Oddałeś mi siebie - Malita-Bekier Monika - ebook
NOWOŚĆ

Oddałeś mi siebie ebook

Malita-Bekier Monika

4,7

156 osób interesuje się tą książką

Opis

Daj się porwać tej wciągającej historii, w której aż roi się od skrajnych emocji.

Luiza i Dawid wiodą spokojne, poukładane i nudne życie. Pewnego dnia postanawiają skorzystać z zaproszenia znajomych i wybierają się na weekend nad jezioro. Zbiegiem okoliczności, w tym samym miejscu swój wieczór kawalerski świętuje Michał, z którym kiedyś związana była Luiza. Nieoczekiwane spotkanie ożywia dawne uczucia. Kiedyś byli jak cztery żywioły. Połączyła ich gorąca miłość, zniszczyła silna zazdrość. Czy teraz, by znów być razem, odważą się wywrócić  do góry nogami życie wielu osób? Czy miłość wygra?

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki…

Ta historia zostanie ze mną na długo. Jest jak prawdziwa miłość, o której opowiada – nie można z niej zrezygnować, mimo że momentami sprawia ból i wyciska łzy z oczu. Książka Moniki dostarcza całej gamy emocji. Gorąco polecam (zasiąść do niej z paczką chusteczek)! Natalia Waszak-Jurgiel

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (7 ocen)
5
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
natalia_wj92

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam i polecam ❤️ To historia o miłości, a konkretniej o wszystkich obliczach miłości. O tej pięknej, od pierwszego wejrzenia, radosnej, czułej i namiętnej. Ale też tej trudnej, nieodwzajemnionej, bolesnej, raniącej. Bo miłość to uczucie najpiękniejsze, a przez to najsilniejsze, które potrafi dawać i odbierać. Na pewno nie jest to typowy i przewidywalny romans. Książka jest ciekawie napisana. Różne narracje wprowadzają kolejne możliwości postrzegania bohaterów, których nie da się nie polubić. Czyta się szybko, z ciekawością. Jest to na pewno powieść, która porusza serducho.
10
Alinetka

Dobrze spędzony czas

Ksiazka nawet bez zrzutu ale glowna bohaterka… dramat.
00
Czytecznik

Nie oderwiesz się od lektury

To niesamowite ile skrajnych emocji może wywołać książka. Narracja mimo, że w trzeciej osobie wprowadza nas w głowy bohaterów, a ich uczucia i emocje można odczuć niczym swoje własne. Nigdy w życiu nie płakałem tyle czytając książkę. O wielu powieściach mówi się, że to emocjonalny rollercoaster. Tu nie oddałoby to jednak dokładnie stanu rzeczy. To jak rollercoaster, ale taki z wieloma pętlami, w którym jedziesz w wagoniku bez zapięcia, a kiedy myślisz, że dojechałeś już prawie do końca przyspiesza, a tory się kończą. Zwroty akcji niczym w najlepszych filmach. Bardzo doceniam poruszone w książce tematy. Autorka swoim lekkim piórem ponownie porusza nieoczywiste i ciężkie tematy. Zdecydowanie książką, która czyta się na raz. Bardzo, bardzo polecam.
00
rybka13

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
00



Copyright © Monika Malita-Bekier, 2025

Projekt okładki: Justyna Knapik

Redakcja: Ewa Hoffmann-Skibińska

Korekta: Monika Malita-Bekier, Barbara Sacka

Łamanie i skład: Beata Kostrzewska/Grafika Słowa

Opracowanie wersji elektronicznej: Grzegorz Bociek

ISBN 978-83-67834-76-6

Kraków 2025

Wydawnictwo BOOKEND

[email protected]

www.bookend.pl

Capital Village Sp. z o.o.

ul. Gęsia 8/202, 31-535 Kraków

Mojej wspaniałej rodzinie

i wszystkim tym,

którzy kiedykolwiek musieli

na nowo poszukać sensu.

PROLOG

Coś wisiało w powietrzu. Czuł to. Odkąd wrócili we trójkę do domu, widział, że coś jest nie tak. Jego żona zachowywała się zupełnie inaczej. Choć już w ciąży zdarzały jej się silne wahania nastroju, wtedy wiązał to z szalejącymi hormonami. Teraz, gdy ich maleńki synek spokojnie spał w łóżeczku ustawionym obok ich sypialnianego łóżka, wiedział, że dzieje się coś niepokojącego. Nie miał jednak bladego pojęcia, co to takiego.

Cieszył się jak małe dziecko, spoglądając na smacznie śpiące niemowlę. Wyobrażał sobie, jak to będzie, gdy maluch zacznie dorastać. Pierwsze uśmiechy, pierwsze słowa, pierwsze kroki… A potem szkoła, zakochania i miłości, aż w końcu i on sam kiedyś zostanie dziadkiem. Marzył o synu i to pragnienie właśnie się ziściło. Tymczasem kobieta, którą kochał i która była najważniejszą kobietą zarówno dla niego, jak i dla ich dziecka, stała się zimna, oschła i obojętna na otaczający ją świat. Podejrzewał, że może cierpieć na depresję poporodową, ale ona stanowczo odpierała podobne sugestie. Wierzył, że potrzeba czasu.

I tak mijał dzień za dniem, ale zamiast przynosić słońce, każdy kolejny sprowadzał coraz więcej chmur. I to burzowych…

– Nie mogę tak dłużej. Zrób coś, ogarnij się jakoś. Jesteś nam potrzebna – tłumaczył.

Milczała.

Ostatnio ciągle milczała.

A on dwoił się i troił, by jakoś pogodzić opiekę nad dzieckiem z pracą, dzięki której utrzymywał rodzinę.

Nie trwało to zbyt długo. Kiedy któregoś dnia wrócił do domu, zastał w ogrodzie sąsiadkę i śpiącego w wózku syna.

– Cześć…? A Anka gdzie? – zapytał zdziwiony. Nie pamiętał, by jego żona miała tego dnia dokądś wychodzić.

