Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Im dalej człowiek posuwa się w tak zwanym ulepszaniu ras i gatunków oraz wytwarzaniu nowych, tym większe przeszkody stawia na jego drodze Natura. Choroby i epidemie, nieznane w początkowym okresie jego bytowania na Ziemi, szerzą się pośród zwierząt domowych i gospodarskich, a pola uprawne są pustoszone przez chmary żarłocznych owadów. Hodowla rasowych koni staje się coraz trudniejsza i wymaga więcej zabiegów. Uprawiane ludzkimi rękami rośliny degenerują się, tracą soki życiowe i wtedy człowiek szuka pierwotnego naturalnego typu rośliny, ptaka lub zwierzęcia aby sztucznie zapłodnić gatunki wyhodowane przez siebie lub wyjałowione”.
Te słowa mogłyby paść podczas jednej z setek akcji urządzanych obecnie przez ekologów. Napisał je jednak ponad sto pięćdziesiąt lat temu Prentice Mulford – nieco zapomniany genialny amerykański samouk.
Mulford odegrał kluczową rolę w rozwoju popularnego prądu filozoficznego o nazwie New Thought. Jego zbiór esejów „Myśli to rzeczy” (z którego wybraliśmy 27 esejów) służył jako przewodnik po tym nowym „systemie wierzeń” i nadal cieszy się popularnością. Jego książki czytane były na całym świecie wszędzie tam, gdzie żywe były ideały bliskie amerykańskiej wierze wpływu człowieka na własny los.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 194
Wstęp
„Im dalej człowiek posuwa się w tak zwanym ulepszaniu ras i gatunków oraz wytwarzaniu nowych, tym większe przeszkody stawia na jego drodze Natura. Choroby i epidemie, nieznane w początkowym okresie jego bytowania na Ziemi, szerzą się pośród zwierząt domowych i gospodarskich, a pola uprawne są pustoszone przez chmary żarłocznych owadów. Hodowla rasowych koni staje się coraz trudniejsza i wymaga więcej zabiegów. Uprawiane ludzkimi metodami rośliny degenerują się, tracą soki życiowe i wtedy człowiek szuka pierwotnego, naturalnego typu rośliny, ptaka lub zwierzęcia, aby sztucznie zapłodnić gatunki wyhodowane przez siebie lub wyjałowione”. Te słowa mogłyby paść podczas jednej z setek akcji urządzanych obecnie przez ekologów. Napisał je jednak ponad sto pięćdziesiąt lat temu Prentice Mulford – zapomniany dziś, genialny amerykański samouk.
Przy omawianiu prądów mistycznych drugiej połowy XIX wieku wymienia się przede wszystkim Thomasa Carlyle’a, Ralpha Walda Emersona czy Phineasa Quimby’ego. Nie należy jednak zapominać również o Mulfordzie, który wniósł do dyskursu filozoficznego tamtych czasów powiew świeżości. Nie odebrał starannego wykształcenia, a prawdę powiedziawszy, uczył się sam. Podstawą jego twórczości była obserwacja burzliwego życia społecznego w Stanach Zjednoczonych, które właśnie dokonywały niezwykłego skoku cywilizacyjnego.
Imał się rozlicznych zajęć: był kucharzem okrętowym, polował na wieloryby, szukał złota, miedzi i srebra w Kalifornii. Ubiegał się (bez powodzenia) o fotel kongresmena w niższej izbie parlamentu Kalifornii. Swój pierwszy esej opublikował w roku 1863 w kalifornijskim piśmie „The Golden Era”. Przez pięć lat pracował jako dziennikarz, pisząc do różnych gazet. W kręgach intelektualnych San Francisco zyskał przydomek „króla cyganerii artystycznej” z powodu ostentacyjnego braku szacunku dla pieniędzy. W swojej autobiografii Mulford stwierdził wręcz, że „bieda zwiększa liczbę zwojów mózgowych”. Zasłynął z humorystycznego stylu pisania i barwnych portretów życia poszukiwaczy złota i marynarzy. W 1872 roku wrócił do Nowego Jorku, gdzie w latach 1875–1881 dał się poznać jako wydawca komiksów, autor wierszy i esejów oraz felietonista „The New York Daily Graphic”.
