Projekt paruzja - Józef Panter - ebook

Projekt paruzja ebook

Józef Panter

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Paruzja! Czym jest? Najkrócej rzecz ujmując, to ponowne przyjście Chrystusa na świat przed Sądem Ostatecznym. Tyle i aż tyle! Józef Panter na kartach swej książki odsłania dla nas głębię „ponownego przyjścia” Syna Człowieczego.

„Projekt paruzja” to swego rodzaju refleksja nad standardowym myśleniem o paruzji. To dialog myśli autora z czytelnikiem wypływający z lektury Pisma Świętego i znanych już słów w nadziei na wspólne odkrywanie ich sensu. Dla ludzi nieczytających Pisma Świętego będzie to być może zachęta do poszerzonej lektury tej Księgi.

Dla każdego może to być spotkanie z treściami znanymi z Biblii, które w tej książce zostały opowiedziane tak, jak jeszcze nikt ich nie opowiedział.

Józef Panter – urodzony w Chorzowie w 1955 roku, mieszkaniec Katowic. Studiował w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Jest świeckim absolwentem Wydziału Teologicznego Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W 1990 roku wyjechał wraz z rodziną do Niemiec, gdzie pracował do emerytury jako opiekun osób starszych i chorych w instytucjach kościelnych, państwowych i w prywatnych służbach medycznych.

Od wczesnych lat młodzieńczych Tyrmand, Sandauer, poeci Młodej Polski, Białoszewski, Heidegger, Chesterton, Tomasz z Akwinu i wielu innych kształtowali spojrzenie na świat i jego życie zagadkowo prozaiczne jak „Nieczynny Słoń” w Lasku Bielańskim z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Jednak pytanie zawarte w tej książce: „Czy to możliwe, że Chrystus mógłby drugi raz przyjść na ziemię jako człowiek?” zrodziło się z lektury Księgi Apokalipsy. Czy dzieje Kościoła są niekończącą się historią i czy tajemnica paruzji Chrystusa tę historię zakończy, a może rozpocznie? Już po ponad czterdziestu latach medytacji nad Pismem Świętym autor znalazł dla siebie odpowiedzi na te pytania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 610

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki: Józef Panter

Redakcja: Anna Strakowska

Korekta: Jacek Molka

Projekt graficzny środka, skład do druku: Tadeusz Bisewski

Przygotowanie wersji elektronicznej: Epubeum

 

Copyright ® by Józef Panter 2024

Copyright ® by Pan Wydawca 2024

 

ISBN 978-83-67910-60-6

Wydanie 1

 

Gdańsk 2024

Pan Wydawca

panwydawca.pl

Chrystus w świetle dziennym

Medytacje w końcu spisane

Tekst, który powstawał na przestrzeni wielu lat, określiłbym jako medytacje nad niespełnionymi obietnicami Pisma św. Czytelnik słowa Pism spotyka ich tam wiele: obiecuje przede wszystkim Bóg, ale i ludzie. Bóg obiecuje ludziom już wtedy, kiedy jeszcze nie spisywali Jego obietnic… a potem powstają pierwsze księgi. Zaczęło się to podobno szesnaście wieków przed Chrystusem. Najważniejszym wątkiem obietnic Bożych jest przyjście Mesjasza do narodu wybranego Izraela. I rzeczywiście przyszedł na ziemię jako Chrystus Jezus. Okazało się jednak, że przyjdzie drugi raz. Przyjdzie na obłokach niebieskich – na Sąd nad światem. I to właśnie drugie „przyjście” jest wąsko rozumianym tematem tych zapisanych moich rozważań nad wybranymi cytatami słowa Bożego. W moim przekonaniu należą one bowiem, spośród wielu innych podobnych wypowiedzi, do Bożego projektu paruzji. O paruzji Chrystusa w Piśmie św. Starego i Nowego Testamentu „nie pisze się językiem przyszłej liturgii Kościoła”. Liturgia i paraliturgia Kościoła mają w tych księgach i w tradycji, jak się okazało, inne wątki tajemnic Biblii i one należą – zgodnie ze słowami Jezusa – do spraw ziemskich. Opowiadanie zaś o paruzji w Piśmie św. ma swoją własną, najpierw nieoczywistą fabułę. Dlatego jest ono biblijnie niepogłębione, „oszczędnie” reprezentowane w chrystologii czy w teologii w ogóle. To Boże opowiadanie jest dla nas ciągle jeszcze projektem, bowiem – zgodnie ze słowami Jezusa – należy do spraw niebieskich, o których dopiero On nas pouczy. Na podstawie zapisanego w Piśmie św. i zakończonego w ten sposób objawienia Bożego są te spisane przemyślenia próbą poukładania fabuły zgodnie z następstwem sensów i historii proponowanej przez objawienie Boże. Jest to tekst refleksyjny, biblijnie poetycki.

Dlaczego kiedyś zająłem się tym tematem, najpierw w moich rozważaniach? Z tego powodu, że czytając, nie mogłem nie poszukiwać tej zawartej w Pismach opowieści o paruzji. Przypuszczam, że podobnie do wielu innych ludzi, którzy nie chcą i nie mogą porzucić czegoś dla nich cennego, ja poświęciłem życie na poszukiwanie tej zawartej w Pismach opowieści o paruzji.

Decyzja, czy sformułować ten zbiór myśli na piśmie, należała już całkowicie do mnie. Dla mnie ten mój tekst, jego przesłanie są bardzo ważne. Decyzja jest efektem dyskursu, jaki prowadziłem sam ze sobą, ale przede wszystkim prowadziłem go skutecznie. Doprowadziłem do sformułowania przesłania, które – i to mnie cieszy – udało mi się też zapisać. Podejmuję też w tej pracy niektóre „tematy wielkich teologów”, najczęściej takie, które „oni” podejmowali z nieparuzyjnych powodów lub nie podejmowali wcale, albo ich nie kontynuowali. Napisałem też wiele tekstów nieprowadzących do celu tej pracy, ale zawsze z akademickim spokojem odkładałem je na bok, bo Pan Jezus nie nakazał nam pisać wypracowań godnych Nobla z teologii. Kiedyś przecież, powiedział do wszystkich, wielkich i maluczkich: „Czuwajcie!”. Zdziwiłbym się, gdyby na Sądzie zwrócił się On do niektórych z nas i powiedział: „Ale to nie było do ciebie!”. Przecież już raz wtedy powiedział do każdego: „Czuwajcie”.

W ten czwartkowy wieczór

Pamiętam, że to był czwartek przed dość nowym wtedy świętem w roku liturgicznym, świętem Chrystusa Króla. W moich młodych i późniejszych latach bywało, że chodziłem na mszę świętą także w tygodniu. W tym czasie studiowałem na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, więc przemierzałem na nogach ścieżki Lasku Bielańskiego i ulice Marymontu. Mieszkałem wtedy na osiedlu domków jednorodzinnych, z którego szło się przez ulicę Podleśną w kierunku przystanku autobusowego, który już chyba wtedy tam był, i zaraz za nim wchodziło się do lasku. Stąd było już widać plac zabaw, gdzie kiedyś w latach pięćdziesiątych stała „karuzela co niedziela”. Za moich studenckich czasów obok huśtawek cierpliwie czekał – jak go nazywałem – Nieczynny Słoń. Piszę nazwę tego metalowego, kilkumetrowego słonia wielkości dwóch metrów na trzydzieści centymetrów, dużymi literami z powodów sentymentalnych, bo zobaczyć go było jedną z niewielu chwil, w tamtym kończącym się 1982 roku, których po prostu potrzebowałem. Był taki dowcipnie normalny. Chodziłem też na ulicę Mickiewicza, na kolacje do mojej przyszłej żony. To były z kolei przeprawy przez długi plac budowy, góry ziemi, wodne doły oświetlone księżycem. Tam powstawało nowe osiedle Ruda i obwodnice warszawskich dróg. Z mojej kwatery szło się ulicą Lektykarską do Gdańskiej, do pięknego kościółka na małym wzgórzu. W ten czwartek było jakieś czytanie z Apokalipsy św. Jana. Pamiętam, że wywarło ono na mnie niesamowicie mocne wrażenie. Tego wieczora z pełnym zaciekawieniem zabrałem się do czytania tej księgi. Zatrzymałem się na rozdziale 10. Czytając o „innym potężnym aniele” zstępującym z nieba, byłem coraz bardziej przekonany, że za tym opisem pojawia się jakaś przyszła historia Chrystusa, który właśnie złamał pieczęcie książeczki i… Apokalipsa opowiada pewną historię, która nie chce być najpierw oczywista… Zasłania się szatą figur i mgieł świata wyobraźni. Księga w tej fabule stawała się powoli dla mnie bardziej zrozumiała, kiedy zaczął się z niej wyłaniać obraz Baranka jakby zabitego, Chrystusa, który otwiera pieczęcie książeczki, z którą staje na morzu i na ziemi. Męcząca jest symbolika Apokalipsy: ziemia to środowisko dobrych rzeczy stworzonych przez Boga, a morze jest siedliskiem zła i grzechu, pełne potworów i zagrożenia. Jednak dla nas ciepłe, falujące morze to przyjemne miejsce do leżenia plackiem na plaży, a ziemia to góry i niziny, które możemy zwiedzać. W każdym razie i dzisiaj jest ziemia i morze. Czytając słowa Apokalipsy, przedzierałem się przez siłę symboli, różnych scenerii, aby dotrzeć do właściwej fabuły. Jest tajemnica i jest jej fabuła. Objawienie jest fabułą, opowiadaniem, przypowieścią. Objawienie potrzebuje symboli i interpretacji. One są na nowo rozumiane i potwierdzane przez symbole. Interpretacja przegląda się w symbolach. Odtąd znalazłem się – nieoczekiwanie dla mnie – w jednoosobowym klubie interpretacji, ze znanym tylko mnie adresem. Od początku bardzo starałem się w moich rozważaniach utrzymać się w ramach znanej mi, poznanej w jakimś stopniu, teologii katolickiej, no i intuicji wiary. We wszystkich wycieczkach interpretacyjnych wracałem do tego, czego mógłbym się dowiedzieć „ze znanego mi głównego nurtu tradycji”, jaką zdołałem sobie przyswoić. Nabierałem więc przekonania, że „ten inny anioł” to jeździec na białym koniu, który został cztery razy przywołany na ziemię przez Starców u tronu. To przejście z nieba na ziemię Baranka jakby zabitego, który ma złamać – jest tego godzien, pieczęcie zwoju – otrzymało swoje pojęcie w Liście do Hebrajczyków.

