Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Miłość w hotelu Ritz - Barbara Cartland - ebook + audiobook

Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Miłość w hotelu Ritz ebook i audiobook

Barbara Cartland

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Według autorki hotel Ritz jest najbardziej komfortowym i najwspanialszym hotelem na świecie. Nikt wcześniej nie zbudował hotelu, w którym wszystkie pokoje miałyby łazienki. Angielski arystokrata szuka schronienia w paryskim hotelu "Ritz" , gdzie chciał spokojnie przemyśleć sprawę planowanego przez matkę ożenku z niemiecką księżniczką. Nie był z tego pomysłu zadowolony. Przypadek sprawia, że ratuje on uroczą Angielkę przed natrętnym hrabim i jego zakusami. Obaj nie wiedzą kim jest nieznajoma, ale zamierzają o nią walczyć na śmierć i życie. Arystokrata marzył, by pocałować piękną kobietę na dobranoc i być pierwszym mężczyzną, który to zrobił, gdyż ze słów kobiety wynika, że nikt jeszcze nie dotykał jej miękkich, słodkich i niewinnych ust.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 47 min

Lektor: Marta Markowicz-Dziarkowska
Oceny
4,0 (9 ocen)
3
4
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
M_rezo

Dobrze spędzony czas

Na chwilę można zatopić się w nierealny swiat, odmienny i bardzo romantyczny. Polecam.
00
Margaretka1402

Nie oderwiesz się od lektury

👍🏻🙂
00

Popularność



Podobne


Barbara Cartland

Miłość w hotelu Ritz

SAGA Egmont

Miłość w hotelu Ritzprzełożyła z angielskiego

Zofia Kunert

tytył oryginału Love at the Ritz

Copyright (c) 2010-2012 by Claus Eggers Sørensen ([email protected]), with Reserved Font Name ‘Playfair’

Copyright © 1993, 2017 Barbara Cartland og Lindhardt og Ringhof Forlag A/S

Wszystkie prawa zastrzeżone

Cover image: Shutterstock

Cover layout: grafiskstue.dk

ISBN: 9788711727744

1. Wydanie w formie e-booka, 2017

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Lindhardt i Ringhof oraz autora.

lindhardtogringhof.dk

Lindhardt og Ringhof Forlag A/S, spółka wydawnictwa Egmont

Od Autorki

Bywam w „Ritzu” od sześćdziesięciu sześciu lat. Jest to z pewnością najbardziej komfortowy i, jak sądzę, najwspanialszy hotel na świecie.

Zawsze z przyjemnością myślałam, że wcale się nie zmienił od czerwca tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego ósmego roku, czyli od chwili, gdy César Ritz zaprojektował go i dokonał otwarcia.

Ritz był naprawdę geniuszem wybiegającym myślą w prźyszłość. Nikt przed nim nie zbudował hotelu, w którym wszystkie pokoje miałyby łazienki, i nikt wcześniej nie urządził żadnego z takim smakiem.

Leżąc w łóżku, przyglądam się jasnym ścianom hotelu „Ritz”, które w czasach jego budowy były nowością; patrzę na śliczne jedwabne zasłony bez falbanek czy frędzli i na piękny żyrandol – istotny wątek tej powieści – i myślę, jakie to szczęście, że César Ritz dokonał przełomu w hotelarstwie.

Miał obsesję na punkcie czystości, co wówczas również stanowiło novum. Później stworzył w Londynie replikę swego paryskiego hotelu – hotel „Carlton”, który, niestety, został zburzony.

„Ritz” zapisał się na trwałe w historii, odkąd jego najważniejszym gościem stał się książę Walii. A po zajęciu Paryża podczas drugiej wojny światowej Niemcy właśnie tu zorganizowali swoją kwaterę główną.

Przeżyłam w „Ritzu” dni, które należały do najszczęśliwszych w moim życiu, gdy w Paryżu spędzałam z mężem miesiąc miodowy. Potem co rok, z wyjątkiem lat wojny, wracaliśmy tu, by przypomnieć sobie tamte romantyczne uczucia i pielęgnować naszą miłość. Chcieliśmy, by stała się jeszcze piękniejsza niż tuż po ślubie.

Gdyby kiedykolwiek „Ritz” miał przestać istnieć, byłaby to nie tylko strata dla Francji, ale i dla wszystkich ludzi, którzy tak jak ja przeżyli tu wspaniałe chwile.

Książkę tę dedykuję najsłynniejszemu, najwykwintniejszemu i najwspanialszemu hotelowi na świecie.

Spędziliśmy tu z mężem miesiąc miodowy. Przyjeżdżaliśmy potem rokrocznie – poza okresem drugiej wojny światowej – na kolejne miesiące miodowe przez dwadzieścia osiem lat szczęśliwego małżeństwa, aż do śmierci męża, który zmarł w wyniku ran odniesionych na wojnie pod Passchendaele.

„Ritz” ma dla mnie niepowtarzalny urok, jakiego nie znalazłabym w żadnym innym hotelu na świecie. Książka jest więc hołdem złożonym temu cudowi stworzonemu przez Césara Ritza.

1

1898

Lord Cuttesdale miał wyjątkowo zły nastrój. Wyjeżdżał z Londynu wściekły, bo plecy bolały go tak bardzo, że nie mógł się ruszać.

Przynajmniej zakosztuję czegoś nowego – pocieszał się w myślach.

Jednocześnie całą drogę przez kanał La Manche i w pociągu do Paryża złorzeczył wszystkim angielskim lekarzom.

Podróżująca z nim córka Vilma była przyzwyczajona do jego wybuchów złości, więc nie zwracała na nie zbytniej uwagi.

Lokaj Herbert służył mu od wielu lat i wiedział, że nie należy nic mówić, dopóki burza nie minie.

Kiedy dojeżdżali do Paryża, lord zwrócił się do obojga:

– Musicie zrozumieć, że nie życzę sobie, by ktokolwiek wiedział, że jestem jak połamana lalka. Od tej chwili nazywam się pułkownik Crawshaw, a lady Vilma jest panną Crawshaw.

Ponieważ powtórzył to już kilkanaście razy, Vilma pomyślała, że ani ona, ani Herbert z pewnością nie zapomną.

W Paryżu pojechali samochodem do wspaniałego domu, który lord wynajął podczas poprzedniego pobytu od swego przyjaciela, wicehrabiego de Servaiss. Wicehrabia przebywał obecnie gdzieś na terenie kraju. Gdy jednak otrzymał list od lorda, odpisał, że z największą przyjemnością udzieli mu gościny w domu przy Rue St. Honoré.

Vilma nigdy tu wcześniej nie była.

Zachwyciła ją uroda pokoi i nowoczesność elektrycznego oświetlenia.

– To miło przekonać się, papo – powiedziała – że zainstalowaliśmy je w domu najzupełniej poprawnie, bo sądzę, że Francuzi mają większe od nas doświadczenie z elektrycznością.

W odpowiedzi lord jedynie spojrzał z ukosa. Leżał w łóżku, by uśmierzyć nieco ból pleców.

Rano, gdy Vilma przyniosła mu gazety, był w nieco lepszym humorze.

– To takie podniecające – zauważyła – wczoraj otwarto nowy hotel „Ritz”. Na pewno przybyły tam wszystkie osobistości, o których kiedykolwiek słyszeliśmy.

– Nie lubię hoteli – odparł stanowczo lord.

– Wiem, papo, ale mówią, że ten „Ritz” całkowicie różni się od innych hoteli. Czy możesz sobie wyobrazić, że każda sypialnia ma łazienkę?

Przez chwilę lord wyglądał, jakby zamierzał przyznać, że jest to dobre rozwiązanie. Potem jednak stwierdził:

– Książę Walii jest całkiem zadowolony z pobytu w „Bristolu”, gdzie tylko jedna łazienka przypada na każde piętro.

Ale Vilma nie słuchała. Czytała gazetę. Umiała czytać po francusku równie dobrze jak po angielsku. Po długim milczeniu oznajmiła:

– Wyobraź sobie, że na otwarciu byli Vanderbiltowie, wielcy książęta Michał i Aleksander oraz piękna królowa. Jestem pewna, że już o niej słyszałam.

– Jeśli tak, nie powinnaś była słuchać! warknął lord.

– A dlaczego? – zdziwiła się Vilma.

Lord przez chwilę ważył słowa, a potem rzekł:

– Ona jest kurtyzaną, przyznaję, że jedną z największych, ale mimo wszystko jej imię nie przeszłoby przez gardło twojej matce ani twemu dziadowi.

Vilma roześmiała się.

– Wiesz, papo, że możesz ze mną rozmawiać o wszystkim, i właśnie to najbardziej mnie cieszy.

Spojrzenie lorda złagodniało. Był rzeczywiście zakochany w córce. Pomyślał, że z powodu niezwykłej urody, teraz gdy została wprowadzona do towarzystwa, nie uda mu się utrzymać jej długo przy sobie.

Wyjeżdżając razem z Vilmą w czerwcu, sprawił jednak, że ominęły ją najważniejsze londyńskie bale. Ale jak zauważył, dziewczyna nie przywiązywała do tego wagi. W gruncie rzeczy o wiele bardziej odpowiadał jej wyjazd do Paryża niż wypełnianie rytuałów nakazywanych przez matki jej rówieśnicom.

Po przeczytaniu dalszego fragmentu artykułu powiedziała:

– Byli tam także Anglicy – książę Marlborough, książęta Portland, Sutherland i Norfolk – wszyscy z żonami.

– O, to coś nowego! – wykrzyknął lord. – Za moich czasów, gdy jeździło się do Paryża, żony zostawiało się w domu!

Vilma szczerze się roześmiała.

– Właśnie tego rodzaju rzeczy nie powinieneś mi mówić, papo!

– Sama do tego doprowadziłaś – odparował lord. – A teraz upewnij się, czy nikt z tego towarzystwa nie wie, że tu jestem. Nie chciałbym dać im okazji do kpin i szyderstw z powodu mojego pierwszego od lat upadku z konia.

– Nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy, jak narowisty jest Herkules. Ale jesżcze będziesz na nim jeździł.

Lord nie wątpił, że tak będzie. Był znakomitym jeźdźcem. Miał pewność, że ogier kupiony od przyjaciela, który nie mógł sobie dać z nim rady, stanie się w jego rękach dziecinną zabawką. Niestety, piękny ogier Herkules wystraszył się jednej z nakrapianych saren w parku i niespodziewanie zrzucił lorda na ziemię.

Tylko Vilma wiedziała, jak bardzo jej ojciec był dumny z opinii świetnego jeźdźca. Zdawała sobie sprawę, że czułby się mocno dotknięty, gdyby któryś z jego przyjaciół rozprawiał o tym pechowym upadku.

– Nikt się nie dowie, że tu jesteś, papo – uspokajała go – a ja postaram się zapamiętać, że jestem panną Crawshaw. Nie będę nawet kłamać, bo to jedno z twoich nazwisk.

Lord należał do bardzo starego rodu, wywodzącego się jeszcze sprzed panowania Tudorów. Jego przodkowie przed wiekami uzyskali prawo do tytułu „Crawshaw”. Lord tradycyjnie używał go, podróżując za granicę, zwłaszcza gdy nie chciał sprawiać kłopotu ambasadzie brytyjskiej lub pragnął uniknąć kontaktu z cudzoziemcami szukającymi towarzystwa arystokratów. Ale nigdy jeszcze nie pragnął zachować incognito tak bardzo jak w tej chwili.

Wzdrygnął się lekko na myśl, jak obdarzony złośliwym poczuciem humoru Marlborough dworowałby sobie z jego upokarzającego położenia. Wyglądał na pogrążonego w depresji, więc Vilma podeszła do łóżka i pochyliła się, by pocałować go w policzek.

– Głowa do góry, papo! – powiedziała z naciskiem. – Jestem pewna, że ten polecony człowiek dokona cudu i wkrótce będziesz znowu jeździł jak zawsze, ku podziwowi i zazdrości obserwatorów.

– Dobra z ciebie dziewczyna, Vilmo – odrzekł lord. – Okiełznam tego przeklętego ogiera, nawet gdybym miał przypłacić to życiem.

Vilma wiedziała, że nie ma sensu dyskutować na ten temat. W dalszym ciągu czytała artykuł o otwarciu hotelu „Ritz”. Opisywano, jak bardzo zdumieni byli wszyscy goście. Ponieważ César Ritz wywołał sensację, we wszystkich gazetach poświęcono wiele miejsca omówieniu jego dotychczasowej kariery. Podkreślano, jak bardzo mu zależało, by zbudować hotel odmienny od wszystkich.

Vilma wyczytała, że César Ritz urodził się w tysiąc osiemset pięćdziesiątym roku w szwajcarskiej wiosce w Niederwaldzie. Był trzynastym dzieckiem w starej, skromnej chłopskiej rodzinie.

Wizerunek zwieńczenia pieca kaflowego z pokoju dziennego tej rodziny został umieszczony na papierze firmowym hotelu.

W dzieciństwie César pasał gęsi i krowy należące do ojca, który był sołtysem w rodzinnej wiosce. Liczyła ona około dwustu mieszkańców. Chłopiec chodził do miejscowej szkoły, chociaż ojciec uważał, że to strata czasu. Matka miała jednak większe ambicje w stosunku do swych dzieci. César już jako dorastający chłopiec dokładnie wiedział, co chce robić w życiu. W wieku dwunastu lat posłano go do Sion na naukę francuskiego i matematyki. Zabrakło mu cierpliwości, by ukończyć kurs, i został pomocnikiem kelnera w winiarni.

Kiedy Vilma przeczytała artykuł, spojrzała na ojca i oznajmiła:

– „Le Jour” zamieszcza bardzo interesującą opowieść o życiu Césara Ritza, papo. Sądzę, że chciałbyś ją przeczytać.

– Nie interesują mnie kelnerzy – burknął lord.

– On jest teraż kimś znacznie ważniejszym – rzekła Vilma – mimo że spędził wiele czasu na pastowaniu podłóg, szorowaniu i bieganiu po schodach z bagażami i tacami.

– Nie mogę pojąć, czemu nie poczytasz czegoś inteligentniejszego – powiedział lord nieco kąśliwie. – Jesteśmy w Paryżu, najbardziej cywilizowanym mieście świata, a ty tracisz czas na roztrząsanie przypadku jakiegoś nieznanego właściciela hotelu.

Vilma roześmiała się. Wiedziała, że ojciec zawsze ma inne zdanie niż ona i że to właśnie sprawia, iż rozmowy ich skrzą się dowcipem. Nieustannie się sprzeczali, wytężając ze wszystkich sił swą inteligencję, by odeprzeć argumenty drugiej strony.

– No cóż, mogę tylko powiedzieć, że bardzo bym chciała znaleźć się w hotelu „Ritz” i zobaczyć, czym różni się od tych, w których bywaliśmy. Wyobraź sobie, papo! Bez ciężkich tkanin, pluszów i aksamitów, bo pan Ritz uważa, że są siedliskiem kurzu.

– Zakładam, że jest tam jak w wojskowych koszarach! – wymruczał lord.

Córka nie odpowiedziała, pogrążona w lekturze. Potem wykrzyknęła:

– A co byś powiedział na to, o czym piszą?

Nie doczekawszy się odpowiedzi, ciągnęła:

– Zaledwie przedwczoraj dostarczono wygodne krzesła do jadalni, a wtedy pan Ritz uznał, że stoły są w stosunku do nich za wysokie i trzeba je zwrócić i obniżyć. Żona się z tym zgodziła, a Ritz wybiegł i zobaczył, że samochód dostawczy, który przywiózł krzesła, właśnie odjechał. Biegł za nim w deszczu i krzyczał: „Każdą nogę stołu o dwa centymetry! Muszą być tutaj za dwie godziny!” Powiedziano mu, że to niemożliwe, ale dopiął swego i stoły przywieziono z powrotem. Kelnerzy kończyli je nakrywać, gdy zajechały powozy pierwszych gości.

– Nie powinien był zostawiać tego na ostatnią chwilę – zauważył lord.

– Myślę, że to niezwykła historia – skomentowała Vilma. – Och, proszę, papo, zabierz mnie do hotelu „Ritz” przed wyjazdem z Paryża!

– Po to, by spotkać tam kogoś znajomego? – spytał lord, – Oczywiście, że nie! Gdy tylko wydobrzeję, wracamy do Londynu, a ty wytańczysz się na wszystkich balach, jakie jeszcze będą w tym sezonie.

Vilma nie odpowiedziała. Stwierdziła, że musi poznać trochę Paryż, zanim wróci do Londynu. Przygotowała już nawet listę miejsc, które chciałaby zobaczyć. Otwierał ją Luwr, a zamykało akwarium w parku Bois. Trudność polegała na znalezieniu kogoś, kto mógłby jej towarzyszyć podczas tej wyprawy. Uświadamiała sobie, że nie może wyjść na ulicę sama. Nie pozwolono jej zabrać własnej damy do towarzystwa, bo ojciec za wszelką cenę chciał uniknąć plotek na temat swego wypadku. Wiedziała, że nie uda jej się nakłonić Herberta, by zostawił swego pana samego.

Coś wymyślę – obiecała sobie bez przekonania i dalej czytała historię Ritza.

Jeszcze tego samego dnia pojawił się mężczyzna, o którym mówiono, że świetnie sobie radzi ze zwichniętymi barkami. Nazywał się Pierre Blanc. Najpierw rozmawiał z Vilmą, która wyjaśniła, co się stało. Uświadomiła mu, jak bardzo zależy ojcu na szybkim odzyskaniu takiej formy, by znowu mógł jeździć konno.

– Jest w Anglii sławnym jeźdźcem i dlatego nie chce, by ktokolwiek dowiedział się, co mu się przydarzyło – oznajmiła.

– Potrafię to zrozumieć, mademoiselle – odparł mężczyzna – i obiecuję, że monsieur wkrótce wydobrzeje i nawet nie będzie pamiętał, że kiedyś miał takie niemiłe dolegliwości.

Mówił z takim przekonaniem, że Vilma była zachwycona.

– Mam nadzieję, że wkrótce doprowadzi pan mego ojca do dobrej formy. Bardzo nie lubi chorować.

Pierre Blanc rozłożył ręce.

– A kto lubi? Zwłaszcza będąc w Paryżu?

– Teraz zaprowadzę pana na górę – rzekła Vilma.

– Zanim tam pójdziemy, mademoiselle – przerwał jej Pierre Blanc – musi mi pani obiecać, że będzie pilnować, by ojciec dokładnie wypełniał moje polecenia.

– Spróbuję – odpowiedziała Vilma z pewnym wahaniem.

– Najważniejsze, by po każdym moim zabiegu odpoczywał. Niemal w każdym przypadku pacjent od razu zasypia. Ale jeśli pani ojciec nie zaśnie, musi leżeć spokojnie na plecach, a wtedy nic i nikt nie może mu przeszkadzać ani go denerwować. Zrozumiała pani, mademoiselle?

– Oczywiście, monsieur – odparła Vilma – obiecuję, że papa będzie miał spokój i nikt i nic go nie zakłóci.

– Dokładnie o to chodzi! – wykrzyknął Pierre Blanc.

A teraz, mademoiselle, mogę już iść do pacjenta.

Vilma zaprowadziła go na górę do obszernego pokoju, zajmowanego przez ojca. Było to największe pomieszczenie w domu. Chociaż lord nigdy by się do tego nie przyznał, wiedziała, że liczył czas do przyjścia Pierre’a Blanca. Gdy panowie się przywitali, Vilma zeszła na dół. Teraz miała czas dla siebie i mogła zwiedzić trochę Paryż, chociaż odrobinę. Zastanawiała się, czy może poprosić jedną ze służących, by jej towarzyszyła. Zauważyła jednak, że służba jest w średnim lub starszym wieku. Pomyślała, że taka prośba mogłaby się spotkać z niechętnym przyjęciem, skoro pokojówki pracowały przez całe przedpołudnie.

– Muszę wyjść, po prostu muszę – powtarzała sobie.

Ku jej zdumieniu drzwi się otworzyły. Siwowłosy kamerdyner, który służył u wicehrabiego od trzydziestu lat, zaanonsował:

– Pan César Ritz do pani, mademoiselle.

Vilma była tak zaskoczona, że przez chwilę myślała, że to jakiś żart. Do pokoju wszedł niski ciemnowłosy mężczyzna. Znała go ze zdjęć w gazecie i nie miała wątpliwości, że naprawdę stoi przed nią César Ritz. Na pewno widziała już to wysokie czoło, dużą łysinę i sumiaste wąsy.

Był to właściciel hotelu we własnej osobie. Vilma wpatrywała się w niego, gdy przechodził przez pokój, ukłonił się z szacunkiem i powiedział:

– Proszę mi wybaczyć, mademoiselle, że zakłócam pani spokój, ale zwracam się z prośbą o wielką przysługę. Nie spodziewałem się, że zastanę kogoś w domu, i dopiero przed chwilą się dowiedziałem, że jest tu pani wraz z ojcem.

– Przyjechaliśmy przedwczoraj – oznajmiła Vilma.

– To właśnie powiedział mi służący – odparł César Ritz – więc muszę wyjaśnić pani powód swego przybycia.

Mówiąc to, wydawał się zmartwiony, jakby obawiał się, że rozmówczyni nie zechce spełnić prośby, z którą tu przyszedł.

– Proszę usiąść, monsieur Ritz – zaproponowała Vilma – właśnie czytałam o pana wspaniałym hotelu.

Po tych słowach wskazała najbliższy fotel. César Ritz usiadł i powiedział:

– Miałem szczęście, dużo szczęścia. Wie pani, mademoiselle, cały czas w głębi duszy obawiałem się, że ci, na których liczę, nie przyjdą. Ale zjawili się! Niemal wszyscy. Jednak tym samym sprawili mi pewien kłopot.

– Jaki kłopot?

– Właśnie w tej sprawie przyszedłem.

– Proszę powiedzieć, o co chodzi – Vilma starała się mu ułatwić sytuację.

César wziął głęboki oddech, zanim wyjaśnił:

– Nigdy nie marzyłem, nigdy nie byłem tak zarozumiały, by przypuścić, że wszystkie pokoje zostaną natychmiast zarezerwowane. Ale, może pani uwierzyć lub nie, mademoiselle, mój hotel jest już zajęty!

Vilma pomyślała, że powiedział to tonem podekscytowanego uczniaka, i odparła z uśmiechem:

– Cieszę się, monsieur. Z pewnością czuje się pan usatysfakcjonowany, że pańska ciężka praca została w pełni doceniona.

– Jestem naprawdę bardzo szczęśliwy – odpowiedział César Ritz – ale dokucza mi jedna rzecz, a przyrzekłem sobie, że gdy otworzę swój hotel, będzie on najdoskonalszy ze wszystkich.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.