Obóz Exhondi. Lipiec - F. M. Infi - ebook

Obóz Exhondi. Lipiec ebook

F. M. Infi

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Obóz Exhondi. Lipiec” to podróż do krainy przygód i magii, w którą z przyjemnością wybiorą się zarówno nastolatkowi i młodzi dorośli, jak i starsi, a nawet dzieci. Postaci w opowieści korzystają z bramy, a czytelnicy z książki, aby przenieść się do niezwykłego obozu, pełnego magii i niezwykłości. Będąc tam, przypominają sobie rzeczy i sytuacje, które znamy z własnych obozów, takie jak namioty, wyprawy do lasu i tajemnicze miejsca, do których nie wolno wchodzić. Od lektury bije letnie ciepło, a czytając, można poczuć chłód wody w basenie, oddech duchów i wróżek, zapach drzew wokół i ogień, kiedy pewna ognista wariatka próbuje spalić wszystko na wiór...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 150

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



rysunek na okładce: Mateusz Matela

projekt okładki: Marta Sobalska

redakcja: Anna Strakowska

korekta: Magdalena Misuno

 

copyright ® by F.M. Infi 2022

copyright ® by Pan Wydawca 2022

 

 

 

 

 

 

 

 

ISBN 978-83-67473-05-7

 

ebook na podstawie wersji drukowanej (wyd. I)

Gdańsk 2022

 

Pan Wydawca Sp. z o.o.

ul. Wały Piastowskie 1/1508

80-855 Gdańsk

PanWydawca.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznej książkiEpubeum

Jeśli ta opowieść choć jednej osobie da tyle radości i magii, ile nam przy tworzeniu, było warto

Prolog

Pomieszczenie powoli wypełniał zapach świeżo zapalonych świec miętowych, mieszający się z głęboką wonią suszonych ziół i specyfików. Nastoletni brunet siedział sam w pokoju, otoczony starymi księgami oprawionymi w dziwne materiały, pyłami w woreczkach i eliksirami. W większości były to kolorowe substancje w fantazyjnych fiolkach i butelkach. Światło podające przez okno, przenikając płyny, zmieniało ścianę w prawdziwy witraż. Podniósł z podłogi słoik po dżemie, obecnie używany do trzymania resztki sproszkowanego skrzydła wróżki.

– Trzeba będzie ogarnąć nowy proszek, ostatnia szczypta zaraz pójdzie z zaklęciem… – nastolatek rzucił słowa w pustą, pachnącą roślinami przestrzeń.

Usiadł przy biurku. Jego prawe oko – czerwone, lekko świecące – kontrastowało z lewym – fioletowym. Od czerwonego oka rozchodziły się blizny tej samej intensywnej barwy, zajmujące około połowy twarzy. Wynikało to z tego, że posiadał w ciele jeden z mergerów. Jego przyjaciel Ocu był połączony z prawym okiem. Był bardzo skupiony na misie z wodą przed sobą.

– Mięta… Ulubiony zapach matki na zawsze w serduszku, co? – Odpowiedź usłyszana w myślach spowodowała na twarzy chłopaka minimalny, cierpki uśmiech:

– Nie tym się teraz zajmujemy… Poza tym też lubię miętę. – Fiolka z seledynową substancją uniosła się z półki i wleciała mu prosto do ręki. – Idioto, to nie jest jad tajpana pustynnego, tylko wyciąg z lamy! Dlaczego tu w ogóle jest wyciąg z lamy? – Odrzucił fiolkę z powrotem. Zatrzymała się w powietrzu i delikatnie ustawiła. Powoli zaczęła lecieć do niego inna.

– Nie moja wina, że masz w szkle taki bajzel, mógłbyś to w końcu posegregować. Jakbyśmy mieli Capillusa, nie musielibyśmy się męczyć z tym syfem. – Przyjaciel w jego głowie był dziś wyjątkowo skłonny do narzekań. Chociaż miał rację: szukanie składników z odpowiednią mocą było dość… upierdliwe. Sojusznik z mocami przestrzeni byłby ogromną oszczędnością czasu… – …poza tym sam sobie podawaj fiolki, umiesz używać tej mocy, gdyby…

– Ale jesteśmy tylko my, trudno – bezczelnie przerywając, wrzucił do naczynia wszystkie składniki i wypowiedział zaklęcie. Powierzchnia eliksiru zmieniła się z fioletowej na zieloną i po chwili pokazała drewnianą bramę z napisem „Obóz Exhondi” w środku lasu. Próba ujrzenia czegoś bliżej sprawiła jedynie całkowite odbarwienie płynu i przerwanie zaklęcia.

– Uh, akurat musieliśmy trafić na kogoś, kto umie się ochronić przed widzeniem. I jeszcze schrzaniłem zaklęcie… – mruczał pod nosem chłopak.

Najwyraźniej wokół miejsca, w jakie celowali, było zaklęcie chroniące przed podglądaniem.

– Wspomniałeś o Capillusie. Myślisz, że go przekonasz, by nam pomógł? – zapytał przyjaciela.

– Jest zbyt daleko, by go odnaleźć. Zresztą większość moich starych… – zawahał się przez chwilę Ocu: – …znajomych i tak by ci nie pomogła.

– Bo za daleko, czy dlatego że zadaję się z tobą? Zresztą nieważne, zrobimy to, co zwykle – powoli pakując rzeczy do torby, układał w głowie plan. Zwiad w taki sposób był niemożliwy. Przyszedł czas na zajęcie się wszystkim osobiście. Nastolatek ścisnął w ręce dużą ulotkę:

– Nigdy nie byłem na obozie letnim, może być naprawdę… interesująco.

– Może w końcu zaczniesz się dobrze bawić?– z sarkazmem odpowiedział mu Ocu.

Nie doczekał się odpowiedzi.

Rozdział 1.Przypadek

Był czerwcowy upalny dzień. Nic nie wskazywało nawet na kroplę deszczu, gdyż na niebie nie pojawiła się ani jedna chmura. Tylko bezlitosne słońce. Wiatru zero, wilgotności również zero. Frost był przekonany, że jest co najmniej milion stopni. Tak naprawdę nazywał się Filip, jednak ksywka wzięła się z jego nienormalnego poczucia temperatury, gdyż zawsze było mu za gorąco, dokładnie jak teraz. Jednak tak samo czuł się w środku zimy, pogoda nie miała znaczenia. Z kolei jego najlepszy przyjaciel od najmłodszych lat Kali, któremu było zawsze zimno, siedział w tym skwarze w pomarańczowej bluzie tak grubej, że mogłaby robić za kurtkę. Zresztą ogólnie zakładał tylko grube i pomarańczowe ubrania, ewentualnie brązowe. Żaden inny kolor nie miał wstępu do jego szafy. Według przyjaciela zawsze wyglądał jak naelektryzowana wiewiórka, a rude włosy tylko wzmacniały ten efekt. Jego ciemna karnacja kontrastowała z niemal białą skórą Frosta. Bardziej od poczucia temperatury różniły ich tylko poglądy na temat pizzy i kolejnych wspólnych wakacji:

– Nie przekonasz mnie do siedzenia w jakimś zapyziałym motelu jak na wycieczce szkolnej i zwiedzania muzeów – Frost zaciekle bronił swojego zdania. – Chcę przeżyć jakąś przygodę, a nie oglądać zasuszone mumie.

– A ja chcę odkryć coś ciekawego. To nie jest przygoda? Zobaczyć coś niezwykłego.

Kali był typem badacza. Chciał wiedzieć wszystko o wszystkim, a najbardziej chciał udowodnić istnienie magii i zjawisk nadprzyrodzonych. Jego wiara w istnienie tego typu rzeczy była absolutnie niezachwiana, z czym wiązała się też ogromna miłość do fantasy. Inaczej było w przypadku Frosta, który choć uwielbiał fantastykę, i chciał, by to była prawda, nie miał pewności co do istnienia nadnaturalnych istot lub zjawisk.

– Tak, tak, znam tę gadkę – jego wypowiedź została bezczelnie przerwana. – Problem jest taki, że nie mam pomysłu, jak to połączyć.

– Musi być tanio, by starczyły na to oszczędności – stwierdził Kali.

– Przygodowo i odkrywczo, a najlepiej w klimacie fantasy. W końcu materiał na prowadzenie RPG-ów sam się nie zdobędzie – bladoskóry uśmiechnął się, widząc zadowolenie przyjaciela.

– Jesteś uroczy, ale to nie rozwiązuje problemu. Wiem, co zrobić! – Kali gwałtownie podniósł się z ławki, prawie zaliczając glebę: – Powinniśmy rzucić jakiś czar na szczęście!

– Nie jesteśmy w DnD… W realu to raczej na pewno nie zadziała – westchnął smętnie Frost. Kropla potu z jego czoła skapnęła na koszulkę. Przetarł nią twarz, odsłaniając umięśniony brzuch. Jego włosy były do połowy blond, a na dole białe, pamiątka nieudanego farbowania. – Chociaż nie ukrywam, że byłoby fajnie, gdyby reklama czegoś spełniającego wszystkie te warunki pojawiła się nam przed oczami…

W tym momencie ni stąd, ni zowąd, przez przypadek lub przeznaczenie, a na pewno pomimo braku wiatru, duża zielona ulotka wleciała mówiącemu prosto w twarz.

– Eh, niech ludzie nauczą się wyrzucać śmieci do kosza… – Kali żwawo zdjął z pozoru zwyczajny kawałek papieru z twarzy przyjaciela, a jego niezadowolenie zniknęło szybciej niż się pojawiło, gdy tylko zobaczył zawartość owego świstka. Nie wyglądał jak zwykła ulotka. Rudowłosemu przypominał okładkę dobrej książki fantasy. Miał wiele odcieni zieleni, na głównym planie znajdowała się postać anioła, prawdopodobnie miedzianego, z długą, białą włócznią w ręce i twarzą przypominającą maskę teatralną. Jednak nie sam wygląd tak bardzo przykuł jego uwagę, lecz zaintrygowała go treść owego świstka.

– Stary, wszystko dobrze? – zapytał Frost ze zdziwieniem. – Od minuty wpatrujesz się w kawałek śmiecia z ulicy…

Kali nie reagował jeszcze przez kilkanaście sekund, z uwagą i niedowierzaniem czytał treść ulotki.

– Kali, co z tobą? Halo, Ziemia do Kalego! – Frost pomachał mu dłonią przed oczami.

– Och, mówiłeś coś? – Kali się ocknął.

– Tak, zastanawiam się, dlaczego tak uważnie przyglądasz się randomowemu kawałkowi papieru? – wzruszył ramionami Frost.

– Wracajmy, jest coraz większy skwar, wytłumaczę ci po drodze. – Kali uśmiechnął się tajemniczo: – Zdradzę tylko, że nasz problem z ustaleniem planu na wakacje właśnie prawdopodobnie rozwiązał się sam.

***

Dwójka przyjaciół kierowała się do wyjścia z parku Oliwskiego, mijając wielką palmiarnię, znajdującą się niemal w jego centrum. Zalewali się potem i jedyne, o czym marzyli, to napój z kostkami lodu. Naprawdę jakikolwiek. Wsiedli do tramwaju, by choć na chwilę poczuć klimatyzację. Wysiedli na dworcu głównym.

– Jeżeli magia naprawdę istnieje, chciałbym umieć kriokinezę, by móc nas ochładzać… – westchnął Frost. – Mam nadzieję, że ta twoja ulotka zawiera ofertę podróży na Antarktydę… A właśnie, wytłumacz mi w końcu, o co z nią chodzi! – Cierpliwość spoconego i przegrzanego nastolatka była już na skraju wyczerpania. Mijali właśnie fontannę Czterech Kwartałów.

– No więc… A zresztą, co ja ci będę mówić? Sam sobie zobacz. – Kali z zadowoleniem podał ulotkę przyjacielowi.

Frost przeczytał na głos:

 

Udaj się do lasu

Bądź tam zawczasu

Obóz na ciebie czeka

Gdzie czas płynie

Niczym rwąca rzeka

Miniesz duże jezioro

Przejdziesz ścieżek sporo

U podróży kresu

Opuszczą cię tony stresu

 

Obóz jest nie ze świata tego

Chodź z przyjaciółmi

Do lasu słonecznego

Nie pożałujesz

Rzeczywistości inny kształt poczujesz

 

Jeżeli wciąż masz wątpliwości

Zajrzyj do środka

Tam znajdziesz formalności

 

Chłopak, po przeczytaniu formalnej części opisanej po rymowance, spojrzał z niedowierzaniem na Kalego.

– Czemu patrzysz na mnie jak na wariata? – zdziwił się rudowłosy.

– Ty się jeszcze pytasz? Znajdujesz na ulicy dziwną ulotkę, na której jest napisane, że istnieje jakiś obóz, niesamowicie tani, w środku lasu, bez e-maila i strony w internecie i tak po prostu w to wierzysz? A może to jakaś pułapka pedofila? – Frost tracił cierpliwość.

– Nie jesteśmy dziećmi, Frost. Poza tym nie wmówisz mi, że to przypadek, iż akurat wtedy, jak powiedziałeś „chcę reklamę”, to wleciała ci w twarz! Jak zawsze jesteś porywczy, uspokój się.

– JESTEM SPOKOJNY! – Po ochłonięciu to stwierdzenie było prawie zgodne z prawdą. – Stary, kocham cię i fantasy też, ale to brzmi jak najbardziej oczywiste oszustwo w dziejach i nie dam ci tam pojechać! – gorączkował się pewny swojego postanowienia.

Rozdział 2.Papierowy ptak

Frost stał na skraju lasu, a w jego głowie krążyło tylko jedno pytanie: „Jak ja się dałem na to namówić!?”. Wiedział jak. Kali i jego oczy zbitego pieska i słodkie piegi mogły go przekonać do absolutnie wszystkiego! Jego przyjaciel bezczelnie i nagminnie to wykorzystywał. Ulotka wspominała, że z miejsca zbiórki na skraju miasta zgarnie ich ktoś z obozu i zaprowadzi. Nie było wspomniane, co zrobić w przypadku spóźnienia się na tę właśnie zbiórkę, co się oczywiście stało, bo zaspał na jedyny autobus. Kali nie odbierał telefonu, na ulotce nie było mapy… Gdyby chociaż miał w plecaku kompas, ale nie pomyślał o tym przy pakowaniu. Pozostało mu chyba tylko szukanie obozu na oślep. Po wejściu do lasu zaczął iść główną ścieżką, przy której znajdowało się trochę pokrzyw. Mijała ona Jezioro Otomińskie, a potem rozwidlała się kilka razy. Las wyglądał pięknie. Był pierwszy lipca, wszystko było żywe i w pełni rozkwitu, niczym w baśni. Wędrując przez mniej więcej godzinę, miał wrażenie, że czasem widzi w oddali zielonoskrzydłą wróżkę. Uznał jednak to za objaw naczytania się zbyt dużej liczby książek Kalego przed obozem. Dochodziło południe, a przyjaciel dalej nie odbierał. Frost zbladł jeszcze bardziej niż normalnie. Powoli docierało do niego, że nie za bardzo wie, jak wrócić:

– To jest jakieś kompletne wariactwo… Jak ja się dałem przekonać na dwumiesięczny pobyt… Słodkie oczy Kalego! Noż ja pierniczę, jeśli ten obóz naprawdę jest taki fantastyczny, to nie mogli mi wysłać chociaż jakiegoś centaura przewodnika albo innego jednorożca!?

Oczywiście mając pełną świadomość, że nic takiego się na pewno nie wydarzy, przeżył szok, czując, jak ulotka w jego ręce zaczęła się ruszać. Niemal odruchowo upuścił ją na ziemię i spojrzał w dół. W tym momencie wszystkie jego wątpliwości na temat prawdziwości niezwykłych zjawisk rozsypały się jak domek z kart. Bowiem na jego oczach ulotka składała się, odginała, zmieniała kolory, aby w końcu zmienić się w małego, niebiesko-żółtego ptaka.

– Ćwir, ćwir – papierowy ptaszek podleciał na najbliższą gałąź. Dobrze dla niego, że akurat nie padało, jak zresztą od tygodnia.– Jak żywe origami… – szepnął z zachwytem, lecz uznał, że później będzie się zastanawiał nad tym, jak to w ogóle możliwe. Teraz potrzebował pomocy. – Czy ty… mógłbyś wskazać mi drogę do obozu, bardzo proszę?

Miał nadzieję, że uprzejma prośba zadziała i zwierzątko zaprowadzi go, gdzie trzeba. Ptak lekko odchylił głowę, tak jakby chciał się ukłonić, a potem zaćwierkał i zaczął lecieć dalej. Frost, z walizką w dłoni i plecakiem na plecach, rzucił się za nim pędem. Minął krzaki z borówkami, drzewa – dużo, dużo drzew – i mały potok, dobiegając pod drewnianą bramę z wyrytym napisem „Obóz Exhondi”. Łapiąc oddech, zauważył, że brama była bardzo duża, porośnięta mchem i pokrzywami na kilku kamiennych częściach. Wyglądała bardzo staro, jakby miała się zaraz rozpaść, jednak jakoś się trzymała… Może to jej oryginalna forma? Za nią dalej ciągnął się tylko las. Ptak znów przybrał formę ulotki.

– FROST!

Głośny krzyk prawie wyrwał go z butów. Poczuł, jak Kali rzuca się na niego i przytula. Zastanawiał się, skąd on się w ogóle wziął.

– Ani chwili nie zwątpiłem! Ale co tak długo!? – Kali wtulił się tak, że jego rude puszyste włosy wpadały Frostowi do ust i nosa.

– No już, już, spokojnie. Przepraszam, że się martwiłeś, autobus się spóźnił. I wiszę ci skina w naszej grze – tłumaczył się Frost. Przed wyjazdem przyjaciele założyli się, czy obóz faktycznie istnieje. – Zaprowadziła mnie tutaj ulotka zmieniona w ptaka i chyba widziałem wróżkę po drodze… – dodał nieśmiało.

– Wiem, chcę Czarnego Rycerza. Chodź, czekają na nas! – Rudzielec odkleił się i pociągnął go za rękę do bramy.

– Stary, to jest tylko rozpadająca się dre…

Zamilkł na moment. Powoli wychodził z szoku poptakowego. Dotarło do niego, że reklama chyba mówiła prawdę. Nie, nie chyba. ZDECYDOWANIE. Uznał, że skoro ulotka mogła być żywym origami, to ktoś albo coś prowadzące ten obóz może być magiczne. Albo jakiekolwiek inne.

– Albo wiesz co, uwierzę chyba we wszystko, co mi teraz powiesz. Swoją drogą, czemu nie odbierałeś?

– Po prostu chodź.

Przeszli przez bramę, nie widząc już, jak odpada od niej kawałek.

O Autorach

M – introwertyczka, zapalona fanka gry na gitarze i muzyki metalowej. Równie zapalona jest we wciskaniu guzika drzemki i jedzeniu pieczonych ziemniaków. Jej miłość do gry w RPG szalonymi magami spowodowała, że postaci w opowieści mają nietuzinkowy charakter. 

F – gorliwy fan fantastyki w najróżniejszych jej odsłonach: w grach komputerowych, planszowych, RPG i literaturze oczywiście. Jego umysł to prawdziwa kopalnia pomysłów, których nie boi się realizować, niestraszne mu krytyczne opinie. Co pokazuje również, dodając całe pieczarki, kotlety mielone i cebulę do tostów, niezależnie od tego, co M powie na ten temat. Jego umiejętność zarażania pozytywną energią, wiara w swoje możliwości i motywacja z pewnością pomogły obojgu dotrzeć do momentu, w którym są obecnie.