– Jesteś, dzięki Bogu – rzekła kobieta z wyraźną ulgą. – Ania poprosiła mnie, żebym została z nim chwilę, bo potrzebuje gdzieś pilnie wyjść na dziesięć minut. Tyle że nie ma jej już od ponad godziny, a ja muszę jechać do pracy. – Odeszła od wózka i w niemałym pośpiechu skierowała się do furtki.

– Jasne… Dzięki, że z nim zostałaś! – krzyknął jeszcze.

Przywitał się z synem tak, by go nie zbudzić, i rozważał, dokąd udała się Anna. Niestety, nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Zestresował się, lecz postanowił chwilę odczekać, zanim zacznie panikować.

Przecież nie musiało się staćnic złego – tłumaczył sobie w głowie. – Pewnie wyszła do sklepu i utknęła w kolejce. Zaraz na pewno wróci.

CZĘŚĆ pierwsza

Rozdział 1

W dzieciństwie marzymy o różnych rzeczach. Jedni śnią o międzynarodowej karierze, inni chcą po prostu być szczęśliwi, a jeszcze inni pragną polecieć w kosmos.

Luiza miała podobnie. Jako pięciolatka marzyła, by kiedyś zostać piosenkarką. Gdy miała trzynaście lat, zapragnęła w przyszłości leczyć zwierzęta. Kiedy skończyła szkołę średnią, wiedziała już, że to w kierunku tego drugiego marzenia będzie zmierzała. Od zawsze uwielbiała zwierzęta. Nie mogła znieść, gdy jakieś cierpiało. Postanowiła więc, że zrobi wszystko, by kiedyś im pomagać. Wierzyła, że spełnienie tego planu wystarczy, by wiodła spokojne, szczęśliwe życie.

Siedziała właśnie w studiu tatuażu, gdzie tatuator Krystian tworzył na jej skórze za uchem niewielką czarną psią łapkę. Nie był to pierwszy rysunek na jej ciele. Do tej pory jej skórę zdobiła już róża na lewym ramieniu oraz napis let it be1 na prawym nadgarstku. „Tatuaże uzależniają – gdy zrobisz jeden, od razu planujesz kolejny” – mawiali jej ci, z którymi rozmawiała na ten temat, zanim jeszcze zdecydowała się zrobić swój pierwszy i, jak myślała, jedyny. Teraz przyznawała im rację.

1Let it be.(ang.) – Niech się dzieje.

Gdy zadowolona skończyła podziwiać w lustrze nowe dzieło Krystiana, rozliczyła się z nim, wyszła ze studia i skierowała do pracy. Jej marzenie się ziściło. Kilka lat wcześniej, jakiś czas po skończeniu studiów, dzięki pomocy rodziny założyła własną klinikę weterynaryjną, która prosperowała na tyle dobrze, że niedawno spłaciła nawet kredyt na mieszkanie. W ogóle nieźle jej się powodziło. Koleżanki zazdrościły jej urody i figury, zarabiała dużo pieniędzy, sama o sobie decydowała. Młoda, miła, zabawna, zawsze dobrze ubrana. Można by rzec: ideał. Pochodziła z dobrego, kochającego domu, ciągle odnosiła sukcesy. Kiedy więc kilka lat temu związała się z Michałem, wierzyła, że złapała Pana Boga za nogi. Ich związek był bardzo namiętny, intensywny, emocjonalny, a ona sama szczęśliwa, czując, że ma to, czego pragnęła. Do czasu… Ich temperamenty okazały się tak silne, że relacja nie przetrwała kolejnych burz, i rozsypała się w drobny mak. Luiza, mimo że dość szybko zaczęła spotykać się z kolejnymi mężczyznami, bardzo długo nie mogła się pozbierać po tym rozstaniu.

– Cześć, kochanie! Zabieram cię w weekend nad jezioro! Co ty na to? – Zaskoczył ją przez telefon Dawid, z którym spotykała się od ponad roku, a od dwóch miesięcy mieszkali razem.

– Nad jezioro?

– Tak. Kacper z Tomkiem jadą do domku rodziców i nas zaprosili.

Luiza przewróciła oczami. Już myślała, że jej chłopak wpadł na pomysł, by zabrać ją na romantyczny wyjazd we dwoje, tymczasem szykowała się kolejna libacja w towarzystwie przyjaciół Dawida.

– To co? Potwierdzę im, tak?

– Pogadamy potem. Muszę wracać do pracy. Pa – zakończyła połączenie.

– Co jest, Lu? – zapytała Martyna, pracownica Luizy. – Przecież mamy przerwę.

– Ach, daj spokój. Dawid wymyślił wyjazd nad jezioro z kumplami. Jak już w ogóle miałabym jechać, to wolałabym, żeby zabrał mnie dokądś samą, a nie znowu będzie gadał z nimi o piłce i samochodach w towarzystwie procentów i jointów.

– A od kiedy ty jesteś taka święta, co? – zapytała, uśmiechając się ironicznie.

Z Martyną znały się jeszcze ze studiów. Gdy Luiza zakładała własną praktykę, wiedziała od razu, że zatrudni koleżankę. Uważała ją za świetnego specjalistę, ufała jej, a poza tym najzwyczajniej w świecie ją lubiła.

– Och, no wcale nie jestem święta. Wiesz, że też lubię czasem zaszaleć, ale po prostu… Odkąd Dawid się do mnie wprowadził, ciągle mnie tylko wkurza – wypaliła nieco wbrew własnej woli.

W ogóle nie chciała, żeby się do niej wprowadzał. Nie tak szybko… Tyle że jakiś czas temu właściciel mieszkania, które wynajmował jej chłopak, oznajmił mu, że znalazł się kupiec i Dawid musi się dość szybko wyprowadzić. Ten szukał nawet czegoś, ale nie znalazł od razu niczego, co by go zainteresowało. W końcu wspólnie z Luizą ustalili, że najlepiej będzie, jeśli po prostu zamieszka z nią, co jego cieszyło bardzo, za to ją… raczej średnio. Ale zdawała sobie sprawę, że to najrozsądniejsza opcja.

Martyna spojrzała podejrzliwie na koleżankę.

– Co takiego robi?

Luiza chciała szybko odpowiedzieć, ale się zawahała.

– Właściwie to nic. I to jest najgorsze. Dba o mnie, liczy się z moim zdaniem, sprząta po sobie, wychodzi z psami. Nie mogę mu niczego zarzucić, jednak czuję, że coś jest nie tak.

– Chyba masz w stosunku do niego zbyt duże oczekiwania.

– Być może…

Zastanowiła się przez moment. Miała u boku kochającego mężczyznę i to niemalże na każde zawołanie, ale czuła, że coś idzie nie tak.

– W sumie co ci szkodzi pojechać nad to jezioro? Może będzie fajnie? Może inaczej, niż się spodziewasz. A jeśli nie, to chociaż sobie popływasz.

– Może masz rację… – zastanowiła się głośno. – Zabiorę psy i najwyżej chociaż one będą miały frajdę.

Gdy wsiadała do auta po skończonej pracy, myślała jeszcze o czekającym ją wyjeździe. Przez kilka godzin w przychodni sama siebie przekonywała, że warto się na chwilę oderwać od codzienności. Wtedy podjęła decyzję, że pojedzie. Teraz znów wahała się, czy na pewno ma na to ochotę. Właściwie nie miałaby nic przeciwko, gdyby Dawid wybrał się sam, choć coś mówiło jej, by skorzystać z tego zaproszenia.

Po wejściu do domu ujrzała na stole bukiet pomarańczowych róż. Starał się. I to bardzo. Dawid to typ opiekuna, a Luiza czuła się przy nim wyjątkowo bezpiecznie. Był od niej starszy o trzy lata, pracował w korporacji, dobrze zarabiał. Gdy około półtora roku wcześniej przyszedł do jej gabinetu ze swoim owczarkiem niemieckim, od razu wpadła mu w oko. Postanowił stanąć na głowie, by się nim zainteresowała. Ona z kolei zauroczyła się jego psem. Dawid jednak tak długo się starał, że ustąpiła i się z nim umówiła. Potem stopniowo się do niego przekonywała, darząc go nawet jakimś uczuciem, którego sama nie potrafiła zdefiniować. Chyba poczucie bezpieczeństwa, które zapewnił jej jako jedyny z jej dotychczasowych partnerów, sprawiło, że zostali parą.

– Pokaż tę łapkę. – Nachylił się, odgarniając Luizie włosy tak, by ujrzeć nowy tatuaż. – Fajny.

Pocałował ją na przywitanie.

– Jak ci minął dzień? – zapytał, wpatrując się w nią.

– Dobrze, ale męcząco. Chyba wezmę kąpiel.

– Naleję ci wody do wanny. Jesteś głodna? Zrobiłem obiad.

Oparł się o ścianę. Miał na sobie przetarte jasne dżinsy i zieloną koszulkę, która doskonale podkreślała oczy w tym samym kolorze. Niesymetrycznie wystylizowana fryzura w złotym odcieniu nadawała mu łobuzerskiego wyglądu. Prezentował się dobrze – przystojnie, męsko i pociągająco, mimo że nie należał do mężczyzn, którzy od razu wpadali w oko Luizie. Jej ulubiony typ to ciemne włosy i oczy, wysportowana sylwetka, tatuaże. Za każdym razem, gdy się nad tym zastanawiała, wiedziała, że jej eks podniósł wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o tę akurat kwestię. Dawid prezentował się dobrze, za to Michał – idealnie.

– Nie, dzięki. Napiję się czegoś i pójdę do łazienki – powiedziała, uśmiechając się czule. – Aaa… I właściwie możemy pojechać nad to jezioro. Pogoda w weekend ma być piękna, więc przynajmniej sobie popływamy.

– Super! Przygotuję ci kąpiel i powiem chłopakom.

– Jesteś kochany. – Zarzuciła mu ręce na ramiona i ze szczerym uśmiechem wpatrzona w jego oczy, powiedziała: – Dziękuję za piękne kwiaty.

* * *

Monotonia wkradła się do jej życia nie wiadomo kiedy. Nie mogła się do tego przyzwyczaić. Zupełnie nie. Niegdyś jej życie wyglądało kompletnie inaczej i mimo że nie zawsze było kolorowo, ceniła sobie w nim tę całą paletę barw i brak rutyny, która teraz, jakby trochę znienacka, zaczęła ją ostatnio przytłaczać. Nie wystarczało posiadanie wielu rzeczy, których inni mogli jej tylko zazdrościć. Czuła dziwną pustkę, której ani nie potrafiła w pełni zdefiniować, ani niczym zapełnić. Przemęczenie, które ostatnio towarzyszyło jej na co dzień, brała za głównego winowajcę. Niedawno zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno to. Coraz częściej do jej świadomości dochodziły myśli na temat związku z Dawidem. Rzeczywiście, odkąd zamieszkał u niej, czuła się gorzej. Nie miała pojęcia dlaczego. Przecież jej na nim zależało.

– Może skoczymy po południu do kina? – zapytał Dawid, pakując o poranku lunchbox do torby.

– Bardzo bym chciała, naprawdę. Ale obawiam się, że nie ma szans. Kończę dzisiaj pod wieczór. Pewnie będę tak padnięta, że od razu wskoczę do łóżka. – Dopiła kawę i wstała od stołu, by schować brudny kubek do zmywarki. – Może pójdziemy w weekend?

– A pamiętasz, że jedziemy nad jezioro? – Zaśmiał się.

– Ach, no tak. Widzisz, jaka jestem zmęczona? Nie ogarniam, co się dzieje – mówiła z uśmiechem.

– Dobrze nam zrobi ten wyjazd. Odpoczniesz trochę. A kino nie ucieknie. Pójdziemy po powrocie. – Cmoknął ją w czubek głowy. – Uciekam, pa!

– Pa – odpowiedziała z uśmiechem.

Oparła się o stół i głośno wypuściła powietrze. Sama miała nadzieję, że uda jej się odpocząć, chociaż wiedziała, że w towarzystwie trzech mężczyzn i dwóch psów może nie wystarczyć czasu i przestrzeni. Podjęła już decyzję, że mimo to spróbuje. Takie oderwanie się od codzienności, choć na krótką chwilę, często pomaga odetchnąć, wyluzować i spojrzeć na życie z innej perspektywy. Liczyła, że właśnie tak będzie.

Wróciła do sypialni, by przygotować ubranie. Pracę zaczynała o dziesiątej, miała więc jeszcze trochę czasu, by się ogarnąć. Dawid musiał być w biurze o ósmej. Wychodził o szesnastej, rzadko później, choć nadgodziny nieraz się zdarzały. Mimo to miał całe popołudnie wolne. Luiza, pracując często nawet do dwudziestej, kończyła zmianę mocno przemęczona. Nie narzekała. Sama wybrała tę branżę, zdawała więc sobie sprawę z niedogodności.

Stojąc przed szafą, doceniała, że nie ma narzuconego z góry dress code’u. Nie zniosłaby chyba codziennego wbijania się w eleganckie spodnie, sukienki czy garsonki, a już tym bardziej w szpilki. Oczywiście, jak to kobieta, lubiła nieraz się wystroić. Na co dzień stawiała jednak na wygodę, a taki wyszukany strój – mimo że efektowny – wygodny z pewnością nie był. W zasadzie do pracy mogła włożyć nawet dres, gdyż w gabinecie i tak narzucała roboczy fartuch.

Ściągnęła z wieszaka pomarańczową sukienkę na ramiączkach i rzuciła ją na łóżko. Mimo wczesnej godziny na zewnątrz już panował upał. Zdjęła piżamę, przygotowała bieliznę i udała się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Otulona ręcznikiem wysuszyła włosy, związała je w luźny kucyk, zrobiła delikatny makijaż i wróciła do sypialni, by się ubrać.

Mieszkanie Luizy znajdowało się na parterze domu wielorodzinnego na nie tak dawno wybudowanym szczecińskim osiedlu. Miało siedemdziesiąt parę metrów kwadratowych, w skład których wchodziły trzy pokoje, łazienka i kuchnia. Całość łączył sporych rozmiarów korytarz. Kiedyś, jako dziecko, gdy spędzała z rodzicami wakacje w Tatrach, zachwyciła się wystrojem domku, w którym ich zakwaterowano. Jak to często w górach bywa, odznaczał się on typowo górskim wystrojem właśnie. Drewno królowało dosłownie wszędzie. Drewniane podłogi, ściany i sufity. Drewniane meble, w tym także te kuchenne. Nawet w łazience drewno grało pierwsze skrzypce. Całokształt dopełniały pluszowe dywany i kominek, który w sezonie zimowym ogrzewał budynek. Ośmioletnia wówczas Luiza wyobrażała sobie, jak pięknie tam bywa, gdy spadnie śnieg, a trzaskające drewno w kominku otula przestrzeń przyjemnym ciepłym powietrzem. Obiecała sobie wtedy, że kiedyś, gdy będzie dorosła, w jej domu także będzie drewno, kominek, a na podłogach zalegną piękne, puchate dywany. I rzeczywiście – przy kanapie w salonie leżał duży szary dywan typu shaggy, natomiast podłogę w sypialni pokryła beżową, wyjątkowo miękką wykładziną, która przy dwóch dużych psach wymagała częstego sprzątania, o co zazwyczaj dbał Dawid. Drewno także umieściła w swoim domu. Kuchnię zdobiły stylowe sosnowe meble, a ściany i podłogę w łazience wykończono płytkami imitującymi drewniane panele. Marzenie o kominku spełniła, montując przy ścianie w salonie klimatyczny biokominek, który na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od klasycznego.

Włożyła sukienkę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze wiszącym na drzwiach ogromnej szafy. Ściągnęła ubranie nieco niżej i wygładziła ręką zagniecenia tworzące się przy biodrach. Kątem oka zerknęła na odbicie niemalże idealnie zaścielonego łóżka. Granatowa narzuta równo naciągnięta na każdy narożnik i kilka ozdobnych puchatych poduszek w kremowych odcieniach – doskonała kompozycja z jasnym dywanem i granatowymi zasłonami. Żadna z poduszek nie została przypadkowo rzucona. Wręcz przeciwnie – miejsce każdej z nich starannie dobrano. Opierały się o ciemne wezgłowie, zachowując między sobą równomierne odległości. Mebel wyglądał jak z okładki magazynu o wystroju wnętrz. To oczywiście sprawka Dawida. Gdy zaścielił w ten sposób łóżko po ich pierwszej wspólnie spędzonej nocy, Luiza nie kryła szoku.

Jaki facet robi takie rzeczy? – pytała samą siebie.

Na początku myślała, że chciał zrobić na niej dobre wrażenie, lecz kiedy kontynuował swój rytuał ścielenia także po tym, gdy się do niej wprowadził, wiedziała już, że on tak po prostu ma. Początkowo rzeczywiście robiło to na niej wrażenie. Cieszył ją również fakt, że ktoś przejął od niej ten, w sumie niewiele wymagający, ale jednak, obowiązek.

Usiadła na łóżku i poprawiła narzutę, która podczas jej ruchu delikatnie się podwinęła. Pogładziła to miejsce, by znów wyglądało idealnie. Zastanowiła się, czy już zawsze tak będzie… Idealnie pościelone łóżko, idealnie poukładane w szafie ubrania, idealny porządek. Tylko czy to oznacza idealne życie? Kiedyś nie zwracała uwagi na rozwaloną kołdrę czy ciuchy rzucone na oparcie fotela. Nie była też znowu jakąś fleją. Sprzątała, choć może nie na bieżąco jak teraz. Żyła wtedy tak, że żałowała czasu na tak przyziemne rzeczy. Bawiła się życiem, łapała je garściami i wyciskała jak cytrynę, zapisując w pamięci wspomnienia. Zarówno te piękne, jak i te, o których przynajmniej teoretycznie wolałaby zapomnieć. Jednak niewątpliwie tworzyły całość jej wielokolorowego życia, za którym ostatnio coraz częściej zdarzało jej się tęsknić.

Wtedy, lata temu, w górach wszystko wydawało się jakby sto razy prostsze. Nic dziwnego: wiodła beztroskie dziecięce życie, mając u boku kochających rodziców. Kochających zarówno ją, jak i siebie nawzajem, co wbrew pozorom nie zdarza się tak często. Właśnie to ich wzajemne oddanie, zgranie dusz i miłość, którą siebie darzyli, napawała ją ogromną nadzieją. Dzieciom bardzo często spieszy się do dorosłości. Ona także myślała w tych kategoriach. Patrząc na mamę i tatę, nie mogła się doczekać, kiedy sama stworzy dokładnie taki sam związek z ukochanym mężczyzną, za którego szybko wyjdzie za mąż. Wówczas było dla niej naturalne, że tak się stanie. Taki obraz znała z domu, nie brała więc pod uwagę, że w jej przypadku mogłoby się zdarzyć inaczej. Gdy poznała Michała, szybko nabrała pewności, że jej plan właśnie się realizuje. Niestety równie szybko okazało się, że nie… Była już jednak dorosła. Miała świadomość, że życie nie jest czarno-białe, a kochający dom rodzinny wcale nie daje gwarancji szczęśliwego zakończenia. Tymczasem przecież wszystko teoretycznie zmierzało we właściwym kierunku. Tworzyli z Dawidem szczęśliwy związek. Nudny, ale szczęśliwy. I poważny. Pomyślała jeszcze, czy to oznacza koniec… Czy już nigdy nie przeżyje czegoś mocnego? Czegoś, co sprawi, że krew w jej żyłach ponownie, jak kiedyś, rozbudzi się i zacznie buzować. Zbeształa się szybko w głowie za te myśli. Wstała pospiesznie i popatrzyła jeszcze raz na swoje odbicie, a po chwili przeniosła wzrok na rzeczy Dawida.

Wiele wskazywało na to, że nic takiego już się nie wydarzy…

Rozdział 2

Gdy nadszedł piątek, Luiza była tak zmęczona, że do ostatniej chwili wahała się, czy mimo obietnicy nie odwołać wyjazdu i po prostu nie przespać weekendu. W ostateczności zdecydowała, że pojedzie. Spakowała szybko najpotrzebniejsze rzeczy, ogarnęła się i dołączyła do Dawida, który właśnie kończył pakować bagaże.

– Taro, Lara, chodźcie! – cmoknął, przywołując psy, a te posłusznie wskoczyły na kanapę jego czarnego suzuki.

Przypiął zwierzaki, otworzył Luizie drzwi od strony pasażera i skierował się na miejsce kierowcy.

– Chcesz kawę? – spytał, gdy zatrzymał samochód na stacji benzynowej.

– Nie, dzięki.

– Okej, zaraz wracam.

Luiza odwróciła się do psów. Taro jak zwykle w podróży spał na kanapie, a Lara uważnie obserwowała otoczenie. Kobieta uśmiechnęła się. Lara przeniosła wzrok na swoją panią. Otworzyła pysk, wystawiła język i mrugnęła oczami. Luiza odmrugnęła jej powoli, na co suczka zareagowała merdaniem ogona. Za każdym razem, gdy Luiza patrzyła na tę psinę, czuła delikatne ukłucie wywołane przeszłością. Kochała ją całym sercem, ale wiązały się z nią bolesne wspomnienia, o których nie sposób zapomnieć. Przygarnęła suczkę cztery lata temu, gdy spotykała się z Michałem. Właściwie to on namówił ją na ten krok. Odkąd pamiętała, chciała mieć psa, ale nigdy wcześniej nie udało jej się zrealizować tego planu. To właśnie Michał przekonał ją, by wreszcie się odważyła, obiecując wsparcie w wychowaniu szczeniaka. W końcu postanowiła spełnić jego prośbę i swoje marzenie. Chwilę przed tym, jak Michał przeprowadził się do jej mieszkania, adoptowała małą biszkoptową kulkę – mieszańca przypominającego golden retrivera. Początkowo chłopak rzeczywiście bardzo ją wspierał. Sam nawet wyszkolił Larę. On bowiem zawsze miał w domu psy. Gdy ostatecznie rozstali się dwa lata później, Luiza została z suką sama. I choć nigdy nie żałowała decyzji podjętej w sprawie psa, zawsze już czuła nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, gdy tylko sobie przypominała.

– Okej? – zapytał Dawid, gdy ruszyli w dalszą drogę. – Wydajesz się ostatnio jakaś inna…

– Inna? – zapytała.

– No taka… Zamyślona… Sam nie wiem.

– Po prostu jestem przemęczona. Mówiłam ci – przypomniała spokojnie. – Wiesz, odkąd Darek odszedł z pracy, jesteśmy z Martyną same, a roboty pełno. Czasem bym chciała, żeby w okolicy otworzył się konkurencyjny gabinet. Może wtedy bym nieco odpoczęła.

– To może zatrudnisz kogoś nowego?

– Tak zrobię, ale nie chciałabym nikogo z przypadku. Wiesz, jak trudno komuś zaufać.

– Wiem, wiem.

– Martyna umówiła kogoś na rozmowę w przyszłym tygodniu. Zna tego faceta, studiował na naszej uczelni, tylko rok niżej. Ale podobno jest w porządku. Znali się w dzieciństwie.

– Trzymam kciuki, żeby się udało.

– A jak u ciebie w pracy?

– W porządku, tylko że ostatnio wdrażaliśmy nowy system konfiguracyjny i wynikło trochę problemów technicznych. Ale na szczęście nasi technicy już to ogarniają i do poniedziałku ma działać po staremu. Tylko to straszna strata czasu i pieniędzy, bo…

Dawid mówił dalej, choć Luiza już go nie słuchała. Udawała zarówno przed nim, jak i przed sobą, że ją to interesuje, tymczasem to nie do końca prawda. Niewiele rozumiała z tych korporacyjnych raportów, którymi nieraz ją raczył. Nie chciała mu przerywać, bo mówił z pasją. Ze wstydem przyznawała sama przed sobą, że nie wie nawet, czym dokładnie Dawid się zajmuje. Może gdyby uważniej słuchała…

Godzinę później dojechali na miejsce. Dawid wypuścił psy, które wesoło rozbiegły się po podwórku. Tym razem zapomniał o byciu dżentelmenem i nie otworzył drzwi swojej dziewczynie. Witał się za to z kolegami, którzy głośno cieszyli się na jego widok. Bliźniacy Kacper i Tomek byli przyjaciółmi z dzieciństwa Dawida. Znali się od lat, ich rodzice również się przyjaźnili. Od zawsze zachowywali się jak trójka braci. Spędzali wspólnie wakacje, przesiadywali w swoich domach, imprezowali razem, a potem wspólnie wyjechali na studia do innego miasta. Przez długi czas stanowili więc nierozłączne trio. Nic więc dziwnego, że teraz cieszyli się ze spotkania i czekającego ich weekendu. Poza Luizą, która w jednej chwili pożałowała przyjazdu. Mimo że nawet lubiła kolegów Dawida, szybko stwierdziła, że mogła zostać w domu i odpocząć w ciszy i spokoju, na które tutaj nie miała szans. Ale już za późno. Westchnęła głośno i powoli wysiadła z samochodu z przyklejonym do ust sztucznym uśmiechem.

– No cześć, laska! – Tomek stał już obok niej i przytulił ją na przywitanie.

Po chwili podszedł się przywitać Kacper.

– Ty to masz szczęście, stary – zwrócił się do Dawida, klepiąc go po ramieniu i mierząc wzrokiem nogi Luizy, która wybrała na dziś zbyt krótką, jak teraz szybko stwierdziła, sukienkę.

Skrzywiła się na ten niezbyt udany komplement, choć tego nie zauważył.

Chwilę później Dawid przeniósł ich bagaże do przydzielonego im pokoju. Luiza stała w oknie i patrzyła na taflę jeziora, która przebijała się zza drzew. Taro i Lara radośnie biegały po podwórku. Dawid odłożył rzeczy, podszedł do ukochanej i objął ją w pasie.

– Podoba ci się? – Oparł brodę o jej ramię.

– Mhm – przytaknęła szczerze, nadal podziwiając widok za oknem.

Odwrócił ją do siebie. Jego dłonie zjechały niżej. Trzymał ją teraz za pośladki. Wsunął ręce pod jej sukienkę, delikatnie gładził skórę na pupie i pocałował czule w usta. Odwzajemniła pocałunek. W jednej chwili poczuła przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Uwielbiała seks. Uprawiając go, czuła się piękna, pożądana i ważna. Świadomość, że kumple Dawida są za ścianą, dodatkowo ją podnieciła. Zaczęła całować partnera coraz intensywniej, wkładając przy tym dłoń w jego spodnie. Chłopak naprężył się, ale momentalnie zakończył pocałunek, puścił jej pośladki i odsunął się kawałek, zabierając dłoń Luizy ze swojego krocza.

– Chłopaki mogą wejść – wytłumaczył się z głupim uśmiechem, pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju.

Westchnęła głośno, przewróciła oczami i wróciła do poprzedniego zajęcia: patrzenia na jezioro. Tej spontaniczności i szczypty adrenaliny brakowało jej chyba najbardziej. Owszem, często kochała się z Dawidem. Seks z nim sprawiał jej przyjemność, lecz zazwyczaj ich namiętne chwile uniesień ograniczały się jedynie do grzecznych wieczornych igraszek. Koniecznie w łóżku. Ekstrawagancja w ich wykonaniu to seks pod prysznicem, który zdarzył się do tej pory jedynie kilka razy. Nudziły ją takie zbliżenia. Była młoda i spragniona doznań. Tak. Cierpiała na niedobór doznań.

Humor poprawił jej się, gdy niedługo później cała czwórka, czekając na jedzenie smażące się na grillu, oddała się wspólnej aktywności: grze w siatkówkę. Luiza uwielbiała się ruszać, nic więc dziwnego, że bawiła się dobrze. Kiedy usiedli do stołu i lały się kolejne litry alkoholu, jej samopoczucie zaczynało się znów pogarszać. Czara goryczy przelała się, gdy Tomek wypalił ze swoim niby-śmiesznym żartem:

– Jak znienawidzić kobietę, na punkcie której szalejesz? Ożenić się z nią.

Śmiał się nawet wstawiony już dość mocno Dawid. Luiza, wcale nie taka już trzeźwa, uznała sytuację za żenującą. Chwilę później wstała od stołu, rzuciła tylko w stronę swojego chłopaka krótką informację, że idzie z psami na spacer, po czym weszła do domku po smycze. Dawid poszedł za nią.

– Coś się stało? – zapytał.

– Nie, chcę się przejść.

– Nie bawisz się chyba najlepiej – zauważył.

– Chyba niepotrzebnie przyjeżdżałam. Mogliście zrobić sobie męski wypad, a tak…

– No co ty. – Złapał ją za dłoń. – Bez ciebie bym nie pojechał.

Spojrzała mu w oczy. Patrzył na nią z uczuciem. Uśmiechnęła się delikatnie, mimo że jego słowa wcale jej się nie spodobały. Brakowało jej nieraz oddechu. Chciała częściej pobyć sama. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby Dawid bawił się wtedy z kolegami. Uważała, że jako para wcale nie muszą mieć jedynie wspólnych znajomych; chciała, by część mogli zachować dla siebie. Dawid zazwyczaj nie robił z tego problemu, jednak uważał inaczej.

– Wrócę niedługo – powiedziała i czule go pocałowała.

– Może pójdę z tobą?

– Daj spokój, wykorzystaj czas z kumplami. Przecież tego potrzebujesz.

– Na pewno? Nie będziesz miała mi tego za złe?

– Na pewno. Pójdę nad jezioro. Bawcie się dobrze. – Uśmiechnęła się miło.

Chwilę później szła już z psami żywym krokiem w stronę jeziora. Tak naprawdę od samego przyjazdu nie mogła się doczekać, kiedy to zrobi. Uwielbiała wodę. Wiedziała, że ich psy także. Wieczór okazał się dość rześki, mimo że lato upalne. Sporo osób kręciło się po okolicy, niektórzy wracali po kąpieli. Pozazdrościła im i postanowiła, że nazajutrz rano, niezależnie od pogody, pójdzie popływać. Tyle że bez psów. Cała ona – spontaniczna, nieco nieokiełznana i uparta. Jeśli coś sobie postanowiła, wiedziała, że zrobi, co w jej mocy, by to osiągnąć.

Minęła niewielki las, który dzielił ją od brzegu, i korzystając z okazji, że znajdowała się na niewielkim wzniesieniu, wzrokiem wyszukała miejsce, w którym mogłaby usiąść i spuścić psy. Po krótkiej chwili znalazła takie, wydawałoby się, idealne. Nie zauważyła nikogo w okolicy, nie istniało więc ryzyko, że czworonogi by komuś przeszkadzały. Podeszła na niewielką piaszczystą plażę, usiadła i zdjęła buty. Spuściła sukę, wiedząc, jak ta uwielbia letnie kąpiele, i już miała odpiąć Taro, gdy Lara, zamiast wskoczyć do wody, pobiegła w zupełnie innym kierunku. Luiza przywołała ją do siebie, lecz ta nie zareagowała. Kobieta włożyła buty i pobiegła za zwierzęciem, cały czas je przywołując. Taro biegł obok niej. Szybko straciła suczkę z pola widzenia, ale kierowała się nadal w stronę, w którą uciekła Lara, krzycząc cały czas jej imię na zmianę z komendą „do mnie”, którą pies przecież świetnie znał. Gdy stanęła na chwilę, by się rozejrzeć, odsapnąć i zastanowić, co dalej robić, usłyszała głos dochodzący znad samej linii brzegowej.

– Tu jest.

Odwróciła się w tę stronę. Niewiele widziała, bowiem brzeg w tym miejscu porastał wysokimi trzcinami, które niemal w całości zasłaniały zejście. Zrobiło się też ciemno. Podeszła kawałek. Ulżyło jej, gdy nagle rozpoznała wystający zza drzewa jasny włochaty ogon. Gdy zbliżyła się jeszcze bardziej, zamarła. W jednej chwili wróciły wspomnienia. Każdy pocałunek, dotyk, oddech na skórze… Każda rozmowa. I ten ból. Ten okropny, rwący ból… Każda kłótnia, chora zazdrość, rozbity kieliszek i ślad czerwonego wina na ścianie.

Michał, który do tej pory siedział oparty o drzewo, wstał, a Lara nadal radośnie na niego skakała. Stał teraz twarzą zwrócony w stronę Luizy, której serce waliło jak młotem i zmiękły kolana. Była pewna, że zaraz zemdleje, gdy jednak Taro pociągnął ją tak mocno w stronę swojej psiej przyjaciółki, że kobieta straciła równowagę i z wątpliwą gracją Bridget Jones wpadła wprost w objęcia Michała. Nie spodziewała się tego. Nie była gotowa na to spotkanie, a tym bardziej na to, by znów poczuć na sobie jego dotyk. Odsunęła się szybko, gdy tylko złapała równowagę, i przypięła Larę do drugiej smyczy.

Michał wyglądał dokładnie tak jak wtedy, gdy widzieli się ostatni raz. Impreza u ich wspólnych znajomych. Mimo że ostatecznie rozstali się jakiś czas wcześniej, obiecali przyjaciołom chwilowe zawieszenie broni, by nie rozwalić wesela. Potem rozeszli się, nigdy więcej się ze sobą nie kontaktując.

Ciemne oczy teraz wpatrywały się w nią dokładnie tak jak kiedyś.

– Cześć – odezwał się pierwszy, witając się cicho.

– Poznała cię… Musiała cię wyczuć. Ona się tak nigdy nie zrywa – mówiła, ciągle nie dowierzając.

– Wiem – powiedział, z czułością głaszcząc Larę.

Lara merdała wesoło ogonem i co jakiś czas próbowała skakać na Michała.

– To też twój? – zapytał, głaszcząc teraz Taro, który go obwąchiwał.

– Nie. To znaczy tak – zmieszała się.

– To tak czy nie? – zareagował śmiechem.

– I tak, i nie. To Taro, pies mojego chłopaka, ale mieszkamy razem, więc teraz też i mój – powiedziała szybko, unikając kontaktu wzrokowego. Dopiero gdy zamilkła, spojrzała mu w oczy.

Nie odezwał się. Ledwo zauważalnie kiwnął głową. Minę miał poważną. W jego oczach zobaczyła znów te iskry, które doskonale pamiętała. Bała się ich wtedy. Zazdrosny, momentami stawał się nieobliczalny. Z jednej strony wiedziała, że jej nie skrzywdzi, z drugiej – krzywdził na co dzień, choćby właśnie swoją niepohamowaną i chorobliwą zazdrością. Nie stanowili pary od ponad dwóch lat, nie mógł więc być o nią zazdrosny, a jednak… Przecież znała go doskonale.

– Co tu robisz?

– Przyjechaliśmy na weekend do jego znajomych. – Wskazała ręką gdzieś w kierunku domku. – A ty?

– Wieczór kawalerski – odpowiedział sucho, nie patrząc na nią.

– O…? Żeni się ktoś, kogo znam? – zapytała ciekawa, przypominając sobie ich wspólnych znajomych sprzed lat.

– Tak. Ja. – Spojrzał jej w oczy.

Zakłuło chyba nawet mocniej niż wtedy, gdy ponad dwa lata temu zawalił jej się świat, burząc to, co wspólnie próbowali budować. Do końca miała nadzieję, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Rozstanie dla dobra obojga. Tak to sobie wspólnie nazwali, mimo że żadne z nich otwarcie nie przyznało, że to gówno prawda. Cierpieli oboje, lecz duma i ich temperamenty nie pozwoliły im, by to przed sobą odkryć.

Pomyślała, że jeśli się teraz nie wycofa, zasłabnie, zwymiotuje, przewróci się albo wszystko naraz.

Spanikowała.

– Muszę już iść. Zaraz zrobi się ciemno. Dawid będzie się martwił. – Odwróciła się, ale nie mogła odciągnąć Lary od Michała. Wiedziała, że jej suka za nim przepada, zupełnie jak ona… kiedyś…

– Od kiedy jesteś taka porządna, co? Moim martwieniem się nie przejmowałaś, gdy byliśmy razem, a ty wracałaś do domu nad ranem – wypalił.

– Michał, proszę cię… – Czuła, że zaraz się rozpłacze.

Zauważył to.

– Masz rację, przepraszam. Odprowadzę cię, wtedy pójdzie. – Wskazał na psa.

– Nie! – krzyknęła chyba nawet głośniej, niż zamierzała. Po chwili dodała spokojnie: – Poradzę sobie.

Nie skomentował jej słów. Przykucnął obok Lary i czule się z nią pożegnał. Po chwili Luiza nieco zbyt mocno pociągnęła smycz, na co suka wreszcie zareagowała. Poszła za swoją panią, odwracając się jeszcze wiele razy.

Ledwo hamowała łzy. Nie chciała płakać. Już nie. Tyle że… to spotkanie wstrząsnęło nią doszczętnie. Michał wkrótce się żeni… Jej Michał… Nie udało się. Łza pociekła po policzku. Wytarła ją szybko i pociągnęła nosem. Nie chciała o tym myśleć, chociaż wiedziała, że nie da rady.

Wróciła zdenerwowana do domku, przed którym chłopaki kończyły właśnie butelkę whisky. No właśnie… Michał ma narzeczoną, a ona partnera. Spuściła psy ze smyczy, podeszła do mężczyzn, poprosiła, by nalali jej alkoholu, i usiadła Dawidowi na kolanach. Objął ją jedną ręką za talię. Wypiła zawartość szklanki jednym łykiem i pocałowała Dawida, nie myśląc o tym, że mają towarzystwo. Spiął się cały, ale jej nie przerwał. Po chwili szepnęła mu do ucha, by poszedł za nią. Wstała i udała się do środka. Gdy i on wstał, zdziwieni, tym co przed chwilą zaszło, bracia wydobyli z siebie jedynie głośne: „Ooo”.

Jak w gimnazjum – pomyślała, słysząc już w środku ich reakcję, i przewróciła oczami. Usiadła na łóżku. Po chwili do pomieszczenia wszedł Dawid i zamknął za sobą drzwi.

– Co jest? – zapytał nieco skonfundowany i się przysiadł.

Zaczęła go całować.

– Hej, wszystko okej? – Oderwał się na chwilę.

– Tak – skłamała i kontynuowała, całując go coraz intensywniej.

– Chodźmy do nich. Posiedzimy trochę, a potem poszalejemy w łóżku, jak oni odpadną – powiedział, gdy znów się odsunął i próbował wstać.

– Zaczekaj. – Zatrzymała go. – Nie zostawiaj mnie samej, proszę.

Zaniepokoił się i znów usiadł obok.

– Na pewno nic się nie stało?

– Po prostu się ze mną kochaj. Teraz – powiedziała wprost.

– Ale… przecież oni mogą w każdej chwili tu wejść – bronił się bez sensu.

– To mnie jeszcze bardziej podnieca – powiedziała i rozebrała się do naga.

Nie musiała już go dłużej przekonywać. Położyli się na łóżku, pieszcząc się nawzajem. Chwilę później Luiza doznała rozkoszy, wyobrażając sobie, że kocha się nie z Dawidem, lecz z Michałem…

Po seksie uzgodnili, że Dawid wróci jeszcze do chłopaków, a Luiza zostanie już w łóżku. Umyła się szybko i wróciła do pokoju. Weszła do łóżka, zakryła twarz kołdrą i się rozpłakała. Myślała, że akt bliskości z partnerem sprawi, że poczuje się lepiej, tymczasem zrobiło się jej jeszcze gorzej. Oszukiwała wszystkich wokół, a najbardziej siebie samą. Nie kochała Dawida, a dodatkowo nie uporała się wciąż z uczuciami do Michała. Nareszcie to przed sobą przyznała. Wiedziała, że już za późno, że nie ma żadnej szansy, by do siebie wrócili. Jeszcze ten ślub… Zastanawiała się, z kim się żeni. I czy o nią też jest tak przesadnie zazdrosny, czy może się zmienił? Wracała pamięcią do ich przypadkowego spotkania. To, jak wyglądał, jak pachniał… od zawsze przyprawiało ją o zawrót głowy. Teraz także. Przypomniała sobie jego dotyk, który poczuła na skórze, gdy na niego wpadła. Myśli sprawiły, że jej żołądek dosłownie wywinął fikołka. A do tego tak cholernie bolały…

Zanim zasnęła, przypomniała sobie piosenkę, którą kiedyś bardzo lubiła, natomiast po rozstaniu z Michałem… ta melodia stała się dla niej tak rozrywająco bolesna, że nie słuchała jej już nigdy potem. Zgadzała się z Palomą Faith, która śpiewała, że tylko miłość potrafi tak ranić… Słowa utworu same kołatały jej w głowie na chwilę przed zapadnięciem w sen.

I tell myself you don’t mean nothing

And what we got, got no hold on me

But when you’re not there I just crumble

I tell myself that I don’t care that much,

But I feel like I’m dying till I feel your touch

Only love, only love can hurt like this…2

2I tell myself you don’t mean nothing… (ang.) – Powtarzam sobie, że nic nie znaczysz. I to, co mamy, nie ma nade mną władzy. Ale gdy cię nie ma, po prostu się rozpadam. Wmawiam sobie, że nie zależy mi aż tak, lecz czuję, jakbym umierała, póki nie poczuję twego dotyku. Tylko miłość, tylko miłość potrafi tak ranić, Paloma Faith, Only love can hurt like this,www.tekstowo.pl/piosenka,paloma_faith,only_love_can_hurt_like_this.html, 9.01.2025.

Rano obudziła się pierwsza. Odrzucił ją alkoholowy oddech Dawida. Odwróciła się do niego plecami, a twarzą w stronę okna. Jaśniało. Spojrzała na zegarek, który pokazał szóstą dwadzieścia osiem. Spodziewała się, że chłopaki wstaną raczej późno. Psy grzecznie spały przy drzwiach na podłodze. Gdy podniosła się z łóżka, one również się poderwały, radośnie machając ogonami. Przywitała się z nimi czule, głaszcząc i drapiąc za uszami. W kuchni dała im jeść, a potem wypuściła na zewnątrz.