Mulford odegrał kluczową rolę w rozwoju popularnego prądu filozoficznego o nazwie New Thought. Jego zbiór esejów „Myśli to rzeczy” służył jako przewodnik po tym nowym „systemie wierzeń” i nadal cieszy się popularnością. W roku 1872 pisarz udał się do Europy. Dwa lata mieszkał w Anglii, zyskując materiał do nowych przemyśleń. Po powrocie podjął na nowo pracę jako dziennikarz nowojorskiego „The New York Daily Graphic”. Ustabilizowane, miejskie życie nie zadowalało go jednak. W lesie w New Jersey samodzielnie wybudował chatę, z której codziennie dojeżdżał do pracy. Tam też powstała większość jego esejów, z których wiele wydał własnym sumptem. Bez żadnej reklamy zyskał wielką popularność. Jego książki czytane były na całym świecie, wszędzie tam, gdzie żywe były ideały bliskie amerykańskiej wierze wpływu człowieka na własny los. Prentice Mulford umarł w 1891 roku w łodzi, którą właśnie zamierzał wyruszyć w podróż do Sag Harbor – miejsca swojego urodzenia.
Rozdział 1
Niektóre prawa siły i piękna
Nasze myśli kreują nasze oblicze i odciskają na nim niepowtarzalne piętno. Wpływają na ruch, postawę i kształt całego ciała.
Prawa piękna i doskonałego zdrowia są takie same. W pełni zależą od stanu uczuć lub też, innymi słowami, od właściwości tych myśli, które najczęściej biegną od nas ku innym i od innych ku nam.
Brzydota w wyrazie twarzy – czy to osoby starej, czy młodej – powstaje zawsze z nieświadomego przekroczenia jakiegoś prawa. Każdy znak zniszczenia w ludzkim ciele, każda forma jego słabości, wszystko, co niszczy człowieka, ma swoją przyczynę w jego dominującym nastroju i uczuciach. Natura obdarzyła nas czymś, co nazywamy instynktem, a co ja nazwałbym raczej wyższym rozsądkiem, ponieważ odsuwając się z niechęcią od wszystkiego, co brzydkie i zdeformowane, co nosi znamiona upadku, posługujemy się czymś subtelniejszym i doskonalszym niż instynkt. Wrodzony popęd ludzkiej natury każe nam unikać niedoskonałości i szukać czegoś chociażby względnie doskonałego. Nasz wyższy rozsądek ma słuszność, podsuwając nam uczucie obrzydzenia do zmarszczek i defektów, tak samo jak podsuwa nam je wobec brudnej i podartej odzieży! Ciało jest żywą odzieżą i jednocześnie narzędziem ducha. Pokoleniom przed nami wpajano od dzieciństwa, że nieuniknioną koniecznością, prawem ugruntowanym w niezmiennym porządku natury jest to, że nasze ciało po pewnym określonym czasie przekwitnie, straci powab i również umysł z biegiem czasu zgaśnie, odmawiając posłuszeństwa. Mówiono nam, że duch nie ma mocy sprzeciwić się temu i odrodzić ciała, że nie da się z pomocą wewnętrznych sił przekształcić je w nowe, ku nowemu życiu! Jednakże w nieuniknionym biegu natury nie leży wcale, by ciało ludzkie ulegało degradacji, podobnie jak w jej biegu nie leży też, aby ludzie jeździli dyliżansem, jak przed laty, a nie samochodem, jak dzisiaj, lub też, aby wiadomości posyłano przez gońców, a nie przez impulsy elektromagnetyczne.
Twierdzenie, co leży w zakresie praw natury, a co nie, byłoby arogancją wynikającą z głębokiej nieświadomości. Fatalnym błędem jest też spoglądanie na skrawek przeszłości, który mamy za sobą, jak na niezawodny drogowskaz wskazujący, co stanie się kiedykolwiek w wieczności. Jeżeli nasza planeta była niegdyś tym, o czym uczy geologia – pulsującą masą dzikich, nieokiełznanych i brutalnych sił, a formy roślinnego, zwierzęcego, a później ludzkiego życia były ordynarniejsze, pospolitsze niż obecnie – to czyż nie jest to znak, nadzieja, dowód większego wysubtelnienia, ku któremu dążymy – ba! – w które wstępujemy tu i teraz, w tej i w każdej godzinie? I czy to wysubtelnienie nie oznacza spotęgowania mocy, tej samej, która potęguje siłę żelaza w stali? I czy najwyższe, niemal nieznane dotąd siły, nie powinny jeszcze bardziej rozwinąć się w człowieku, w tę najsubtelniejszą organiczną całość, jaką znamy?
Tysiące myślących ludzi na całym świecie zadaje sobie w duchu pytanie: „Dlaczego musimy marnieć i tracić wszystko, co najlepsze, co nadaje życiu wartość, i to w momencie, gdy zdobyliśmy już doświadczenie i mądrość, najprzydatniejsze w życiu? Lato ledwie się zaczęło, lecz patrz: oto dni są już krótsze!”.
Wołanie to na początku artykułowane bywa zwykle szeptem. Modlitwa – życzenie – prośba tłumów najpierw jest tajemnym błaganiem. Pierwszy, który woła, nie odważy się nawet pobiec do sąsiada, obawiając się śmieszności. Lecz o jednej rzeczy można być głęboko przekonanym: każde pragnienie, pomyślane czy wypowiedziane, przybliża ku nam to, czego pożądamy, stosownie do intensywności pragnienia oraz rosnącej liczby pragnących. Duchowa energia jest kierowana na określone tory. W ten sposób zaczyna się ruch milczącej siły woli, która choć nie jest uznawana przez naukę, nadaje pragnieniom kształt. Miliony ludzi tęskniło po cichu do lepszych i szybszych środków komunikacji – i oto ujarzmiono parę i elektryczność. Wkrótce inne pytanie, inna zachcianka zażąda odpowiedzi i spełnienia – i są to pytania wewnętrzne, wewnętrzne zachcianki. W tych pierwszych próbach przybliżania pragnień, które są niejako wizjami, do rzeczywistości, pojawią się zapewne błędy, bezdroża, sytuacje bez wyjścia, tak jak na początku rewolucji technicznej zdarzały się zderzenia pociągów, eksplozje kotłów itd.
Wiek nasz jest dwojakiego rodzaju. Wiek naszego ciała i wiek naszego ducha. Duch ten przez miliony lat, poprzez niezliczone ciała i formy bytu, dojrzał do swego dzisiejszego stopnia świadomości i „zużył” wiele młodych ciał, niczym ubrań. Tymczasem to, co nazywamy „śmiercią”, jest tylko brakiem umiejętności utrzymania naszej cielesnej odzieży na zawsze, odradzania naszego ciała za pomocą życiodajnych pierwiastków. Im starszy, im dojrzalszy duch, tym łatwiej mu panować nad ciałem i przemieniać je według swojej woli. Dzięki tej duchowej sile możemy stać się piękni, zdrowi i mocni, godni miłości. Ale też za sprawą tej samej siły możemy bezwiednie zmienić się w istotę nędzną, chorą, słabą, odrażającą – przynajmniej w tym jednym wcieleniu. Jeżeli bowiem rozwój dąży do uszlachetnienia i doskonałości, wszystko musi przyjąć wyższe formy.
Tę magiczną siłę stanowią nasze myśli, które są tak samo rzeczywiste jak kwiat, drzewo lub owoc.
Myśli napinają bezustannie nasze mięśnie w rytm, który wypływa z istoty charakteru. Człowiek zdecydowany inaczej stawia kroki niż człowiek wahający się. Niezdecydowany ma niemrawe gesty, postawę, wolny sposób mówienia i ruchy ciała, które czynią go niezgrabnym, niezręcznym i nieudolnym. Członki ciała są niczym litery listu, który tworzony w pośpiechu zapisany jest pismem bezładnym i pełnym błędów, podczas gdy usposobienie zrównoważone formułuje pięknie zaokrąglone zdania, wyrażone ładnym, regularnym pismem.
Każdego dnia wstępujemy w jakąś nową fazę bytu, wcielamy się w jakąś inną, urojoną postać, a dominująca rola, którą najczęściej gramy, odbija się na naszej twarzy jak na masce właściwej tej roli.
Kto większą część swego życia narzeka, zawsze jest w złym humorze i, płacząc nad samym sobą, oddaje się prawdziwym orgiom niezadowolenia, ten zatruwa sobie krew, rujnuje rysy twarzy i niszczy bezpowrotnie cerę, wytwarzając w niewidocznym laboratorium ducha niewidoczny trujący element – myśl, która przyciąga z otoczenia, według nieuniknionego prawa, myśli podobne sobie. Oddać się we władzę rozdrażnionemu, gnuśnemu nastrojowi znaczy to samo, co otworzyć na oścież drzwi myślowym fluidom każdego rozdrażnionego, gnuśnego człowieka – a to oznacza nie co innego, jak naładowanie swojego wielkiego duchowego magnesu szkodliwymi, mającymi przeciwne znaki ładunkami i połączenie baterii myślowej ze wszystkimi ładunkami tego samego rodzaju! Kto myśli o kradzieży lub morderstwie, wchodzi przez tę myśl w duchowy związek z każdym mordercą i złodziejem na świecie!
Na złe trawienie w znacznie mniejszym stopniu wpływa samo pożywienie niż nastrój, w którym zazwyczaj spożywamy posiłek. Najzdrowszy chleb jedzony w gorzkim usposobieniu działa na krew jak trucizna. Gdy wszyscy siedzą w milczeniu przy rodzinnym stole z wymuszonymi, pełnymi rezygnacji minami, które zdają się mówić: „Cóż… trzeba to jakoś przetrwać”, kiedy głowa rodziny rozmyśla o kłopotach, z którymi boryka się jego firma, lub czyta gazetę, wchłaniając wszystkie morderstwa, samobójstwa i skandale, które zdarzyły się w ciągu ostatnich 24 godzin, kiedy pani domu rozpamiętuje wszystkie swe gospodarskie i wychowawcze troski – wówczas przy tym stole, od jednego krańca po drugi, pojawia się, wraz z potrawami, element zmartwienia, smutku i choroby, objawiając się w każdym organizmie jako rodzaj niestrawności!
Jeżeli dominującym wyrazem twarzy jest grymas, wówczas grymas przekształca się w myśli, chowające się za czołem. Gdy kąciki ust opadają, wówczas i myśli, które te usta artykułują i nad nimi panują, są mętne i ponure. Twarz jako pierwsza oddaje stan ducha, dlatego nic nie ma większej wartości niż pierwsze wrażenie.
Nastrój pośpiechu, który powstaje ze złego nawyku wyprzedzania myślami ruchów ciała, wpływa negatywnie na naszą sylwetkę. Człowiek stateczny, który nad sobą panuje, nigdy się nie spieszy. Koncentruje swoją wolę, swoją siłę, swój rozum na tym jedynym celu, ku któremu jego ciało, a więc narzędzie ducha, w tym jednym momencie zmierza. W ten sposób uczy się panować nad sobą, nabiera gracji w każdym geście, gdyż jego duch jest niepodzielnym panem jego ciała i członków – jest w nim, a nie w oddali, gdzieś na bezdrożach, spieszący bez wytchnienia, pełen troski o rzeczy odległe, które zdarzyć się mają dopiero po upływie godzin i dni.
Kto układa plan jakiegoś działania, przedsięwzięcia czy wynalazku, tworzy z niewidzialnych elementów coś, co jest równie rzeczywiste jak maszyna z żelaza czy stali. Plan ten, to przedsięwzięcie, przyciąga znów dla swego urzeczywistnienia niewidoczne siły, które w końcu je materializują. Kto zaś na odwrót – obawia się nieszczęścia, żyje w ciągłym strachu przed jakimś złem, oczekuje niepowodzenia, ten tworzy pewnego rodzaju myślowego upiora, milczącą siłę, która na podstawie tego samego prawa przyciąga pierwiastki szkodliwe.
Sukces i klęska opierają się na jednym prawie, które może służyć zarówno jednemu, jak i drugiemu, zupełnie jak ramię człowieka, które ratuje innego z topieli lub zabija uderzeniem sztyletu.
Myśląc, budujemy z niewidocznego materiału coś, co przyciąga do siebie siły – dla naszej pomocy lub szkody, stosownie do charakteru myśli, które wysyłamy. Kto cały czas myśli, że się zestarzeje, kto nosi zawsze w duchu swój obraz jako zgrzybiałego starca, do tego starość prędko przyjdzie.
Lecz ten, kto potrafi zobaczyć siebie jako człowieka pełnego młodości, siły i zdrowia, który okopuje się przeciwko legionowi ludzi przychodzących i mówiących mu, że się starzeje, że musi się zestarzeć – kto z tym mentalnym wizerunkiem potrafi się bez ustanku jednoczyć – ten pozostanie młody.
Musimy bez przerwy budować ideał samego siebie. W ten sposób przyciągamy pierwiastki, które pozwalają ten idealny obraz przybliżyć do rzeczywistości. Kto lubi myśleć o rzeczach mocnych, o górach, potokach, drzewach, przyciąga do siebie pierwiastki niezwykłej mocy.
Kto dzisiaj odbudowuje się w sile i pięknie, a jutro wątpi lub wraca do starych, powszechnie podzielanych przekonań, nie niszczy tego, co stworzył w swym duchu. Dzieło jego zatrzyma się tylko na jakiś czas – drzemie i oczekuje najbliższej godziny wzlotu.
Konsekwencja w myśleniu o pięknie, o sile, o młodości to fundament ich urzeczywistnienia. O czym najwięcej myślimy – tym będziemy. Pacjenci nie myślą: „Jestem silny”, lecz: „Jaki jestem słaby”. Ci z was, którzy mają kłopoty z trawieniem, nie mówią: „Chcę mieć zdrowy żołądek”, lecz: „Nie mogę nic na to poradzić!”. I rzeczywiście nie mogą – właśnie z tego powodu! Pielęgnujemy nasze własne choroby, chcielibyśmy, aby pochylano się nad naszym cierpieniem. Jeżeli cierpimy na jakieś uporczywe przeziębienie, w istocie to nasz kaszel błaga nieświadomie: „Dzisiaj jestem przedmiotem współczucia! O, jaki jestem godny litości!”. Przy odpowiednim leczeniu pacjent i całe jego otoczenie powinni stanąć przeciwko cierpieniu, uzbrojeni w mentalne wyobrażenie zdrowia: „Uzdrowienia są tak samo zaraźliwe jak choroby! Zaraźmy się zdrowiem, tak jak zaraża się ospą!”.
Czegóż nie oddaliby dorośli, aby mieć członki takie świeże i elastyczne, jakie ma dwunastolatek! Ciało, które wdrapuje się na drzewa, chodzi, skacze przez poręcze, które biega, ponieważ kocha bieg i ponieważ nic innego nie umie – tylko biegać. Gdybyż takie ciała można było fabrykować i sprzedawać, jakiż popyt miałyby u tych wszystkich korpulentnych kobiet i mężczyzn, którzy z trudem gramolą się z samochodów, niczym worki mąki! Dlaczego ludzkość z taką rezygnacją i prawie bez oporu przyjmuje na swe barki coraz większą ociężałość, ospałość, marazm, i to w swych najlepszych latach? Wydaje mi się, że zawieramy kompromis z upokorzeniami i nazywamy je… godnością! Oczywiście – mąż, ojciec, obywatel, wyborca, podpora państwa – nie powinien biegać, okładać się, skakać jak dziecko, ponieważ nie wypada!
Nosimy nasze słabości jak ornaty, co i raz utykamy i mówimy: „Tak jest, gdyż inaczej być nie może!”.
Tymczasem w naturze, w świecie, w ludziach i wokół nich objawia się coraz więcej możliwości! Przychodzą tak samo szybko, jak szybko uczymy się te nowe siły poznawać i nad nimi panować…
Lecz przeszkadza w tym jedna straszna cecha: lenistwo!
Rozdział 2
Myśli pozytywne i negatywne – aktywność i bierność
Twój umysł nieustannie oddaje swoją duchową energię (czyli myśli) i w tym samym czasie pobiera ją z otoczenia, niczym akumulator, który w tym samym momencie napędza silnik i czerpie energię z prądnicy. Gdy używasz swojej energii, mówiąc, pisząc lub podejmując jakikolwiek wysiłek fizyczny, działasz pozytywnie (jesteś aktywny). Jeśli jej nie używasz, znajdujesz się w fazie negatywnej (jesteś bierny). W tej drugiej sytuacji pobierasz/absorbujesz energię lub elementy duchowe, które mogą wyrządzić ci przejściową szkodę lub przynieść trwały pożytek.
Wszelkie zło ma jedynie tymczasowe konsekwencje. Jeśli myślisz pozytywnie, kurs, który obiorą twoje myśli, przez wszystkie koleje życia będzie ci się kazał piąć w górę, aż zaprowadzi cię do stanu pełnej satysfakcji.
Trująca atmosfera myśli istnieje tak samo realnie, jak realne są toksyczne opary arszeniku lub niektórych szkodliwych metali. Jeśli jesteś w negatywnej (absorbującej) fazie, wystarczy zaledwie godzina przebywania w jednym pomieszczeniu z osobami, których umysły są pełne zawiści, zazdrości, cynizmu lub przygnębienia, abyś wchłonął trujące „wyziewy” ich myśli i zapadł na chorobę ducha (woli). Zagrożenie jest tak samo realne jak to, które powstaje w kontakcie ze szkodliwym gazem, ale nieskończenie bardziej niebezpieczne, ponieważ jego działanie jest subtelne, a pełnia negatywnych skutków może się ujawnić dopiero kilka dni później, i zazwyczaj będzie wiązana z zupełnie innymi przyczynami.
To bardzo istotne, w jakim otoczeniu znajdujesz się w fazie negatywnej (w stanie bierności), ponieważ wtedy nieświadomie, niczym gąbka, chłoniesz myśli lub nastroje, które mogą wyrządzić zarówno umysłowi, jak i ciału wielką – choć przejściową – szkodę lub równie wielkie – ale trwałe – dobro.
Jeśli po kilku godzinach wysiłku, a więc znajdowania się w fazie pozytywnej, gdy wysyłasz energię, czyli się jej pozbywasz – czy będą to rozmowy biznesowe, praca przy komputerze, gotowanie, sprzątanie czy jakaś twórczość artystyczna – znajdziesz się od razu w zatłoczonym sklepie lub odwiedzisz chorego w szpitalu, weźmiesz udział w burzliwym spotkaniu lub trudnych negocjacjach z jakąś niemiłą osobą, złośliwą i pełną agresji, staniesz się wobec tych sytuacji negatywny (bierny) – będziesz chłonął chaos zabieganych ludzi w sklepie, melancholię chorego leżącego w szpitalu czy toksyczne myśli złośliwca, którego umysł jest mniej zdrowy lub mniej dojrzały niż twój.
Jeśli w takim stanie umysłu lub ciała znajdziesz się w tłumie zmęczonych, rozgorączkowanych czy podekscytowanych ludzi, nie przekażesz im swojej energii, bo masz już jej zbyt mało. Pojawi się za to niebezpieczeństwo bezwiednego absorbowania ich przyziemnych myśli, które mogą stać się dla ciebie poważnym obciążeniem. Gdy przyjmiesz za własną ich jakość myślenia, możesz w wielu sprawach zacząć myśleć tak jak oni i obrać ich punkt widzenia. Będziesz zniechęcony w sytuacji, w której wcześniej emanowałeś pełną energii nadzieją. Twoje śmiałe plany biznesowe, które jeszcze niedawno wydawały się pewne i łatwe do zrealizowania, staną się teraz odległe i ryzykowne. Będziesz bał się podejmować decyzje w sytuacjach, w których wcześniej wykazywałeś odwagę. Prawdopodobnie ogarnie cię brak stanowczości i w rezultacie kupisz to, czego tak naprawdę nie potrzebujesz, nie załatwisz czegoś, co niedawno wydawało ci się oczywiste, i podejmiesz decyzje, których byś nie podjął, kierując się własnym rozsądkiem, a nie chaotycznymi myślami tłumu wokół ciebie. Prawdopodobnie wrócisz do domu zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
W takich okolicznościach istotna może się okazać osoba, którą spotkałeś godzinę wcześniej – może przywieść cię do sukcesu lub porażki w bardzo ważnym przedsięwzięciu; od takiej osoby możesz wchłonąć myśl, która spowoduje diametralną zmianę planów.
Jeśli musisz wmieszać się w tłum ludzi o umysłach generujących myśli mniej lotne od twoich, rób to tylko wtedy, gdy masz najsprawniejszy umysł i ciało, i odejdź natychmiast, gdy poczujesz zmęczenie. Gdy jesteś silny, działasz niczym część magnesu o ładunku dodatnim, który odpycha szkodliwe myśli otoczenia. Gdy jesteś słaby, działasz niczym część magnesu o ładunku ujemnym, przyciągając je do siebie.
Ludzie myślący pozytywnie są zdobywcami i przywódcami, osiągają sukcesy, pewnie krocząc nawet wśród przeciwności losu. Nie jest jednak czymś korzystnym znajdowanie się cały czas w fazie pozytywnej, czyli wysyłania energii umysłowej – zbytnia pewność siebie często może prowadzić do odtrącenia wielu cennych pomysłów płynących z zewnątrz.
