Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pierwsza antologia Kobiecej Strony Literatury!
Gdy kobiety postanawiają wspierać się i działać razem, powstają wspaniałe rzeczy! Romantyczne, erotyczne, a nawet fantastyczne – takie mogą być pocałunki pod jemiołą! Strzelający w kominku ogień, prószący śnieg i… ta osoba, która rozgrzewa nie tylko nasze serce, ale i ciało! Dziewięć polskich autorek, dziewięć historii, które wprawią cię w prawdziwie zimowo-świąteczny nastrój.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 344
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Seweyn
Projekt okładki
Ewelina Nawara
Grafika na okładce
© siraanamwong/stock.adobe.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie i przygotowanie wersji elektronicznej
Maksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Anna Jeziorska
Wydanie I, Chorzów 2021
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229
www.videograf.pl
Dystrybucja wersji papierowej: LIBER SA
05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4
Panattoni Park City Logistics Warsaw I
tel. +48 22 663 98 13, fax +48 22 663 98 12
dystrybucja.liber.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2021
tekst ©
ISBN 978-83-7835-913-5
Małgorzata Falkowska – nazywa się skoczkiem gatunkowym, bo nie lubi nudy. To, co pisze, zależy od jej nastroju, dlatego jesień, zima i święta to czas na romanse. Wtedy nie chce nikogo zabijać, chyba że ktoś z jej mieszkania zrobiłby dom Mikołaja, bo mimo że kocha Boże Narodzenie, swetry świąteczne i czapki do zdjęć, to na próżno szukać u niej czegoś innego. No ewentualnie choinki, ale to też nic pewnego, bo – jak mawia – w święta najważniejsza jest obecność RODZINY i prezenty, które kompletuje już od września.
Budka miłości
Rafał
Kaśka siedziała na mnie okrakiem, unosząc się z pomocą moich dłoni, by po chwili opaść, dając nam obojgu rozkosz, której finał zbliżał się wielkimi krokami. Pojękiwania dziewczyny wypełniały ściany pokoju w akademiku. Dziś miałem go jeszcze tylko dla siebie, dlatego chciałem to wykorzystać. Powrót Janka, kumpla z drużyny pływackiej, z przedłużonego weekendu w rodzinnym mieście bardziej cieszył, niż wkurzał, ale skoro już miałem wolną przestrzeń i możliwość jej wykorzystania, tak jak lubiłem, to dlaczego miałem nie skorzystać.
– Rafi, Rafi… – Kaśka powoli odpływała i brakowało jej sił, więc ścisnąłem jej pośladki i z całą mocą zacząłem wykonywać szybkie ruchy ciałem dziewczyny, aby też w końcu dojść.
Zacisnąłem zęby, a zaraz rozluźniłem się i odetchnąłem z ulgą, którą przyniósł udany seks.
– Musimy to jeszcze dziś powtórzyć – rzuciłem, zdejmując ją z siebie, by iść pod prysznic.
Kaśka uśmiechnęła się tylko, zapewne knując jakiś niecny plan na najbliższe godziny. Najwyraźniej nie przejmowała się jutrzejszym kolokwium, gdy na szali znajdowała się noc w moim pokoju, którą na pewno zaraz pochwali się koleżankom.
Lubiłem ją, bo była taka… nieskomplikowana i bezproblemowa. Nie wymagała wielkich słów czy obietnic, była na każde skinienie, a co najważniejsze nie wkurzała się, gdy zamiast niej wybierałem inne laski, bo chętnych, żeby wskoczyć do łóżka sportowca, chyba na każdej uczelni było wiele.
– Wezmę zimny prysznic i wracam – poinformowałem ją.
– Może pójdę z tobą? – zaproponowała.
Kusiła mnie, jednak niespecjalnie pasowało mi uprawianie seksu w ogólnodostępnej dla całego piętra łazience.
– Czekaj cierpliwie, zaraz wrócę.
Przewiązałem w pasie ręcznik, zabrałem kosmetyczkę i już po chwili stałem pod strumieniem lodowatej wody. Zawsze w ten sposób spędzałem czas po bzykaniu, o czym głośno było wśród dziewczyn na uniwersytecie. Byłem kapitanem drużyny pływackiej iczłonkiem samorządu studenckiego, ale przede wszystkim miałem wyrobioną opinię babiarza, co mi schlebiało, bo traktowałem studia nie tylko jako szansę zdobycia zawodu, ale też dobrą zabawę.
– Rafik, Duśka dzwoni już trzeci raz. – Kaśka uchyliła zasłonkę prysznica i zerkała na mnie badawczo, trzymając mój telefon.
Musiałem przyznać, że wyglądała podniecająco w moim podkoszulku, i gdyby nie to, że ledwie parę minut wcześniej uprawialiśmy seks i nie byłem jeszcze gotowy na drugą rundę, chętnie znów bym ją przeleciał.
– Włóż telefon do kosmetyczki i chodź do mnie – zaproponowałem.
– A Duśka? – Wskazała na dzwoniący smartfon.
– Duśka poczeka, zebranie samorządu mamy we czwartek, a dziś dopiero poniedziałek – odpowiedziałem, bo w tej chwili nie obchodziło mnie, czego ode mnie chce przewodnicząca samorządu.
Kaśka bez skrępowania zrzuciła T-shirt i nago stanęła obok mnie. Krągłe piersi aż się prosiły, aby je pieścić, co szybko uczyniłem. Złapałem ją w pasie, przyciągnałem do siebie i, zachłannie całując każdy milimetr jej ust, dłonią drażniłem wrażliwe sutki, sprawiając tym samym, że jeszcze śmielej oddawała pocałunki, wpychając mi język niemal do gardła.
– Raf, jesteś tutaj? – Bez problemu rozpoznałem głos Marka, który mieszkał w sąsiadującym z moim pokoju.
Kaśka odskoczyła ode mnie jak oparzona, posyłając mi gniewne spojrzenie, jakby to moją winą było, że ktoś nam przerwał.
– Nawet spokojnie wziąć prysznicu nie wolno – syknąłem, nie odsuwając kotary, choć Marek na pewno domyślił się, że nie jestem sam.
– Dzwoniła Duśka, ponoć nie odbierasz, a to coś bardzo pilnego i masz natychmiast oddzwonić.
Od razu pożałowałem, że kumpel był na roku z dziewczyną, która – jak widać – planowała mi uprzykrzyć życie. Nie odpowiedziałem, a kiedy posłaniec złych wieści sobie poszedł, od razu znów przyciągnąłem do siebie Kaśkę.
– To coś ważnego, zadzwoń do niej. – Odepchnęła mnie, kiedy starałem się wrócić do tego, na czym skończyliśmy.
Sięgnęła po podkoszulek, nałożyła na mokrą skórę, a potem wyszła złazienki i wróciła do mojego pokoju. Zaczekałem chwilę, by zakręcić wodę i okryć się ręcznikiem. Z leżącej kosmetyczki wyjąłem telefon i wybrałem numer Duśki.
Adrianna
– No, w końcu! – Odebrałam już po pierwszym sygnale. – Nie wiem, po co ci telefon, skoro trzeba cię poszukiwać jak za czasów, kiedy o telefonii komórkowej nawet nie myślano. – Byłam wściekła, że tak mnie zlewał.
– Jeśli dzwonisz powiedzieć, że się stęskniłaś, to przykro mi, ale nie odwzajemniam tego stanu. Szczególnie że przerwałaś mi coś, co pewnie dla ciebie jest czystą abstrakcją – warknął.
Jego gburowatość nawet mnie nie zdziwiła. Zdążyłam się wręcz do niej przyzwyczaić, nie mogąc zrozumieć, co trzeba mieć w głowie, by lecieć na kogoś takiego jak on. Typowego samca alfa, który pewnie w kieszeni nosił notesik, w którym zapisywał kolejne zaliczone laski. Obrzydlistwo.
– Nie mam zamiaru wchodzić z tobą w polemikę, bo źle znosisz porażki, co było widać podczas ostatnich zawodów. – Nie lubiłam wypominać innym porażek, ale z nim się nie dało inaczej, musiałam być uszczypliwa.
Od niemal dwóch lat, odkąd zmuszeni byliśmy współpracować, czekałam z utęsknieniem na dzień, kiedy Rafał sam odpuści, jednak ten wciąż nie nadchodził. On jakimś cudem godził liczne treningi na basenie, obecność na zajęciach i rolę w samorządzie studenckim.
– Czego chcesz, Duśka? – zapytał, wyraźnie zdenerwowany.
– Nie mów tak do mnie! – Wkurzyłam się, bo dobrze wiedział, że nie lubię tego zdrobnienia, a wciąż tak do mnie gadał.
– A właśnie, że będę. Skoro ty masz w planie mi ubliżać, uważając się za lepszą, bo przecież według ciebie każdy sportowiec ma sieczkę zamiast mózgu, prawda?
Zaskoczył mnie tym stwierdzeniem, bo faktycznie takie właśnie miałam zdanie, co Rafał zdawał się wielokrotnie potwierdzić, wciąż planując imprezy studenckie czy inne zabawowe eventy, jakbyśmy byli w przedszkolu, a nie na studiach. Kiedy mi zależało na organizowaniu konferencji naukowych, on walczył o kolejne wybory miss oraz budżet na juwenalia.
– Pasuję, nie chce mi się teraz z tobą kłócić. Bądź za godzinę, bo zwołałam nadzwyczajne zebranie.
– Za godzinę? Wiesz, że o siódmej mam trening na basenie.
Owszem, wiedziałam i z premedytacją wybrałam taki termin.
– Im szybciej będziesz, tym szybciej skończymy i pójdziesz popływać – wyjaśniłam spokojnie, wiedząc, że to go zmobilizuje, by szybko dotrzeć na miejsce.
Zakończył połączenie bez pożegnania. Od zawsze liczyłam na to, że w końcu tak go wkurzę, że skapituluje i rzuci samorząd w cholerę, ale teraz czułam, że go potrzebuję. Sprawa nagliła, a on nadawał się do takich przypadków. „Chociaż do takich” – pomyślałam wrednie.
Rafał
Wróciłem do pokoju i zacząłem w pośpiechu poszukiwać ubrań, które nałożyłem na siebie równie szybko, jak je znalazłem. Spojrzałem na spakowaną sportową torbę, zastanawiając się, czy lepiej zabrać ją ze sobą, by się nie spóźnić.
– Pali się? – Kaśka zerkała na mnie z zainteresowaniem.
– Sądząc po głosie Duśki, mowa o trzęsieniu ziemi, huraganie i tornadzie w jednym. – Posłałem uśmiech dziewczynie, która bez mojej pomocy wpadła na to, że czas, aby i ona się ubrała.
Czekając, aż założy cały zimowy strój, sięgnąłem po torbę, w której znajdowało się wszystko, czego potrzebowałem do treningu.
– Zobaczymy się wieczorem? – zagadnęła dziewczyna, gdy zamykałem już drzwi pokoju.
– Pewnie padnę do wyra i będzie ze mnie marny użytek – wyznałem zgodnie z prawdą, bo tak zazwyczaj kończyły się dla mnie dwugodzinne wieczorne treningi.
Zdecydowanie wolałem pływanie o poranku. Zebranie myśli podczas pokonywania kolejnych długości basenu pobudzało mnie do życia. Jednak w poniedziałki treningi wypadały wieczorem i często się przeciągały, bo po nas nie było już kolejnych chętnych do korzystania z uczelnianej pływalni.
– Zadzwonię, gdy będę w potrzebie, OK?
Pożegnałem się z Kaśką dosyć niegrzecznie, ale ona nigdy nie miała z tym problemu. Traktowała nasze schadzki jak zabawę i gdy sama miała „potrzebę”, także bez problemu odnajdywała mój numer, aby napisać czy zadzwonić, czego nie miałem jej za złe.
Jak głupek zacząłem biec w kierunku budynku, w którym czekali na mnie pozostali członkowie samorządu, zgromadzeni na nadzwyczajnym zebraniu zwołanym przez przewodniczącą Adriannę Ogińską.
Wbiegłem do sali, gdzie spotykaliśmy się regularnie, i zdziwiłem się, że znajduje się w niej jedynie Duśka. „Wredna menda” – pomyślałem, zły na siebie, że ponownie dałem się jej zmanipulować.
– Szybko poszło. – Na jej twarzy gościł tryumfalny uśmiech.
– Nie wierzę, że zawsze nabieram się na twoje gierki – wyznałem, bo to nie pierwszy raz, kiedy zmuszony przez Duśkę zjawiłem się na zebraniu nie tyle o czasie, co przed nim. – Tylko mi nie mów, że to całe zebranie jest fejkiem, bo się szczerze wkurwię.
Ada nie wyglądała na zadowoloną z mojej reakcji.
– Tylko ty, ty i ty! Myślisz czasem o innych czy czubek nosa to ostatnie, na co zwracasz uwagę?
Nie spodziewałem się ataku z jej strony, bo wiele mógłbym oniej powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest impulsywna czy krzykliwa. Do Ogińskiej bardziej pasowało miano ostoi spokoju, bo zawsze ze stoickim spokojem podchodziła do każdego zebrania oraz publicznego wystąpienia.
– Świat nie kręci się wokół ciebie, Rafik, i nie każdego bawi robienie ci na każdym kroku mało śmiesznych pranków.
Po raz pierwszy zwróciła się do mnie inaczej niż oficjalnie, czyli „Rafale”, ale nawet to nie zminimalizowało ciosu, który we mnie wymierzyła, dając do zrozumienia, że ma mnie za narcystycznego dupka. I choć miałem gdzieś jej zdanie na mój temat, to tym razem zabolało.
– Twoją frustrację najlepiej uspokoiłby dobry seks, ale nie wiem, jakim trzeba by być odważnym, aby cię przelecieć, bo pewnie podczas bzykania sprawdzasz nie tylko znajomość tabliczki mnożenia, ale też zasady ortografii – odpowiedziałem w swoim stylu.
Szybko pożałowałem tych słów. Takim sposobem tylko upewniłem ją w tym, co o mnie myślała, ale poprzez wielogodzinne przebywanie z wiecznie napalonymi kumplami z drużyny nie potrafiłem się bronić inaczej. W ich oczach po rzuceniu takiej uwagi byłbym nie tylko inteligentny, ale też zabawny, co mi odpowiadało.
– Wiesz co… lepiej już nic nie mów, bo tylko się pogrążasz – skwitowała Ada, a ja poczułem, że muszę pokazać jej, że myli się w stosunku do mnie, choć jeszcze nie miałem pojęcia, jak to zrobić.
Adrianna
O dziwo, zamilkł. Bałam się, że rzuci kolejny seksistowski tekst, by pokazać, kto jest górą, ale się powstrzymał. Usiadł za jedną z ławek i w ciszy zaczął przeglądać telefon. Tymczasem ja pogrążyłam się w myślach dotyczących tego, jak mało ludzie wiedzą o mnie. Ale o to mi przecież chodziło. Mówiłam o sobie tyle, ile musiałam, lecz o innych hojnie zbierałam informacje, skoro się przede mną otwierali. Zazdrościłam im tego. Nie potrafiłam być jak oni i z biegiem lat uznałam, że to nawet dobrze. Dzięki temu mniej cierpiałam i głównie z powodów, które zdążyłam już przetrawić.
– Wybaczcie to zamieszanie, ale jestem po spotkaniu z dziekanem Sucharskim – zaczęłam, gdy zauważyłam, że przybyli już wszyscy, na których czekaliśmy. – Na Wydziale Prawa i Administracji studiuje dziewczyna, u której zdiagnozowano stwardnienie rozsiane.
– O kurwa! – Tomek nie mógł tego lepiej podsumować.
Nie lubiłam przekleństw, ale tu nie pasował inny komentarz. Patowa sytuacja, zresztą tak też przedstawił ją Sucharski, który za punkt honoru wziął sobie zorganizowanie pomocy dla dziewczyny. Opowiadał o niej w samych superlatywach, abym nie odesłała go zkwitkiem. Na uczelni przecież mieliśmy wielu studentów, którzy także potrzebowali pomocy, ale tym razem o pomoc prosił sam dziekan, co nie zdarzało się często.
– No dobra, ale co my mamy zrobić? – zainteresowała się Sara, która wiedziała, że nie zwołałam zebrania bez powodu.
– No właśnie, co? – niecierpliwił się Rafał.
Usiadłam wygodnie na krześle i sięgnęłam po zeszyt, gdzie zapisałam wstępny plan. Bardzo wstępny, ale liczyłam, że reszta samorządu włączy swój proces myślowy i wspólnie dopracujemy temat.
– Zbliżają się święta, a to dobry czas na pomaganie. Wiecie, ludzie chcą pokazać, że są dobrzy, a my musimy to jedynie wykorzystać w słusznej sprawie. Możemy stworzyć coś na podobę festynu w auli.
Zdawałam sobie sprawę, że rzuciłam im trudne zadanie, ale szczerze na nich liczyłam. W końcu po coś się znaleźliśmy w samorządzie studenckim, ateraz mogliśmy dzięki temu pomóc komuś, kto tego potrzebował.
– Mało funduszy równa się mnóstwo pracy własnej – słusznie zauważył Rafał. – Gdy na coś wpadniecie, to dajcie mi wytyczne, bo wątpię, aby przez piętnaście minut, które mi zostały do treningu, udało się coś ustalić.
– Jak zawsze chcesz przyjść na gotowe! – syknęłam. – Wy myślcie, a ja przyjdę, pokażę się, poślę uśmiechy, po których wielu rzygnie, wyczuwając sztuczność, i pójdę z uniesioną głową, jakbym sam coś ogarnął. – Zaczęłam teatralnie bić brawo.
Nie poznawałam siebie, ale mimo wszystko uważałam, że mu się należało, bo niewiele minęłam się z prawdą. Rafał faktycznie bardziej bywał, niż był na naszych zebraniach, a w kwestiach, które go nie interesowały, czyli praktycznie wszystkich, które nie wiązały się z obecnością tłumu rozchichotanych dziewczyn, zostawiał nam wolną rękę.
Rafał
„Czy ona chciała mnie ośmieszyć?” – zastanawiałem się, wpatrując w jej klaszczące dłonie.
Zachowywałem się jak zawsze, lecz nagle dziś Duśce coś nie pasowało i postanowiła wykpić mnie przy wszystkich.
– Jak masz coś do mnie, to powiedz mi to w twarz! – Wkurzyłem się.
– Właśnie to robię, nie zauważyłeś? – Podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy. – Dobrze, że na basenie nie czekasz, aż to inni podadzą ci gotowy plan, bo marne byłyby wyniki naszego uniwersytetu.
Michał, który siedział za mną, wstał, jakby bał się, że zaczniemy się zaraz bić. Był idiotą, skoro sądził, że mógłbym uderzyć kobietę.
– Ej, wyluzujcie, mamy robotę, a skakanie sobie do gardeł nic nam nie da. – Słowa Beaty wpłynęły na mnie uspokajająco, za co miałem ochotę jej podziękować.
Choć wiedziałem, że to głupie, szybko wpadałem w złość i tylko pokonywanie kolejnych długości basenu pozwalało mi odnaleźć na nowo harmonię.
– Może niech każdy z nas do jutra zasięgnie opinii najbliższego otoczenia, jak można by pozyskać kasę i jutro rano to omówimy, wybierając najlepsze rozwiązania? – Beata chyba dobrze działała pod presją, bo ten pomysł naprawdę jej się udał.
– Widać nasza kłótnia na coś się jednak przydała, Bet. – Puściłem do niej oczko, wiedząc, że zaraz pokaże mi język, bo zawsze tak robiła.
I tak się stało tym razem. Nieczuła na moje żartobliwe gesty, odwdzięczała się czymś na podobnym poziomie.
– Podoba mi się, tylko, proszę, nie zapomnijcie. – Czuć było, że Duśce naprawdę zależy na tej sprawie. – Zwłaszcza ty – zwróciła się do mnie, a ja postanowiłem, że wpadnę na coś tak genialnego, że jeszcze mnie przeprosi za to, jak mnie potraktowała.
Nadal jednak nie miałem pojęcia, jak to ugryźć, a pomoc chłopaków z drużyny raczej na niewiele się zda, ale musiałem spróbować. Może jakimś cudem któryś z nich wpadnie na wart uwagi deal na pozyskanie łatwej kasy dla chorej studentki.
Adrianna
Nikt nie mógł wiedzieć, jak bliska była mi sprawa, którą przedstawił dziekan. Nawet gdyby nie prosił o szybkie działanie, to sama z siebie włączyłabym tryb turbo, bo przy tej chorobie nic nie było pewne. Mogła nie dawać o sobie znać przez długie lata, ale mogła też z dnia na dzień rozłożyć człowieka, odbierając mu wszystko, co dotąd uważał za normę.
Wracając do akademika, zastanawiałam się, czy nie za ostro potraktowałam Rafała, ale wkurzało mnie jego dziecinne zachowanie. Te ciągłe odniesienia do seksu, jakby tylko wokół tego kręcił się świat, były naprawdę męczące. Rozumiałam, że jest facetem naładowanym dużą dawką testosteronu, co zresztą widać było podczas zawodów pływackich, na które czasem zaglądałam, aby powiedzieć kilka słów w imieniu samorządu studenckiego. Rozumiałam wiele, ale dziś naprawdę zależało mi na pomocy tej dziewczynie.
Zbliżałam się do wejścia, kiedy zawibrował mój smartwatch, oznajmiając nadejście SMS-a. Zatrzymałam się, kliknęłam ekran zegarka, bo nie chciało mi się szukać w torebce komórki, i odczytałam wiadomość od Beaty: „Damy radę, zobaczysz!”. Kilka słów, a jednak wywołały uśmiech na mojej twarzy. Po raz kolejny ucieszyłam się, że w gronie samorządu mam obok siebie kogoś takiego jak ona, bo lubiłam to pozytywne myślenie połączone z wewnętrzym spokojem, którym się cechowała Becia. Podziękowałam jej emotką serca. Nieświadomie dała mi wsparcie w chwili, kiedy bardzo tego potrzebowałam.
Rafał
Dotarłem na trening jako ostatni, ale mieliśmy z chłopakami jeszcze chwilę, aby pogadać. Nie nastawiałem się na wiele, jednak liczyłem, że nawet głupia myśl któregoś z nich sprawi, że narodzi się w mojej głowie pomysł godny nie tyle pochwały Duśki, co pokazania jej, że nie jestem totalnie bezużyteczny, jak zakładała.
– Dobra, siadajcie na ławkach i robimy szybką burzę mózgów – zarządziłem, widząc, że mamy niespełna piętnaście minut do rozpoczęcia treningu.
– Burzę czego, stary? – zażartował Maks i przybił dumnie piątkę z kolegami siedzącymi obok niego.
Postanowiłem się nie poddawać. Wielokrotnie gadałem z nimi w ten sposób i tym razem musiałem także uderzyć tak, aby zechcieli się wysilić.
– Gdybyście mieli za coś zapłacić, to co by to było? – zapytałem.
– Seks – rzucił Arek, a inni zawiwatowali.
Skłamałbym, mówiąc, że mnie zaskoczyli, bo odpowiedzieli tak, jak się spodziewałem, a co gorsza, jak chciałem.
– A mniej perwersyjnie? Masz dziesięć złotych i jesteś na kiermaszu uniwersyteckim z atrakcjami, gdzie możesz skorzystać tylko z jednej. Co wybierasz? – zapytałem Maksa, bo był najbliżej.
– Pocałowałbym się z misską – rzucił bez zastanowienia.
–Kissing booth!– Czułem, że mam coś, co zadowoli Duśkę i pomoże zebrać naprawdę fajną kasę.
Kumple z drużyny spojrzeli na mnie jak na przybysza z innej planety, po czym wybuchnęli śmiechem. Nawet nie przypuszczali, że swoimi głupkowatymi odpowiedziami pomogli mi wpaść na całkiem fajny pomysł, który mógł trafić do studentów. Przynajmniej tych podobnych do mnie i moich kumpli, bo jakoś nie widziałem Duśki płacącej za pocałunek, nawet z największym ciachem na uczelni.
Pływając, układałem plan wystąpienia na spotkaniu samorządu, które miało odbyć się jutro. Wpadłem na pomysł stworzenia prezentacji multimedialnej, w której mógłbym przekazać swoją wizję stoiska, przy okazji chwaląc się swoimi umiejętnościami ogarniania Photoshopa, co niektórych mogło zaskoczyć. Gdyby znali mnie z tej strony, pewnie szybko połapaliby się, kto tworzy memy ze zdjęć studentów i wykładowców, które udostępniane są na spottedzie uczelni z fejkowego konta, które stworzyłem na pierwszym roku studiów.
– Raf, możesz zostać? – zapytał trener krótko po tym, gdy pozwolił nam wyjść z basenu.
Kumple posłali mi spojrzenia pełne współczucia, bo trener nie należał do tych, którzy prosili o rozmowę sam na sam w celu pochwalenia, a raczej zwrócenia uwagi.
– Mam wrażenie, że dzisiaj błądziłeś gdzieś myślami. Nie wiem, czy to wina złamanego serca czy czegoś innego, ale pamiętaj, że na świątecznych zawodach masz być w pełni sił, bo choć to zabawa, to ja traktuję to poważnie.
„Toruńskie świąteczne zawody sportowe” – przypomniałem sobie o zbliżającym się wydarzeniu, które miało odbyć się w nowo wybudowanym centrum sportu. Z wcześniejszych opowieści trenera wynikało, że zjawią się na nich drużyny sportowe ze wszystkich toruńskich uczelni. Miały być mecze siatkówki, koszykówki, pływanie, a nawet podnoszenie ciężarów, co mnie szczerze zaskoczyło, bo nie przypuszczałem, że mamy w tej dyscyplinie swoich zawodników. Zresztą nie tylko w tej, ale tym razem odebrałem to jako łut szczęścia, bo im więcej ludzi, tym większa szansa na powodzenie akcji, której zarys właśnie zrodził się w mojej głowie.
– Dzięki, trenerze, równy z pana gość. – Poklepałem go po ramieniu i pognałem do szatni, aby się przebrać, by czym prędzej wrócić do pokoju w akademiku i zacząć tworzyć coś, co zaczynało mi się podobać.