Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
40 osób interesuje się tą książką
Dwudziestodwuletnia Demi Williams pracuje w firmie ojca na stanowisku menadżerskim i całą uwagę poświęca obowiązkom zawodowym. Nie chce angażować się w żadne związki, ponieważ po doświadczeniach z przeszłości najzwyczajniej w świecie nie wierzy w miłość.
Co ciekawe, Demi na swojej drodze spotka mężczyznę, który uważa podobnie. Jedyna różnica między nimi tkwi w tym, że on wchodzi w relacje przypominające związek, ale pozostają one czysto fizyczne i bez zobowiązań.
Ta dwójka nie jest dla siebie obca. Trzydziestojednoletni Ethan Davis to znienawidzony przez Demi najlepszy przyjaciel jej brata. Jednak złośliwość losu sprawia, że będą musieli ze sobą współpracować, w dodatku udając parę.
Przed nimi ważna rozgrywka. Czy udawanie okaże się proste, jak się na początku wydaje?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 419
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Daria Wieczorek
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Magiera
Korekta: Sara Szulc, Daria Raczkowiak, Wiktoria Garczewska
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-601-7 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Demi
– Ty pierdolony, zapatrzony w siebie dupku! Nie próbuj układać mi życia! Jakbyś jeszcze nie zauważył, jestem dorosła! – wykrzyczałam na cały głos, niemal wbiegając do biura mojego durnego starszego brata. Dodatkowo niebotycznie wysokie obcasy w żadnym stopniu mi tego nie ułatwiły.
Byłam pewna, że cała firma usłyszała mój spektakularny wybuch.
– Demi, słoneczko, uspokój się – odparł z rozbawieniem Dominic, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
– Ja? Ja mam się uspokoić?! To może wytłumaczysz mi, do cholery, dlaczego cały internet obiegła informacja, że jestem w szczęśliwym związku z tym kretynem, Davisem?! I dlaczego, do chuja, autorzy tych gównianych plotek mówią mi, że tę wspaniałą nowinę przekazał im mój brat?! – zapytałam uniesionym głosem, wbijając w niego wściekłe spojrzenie.
Dominic wstał i zamknął niedomknięte przeze mnie drzwi.
Parsknęłam prześmiewczo.
Nagle zachciało mu się dbać o dyskrecję.
– Daj mi to wyjaśnić, bo robisz z siebie jeszcze większą wariatkę, niż jesteś.
Ten dupek ewidentnie chciał mnie wyprowadzić z równowagi.
I niezaprzeczalnie udawało mu się to.
– Co ty odpierdala… – zaczęłam, ale przerwało mi ciche parsknięcie.
Powoli przekręciłam głowę w lewo i już po chwili tego pożałowałam, bo mój wzrok padł na jeszcze większego dupka, z przerośniętym ego wielkości pieprzonego Seattle. Zwanego również Ethanem Davisem, moją odwieczną zmorą życiową.
– Nie no – zajęczałam przeciągle, zaciskając pięści. – To jest jakiś nieśmieszny żart. Jeszcze jego tu brakowało.
– Masz do mnie jakiś problem, Williams? – Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
– Od jakichś dwudziestu dwóch lat, Ethan. Ale fajnie, że wreszcie zauważyłeś – zripostowałam.
Dominic wybuchnął donośnym śmiechem, a nasza dwójka popatrzyła na niego z politowaniem. Dokładnie tak to wyglądało, odkąd pamiętałam. Razem z Ethanem dogryzaliśmy sobie na każdym kroku, a mój brat dzięki temu miał zapewnioną rozrywkę.
– Dominic, ogarnij się, do cholery. I powiedz mi wreszcie, o co chodzi. Od kiedy niby ten palant jest moim „chłopakiem”? – Zrobiłam cudzysłów w powietrzu i wskazałam na siedzącego na kanapie Davisa. – Bo jakoś sobie nie przypominam, aby cokolwiek między nami się zmieniło.
– A może to ty wreszcie usiądziesz i dasz mu powiedzieć, o co chodzi. Sam chciałbym się dowiedzieć, co takiego zrobiłem, że postanowił mnie aż tak pokarać – oznajmił butnie Ethan.
Co za arogancki buc.
Odwróciłam się w jego stronę z furią w oczach, a kiedy już miałam zamiar od nowa zacząć mój burzliwy monolog, przerwał mi Dominic.
– Dobra, siadać i słuchać. Dwa razy powtarzać się nie będę – odparł i sam zasiadł za swoim biurkiem.
– Jaki łaskawy… – wypowiedzieliśmy niemal równocześnie z Davisem, wymieniając krótkie porozumiewawcze spojrzenia.
– Tak jak wam wspominałem tydzień temu, ojciec chciał się ze mną spotkać, żeby omówić projekt apartamentowca Smitha.
– Możesz przejść do rzeczy. – To przeciąganie działało mi na nerwy.
– A ty możesz się wreszcie zamknąć, Williams – wkurzył się Ethan.
– Nie mów mi, co mam robić, Davis.
Przewrócił oczami na moją odpowiedź i zaraz kazał kontynuować mojemu bratu. Założyłam ramiona na piersiach, modląc się w duchu o odrobinę cierpliwości, której nie posiadałam.
– Umówiliśmy się na wczoraj, więc podjechałem wieczorem do rodziców. Akurat na podjeździe stał samochód Browna, więc wszedłem do domu, gdzie zatrzymała mnie mama, pogadałem z nią chwilę i w końcu poszedłem do ojca. A tam usłyszałem dość ciekawą rozmowę. – Spojrzał na nas z tajemniczym błyskiem w oku, którego nie potrafiłam rozszyfrować.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Pan Brown był najlepszym przyjacielem naszego ojca i nie bardzo rozumiałam, co akurat on mógł mieć wspólnego z tym cyrkiem, który urządzał mój brat.
– Jaką rozmowę? – zapytał zaciekawiony Davis.
– Nie wiem dokładnie, jaki był jej cały przebieg, ale usłyszałem końcówkę, która wydaje się kluczowa. – Znowu przeciągał, a mnie trudno było opanować rozdrażnienie.
Czy ten idiota może wreszcie powiedzieć, o co chodzi?!
– Gadaj!
– Złość piękności szkodzi, siostrzyczko.
Zgromiłam go wzrokiem.
– Ojciec razem z Brownem chcą za wszelką cenę połączyć rodzinne firmy, żeby jeszcze przed odejściem obydwu na emeryturę wejść w spółkę. I wpadli na… – zaciął się, zaciskając wargi w cienką linię – …niekonwencjonalny pomysł – stwierdził sarkastycznie, a w mojej głowie zaczęły kłębić się miliony myśli.
O co tu mogło chodzić? Ojciec nie wspominał nic o żadnych spółkach, dlatego byłam zaskoczona taką decyzją. Od kiedy pamiętam, wyznawał zasadę prowadzenia biznesu w pojedynkę, nie chciał, aby ktokolwiek podejmował za niego decyzje. To ten typ człowieka, który zawsze musi postawić na swoim i uważa, że tylko on ma rację, a cały świat się myli.
Idealny opis George’a Williamsa.
Jednak najbardziej zastanawiało mnie, co ja mam z tym wspólnego.
– Chcą, żebyś wyszła za Connora – odparł z niesmakiem, a ja momentalnie zamarłam.
– Co? – Tyle udało mi się wydukać przez ściśnięte gardło.
Jak… Nie, to nie może być prawda. Przecież…
Jak mój własny ojciec mógłby zrobić mi coś takiego?
– Więcej nie wiem, Demi. Tyle udało mi się usłyszeć, potem wymknąłem się z domu i napisałem mu, że pogadamy innym razem. Sam zastanawiam się, co mu przyszło do głowy.
– Cholera, przecież to nie jest jakieś jebane średniowiecze! – wybuchnęłam. – Co on sobie myśli, że będzie układał mi życie? Ja mam dopiero dwadzieścia dwa lata! I w dodatku jeszcze z tym szmaciarzem?! Jak może… Po tym co on mi zrobił, ile nocy przez niego płakałam. – Z piersi wyrwał mi się szloch. – Już nie pamięta?!
Zaczął urzeczywistniać się najgorszy z możliwych scenariuszy. Na mojej szyi zacisnęła się niewidzialna obręcz, przez co nie mogłam złapać oddechu, powoli zaczynało brakować mi tlenu. Serce szalało w klatce piersiowej, o mało jej nie rozrywając.
Miałam cholerny atak paniki.
Przed oczami nagle pojawiły się ciemne mroczki, a głosy dochodzące z zewnątrz w jednej chwili ustały.
Pustka.
W mojej głowie od nowa odtwarzało się wszystko, co myślałam, że już dawno mam przepracowane. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój własny ojciec robił mi największe świństwo. Widział, jak cierpiałam, słyszał, jak płakałam, a przede wszystkim czuł, jak powoli się rozpadałam…
Connor Brown, niegdyś mój przyjaciel, pierwsza miłość i największa gnida tego pieprzonego świata, która w perfidny sposób odebrała mi całą nadzieję na miłość.
Gdy z Connorem mieliśmy po szesnaście lat, zaczęliśmy sięze sobą spotykać. Wtedy spełniło się moje największe marzenie, bo mój przyjaciel, najprzystojniejszy chłopak w całej szkole, w którym od dawna byłam zakochana, w końcu zwrócił na mnie uwagę. A ja – naiwna, zakompleksiona nastolatka – myślałam, że wygrałam los na loterii. Nasi rodzice przyjaźnili się od dawna i byli niezwykle zadowoleni, że w taki sposób potoczyła się nasza relacja. A ojcowie już wtedy planowali nam wspólną przyszłość.
Początkowo wszystko wydawało się takie idealne. On był wspaniały, słodki, uroczy, szarmancki. W końcu przy nim poczułam się wartościowa, piękna, a przede wszystkim kochana.
Ale to były tylko pozory.
Connor po paru miesiącach naszego związku zaczął nalegać na seks, wywierał na mnie ogromną presję. Wmawiał mi, że go nie kocham, bo nie chcę iść o krok dalej w naszej relacji. A ja byłam w nim szaleńczo zakochana i nie zauważałam, jak bardzo krzywdzące słowa padały z jego ust. Nie byłam gotowa, aby już wtedy uprawiać z nim seks, dla mnie było za wcześnie. Ale on non stop chodził za mną i namawiał. Nasze spotkania kończyły się kłótniami i moimi coraz większymi wyrzutami sumienia.
Będąc w całkowitej rozsypce, słuchałam rad mojej jeszcze wtedy jedynej przyjaciółki, Casey. Ona była dużo odważniejsza i pewna siebie, a pierwszy raz już dawno miała za sobą. Twierdziła, że powinnam to zrobić, że to nic strasznego. A ja zachowuję się jak płaczliwe dziecko. Presja, jaka na mnie ciążyła, doprowadziła do tego, że w końcu się poddałam. Powiedziałam Connorowi, że jestem gotowa, mimo że wcale tak się nie czułam. Umówiliśmy się na wieczór, on powtarzał mi, jak bardzo mnie kocha, ile to dla niego znaczy. Po lekcjach postanowiłam, że na niego poczekam i razem pójdziemy najpierw do mnie do domu, a potem do niego. Ze ściśniętym żołądkiem usiadłam przed szatnią i próbowałam uspokoić drżące ciało.
Wtedy usłyszałam tę rozmowę.
Rozmowę, która jednocześnie złamała mi serce, ale i uratowała od popełnienia największego błędu w moim życiu.
– Stary, kurwa, szykuj kasę. Mam ten zakład już wygrany. Williams dzisiaj będzie moja. – Connor śmiał się w głos, a ja poczułam, jakby ostry sztylet trafił prosto w moje serce, odbierając mi dech.
– Nie bądź taki pewny, Brown. Mała Williams może się jeszcze rozmyślić. – Usłyszałam głos jego przyjaciela.
– Nie ma, kurwa, szans. Za dużo czasu na nią straciłem. Mogłem mieć tyle dobrych dup. A ta mała, gruba idiotka udaje cnotkę. – Z każdym jego słowem moje oczy wypełniały się piekącymi łzami, bo ja, w przeciwieństwie do niego, naprawdę go kochałam.
A dla niego byłam tylko nic nieznaczącym zakładem.
Kiedy wyszedł z szatni, jego wzrok od razu spoczął na mnie. Głupia myślałam, że choć trochę ruszy go sumienie i przejmie się tym, że wszystko słyszałam. Nic bardziej mylnego. Stanął przede mną i parsknął śmiechem prosto w moją twarz, mówiąc, że żałuje straconego czasu i kasy, której przeze mnie nie zgarnął. Dodatkowo stwierdził, że nikt w życiu nie spojrzy na tak obrzydliwą osobę jak ja.
To zabolało i doszczętnie zniszczyło moją i tak już niską samoocenę.
Wyśmiał mnie i upokorzył przed całą szkołą. Czułam się okropnie, nie chciałam tam chodzić, na każdym kroku drwiono ze mnie. Jego uważali za świetnego gościa, ja byłam tylko żałosną laską, która dała się wkręcić.
A w momencie, w którym najbardziej potrzebowałam wsparcia Casey, zobaczyłam ją razem z nim. Całowali się i obmacywali na szkolnym dziedzińcu. Zrobiło mi się niedobrze. W przeciągu paru dni zostałam zdradzona przez dwie najbliższe mi osoby, a cała szkoła uważała mnie za pośmiewisko. Moja przyjaciółka, a raczej już była przyjaciółka, uśmiechnęła się i tylko wzruszyła ramionami, a następnie obydwoje odeszli szczęśliwi w swojej toksycznej miłości.
Mój brat, kiedy tylko dowiedział się o całej sytuacji, wpadł w szał. Razem z Ethanem dopadli Connora, co skończyło się niemałym dramatem. Dali Connorowi nauczkę, próbując za wszelką cenę zepsuć mu dobrą reputację. Ale Brown miał wpływowego ojca, więc nie zrobiło to na nim wrażenia. Mój tata nie chciał wydawać osądów i wchodzić pomiędzy nas. Nie miałam mu tego za złe, w końcu przyjaźnił się z panem Jamesem od lat. To nie była wina mężczyzny, że syn okazał się bezuczuciowym sukinsynem.
Moje życie totalnie się zmieniło i przestałam ufać ludziom. Przysięgłam sobie, że już nigdy więcej się nie zakocham. Nikogo nie obdarzę żadnym głębszym uczuciem.
Miłość nie istnieje. Zrozumiałam, że to tylko bujdy, a my nie żyjemy w bajce…
– Iskierko, oddychaj. – Usłyszałam głęboki głos tuż przy moim uchu. Masywne ramiona objęły moje drżące ciało, gładząc mnie delikatnie dłońmi. – Już spokojnie.
Spojrzałam w górę, napotykając znajome i jednocześnie najbardziej intrygujące czekoladowe tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałam. Oczy należące do Ethana Davisa. Momentalnie zaczęłam się uspokajać, mój oddech stawał się miarowy, a bicie serca powoli zaczęło wracać do właściwego rytmu.
– Ja… już jest dobrze – wykrztusiłam nerwowo i czym prędzej wyswobodziłam się z jego ramion.
Zrobiło się niezręcznie. Nawet bardzo. A mętlik w głowie wcale nie pomagał w tej sytuacji.
– Dominic się wystraszył i pobiegł po wodę i tabletki uspokajające.
– Nie trzeba, już jest wszystko w porządku, po prostu… – Nie zdążyłam dokończyć, bo do gabinetu wpadł przerażony Dominic.
– O Boże, Demi, już okej? – zapytał drżącym głosem i wziął mnie w ramiona.
On jako jedyny wiedział, że wtedy, gdy rozstałam się z Connorem, często zdarzały mi się ataki.
– Tak, Dominic, uspokój się, bo zaraz to ty tu padniesz – zażartowałam, próbując rozładować napiętą atmosferę.
– Bardzo śmieszne – stwierdził cicho, nie wypuszczając mnie z mocnego uścisku.
W końcu usiedliśmy na miejsca, wypiłam wodę i po kilku minutach poczułam się lepiej. W moim sercu zakiełkowała mała nadzieja, że więcej się to nie powtórzy. Zbyt długo z tym walczyłam. I już nigdy więcej nie chciałam się z tym mierzyć.
– I w sumie dokańczając historię… – wyrwał mnie z rozmyślań głos Dominica – …wymyśliłem, że masz już chłopaka, którym jest Eth, tylko na razie ukrywacie się przed światem. Stwierdziłem, że jak puszczę plotkę do mediów, to szybko się rozejdzie i ojciec się dowie jakby przypadkiem. A to załagodzi sprawę, chociaż na chwilę.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego akurat ja mam być tym chłopakiem? – odparł pytająco Davis, opierając łokcie na kolanach.
– Stary, dobrze wiesz, że nasz ojciec nie da za wygraną i przegoni każdego typa, żeby dopiąć swego. Nie mogłem wziąć jakiegoś randoma. A ciebie uważa wręcz za swojego syna. Nie ma szans, że będzie chciał coś między wami mieszać. Zresztą twoja mama ciągle męczy ci dupę, żebyś znalazł sobie dziewczynę na stałe, bo nie może doczekać się wnuków. Obydwoje byście sobie pomogli – wytłumaczył mój brat.
– Przecież nikt nie uwierzy w to, że się kochamy. Za każdym razem, gdy znajdujemy się w pobliżu, dochodzi do kłótni. To nie wyjdzie. – Popatrzyłam na nich z politowaniem.
– A masz jakiś lepszy pomysł, mądralo? – zirytował się Dominic.
– No tak właściwie, to nie…
– No właśnie, przyznajcie, że mój pomysł jest genialny – wyszczerzył się.
Spojrzałam na Davisa, który wyglądał tak, jakby bawiła go ta cała szopka. W końcu jego intensywny wzrok przeniósł się na mnie.
Zaczęliśmy walkę na spojrzenia.
– No… To co, iskierko? Postawimy wszystko na jedną kartę i rozegramy perfekcyjną grę – odparł Ethan, dalej wpatrując się w moje oczy, a ja uświadomiłam sobie, że właśnie podpisałam kontrakt z diabłem.
Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy w końcu stanie się prawdą.
Demi
Czemu ja nigdy nie mogę być na czas?
Biegłam do kawiarni, w której umówiłam się z moją przyjaciółką, Violet. Oczywiście byłam już dość mocno spóźniona, bo mój budzik postanowił nie zadzwonić. Albo raczej to ja zapomniałam go ustawić.
Trzymajmy się wersji, że nie zadzwonił.
Po pięciu minutach dotarłam zziajana do stolika, przy którym już siedziała blondynka. Byłam pewna, że wyzionę ducha, przysięgam. Przez zadyszkę nie byłam w stanie swobodnie oddychać. A jednak mogłam posłuchać Dominica i zacząć chodzić na tę pieprzoną siłownię.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – wyrzucałam z siebie słowa z szybkością światła, gdy moja zadyszka w końcu pozwoliła mi zabrać głos. – Budzik mi nie zadzwonił, serio.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie z rozbawieniem w oczach.
Wiedziała, że kłamię. Cholera.
– Aj, Demi, Demi, przypomnij mi, który to już raz nie zadzwonił? – zaśmiała się.
– Och, no dobra. Masz mnie. Po prostu tyle się wczoraj wydarzyło, że nie miałam do tego głowy wieczorem.
– No właśnie, co się takiego stało, że ogłosiłaś alarm czerwony? – zapytała, rzucając mi zaciekawione spojrzenie.
A co się nie wydarzyło? Zdecydowanie nie była na to gotowa.
Wczoraj, gdy tylko wróciłam do mieszkania, wysłałam Vi wiadomość, że koniecznie musimy się spotkać. Nie chciałam jej przekazywać tego przez telefon. Dlatego umówiłam się z nią w kawiarni. Moja przyjaciółka nawet nie była świadoma, że jestem z Davisem w związku. Oczywiście w udawanym.
Vi była typem człowieka uczulonego na wszelkie artykuły plotkarskie i mało siedziała w social mediach. To ja zawsze przekazywałam jej najgorętsze plotki z branży architektonicznej i ze świata.
Mój telefon wydał dźwięk kolejnej przychodzącej wiadomości. Spojrzałam przelotnie na ekran i przewróciłam oczami, gdy zobaczyłam już chyba milionowe pytanie o mój nowy status.
– Jestem z Ethanem – wypaliłam bez przemyślenia słów, które właśnie opuściły moje usta.
– Jak to jesteś z Ethanem? Czy ty się dobrze czujesz? – odparła i parsknęła śmiechem, przykładając mi dłoń do czoła. Ale moja mina pozostawała niezmiennie poważna. – Nie, ty sobie żartujesz, prawda? – Zrzedła jej mina.
– Uwierz, chciałabym.
– Ale… – Zatykało ją. – Ale jak to się stało? Przecież wy się nienawidzicie! No, chyba że wczorajszy dzień, kiedy akurat nie było mnie w pracy, wszystko zmienił i zabujałaś się na zabój?
– Jasne, kocham go nad życie. Już planujemy ślub i dzieci. Nawet imiona wybraliśmy. Zostaniesz chrzestną? – odparłam sarkastycznie.
– Dobra, dobra, już się tak nie irytuj. Gadaj, o co tu chodzi – zażądała z zaciętą miną.
– Jakbyś czasem zajrzała na Instagram, tobyś wiedziała, że cały internet huczy o naszym związku. O właśnie! Pokażę ci mój ulubiony nagłówek. – Wyjęłam telefon i pokazałam jej artykuł. – Demi Williams dokonała cudu! Usidliła największego casanovę w stanie Waszyngton. Drogie panie! Architekt Ethan Davis już nie jest do wzięcia – przeczytałam rozbawiona.
– Ja pierdolę, kto puścił to do internetu? Podpadłaś komuś?
– Otóż nie tym razem, moja droga. Za tym wszystkim stoi mój kochany brat – wymruczałam.
Violet rozdziawiła usta zszokowana, a jej brązowe oczy wielkością zaczęły przypominać spodki.
– Co?! – wykrzyknęła, na co kilka par oczu zaczęło się nam intensywnie przyglądać.
Ludzie spoglądali w naszą stronę z zaintrygowaniem wymalowanym na twarzy.
– Cicho – wysyczałam, rozglądając się na boki. – Najpierw coś zamówmy, bo to długa i pojebana historia. Lekko mówiąc.
Obydwie zamówiłyśmy średnie latte. Gdy kelner przyniósł nasze zamówienia do stolika, delektowałyśmy się napojem bogów, a następnie zaczęłam opowiadać Vi z najmniejszymi szczegółami wczorajszy przebieg wydarzeń.
– Nie, kurwa. Nie zrobił tego – wyszeptała zdumiona na wzmiankę o wspaniałym pomyśle mojego ojca. – Co on wyrabia? Przecież sam widział, jak ten kutas zniszczył ci życie. Nie rozumiem.
– To samo wczoraj powiedziałam Dominicowi i Ethanowi. Jego pieprzona firma zawsze była na pierwszym miejscu. Ja, Dominic czy mama szliśmy w odstawkę. I teraz, jak widać, nie cofnie się przed niczym – odpowiedziałam z goryczą, a moje serce przeszył tępy ból.
Bo taka była prawda. Mój ojciec był pracoholikiem, kochającym swoje imperium ponad wszystko. Nigdy go nie było, to mama nas wychowywała. On wtedy był zajęty pomnażaniem pieniędzy, a kiedy prosiliśmy o spędzenie czasu razem, zawsze tłumaczył, że gdyby nie jego ciężka praca, nic byśmy nie mieli.
Ale nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił. Mielibyśmy z Dominikiem ojca. Kochającego i niewyliczającego cennego czasu.
Violet dobrze wiedziała, jak sytuacja z Connorem wpłynęła na moje życie. Krótko po tamtych wydarzeniach poznałam ją przypadkowo w kawiarni. Pomylono nasze zamówienia – ja dostałam oznaczony jej imieniem kubek z cytrynową herbatą, a ona mój z karmelowym cappuccino. Nawiązała się pomiędzy nami nić porozumienia, przegadałyśmy całe popołudnie. Okazało się, że naprawdę sporo nas łączy. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i tak stopniowo zaczęła budować się nasza relacja. Była pierwszą i jedyną osobą, której zaufałam po tamtym incydencie. Vi dała mi ogromne wsparcie i to między innymi dzięki niej zdołałam się podnieść i stałam się dużo silniejsza.
– Musimy się napić – wypaliła nagle.
– O tak, potrzebuję tego. Idźmy po pracy do baru, muszę zapić smutki. Chcę o wszystkim zapomnieć.
– Nie, Demi. Nie rozumiesz mnie – stwierdziła, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co jej właściwie chodzi. – Teraz. Teraz musimy się napić.
– A czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że za niecałą godzinę powinnaś pojawić się w pracy, bo mój braciszek bez swojej asystentki jest jak bez ręki? Zresztą ja również muszę się tam zjawić. Jestem zawalona mailami.
– Trudno, maile poczekają. A on będzie musiał to zrozumieć. Nie będę efektywna w swojej pracy, jeśli będę nad wyraz rozkojarzona.
I już wiedziałam, że nie przekonam jej do zmiany zdania.
Vi wstała i od razu ruszyła do kontuaru złożyć zamówienie.
Po chwili delektowałam się słodkim smakiem czerwonego wina. Chociaż bardziej przydałaby mi się wódka, a raczej cała jej butelka.
– Ej! – uniosła głos przyjaciółka, jakby ją olśniło. – Jak to będzie teraz wyglądało pomiędzy tobą a Ethanem? No wiesz, jakieś czułostki, te sprawy.
– Tak szczerze, to jeszcze z nim o tym nie rozmawiałam. Nie miałam do tego głowy. – Skrzywiłam się.
– Jezu, Demi, przecież cały świat już o tym wie, będziecie pod ostrzałem dosłownie wszędzie. W firmie, na bankietach, konferencjach… – wyliczała.
– Chyba właśnie zaczynam zdawać sobie z tego sprawę – przerwałam jej. – I wiesz co? Ani trochę mi się to nie podoba – wyburczałam pod nosem, zakładając kosmyki brązowych włosów za uszy.
– Publiczne przytulanie, dotykanie, pocałunki, słodkie słówka…
Z każdym jej słowem moje oczy stawały się coraz większe.
– Nie ma mowy! Nie będę go ani przytulała, ani dotykała, ani tym bardziej całowała – wycedziłam na wdechu, przerażona tą wizją.
Bez szans!
– Demi, słonko, czy ty wiesz, jak wygląda związek dwóch osób? – Parsknęła śmiechem Vi. – Jesteś dużą dziewczynką, chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.
No nie wierzę, ona jawnie się ze mnie śmieje.
Cholera, nie przyszło mi to wszystko do głowy, kiedy zgadzałam się na tę grę. A raczej zostałam postawiona przed faktem dokonanym i nie miałam prawa się nie zgodzić.
– Popierdoli mnie coś zaraz. – Przechyliłam kieliszek i wypiłam całą jego zawartość.
Dajcie więcej.
***
Obydwie weszłyśmy do Williams Company nieco spóźnione.
Razem podążyłyśmy do biura mojego brata.
– Ooo, kto się pojawił. – Podniósł na nas wzrok znad projektu, którym aktualnie się zajmował. – Już myślałem, że dzisiaj znów wzięłaś wolne. – Te słowa skierował do Vi.
– A co, nie radzisz sobie beze mnie? – Uśmiechnęła się prowokująco.
– Ani trochę – zawtórował jej tym samym.
Dominic i Vi doskonale dogadywali się, odkąd ich ze sobą poznałam. Kiedyś nawet myślałam, że jest pomiędzy nimi coś więcej, ale oni sami twierdzili, że jest im dobrze w relacji czysto przyjacielskiej. A gdy Violet straciła pracę trzy lata temu, Dominic od razu zaproponował jej stanowisko prywatnej asystentki.
– Gdzie jest ten dupek? Muszę z nim pilnie pogadać – zapytałam brata zirytowana.
– O mnie mówisz, kochanie? – Jak na zawołanie do moich uszu dotarł ochrypły głos Davisa.
Odwróciłam się w jego stronę i… wow. Nie sądziłam, że jest aż tak blisko. Prawie zderzyłam się z jego torsem. Odsunęłam się delikatnie, aby móc spojrzeć na jego twarz, na której zagościł złośliwy uśmieszek.
– Dokładnie tak, skarbie – odpowiedziałam przesłodzonym głosem.
Uśmiech Ethana jeszcze bardziej się poszerzył.
– Och! Aż czuć tę miłość, co nie, Vi? – wypalił beztrosko Dominic, obejmując dziewczynę ramieniem.
– Zdecydowanie. No, już nie musicie sobie tak słodzić – rzuciła sarkastycznie, po czym obydwoje parsknęli śmiechem.
Idioci.
Spojrzałam na nich spod przymrużonych oczu.
– Wychodzimy – zarządziłam i złapałam Davisa za czarny krawat, po czym pociągnęłam go do drzwi.
Ten o dziwo nie stawiał oporu i rozbawiony podążał za mną.
– Stary, zaledwie dzień minął, a ty już stałeś się pantoflem. – Dominic po raz kolejny wybuchnął śmiechem, a Vi bez zająknięcia do niego dołączyła.
Na moich ustach również pojawił się uśmiech.
– Chodź, kotku, trzeba cię wychować – odparłam, co spotkało się z jeszcze głośniejszą salwą śmiechu dwójki pajaców.
Ethan nagle złapał mnie za rękę, wyszarpując z niej krawat, po czym splótł nasze palce razem.
– Pozwól, iskierko, że to ja cię wychowam – wyszeptał do mojego ucha.
– W twoich snach, dupku – wycedziłam pod nosem, wbijając mu paznokcie w dłoń.
Davis wybuchnął donośnym śmiechem na ten gest, czym zwrócił uwagę pozostałych ludzi znajdujących się na piętrze.
Ich miny były bezcenne.
Co? Myśleliście, że to plotki? Chciałabym, aby tak było…
– Tam akurat robimy dużo ciekawsze rzeczy – zażartował, a mnie delikatnie zatkało.
Czy on ze mną flirtował?
Zrobiło się zdecydowanie zbyt ciepło. Czy to możliwe, że klimatyzacja nagle zaczęła szwankować?
– Co? – Moje brwi wystrzeliły ku górze.
– Czy ty piłaś, Williams?
– Nie wiem, o czym mówisz, Davis – odpowiedziałam wyniośle.
Przejrzał mnie dupek.
Demi
Przekroczyliśmy z Ethanem próg jego biura. Od razu skierowałam się na wygodną kanapę, na którą opadłam, wzdychając. Po chwili Davis zrobił to samo.
Kiedyś w końcu musiała odbyć się ta rozmowa. I najwidoczniej przyszedł na nią czas. Czy właściwy? Tego jeszcze nie wiedziałam.
– Dobra, jak ty sobie to wyobrażasz? – zapytałam, unosząc wypielęgnowaną brew.
– Ale co? – Na jego ustach rozciągnął się wredny uśmieszek.
Tego kretyna ewidentnie to bawiło.
– Och, nie wydurniaj się, Davis. – Przewróciłam teatralnie oczami.
– Nie denerwuj się, słodziutka.
– Słodziutko zaraz będzie, jak ci przypierdolę, kochanie. – Posłałam w jego stronę nieszczery uśmiech.
Nic nie mogłam poradzić na to, że zawsze szybko się irytowałam. A przy tym idiocie nie dało się normalnie funkcjonować.
– Ciekawy sposób wyrażania miłości, Williams. – Parsknął prześmiewczo.
Davis wyciągnął swoje długie i wielkie łapy po czasopismo architektoniczne. Nie zwracając na mnie uwagi, zaczął je po prostu kartkować.
– W taki sposób mogę ci ją okazywać codziennie.
Szach mat, dupku.
– Chyba delikatnie zeszliśmy z głównego tematu, nie sądzisz? – upomniał mnie, zerkając znad artykułu.
– Jakie to typowe. – Westchnęłam.
Nasze oczy spotkały się, rozpoczynając zaciekłą walkę na spojrzenia. Pozostawało jedno pytanie: kto pierwszy zacznie temat?
Spoiler: nie będę to ja.
– Tak bardzo chciałaś rozmawiać, a teraz milczysz – przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę, jednocześnie dalej utrzymując ze mną intensywny kontakt wzrokowy.
Od zawsze zastanawiała mnie tylko jedna rzecz. Wpatrywanie się innym ludziom w oczy strasznie mnie peszyło, a z nim mogłam to robić godzinami i nigdy mi się nie nudziło. Ta mała rywalizacja powodowała, że nie chciałam dawać mu satysfakcji i choćby nie wiem co, nigdy nie ustępowałam pierwsza.
Trochę chore.
– Zadałam ci już pytanie, tylko ty robisz z siebie jeszcze większego idiotę, niż jesteś, i nie potrafisz pogadać chociaż raz jak dorosły człowiek. A podobno to ja jestem młodsza i…
– Oj dobra, już skończ, bo znowu się nakręcisz i końca nie będzie z tym twoim paplaniem od rzeczy – przerwał mi.
Ktoś tu się chyba zirytował. Nawet nie chyba, tylko na pewno.
– Ależ nie denerwuj się, słodziutki – powtórzyłam jego słowa sprzed chwili i błysnęłam zębami w szerokim uśmiechu.
W jego oczach pojawiła się iskra rozbawienia. Nagle wstał i bez słowa skierował się do wyjścia.
– Gdzie idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy, a w sumie to nawet nie zaczęliśmy. Siadaj! – Uniosłam głos, a ręką uderzyłam w skórzaną kanapę, gdzie jeszcze chwilę wcześniej siedział.
– Muszę iść po kawę, głowa mi już pęka od twojego bezsensownego pierdolenia.
Niezmiernie mnie to cieszyło.
– Biedny – odparłam z fałszywą skruchą w głosie. – A teraz siadaj i nie chrzań. Nie mam na ciebie całego dnia.
– Jak zawsze subtelna – odpowiedział z przekąsem. – Ale nie myśl sobie, mała, perfidna jędzo, że będziesz mną rządzić.
Podszedł do mnie powolnym krokiem, a ja z każdą mijającą sekundą rozkoszowałam się moim małym zwycięstwem.
Albo jednak nie…
Pochylił się nade mną i położył obie dłonie na oparciu kanapy, zamykając mnie między swoimi ramionami.
– To ja rządzę, zawsze i wszędzie. Dobrze ci radzę, zacznij się przyzwyczajać, iskierko. – Moje ucho owiał jego chłodny, miętowy oddech, a ciało przeszedł niezidentyfikowany dreszcz.
Był zdecydowanie za blisko.
Halo, moja przestrzeń osobista istnieje, frajerze.
Uniósł głowę i zaczął intensywnie pochłaniać wzrokiem moją twarz, na której malowały się sprzeczne emocje. Po czym po prostu zabrał ręce z zagłówka i wrócił do pozycji stojącej.
– A teraz idę po tę pieprzoną kawę, czy ci się to podoba, czy nie. Ty tu na mnie grzecznie poczekasz, słonko. – Uśmiech wykwitł pod jego nosem. Pogładził się po dwudniowym zaroście i ruszył do wyjścia.
Twoje niedoczekanie, skończony dupku.
– No chyba coś ci się pomyliło, kretynie! – wykrzyczałam, a ten odpowiedział mi zatrzaśnięciem drzwi. – Nie jestem twoją pieprzoną zabaweczką! – kontynuowałam, mimo że mnie nie słyszał.
Co za skurwiel! Nie wytrzymam z nim nawet pieprzonej minuty.
Ruszyłam do drzwi rozwścieczona z zamiarem znalezienia tego dupka w zakątku socjalnym. Przemierzałam korytarz rozjuszona, a ludzie, widząc moje wzburzenie, wręcz schodzili mi z drogi.
I mieli szczęście.
– Demi! – Usłyszałam, jak ktoś za mną wykrzykuje moje imię. Jednak to mnie nie zatrzymało. – Ej, Demi, słyszysz mnie?
Nie, kurwa, nie słyszę. Wcale nie drzesz się na cały korytarz.
– Nie teraz – odpowiedziałam wymijająco.
– Ale to jest ważne, te papiery na konferencję…
– Powiedziałam, że nie teraz – odparłam hardo, tracąc powoli cierpliwość.
Przez ten cały cyrk zapomniałam o mojej pracy, a musiałam przygotować jeszcze cały stos materiałów na najbliższą konferencję prasową.
Dobra, później. Teraz trzeba rozkurwić Davisa.
Gdy dotarłam do pomieszczenia, stanęłam jak wryta przed wejściem.
On tam był, ale nie sam.
Stał z George’em Williamsem, moim pieprzonym ojcem.
Mój mózg zaczął szybko przetwarzać sytuację, która właśnie miała miejsce, i natychmiast rozkazał mi spadać. Już miałam zamiar cichutko wycofać się, aby mnie nie zauważyli. Jeden krok, drugi i już prawie… szlag. Ojciec akurat w tym momencie odwrócił się w stronę drzwi.
– O, Demi, kochanie, właśnie o tobie rozmawialiśmy. – Wyszczerzył się do mnie i podszedł, aby mnie uściskać.
– Ooo, naprawdę? – Próbowałam śmiechem ukryć moje zdenerwowanie.
Też delikatnie go objęłam, przy okazji ciskając gromami w Ethana, który jak gdyby nigdy nic się nie stało, popijał kawę i opierał się nonszalancko o wystający marmurowy filar.
– Cieszę się, że was widzę. Ale musicie wiedzieć, że jestem niesamowicie rozczarowany, że dowiaduję się o waszym związku z mediów – wypowiedział stanowczym tonem ojciec, posyłając w naszą stronę karcące spojrzenie.
Davis spojrzał na mnie znacząco, dając znak, abym do niego podeszła. Natychmiast przesunęłam się delikatnie w lewo i stanęłam tuż przed nim, opierając się o jego klatkę piersiową. Wyczuł moje zdenerwowanie i położył jedną dłoń na moim biodrze, ściskając je delikatnie, lecz stanowczo.
– Panie Williams, proszę nas zrozumieć – zaczął Ethan. – Nie chcieliśmy się spieszyć z tą wiadomością, najpierw postanowiliśmy nacieszyć się w pełni sobą, a dopiero potem poinformować wszystkich dookoła.
Ma gadane, dupek. No i dobrze, zachciało mu się kawy, to niech się tłumaczy.
Ojciec jednak stał z typową kamienną twarzą, z której nic nie dało się wyczytać. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zagaić rozmowę.
– Właśnie, tato, chcieliśmy ogłosić nasz związek na najbliższym bankiecie dobroczynnym. Prawda, kochanie? – Popatrzyłam w górę, posyłając Davisowi tak słodki uśmiech, że aż sama miałam ochotę się porzygać.
Czemu ten człowiek musiał być tak wysoki? Sama też nie byłam jakoś bardzo niska, bo moje sto siedemdziesiąt centymetrów dawało radę. Ale nawet w szpilkach sięgałam mu ledwie do podbródka.
– Dokładnie, skarbie. – Odwzajemnił uśmiech.
– No dobrze, dzieci. Wierzę wam, doskonale wiem, jak wyglądają te początki. – Ojciec wykrzywił wargi w grymasie podobnym do uśmiechu.
Uff, gładko poszło. Myślałam, że trudniej będzie go urobić.
– Ale koniecznie chcę dowiedzieć się więcej. Ethan, musisz mi opowiedzieć, jak udało ci się rozkochać w sobie moją córeczkę.
Cholera, jak to mówią: nie chwal dnia przed zachodem słońca. Musiał się jeszcze doczepić.
– Wie pan, ma się ten urok – odparł Davis, czym rozbawił mojego ojca.
Przewróciłam oczami i prychnęłam cicho pod nosem tak, aby mój ojciec tego nie zauważył. Jednak Davis wszystko słyszał i robiąc mi na złość, przesunął dłoń na krzywiznę moich pośladków. Na ten gest od razu cała się spięłam.
Co on odpierdala?!
Nie pozostając mu dłużna, wbiłam obcas mojej szpilki idealnie w jego stopę. Przy uchu usłyszałam satysfakcjonujące syknięcie, na co na mojej twarzy rozciągnął się przebiegły uśmiech. Tak to się robi.
– To na pewno. Przyjdźcie dzisiaj wieczorem do nas na kolację. – O nie. – Twoja matka szaleje w domu i próbuje od wczoraj się do ciebie dodzwonić.
– Och, tato, dziś nie możemy. Mam do dokończenia materiały na konferencję prasową – odpowiedziałam tym razem naprawdę szczerze. Z moją pracą byłam głęboko w dupie. – Zresztą Eth też ma dużo pracy. – Spojrzałam znacząco na chłopaka, aby poparł moje zdanie.
– Oj tak, panie Williams. Demi ma rację, dużo tego w ostatnim czasie.
Okej, jak gramy do tej samej bramki, całkiem nieźle nam idzie. Może wcale nie będzie tak źle…
– Kochani, nie samą pracą człowiek żyje – odezwał się ojciec.
Miałam ochotę roześmiać się w głos. Kto to mówił. Człowiek, który wiecznie nie miał na nic czasu, bo Williams Company było jego oczkiem w głowie. I jak widać, przed niczym się nie cofnie, aby ukochana firma weszła w spółkę.
– A może jutro? – zaproponowałam. – Przyszedłby też Dominic. Wspominał wczoraj, że mieliście się spotkać i omówić jakiś projekt, ale ostatnio wam się nie udało – przypomniałam ojcu.
Na wzmiankę o Dominicu i tamtym spotkaniu nieznacznie się spiął.
Nie musisz się martwić, tato, ja już i tak wszystko wiem.
– Faktycznie. No dobrze, to niech będzie jutro. Tylko zadzwoń do matki, bo zwariuje już do końca – upomniał mnie.
– Jasne, tato, jak tylko wrócę do biura, to zadzwonię.
– W takim razie do zobaczenia jutro. – Poklepał Ethana po plecach, a mnie ucałował w policzek.
– Do widzenia, panie Williams – odpowiedział mu Davis.
Zaczekałam, aż ojciec opuści pomieszczenie, a potem odwróciłam się do Ethana z wściekłością wymalowaną na twarzy.
– Zabiję cię – warknęłam i wbiłam palec w jego klatkę piersiową.
– Masz zapędy sadystyczne. Byłaś z tym u lekarza?