Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Saint Stafford żyje w rytmie terminów, aktów prawnych i umów, dążąc wyłącznie do osiągnięcia sukcesu i zysku. Jego świat skonstruowany jest na solidnych fundamentach prawa i sprawiedliwości, a reputacja nieustraszonego adwokata przynosi mu szacunek i uznanie.
Jednak pewnego dnia los wplątuje go w sprawę pro bono, która rzuca cień wątpliwości na wszystko, w co dotąd wierzył. Kiedy podejmuje się obrony Saoirse Reyes, kobiety skazanej za morderstwo swojego partnera, nie spodziewa się, że ta decyzja wplącze go w labirynt zawiłych intryg.
Saoirse już dawno straciła wiarę w lepsze jutro. Uwięziona w mrocznym świecie więzienia, jest przekonana, że nikt nie zdoła jej już pomóc.
Czy Saint, znany ze swojej nieugiętej postawy, będzie w stanie zainspirować Saoirse do walki o sprawiedliwość i przywrócić wiarę w siebie, której tak bardzo jej brakuje?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 400
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Sabina Moone
Prawo do szczęścia copyright by © Sabina Moone 2024
Copyright by © Artur Pucia Wydawnictwo Storyline 2024
Wszystkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Warszawa 2024
Redakcja: Marta Trywiańska
Korekta: Angelika Kotowska
Projekt okładki: Katarzyna Pieczykolan @kate.bookcoverdesign
image: Freepik.com. Ta okładka została zaprojektowana przy użyciu zasobów z portalu Freepik.com
Skład DTP: SmartDTP.pl
Numer ISBN: 978-83-971882-0-4
Dla wszystkich, którzy nawet w najtrudniejszych
chwilach odnajdują w sobie siłę do walki.
Nienawidziłem przegrywać. W pewnym momencie życia nawet nie dopuszczałem do siebie myśli o porażce. Wyrzuciłem to słowo ze swojego słownika. Liczyła się wyłącznie wygrana. Nic więcej. Pracowałem jak automat, brałem sprawę za sprawą i za wszelką cenę dążyłem do zwycięstwa. A najbardziej zwracałem uwagę na pieniądze, które mogłem zarobić. Przestałem też cieszyć się życiem. Większość dnia spędzałem w pracy, a gdy wracałem do pustego mieszkania, przeważnie od razu pisałem do jakiejś dziewczyny, żeby wpadła do mnie na godzinę.
Kobiety… Kobiety w moim łóżku zmieniały się tak szybko jak sprawy sądowe, które przyjmowałem. Chyba nawet szybciej… Do żadnej nigdy nie czułem nic ponad pożądanie. Liczył się tylko seks. One po wszystkim wychodziły, ja zostawałem sam ze swoimi myślami, a żeby nie myśleć – pracowałem. To było błędne koło.
Obudził mnie dźwięk cholernego budzika, który nie przestawał dzwonić. Wyciągnąłem rękę po telefon i przypadkiem strąciłem na podłogę szklankę, w której była jeszcze resztka whisky. Już nawet zasnąć nie mogłem bez chociaż kilku łyków mocnego trunku. Wyłączyłem w końcu to wyjące ustrojstwo, przeciągnąłem się i podniosłem z łóżka. Wcisnąłem przycisk na pilocie, żeby rozsunąć rolety i wpuścić do środka trochę światła.
W kuchni leżały moje okulary, które od razu założyłem, a następnie podstawiłem filiżankę pod dozownik ekspresu i włączyłem go. Oparłem się o wyspę kuchenną i przeleciałem wzrokiem po salonie. Duża czarna kanapa stanowiła centralny punkt minimalistycznego wnętrza. Towarzyszył jej mały stolik kawowy, a naprzeciw okna stała biblioteczka i kilka szafek. Nawet nie miałem telewizora, bo i tak niczego nie oglądałem. Pozbierałem ubrania, które leżały porozrzucane na kanapie i zaniosłem je do łazienki.
Pół godziny później byłem już pod kancelarią. Spojrzałem na wysoki budynek i wszedłem pewnym krokiem do środka. Ludzie zaczęli się ze mną witać, ale ja się nie zatrzymywałem. W odpowiedzi tylko kiwałem głową. Wszedłem do pustej windy i wcisnąłem piętnastkę. Byłem przygotowany na gniew ojca za zwyzywanie jego przyjaciela, który był też naszym klientem. Myślał, że kancelaria, w której ma znajomości, pomoże mu w każdej sytuacji. Niezależnie od tego, co złego zrobi. Marzyłem o tym, żeby ojciec wreszcie przeszedł na emeryturę. Od kilku dobrych lat nie mieliśmy zbyt dobrych relacji. Nasze rozmowy dotyczyły głównie tematów służbowych. Szanowałem go jako adwokata, jednak od wielu lat zachowywał się bardziej jak mój szef, a nie ojciec. I może ja też traktowałem go bardziej jak szefa? No chyba że przychodził i pytał o wnuki...
– Saint Everett Kayden Stafford! – Z korytarza rozległ się surowy głos, kiedy drzwi od windy tylko się rozsunęły. Ciekawiło mnie, czy ojciec ma w swoim komputerze jakiś podgląd na kamery, skoro że zawsze wie, kiedy przyjeżdżam.
– Dzień dobry, ojcze.
– Do mojego gabinetu. Natychmiast!
Spojrzałem na przerażonych ludzi, którzy na mnie zerkali.
– Do roboty – rzuciłem i ruszyłem za ojcem do jego biura. Wszedłem do środka i od razu usiadłem w fotelu, czekając na kazanie, które musiał w końcu wygłosić.
– Nawet własna żona cię nie kocha – zacytował, gdy zamknął za mną drzwi. – Tak mu powiedziałeś, prawda?
– Wybrałeś najłagodniejszy cytat. Mówiłem gorsze rzeczy.
– Saint!
– Nie mam dwudziestu lat, daj mi spokój. Nie będzie pogrążał kancelarii na moich oczach, rozumiesz? Już dawno powinien iść do kogoś innego. Co mnie to obchodzi, że się przyjaźnicie? Ile razy moi przyjaciele tutaj przychodzili i błagali o pomoc? Ani razu. Chociaż doskonale zdają sobie sprawę z tego, że zawsze bym im pomógł i wygrałbym każdą sprawę. Naprawdę tylko po to mnie tu ściągnąłeś? Mam mnóstwo innych spraw na głowie.
Spojrzałem na niego, gdy bez słowa sięgnął po jakąś teczkę. Patrzył na nią przez chwilę i w końcu przeniósł swój wzrok na mnie, zanim mi ją podał. Chwyciłem dokumenty bez wahania, licząc na jakąś ciekawą sprawę. Ale tak szybko, jak je otworzyłem, tak szybko zamknąłem i odłożyłem na biurko.
– Nie.
– Tak – powiedział i usiadł na swoim fotelu.
– Nie biorę pro bono.
– Saint, nie tylko pieniądze się liczą, wiesz?
– Nie za bardzo. Wydaje mi się, że to właśnie one się liczą. Nie wezmę tej sprawy, nie ma takiej opcji.
– Przeczytaj więcej niż pierwszy akapit.
Wiedziałem, że nie da mi spokoju, dlatego ponownie otworzyłem teczkę i przeleciałem wzrokiem po aktach.
– SMS-y, nagrania z monitoringu, zeznania, brak alibi, odciski palców na broni… Sąd ją skazał. Zabiła go. Koniec sprawy – wzruszyłem ramionami, odkładając papiery na biurko. – Tyle. Nie biorę przegranych spraw. Podejmuję się tylko tych, które wiem, że wygram. Czemu po prostu nie odsiedzi wyroku?
– Ona się do nas nie zgłosiła. Rozmawiałem na temat tej sprawy ze Steve’em. Pewnie go kojarzysz. Pracuje w więzieniu, w którym ta kobieta odsiaduje wyrok. A ty możesz ją stamtąd wyciągnąć…
– Nie – przerwałem mu. – Zamordowała go.
– Nie wydaje mi się, Saint. Chociaż przeczytaj te akta. Jeśli dokładnie je przeanalizujesz, a potem przyjdziesz do mnie i powiesz, że go zabiła, to wtedy dam ci spokój. Ale musisz nad nimi posiedzieć. Ona mogła zostać skazana za niewinność…
– Albo chcesz wyciągnąć z pierdla laskę, która faktycznie z premedytacją zamordowała swojego partnera.
Przez trzy następne dni teczka leżała w moim mieszkaniu, ale ani razu nawet do niej nie zajrzałem. Liczyłem na to, że ojciec w końcu zapomni o sprawie, a jeśli nie, to przynajmniej będę mógł udawać, że przez ten czas ją analizowałem. Nie zamierzałem jej brać i przegrać procesu. Jeśli tak bardzo chciał pomóc tej kobiecie, to sam mógł się nią zająć i wyciągnąć ją z więzienia. Nie musiał przychodzić z tym do mnie. Nie byłem przecież jedynym adwokatem w kancelarii.
Mijały kolejne dni, a jednak za każdym razem, kiedy przechodziłem obok orzechowego biurka w sypialni, mój wzrok lądował na tej teczce. Nawet w najmniej odpowiednim momencie… Wysunąłem się z kobiety, która pode mną leżała i podszedłem do blatu. Otworzyłem szufladę i wrzuciłem teczkę do środka. Nie mogłem się przez to skupić.
– Kayden? – odezwała się blondynka.
Spojrzałem na jej nagie ciało, gdy obróciła się w moją stronę i podparła głowę na ręce. Była piękną kobietą i podobała mi się, ale nie czułem się tego dnia odpowiednio skoncentrowany. Nie miałem nawet ochoty, żeby została na dłużej. Chciałem pobyć sam. Nie wiedziałem też, czemu podawałem im moje trzecie imię… Nie miałem na to żadnego dobrego wyjaśnienia. Nie znały mnie. Nie wiedziały, kim jestem i to mi odpowiadało. – Może chcesz spróbować czegoś innego?
– Lepiej będzie, jak już pójdziesz – rzuciłem, spoglądając na jej zaskoczoną twarz.
Ja też się tego nie spodziewałem…
– Słucham? No chyba sobie ze mnie żartujesz… Mówisz serio?
– Muszę popracować. Ubierz się i zatrzaśnij za sobą drzwi, jak będziesz wychodziła.
Wyrzuciłem gumkę do kosza i owinąłem się czarnym szlafrokiem. Usiadłem przy biurku i od razu nalałem sobie do szklanki whisky. Wiedziałem, że alkohol mi się przyda. Otworzyłem z powrotem szufladę i wziąłem do rąk teczkę. Musiałem to chociaż raz przeczytać. Inaczej nie da mi to spokoju. Czułem, że powinienem to zrobić.
A ja przeważnie słuchałem swojej intuicji.
– Czemu ludzie dają swoim dzieciom takie trudne imiona? – zapytałem sam siebie, patrząc na jej dane osobowe. – Jak ja, do cholery, mam to w ogóle wymówić?
Ledwo zdążyłem zadać sobie to pytanie, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Miałem pewność, że mogę już usunąć jej numer z telefonu, bo na pewno ponownie do mnie nie przyjedzie.
Saoirse Reyes. Miała dwadzieścia dziewięć lat i była w więzieniu już prawie od trzech… Została skazana na dziesięć lat za zamordowanie swojego partnera, Lane’a Eldera. Jego ojciec był właścicielem jednego z największych holdingów inwestycyjnych w naszym regionie. Kojarzyłem go. Po śmierci syna chodził od gazety do gazety. Udzielał wywiadów wszędzie, gdzie tylko się dało. Irytowało mnie to i nigdy nie zagłębiałem się w tamtą sprawę.
Z tego, co wyczytałem, w dniu morderstwa dostała od swojego partnera SMS-a, że muszą się rozstać. Do akt były też dołączone stenogramy ich wcześniejszych rozmów telefonicznych. Faktycznie dość często się kłócili. Sąsiedzi Lane’a także zeznali, że regularnie było słychać z domu krzyki. No i te odciski palców na broni… Najgorsze było to, że skazana nie miała żadnego świadka, który potwierdziłby, że tego nie zrobiła i zabił ktoś inny. No i policja złapała ją w domu mężczyzny, tuż obok jego ciała. Wszystko wskazywało na jej winę, więc nie byłem zdziwiony, że adwokatowi nie udało się jej obronić. Wiedziałem jednak, że dokumentacja była o wiele bogatsza i nie dostaniemy jej, dopóki klientka nie podpisze pełnomocnictw, dzięki którym nasza kancelaria mogłaby na nowo otworzyć jej sprawę.
– Jason Turner – szepnąłem, gdy dostrzegłem to imię i nazwisko w dokumentacji. – Skąd ja go znam? – Stukałem szybko palcem o biurko, próbując go sobie przypomnieć. Mogła to być też zbieżność nazwisk… Od razu wybrałem numer mojego asystenta. Domyślałem się, że on może go pamiętać.
– Tak, szefie? – Odebrał już po drugim sygnale.
– Jason Turner. Skąd go znamy?
– Jason Turner?
– Tak. Składał mnóstwo zeznań w pewnej sprawie, którą aktualnie przeglądam.
– Aha, a to nie jest ten sam facet, który składał fałszywe zeznania w sprawie Alexa Clarka? Kojarzy szef? Tego nastolatka, który był oskarżony o handel narkotykami.
– Już pamiętam. Sprawdzę, czy dane się zgadzają. Dzięki.
– Do jutra.
To faktycznie był on. Wtedy wpadłem na myśl, że tym razem też mógł kłamać, jednak nie miałem takiej pewności. Po tamtej historii pewnie uważał na każde słowo, stracił przecież na wiarygodności… Mimo wszystko sędziowie powinni traktować jego zeznania z przymrużeniem oka. Na pewno nie były one najważniejsze w całej tej sprawie.
Kolejną osobą, do której zadzwoniłem, był mój ojciec.
– Saint, wiesz, która jest w ogóle godzina? Oszalałeś już do reszty?
– Umów mnie na spotkanie z tą kobietą. Musi się odbyć jutro. Załatw to albo sam się martw o tę sprawę, a ja rezygnuję. – Rozłączyłem się, nie czekając nawet na jego odpowiedź. Chciałem się z nią spotkać w cztery oczy. Byłem ciekawy, czy podczas rozmowy się przyzna, ponieważ wyczytałem, że ani razu tego nie zrobiła. Zawsze powtarzała, że ona go nie zamordowała.
Punkt dziewiąta pojawiłem się w więzieniu. Zostawiłem w schowku wszystkie potencjalnie niebezpieczne rzeczy i zaprowadzono mnie do sali, w której miałem spotkać się z osadzoną. Czekała już, gdy tam wszedłem. Była bardzo wychudzona i blada… Siedziała skurczona na krześle i nawet na chwilę nie podniosła wzroku. Poruszyła się lekko, kiedy usiadłem. Zamiast powitania usłyszałem tylko dźwięk jej kajdanek. Dziwne, że ich nie zdjęli. Tak, jakby tą swoją chudą ręką miała zrobić mi krzywdę.
– Proszę ją rozkuć – zwróciłem się do strażnika.
– Ale…
– Proszę zdjąć jej te kajdanki – odparłem stanowczo, a on w końcu to zrobił i zostawił nas samych. – Pani Reyes… Nazywam się Saint Stafford. Jestem adwokatem.
Dopiero wtedy brunetka podniosła wzrok. Miała najsmutniejsze oczy, jakie w życiu widziałem. A spotkałem ich wiele… Przełknąłem ślinę i spojrzałem na papiery, które ze sobą przywiozłem.
– Zapoznałem się z pani sprawą. Tutaj ma pani wszystkie dokumenty, które musi pani przejrzeć i podpisać, żebym mógł panią reprezentować. Zaraz je wspólnie omówimy i wyjaśnię pani, jak będzie wyglądała nasza współpraca. Siedziałem nad tym wczoraj i czegoś mi jednak brakuje w tej sprawie… Może pani mi powie czego? Pani wie więcej niż ja.
– Niech się pan nie kłopocze – odezwała się tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Miała bardzo delikatny głos. – I tak mnie na pana nie stać. Teraz to nie stać mnie na nikogo.
– Moje usługi prawne w ramach tej sprawy byłyby świadczone pro bono. Nie ma potrzeby, aby ponosiła pani koszty związane z moją pracą jako adwokata. Mogę mówić pani po imieniu? Tylko musi je pani pierwsza wymówić, bo nie chciałbym się czasem pomylić.
– Sir-sza – wypowiedziała powoli, zerkając na dokumenty, które przesunąłem w jej stronę. Chwyciła je niepewnie.
– Sir-sza – powtórzyłem po niej, na co lekko skinęła głową. – Mogę ci pomóc. Może mnie nie znasz, ale lepiej trafić nie mogłaś. Musisz mi tylko szczerze odpowiedzieć na jedno pytanie. Naprawdę szczerze. Jeśli czegoś nienawidzę we współpracy z klientami, to są to kłamstwa.
– Mnie się już nie da pomóc, proszę pana.
– Saoirse, masz dwadzieścia dziewięć lat. – Spojrzałem jeszcze raz w jej dane, żeby się upewnić. – Całe życie przed tobą… I ja mogę ci pomóc, jeśli będziesz tego chciała.
– Moje życie już dawno się skończyło – wyszeptała, ale jednak bardzo szybko chwyciła długopis i podpisała wszystkie pliki dokumentów. Nawet ich nie przeczytała. – Lepiej będzie, jak już pan pójdzie, wie pan? Może pan czegoś poszukać, ale pewnie niczego pan nie znajdzie… – odparła, podnosząc się z krzesła.
– Zaczekaj… – Chciałem ją zatrzymać, ale zawołała strażnika. – Zrobiłaś to w ogóle? Gdy usłyszała moje pytanie, zatrzymała się w progu. Jednak się nie odwróciła.
I wyszła.
A jeszcze nikt nigdy nie wyszedł ze spotkania ze mną tak po prostu.
Godzinę później byłem już w kancelarii. Od razu podszedłem do biurka mojego asystenta – Harry’ego, który zerknął zdziwiony na zegarek. Tak, ja też nie spodziewałem się siebie tak wcześnie.
– Miał pan być na…
– Byłem – odpowiedziałem mu, nie odrywając wzroku od telefonu, na który przyszło kilka powiadomień. – Znajdź mi wszystko na tego Turnera. Wszystko. Z kim się spotyka, z kim jest spokrewniony, jakie miał problemy z prawem. Dowiedz się dosłownie wszystkiego. Nawet tego, jaką kawę pije, rozumiesz? Chcę znać każdy jeden pierdolony szczegół. Chcę to mieć jeszcze dzisiaj na moim biurku.
– Oczywiście. Wszystkim się zajmę, panie Stafford. Zaraz przyniosę kawę.
– Dzięki.
Wszedłem do gabinetu i od razu zdjąłem marynarkę. Gdy tylko włączyłem laptopa, drzwi pomieszczenia otworzyły się i dostrzegłem w nich ojca. W ciszy usiadł w fotelu po drugiej stronie biurka. Nie miałem czasu na rozmowy z nim, ale wiedziałem, że jest ciekawy…
– Byłeś u niej?
– Tak. Rozmawialiśmy. Niewiele niestety…
– Saint…
– To nie moja wina. To ona nie chciała rozmawiać. Zapytałem, czy go zabiła, ale mi nie odpowiedziała. Więc albo sam do tego dojdę, albo będę codziennie do niej przychodził. W końcu mi powie. Nie będzie miała wyjścia – odparłem, zerkając na ojca przelotnie. – Wyciągnę to z niej. Tego akurat jestem pewny. Chociaż nie wydaje mi się, że byłaby w stanie to zrobić. Tak, możesz się już cieszyć. Zajmę się jej sprawą. Wszystko dzisiaj podpisała.
– Nie bądź dla niej zbyt surowy, Saint. Jeszcze bardziej się przez to zamknie.
– Nie ucz mnie teraz, jak zachowywać się wobec klientów i jak się do nich odzywać. Idź już, bo próbuję się skupić. Siedzisz tu, jakbyś nie miał swojej roboty, którą musisz skończyć.
Wiedział, że nie warto się ze mną kłócić na ten temat, dlatego bez słowa wyszedł z gabinetu. Otworzyłem na laptopie mapę i wyszukałem adres, pod którym mieszkał zamordowany mężczyzna. Brakowało mi zeznań najbliższych sąsiadów. Nie wiedziałem, czy to dlatego, że po prostu ich nie dostałem i przyjdą one z resztą akt, czy żadnych nie składali…
– Może nie było ich w domu, kiedy się to stało?
Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem prosto do windy, nie zwracając na nic uwagi. Zjechałem na parking, wsiadłem do auta i wpisałem adres do nawigacji, żeby mnie pokierowała. Chciałem tam pojechać i się rozejrzeć.
Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i od dłuższego czasu przyglądałem się domowi ofiary, gdy nagle otworzyły się drzwi. Na werandę wybiegła trójka dzieci, a za nimi wyszli kobieta i mężczyzna. Rodzina Elderów musiała sprzedać dom po jego śmierci. Nowi lokatorzy wsiedli do samochodu czekającego na podjeździe. Zapinanie dzieci w fotelikach zajęło im chwilę, ale dość szybko odjechali spod budynku. Mój wzrok przeniósł się na sąsiedni dom i starszą kobietę, która robiła coś w ogródku. Od razu wysiadłem z samochodu i wolnym krokiem ruszyłem w jej stronę, próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. Musiałem to dobrze rozegrać. Nie chciałem jej wystraszyć. Mieszkała obok niego, nie wierzę, że niczego nie słyszała i nie widziała…
– Dzień dobry – odezwałem się, gdy podszedłem do ogrodzenia.
– Dzień dobry. – Starsza pani wyprostowała się nad rabatą.
– Szukam pewnej kobiety, może pani mi pomoże… Nazywa się Saoirse Reyes. Słyszałem, że nieraz bywała w tej okolicy.
– Pan z policji? Z policją nie gadam.
– Nie, nie jestem z policji. Chciałbym ją znaleźć i chwilę z nią porozmawiać – powiedziałem miło, rozglądając się.
– Dziennikarz?
– Nie.
– No tak. Dziennikarze słyszeli o tym, że jest w więzieniu. Biedna dziewczyna…
– Co się stało?
– Ponoć zamordowała swojego chłopaka, ale ja w to nie wierzę – odparła nieco ciszej.
– Mieszkał obok pani?
– Tak. Później ktoś sprzedał dom. Ja to bym nie chciała mieszkać w takim domu, wie pan?
– Ja też nie. Była pani wtedy w domu?
– Jest pan z policji. – Cofnęła się nieco.
– Jestem adwokatem – wyznałem.
– Chce ją pan jeszcze bardziej pogrążyć – wymierzyła w moją stronę palec – a to cudowna dziewczyna jest. Nic panu nie powiem. Proszę stąd iść i więcej tu nie przychodzić.
– Chcę jej pomóc.
– Nie wierzę panu. Proszę stąd iść albo zadzwonię na policję.
– Jak zamierza pani to zrobić, skoro nie rozmawia z policją? Niech mnie pani posłucha… Jestem…
Przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Od razu na niego zerknąłem, a kobieta wykorzystała sytuację i uciekła do domu. Nieznany numer okazał się telefonem z więzienia. Zapomniałem o staruszce, gdy tylko usłyszałem, że niedługo po mojej wizycie Saoirse Reyes straciła na dłuższy czas przytomność. Nie spodziewałem się takich wieści już pierwszego dnia. Musiałem porozmawiać z lekarzem, więc natychmiast wróciłem do samochodu.
Lekarz nie powiedział mi zbyt wiele podczas naszej rozmowy. Dowiedziałem się tylko, że mało jadła, ale tego akurat sam się domyśliłem… Podejrzewał też, że miała anemię, ale musiał poczekać na wyniki badań. Obiecał mi, że niedługo będą one dostępne i wtedy porozmawiamy.
Wszedłem powoli do pomieszczenia, w którym kobieta odpoczywała. Na szczęście nikogo poza nią tam nie było. Nie przebywała zwykłej celi, ani nawet w szpitalnej, więc domyślałem się, że chcieli ją w niej zatrzymać do momentu odebrania wyników badań i wtedy zdecydować, co robić dalej. Miejsce wydawało się niemal pozbawione życia. Nie było tu nawet okna, a jedyne światło zapewniała jakaś stara, zwisająca z sufitu, zardzewiała lampa. Saoirse leżała owinięta w szary, przetarty koc. Zbliżyłem się cicho, ale brunetka musiała mnie usłyszeć, bo od razu otworzyła oczy i skuliła się na niewielkim łóżku, obejmując swoje kolana. Ciężko się na nią patrzyło. Była wyprana ze wszystkich pozytywnych emocji, a na jej twarzy malowały się smutek, żal i rozgoryczenie. Jej spojrzenie odbijało traumę, która ją dotknęła. Przez to jeszcze bardziej chciałem odkryć prawdę i pomóc jej, jeśli faktycznie była taka możliwość. Zależało mi na tym, by dostrzec w jej oczach chociaż odrobinę wiary.
– Spokojnie, to tylko ja – powiedziałem łagodnie. – Zadzwonił do mnie lekarz i powiedział, że straciłaś przytomność. To był pierwszy raz? – zapytałem, zajmując miejsce na krześle.
Pokręciła przecząco głową.
– Zdarzało się to już? Często?
– Tylko jak nie jadłam – szepnęła, obejmując mocniej swoje nogi.
– Czemu nie jesz? Musisz jeść.
– Nieważne. Nie musi się pan tym przejmować. I tak odsiedzę cały wyrok.
Wypuściłem ciężko powietrze. Byłem pewny, że nie będzie łatwo przekonać ją do walki… Zastanawiałem się też, czy dziewczyna odmawia przyjmowania posiłków, czy ich nie dostaje.
– Saoirse. Nie zabiłaś go, prawda? – drążyłem.
Zerknęła na mnie niepewnie, ale się nie odezwała.
– Czy to był tylko wypadek? Może to on tobie groził bronią, a ty chciałaś się obronić i przypadkiem dostał? Tak było?
Była wystraszona. Musiałem trochę odpuścić.
– Chwila… Ale lekarz nic nie wspominał, żebyś trafiała do niego po wcześniejszych omdleniach.
– Nie trafiałam.
Uniosłem brew, a ona od razu odwróciła wzrok. Wiedziałem, że współpraca z nią może być trudna.
Musiała mi zaufać.
– Przyniosę ci coś do jedzenia. – Podniosłem się powoli.
Byłem pewny, że mnie zatrzyma i powie, żebym tego nie robił, ale się nie odezwała. Musiała być naprawdę głodna. Wyszedłem z sali i wybrałem od razu numer Steve’a, który dobrze znał się z moim ojcem. Chciałem zamienić z nim kilka słów. Najlepiej osobiście.
– Saint? – odebrał w końcu, gdy miałem się już rozłączyć.
– Jesteś u siebie? Wpadłbym za chwilę do twojego gabinetu. Nie zajmę ci zbyt dużo czasu.
– Chodź, zapraszam.
Jeden ze strażników prowadził mnie do gabinetu Steve’a długim szarym korytarzem. Stukot moich butów roznosił się echem po części budynku, w której się znajdowałem. Słyszałem dużo historii o tym więzieniu, chociaż rzadko bywałem w jednostkach dla kobiet. Przeważnie moimi klientami byli mężczyźni. Wiedziałem o niezliczonych próbach ucieczek z tego zakładu, ale krążyły wokół niego także plotki o agresywnych i bezwzględnych strażnikach, którzy traktowali więźniarki z brutalnością. Nie miałem pewności, czy Saoirse kiedykolwiek mi powie, czy strażnicy przekroczyli wobec niej swoje uprawnienia.
W końcu stanęliśmy pod drzwiami do gabinetu przyjaciela mojego ojca, więc bez zbędnych ceregieli otworzyłem je i wszedłem do środka. Spojrzałem na starszego mężczyznę siedzącego za biurkiem. Odłożył długopis, gdy tylko mnie zobaczył. Miejsce pracy Steve’a przypominało pomieszczenie, w którym leżała Saoirse Reyes. Tutaj także brakowało okien. Jedyne źródło światła stanowiła żarówka, która świeciła na żółto, tworząc we wnętrzu przytłaczającą atmosferę.
– Saint, miło cię widzieć. Usiądź sobie.
– Nie, dziękuję. Przejdę do rzeczy. Saoirse Reyes to moja klientka. Wiem, że to nie był pierwszy raz, gdy straciła przytomność. Nie wiem, dlaczego wcześniej lekarz jej nie przebadał, gdy zemdlała, ale teraz ma być powiadamiany o każdym takim incydencie, rozumiesz? – zapytałem mężczyzny, wpatrując się w jego twarz, która pozostawała niewzruszona. Od wielu lat pracował w więzieniu, żadne groźby już raczej na niego nie działały. – Informowanie mnie o stanie zdrowia mojej klientki również należy od teraz do obowiązków zakładu. I dowiem się, dlaczego zdarza się, że nie je. I niech przekażą strażnikom, że to ja jestem jej adwokatem i jeśli któryś z nich położy na tej dziewczynie swoje łapy, to dopilnuję, żeby pożegnał się z tą robotą, rozumiesz?
– Saint, czy ty mi grozisz?
– Nie, nie. Ja was tylko ostrzegam. Bardzo miło się gawędziło. Do zobaczenia.
Na szczęście w budynku był mały sklepik, w którym odwiedzający mogli kupić osadzonym kilka rzeczy. Wziąłem jej trochę jedzenia i różne napoje, bo nie miałem pojęcia, co może lubić...
Wszedłem z powrotem do pomieszczenia, w którym leżała, i spojrzałem na rozmawiającego z nią lekarza. Momentalnie przeniosła na mnie swój wzrok. Wyglądała też na nieco zdziwioną moją obecnością, chociaż poinformowałem ją przecież, że skoczę tylko po coś do jedzenia dla niej.
– Myślałam, że już pan nie wróci.
– Czemu? Teraz nie pozbędziesz się mnie tak łatwo… I jak, doktorze? Ma anemię? Widać po niej – powiedziałem, a on od razu na nią spojrzał.
– Ma. I to sporą. Dostanie za chwilę kroplówkę. Będę monitorował sytuację i czekam na resztę wyników badań. Prawdopodobnie będzie musiała przyjmować codziennie żelazo, żeby je trochę unormować. Przepraszam na chwilę. Muszę coś załatwić. Chyba że ma pani jeszcze jakieś pytania?
– Nie, dziękuję.
Lekarz zostawił nas samych, a ja położyłem torbę na szafce i zacząłem wyciągać z niej jedzenie. Wyjąłem też wizytówkę, żeby miała mój numer, i podałem jej.
– Możesz dzwonić o każdej porze – odparłem, gdy wzięła ją do rąk i spojrzała na moje imię i nazwisko. – W nocy i tak przeważnie nie śpię. W sumie to mogłem zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz, tobym to kupił. Mogę się przejść jeszcze raz, jeśli…
– Nie trzeba.
– Wiem, że nie lubisz odpowiadać na moje pytania, ale muszę zapytać. Czy kiedykolwiek strażnik dotknął cię w sposób, w jaki nie powinien? Pokiwaj chociaż głową.
– Nie. Nie dotknął mnie. Żaden z nich. Naprawdę…
– W porządku. To dobrze. Muszę teraz jechać do sądu – powiedziałem, gdy spojrzałem na zegarek i zorientowałem się, że jeszcze trochę i będę spóźniony. – W dalszym ciągu analizuję twoją sprawę. Czy jest coś, co chcesz mi powiedzieć? Teraz nie będę cię męczył, bo źle się czujesz, ale następnym razem wszystko z ciebie wyciągnę. Zrobiłaś to? – zapytałem ponownie, a ona w końcu lekko pokręciła głową. To był bardzo dobry znak.
Spojrzałem głęboko w jej ciemne oczy, a ona nawet na chwilę nie odwróciła wzroku.
Tylko nie wiedziałem, czy mogłem jej wierzyć.
***
Była dwudziesta pierwsza, gdy w mieszkaniu niespodziewanie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich powoli, wkładając przez głowę koszulkę, i je otworzyłem. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem za nimi mojego najlepszego przyjaciela. Nie przychodził bez zapowiedzi. Nigdy. Nie był to też zbyt dobry czas na odwiedziny, ponieważ akurat wtedy byłem głęboko wciągnięty w analizę informacji, które zdobyliśmy razem z Harrym na temat Turnera.
– Jesteś sam? Wieczorem? Saint, nie poznaję cię – powiedział, gdy wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu w poszukiwaniu jakiejś kobiety. – Co to za celibat, co?
– Pijesz czy prowadzisz?
– Piję. Co robisz? Pracujesz? – Spojrzał na dokumenty, które miałem rozwalone w salonie. – Oczywiście, że pracujesz. Wiesz, że ty masz już czterdzieści lat, nie? Czterdzieści!
– Co w związku z tym? – zapytałem, nalewając mu whisky. – Ty też i co?
– Ale ja mam już żonę i dziecko. A ty tylko pracujesz.
– Nie tylko. Ja mam wiele kobiet, nie zamykam się tylko na jedną.
– W końcu ci odpierdoli na punkcie jakiejś laski. Prędzej czy później to się wydarzy, a ja z chęcią będę cię wtedy obserwował. To może być zabawne. Będę musiał przygotować sobie popcorn – zaśmiał się, na co tylko przewróciłem oczami i podałem mu szklankę z alkoholem.
– Już? Pośmiałeś się?
– Jeszcze nie.
Z Mattem przyjaźnimy się od siedmiu lat, a poznaliśmy się jeszcze na studiach. Nawet pracowaliśmy razem, tylko on zajmował się rozwodami. Urzędował też na innym piętrze, więc w kancelarii często po prostu się mijaliśmy, poświęcając uwagę własnym obowiązkom. Jego szczęście w życiu osobistym było godnym pozazdroszczenia. Miał cudowną żonę, zarówno piękną, jak i inteligentną. Nie istniały dla niej tematy tabu. Matt zdecydowanie trafił w totka. Byli idealnie dopasowani.
Usiadłem na kanapie i ponownie skierowałem spojrzenie na dokumentację, którą udało nam się zebrać. Wszystko to, co miałem na stole, wydawało się niezbyt obiecujące. Musieliśmy znaleźć coś naprawdę mocnego, co rzuci cień wątpliwości na tego Jasona albo przynajmniej udowodni, że wcale nie było go w domu, gdy doszło do morderstwa. W końcu zeznał, że słyszał tylko strzał. Mógł tak tylko powiedzieć. Nie musiała to być prawda. Nie miał też pewności, że strzelała właśnie moja klientka. Szukanie tropu, za którym można by pójść, było trochę jak szukanie igły w stogu siana…
– Już nic nie wiem... Kompletnie nic – wyszeptałem cicho.
– Gadasz sam do siebie? Jest już z tobą źle, stary.
– Każdy czasem powie coś do siebie. Ty też tak robisz. Moja klientka potwierdziła, że nie zabiła swojego partnera. W sumie to nie potwierdziła, lecz pokręciła głową. Ale ten facet – wskazałem na zdjęcie – składał już wcześniej fałszywe zeznania… Teraz też mógł kłamać. Wszystkie dowody jednak wskazują na to, że ona to zrobiła…
– Więc może to zrobiła?
– Nie wydaje mi się. Liczę na to, że zacznie ze mną rozmawiać i faktycznie usłyszę jej wersję wydarzeń. Wtedy mogłoby być łatwiej. Chyba pogadam jeszcze z jej poprzednim prawnikiem, Andrew Royem. Nie mieli praktycznie żadnej linii obrony, jakim cudem? Nawet jeśli jemu by się przyznała, co jest niemożliwe, to i tak próbowałby ją wybronić. Na pierwszy rzut oka z papierów wynika, jakby po prostu się poddali i bezczynnie czekali na wyrok.
– Może ktoś go zastraszył? Albo mu zapłacił? – zapytał Matt, zajmując miejsce na kanapie.
– Też o tym myślałem. Ojciec ofiary jest bogaty w chuj. Nawet jeśli naprawdę wierzył w to, że to ona zabiła jego syna, i postanowił zapłacić prawnikowi, to on i tak się nie przyzna. No nie ma takiej opcji. Wiesz, jakie miałby później problemy? Tylko pytanie, czy przyszły teść naprawdę aż tak jej nie lubił, że chciał wsadzić niewinną dziewczynę do więzienia? Był pewny, że to ona go zabiła? Czy myślał, że innego podejrzanego nie będzie i nikt nie pójdzie siedzieć za zamordowanie jego syna, więc z tej desperacji chciał, żeby poszedł ktokolwiek? Ludzie robią różne rzeczy w takich sytuacjach. Niektórzy biorą winę na siebie, chociaż nic złego nie zrobili, a niektórzy wrabiają kogoś innego… Na początek mógłbym jakoś podejść tego prawnika…
– Może spróbuj się z nim zakolegować?
– Nienawidzę ludzi – mruknąłem, biorąc łyk trunku. – Ale mógłbym spróbować… Może po alkoholu by się wysypał.
– Jesteś cenionym adwokatem, wszyscy chcą z tobą chociaż trochę pogadać. Na pewno on też. Wykorzystaj to. I spróbuj z niej coś wydusić. Już nieraz wyciągałeś z ludzi informacje.
– Wiem, ale nie chcę jej na razie męczyć. Dzisiaj straciła przytomność, słabo wygląda… Może jutro mi coś więcej powie.
– Tym bardziej powinna gadać, jeśli źle się czuje, bo ty możesz jej pomóc wyjść z tego więzienia. – Wzruszył ramionami. Miał rację, ale to nie było takie łatwe. – No nieważne, kiedy przychodzisz do nas na jakąś kolację? Daniel już pytał o swojego ulubionego wujka.
– Może w niedzielę?
– Jasne. Przekażę żonie. W ogóle Daniel ma nowego przyjaciela. I jego mama wychowuje go sama… Nie ma nikogo.
– Nie – powiedziałem od razu, bo wiedziałem, do czego to zmierzało. – Nawet tego nie próbuj.
– Mógłbym ją zaprosić na tę kolację razem z synem.
– Nie zrobisz tego. Jakbym kogoś szukał, to robiłbym to sam. Nie potrzebuję w tym niczyjej pomocy. A na takiej kolacji każdy będzie czuł się niekomfortowo. I ja, i ona. Poza tym nie mam czasu na randki. Ani nawet na jakikolwiek związek. Później bym tylko słuchał narzekania, że całe dnie spędzam w pracy. A ona ma dziecko… Tym bardziej by się czepiała, że nie mam na nic czasu. Szkoda babki, i dziecka też.
Obudziłem się nad ranem z głową na biurku i okropnym bólem pleców. W sumie to z bólem całego ciała. Do drugiej w nocy analizowałem wszystkie zeznania Turnera, starając się coś znaleźć. Nie pasowało mi to, że czasem plątał się w wyjaśnieniach. Wziąłem zimny prysznic, chcąc się trochę ocucić. Gdy sięgałem po ręcznik, zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Pan Stafford? – rozbrzmiał cichy kobiecy głos.
– Przy telefonie. Saoirse? Coś się stało?
– Przyjedzie pan dzisiaj? Chciałabym porozmawiać.
– Tak, już ogarnąłem nasze spotkanie. Będę koło dziesiątej. Wszystko w porządku? – zapytałem, żeby się upewnić. – Saoirse?
– Wszystko w porządku. Do zobaczenia.
Rozłączyła się. Odłożyłem telefon i udałem się do sypialni, żeby wybrać odpowiedni strój. Włożyłem granatowy garnitur. Ta kobieta nawet na chwilę nie zniknęła z moich myśli. Miałem nadzieję, że otworzy się przede mną i o wszystkim mi opowie. A także że nie zmieni zdania ani nie zrezygnuje z naszej współpracy.
Wszystkiego mogłem się spodziewać.
Nałożyłem na włosy trochę żelu i spojrzałem w lustrze w swoje niebieskie oczy. Liczyłem na to, że Matt nie zapomniał o naszej wieczornej rozmowie i naprawdę nie zaprosi na kolację tamtej kobiety, o której mi opowiadał, a tym bardziej jej dziecka. To był fatalny pomysł i nie powinien był nawet wpaść mu do głowy.
Tym razem to ja musiałem czekać, aż przyprowadzą do sali tę kobietę. Co chwilę spoglądałem na zegarek i zniecierpliwiony ruszałem nogą, próbując zachować spokój, chociaż wewnątrz mnie pulsowało napięcie. W międzyczasie zdążyłem zdjąć marynarkę i kilka razy przejść się po pustym pomieszczeniu jak lew w klatce. W końcu drzwi otworzyły się i strażnik wprowadził za sobą brunetkę. Na jej twarzy malował się stres. Bez zbędnych słów kiwnąłem głową w stronę kajdanek, sygnalizując, żeby mężczyzna natychmiast je rozpiął. Potarła nadgarstek, gdy klawisz zostawił nas samych, i spojrzała na mnie niepewnie.
– Dzień dobry – odezwałem się pierwszy i wystawiłem w jej stronę dłoń, której przyglądała się krótką chwilę, zanim podała mi swoją. – Lepiej się dzisiaj czujesz?
– Dzień dobry. Tak, lepiej. Dziękuję.
Usiadła na starym, skrzypiącym krześle i spojrzała na teczkę leżącą na stoliku, która trochę zeszczuplała, bo zabrałem ze sobą tylko najpotrzebniejsze papiery. Resztę akt sprawy zostawiłem Harry’emu, z pewnością przeglądał je od samego rana. Zająłem miejsce naprzeciwko mojej nowej klientki i zerknąłem w jej oczy, które uważnie mi się przyglądały. Jej spojrzenie było pełne napięcia i niepewności.
– Zacznę od tego, że jestem tutaj, żeby ci pomóc, Saoirse. A nie pomogę, jeśli ty nie będziesz chciała tej pomocy i jeśli nie będziesz chciała trochę pomóc mnie. Ty też musisz mieć w sobie siłę. Chociaż trochę… Musisz zawalczyć. I przede wszystkim być ze mną szczera. Coś mi nie pasuje w tej sprawie i dlatego chcę usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Tylko powiedz mi, czy to zrobiłaś. Nikt cię nie słyszy. Jesteśmy tutaj sami. Potrzebuję to od ciebie usłyszeć. Bez kręcenia głową. Zrobiłaś to?
– Nie.
– To dobry początek. Znasz Jasona Turnera?
– To przyjaciel Lane’a. Mieszkał praktycznie obok niego. To znaczy po drugiej stronie ulicy. Nigdy mnie nie lubił – powiedziała cicho. – Mogę usiąść na podłodze?
– Usiądź, gdziekolwiek chcesz. Ważne, żebyś ty dobrze się czuła.
Usiadła na podłodze i oparła się o zimną, surową ścianę. Rzuciłem okiem na brudną posadzkę i na moje czyste spodnie…
Za jakie grzechy?
Chwyciłem w końcu teczkę, długopis i usiadłem naprzeciwko dziewczyny. Była trochę zaskoczona tym, że postanowiłem do niej dołączyć. Wiedziałem jednak, że to pomoże nam w rozmowie.
– Jego ojciec nigdy nie pozwoli na to, żebym stąd wyszła – szepnęła. – Nigdy…
– Jeśli udowodnimy, że jesteś niewinna, to nie będzie miał nic do gadania – zapewniłem ją, choć wydawało mi się, że wcale jej to nie uspokoiło.
– Widział pan nasze SMS-y?
– Tak – odpowiedziałem od razu.
– Relacje między nami nie były tak złe, jak z nich wynikało. Czasem się kłóciliśmy, ale my się kochaliśmy. I to bardzo. Planowaliśmy wspólną przyszłość, ślub, dzieci… O dziecko staraliśmy się na długo przed tym, co się wydarzyło. Czasem po prostu o coś się sprzeczaliśmy i bywało tak, że myślałam, że temat jest skończony, a on nagle wysyłał mi nieprzyjemne wiadomości, gdy byłam w pracy.
– O co się sprzeczaliście?
– Często się kłóciliśmy o kredyt. On jeden miał, ale potrzebował drugiego i chciał, żebym wzięła go na siebie. Tylko to nie był taki kredyt w banku. Bardziej pożyczka, rozumie pan. Taka szybka chwilówka. A ja nie lubię takich niepewnych źródeł finansowania. Nie chciałam później żadnych problemów, gdyby on nie oddał mi tych pieniędzy. Sama nie zarabiałam wtedy za dużo i po prostu miałam pewne obawy, że mogłabym się sama wplątać w jakieś tarapaty, bo wszystko byłoby w końcu na moje nazwisko, a nie na jego. Twierdził, że mu nie ufam. Sugerowałam, żeby poszedł do ojca, ale on nie chciał tego zrobić. Nie chciał, żeby ojciec zauważył, że jego firma traci płynność. A pewnie by mu pomógł, gdyby tylko wiedział o tych problemach. Męskie ego… – westchnęła cicho, kończąc wypowiedź.
Zerknąłem na kartkę z wykazem SMS-ów, które do siebie wysyłali, i faktycznie ich treść pasowała do tego, co opowiadała.
– W sumie przez tę jego firmę tak często się kłóciliśmy. Chciał też, żebym zrezygnowała z pracy. A ja nie chciałam. Stąd kolejne kłótnie. Nie wiem… Po tych kilku latach tutaj wyraźniej dostrzegam, że czasem ten związek był toksyczny. Ale ja naprawdę go kochałam. On też mnie kochał. Wiem to… – Starła z policzka łzę.
Od razu podałem jej chusteczkę.
– Dziękuję. Gdybym wiedziała, że zostało nam tak mało czasu, nie powiedziałabym mu tylu przykrych słów. Żałuję wielu rzeczy. Mogłam być wtedy w domu. To mogłam być ja. Wolałabym, żeby to mnie zabili, a nie jego…
– Tamtego dnia, niedługo przed tym, co się wydarzyło, wysłał ci wiadomość, w której oświadczył, że z tobą zerwał.
– To nie był on.
– Słucham?
– To była jedna, wyjątkowo długa wiadomość. Nie pisał w ten sposób wcześniej. Proszę zerknąć na jego styl w poprzednich konwersacjach – powiedziała, a ja natychmiast spełniłem jej prośbę. – W jednym SMSie znajdowało się zazwyczaj jedno zdanie, a czasami tylko pojedyncze słowo. Zamiast zbudować dłuższą wypowiedź, wysyłał kilka krótkich z rzędu. A ostatnia wiadomość była sporym blokiem tekstu. I były w niej kropki i przecinki, choć on praktycznie ich nie używał. Wiedziałam, że coś jest nie tak, dlatego pojechałam do domu. Kiedy weszłam do środka, on już nie żył – wyznała. – Próbowałam go reanimować, ale to nic nie dawało. Leżał w kuchni w kałuży krwi, a tuż obok niego była broń.
– Sam się zabił? Nie było żadnych śladów włamania.
– Wiele osób miało klucz od jego domu.
– Pamiętasz może kto?
– Jego mama, jego ojciec, asystent, Jason i… taki jego przyjaciel… Kurczę, nie pamiętam imienia… I babcia na pewno, ale ona mieszka daleko i tylko raz go odwiedziła, zresztą to było dawno. W sumie to nie wiem, czy ona jeszcze żyje, bo ciężko chorowała.
Wypisałem sobie na kartce wszystkie te osoby i spojrzałem ponownie na kobietę.
– Twój prawnik o tym wiedział? Czemu tego nie ma w aktach? Wiedział, że go nie zabiłaś?
– Mówiłam mu, ale chyba mi nie wierzył. Powiedział, żebym nie wspominała o tym kluczu.
– Ja pierdolę… Przepraszam. Interesuje mnie jeszcze jedna kwestia. Na broni były twoje odciski, dlaczego?
– Wydawało mi się, że słyszałam w domu kroki. Chwyciłam ją odruchowo, bo bałam się, że mnie też będzie chciał zabić. Może mi pan nie wierzyć. Wiem, jak to brzmi… – odpowiedziała z nerwowym drżeniem w głosie.
– Dość sensownie. – Wzruszyłem lekko ramionami. – Jego morderca wciąż jest na wolności. Uporządkujmy jednak fakty. Odebrałaś niepokojącą wiadomość, przyjechałaś do domu, on już leżał martwy. Zgadza się? Reanimowałaś go, obok niego była broń, którą chwyciłaś, gdy usłyszałaś dźwięki w domu. Co było później? Przyjechała policja?
– Policja przyjechała dość szybko. Nie mam pojęcia, skąd wiedzieli. Ja nie dzwoniłam.
– Mógł zadzwonić do nich ten, kto go zabił. Sprawdzę to. Ten Jason Turner był bardzo chaotyczny podczas składania zeznań na rozprawie, prawda? Raz mówił, że bawił się z dziećmi, gdy usłyszał strzał, a po chwili, że jedli wtedy obiad.
– Mówił, że jest roztrzęsiony, bo Lane był jego najlepszym przyjacielem i jest w szoku. Byłam tym naprawdę zmęczona. Straciłam człowieka, którego kochałam, rodzina się ode mnie odwróciła, przyjaciele też… Nikt mi nie wierzył, że naprawdę tego nie zrobiłam… – Głos jej się załamał, a w oczach gromadziło się coraz więcej łez. – Nikt, nawet jedna osoba nie trzymała ze mną. Nie miałam siły walczyć… Chyba nawet prawnik mi nie wierzył. Oskarżyciel powiedział, że jestem niestabilna emocjonalnie. A jaka miałam być, jak ktoś zabił osobę, z którą chciałam spędzić życie? Płakałam, bo co mi zostało? Byłam tym wszystkim po prostu zmęczona. Co miałam niby robić?
– Saoirse, spokojnie… Wyciągnę cię z tego.
– Pan pewnie też mi nie wierzy, co?
– Koniec widzenia! – przerwano nam nagle.
– Jeszcze nie skończyliśmy.
Chciałem zatrzymać strażnika, ale od razu założył jej kajdanki i wyciągnął ją z pomieszczenia. Byłem pewny, że Steve maczał w tym palce i to on kazał zakończyć nasze spotkanie. Irytował mnie, bo to w końcu on rozmawiał z moim ojcem o Saoirse. Najwyraźniej nie spodobała mu się nasza miła rozmowa o strażnikach. Na szczęście dowiedziałem się wystarczająco dużo jak na jedno spotkanie z nią. Miałem nadzieję, że przypomni sobie imię tego mężczyzny, który miał klucz od domu Eldera i mienił się jego przyjacielem. To mogło się nam przydać.
Przyjechałem do kancelarii i od razu poprosiłem Harry’ego, żeby poszedł za mną do gabinetu.
– Powiedziała coś? Zrobiła to? – zapytał, gdy szedłem do mojego biurka.
– Powiedziała, że nie zrobiła.
Opowiedziałem mu o naszej rozmowie, a on cały czas coś notował.
– Czyli podejrzani są: ojciec, matka, babcia i Jason Turner. No i ona wciąż mogła to zrobić, ale kłamie. Najgorsze jest to, że to nie jest świeża sprawa, tylko sprzed trzech lat… Byłoby łatwiej jej bronić, jakby to było świeże, nie?
– Wierzysz w to, że babcia by go zabiła? – zapytałem, ignorując resztę jego wypowiedzi. – Podobno chorowała w ostatnich latach przed śmiercią Lane’a. Trzeba sprawdzić, czy w ogóle jeszcze żyje. Nie mieszka nawet w mieście. Jason Turner to na razie mój główny podejrzany – odparłem, spoglądając przez okno na panoramę miasta. – Nie lubił jej.
– Ale to był przyjaciel ofiary, czemu to właśnie on miałby zabić?
– Może miał jakiś motyw. Nie wiemy tego… Poza tym nie wydaje mi się, żeby własna rodzina mogła go zabić. Może jednak udało mu się pożyczyć od kogoś te pieniądze i nie miał jak ich oddać? I ci ludzie, którym był dłużny, wkurzyli się i go załatwili? Ale czy to możliwe, żeby oni znali Reyes? Żeby napisać do niej wiadomość i ją w to wrobić? Chyba że był to ktoś z ich bliskiego otoczenia… Ktoś, kto ich bardzo dobrze znał… Znajomy? Ktoś z pracy? Mamy wiele opcji. Rozmawiałeś z moim ojcem na temat tego nowego klienta, który miał przyjść dzisiaj na pierwsze spotkanie? Przejął go?
– Tak. Nie był zadowolony.
– To już nie mój problem. Poszukaj informacji o tej babci. Tylko nie wiem, czy ona jest od strony ojca czy matki. Znajdź informacje o jednej i o drugiej.
– Oczywiście. Dowiedziałem się też, że jej poprzedni prawnik wybiera się dzisiaj do kasyna – poinformował mnie Harry, zerkając w swoje notatki.
– Do którego?
– Do Aurory.
– Cudownie. Dzięki.
Od razu napisałem do Matta, czy ma ochotę pójść ze mną na zwiad do kasyna i nie zdziwiłem się, gdy odpisał, że pójdzie, tylko jeśli będziemy grać. I to moimi pieniędzmi. A ja oczywiście się zgodziłem. Jak w ogóle mógłbym mu odmówić? Sam potrzebowałem takiego wyjścia, ale musiałem pamiętać, po co tak naprawdę się tam wybieram. Musiałem coś wyciągnąć z tego gościa.
W południe poszedłem na stek i w trakcie jedzenia odłożyłem nagle sztućce, gdy do głowy przyszło mi pytanie, czy Saoirse cokolwiek tego dnia zjadła. Nie mogła tak po prostu pojawiać się w moich myślach nieproszona… Odchrząknąłem cicho, kręcąc się na krześle, i spojrzałem na kobietę, która siedziała przy stoliku naprzeciwko mnie. Uśmiechnęła się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie znałem jej. Nigdy nie widziałem jej w tej restauracji, a byłem tu stałym bywalcem. Obiady zawsze jadałem sam. Co innego kolacje, na które zdarzało mi się chodzić z innymi, ale kiedy ostatni raz jadłem z kimś obiad, to nawet nie pamiętałem.
Zaskoczyło mnie, gdy nagle przysiadła się do mojego stolika. Była piękna. Wysoka, szczupła, na dodatek blondynka z niebieskimi oczami… Powinienem chcieć poznać ją bliżej, tylko akurat nie miałem ochoty na towarzystwo.
– Dzień dobry – zagaiła, uśmiechając się szeroko. – Jesteś tu sam?
– Jak widać… W zasadzie to już wychodziłem.
– Och…
– Ale mogę zadzwonić, jeśli dasz mi swój numer. Dzisiaj nie mam czasu, ale może jutro? – zapytałem, a ona od razu położyła na stoliku swoją wizytówkę.
– Będę czekać.
– Na pewno się odezwę.
Weszliśmy z Mattem do kasyna, a moje oczy natychmiast zaczęły zwiedzać to złote wnętrze, które emanowało luksusem i wyrafinowaniem. Czerwone dywany i ekskluzywne obicia krzeseł od razu przykuwały uwagę. W środku tętniło życie, a wszyscy goście byli elegancko ubrani, świetnie bawili się w swoim wzajemnym towarzystwie i delektowali napojami alkoholowymi. Zdecydowaliśmy się podejść do baru i zamówiliśmy whisky, jednocześnie rozglądając się za prawnikiem, z którym musiałem nawiązać kontakt. Ogólnie znany fakt był taki, że Roy nie pracował w żadnej z prestiżowych kancelarii, nie wygrywał też wielu spraw… Byłem więc zdziwiony, że często szalał w kasynach. A przynajmniej tak mówili ludzie, z którymi rozmawiał mój asystent. Mógł mieć też szczęście i często wygrywać. Czyli jednak hazard był uzależniający.
– Na dziesiątej – powiedział cicho Matt, gdy odebraliśmy od barmana alkohol. – To on?
– Tak – odparłem, przyglądając się łysemu mężczyźnie i kobiecie, która przy nim stała, śmiejąc się głośno.
Kobieta była dość wysoka, nawet nieco wyższa od niego. Miała kręcone czarne włosy i biła od niej pewność siebie.
– Liczę na to, że sam mnie zauważy i podejdzie. Spróbuję go wtedy odciągnąć, a ty pogadaj z tą jego laską. Może ona ci coś powie. Zapytaj, czy grał już kiedyś i czy wygrywał.
– Jasne. Powinieneś zacząć mi płacić za tę robotę.
– Przypominam ci, że będziesz grał moimi pieniędzmi.
– Saint Stafford! – Głos prawnika Saoirse zadudnił w gwarnej sali.
– No to zaczynamy… – szepnąłem, gdy usłyszałem swoje imię i nazwisko. – Roy! – Udałem entuzjazm.
Mężczyzna podszedł do nas i od razu mnie objął. Miałem ochotę zdjąć jego rękę z mojego ramienia, ale nie mogłem tego zrobić. Jeszcze nie…
– Co ty tu robisz, co? W życiu cię tu nie widziałem.
– Poznaliśmy się kiedyś oficjalnie? – zapytałem, spoglądając na jego partnerkę, która zaczęła rozmawiać z Mattem. – Nie wydaje mi się.
– Nie mieliśmy okazji, ale mijaliśmy się nieraz w sądzie.
– No tak, ty prowadziłeś sprawę takiej kobiety… Saoirse Reyes. Przegraliście.
– Nie mieliśmy żadnych szans. Nie musisz mi teraz tego przypominać. Zabiła swojego partnera, jak mogliśmy ją obronić? Poproszę whisky z lodem – zwrócił się do barmana. – Szkoda dziewczyny, ale co ja mogę?
– Odwołać się?
– Nie warto. Zabiła go. No ale nie gadajmy o tym.
Czyli nie wie, że to teraz moja klientka…
– Często tu bywasz? – zapytałem, udając zainteresowanego.
– A, czasem wpadnę pograć. Przyszedłeś, żeby wydać trochę forsy? Muszę pamiętać, żeby z tobą nie grać, bo puścisz mnie z torbami.
– Nigdy nie grałem, wygrałeś coś kiedyś?
– Nie, jeszcze nie. Ale w końcu wygram. W końcu to się wydarzy. Na pewno…
– Na mój koszt – powiedziałem, gdy barman podał mu alkohol. – Może to przyniesie ci szczęście.
– Dzięki, stary!
– Powiedziała ci, że go zabiła?
– Czy ty myślisz tylko o pracy? I to nawet nie swojej. – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie, ale taki był wyrok sądu. Jest skazana. Co chwilę mnie okłamywała na jakiś temat. Strasznie męcząca była. Bez przerwy beczała i… no nie mieliśmy żadnych szans. Zero. Ty nigdy nie przegrywasz, ale tego na pewno byś nie wygrał, mówię ci. Mógłbym się z tobą nawet założyć.
– Ja przeważnie wierzę swoim klientom.
– Bo wszyscy się ciebie boją, to wolą powiedzieć ci prawdę.
– No tak. Napijmy się i skończmy ten temat, co?
– Idealnie.
Musiałem odpuścić. Byłem świadomy, że zbyt intensywne dociskanie go mogło tylko spowodować, że zacznie się zastanawiać nad moim zainteresowaniem jego porażką sprzed trzech lat i postanowi uciec z miasta. Naszym głównym celem było teraz dowiedzieć się, czy miał on jakiekolwiek powiązania z Turnerem lub przynajmniej czy spotykali się przed rozprawą. Szybko rzuciłem okiem na Matta, który wyglądał na wyczerpanego po krótkiej rozmowie z tą gadatliwą kobietą. Nie słyszałem, o czym mówili, ponieważ staliśmy od nich zbyt daleko, ale miałem nadzieję, że jego cierpliwość została wynagrodzona przydatnymi informacjami i nie musiał słuchać o jakichś pierdołach…
– Zaraz wrócę – powiedziałem i ruszyłem w kierunku łazienek.
Na szczęście Matt również szybko uwolnił się od swojej towarzyszki i dołączył do mnie po chwili. Sprawdziłem wszystkie kabiny, na szczęście okazały się puste.
– I co?
– Nie zostawiaj mnie już z tą opętaną kobietą. Nienormalna jest. Nie chcę już z nią rozmawiać.
– Czegoś się dowiedziałeś?
– Tylko tego, że to nie jest ich pierwszy raz tutaj i że ich życie się polepszyło po tamtej sprawie z tą twoją nową laską.
– Moją klientką – poprawiłem go. – Skoro ich życie się polepszyło, to ktoś musiał mu zapłacić za to, żeby kiepsko jej bronił. Nie przychodziłby tu inaczej i nie grał, no nie ma takiej opcji. Zwłaszcza że powiedział mi, że nigdy nie wygrał. Ktoś musiał dać mu w łapę. Jakby ciągle przegrywał, to więcej by nie grał, nie? Skąd ma niby ten hajs? Tyle mi na dzisiaj wystarczy. Sprawdzę, czy Turner przychodził do jego kancelarii albo czy są jakoś spokrewnieni.
– Ej! Mieliśmy grać!
– Innym razem.
– Ty okropny jesteś – mruknął Matt, przeglądając się w lustrze. – Jakbyś był chociaż umówiony z jakąś laską, to jeszcze spoko… Zrozumiałbym. A tak? Co będziesz robił? Nic. Będziesz siedział sam w domu.
– A ty będziesz siedział ze swoją rodziną, więc nie narzekaj. Jutro do was wpadnę.
Po powrocie do mieszkania zacząłem prześwietlać wszystkie artykuły, które pojawiły się w Internecie podczas trwania tamtej rozprawy. Ludzie w komentarzach wydawali wyroki jeszcze przed oficjalnym orzeczeniem sądu. Wszyscy pisali, że to Saoirse go zamordowała. Zaciekawiło mnie, że pod każdym artykułem były też wypowiedzi od tej samej osoby. Komentowała dosłownie wszystko, co tylko się dało.
„Przecież każdy głupi wie, że to ona go zabiła…”
„Widać po niej, że jest winna. Wszyscy, którzy twierdzą, że tego nie zrobiła, chyba są ślepi”.
„Już dawno powinni byli się rozstać. Mógł nawet nie wysyłać jej SMS-a, tylko odejść bez słowa”.
– Harper Martin… Kim ty jesteś?
Zacząłem przeglądać jej profile w mediach społecznościowych i zapisałem sobie na kartce jej imię i nazwisko, gdy wyczytałem, że była sekretarką w firmie ofiary. Zerknąłem na datę, kiedy opublikowała komentarz o SMS-ie, i coś mi nie pasowało. Nikt w tamtym czasie nie mógł jeszcze wiedzieć o wiadomości, którą wysłał mojej klientce jej partner.
Przeglądałem jej profil przez kolejną godzinę. Powiększałem każde zdjęcie, sprawdzałem wszystkie polubienia i komentarze, przeszukiwałem też te nudne posty, które nikogo zbytnio nie interesowały... I w końcu znalazłem to, czego szukałem. Zdjęcie sprzed czterech lat, które zostało polubione przez poprzedniego prawnika Reyes.
– Piękna – przeczytałem na głos jego komentarz, który znalazł się pod tym zdjęciem. – Dopadnę cię, ty chuju – rzuciłem i od razu wszedłem na jego profil.
Nie mogą być małżeństwem, bo w kasynie był z inną kobietą.
Albo byli nim wcześniej i zdążyli się rozwieść.
Mogli też być parą…
Mogą być spokrewnieni, ale kto pisze rodzinie takie komentarze?
To, że się znali, było pewne.
***
W niedzielę udałem się na kolację do domu Matta, ale moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Czułem się nieco głupio, że przyszedłem do nich w gości, a nie potrafiłem skoncentrować się na rozmowach, które toczyły się wokół mnie. Najwięcej uwagi poświęcałem Danielowi, słuchając go lub odpowiadając na zadawane raz po raz pytania. W mojej głowie roiło się od rozmaitych przemyśleń, a w głębi duszy tkwiło kilka pytań, które musiała usłyszeć Saoirse. Miałem nadzieję, że Steve przestanie mi rzucać kłody pod nogi, bo potrafiłem się zemścić.
Spojrzałem na chłopca, który próbował przyciągnąć moją uwagę, odrywając mnie od gonitwy myśli.
– Wujku, a wiesz, że Nate ma dziewczynę?
Popatrzyłem na niego z lekkim zdziwieniem.
– Kto to?
– Mój kolega. Śmiał się ze mnie, że ja nie mam, ale ja nie chcę mieć. Ty też nie masz! A jesteś przystojny! Znaczy, inne mamy tak mówią. Prawda, mamo? Ty też z nimi rozmawiałaś o wujku! – Chłopiec obrócił głowę w stronę Vanessy.
– Już nigdy nie odbiorę go ze szkoły – mruknąłem, zerkając na Matta i jego żonę. – Nigdy. Macie moje słowo. A ty nie rozmawiaj z nimi o mnie, proszę cię…
– Pytały o ciebie, to im odpowiedziałam. Co miałam zrobić? Nie odpowiadać? Tam byś szybko sobie jakąś znalazł.
– I ja będę jak ty! – krzyknął wesoło Daniel.
– Nie chcesz być jak ja, młody… Znajdź sobie jakąś dziewczynę szybciej niż ja, okej?
– A jak nie będę miał, to będę mógł mieszkać z mamą do końca życia?!
– Nie – zareagowała od razu Vanessa. – Nie ma takiej opcji.
– Pierwsza będziesz płakała, jak będzie się wyprowadzał – rzuciłem w jej stronę.
Zmrużyła tylko oczy i pokręciła lekko głową.
– Zobaczysz, jak pójdzie na studia. Codziennie będziesz do niego dzwoniła i pytała, czy przyjedzie na weekend do domku.
– Dobra, siedź cicho, Stafford.
Matt szybko zmienił temat, a moje myśli od razu wróciły do sprawy Saoirse.
– Saint? Co jest? – zapytał, gdy zostaliśmy na chwilę sami, a Daniel poszedł pomóc mamie przy nakładaniu deseru. – Wciąż myślisz o tej sprawie?
– Muszę znaleźć jakiś dowód. Chociaż na to, że został przekupiony. To by był dobry początek.
– A rozmawiałeś z jej rodziną?
– Nie, bo mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili. Nikt jej nie wierzył w to, że jest niewinna. Jeszcze ta sekretarka powiązana z prawnikiem…
– Może to przypadek?
– Nie wierzę w przypadki – rzuciłem szybko. – Wszystkich ich dopadnę. Każdą winną osobę.
– A jeśli oni nie są winni, a ty tylko chcesz, żeby byli, bo nie dopuszczasz do siebie, że możesz przegrać?
– Nie wkurwiaj mnie, Matt. Wyobrażasz sobie, co będzie się działo, jeśli coś znajdziemy i będzie kolejna rozprawa? Mogę podważyć cały poprzedni proces sądowy. Tylko najważniejsze jest, żeby udowodnić, że ona tego nie zrobiła. Muszę mieć jakiekolwiek dowody na jej niewinność.
– Więc jaki masz plan?
– Muszę się dowiedzieć, czy Roy spotykał się z Turnerem albo rodzicami ofiary. – Wzruszyłem ramionami. – Oni mogli go przekupić. Tylko kto go zabił? Może ten tajemniczy przyjaciel, który miał klucz? Albo Lane czy Saoirse zgubili klucz? A może ktoś go im ukradł i nawet nie zauważyli? Mogło być też tak, że Elder usłyszał dzwonek do drzwi i sam otworzył, więc zabójca nie potrzebował klucza. Przydałyby mi się jakieś nagrania z monitoringu. Muszę złożyć papiery, żeby mi je udostępnili.
– Pracujesz dzień i noc, odpoczniesz kiedyś?
– Jak ta sprawa się skończy, pojadę na dłuższy urlop. A raczej polecę… Jak najdalej się da.
– Może na wakacjach kogoś poznasz. – Uśmiechnął się, gdy chwyciłem kieliszek z winem.
– Może… Jak byłem na obiedzie, to też przysiadła się do mnie laska. Mam jej numer telefonu, ale nie zadzwoniłem do niej.
– Bo?
– Nie wiem. Nie mam teraz czasu. A ona nie wyglądała, jakby szukała przygody na jedną noc.
– Noc – prychnął śmiechem. – Czy któraś została na noc? To spotkanie trwa godzinę przeważnie i wychodzą. Jak ty sobie kogoś znajdziesz na stałe, to chyba będziesz musiał wymienić łóżko. Ja bym się na nim nie położył. Już omijam je szerokim łukiem. Nawet na nie nie patrzę.
– A wiesz, że planowałem wymienić łóżko? Chcę mieć nieco większe. No i to już skrzypi. Irytuje mnie ten dźwięk.
– Czy zamiast wymiany łóżka nie byłoby lepiej, gdybyś wynajmował sobie jakiś pokój w hotelu? Te twoje panny doskonale znają twój adres. Co zrobisz, jak kiedyś w końcu sobie kogoś znajdziesz, a któraś z nich nagle zapuka do twoich drzwi dziwnie ubrana? A otworzy jej twoja partnerka?
– Żadna nie przyszłaby bez pozwolenia.
– Mhm… Ty tak myślisz? Żebyś się kiedyś nie zdziwił…
W poniedziałek miałem zaplanowane spotkanie z Reyes w więzieniu i, niestety, byłem spóźniony. Od samego rana Harborview sparaliżowały cholerne korki, a na dodatek mój budzik postanowił wyjątkowo tego dnia nie zadzwonić. Na szczęście moje opóźnienie wynosiło tylko dziesięć minut, jednal mimo to czułem pewne napięcie. Punktualność to było moje drugie imię. Nienawidziłem, gdy ktoś musiał na mnie czekać, bo sam nienawidziłem czekać na innych. Miałem nadzieję, że uda nam się o wszystkim porozmawiać.
W końcu wprowadzono mnie do sali, w której czekała już moja klientka. Od razu zauważyłem, że tym razem też miała kajdanki na nadgarstkach, a to sprawiło, że ciężko westchnąłem.
– Czy może czekać na widzenie ze mną już bez tego? Irytuje mnie powtarzanie się – rzuciłem do strażnika, który zrozumiał aluzję, szybko do niej podszedł i je zdjął. – Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.
– Nic się nie stało. Krawat. – Wskazała na niego.
– Słucham?
– Źle go pan zawiązał.
– No tak.
Rozwiązałem go jednak i schowałem do torby, z której szybko wyciągnąłem wszystkie dokumenty, i zająłem miejsce naprzeciwko niej.
– Opowiesz mi coś o twoich relacjach z jego rodzicami? – zapytałem, rozpinając górny guzik koszuli.
– Nie lubili mnie. W sumie to nikt z jego rodziny mnie nie lubił. Chcieli, żeby wziął ślub z kimś z lepszej rodziny… Bogatszej. Mój tata jest hydraulikiem, a mama pracuje jako krawcowa. To zawsze stanowiło problem. Często o tym mówili, i to głośno. Nie kryli się z tym.
– Ale ty byłaś…
– Wykładałam wtedy na uczelni – powiedziała, zanim spojrzałem w dokumenty. – Historię sztuki antycznej. Moją specjalizacją był rozwój rzeźby w starożytnej Grecji. Na moich zajęciach koncentrowaliśmy się na wykorzystaniu jej w kontekście mitologii. Sama z resztą rzeźbiłam, gdy tylko miałam czas. Przed tym, jak zaczęłam wykładać, to też głównie rzeźbiłam. W glinie. A jak już miałam rzeźbę z gliny, to często robiłam odlew gipsowy i… Nie będę pana zanudzać…
– Nie zanudzasz mnie. Lubiłaś wykładać?
Spuściła wzrok, gdy usłyszała moje pytanie. Chwilę milczała, jednak w końcu skinęła głową.
– Powiedziałaś ostatnio, że chciał, żebyś zrezygnowała z pracy. Wiesz może, dlaczego zależało mu, żebyś to zrobiła?
– Był zazdrosny. Wielu studentów zapraszało mnie do znajomych w mediach społecznościowych albo obserwowało na innych portalach. Nie podobało mu się to. Szczególnie jak czasem do mnie pisali… Ja też nie lubiłam wrzucać naszych zdjęć z Lane’em do sieci. Znaczy, swoich też nie wrzucałam. Jeśli już coś publikowałam, to były to rzeźby albo jakieś widoki, jak gdzieś pojechałam… Nie lubiłam wrzucać swoich zdjęć.
– Okazywał to, że jest zazdrosny?
– Mówił o tym wprost – odpowiedziała, co od razu zanotowałem. – Ale nie krzyczał. Wiedział, że nie lubię krzyku.
– Chwila… – zatrzymałem ją nagle. – Coś mi nie pasuje. Sąsiedzi zeznawali, że z domu często było słychać krzyki.
– Bo on z każdym się potrafił kłócić. Może słyszeli krzyki, ale nie moje. Może jego matki? Często się kłóciliśmy, to fakt, ale bez podnoszenia głosu. Miło spędził pan weekend?
– Pracowałem – mruknąłem cicho.
Ale był miły. Szczególnie zakończenie niedzieli i odwiedziny kobiety, którą poznałem w restauracji. Nie spodziewałem się, że jeśli zadzwonię do niej po wyjściu od Matta, to przyjdzie do mnie godzinę później…
Muszę znowu do niej zadzwonić.
– Znasz Harper Martin? – zapytałem nagle, kiedy sobie o niej przypomniałem.
– Tak, pracowała w firmie Lane’a. Nie miałyśmy żadnego kontaktu. Znałam ją tylko z jego opowieści.
– Znała się z twoim poprzednim prawnikiem.
– Naprawdę? – zdziwiła się. – Nie wiedziałam. Przysięgam, że nie wiedziałam. Ja go nawet nie wynajęłam. Sam się do mnie zgłosił. Co ciekawe, nie chciał pieniędzy. Pan w sumie także chyba ich nie bierze… Pan też chce mnie w coś wrobić? Żebym została tutaj na dłużej?
– Saoirse… Nie. Chcę ci pomóc – powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy. – Myślę, że ktoś mu zapłacił, żeby się tobą nie zajmował i żeby cię skazano. Mogła to być rodzina twojego partnera. Mogli kontaktować się z nim przez tę kobietę. Ojciec Lane’a często bywał w jego firmie?
– Tak. Na pewno ją znał. Czy jeśli udowodnimy, że Roy został przekupiony…
– Pomoże nam to, ale wciąż musimy udowodnić, że jesteś niewinna. To jest najważniejsze. Jadłaś coś dzisiaj? – zapytałem i spojrzałem na siniaka, którego dostrzegłem na jej ręce. – Co się stało?
– To był wypadek, przysięgam. Z nikim się nie biłam. Uderzyłam się o umywalkę.
– Spokojnie, Saoirse… Wszystko jest w porządku?
– Tak, dziękuję. I jadłam śniadanie.
– Potrzebujesz czegoś?
Od razu pokręciła głową, gdy usłyszała moje pytanie.
– Możesz mówić, jeśli czegoś potrzebujesz. Postaram się to załatwić. Ktoś cię tu odwiedza?
– Nie – wyszeptała.
– Nie pakuj się w żadne kłopoty, proszę cię… Gdyby cokolwiek się działo, od razu mi powiedz. Pomogę ci.
– Dziękuję.
– Często nocowałaś u niego w domu?
– Dość często – odpowiedziała od razu, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Miałam od niego bliżej na uczelnię. Nieraz pożyczał mi nawet swój samochód, bo miał dwa, a nie chciał, żebym jeździła autobusem. Jason twierdził, że go wykorzystywałam.
– Jason Turner?
– Tak – potwierdziła. – Nie wiem, dlaczego tak sądził… Nigdy nie brałam od Lane’a żadnych pieniędzy, czułam się skrępowana, gdy obsypywał mnie prezentami. A samochód, jeśli już go pożyczałam, zabierałam na trzy, cztery godziny i nawet go później tankowałam. Jason twierdził, że Lane zmienił się przy mnie, co potwierdzam, ale uważam, że była to zmiana na lepsze.
– Tamtego dnia też pożyczyłaś jego samochód?
– Tak. To był czarny range rover.
– Wjechałaś nim do garażu po dotarciu do domu?
– Nie, zostawiłam go na podjeździe – odpowiedziała.
Notowałem sobie jej słowa i starałem się wszystko na bieżąco analizować w głowie. Cały czas coś mi nie pasowało w tym Turnerze. Bardzo często wracałem do niego myślami.
W pewnym momencie ponownie spojrzałem na siniaka na jej ciele, ale zauważyła mój wzrok i natychmiast go zasłoniła. Miałem nadzieję, że mówiła prawdę i faktycznie tylko się uderzyła. Nie mogła pakować się w tym momencie w żadne kłopoty. I tak źle się czuła…
– Kręciło ci się w głowie w ostatnich dniach? – przerwałem jej, gdy opowiadała o tym, jak jej partner się zmienił, gdy zostali parą.
– Zakręciło raz, ale nie straciłam przytomności.
– Lekarz o tym wie?
– Wspomniałam mu o tym, gdy się z nim widziałam. Codziennie daje mi po jednej tabletce i musimy poczekać. Powiedział, że powinno być coraz lepiej.
– To dobrze.
Przez chwilę w ciszy patrzyliśmy sobie w oczy. Jej wciąż były smutne, więc chciałem, żeby odnalazła w sobie chociaż trochę nadziei. Brunetka dość szybko odwróciła wzrok, zakładając za ucho kosmyk włosów.
– Chciałabyś, żebym coś komuś przekazał? Rodzinie? Przyjaciołom? Komukolwiek?
– Nie, dziękuję – odparła szybko.
Zbyt szybko. Domyślałem się, że prawdopodobnie nie miała zbyt dobrego kontaktu z ludźmi. Lub nikt nie chciał jej odwiedzać…
– Jadę dzisiaj do sądu, aby złożyć wniosek o udostępnienie mi nagrań z monitoringu. Mam nadzieję, że uda nam się na nich coś znaleźć.
– Przypomniałam sobie nazwisko ostatniej osoby, która miała klucz, gdyby wciąż pan go potrzebował.
– Cudownie, od razu sobie zanotuję.
– Oliver Byrne.
Przed moim wyjściem opowiedziała mi jeszcze o tym, jak poznała swojego faceta w barze. Był tam z kolegami, a kiedy jej przyjaciółki wyszły na chwilę do toalety, została sama przy kontuarze. Wtedy to on zdecydował się podejść i zagadać. Nie wiedziała, kim był ani czym się zajmował. To była dla niej zwykła rozmowa, ale oboje już wtedy poczuli, że łączy ich coś wyjątkowego.
Byli razem przez trzy lata.
Siedząc obok niej, nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jak to jest być z kimś w tak długim związku… Kochać tę osobę, planować przyszłość, a potem nagle znaleźć w domu jej martwe ciało.
Im bardziej zagłębiałem się w tę sprawę, tym bardziej czułem, że muszę jej pomóc. Pragnąłem sprawiedliwości. Przez czyjeś działania straciła wszystko, co miała – począwszy od swojego ukochanego, przez pracę, rodzinę, znajomych, aż po wolność.
Wyszedłem z więzienia z jeszcze większym impetem do działania. Musiał wrócić dawny Saint, gotowy osiągnąć swój cel za wszelką cenę. Dobrze znałem sędziego, który zajmował się wtedy jej sprawą. I wiedziałem, że znajdę go o tej porze w sądzie. Poprosiłem mojego asystenta, żeby pojechał do prokuratury, a ja ruszyłem na spontaniczne spotkanie z nim.
Wszedłem bez pukania do pokoju narad, w którym przebywał sędzia. Bez słowa pokręcił głową i zdjął z nosa okulary.
– Saint… Mógłbyś czasem zapukać, wiesz?
– Szkoda czasu, a czas to pieniądz. Saoirse Reyes. Coś ci to mówi? Wiem, że tak. Zajmuję się jej sprawą i udowodnię wam wszystkim, że ta dziewczyna jest niewinna i niesłusznie siedzi od trzech lat w więzieniu. A także że jej poprzedni prawnik sprzeniewierzył się zasadom etyki zawodu adwokata. – Rzuciłem teczkę na jego biurko. – Chcę dostępu do nagrań z monitoringu. Wszystkie dokumenty są w środku. Liczę na szybkie rozpatrzenie mojej sprawy. – Uśmiechnąłem się do niego, gdy skończyłem. – Powiadomiłem już prokuratora. Pewnie zaraz tu wpadnie i zacznie marudzić. Mój asystent dostarczył mu dokumenty.
– Chcesz powiedzieć, że…
– Że ktoś przekupił obrońcę tej dziewczyny? Tak. To właśnie chcę powiedzieć. Ale udowodnię to wkrótce. Na razie potrzebuję nagrań z monitoringu. Potrzebuję dostępu do zapisu z kamery, która jest na ulicy niedaleko domu ofiary, a także spod gmachu jego firmy. Wszystkie niezbędne wnioski masz w środku.
– Saint Stafford! – rozległ się tubalny głos.
Zerknąłem na zegarek, gdy prokurator wszedł do środka.
– Szybki jesteś – rzuciłem, obserwując blondyna, który był cały czerwony na twarzy. Zbliżyłem się do jego policzka i marszcząc brwi, przyjrzałem się skórze. – To z nerwów czy aż tak się spieszyłeś?
– Do grobu mnie wpędzisz.
– Wiem.
– Uspokójcie się – przerwał nam sędzia. – Prędzej wy mnie wpędzicie do grobu. Oboje. Milczeć.
Spojrzałem w okno, gdy zaczął czytać dokumenty.
– Dobra, wyjdźcie stąd, bo nie mogę się skupić.
Posłusznie udaliśmy się na korytarz. Przyjaciółmi to my nie byliśmy. Być może Miller nawet trochę mnie nienawidził, bo wiedział, że ze mną nie wygra.
– Nie zgodzi się – odezwał się nagle.
– Zgodzi, zobaczysz. To tylko głupi monitoring, Miller. Ale to mi na razie wystarczy. Nie powinieneś się skupiać na mnie, lecz na znalezieniu prawdziwego mordercy, który przebywa od trzech lat na wolności. Ale nie martw się o to. Sam go znajdę i podstawię ci go prosto pod nos. Żebyś się nie zmęczył za bardzo. Zadowolony?
– O co ci chodzi, Stafford?
– O sprawiedliwość. I o to, że niewinna kobieta siedzi w pierdlu – powiedziałem, patrząc mu w oczy, gdy stanął konfrontacyjnie na wprost mnie.
– Od kiedy ty się przejmujesz innymi ludźmi, co? Ona cię nie obchodzi. Po prostu chcesz udowodnić, że możesz wygrać nawet taką sprawę.
– I tak wygram, bo ona tego nie zrobiła. Jak myślisz, co może teraz robić prawdziwy morderca tego faceta? Leży sobie na plaży? Pije drinka? – pytałem, widząc, że prokurator jest coraz bardziej zdenerwowany. – A może właśnie planuje inne morderstwo? A wy znowu wpakujecie do pudła nie tę osobę, co trzeba. A może tobie też zapłacili, co? Żebyś nie szukał prawdziwego sprawcy zabójstwa. Kto to zrobił? Ojciec ofiary? A może Jason Turner? To by mi bardzo pomogło…
– Słucham? Wypraszam sobie, Stafford! Jak śmiesz?
– Nigdy nie śmierdziała ci ta sprawa? Myślałem, że jesteś poważnym prokuratorem.
– Nie miała alibi. Była na miejscu, gdy policja przyjechała – mruknął, odsuwając się ode mnie.
– A skąd policja wiedziała, gdzie się zjawić, co? Kto po nich zadzwonił? Jakim cudem przyjechali na miejsce tak szybko?
– Dostali anonimowe zgłoszenie.
– I tobie to nie śmierdziało? Błagam cię! Czemu nikt nie sprawdził, kto dzwonił? Powinniście znać nazwisko! Albo miejsce, z którego wykonano telefon! Nie chciało ci się nawet szukać innego podejrzanego, bo miałeś pod nosem niewinną dziewczynę!
Spojrzałem zdenerwowany na kobietę, która wychyliła głowę z sąsiedniego gabinetu i odchrząknęła głośno.
– Przepraszam – powiedziałem, a ona szybko zamknęła drzwi.
W kancelarii przeglądałem zapisy monitoringu w towarzystwie mojego asystenta. Jego zadaniem było analizowanie nagrań z obszaru wokół domu ofiary, podczas gdy ja skoncentrowałem się tych zarejestrowanych pod firmą. Liczyłem na to, że znajdę ujęcie, na którym widać tego przeklętego prawnika. Albo że Harry znajdzie kogoś, kto wchodził do domu Lane’a Eldera, zanim pojawiła się w nim Saoirse. Ktoś w końcu musiał tam wejść. Potrzebowaliśmy czegokolwiek…
– Szefie? Kawy? – odezwał się Harry, który przeciągnął się, gdy wstał z krzesła.
– Poproszę. Tylko jakąś mocniejszą.
– Robi się.
Zdjąłem okulary, odłożyłem je na biurko i potarłem oko. Rozległo się pukanie do drzwi, w których po chwili pojawiła się głowa Matta.
– Potrzebujecie pomocy? – zapytał, wchodząc do środka. – Wyglądasz na zmęczonego.
– Oczy mnie już bolą. Szukam Andrew Roya, chcę sprawdzić, czy nie przychodził czasem do firmy Lane’a.
– Jeżeli ktoś go przekupił, to moim zdaniem mógł spotkać się z tą osobą w każdym innym miejscu w mieście. Nie spotykałby się z nią akurat w firmie Eldera. Mógł przyjść do jego firmy, tylko jeśli w sprawę zamieszani są rodzice ofiary – powiedział, patrząc na ekran laptopa.
– Wiem, ale nie dadzą mi nagrań. Weź sobie laptopa Harry’ego i oglądaj dalszą część materiału spod domu, a on niech odpocznie. Na tamtych nagraniach szybciej coś znajdziemy.
– Mogę sobie włączyć dzień morderstwa?
– Jasne.
Harry przyniósł nam kawę i usiadł obok mnie, żeby też patrzeć na obraz z monitoringu. Nie minęła jednak chwila, gdy nasze spojrzenia przykuł Matt, który kilka razy mocno uderzył w spację.
– Patrzcie na to! – zawołał, podchodząc do nas z laptopem, którego położył ostrożnie na biurku, a następnie cofnął film o kilka klatek.
– Widzicie?
– Nic nie widzę – powiedziałem i zerknąłem na Harry’ego, który też pokręcił głową.
– Wy to ślepi jesteście. Patrzcie w prawy górny róg. Stoi tam samochód. Widoczny jest tylko tył. I nagle znika.
– Może odjechał? – zasugerowałem.
– Gdyby tak było, to zauważylibyśmy, że się powoli przesuwa! A on zniknął. To oznacza, że fragment nagrania został wycięty – stwierdził pewnym głosem.
– Jesteś pewny?
– Nie pierwszy raz oglądam takie rzeczy, stary. Mówię ci, że ten fragment jest ucięty. I cień od lampy jest lekko przesunięty. Widzicie to czy nie? Włączę wam na spowolnieniu…
Byłem w szoku, gdy to zauważyłem, ale to był dla nas dobry znak. Dla Saoirse w szczególności. To sugerowało, że ktoś celowo manipulował nagraniami, próbując ukryć pewne informacje.
– Faktycznie – szepnął Harry. – Ale normalnie tego nawet nie widać. Ciekawe…