Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
29 osób interesuje się tą książką
Odkryj historię, która udowadnia, że nawet najzimniejsze serca mogą zapłonąć
Frost po bolesnym rozstaniu z dziewczyną przysięga sobie jedno: nigdy więcej. Nigdy więcej złamanego serca, nigdy więcej związków. Woli poświęcić się karierze sportowej i wieść życie bez ryzyka kolejnych rozczarowań. Ma plan, który wydaje się doskonały – aż do momentu, gdy nowa przyjaciółka jego siostry przychodzi na jej imprezę urodzinową i mdleje na jego widok.
Zoey jest młoda, ambitna i… absolutnie zafascynowana hokejem, a zwłaszcza graczem z numerem piętnaście na koszulce. Kiedy na uczelnianym korytarzu przypadkiem poznaje siostrę Frosta, nie ma pojęcia, że los szykuje dla niej nie lada niespodziankę. Między nią a Frostem pojawia się nie tylko iskra, ale cała burza uczuć.
Frost próbuje zbudować mur wokół swojego serca, przekonany, że wciąż kocha swoją eks. Zoey jednak nie zamierza się poddawać – wierzy, że za lodowatą fasadą kryje się czuły mężczyzna, którego warto pokochać. Ich relacja przypomina emocjonującą grę na lodzie: pełną niespodziewanych zwrotów, radości i trudnych upadków. Jednak wkrótce oboje przekonają się, jak wiele dla siebie znaczą. Czy Frost odważy się znów naprawdę kogoś pokochać?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 437
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkim, którym życie ciągle rzuca kłody pod nogi.
Nie poddawajcie się, tylko przyjcie do przodu. Szczęście czeka tuż za rogiem!
OSTRZEŻENIE
Książka porusza trudne tematy takie jak: nieuleczalna choroba, próba zgwałcenia, przemoc domowa, trudne dzieciństwo, zaburzenia lękowe, zaburzenia psychiczne, znęcanie się.
Kontakty do miejsc, które oferują wsparcie, znajdziesz na końcu książki.
OD AUTORKI
Mimo że starałam się wiernie odwzorować to, jak wygląda profesjonalna gra w hokeja w lidze NHL, w książce mogą pojawić się drobne nieścisłości. Niektóre rzeczy zostały zmienione na potrzeby tekstu.
Rozdział 1
Frost
Wypadam z szatni jak burza, aby zdążyć na spotkanie z Johnem. Od dobrych kilku lat wożę go na badania do prestiżowej kliniki i jeszcze nigdy się nie spóźniłem, a dziś jestem tego bliski. Jakby tego było mało, zaspałem na trening i cudem udało mi się przyjechać na lodowisko na czas.
W moim życiu ostatnio jest za dużo bałaganu, a fakt, że muszę być dla chłopaków wzorem do naśladowania, sprawia, że czuję jeszcze większą presję. Próbuję jakoś oddzielić sprawy prywatne od gry, która jest również moją pracą, i chyba w miarę mi się to udaje, skoro nikt w drużynie nie zauważył, że coś mnie niepokoi.
Bycie zawodowym hokeistą, w dodatku kapitanem jednej z czołowych drużyn w NHL, wcale nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Stres nie opuszcza mnie nawet na chwilę, a ja non stop myślę o następnym meczu, czy aby na pewno jesteśmy dobrze przygotowani i czy nikt nie doznał jakieś kontuzji, do której nikomu się nie przyznał.
Zajmują mnie w głównej mierze treningi i mecze. Ostatnio nie mogę poświęcić wystarczająco dużo czasu mojej dziewczynie, bo hokej pochłania praktycznie każdą wolną chwilę. W sezonie mamy mnóstwo wyjazdowych meczów, nic dziwnego, że Ally nie do końca się to podoba. Chociaż od samego początku wiedziała, na czym polega związek z zawodowym hokeistą.
– Coś upuściłeś, panie kapitanie – słyszę za plecami, więc obracam się i widzę Isaaca, który trzyma w dłoni mój telefon. Wzdycham ciężko, przymykając powieki. Czy naprawdę byłem aż tak zamyślony, że nie słyszałem, jak uderzył o podłogę?
– Dzięki, stary. – Odbieram urządzenie od przyjaciela.
– Wszystko gra? – pyta, patrząc na mnie niepewnie.
– Tak – rzucam szybko. – Muszę lecieć, bo się spóźnię.
Isaac kiwa głową i nie komentuje tego ani słowem, choć po jego minie widzę, że nie do końca mi wierzy. Chowam komórkę do kieszeni, a następnie szybkim krokiem ruszam na parking, po drodze wybierając numer Johna. Mężczyzna odbiera po kilku sygnałach.
– Właśnie skończyłem trening i wsiadam do auta, więc spokojnie powinniśmy zdążyć – mówię do telefonu, drugą ręką otwierając drzwi samochodu.
Po drugiej stronie słyszę ciche mamrotanie.
– Frost, poradzę sobie – zapewnia niemrawo. – Nie musisz zawsze mnie tam zawozić.
Nie słucham go, tylko powtarzam, że niedługo będę pod jego domem. Rozłączam się, odkładam komórkę na bok, a następnie odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu.
Nie do końca wiem, na co choruje ojciec Ally, nie chcę na siłę wyciągać z niego szczegółów. Jedyne, czego się dowiedziałem, to że ma chorą wątrobę. To dla niego na pewno drażliwy temat, więc rozumiem, że nie chce opowiadać o tym na prawo i lewo. Podobno dość długo ukrywał prawdę nawet przed swoją żoną i córką, a przede mną przyznał się w momencie, kiedy potrzebował pomocy z dojazdami do kliniki. Czy on nie wycierpiał już wystarczająco? Nie dość, że kilka lat temu uczestniczył w wypadku, w wyniku którego został sparaliżowany i skazany na wózek, to jeszcze teraz to.
Chwilę później jestem pod domem Johna, a mężczyzna już na mnie czeka. Wysiadam z auta i okrążam je, po czym pomagam mu wsiąść, a jego wózek inwalidzki wkładam do bagażnika. Po dwudziestu minutach jesteśmy w klinice. Pielęgniarka wyskakuje zza kontuaru, jak tylko nas widzi, i wita nas ciepłym uśmiechem.
– Zawiozę pana teścia do gabinetu – oznajmia, zaciskając palce na rączkach od wózka.
Kiwam głową, nie komentując ani słowem, że nazwała Johna moim teściem. Choć nie jesteśmy z Ally po ślubie, od dawna tak go właśnie traktuję.
John jedzie na badania, a ja ruszam do poczekalni. Próbuję kilkukrotnie dodzwonić się do Ally, ale dziewczyna uparcie nie odbiera. Wzdycham ciężko i dla zabicia czasu gram w jakieś durne gierki, z czego wyrywa mnie telefon od Nicka.
– Gdzie kupię brzoskwinie? – pyta, pomijając jakiekolwiek powitanie.
– Cześć, przyjacielu. Miło cię słyszeć – odpowiadam ironicznie.
Nick prycha.
– Widzieliśmy się na treningu. Aż tak się za mną stęskniłeś? – żartuje.
Przewracam oczami i zsuwam się odrobinę w dół na niewygodnym, plastikowym krześle, a następnie wyciągam przed siebie nogi i krzyżuję je w kostkach.
– Po co ci w ogóle brzoskwinie? – mruczę.
– Po prostu – bąka.
Marszczę brwi zdezorientowany. Czy on się czegoś naćpał?
– Wątpię, czy dostaniesz je o tej porze roku – mówię powoli. – Jeżeli już, to mrożone w jakimś supermarkecie.
– Pomocny z ciebie przyjaciel.
Kątem oka widzę, jak pielęgniarka prowadzi wózek Johna, więc kończę rozmowę i wstaję z krzesła. Podchodzę do kobiety i odbieram od niej papiery, które ojciec Ally szybko mi wyrywa.
– Nie ma tam nic ciekawego – burczy.
Chyba jednak nie do końca. Wydaje się dość przybity nowymi wieściami. Nie zamierzam na niego naciskać, więc przejmuję od pielęgniarki wózek, rzucam jej szybkie „do widzenia” i ruszam na parking.
– Dzwoniłem do Ally, ale nie odbiera – informuję go.
– Ma ostatnio dużo na głowie – wzdycha ciężko. – Tak samo jak jej matka.
Nie wiem, czy mam ochotę pytać, czym tak bardzo są zajęte. Wczorajszego wieczora, a tak właściwie nocy, Ally położyła się do łóżka jakoś o pierwszej. Kiedy zapytałem, co robiła przez tyle czasu, burknęła coś niezrozumiałego pod nosem i obróciła się do mnie plecami. A gdy wstałem rano, jej już nie było.
Nie żebym był zły czy coś. Ale, cholera, mam wrażenie, że dbam o jej ojca bardziej niż ona. Pojechała z nim na badania tylko raz, bo akurat wtedy miałem wyjazdowy mecz. A przez resztę czasu robię to ja. Czy ona nie powinna trochę bardziej się zainteresować stanem swojego schorowanego ojca?
– Dziękuję, Frost – mówi, gdy opadam na fotel kierowcy. – To wiele dla mnie znaczy.
Posyłam mu lekki uśmiech i już chcę odpalić silnik, gdy rozbrzmiewa mój telefon. Sięgam po niego, spodziewając się, że dzwoni Ally, jednak na wyświetlaczu widnieje imię mojej siostry.
– Co tam? – rzucam.
– Masz dzisiaj czas? – słyszę jej niepewny głos. – Chciałabym… z wami szczerze porozmawiać.
Oblizuję usta i przełykam ciężko ślinę. Isey brzmi na dość wystraszoną.
– Wracam właśnie z badań z Johnem – wyjaśniam, zerkając na mężczyznę z boku. – Odwiozę go do domu i mogę podjechać.
– Świetnie – mruczy Isey. – W takim razie czekam.
Rozłączam się i wrzucam telefon do bocznej kieszeni w drzwiach. Następnie odpalam silnik i wyjeżdżam spod kliniki.
– Te wyniki… są złe? – zagaduję, próbując dowiedzieć się czegokolwiek o jego stanie zdrowia.
John przez chwilę nic nie mówi, aż w końcu duka pod nosem:
– Są złe. Ale lekarze są dobrej myśli. Podobno mam dostać nowe… lekarstwa.
Widzę, że coś kręci, ale nie chce powiedzieć mi niczego więcej, więc się przymykam. Trudno, przynajmniej spróbowałem.
Ojciec Ally nie odzywa się już przez resztę drogi. Stoimy trochę w korkach – godziny szczytu – ale w końcu udaje mi się zaparkować pod domem Johna, na co ten wzdycha z ulgą. Chcę wierzyć, że to z powodu powrotu z kliniki, a nie dlatego, że uwolni się od moich niewygodnych pytań.
– Dasz sobie radę? – upewniam się, kiedy otwiera drzwi wejściowe kluczami. – Bo chyba… nikogo u ciebie nie ma.
Marszczę brwi i spoglądam do wnętrza, aby potwierdzić swoją teorię. W środku faktycznie nie ma jego żony ani córki. Gdzie podziała się Ally, skoro od nas wyszła z samego rana, tutaj jej nie ma, a telefonu nadal nie odbiera?
– Dam, dam – zapewnia mnie. – Możesz już wracać, siostra cię potrzebuje. I… jeszcze raz dziękuję, Frost.
Uśmiecham się i podaję mu rękę, po czym wracam do swojego samochodu. Kilka minut później jestem już pod moim rodzinnym domem, a gdy sobie przypominam, o czym najprawdopodobniej będziemy zaraz rozmawiać, ściska mnie w środku. Przekraczam próg, a do mojego nosa od razu dociera jakiś świeży, owocowy zapach. Pewnie mama z Isey zapaliły swoją ulubioną świeczkę.
– Już jesteś – mówi Isey, stając przede mną. Spoglądam na nią niepewnie, szukając oznak złego samopoczucia, ale widzę tylko delikatny uśmiech. Czyli jest już lepiej? – Chodź, bo stchórzę.
Siostra ciągnie mnie na kanapę, na którą opadam z głośnym westchnieniem. Pocieram oczy i ziewam, gdy czuję pod sobą miękkość mebla. Jestem okropnie zmęczony po dzisiejszym treningu, a jutro z samego rana muszę być w pełni sił na kolejny. I choć marzę o śnie, to są rzeczy ważniejsze niż to.
Isey wygina palce, nerwowo kręcąc się na kanapie, a ja, mama i tata wpatrujemy się w nią z wyczekiwaniem. Wiemy, że to dla niej niesamowicie trudne i nie chcemy wywierać na niej dodatkowej presji. Skoro uznała, że jest na to gotowa, to wysłuchamy jej z uwagą.
Gdy opowiada nam o swojej przeszłości, bez przerwy zaciskam pięści z całej siły. Dlaczego, do cholery, nie powiedziała nam o tym wcześniej? Kurwa, jakim ja jestem bratem, że tego nie zauważyłem? Isey od liceum czuła się okropnie samotna, a słabe relacje z dziewczynami, które miały być jej przyjaciółkami, tylko potęgowały jej przygnębienie. Czuła się przez nie niechciana, a z każdym rokiem było tylko gorzej. Później, gdy uwolniła się od toksycznych koleżanek, sądziła, że wszystko się ułoży i będzie tylko lepiej. Jednak to odrzucenie pozostawiło głębokie rany, a samotność ją przygniatała.
Jakoś sobie radziła do tej pory, jednak wszystko zepsuły dziewczyny na uczelni, które się z niej wyśmiewały, i w pewnym sensie ja. Cholera jasna, gdybym tylko sobie darował i nie przyniósł jej tych kanapek między zajęciami, może nic z tego nie miałoby miejsca.
– Nie obwiniaj się – poleca, widząc moją minę. – To i tak kiedyś by we mnie uderzyło. Teraz jest już lepiej, naprawdę. A te wszystkie złe słowa, które ci powiedziałam… Wiesz, że to nie była prawda.
Wyciągam ramiona w jej stronę, a ona bez wahania się we mnie wtula.
– Wiem – szepczę w jej włosy.
Zerkam nad jej głową na rodziców, aby zobaczyć jak się trzymają. Mama ociera łzy z twarzy, a tata na pewno ma już ukruszony przynajmniej jeden ząb, tak mocno zaciskał szczękę przez całą opowieść Isey.
– Już nigdy się tak nie poczujesz, siostra – mówię, opierając brodę na czubku jej głowy.
Zostaję u rodziny aż do wieczora, a gdy Isey oznajmia, że jest zmęczona i idzie się położyć, zbieram się do wyjścia. Kiedy wkładam buty, do przedpokoju wchodzi mama i przykłada dłonie do policzków.
– Że ja tego wcześniej nie zauważyłam… – mamrocze, spoglądając ze smutkiem na górę schodów, gdzie niedawno zniknęła Isey. – Skrywała tyle bólu… I to tak długo.
– Trzeba przyznać, że dobrze jej wychodziło ukrywanie emocji i całej tej burzy w głowie – odpowiadam. – Szczerze ją podziwiam, że dawała sobie radę. Ja bym chyba już dawno się złamał.
Mama pozostawia moje słowa bez komentarza, tylko wzdycha ciężko, po czym posyła mi smutny uśmiech i staje na palcach, aby złożyć delikatny pocałunek na moim policzku.
– Uważaj na siebie, synku – dodaje jeszcze.
Kiwam głową, życzę rodzicom dobrej nocy, po czym opuszczam dom. Na szczęście nie mieszkam daleko, więc wracam do siebie, gdy zegar wybija dziewiątą wieczorem. Otwierając drzwi, ledwo widzę na oczy ze zmęczenia, więc pocieram je pięściami, choć to i tak nic nie daje. Muszę szybko położyć się do łóżka i wypocząć przed jutrzejszym treningiem.
Ziewając szeroko, rozglądam się wokół. Ally znajduję w kuchni przed otwartym laptopem, sączącą z kieliszka czerwone wino. Unoszę brwi w zaskoczeniu.
– Cześć – szepczę, podchodząc bliżej. Pochylam się i składam buziaka na jej skroni. – Co to za okazja?
Ally nie odrywa wzroku od ekranu i bierze kolejny, powolny łyk.
– Gdzie byłeś tyle czasu? – pyta, ignorując moje poprzednie pytanie.
– U rodziców – odpowiadam. – Isey chciała z nami porozmawiać.
Ally kiwa głową i wraca do swojego zajęcia.
Marszczę brwi i robię krok do tyłu, aby lepiej się jej przyjrzeć, a gdy ta to zauważa, przekręca się lekko, aby plecami zasłonić ekran. To już któryś raz z kolei, gdy się tak zachowuje. Jest nieobecna i ledwo ze mną rozmawia, nie wspominając o innych rzeczach. Już nawet nie chodzi o seks, ale choćby o zwykłe przytulenie czy buziak na dobranoc. Wiem, jestem trochę sentymentalny, ale kiedyś była to dla nas codzienność, a teraz coś się zmieniło i nie mam pojęcia dlaczego. A Ally zamiast ze mną szczerze porozmawiać, bawi się w jakieś tajemnice.
– Dlaczego cały dzień nie odbierałaś ode mnie telefonów? – próbuję jeszcze raz.
– Byłam zajęta.
– Okej… Czym?
– Frost, czy to jakieś przesłuchanie? – unosi się i wreszcie odwraca w moją stronę.
Wykorzystuję moment i zerkam na ekran laptopa, na którym dostrzegam stronę banku. Ally jak najszybciej zatrzaskuje klapę, co każe mi rozumieć, że nie powinienem tego oglądać.
Od kiedy mamy przed sobą aż tyle tajemnic?
– Nie wiem, może? – Wzruszam ramionami. – Prawie cały dzień próbowałem się do ciebie dodzwonić. Później pojechałem z twoim ojcem na badania, a ty nawet nie zapytasz, jak było?
– Zadzwoniłam do taty, on mi powiedział.
– A dlaczego mnie ignorowałaś? – drążę dalej.
– Wcale cię nie ignorowałam – prycha. – Byłam zajęta.
Mam wrażenie, że jestem w jakiejś kiepskiej telenoweli. Czy ona mówi poważnie?
– To co tak ważnego robiłaś, że nie znalazłaś chwili wolnego, aby napisać chociaż głupią wiadomość, co? Już nie mówię o telefonie.
Ally nie odpowiada, tylko przez chwilę patrzy mi prosto w oczy, a później spuszcza wzrok. Parskam gorzkim śmiechem.
– Idę spać, ta rozmowa kompletnie nie ma sensu.
Szybkim krokiem ruszam do sypialni. Z szafy wyciągam bokserki i koszulkę z krótkim rękawem, po czym idę do łazienki i wchodzę pod prysznic. Gorąca woda uderza w moje spięte mięśnie, ale ani trochę nie pomaga mi się zrelaksować. Mam wrażenie, że jest nawet odwrotnie, z każdą kolejną minutą myśli w mojej głowie wariują coraz bardziej, nie dając wytchnienia. Wzdycham ciężko i unoszę głowę, pozwalając, aby woda spływała po mojej twarzy.
Dlaczego Ally zachowuje się tak dziwnie? Co w nią wstąpiło? Po tylu latach spędzonych razem ona nagle zaczyna odwalać coś takiego? Mam wrażenie, że ostatnio ciągle się mijamy, a spędzenie razem więcej niż kilku minut graniczy z cudem. Naprawdę niepokoi mnie jej nietypowe zachowanie. W dodatku o niczym mi nie mówi, nawet gdy pytam.
Wkrótce będziemy obchodzić dziesiątą rocznicę związku, bardzo chciałbym się jej wtedy oświadczyć. Może stworzylibyśmy rodzinę i adoptowali psa? Ale jeżeli nadal będzie tak, jak jest teraz, moje plany pójdą się pieprzyć.
Wzdycham po raz kolejny tego wieczora i wychodzę spod prysznica. Wykonuję resztę wieczornej rutyny, po czym kładę się do łóżka i od razu obracam się na bok. Próbuję zasnąć, jednak pomimo ogromnego zmęczenia nie jest mi to dane. Nie wiem, ile czasu wgapiam się w ciemność, gdy nagle drzwi do sypialni się otwierają, a Ally po cichu wsuwa się pod kołdrę.
– Frost, to nie tak – słyszę jej cichy głos. Nie odpowiadam ani nie wykonuję żadnego ruchu, udając, że śpię. – Wiem, że nie śpisz. Frost, ja…
– Nie chcę o tym teraz rozmawiać – odpowiadam chłodno.
Słyszę, jak Ally przełyka ślinę, nie mówi jednak nic więcej. Najwyraźniej dała sobie spokój.
Już teraz mogę stwierdzić, że jutrzejszy trening będzie do bani, a ja będę na nim w cholerę niewyspany. W końcu zasypiam, choć mój umysł nie potrafi ani na chwilę odciąć się od natrętnych myśli, że coś między nami się bezpowrotnie zepsuło.
Rozdział 2
Zoey
– O matko! Przyjęli mnie!
Krzyk mojej mamy roznosi się po całym mieszkaniu, a po nim następuje wesoły śmiech. Odrzucam komórkę na bok i szybko zsuwam się z łóżka, po czym pędzę do kuchni. Mama bierze mnie w ramiona, gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia, i mocno do siebie przytula, kołysząc nami na boki.
– Naprawdę się udało? – dopytuję.
Mama kiwa głową i posyła mi szeroki uśmiech. Pociąga nosem ze wzruszeniem i sięga po kawałek ręcznika papierowego, po czym dociska go do oczu. Drugą ręką natomiast podaje mi telefon, na którego ekranie widnieje otwarty mail.
Szanowna Pani Dawson,
pragniemy Panią z przyjemnością poinformować, że pozytywnie rozpatrzyliśmy Pani kandydaturę i została Pani przyjęta do naszego zespołu. Dyrektor oddziału w Toronto czeka na Panią z niecierpliwością, aby uzgodnić wszelkie szczegóły współpracy. Prosimy o odpowiedź, abyśmy mogli zaplanować spotkanie w dogodnym dla obu stron terminie.
Nie czytam reszty, odkładam urządzenie na blat i na nowo przytulam mamę, która aż promienieje ze szczęścia. Czekałyśmy na tę wiadomość tak długo, że sądziłyśmy, że szansa przepadła. Jednak czasami marzenia się spełniają!
Od dobrych kilku miesięcy chciałyśmy coś zmienić w naszym życiu, aż w pewnym momencie trafiła się ku temu idealna okazja. Znajomy mamy z innej firmy, z którym współpracowała podczas jednego projektu, podszepnął jej, że szukają u niego kogoś takiego jak ona. Bardzo zachwalał jej umiejętności i dziwił się, że mama zajmuje tak słabo płatne stanowisko. Jednak ze względu na mnie i mojego brata mama nie mogła ot tak z niego zrezygnować.
Jeszcze tego samego dnia mama zapytała mnie, co o tym sądzę. Od razu kazałam jej przygotować CV, bo nie dość, że widziałam, jak bardzo podobał jej się ten pomysł, to dodatkowo dzięki temu moglibyśmy się wyprowadzić z Ottawy i zamknąć za sobą przeszłość raz na zawsze. Dodatkowo mama mogła zarabiać więcej, jak również się rozwijać i w pełni korzystać ze swoich umiejętności.
– Ale się cieszę! – wołam. – Nareszcie coś się zmieni!
Nasze krzyki zwabiają do kuchni mojego brata. Charlie wchodzi zaspany do pomieszczenia i przeciera oczy, a następnie marszczy brwi i spogląda najpierw na mnie, a później na mamę.
– Co się dzieje? – pyta zdezorientowany. – Dlaczego tak krzyczycie?
Mama kuca przed nim i pociera jego ramiona, po czym składa na skroni pocałunek. Prostuje się, sięga po jego dłoń dłoń i prowadzi go do salonu, gdzie prosi, aby usiadł na kanapie. Charlie wykonuje jej polecenie bez zająknięcia i ponownie wbija w nas spojrzenie.
– Pamiętasz, jak mówiłam, że czekam na bardzo ważną wiadomość? – Mały kiwa lekko głową. – Udało mi się, skarbie. Zostałam przyjęta do lepszej pracy.
– Czyli… przeprowadzamy się? – duka niepewnie. Mama zerka na mnie, a następnie przytakuje z lekkim uśmiechem. – To dobrze.
– Nie jesteś zły? – Przysiadam obok ośmiolatka.
Brat potrząsa głową, na co oddycham z ulgą.
Charlie to naprawdę ciche dziecko. Niestety jest to spowodowane jego traumą z dzieciństwa. Jest ode mnie młodszy o dwanaście lat, przeżył koszmar, gdy miał ich tylko pięć. Jego dziecięce oczy widziały zbyt wiele bólu, to nigdy nie powinno było mieć miejsca.
Wiem, że mama nadal nie potrafi sobie wybaczyć tego, że jej synek słyszał zbyt wiele obelg kierowanych w jej stronę, widział zbyt wiele przemocy, czy to słownej, czy fizycznej. Że do tego dopuściła i że jej syn nie jest pełnym radości dzieciakiem, tylko zamkniętym w sobie, cichym chłopcem, który boi się zrobić jakikolwiek ruch, żeby znowu ktoś na niego nie nakrzyczał lub nie zrobił czegoś jeszcze gorszego.
Na szczęście Charlie powoli się otwiera. I będzie jeszcze lepiej, jestem tego pewna.
– Kiedy wyjeżdżamy? – pyta cicho.
– Sądzę, że poproszę ich o tydzień na przeprowadzkę do Toronto – wyjaśnia mama.
– A co z mieszkaniem? – dopytuję. Nie wiem, czy możemy ot tak rzucić wszystko, co mamy w stolicy. I czy uda mi się tak szybko przepisać na inną uczelnię.
– Firma zobowiązała się do znalezienia nam mieszkania. Podobno jestem dla nich cennym pracownikiem. – Chichocze. – Jutro złożę wypowiedzenie w mojej obecnej pracy i zadzwonię do właściciela mieszkania.
– To cudownie! – Uśmiecham się najszerzej, jak potrafię. To spełnienie naszych najskrytszych marzeń!
– To ja idę się już pakować! – krzyczy nagle Charlie i biegnie do swojego pokoju.
Patrzę na niego do momentu, aż znika za drzwiami. Mama ma łzy w oczach. Choć przeprowadzka będzie dla nas trudna, to wiem, że naprawdę tego potrzebujemy.
Czas zostawić dawne życie.
Z szerokim uśmiechem opuszczam budynek administracji. Bez problemu udało mi się załatwić przeniesienie na inną uczelnię. Nikt nawet nie dociekał, z jakiego powodu się przeprowadzam. W Toronto będę musiała ewentualnie nadrobić materiał, ale to nic, z czym nie dałabym sobie rady.
Z teczką pod pachą wygrzebuję z torebki telefon. Przygryzam dolną wargę i wchodzę na grupowy czat z moimi koleżankami, Julie i Norą. Ignoruję wiadomości, w których dziewczyny obgadują jakiegoś chłopaka, i piszę do nich z prośbą o spotkanie. Julie proponuje kawiarnię na końcu ulicy.
Może i będzie mi odrobinę przykro, że zostawiam tutaj znajomych, ale przeprowadzka do nowego miejsca jest dla mnie priorytetem. Szwendam się po mieście, a gdy zbliża się godzina, na którą jestem umówiona z dziewczynami, ruszam w stronę kawiarni. Dziewczyny już tam na mnie czekają, a gdy opadam na krzesło naprzeciwko nich, kelnerka przynosi nam waniliowe latte. Upijam niepewnie łyk i biorę głęboki wdech, po czym zaczynam opowiadać.
– Że co?! – wrzeszczy Julie, aż kilku klientów się na nas ogląda.
– Przecież powiedziała ci, że się przeprowadza – wtrąca Nora i robi balona z gumy do żucia.
– Niby dlaczego? – dziwi się Julie. – Przecież on…
– Bo tak – przerywam jej, gotując się w środku ze złości. Jeżeli jeszcze raz poruszy ten temat, to ją uderzę. To ma odejść w zapomnienie, nigdy więcej nie chcę już o tym słyszeć. – Moja mama dostała wymarzoną pracę. Jej szczęście jest teraz dla mnie najważniejsze.
Dziewczyny zerkają na siebie z nietęgimi minami. W końcu Julie wzdycha i wydyma dolną wargę.
– Będziemy tęsknić – odzywa się po chwili Nora. Unoszę brwi, wiedząc, że to, co mówi, nie jest prawdą.
Pomimo kilku lat spędzonych razem nie mogę nazwać ich przyjaciółkami. Zawsze trzymały się we dwie, a nagle ja wparowałam do ich małej grupki i zakłóciłam ich spokój. I o ile Julie jest naprawdę miła i nigdy nie miała mi tego za złe, to Nora już niekoniecznie. Z czasem się do mnie przekonała, wiem jednak, że nie będzie płakać po moim odejściu.
Nasza rozmowa trwa jeszcze jakiś czas, a gdy kończę swoją kawę, wstaję z krzesła i informuję dziewczyny, że mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia oraz że muszę odebrać brata. Żegnam się z nimi uściskiem, po czym opuszczam kawiarnię. Wzdycham z ulgą, po czym ruszam raźnym krokiem do szkoły Charliego. Zrobiłam sobie dziś wolne, aby pomóc mamie z pakowaniem, mój brat też miał odpocząć przed wyjazdem, ale okazało się, że ma jakiś test i lepiej byłoby, gdyby go jeszcze napisał.
Mama od razu, gdy tylko uzgodniła wszystkie szczegóły z nowym pracodawcą, poszła do szkoły Charliego i o wszystkim poinformowała dyrekcję. Prześlą papiery mojego brata do nowej placówki, a jego oceny zostaną przepisane. Choć pewnie będzie musiał nadrobić jakiś materiał – w końcu każda szkoła ma nieco inny program – to jestem pewna, że z moją i mamy pomocą młody szybko się ze wszystkim uwinie.
Pod budynkiem czekam na brata tylko chwilę. Gdy rozbrzmiewa dzwonek, ze środka wylewa się gromada dzieci. W tłumie odnajduję Charliego, więc do niego macham, a brat podchodzi do mnie z grymasem na twarzy.
– Co masz taką minę? – pytam go.
Młody wzdycha i opuszcza ramiona.
– Ten sprawdzian… Nie poszedł mi – mamrocze. – Trochę się stresuję tą przeprowadzką…
Przygryzam dolną wargę, kładę dłoń na górze jego pleców i lekko popycham go do przodu. Na usta ciśnie mi się uśmiech, bo Charlie od dłuższego czasu nie mówił aż tyle słów naraz.
– To może… Pójdziemy na lody, co? – proponuję. – Na pewno poprawią ci humor.
– Nie jest za zimno na lody?
Robię głupią minę.
– Zjemy w lodziarni – wyjaśniam. – No chodź… Możesz wziąć dwie czekoladowe gałki, mama się o tym nie dowie.
Na mój pomysł oczy mu rozbłyskują, więc wiem, że mój plan, aby go jakoś rozchmurzyć, zadziała. Kilka minut później zajadamy się lodami w gofrowej miseczce. Charlie wziął dwie czekoladowe gałki, a ja jedną jagodową z porcją bitej śmietany.
– Myślisz, że będę tam miał kolegów? – pyta cicho i wsuwa do ust plastikową łyżeczkę.
Spoglądam na niego i nachylam się nad stolikiem, aby potarmosić jego ciemne włosy.
– Na pewno – świergotam. – Ja też znajdę przyjaciółki o wiele lepsze od Julie i Nory.
Charlie unosi kącik ust, szybko go jednak opuszcza, a na jego twarz na nowo wstępuje przygnębienie. Co mam zrobić, aby mój braciszek w końcu był szczęśliwy?
– A co z panem Thomsonem? – Wkłada do ust pokaźną porcję lodów, brudząc przy okazji pół twarzy. Pochylam się i wycieram chusteczką jego buzię do czysta.
– Nie wiem, co zadecyduje mama – wyznaję.
Wizyty u psychologa okazały się dla niego bardzo trudne. Nawet w obecności mamy nie potrafił się otworzyć, a co dopiero bez niej. Powiedzenie głupiego „dzień dobry” zajęło mu dobre kilkanaście dni, ale gdy w końcu się przekonał do terapeuty i był pewny, że mężczyzna go nie skrzywdzi, było coraz lepiej. Teraz jest już dobrze, choć wiem, że Charlie nigdy nie stanie się gadatliwym dzieciakiem, którego wszędzie będzie pełno. Pewnie już do końca życia zostanie zamknięty w sobie i skończy za biurkiem w jakieś korporacji, by nie mieć zbyt dużo kontaktu z ludźmi.
Serce mi się kraje. Chciałabym dla niego jak najlepiej, jednak nie jestem w stanie zrobić niczego więcej. Przez cały ten stres nie potrafił zawiązać z nikim głębszych relacji. Mam nadzieję, że w Toronto znajdzie choć jednego przyjaciela.
– A możesz z nią pogadać? Żebym już nie musiał chodzić do psychologa? – pyta, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
Unoszę brwi, zszokowana jego pytaniem.
– Zobaczę, co da się zrobić – odpowiadam z lekkim uśmiechem.
W lodziarni spędzamy jeszcze godzinę, po czym zbieramy się do domu, aby pomóc mamie. Spakowała mnóstwo kartonów podczas naszej nieobecności.
Wyjeżdżamy w sobotę, czyli już za dwa dni. Musimy się trochę pośpieszyć, bo firma przeprowadzkowa, która ma zabrać większość naszych rzeczy, ma po nie przyjechać już jutro. My zabierzemy tylko kilka walizek i toreb.
– Jak było, kochani? – pyta mama i zaprasza nas do kuchni, gdzie podaje nam obiad. – Załatwiliście wszystko?
– Tak – przytakuję z uśmiechem. – Nie robili mi żadnych problemów.
– A ty, słonko? – zwraca się do Charliego.
Brat spogląda na mnie niepewnie, więc puszczam do niego oczko, po czym odpowiadam za niego:
– Napisał test, więc nie powinien mieć żadnych zaległości. A później… byliśmy na lodach, aby uczcić nasz wyjazd.
– Na lodach? Przed obiadem? – Mama posyła nam karcące spojrzenie.
– Spokojnie… Zjedliśmy po gałce.
Uśmiecham się dumnie, a mama wzdycha i dodaje, że idzie dokończyć pakowanie w sypialni. Odchodząc, mamrocze, że nie opuścimy tego pomieszczenia, dopóki nasze talerze nie będą puste. Pewnie przeczuwa, że wcale nie skończyło się na jednej gałce lodów.
Po obiedzie Charlie biegnie dopakować swoje rzeczy, a ja przebieram się w coś luźniejszego i dołączam do mamy. Zostały nam do spakowania sprzęty z kuchni.
– Jak poszło spotkanie z dziewczynami? – zagaja mama i podaje mi stos talerzy, które uważnie przekładam do kartonu.
– Jakoś tak… dziwnie – mruczę.
– Co masz na myśli? – Unosi brwi, patrząc na mnie z góry.
– Nie były tym jakoś szczególnie przybite. – Krzywię się, chwytając za kolejne naczynia. – Może w Toronto poznam kogoś fajniejszego.
Mama wzdycha głośno i schodzi z małej drabiny. Kładzie dłonie na moich ramionach i pociera je w opiekuńczym geście. Posyłam jej ciepły uśmiech, chcąc ją trochę uspokoić. Wiem, jak dużo znaczy dla niej ta przeprowadzka, ale nie musi się o mnie martwić – chcę się stąd wyprowadzić równie mocno jak ona.
– Może tam powróci ta twoja beztroska – szepcze, patrząc na mnie szklistymi oczami. – Brakuje mi tej rozbrykanej Zoey. Mam wrażenie, że jesteś ostatnio zbyt poważna.
Śmieję się głośno. Ja poważna? Dobre sobie. Jest tylko kilka osób, które potrafią mnie zgasić. I niestety Nora i Julie są na tej liście.
Jednak na jej szczycie zawsze będzie on.
– Mamo, gdzie mam zapakować moje budowle? – przerywa nam Charlie, stając w progu kuchni.
Mój brat ma obsesję na punkcie klocków Lego. Nigdy nie musimy się zastanawiać, co mu kupić na urodziny czy święta. Wystarczy nowy zestaw klocków, a jego oczy od razu zaczynają błyszczeć szczęściem. To chyba jedyne, co sprawia mu aż tyle radości.
– Już do ciebie idę – mówi mama. – Poradzisz sobie tu sama, kochanie?
Kiwam głową na potwierdzenie. Mama idzie pomóc bratu, a ja biegnę do mojego pokoju po słuchawki i wracam do pakowania rzeczy w kuchni.
Pracujemy aż do północy. W końcu rozglądam się po pustym mieszkaniu. Kartony piętrzą się przy drzwiach, a całe wnętrze nagle zrobiło się puste i bez wyrazu. Słyszę za sobą ciche pociąganie nosem. Zerkam na mamę przez ramię, a gdy widzę toczące się po jej policzkach łzy, podchodzę bliżej, a później bez słowa chowam ją w ramionach.
– Nie mogę tego znieść, Zoey – duka w moje ramię. – Nie mogę znieść myśli, że i wy chcecie się stąd wynieść. Że przez to, w co was wpakowałam, nie macie tu życia, nie macie przyjaciół i…
Wzdycham ciężko.
– Mamo, to nie twoja wina – szepczę uspokajająco do jej ucha. – To tylko i wyłącznie jego wina, słyszysz? Proszę cię, pamiętaj o tym.
Mama kiwa głową, po czym podnosi na mnie zapłakane spojrzenie, a następnie całuje mnie w policzek, szepcząc podziękowania.
– Będziesz tęsknić? – pyta cicho.
– Chyba nie – odpowiadam. – To miasto… Mam z nim zbyt dużo złych wspomnień. Przeważają nad tymi dobrymi, więc… Nic mnie tu nie trzyma.
To naprawdę trudne zostawić miasto, w którym mieszka się od dziecka. Jednak niektóre zmiany są nam w życiu potrzebne. Ta jest nam bardzo potrzebna.
Teraz będzie już tylko lepiej. Jestem tego pewna.
Rozdział 3
Frost
Ciężko dysząc, ściągam z głowy kask i przeczesuję spocone włosy. Zjeżdżam z lodu, po czym siadam na ławce i sięgam po bidon. Zanim wezmę kilka łapczywych łyków, spluwam na ziemię, za co zarabiam ostrzegawcze spojrzenie od ojca, jednak kompletnie je ignoruję. Wszystko we mnie buzuje i jeszcze chwila, a rozwalę kij o bandę.
Gdy trochę się uspokajam, oblizuję spierzchnięte usta, podnoszę się i przystaję przy jego boku.
– Przegrywamy – chrypię i przejeżdżam językiem po przednich zębach.
– To nic, czego nie moglibyśmy nadrobić – stwierdza ojciec, patrząc na mnie z ukosa. – Nick gra dziś za was dwóch.
Marszczę brwi, nie do końca wiedząc, o czym on mówi. W końcu tata, nie odrywając spojrzenia od tafli, mówi:
– Ktoś zalazł ci za skórę? Bo mam wrażenie, że nie jesteś dziś sobą.
Wzdycham ciężko, zwieszając głowę. Ojciec ma rację. Wczorajszej nocy prawie w ogóle nie spałem, ciągle się zastanawiałem, co się zadziało w moim związku, że dziewczyna, z którą jestem od prawie dziesięciu lat, nagle zaczęła mieć przede mną jakieś tajemnice.
– Frost! Co z tobą? – Tata potrząsa moim ramieniem, wyrywając mnie z dziwnych myśli. – Nie wpuszczę cię na lód, jeżeli będziesz ciągle bujał w obłokach.
– Tak chyba będzie najlepiej – mamroczę. – Mamy szansę się odkuć, a ja bym to tylko zepsuł.
– Co jest?
Potrząsam nieznacznie głową.
– Mam mały… konflikt z Ally – wyjaśniam cicho, tak, aby nikt wokół nas mnie nie usłyszał. To ojcu wystarczy. Dzięki Bogu, że nie muszę mu wszystkiego wyjaśniać.
Chwilę później rozbrzmiewa dźwięk kończący drugą tercję. Całą resztę meczu siedzę na ławce, a gdy któryś chłopak z drużyny pyta mnie, dlaczego nie wchodzę na lód, rzucam tylko:
– Dam wam się wykazać!
Odchodzi ze śmiechem, niczego nie podejrzewając.
Rozgrywka idzie nam fantastycznie i bez problemu się odkuwamy, a nawet porządnie kopiemy tyłki naszym przeciwnikom. Chłopaki dają z siebie wszystko, co odzwierciedla naprawdę konkretna pozycja w tabeli. Później wszyscy zwalamy się do szatni. Z trudem wygłaszam swoją standardową przemowę po wygranym meczu, bo czuję na sobie znaczące spojrzenie Nicka. On zawsze wie, gdy coś jest nie tak, więc teraz bez problemu mnie rozszyfrowuje.
– Więc? – zagaja, gdy jako ostatni zostajemy w szatni. – Co jest grane?
– Kłopoty w związku – rzucam wymijająco, nie mając siły na wyjaśnienia. Wiem, że Nick to mój najlepszy przyjaciel, jednak nie chcę go obarczać moimi brudami tuż po wygranym meczu. Mamy cieszyć się wygraną, a nie słuchać moich lamentów.
– Chcesz pogadać?
Potrząsam głową, więc Nick klepie mnie po ramieniu i zbiera swoje rzeczy. Kilka minut później obaj opuszczamy szatnię, po czym dołączamy do reszty chłopaków i całą drużyną jedziemy do klubu, aby świętować zwycięstwo.
Następne dni mijają dość nużąco. Ja i Ally praktycznie ze sobą nie rozmawiamy, mijamy się we własnym domu. Nie wiem, jak mam się z tym czuć. Kobieta, którą kocham całym sobą od tylu lat, mnie ignoruje i robi wszystko, co w jej mocy, abyśmy na siebie nie wpadli.
Cholera, czy ja ją uraziłem tym „Nie chcę o tym teraz rozmawiać”? Nie miałem tego na celu, po prostu nie chciałem zaczynać tak ważnej rozmowy w nocy, kiedy już powoli przestawałem kontaktować. Sądziłem, że rano wszystko sobie spokojnie wyjaśnimy, jednak się myliłem, bo Ally zaczęła mnie unikać.
Trening nie idzie po mojej myśli, choć nikt tego nie zauważa. Mam ochotę w coś uderzyć, żeby wyrzucić z siebie nagromadzoną złość. Decyduję się na wizytę w klubowej siłowni, aby zająć czymś myśli. Poza tym nie mam powodu, aby wracać do siebie. Po co miałbym siedzieć tam sam i się nudzić?
– Nie idziesz do domu? – pyta Nick, poprawiając czapkę z daszkiem na głowie.
– Nie. – Kręcę głową. – Muszę się dziś porządnie zmęczyć, więc skoczę jeszcze zrobić szybkie cardio. Dołączysz?
Nick przygryza dolną wargę i przestępuje z nogi na nogę, zerkając na mnie niepewnie.
– Nie mogę, stary. Umówiłem się… z Abi na lekcję.
Prawie parskam śmiechem na jego nieudolne próby, by ukryć prawdę. Lekcje z Abi? Dziwnym trafem Isey, która kręciła się po lodowisku przed treningiem, też powiedziała, że ma zajęte popołudnie.
– Dobra, nie chcesz, to nie – rzucam. – Widzimy się jutro.
Nick żegna się ze mną, a następnie wypada z hali, jakby się paliło. Śmiejąc się pod nosem, ruszam w stronę siłowni.
Trening wyciska ze mnie siódme poty, a gdy opuszczam lodowisko, moje nogi są jak z waty. Chyba się trochę przeforsowałem, dodając sobie cardio po i tak wyczerpujących ćwiczeniach na lodzie.
Wchodząc do pustego, cichego domu czuję dotkliwą samotność. Nie wiem, po co rozglądam się wokół, skoro Ally tutaj nie ma. Z głośnym westchnieniem ruszam do przestronnej kuchni, gdzie przygotowuję sobie szybko kolację, a porcję dla Ally chowam do lodówki. Już weszło mi w nawyk, że gotuję dla dwóch osób.
Po zjedzeniu kolacji kładę się na kanapie. Jak na zawodowego hokeistę przystało, włączam program sportowy, gdzie nadają powtórkę meczu naszych przeciwników. Akurat niedługo z nimi gramy, więc mogę podpatrzeć ich technikę czy zagrania.
Musiałem zasnąć, gdyż słysząc głośny trzask, podskakuję na kanapie jak oparzony. Przecieram oczy, a później powtarzam ten gest, nie mogąc uwierzyć, na co właśnie patrzę: Ally stoi na środku salonu z walizką w dłoni.
– Co ty… Co ty robisz? – dukam.
Powoli podnoszę się z kanapy, nie spuszczając z niej wzroku. Ally przełyka ślinę i unosi podbródek.
– Nie mogę tak dłużej, Frost – mówi twardym głosem.
Kręcę głową. To sen, to na pewno sen. To się nie dzieje naprawdę.
– O czym ty mówisz? – pytam.
Ally patrzy na mnie z uporem. Mocno zaciska palce na rączce walizki.
– Mam dość twoich ciągłych wyjazdów – burczy na mnie. – Potrzebuję kogoś, kto będzie blisko mnie. W dodatku ostatnio spędzasz tyle czasu z Isey, jakby była obłożnie chora. Mam dość!
Ciśnienie w moim ciele gwałtownie wzrasta, z całej siły zaciskam zęby. Możemy być ze sobą trylion lat, ale nie pozwolę, aby obrażała moją rodzinę.
– Nie masz prawa mówić takich rzeczy o mojej siostrze – cedzę, robiąc kilka kroków do przodu, aż zatrzymuję się kilka cali przed jej twarzą, na co Ally niezdarnie stawia stopę do tyłu i puszcza rączkę walizki. Wyciągam w jej stronę palec wskazujący i dodaję: – Ja o twoim ojcu nigdy nie powiedziałem złego słowa. Czasami zajmuję się nim więcej niż ty.
Mruga jakby zaskoczona moją odpowiedzią. Po chwili ponownie chwyta za walizkę i rusza w stronę drzwi.
– I co? Tak po prostu sobie wyjdziesz? – prycham, lecz moje gardło zaciska się coraz bardziej. – Po tym wszystkim? Tyle razy mówiłem ci, że możesz jeździć ze mną na mecze…
– Mam gdzieś twoje mecze! – krzyczy, stojąc już w progu. – Jeździłam tam tylko ze względu na ojca! Nie ciebie!
Ledwo jestem w stanie złapać oddech. Zamiast ze mną szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić, ona woli… odejść?
Ally patrzy na mnie ostatni raz i wychodzi z naszego domu, dostrzegam jednak jej wahanie i drżenie dłoni nad klamką. Wybiegam za nią na podjazd i jednym szarpnięciem obracam ją w swoją stronę.
– Spójrz mi w oczy i powiedz to wszystko jeszcze raz –żądam, a gdy nadal patrzy w dół, powtarzam: – Spójrz na mnie!
Wreszcie podnosi na mnie oczy, które są pełne łez.
Wybaczę jej. W sekundę jej wybaczę. Niech tylko powie, że to wszystko jest kłamstwem i sama do końca nie wie, co robi.
– To koniec, Frost – szepcze.
Jedyne, co słyszę, to bicie mojego serca. Potłuczonego na milion kawałków.
– O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz?! Chcesz mi po tylu latach powiedzieć, że ot tak znalazłaś sobie kogoś nowego? – wybucham, wyrzucając dłonie w powietrze.
– Przynajmniej ma dla mnie czas! Był blisko mnie, gdy ty bawiłeś się w innym mieście!
To zdanie kończy naszą kłótnię. Ręce opadają mi wzdłuż tułowia, a dolna warga drga niespokojnie. Mam gdzieś ulewę, która rozpętała się nad moją głową. Stoję na środku podjazdu i nie ruszam się z niego, dopóki samochód Ally nie znika za zakrętem.
W przypływie emocji wracam do środka i ruszam do swojej komody. Ally nigdy nie układa moich skarpetek, więc nie wie, co schowałem w niej jakiś czas temu. Wygrzebuję satynowe pudełeczko i zaciskając na nim palce, wychodzę przed dom. Z impetem rzucam nim w bujne krzaki, wrzeszcząc na cały głos, po czym opadam na kolana i szarpię mocno za włosy.
To się nie dzieje. To się nie dzieje naprawdę.
Pomimo tego, jak bardzo nie chcę w to wierzyć, powoli zaczyna do mnie docierać, co przed chwilą się wydarzyło.
Ally ze mną zerwała.
Nie mam pojęcia, jakim cudem godzinę później ląduję w barze. Pamiętam tylko tyle, że po rzuceniu przed siebie pudełeczka z pierścionkiem, wróciłem do domu po kartę, nie kłopocząc się telefonem, i wypadłem z niego jak burza.
W pewnym momencie do głowy przychodzi mi myśl, czy aby na pewno zamknąłem dom. Przetrzepuję kieszenie i wzdycham z ulgą, gdy w jednej z nich odnajduję klucze. Jęczę głośno, opieram czoło o blat przed sobą i szarpię się za włosy, gdy myśli o Ally na nowo nawiedzają moją głowę. Przyszedłem tutaj, aby się całkowicie od tego odciąć, ale nawet któryś z kolei kieliszek wódki nie pomaga.
– Może ci już wystarczy, hokeisto? – Barman opiera się o ladę i wpatruje się we mnie intensywnie. – Siedzisz tu już naprawdę długo.
– Co cię to obchodzi? – burczę.
Facet się uśmiecha i unosi dłonie w geście kapitulacji. Wskazuję na kieliszek, a on kręci głową ze śmiechem, ale w końcu mi nalewa.
– Złamane serce? – ciągnie.
Podnoszę na niego wzrok i przejeżdżam językiem po przednich zębach. Zeruję kolejny kieliszek i wstaję z miejsca. Jeszcze raz się do mnie odezwie, to mu przywalę.
– Dolicz do rachunku jeszcze jedną butelkę – chrypię.
Barman wygląda na trochę zaskoczonego, jednak bez słowa robi to, o co proszę. Nic więcej nie mówiąc, wyciągam w jego stronę kartę i płacę, po czym biorę butelkę czystej na drogę i wychodzę z baru. Nie ma opcji, żebym kiedykolwiek wrócił do tej knajpy.
Kiedy opuszczam bar, dociera do mnie, że przesiedziałem w nim całą noc. Na zewnątrz jest już dość jasno. Kurwa, nie pojawię się na treningu, ale nie zamierzam się tym teraz przejmować. Nogi same niosą mnie naprzód. Nie mam pojęcia, dokąd idę, ale w pewnym momencie zauważam plac zabaw, na którym jakiś czas temu znaleźliśmy zapłakaną Isey. Opadam na ziemię i opieram się plecami o ławkę, a następnie przykładam butelkę do ust i podciągam nogi do piersi.
Teraz mogę już odpuścić. Zaciskam mocno powieki, a łzy lecą po policzkach jak wodospad. Z każdym łykiem alkoholu szlocham coraz bardziej. Gardło drapie, oczy szczypią, ale uparcie piję dalej, naiwnie sądząc, że to mnie uleczy.
Ally zerwała ze mną po prawie dziesięciu latach związku.
Kurwa, przecież to się nie może dziać naprawdę. Widziałem jej wahanie, widziałem ból w oczach, więc dlaczego nadal kłamała? Dlaczego powiedziała tak okropne rzeczy? Dlaczego nagle zaczęło jej to przeszkadzać? Dlaczego ze mną o tym nie porozmawiała, tylko od razu zdecydowała się na zerwanie? Czy te dziesięć lat spędzonych razem naprawdę nic dla niej nie znaczyło?
I dlaczego to tak boli?
Pochylam się jeszcze bardziej do przodu, wplątuję palce we włosy i mocno za nie pociągam, a z mojego gardła wydobywa się stęknięcie. Unoszę gwałtownie głowę, gdy nagle słyszę nadjeżdżający samochód. Mrużę oczy i przecieram je kilkukrotnie, chcąc wyostrzyć wzrok. Cholera, a co jeżeli to policja, bo ktoś na mnie doniósł, że piję tutaj alkohol?
– Frost, ja pierdolę, co się stało? – Drgam gwałtownie na donośny głos Nicka.
Po chwili czuję jak ktoś zarzuca mi koc na ramiona, a przyjaciel wyrywa butelkę z mojej dłoni. Unoszę smętnie wzrok i nawet mnie nie dziwi widok Nicka z moją siostrą przy boku.
– Zdradziła mnie – ledwo chrypię, gdyż moje gardło zaciska się z każdym kolejnym słowem.
Obydwoje patrzą po sobie, a ja czuję jak mój pijany język zaczyna się rozwiązywać.
– Powiedziała… – zaczynam, głos mi się łamie – że ma dość moich ciągłych wyjazdów i że potrzebowała kogoś, kto będzie blisko niej. Czy ja nie byłem blisko? Dałem… Dałem jej wszystko, co chciała. A ona…
– No już, spokojnie – szepcze Isey i przyciąga mnie do swojego boku.
Wtulam się w jej ciało i mocno zaciskam palce na kocu, którym mnie okryła. Wyję jak bóbr i nie potrafię się uspokoić. Cudem opowiadam resztę mojej kłótni z Ally. Gdy mój płacz trochę cichnie, Nick pomaga mi podnieść się do pionu i prowadzi mnie do swojego auta. Siadam na tylnym siedzeniu i zakrywam oczy ramieniem, kiedy kolejne łzy zaczynają spływać po moim policzku.
Przyjaciel zawozi nas do mojego rodzinnego domu. Od razu po przekroczeniu progu kieruję się do mojego starego pokoju. Opadam na łóżko, a sufit nagle faluje. Zarzucam poduszkę na twarz, naiwnie sądząc, że to w jakiś sposób mi pomoże. Po jakimś czasie drzwi się otwierają, ale to ignoruję. Moi goście się nie poddają i już po chwili czuję, jak materac ugina się obok mnie.
– Nie będziemy ci mówić, że wszystko będzie dobrze – słyszę głos Nicka. – To tak nie działa. Ale… Stary, nie możesz tu gnić. Mamy mistrzostwa do wygrania. Bez ciebie nie damy rady.
– Oczywiście, co z tego, że jestem rozjebany emocjonalnie – cedzę. Odrzucam poduszkę na bok. – Mam wracać na lód, bo chcecie wygrać.
– Nie o to mi chodziło – odpowiada spokojnie. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem w oczach. – Chodziło mi o to, że hokej pomaga każdemu z nas. I zamiast tu leżeć, możesz przekuć tę całą złość w coś innego. Skupisz się na grze i nie będziesz myślał o niepotrzebnych rzeczach.
Wzdycham głośno i pocieram twarz dłońmi, mocniej wciskając plecy w materac. Isey kładzie się obok mnie i opiera głowę o mój bark. Od razu otaczam ją ramionami i przyciągam bliżej, składając szybkiego buziaka na jej czole. Kątem oka widzę, jak Nick puszcza oczko do mojej siostry, na co prycham głośno.
– Czy ty właśnie mrugnąłeś do mojej siostry? – rzucam oskarżycielsko. Mój humor lekko się poprawia.
– Wydawało ci się – odpiera przyjaciel i zaczyna wojnę na spojrzenia.
– Sądzę, że dobrze widziałem. – Mrużę oczy.
– Chyba jednak nie.
Isey wybucha śmiechem, na co mocniej zaciskam ramiona. Śmieję się cicho, dziękując im w duchu, że potrafią w kilka chwil poprawić mi nastrój.
– Zdrzemnę się – informuję ich. – Będę miał kaca roku.
– Mówisz dość logicznie jak na to, że wypiłeś całą butelkę – zauważa Nick, podnosząc się z miejsca.
– Staram się – burczę, będąc już na granicy snu. – A i… będę na jutrzejszym treningu, nie martwcie się. A teraz zostawcie mnie samego.
Podnoszę się na łóżku i stękam, czując pulsowanie w głowie. Chwytam za kawę, którą przygotowała dla mnie siostra, i wypijam ją jednym łykiem. Ponownie układam się wygodniej i próbuję wyrzucić z głowy wydarzenia sprzed kilku godzin. Jest to cholernie trudne, bo gdy tylko myślę o Ally, w oczach pojawiają się łzy, a w gardle zbiera się szloch.
Będę się tym martwił jutro, gdy emocje trochę opadną. Może odkryję powód jej dziwnego zachowania.
A teraz czas na sen.
Rozdział 4
Zoey
Ciągnę za sobą ciężką walizkę, a gdy przekraczam próg naszego nowego mieszkania, rozdziawiam usta w szoku.
– Mamo, jesteś pewna, że dostałaś dobre klucze? – żartuję, po czym śmieję się głośno, gdy Charlie pruje do przodu, aby zwiedzić nasze nowe lokum.
Mieszkanie jest przepiękne. Całość jest utrzymana w bieli i beżu z dodatkiem pasteli, na co moja dusza projektantki wnętrz niezmiernie się cieszy. Każde z nas ma swój osobny pokój, salon jest połączony z aneksem kuchennym, a po lewej stronie od wejścia znajduje się przestronna łazienka.
Mama patrzy na mnie niepewnie, po czym zerka na breloczek przy kluczach, które dostała, oraz numer na drzwiach.
– Wszystko się zgadza… Och, wow…
– A ten znajomy… – zaczynam z uśmieszkiem. – Jak długo się znacie?
– Przestań – burczy mama. – Firma jest naprawdę prestiżowa, sama widziałaś, jaką pensję mi zaproponowali. To chyba nic dziwnego, że załatwili swojemu pracownikowi takie mieszkanie, prawda?
Unoszę brew, dając jej do zrozumienia, że nie do końca wierzę w jej bajeczkę. Wiem, że mama coś kręci i nie chce mi powiedzieć całej prawdy. Ale nie zamierzam się teraz tym przejmować. Skoro to mieszkanie naprawdę zostało nam wynajęte, nie będę narzekać. Mam tylko nadzieję, że z naszymi długami, które ciągną się za nami od kilku lat, uda nam się je opłacić.
– Więc… czas się chyba rozpakować – rzucam wesoło.
– Zaklepuję ten pokój! – woła Charlie z pomieszczenia po prawej.
Obracam się i zerkam na mamę, posyłając jej szeroki uśmiech. Nawet z tej odległości mogę dostrzec łzy w jej oczach. Tyle że tym razem, chyba po raz pierwszy w ciągu ostatnich lat, są to łzy szczęścia, a nie smutku.
Idę zwiedzić mieszkanie i zobaczyć pokoje od środka. Gdy wchodzę do tego po lewej, zamieram w progu. Pomieszczenie jest urządzone w podobnym stylu jak salon z kuchnią, z tą różnicą, że tutaj dodatki są w kolorze kilku odcieni fioletu. Nie mogąc się powstrzymać, rzucam się plecami na łóżko, a z mojego gardła samoistnie wydobywa się śmiech. Chwilę później mama woła mnie do przedpokoju, bo firma przeprowadzkowa przywiozła nasze kartony.
Mężczyźni z firmy są na tyle mili, że wnoszą pudła z furgonetki na nasze piętro, ale zostawiają je pod drzwiami, więc musimy sami pownosić je do domu. Zajmuje nam to trochę czasu, choć Charlie nam pomaga.
– Więc co? Zaczynamy od swoich sypialni? – pytam, zerkając na mamę.
– Ja pójdę do Charliego i ogarniemy najpierw jego pokój – mówi mama. – Z jego budowlami trzeba obchodzić się delikatnie.
– Okej, to ja rozpakuję swoje rzeczy, potem pomogę ci z twoją sypialnią i kuchnią, a na koniec zostawimy salon – sugeruję.
Mama kiwa głową z uśmiechem, a po chwili wszyscy rozchodzimy się w swoje strony. Przez następne pięć minut przenoszę kartony opisane moim imieniem do pokoju. Sapię i odrzucam zbłąkany kosmyk włosów z twarzy, po czym opieram dłonie na biodrach i z grymasem wpatruję się w wieżę pudeł przy drzwiach.
Sięgam po słuchawki i telefon, po czym włączam na Spotify playlistę o nazwie Happy Beats. Uśmiecham się szeroko, gdy słyszę pierwsze nuty If I Can’t Have You Shawna Mendesa. Skocznym krokiem ruszam do pierwszego pudła i otwieram je, po czym zaczynam układać ubrania w szafie, podśpiewując pod nosem:
– I can’t write one song that’s not about you. Can’t drink without thinking about you. Is it too late to tell you that everything means nothing if I can’t have you.
Wracam do pudła i wyciągam z niego kolejną partię ubrań.
– I’m in Toronto and I got this view. But I might as well be in a hotel room, yeah. It doesn’t matter ’cause I’m so consumed. Spending all my nights reading texts from you* – śpiewam dalej, szczerząc się mocniej na słowa „Jestem w Toronto”. Są bardzo adekwatne do tego, co się dzieje teraz w moim życiu.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
* Shawn Mendes, IfI Can’t Have You.
Rozdział 5
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 6
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 7
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 8
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 9
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 10
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 11
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 12
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 13
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 14
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 15
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 16
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 17
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 18
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 19
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 20
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 21
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 22
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 23
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 24
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 25
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 26
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 27
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 28
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 29
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 30
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 31
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 32
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 33
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 34
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 35
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 36
Dostępne w wersji pełnej
Epilog
Dostępne w wersji pełnej
Bonus
Dostępne w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Agata Ługowska
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Justyna Yiğitler
Korekta: Anita Keler
Projekt okładki: Anna Jamróz
Copyright © Nikola Enenkiel, 2025
Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8371-864-4
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka