Porwana. Niebezpieczna znajomość - Bloch Sylvia - ebook + audiobook

Porwana. Niebezpieczna znajomość ebook i audiobook

Bloch Sylvia

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czasem miłość rodzi jedynie ból

Czasem ci, na których zależy nam najbardziej, stają się naszymi oprawcami… Wkrótce przekona się o tym 24-letnia Ana, córka wpływowego biznesmena. Podczas wieczoru w klubie nocnym dziewczyna poznaje przystojniaka, dla którego zupełnie traci głowę. I nawet czujne oko towarzyszącego jej ochroniarza nie jest w stanie uchronić jej od zbliżającej się katastrofy…

Dzień później Ana trafia w ręce lokalnej mafii. Więziona w domu na obrzeżach Nowego Jorku, staje się kartą przetargową w brudnych interesach, jakie jej ojciec prowadzi z gangsterami. Gdy dziewczyna dowie się, że jednym z nich jest ten, którego zaledwie kilka dni temu obdarzyła namiętnym pocałunkiem, jej świat wywróci się do góry nogami. A to zaledwie początek tajemnic, jakie przyjdzie jej odkryć…

Obcasy to było moje i Lidii obowiązkowe obuwie, jeśli chodzi o wspólne wypady. Na co dzień nie mogłam ich nosić, ponieważ ojciec by mnie w nich nigdzie nie puścił. Zresztą miał problem z puszczaniem mnie gdziekolwiek, chociaż byłam już dwudziestoczterolatką. Wszędzie, nawet na uczelnię, musiałam jeździć z kierowcą. Tłumaczył, że to dla mojego bezpieczeństwa i wygody, i że jako córka współwłaściciela firmy MT Group, lidera na rynku nieruchomości w Nowym Jorku, powinnam właśnie w taki sposób się przemieszczać. Nie zgadzałam się z tym. Nikt nawet nie wiedział, że jestem córką Martina Shiresa. Nie pojawiałam się na balach czy różnego rodzaju galach, nie śledzili mnie paparazzi, nawet nie wspominano o mnie w brukowcach, ale dla świętego spokoju godziłam się na to i nie sprzeciwiałam ojcu.

Sylvia Bloch – urodziła się w 1991 roku w Gryfinie. Po ukończeniu szkoły hotelarskiej wyjechała do Norwegii, gdzie mieszka i pracuje. Prowadzi zdrowy i aktywny tryb życia (uwielbia tenis ziemny). Kocha zwierzęta oraz podróże. Pasjonuje się językiem hiszpańskim i kulturą iberyjską. Każdego dnia sięga po książkę i nie raz zarywa noce, oddając się lekturze.
„Porwana” jest jej debiutem literackim.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 280

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 46 min

Lektor: Postrzygacz Agnieszka
Oceny
4,3 (288 ocen)
170
69
34
9
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anna1-23

Nie oderwiesz się od lektury

polecam 🙂 kiedy 2 część?,bo przecież nie można tak kończyć książki 😉
10
Marchewka1980

Dobrze spędzony czas

Romans mafijny, w którym wszystko wydaje się być poprowadzone zgodnie z przyjętym planem toruje drogę ciekawej historii, która mimo podążania typowym dla gatunku torem, potrafi skupić na sobie uwagę czytelnika. Pisana prostym językiem ale ma w sobie coś, co nie pozwoliło mi jej odłożyć. Książka nie jest długa (przeczytałam ją w jeden dzień) ale zdążyłam się zżyć z bohaterami. Sceny zbliżeń są napisane ze smakiem. No a zakończenie...zaskakujące to mało powiedziane.
10
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam
10
Galenzeska30

Nie oderwiesz się od lektury

super
10
Spedytorka82

Dobrze spędzony czas

polecam
10

Popularność




ROZDZIAŁ I

ANA

Dzisiejszego wieczoru zamierzam dobrze się bawić. Egzaminy zaliczone, tata na spotkaniu, po którym czeka go wspólna kolacja z partnerami biznesowymi. Dawno nie byłam na żadnej imprezie, tak że wyjście do zwykłego klubu w centrum miasta jest dla mnie niczym bal sylwestrowy. Przymierzyłam pół szafy i nadal nie mam pojęcia, co na siebie włożyć. Jedyne wyjście to zadzwonić do Lidii.

