Poza skalą - Krawczyk Aleksandra - ebook + książka

Poza skalą ebook

Krawczyk Aleksandra

4,2

Opis

Czy praca może wywrócić życie człowieka do góry nogami?

Zdecydowanie tak!

 

Martyna jest inteligentną kobietą, odnoszącą wiele sukcesów w dobrze prosperującej firmie. Choć praca przynosi jej mnóstwo satysfakcji, to zaczyna ona odnosić wrażenie, że czas na zmiany. Zanim jednak Martyna dojrzewa do podjęcia kilku ważnych decyzji, los pokazuje jej, że może to zrobić za nią! W firmie pojawia się nowy dyrektor, od którego zdecydowanie trudno oderwać wzrok. Piotr zdaje się przykuwać uwagę wszystkich pracownic. Martyna jednak ze wszystkich sił stara się nie okazywać swojego zainteresowania.

W końcu romans w pracy to nie jest dobry pomysł, prawda?

 

Poza skalą to historia o miłości, która nie jest tą idealną. Bohaterowie tej powieści przeżywają wiele dylematów, problemów i rozterek. Międzynarodowe wyjazdy, skomplikowane projekty i pełne uroku wycieczki po górach – wszystko to znajdziecie właśnie w tej książce!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 211

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (34 oceny)
20
6
4
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Yentl

Nie oderwiesz się od lektury

super się czytało
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

„Poza skalą” jest lekkim i przyjemnym romansem przenoszący czytelnika w świat zdecydowanych bohaterów potrafiących walczyć o swoje pragnienia.Autorka stworzyła bohaterkę,która mimo zadanych krzywd idzie dalej.Pomaga jej w tym oddana przyjaciółka,która wysłucha,doradzi i rozśmieszy.Mając taką osobę w swym życiu łatwiej ponosić porażki. Najważniejszym w tej historii jest relacja pomiędzy Piotrem a Martyną.Prosto i łatwo wcale nie jest,bo życie ich nie oszczędza.Potyczki słowne pomiędzy nimi są dowodem na to,że warto walczyć w imię rodzącej miłości.Nie należy się poddawać,nawet gdy pojawiają sie kłamstwa,intrygi i nieprzychylne osoby. Stanowczość bohaterki raz mnie irytowała,a za chwile jà podziwiałam.Było to spowodowane następującymi wydarzeniami,które zmieniały mój punkt myślenia.Natomiast Piotr jest mężczyzną zagadką…odkrywanie jego osobowości było emocjonujące. Gorące zbliżenia są dodatkiem do relacji naszych bohaterów.Oni potrafią dobrze wykorzystać wspólny czas ciesząc sie swoim tow...
00
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00
Izabela_1977

Całkiem niezła

krótko, zwięźle, taka sobie by rzec w dwóch slowach
00
Maria-szafirska8

Nie oderwiesz się od lektury

4/24
00

Popularność




Copyright © by Aleksandra Krawczyk, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Magdalena Czmochowska

Zdjęcie na okładce: © by konradbak/Depositphotos

Ilustracje przy nagłówkach: Obraz cadop z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-383-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Podziękowania

Aby marzenia stały się rzeczywistością…

Książka jest fikcją literacką, jakakolwiek zbieżność imion jest przypadkowa.

Rozdział 1

– Cholera, na pewno nie zdążę! – powiedziałam głośno, próbując jednocześnie ominąć kolizję na drodze.

Korek ciągnął się od kilku kilometrów i jeśli w przeciągu chwili nic się nie zmieni, spóźnię się do pracy.

O dziewiątej mieliśmy zaplanowane spotkanie działowe, na którym mój kierownik miał przedstawić nowego dyrektora sprzedaży. Na samą myśl, że będę musiała zmierzyć się z niezadowoleniem swojego szefa, zrobiło mi się niedobrze. Od zawsze relacje między nami nie układały się najlepiej. Jako jedna z niewielu nie zachwycałam się jego nowymi koszulami ani nie prawiłam mu komplementów, jaki jest cudowny. Uważałam, że o poziomie mojej pracy powinien decydować mój profesjonalizm, a nie sposób, jak bardzo jestem uległa i komplementuję przełożonego. Nie wszyscy w dziale mieli podobne zdanie do mojego. Mój poziom zażenowania czasami sięgał zenitu, ale tak naprawdę brak rzetelnej oceny pracy i faworyzowanie niektórych pracowników przez kierownika były jedynymi czynnikami decydującymi o tym, że coraz częściej myślałam o zmianie pracy, tylko to nie odpowiadało mi w dziale handlowym. Uwielbiałam energię ludzi, z którymi pracowałam, uwielbiałam klientów i moje codzienne obowiązki.

Spojrzałam na zegarek, była ósma pięćdziesiąt osiem.

Los jednak mi dziś sprzyja – pomyślałam i najszybciej, jak potrafiłam, pobiegłam do budynku firmy.

Postarałam się dzisiaj bardziej niż zwykle. Włożyłam nową sukienkę, którą udało mi się upolować w weekend na wyprzedaży.

Szpiki to konieczność, jeśli chcesz wyglądać dobrze – mawiała zawsze moja babcia, dlatego włożyłam te klasyczne, czarne, wysokie.

Kiedy już wbiegałam do budynku firmy, zobaczyłam przystojniaka, który grzecznie czekał na mnie, by przepuścić mnie w drzwiach. Właśnie wchodził do firmy. Nie znałam go. Widział, że się spieszę. Już chciałam wydusić z siebie „dziękuję”, gdy nagle mój obcas utknął w kółku wycieraczki. Przewróciłam się, upadając z impetem na kolana.

– Cholera! – krzyknęłam.

Poziom mojego zażenowania był poza skalą. Poziom wstydu – poza skalą. Jedyne, czego pragnęłam, to zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam, czy powinnam zacząć się śmiać, czy po prostu płakać, bo pomimo wczesnej pory już miałam serdecznie dosyć tego dnia.

Przystojniak grzecznie podał mi rękę i pomógł podnieść się z ziemi. Wyciągnął mój but z wycieraczki i postawił go przede mną. Gdyby nie okoliczności, pewnie byłabym bardziej miła. Bordowa na twarzy byłam w stanie jedynie wydusić z siebie ciche podziękowania.

Weszłam do budynku firmy. Nie, chyba raczej: wbiegłam do budynku firmy, nie oglądając się za siebie. Przed wejściem do swojego biura zaliczyłam jeszcze toaletę, by zamaskować ślady dzisiejszego zdarzenia. Szybko zmieniłam rajstopy na zapasowe i poprawiłam makijaż. Kiedy wchodziłam do pokoju, była dziewiąta trzy. Kierownik jeszcze nie wyszedł ze swojego pomieszczenia, co dawało mi chwilę przewagi, by nie pokazać, jak bardzo jestem zestresowana i jak bardzo próbuję udawać, że wszystko jest w należytym porządku.

Równo piętnaście po dziewiątej kierownik ogłosił zbiórkę w sali konferencyjnej. Cały dział wygodnie się rozsiadł. Marcin standardowo rozpoczął swoją prezentację dotyczącą wyników naszej pracy. Następnie wspólnie ustaliśmy priorytety na aktualny tydzień. Kiedy już wszystkie bieżące tematy zostały omówione, Marcin zaczął prezentację nowego dyrektora sprzedaży. Nagle do pokoju wszedł on.

Cholera, niemożliwe! – skwitowałam w duchu.

Rozpaczliwie zaczęłam myśleć o ucieczce.

– Koledzy, koleżanki, poznajcie naszego nowego dyrektora sprzedaży, Piotra Hansena. Piotrze, poznaj mój zespół – powiedział Marcin, wskazując rękami wszystkich zebranych w sali.

Następnie kierownik przeszedł do prezentacji każdej osoby. Kątem oka widziałam, że Magdalena i Ewelina już się ślinią na widok nowego przystojniaka. Obie zaczęły śmiać się jeszcze głośniej, niż robią to normalnie. Standard. Klasyczna sytuacja, którą widziałam w firmie wiele razy. W związku z tym, że usiadłam dzisiaj w ostatnim rzędzie, miałam chwilę, by się uspokoić i przygotować na zderzenie z rzeczywistością. Zastanawiałam się, co spowodowało, że tak strasznie zestresowałam się poranną sytuacją: to, że było mi wstyd, czy to, że ten facet naprawdę był przystojny.

W oczekiwaniu na prezentację miałam okazję uważnie mu się przyjrzeć. Piotr był wysoki i szczupły. W oczy rzucały się jego szerokie plecy i umięśnione ręce. Miał delikatny kilkudniowy zarost i ciemne włosy. Wyglądał niczego sobie. OK, musiałam to przyznać sama przed sobą, że naprawdę był przystojny.

– Piotrze, poznaj Martynę, handlowca odpowiedzialnego za Europę Zachodnią – powiedział Marcin, wskazując na mnie ręką.

– Miło mi, Martyna Poraj – powiedziałam najbardziej profesjonalnym głosem, na jaki potrafiłam się zdobyć.

– Piotr Hansen, nowy dyrektor sprzedaży na Europę – powiedział mężczyzna, cały czas trzymając moją rękę w swojej dłoni.

Jego dotyk zadziałał na mnie elektryzująco. Starałam się ukryć emocje, które się we mnie pojawiły. Uśmiechnęłam się jedynie nieznacznie. Piotr nadal bacznie mi się przyglądał. Jego wzrok lustrował moją twarz. Zaczynałam odczuwać skrępowanie, gdy z odrętwienia wyrwał mnie głos Marcina.

– Piotrze, zaplanowałem wam dzisiaj godzinne spotkanie z Martyną. Martyna jest odpowiedzialna za twoje rynki, dlatego najlepiej będzie, jak sama przekaże ci najważniejsze informacje o kluczowych klientach.

– Bardzo się cieszę i dziękuję – powiedział Piotr, nadal nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

Weszłam do toalety. Zastanawiałam się, co jeszcze mnie dziś spotka. Na samą myśl osobistego spotkania znów ogarnęła mnie panika. Rozważałam, na ile jestem w stanie wypaść dzisiaj profesjonalnie. Uwielbiałam siebie właśnie za kompetencje. Ale ten dzień wybił mnie z rytmu, a ten facet zdecydowanie mi nie pomagał.

Trudno – pomyślałam. – To, że się upokorzyłam i miałam do czynienia z przystojnym facetem, nie powinno wpływać na moją pracę.

Dzień minął mi bardzo szybko. Liczba tematów, które się pojawiły na bieżąco, spowodowała, że prawie zapomniałam o całej sytuacji, a przynajmniej się zdystansowałam. Kiedy nadeszła godzina spotkania, stwierdziłam, że najwyższy czas zmierzyć się z sytuacją i w końcu mieć to za sobą.

– Siadaj, Martyna – powiedział Piotr, wskazując na krzesło obok siebie.

– Dziękuję – odpowiedziałam, jednocześnie zajmując miejsce.

Od razu włączyłam prezentację, by skupić się na pracy. Na szczęście doświadczenie dodało mi pewności siebie i sprawnie przeszłam przez wszystkie przygotowane slajdy. Piotr słuchał uważanie oraz zadawał celne i ciekawe pytania. Każdą poruszaną kwestę omawialiśmy szczegółowo. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaplanowana godzina dobiegła końca. Musiałam przyznać, że rozmawiało nam się bardzo dobrze.

Kiedy już zbierałam się do wyjścia, do pokoju wparowała Ewelina.

– Piotrze, czekam na ciebie przy recepcji – oznajmiła, jednocześnie nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Bardzo się cieszę, że poznamy się bliżej – dodała, mówiąc już tylko w jego kierunku.

– A może dołączysz się do nas, Martyna? Zostałem zaproszony przez dziewczyny na obiad, co wydało się bardzo miłe i przyjacielskie z ich strony – oznajmił Piotr, czekając na moją odpowiedź.

– Nie, dziękuję. Mam plany na popołudnie – odpowiedziałam zdecydowanym tonem.

Kiedy już wychodziłam z pokoju, Piotr złapał mnie za rękę i powiedział:

– Szkoda, bardzo miło było cię poznać.

W końcu wracałam do domu. Ten dzień nie należał do najłatwiejszych. I pomimo tego, że nic takiego się nie stało, byłam zmęczona. Dopiero był poniedziałek, a ja zapragnęłam już weekendu. Na szczęście w drodze powrotnej udało mi się uniknąć korków i niespodzianek.

Weszłam do domu. Mojego chłopaka jeszcze nie było. Szymon ostatnio dużo czasu spędzał w nowej pracy. Rozumiałam, że chce się wykazać na starcie, dlatego starałam się przeczekać niekorzystny dla nas okres. Zrobiłam sobie kąpiel i zjadłam obiad. Nawet się odprężyłam. Potem zaszyłam się z książką pod kocem. Ale gdy wybiła dwudziesta, nie wytrzymałam i zaczęłam się denerwować jego nieobecnością. Już zamierzałam do niego zadzwonić, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.

– W końcu jesteś – westchnęłam zadowolona.

– Ja tylko na chwilę, Martyna. Musimy porozmawiać – powiedział poważnym tonem Szymon.

Żołądek podszedł mi do gardła.

Jak to na chwilę? – pomyślałam zdezorientowana, ale nie miałam odwagi, by zapytać.

– Nie jestem w stanie tego dłużej ukrywać. Spotykam się z dziewczyną z nowej pracy. Zakochałem się – wystrzelił mój chłopak.

Zamurowało mnie. Stałam skamieniała i nie wiedziałam, co powiedzieć. Nagle wydarzenia ostatnich tygodni zaczęły układać się w jedną całość. Już zrozumiałam, dlaczego ostatnio często się kłóciliśmy, dlaczego Szymon czepiał się mnie z byle powodu. I dlaczego ostatnio bywał strasznie zmęczony, jak również kompletnie niezainteresowany seksem. Ogarnęła mnie frustracja. Chyba nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Na pewno nie byłam w stanie przy nim płakać. W końcu nie wytrzymałam.

– I po dwóch latach tylko tyle masz mi do powiedzenia? – zapytałam.

Jedyne, na co było go stać, to potulne spojrzenie w moją stronę. Jego twarz mówiła „przepraszam”. Tyle – tylko tyle i jednocześnie aż tyle. Zabrał się do pakowanie swoich rzeczy. Dopiero teraz dostrzegłam, że tak naprawdę wszystko już miał przygotowane. Nadal stałam zszokowana. Próbowałam pozbierać swoje myśli. Czułam, że zaraz wybuchnę i wykrzyczę, co o tym wszystkim sądzę. Ale Szymon praktycznie stał już gotowy do wyjścia przy drzwiach. Spojrzał jeszcze w moją stronę i wydusił:

– Przepraszam.

I wyszedł, po czym szybko zamknął za sobą drzwi.

Cała ta sytuacja wydała mi się niedorzeczna, wręcz surrealistyczna. Wszystko wydarzyło się tak błyskawicznie, że zaczynałam się zastanawiać, czy to stało się naprawdę. Po chwili jednak nie miałam złudzeń. Prawda powoli zaczęła do mnie docierać. Kolejny raz dziś zastanawiałam się, czy powinnam płakać, czy jednak zacząć się śmiać.

Następne pół godziny spędziłam, gapiąc się w ścianę i analizując usłyszane słowa. Dopiero teraz poczułam wzbierające we mnie łzy. Cholera, nie byłam w stanie już ich powstrzymać. Zaczęłam płakać, wtulając się jednocześnie w koc. Siedziałam i wyłam. Po kolejnej godzinie pomyślałam, że czas wygrzebać zakamuflowane martini. Schowałam je na specjalną okazję. Dopiero po drugiej lampce poczułam się na tyle wyczerpana, że ostatkiem sił doczłapałam do łóżka, zawinęłam się w kłębek i usnęłam.

Rozdział 2

O świcie obudził mnie potworny ból głowy. Spojrzałam na zegarek – była piąta, co oznaczało, że spokojnie mogłam pospać jeszcze co najmniej godzinę. Ale sen nie przychodził. Wydarzenia dnia poprzedniego znów zajęły moje myśli. Przypomniał mi się cytat z ostatnio przeczytanej książki: „Jeśli nie masz na coś wpływu, po prostu to zaakceptuj”.

– Gdyby to było takie proste – powiedziałam do siebie coraz bardziej sfrustrowanym głosem.

Do wyjścia do pracy zostały mi jeszcze trzy godziny. Leżenie kompletnie nie miało sensu, dlatego stwierdziłam, że pozostały czas wykorzystam na próbę doprowadzenia się do porządku.

O ósmej byłam gotowa do wyjścia. Może nie wyglądałam tak spektakularnie jak wczoraj, ale stwierdziłam, że efekt jest zadowalający. Dodatkowa warstwa makijażu przykryła spuchnięte i podkrążone oczy. Jedynie z bliska można było dostrzec moje zmęczenie.

Dzień w pracy zapowiadał się bez większych niespodzianek. Po porannym spotkaniu działowym lista zadań do zrobienia rozrastała się w zastraszającym tempie. Kiedy prowadziłam rozmowę z klientem, poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na plecach.

– Dzień dobry, Martyna – powiedział Piotr, pochylając się jeszcze bardziej w moją stronę. – Czy mogłabyś w wolnej chwili przyjść do mojego gabinetu? Mam jeszcze kilka pytań odnośnie do wczorajszej prezentacji. – Przeszywał mnie spojrzeniem.

Kiwnięciem głowy potwierdziłam, że oczywiście wykonam polecenie po skończeniu rozmowy.

Decyzję o stawieniu się w gabinecie przeciągałam dobre piętnaście minut. Kiedy stwierdziłam, że bardziej gotowa nie będę, ruszyłam na spotkanie z nowym dyrektorem.

– Hej, Piotrze, masz teraz chwilę? – zapytałam grzecznie, wchodząc do pokoju.

– Dla ciebie zawsze – odpowiedział z uśmiechem Piotr.

Zignorowałam podtekst jego wypowiedzi i ponownie włączyłam omawianą już na poprzednim spotkaniu prezentację. Rozmawialiśmy jeszcze co najmniej pół godziny na temat wolumenu sprzedaży. Kiedy przerzucałam kolejne slajdy, Piotr nagle, jakby niechcący, musnął moją rękę. Poczułam dreszcz. Odsunęłam się delikatnie na bezpieczną odległość, by nie dać poznać po sobie, że jego dotyk zrobił na mnie wrażenie.

– A może dzisiaj wyskoczymy razem na obiad? – zapytał nagle.

– Przepraszam, ale po południu mam pilne sprawy do załatwienia – odpowiedziałam, ucinając temat.

W drodze do swojego biura próbowałam ochłonąć po spotkaniu z Piotrem. Musiałam przyznać sama przed sobą, że Piotr nie tylko był przystojny, ale również inteligentny. I wywarł na mnie ogromne wrażenie, mimo że rzadko ulegałam czarowi nowo poznanych facetów.

Popołudnie upłynęło mi na bezcelowym włóczeniu się po galerii. Ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę, to powrót do mieszkania, w którym wszystko przypominało mi Szymona. Rozmowa na ten temat z bliskimi osobami również nie wchodziła w grę. Nie byłam jeszcze na nią gotowa. Potrzebowałam czasu, by sama przed sobą przyznać się do porażki.

Późnym wieczorem, zmęczona ciągłym analizowaniem ostatniej rozmowy z Szymonem, zebrałam się na odwagę, by zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki.

– Dobra, Lena, muszę ci coś powiedzieć – wypaliłam bez zbędnego przywitania.

Lena była mi bliska jak rodzona siostra. Tak naprawdę znałyśmy się jak łyse konie. Nigdy nie słodziłyśmy sobie nadmiernie i waliłyśmy szczerze prosto w oczy. Ale nasza przyjaźń miała też lepszą stronę. Bez względu na to, jaką prawdę powiedziałyśmy sobie w cztery oczy, wspierałyśmy się jak nikt.

Ja niby bardziej krucha i delikatna, ona twarda jak stal, teoretycznie nie do ruszenia. Tylko teoretycznie. Bo Lena pod ogromną skorupą była bardziej wrażliwa niż inni. Miała umiejętność intuicyjnej oceny i przejrzenia ludzi dosłownie w pięć sekund, podczas gdy ja często potrzebowałam na to o wiele więcej czasu. Ba, niekiedy nawet po wielu latach nie umiałam trafnie ocenić człowieka.

Z Leną poznałyśmy się jeszcze na studiach. Teoretycznie różne, przy bliższym poznaniu jednak trochę podobne.

I tak zaczęła się nasza wieloletnia przyjaźń. Mimo że każda z nas mieszkała już w innym mieście i pracowała zawodowo, zawsze znajdowałyśmy dla siebie czas.

– Szymon zostawił mnie dla innej – powiedziałam, przechodząc od razu do sedna.

Zapadła cisza. Przez chwilę zastanawiałam się, czy Lena się nie rozłączyła. Przeciągające się milczenie zaczęło uwierać jeszcze bardziej.

– Może coś powiesz? – kontynuowałam.

– Przecież od zawsze mówiłam ci, że to palant. Już po pierwszej wspólnej imprezie, gdy zobaczyłam, jak klei się do wszystkich lasek, wiedziałam, że coś z nim nie tak – powiedziała wściekłym tonem Lena. – Rozumiem, że skopałaś mu tyłek i wyrzuciłaś wszystkie jego rzeczy za okno? – dodała z sarkazmem przyjaciółka.

– Nie zdążyłam. Tak mnie zamurowało, że nie wydusiłam z siebie słowa – dodałam, mając już gulę w gardle.

– Dobrze, że nie pomogłaś mu się jeszcze pakować! – krzyknęła jeszcze bardziej wściekłym tonem Lena. – Mam przyjechać i przemówić ci do rozsądku czy sama wyciągnęłaś już wnioski, że to gnojek?

– Ogarniam. Przetwarzam wydarzenia ostatnich dni. Zastanawiam się tylko, od kiedy mnie oszukiwał – zaczęłam drążyć temat.

– Martyna, czy to naprawdę ma znaczenie? Dwa miesiące czy dwa tygodnie, to nie robi różnicy. Kłamca jest i będzie kłamcą. Koniec kropka. Będę u ciebie w piątek wieczorem. Postanowione – dodała na zakończenie i się rozłączyła.

Kolejny dzień w pracy należał do szczególnie pracowitych. Liczba nowych zagadnień narastała z każdą minutą. Kiedy w końcu byłam tak głodna, że burczenie w brzuchu przybrało na sile, zebrałam się na śniadanie do coffee roomu. Już przed wejściem usłyszałam pogawędkę Magdy i Eweliny.

– Ale on jest przystojny – szczebiotała Magda.

– A widziałaś go dzisiaj w tej opiętej koszuli? – zachwycała się jeszcze bardziej Ewelina.

Ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę, to rozmowa z działowymi plotkarami. I gdyby nie to, że byłam już bardzo głodna, pewnie bym zawróciła.

Kiedy już jadłam swoją sałatkę, do pomieszczenia wszedł Piotr.

– Dzień dobry, dziewczyny – powiedział do nas, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.

– Martyna, mogę się przysiąść? – zapytał.

– Jasne – odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.

Magda i Ewelina spojrzały na mnie z wrogością. Po chwili zaczęłam się rozluźniać. Rozmowa zeszła na przyziemne tematy. Głównie to Piotr opowiadał o mieszkaniu, w którym się zatrzymał, i o poprzedniej pracy. Kiedy już kończyliśmy posiłek, Magda wychodząc z pomieszczenia, zaskoczyła mnie pytaniem.

– Martyna, a co słychać u twojego Szymona? Ostatnio widziałam go na mieście, jak obściskiwał się z jakąś blondyną.

– Kompletnie nie mam pojęcia, co u niego słychać. Nie jesteśmy już razem – odpowiedziałam z uśmiechem na ustach, choć zachowanie spokoju dużo mnie kosztowało.

Piotr spojrzał na mnie badawczo. Kątem oka spostrzegłam, że lekko się uśmiechnął. Zostaliśmy sami w pomieszczeniu, dlatego w ekspresowym tempie zaczęłam szykować się do wyjścia. Nagle Piotr gwałtownie przybliżył się do mnie i oparł rękę o znajdującą się za mną ścianę. Dzieliły nas dosłownie milimetry. Patrzył mi głęboko w oczy, rozchylając delikatnie swoje usta. Językiem dotknął kącika. Jego spojrzenie zaczęło mnie palić. Momentalnie poczułam, że ogarnia mnie podniecenie. Był tak blisko mnie, że jego zapach docierał do mnie wszystkimi zmysłami. Z wrażenia stałam nieruchoma.

Niespodziewanie do coffee roomu weszła grupka osób z działu planowania. Piotr momentalnie odskoczył ode mnie i zajął się rozmową, tak jakby nic się nie stało. Wyszłam. Raczej uciekłam. Na trzęsących się nogach udałam się do toalety. Tylko tam mogłam spokojnie zebrać myśli. Zastanawiałam się, co to właściwie było.

Moje ciało powoli się uspokajało, ale na myśl o jego bliskości i zapachu znów robiłam się podniecona. I kiedy po dziesięciu minutach udałam się do biura, ze wszystkich sił starałam się całkowicie skupić na pracy. W duchu modliłam się, by już go dzisiaj nie widzieć i uciec jak najdalej.

Rozdział 3

– Martyna, w następnym tygodniu przyjeżdżają klienci z Holandii. Chciałbym, abyś w poniedziałek razem z Piotrem uczestniczyła na powitalnej kolacji – powiedział Marcin na codziennym spotkaniu działowym.

– Oczywiście, to moja praca – odpowiedziałam bez zastanowienia, nie dając po sobie poznać, że uważałam ten pomysł za co najmniej słaby.

– Za uczestnictwo w kolacji wypisz sobie nadgodziny. Wizyta została zaplanowana do godzin wieczornych w czwartek – rzucił na zakończenie Marcin.

Kolejny dzień pracy zapowiadał się równie pracowicie, jak i poprzednie. Ta sytuacja zdecydowanie mi odpowiadała. Dzięki temu, że miałam do zrobienia wiele rzeczy, nie myślałam o Szymonie i nie analizowałam zachowania Piotra. Całą sobą skupiałam się na tym, by dotrwać do piątkowego wieczoru, bo wtedy miała przyjechać do mnie Lena. Jej obecność zawsze podnosiła mnie na duchu i regenerowała. Miałam nadzieję, że i tym razem nie będzie inaczej.

Piotr kilkukrotnie odwiedzał Marcina w jego gabinecie.

Za każdym razem, gdy przechodził obok mojego biurka, szukał mnie wzrokiem i się uśmiechał.

Udawanie obojętności nie przychodziło mi łatwo, ale w obecnej sytuacji stwierdziłam, że to jedyne mądre rozwiązanie. Poza tym Magda i Ewelina jasno pokazywały, że są nim zainteresowane. W swój codzienny wygląd wkładały wiele wysiłku. Jedno musiałam im przyznać – prezentowały się całkiem nieźle. Łapałam się na tym, że obserwuję, czy uda im się poderwać nowego firmowego faceta.

W piątek popołudniu do naszego biura wszedł Piotr.

– Hej, ludzie, może macie ochotę spędzić piątkowe popołudnie z nowym dyrektorem sprzedaży? – zapytał Piotr, kierując swoje pytanie głównie w moją stronę.

Magda i Ewelina zdecydowanie się ożywiły, jednocześnie kiwając głowami. Nasi działowi faceci też stwierdzili, że to w sumie fajny pomysł.

– Martyna, a ty? Dasz się zaprosić na kolację i drinka? – zapytał jeszcze raz Piotr.

– Nie ma szans. Mam gościa na weekend – odpowiedziałam grzecznie i zabrałam się do pakowania swoich rzeczy.

Mina Piotra zdecydowanie spochmurniała. Spojrzał na mnie po raz kolejny, lustrując mnie od góry do dołu. Ewidentnie mi się przyglądał. Wbijał wzrok najpierw w moje nogi, potem piersi i włosy. Zaczęłam czuć się nieswojo, gdy nagle podszedł do mnie bliżej.

– Czy kiedyś zasłużę na wspólną kolację z tobą? – zapytał szeptem.

– Tak, w poniedziałek – odpowiedziałam grzecznie.

Przeszłam obok i wyszłam do domu.

Równo o dwudziestej zadzwonił domofon. Byłam pewna, że to Lena. Ona zawsze była punktualna, więc skoro napisała, że będzie o dwudziestej, to tak właśnie miało być. I nie było ważne, że miała do przejechania dwieście kilometrów.

– Może ruszysz dupę i zejdziesz na dół? Sama nie wniosę wszystkiego na górę – powiedziała roześmiana Lena.

– Z największą przyjemnością – odpowiedziałam szybko.

Widok na dole zaskoczył nawet mnie. Ku mojemu zdziwieniu Lena siłowała się z kilkoma puszkami farby, walizką i bezą Pavlova.

– To, że przywiozłaś moją ulubioną bezę, rozumiem. To, że masz walizkę, też. Ale zastanawiam się, po co te farby – mówiłam, jednocześnie, ją ściskając.

– Pomyślałam, że w obecnej sytuacji, przemalowanie twojej sypialni będzie najlepszym rozwiązaniem. Poza tym ten fiolet zdecydowanie jest już niemodny – oświadczyła dumnym tonem.

– W sumie to niezły pomysł – potwierdziłam podekscytowana.

Przez pierwszą godzinę nie mogłyśmy się sobą nacieszyć. Jedna przekrzykiwała drugą, opowiadając wydarzenia ostatnich tygodni. Połowa bezy była już zjedzona. Na dokładkę zamówiłyśmy naszą ulubioną pizzę pepperoni, którą zapijałyśmy piwem. Co chwilę śmiałyśmy się z byle powodu. Pozytywna energia, która zawsze towarzyszyła naszym spotkaniom, była magiczna. Działała na mnie jak wielki akumulator, który ładuje moje baterie, nawet w beznadziejnych sytuacjach.

– No dobra, Martyna, wywaliłaś już resztę rzeczy tego pajaca? – wypaliła Lena, nagle zmieniając temat.

– Nie, szczerze mówiąc, nie miałam jeszcze odwagi, by się z tym zmierzyć – odpowiedziałam bez udawania.

– W takim razie myślę, że to idealny moment! – zawołała z uśmiechem i jak zwykle bez skrępowania przyjaciółka.

Po piętnastu minutach i przejrzeniu wszystkich domowych szafek oraz półek cztery kartony czekały w przedpokoju. O dziwo, poczułam się lepiej. To doświadczenie było oczyszczające. Z jednej strony kontakt z przedmiotami Szymona powodował ból, a z drugiej segregacja jego rzeczy wywołała we mnie ulgę.

– Lena, dziękuję – powiedziałam do przyjaciółki, kiedy już mocno wstawione usypiałyśmy.

– Poczekaj, najlepsze jeszcze przed nami. – Lena chichotała głupio.

– Wyznaczymy mu konkretną godzinę; jeśli się nie zjawi, swoje rzeczy będzie mógł odebrać ze śmietnika – oznajmiła zadowolona z siebie moja przyjaciółka.

Obudziłam się jak zwykle wczesnym świtem. To już drugi raz w tym tygodniu, kiedy od razu po przebudzeniu poczułam ogromny ból głowy.

Szału nie ma – pomyślałam, uświadamiając sobie, że tydzień jeszcze się nie skończył.

Nie zamierzałam tracić czasu. Kiedy już się wykąpałam, posprzątałam wieczorny bałagan i przygotowałam śniadanie, zabrałam się do budzenia Leny.

– Ruszaj dupę, stara, samo się nie pomaluje – mówiłam do Leny, jednocześnie nią potrząsając.

Chyba zapach świeżej kawy podziałał na nią bardziej niż moja prowokacja, bo otworzyła oczy.

– Cholera, moja głowa. Dlaczego kazałaś mi wypić tak dużo?! – jęczała jeszcze zaspana przyjaciółka.

O dziewiętnastej pokój był już skończony. Ostatnia warstwa farby zaczęła wysychać. Trzy ściany i sufit pomalowałyśmy na kolor zgaszonej bieli, a centralna ściana przybrała kolor granatu. Same nie wiedziałyśmy, czy poprawna nazwa to granat, czy może głębia oceanu, ale efekt naprawdę był zadowalający. Nawet byłam skłonna pokusić się o stwierdzenie, że wręcz spektakularny.

– Może jednak skoczymy na kolację na miasto? – zaproponowałam przyjaciółce, kiedy już zmyłyśmy z siebie resztki farby.

Kolejny wieczór upłynął nam bardzo szybko, na rozmowie i wzajemnym dogryzaniu. Wspólne towarzystwo było tak pokrzepiające, że nie potrzebowałyśmy innych atrakcji. I tym razem trochę wypiłyśmy, choć w porównaniu do dnia poprzedniego były to ilości śladowe.

Niedziela obudziła nas promieniami słońca. Po śniadaniu zajęłyśmy się oglądaniem naszej wspólnej pracy. Następnie dosunęłyśmy meble. By zwieńczyć dzieło, z zakamarków wyszperałam dodatki w kolorze czerni i złotej miedzi. Efekt zachwycił nie tylko mnie. Sypialnia prezentowała się elegancko, ale i przytulnie.

– Chyba musimy sprzątnąć jeszcze rzeczy z korytarza – oznajmiłam już pewniejsza siebie.

Mina Leny była bezcenna. Widziałam, że zaczyna się uśmiechać. Dostrzegłam w jej oczach radość i dumę jednocześnie.

Szymon zjawił się po swoje rzeczy w przeciągu godziny. Nasze spotkanie odbyło się bez emocji i jakiejkolwiek rozmowy. Zabrał kartony i tyle go widziałam. Kolejny etap w życiu uznałam za zamknięty.

Rozdział 4

W poniedziałek rano wstałam wcześniej niż zwykle. Wiedziałam, że muszę wyglądać perfekcyjnie, bo dzięki temu moja pewność siebie zawsze wzrastała. Kiedy już włosy i makijaż były idealne, zabrałam się do ubieranie. Zaczęłam od wyjątkowej i starannie dobranej bielizny. Nie wiedząc czemu, ten element garderoby zawsze uważałam za ogromnie ważny. Niby niewidoczny, a jednak ewidentnie wpływał na poziom mojego ego.

Na dzisiaj wybrałam ołówkową skórzaną spódnicę oraz białą delikatną, dopasowaną bluzkę. Te rzeczy idealnie się uzupełniały. Nie byłabym sobą, gdybym nie dopełniła ubioru szpilkami. Choć na dzisiaj wybrałam delikatnie niższy obcas. Nie zamierzałam kusić losu upadkami. Na koniec wyciągnęłam swoje ulubione perfumy, które były przeznaczone na wyjątkowe okazje.

– Jest super – powiedziałam zadowolona z siebie, kiedy z dużym zapasem czasowym wychodziłam do pracy.

Po wejściu do firmy ujrzałam Piotra rozmawiającego z ochroniarzem. Musiałam przyznać, że nowy dyrektor sprzedaży wyglądał obłędnie. Dopasowana, taliowana, biała koszula idealnie podkreślała jego szerokie plecy, a wąskie eleganckie spodnie, uwydatniały jędrne pośladki. I choć skupianie uwagi na wyglądzie przełożonego było sprzeczne z moimi zasadami, to w przypadku Piotra tej reguły nie umiałam przestrzegać. To było silniejsze ode mnie. Z wrażenia zaschło mi w gardle.

Już chciałam cichym krokiem przemknąć do biura, gdy spostrzegłam, że mnie zauważył. Odwrócił się w moją stronę. Przez dłuższą chwilę bacznie mi się przyglądał. Dokładnie obserwował moją sylwetkę. Przypatrywał się moim kształtom, największą uwagę zwracając na moje piersi. Ruszył w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Martyna, pięknie wyglądasz – oznajmił z ogromną pewnością siebie Piotr.

Jego oczy zdradzały pożądanie.

– Dziękuję – odpowiedziałam bez emocji, kierując się do swojego biura.

Przez kolejne pół godziny próbowałam ogarnąć swoje poruszenie, które pojawiło się we mnie od momentu, kiedy go spotkałam. Przed oczami miałam jego uśmiech i idealne ciało. Musiałam przyznać, że jego pewność siebie mi imponowała. Jeszcze nigdy nie wpakowałam się w firmowy związek, a tym bardziej w romans, dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy wyjdę z tego cało.