – powiedziałam zawstydzona.
Odwrócił się na chwilę, dając mi czas na ubranie się, naprawdę był uprzejmy. Jak Karol go znalazł? Teraz byłam pewna, że to był fatalny pomysł. Nigdy wcześniej nie czułam do mężczyzny czegoś takiego jak do tego nieznajomego, nawet w latach świetności z moim mężem. Pewnie to wciąż posmak upojenia przyćmiewał mój osąd, bo byłam w totalnej rozsypce emocjonalnej.
Tymczasem on podszedł do barku i nalał dwa kieliszki szampana. Wszystko w pokoju wyglądało pięknie, odświętnie, tylko stan łóżka wskazywał na to, co miało tu miejsce.
– To bardzo dobra książka – dodał, podając mi kieliszek. – Aczkolwiek zawsze myślałem, że kobiety lubią czytać bardziej kobiecą literaturę.
Zapadła cisza, patrzyliśmy na siebie. Chciało mi się po prostu płakać. Potrzebowałam ciągłej bliskości Thorstena, właśnie teraz, żeby mnie przytulił i powiedział, że jest dobrze, że pary robią takie rzeczy i że to je zbliża. Tylko że mnie nie zbliżyło, a przynajmniej nie do mojego męża. Ja chciałam znowu znaleźć się ramionach nieznajomego. Tam było mi dobrze, bezpiecznie i beztrosko. Zaufałam mu, a on przeprowadził mnie przez ścieżkę, której się bałam. Łagodnie i delikatnie. Chciałam mu podziękować wtulona w jego pierś. Pragnęłam szeptać, że go kocham… Ścisnęło mnie w gardle. Właśnie tego chciałam! Zakochałam się jak naiwna nastolatka po pierwszym numerku! Chryste, o czym ja myślę… To jakieś hormony, na pewno hormony. Kobieto, znaj swoje miejsce! Masz męża, dziecko.
Stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc, co dalej. Czy on teraz odejdzie? Tak zwyczajnie? Jeszcze może będę musiała wystawić mu opinię na jakimś portalu? Przecież to było nasze wspólne przeżycie, moje! Nie chciałam, żeby się kończyło. Muszę go jakoś zatrzymać, zainteresować sobą. Nie, zaraz, przecież nie mogę! Wręcz odwrotnie, trzeba znaleźć jakiś neutralny temat jak pogoda i prowadzić gładką gadkę jak przy herbacie. O matko, czy ja dam radę? On jest profesjonalistą, to jest jego cholerna praca, a ja jestem tylko klientką, jedną z wielu.
Spojrzałam na niego, stał nieruchomo z kieliszkami w rękach. Przełknęłam ciężko ślinę, przynajmniej powinnam udawać obeznaną w temacie, żeby zachować resztki honoru po tym, jak mu zupełnie uległam jak pierwsza naiwna. Obym się już tylko bardziej nie zbłaźniła. Wystarczy podążać za jego subtelnymi wskazówkami, skupić się na powierzchownej rozmowie. Byłam pewna, że on wie, jak należy kończyć takie wieczory. Tylko o czym my w ogóle mówimy?…
– To… to znaczy? – odparłam elokwentnie po długiej minucie milczenia.
– No, nie wiem… romanse, dramaty, pamiętniki, jakieś książki o życiu. Pewnie jestem staromodny.
– Może po prostu nie jestem typową kobietą.
– O tym jestem wręcz przekonany – powiedział, przeczesując włosy.
– Zwykłe, szare życie mam na co dzień, więc nie mam ochoty o nim czytać w książkach.
– Rozumiem, że postanowiliście to szare życie sobie trochę pokolorować.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam pewna, że wyczułam w jego głosie ironię… Przywołało mnie to trochę do porządku.
– Nawet jeśli, to nie twoja sprawa. – Odstawiłam kieliszek.
Popatrzył na mnie, poważniejąc. Ręce włożył do kieszeni.
– Chyba właśnie moja. To ze mną spędziłaś wasze święto, podczas gdy twój mąż nadal śpi sobie w najlepsze.
– Przeceniasz się.
– Powiedz mi, byłem prezentem dla ciebie czy dla niego?
– Ładny szalik. Od córki? – odcięłam się. – Nie powinieneś spędzać wieczorów przy niej?
– Nie – odparł rozbawiony. – Jestem kawalerem, a to prezent od siostrzenicy.
– Oczywiście! Nie wątpię! Szal, swoją drogą, bardzo gustowny. Pasuje do… wielu rzeczy – odparowałam zdenerwowana.
Zaśmiał się krótko. Nie chciałam się z nim rozstawać, a już na pewno nie w taki sposób, ale cała ta sytuacja zaszła za daleko. Nie będzie mnie oceniał, sam mając za uszami. Poczułam przygniatający ciężar na piersi, gdy spojrzałam na niego. Chciałabym mu wszystko o sobie powiedzieć, wytłumaczyć się jakoś z całej tej sytuacji, przecież ja taka nie jestem. Karol sapnął przez sen, przypominając mi, u czyjego boku było moje miejsce. W gardle zaczęła dławić mnie gula rozpaczy.
– Wiesz, naprawdę powinieneś już… – Nie miałam siły, żeby dokończyć tę prośbę, choć wiedziałam, że właśnie to powinnam zrobić.
Dostrzegłam, jak nagle spoważniał, z zakłopotaniem odwrócił głowę.
– Już iść? – dokończył, zerkając na mnie. Przystanął na chwilę przy fotelu, chwycił kurtkę.
– Wiesz, tak sobie pomyślałem – zaczął rozbawiony – jak wytłumaczymy naszym dzieciom to, jak się poznaliśmy.
– Proszę?
Nie chciałem się żegnać. Nic o niej nie wiedziałem, a zaraz zniknie z mojego życia. Jedna noc, ot, przygoda, w trakcie której ta kobieta stała się dla mnie cenniejsza niż jakakolwiek inna osoba. Chciałem czegoś więcej, mieć ją dla siebie, nie umiałem tego wytłumaczyć. Wiedziałem jedynie, że w chwili, gdy umierała z rozkoszy w moich ramionach, stała się moja. Coś się ruszyło w moim sercu i już nie chciało wrócić na swoje miejsce. Wszystkie moje zmysły wołały za nią, pragnęły jej obecności i bliskości.
Wyglądała pięknie w bieli szlafroka, znacznie lepiej do niej pasowała niż czerń koronek. Miałem wrażenie, że moja głowa pulsuje, palce cierpną, bolesne uczucie rozłąki oplata mnie jak sieć pająka swoją niewinną ofiarę… Musiałem ją jeszcze zobaczyć, to nie mógł być koniec, do cholery.
– Proszę? – spytała zaskoczona.
Złapałem ją w pasie, przyciągając do siebie. Nie zdążyła się obronić, gdy przywarłem do niej czołem i uchwyciłem za policzek. Frustracja i nagły napływ złości zaczęły krążyć po moich żyłach, kiedy uświadomiłem sobie szczegóły naszego spotkania, że może jednak nie byłem jedynym. Ilu już miała przygodnych kochanków? Jak długo to trwa?
– Kim ty jesteś, żeby tak mi mieszać w głowie? – wydusiłem. Była przestraszona, widziałem to w jej oczach. – Niewinny trójkącik, tak? Wiele już ich miałaś? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Thorsten, mam na imię Thorsten. Ani razu nie użyłaś mojego imienia! Czy może już ci się miesza z innymi?!
– Puszczaj mnie. Co ty robisz? – Szarpnęła się. – Jestem zamężna!
– Naprawdę? To chyba mam inne standardy dotyczące tego typu związku!
– Puszczaj!
– To jak często prosisz o taki prezent?
– Co takiego? – krzyknęła zaskoczona, jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
Puściłem ją zdezorientowany. Przecież Karol mówił, że to jego żona lubi eksperymenty… Kurwa, nic tu nie pasowało. Co ja, do cholery, wyprawiałem! Przeczesałem bezradnie włosy, grunt osuwał się pod moimi nogami. Mąż Julity zaczął się wiercić, dostrzegłem panikę w jej oczach.
– Nic o mnie nie wiesz! – wysyczała.
– I właśnie to chcę zmienić!
– Wynoś się!
– Nie chcę się tak rozstawać! Spotkaj się ze mną.
– Po co? To był jedyny raz!
– Nie mówię o seksie! Możemy zwyczajnie porozmawiać, obydwoje lubimy czytać, możemy pójść na spacer, kawę, cokolwiek. Po prostu poznajmy się – rzuciłem zdesperowany.
Zasłaniała się szlafrokiem, jakby to była jej ostatnia deska ratunku. Powoli się ode mnie oddalała, a mi skóra cierpła z każdym jej krokiem.
– Naprawdę tak chcesz to zakończyć? Jak gdyby nigdy nic? – pytałem, niedowierzając.
– Po prostu zapomnijmy o tym, co tu się stało.
Chwyciłem ją zdenerwowany, łapiąc za kark. Nigdy! Wiedziałem, że choćbym chciał, to nie będę w stanie. Stała blada, drżąc, nie podnosiła na mnie wzroku. Zacisnąłem powieki, nie chciałem, żeby miała mnie za potwora, a po takim występie… Co też we mnie wstąpiło, kurwa?! Byłem zdezorientowany. Starałem się coś wymyślić, ale nic, zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy.
– Czy pójdziesz ze mną, teraz? Po prostu zostaw go, do niczego nie jest nam potrzebny.
– Thorsten, co ty wygadujesz?! Przecież ja… ja nie mogę… ja… jestem… ja… to skomplikowane.
– Naprawdę? Ja widzę całkiem proste wyjście z tej sytuacji.
Oparła czoło o mój tors. Ten ciężar, słodki ciężar na sercu… Łza spłynęła po jej policzku. Nie wiedziałem, czy z przerażenia, czy może też uświadomiła sobie, że to koniec nocnej przygody. Zacisnąłem powieki, godząc się z porażką. Pocałowałem ją w głowę na dowiedzenia.
– Hej, nie przeszkadzam wam tu? – Karol podniósł się z fotela, zapinając rozporek.
Julita natychmiast się odwróciła.
– Nie, Thorsten właśnie wychodził – odpowiedziała, kierując się do łazienki.
Jej mąż spojrzał na mnie, po chwili na nią. Nagle jakby otrzeźwiał. Przypadł do mnie, chwycił mnie za ramię i wyprowadził z pokoju. Zatrzymaliśmy się na korytarzu, włożyłem kurtkę.
– No to ile się należy? – Nerwowo szukał portfela po kieszeniach.
– Co takiego? – spytałem, nie dowierzając temu, co słyszę.
– Ile mam ci zapłacić?
– Nie jestem jakimś płatnym jebaką, sam mnie poprosiłeś o przysługę, więc proszę, zrobione.
– Chciałem, żebyś zerżnął mojążonę, a nie wdawał się w jakieś czułostki. Od tego jestem tu ja, więc ile mam ci zapłacić za dodatkowy trud? – sączył kolejne słowa przez zaciśnięte zęby, mało mu plomby nie popękały.
Patrzyłem, jak zaciskał pięści. Co, teraz mu nie pasowało? Trzeba było myśleć wcześniej. Postanowiłem go zignorować, i tak miałem mętlik w głowie.
– Gratis, na koszt firmy. – Zawiązałem szalik.
– Może ci jednak zapłacę żebyś miał świadomość, gdzie twoje miejsce? A jak nie, to spierdalaj i żebym cię więcej wokół niej nie widział! – Ciskał błyskawicami z oczu.
Zastanawiałem się, czy jeślibym go złapał za kark, to trzasnęłoby jak na filmach. Skurwiel, który potrafi dojść tylko wtedy, gdy jakiś obcy facet dyma jego żonę. Ledwie panowałem nad sobą, złość zamgliła mój wzrok, a także zazdrość, że to właśnie on do niej wróci. Gniew rozlał się falą po moich mięśniach, spinając każdy z nich jak rzemień do granicy bólu. Chwyciłem Karola za szyję, w ułamku sekundy przyszpilając do ściany. Stęknął, próbując oderwać moją rękę.
– Jak ci tak na niej zależy, to może do niej pójdziesz i ją zaspokoisz. A nie, przepraszam, zapomniałem, że ci przy niej nie staje. Zresztą po tym, jak miała mnie, już niczego jej nie trzeba. Potrafię dać kobiecie wszystko, czego pragnie, w przeciwieństwie do ciebie, złamasie – wysyczałem mu w twarz.
Puściłem go. Spadł na podłogę jak szmaciana lalka, krztusząc się.
– Polecam się na przyszłość – dodałem, strzepując niewidzialny pyłek z rękawa.
Nie odwracając się, poszedłem schodami w dół. Nie dałbym rady czekać na windę, chybaby mnie rozniosło. Cały aż drżałem z nerwów. Zapierdoliłbym go na miejscu, musiałem ochłonąć. Kurwa! W co ja się wpakowałem?!
Karol wrócił do pokoju wyraźnie wkurwiony, ale to jeszcze nic w porównaniu z furią, która wrzała w moich żyłach.
– Coś ty wymyślił?! – wykrzyczałam.
– O, nie zgrywaj teraz świętej. Z tego, co widziałem, raczej ci się podobało!
– Jesteś skurwiel! Naprawdę chciałeś, żeby miał mnie jakiś obcy facet tylko po to, żebyś ty mógł sobie dogodzić? Czy ty w ogóle pomyślałeś, jak ja się z tym będę czuć? Cholera, na prawdę nie przyszło ci do głowy, żeby najpierw zapytać mnie o zdanie, a nie stawiać przed faktem?
– O co miałem pytać? Ty na wszystko masz jedną odpowiedź: NIE! Nie kochamy się od X czasu, bo mi nie staje, a za każdym razem, gdy próbuję cię przekonać do jakiejś ciekawszej gry, mówisz „nie”! Znałem twoją odpowiedź, zanim zadałbym to pytanie, więc po co miałem pytać? W ogóle nie bierzesz pod uwagę moich potrzeb!
– Bo tobie jest dobrze tylko wtedy, kiedy mi jest źle!
– Dlatego się nie kochamy! – westchnął. – Dlaczego nie możesz znaleźć choć odrobiny przyjemności w tym, co mi odpowiada? Może gdybyśmy małymi kroczkami spróbowali…
– Bo ja lubię delikatny seks, czuły, namiętny, taki, jaki mieliśmy. Kiedy to się skończyło? – spytałam zrezygnowana.
– Nie wiem, sam nie wiem… Ale to, co teraz mamy, mi nie wystarcza, sama wiesz… – Karol podszedł i przytulił mnie. – Pomyślałem, że jeśli ktoś inny wprowadzi jakieś… nowe techniki, no wiesz, coś, czego nie znamy… może akurat ci się spodoba. Wtedy moglibyśmy razem spróbować… wiesz. Kiedy patrzyłem, jak kochasz się z kimś innym… było w tym coś, co mnie podkręciło. A tobie też chyba było dobrze, prawda? – Nieskładnie próbował wyjaśnić mi, o co mu chodziło, jakie miał zamierzenia w tym swoim lichym planie. Szło mu kiepsko.
– To fatalny pomysł, Karol.
Nie miałam sił na dyskusję, choć wiedziałam, ile kosztowała go ta rozmowa. Nigdy nie chciał mówić o naszym problemie, unikaliśmy wielkiego słonia w pokoju. A teraz on wyszedł z szafy.
– Wiesz, że nie mam nic przeciwko, żebyś od czasu do czasu chodził do burdelu. Nie chcę, żebyś miał kochankę, bo wtedy będziesz dzielił z nią nie tylko ciało, ale także uczucia. A to ma należeć tylko do mnie! – krzyknęłam, reflektując się szybko. – Ale skoro twoje potrzeby fizyczne są inne od tego, co ja mogę ci dać, to po prostu daj im upust z profesjonalistką.
– To miało być także dla ciebie, ty również zasługujesz na przyjemność. Pomyślałem, że może to połączymy.
– Usiłowałeś być bardzo twórczy, ale na tym koniec. Nigdy więcej – odparowałam szybko.
– Dobrze, kochanie, przepraszam. Chodźmy spać, jest jeszcze środek nocy.
– Tylko się umyję – szepnęłam.
Poszłam pod prysznic, kiedy Karol kładł się już do łóżka. Stałam pod strumieniem wody, próbując poukładać myśli i emocje. Muszę zapomnieć o tym, co się dzisiaj wydarzyło. To jakiś absurd! Krople wody ściekały z mojego ciała, a ja wpatrywałam się w nie bezmyślnie. Już go nie zobaczę, znam tylko jego imię. Koniec. Nic więcej, jesteśmy sobie obcy, odszedł. Postąpiłam słusznie. Nie zrobiłam nic, żeby go zatrzymać, żeby się czegoś o nim dowiedzieć. Usiadłam w brodziku i się rozpłakałam.
Wróciłem do domu, był jeszcze środek nocy. Opadłem na fotel, musiałem chwilę pomyśleć. Kot wskoczył mi na kolana, pogłaskałem jego puchatą sierść, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć.
Zacznijmy od początku – starałem się analitycznie podejść do tematu. Właśnie uprawiałem seks z jakąś małżeńską parą, a właściwie z żoną pewnego kolesia. Znaczy się, uprawiałem seks z kobietą, a jej mąż na to patrzył i wtrącał jakieś durne komentarze. OK, przejechałem ręką po puszystej, srebrnej sierści. Na razie proste. Gorzej, gdy pomyślę, jak się z tym czuję. Seks był wspaniały – to chyba dobrze, choć właściwie nie! Gdyby był kiepski, to nie miałabym tego typu myśli, a je mam… Julita była niesamowita. To, jak się zgraliśmy, kołysaliśmy, oddychaliśmy w jednym rytmie, dochodziliśmy w swoich objęciach – wspomnienia niedawnych zdarzeń zaczęły zalewać me myśli.
Musiałem się uspokoić, bo jedyne, co miałem w głowie, to chęć, żeby tam wrócić i zabrać ją ze sobą jak jakiś pierwotny jaskiniowiec, pierzony neandertalczyk. Kot zamruczał, kiedy zacząłem go drapać za uchem. Tylko ten jej mąż… nie pasował do mojej układanki. Ja pierdolę, dlaczego ona jest zamężna? Nie mogła poczekać te dwie dekady na mnie? Cholera, gdzie ona się ukrywała, że jej wcześniej nie znalazłem? Zrzuciłem kota, który miauknął ze złością. Poszedłem się rozebrać, wciąż miałem na sobie kurtkę i buty.
Za dużo wypiłem, w głowie mi się pomieszało. Co ja o niej wiem? Co ja o nich wiem? Pewnie są tu przejazdem. Kurwa, wolałem tego nie wiedzieć! Prześpię się i wtedy zacznę logicznie myśleć. Zdjąłem wszystkie ciuchy w przedpokoju i rzuciłem się na łóżko, zasnąłem kamiennym snem.
Rano obudziły mnie miałczący kot i ból głowy. Podniosłem niemrawo powieki, światło sączyło się do pokoju, było już jasno. W ustach miałem kapeć, język suchy, cały byłem suchy jak wiór. Kołdra skołtuniona, spocona – śmierdziała alkoholem. Kot wskoczył mi na plecy, chyba chciał mi zapodać masaż. Zły pomysł. Myślałem, że rzucę nim o ścianę, bo za głośno oddychał, sierściuch jeden. Spuściłem nogi z łóżka, spojrzałem na swoje odbicie w lustrzanych drzwiach szafy. Spałem w bokserkach i skarpetach, do tego spuchnięte oczy i włosy w nieładzie.
Prysznic, i to koniecznie – pomyślałem. Wstałem i poszedłem do kuchni. Kot przemknął między moimi nogami, nasypałem mu karmy, pewnie dlatego marudził. Jego pan tu z ledwością żyje, dogorywa w męczarniach, a ten tylko rozkminia, czy zacząć konsumować mnie od uszu czy od fleta. Ot, zwierzęca wdzięczność!
Patrzyłem, jak kociak rozgryzał kolejne kuleczki karmy, już się mną nie interesując. Otworzyłem szafkę nad blatem, sięgnąłem po szklankę i nalałem do niej wody. Wziąłem duży łyk, żeby przepłukać usta, otrzeźwiło mnie to trochę. Zerknąłem na kota.
– Wiesz, Sierściuchu, jest źle.
Kot nie zareagował, nieprzerwanie młócił karmę. A ja, mimo że niepytany, i tak odpowiedziałem:
– Ciągle o niej myślę.
Poszedłem leniwie do łazienki. Stałem pod prysznicem chyba z godzinę, wspominając wczorajszy wieczór.
Ależ spieprzyłem na całej długości… no może bardziej na finiszu. Co też we mnie wstąpiło?! To będzie cud, jeśli jeszcze kiedyś będzie chciała się do mnie odezwać po takim pożegnaniu. Zapewne ma mnie za psychopatę. Sam nabieram wątpliwości co do mojego stanu psychicznego, kiedy sobie przypomnę, jak próbowałem ją zmusić do kolejnego spotkania… I jeszcze ten tekst o naszych dzieciach. Nie wiem, skąd mi to przyszło… Wycisnąłem żel, zapach cytrusów rozbudził mnie jeszcze bardziej. Ale fakt, naprawdę chciałbym, żeby to ona była matką moich dzieci. Ja pierdolę. Co się ze mną dzieje? Jak w ogóle miałbym zacząć z nią rozmowę? „Cześć, Julita, jak tam noc?” To głupie. „Jak się spało?” To też… A może: „Hej, masz ochotę na powtórkę?” Zrezygnowany odkręciłem mocniej zimną wodę. „To zupełnie idiotyczne. Może lepiej, jak wyszło, że macie taki popierdolony związek”. Ale to pewnie nie wypali… A gdyby tak zwyczajnie: „Julita, chciałbym się z tobą jeszcze spotkać…” Ale właściwie na to już mi odpowiedziała wczoraj.
Szukałem w głowie jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, od czego mógłbym ponownie zacząć tę znajomość, tym razem na stopie koleżeńskiej, a nie jak seksualną przygodę. Jeśli przyjmę założenie, że Julita jest tu przelotem, mogę jej zaproponować zwiedzanie miasta. Jej… i jej mężowi. Kurwa, jak to zrobić? Może lepiej zadzwonić i zapytać, czy wszystko w porządku, czy było dobrze, czy nie byłem za… To nie ma sensu… Wyszedłem spod prysznica ociekający wodą, za to ani trochę mądrzejszy, niż byłem wcześniej.
Z ledwością zjadłem śniadanie. Ogarnąłem się szybko, ubrałem się, wziąłem czapkę, bo widziałem, że na dworze wiatr uginał gałęzie drzew. I nie myliłem się, ziąb był jak ta lala. Trzeba było jeszcze wziąć rękawiczki. Słońce niemrawo przebijało się przez chmury, ale przeszywający wiatr odbierał wszelkie chęci do spaceru. Mały ruch dobrze mi zrobi na kaca, jednego i drugiego – moralnego i fizycznego.
Szedłem wzdłuż rzeki, obserwowałem, jak barki sunęły po wodzie. Kaczki hałasowały tak niemiłosiernie, że miałem ochotę je odstrzelić i zobaczyć wypieczone na talerzu. Świat był szary, pozbawiony barw i radości. Jedna tylko iskra życia zaczęła tlić się we mnie, nawet nie próbowałem zmienić kierunku marszu. Wiedziałem, że kieruję się do hotelu. Nogi same mnie wiodły. Czułem się i podekscytowany, i zdenerwowany, ale uśmiechałem się na samą myśl, że ją spotkam. Już wyobrażałem sobie nasze spojrzenia, skrępowane, jakbyśmy się nie znali, a przecież ciągle pamiętałem smak i zapach jej skóry. Przetarłem ręką twarz na wspomnienie wczorajszych harc