Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O północy dwa serca łączą się w jedno.
Nie wiem, co zrobiłam temu kolesiowi, że znienawidził mnie już na pierwszym spotkaniu. Potraktował mnie po chamsku, ja więc odpowiedziałam mu tym samym. Teraz jego najlepszy kumpel został również moim przyjacielem. Choć on z niejasnego powodu ciągle mnie odrzuca, wciąż orbitujemy wokół siebie. Im lepiej go poznaję, tym mocniej czuję, że mimo wszystko mamy ze sobą wiele wspólnego. Ja – zmuszona do pójścia drogą, którą nigdy nie chciałam podążyć. On – beznadziejnie zakochany w dziewczynie, która traktuje go jak śmiecia. Rozmawiamy ze sobą już kolejną noc, a ja wciąż nie wiem, co kryje się w jego głowie. Zawsze kończymy przed północą. Czy kiedyś przekroczymy tę granicę?
Zuzanna Kacprzak (ur. 2002) – studentka socjologii na Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie. Często pogrąża się w myślach i ma tysiące pomysłów na minutę, dlatego nie powinno Was dziwić, że historia zapisana w „Prawie północ” pojawiła się w jej głowie podczas przerwy międzylekcyjnej w liceum. Ma totalnego świra na punkcie serialu „Lilo i Stich” i z radością przyjmuje wszystkie gadżety z nim związane.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 363
Copyright Zuzanna Kacprzak, 2024
Projekt okładki
Justyna Knapik
Zdjęcie na okładce
nick sangita chakma / Shutterstock
Redaktor prowadzący
Jadwiga Mik
Redakcja
Magdalena Wołoszyn-Cępa
Korekta
Katarzyna Kusojć,
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8352-899-1
Warszawa 2024
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Prolog
MATT
3 lata wcześniej…
Klubowe światła błyskały mi prosto w oczy. Szumiało mi w głowie, a do mojego nosa docierał paskudny zapach spoconych ciał.
Podniosłem szklankę whisky do ust. Nienawidziłem jej smaku, a i tak ją piłem. Gorzka ciecz rozlała się po moim przełyku, a moja twarz wykrzywiła się w grymasie. Po chwili uniosłem tlącego się papierosa, włożyłem go między wargi i się zaciągnąłem. Jego mdły posmak zastąpił gorycz alkoholu.
Chyba miałem już dość używek na dziś.
Przed oczami mignęła mi gdzieś postać dziewczyny. Blond włosy zawirowały w powietrzu, a po chwili otoczenie wypełnił słodki zapach wanilii. Jej dłonie dotknęły moich. Wyciągnęła mi z ręki papierosa i wcisnęła go między pomalowane na czerwono usta. Patrzyłem, jak się zaciąga, a następnie wypuszcza dym, układając wargi w dziobek. Spojrzałem w jej zielone oczy, które błyszczały z upojenia. Coś do mnie szepnęła, po czym wybuchnęła perlistym śmiechem. Uśmiechnąłem się smutno, ale ona nie umiała odróżnić tego rodzaju uśmiechu od tego szczerego.
Nigdy nie zwracała uwagi na moje emocje, bo miała gdzieś to, jak się czułem.
– Wracamy – zakomunikowała.
– Zamówię taksówkę – odpowiedziałem, wyjmując telefon, ale blondynka tylko parsknęła śmiechem, po czym wyrwała mi go z ręki.
– Przecież nie wypiłeś tak dużo – mruknęła i schowała komórkę do swojej torebki.
Przyjechaliśmy tutaj moim autem, bo mieliśmy wyjść tylko na randkę do restauracji. Mabel była jednak uzależniona od imprez i alkoholu, a gdy pojawiała się okazja do zabawy, była zawsze pierwszą chętną. Tym razem napiłem się razem z nią, ponieważ byłem pewny, że wrócimy taksówką, a samochód odbiorę następnego dnia.
– Ale jednak wypiłem, więc nie będę kierował – powiedziałem stanowczo, lecz to nie miało znaczenia, bo Mabel była uparta i manipulację miała opanowaną do perfekcji.
Spojrzała na mnie z kpiną, po czym wstała i zamachała mi przed twarzą kluczykami do samochodu.
– Przecież to moje auto. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Jeździsz nim dlatego, że mój tatuś na to pozwolił. Chcesz je stracić?
Zacisnąłem szczękę tak mocno, że poczułem ból w mięśniach twarzy. Doskonale wiedziała, że bez samochodu nie byłbym w stanie dojeżdżać do pracy i pracować dla jej ojca.
– Mabel, proszę…
– To tylko pięć kilometrów, dasz radę.
Ruszyła do wyjścia z klubu. Pobiegłem za nią, bo co innego mogłem zrobić?
Przetarłem dłonią twarz, starając się uspokoić. Przed klubem stała kolejka do wejścia; nie było jakoś późno, może coś około północy. Dziewczyna podbiegła do czarnego auta i oparła się o maskę z szerokim uśmiechem na ustach. Ten uśmiech nie był już dla mnie tak piękny jak dwa lata temu.
– Pocałuj mnie – szepnęła, gdy podszedłem bliżej.
Z gulą w gardle pochyliłem się i złożyłem na jej ustach szybki pocałunek, po czym wykorzystując chwilę nieuwagi, zabrałem jej kluczyki i podszedłem do drzwi od strony kierowcy, ale zanim je otworzyłem, rozejrzałem się dookoła.
– Może jednak zamówimy taksówkę? – spróbowałem ponownie.
– Taksówka albo autko i praca. – Przechyliła głowę i skrzyżowała ręce pod biustem. Patrzyła na mnie jak na największego śmiecia. Nie szanowała mnie tak bardzo, że rozrywało mi to serce.
Pociągnąłem za klamkę i wsiadłem do auta. Mabel zrobiła to samo, a następnie utkwiła wzrok w swojej komórce.
Odpaliłem silnik i przełknąłem ślinę. Serce biło mi jak szalone, nie mogłem uspokoić trzęsących się rąk. Powtarzałem sobie w głowie, że to tylko pięć kilometrów, bez korków, w nocy, niecałe kilka minut jazdy. Nie czułem się bardzo pijany, mogłem to zrobić.
Mogłem też z tego wszystkiego zrezygnować, zanim byłoby za późno.
Wyjechałem ostrożnie z parkingu, nie chcąc potrącić żadnego z pijanych przechodniów. Starałem się patrzeć na wszystko i wszystkich.
Kątem oka zauważyłem dwie dziewczyny idące chodnikiem. Trzymały się siebie wzajemnie i chwiały się na boki. Nagle jedna z nich odwróciła się twarzą w moją stronę. Miała długie brązowe włosy i szeroki piękny uśmiech, który rozświetlał jej twarz. Wygłupiała się. Stanęła na jednej nodze, ale nie złapała równowagi i poleciała jak kłoda w stronę ulicy.
Byłem zbyt blisko niej, więc wcisnąłem z całej siły hamulec. Mabel poleciała do przodu i uderzyła twarzą o tapicerkę. Samochód zatrzymał się całkowicie.
Oddychałem głośno przez usta, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie. W sekundę odpiąłem pas, wysiadłem z auta i podbiegłem do brunetki, która leżała na chodniku. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, jak zanosi się śmiechem. Druga dziewczyna kucała przy niej i również się śmiała.
– Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – Ukląkłem przy dziewczynie. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem jedynie przetarte kolano.
Ona jednak nie odpowiedziała na pytanie; jej jedyną reakcją był jeszcze głośniejszy śmiech.
– Mabel, pan się ciebie o coś pyta – powiedziała przez śmiech jej koleżanka.
Mabel. Dlaczego musiała mieć na imię Mabel?
Wycofałem się powoli, aż w końcu z powrotem wsiadłem do auta. Zacisnąłem palce na kierownicy, a potem powoli odwróciłem głowę w stronę siedzącej koło mnie dziewczyny. Zabrakło mi tchu, gdy ujrzałem krew wokół jej nosa i na brodzie. Patrzyła na mnie wściekła, wycierając ją dłonią.
– Co ty wyprawiasz?! Mogłam zginąć!
Miałem ochotę przewrócić oczami. Jak zawsze myślała tylko o sobie.
– Przepraszam, kochanie, nie chciałem… – mruknąłem zestresowany konsekwencjami, które miały mnie czekać, gdy jej ojciec dowie się o niefortunnym wypadku.
– Nie chciałeś?! – krzyknęła.
Przymknąłem powieki i policzyłem w myślach do dziesięciu, ale to nic nie dało. Nadal byłem wkurzony i zestresowany jednocześnie.
– Nie chciałem. Te dziewczyny prawie wpadły pod nasze auto, a ja nie mogłem którejś z nich potrącić, przecież nie jestem trzeźwy.
Prychnęła pod nosem poirytowana, więc przeniosłem na nią wzrok.
– Oczywiście, jestem pewna, że oglądałeś się za innymi dziewczynami.
– Ja… nie… – Uciąłem zrezygnowany. Nie miałem szans na wygraną w tym starciu. Z doświadczenia wiedziałem, że lepiej będzie, jeśli to przemilczę.
– Po prostu już jedź – fuknęła obrażona. Odwróciła głowę w stronę szyby, wciąż pocierając dłonią nos. Dała mi tym samym do zrozumienia, że jeszcze wrócimy do tej sprawy i będzie tylko gorzej, gdy poskarży się swojemu ojcu.
Jak chore było to, że tkwiłem w tak popieprzonej relacji?
Rozdział pierwszy
TATUAŻ RÓŻY
MAYBEL
Krople deszczu rozbijały się z charakterystycznym dźwiękiem o parapet. Niektóre spływały po szybie, a inne ginęły gdzieś na ziemi. Ten dzień był ponury, w powietrzu wisiała przygnębiająca aura. Przykre było to, jak idealnie wpasowywałam się w ten obraz, zupełnie jakby stworzyły mnie łzy, smutek i żal.
Zupełnie nie przywiązywałam wagi do wykładu. To, co mówił profesor, nie interesowało mnie nawet w najmniejszym stopniu, tak jak zresztą większość zajęć na tym kierunku. Zdecydowanie żałowałam pójścia na studia wybrane dla mnie przez moją mamę. Zrobiłam głupotę, bo chcąc sprostać jej standardom, odrzuciłam moje własne priorytety.
Odwróciłam głowę od okna. Sala zaczęła pustoszeć, więc zabrałam swoje rzeczy i podążyłam za tłumem. Po wyjściu niemal od razu naciągnęłam na głowę kaptur bluzy i wetknęłam w uszy słuchawki. Marzyłam o ciepłym łóżku, kieliszku wina i odcinku mojego ulubionego reality show, który nie wnosił totalnie nic do mojego życia, ale dawał mi dziwne ukojenie.
W piątek jak zwykle ulice miasta były zakorkowane, komunikacja miejska pełna ludzi, a sklepy pękały w szwach. Patrzyłam przez szybę supermarketu na kłębiące się w środku tłumy. Przez chwilę nawet pomyślałam, że wytrzymam dziś bez jedzenia i picia, byle tylko tam nie wchodzić. Ta decyzja poszła jednak w zapomnienie, gdy zaburczało mi w brzuchu.
Nie miałam w zwyczaju brać koszyka, więc i tym razem chodziłam po sklepie, dopóki nie byłam w stanie wepchać więcej na ręce. Przy kasie wyładowałam wszystkie wzięte rzeczy na taśmę, a wtedy zorientowałam się, że wzięłam zły kształt płatków czekoladowych. Miałam kilka swoich „dziwnych” upodobań, jednym z nich był właśnie kształt płatków. Nienawidziłam kulek. Gapiłam się na uśmiechniętego królika na opakowaniu, nabierając coraz większej ochoty, żeby rzucić nim o podłogę. Gdy jednak płatki naprawdę wypadły mi z rąk, minęła chwila, zanim z powrotem dotarła do mnie rzeczywistość.
– Przepraszam – burknął pod nosem jakiś mężczyzna, wciskając się w kolejkę przede mnie. Położył na taśmie butelkę whisky, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że przed moimi znajdowały się również jego zakupy.
Podniosłam na niego wzrok. Do ucha przyciśnięty miał telefon i zupełnie nie przejął się tym, że przez niego wypadło mi z rąk opakowanie. Wpatrywałam się tępo w jego plecy osłonięte czarną bluzą z jakimiś hieroglifami.
– Serio? – mruknęłam do siebie, schylając się po płatki. Rzuciłam je niedbale na taśmę i przewróciłam oczami. Byłam zmęczona tym dniem, a jego wybryk nie pomagał w przetrwaniu.
Skanowałam ze złością jego ruchy, gdy płacił za swoje zakupy, i nagle mój wzrok powędrował na jego dłonie. Przy kciuku dostrzegłam małą różyczkę, a na palcach jakieś znaczki. Zmarszczyłam brwi, próbując je odszyfrować. W końcu przeniosłam wzrok na fragment jego twarzy wystający spod kaptura. Usta miał wykrzywione i mocno zaciśnięte, na brodzie kilkudniowy zarost, a pod oczami ogromne wory. Totalnie brak było w nim życia.
Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy on faktycznie tutaj jest – wyglądał jak duch, więc może tylko ja go widziałam? Ocknęłam się dopiero w chwili, gdy zamiast niego ujrzałam swoje nędzne odbicie w szybie. Wzdrygnęłam się w reakcji na ten żenujący widok i odwróciłam do kasjerki, która zdążyła już zeskanować prawie wszystkie produkty, które wybrałam. Zapłaciłam, a później wyszłam ze sklepu, próbując uchronić się przed deszczem za pomocą kaptura bluzy i szybkiego marszu.
Mimo starań dotarłam do mieszkania całkowicie przemoczona. Odłożyłam zakupy na wycieraczkę i zaczęłam grzebać w torebce, próbując znaleźć klucze. Po raz setny obiecałam sobie, że tym razem posprzątam jej wnętrze.
– Cześć – usłyszałam za swoimi plecami.
Spojrzałam na mijającego mnie na klatce schodowej Jacoba i posłałam mu wymuszony uśmiech. Trzymał pod pachą pudło z nazwą firmy przeprowadzkowej.
– Wyprowadzasz się? – zapytałam, nie odpowiadając na przywitanie.
Chłopak skinął głową. Nie wyglądał na zadowolonego.
– Podnoszą czynsz – mruknął. – A ja niedawno straciłem pracę. Moje oszczędności nie pokryją nawet jednego miesiąca wynajmu.
Zacisnęłam usta i kiwnęłam głową, by dać mu do zrozumienia, że jest mi przykro, choć w rzeczywistości tak nie było. Jacob był okropnym sąsiadem. W jego mieszkaniu siedem dni z rzędu była impreza, kręciło się tu wielu ludzi, niektórych musiałam wymijać na schodach, gdy wcześnie rano spali nieprzytomni. Panowie policjanci witali się ze mną jak bliscy znajomi.
– To wpadniesz?
Zmarszczyłam brwi, przechylając głowę. Jacob zaśmiał się pod nosem i poprawił karton, który trzymał w rękach.
– Wpadnę… gdzie? – dopytałam nieco zmieszana. Zupełnie odleciałam. Znowu.
– Na imprezę.
Uśmiech automatycznie wstąpił na moje usta. O czym innym mógłby mówić Jacob Belong, jak nie o imprezie. Już miałam odmówić, ale wtedy dodał:
– Zaprosiłem już Natalie. – I po tych słowach zacisnął mocno powieki. – Jezu, zapomniałem! Miałem ci nie mówić o imprezie, bo Natalie powiedziała, że wtedy pewnie nie będziesz chciała pójść.
Tak. Moja przyjaciółka zdecydowanie za dobrze mnie znała. Pokiwałam głową, wyciągnęłam pęk kluczy i włożyłam jeden z nich do zamka w drzwiach.
– Dam znać – powiedziałam i szybko wślizgnęłam się do mieszkania, nie chcąc więcej rozmawiać z Jacobem.
Westchnęłam i odłożyłam siatkę z zakupami na blat w kuchni. Oczywiście, że nie miałam zamiaru iść na żadną imprezę. Dzisiejszy dzień był do dupy, chciałam tylko poleżeć w łóżku, zjeść i odpocząć. Sama.
Niestety moje plany zaburzyło nagłe pukanie do drzwi.
Widok Natalie w progu nawet mnie nie zdziwił. Jęknęłam głośno, gdy zaczęła swój standardowy wywód o konieczności wychodzenia i imprezowania, gdy jesteśmy młode. Tylko że ja już swoje przeszłam i choć na tamten moment uważałam to za bardzo nieodpowiedzialne, nic nie mogłam poradzić na to, że wyszalałam się, mając niespełna siedemnaście lat. Wtedy czerpałam z imprez prawdziwą radość.
Z Natalie nie było jednak dyskusji. Była władcza i przekonująca, dlatego ostatecznie dałam się jej namówić na wspólne wypicie butelki wina, odważny makijaż i włożenie krótkiej sukienki. Choć jej styl diametralnie różnił się od mojego, nie zaprzeczyłam, kiedy nakazała mi wcisnąć się w małą czarną. Może zrobiłam to, żeby uniknąć sprzeczki, a może byłam tak upojona alkoholem, że było mi obojętne, co na siebie włożę.
– Przestań! – pisnęła moja przyjaciółka, wymachując pędzlem przed moją twarzą. – Zaraz będziesz wyglądała jak klaun, jak się będziesz tak wiercić!
– W takim makijażu to ja dopiero będę wyglądała jak klaun! – odpowiedziałam jej, widząc kątem oka, jak długie kreski mi namalowała.
– Nieprawda. Będziesz wyglądała prześlicznie.
W pełnym skupieniu dokończyła mój makijaż, a gdy byłyśmy gotowe do wyjścia, zrobiłyśmy sobie wspólne zdjęcie i dopiero wtedy dostrzegłam, że naprawdę wyglądam ładnie. Byłam pewna, że mocny makijaż do mnie nie pasuje, więc pozytywnie zaskoczył mnie efekt końcowy.
W wyznaczone miejsce dotarłyśmy sporo po rozpoczęciu imprezy. Był to dość duży apartament w ładnej dzielnicy, urządzony w nowoczesnym stylu. Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg kuchni, kilka głów odwróciło się w naszą stronę. Na szczęście wśród nich był również gospodarz imprezy, który powitał nas ciepłym uśmiechem i palącym gardło shotem wódki.
– Dziewczyny, musicie koniecznie poznać resztę! – krzyknął, rozlewając trunek ludziom, którzy wystawiali w jego stronę swoje kieliszki jak wygłodniałe bestie.
Popatrzyłam na Natalie, ale ona była zbyt zajęta intensywnym wpatrywaniem się w chłopaka siedzącego na kanapie. Wyglądał dość groźnie. Miał ostro zarysowane kości policzkowe, krótko ścięte włosy i był dość szczupły. Obok niego siedział blondyn, chłopak z dziecięcymi rysami twarzy, słodkimi dołeczkami w policzkach i tak jasnymi oczami, że zadrżałam, gdy skierowały się prosto na mnie. Uśmiechnęłam się niepewnie, a po chwili pomyślałam, że na pewno nie może mu chodzić o mnie, więc odwróciłam się za siebie, ale nikt tam nie stał. Gdy znów chciałam spojrzeć na blondyna, on niespodziewanie pojawił się tuż przede mną.
– Ooo, Ian. – Jacob otoczył blondyna ramieniem. Uśmiechał się do niego szeroko, kompletnie pijany. – Poznaj dziewczyny! Oto Natalie i Maybel.
Chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę, patrząc mi tak głęboko w oczy, że poczułam, jak lekko przyspiesza mi serce. Uścisnęłam jego dłoń, co odebrał z szerokim uśmiechem.
– Może usiądziecie z nami? – zapytał delikatnym głosem. Wyglądał jak anioł: delikatna buźka, nieskazitelny głos i te niesamowicie błękitne, prawie lazurowe oczy.
Oczywiście nawet nie miałam możliwości odpowiedzieć, bo Natalie od razu pokiwała ochoczo głową i pociągnęła mnie za sobą.
Przywitałyśmy się z wszystkimi siedzącymi na dwóch dużych kanapach w salonie. Nie zapamiętałam większości imion dziewczyn i chłopaków, którzy mi się przedstawiali, ale to dlatego, że nie widziałam w zapamiętywaniu sensu. Nie przyszłam tutaj, by zawierać nowe znajomości, wystarczyła mi moja jedna, niepowtarzalna i niezastąpiona Natalie, która w ciągu kilku minut zdołała już przyciągnąć uwagę niejednego chłopaka. Ona jednak nastawiona była na rozmowę z jednym, tym, którego upatrzyła sobie z daleka chwilę wcześniej.
Towarzystwo okazało się przystępne, dużo się tam piło i gadało, jednak przy którejś z kolei kolejce shotów poczułam, że już nie mogę więcej pić. Wstałam nieudolnie, potykając się o własne nogi, i wyszłam na balkon. Stało na nim kilka osób, ale ja ukryłam się w jednym kącie i wdychałam chłodne powietrze, chcąc troszkę ostudzić swój organizm.
Po chwili leniwie odwróciłam głowę, czując czyjąś obecność obok siebie. Ucieszyłam się, widząc, że to Ian. Wyciągnął papierosa z paczki i przez chwilę się wahał, po czym spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wcisnął go między pełne malinowe wargi.
– Zaproponowałbym ci, ale nie wyglądasz na osobę, która pali – powiedział i wydmuchał przed siebie chmurę dymu.
Na chwilę zapadła cisza. Przyglądałam się, jak Ian pali, wpatrzony w rozświetlone miasto. Z boku też wyglądał tak słodko i niewinnie jak z przodu. Nawet trudno było stwierdzić, czy jest bardziej przystojny, czy słodki. Nagle odwrócił głowę w moją stronę, więc szybko spuściłam wzrok na swoje dłonie mocno zaciskające się na barierce. Udawałam, że wcale mnie nie zafascynował.
– A więc jesteś koleżanką Jacoba? – spytał.
– Koleżanka to za dużo powiedziane – parsknęłam. – Mieszkał nade mną.
– A, no tak. – Skinął głową. – Często tam bywaliśmy.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Zastanawiało mnie, dlaczego przez cały rok, odkąd tam mieszkałam, Jacob nie zaprosił mnie ani razu na te jego słynne imprezy, a nagle po wyprowadzce postanowił w końcu zaproponować mi przyjście. Chciałam opowiedzieć Ianowi, jak kryłam te ich balangi, ale podszedł do nas jakiś chłopak. Był tak wysoki i szeroki, że przysłonił mi prawie cały widok na balkon. Na głowę narzucony miał kaptur, a przez słabe oświetlenie nie widziałam dokładnie jego twarzy.
– Zarzuć szluga, Ian – odezwał się do blondyna, nie obdarzając mnie nawet najkrótszym spojrzeniem. Zupełnie jakby mnie tam nie było.
– Kup sobie swoje, mało mi zostało – odburknął mu blondyn, gasząc swojego papierosa na barierce.
– Szlug na warę, bo przywalę. – Nieznajomy skinął głową i wyciągnął rękę. Ian w końcu się poddał i wystawił w jego stronę paczkę, która wcale nie świeciła pustkami. – A zapalniczkę masz?
W pełni obsłużony chłopak włożył papierosa do ust, a ogień z zapalniczki rozbłysnął wokół jego twarzy. Otworzyłam szeroko oczy, dostrzegając na jego dłoniach tatuaże, które gdzieś już widziałam. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że nie oszalałam, a ten chłopak naprawdę był dziś po południu w sklepie. Chodząca śmierć.
– Czy my się czasem nie znamy? – wypaliłam, zanim zdążyłam pomyśleć, jak beznadziejnie to zabrzmiało, przecież pewnie nawet nie zwrócił na mnie uwagi tam przy kasie. Byłam jednak pijana i niewiele myślałam.
Podniósł na mnie wzrok, a mnie aż zmroziło. Nawet mimo otaczającej nas ciemności dostrzegłam chłodne oczy wpatrujące się prosto we mnie. Koleś dosłownie zjadał mnie wzrokiem. Biła od niego niechęć do wszystkiego, która teraz w głównej mierze kumulowała się na mnie, jednak w tym spojrzeniu dostrzegłam nutkę… strachu? Zamrugał kilka razy, po czym wydmuchał dym i wzruszył ramionami.
– Nie wydaje mi się – rzucił oschle, odwrócił się i odszedł, pozostawiając nieprzyjemną atmosferę.
– Matt to gbur – westchnął Ian. – Nie przejmuj się jego postawą. Odkąd rozstał się z dziewczyną, żyje w innym świecie.
Nie odpowiedziałam na tę informację. Nie była mi do niczego potrzebna. Czułam, że powoli zaczyna mi być naprawdę zimno, dlatego zaproponowałam, żebyśmy wrócili do środka.
Jak się okazało, większość ludzi była już w niezłej formie. Natalie kokietowała ciągle tego samego chłopaka, ale zauważywszy mnie kątem oka, poklepała wolne miejsce obok siebie na kanapie.
– Jakie masz zimne ręce – powiedziała, dotykając wierzchu mojej dłoni. Spojrzała mi w oczy i zmarszczyła brwi. – Co się stało?
Pokręciłam głową, ale moja przyjaciółka znała mnie zbyt dobrze, więc zamiast się znów odezwać, chwyciła butelkę z alkoholem i zrobiła nam po drinku. Podając mi szklankę z kolorowym napojem, obróciła się i wlepiła we mnie tak intensywne spojrzenie, że od razu zmiękłam i wszystko jej opowiedziałam.
– Ian jest fajny, mogłabyś się za niego wziąć – skomentowała mój kilkuminutowy wywód.
Przewróciłam oczami i upiłam łyk ze szklanki.
– Nie mam teraz na to czasu – bąknęłam niewyraźnie, wciąż trzymając szklankę przy ustach.
– A co masz takiego do roboty, pracusiu? – Natalie się zaśmiała. – Żyjesz tylko studiami i nowościami na Netfliksie. Może pora wyjść do ludzi i kogoś poznać? Myślisz, że chcę iść na twój ślub w wieku osiemdziesięciu lat, podpierając się na lasce, bo wtedy może znajdziesz kandydata na męża?
Dostałam kuksańca w bok. Skrzywiłam się i odstawiłam szklankę na stolik przed nami.
– Dobrze, pogadam z nim.
Wstałam z kanapy, poprawiając sukienkę, a wtedy moja przyjaciółka klepnęła mnie w pośladek. Spojrzałam na nią z góry, zwężając oczy, ale ona była zbyt upojona, żeby jakoś na to reagować. Pokazała mi język, a po chwili była już ponownie zajęta rozmową z chłopakiem.
Dostrzegłam Iana w towarzystwie kilku innych osób w kuchni; ruszyłam w ich stronę, gdy nagle podszedł do nich Matt. W pełnym świetle widziałam dokładnie jego twarz i ciało. Miał na sobie longsleeve z rękawami podwiniętymi do łokci oraz czarne dżinsy. Jego skórę pokrywały tatuaże, które zaczynały się na palcach, a kończyły nie wiadomo gdzie, ponieważ wzór znikał pod ubraniem. Włosy miał ukryte pod czapką obróconą daszkiem do tyłu.
Nie wiem, co było w nim takiego, że gapiłam się na niego prawie z rozchylonymi ustami. Nie powinna przyciągać mnie jego smętna postawa, ale miał w sobie coś. Te jego leniwe, powolne, znudzone ruchy i zmęczony wyraz twarzy przykuwały wzrok.
Może powinnam się leczyć?
Wyjął sobie z lodówki butelkę piwa, a później odszedł od grupki ludzi dalej stojących w kuchni. Wzięłam głębszy oddech i wypuszczając powietrze ustami, ruszyłam w ich kierunku. Byłam na imprezie, a na imprezach trzeba się bawić, nie stawiać na życiowe przemyślenia. Matt był tylko nudnym, naburmuszonym chłopakiem, na którego nie warto było zwracać uwagi.
Towarzystwo Iana okazało się wyborne: piliśmy razem, tańczyliśmy i rozmawialiśmy na zupełnie przypadkowe tematy. Było miło i naprawdę świetnie się bawiłam, dopóki nie dopadł mnie zjazd. Wypiłam za dużo i nie miałam siły nawet na to, by stać. Rzuciłam się niedbale na kanapę, a obok mnie usiadł Ian. I choć wstyd przyznać, ostatnim, co zapamiętałam, była intensywna rozmowa z blondynem, nasze śmiechy i delikatne, jakby niekontrolowane muśnięcia naszych dłoni. Cieszyłam się, że ktoś się mną zainteresował. Nawet jeśli było to spowodowane upojeniem i niczym więcej.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI