Nigdy nie pozwól mi odejść/ Efekt Motyla Tom 2 - Patrycja Zdanowska - ebook

Nigdy nie pozwól mi odejść/ Efekt Motyla Tom 2 ebook

Patrycja Zdanowska

4,4

Opis

Seria: Efekt Motyla Tom 2
Tytuł; Nigdy nie pozwól mi odejść
Data premiery: 29.09.2022
Opis wydawcy:
Życie Eleny można podzielić na to, co zdarzyło się przed poznaniem Liama i na to, co zdarzyło się później...
Kiedy wydawało się już, że ich relacja wkracza w zupełnie nowy etap, dziewczyna przypomina sobie twarz osoby, która skrzywdziła ją przed laty i ucieka. Aby zapomnieć całkowicie przewartościowuje swoje życie, począwszy od nowej pracy.
Jednak życie szykuje wiele niespodzianek, a jedną z nich jest przystojny Włoch.
Czy mężczyzna okaże się kimś więcej?
Czy dziewczyna upora się z przeszłością?
Czy informacje o wypadku Liama coś zmienią?
Czy Elena będzie w stanie wybaczyć?
I - co ważniejsze - czy Liam odzyska utracone wspomnienia, walcząc tym samym o swoje szczęście?
Którą drogą nie podążą... Każda z nich doprowadzi do...
zakończenia, które rodzi nowy początek, a początek - historię.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Rok wydania: 2022

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (39 ocen)
24
8
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zaczarowana-ksiazka

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna historia ❤️ lecz zakończenie wbija czytelnika w fotel i nie pozostaje nic innego jak czekać na trzecią część 😍😍😍
20
Ewelinaban

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka . Czy będzie trzecia część?
10
Marpac21

Nie oderwiesz się od lektury

Nie nudziłam się podczas czytania, cały czas coś się działo, gorące sceny miłości, zazdrość, zbrodnia i kara, na każdym kroku byłam zaskakiwana. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
10
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Nigdy nie pozwól mi odejść" Patrycja Zdanowska Ridero to drugi tom z serii Efekt Motyla. Autorka stworzyła ciekawią fabułę, pełną emocji, tajemnic i intryg. Wybaczyć, zapomnieć, puścić w niepamięć pomimo rozczarowania i żalu. Jak myślicie? Wybaczanie jest jedną z trudniejszych czynności. Jeśli nie uda nam się spróbować wybaczyć, możemy czuć się winni oraz żałować, że nie udało się odbudować wcześniejszej relacji. "Ostat­ni czas był dla mnie na­praw­dę trud­ny i nie­zro­zu­mia­ły. Po­dob­no je­stem taki sam, jak daw­niej, a jed­nak zu­peł­nie inny. Czuję się tak obco we wła­snym ciele. Nie wiem czy fak­tycz­nie to moje życie." Liam Black dochodzi do siebie po wypadku. Niestety czuje się sfrustrowany, ponieważ utrata pamięci i brak wspomnień komplikuje jego życie. W jego otoczeniu pojawia się pewna kobieta i ktoś jeszcze. Przeszłość ciągle depcze mu po piętach. Czy to będzie dobry wybór, aby zaufać Kelly?? Czy wspomnienia powrócą? Jak na Liama wpłynie spotkanie z Eleną? Elena p...
10
Sysia_czaruje_ksiazki

Nie oderwiesz się od lektury

Liam❤️ Tyle napiszę. Czekałam na tom 2 by przeczytać i 1 i 2;) historia jest mega a w tym tomie amezja, Kelly, Marco i wielowątkowość robi robotę. Przyjemnie i szybko mi się czytało. Zdecydowanie za szybko. Polecam gorąco.
10

Popularność




Patrycja Zdanowska

Nigdy nie pozwól mi odejść Tom 2

Efekt Motyla

Fonts by «ParaType»

© Patrycja Zdanowska, 2022

Romans klasyczny.

Elena po wydarzeniach z tomu 1 całkowicie przewartościowuje swoje życie. Począwszy od nowej pracy aż po studia.

Jednak demony z którymi walczy od lat nie odpuszczają.

Czy upora się z przeszłością?

Czy informacje o wypadku Liama coś zmienią?

Czy będzie w stanie wybaczyć?

I — co ważniejsze — czy Liam odzyska utracone wspomnienia, walcząc tym samym o swoje szczęście?

Którą drogą nie podążą… Każda z nich doprowadzi do…

zakończenia, które rodzi nowy początek, a początek — historię.

ISBN 978-83-8273-818-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dla osoby, której w tym życiu już nie zobaczę.

W pamięci i w sercu. Zawsze i na zawsze.

prolog

Liam

Czy ja śnię? Nie?

Nadal błądzę po omacku w próżni, a w którą stronę nie pójdę, tkwię ostatecznie w tym samym miejscu. Jak to jest możliwe? Nie słyszę nikogo ani niczego. Naprawdę pozostaję tutaj całkowicie sam, a przynajmniej do tej pory odnoszę takie wrażenie. Skryty w mroku. Tylko czy rzeczywiście tak jest? Nie rozumiem skąd się tutaj wziąłem.

Po prostu czarna, niekończąca się otchłań i przytłaczające echo mojego własnego głosu. To chyba jedyny kompan pobytu w tym miejscu.

Ale nie poddam się. Nie mogę. Czuję, że mam do kogo wracać…

— Hej! Jest tutaj ktoś?!

Krzyczę, zastanawiając się nad tym, ile minęło godzin, a może już nawet dni? Nie pamiętam jak długo tu tkwię. Dlaczego?

Coś się zmieniło. Tylko co?

Rozdział Pierwszy

Londyn

Gabinet terapeutyczny

Elena

Sama nie wiem co powinnam czuć. Te wspomnienia za każdym razem sprawiają jeszcze większy ból. Tak jakby to wszystko nie działo się już tylko w mojej głowie, a gdzieś poza nią. Nie mogę tego znieść. Ta nić, którą poczułam z nim… Tak bardzo pali mnie w środku.

Siedzę na turkusowej sofie i wyrzucam z siebie emocje towarzyszące mi od miesiąca. Ból i gniew. Frustracje i poczucie winy.

Kobieta znajdująca się naprzeciw mnie uważnie słucha moich słów, co rusz notując coś w swoim brązowym dzienniku. Słowa wypływają ze mnie niczym potok, a ciężar tamtej nocy przytłacza z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej.

— Jak?! Proszę mi powiedzieć, jak mam zapomnieć? Jak po raz kolejny ruszyć naprzód? — Terapeuta odkłada notes na stolik, zwracając ku mnie swój wzrok.

— Moja droga, to co cię spotkało jest naprawdę straszne, jednak powinnaś być przede wszystkim szczera sama ze sobą, a odnoszę wrażenie, że stoisz w tym samym miejscu nie dlatego, że nie potrafisz, a zwyczajnie tego chcesz. Oprócz tych negatywnych uczuć, które wychodzą z ciebie są i pozytywne? Czyż nie? — Przytakuję, kiwając głową.

Co spotkanie otwieramy tę sferę, która ostatecznie sprowadza się tylko do tego jednego, konkretnego wydarzenia i mężczyzny. Nie tego sprzed lat, a tego sprzed miesiąca. „Nie chciałaś zgłosić tego zajścia, odcięłaś się od niego. Nie zabrałaś też z firmy swoich rzeczy…”

Czujesz politowanie i poczucie winy. Może powinnaś się z nim skonfrontować? Tyle masz pytań, na które ja nie znam odpowiedzi. Jedyną osobą znającą je, jest on.

— Jak miałabym stanąć z nim twarzą w twarz? Nie dałabym rady. Ostatecznie to mój oprawca.

— Czujesz coś do niego. Moim zdaniem nie blokują cię już wydarzenia z przeszłości, a te które pozwoliły ci się znowu poczuć kochaną i ważną. Skrzywdził cię w niewybaczalny sposób, ale ty opowiadając o nim nie dostrzegasz tego, w jaki sposób to robisz.

— Co pani sugeruje?

— Nie sugeruję, a wyciągam wnioski z obserwacji, a one są takie, że ty nie chcesz rozstać się z nim w swojej podświadomości. Usprawiedliwianie go, opowiadanie z taką pasją o chwilach spędzonych we dwoje, aż do tej feralnej nocy…

— Chcę mi pani powiedzieć, że ja go…? Nie, to nieprawda…

— Spokojnie, spokojnie. Ja nie oceniam.

— Jak mogę kochać gwałciciela? Człowieka, który odebrał mi tak wiele? Co pani opowiada za głupoty?! Nie jestem w stanie tego słuchać! — Podnoszę się z kanapy, jak gdyby od tego zależało moje życie.

— Moja droga, dopóki nie rozliczysz się z własnych uczuć, nie ruszysz naprzód. Mieszanina pytań i tylu różnych odczuć doprowadzi cię ostatecznie do ściany, której nie będziesz sama w stanie sforsować. Tylko tyle, nie denerwuj się.

— Na dziś już skończmy. Umówię się na wizytę w przyszłym tygodniu.

— No dobrze, ale przemyśl to, co powiedziałam.

Wybiegam najprędzej jak potrafię. Te spotkania miały mi pomóc, a dziś odnoszę zupełnie inne wrażenie. Całe moje ciało spina się na samą myśl, że musiałabym tę przeszłość przeżywać ponownie, stając twarzą w twarz z człowiekiem, którego uważałam jeszcze tak niedawno za kogoś ważnego. Każda chwila spędzona we dwoje przybliżała mnie do niego. Dziś już wiem, dlaczego tak było. Dobrze znałam ten zapach, twarz i dotyk…

Zakrywam twarz dłońmi, czując pojawiające się łzy. Serce… Ono, po części martwe, nadal coś czuje. Coś, czego nie powinno było nigdy czuć. Może tam, w gabinecie, ta kobieta miała rację i naprawdę ten mój brak obojętności wynika z tego, co pozwoliłam sobie ponownie poczuć? Tylko dlaczego po raz drugi do niego — mężczyzny z mojego nastoletniego koszmaru? Mogłabym przysiąc, że ta historia to fikcja wykreowana na potrzeby książki, a nie mojego życia. Jednak tak właśnie wygląda moja szara rzeczywistość.

Grzebię w torebce, a kątem oka dostrzegam biegnącą wprost na mnie postać. Instynktownie chcę odskoczyć, jednak na to jest już za późno. Ktoś wpada na mnie, a rzeczy z mojej torebki wysypują się na betonowy chodnik.

— Kretyn! Jak jesteś ślepy, to kup sobie okulary! — Krzyczę zdenerwowana.

Mężczyzna pospiesznie klęka przede mną, zbierając pomadkę, zeszyt, piórnik oraz klucze. Gdy unosi głowę, zamieram.

— Marco?

— Elena? — Wstając, przypatruje się mojej twarzy, podając mi spokojnie zawartość torebki.

— Co robisz w Londynie? — Pytam zdziwiona, ocierając z twarzy łzy.

— Okazało się, że wcale nie jestem takim kretynem, Eleno. Poszerzyliśmy z rodzicami swoją sieć restauracji.

— Tutaj? — Domyślając się, że zaskoczenie wypisane na mojej twarzy zdradza też moje myśli, zajęłam się chowaniem przedmiotów do torby.

— Bella, na to wygląda. A ty? Co tu robisz? Czemu płaczesz?

— To nic. Ja… ja tutaj mieszkam od pewnego czasu.

— No proszę. Jakie to niesamowite, że akurat tutaj na siebie wpadamy. Tyle razy chciałem zadzwonić po twoim wyjeździe.

— Ale nie zrobiłeś tego. Nawet domyślam się dlaczego. — Spuszczam wzrok, wpatrując się w martwy punkt na jego bucie.

— Ej, ej. Bella. Było, minęło. Już zapomniałem, że chciałem więcej, niż mogłem mieć. Ostatecznie może to i lepiej. Przynajmniej teraz nie nienawidzisz mnie tak, jak większa część dziewczyn z moich stron.

— Czyli nic się nie zmieniło. — Uśmiecham się.

— Taki urok Włocha, czyż nie? W każdym porcie nowa przystań.

— Nic się nie zmieniłeś, naprawdę. — Przełyka ślinę, patrząc na mnie od stóp aż po samą głowę.

— Nie mogę tego samego powiedzieć o tobie, Bella. Wypiękniałaś. To znaczy zawsze byłaś niesamowita, ale teraz dostrzegam oceaniczną głębię tego piękna.

— Już, już, wystarczy. Tak, rzeczywiście trochę się u mnie pozmieniało. Moja fizyczna przemiana ma związek z… — Przerwał mi, nie dając dokończyć zdania.

— Niech zgadnę. Z mężczyzną?!

— To długa historia, która nie ma szczęśliwego zakończenia.

— Będę przez kilka miesięcy w Londynie, by rozkręcić biznes, więc mam masę czasu. Zajrzyj do knajpki w wolnej chwili. Zrobię ci taką pizzę, jak dawniej, a i kieliszek dobrego winka nie zaszkodzi.

— Dziękuję, ale…

— Bella, nie przyjmuję odmowy.

— No dobrze. To w którym miejscu ją otworzyłeś?

— Przy jednym z uniwersytetów. Tam zawsze klienteli nie brakuje. No właśnie! A ty studiujesz?

— Tak. Dwa kierunki. Ekonomię biznesową i literaturę brytyjską.

— To może odbiorę cię z zajęć? Bo zapewne dzisiaj też masz wykłady.

— Wiesz, dzisiaj nie dam rady. Muszę coś załatwić po zajęciach.

— No dobrze. Ale jutro jest sobota, więc cię porywam. Mój numer znasz, więc napisz mi adres. Odbiorę cię.

— Nie trzeba.

— Trzeba, trzeba. I nie bądź już taka skromna.

— Zawsze byłam i tak pewnie pozostanie.

— Wiem, ale teraz twój wygląd zewnętrzny nie pasuje do szarej myszki, choć muszę przyznać, że gryźć to ty też potrafisz. Wybacz, ale muszę już iść. Sama rozumiesz, spotkania biznesowe. Odezwę się później. — Czuję jego intensywny zapach wody toaletowej, gdy całuje mnie w policzek. Następnie patrzy jeszcze na mnie krótką chwilę i tak, jak szybko się pojawił, tak też jeszcze szybciej znika za rogiem.

Nie mogę uwierzyć, że go tutaj spotkałam. Wspomnienia z Włoch odżyły. Przebywając w jego stronach traktowałam go jak dobrego znajomego. A przy tym, odkąd tylko pamiętam, był bardzo pociągającym mężczyzną. Czarne włosy zawsze spięte w kitkę, piwne, rozbiegane oczka i ta charakterystyczna opalenizna tylko dodawały mu uroku. To dlatego z taką łatwością przychodziło mu łamanie damskich serc.

W pośpiechu wyjmuję telefon i zamawiam Ubera, aby dotrzeć na uczelnię o czasie. Tylko nauka sprawia, że chociaż przez moment jestem w stanie zapomnieć o Liamie. Wciąż się zastanawiam czy on też o mnie myśli. Tego nie wiem, ale przypuszczam, że zapewne znalazł sobie już inny obiekt westchnień, gdyż któregoś dnia w końcu przestał przynosić pod mój dom kwiaty. Wcześniej było ich setki, jak nie tysiące. Codziennie świeży bukiet. Przecież jest bogaty — myślałam, więc co to dla niego. Czy one miały mi zrekompensować ból i szok? Mógł sobie darować tego typu podchody.

Co do pracy, to krótko byłam bezrobotna. Szybko znalazłam zatrudnienie jako pokojówka w jednym z hoteli. Nic specjalnego, ale jeśli potrzebujesz zatrudnienia na już, to nie wybrzydzasz i bierzesz to, co jest.

Co do rodziny… Nie byłam i nadal nie jestem w stanie im powiedzieć tego, kim faktycznie dla mnie był mój szef. Wolałam zachować to w tajemnicy. Jednak sama, nie potrafiąc poradzić sobie z tym ciężarem, postanowiłam zapisać się na terapię. Siedząc tam i opowiadając za każdym razem moją historię czuję się taka malutka, taka wyobcowana. I wszystko zaczyna się od nowa. Zalewa mnie żal. Zastanawiam się kogo on w ogóle obchodzi. Za dużo spraw, za dużo spięć… Nie opuszcza mnie poczucie, że przychodzę na sesję za karę. Bo przecież bajka zamieniła się w koszmar, a sierotka nie potrafiąc uporać się z tym, co sprawiało jej taki ból, udała się po pomoc. Ale czy ona faktycznie nadeszła?

Z mojej melancholii wyrywa mnie głos kierowcy.

— Wsiada pani czy nie? — Mężczyzna krzyczy do mnie przez rozsuniętą szybę.

— Tak, tak, naturalnie. — Obchodzę samochód i po chwili zajmuję miejsce na tylnej kanapie, po lewej stronie. Kierowca rusza, a ja zakładam słuchawki i włączam piosenkę z mojej playlisty, wsłuchując się w jej słowa.

„Jeśli mógłbym być szczery, tutaj w tej chwili… Byłem tak zdenerwowany, że mogłem tu stać z tobą… Wszyscy są tu dla nas, a ja czuję ich aurę. Ale przez chwilę będę udawał, że to tylko ty… Należę do ciebie. Kiedy pozwolą nam wybrać powiem, że tak”.

***

Przemierzając dziedziniec uniwersytetu, dostrzegam poruszenie. Budynek podzielony jest na część centralną i dwie boczne. Przy lewym skrzydle słyszalne są piski i śmiechy. Tłok jest taki, że praktycznie niczego nie jestem w stanie zobaczyć. Dostrzegam w tłumie moją znajomą, z którą uczęszczam na zajęcia. Nieśmiało macham do niej, a ona uśmiechając się, podchodzi w moją stronę.

— Hej! Już myślałam, że dziś cię nie będzie.

— Co to za zbiorowisko, Steffy?

— Nie słyszałaś? Na miejsce „Starego Zagajnika” otwiera się włoska knajpa.

— Nie, nie słyszałam.

— Ale to najmniej istotne. Widziałaś właściciela? Boziu… Mówię ci, kolana same miękną na jego widok. — Zastanawiam się, czy to nie przypadkiem ta nowa restauracja Marco. Mówił przecież, że mieści się przy jakimś uniwersytecie. Przełykam ślinę.

— A czy wiesz jak się on nazywa?

— Nie mam pojęcia, ale coś czuję, że krótko będzie się cieszył poufnością danych. Te wszystkie dziewczyny wyczekują chwili aż zwolni się miejsce i będą mogły wejść do lokalu.

— Steff… Daj spokój. To jakiś obłęd. Lepiej chodź, zaraz zaczną się zajęcia z podstaw ekonomii. — Chwyta mnie radośnie pod rękę, dziwnie mi się przypatrując.

— Nie gadaj, że ciebie to nie rusza. Mamy taki okaz kobiecej nieprzyzwoitości pod nosem, a ty myślisz o zajęciach? Naprawdę?

— Skoro już płacę za te wykłady, to chcę coś pożytecznego z nich wynieść i jestem pewna, że żaden Włoch mi tej wiedzy nie zwróci.

— Zaraz… Nie mówiłam, że to…

— Łatwo wywnioskować. Chodźmy już, bo się spóźnimy. — Nie ciągnąc tematu idziemy w stronę głównego wejścia, zostawiając za sobą stado wygłodniałych harpii.

Chwile później.

Zajmuję miejsce w środkowym rzędzie i przygotowuję się do lekcji. Nawet nie spostrzegam, gdy za moimi plecami ktoś siada.

Mam nieodparte wrażenie, że ten ktoś na mnie patrzy, i czując czyjś oddech na swoim uchu, chcę się odwrócić, lecz najpierw słyszę:

— Ciao, Bella. Wiedziałem, że tutaj cię odnajdę. — Dreszcz przeszywa moje ciało, a włoski na karku jeżą się momentalnie. — Nie odwracaj się. Dobrze wiedziałem, że to twój uniwerek, bo niedawno zaktualizowałaś informacje na portalu społecznościowym. Później mnie zabijesz, obiecuję, a teraz już przestań przygryzać tak słodko tę wargę i skup się na zajęciach. Ci vediamo domani. — Po chwili wszystko ucicha, a Steffy z niedowierzania przeciera oczy.

— Nie komentuj… — Urywam krótko.

— A niech cię licho, Eleno. Mogłaś uprzedzić, że znasz tego przystojniaka, a nie udawać cnotkę.

— Niczego nie udaje. Już ciii, bo zaczyna się… — Czuję, że to dopiero początek problemów, a Steffy tak łatwo nie odpuści tego tematu. W tym momencie tylko zajęcia ratują mnie przed odpowiedziami na jej liczne pytania.

Spoglądam na zegarek i widzę, że minęło pół godziny. Steff przysypia, a ja, jak na pilną studentkę przystało, próbuję notować każde słowo wykładowcy. Jednak nie jestem w stanie w pełni skupić swojej uwagi, gdyż w głowie kiełkują mi pewne pytania. Co to ma wszystko znaczyć i do czego prowadzi? Rano, po wyjściu od doktor Harper, postanowiłam spontanicznie, że dziś pójdę do firmy należącej do Liama i definitywnie zakończę ten rozdział. Czuję, że musi się to wydarzyć dziś, bo inaczej nigdy więcej się nie odważę. Gdyby nie te plany, to z przyjemnością dowiedziałabym się co Marco chodziło po głowie.

Spoglądam na wyświetlacz telefonu, ale ani Chris ani też mama nie piszą. Jestem spokojna, bo skoro nie piszą, to znaczy, że u nich wszystko dobrze. Ostatnimi czasy oddaliłam się od nich. Jestem w zupełnie innym miejscu niż oni sądzą. Przymykając na chwilę oczy, znowu w mojej głowie układają się obrazy sprzed miesiąca. Pierwsze spotkanie, jego mieszkanie, podróż do Moskwy, bal… Już jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że to właśnie wtedy jego podejście do mnie zmieniło się. Wydawał się taki nieobecny. Czy to naprawdę wtedy mnie rozpoznał? Boziu… Chciał to skończyć? Powiedzieć mi? Nic przy nim nie poczułam… Kogo chcę oszukać? Siebie? Przecież od początku dużo działo się między nami. Ta więź przyciągała nas do siebie…

Czuję, jak ktoś porusza moją ręką.

— Przepraszam, ale czy ja ci nie przeszkadzam? Taki nudny ten wykład, że razem z koleżanką przysypiacie? — Wykładowca popatrzył na Steffy, a następnie przeniósł wzrok na mnie.

— Ja? Nie… A zresztą… — Wstaję i zbieram swoje rzeczy. Wiem, że tym sposobem zapewne trafię na czarną listę tego starego zgreda, ale naprawdę nie jestem w stanie skupić się na jego gadaniu.

— A dokąd to? Wykład jeszcze się nie skończył. — Siwy mężczyzna stoi jak wryty widząc, że kieruję się do wyjścia, nie tłumacząc niczego. Steffy z otwartą buzią przygląda się całemu zajściu, nie wierząc, że naprawdę to robię. Nawet ja jestem zaskoczona swoim działaniem. Coraz częściej łapię się na tym, że czas spędzony z Liamem nie był do końca zły. Otwierał mnie na nowe, dotąd nieznane emocje. To spowodowało, że mając już dosyć strat, zapragnęłam zawalczenia o siebie.

Zatrzaskuję za sobą drzwi i czuję, jak brakuje mi powietrza. Raz, dwa, trzy… Biorę wdech i wydech, starając się uspokoić. Te napady nadal mi towarzyszą, jednak obecnie tylko w naprawdę stresujących sytuacjach, a ta właśnie taka jest. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie, a na sali przebywa około stu osób. Mimo tego udało mi się opuścić to pomieszczenie. Kiedyś, przypominając sobie tę sytuację, będę się z tego śmiała. Pytanie tylko — sama czy z kimś? Biorąc pod uwagę moje szczęście to zdecydowanie w osamotnieniu.

Idąc przed siebie długim korytarzem dochodzę do drzwi frontowych, które oddzielają mnie od tego całego gmachu. Łapię za klamkę i mocno popycham ciężkie skrzydło. Promienie słońca i powiew wiatru momentalnie oplatają moją twarz. Przechodzę przez próg i już po chwili znajduję się na zewnątrz.

Ten uniwersytet jest naprawdę piękny, co przyciąga potencjalnych kandydatów. Bardzo podoba mi się dziedziniec, w którym znajduje się półokrąg, w którego centralnej części rośnie ogromne drzewo, przyozdabiane latem przez kolorowe kwiaty. Zapach musi być oszałamiający. Obym miała szansę sama się o tym przekonać.

Schodząc ze schodów szukam w torbie telefonu, ponieważ ostatnimi czasy poruszam się po mieście wyłącznie uberem. Moje auto, na nieszczęście, postanowiło odejść z tego świata. Niestety, pomimo zatrudnienia w hotelu, nie stać mnie na zakup nowego. Przechodząc obok restauracji należącej do Marco słyszę głos dobiegający z wnętrza lokalu.

— Myślałem, że masz teraz zajęcia. — Wzdrygam się, upuszczając torbę.

— Też tak myślałam, jednak muszę coś niezwłocznie załatwić, bo inaczej oszaleję.

— Bambino mi dispiacie. Nie chciałem cię przestraszyć.

— To moja wina, dzisiaj jestem całkowicie nieobecna. Muszę zamówić ubera, by dostać się pod moją poprzednią prace. — Mężczyzna pomagając mi, mówi:

— To już dziś drugi raz, gdy na siebie wpadamy, a ty coś upuszczasz. Wiesz co? Nie zamawiaj. Osobiście dopilnuję, byś dotarła do celu. Jeszcze z tego rozkojarzenia wpadniesz pod samochód.

— Marco, nie trzeba, poradzę sobie.

— Wiesz, że jestem strasznie uparty i nie przyjmuję odmowy. Poczekaj chwilę, wezmę tylko dokumenty i już jedziemy. — Stoję jak wryta, nie wiedząc co powiedzieć i jak to interpretować. Z jednej strony jestem mu wdzięczna, ale z drugiej czuję się mało komfortowo.

Po ułamku sekundy wrócił i skierowaliśmy kroki na plac parkingowy. Przelatuję wzrokiem po wszystkich samochodach i od razu domyślałam się, że ten najbardziej szpanerski należy właśnie do niego. Zawsze lubił szybkie, sportowe auta.

— Widzę, że dobrze poznałaś mój gust, bella. Nawet nie musiałem ci pokazywać, który należy do mnie.

— Swego czasu sporo razy zaglądałam do waszej knajpki we Włoszech. Trochę o sobie mówiłeś, a ja słuchałam.

— No właśnie to mi się nie podobało. Ja opowiadałem, a o tobie niewiele się dowiedziałem. Choć, nie powiem, to było nawet przyciągające.

— Nie ma co opowiadać. Nie jestem interesującym tematem do rozmów.

— Nie zgodzę się z tobą. W takim razie, dokąd jedziemy?

— Centrum Londynu… Główna filia Liama Blacka. — Jakoś dziwnie mi te słowa przechodziły przez gardło.

— Coś słyszałem o właścicielu tej firmy… Czekaj, czy to nie on miał wypadek miesiąc temu?

— O czym ty mówisz? — Wzdrygnęłam się.

— Nie oglądasz telewizji? W każdych wiadomościach o tym trąbiono. — Poczułam palpitacje, uderzenia gorąca, a po chwili przenikliwe zimno. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. — Wszystko w porządku? Pobladłaś.

— Czy możemy już jechać? Będę ci bardzo wdzięczna. — Widząc moje zmieszanie, ruszył nie komentując niczego więcej. Byłam przerażona na samą myśl, że mogłabym go dziś tam spotkać, a teraz… bałam się tego, że go tam nie zastanę. Minął ponad miesiąc od naszego ostatniego spotkania, a ja zamiast czuć nienawiść… Sama nie wiem co czułam.

Zaciskając ręce na spodniach w duchu modliłam się o to, by wyszedł z wszelkich obrażeń bez szwanku, jeśli to faktycznie był on.

***

Stojąc przed budynkiem dłuższą chwilę wpatruję się w jego przeszklenia. Odczuwam tyle skrajnych emocji — począwszy od nienawiści, aż po miłość? Czy to naprawdę możliwe? Po tym wszystkim? Wydaje mi się, że masa ludzi mijających mnie, robi to w przyśpieszonym tempie, a ja zatrzymałam się na tej jednej jedynej chwili. Tak wyglądała moja pierwsza wizyta w tym miejscu. Wtedy też jak zaczarowana stałam, wpatrując się w wieżowiec przede mną. Wszystko wydawało się takie ekscytujące, a dziś… Dziś splamione moją krwią.

Przełamując się, robię krok, a potem następny i jeszcze jeden… Aż znajduję się w przestronnym, jasnym holu. Ochrona musi mnie pamiętać, gdyż nie zwraca na mnie większej uwagi, więc idę w stronę windy. Drżący palec przykładam do panelu i po chwili oczekuję na przyjazd kabiny, która ma mnie zawieść w sam środek paszczy lwa. Gdy drzwi się rozsuwają, staję w tej znienawidzonej przeze mnie puszce. Unosi mnie ku górze, a ja przypominam sobie pierwszy raz z moim szefem, gdy próbował odwrócić moją uwagę od tego klaustrofobicznego pomieszczenia. Odczuwam to tak realnie, jak gdyby to było zaledwie wczoraj. Pamiętam również ten strach przed nieznanym, gdy oczekiwałam na rozmowę kwalifikacyjną. Przeglądając strony internetowe trochę dowiedziałam się na temat człowieka, z którym miałam podjąć najprawdopodobniej współprace. Z jednej strony bałam się ryzyka wiedząc jaki to kobieciarz, ale z drugiej byłam ciekawa tego mężczyzny.

Gdy drzwi rozsuwają się, moim oczom ukazuje się biurko należące do Olivii. Siedzi przy nim, rozmawiając z kimś przez telefon. Powoli podchodząc, słyszę skrawek rozmowy.

— Pan Black jest nieosiągalny i nie potrafię na ten moment określić, kiedy i czy będzie. Tak, tak rozumiem, ale naprawdę… Dobrze, do widzenia. — Z impetem odkłada słuchawkę. Unosząc głowę dostrzega mnie. Wstając automatycznie poprawia sukienkę.

— Witaj, Eleno. — Przemawia łagodnie, pomimo wyraźnego zdenerwowania.

— Dzień dobry, Olivio. — Ukradkiem spoglądam na drzwi od gabinetu Liama.

— Przyszłaś pewnie po swoje rzeczy, ale mamy tu takie zamieszanie, że będziesz musiała sama udać się po nie do magazynu. — Mówi, przełykając ślinę.

— Chciałabym też spotkać się z szefem, ponieważ mam wątpliwości co do mojego wynagrodzenia.

— W takim przypadku omów to z działem księgowym.

— To musi być szef… — Upieram się.

— Wiesz, wolałabym, aby był tutaj z nami, wtedy może i nawet bym cię do niego zaprowadziła, a tak to… Wszystko stanęło na głowie.

— Olivio, mów jaśniej. Nic z tego nie rozumiem. — Mówię ściszonym głosem.

— Liam miesiąc temu miał wypadek, nie słyszałaś o tym?

— Ja...nie, nie… Co z nim?

— Urwałaś się z choinki, czy jak? Nie czytasz gazet? Leży nadal w szpitalu, w śpiączce. Dlatego mamy tu prawdziwy kocioł. — Czuję jak moje ciało wiotczeje, a oczy ogarnia ciemność. Słyszę, jakby z oddali, głos należący do pracownicy mojego szefa. — Eleno, Eleno słyszysz mnie? Podtrzymując mnie za ramię, pomaga mi usiąść na sofie znajdującej się naprzeciwko biurka. W końcu dochodzę do siebie i otwieram oczy.

— Już mi lepiej… Miałam wrażenie, jakbym dostała obuchem. Wiesz, wiesz co… Prześlij mi proszę te rzeczy na adres z dokumentów.

— No, dobrze. Czy powinnaś w takim stanie wstawać? Poleż jeszcze.

— Olivio, czy ty wiesz w którym szpitalu on leży? — Spogląda na mnie podejrzliwie.

— Każdy wie, że przebywa w prywatnej placówce należącej do jego rodziny. Zapiszę ci na kartce adres, chwileczkę.

— Będę zobowiązana. — Do oczu zaczynają napływać mi łzy, a głos wyraźnie się łamie, ale to w tym momencie nie ma znaczenia. Muszę, potrzebuję, chcę go zobaczyć. Biorąc od kobiety karteczkę, udaje się w stronę, z której tak niedawno przyszłam. Szłam tutaj z zamiarem zakończenia tego wszystkiego, a tymczasem… Tyle bolesnych słów tamtej nocy wyrzuciłam z siebie. Tak wiele niepotrzebnych słów, za które teraz się wstydzę. Tak, życzyłam mu wtedy wszystkiego co najgorsze, ale nigdy czegoś takiego, co mu się rzeczywiście przytrafiło… Byłam tak okropnie zła, wystraszona, że nie potrafiłam się kontrolować. Tak, ta informacja zmienia wszystko, a ja czuję się jeszcze bardziej pogubiona.

Wybiegając z budynku bez namysłu wsiadam do pierwszej, wolnej taksówki i każę się zawieść pod wskazany adres. Jadąc tak dłuższą chwilę nawet nie zwracam uwagi na mój rozdzwoniony telefon. Dopiero kierowca zwracając mi uwagę, odrywa mnie od rozmyślań.

Wyjmując go, dostrzegam numer Marco, więc odbieram.

— Długo ci się zejdzie, Eleno?

— Marco, przepraszam. Kompletnie zapomniałam, że ty tam na mnie czekasz. Wracaj sam.

— Wszystko dobrze? Masz jakiś taki niespokojny głos.

— Tak, nie zaprzątaj sobie mną głowy.

— Zadzwonię wieczorem, dobrze?

— Mhm. — Rozłączając się, jestem w stanie myśleć tylko o Liamie. Dlaczego to życie jest takie przewrotne? Dlaczego czujemy coś do tych, którzy powinni być daleko poza naszym zasięgiem?

Mijając Big Ben wspomnienia miażdżą moje serce. To właśnie ten moment, o którym mówiła moja terapeutka. Doszłam do ściany. I jestem nadal za słaba, by się przez nią przebić.

Rozdział Drugi

Poruszona wbiegam na oślep do kliniki. Wzrokiem szukam punktu informacyjnego, a następnie, unikając kolejki, podchodzę do okienka. Ludzie stojący obok wyraźnie obruszają się widząc, że wepchnęłam się bez pytania. Sapiąc ze zmęczenia cicho zaczynam mówić:

— Przepraszam, chciałabym uzyskać informację na temat osoby przebywającej w tym ośrodku. — Kobieta siedząca po drugiej stronie unosi głowę, przypatrując się uważnie mojej twarzy.

— Nie widzi pani, że mamy teraz przerwę? — Wskazuje na elektroniczne urządzenie znajdujące się powyżej, na którym znajduje się informacja o pauzie.

— Błagam, bardzo panią proszę. To kwestia życia i śmierci. — Widząc desperację wypisaną na mojej twarzy, skina niechętnie głową.

— To kogo mam w systemie wyszukać?

— Liam Black. — Kobieta ponownie unosi na mnie wzrok.

— Przepraszam, ale nie udzielamy informacji na temat tego pacjenta osobom postronnym. Kim pani w ogóle jest?

— Ja… Ja…

— Tak myślałam. Dziecinko, wróć do domu i weź gorącą kąpiel. — Wiedząc już, że nie uzyskam od tej kobiety żadnych informacji spoglądam w bok i dostrzegam lekarkę wychodzącą z jakiegoś pomieszczenia. Od razu skojarzyłam, że zapewne kończy swoją zmianę i w tym samym momencie do głowy przychodzi mi szalony pomysł.

Nie zwracając na siebie już więcej uwagi, przemykam niepostrzeżenie i wślizguję się do gabinetu. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam tylko jedną szansę i jeśli mnie ktoś złapie, to będę miała ogromne problemy. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, chwytam różowy kitel z wieszaka i zakładam go na siebie. Obok na stoliku znajdują się maseczki, więc sięgam po jedną z nich. Strach ściska mój żołądek, a serce łomocze jak oszalałe. Nigdy bym się czegoś takiego po sobie nie spodziewała. Zerkam do lustra zawieszonego przy drzwiach, po czym wychodzę.

Udając, że nalewam z automatu wodę, przypatruję się recepcji, czekając na dogodny moment do działania. Mam tylko chwilę, by odszukać interesujące mnie informacje. Nigdy chyba nie bałam się tak, jak w tym momencie, wiedząc, że pierwszy raz w życiu łamię prawo. Gdy w końcu kobieta oddala się z jakimiś dokumentami, zakładam kawałek materiału na twarz i podchodzę pospiesznie do komputera. Poruszam myszką i zamieram. No tak, mogłam to przewidzieć, że wymagane będzie hasło dostępu.

— Pani doktor, czy czegoś pani potrzeba? — Wzdrygam się, słysząc za sobą dobiegające słowa. Próbuję myśleć racjonalnie, po czym odchrząkuję, prostując się.

— Zapomniałam, gdzie leży jeden z pacjentów, a miałam do niego udać się na konsultację. — Próbuję mówić najspokojniej, jak tylko potrafię.

— Pomogę, proszę się przesunąć. Pani doktor, po co ta maseczka? Ugotuję się w niej pani.

Myśl Eleno, myśl.

— Mam infekcję górnych dróg oddechowych, więc założyłam, aby zminimalizować potencjalne zarażenie innych. — Czekając na reakcję zaczęłam się pocić, aż do chwili, gdy powiedziała.

— Proszę jak najszybciej po konsultacji udać się do domu. Poproszę dane pacjenta. — Raz kozie śmierć, myślę.

— Liam Black, pacjent po wypadku samochodowym. — Kobieta spogląda na mnie przenikliwie tak, że aż jeżą mi się włoski na karku. Jednak po chwili wpisuje hasło i zaczyna szukać.

— Pokój trzysta piętnaście, drugie piętro. Proszę mi przypomnieć, jak pani doktor ma na imię? — Cholera, jak teraz z tego wybrnąć? Nagle, na moje szczęście, ktoś zagaduje recepcjonistkę, a ja w tym czasie wymykam się, podchodząc do windy.

— Pani dokt… Gdzie ona się podziała? — Widzę, jak wzrusza ramionami i powraca do swoich obowiązków, a ja pospiesznie wsiadam do windy, przyciskając na pulpicie odpowiednie piętro.

Dopiero wysiadając dostrzegam, jak ta placówka jest nowocześnie wyposażona i zwyczajnie ładna. Różowo — białe ściany, podwieszane sufity i zamontowane w nich światła robią klimat. Na ścianach zawieszone są różne plakaty oraz obrazy, a w tle gra cichutko muzyka dobiegająca z radiowęzła. Mijając sale, widzę jak pracownicy troskliwie doglądają pacjentów, aż w końcu docieram pod drzwi pokoju trzysta piętnaście. Przełykając ślinę, pukam, jednak nikt nie odpowiada. Stoję i zastanawiam się czy powinnam tam wchodzić. Przecież po tamtej stronie leży mój oprawca… ale czy naprawdę tak go postrzegam? Przełamując się, naciskam na klamkę. Drzwi delikatnie ustępują, a ja pospiesznie wchodzę, zamykając je za sobą…

***

Pokój nieduży, ale przytulnie wyposażony. Jest lekko zaciemniony, lecz przez żaluzje można dostrzec przebijające się promienie słońca. Na komodzie, przy drzwiach stoi radio, z którego cicho gra muzyka klasyczna, a obok zauważam kosz pełen żywych kwiatów. Na środku pomieszczenia znajduje się łóżko i cała aparatura potrzebna do podtrzymywania funkcji życiowych. Zdejmuję maseczkę i robię kilka kroków, podchodząc do niego. Nogi mam jak z waty, a całe ciało odmawia posłuszeństwa. Do oczu zaczynają napływać mi łzy, gdy widzę jego twarz. Taką spokojną, nieruchomą. Czy boję się? Nie…

Może powinnam, ale nie odczuwam strachu. Mam nieodparte wrażenie, jakby on tutaj na mnie czekał. Siadam na fotelu w kolorze limonki, znajdującym się centralnie przy łóżku. Ocierając łzy, szepczę:

— Liam, słyszysz mnie? To ja, Elena. — Zaczynam, łkając. Krótką chwilę waham się, ale ostatecznie ujmuję jego dłoń spoczywającą na łóżku. — Proszę, jeśli mnie słyszysz, to obudź się. Tyle wydarzyło się między nami, ale nigdy nie życzyłam ci śmierci. Ani tego, co cię spotkało… Jesteś ważny dla tak wielu osób… Dla mnie… Błagam cię, otwórz oczy i nie umieraj. Wszystko jest nie tak, odkąd zapadłeś w ten długi sen. Już ci wystarczy, już pora wrócić i znów zacząć żyć. Nawet, jeśli w tym życiu nie ma już miejsca na nas.

Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Nadal jego twarz pokrywa idealnie przystrzyżony, czarny zarost. Jedynie, znajdując się tak blisko, zauważam kilka zmarszczek na czole, których wcześniej nie dostrzegałam. Tuląc jego dłoń, wypieram z głowy wszystko to, co zdarzyło się wiele lat temu, mając przed oczami tylko te dobre chwile. Czy mogłam przypuszczać, że tak to wszystko się potoczy? Nasze losy splotły się ponownie, przecinając tamte wydarzenia na pół. Spotkaliśmy się i coś poczuliśmy. Tylko jakim kosztem? Doskonale wiem, że nie jest już tym chłopakiem ze Szkocji, a w jego życiu też było wiele bólu i straty… Przecież mężczyzna znajdujący się przede mną nie mógłby mnie skrzywdzić. Nie po raz drugi. Wtedy, tamtej nocy widziałam to w jego oczach, choć tak usilnie nie chciałam tego dostrzec. Powinnam go nienawidzić, ponieważ utraciłam za jego sprawą swoją dziewczęcość, ale nie potrafię. Nie takie uczucia we mnie buzują, patrząc na niego.

— Liam, idąc dzisiaj do twojego biura chciałam to wszystko zakończyć, ale i porozmawiać. Jednak nie było nam to dane, dlatego proszę cię, jeśli coś dla ciebie znaczę, obudź się.

Łzy spływają mi niczym grochy, pozostawiając mokre plamy.

On — taki silny, władczy mężczyzna. Leży teraz tutaj taki kruchy, podatny na wszystkie bodźce z zewnątrz.

— Bez względu na to, gdzie zaprowadzi nas nasza historia, ocknij się. Puszczając jego dłoń siadam na skrawku łóżka, wtulając się w jego klatkę piersiową.

Nagle słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Ktoś wchodzi. Odsuwam się od niego, chwytając w dłoń maseczkę.

— Przepraszam, kim pani jest? — Staję przede mną dziewczyna, może o kilka lat starsza ode mnie. Bardzo ładna brunetka o delikatnych rysach twarzy. Trzyma za rączkę kilkuletniego chłopca.

— Ja… Ja…

— Czekaj… Nie, to niemożliwe. — Uśmiecha się jakoś dziwnie. — Ty musisz być tą dziewczyną, o której mówił Liam, zanim wydarzyła się ta tragedia.

— Słucham?

— Nie no, dobra jesteś. Udajesz lekarza, by go zobaczyć. Nie wiem czy nawet ja bym się na to odważyła. Szacun.

— Przepraszam, pani mnie zna?

— Tak, jak już wspominałam, Liam o tobie opowiadał. Że jesteś taka prostolinijna, dobra i blablabla, że się w tobie zakochał.

— Kim pani jest?

— Nie wiesz? Matką jego dziecka. To nasz syn. — Słysząc to, zamieram.

— Przepraszam, pójdę już… — Chcę ją wyminąć, ale nie pozwala mi na to.

— Nie tak prędko. — Nagle aparatura zaczyna szaleć i obie widzimy jak mężczyzna, który zapewne dla obu nas jest ważny, porusza dłonią. Obie stajemy nad nim, a on bezsilnie próbuje podnieść rękę, by ściągnąć z twarzy maseczkę z tlenem. Bez namysłu zsuwam mu ją, chcąc usłyszeć jego głos. Wydaje mi się, że próbuje otworzyć oczy, ale jest na to jeszcze za słaby.

— Spokojnie, Liam. — Mówię.

— Kelly, Kelly… — Cichutko szepcze. — Szczęście, które przed chwilą odczułam, zgasło tak szybko, jak się pojawiło.

— Jestem tutaj, ukochany. — Odpowiada kobieta, a ja wybiegam z pomieszczenia, zakrywając dłonią usta.