On (czy posłany anioł) zostanie na świat „wprowadzony”?Zostanie na świat wprowadzony drugi raz, znowu? Dlatego Jan ma znowu prorokować. Jak opisać tytułami Apokalipsy Syna Człowieczego drugi raz na ziemi, w całej różnorodności Jego Postaci, pośród ludzi? Który z aniołów Apokalipsy to Chrystus? Który z nich nie posiada atrybutów Chrystusa? I na pewno nie jest Chrystusem? Cienka linia do przejścia. Kto jest zdolny arbitralnie, ostatecznie określić, co jest co? To On, ten Anioł, stanie na morzu i na ziemi, to znaczy tu, gdzie my jesteśmy. To moje przekonanie, jeszcze wtedy mało zwerbalizowane, intuicyjne, stawało się coraz bardziej możliwe. Było dla mnie piorunujące, bardzo angażujące. Bardzo. Ten wstrząs teologiczny, jakiego wtedy doznałem, nie do końca zagłuszył resztki mojego rozsądku. Postawiłem sobie pytanie, czy to możliwe, że Chrystus mógłby drugi raz przyjść na ziemię jako człowiek, i że tajemnica paruzji – tak jak i sam Kościół – nie jest niekończącą się historią? Tego wieczora to pytanie postawiłem sam sobie. Odpowiadam na nie – sobie samemu – już ponad 40 lat. Tamtego wieczora i następnego dnia miałem potrzebę poradzenia się kogoś, kto chciałby usłyszeć pełną wersję tej myśli, pomógłby mi to przekonanie ustawić we właściwym świetle, czyli poprawnie teologicznie wybić z głowy. No, ale jak to bywa… koniec tygodnia ma swoje prawa. Jest wielu ludzi, którzy wychodząc od jakiejś fascynacji, podobnego zauroczenia się jakimś tematem, kończyli wspaniałymi osiągnięciami. Ja zakończę to moje wieloletnie zauroczenie, tego jestem dziś pewien, z ostatnim słowem tego tekstu; na ostatniej stronie. Przyrzekłem sobie, że wbrew powstałej energii sprzeciwu we mnie, jaka się jednak kumulowała przez te lata, doprowadzę temat do końca. To skłaniało mnie też do stawiania dalszych pytań i dawania sobie na nie wielu wiążących odpowiedzi.

Tematy albo raczej klimaty eschatologiczne towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Byłem ministrantem w kaplicy pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej i jednym z niewielu nastolatków w mojej okolicy, którzy poznali historię i przesłanie objawień w Fatimie. Na długo zanim wprowadzono reformy soborowe w parafiach, dzięki naszemu szpitalnemu kapelanowi, ołtarz stał przodem do ludzi, a ministranci czytali lekcje i Psalmy po polsku. Kiedyś któryś z księży katechetów z wyraźną emocją wyraził przekonanie (6 klasa?), że Sąd Ostateczny będzie wielkim teatrem dziejów. Koledzy i koleżanki doczekali do końca lekcji, a ja – jak ten kolega na moście pośród bohaterów „Chudego i innych” (reż. H. Kluba, 1969) – skonkretyzowałem… ten obraz Sądu na długie lata. Młody, nieśmiały człowiek; miałem go w mojej pamięci jako mianownik czytań mszalnych. Często odprowadzaliśmy księdza kapelana po mszy z kaplicy pod dom parafialny. Opowiadania podczas tego kilkunastominutowego spaceru były wielotematyczne. Tam dowiedziałem się o ojcu Pio, Całunie Turyńskim i innych mało znanych nam, dzieciom wtedy, sprawach dziejących się w Kościele. Z czasem jednak zrozumiałem, że mimo dynamicznego przyrostu wiedzy na temat Człowieka z Całunu i Chusty z Manoppello, Oviedo, itp., dzięki badaniom naukowym „można by” zidentyfikować Syna Człowieczego w paruzji, Jego sylwetkę, grupę krwi, inne parametry Jego ciała – mimo wszystko pogłębia się w Kościele tendencja odchodzenia od wiary. I obecnie dokonuje się proces odwracania uwagi ludzi wiary w niespotykanym do tej pory w historii natężeniu. Kto może, przygotowuje się do planowanego przez siebie przeżycia następnych miesięcy i lat. Także i religijność ma ten przyziemny, horyzontalny bieg rzeczy. Odnoszę wrażenie, że dość powszechnie nie wiadomo, czego oczekiwać od wiary, nieba, nadprzyrodzoności... Być może tego, żeby nie przekraczały naszych ziemskich spraw.

Dla uzupełnienia obrazu tego czwartkowego impulsu muszę wspomnieć, że w tym czasie poruszonych blasków gwiazd na wodach dołów marymonckich pisałem pracę magisterską na jeden z tematów bogatej problematyki „Dzienniczka” siostry Faustyny. Około roku wcześniej otrzymałem sześć woluminów maszynopisu „Dzienniczka”, który ukazał się już wtedy w Stanach Zjednoczonych, a nie był jeszcze powszechnie znany w Polsce. Tematu pracy nie wymienię z obawy, że znowu, jak wtedy „ziemia się zatrzęsie i wyskoczą jakieś demony”. Praca została wpisana w odpowiedni wykaz. Po latach, choć nigdy już jej nie przeczytałem, zdałem sobie sprawę z tego, że dotyczyła ona w gruncie rzeczy sprawiedliwości Bożej.

Wracając jeszcze na krótko do tych dni listopadowych 1982 roku, chyba już w piątek zostaliśmy zaproszeni przez kolegów z Podkowy Leśnej, aby wziąć udział we mszy świętej wieczornej, po której miało się odbyć niedzielne patriotyczne widowisko poetyckie. Główną postacią, kimś wspaniale recytującym poezję w miejscowym kościele wobec tłumu zgromadzonych, był znany aktor jednego z teatrów warszawskich. Wspominam to wydarzenie, bardzo znaczące dla mnie, bo w pewnym momencie atmosfera zrobiła się ekstatyczna, gotowa do spontanicznych, zbiorowych gestów słuchaczy. Nie pamiętam już samego poematu ani powodu tej ekspresji, ale to wydarzenie uświadomiło mi ważną rzecz: że gdyby Syn Człowieczy pojawił się na ziemi, powinien tu wykonać gest Przysięgi, że odtąd już Pan Bóg nie będzie odwlekał zapowiadanego końca; jakiegoś tajemniczego misterium Boga, które miałoby się dokonać, to miałby ten Człowiek do tego wiele razy dobrą okazję. W historii było już wiele okazji, aby mógł ten anioł wykonać gest podniesienia ręki do góry i wypowiedzieć słowa Przysięgi w obecności innych ludzi. Tak mogłoby się stać i dzisiaj, i w przyszłości przy zachowaniu tajemniczości przypisanej aniołowi – posłańcowi. Nie ukrywa tego jednak przed nami księga Apokalipsy, księga Odsłonięcia tego, co musi się stać.

Czy to możliwe, że Chrystus mógłby drugi raz przyjść na ziemię jako człowiek? To było pytanie zrodzone z mojej lektury Pisma św. w przebiegu następnych lat. Od początku postawiłem sobie też zadanie, a wynikało ono z przekonania, że jeśli ta intuicja mogłaby być prawdziwa, to dokładnie taka myśl powinna się też wyłaniać z Pisma Starego Testamentu. Nie przyjąłem tego pytania do mnie samego jako potrzeby ustalenia stanu dawnej i współczesnej wiedzy na ten temat. To ja poczuwałem się do odpowiedzi na nie na podstawie przede wszystkim Pisma, słowa Bożego, które jest spisaną najwcześniejszą tradycją Kościoła (podsłuchane). Wiele lat potem, jako człowiek mający już tak zwane życiowe doświadczenie, skłaniałem się do przekonania, że prywatne wyjaśnianie Pisma ma miejsce zawsze, gdy czyta się słowo Boże bez wiary w to, co Kościół naucza, i jest przypisane „szydercom”, a niekoniecznie amatorom. Kościół naucza więc o Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym – a to, że Przyjdzie, jest tylko tak właśnie sformułowaną tajemnicą w liturgii, natomiast w teologii paruzja jest osłonięta szatą symboli i wypowiedzi. Teologia z wielkim trudem kojarzy, ogólnie rzecz ujmując, osiągnięcia badaczy z żywym słowem Pisma. Nie spotkałem się z rozważaniami, jakie powinny się pojawić w związku z opisem paruzji Pana w Piśmie św., a które się wprost narzucają. Na przykład: po co ta tautologia, że Syn Człowieczy przyjdzie, kiedy będą jedli, pili, żenili się. Miałby przyjść, kiedy już nie będą jedli, pili i żenili się? Już po końcu świata? To po co na obłokach niebieskich? No i po co wtedy miałby ktoś podnosić głowę? Być może z szacunku dla Pisma, a może i z pewnej rezerwy do wyobraźni tamtych dawnych autorów uprawia się raczej „bezpieczną teologię” bez trudnych pytań? Tak mi się wtedy zdawało.

Zanim zacząłem podejmować pierwsze próby spisywania tych moich refleksji, minęło wiele lat i nastąpiło to w połowie lat dziewięćdziesiątych. Pismo św., księgę, którą czytałem jako jedyną przez z górą dwadzieścia lat, było jubileuszowe wydanie Biblii Tysiąclecia z okazji 650 lat Jasnej Góry. Czytałem też teksty z niemieckiej Biblii katolickiej, także ekumenicznej różnych wydań, obszerne fragmenty Biblii Lutra w oryginale, sięgnąłem do wybranych tekstów Biblii w języku angielskim i francuskim, choć tych języków nie znam. Chciałem jednak „usłyszeć” wybrane słowa innych tłumaczeń. Korzystałem przez wiele lat z prywatnych tłumaczeń polskich autorów z języków oryginalnych i nowych wydań Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwa św. Pawła. Jednak do opracowania tekstu korzystałem głównie z biblia.deon.pl, zaglądając często do różnych internetowych interlinearnych tłumaczeń Biblii i innych źródeł: słowników, konkordancji, publikacji artykułów naukowych w Internecie. Niektóre z nich wymieniam w tekście. Bardzo mi się przydały te wszystkie prace do moich przemyśleń. To w nich znalazłem tytuł moich medytacji. Bowiem okazało się, że paruzja – tajemnica jest Bożym projektem, konkurencyjnym do wszystkich innych na tym świecie.

Dzisiaj, po wielu latach, w końcu ułożyłem tekst, który uznałem, że dostatecznie oddaje konkluzje moich wieloletnich medytacji o Synu Człowieczym. Wszystkie dawne próby, zwykle mało udane, często wiodące mnie w jakieś uboczne tematy, miały i dobrą stronę. Wyłonił się z nich i ukształtował pewien zbiór myśli, który wzajemnie się wspierał. Ich spójność ułatwiała mi snucie pewnego wątku, który z każdą lepiej poznawaną frazą wypowiedzi Nowego Testamentu o paruzji prowadził do Chrystusa – Człowieka. Sformułowanie na piśmie moich myśli posuwało sprawę do przodu. Istotną rolę odgrywała swego rodzaju konsekwencja pójścia za „atmosferą” słów przekazaną przez autorów. Opisałbym tę atmosferę jako rozbiegany ruch wahadłowy dawnej lampy człowieka idącego ubitą drogą przy świetle księżyca. Raz oświetla bardziej drogę przed nogami, raz bardziej z jednej strony, raz z drugiej strony, czasem wkoło stóp… Opisy paruzyjne są jak te rozkołysane smugi świateł. Są lakoniczne, krótkie, wystarczające, wymagają skupienia uwagi i obserwacji. Nie chcą być oświetloną autostradą do pokonania odległości, a raczej drogą, którą pokonuje się w sobie i to roztropnie. Trzeba bowiem nieustannie zakładać, że to, „co się widziało w tym migotliwym świetle, i to, co się widzi »teraz«”, jest pewne i od zapamiętania tego, od swego rodzaju wiary, zależy bezpieczne kroczenie tą drogą. Zachowując wszelkie proporcje, każda zapisana moja myśl ma swoje korzenie w interpretacji słowa Pisma, a nie w przekonaniu większościowej opinii. Wspiera się – odwołuje się, w niewielu przypadkach, w niewielkiej części, ale niezwykle istotnej, zresztą ku mojemu zadowoleniu, do myśli uznanych w Kościele autorytetów. Wspiera się; dlatego że nie poszukiwałem rozwiązania określonych pytań w literaturze tego tematu. Jednak, zwłaszcza w ostatnich latach, poszukiwałem odpowiedzi, jakie dają teolodzy, by porównać je z moją refleksją. Tak było na przykład w przypadku powstałego we mnie pytania o relację Jezusa do Chleba Eucharystycznego w Wieczerniku i rozstrzygnięcia, czy można mówić o umiejscowieniu tam Pana przy stole i zarazem w Chlebie. Jeśli dobrze pamiętam, postawiony przez ówczesnych problem dotyczył tego, czy Pan Jezus spożywał Chleb, swoje Najświętsze Ciało? Tomasz daje odpowiedź o Umiejscowieniu w swoim „Traktacie o Eucharystii” (Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, Tom 28, Zagadnienie 81, s. 146. Przełożył ks. Stanisław Piotrowicz). Ale to wypowiedź Jezusa o swoim odejściu i ponownym przyjściu nadała już u początku moich rozważań jedyny ich kierunek. Dała mi pewność, że Pisma Nowego Testamentu bardzo jednoznacznie mówią o paruzji Syna Człowieczego na naszej ziemi i w naszej historii. Słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana, z Mowy Pożegnalnej, przyniosły potrzebę poważnego namysłu i długich, spokojnych, i bardzo osobistych studiów, ciągle natrafiających jednak na rafy sprzeczności i zajmującą sporo czasu codzienność. Potrzeba było też swego rodzaju odwagi do przekroczenia owej tarczy tajemnicy słowa, aby skonfrontować się z jej świetlistą stroną i wrócić do tego świata – „do pokoju krzywych zwierciadeł” (Paweł), gdzie głosi się Ewangelię wypowiadaną już słowem lub pismem. Było więc krokiem w kierunku zrozumienia i wyrażenia niejasności lub sprzeczności, które są przecież, jak mi się wydawało, po to, aby próbować wydobyć ich sens. Bo po co Opatrzność Boża miałaby się troszczyć o formułowanie zagadek Samsona, zniecierpliwienie Jonasza, niejasność Ewangelii Jana, żeby zostały zapisane? Do tych sprzeczności należy przecież i Boże błogosławieństwo i przekleństwo na tym świecie, gdzie poczynają się i rodzą się małe dzieci, które od radości rodziny i dzieciństwa wchodzą najczęściej w świat… straszny. Na taki sam świat ma przyjść Pan drugi raz.

Do tych sprzeczności należy przecież Piotrowa wypowiedź o jednej z (ogromnie wielu?) tajemnic składających się na Bożą obietnicę przyjścia Pana. Mówi więc Piotr w Drugim Liście o czymś jednym, co niech nie będzie tajne dla czytelników w sprawie najwyższej wagi w tamtym czasie. I nie chodzi tu o żydów oczekujących Mesjasza, ale już o chrześcijan, pomiędzy którymi pojawia się zniecierpliwienie, wątpliwość przedłużającym się przyjściem, ale też ironia, także szyderstwo z tego powodu. Przyjąłem ten temat jako początek poszukiwania odpowiedzi w tej niżej zapisanej wersji rozważań; do czego prowadzi to jedno jawne? To jedno oznacza, że wszystko inne, cokolwiek wiąże się w słowie Bożym z przyjściem Pana, jest utajnione. A to z kolei oznacza, że szata słowna symboli i opisów nie jest tożsama z tajemnicą, prawdą za nimi, przecież ukrytą. Jednak to ta szata jest tym rozumnie przygotowanym przejściem od tajemniczości sprawy paruzji Pana do ujawnienia przesłania, jakie Bóg o paruzji zechciał w ten sposób utajnić. Piotr to jedno wyraża jako jawne w krótkiej przypowieści o tożsamości jednego dnia i określonej liczbie dni.

Przypowieść o dniu Chrystusa według św. Piotra

W Drugim Liście św. Piotr wskazuje, że do myślenia o obietnicy przyjścia Pana – żeby nie stało się ono szyderstwem – potrzeba dać się pobudzić, dać się otrząsnąć. Odwołuje się on do zdrowego rozsądku i pamięci umiłowanych i wybranych przez Boga braci, zagrożonych „z jakiegoś powodu defetyzmem”, niewiarą w obietnice Boże. Tutaj Piotr wzmacnia wiarę braci w temacie niezmiernie aktualnym: Mesjasz oto przyszedł, nieoczekiwanie dla uczniów został „zabity rękami bezbożnych”, ale przecież zmartwychwstał i głosi się Jego powtórne przyjście (Dz 2,23)! Jednak ten czas powrotu, bo kończy się intuicyjnie dla wielu pokolenie Apostołów, już powinien nadejść! Zaczynają się złe myśli, być może źle traktuje się podwładnych (Łk 12,45). Być może niektóre wspólnoty chrześcijan stają się swego rodzaju przedsięwzięciem, w którym przyjście Pana nie jest istotnym czynnikiem formacyjnym, a jedynie formułą doktrynalną. Głoszenie Ewangelii traci impet, następują pierwsze w historii „zmiany tematów” w jej głoszeniu (pisma apokryficzne, mówienie językami).

Przecież mówi to Piotr do braci, których nie chce narazić na zgubę przez niedouczone, niemądre i szydercze dociekania tych, którzy już zaraz po niedawnej Śmierci i Zmartwychwstaniu Chrystusa pytają: „gdzie jest obietnica Jego przyjścia?”. Chce ich uchronić przed zaraźliwym pośród nich zwątpieniem w Boże sprawy, powołując się na słowo Boże zapisane w Starym Testamencie, że to, co przepowiedziane – spełnia się. Do mocy słowa, które się spełnia, bo Pan zmartwychwstał, czego on sam jest przecież świadkiem (2 P 1,16), przypomina przykazanie Pana podane przez Apostołów. Mając tego świadomość, Piotr wskazuje, że to Paweł pisze coś więcej o przyjściu Pana (2 P 3,15). I „teraz” w jego czasie, i w czasach, kiedy obietnica przyjścia Pana miałaby się spełnić, wystąpią szydercy, którzy wyjdą z kręgu wiary, którzy nie wytrwają w nadziei, a zauważą najwyżej, że nic nowego pod słońcem.

Dla rozważań o powtórnym przyjściu Pana ta nauka Piotra ma znaczenie metodologiczne. Nie być szydercą, ale wierzącym jest też postawą poznawczą wypowiedzi o przyjściu Pana. Jest to jedna z wypowiedzi Piotra, które wyrażają apostolską, a nade wszystko Jezusową świadomość myśli Bożej zawartej w Pismach Starego i Nowego Testamentu. To przecież nikt inny jak tylko Jezus – Syn Boży jest tym, który doświadcza na sobie istoty przesłania proroctw starotestamentalnych. Prawdą, jaką niosą one o Bożej obietnicy zbawienia, jest to, że mówią nam coś wrażliwie ważnego o Jezusie – Synu Człowieczym w Jego pierwszym i w Jego drugim przyjściu.

Innym świadkiem tego, jak zasadnicza dla Bożego dzieła zbawienia jest ta Jezusowa myśl o mocy proroctwa i figuratywnych zapowiedziach Starego Testamentu – o pierwszym i drugim przyjściu – jest św. Jan Ewangelista, który odnotowuje „reakcję” Jezusa na wyznanie Jego mesjańskości (J 1,49-51).

Piotr odwołuje się i do proroków, i do „przykazania” Pana i Zbawiciela, które zostało „podane przez waszych apostołów” (2 P 2,2). Gdyby spróbować określić, o jakie przykazanie spełniającej się obietnicy chodzi, to tym przykazaniem byłoby rozesłanie apostołów w świat, aby nauczali wszystkie narody, chrzcząc je… Jest to zapewne ta myśl Jezusowa – przykazanie, zamysł – że Pan przyjdzie znowu na świat w określonym miejscu i żeby „tam” byli też Jego uczniowie, następcy apostołów, bo On idzie „tam” przed nimi (J 17,24).

Piotr w Liście odsłania zamysł Boży: drugie przyjście ma jednak pozostać tajemnicą. Z innych Pism, zwłaszcza z wypowiedzi Pana Jezusa w Ewangelii Janowej, dowiadujemy się, że w czasach ostatnich, szczególnie w czasach ostatnich Duch doprowadzi Uczniów do całej prawdy (J 16,13). Tajemnica ta głoszona i zapisana została przez apostołów w Nowym Testamencie zgodnie z zamysłem Ducha Świętego. Ponieważ Piotr wraz z Apostołami już wie – jest pewny, że przyjście Pana nie nastąpi za jego, ich życia, decyduje się uchylić rąbka tej wielkiej tajemnicy i podpowiada jakby pierwszy krok do jej odsłonięcia… kiedyś: Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy (2 P 3,8-9). Trzeba jednak przyjąć, że gdyby się okazało, że przyjście Pana miałoby nastąpić kilka lat po Piotrowej wypowiedzi, z pewnością nie ujawniłby on żadnej tajemnicy Syna Człowieczego. I ta opinia mogłaby właściwie zostać zapisana jako ostatnie zdanie tych rozważań.

Paruzja – dzień Pański

2 List św. Piotra: Umiłowani, piszę do was już ten drugi list; w nich pobudzam wasz zdrowy rozsądek i pamięć, abyście przypomnieli sobie słowa, które były dawno już przepowiedziane przez proroków, oraz przykazanie Pana i Zbawiciela, podane przez waszych apostołów. To przede wszystkim wiecie, że przyjdą w ostatnich dniach szydercy pełni szyderstwa, którzy będą postępowali według własnych żądz i będą mówili: «Gdzie jest obietnica Jego przyjścia? Odkąd bowiem ojcowie zasnęli, wszystko jednakowo trwa od początku świata». Nie wiedzą bowiem ci, którzy tego pragną, że niebo było od dawna i ziemia, która z wody i przez wodę zaistniała na słowo Boże, i przez nią ówczesny świat zaginął wodą zatopiony. A to samo słowo zabezpieczyło obecnie niebo i ziemię jako zachowane dla ognia na dzień sądu i zguby bezbożnych ludzi. Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione (2 P 3,1-10).

Są takie sekundy, minuty, godziny, dni, które się ponad miarę dłużą. Nie ma jednak takiego dnia, który miałby być jak tysiąc lat! Jest taki tysiąc lat, który da się opowiedzieć w czasie jednego wykładu, ale nie da się tych lat w jednym dniu przeżyć. Czy Piotr chciał nas zachwycić, zadziwić niezwykłością tego, co u Boga jest możliwe? Może chodzi tylko o zasygnalizowanie cierpliwości Bożej wobec grzeszników (wers 9)? Co znaczy „u Pana”? Jeśli u Pana, to u nas nie? Co nam Piotr proponuje, odsłaniając to „u Pana” jako „jedno jawne” – nie tajne? Przecież i tak nic nam to – kiedy słyszymy o spełnieniu się obietnicy – nie mówi! Jaki jest związek oczekiwanego zbawienia, spełnienia się obietnicy Jego przyjścia z jednym dniem, który jest jak tysiąc lat i tysiąca lat, który jest jak jeden dzień?

A „to jedno” Piotrowe, zauważmy raz jeszcze, najpierw zakłada wielość utajnionych w Pismach rzeczy – spraw w związku z paruzją Pana. Piotr chce więc nam powiedzieć, że jeśli idzie o przyjście Pana, o tę tajemnicę, wszystko, co na ten temat zostało w Pismach zapisane, zostało napisane jako utajnione. Spośród nich „to jedno” ma być, tak uważa, jawne. Czyżby Piotr podawał nam nitkę, początek kłębka? I to ten kraniec motka, z jego wnętrza raczej niż z zewnątrz, bo jest tam, „to jedno”, w tej tajemnicy przyjścia wewnątrz ukryte? Podał tę nitkę „dla was – wam” (1 P 1,12). A dokładniej tym podał „to jedno”, którzy słuchają głoszonej Ewangelii, którzy czekają na przyjście Pana z cierpliwością: ma bowiem przyjść niebawem. Ale i są ludzie wyłączeni z tej tajemnicy „teraz” i w czasie przyjścia Pana! Są to szydercy; oczekujący zbawienia przez szyderstwo i prowokację, niechęć, niedouczenie, niewiarę i brak nadziei. Są to też ludzie, podobni do nich, przez wieki projektujący Boży świat bez Boga, na najdalszą dobrą przyszłość. Jak połączyć starania o dobrą przyszłość z oczekiwaniem na przyjście Pana?

Do tych „wyłączonych” z poznania tajemnic paruzji – i o nich wspomina Piotr niespodziewanie dla czytelnika – należą też aniołowie, którzy pragną wejrzeć w te sprawy, a którzy włączą się w tę tajemnicę dopiero na rozkaz Boży (Hbr 1,6-7).

Jeden dzień – tysiąc lat

Jednak trzeba by jeszcze pozostać przy tej wypowiedzi św. Piotra z jego 2 Listu, bo się nie chce wierzyć, że sygnalizuje on tam tak ważną tajemnicę Kościoła, że Chrystus powróci, i nie podaje zarazem jakiegoś sposobu jej zrozumienia. Warto zauważyć, że w tym fragmencie Listu Piotr nie tyle nawołuje do nawrócenia, ile przekazuje nam fundamentalne informacje o porzuceniu przez niektórych zdrowej nauki (u Pawła; 2 Tym 4,3-4) na rzecz opowiadań pozbawionych Bożych obietnic lub je pozorujące.

O szydercach mówi Piotr, że oni nie wiedzą… Następne pokolenia, ostatnie pokolenie, pokolenie przyjścia może jednak czerpać z podanych informacji. I choć mają one pieczęć osobistego apostolskiego świadectwa Zmartwychwstania, to w próbach ich zrozumienia trzeba odwołać się do rzeczywistości mocy mowy prorockiej, a więc docierać do centrum słowa Bożego, zapisanego przez Świadków (2 P 1,17-21).

Co mogłoby być tym centrum słowa Bożego? To przecież Chrystus przepowiadany i On – w swojej Osobie jest tym „centrum”. Poszukajmy, spróbujmy odkryć, czym może być to wyjątkowe opowiadanie o Chrystusie, gdzie można je znaleźć i przyjąć, że jest to przepowiadanie naprawdę o Nim, o Jego jednym dniu, który jest jak tysiąc lat… Co może czytelnika przekonać, że w tej opowieści wyraża się wiedza apostołów o przyszłości Jezusa – Syna Człowieczego w historii Kościoła, a także wyjątkowy, znany autorom Ewangelii i zapisany aspekt Jego paruzji? Jedynym sensem istnienia świata, nad którym ciąży od wieków Boży wyrok zniszczenia, jest powtórne przyjście Chrystusa na ziemię, aby dokończyć Boże dzieło stworzenia. Wydaje się dzisiaj, że z każdym dniem, im bliżej końca czasów, dzieło zbawienia jest coraz mniej widoczne, coraz mniej rozpoznawalne dla świata w Kościele. Stąd jakby wzmocnienie się obrazu Bożego działania w dzisiejszych czasach przez zwielokrotnienie się cudów eucharystycznych. Te znaki jednak nie przemawiają do tych, którzy otrzymali władzę na tym świecie, choć wszelka władza od Boga pochodzi (Rz 13,1). Objawienie Boże wciąż natrafia na opór tego świata. Potrzeba więc od dawna już ostatecznej paruzji – obecności Boga pośród ludzi na ziemi, „bo samo słowo zabezpieczyło obecne niebo i ziemię”, żeby przetrwało do tego czasu, a potem nie zachowa się nic więcej: Nie wiedzą bowiem ci, którzy tego pragną, że niebo było od dawna i ziemia, która z wody i przez wodę zaistniała na słowo Boże, i przez nią ówczesny świat zaginął wodą zatopiony. A to samo słowo zabezpieczyło obecnie niebo i ziemię jako zachowane dla ognia na dzień sądu i zguby bezbożnych ludzi (2 P 3,5-7).

„Obecnie” Piotra znaczy w przyjściu Mesjasza, w czasach Piotra, <to samo słowo – Chrystus>, zabezpieczyło dla ognia niebo i ziemię na dzień sądu, odroczony dzień Sądu, dzień zguby bezbożnych ludzi. Przecież zło w świecie, w dniu ukrzyżowania Pana osiągnęło drugi raz w historii ludzkości granice winy grzechu pierworodnego. Pierwszy Adam został wypędzony z raju, drugi Adam – Syn Boży, zostaje „wypędzony z tego świata” przez śmierć; na nim panuje diabeł – nad dziećmi pierwszego Adama. To znaczy, wraz z zamordowaniem Zbawiciela, posłanego od Boga, w „tamtym dniu” miałaby się według Piotra – dokonać „tego samego dnia w Jerozolimie” sprawiedliwa kara dla całego świata: zniszczenie nieba i ziemi przez ogień. Ta słuszna kara nie została wykonana natychmiast, tego dnia. W zamyśle Bożym nie po to Chrystus umarł za nasze grzechy, żeby nas Jego Śmierć zgubiła, ale żeby nas odkupić, zgodnie z logiką historii i wszystkich doprowadzić do zbawienia (2 P 3,9). Niemniej jednak zawisł „tego dnia” wyrok, przesunięty na inny dzień, ciążący odtąd nad złem tego świata (Dz 17,31). Dlatego obecne niebo i ziemia, mówi Piotr, zostały przez Słowo – Chrystusa zabezpieczone na ten czas. Został więc wyznaczony ostateczny dzień sądu i kara dla nieba oraz ziemi przez ogień. Kara została już zapowiedziana. Nastaje wpierw czas miłosierdzia Bożego: czas Kościoła, czas sakramentów, głoszenia Ewangelii na całym świecie.

Jest więc jeden dzień, dzień Słowa – Chrystusa; zaświtał ten dzień wraz z Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem Pana. Jest też ten sam dzień – dniem Sądu. Ów dzień, przez przyszłe oczekiwanie pokoleń na objawienie się Chrystusa (1 P 1,7), chyli się ku nocy (J 9,4). Jest więc jeden dzień, dzień Słowa, dzień Chrystusa. Ten dzień jest jak tysiąc lat u Pana.

„Wszyscy, którzy wierzymy w przepowiedziane przez Pana liczne ukazujące się znaki, rzeczywiście dostrzegamy, że już jest ten czas ostateczny. Lecz mianem »czasu ostatecznego« może być określony zarówno sam tylko dzień ostatni, jak i okres tysiąca lat, po upływie którego świat miałby się skończyć, skoro jest napisane: »Tysiąc lat w moich oczach jest jak jeden dzień« (zob. Ps 89, 4; 2 P 3, 8). Dlatego o wszystkim, co wydarzyłoby się w tym okresie tysiąca lat, można by powiedzieć, że wydarzyło się w czasie ostatecznym lub w dniu ostatecznym” (por. List św. Augustyna 199,6. 17, za patres.pl).

Tysiąc lat i dla Piotra, i dla Jana wyznaczają wyobrażeniowo czas Kościoła (Ap 20,4-6). Dzień więc Chrystusa – Słowa jest jak tysiąc lat, jak czas Kościoła, a tysiąc lat Kościoła jest jak jeden dzień – Dzień Chrystusa.

Tego dnia dokonało się zmartwychwstanie Pana i dokona się Jego ponowne przyjście na świat, paruzja. I nie tyle przyjście, ile paruzja, bo sensem Jego przyszłego przyjścia na świat jest Jego obecność pośród Kościoła na ziemi tego czasu. Piotr precyzuje, co rozumie przez paruzję Pana. Najpierw więc ujawnia, że jest wiele utajnionych rzeczy związanych z czasem „przyjścia” i to utajnionych aż do czasu paruzji – a następnie odsłania tajemnicę jedności czasu w Chrystusie. W tym czasie wyszczególnia paruzję jako zapowiedź poddania nieba i ziemi zniszczeniu przez ogień. Stwierdza przecież: Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, wktórym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się wogniu rozsypią, aziemia idzieła na niej zostaną znalezione (2 P 3,10).

Przykład przyjścia Pana „jak złodziej” podaje Piotr za Panem Jezusem (Ewangelie synoptyczne). Czy Pan Jezus tylko przypadkiem lub nieświadomie przyrównał swoje przyjście do złodzieja? Gdyby chciał wyrazić, że przyjdzie niespodzianie i gwałtownie, uderzając z zaskoczenia, przyrównałby się raczej, według mnie, do sykariusza zelockiego. Jeśli Jego przyjście miałoby być jakoś określone w czasie, przyrównałby się raczej do listonosza. A jeśli przyrównał się do złodzieja – bo chociaż nie wiadomo, kiedy przyjdzie złodziej, tak jak i dzień Sądu Ostatecznego jest nieznany – to przecież sens porównania jest taki, że przyjście złodzieja poznaje się już po jego przyjściu. Okazało się, że był już obecny wcześniej, zanim został ujawniony lub się sam ujawnił. Najpierw pojawia się niepostrzeżenie złodziej, a potem okradziony widzi, że złodziej tu był.

Podaje Piotr sens tego przyjścia: Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa (1 P 1,7).

To znaczy: Pan przyjdzie, potem się objawi i coś się będzie działo jeszcze „przed” i potem „przy” Jego objawieniu. Zauważmy więc jeszcze raz, że dzień Pana, dzień „przyjścia jak złodziej” nie jest jednak dniem Jego „objawienia się”. Ten dzień nastąpi później. Przywołanie figury „złodzieja”, a nie innej, ma uzmysłowić, że Jego przyjście będzie niejawne i zanim się „kiedyś” objawi jako Sędzia na Sądzie Ostatecznym, będzie już wcześniej na ziemi, bo „przyszedł jak złodziej” (ten czas to Jego dzień). Ponieważ będzie już wcześniej nierozpoznany pośród ludzi, można powiedzieć, że istotą Jego objawienia się „wtedy”, jest ujawnienie siebie Samego na ziemi pośród nas, aby w końcu objawić się całemu światu w Jego dniu, „w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione”.

Taka jest natura objawienia Bożego, objawiania się Boga. Ta myśl pojawia się też w Hbr 2,3, w tekście mówiącym: Było ono głoszone na początku przez Pana, a umocnione u nas przez tych, którzy je słyszeli. Objawienie Boże jest więc procesem: Bóg zwraca się do jednej lub wielu osób, by potem objawić „coś” całemu światu. Z tego wynika istotny wniosek, że to raczej dzień „wprowadzenia Pana znowu na świat” przyjdzie jak potrzask (Łk 21,27-28; 34-36) na cały świat. Odtąd już nic nie przeszkodzi zatrzasnąć się potrzaskowi. Żaden gospodarz. Przyjdzie na świat pracujący na swoją historię, nieświadomy drugiego przyjścia Syna Człowieczego. Natomiast zupełnie inaczej jest zapowiadane objawienie się Pana w dniu Sądu. Przecież nadejście dnia Sądu Ostatecznego będzie dobrze zapowiedziane przez znaki w kosmosie i naturze, także przez ogólnoludzką, cywilizacyjną intuicję, że zbliżają się ciężkie dni, jakby ostateczne. Można powiedzieć, że to końcowe wydarzenie zostanie poprzedzone Bożym, osobistym zaproszeniem świata poprzez znaki czasu na wielkie – teatralne w swej istocie – przedstawienie Sądu Ostatecznego.

Stąd, być może, wystarczyłoby pod tym kątem spojrzeć na Pisma św. Piotra i wydobyć to „coś”, co jest perłą ukrytą jeszcze w tym „nie – tajnym”, perłą przekazu o Jezusie. Inni zapisują to o Synu Człowieczym – kiedy nieujawniony będzie żył na tej ziemi w pokoleniu, które nie minie (np. Łk 21,32). Znajduje się to „coś” zapewne we wszystkich wypowiedziach Piotra: Listy, Dzieje Apostolskie. Żeby jednak dotrzeć do znaczenia właściwej myśli Piotra, która odsyła nas do meritum tajemnicy dnia, potrzeba tych wielu innych spojrzeń zapisanych we wszystkich Pismach, zwłaszcza Nowym, ale i Starym Testamencie. Potrzeba świadectw tych, którzy mają współwiedzę o przyszłych wydarzeniach, bo piszą o nich, wzajemnie się uzupełniając: Trwajcie gorliwie na modlitwie, czuwając na niej wśród dziękczynienia. Módlcie się jednocześnie i za nas, aby Bóg otworzył nam podwoje [dla] słowa, dla wypowiedzenia tajemnicy – Chrystusa, za co też jestem do tej pory więźniem, abym ją obwieścił tak, jak winienem [ją] wypowiedzieć (Kol 4,2-4).

Czy Paweł wypowiedział tajemnicę Chrystusa tak, że wszystko stało się jasne? Nie. Wypowiedział ją tak, jak powinien. Tak, jak Bóg chciał. Dlatego Piotr pisze: „Nie dla nas, ale wam…”. Trzeba więc te otwarte Pawłowi podwoje dla słowa próbować jeszcze szerzej otwierać, aby dotrzeć do przeznaczenia tej tajemnicy przez czuwanie, rozumiane też jako uważne słuchanie i czytanie Pisma św. (Hbr 2,1)?

Aby Słowo wypowiedziało całą tajemnicę paruzji Pana, potrzeba było jeszcze i Ewangelii św. Jana, Listu do Hebrajczyków i Księgi Apokalipsy. Prawdopodobnie, gdyby na tej podstawie, po tych wielu latach rozważań, opowiedzieć mową wiązaną wydarzenia paruzji, wystarczyłoby czasu na jedno spotkanie. Żeby jednak uzasadnić nadzieję, która w nas jest: Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest (1 P 3,15), potrzeba 27 Ksiąg Nowego Testamentu i myśli prorockiej Starego Testamentu, a przecież i refleksji nad całą myślą teologiczną Kościoła. Wprawdzie Piotr ostrzega ludzi niedouczonych przed prywatnym wyjaśnianiem Pism, ale stwierdza przy tej okazji jednoznacznie, że nie jest jedynym, który formułuje przyszłe tajemnicze sprawy i odsyła do Pawła oraz jego Pism (2 P 3,11-16). To znaczy, że trzeba w tym zastanawianiu się nad miłosierdziem Bożym odwołać się do całego już zakończonego objawienia. Trzeba więc niejako wypłynąć na głębię słowa Bożego. Zaryzykować zrozumienie opowiadań Ksiąg, których Piotr nie mógł już przeczytać.

Myślę, że wiele znaczące jest też to, że na pięć wypowiedzi Pana Jezusa o swoim powtórnym przyjściu tylko w Ewangelii św. Marka – Piotrowej Ewangelii – Pan Jezus wzywa: Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! (Mk 13-37). Tak Pan Jezus zwraca się do tych, którzy słyszą (Ap 22,17). „Do wszystkich” – jest ten apel Jezusa. Jest w tym wezwaniu jakaś tajemnica czy przekaz jest prosty?

Piotrowa iJanowa definicja paruzji

Piotrowe porównanie Syna Człowieczego, który przyjdzie, i dnia Jego objawienia do fikcyjnej postaci „złodzieja” – jest wymowne. Zanim dojdzie w świecie do „załamania się biegu czasu”, dojdzie w Kościele do ujawniania się tajemnicy Chrystusa, który przyszedł. Działanie złodzieja poznaje się po skutkach złodziejstwa, po czasie. Najpierw kradzież, potem jej odkrycie. Najpierw przyjście Pana na świat, potem ujawnienie się. Jan wielokroć wyraża tę sytuację prostymi zdaniami Jezusa: Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać (J 16,22). Czas smutku oczekujących Pana z pokolenia na pokolenie – od tysięcy lat, w tym ostatnim czasie, pewnego dnia zamieni się w radość, bo Pan znowu zobaczy swoich uczniów, nie jakby z nieba, ale tak jak na ziemi.

Paruzja iliturgia

Rok liturgiczny to zwykłe i wielkie święta Kościoła, zwłaszcza jednak Święta Bożego Narodzenia i Święta Wielkanocne. Tematyka powtórnego przyjścia Pana na końcu czasów w liturgii Kościoła staje się obecna dla słuchaczy Słowa zwłaszcza z końcem roku liturgicznego i w okresie Adwentu. Liturgiczne zapowiedzi obietnicy przyjścia Mesjasza na ziemię przygotowują, poprzedzają świąteczny czas Bożego Narodzenia i w ten sposób wprowadzają w nowy rok liturgiczny. Przy czym zapowiedzi przyjścia Pana odnoszą się i prowadzą od jakiegoś czasu w tym nowym roku liturgicznym do Jego Tajemnicy, że jest Królem Świata (ostatnia niedziela roku liturgicznego). Wymowa liturgii tego święta jest więc ściśle paruzyjna, a jednocześnie temat powtórnego przyjścia Mesjasza Króla zostaje jakby „zaraz” zawieszony oczekiwaniem adwentowym, oczekiwaniem Króla i Proroka, który się narodzi w Betlejem i jako dorosły mężczyzna zbawi Izrael, swój lud. Rok liturgiczny prowadzi więc do Chrystusa, który stoi (siedzi) po prawicy Ojca w niebie, aby przyjść… (Dz 3,19-21), ale zawiesza w kalendarzu kościelnym jakby tę drogę drugiego przyjścia i otwiera się w następnym cyklu na pierwsze przyjście Mesjasza, pierwsze, poświadczone w Ewangelii. Tutaj Adwent był „celem” liturgii rocznej. Z punktu widzenia Izraela oczekiwanie mesjańskie było (i jest) oczekiwaniem Jego jedynego przyjścia. Rok liturgiczny od niedawna jednak ma swój wyraźny kierunek: jest nim wskazanie na Chrystusa Króla Świata.

Pewną cezurą katechetyczną i duszpasterską samej problematyki paruzji jest jej dość wąska przydatność dla życia pastoralnego; „można się” tą pełną niejasności prawdą wiary bliżej nie zajmować, bo i tak każdy będzie miał „swoją paruzję” w dniu swojej śmierci, która następuje „zwykle przed końcem świata”. Ożywiać wiarę w osobiste przyjście Chrystusa na ziemię, w swojej Postaci, wydaje się, że jest – jak dotąd – zapalaniem zapalniczki dla zabicia czasu, nie tylko dla wierzących. Ale też dynamika praktyki religijnej we współczesnym Kościele katolickim obiera kierunek zmian niespotykanych przedtem w powszechnej świadomości wiernych. Są one znane z przeszłości świata niekatolickiego, dają nową energię wielu wspólnotom, definiują na nowo ważne dla Kościoła pojęcie – pojęcie miłosierdzia, ale i czasem „odkrywają dotąd nieznane intencje” Boga Stwórcy niezapisane w ten sposób w Starym i Nowym Testamencie. Odkrycia te – prądy kultury masowej wspólne dla ludzi świata Zachodu, wpływ religii wschodnich, aktualność wierzeń naturalnych i skłonność do eklektyzmu ludzi Kościoła, i to wszystko jako wielostronny wkład do światowego pokoju – projektują współcześnie istotne przemiany na najbliższe dziesięciolecia, a może i wieki. Nie bardzo w tych przemianach myśli się o miejscu dla Chrystusa Sędziego Świata (Ewangelia św. Mateusza). Mało kto też, jak się wydaje, uznaje zbawienie jako dar od Boga na końcu świata, raczej jest ono osiągane już w codziennym życiu wspólnot jako zaistnienie pożądanych zmian i przezwyciężenie „skamieniałych” doktryn i zabobonu. Są oczekiwania, ale nie wiadomo, co z tego wyjdzie.

Temat paruzji jest jednak ciągle aktualny i żywy dla oczekujących paruzji: odzwierciedla pragnienia chrześcijan o końcu świata, pragnienie sprawiedliwości i ukarania zła, końca cierpienia, i odnosi się do wspaniałości życia wiecznego. Przy czym nie są oni sami, obcują ze świętymi, jak zostało to opisane w Apokalipsie. Przecież i „przeciętni zbawieni” w niebie wykazują oznaki niecierpliwości w tej sprawie: jak długo jeszcze (Ap 6,9-11)? Paradoksalnie na ziemi ludzie, którym „może się tylko dobrze dziać”, mają zwykle więcej czasu i cierpliwości oraz szerokie serca: „lepiej rozumieją ociąganie się boga, którego nie ma”. Świat przyjmuje dzisiaj na siebie zadanie pojednania i braterstwa wszystkich sprzeczności i wrogości, jakie pojawiły się na ziemi w jej ludzkiej historii. Można przyjąć, że jedyną postacią niepodlegającą ewolucji tych wszystkich dobrych intencji jest Chrystus, który nie jest dzisiaj dla świata i Kościoła pierwszym tematem, bo jest nim świat i człowiek. Mur wrogości został zburzony w Chrystusie (Ef 2,14-18), ale to nie On jest celem odnowy świata, tylko zagrożona przez ludzi kula ziemska. Historii zostało więc postawione pytanie: która „demokracja” przejmie władzę nad wszystkim i na zawsze?

Modlitwa „Przyjdź” z epilogu Apokalipsy, w tym ujęciu, to modlitwa przeciwko kierunkowi aktualnego rozwoju świata, przeciwko dynamice dziejów. W „czasie świata” nie ma właściwie miejsca na paruzję. Który moment byłby dobry na koniec czasów? To, że „trzeba swoje życie jakoś planować i żyć” tak jak wszyscy, osłabia chrześcijańskie oczekiwanie przyjścia. Przecież, żeby iść na cały świat i głosić Ewangelię wszystkim narodom, trzeba włączyć się w dokonujący się postęp cywilizacyjny. Paruzja Pana nie jest jedynie tematem liturgicznym, jednym z wielu, ale jest tym najgłębszym sensem wiary każdego pokolenia uczniów – Apostołów i ich Następców, że Pan powróci. Powróci do świata, w którym głosi się Ewangelię o zbawieniu przez Chrystusa. Ale powróci też do świata zdominowanego przez „najnowsze wiadomości” i ukryte w nich dalekosiężne cele.

Cud w czasie mszy świętej

We wskazaniu na Eucharystyczny cud, który się dokonał „właśnie” na ołtarzu w codziennej mszy świętej, Kościół ogłasza: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”. Z tej Tajemnicy Kościoła wywodzi się jedyna w świecie dynamika wiary w zbawienie: Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia (2 P 3,9). Cierpliwość Boga jest obliczem dynamiki prawdy o paruzji; kardynał Ratzinger przypomina tę prawdę w swojej „Eschatologii” (w języku polskim: Joseph Ratzinger, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1985, s. 162). Odwołuje się najwyraźniej do Modlitwy Pożegnalnej z Ewangelii św. Jana, wskazując w niej na opisaną tam spójność Obecności Eucharystycznej w Kościele i przyszłego Uobecnienia się w świecie Syna Człowieczego jako już „teraz obecnego” w Eucharystii, i gotowego objawić się „we właściwej chwili” – Syna Człowieczego w paruzji (J 14,28-31).

W refleksji nad <Czymś Takim>, cudem eucharystycznym w każdej mszy świętej u każdego wierzącego człowieka znajdującego się we wspólnocie liturgicznej wobec swego rodzaju jedynego a przedziwnego <Arte Faktu> i oczekiwanego jego spełnienia się, zapowiedzianego przez Pana i zapisanego w Ewangeliach, powstaje zapewne coś, co można by nazwać „wzburzeniem” wiary. Owo „wzburzenie” antycypuje to, w co wierzymy i na co mamy nadzieję.

Takie międzyosobowe i wspólnotowe zarazem napięcie występujące z powodu realnej możliwości, że oto „ta” msza święta jest już aktem paruzji i że w tym momencie „może objawi się” już nadchodzący Syn Człowieczy, jest tak angażujące, że chyba nie da się taką emocją, na tak wysokich obrotach żyć od jednej mszy świętej do drugiej, będąc jednocześnie aktywnym uczestnikiem „codzienności”. Jednak to świadomość paruzji Syna Człowieczego w każdym momencie naszego życia jest właściwą atmosferą do „aktywności chrześcijańskiej wspólnoty w świecie”, która działa na zlecenie samego Pana. Z kolei zapomnienie modlitwy „Przyjdź!” lub poczucie, a nawet przekonanie, że „Pan się opóźnia”, jest zgubne dla kształtu Kościoła i celów ewangelizacyjnych spisanych przez Kościół, najwcześniej przecież w Nowym Testamencie.

Kierunki refleksji nad paruzją. Inspiracje kardynała Ratzingera

W tej części refleksje są próbą „zarysowania i ustalenia drogi” Syna Człowieczego, próbą określenia „istoty” paruzji Pana i próbą dotknięcia się tajemnicy Jego Osoby, który stał się Człowiekiem dla naszego zbawienia.

Zauważyłem już u początku moich medytacji, że Ewangelia św. Jana nosi w sobie szczególne przesłanie o paruzji Syna Człowieczego. Dla eschatologii jako nauki, jak sądzę, samo już zwrócenie uwagi na to przez kardynała Ratzingera ożywia, uchyla jakby drzwi, odsłania niespodzianie więcej o Synu Człowieczym i Jego historii drugiego przyjścia uchwyconej w zwięzłych tekstach Credo Kościoła. Nie wiem, czy ktoś podjął temat paruzji w ujęciu o myśl Ratzingera, z czym zapoznałem się bliżej kilka lat temu. Szkoda, że kardynał sam nie pogłębił tych tak mocno sformułowanych intuicji sięgających największej tajemnicy Kościoła. Czy potwierdziłby, że troskliwe zbadanie Iść i Przyjść, aby wydobyć tajemnicę paruzji Pana, nie jest możliwe bez określenia najpierw całej drogi Słowa od Jego Wcielenia aż do „poddania Ojcu Syna, któremu wszystko zostało już poddane”? Takie postawienie sprawy wykracza jednak poza Iść i Przyjść, temat jednak fundamentalny dla istoty paruzji Pana. Otóż ustalenie drogi Syna Człowieczego na podstawie zapisanego słowa stało się dla mnie konieczne, aby wyjaśnić słowa Pana Jezusa, dotrzeć do ich właściwego znaczenia.

Najczęściej stosuję cytaty lub odnośniki do rozważanego słowa Bożego, ale nie zawsze. Chciałbym uniknąć swego rodzaju konfrontacji na słowa, walkę cytatów. Chciałbym raczej odwołać się do osobistej wiary czytelnika wypływającej z osobistej lektury Pisma i znanych już słów w nadziei na wspólne odkrywanie ich sensu. Dla ludzi nieczytających Pisma św. będzie to być może zachęta do poszerzonej lektury tej Księgi. Pewnie czytanie projektu wyda się trudniejsze i bardziej czasochłonne, ale do natury interpretacji należy potrzeba zatrzymania się nad znanymi powszechnie słowami i powtórne uważne spojrzenie na możliwe konsekwencje znaczeniowe, jakie one w sobie niosą.

Wypowiedzi o powtórnym przyjściu Pana jest w Piśmie św. taki ogrom, że właściwie z ulgą przyjmuje się zbiór prawd katechizmowych, które Kościół podaje do wierzenia i które dają krótki, lecz pełny obraz tej tajemnicy. Z drugiej strony, kiedy się odkrywa coraz bardziej wagę, liczbę i doniosłość zdań, słów, poezji, wizji, zapowiedzi, proroctw, stwierdzeń, opisów czasu przyjścia, jednoznaczności wybranych przez Jezusa dla siebie tytułów, ale też zagadek i obaw, co by Jego słowa miały znaczyć, jest się postawionym przed „problemem” bogactwa myśli Bożych, które nie są naszymi myślami, ale nas i naszych spraw dotyczą, i same chcą się dać poznawać ludziom (1 Kor 2,16).

Ewangelia św. Jana jest inna niż pozostałe, jest „trudna”. Mam na myśli dzieło Boże, które nazywamy Ewangelią św. Jana. Bo, jeśli to nie sam Bóg użył takich a nie innych słów w tej Ewangelii, takiej a nie innej drogi do jej powstania, jeśli to nie On sam zebrał wszystkie litery i słowa w tych wielu Księgach obu Przymierzy, żeby tchnąć w nie swego Ducha, jeśli to nie On popełnił jakieś błędy w tekście, ewidentne nawiązania, niepotrzebne powtórzenia, mało czytelne kreski tak, że trzeba się domyślać, interpretować, wydobywać… I jeśli to nie On w ten sposób przemawia do nas, to może nie nazywajmy tego Pisma świętym?

Stwierdziłem, że Jan stosuje w niej język odsłon: nie tyle opowiada historię Jezusa z Nazaretu, ile buduje postać Jezusa Człowieka, który sam odsłania jakąś swoją tajemnicę. Po którejś odsłonie już się widzi, że pierwszym tematem tej tajemnicy w drugim przyjściu nie jest już „jedynie wielka teologia, chrystologia, ontologia”. One są służebne wobec prawdy, że Syn Człowieczy jako jedno z Ojcem, Bogiem, przyjdzie powtórnie na ziemię jako człowiek. Ten sam: „jedno z Ojcem, Bóg Przedwieczny” – a przyjdzie na ziemię właśnie jako człowiek – Syn Człowieczy. Głęboka teologia Boga Ewangelii św. Jana pokazuje tajemnicę, z której przyszedł Syn Człowieczy na ziemię, tematem jest jednak Syn i Jego przyszłość, Jego sprawy ziemskie i niebieskie na ziemi. Inność Ewangelii św. Jana polega więc na radykalnej „redukcji kontekstu synoptycznego” obrazu przyjścia Syna Człowieczego na obłokach niebieskich do „spotkania kilku uczniów” (reprezentujących pewnie szersze grono) w pokoleniu czasu przyjścia.

Właściwie wszystkie wydarzenia opisane w Ewangelii św. Jana w swojej wymowie są swego rodzaju ostatnimi pociągnięciami pędzla artysty, który namalował obraz swego życia, dzieło przepiękne i głęboko poruszające. Ale i niepokojące zarazem. To, co przez wieki odkryto o Ewangelii św. Jana, i to, co się powszechnie o niej sądzi dziś i co w końcu rozkłada słowo Boże tam zawarte na ludzkie czynniki pierwsze, zasłania zarazem sens, staje się zagadką samą dla siebie. Kardynał Ratzinger zwraca naszą uwagę na słowa, dla których Ewangelia św. Jana została napisana. Bo z jednej strony wydaje się jasne, że np. słowo logos to może jakieś Janowe nawiązanie i polemika z filozofią grecką; wywyższenie Jezusa to… Jego ukrzyżowanie na Golgocie; godzina Jezusa to Jego śmierć na krzyżu; roszczenia Jezusa do Boskości to polemika z Żydami. Jednak jest w Janowej Ewangelii i inna perspektywa jej obrazu, przyciągająca do kontemplacji tego, co „już” Pan powiedział i w oczekiwaniu na to „wiele”, które ma jeszcze do powiedzenia, ale nie „teraz”, kiedy to do nich mówił, przecież „później, we właściwym czasie” (J 16,12-15). Nie sposób apostołom było „wtedy” wszystko zrozumieć, przyjąć i uwierzyć. Czyżby to miało jednocześnie oznaczać, że w tym stanie „pobożnego niezrozumienia” należy już pozostać? Tak długo, jak Pan nie zechce mówić więcej, obraz Janowej Ewangelii będzie poruszał w swojej głębi, ale głębia nie zostanie poruszona, aby się zacząć odsłaniać. Myślę, że kardynał Ratzinger na kilku kartach swojej „Eschatologii” poruszył statykę zewnętrznego piękna ewangelijnych wydarzeń, słów, zapowiedzi i one przez to ożywają w Ewangelii św. Jana w bardzo szczególny sposób innym swoim pięknem, pięknem ruchu: ruchu w Osobie Jezusa, ruchu wszystkiego, co stworzone przez Stwórcę, do swego celu, dramaturgią drogi Jezusa: Iść (odejść) i Przyjść.

Każde dzieło sztuki domaga się takiego otwarcia, jakiejś ścieżki zrozumienia myśli autora, celu jego pracy, odkrywania na nowo wartości dzieła, potrzeby obcowania z nim. W Ewangelii św. Jana chodzi o tajemnicę Osoby Jezusa. Jan wskazuje jej umiejscowienie najpierw w Nim samym, w „tamtym” Jezusowym czasie. Zarazem jest to tajemnica Osoby przemienionej przebytą drogą a opisaną proroctwami; od Jordanu do Golgoty i Jezusowymi zapowiedziami drugiego przyjścia w chwale. Przyjścia w chwale Ojca, który Go tą chwałą otoczył „zaraz” (J 13,32). Przyjdzie więc drugi raz na świat jako Ukrzyżowany i Zmartwychwstały. Zarazem: czyniący „i na końcu czasów” to, co się Bogu podoba i co usłyszał od Niego. Jezus w Ewangelii św. Jana zapowiada, modli się o to do Ojca, aby „na końcu paruzji” otoczył Go chwałą drugiego przyjścia, a samego Siebie jako Ojca wszystkiego ukazał wtedy w świetle spełnionego dzieła. Niektórych słów nie sposób jedynie cytować, przywołać nawiasami. Dlatego czytelnik może je odnaleźć dla siebie w wypowiedziach Jezusa. Chodzi o dookreślenie, dopowiedzenie przez Niego wobec stworzenia prawdy o Bogu, o Sobie samym, ale na końcu czasów. Prawdy żywej, widzianej wtedy jako Jedność Trzech Osób. Modlitwa o otoczenie chwałą Syna Człowieczego jest troską Jezusa o wypełnienie się woli Bożej w pierwszym przyjściu. „Otoczyć chwałą” to przecież pokazać w dalszych wiekach Kościoła wyjątkowość Osoby Jezusa oddzielonej od tego, co „na zewnątrz”, oddzielonej chwałą spełnionego zadania, posłania, jakie otrzymał od Boga. Modlitwa Jezusa to przecież też prośba o zachowanie sensu Jego Ofiary w świecie i dla świata, aż przyjdzie drugi raz. Bóg Ojciec zapewnia swego Syna, że tak się stanie. Upewnia Syna w Jego przekonaniu, że zaraz Go chwałą otoczy. Wbrew niesławie przestępcy skazanego na śmierć. Bóg okaże światu moc Ewangelii, zatroszczy się, aby ludzie przyjęli ją z wiarą. Godzina Chrystusa, która „teraz, w czasie modlitwy” nadchodzi, to Jego Śmierć i Zmartwychwstanie. Na końcu czasów jednak, do których sięga ta modlitwa Jezusowa, bo zapowiedział, że przyjdzie – kiedy przyjdzie jako Syn Człowieczy – zostanie ostatecznie wywyższony, a Imię Ojca zostanie wsławione. W świetle tej refleksji nad „przyjdę znów do was” (J 14,28) można sformułować takie oto wstępne konkluzje:

•Pan Jezus w Ewangeliach synoptycznych jest postacią opisaną historycznie, umiejscowioną w konkretnym czasie i w miejscach swego pobytu na terenach dawnej Palestyny, Jego życie osiąga punkt kulminacyjny w wydarzeniu Zmartwychwstania,

•Księga Jana porusza słowami Jezusa tajemnicę Jego ofiary za życie świata, która ma się jeszcze dopełnić. Co to jest prawda? Nieodpowiedziane pytanie Piłata zostaje przecież odpowiedziane nam: „Przyjdę”. Paweł zapowiada to przyszłe świadectwo Króla we właściwym czasie. Dlatego przedstawia Księga św. Jana faktyczny początek mesjańskiej misji Jezusa: „Odchodzę ”. Ewangelia św. Jana odnotowuje więc rozbudowaną proklamację początku mesjańskiej misji Chrystusa, której ogłoszenie zapisują również synoptycy w Ustanowieniu Eucharystii.

W Ewangelii św. Jana Jezus opowiada o swojej drodze. Tym najbardziej oczekiwanym przez Kościół odcinkiem drogi Syna Człowieczego tam zapowiedzianej i przedstawionej jest Jego paruzja. Opisuje jednoznacznie „Umiejscowienie Osoby Syna Człowieczego” w Jego drugim przyjściu: to Życie – chleb, który z nieba zstąpił, zgorszenie i: drugie ukazanie się, i… co dalej?

Opisy synoptyczne są zaś pewnym spektrum tematów wokół Jezusa Mesjasza czasu drugiego przyjścia. Istotny obszar tej problematyki zajmują sprawy powtórnego przyjścia Syna Człowieczego na obłokach niebieskich na ziemię. Na tym zaś polega specyfika wypowiedzi Jezusowych w Ewangelii św. Jana, że odnoszą się one bardzo oszczędnie, bardzo precyzyjnie do drogi Jezusa, zapowiadanego przez Niego przyjścia znowu i tajemnicy Jego Osoby znanej tak samo i innym autorom Nowego Testamentu. W ten sposób wypowiedzi Janowe wnoszą swoiście radykalne spojrzenie w sprawy paruzji Chrystusa i w ich przekaz.

Realność Eucharystii a poznanie świata

Otóż „troskliwe zbadanie Jezusowego: Iść i Przyjść” z jednej strony wyznacza jakąś „linię” drogi Syna Człowieczego, z drugiej potrzebuje „fundamentu”, „stałego punktu” zakorzenienia w naszej ziemskiej rzeczywistości uprawniającego do podjęcia tej tematyki paruzji. Pan Jezus nie wędruje od Boga do Boga gdzieś w niebie, jakby teologicznie. Potrzeba odkryć, co jest Jego na ziemi, co samo jest niewzruszone, i że to niewzruszone ożywia obrazy i interpretuje karty Ewangelii św. Jana. Tym jest od początku wiara Kościoła, że Jezus jest Chlebem, i to, że rzeczywiście jest Pokarmem Eucharystycznym na życie świata. Refleksja kardynała Ratzingera nad paruzją Syna Człowieczego w Ewangelii św. Jana formułuje następujący postulat interpretacyjny wypowiedzi Jezusa: „One dają się zinterpretować jedynie w świetle dojrzałej wiary Kościoła, która została ukształtowana na początku chrześcijaństwa”.

Zwłaszcza w naszych czasach, w epoce oświecenia już przyćmionego wielością nieodpowiedzianych pytań, które to jednak miałyby być podobno problemem dla ludzi wierzących, a nie dla tak zwanej nauki, trudno jest o prawdziwe opisanie rzeczy. Nauka odbiegająca zbytnio od możliwości powszechnego zrozumienia skomplikowanych osiągnięć, podawana w formie popularnonaukowej epatuje zaprzeczeniem wcześniejszych bardzo podstawowych przekazów o budowie i pochodzeniu świata. Najnowsze obserwacje zdają się zaprzeczać nie tylko początkowi świata, ale najnowszym odkryciom. Nic nie jest pewne w makrokosmosie i mikrokosmosie. Dlaczego miałoby mieć jakieś znaczenie formułowanie refleksji jakichś „osobowych” zbiorów emergencji, które odkryły swoją tymczasową świadomość jako przechodzącą w dalszą, pojawiającą się i obserwowaną już w zjawisku sztucznej inteligencji. A dalsze perspektywy? Nic nie pozostaje bez wpływu na człowieka, który „jest” jednak człowiekiem bez względu na „króla dusz każdego czasu”, magika złudzeń. Kto nim jest? Trwa walka o przemielenie tego, że „coś” jest na rzecz tego, że wszystko jest „przeszłe”i „niczego nie ma” oraz tylko „to” podlega interpretacyjnej zmianie. W efekcie chodzi o to, żeby ludzie wiary w Boga sami podlegali zmianie. Wobec tego trzeba nam wrócić do rzeczywistości, bo nie da się czytać Ewangelii św. Jana bez kontekstu wiary Kościoła i współczesnych badań nad cudami eucharystycznymi, których naukowe wyniki w sposób bezkompromisowy odpowiadają na wiele istotnych pytań ludzi „wiary, szukających zrozumienia”. Czy wieloaspektowe, ale jedynie „historyczne” badania Ewangelii św. Jana dają nam odpowiedź na pytanie o wiarę Kościoła czasu jej powstania? Skąd u tamtych ludzi i u nas wiara w Chrystusa, skoro „ktoś” czegoś sam w niej nie powiedział, a „inny” tego w niej nie napisał? Jednak, jeśli my wierzymy, że Hostia jest Ciałem Pana, i mamy na to dowody naukowe, to dlaczego coraz mniej ludzi dzisiaj tę wiarę podziela? Ateiści nie wierzą, że tak jest i przeciwstawiają nam swoje negatywne zdanie, bojąc się jak ognia rzetelnego podejścia do samego Zjawiska; twierdząc coś przeciwnego i tylko to jest ich argumentem.

Autor „Eschatologii” utożsamia Eucharystię z drogą Jezusa, Syna Człowieczego, która rozciąga się w odwiecznym zamiarze Boga nie tylko na pierwsze, ale i drugie Jego przyjście, czyli paruzję. „Ostatnie wydarzenia paruzji”, wydarzenia „obecności Pana pośród swego ludu”, są niedopisanym jakby do końca tematem Czwartej Ewangelii. Niedopisanym i niedokonanym jeszcze, proroczym, choć obecnym oczekiwanym spełnieniem się drogi Syna Człowieczego. Wspomniana oszczędnie, zapowiedziana u Jana została jedynie Jego obecność.

Kardynał Ratzinger o paruzji w Ewangelii św. Jana

Kardynał Ratzinger podkreśla, wręcz uświadamia nam tożsamość Eucharystii i wydarzenia paruzji Pana [J. Ratzinger, Eschatologie, Tod und ewiges Leben, Friedrich Pustet, Regensburg 2012, s. 162]. Tłumaczenie tych kilku zdań jest moje, próbowałem oddać sens tej wypowiedzi, wprowadzając formę przymiotnikową od słowa paruzja: „Paruzja jest najwyższym wzrostem i wypełnieniem się liturgii (mszy świętej); liturgia jednak jest paruzją, wydarzeniem paruzyjnym pomiędzy nami”.

Liturgia mszy świętej, liturgia Kościoła jako zjawisko wspólnotowe tam, gdzie występuje w świecie i w naszej parafii, wzrasta i się wypełnia. Dzieje się pomiędzy nami. Wzrost i wypełnienie się liturgii dokonują się każdego dnia i postępują następnego. Jest to proces dynamiczny. Proces zmierzający do swego wypełnienia. Spełnieniem się liturgii jest paruzja Pana. Nie sposób nie odnieść tej wypowiedzi kardynała do paruzji Pana na ziemi, w której się zaczyna „coś” tak, co „jest” już w Eucharystii. O tym też zaświadcza św. Augustyn w Liście 199: 2.5. Czy odpowiemy, że nie nauczył tego Apostołów, ale nauczył Proroków? Tak bowiem powiedziałeś i prawdą jest, jak mówisz, że „sprawy przyszłe znane są dzięki wypowiedziom świętych Proroków, którzy żyli jeszcze zanim stały się rzeczy przyszłe i opowiedzieli o nich ludziom z woli Boga”.

4.13. Powiedziałeś następnie, że dla rozumiejących Pisma oczywiste są wypowiedzi z Księgi Daniela, które przywołałeś, o zabitej bestii, o panowaniu pozostałych bestii i o synu człowieczym przychodzącym między nimi na obłokach nieba. Lecz jeśli byłbyś łaskaw wyjaśnić, w jaki sposób te słowa miałyby się odnosić do poznania czasu dzielącego nas od przyjścia Zbawiciela, tak żeby bez żadnego wahania można było określić go w sposób jasny, to przyznam Ci pośród wielkiego dziękczynienia, że to, co Pan powiedział: „Nie wasza to rzecz znać czasy”, powiedziane zostało tylko do Apostołów, a nie do ich Następców, którzy poznają to, co ma się wydarzyć.

6.17. Wszyscy, którzy wierzymy w przepowiedziane przez Pana liczne ukazujące się znaki, rzeczywiście dostrzegamy, że już jest ten czas ostateczny. Lecz mianem „czasu ostatecznego” może być określony zarówno sam tylko ostatni dzień, jak i okres tysiąca lat, po upływie którego świat miałby się skończyć, skoro jest napisane: „Tysiąc lat w moich oczach jest jak jeden dzień” [zob. Ps 89, 4; 2 P 3,8]. Dlatego o wszystkim, co wydarzyłoby się w tym okresie tysiąca lat, można by powiedzieć, że wydarzyło się w czasie ostatecznym lub w dniu ostatecznym.

Pan przychodzi już w Liturgii, pisze Ratzinger: „Każda Eucharystia jest paruzją, Przyjściem Pana”.

Ewangelia św. Jana mówi o czasie paruzji Syna Człowieczego jako o czasie świata, który zasługuje już, pod koniec pierwszego wieku, na otwarte postawienie sprawy paruzji. Odnosi się więc do czasu świata zmierzającego już wtedy do dnia, który się kończy zbawieniem: „Pogłębienie myśli paruzyjnej, która się dokonuje w Czwartej Ewangelii… chce jedynie uwyraźnić swój szczególny stosunek do czasu świata, który się w Ewangeliach synoptycznych dopiero co zaczyna pojawiać”.

„Stąd powinno się właściwie tutaj przeprowadzić troskliwą analizę pojęć »Iść« i »Przyjść« zawartych w Mowach Pożegnalnych, aby określić dojrzałą formę myśli paruzyjnej, którą osiągnięto na końcu nowotestamentalnego rozwoju, i która została przekazana pierwotnemu Kościołowi”.

Pan Jezus zapowiada apostołom swoje odejście ze świata i powtórne swoje przyjście „do nich”. Piotr ujmuje tę myśl paruzyjną jako to, co jeszcze jest tajne. Ujawnienie, że jeden dzień jest jak tysiąc lat, ma prowadzić do odkrycia, co to znaczy: „przyjdę znów do was”? Ten, dopiero co, pojawiający się w Ewangeliach synoptycznych czas (obrazy), w Ewangelii św. Jana ogniskuje się wokół tych właśnie słów Jezusa: Słyszeliście, że wam powiedziałem: odchodzę i przyjdę znów do was… (J 14,28).

Z perspektywy moich rozważań o kierunkach refleksji zawartych w Ewangelii św. Jana, chciałbym wskazać na wartość analizy wydarzenia „Odejścia” i „Przyjścia”, ujęte przez kardynała jako „Iść” i „Przyjść”. Pisze on bowiem: „Jednak taka analiza wykroczyłaby znacznie poza ramy tego podręcznika. Możemy tylko stwierdzić, że »Iść« (Krzyż) i »Przyjść« (Zmartwychwstanie) wzajemnie przenikają się w swej głębi. Jezus jako Ukrzyżowany w dalszym ciągu jest tym Odchodzącym i zarazem jako Przebity z rozłożonymi rękami jest Tym stale Przychodzącym: w miłości, która dotrzymuje Jego przykazań wyraża się Jego Przyjście jako eschatologiczne dzianie się pośrodku świata” (porównaj szczególnie J 14,15-31).

Moją uwagę kiedyś, przed wielu laty zwróciły słowa Pana Jezusa: Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie (J 14,28-29).

Muszę wyznać, że u mnie – wskazanie przez Ratzingera ważności tej wypowiedzi Jezusa – wywołało podobną radość jak przed laty porównanie jednego z Ojców Kościoła Łukaszowej „padliny” do Chrystusa, chociaż opisał on to bez wskazania na kontekst paruzyjny, a jedynie eucharystyczny. Oba wątki odnajdujemy u Jana w zapowiedzi przyjścia. Wyraźnie oznaczony jest cel tak wczesnej (z naszego punktu widzenia) zapowiedzi: „aby wtedy uwierzyli”. Informacja, że „Ojciec jest większy” jest ważną uwagą do tajemnicy Jego osoby, gdy przyjdzie, ale nie jest konieczna dla istoty Jezusowego przesłania w tym kontekście.

Kilka słów do interpretacji wyrazów „gehen” – iść i „parusie” – przyjść. Otóż chciałbym w takim tłumaczeniu przedstawić myśl Ratzingera w świetle, w jakim zapisuje on swe wypowiedzi. Użyte przez niego „gehen” jest więc odniesieniem się do wiersza 28. Słowo to zostało przetłumaczone na język polski przez „odchodzę” (gr. hypago). Wyrażenie Gehen (das) to Chrystusowe „Iść”, oddaje więc potrzebę zastanowienia się nad słowem Pańskim, że odchodzi. Tym bardziej słowo kommen (przychodzę, przyjdę) – Przyjść. Ratzinger wskazuje na zastanowienie się nad czynnością Jezusa – „Iść”. Kardynał pisze też o „dojrzałej formie myśli” o przyjściu Pana, jaka ustaliła się pod koniec pierwszej fazy rozwoju chrześcijaństwa. Dojrzałej myśli w stosunku do obrazu Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach niebieskich. Czy nie wskazuje tu więc na „dojrzałość” słów Jezusa: „Przyjdę znów do was”?

A oto inne jeszcze słowa Pana Jezusa, do których odwołuje się Ratzinger, dając przecież przy tej okazji do zrozumienia, że jest wiele innych wypowiedzi Jezusa o tej samej wartości prorockiej.

Zapowiedź Pocieszyciela: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14,15-20).

Jest więc „jakiś dzień” spotkania, o którym mówił, aby uwierzyli.

Miłość objawiona: Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu? W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca” (J 14,21-24).

Jest to dzień objawienia się Uczniom, a nie światu.

A także: Posłannictwo Ducha. Pokój.

To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka! (J 14,25-27).

Duch Święty przypomni wszystko, co powiedział im o tym, że przyjdzie znów do nich. Pan spodziewa się, że to, co im powiedział, pójdzie w zapomnienie lub zostanie powierzchownie przeczytane. Zatraci niejako swoją wymowę. Będzie potrzeba przypomnienia tych Jego słów.

Jednak słowa Pana Jezusa znajdują swoje prorockie apogeum o odejściu i przyjściu w Jego wypowiedzi: Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał. Wstańcie, idźmy stąd! (J 14,28-31).

Spróbujmy wskazać na wagę powyższej wypowiedzi Jezusa. Znajdujemy w niej zapowiedź pewnej sytuacji, która ma nastąpić – On ma znowu przyjść. Jezus zostawia w Ewangelii św. Jana słowa o swojej miłości do Ojca, która wyraża się czynami: podjęciem z nakazu Bożego Męki i Śmierci na krzyżu, ale i czynu „przyjścia znów do was”, który nastąpi; to się stanie. Odejście Pana i Przyjście znowu jest scenerią, na którą wstępuje władca tego świata. Cóż jest takiego, że potrzebuje Pan Jezus stwierdzić, że nie ma on nic swego w Nim? Przecież wiadomo, że Zło nie ma „nic swego” u Pana. Można to będzie zauważyć „wtedy”, że Pan jest inny od władcy tego świata, „gdy przyjdzie” i jednocześnie nie móc uwierzyć, że to się stało, że przyszedł?

Występuje tu więc czas przeszły: „Ojciec nakazał”. Pan Jezus w Wieczerniku na koniec swej Mowy Pożegnalnej ujawnia przed apostołami najgłębiej utajniony nakaz od Ojca. To ma nastąpić (kiedyś). Nie jest ten nakaz usłyszany przez Uczniów bezpośrednim, raczej towarzyszącym głoszeniu Ewangelii o Zmartwychwstaniu, zadaniem apostołów. Mają głosić miłość Syna do Ojca, który czyni tak, jak mu Ojciec nakazał, ale niekoniecznie oznajmiać tę tajemnicę, że ma znowu do nich któregoś dnia przyjść. Tę tajemnicę zapisał jednak zupełnie wyraźnie Jan. Ktoś jednak rozciągnął nad tymi słowami jakąś chmurę.

Otóż „teraz” jest: odejście „teraz” jest nakazem Ojca, Ojciec „teraz” jest większy, „teraz” Jezus mówi o tym, co nadejdzie, co jeszcze będzie w przyszłości, w jakimś spotkaniu z nimi. W tej wypowiedzi zaistniał związek „teraz i wtedy, gdy to się stanie”.

Czas przyszły, najbliższy: nadchodzi władca tego świata i pozostanie na świecie. Pan idzie do Ojca.