34,99 zł
To miał być nowy, wspaniały początek. Ucieczka ze strasznego sierocińca, od okrutnych opiekunów, poznanie prawdy o sobie i być może powrót do rodziny, do własnych korzeni… Te myśli rozpalały Toma i jego przyjaciółkę Sarah, gdy składali sobie świąteczne życzenia na pokładzie promu płynącego z Dover w Anglii do Calais we Francji, gdzie mieli nadzieję odnaleźć ukrywających się Britfieldów.
Patrzą w przyszłość z optymizmem. Mają siebie, mają profesora Heinswortha, który wiele dla nich zrobił. Jednak po drodze przez kanał La Manche prom wywraca się i tonie, a Tom i Sarah, rozdzieleni z profesorem, przez kilka dni dryfują w łodzi ratunkowej, by ostatecznie dotrzeć do francuskiego wybrzeża Mont-Saint-Michel. Zamarznięci i półprzytomni zostają odnalezieni przez Gabriela, jednego z benedyktynów mieszkających w znajdującym się na wyspie klasztorze. Po odkryciu, że dzieci są sierotami, zakonnicy oferują swoją opiekę. To, co początkowo wydawało się życzliwością, staje się jednak kolejnym więzieniem, bo dzieci są zmuszane do pracy i nie mogą opuścić opactwa. Wkrótce zaczynają planować kolejną ucieczkę.
Tak zaczyna się kolejny rozdział ich niesamowitych przygód.
Tom i Sarah przemierzają ulice Paryża, odwiedzają m.in. katedrę Notre-Dame, Wieżę Eiffla i Luwr. W szalonej przygodzie pomocą służą im zarówno starzy przyjaciele, jak i nowi sojusznicy.
Tom drugi cyklu „Britfiled” jest pełny intryg, zdrad, strzelanin i zwrotów akcji. Lojalność zostaje wystawiona na próbę, a odwaga sprawdzona w działaniu.
Podobnie jak poprzednia część, także „Britfield. Powstanie lwa” zawiera opisy miejsc geograficznych, zabytków architektury i sztuki oraz ciekawostki historyczne, wplecione w wartką i ekscytującą opowieść.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 425
Uciekając z sierocińca Weatherly, miejsca, w którym możliwość nauki jest ograniczona, a dzieci wykorzystuje się jako darmową siłę roboczą, najlepsi przyjaciele, Tom i Sarah, przechytrzają paskudnych właścicieli instytucji – państwa Snobów, podejrzanego opiekuna – pana Speckle’a, a nawet legendarnego psa stróżującego – Zefira. Niedługo przed ucieczką Tom otrzymuje informację, że jego rodzice być może nadal żyją. To odkrycie nie daje mu spokoju. Dwójkę przyjaciół niestrudzenie ściga wybitny detektyw Gowerstone, ekspert w namierzaniu zagubionych dzieci, jednak Tom i Sarah o włos unikają pojmania – przejmują stery balonu napędzanego ogrzanym powietrzem i przelatują nad całą środkową Anglią.
Po gwałtownym lądowaniu przy Uniwersytecie Oksfordzkim dzieci poznają studenta Olivera Horningbrooka i otrzymują wsparcie doktora Hainswortha, cenionego wykładowcy, który decyduje się pomóc im w dotarciu do Londynu. Na światło dzienne wychodzą nowe fakty, a Tom odkrywa, iż powszechnie uznaje się, że został on jako dziecko porwany i zamordowany. Chłopiec dowiaduje się również, że może być ostatnim żyjącym Britfieldem, a zarazem prawdziwym dziedzicem brytyjskiego tronu. Trójka przyjaciół zmuszona jest ponownie wylądować balonem, tym razem przy zamku w Windsorze, gdzie Hainsworth liczy na pomoc swojego byłego studenta i głównego kamerdynera, Philipa, który jednak okazuje się konspiratorem zamieszanym w porwanie Toma.
