Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
POZNAJ ELEKTRYZUJĄCY ROMANS, W KTÓRYM DWOJE LICEALNYCH WROGÓW MUSI PONOWNIE SPOTKAĆ SIĘ PODCZAS PODRÓŻY ZAINSPIROWANEJ ZERWANYMI ZARĘCZYNAMI ICH DZIADKÓW.
Noelle Shepard jest bezrobotna. Mieszka z rodzicami i opłakuje stratę ukochanej babci, gdy odkrywa stary list miłosny wraz ze zdjęciami, na których widać babcię z tajemniczym mężczyzną. Aby odnaleźć zagadkową postać, tworzy na TikToku film, który w ekspresowym tempie zyskuje popularność. Doznaje szoku, gdy odpowiada jego wnuk – Theo Spencer, jej irytujący rywal z czasów liceum.
Noelle nie chce pozwolić, by sukcesy zawodowe Theo – nie mówiąc o jego seksownym uśmieszku – stanęły na drodze do odkrycia sekretu babci z lat młodości. Kiedy dziewczyna dowiaduje się, że plany Kath i Paula dotyczące potajemnego pobrania się zostały pokrzyżowane, Noelle decyduje się na wycieczkę trasą podróży poślubnej, którą zaplanowali kochankowie, ale nigdy nie zrealizowali. Jest jednak pewien haczyk – Paul, dziadek Theo, prosi, by mógł z nią pojechać i nalega, by jego wnuk do nich dołączył.
Mijają kolejne kilometry wyprawy, a napięcie między Noelle a Theo rośnie... dopóki dziewczyna nie odkryje, że Theo skrywa tajemnicę, która może sprawić, że ich niepewny związek zakończy się, zanim zdąży się na dobre zacząć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 408
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Babciu, dzięki znakom od ciebie wiem, że byłaś ze mną,
kiedy to pisałam. Kocham cię bardziej niż na zawsze
JEDEN
Budzę się z dwoma milionami wyświetleń.
Na początku nie mam o tym pojęcia. Z zamkniętymi oczami przemierzam dłonią tor przeszkód złożony z kubków, opakowań po jedzeniu i pomadek ChapStick na szafce nocnej, aby znaleźć telefon. Chcę tylko wiedzieć, która jest godzina.
A może wcale nie chcę. Sądząc po promieniach słońca przebijających się przez moje zaciśnięte powieki, jest żenująco późno.
Zaciskam palce na przewodzie ładowarki i przeciągam telefon po szafce nocnej, przewracając pomadki niczym kręgle.
Wszystko jedno. Noelle z przyszłości poradzi sobie z tym bałaganem.
W końcu chwytam zdobycz i włączam ekran. Ale zamiast godziny, moje załzawione oczy zauważają lawinę powiadomień z TikToka. Nawet gdy mrugam, patrząc na tę astronomiczną liczbę, ona wciąż tyka i rośnie o pięć, siedemnaście, czterdzieści dwa.
– Co do cholery? – wykrztuszam.
Wtedy sobie przypominam: mój film.
Mój, i tak już słaby, chwyt zawodzi i telefon spada mi na twarz.
Drzwi otwierają się szeroko, gdy wyję z bólu. Łzawiącymi oczami dostrzegam zarys sylwetki mojej mamy.
– Noelle, co się stało na litość boską?
Gdyby to był serial komediowy, właśnie w tym miejscu obraz by znieruchomiał: ze mną, dwudziestoośmiolatką, szamoczącą się w łóżku z dzieciństwa, oślepioną w dziwacznym wypadku z iPhonem, po tym jak zyskała wielką popularność w aplikacji społecznościowej przeznaczonej dla nastolatków.
Jedyne, co sprawia, że nie chcę zapaść się pod ziemię, to liczba osób, które widziały ten film. Serce mi wali jak szalone. Może nawet ta właściwa osoba.
Podnoszę się do pozycji siedzącej, dociskając palce do bolącego czoła, gdy szukam telefonu. Mama, stojąc w drzwiach, przygląda mi się ze zdziwieniem, ubrana w strój sportowy zamiast jak zwykle w damski garnitur. Musi być sobota.
– Czy wszystko w porządku? – Brązowe oczy, takie jak moje, prześlizgują się na rower stojący w kącie. Na ścianie neon zachęca: BE AWESOME[1].
Widzę, że bardzo chce go włączyć. Chciałabym go zerwać ze ściany. Nie ma to, jak budzić się każdego ranka z agresywną pozytywną energią, kiedy jesteś dorosła i musiałaś wrócić do domu rodziców po tym, jak cię zwolnili z pracy, której nawet nie lubiłaś.
– Tak, mamo, wszystko świetnie. – Wzdycham, czując narastający ból głowy. – Po prostu upuściłam telefon na twarz.
– Przepraszam kochanie. Hej! Skoro już nie śpisz, to ja się szybko przejadę.
Mówi to wszystko jednym tchem, będąc już na rowerze ze swoimi specjalnymi, wyjątkowo głośnymi butami w dłoni. Nie zliczę, ile razy w ciągu ostatnich czterech miesięcy budziła mnie stukaniem o drewnianą podłogę. To nie jej wina, że zamieniła moją sypialnię z dzieciństwa w kapliczkę dla swojego roweru stacjonarnego za dwa tysiące dolarów. Nikt z nas nie spodziewał się, że jeszcze tu wrócę.
– Rób swoje. – Zakopuję się z powrotem pod kołdrę i wyświetlam moje konto na TikToku, serce wściekle mi wali.
Dokładnie tam, pod moim najnowszym filmem opublikowanym nieco ponad tydzień temu, ukazana jest liczba wyświetleń: 2,3 miliona. Ponad czterysta tysięcy polubień i tysiąc sześćset komentarzy.
Ja pierdolę.
Co się, do cholery, stało? Kiedy wczoraj wieczorem zasypiałam o dziewiątej, miałam marne osiemdziesiąt polubień. I, co najbardziej miażdżące, żadnych komentarzy.
Moje oczekiwania były niewielkie, a powinny być jeszcze mniejsze. Założyłam konto we wrześniu zeszłego roku ot tak, z nudów, a potem zaczęłam publikować swoje zdjęcia, gdy zobaczyłam, jak inne konta fotograficzne cieszą się popularnością, chociaż nikogo nie obchodziło moje.
Ale nadzieja umiera ostatnia, prawda? Przynajmniej tak zwykła mówić moja babcia, puszczając do mnie oko.
Wszystkie rady, których mi udzieliła, trzymam w kieszeni, by mieć je pod ręką, kiedy ich potrzebuję, czyli jak to było często przed jej śmiercią i niemal ciągle, gdy jej nie ma. Od samego początku była stałym elementem mojego życia, osobą, do której się zwracałam, gdy coś się wydarzyło, dobrego lub złego. Nazywanie babci swoją najlepszą przyjaciółką jest niekonwencjonalne, ale babcia nią była, zanim dowiedziałam się, kim są najlepsi przyjaciele.
Dopiero po dwóch miesiącach po śmierci babci, byłam w stanie patrzeć na jej zdjęcia bez natychmiastowego wybuchu płaczu. Mam wiadomość głosową z nią śpiewającą Sto lat, której nie mogę słuchać nawet pół roku później.
Ale ten film – ten, który ma teraz miliony wyświetleń – jest w równym stopniu listem miłosnym do niej, jak i pytaniem do wszechświata. Albo prośbą.
Kiedy dowiadujesz się, że twoja babcia miała tajemniczego kochanka, gdy była w wieku dwudziestu lat, chcesz wiedzieć więcej. A kiedy nie ma jej w pobliżu, by mogła odpowiedzieć na tornado pytań, które pojawiło się w chwili, gdy wyciągnęłaś te zdjęcia ze zniszczonej koperty z pudełka znalezionego w zakurzonym kącie w jej garażu? Cóż, trzeba znaleźć alternatywne źródła.
W pierwszej kolejności zgłosiłam się do mojego taty. Zapytałam, czy wie coś o romantycznej historii babci, nie siląc się specjalnie na precyzję. Musiałam zachować ostrożność – jeśli nie wiedziałby o tym związku, mogłoby go to wytrącić z równowagi. Jego smutek był wciąż równie dotkliwy, jak mój.
– Dla niej istniał tylko tata, a dla niego mama. Zawsze mówiła, że był jej największą miłością – odpowiedział.
Związek rodziców zawsze był jego powodem do dumy. Ich historia miłosna wyniosła jego własne oczekiwania na najwyższy poziom, zamieniając go w beznadziejnego romantyka, a te oczekiwania przeszły dalej. W naszej rodzinie od dawna panuje żart – jeśli nie jest to coś w stylu babci i dziadka Joe, to szukamy dalej.
Oczy taty zwęziły się z ciekawości, a może podejrzenia, w związku z moim milczeniem.
– Skąd się wzięło to pytanie?
– Och, tak po prostu – powiedziałam, podczas gdy jej zdjęcie z innym mężczyzną wypalało dziurę w kieszeni moich dżinsów.
Więc tata odpadał. A jeśli on odpadał, wszyscy inni w mojej rodzinie również. Po prostu od razu by mu powiedzieli.
Spędziłam wystarczająco dużo czasu na TikToku, aby wiedzieć, że jest on w równym stopniu bezużyteczny, co transformatywny – nudne układy taneczne wymieszane z filmami ze spotkaniami po latach, przez które szlocham w poduszkę o drugiej w nocy. Jeśli opublikowałabym te informacje i sprawiła, że będą one przekonujące, istniała szansa, że ktoś by je zobaczył. Istniała szansa, że ktoś by coś o nich wiedział.
Może ktoś coś wie o zbiorze zdjęć i tym jednym liście, który babcia przechowywała przez ponad sześćdziesiąt lat. Może rozpoznaliby przystojnego mężczyznę z fotografii z falowanymi ciemnymi włosami i głębokimi dołeczkami w policzkach o imieniu Paul - takie, wraz z datami 1956 i 1957, widniało na odwrocie zdjęcia, zapisane w niedbały sposób.
Po burzliwym romansie wyszła za mąż za dziadka Joe w 1959 roku. Znam ich historię na pamięć – babcia kochała mi ją opowiadać. Ale nigdy nie wspomniała o mężczyźnie imieniem Paul, co wydaje się dziwne. Bezustannie grałyśmy w grę, którą pieszczotliwie nazywałyśmy „Zdradź mi sekret”. Zawsze mówiłam jej swoje, a ona opowiadała o swoich.
Przynajmniej tak mi się zdawało.
Zanim zbieram się na odwagę, by przeczytać komentarze i sprawdzić, czy jest tam odpowiedź, której szukam, decyduję się ponownie obejrzeć film.
Klikam kciukiem ekran, a on uruchamia się i odtwarza piosenkę Lorda Hurona, którą wybrałam, aby maksymalnie chwycić za serce.
Dodany przeze mnie tekst nałożony jest na każde zdjęcie, które trzymam w ramce, a odpryski miętowego lakieru na moim kciuku stanowią kontrast z czarno-białymi odbitkami.
Na jej twarzy, w młodości bardzo podobnej do mojej, dostrzegalny jest cień smutku. Mamy takie same rysy. Ludzie zawsze nam to mówili. Bliźniaczki z około pięćdziesięcioletnią różnicą wieku. Bratnie dusze urodzone w różnych dekadach.
Pierwsze zdjęcie przedstawia babcię i Paula stojących przed domem, którego nie rozpoznaję. Tekst na ekranie brzmi: Niedawno zmarła moja babcia. Znalazłam te zdjęcia przedstawiające ją i mężczyznę, którego nigdy nie poznałam.
Potem są na plaży, ona patrzy na Paula z zalotnym uśmiechem na twarzy: Jedyne informacje, jakie posiadam, to że ma na imię Paul i poznali się w Glenlake w Kalifornii około 1956 roku.
Następne zdjęcie przedstawia ich w uścisku, z jej policzkiem przyciśniętym do jego piersi i zamkniętymi oczami: Miała na imię Kathleen i wydaje mi się, że na tych zdjęciach ma dwadzieścia lat.
Na ostatnim zdjęciu Paul siedzi przy stole piknikowym, z podbródkiem opartym na dłoni i wpatruje się w aparat w sposób ujawniający, kto za nim stoi: To mało prawdopodobne, ale jeśli go rozpoznajecie, proszę o kontakt. Babcia nigdy o nim nie wspominała, ale wygląda na kogoś ważnego dla niej. Naprawdę muszę poznać ich historię.
Każde zdjęcie łączy wspólny element: zawsze patrzyli na siebie i się uśmiechali. Często w swoich ramionach. Na wielu ujęciach babcia patrzyła na Paula z serduszkami w oczach.
A jego serce najwyraźniej należało do niej. Gdybym nie poznała tego po sposobie, w jaki na nią patrzył, napisany przez niego list, z pewnością to potwierdzał.
Odsuwam kołdrę, żeby upewnić się, że mama nadal jest zajęta. Pot spływa jej po twarzy, a jej uwaga jest niezwykle skupiona na ekranie przed nią. Równie dobrze mogłoby mnie tu nie być.
Doskonale. Wyciągam list, który schowałam pod zapasową poduszką i kciukiem wygładzam zagniecenie.
1 lipca 1957
Najdroższa Kat,
Rozumiem, dlaczego nie możemy uciec, żeby się pobrać. Naprawdę. Chcę tylko, żebyś czuła się dobrze.
Koniec naszego związku nie powstrzyma mnie od kochania Ciebie przez resztę mojego życia. Nie wiem, czy to pomaga, czy rani. Jedyne o co proszę, to, abyś pamiętała o tym, co sobie obiecaliśmy: nigdy nie zapomnij o naszym wspólnym czasie i myśl o nim z radością.
Obiecałem Ci, że wszystko będzie dobrze, pamiętasz? I tak się stanie.
Twój na zawsze
Paul
Mogę z całą pewnością stwierdzić, że nikt nigdy mnie tak nie kochał. Dlaczego więc się rozstali?
Nigdy nie umieściłam swojej twarzy ani głosu w żadnym publikowanym materiale. Nawet moja nazwa użytkownika jest anonimowa, to tylko użytkownik i losowa kombinacja liczb. Ale teraz są tam twarze babci i Paula. Widziało to 2,3 miliona ludzi i nie czuję się z tym źle. Moja babcia kochała tego mężczyznę, ale nie mogę jej o nic zapytać. Tego sekretu nie może mi zdradzić.
Jeśli więc Paul nadal żyje, mam nadzieję, że powie mi to w jej imieniu.
Wsuwam list z powrotem do skrytki, po czym przewracam się na plecy i podnoszę telefon, żeby zanurzyć się w komentarzach.
Ale zanim zdołam zacząć, kołdra zostaje bezceremonialnie zerwana z mojej głowy. Już drugi raz dzisiaj upuszczam telefon na twarz.
– Kurwa! – krzyczę, zakrywając twarz dłońmi. Moje nogi kopiące powietrze trafiają w czyjeś ciało.
– Wal się! – jęczy znajomy głos. – Trafiłaś mnie w jaja!
– Nie słyszę instrukcji Cody’ego! – Mama sapie, słysząc krzyki instruktora, a to jak oddycha przywodzi na myśl zajęcia ze szkoły rodzenia.
Odkrywam twarz i widzę mojego młodszego brata Thomasa zgiętego wpół, z czołem opartym na moim łóżku i rękami złożonymi między nogami. Jego oddech również przypomina zajęcia ze szkoły rodzenia.
Pośród całego zamieszania mój tata wsuwa swoją blond głowę przez drzwi z promiennym uśmiechem na twarzy.
– Czy ktoś ma ochotę na jajka po benedyktyńsku? Pomyślałem, że moglibyśmy zrobić brunch, skoro Thomas tu jest.
Wyrywam zmiętą kołdrę spod głowy Thomasa i naciągam ją z powrotem na nogi.
– Chciałabym, żeby wszyscy opuścili mój pokój. Pamiętacie moją zasadę, że nie wchodzicie tu, kiedy nie mam na sobie spodni?
– Już prawie skończyłam. – Mama sapie. – Zaraz pobiję swój rekord.
Thomas jęczy.
Boże, zaraz sama kogoś pobiję. Moje nieuszkodzone oko błądzi z powrotem w kierunku telefonu, gdy na ekranie pojawiają się kolejne powiadomienia. Bardzo chcę je sprawdzić, ale nie odważę się tego zrobić w pokoju pełnym Shepardów, którzy o niczym nie wiedzą.
Thomas podnosi się, a jego morskozielone oczy wyostrzają się z ciekawości, gdy widzi mój rozświetlony ekran. Patrzenie na niego to jak patrzenie w lustro, gdyby nie fakt, że dzieli nas jedenaście miesięcy. Mamy te same miodowoblond włosy i ciemne brwi, ale moje oczy mają kolor fusów z kawy.
Kiwa głową w stronę mojego telefonu.
– Co się dzieje?
Przekręcam telefon ekranem w dół.
– Nic.
– Twój Tinder eksploduje, Fasolko? – Uśmiecha się. – Świetna partia.
Tata zniknął, żeby zacząć przygotowywać jajka, a mama jest zajęta świętowaniem końca swojej przejażdżki i pobicia rekordu. Podejmuję ryzyko i przykładam oba środkowe palce do twarzy Thomasa.
– Przestańcie natychmiast, oboje – mówi bez tchu mama.
Thomas chichocze i wysuwa się za drzwi. Gdybym nie cierpiała na chroniczny ból pleców, mogłabym przysiąc, że znów mam piętnaście lat. Bycie w tym domu powoduje, że oboje cofamy się w rozwoju.
Mama zeskakuje z roweru z radosnym uśmiechem na twarzy. Odwraca się do umieszczonego za nią znaku BE AWESOME i pociąga za sznurek. Neon zostaje włączony tylko wtedy, gdy czuje, że na to zasłużyła. Rozświetla się, a różowe światło sprawia, że jej twarz staje się jeszcze bardziej czerwona.
Jej ciemne włosy są wilgotne na końcach kucyka, a oczy łagodnieją, gdy spotykają moje. Tak jak zawsze ostatnimi czasy.
– Dobrze się czujesz? – pyta i nie jest to zdawkowe, ale obie wiemy, że nie czuję się dobrze.
Mimo to z łatwością wypowiadam swoją kwestię.
– Tak.
Jej ciche westchnienie wskazuje, że w to nie wierzy. To całkiem fair. Ja też nie.
– No cóż, jest jedenasta, więc może wstaniesz z łóżka?
Zaiste, be awesome.
Nieprzeczytane komentarze szepczą ponaglająco przez cały brunch. Wpycham do ust jajka po benedyktyńsku, prawie się dławiąc.
Właśnie tego mi potrzeba, śmierci z powodu kanadyjskiego bekonu.
Kusi mnie, żeby wyciągnąć telefon nie mniej niż milion razy, ale to zachęci do pytań, na które nie jestem przygotowana. Moja rodzina jest zazwyczaj wścibska. Odkąd musiałam się przeprowadzić z powrotem do domu, wszyscy krążą nade mną wyraźnie zaniepokojeni, że tylko jeden mail z odmową pracy dzieli mnie od zupełnego rozsypania się.
Kończę śniadanie w rekordowym tempie, rzucając widelcem o talerz, jakbym wygrała konkurs w jedzeniu jajek po benedyktyńsku, w którym nikt inny nie brał udziału.
– Skończyłam. Do zobaczenia.
– A co, masz jakieś plany? – pyta Thomas z ustami pełnymi jedzenia, przekrzykując skrzypienie mojego krzesła.
– A co, obchodzi cię to? – odpowiadam ogniem.
Unosi brwi.
– Dopiero tu przyjechałem, a ty już mnie porzucasz?
– Mas, wymykasz się z miasta, ilekroć Sadie ma plany, które nie dotyczą ciebie. Jestem pewna, że zobaczymy się za kilka dni.
– Nie wymykam się – burczy, chociaż jego wyraz twarzy łagodnieje na wzmiankę o jego długoletniej dziewczynie i mojej najlepszej przyjaciółce. Delikatność zostaje zastąpiona szelmowskim uśmiechem, gdy zbiera z kolan czasopismo otwarte na określonej stronie. – Nie mieliśmy czasu o tym porozmawiać.
– O czym? Że… „Maxim” nadal istnieje, czy że nadal subskrybujesz…
Dociera do mnie na co patrzę i z przestrachem wyrywam magazyn z dłoni Thomasa.
Odchyla się na krześle i uśmiecha.
– Twój chłopak, Theo Spencer, jest jednym z 30 poniżej 30 lat magazynu „Forbes”.
Prycham.
– Mój chłopak? To ty podkochiwałeś się w nim przez całe liceum. Był wrzodem na mojej dupie. Celowo.
– Wmawiaj to sobie dalej – mówi zadowolony z siebie.
Ignoruję go i dwóch mężczyzn po obu stronach Theo na zdjęciu, zamiast tego wpatrując się w twarz, która irytowała mnie przez lata. Te falowane, ciemne włosy i ledwo widoczny dołeczek, który pojawia się podczas uśmiechu. Te ciemnoniebieskie oczy ocienione surowymi brwiami, które wyginają się w zarozumiałość z irytującą regularnością. Przynajmniej tak było, kiedy widziałam go ostatni raz wiele lat temu.
Może i zostaliśmy uznani w szkole średniej za osoby, które mają Największe Szanse Na Sukces, ale nasze drogi rozeszły się dramatycznie, kiedy wyjechaliśmy na studia.
Oczywiście. Ten człowiek jest w „Forbesie”, a ja mam na sobie spodenki od piżamy ze SpongeBobem. Nie jestem pewna, co jest bardziej irytujące – jego ostatnie wyróżnienie czy fakt, że wciąż jest wybitnie seksowny.
– Brawa dla niego – mówię tonem, który wyraźnie mówi „jebać tego kolesia”, jeśli weźmie się pod uwagę brwi mamy wygięte w łuk. Rzucam magazynem w Thomasa, uśmiechając się triumfalnie, gdy trafia go w twarz.
Parskanie Thomasa odbija się echem, gdy całuję policzek taty szorstki jak papier ścierny, aby podziękować mu za posiłek.
Wynoszę się stamtąd, wykorzystując opary irytacji, aby pośpieszyć do ogrodu. Konkretnie do hamaka w odległym kącie, gdzie mogę bez przeszkód zanurzyć się w komentarzach.
Zapominając o Theo, jego idealnej twarzy i żywocie Midasa, uruchamiam aplikację.
To nie ma znaczenia. Miałam idealne dzieciństwo. Rodzice i dziadkowie mnie kochali, pojawiali się na milionach moich zajęć pozalekcyjnych i uważali, że słońce wschodzi i zachodzi nad życiem moim i Thomasa, a także naszych kuzynów. Dziadek Joe był uroczym mężczyzną o donośnym śmiechu, który szczypał moją dolną wargę, kiedy się dąsałam, żeby znów wywołać uśmiech na mojej twarzy. To, że babcia w młodości zakochała się w innym mężczyźnie, nie zmienia niczego w moim życiu.
Ale teraz, kiedy jej nie ma, desperacko chcę poznać tę historię. Najwyraźniej znalazła drogę do ostatecznego szczęścia. Jak?
Nie wiem, jak wygląda moje ostateczne szczęście i jak je osiągnąć. Jeśli ono w ogóle istnieje. Bez babci, która powiedziałaby mi, że wszystko będzie dobrze i po popełnionych błędach, które odsunęły mnie od podążania ścieżką Największej Szansy Na Sukces, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek je odnajdę. Chciałabym, żeby mogła mi coś podpowiedzieć.
Komentarzy jest prawie dwa tysiące, ale największą popularnością cieszą się te na samej górze. Moje oczy skanują pierwszą piątkę, niemal desperacko, jakbym szukała wyniku testu decydującego o życiu i śmierci.
W tym samym czasie wydarzają się dwie rzeczy.
Po pierwsze: wstrzymuję oddech, gdy widzę komentarz składający się z trzech słów.
Po drugie: Thomas wyskakuje znikąd i krzyczy: MAM CIĘ!
Szarpię się gwałtownie i krzyczę, gdy hamak kołysze się i spadam na trawę.
Ale zobaczyłam komentarz, zanim znalazłam się na ziemi i to sprawiło, że mój żołądek zabolał mnie bardziej niż upadek.
Użytkownik34035872: to mój dziadek.
[1] Be awesome – bądź wspaniały, rewelacyjny.
DWA
– Naprawdę to zrobiłaś?
Siadam obok Thomasa na skraju łóżka. Po naszej przepychance na zewnątrz zażądał wyjaśnienia, co się dzieje. Przenieśliśmy się na górę, żebym mogła dyskretnie wyjaśnić całą sytuację. Teraz mam w dłoni stos zdjęć, a list Paula leży rozłożony na mojej kołdrze.
– Tak, mówię ci po raz piąty, zrobiłam to.
Thomas podnosi wzrok znad mojego telefonu, jego brwi są wysoko uniesione.
– Przede wszystkim, jakość produkcji jest niesamowita.
Wzdycham.
Sięga, żeby poprawić mrożony groszek, który trzymam przy głowie.
– Poważnie, to jest świetne, Fasolko. Ta firma wyświadczyła ci przysługę, zwalniając cię. – Przechyla głowę i dotyka ekranu telefonu. – Dzięki temu już wiemy, że nie wykorzystujesz w pełni swoich prawdziwych talentów.
Odtrącam jego dłoń, ignorując przytyk powiedziany w dobrej wierze. Fotografia schodzi na dalszy plan, na czas nieokreślony.
– Niewielu ludzi uznaje podstawowe wprowadzanie danych za prawdziwy talent. A jeżeli rzeczywiście moje zdolności są tam ulokowane, poprosiłabym cię, byśmy cofnęli się w czasie do chwili, gdy prawie utopiłeś mnie w basenie babci, abyś mógł dokończyć robotę.
– Miałem siedem lat – odpowiada broniąc się. – To był wypadek.
– Wszystko może być celowe, jeśli wystarczająco się postarasz.
– Okej, skupmy się. – W roztargnieniu bawi się cienkim, złotym kółkiem w nosie. – Babcia naprawdę miała kolesia na boku?
– On nie był kolesiem na boku. Musiała spotykać się z nim jeszcze przed dziadkiem i najwyraźniej był dla niej bardzo ważny. Zamierzali uciec i potajemnie się pobrać, na litość boską. Z tego listu wynika, że była miłością jego życia!
Thomas bierze ode mnie list, skanuje go wzrokiem, a potem przegląda zdjęcia. Obserwuję, jak jego wyraz twarzy zmienia się ostrożnie, od zaciekawienia, przez zaskoczenie, po coś poważniejszego. Jego kciuk przesuwa się po uśmiechniętej twarzy babci, przełyka ślinę, gdy odkłada zdjęcia, po czym ponownie podnosi list.
– Gdzie to wszystko znalazłaś?
– Było w jednym z pudeł w garażu babci. Tata pełno ich tutaj przyniósł, pamiętasz?
– Ach, racja, pudła, w których szperałaś jak szop pracz.
Mocno szturcham go łokciem. Oddaje mi mocniej, przez co groszek wypada mi z dłoni.
Jednak nie pomylił się bardzo. Ostatnie kilka miesięcy spędziłam na przeglądaniu pudeł, które tata przyniósł do domu, kiedy wraz z trzema wujkami sprzątał dom babci. Wrócił po wykonaniu zadania cichy i z zaczerwienionymi oczami. Położył pudła w garażu i od tamtej pory ich nie tknął.
Poza zapewnieniami, że dziadek Joe był tym jedynym dla babci, wiem, że nigdy nie widział tych rzeczy. List i zdjęcia upchnięto na dnie pudełka w dużej, manilowej kopercie. Zapieczętowanej kopercie. No halo, to przecież podejrzane. Swoją nienasyconą ciekawość mam po nim.
A może oboje mamy to po babci. Nasza gra „Zdradź mi sekret” zaczęła się, gdy byłam na tyle duża, żeby jakieś mieć. Tajemnice stały się naszą walutą, którą wymieniałyśmy, zawsze po równo. Moje zaczęły się od małych i nieistotnych, które rosły razem ze mną. Rozmawiałam z nią o związkach, lękach, trudnościach szkolnych, a później o moich zmaganiach z przystosowaniem się do dezorientującego rozczarowania dorosłością. Skończyło się na tym, że dowiedziała się wszystkiego – była moim strażnikiem tajemnic, moim żywym pamiętnikiem.
Biorąc pod uwagę, jak nasza gra się pogłębiła, gdy byłam już dorosła, kwestia Paula powinna była się pojawić w rozmowie. Wciąż tylko ja wiem o tym, że ona i dziadek Joe przeszli trudny okres w latach osiemdziesiątych, że „sprawunki”, po które czasami się wymykali, były właściwie pretekstem, aby pobaraszkować w samochodzie. Znała każdy soczysty szczegół dotyczący moich relacji. Dlaczego nie wiedziałam, że ten człowiek w ogóle istniał? Czy nie chciała konkretnie mi o tym powiedzieć, czy może coś w samej historii kazało jej milczeć? Tak czy inaczej, to boli. To mała zdrada zasad naszej gry.
Jeśli jest powód, dla którego się powstrzymywała, muszę go poznać.
Biorę telefon od Thomasa i przewijam w dół do komentarza, od którego moje serce wciąż trzepocze jak skrzydła kolibra.
To mój dziadek.
Poniżej kaskada odpowiedzi, wodospad „OMG” i „LUDZIE, TO SIĘ DZIEJE”.
Pytanie za milion dolarów brzmi: co dokładnie się dzieje? Ta osoba może kłamać. Może mówić prawdę, ale Paul może odmówić rozmowy ze mną. Może nic nie pamiętać. Użytkownik34035872 mógł mieć trudności z rozróżnieniem czasu przeszłego i teraźniejszego, a Paul mógł w sumie już nie żyć.
Thomas opiera brodę na moim ramieniu.
– Co zamierzasz zrobić?
Jednak jego głos jest pełen zrozumienia, ponieważ mnie zna. On też by to zrobił. Jesteśmy prawie identyczni, jeśli nie liczyć jego irytująco pięknych oczu i zamiłowanie do bycia gówniarzem. Mamy szeroką na kilometr skłonność do impulsywnych decyzji, ducha rywalizacji graniczącego z morderczym i oddanie optymistycznemu podejściu „jest dobrze!”, które pomaga nam przetrwać, gdy pochopne decyzje pogarszają sytuację.
Dotykam nazwy użytkownika i pojawia się pusty profil. Żadnych postów, żadnych obserwujących.
– Trochę podejrzane – mruczy Thomas.
Mimo to uruchamiam funkcję wysyłania wiadomości, po raz pierwszy od miesięcy czując, że to, co robię, ma sens.
I piszę wiadomość do rzekomego wnuka Paula.
Sadie siada naprzeciwko mnie przy stoliku przed restauracją, podając mi zamówioną sałatkę. Nad naszymi głowami, na bezchmurnym wiosennym niebie świeci blado południowe słońce.
Z radosnym westchnieniem zdejmuję górę pojemnika.
– Jesteś aniołem, Sadie Choi. Puściłam ci przelew.
Niestety, nadmierna uprzejmość w postaci używania jej pełnego imienia nie odwraca uwagi Sadie. Jej brwi się ściągają.
– Co ci mówiłam o twojej podstępnej przelewowej taktyce? Przestań mi zwracać za rzeczy, za które chcę zapłacić.
Nabijam kęs sałaty i kurczaka, a moje policzki płoną.
– Nie mogę mieć na sumieniu sałatki za dwadzieścia dolarów, okej?
Chociaż założyła białe okulary przeciwsłoneczne w kształcie serc, jestem pewna jej łagodnego spojrzenia kryjącego się za szkłami.
– Nie ma czegoś takiego jak litość pomiędzy najlepszymi przyjaciółkami. Uwielbiam ci dogadzać i to ja zaprosiłam cię dzisiaj, oczekując dobrych wieści po rozmowie kwalifikacyjnej. Tak więc, żebyś wiedziała, odrzucę twoją płatność.
– Dla twojej wiadomości, rozmowa zakończyła się fiaskiem. – Posyłam jej szeroki uśmiech, który ma ukryć moją panikę. Siedząc w tej dusznej sali konferencyjnej, podczas gdy kierownik do spraw rekrutacji wymieniał zadania na tyle nudne, że aż mi dusza usychała, po raz czterechsetny zastanawiałam się, dlaczego do cholery nie mogę dojść do tego, jak skutecznie dorosnąć.
Sadie zakłada pasmo prostych, czarnych włosów sięgających do brody, za bogato ozdobione kolczykami ucho.
– To kolejny powód, żeby ci dogodzić.
– Jeśli chcesz mi dogodzić, przekaż mi duże ilości darmowego alkoholu.
Jej odpowiedź zostaje przerwana przez dźwięk mojego telefonu. Spoglądam w dół, gwałtownie wdycham powietrze i niecierpliwość zalewa moje żyły. To powiadomienie o wiadomości z TikToka.
– Upiekło ci się, co?
– Dokładnie.
Po kilku dniach rozmów z osobą, która – jak potwierdziłam – jest wnukiem Paula, każde powiadomienie poprzedzone jest reakcją „walcz albo uciekaj”. Oprócz wymiany wiadomości przesłał mi kilka zdjęć mężczyzny, który pasuje do Paula ze zdjęć babci.
Wczoraj zapytałam, czy Paul zechciałby ze mną porozmawiać. Prawie stchórzyłam, a cisza, która potem nastała, sprawiła, że zaczęłam kwestionować swoją bezczelność. Chociaż nie nazwałabym wnuka Paula wylewnym przyjacielem korespondencyjnym – jego odpowiedzi są krótkie, pozbawione osobowości, styl bardzo przypominający bota – jego czas reakcji był szybki.
Do teraz. Od dwudziestu sześciu godzin pozwala mojej prośbie czekać. Prawie boję się otworzyć jego odpowiedź.
– Weź się w garść, Noelle – mruczę pod nosem, gdy Thomas dołącza do nas, z plastikową torbą dyndającą mu na palcach. Zarówno on, jak i Sadie pracują w centrum San Francisco, chociaż Thomas dwa dni w tygodniu pracuje z domu. Kiedy mieszkałam – i pracowałam – w mieście, często spotykaliśmy się na lunchu i happy hours.
Thomas wślizguje się na siedzenie, odgarniając włosy z czoła. To przegrana sprawa. Są gęste i długie jak u surfera, więc grawitacja zawsze je przyciąga.
– Cześć dzieciaki. Dzięki tobie ten lunch jest oficjalnie najlepszą częścią mojego dnia. – Posyła Sadie olśniewający uśmiech, po czym odwraca się do mnie. – I ty też tu jesteś.
Przewracam oczami. Technicznie rzecz biorąc, Sadie najpierw była wyłącznie Thomasa; poznali się na studiach i od razu szaleńczo zakochali się w sobie. Ale gdy tylko ona i ja się poznałyśmy, stało się jasne, że jesteśmy sobie przeznaczone. Thomas i ja spędziliśmy ostatnie pięć lat, walcząc o uczucia Sadie. I jestem pewna, że przegrywam, ale to nie powstrzymuje mnie od prób, choćby po to, żeby zirytować mojego brata.
Pochyliwszy się, by oddać pocałunek Thomasa, jej uwaga ponownie skupia się na mnie. Wymachuje swoim widelcem w kierunku mojego telefonu.
– Otwórz wiadomość!
Thomas szpera w plastikowej torbie, wyciągając kanapkę i paczkę chipsów.
– Jaką wiadomość?
– Wnuk Paula jej odpisał.
– Teddy? – Jakimś cudem jego usta są już pełne chipsów, które rozsypują się obrzydliwie dookoła.
Brwi Sadie się unoszą.
– Teddy?
Opowiedziałam Sadie całą historię, na bieżąco przesyłając jej aktualizacje, ale dopiero wczoraj dowiedziałam się, jak on się nazywa. Poznanie jego imienia i świadomości, że jestem o wiele bliżej odkrycia nowego sekretu dotyczącego babci, wprawiło mnie w emocjonalne szaleństwo.
Dosłownie się ulotniłam. To właśnie robię, ilekroć smutek grozi, że owinie mi ręką szyję i udusi. Ruszam na szlak, który najbardziej mi o niej przypomina – kiedyś wędrowałyśmy razem nieustannie – i wyczerpuję całe swoje moce. Potem wykrzykuję to z całych sił, żeby nie było szans, że gdy wrócę, tata się zorientuje. Patrzenie, jak jego oczy wypełniają się smutkiem oraz współczuciem wobec mnie, szybko stało się nie do zniesienia. Wielogodzinne wędrówki są moją ucieczką i formą dbania o własne zdrowie psychiczne.
Po powrocie z prawie dziesięciokilometrowej wycieczki na górę Tam położyłam się do łóżka, wyczerpana na zbyt wiele sposobów, by je zliczyć i zapomniałam zdać relację Sadie.
Mimo to, dla niej ważny jest każdy szczegół. Ma obsesję na punkcie tej historii, odkąd jej o niej opowiedziałam.
Thomas wcina się, zanim zdążę odpowiednio poprosić o wybaczenie.
– Zakładając, że tak się nazywa. Może to być nieprawdziwe imię. Noelle podała fałszywe.
– Nieprawda! – Żałuję, że kiedykolwiek powiedziałam o tym mojemu bratu. – Powiedziałam, że mam na imię Elle. To w połowie prawda.
– Teddy pasuje pulchnym dzieciom i małym staruszkom – mówi Thomas. – Jeśli ten facet ma być wnukiem Paula, to prawdopodobnie jest w naszym wieku. Podał ci całe fałszywe imię.
Sadie kładzie rękę na ramieniu Thomasa, żeby go uciszyć.
– Otwórz wiadomość.
Mrużę oczy, spoglądając na Thomasa, który wydaje z siebie szyderczy dźwięk, po czym otwieram aplikację.
Jest tam moja wczorajsza wiadomość:
Cieszę się, że Paul zobaczył ten film i że mu się spodobał. To wiele dla mnie znaczy. Mówiłeś, że jest otwarty na rozmowę ze mną? Chciałabym z nim porozmawiać jak najszybciej. Jestem w Bay Area, nie wiem, gdzie Ty jesteś. Moglibyśmy porozmawiać przez telefon, czat wideo lub w jakikolwiek sposób, który mu odpowiada.
A poniżej odpowiedź Teddy’ego:
My też jesteśmy w Bay. Mój dziadek chce się z Tobą spotkać osobiście. Czy jesteś chętna/dostępna na spotkanie w mieście? Jeśli tak, wyślij godziny, które Ci odpowiadają.
– O mój Boże.
Nie zdałam sobie sprawy, że to krzyknęłam, dopóki wszyscy przy sąsiednich stolikach nie spojrzeli na nas.
– Co? – odkrzykuje Sadie.
– Oni tu mieszkają. To znaczy Paul, bo kogo obchodzi jego wnuk. – Odkładam telefon ekranem do dołu na stół, przytłoczona tą informacją. – Chce się ze mną spotkać.
– Musisz to zrobić. – Sadie pochyla się do przodu. W porównaniu z ramionami pływaka Thomasa wygląda na drobną, ale podekscytowanie dodaje jej dobre siedem centymetrów do jej stu pięćdziesięciu dwóch.
– To spisek – stwierdza Thomas, nie wykazując zainteresowania.
– Z drugiej strony – Sadie przykłada mu palec do twarzy – mogłaby spotkać miłość swojego życia.
– Paula?
– Jego wnuka. – Zirytowana odchyla się do tyłu. – Stary, no proszę cię. Czy nigdy nie uważałeś na tych wszystkich komediach romantycznych, które razem oglądaliśmy?
Thomas rzuca jej znaczące spojrzenie, przenosząc wzrok na mnie i z powrotem.
– Poważnie mnie o to pytasz?
Sadie się rumieni, a ja rzucam zwiniętą serwetką w głowę brata.
– Obrzydliwe. Daj spokój.
Zaczynają się słodko przekomarzać, więc odwróciłam się, aby nie słuchać ich rozmowy.
Gdy ponownie czytam tę wymianę zdań, ściska mi się żołądek. Paul chce się ze mną spotkać. To jest dokładnie to, na co liczyłam, chociaż nigdy nie spodziewałam się, że tak się stanie. To jak zagrać raz na loterii i trafić szóstkę. Wydaje się to niemożliwe, a mimo to grasz, bo wiesz, że jakaś szansa istnieje, prawda?
– Zgodzę się. Spotkam się z Paulem.
Kiedy nikt nie odpowiada, podnoszę wzrok znad telefonu. Sadie ma na ustach dłoń z mnóstwem pierścionków, zza której wyłania się ekstatyczny uśmiech. Thomas przygląda mi się z powątpiewaniem.
Gdy odpowiadam, moje kciuki przesuwają się po ekranie telefonu:
Świat jest mały! Chętnie spotkam się z Paulem. Jestem dostępna…
Zatrzymuję się, przygryzając wargę. Jestem dostępna cały czas, ale to brzmi żałośnie, więc wybieram trzy przypadkowe terminy.
W najbliższy piątek o 10:00, w niedzielę o 14:00 lub w poniedziałek o 10:00. Proszę powiedz, gdzie najbardziej Wam pasuje, aby się spotkać.
Przez następne dwadzieścia minut jednym okiem wpatruję się w telefon. Sadie i Thomas kontynuują rozmowę, ale milkną, gdy otrzymuję kolejne powiadomienie.
Piątek o 10. Spotkajmy się w Reveille Coffee na Columbus Avenue, przy jednym ze stolików na zewnątrz.
– Widzimy się w piątek. – Wypuszczam głośno powietrze, a serce bije mi jak szalone. – I wygląda na to, że Teddy też tam będzie.
Sadie opada na siedzenie.
– Boże, chciałabym pójść z tobą.
– Poszedłbym, gdybym nie musiał pracować. – Thomas, wyraźnie zawiedziony, pociera dłonią nieogoloną szczękę. – Upewnij się, że przez cały czas przebywasz w pobliżu innych ludzi, dobrze?
Salutuję mu stanowczo, po czym mój wzrok wraca do wiadomości od Teddy’ego.
Zdradź mi sekret, słyszę, jak babcia szepcze do mnie i moje serce zanurza się we wspomnieniach.
Patrzę w niebo i zastanawiam się, gdzie ona jest.
Ktoś zdradzi mi jeden z twoich.
Tydzień wlecze się w ślimaczym tempie. Mama namawia mnie, żebym spróbowała Pelotonu, a ja wytrzymuję całe trzydzieści minut zajęć, a potem spędzam kolejne trzy godziny na zastanawianiu się, czy muszę jechać do szpitala.
Również bez entuzjazmu próbuję szukać pracy. Praca, do której się kwalifikuję, nie urywa mi dupy, a żadnej pracy związanej z fotografią nie dotknę trzymetrowym kijem. Nie płacę czynszu, ale dokładam się do wydatków domowych, a bez dochodu moje marne oszczędności szybko się kończą. Mam spadek po babci, który znajduje się na moim koncie oszczędnościowym, ale ona zastrzegła w swoim testamencie, że mam przeznaczyć te pieniądze jedynie na coś, co mnie zainspiruje. Nie trzeba dodawać, że jest nietknięty.
Nietknięty pozostaje także mój aparat. Patrzy na mnie złowrogo z komody. Nie wzięłam go do ręki od pół roku.
Muszę coś zrobić, ale paraliżuje mnie niezdecydowanie i strach, i zaczyna mnie to zżerać.
W czwartek wieczorem Thomas zjawia się na kolacji i zostajemy razem przy stole na tarasie jeszcze długo po tym, jak nasi rodzice weszli do środka, omawiając plany na następny dzień. Wstaję z jękiem, gdy rozmowa cichnie, a zmęczone oczy ostrzegają mnie, że czas już iść spać.
– Hej, posłuchaj – mówi Thomas. – Nie rób sobie nadziei, dobrze?
Przerywam w połowie przeciągania się.
– Co masz na myśli?
– Wiem, że tęsknisz za babcią. – Jego ton jest ostrożny. On też miał złamane serce, kiedy umarła, ale nasz smutek nie jest taki sam i on o tym wie. – Ale nie wchodź w to, oczekując, że ci to pomoże.
– Nie mam zamiaru. – Mój obronny ton mnie zdradza, ale Thomas nie ciągnie tematu.
Z westchnieniem przeczesuje dłonią włosy.
– Powiedz mi jutro, jak poszło, dobrze? Zadzwoń do nas.
– W porządku – mówię, zirytowana jego uważną obserwacją. – Dobranoc.
Powaga naszej rozmowy musiała go obrzydzić – budzę się w piątek rano i widzę zdjęcie Theo wpatrujące się we mnie z „Forbesa” wciśniętego obok poduszki.
Fuj. Obrzydliwe, mówi mój racjonalny mózg. Piszę się na to, sprzeciwia się mój pierwotny instynkt.
Z tą irytującą myślą szykuję się do wyjścia. Zamykam pusty dom i wyjeżdżam do miasta, a mój wewnętrzny monolog toczy się tak szybko i głośno, że brzmi jak biały szum odtwarzany na pełnych obrotach.
Dopiero gdy zaparkowałam i zaczęłam iść Columbus Avenue w sercu North Beach, mój umysł milknie. Jakby zasilanie zostało wyłączone, gdy Reveille znalazło się w zasięgu mojego wzroku, kiedy zbliżam się do budynku z czarnej cegły.
Powinnam chyba najpierw zamówić kawę i dać sobie chwilę na wzięcie się w garść, ale ręce mi się trzęsą w kieszeniach dżinsowej kurtki. Kofeina wystrzeli mnie w stratosferę. Może kiedy zobaczę Paula, ten niepokój minie.
W drodze do kawiarni, zastanawiam się, czy babci trzęsły się ręce, kiedy poznała Paula, czy też kiedy uświadomiła sobie, że jest w nim zakochana. Kiedy się z nim żegnała. Czy kiedykolwiek czuła oczekiwanie tak gęste, że myślała, że się nim udławi?
Kiedy skręcam za róg w stronę stolików na zewnątrz, mój umysł tak szybko przeskakuje od myśli do myśli, że prawie ich mijam. Ale to bez wątpienia Paul siedzi przy najdalszym stole, ma siwe włosy i dłonie upstrzone starczymi plamami, owinięte wokół kubka z kawą. Jego wzrok przesuwa się po osobie, z którą rozmawia po drugiej stronie stołu – szerokich plecach i ciemnowłosej głowie zwróconej w przeciwnym kierunku niż ja – i mija mnie, po czym wraca. Jego oczy otwierają się szeroko.
Moje serce zatrzymuje się, tak samo jak nogi. Niepewnie podnoszę rękę, zszokowana jego zdumieniem, ale rozprasza mnie mężczyzna siedzący naprzeciwko niego.
Ramiona napinają się na szerokich, wyprostowanych plecach, a wnuk Paula obraca się na krześle, trzymając dłoń na oparciu turkusowego, metalowego krzesła.
I wtedy moje serce naprawdę się zatrzymuje. Theo Spencer – piękna, irytująca rozkładówka magazynu „Forbes” – patrzy prosto na mnie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Tytuł oryginału: You, with a View
Copyright © 2023 by Jessica Joyce
All Rights Reserved
Copyright for the Polish edition © 2024 by Wydawnictwo FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek
formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także
fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem
nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2024
Projekt okładki: © Emily Osborne
Ilustracja na okładce: © Anna Kuptsova
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-512-4
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
SERIA: HYPE