Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jest gorąca letnia noc.
Kręgi zbożowe otwierają się wszędzie, nawet na hodowli rzeżuchy Pewseya Ogga, lat cztery.
A Magrat Garlick, czarownica, rankiem ma wyjść za mąż...
Wszystko powinno być jak we śnie.
Ale Lancrański Zespół Tańca Morris upija się przy magicznych kamieniach i elfy wracają, przynosząc ze sobą wszystko to, co tradycyjnie łączy się z ich czarowną, migotliwą krainą: okrucieństwo, porwania, złośliwość i złość, straszne morderstwa. Babcia Weatherwax i jej mały, kłótliwy sabat ma tym razem pełne ręce roboty...
Pełna obsada drugoplanowa: krasnoludy, magowie, trolle, tancerze morrisa oraz jeden orangutan. Mnóstwo trali-dida-nonny-nonny i wszędzie pełno krwi.
Terry Pratchett to najlepszy pisarz-humorysta dwudziestego wieku.
"Oxford Times"
Trudno wskazać dowolnego humorystę, tworzącego współcześnie w Wielkiej Brytanii, który mógłby mu dorównać.
"Time Out"
Najzabawniejszy piszący obecnie autor - w dowolnym gatunku
"Yorkshire Post"
Terry Pratchett - Urodził się 28 kwietnia 1948 roku w Beaconsfield, zmarł 12 marca 2015. Jako autor opowiadań zadebiutował w wieku 13 lat. Już wtedy było oczywiste, że czeka go świetlana przyszłość. W 1965 roku zaczął pracować jako dziennikarz. W 1971 roku wydana została jego pierwsza powieść "The Carpet People", a potem kolejne "The Dark Side of the Sun" (1976) i "Strata" (1981). W 1980 roku został rzecznikiem prasowym Centralnego Zarządu Elektroenergetyki. W 1983 roku wydana została jego pierwsza powieść z cyklu Świat Dysku - "Kolor magii". Po ukazaniu się w 1986 roku książek "Blask fantastyczny" i "Mort" Terry Pratchett zdecydował się poświęcić wyłącznie pisaniu. Od tego czasu zarówno ilość wydanych i sprzedawanych książek, jak i popularność pisarza systematycznie wzrasta. Pratchett był także autorem kilku książek dla młodych czytelników. W 1998 roku został uhonorowany przez królową brytyjską Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 394
Tytuł oryginału:
LORD AND LADIES
Copyright © Terry and Lyn Pratchett 1992
First published by Victor Gollancz Ltd,
an imprint of the Orion Publishing Group Ltd, London
Projekt graficzny serii
Zombie Sputnik Corporation
Ilustracja na okładce
© Josh Kirby/via Thomas Schlück GmbH
Redakcja
Łucja Grudzińska
Redakcja techniczna
Elżbieta Babińska
Korekta
Wiesława Partyka
ISBN 978-83-8234-488-2
Fantastyka
Warszawa 2013
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Tego samego autora polecamy:
KOLOR MAGII
*
BLASK FANTASTYCZNY
*
RÓWNOUMAGICZNIENIE
*
MORT
*
CZARODZICIELSTWO
*
ERYK
*
TRZY WIEDŹMY
*
PIRAMIDY
*
STRAŻ! STRAŻ!
*
RUCHOME OBRAZKI
*
NAUKA ŚWIATA DYSKU
I, II I III
*
KOSIARZ
*
WYPRAWA CZAROWNIC
*
POMNIEJSZE BÓSTWA
*
PANOWIE I DAMY
*
ZBROJNI
*
MUZYKA DUSZY
*
CIEKAWE CZASY
*
MASKARADA
*
OSTATNI BOHATER
*
ZADZIWIAJĄCY MAURYCY
I JEGO EDUKOWANE GRYZONIE
*
NA GLINIANYCH NOGACH
*
WIEDŹMIKOŁAJ
*
WOLNI CIUTLUDZIE
*
BOGOWIE, HONOR,
ANKH-MORPORK
*
OSTATNI KONTYNENT
*
CARPE JUGULUM
*
PIĄTY ELEFANT
*
PRAWDA
*
ZŁODZIEJ CZASU
*
ZIMISTRZ
*
STRAŻ NOCNA
*
POTWORNY REGIMENT
*
PIEKŁO POCZTOWE
*
ŁUPS!
*
ŚWIAT FINANSJERY
*
HUMOR I MĄDROŚĆ
ŚWIATA DYSKU
*
NIEWIDOCZNI AKADEMICY
*
W PÓŁNOC SIĘ ODZIEJĘ
*
NIUCH
NOTA OD AUTORA
Ogólnie rzecz biorąc, większość książek ze świata Dysku tworzy zwartą całość i jest kompletnymi opowieściami. Czytanie ich w pewnym określonym porządku pomaga, ale nie jest kluczowe.
Ta jest inna. Nie mogłem zignorować tego, co zdarzyło się wcześniej. Babcia Weatherwax pojawiła się po raz pierwszy w Równoumagicznieniu. W Trzech wiedźmachzostała nieoficjalną przewodniczącą maleńkiego sabatu, złożonego z pogodnej i wielokrotnie zamężnej niani Ogg oraz młodej Magrat, tej z cieknącym nosem i rozczochranymi włosami, która ma skłonność do roztkliwiania się nad kroplami deszczu, różami i wąsikami kociąt.
A to, co się zdarzyło, to intryga nie całkiem niepodobna do tej ze sztuki o sławnym szkockim królu. W rezultacie Verence II został władcą dość górzystej, porośniętej lasami krainy Lancre.
Właściwie coś takiego nie powinno się zdarzyć, ponieważ formalnie wcale nie był następcą tronu, ale czarownicom wydał się najlepszym człowiekiem na to stanowisko, a – jak to mówią – wszystko dobre, co się dobrze kończy. Skończyło się też tym, że Magrat osiągnęła bardzo niepewne porozumienie z Verence’em... Rzeczywiście bardzo niepewne, gdyż oboje byli tak wstydliwi, że gdy tylko spotkali się razem, natychmiast zapominali, co mieli sobie powiedzieć. A kiedy któreś z nich zdołało jednak coś wymamrotać, to drugie nie rozumiało i obrażało się, i oboje długo się zastanawiali, co kto miał na myśli. Może to była miłość lub coś bardzo zbliżonego.
W Wyprawie czarownicwszystkie trzy musiały wyruszyć przez pół kontynentu, żeby stawić czoło matce chrzestnej (która złożyła Przeznaczeniu propozycję nie do odrzucenia).
To jest historia o tym, co się działo, kiedy wróciły do domu.
A TERAZ CZYTAJCIE DALEJ...
Teraz czytajcie dalej...
Kiedy to się zaczyna?
Jest bardzo niewiele początków. Oczywiście, czasem wydaje się, że coś się zaczyna właśnie w tej chwili: kurtyna idzie w górę, przesuwa się pierwszy pionek, pada pierwszy strzał1 – ale to nie są początki. Przedstawienie, gra czy wojna to tylko niewielka dziurka w taśmie wydarzeń, która może sięgać tysiące lat w przeszłość. Chodzi o to, że zawsze coś było „przedtem”. I zawsze występuje jakieś „Teraz czytajcie dalej”.
Wiele ludzkiej pomysłowości i energii poświęcono na poszukiwanie ostatecznego Przedtem.
Obecny stan wiedzy można podsumować następująco:
Na początku było nic, które wybuchło.
Inne teorie ostatecznego początku mówią o bogach stwarzających wszechświat z żeber, wnętrzności i jąder swego ojca2. Tych teorii jest sporo. Są interesujące nie z powodu tego, co mówią o kosmologii, ale tego, co mówią o ludziach. Jak myślicie, z której części ciała zrobili wasze miasto?
Ale ta opowieść zaczyna się na świecie Dysku, który sunie przez kosmos na grzbietach olbrzymich słoni stojących na skorupie gigantycznego żółwia. I nie jest zbudowany z żadnych kawałków niczyjego ciała.
Ale od czego zacząć?
Tysiące lat temu? Kiedy wielka kaskada gorących kamieni z hukiem runęła z nieba, wybiła dziurę w górze Miedziance i powaliła las na dziesięć mil dookoła?
Krasnoludy odkopały te kamienie, ponieważ były zbudowane z jakiegoś rodzaju żelaza, a krasnoludy – wbrew powszechnej opinii – kochają żelazo bardziej od złota. Tyle że żelaza jest więcej niż złota, więc trudniej śpiewać o nim pieśni. Ale krasnoludy kochają żelazo.
I to właśnie zawierały kamienie: miłość żelaza. Miłość tak silną, że przyciągała do siebie wszystko co żelazne. Trzy krasnoludy, które znalazły pierwszy kamień, uwolniły się dopiero wtedy, kiedy zdołały jakoś zdjąć kolczugowe portki.
Wiele światów – a przynajmniej ich jąder – zbudowanych jest z żelaza. Ale Dysk, niczym naleśnik, jest pozbawiony jądra.
Na Dysku, jeśli zaczarować igłę, będzie wskazywała Oś, gdzie pole magiczne jest najsilniejsze. To oczywiste.
Gdzie indziej, na światach budowanych z mniej bujną wyobraźnią, igła obraca się z powodu miłości żelaza.
W owym czasie krasnoludy i ludzie odczuwali bardzo naglącą potrzebę miłości żelaza.
A teraz przesuńmy czas naprzód o tysiąclecia, do punktu o jakieś pięćdziesiąt lat wyprzedzającego wiecznie ruchome „teraz”, na wzgórze, do młodej kobiety, która biegnie. Nie biegnie uciekając przed czymś, ściśle mówiąc, ani nie biegnie dokładnie ku czemuś, ale biegnie akurat tak prędko, żeby utrzymać dystans od młodego mężczyzny – choć oczywiście dystans nie tak wielki, żeby zrezygnował z pogoni. Spomiędzy drzew... w porośniętą wrzosem kotlinkę... gdzie na niewielkim wzniesieniu stoją kamienie.
Są mniej więcej wysokości człowieka i niewiele grubsze niż gruby człowiek.
Jakoś nie wydają się warte zachodu. Jeżeli jest gdzieś kamienny krąg, do którego nie należy się zbliżać, powinny się tam wznosić wielkie, posępne trylity i pradawne kamienne ołtarze, krzyczące mrocznymi wspomnieniami krwawych ofiar, a nie te nieciekawe, grube bryły.
Okaże się potem, że tym razem biegła jednak trochę za szybko, przez co młody człowiek w żartobliwym pościgu zgubi się, zrezygnuje i w końcu powlecze się sam do miasteczka. W tej chwili ona jeszcze o tym nie wie. Stoi więc i z roztargnieniem poprawia kwiaty wplecione we włosy – to był ten rodzaj popołudnia.
Oczywiście wie o kamieniach. Nikomu nigdy się o nich nie mówi. I nikomu nie zakazuje się tu przychodzić, bo ci, którzy powstrzymują się od opowiadania, wiedzą też, jak potężna jest kusicielska siła zakazu. Po prostu chodzenie do kamieni to... to coś, czego się nie robi. Zwłaszcza jeśli jest się miłą dziewczyną.
Ale osoba, którą tutaj widzimy, nie jest miłą dziewczyną w powszechnie przyjętym sensie tego słowa. Przede wszystkim nie jest piękna. Pewien układ szczęki czy łuk nosa mogłyby – przy sprzyjającym wietrze i odpowiednim oświetleniu – być nazwane ładnymi przez uprzejmego kłamcę. Ma też pewien błysk w oczach, zwykle spotykany u osób, które odkryły, że są bardziej inteligentne niż większość ludzi. Choć nie odkryły jeszcze, że jedną z bardziej inteligentnych rzeczy, jakie mogą zrobić, to nie dopuścić, by wzmiankowani ludzie się o tym dowiedzieli. W połączeniu z nosem, nadaje to jej twarzy wyraz koncentracji, silnie wprawiający w zakłopotanie. To nie jest twarz osoby, z którą można by pogadać. Wystarczy otworzyć usta, by znaleźć się w ognisku przenikliwego spojrzenia, które zdaje się mówić: cokolwiek masz do powiedzenia, lepiej, żeby to było interesujące.
W tej chwili owo przenikliwe spojrzenie pada na osiem niedużych głazów na małym wzgórku.
Hmm...
Po chwili dziewczyna zbliża się ostrożnie. Ale nie jest to ostrożność królika gotowego do ucieczki. Tak porusza się łowca.
Dziewczyna opiera ręce na biodrach – nieważne, czy krągłych.
Skowronek śpiewa na gorącym letnim niebie; poza tym nie dobiega tu żaden dźwięk. Kawałek dalej w dolince i wyżej w górach ćwierkają koniki polne, brzęczą pszczoły, a trawa cała żyje mikroszumem. Ale wokół kamieni zawsze panuje cisza.
– Jestem – mówi dziewczyna. – Pokaż mi.
Wewnątrz kręgu pojawia się postać ciemnowłosej kobiety w czerwonej sukni. Krąg można przerzucić kamieniem, ale postaci udaje się jakoś zbliżać z wielkiej odległości.
Inni pewnie próbowaliby uciec. Ale dziewczyna nie ucieka, co natychmiast budzi zainteresowanie kobiety w kręgu.
– A więc jesteś prawdziwa?
– Oczywiście. Jak ci na imię, dziewczyno?
– Esmeralda.
– A czego chcesz?
– Niczego nie chcę.
– Każdy czegoś chce. W przeciwnym razie po co byś tu przyszła?
– Chciałam się tylko przekonać, czy jesteś prawdziwa.
– Dla ciebie z pewnością. Masz dobry wzrok.
Dziewczyna prostuje się. Jej dumą można by kruszyć kamienie.
– A teraz, kiedy się już się przekonałaś – mówi dalej kobieta w kręgu – czego tak naprawdę chcesz?
– Niczego.
– Doprawdy? W zeszłym tygodniu poszłaś wysoko w góry, wyżej jeszcze niż Miedzianka, żeby rozmawiać z trollami. Czego od nich chciałaś?
Dziewczyna przechyla głowę.
– Skąd wiesz, że tam byłam?
– Masz to na samym wierzchu umysłu, dziewczyno. Każdy może zobaczyć. Każdy, kto ma... dobry wzrok.
– Ja też kiedyś będę to umiała – oświadcza dumnie dziewczyna.
– Kto wie? Możliwe. Czego chciałaś od trolli?
– Ja... Chciałam tylko z nimi porozmawiać. Wiesz, one myślą, że czas płynie do tyłu. Bo przecież widzi się przeszłość, mówią, a...
Kobieta w kręgu parska śmiechem.
– Ale one są głupie jak krasnoludy! Interesują je tylko kamyki. W kamykach nie ma nic ciekawego.
Dziewczyna wykonuje nieokreślony gest, jakby wzruszała jednym ramieniem – może sugeruje, że kamyki też mogą budzić rodzaj zaciekawienia.
– Dlaczego nie możesz wyjść poza krąg głazów? – pyta.
Odnosi silne wrażenie, że nie jest to właściwe pytanie. Kobieta starannie je ignoruje.
– Mogę ci pomóc odkryć o wiele więcej niż tylko kamyki – mówi.
– Nie możesz wyjść z kręgu, prawda?
– Pozwól mi dać sobie to, czego pragniesz.
– Ja mogę chodzić, gdzie zechcę, ale ty jesteś uwięziona w kręgu.
– Możesz chodzić, gdzie zechcesz?
– Kiedy zostanę czarownicą, będę mogła. Wszędzie.
– Ale nigdy nie zostaniesz czarownicą.
– Co?
– Mówią, że nie chcesz słuchać. Mówią, że nie potrafisz nad sobą panować. Mówią, że nie masz samodyscypliny.
Dziewczyna potrząsa włosami.
– Czyli o tym też wiesz? Pewnie, że mówią takie rzeczy. A ja i tak zostanę czarownicą, choćby nie wiem co. Zawsze można samemu się czegoś dowiedzieć. Nie trzeba słuchać całymi dniami niemądrych staruszek, który nie wiedzą, co to życie. I wiedz, damo z kręgu, że będę najlepszą czarownicą, jaka kiedykolwiek istniała.
– Z moją pomocą może ci się udać – przyznaje kobieta w kręgu. – Ten młody człowiek chyba cię szuka – dodaje łagodnie.
Kolejne jednostronne wzruszenie ramieniem sugeruje, że młody człowiek może sobie szukać przez cały dzień.
– Uda mi się, prawda?
– Możesz być wielką czarownicą. Możesz zostać, kim tylko zechcesz. Czym tylko zechcesz. Wejdź do kręgu. Pokażę ci.
Dziewczyna robi pół kroku w stronę głazów, się ale waha. W tej kobiecie jest coś dziwnego. Uśmiech ma miły i przyjazny, ale głos... zbyt rozpaczliwy, zbyt naglący, zbyt zachłanny.
– Ja i tak dużo się uczę.
– Przejdź do środka. Już!
Dziewczyna wciąż się waha.
– Skąd mogę wiedzieć...
– Czas kręgu dobiega końca! Pomyśl, czego możesz się nauczyć! Już!
– Ale...
– Przejdź!
To było wiele lat temu, w przeszłości3. A poza tym dziewczyna... jest starsza.
Kraina lodu...
Nie zima, ponieważ zima sugeruje jesień, a może nawet jeden dzień wiosny. To jest kraina lodu, a nie po prostu czas lodu.
I trzy postacie na koniach spoglądające nad pokrytym śniegiem zboczem ku kręgowi ośmiu głazów. Z tej strony wydają się o wiele większe.
Trzeba przyglądać się jeźdźcom przez dłuższą chwilę, by zrozumieć, co takiego jest w nich niezwykłego – to znaczy bardziej niezwykłego niż ich ubrania. Gorący oddech wierzchowców wisi w lodowatym powietrzu obłokami pary. Ale oddechy jeźdźców nie.
– Teraz nie będzie porażki – mówi postać w środku, kobieta w czerwonej sukni. – Po takim czasie kraina powita nas z radością. Musi już nienawidzić ludzi.
– Ale tam były czarownice – wtrąca jeden z jej towarzyszy. – Pamiętam czarownice.
– Kiedyś tak – zgadza się kobieta. – Ale teraz... biedactwa, prawdziwe biedactwa. Prawie nie mają już mocy. I ulegają sugestiom. Podatne umysły. Zakradałam się nocami. Wiem, jakie dzisiaj mają czarownice. Zostawcie je mnie.
Królowa uśmiecha się życzliwie w stronę kamiennego kręgu.
– A potem możecie je sobie wziąć – mówi. – Co do mnie, mam ochotę na śmiertelnego małżonka. Na jakiegoś wyjątkowego śmiertelnika. Unia światów... To im pokaże, że tym razem zamierzamy tam zostać.
– Królowi się to nie spodoba.
– A czy kiedykolwiek miało to jakieś znaczenie?
– Nigdy, pani.
– Czas jest właściwy, Lankin. Kręgi się otwierają. Wkrótce zdołamy powrócić.
Drugi jeździec pochyla się nad końskim grzbietem.
– I będę mógł znowu polować? – pyta. – Kiedy? Kiedy?!
– Wkrótce – odpowiada Królowa. – Już wkrótce.
Reszta w pełnej wersji
1 Zapewne wymierzony w pierwszego pionka.
2 Bogowie lubią żarty, jak wszyscy.
3 Która jest innym krajem.