Za sprawą profesora Hainswortha, doktora Beagleswicka i arcybiskupa Canterbury fakty składają się w całość i doprowadzają do kulminacji w postaci pościgu przez katedrę Świętego Pawła i londyńskie metro. Detektyw Gowerstone nieustannie depcze im po piętach – na końcu historii wychodzi na jaw, że przez cały ten czas starał się on chronić Toma, czyli zaginione dziecko, które miał odnaleźć już dziesięć lat wcześniej. Nikczemny wychowawca Speckle okazuje się agentem działającym pod przykrywką dla Gowerstone’a, badającym korupcję w Weatherly i rozpracowującym szajkę nieuczciwych sierocińców działających w całej Anglii. Wreszcie przyjaciele odkrywają też, że premier, przyjaciel Gowerstone’a, jest częścią spisku mającego na celu wyeliminowanie Toma, by chronić brytyjski tron.
Po otrzymaniu ważnych informacji od Aleksandra, arcybiskupa Canterbury, który jest bliskim przyjacielem Britfieldów, Tom, Sarah i profesor Hainsworth wsiadają w Denver na prom płynący do francuskiego Calais. Zamierzają poznać całą prawdę i odszukać ostatnich pozostających przy życiu Britfieldów w nadziei, że potwierdzi się tożsamość Toma. Ich celem staje się zamek w Chambord w Dolinie Loary, gdzie prawdopodobnie ukrywają się Britfieldowie.
Prom, którym Tom i Sarah zmierzali z Anglii do Francji, zatonął. Rozdzieleni z profesorem Hainsworthem przyjaciele podjęli próbę dopłynięcia szalupą do francuskiego brzegu. Wiosłowali z całych sił ku ledwo widocznym przez gęstą mgłę światłom wybrzeża. Pogoda wciąż była niespokojna – przez kilka dni dryfowali, a morze zniosło ich czterdzieści kilometrów na południe. W końcu jednak wylądowali u stóp wyspy Mont Saint-Michel.
Spowity mgłą, otulony przez morze i wnoszący się ponad połyskującym piaskiem skalisty brzeg znajdował się w odległości około półtora kilometra od północno-zachodniego wybrzeża Francji. Wyspę z kontynentem łączyła droga na grobli, a wieńczył ją normandzki klasztor, którego początki sięgały dziesiątego wieku. Poniżej imponującej konstrukcji wiły się brukowane ulice i rozciągała się średniowieczna wioska. Klasztor był nazywany przez wędrujących pielgrzymów „Świętym Michałem Archaniołem na łasce morza”, ponieważ wciąż zmieniające się pływy stanowiły nie lada zagrożenie dla każdego, kto ośmielił się kroczyć mokrym piaskiem. Założony w 529 roku zakon benedyktynów był rygorystyczną religijną strukturą zrzeszającą społeczności żyjące według Reguły Świętego Benedykta, która zakłada posłuszeństwo, pracę, modlitwę i jałmużnę.
Przemarznięci i ledwo żywi Tom i Sarah zostali znalezieni przez brata Gabriela, starszawego, dobrotliwego mnicha, który zabrał ich do klasztoru. Po odkryciu, że dzieci są sierotami, mnisi wspólnie zadecydowali, że podejmą się ich wychowania. Zakonnicy nie byli pewni, gdzie umieścić dziewczynkę, ale w końcu ulokowali ją w odosobnionej części klasztoru i zlecili jej uporządkowanie imponującej biblioteki. Chociaż miała zajmować ją tylko klasyfikacja starożytnych tekstów, Sarah spędzała godziny na czytaniu przy słabym świetle świeczki. Dowiedziała się mnóstwa interesujących faktów i sekretów, w tym kluczowych wskazówek dotyczących rodu Britfieldów.
* * *
– Bracie Thomasie, proszę się dziś szczególnie przyłożyć do posprzątania refektarza. Rano znalazłem okruszki pod krzesłem brata Michaela, zapomniałeś też o wyszorowaniu szafek po lunchu.
– Tak jest, bracie Josephie. Będę bardziej uważny – odparł Tom zbolałym głosem.
– Nie tyle bardziej uważny, co bardziej dokładny – poprawił go mnich z nutą niezadowolenia.
Brat Joseph, około sześćdziesięcioletni stanowczy mężczyzna o rudych, kręconych włosach, rzucił Tomowi krytyczne spojrzenie i wyszedł z pomieszczenia.
Trzynastoletni Tom, szczupły, ale silny chłopiec, stał w bezruchu. Jego brązowe włosy były w nieładzie, a niebieskie oczy błyszczały. Jak zwykle miał na sobie jasnobrązową szatę i skórzane sandały. Tom słyszał podobne napomnienia każdego ranka, każdego popołudnia i każdej nocy. Bez względu na to, jak starannie sprzątał, zamiatał, czyścił lub mył, benedyktyńscy mnisi nigdy nie byli usatysfakcjonowani.
* * *
Godzinę później Tom uporał się ze wszystkimi uciążliwymi obowiązkami i udał się do pomieszczenia, w którym sypiał. Przypominało ono raczej więzienną celę niż przytulny dziecięcy pokój.
Uzbrojony w świeczkę chłopiec wspiął się po wewnętrznych schodach prowadzących w stronę klasztornego dormitorium, po czym cichutko dostał się tylnym zejściem do znajdującego się dwa piętra niżej skrzydła Świętego Marcina.
Przemknął na palcach po kamiennej posadzce, przeszedł korytarzem z łukowym sklepieniem i lekko zapukał w dębowe drzwi.
– Sarah, jesteś? – zapytał cicho.
– A gdzie indziej miałabym być? – szorstko odparła dziewczynka.
– No wiesz, nie musisz się tak zaraz denerwować – zrewanżował się Tom. – Nieźle ryzykuję, przychodząc tutaj.
– Przepraszam, po prostu nienawidzę tego miejsca i skończyły mi się świeczki.
– Mam jedną zapasową. Wziąłem kilka z warsztatu, kiedy nikt nie patrzył.
Tom wyciągnął świeczkę spod szaty i podał przyjaciółce pod drzwiami.
– Dziękuję. Teraz w końcu coś widzę – oznajmiła Sarah. –Nie ma tu co prawda czego oglądać, ale nie przepadam za ciemnością.
– Ani ja – przyznał Tom, wzdrygając się. – To miejsce przypomina mi Weatherly, jest takie zimne, surowe i smutne. Jak myślisz, jak długo już tu jesteśmy?
– Ponad sześć miesięcy – odrzekła Sarah. – Znalazłam w bibliotece kalendarz, dzięki niemu mogę kontrolować upływ czasu.
– Mam wrażenie, jakby minęły całe lata – skomentował Tom, zastanawiając się, czy kiedykolwiek wydostaną się z tego ponurego więzienia.
– Skoro już mówimy o latach – zagaiła Sarah, zmieniając ton. – Za trzy dni mam urodziny, w poniedziałek ósmego lipca.
– Wiem. Wspominałaś już o tym z dziesięć razy.
– Tylko przypominam – rzekła nonszalancko, po czym dodała z niepokojem: – Martwię się o profesora Hainswortha. Mam nadzieję, że dotarł bezpiecznie do Francji.
– Też się martwię – odparł z przygnębieniem Tom. – Był takim dobrym przyjacielem.
– Był… – Sarah urwała w połowie zdania i szybko się poprawiła. – Jest naszym przyjacielem. Najlepszym. Musi być jakiś sposób, żeby się dowiedzieć, czy przeżył.
– Wydostanie się stąd to jedyny logiczny sposób – szepnął Tom ostrożnie, zerkając za siebie w obawie, że ktoś może ich podsłuchiwać.
– Masz rację – podchwyciła ochoczo Sarah. – Jakieś pomysły?
– Jeszcze nie, ale pracuję nad tym.
– No to pracuj szybciej – rzuciła błagalnie dziewczynka. W jej głosie pobrzmiewała desperacja. – Nie wyobrażam sobie kolejnego dnia tutaj.
Tom zbliżył się do drzwi.
– Odkryłaś coś jeszcze w bibliotece?
– Wiele ciekawych rzeczy – odpowiedziała ciut głośniej. – Znalazłam przeróżne starożytne manuskrypty napisane po staroangielsku, francusku i łacinie.
– Umiesz czytać po francusku?
– Oczywiście – potwierdziła. – Pamiętaj, że chodziłam do najlepszej prywatnej szkoły dla dziewcząt w Szkocji.
– Tak, mówiłaś to wiele razy.
– Ale mam problem z łaciną.
– Doczytałaś coś więcej o Britfieldach?
– Nazwisko Britfield pojawia się podobno w paru starszych księgach, ale są trzymane w osobnym pokoju, do którego nie mam wstępu.
Nagle rozległo się skrzypnięcie drzwi, a po nim dało się słyszeć szybkie kroki.
– Ktoś idzie – ostrzegł przyjaciółkę Tom, po czym szybko oddalił się od jej pokoju.
– Kto tam jest? – zagrzmiał mrożący krew w żyłach głos.
Tom się skrzywił. Od razu poznał jego właściciela.
– To tylko ja, bracie Jasperze.
Mnich podszedł do chłopca. Świeczka rozświetliła jego upiorną twarz naznaczoną pozostałościami po ospie i blizną na lewym policzku.
Wysoki, szczupły i blady brat Jasper poświęcił bez reszty swe życie zakonowi benedyktyńskiemu i jego bezwzględnym zasadom. Piastował drugie co do ważności stanowisko, wyżej od niego w hierarchii był tylko opat Chevalier. Zawsze miał na sobie ciemnobrązową szatę, a na szyi nosił srebrny krzyż.
– Bracie Thomasie, nie powinno cię być w tej części klasztoru.
– Ja… znowu się zgubiłem na tylnych schodach.
– Oczywiście, że tak. A teraz udaj się, proszę, do swojego pokoju – nakazał. Mierzył Toma surowym spojrzeniem, a dolna warga mu drżała.
– Tak jest, bracie Jasperze – odrzekł posłusznie Tom i odwrócił się w stronę drzwi prowadzących do celi swej przyjaciółki. – Dobranoc, siostro Saro.
– Dobranoc, bracie Thomasie.
Zrezygnowany chłopiec poszedł do swojego pokoju i rzucił się na cienki materac. Ciasne pomieszczenie zionęło wonią starego drewna i wilgotnych kamiennych murów. Chłodne nocne powietrze i brak ogrzewania sprawiały, że Toma przeszywały dreszcze. Wszystkie drzwi zamykano zawsze o ósmej wieczorem, co czyniło ucieczkę pod osłoną nocy praktycznie niemożliwą.
Kiedy zdmuchnął świeczkę, spowiła go cisza, która codziennie po zmroku ogarniała cały klasztor. Odpływając do krainy snów, przywołał w pamięci okropny zbieg wydarzeń, który przywiódł ich na Mont Saint-Michel.
Miało to miejsce podczas świąt Bożego Narodzenia sześć miesięcy wcześniej. Minęła północ, prom płynący z Dover do Calais kołysał się na wodach kanału La Manche. Tom i Sarah stali na rufie przy relingu i obserwowali, jak światła brytyjskiego wybrzeża powoli znikają w ciemnościach. Profesor Hainsworth siedział nieopodal i rozmyślał nad czekającą ich podróżą.
Kiedy byli w połowie drogi do Calais, promem wstrząsnął potężny wybuch. Toma i Sarę odrzuciło na reling, następnie upadli na drewniany pokład. Z wnętrza promu buchnął czarny dym. Pasażerów ogarnęła panika, zaczęli biegać na wszystkie strony i potwornie krzyczeć. Fale uderzały o statek, lodowata woda morska wystrzeliwała w powietrze i zalewała przerażonych ludzi. Prom przechylał się na boki, pasażerów rzucało po całym pokładzie, niektórzy wpadali do zimnej wodnej otchłani.
Hainsworth podbiegł do Toma i Sary i zaprowadził ich do małej łodzi ratunkowej. Gdy dzieci do niej weszły, promem szarpnęło, a profesor upadł na pokład. Tom zawołał go i wyciągnął rękę, a mężczyzna przyczołgał się i chwycił jego dłoń, ale prom znów się przechylił i zaczął szybko nabierać wody. Hainsworth puścił rękę Toma, kiedy łódź ratunkowa zerwała się i uderzyła w zasnutą mgłą taflę oceanu. Wtedy po raz ostatni dzieci widziały profesora Hainswortha.
Tom obudził się gwałtownie, zlany potem. Oddychał z trudem. Ten koszmar nawiedzał go od miesięcy. Chociaż bardzo tęsknił za profesorem, Tom wiedział, że Hainsworth chciałby, żeby uciekł z klasztoru, dostał się do zamku w Chambord i odnalazł Britfieldów.
* * *
O szóstej rano następnego dnia mnisi kończyli jeść skromne śniadanie składające się ze świeżego chleba i surowych warzyw. Posiłki spożywano w refektarzu, pomieszczeniu z rzędami granitowych kolumn osmalonych smugami dymu. Kolorowe światło wpadające przez witraże ożywiało ponurą przestrzeń.
Sarah siedziała samotnie w kącie, ubrana w jasnoniebieską szatę. Długie włosy o piaskowym kolorze starannie schowała pod czepkiem.
Rodzina Sary Wallace była zamożna, a zanim jej rodzice zginęli w podejrzanym wypadku samochodowym pięć lat wcześniej, dziewczynka wiodła dość uprzywilejowane życie w Szkocji, a dokładnie w Edynburgu. Ostatecznie wylądowała w sierocińcu Weatherly i zaprzyjaźniła się tam z Tomem. Była bystra i wysportowana, miała hipnotyzujące piwne oczy i zaraźliwy śmiech.
Tom, w ramach kary za długą listę przewinień takich jak rozmawianie, opuszczenie zajęć chóru i spóźnienie się na modlitwę, również siedział sam. Spojrzał na Sarę i skinął jej głową. Oboje podnieśli się z drewnianych ław i wymknęli na zacieniony korytarz, usiłując w ten sposób wykraść chwilę prywatności.
Gdy zaczęli między sobą szeptać, brat Gabriel podszedł do nich z drugiego końca przejścia.
– Dzień dobry, bracie Thomasie i siostro Saro – przywitał ich pogodnie.
– Bracie Gabrielu, gdzie się brat podziewał? – zapytał Tom, zdziwiony widokiem ich wybawcy, którego nie widzieli od dnia, w którym przybyli do klasztoru. – Nikt nie chciał nam powiedzieć.
– Przebywałem w odosobnieniu.
– Przez ponad sześć miesięcy?
– Tak polecił opat Chevalier – odparł spokojnie Gabriel.
– Dlaczego? – dociekała zdumiona Sarah.
– Opat chciał przypomnieć mi o zasadach.
– Których? – wymamrotał Tom.
– Tego ranka, kiedy znalazłem was na brzegu Mont Saint-Michel, nie powinienem opuszczać klasztoru.
– Ocaliłeś nam życie, bracie Gabrielu – powiedziała Sarah z czułością. – Jesteśmy wdzięczni.
– Ja również, było warto. – Gabriel uśmiechnął się. Zauważywszy zrozpaczone miny dzieci, zagaił: – Co was trapi?
– Nienawidzimy tego miejsca. Dlaczego nie pozwalają nam odejść? – zapytał z goryczą Tom.
– Nie mam pojęcia – przyznał Gabriel. – Sądziłem, że do tego czasu będziecie już w dalszej drodze.
– Chcielibyśmy – podchwycił Tom. – Muszę odszukać swoją rodzinę. A przynajmniej mam nadzieję, że ludzie, do których zmierzam, to moja rodzina.
– Znasz miejsce ich pobytu?
– Tak, ale nie wolno mi o tym rozmawiać.
– Więc nie rozmawiajmy. Pomówię dziś z opatem Chevalierem i zobaczę, co da się zrobić – obiecał Gabriel. – Póki co lepiej będzie, jeśli wrócicie teraz do obowiązków.
Brat Gabriel uraczył ich pokrzepiającym uśmiechem i udał się do refektarza.
– Musimy wymyślić, co dalej – szepnął Tom. Poczuł przypływ determinacji. – Spotkajmy się dzisiaj, kiedy reszta będzie się modlić.
– To zbyt ryzykowne – ostrzegła go Sarah. – Obserwują każdy nasz ruch.
– Od kiedy ryzyko cię zniechęca?
Sarah zawahała się, rozważając jego pytanie.
– Gdzie chcesz się spotkać?
– W grobowcu rycerza.
– W grobowcu rycerza – powtórzyła z niepokojem dziewczynka.
– To najbezpieczniejsze miejsce – zapewnił ją Tom. – Żaden z mnichów tam nie chodzi.
– Bo mają ku temu całkiem niezły powód: te wszystkie ciała!
– Są w marmurowych trumnach. Raczej nie będą nikogo niepokoić.
Sama perspektywa bycia niepokojoną przez zmarłych zmroziła dziewczynkę. Jednak Tom miał rację, to było bezpieczne miejsce.
– Dobra – zgodziła się niechętnie. – Sprawdzę, co jeszcze uda mi się znaleźć o Britfieldach. Zobaczymy się później.
Sarah skierowała się do biblioteki, a Tom pospieszył do warsztatu. Pomagał tam w wyrobie świeczek i skórzanych sandałów, które mnisi sprzedawali w przybrzeżnych miasteczkach i wioskach.
* * *
Krótko po tym, jak Tom i Sarah opuścili Dover, detektyw Gowerstone zebrał policyjny zespół i pojechał do sierocińca Weatherly w Yorkshire, w północnej części Anglii. Aresztował właścicieli, państwa Snobów. Zostali oni skazani na trzydzieści lat więzienia za oszustwo, znęcanie się i inne haniebne występki. Chociaż nie okazali wielkiej skruchy, ich nikczemne praktyki zostały ukrócone na zawsze. Po tym wszystkim Gowerstone pracował bez wytchnienia, szukając dla każdego dziecka bezpiecznego domu i kochającej rodziny. Sieroty były bezgranicznie wdzięczne Tomowi i Sarze, ponieważ zdawały sobie sprawę, że to oni po ucieczce zawiadomili odpowiednie służby i pomogli doprowadzić do zamknięcia Weatherly.
Przez kolejne miesiące Gowerstone był określany mianem bohatera narodowego, zasypywano go nagrodami i prośbami o wywiady, ale jego nie interesowały rozgłos i uznanie. Detektyw wiedział, że zaledwie musnął powierzchnię korupcji, która tak naprawdę sięgała o wiele głębiej: w rozmaite machlojki zamieszany był sam premier Wielkiej Brytanii, a wraz nim członkowie brytyjskiego rządu i tajna organizacja, która stała za wieloma niegodziwymi działaniami, ukrytymi przed społeczeństwem.
Choć Gowerstone ponad wszystko pragnął obnażyć prawdę, sam również był obnażony – toczące się śledztwo sprawiło, że stał się zagrożeniem dla sekretnej organizacji, którą chciał zniszczyć. Jej członkowie wiedzieli, kim jest, i zamierzali się go pozbyć.
* * *
Trzy godziny później Sarah nadal zanurzona była po uszy w pracy w klasztornej bibliotece, kamiennym labiryncie połączonych ze sobą pomieszczeń skrywających stulecia starożytnych dokumentów.
Po odkurzeniu i uporządkowaniu głównej czytelni wyślizgnęła się do osobnego pokoju zawalonego starymi manuskryptami. W blasku świecy pochyliła się nad dziewiętnastowiecznym angielskim tekstem spisanym na pergaminie. Pomiędzy delikatnymi stronicami znajdował się złożony na pół królewski dekret podpisany przez królową Anglii, Wiktorię – to dopiero odkrycie! Kiedy Sarah czytała dokument, z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł ją hałas.
Szybciutko wcisnęła królewski dekret pod swoją szatę i wstała. Drzwi do komnaty otworzyły się z hukiem, po czym odbiły się od ściany.
– Co tu robisz? – zażądał odpowiedzi brat Jasper, a płomień świeczki oświetlał jego wykrzywioną ze złości twarz.
– Ja… układam książki – zająknęła się Sarah.
– Tu jest zakaz wstępu.
– Ach tak? Ja tylko myślałam…
– Źle myślałaś.
Brat Jasper ruszył ku niej, a dziewczynka tak się wystraszyła, że cofnęła się w stronę półek.
– Nie podoba mi się, że tu węszysz – oznajmił zakonnik, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem.
Chwycił ją za ramię i mocno pociągnął, popychając w stronę wyjścia. Oniemiała i wstrząśnięta Sarah przemknęła do drugiego pomieszczenia. Tuż za nią kroczył Jasper. Gdy przekroczyli próg, zamknął drzwi.
– Obym już nigdy więcej cię tu nie widział – zagrzmiał. W jego głosie pobrzmiewała nuta podłości.
* * *
Tej samej nocy Tom i Sarah spotkali się w grobowcu rycerza, czyli średniowiecznej krypcie wypełnionej trumnami członków arystokratycznych rodzin i templariuszy. Sufit tworzący kopułę był wsparty na rzędach alabastrowych kolumn, a zdobiły go biblijne freski przedstawiające wielką powódź i arkę Noego. Różnokolorowe sceny mieniły się w blasku świecy.
Sarah stała obok jednej z kolumn, drżąc z zimna. Powietrze przenikała wilgoć.
– Odkryłaś coś jeszcze na temat Britfieldów? – zapytał Tom, spragniony nowych informacji.
– Tak – odrzekła entuzjastycznie Sarah. – Wszystko, co o Britfieldach zdradzili nam profesor Hainsworth i doktor Beagleswick, jest w manuskryptach, które czytałam. Znalazłam informację o pretensjach Britfieldów do brytyjskiego tronu, dokumenty potwierdzające, że ich posiadłości zostały zawłaszczone i że zostali zamordowani.
– Czyli jednak jest to gdzieś spisane, co oznacza, że nie wszystkie dowody zniszczono.
– Właśnie – przytaknęła Sarah, a jej oczy rozbłysły.
– Ktoś bardzo się postarał, żeby to ukryć.
– Nie sądzę, żeby była to jedna osoba ani nawet rodzina królewska – oświadczyła Sarah. Nie wiedziała, od czego zacząć. – Doszukałam się też śladów pewnej organizacji, tajnej grupy, która zdaje się kontrolować wszystko: rody królewskie, rząd, nawet sprawy wagi światowej…
– To szaleństwo – przerwał jej Tom. – Nikt nie ma aż takich wpływów.
– Kwestia pieniędzy. – Sarah wzruszyła ramionami. – Mogą kupić wszystko i wszystkich.
– Dlaczego? Czego chcą?
– Jeśli dobrze rozumiem, to władzy.
– A co to ma wspólnego z Britfieldami?
Sarah obniżyła głos.
– Dlatego ich zamordowano. Nie dało się ich kupić, nie chcieli łapówek, więc ich wyeliminowano.
– Nie tylko fizycznie, ale też z kart historii. To masz na myśli, prawda?
– Tak – potwierdziła, wyciągając manuskrypt spod swej szaty. – Znalazłam królewski dekret nakazujący egzekucję Britfieldów. Podpisany przez królową Wiktorię.
– Naprawdę? – nie dowierzał Tom. Rozejrzał się nerwowo. – Nie powinnaś była zabierać tego z biblioteki.
– Tylko pożyczyłam – uspokoiła go Sarah. – Poza tym skoro jesteś ostatnim Britfieldem, to w teorii ten dekret należy do ciebie.
– Jest w tym jakaś logika – zgodził się chłopak. – Ale co ten dokument robi we Francji?
– Wydaje mi się, że Britfieldowie przewieźli część manuskryptów do Europy, żeby je ukryć – spekulowała Sarah, rozmyślając nad pytaniem. – Wątpię, żeby ktoś wiedział, że te papiery tu są.
– A co dokładnie jest napisane w tym dekrecie?
– Jest głównie po łacinie.
– A ty nie znasz łaciny.
– No niezbyt – przyznała niechętnie. – Ale w niektórych ustępach wymienione są konkretne nazwiska i daty.
Tom przybliżył dokument do płomienia świeczki i zaczął go studiować.
– Jeśli jest prawdziwy, to jest to dowód – stwierdził, zdając sobie sprawę z wagi trzymanego w ręce dokumentu.
Oddał go Sarze i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem po krypcie, zastanawiając się, jakie kroki powinni podjąć.
– Musimy dostać się do zamku w Chambord i odnaleźć Britfieldów – oznajmił zdeterminowany.
– Popieram, ale jaki mamy plan?
Tom wyciągnął ze swej szaty niedużą wizytówkę i przyjrzał się jej.
– Masz w swoim stroju kieszeń? – zapytała Sarah, zaintrygowana sekretnym schowkiem.
– Wszyłem ją tam, żeby móc chować różne rzeczy.
– Sprytnie – pochwaliła Sarah, zachwycona jego pomysłowością.
Tom pokazał jej wizytówkę.
– Detektyw Gowerstone powiedział, że mamy kontaktować się z inspektorką Rousseau, jeśli będziemy w potrzebie.
– A jak mamy to niby zrobić?
– Nie wiem, ale ona jest naszą jedyną nadzieją.
* * *
Kiedy sześć miesięcy wcześniej Tom i Sarah nie zjawili się w porcie w Calais, francuską inspektorkę Fontaine Rousseau ogarnęła panika. Obiecała detektywowi Gowerstone’owi, że ochroni dzieci i odstawi je do Chambord, ale teraz nie wiedziała nawet, gdzie się znajdują.
Jako najmłodsza inspektorka w Interpolu, Fontaine musiała pracować za dwóch, żeby zaskarbić sobie szacunek wyższych stopniem współpracowników. Urodziła się w Nicei we Francji, miała trzech starszych braci, którzy pracowali w różnych europejskich firmach, a każdy z nich zajmował znaczące stanowisko. Fontaine miała wybitne osiągnięcia edukacyjne, ukończyła Sorbonę w przyspieszonym trybie i zdobyła tytuł magistra w zakresie psychologii kryminalnej na Uniwersytecie Cambridge.
Była wyśmienitą śledczą, miała miękkie serce, ale surowe oblicze – wynikało to z faktu, że niegdyś zakochała się w mężczyźnie, który przedkładał karierę nad ich związek. Była naturalną pięknością po trzydziestce, miała kasztanowe włosy sięgające ramion, zielone oczy i filigranową figurę, którą zawdzięczała trenowaniu baletu klasycznego w dzieciństwie. Ćwiczyła sztuki walki, lubiła grać na pianinie i jadła tylko organiczne jedzenie.
Dowiedziawszy się, że prom z Dover zatonął, Fontaine i jej partner, agent Gustave Devereux, całymi miesiącami przeczesywali wybrzeże od Dunkierki po Bretanię, mając nadzieję na znalezienie Toma i Sary. Sprawdzili okoliczne wioski, przepytali miejscowe władze i monitorowali radio policyjne. Nie wiedząc, czy dzieci wciąż żyją, Fontaine nie ustawała w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o miejscu ich pobytu.
* * *
Rozdarty wewnętrznie brat Gabriel pokornie stanął przed opatem Chevalierem w jego prywatnej celi. Opat – stanowczy i arogancki mężczyzna przed siedemdziesiątką – był przełożonym tutejszych mnichów i to on dyktował wszelkie zasady.
– Ojcze, czy mogę z ojcem pomówić?
– Ależ oczywiście, bracie Gabrielu – odparł Chevalier. – Co zaprząta twój umysł?
– Chodzi o Toma i Sarę – zagaił Gabriel. – Chcieliby opuścić klasztor.
Opatowi wymknął się gardłowy chichot, w którym dało się wyczuć nutę wzburzenia.
– Są sierotami – oznajmił tonem kończącym dyskusję. – Przejdzie im ta zachcianka.
– Rozumiem, ale jeśli udałoby się nam znaleźć dla nich rodzinę lub bardziej odpowiednie miejsce do życia… To nie są warunki dla dzieci. Przecież oni muszą mieć normalne dzieciństwo.
– Nie, nie muszą. Dzieci należą do nas.
Stwierdzenie przełożonego zbiło Gabriela z tropu.
– Jak długo ojciec planuje je tu trzymać? – zapytał Gabriel, mocno zaniepokojony.
– Wychowamy Toma jako jednego z nas, a Sarę wyślemy do zakonu żeńskiego.
– Ojcze Chevalier, z całym szacunkiem, ale jesteśmy tutaj z powodu naszych osobistych powołań. Tom i Sarah powinni mieć prawo do tego samego wyboru.
– Świat jest okrutny, bracie Gabrielu, przepełnia go nikczemność i fałsz. Dzieci są bezpieczniejsze pod naszą opieką.
– Ma ojciec na myśli pod kluczem w naszych murach.
– Dość! – uciął opat, teraz już zezłoszczony. – Nie nauczyłeś się niczego w czasie odosobnienia? Dlaczego się ze mną kłócisz?
– Ponieważ ktoś musi zadbać o przyszłość tych dzieci.
– A my tego nie robimy? Przygarnęliśmy je, przyodzialiśmy, nakarmiliśmy i daliśmy im dach nad głową.
– To miłosierdzie, do tego nas powołano – odparował Gabriel. – Ale żeby mieli zaraz poświęcać resztę życia…
– To moja ostateczna odpowiedź – oświadczył stanowczo opat. – Tom w przyszłości zostanie mnichem, a Sarę przeniesiemy w najbliższy piątek do zakonu żeńskiego w Strassburgu.