– Halo! – usłyszałam po kilku sygnałach.

– Powiedz mi, jak się ubierasz, bo ja nie mam pojęcia!

– Ja zakładam czarny jumpsuit, który ostatnio kupiłam z tobą w butiku, a do tego różowe zamszowe szpilki.

– Może i ja założę jakimś jumpsuit? – pomyślałam na głos.

– Nie przejmuj się tak ciuchami, we wszystkim wyglądasz dobrze – pocieszyła mnie Lidia.

– W takim razie golf. Pójdę w golfie – droczyłam się z nią.

– Przecież ty nie masz żadnego golfu! – krzyknęła, oburzona.

– Coś bym wymyśliła – zaczęłam się śmiać. – Widzimy się wkrótce. Pa!

Rzuciłam telefon na łóżko i nadal przeglądałam zawartość szafy. Pomimo że wiedziałam, w jakim stylu ubiera się Lidia, nadal nie mogłam na nic się zdecydować. Ostatecznie wybrałam zwykły biały top i czarne spodenki z wysokim stanem, a do tego czarne sandałki na obcasie. Obcasy to było moje i Lidii obowiązkowe obuwie, jeśli chodzi o wspólne wypady. Na co dzień nie mogłam ich nosić, ponieważ ojciec by mnie w nich nigdzie nie puścił. Zresztą miał problem z puszczaniem mnie gdziekolwiek, chociaż byłam już dwudziestoczterolatką. Wszędzie, nawet na uczelnię, musiałam jeździć z kierowcą. Tłumaczył, że to dla mojego bezpieczeństwa i wygody, i że jako córka współwłaściciela firmy MT Group, lidera na rynku nieruchomości w Nowym Jorku, powinnam właśnie w taki sposób się przemieszczać. Nie zgadzałam się z tym. Nikt nawet nie wiedział, że jestem córką Martina Shiresa. Nie pojawiałam się na balach czy różnego rodzaju galach, nie śledzili mnie paparazzi, nawet nie wspominano o mnie w brukowcach, ale dla świętego spokoju godziłam się na to i nie sprzeciwiałam ojcu.

Byłam gotowa do wyjścia. Moje ciemne długie włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam delikatny makijaż, bez różu na policzkach ani szminki. Jedynie podkreśliłam oczy, muskając rzęsy czarnym tuszem i kredką. Na ramieniu miałam małą kopertówkę na złotym łańcuszku.

Kierowca już czekał, więc wsiadłam do czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami i wysłałam Lidii wiadomość, że właśnie ruszam.

Dwadzieścia minut później byłam pod jej domem. Lidia wsiadła do samochodu ubrana w czarny jumpsuit z szerokimi rękawami i rozcięciem na plecach. W ręce trzymała małą różową zamszową torebkę, która idealnie współgrała z butami. Włosy miała upięte na czubku głowy w luźny kok. W przeciwieństwie do mnie była blondynką o niebieskich oczach. Różniłyśmy się w bardzo wielu kwestiach, zaczynając od poglądów, a kończąc na stylu i podejściu do życia, ale pomimo to zawsze świetnie się dogadywałyśmy.

– Tak się cieszę, że w końcu wychodzimy razem gdzie indziej niż na uczelnię. Mam nadzieję, że twój ojciec nie zepsuje nam tego wypadu tak jak ostatnio – westchnęła Lidia.

– Mówił, że wróci późno, więc liczę, że spotkanie biznesowe pochłonie go tak bardzo, że zapomni o moim wyjściu na miasto – odpowiedziałam.

– No tak, pozostaje tylko jeden problem. – Moja przyjaciółka kiwnęła głową w kierunku kierowcy.

– Daj spokój, Sam tylko wykonuje swoją pracę. Może mój ojciec nie wróci do domu na noc, jak to mu się często zdarza po kolacjach biznesowych, a wówczas wyjdziemy z klubu dopiero wtedy, kiedy będą go chcieli zamknąć – próbowałam uspokoić Lidię.

– Mam nadzieję, że na takich kolacjach nie żałują alkoholu – zaśmiała się.

Droga minęła nam bardzo szybko, pewnie dlatego, że całą przegadałyśmy. Mój kierowca zatrzymał się na jednej z imprezowych ulic Williamsburg, dzielnicy Brooklynu, pod klubem o nazwie Stage. Jak za każdym razem, poinformował mnie, że będzie czekał w pobliżu i mam odpowiadać na jego wiadomości, które będzie mi wysyłał, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Taką mieliśmy umowę, kiedy wychodziłam na imprezy. Jeśli byłam z Lidią, to czasem pisał do niej, gdy ja nie odpisywałam.

Zapewniłam go, że może być spokojny i wysiadłyśmy z Lidią z auta, ustawiając się na końcu długiej kolejki.

Kilkanaście minut później znalazłyśmy się w klubie. Parkiet był pełny zarówno tańczących par, jak i singli. Ci pierwsi raczej bezwstydnie się o siebie ocierali, niż tańczyli. Co by nie mówić, głośna muzyka i kolorowe światła nie wystarczyły do tego, abym wskoczyła na parkiet razem z nimi i zaczęła tańczyć, więc udałam się z moją przyjaciółką prosto do baru. Czułam się nieswojo. Dawno nie byłam w takim miejscu, dlatego wiedziałam, że dzisiejszego wieczoru nie pożałuję sobie alkoholu.

Zamówiłyśmy koktajle, które polecił nam barman i przyglądałyśmy się temu, co dzieje się wokół nas. Jak zawsze nie obeszło się bez komentowania osób w klubie i tego, jak się zachowują. Ludzie bywają naprawdę dziwni, kiedy im się przyjrzeć.

Klub zapełniał się coraz bardziej, ale z każdym łykiem drinka coraz mniej mi to przeszkadzało. Po drugim drinku zaczęłam kołysać się w rytm muzyki, a po trzecim wiele się nie zastanawiając, ruszyłyśmy z Lidią na parkiet.

PATRICK

Wyższy dał nam zlecenie z rodzaju tych, których nie lubię i staram się nie brać, ale tym razem to Josh z nim rozmawiał i przyjął je. Siedzimy w tym razem, więc każde jedno jest naszym wspólnym, i nie ma znaczenia, kto je bierze. Ja na pewno bym odmówił, ale teraz to już bez znaczenia.

Mamy porwać dziewczynę, córkę współwłaściciela nowojorskiej firmy od nieruchomości. Facet wszedł w układ, a potem chciał się wycofać, co absolutnie nie wchodziło w rachubę. Jeśli robisz interesy z kimś, kto ustala i stosuje własne prawo, to lepiej z nim nie zadzieraj, a już na pewno nie próbuj go wykiwać. Ten cały Martin musi być idiotą albo faktycznie nie ma pojęcia, kim jest ani czym zajmuje się Wyższy. Drugą opcję raczej odrzucam, ponieważ skoro robi z Wyższym interesy, to na pewno się domyśla, na jakich zasadach to działa.

Mieszkamy na obrzeżach Vineland w południowo-zachodniej części stanu New Jersey, stąd droga do Nowego Jorku, którą pokonaliśmy w sobotę, zajęła nam około dwóch godzin. Całą akcję zaplanowano na poniedziałek. Josh ma zająć się porwaniem dziewczyny, a zatem potrzebował trochę czasu, żeby rozeznać się w sytuacji i zaplanować wszystko do najmniejszego szczegółu. Ja natomiast musiałem spotkać się w niedzielę z kolegą Wyższego. Miałem odebrać dla niego jakąś paczkę.

Zatrzymaliśmy się z Joshem w Hotelu Brooklyn Bridge. Wynajęliśmy dwa osobne apartamenty. Każdy z nich posiada salon z kanapą i biurkiem, a nawet hamakiem w rogu przy wielkim pionowym oknie z widokiem na Brooklyn Heights. Z kanapy rozpościera się widok na Upper Bay ze Statuą Wolności w tle. Sypialnia posiada duże łóżko typu king size, a w łazience stoi wanna oraz prysznic. Całość utrzymana jest w kolorach czerni i bieli.

Wziąłem prysznic, ubrałem ciemnoniebieskie jeansy, a do tego klasyczny biały T-shirt. Udałem się do baru, który znajdował się na dachu budynku, gdzie miałem spotkać się z Joshem. Jak się okazało, Josh już tam był. Siedział przy barze na wysokim hokerze, sączył whisky i rozmawiał z niczego sobie barmanką. Znając go, pewnie ją podrywał. Uśmiech i zarumieniona twarz młodej dziewczyny zdradzały, że raczej się nie mylę.

– Poproszę to samo! – rzuciłem do niej, wskazując na szklankę mojego brata.

– Szczerze mówiąc, liczyłem, że przyjdziesz trochę później – powiedział ściszonym głosem.

– Chodź, omówimy parę spraw i zdążysz jeszcze posiedzieć przy barze przed zamknięciem. – Poklepałem go po plecach, wziąłem swoją whisky i ruszyłem do stolika w rogu sali, gdzie mogliśmy porozmawiać bez obawy, że ktoś nas usłyszy.

– Męczy cię to miasto, co? Starasz się to ukryć, ale mnie nie oszukasz, zbyt dobrze cię znam – usłyszałem.

– Na twoim miejscu nie traciłbym czasu na zabawę w psychologa, jeśli chcesz zaliczyć tę ślicznotkę zza baru. Powiedz lepiej, co wiesz i jaki masz plan.

– Brunetka, metr siedemdziesiąt wzrostu, dwadzieścia cztery lata. Studiuje architekturę. Wszędzie wozi ją kierowca, zatem trzeba będzie wykorzystać pierwszą możliwą okazję, kiedy będzie sama, bo druga może się nie trafić. Znam jej adres, zamierzam obserwować jej dom przez całą niedzielę, może nadarzy się jakaś okazja, ale na razie trzymam się planu z poniedziałkiem. W poniedziałki około południa zawsze odwiedza grób swojej matki na cmentarzu Calvary. Kierowca parkuje auto i czeka na nią od strony wschodniej. Będę kręcił się w pobliżu grobu jej matki, potem użyję chloroformu i wyniosę ją zachodnim wyjściem. Tam będziesz czekał na nas w aucie i wrócimy ze zdobyczą do domu. Reszta zależy od Wyższego i od tego, czy jej ojciec będzie współpracować.

Posiedzieliśmy z Joshem jeszcze około godziny, rozmawiając o szczegółach zlecenia, po czym wróciłem do pokoju. Mój brat został przy barze, kontynuując swój podryw.

Wszedłem do pokoju, nie włączając światła. Panował półmrok. Stanąłem przed oknem i patrzyłem na miasto przede mną. Na świecące wysokie wieżowce, które nocą wyglądały potężniej niż za dnia. Nienawidziłem tego miasta, pomimo że kiedyś tak cudownie mi się tu żyło i nie wyobrażałem sobie być gdziekolwiek indziej. Moje życie było poukładane, problemy nie miały znaczenia. Oczywiście bywały gorsze momenty, ale póki ona była u mego boku, to tak, jakbym miał wszystko. Nigdy nie sądziłem, że wszystko potoczy się tak, jak się potoczyło. Nie chciałem robić tego co mój ojciec, tak samo zresztą jak Josh, ale niestety skończenie z tym okazało się znowuż nie takie proste. Nie można mieć rodziny ani kobiety. Jedno i drugie jest wtedy twoim słabym punktem, przez który można bardzo łatwo do ciebie dotrzeć.

Razem z bratem trudnimy się głównie handlem bronią i narkotykami. Przyjmujemy też różne zlecenia od Wyższego i zdarza nam się pozbawić kogoś życia, ale tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Nasz ojciec zajmował się dodatkowo handlem żywym towarem. Chodziło głównie o kobiety. Dla mnie to zdecydowanie za dużo. Nienawidzę, kiedy w interesy są wplątane kobiety. Dlaczego? Zazwyczaj są niewinne. To na ogół ofiary porachunków mafijnych swoich mężów lub ojców, tak jak w tym przypadku. Często nawet nie mają pojęcia, czym się ci ich mężowie i ojcowie zajmują na co dzień. A oni nie są głupi i każdy z nich ma jakąś przykrywkę na brudną forsę. Otwierają kolejną firmę, restaurację, wystawiają lewe faktury i zakładają konta w różnych krajach. Najważniejsze, żeby w papierach wszystko się zgadzało.

Wyciągnąłem z minibarku piwo i usiadłem na kanapie. Dochodziła północ, a ja wcale nie byłem śpiący. Nie wiem, czy to miasto tak na mnie działało, czy to, co miało wydarzyć się w poniedziałek. Może jedno i drugie. Ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń przed sobą czekałem na sen, który nie nadchodził. Postanowiłem, że przejdę się po mieście. Głupi pomysł ze względu na panujący w mojej głowie mętlik, ale w sumie co mi zależało.

Kręciłem się około godziny po ulicach, aż w końcu postanowiłem się napić. Do moich uszu dotarł dźwięk muzyki z jakiegoś klubu. Nie byłem fanem stroboskopu ani głośnego bitu, ale nie zamierzałem tracić czasu na szukanie innego miejsca, w którym mógłbym dostać czystą whisky. Wszedłem do klubu Stage, wypełnionego dosłownie po brzegi, a dotarcie do baru zajęło mi dłuższą chwilę. Kiedy w końcu mi się to udało, zamówiłem podwójny Glenfiddich. Wreszcie poczułem smak mojego ulubionego trunku na języku; smakował lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Właśnie tego mi było trzeba. Pomimo że nie opróżniłem tego, co miałem w szklance, zamówiłem jeszcze raz to samo, po czym wypiłem do dna. Opierałem się o bar, nie patrząc na tańczących za mną ludzi. Przed moimi oczami na podświetlanych półkach znajdowało się to, czego potrzebowałem i po co tu przyszedłem. Palenie w przełyku niosło ze sobą ulgę; jedynie napieranie na moje lewe ramię, które czułem od kilku minut, psuło mi nastrój. Z początku mnie to nie dziwiło, przecież byłem w klubie pełnym ludzi. Jednak po dłuższej chwili spojrzałem w lewą stronę i ujrzałem drobną brunetkę z jakimś chłopakiem. Zdecydowanie się jej naprzykrzał. Wytężyłem słuch, żeby dowiedzieć się, o co chodzi i usłyszałem, jak dziewczyna mówi do niego: „Proszę cię, daj spokój, to był tylko taniec, nie jestem zainteresowana... Nie, i nie zmienię zdania... Zostaw mnie w spokoju!”.

– Słyszałeś, co pani powiedziała. Zachowaj się jak na dżentelmena przystało i grzecznie odejdź – nie wytrzymałem i odezwałem się.

– A ty co za jeden? Nie wtrącaj się! – odpyskował natręt. Wyminąłem dziewczynę, chowając ją tym samym za sobą i odchyliłem kawałek kurtki, żeby mu pokazać, co tam mam, po czym ściszonym głosem wysyczałem mu prosto w twarz:

– Posłuchaj mnie uważnie. Spędzam tu miło czas, podobnie jak ta dziewczyna, a ty nam obydwojgu to psujesz. Wykorzystaj okazję, że jeszcze jestem miły i daję ci ostatnią szansę na przeproszenie dziewczyny za swoje durne zachowanie, i po prostu wyjdź. Jeśli tego nie zrobisz, to pokażę ci z bliska, co mam pod kurtką. Oczy chłopaka zrobiły się wielkie, a jego oblicze zbledło.

– Przepraszam cię, chyba za dużo wypiłem. Na mnie już czas. Ciebie też przepraszam, stary. Bawcie się dobrze – rzekł do nas chłopak i udał się w kierunku wyjścia.

– Wow! Nie wiem, co mu powiedziałeś, ale ja nie mogłam się go pozbyć od godziny. Dziękuję za uratowanie mnie od tego strasznego typa – powiedziała z widoczną ulgą dziewczyna, posyłając mi przy tym śliczny uśmiech.

– Nie ma sprawy.

– Co mu powiedziałeś? – drążyła.

– Powiedziałem mu tylko, że chyba pora iść do domu. – Uśmiechnąłem się do niej.

– No to musisz mieć niezwykły dar przekonywania. – I znowu ten uśmiech. – Mogę w ramach wdzięczności postawić ci drinka? – zapytała, po czym krzyknęła do barmanki: – Jeszcze raz to samo dla tego pana, a dla mnie sex on the beach*.

– Po co pytałaś, skoro nawet nie pozwoliłaś mi odpowiedzieć? – zaśmiałem się.

– Wybawiłeś mnie właśnie z opresji, więc wierzę, że jesteś dżentelmenem, a dżentelmen nie odmówiłby kobiecie jednego drinka w ramach podziękowania za udzieloną jej pomoc.

Patrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami, a ja nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę na temat dżentelmenów, jacy są, co powinni robić, a czego nie. Żartowaliśmy trochę z obecnych czasów i różnych ludzkich zachowań. Kiedy zauważyłem, że kończy jej się drink, zapytałem:

– Czy pozwolisz, że teraz ja postawię ci drinka? Dżentelmenowi chyba tak wypada postąpić? – Popatrzyłem na nią z ukosa i zamówiłem to samo, co piliśmy wcześniej, nie czekając na jej odpowiedź. Zaśmiała się i pokręciła głową. Po chwili popatrzyła w kierunku parkietu i pomachała do jakiejś blondynki. Ta tańczyła z wytatuowanym chłopakiem, ale odmachała koleżance. Domyśliłem się, że przyszły tu razem. Rozmawialiśmy chwilę, kiedy nagle stwierdziła:

– Nawet nie wiem, jak ma na imię mój wybawca. Ja jestem Ana.

Wyciągnęła rękę w moim kierunku.

– Philipp – skłamałem i podałem jej dłoń.

Szykowałem się na kolejną serię pytań i układałem w głowie następne kłamstwa. Było sympatycznie i zabawnie, a rozmowa dotyczyła czasem absurdalnych i surrealistycznych tematów.

– Przyszedłeś tutaj z kimś? Masz kogoś? – padło pytanie.

Nie chciałem jej okłamywać, jednak musiałem, bo chociaż byłem wdowcem, to ciągle w moim sercu istniała tylko jedna kobieta. Od odpowiedzi uratowała mnie jakaś hiszpańska piosenka. Blond koleżanka Any piszczała do niej z parkietu, a ta odstawiła pędem drinka na blat baru i dołączyła do niej. W klubie zrobiło się już nieco luźniej, więc mogłem swobodnie patrzeć, jak fanka drinka sex on the beach zaczyna kołysać swoimi biodrami. Widziałem też, niestety, jak napakowany gość szykuje się, żeby zatańczyć ze śliczną brunetką, która właśnie weszła na parkiet, i nie spodobało mi się to. Nie chciałem, aby ktoś jej dotykał, a oczy patrzyły na kogoś innego niż tylko na mnie. Dopiłem whisky, odstawiłem puste szkło i stwierdziłem, że czemu nie uratować jej raz jeszcze. Po chwili już stałem za nią.

ANA

Usłyszałam charakterystyczne nucenie z głośników, od którego rozpoczynała się moja ulubiona piosenka Loco Contigo i wiedziałam, co się zaraz wydarzy. Spojrzałam na Lidię, a ona już piszczała i wołała mnie na parkiet. Nie zastanawiając się, dołączyłam do niej i zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Razem z Lidią uwielbiałyśmy ten kawałek. Ledwo zaczęłam się poruszać, a już podchodził do mnie jakiś napakowany koleś. Szykowałam jakąś odpowiedź, aby go spławić, ale on nawet się nie odezwał. Jak gdyby nigdy nic odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku. Dziwiło mnie to do momentu, gdy poczułam charakterystyczne perfumy, które od godziny wdychałam przy barze. Mój wybawca znowu tu był i chronił mnie niczym niewidzialna tarcza. Odwróciłam się i napotkałam ciemne brązowe oczy intensywnie wpatrujące się we mnie. Stał przede mną przystojny i dobrze zbudowany mężczyzna. Samo patrzenie mu w oczy sprawiało, że robiło mi się gorąco, a w brzuchu czułam przyjemne łaskotanie. Ile ja bym dała, żeby czas stanął w miejscu, a ta chwila nigdy się nie skończyła! Czułam się tak cudownie, jak nigdy wcześniej. Trudno było w to uwierzyć, bo przecież dopiero go poznałam, ale tak właśnie było.

– Tamten nie wyglądał na dżentelmena. Kulturysta na pewno, ale nie dżentelmen. Pomyślałem, że możesz potrzebować pomocy – powiedział, nachylając się do mojego ucha.

– Nie dość, że masz dar przekonywania, to jeszcze potrafisz czytać w myślach – skomentowałam, zarzucając mu ręce na szyję. W odpowiedzi dostałam jego uśmiech. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki, a ja wykorzystałam sytuację i wtuliłam się w jego szyję, gdzie jeszcze bardziej czułam intensywną woń perfum. Trzymał dłoń na moim odcinku lędźwiowym, tak jak uważałam, że facet powinien trzymać kobietę. Przypomniał mi się Derek, którego ręce zawsze lądowały niżej, za to przy moim ojcu bał się mnie złapać nawet za rękę. Jak ja z nim wytrzymałam aż pół roku? Ale dosyć tych rozmyślań. Teraz jestem u boku faceta o imieniu Philipp i tylko to się liczy. Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć i w tym momencie poczułam szarpnięcie za ramię.

– Musimy spadać! Sam tutaj idzie. Jest wściekły, bo nie odbierałaś od niego telefonu ani nie odpowiedziałaś na żadną wiadomość – usłyszałam głos Lidii. Kurczę, kompletnie o tym zapomniałam! Tak się umawiałam z Samem, a przez ostatnią godzinę zapomniałam o bożym świecie. Jeśli tu wszedł, to musiał być już poważnie wkurzony, pewnie Lidia też nie odpowiedziała na żadną jego wiadomość. Nie miałam dużo czasu, dlatego stwierdziłam, że muszę to zrobić teraz albo będę żałować do końca życia, że tego nie zrobiłam. Objęłam Philippa za szyję i pocałowałam go. Zrobiłam to, na co miałam ochotę od samego początku, kiedy tylko go zobaczyłam, a wypity alkohol dodał mi odwagi. Domyślałam się, że będzie tym zaskoczony, nie zdziwiłam się więc, kiedy w pierwszej chwili nie odwzajemnił pocałunku. Jednak czas mijał, a on nadal tego nie robił. Odsunęłam się od niego, czując się jak kompletna kretynka. Przecież on mógł kogoś mieć, wcale nie powiedział, że jest singlem.

Z poczuciem wstydu odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia, a wtedy on złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował namiętnie. Trzymał mnie mocno przy sobie z rękoma na moich plecach, podczas gdy moje spoczywały na jego klatce piersiowej. Nasze języki toczyły ze sobą zaciekły bój. Jego usta były aksamitne, a język miękki. Smakował whisky, której nie lubiłam, ale z jego ust mogłabym smakować ją w każdej sekundzie. Podniecenie wzbierało we mnie niczym wulkan. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie, jak gdyby chciał połączyć nasze ciała w jeden organizm. Teraz to wiedziałam. On pragnął tego pocałunku tak samo mocno jak ja. Usłyszałam kolejny raz to samo charakterystyczne nucenie, tylko że tym razem oznaczało ono koniec piosenki. Wiedziałam, że nasz czas dobiega końca, chociaż bardzo tego nie chciałam. Z trudem oderwałam się od niego, popatrzyłam ostatni raz w piękne ciemne oczy, których razem z pocałunkiem nigdy nie zapomnę, i pobiegłam do wyjścia.

*sex on the beach (ang.) – koktajl alkoholowy składający się z wódki, sznapsu brzoskwiniowego oraz więcej niż jednego soku owocowego, dekorowany plasterkiem limonki lub cytryny (wszystkie przypisy pochodzą od redaktora).

ROZDZIAŁ II

PATRICK

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII

Porwana. Niebezpieczna znajomość

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-329-9

© Sylvia Bloch i Wydawnictwo Novae Res 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Monika Kasperek-Rucińska

Korekta: Małgorzata Knight

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek