Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Samotna matka. Zdolny perkusista rockowej kapeli z trudną przeszłością. Teoretycznie ich ścieżki nigdy nie powinny się przeciąć. Wszystko zmienia się, gdy straszliwa zbrodnia wstrząsa życiem Mii West. Kobieta przystaje na propozycję swojego brata-rockmana, by lato spędzić w jego willi w Savannah i tam powoli dochodzić do siebie. Nie ona jedna korzysta z jego gościny – na miejscu poznaje zabójczo przystojnego, ponurego perkusistę. Mrok, którym emanuje, przyciąga. Jego spojrzenia nie sposób zapomnieć. Mia wie, że ten facet to same kłopoty. W życiu Leifa Godwina liczą się dwie rzeczy: kapela, w której gra, o nazwie Carolina George, oraz szukanie zemsty za krzywdę, która go kiedyś spotkała. W tym równaniu nigdy nie było miejsca na Mię. Jej oczy rzucają czar. Jej ciało to wieczna pokusa. Kiedy jej dotknie, popełni grzech. Czy miłość, która ich połączy, przyniesie im zgubę?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 456
Tytuł oryginału: Kiss the Stars
Projekt okładki: Lori Jackson Designs
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Paulina Parys, Beata Wójcik/Słowne Babki
© 2020 KISS THE STARS by A.L. Jackson
© 2020 A.L. Jackson Books Inc.
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021
© for the Polish translation by Łukasz Kwiatkowski
ISBN 978-83-287-1706-0
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Wypadłam z apartamentu i pobiegłam korytarzem. Z okien po lewej widać było basen i ogród.
Zbierało się na burzę. Korony drzew drżały i chwiały się pod gwałtownymi uderzeniami wiatru. Świat skąpany był w nikłej poświacie księżyca, który na chwilę wyjrzał zza chmur.
W ciemności zamajaczyła sylwetka mężczyzny. Szedł zdecydowanym krokiem, z wyprostowanymi ramionami, przez ogród w kierunku swojego niewielkiego domu.
O ile w ogóle jakikolwiek dom nazywał swoim.
Zagubiony.
Wędrowiec niestrudzenie przemierzający świat wszerz i wzdłuż w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby zostać na stałe.
Pragnęłam znaleźć dla niego taką bezpieczną przystań. Pokazać mu, jak dobrze jest mieć dom; stać się dla kogoś ważnym, kochanym. Dać mu to, co on podarował mnie, nie żądając niczego w zamian.
Wybiegłam z budynku prosto w zawieruchę.
Na twarzy czułam wściekłe smagnięcia wiatru.
– A co, jeśli ja nie chcę, żebyś odszedł? – zawołałam, przekrzykując wiatr. – Co jeśli wolałabym, byś został tutaj, ze mną?
Był już daleko, ale widziałam, jak zastyga w bezruchu. Jak gdyby moja błagalna prośba przygwoździła go do ziemi.
Odwrócił się powoli. W tej samej chwili z nieba spadły pierwsze krople deszczu.
– Tak naprawdę wcale mnie nie chcesz. Nie masz pojęcia, o co prosisz.
To prawda, nie miałam.
Nie wiedziałam, co mi zrobi, jeżeli zostanie.
Pokocha mnie czy złamie mi serce?
Może powinnam była wówczas odwrócić się do niego plecami i cofnąć do budynku.
Potraktować poważnie ostrzeżenie, które wyczytałam z jego niesamowicie przystojnej twarzy.
Zamiast tego ruszyłam przed siebie, prosto w ulewę.
Zaryzykowałam…
– Wszystko gra? – zagadnął Lyrik, przekrzykując hałas eleganckiej imprezy. Zewsząd dobiegały zmieszane śmiechy i pobrzękiwanie szkła.
Mój starszy brat zaciągnął mnie do pustego korytarza, gdzie chociaż na chwilę mogliśmy ukryć się przed tłumem gości, którzy tego wieczoru wzięli w posiadanie jego willę. Chwycił mnie mocno za łokieć i wpatrywał się badawczo w twarz.
Wydawało mu się chyba, że jeśli mnie nie przytrzyma, zaraz gdzieś przepadnę.
– Lyriku, czuję się dobrze.
Na tyle dobrze, na ile może się czuć kobieta, której serce wali jak młotem.
Nerwy miałam w strzępach.
Nierówny i płytki oddech zdradzał wszystko, co chciałam przed nim ukryć.
To dlatego teraz częstowałam go tym ewidentnym kłamstwem.
Czasami nie da się inaczej i trzeba kłamać.
Tym razem Lyrik przejrzał moją gierkę. W sumie mogłam się tego spodziewać. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
– Gówno prawda – mruknął, mierząc mnie wściekłym spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
– Co mam ci powiedzieć? Że moja reakcja była przesadzona? Czy że naprawdę miałam powody, żeby nie na żarty się przerazić?
Obie te wersje były prawdziwe.
Jedynym rozwiązaniem, jakie przychodziło mi do głowy, było zamknąć się w pokoju i już nigdy nie wystawić nosa za drzwi.
Lyrik pewnie uznałby to za fantastyczny pomysł.
– Prawdę mówiąc, gdyby to ode mnie zależało, ani na chwilę nie spuszczałbym cię z oka.
Jego słowa sprawiły, że zalała mnie fala wzruszenia zmieszanego z niedowierzaniem.
Ja też go znałam. Na wylot. I właśnie dlatego wiedziałam, że cierpi teraz niemal tak samo jak ja.
Martwił się.
Tak bardzo chciał mi pomóc, znaleźć sposób, żeby zaradzić mojemu cierpieniu. A równocześnie zdawał sobie sprawę, że cała sława, jaką zdobył, i wielocyfrowe kwoty na kontach bankowych na nic się nie zdadzą, ponieważ nie ma on władzy nad tym, co dzieje się w moim sercu.
Co się stało, to się nie odstanie.
Fakty dokonane i pogrzebane sześć stóp pod ziemią.
– To jakiś absurd. Za bardzo się przejmujesz. Nie bądź śmieszny – próbowałam przemówić mu do rozsądku, uspokoić go. Wystarczyło, że sama byłam kłębkiem nerwów.
– Naprawdę wydaje ci się to zabawne? – warknął, tocząc wkoło wzrokiem, jakby naprawdę wierzył, że ten potwór w ludzkiej skórze miałby czelność zjawić się na jednej z największych w roku imprez. – Mia, tłumaczyłem ci już, że nie cofnę się przed niczym. Nie żartowałem.
– Pamiętam. Ale musisz wiedzieć, że nigdy bym cię o to nie prosiła. To nie jest coś, czym musisz się przejmować. Dość już zrobiłeś, żeby mi pomóc.
Brat popatrzył spode łba.
Słowo honoru, wysoki facet, kiedy ujrzałam go w mrocznym korytarzu, skojarzył mi się z demonem, którego wspomnienie wciąż mnie prześladowało. Gdy się mijaliśmy, nieznajomy przypadkiem musnął moją dłoń. Nogi się pode mną ugięły, ale siłą woli zdołałam się opanować.
W ostatnim czasie źle się czułam w tłumie.
Szkopuł w tym, że kiedy zostawałam sama, było jeszcze gorzej.
– Kto to był? – chciał wiedzieć Lyrik. – Wskaż go, a ja dopilnuję, żeby wyleciał za drzwi. Załatwię to bez gadania. Nie mam zamiaru tolerować takich zachowań pod moim dachem. Ten dupek powinien o tym wiedzieć.
– Lyriku, to naprawdę nie będzie konieczne. – Pokręciłam zdecydowanie głową, próbując wziąć się w garść. – Po prostu… zaskoczył mnie, i tyle. Tak naprawdę to on wcale nie zamierzał mnie dotknąć. Przepraszam, że znów dałam ci powód do zmartwień.
W oczach nieznajomego odnalazłam coś, co sprawiło, że wróciły do mnie wspomnienia wydarzeń z galerii sprzed trzech tygodni. Wybiegłam z pokoju bliska ataku paniki.
Przed oczami przesunął mi się teraz ciąg mrocznych, ociekających okrucieństwem obrazów.
Klatka po klatce.
Mój umysł skupił się bez reszty na wspomnieniu zła, które wyzierało spod maski.
Kiedy otrząsnęłam się z tych wizji, dostrzegłam utkwione we mnie spojrzenie Lyrika. Patrzył na mnie z braterską troską.
Jego włosy były czarne, a spojrzenie ciemnych oczu – posępne.
– Mia, nie waż się przepraszać. Nie masz za co. To nie twoja wina, że tak się stało. – Mówiąc to, marszczył poważnie brwi, jakby sam wziął na siebie część tej winy.
Westchnęłam zakłopotana.
– Chyba żartujesz, Lyriku. Przecież świetnie wiem, że ty i Tamar macie przeze mnie same kłopoty. Jesteś stale podminowany. Zauważyłam, że ostatnio prawie nie sypiasz.
– Cóż, to dlatego, że ten drań nadal jest na wolności – przyznał ponuro. – Nie odzyskam spokoju, dopóki nie trafi za kraty. Albo do piachu.
Wtem poczułam, jak smutek chwyta mnie za gardło.
Lepki, ciężki, dławiący oddech.
– Jak dobrze ci wiadomo, detektyw uznał, że to był zupełnie przypadkowy atak – przypomniałam. – Nieudany napad rabunkowy. Nic mi teraz nie grozi.
Marzyłam, żeby było to prawdą. Mogłabym wtedy zaznać spokoju. Traciłam już nadzieję, że kiedykolwiek będzie mi to dane.
– Nie mam zamiaru ryzykować – odburknął, zaciskając zęby.
Mój starszy brat był wysokim, szczupłym mężczyzną. Mógł uchodzić wręcz za żylastego. Ale dla każdego było jasne, że lepiej nie wchodzić mu w drogę.
Pozbawiony choćby grama zbędnego tłuszczu, cały składał się z mięśni. Spoglądając na niego, człowiek miał wrażenie, że ten facet potrafi wyprowadzić cios, nim w umyśle przeciwnika zrodzi się jakiś niecny zamiar.
Już nieraz widziałam go w akcji.
Lyrik West to nie był koleś, który by niepotrzebnie strzępił język. Był człowiekiem czynu, takim w stylu „spuszczę ci łomot, i co mi zrobisz?”.
Dzisiaj ubrał się w smoking, ale już wcześniej zdjął marynarkę i podciągnął rękawy koszuli. Każdy centymetr skóry na ramionach pokrywały jakieś makabryczne rysunki, którymi ozdabiał swoje ciało. Zdawałam sobie sprawę, dlaczego to robił – uważał, że potrzebuje tatuaży, żeby stale przypominały mu o złu, które czaiło się w jego duszy.
Ja jednak wiedziałam, jaka jest prawda.
Pod tą maską szorstkiego twardziela krył się mężczyzna o anielsko dobrym sercu.
Zresztą z wyglądu byliśmy do siebie niesamowicie podobni. Gdyby nie kilka lat różnicy między nami, moglibyśmy uchodzić za bliźnięta.
– Dlatego zamieszkałam z wami. Tak jak chciałeś – przypomniałam, dotykając delikatnie jego ramienia. – Możesz być spokojny. Bawmy się, przecież po to jest ta impreza. Przyszli wszyscy twoi kumple z zespołu. Twoi najlepsi przyjaciele. Twoi bracia. Zamiast spędzać z nimi czas, bez przerwy zamartwiasz się o mnie.
– Naprawdę wydaje ci się, że ta impreza ma dla mnie jakieś znaczenie? – spytał ostro, nachylając się nade mną. – Sądzisz, że obchodzą mnie te dupki, które paradują po moim domu, wyobrażając sobie, że są lepsi niż przeciętni zjadacze chleba? Dla mnie liczy się jedynie moja ekipa. Moja rodzina. Tamar, Brendon, Ada. Ty, Penny i Greyson. Cała reszta mogłaby nie istnieć. Dlatego daruj sobie te gadki, że jesteś dla mnie ciężarem, dobra? Wolałbym zginąć, niżbym miał pozwolić, żeby ktoś zrobił ci krzywdę. – Po tym wybuchu odsunął się kawałek i wbił ręce w kieszenie spodni. Z szelmowskim uśmieszkiem dodał: – Ale to nie będzie konieczne, bo raczej zrównam z ziemią całe miasto, niż pozwolę, żeby ktoś skrzywdził ciebie, moją rodzinę. Rozumiesz, co mówię?
– Jasne – bąknęłam, uśmiechając się kącikiem ust. – Jesteś wielkim twardzielem. Rozumiem – droczyłam się z nim.
Uśmieszek Lyrika stał się szerszy.
– Każdy potrzebuje mieć jakiegoś twardziela u boku.
– Jak już wspomniałam, jesteś śmieszny – oznajmiłam wesoło, czując wzbierające we mnie emocje. Serce przepełniała mi teraz miłość do brata.
Lyrik zawsze robił, co w jego mocy, żebym poczuła się wyjątkowa – żebym miała wrażenie, że jestem kimś ważnym w całym tym wielkim świecie.
– Naprawdę nie musisz mnie bronić, jak robiłeś to kiedyś. Wiele się zmieniło, nie jestem już małą dziewczynką. Wspominam o tym, bo chyba jeszcze się nie zorientowałeś.
Może takie intencje mu przyświecały, gdy przeganiał chłopców, którzy się ze mną spotykali.
– Zawsze będziesz moją młodszą siostrą – powiedział czule, gładząc mnie po policzku. – Lepiej się do tego przyzwyczaj.
– Jakoś przeżyję. – W moim głosie oprócz smutku pobrzmiewała też nadzieja, której nie potrafiłam się wyrzec.
Lyrik uśmiechnął się do mnie łagodnie.
– Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Większość na twoim miejscu by się poddała. Mia, wszystko będzie dobrze. Masz moje słowo.
– Zbyt wiele dobra jest w moim życiu, bym mogła się poddać – wyznałam głosem drżącym od nadmiaru emocji.
Szybko je stłumiłam, nie chciałam nic czuć.
Marzyłam, by wreszcie znaleźć wytchnienie.
Zapomnieć.
Choćby tylko na tę jedną noc.
Przywołałam na usta promienny uśmiech. Był nie do końca szczery, ale i tak spisałam się nadspodziewanie dobrze.
– Nie myślmy teraz o tym, w porządku? Masz ważnych gości, którymi powinieneś się zająć.
Zerknęłam w prawo, ku głównemu pomieszczeniu tej olśniewającej willi położonej na Wzgórzach Hollywood. Wszędzie roiło się od gości zaproszonych tu na coroczną imprezę połączoną ze zbiórką pieniędzy na cele charytatywne, organizowaną przez Lyrika i Tamar.
Gdziekolwiek człowiek się obrócił, natykał się na jakiegoś celebrytę z najwyższej półki.
Wśród gości byli najbardziej popularni muzycy i aktorzy.
Reżyserzy, kierownicy produkcji, prezesi firm producenckich.
Wschodzące gwiazdy oraz stare wygi show-biznesu, które na ulicy nie mogły opędzić się od fanów.
Rzecz jasna, nie brakowało też takich anonimowych postaci jak ja. Ludzi bez wyrobionego nazwiska, którzy podpierali ściany, licząc, że nikt nie zwróci na nich uwagi. Byli również tacy, którzy tylko czekali, żeby nawiązać rozmowę z tymi sławnymi. Kojarzyli mi się z dzikimi zwierzętami, u których woń sławy i bogactwa wywołuje ślinotok.
– Niech spadają na drzewo.
To Lyrik.
Przewróciłam oczami.
– Twoja żona ostro się naharowała przy organizacji tej imprezy – zauważyłam. – Poza tym zbieracie pieniądze na szczytny cel.
– Ty jesteś moim szczytnym celem.
– Lyriku – żachnęłam się.
– No co? – zdziwił się.
Westchnęłam ciężko.
– Kocham cię. Ubóstwiam. Mam graniczące z pewnością przeświadczenie, że jesteś najcudowniejszym mężczyzną na świecie.
Tak, zdecydowanie niewielu mogło dorównać mojemu bratu.
Cholera, w sumie to powoli zaczynałam dochodzić do wniosku, że faceci jego pokroju są gatunkiem na wymarciu.
Nagle poczułam się przeraźliwie samotna.
Biorąc pod uwagę, co się działo w moim życiu, taka myśl w ogóle nie powinna postać w mojej głowie.
No ale rozum sobie, a serce sobie. Zdarzały się chwile… gdy po prostu brakowało mi kogoś bliskiego, do kogo mogłabym się zwrócić po pociechę, tak samo jak on szukałby jej u mnie. Kogoś, kto przytuliłby mnie w nocy i szepnął na ucho, że wszystko się ułoży.
– No śmiało, idź do żony. Do swoich przyjaciół. Baw się. A ja… też spróbuję. Proszę.
Wiedziałam, że nic z tego nie będzie.
Chciałam po prostu, żeby brat skorzystał choć trochę z tej imprezy.
Ja ze swojej strony się starałam.
Próbowałam zachowywać się normalnie. Robiłam dobrą minę do złej gry. Skoro wszyscy jego goście mogli obnosić się ze swoją biżuterią i sztucznymi uśmiechami, udając, że obce im są wszelkie troski, mnie też powinno się udać, nieprawdaż?
– Lyriku, o co tu chodzi! Zaprosiłeś Dreams Don’t Die? Grają teraz na patio – stwierdziłam, ściszając głos, jakbym zdradzała jakiś straszliwy sekret.
Możecie mi wierzyć, to akurat była duża sprawa. Niemal padłam trupem, kiedy zajrzałam do kuchni i natknęłam się tam na Seana Layne’a, który akurat myszkował za czymś w lodówce.
Mało brakowało, a artysta straciłby we mnie zagorzałą fankę.
Zrobiłabym mu scenę.
Aha, nie lecę na muzyków. Jeden już dawno złamał mi serce i obiecałam sobie, że drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
Dość się napatrzyłam na Lyrika i jego kumpli.
Muzycy mają to do siebie, że do wszystkiego podchodzą zbyt namiętnie.
Są za bardzo wybuchowi.
I z tego powodu wiecznie pakują się w tarapaty.
Życie z kimś takim to ciągły stres. A ja nie miałam czasu ani wytrzymałości psychicznej, żeby angażować się w coś takiego.
Jednak Sean Layne to trochę inna historia…
– Kupiliśmy ich – mruknął Lyrik, wzruszając obojętnie ramionami.
No tak.
Jakżeby inaczej.
Mój starszy brat był gitarzystą prowadzącym w kapeli Sunder, jednym z najbardziej popularnych zespołów muzycznych świata. Sunder dorobił się własnej wytwórni płytowej. Liderem zespołu był wokalista Sebastian Stone.
Mój brat był gwiazdą rocka. I to taką najprawdziwszą, a nie chłopaczkiem, który marzy o zrobieniu kariery w show-biznesie.
Kiedy spacerował chodnikiem, samochody zwalniały. Każda wizyta w sklepie oznaczała konieczność pozowania do zdjęć, rozdawania autografów. Zazwyczaj fanki oczekiwały od niego, że podaruje im w prezencie koszulę, którą akurat miał na sobie.
Jednak to bynajmniej nie cały Lyrik.
Mój brat popełniał w życiu straszliwe błędy, a potem słono za nie płacił. Widziałam, jak walczył z nałogiem. A potem cierpiał, gdy uświadomił sobie, jak wielkie spustoszenia w jego życiu to spowodowało.
Był mężczyzną, który upadał. Raz za razem.
A jednocześnie człowiekiem, który znalazł w sobie siłę, by zejść ze ścieżki prowadzącej do samozagłady i walczyć o wybitność. Znalazł sobie dziewczynę marzeń i założył rodzinę, mimo że nigdy nie miał złudzeń, że kiedyś osiągnie coś takiego.
Nie tylko stał się wielkim muzykiem, lecz także zawsze zachowywał się wspaniale w stosunku do mnie.
Był moim bohaterem, a ja nie chciałam go dzisiaj dołować.
– No to idź teraz do nich i pokaż, jak bardzo się cieszysz z nowego nabytku – poradziłam, dając mu kuksańca w bok.
– Na pewno dobrze się czujesz? Mia, widziałem, jaką miałaś minę. Słuchaj, jeśli wolisz, każę wszystkim wynosić się do domu. Wystarczy jedno twoje słowo, a ta impreza się skończy.
– Nie, tylko nie to.
Skierowałam spojrzenie z powrotem ku największemu pokojowi. Łączył się z loftami na piętrze, które okrążały go ze wszystkich stron. Za przeszkloną ścianą pyszniła się panorama Los Angeles. Przez otwarte okna przenikało wonne kalifornijskie powietrze.
Za drzwiami, obok basenu, z którego widać było miasto, ustawiono prowizoryczną scenę, na której produkowali się teraz Dreams Don’t Die. Dźwięki zmysłowego utworu indie niosły się po domu, wprawiając w delikatne drżenie drewniane podłogi.
Muzyka sączyła się do pokoi. Ściany wibrowały od głębokich, namiętnych basów.
Głośna muzyka, ścisk panujący w domu, zgiełk podniesionych głosów i śmiechu. Wszystko to budowało atmosferę chaosu, który tylko cudem utrzymuje się w ryzach.
Miałam dziwne wrażenie, jakby wszystko to dążyło ku jakiejś zachwycającej – albo strasznej – kulminacji.
Ale zarazem wiedziałam, że nie powinnam zawracać głowy Lyrikowi moimi dziwacznymi fantazjami.
– Wracaj do żony. Wygląda dziś olśniewająco.
Tak, to zawsze działało.
Pokusa.
Pokusa, której nie potrafił się oprzeć.
Żaden pies nie potrafi sobie odmówić apetycznej kości. A Tamar West wiedziała, jak udomowić bestię, którą był mój brat.
Lyrik momentalnie poszukał spojrzeniem małżonki. Stała nieopodal, gawędząc wesoło z dwiema najlepszymi przyjaciółkami, Sheą Stone i Willow Evans, które, podobnie jak ona, związały się z członkami zespołu Sunder.
Przepadałam za moją bratową, była dla mnie niczym siostra. Zaprezentowała się dzisiaj w czarnej obcisłej sukni, podkreślającej jej zmysłowe kształty. Kiecka była wyjątkowo długa – sięgała aż podłogi, z rozcięciami z przodu, w których bielała skóra nóg i dekoltu.
Jej ciało, podobnie jak ciało jej męża, również pokrywały tatuaże.
Na stopach miała buty na zawrotnie wysokich obcasach. Jej błękitne oczy błyszczały.
Mój brat stracił głowę dla tej kobiety. Był jak stal, która w jej rękach zamieniała się w miękki wosk.
Zanim pewnego dnia przyprowadził ją do skromnego domu naszych rodziców, nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze pokocha.
Dla wszystkich było jasne, że Lyrik wpadł po uszy. Mimo że on sam nie od razu się zorientował.
Miłość ma to do siebie, że potrafi wziąć nas w niewolę, a my nie będziemy nawet świadomi tego, co się dzieje.
Lyrik spojrzał z powrotem na mnie.
– Ona zawsze wygląda olśniewająco – powiedział, uśmiechając się pod nosem. – Dzisiaj po prostu… trochę bardziej się postarała.
– Rezultat zapiera dech w piersiach.
– O tak, po imprezie jej za to podziękuję.
Trzepnęłam go wierzchem dłoni po torsie. Chyba za bardzo się przy mnie rozzuchwalił. Tak to już było z Lyrikiem – dla niego nie istniało żadne tabu.
– Dzięki, ale jakoś przeżyję bez aluzji do waszego życia intymnego. Wystarczy, że dzień za dniem patrzę, jak ślinisz się na jej widok.
Brat, wyraźnie z siebie zadowolony, zachichotał.
– Po prostu mówię ci, jak jest.
Roześmiałam się i wyciągnęłam rękę w stronę tłumu imprezowiczów.
– No dalej, dołącz do nich i przestań się wreszcie o mnie martwić – poradziłam. – Nic mi nie będzie.
Lyrik jeszcze się wahał.
– Na pewno?
– Na sto procent.
– Skoro tak twierdzisz… – mruknął bez większego przekonania.
– Poza tym masz tu całą armię ochroniarzy. Twój dom jest pilnowany lepiej niż Fort Knox.
Lyrik odszedł parę kroków, nadal jednak nie odwracał się ode mnie.
– Dlatego że to, co chronię, jest bardziej wartościowe.
Wreszcie odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku tłumu kłębiącego się w dużym pokoju. Zanim doszedł do końca korytarza, przystanął i znów zwrócił się do mnie.
– Mia, wszyscy oni są dzisiaj moimi gośćmi – powiedział, a jego twarz przybrała niespodziewanie surowy wyraz.
Potrząsnęłam delikatnie głową. Nie rozumiałam, do czego zmierza.
– Ale to nie oznacza, że to dobrzy ludzie – dodał po chwili posępniejszym tonem. – I że można im zaufać. Rozumiesz, co chcę ci powiedzieć?
To było ostrzeżenie, wypowiedziane bez żadnych upiększeń.
Całkowicie na poważnie.
Sens jego słów spadł na mnie niczym grom z jasnego nieba.
Gula w gardle, o której nie mogłam zapomnieć przez ostatnie trzy tygodnie, znowu dała o sobie znać. Z trudem przełknęłam ślinę i sztywno skinęłam głową.
– Wiem o tym.
Sama natknęłam się w życiu na niejednego łotra.
Lyrik kiwnął głową.
– To dobrze. Musisz być ostrożna.
– Będę uważać. Słowo honoru.
Kłamałam jak z nut. Ciekawe, czy brat mnie przejrzał.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz