O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame - ebook + audiobook

O czym szumią wierzby ebook

Kenneth Grahame

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Piękna i pełna humoru powieść dla dzieci. Opisuje przygody Kreta, Szczura, Borsuka, Wydry oraz Ropucha, którzy postanawiają opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania i wyruszają w wielki świat. Z licznych spotkań z innymi mieszkańcami lasów i łąk wyłania się przesłanie o potędze przyjaźni i marzeń oraz nauka o tym, że warto być odważnym, dobrym i życzliwym dla świata i innych istot. Książka od 1908 roku podbija serca dzieci na całym świecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 246

Oceny
3,7 (6 ocen)
1
2
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kenneth Grahame

O czym szumią wierzby

Warszawa 2020

Rozdział I. Nad brzegiem rzeki

Kret pracował zawzięcie przez cały ranek, robił wiosenne porządki w swoim mieszkaniu. Najpierw zamiatał, potem odkurzał, a później dopóty się wspinał na drabinę, na schodki i krzesła z kubłem farby i pędzlem, aż mu kurz zasypał oczy i gardło, a czarne futerko pełne było białych plam od wapna; plecy go bolały, ramiona opadały ze zmęczenia. Tymczasem tam w górze i w ziemi otaczającej Kreta panował wiosenny ruch. Boski duch niepokoju i tęsknoty przenikał nawet do jego ciemnego, niskiego domku. Nic też dziwnego, że rzucił nagle pędzel i wykrzyknął: „Nudziarstwo! A niech tam! Pal licho wiosenne porządki!”, po czym wybiegł z domu, zapominając nawet wziąć palto.

Tam w górze coś wzywało go natarczywie, zaczął więc torować sobie drogę ku stromemu, ciasnemu tunelowi – w krecich posiadłościach taki tunel zastępuje żwirowany podjazd prowadzący do domów zwierząt, które zamieszkują bliżej powietrza i słońca – kopał więc i skrobał, i drapał, a potem znów drapał i skrobał, i kopał. Pracował pilnie małymi łapkami i mruczał do siebie: „W górę! Wzwyż!” – aż nareszcie hop! i ryjek wydostał się na słoneczko, a Kret zaczął się turlać po ciepłej trawie rozległej łąki.

– Ładnie tu – rzekł do siebie. – Lepsze to od bielenia ścian!

Słońce ogrzewało silnie futerko, łagodny powiew pieścił rozpalone czoło, a po piwnicznym odosobnieniu, w którym Kret tak długo przebywał, śpiew szczęśliwych ptaków brzmiał dla niego prawie jak krzyk. Zerwał się na równe cztery łapki, ogarnęła go radość życia i rozkosz wiosny bez obowiązku robienia wiosennych porządków, podreptał więc aż do płotu po drugiej stronie łąki.

– Stój! – krzyknął stary królik, który strzegł dziury w płocie. – Sześć pensów za przejście, to droga prywatna!

Zniecierpliwiony Kret w jednej chwili obalił pogardliwie królika na ziemię i pobiegł dalej wzdłuż płotu. Po drodze dogadywał królikom, które wychylały się śpiesznie z nor, bo chciały zobaczyć co to za awantura.

– Zjem was w cebulowym sosie! – przekomarzał się Kret i znikł, nim króliki obmyśliły, co mają mu odpowiedzieć.

Zaczęły wówczas wszystkie naraz gderać na siebie nawzajem:

– Jakiś ty głupi! Dlaczego mu nie powiedziałeś?...

– Dobre sobie. A dlaczego ty nie powiedziałeś?...

– Trzeba mu było przypomnieć...

I tak dalej, ot, jak zawsze. Zresztą było już oczywiście poniewczasie, jest to zwykła kolej rzeczy.

Świat wokół Kreta był tak piękny, aż wydawał się nieprawdziwy. Kret wałęsał się to tu, to tam, po łąkach, wzdłuż żywopłotów, po zagajnikach. Wszędzie widział ptaki budujące gniazdka, kwiaty w pączkach, rozwijające się liście – radość, postęp i pracę. Ale sumienie wcale mu nie dokuczało, nie szeptało: „A kto pobieli ściany?”. Bardzo mu było przyjemnie, że on jeden próżnuje wśród tylu pracowitych obywateli. Bo właściwie najlepszą stroną wakacji nie jest to, że się odpoczywa, ale że się widzi, jak inni pracują.

Radość Kreta doszła do szczytu, kiedy w swojej bezcelowej wędrówce stanął nagle na brzegu rzeki. Nigdy w życiu rzeki nie widział. Cóż to za jakieś śliskie, wijące się, opasłe zwierzę, które pędzi i bulgoce, chwyta z chichotem różne przedmioty, porzuca je, śmiejąc się, napada po drodze na nowych towarzyszy zabaw, a zaledwie ci się zdołają wymknąć, już ich znowu goni i chwyta. Same iskry, błyski i promienie; wszystko migoce i drga; szmery, wiry, szepty, bańki mydlane! Kret był wniebowzięty, zachwycony. Biegł brzegiem rzeki, jak małe dziecko drepce obok człowieka, który oczarował je ciekawą bajką. Gdy zmęczył się, usiadł na brzegu, a rzeka wciąż z nim gwarzyła. W bulgotaniu wody szemrał pochód najpiękniejszych bajek świata. Przesyła je serce ziemi dalekiemu, nienasyconemu morzu.

Kret siedział w trawie i patrzył na przeciwległe wybrzeże. Wtem zauważył ciemną norę tuż nad poziomem wody. Jakie to rozkoszne i zaciszne miejsce dla zwierzęcia o skromnych wymaganiach, które pragnęłoby zamieszkać w maleńkiej nadbrzeżnej willi, z dala od kurzu i hałasu; tutaj powódź by mu nie groziła. Kret patrzył, snując marzenia. Raptem w samym środku nory mrugnęło coś małego i jasnego, znikło i znów mrugnęło jak maleńka gwiazdka. Ale przecież nie mogła to być gwiazdka w tak dziwnym miejscu, a na robaczka świętojańskiego było za małe, przy tym za jasno błyszczało. Gdy się w to bacznie wpatrywał, gwiazdka mrugnęła porozumiewawczo i okazało się, że to było oko. A stopniowo zarysował się koło oka mały pyszczek niby ramka wkoło obrazu.

Brązowy, wąsaty pyszczek. Poważny, okrągły pyszczek, z tym samym błyskiem w oku, który zwrócił uwagę Kreta. Malutkie zgrabne uszka i gęste, jedwabiste włosy. Był to Szczur Wodny!

Obydwa zwierzątka stały i przyglądały się sobie nieufnie.

– Jak się masz, Krecie – powiedział Szczur Wodny.

– Jak się masz, Szczurze – powiedział Kret.

– Chciałbyś może przeprawić się na tę stronę? – spytał po chwili Szczur Wodny.

– Łatwo to powiedzieć – rzekł Kret nieco gniewnie, bo nie znał rzeki i zwyczajów nadbrzeżnego życia.

Szczur nic nie odrzekł, pochylił się tylko, odwiązał jakiś sznur, pociągnął, a potem wskoczył lekko do łódeczki, której Kret nie zauważył. Łódka była pomalowana z wierzchu na zielono, a w środku na biało i mogła pomieścić dwoje zwierząt. Od razu zyskała serce Kreta, choć jeszcze nie rozumiał dobrze, jaki z niej pożytek.

Szczur szybko i zgrabnie przeprawił się na drugą stronę, a gdy Kret zstępował w dół lękliwie, wyciągnął do niego przednią łapkę.

– Oprzyj się! – zawołał. – Dalej, śmiało!

I Kret ku swojemu zdumieniu i radości zasiadł przy sterze prawdziwej łódki.

– Nadzwyczajny dziś dzień dla mnie! – rzekł, kiedy Szczur odepchnął czółno i zabrał się do wioseł. – Czy wiesz, że ja przez całe życie ani razu nie siedziałem w łódce?

– Co ty mówisz? – wykrzyknął Szczur z rozdziawionym pyszczkiem. – Ani razu nie... nigdy?... Ja... W takim razie cóżeś ty robił?

– Więc to aż taka przyjemność? – spytał nieśmiało Kret. Ale był gotów od razu uwierzyć w tę przyjemność, kiedy rozparł się wygodnie, spojrzał na poduszki, wiosła, dulki, całe urządzenie i poczuł pod sobą lekkie kołysanie czółna.

– Przyjemność? Nie ma nic rozkoszniejszego – stwierdził uroczyście Szczur Wodny, pochylając się naprzód, aby nabrać rozmachu. – Wierz mi, młody przyjacielu, nie ma nic, naprawdę nic, co dałoby się porównać ze zwyczajną włóczęgą łodzią. Po prostu płynąć – ciągnął dalej rozmarzony – płynąć... łodzią... płynąć...

– Uważaj, Szczurku! – zawołał nagle Kret.

Ale było już za późno. Łódź całą siłą uderzyła o brzeg. Marzyciel, wesoły wioślarz, leżał na plecach łapkami do góry na dnie czółna.

– Płynąć łodzią... lub choćby w niej siedzieć – ciągnął dalej spokojnie z miłym uśmiechem. – Płynąć łodzią albo obok niej, wszystko jedno. Doprawdy, nic nas wówczas nie obchodzi i to właśnie jest cały urok! Czy wyruszysz w drogę, czy nie wyruszysz, czy dotrzesz do miejsca przeznaczenia, czy całkiem gdzie indziej, czy może nigdzie w ogóle nie dojedziesz, wciąż jesteś zajęty, chociaż nie robisz nic określonego. A kiedy skończysz swoją pracę, znajdzie się inne zajęcie. Możesz się do niego zabrać, jeśli chcesz, ale lepiej nic nie robić. Wiesz co? Jeżeli naprawdę nie masz dziś innego projektu, może byśmy popłynęli w dół rzeki na cały długi dzień?

Kret zamachał radośnie łapkami, westchnął z zadowoleniem pełną piersią i rozparł się jeszcze wygodniej na miękkich poduszkach.

– Cóż to za nadzwyczajny dzień dla mnie! – wykrzyknął. – Płyńmy jak najszybciej!

– Proszę o trochę cierpliwości – rzekł Szczur.

Przywiązał linkę od łódki do żelaznego kółka na przystani, pogramolił się do swojej nory i po krótkiej chwili ukazał się, zgięty pod ciężarem dużego, wiklinowego kosza z zapasami.

– Wsuń to pod nogi – zwrócił się do Kreta, podając mu kosz. Potem odwiązał linkę i wziął się do wioseł.

– A co tam jest w środku? – spytał Kret, który skręcał się z ciekawości.

– Jest kurczę na zimno – wyliczał zwięźle Szczur – ozór na zimno, szynka na zimno, pieczeń na zimno, marynowane korniszony, paszteciki, kanapki z rzeżuchą, pasztet, piwo, lemoniada, woda sodowa.

– Dość już, dość! – wołał zachwycony Kret. – Za wiele tego wszystkiego!

– Naprawdę tak uważasz? – zapytał Szczur z powagą. – Zabieram zwykle tę samą ilość zapasów na krótkie wycieczki, a inne zwierzęta twierdzą, że skąpe ze mnie zwierzę i że za cienko wszystko kraję.

Kret nie słuchał. Był pochłonięty nowym życiem, w które wkraczał, upojony blaskiem, ruchem fal, zapachami, szmerami, światłem słońca. Zanurzył łapkę w wodzie i śnił na jawie.

Szczur Wodny, dobry kolega, wiosłował pilnie i nie przeszkadzał towarzyszowi.

– Bardzo mi się podoba twój ubiór – zauważył po jakiejś półgodzinie. – Jak tylko będę miał pieniądze, też sobie kupię czarną, aksamitną bonżurkę.

– Przepraszam cię – rzekł Kret, opanowując się z wysiłkiem. – Pewnie myślisz, że jestem bardzo źle wychowany. Ale to wszystko jest dla mnie zupełną nowością. Więc... to... jest... rzeka?

– To jest nasza Rzeka, jedyna na świecie! – sprostował Szczur.

– I ty naprawdę mieszkasz na jej wybrzeżu? Jakie to musi być rozkoszne życie!

– Na jej wybrzeżu, i w niej, i na niej – sprostował znowu Szczur. – Jest mi bratem, i siostrą, i ciotką, i towarzyszem, i pokarmem, i napojem, i – oczywiście – kąpielą. To mój cały świat, innego nie chcę. Nie warto mieć tego, co nie pochodzi z Rzeki i nie warto wiedzieć tego, o czym ona nie wie. Miły Boże, czegośmy to razem nie przeżywali! Zimą czy latem, wiosną czy jesienią, Rzeka jest zawsze ciekawa i przyjemna. W lutym, podczas powodzi, napój, którego nie używam, pieni się w piwnicach i suterenach. Brązowa woda dochodzi do okna mojej najpiękniejszej sypialni. A znów gdy wody spłyną, pokazują się mielizny pachnące plackiem z rodzynkami, a kanały zarastają wodorostami i trzciną. Wtedy mogę suchą łapką przemierzać prawie całe koryto Rzeki. Wyszukuję świeżego pożywienia i przedmiotów, które niedbali ludzie wyrzucają z łodzi.

– Czy nie jest ci czasem trochę nudno? – odważył się spytać Kret. – Tylko ty i Rzeka... nie masz nikogo, do kogo byś mógł słowo przemówić.

– Nikogo do kogo bym... No, nie biorę ci tego za złe – odparł cierpliwie Szczur. – Dopiero co tu przybyłeś i oczywiście o niczym nie masz pojęcia. Wybrzeże jest teraz tak zaludnione, że wiele osób się stąd wyprowadza. To już nie to, co dawniej. Wydry, zimorodki, nury, kurki wodne, to wszystko włóczy się po całych dniach, a zawsze chcą, żeby coś dla nich zrobić, jakby każdy z nas nie miał własnej pracy, którą musi się zająć.

– A co jest tam? – spytał Kret i machnął łapką w stronę zadrzewionej dali, która tworzyła jakby ciemną ramę, obejmującą nadbrzeżne łąki na jednym z brzegów Rzeki.

– Tamto? Ach, to po prostu Puszcza – odparł krótko Szczur. – My, mieszkańcy Wybrzeża, rzadko tam zachodzimy.

– A czy tam... czy tamtejsi mieszkańcy nie są przyjemni? – spytał Kret, lekko zaniepokojony.

– N-n-no – odrzekł Szczur – poczekaj, niech się zastanowię. Wiewiórki są miłe. A także i króliki – niektóre – bo to dość mieszane towarzystwo. Jest też i Borsuk. Mieszka w samym środku Puszczy, za żadne skarby świata nie zamieszkałby gdzie indziej. Kochany, stary Borsuk. Jego nikt nie zaczepi. Napastnik miałby się z pyszna! – dodał znacząco.

– A kto by go mógł zaczepić? – spytał Kret.

– No... oczywiście w Puszczy mieszkają rozmaite zwierzęta – wyjaśniał Szczur z wahaniem. – Łasice... i lisy... i tak dalej. Pod pewnym względem są to porządne stworzenia... Ja z nimi żyję w przyjaźni... kiedy się spotykamy... Ale czasem zaczynają dokazywać, przyznaję, a wtedy... cóż, nie można im zaufać, to fakt.

Kret dobrze wiedział, że wszelkie przejmowanie się przyszłymi kłopotami, a nawet wspominanie o nich, sprzeciwia się etykiecie obowiązującej wśród zwierząt, więc nie podtrzymywał tematu.

– A co się znajduje za Puszczą? – spytał. – Tam, gdzie jest niebiesko i mglisto i widać wzgórza, które może wcale nie są wzgórzami, a także coś podobnego do miejskich dymów, ale może to po prostu obłoki?

– Za Puszczą leży Szeroki Świat – odparł Szczur. – A to jest coś, co nie obchodzi ani ciebie, ani mnie. Nigdy tam nie byłem i nigdy nie będę, i ty tam także nie będziesz, jeżeli masz trochę rozsądku. Proszę cię, nie wspominaj mi o tym. Otóż i łacha. Nareszcie! Zjemy sobie tu drugie śniadanie.

Skręcili w bok od głównego koryta Rzeki i wpłynęli na coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak małe jezioro. Zielona murawa schodziła aż na brzeg łachy; brązowe korzenie, podobne do wężów, błyszczały na dnie cichej wody, powyżej szumiało srebrzyste ramię Rzeki. Spieniony wodospad śluzy wraz z pracowitym, ociekającym wodą młyńskim kołem, które podpierało szary, gadatliwy młyn, wypełniały powietrze kojącym szmerem dźwięków, głuchym i przytłumionym. Na tle tego szumu odzywały się od czasu do czasu wyraźnie wesołe głosiki. A wszystko razem było takie piękne, że Kret podniósł w górę obie przednie łapki i westchnął z zachwytu:

– Ach! aach! aaach!

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.