Musi się ponadto znaleźć czas na napełnienie rezerwuaru energii oraz myśli, aby znów nimi emanować. Im częściej następuje cykl rozładowania i naładowania owego rezerwuaru, tym lepiej. Osoba zbyt często przebywająca w fazie pozytywnej (aktywności) – obojętne, czy jest to kobieta czy mężczyzna – zwykle ma tendencję do natychmiastowego odrzucania pomysłów z zewnątrz i nie poświęca czasu na wysłuchanie konceptów, które zrazu wydawać się jej mogą absurdalne i ekstrawaganckie. Uważa, że to, co jej wydaje się nierozsądne, musi być nierozsądne dla wszystkich innych – takie umysły, o ile stale będą wykazywać takie mentalne usztywnienie, szybko wyczerpią zasoby swojej mentalnej energii.
Z drugiej strony osoba ciągle znajdująca się w fazie negatywnej (przyjmującej, biernej), która nie potrafi podjąć decyzji, która bezwiednie zgadza się ze wszystkimi rozmówcami, która zmienia plany lub nadrzędny cel, zniechęcając się czyimś szyderstwem lub pojedynczym słowem sprzeciwu, jest jak pojemnik zapełniający się błotem i śmieciami, które w końcu zatkają odpływ. Innymi słowami, osoba taka nie ma żadnego pozytywnego wpływu na otoczenie, a jej wszelkie przedsięwzięcia kończą się porażką.
Nastawienie pozytywne (aktywność) powinieneś wykazywać, kiedy masz do czynienia ze światem zewnętrznym, w którym spotykasz ludzi dominujących, z tego samego powodu, z jakiego pięściarz musi emanować pozytywną energią, gdy wkracza na ring. Gdy schodzisz z ringu, czyli przestajesz aktywnie działać, choćby na kilka godzin powinieneś przejść w fazę negatywną (bierności). Nie ma sensu toczyć duchowych bojów ze swoimi przeciwnikami w samotności – w ten sposób tylko tracisz na próżno siły.
Dlaczego Jezus tak często starał się unikać tłumu?
Ponieważ po wielu godzinach pracy (uzdrawiania, przemawiania lub dawania nadprzyrodzonych dowodów sprawowania kontroli nad elementami fizycznymi) jego ogromna moc skoncentrowanych myśli w fazie pozytywnej (aktywności) traciła swoją energię – przychodził czas na fazę negatywną (bierności), kiedy musiał opuścić tłum, aby nie wchłaniać przyziemnych, przygnębiających myśli.
Podobnie się dzieje, gdy osoba obarczona kłopotami przychodzi do ciebie i przez godzinę opowiada ci o swoich nieszczęściach i troskach, dosłownie zalewając cię niepokojem. Współczujesz jej, pragniesz pomóc, a kiedy odchodzi, twoje myślenie podąża za nią. W rezultacie twoja siła zostaje zmarnowana na jałowe współczucie, podczas gdy w przeciwnym razie mogłaby zostać zużyta na coś znacznie bardziej korzystnego dla ciebie i ogółu.
Żaden mówca na godzinę przed publicznym wystąpieniem nie pójdzie pomagać robotnikowi nosić worki z cementem, gdyż tym sposobem osłabiłby całą swą siłę, inteligencję i natchnienie. W tym czasie jego umysł mógłby dokonać pracy, która pośrednio lub bezpośrednio przyniosłaby ulgę w znoju nie jednemu robotnikowi, lecz tysiącom. Kto bezustannie przebywa w tłumie, w sposób nieunikniony marnuje dużo ze swych sił.
Najszkodliwsze zaś są stałe kontakty z osobami znajdującymi się na niższym poziomie duchowego rozwoju, ponieważ w stanie bierności, który zawsze nieodzownie wraca, ulegamy wtedy mniej cennym jakościowo fluidom, bez względu na to, jakie stosunki wiążą nas z tymi osobami – czy jest to brat, syn czy mąż. Z dwojga ludzi, którzy chociaż związani uczuciem, należą do dwóch różnych duchowych sfer, natura subtelniejsza i bardziej wartościowa będzie zawsze poszkodowana, ponieważ jest bardziej wrażliwa, a co więcej natura niższa przyjmie tylko pewną część tego, co w jej stronę wysłano. Reszta przepada, nie przynosząc żadnego pożytku.
Czy jeśli uporczywie wchłaniasz element strachu lub niezdecydowania, będziesz działał w swoim interesie z właściwą sobie pewnością siebie, odwagą, energią i determinacją?
Nie ma znaczenia, jaka relacja łączy cię z daną osobą – czy chodzi o rodzica, brata, siostrę, żonę czy przyjaciela. Jeśli jej rozwój umysłowy jest na niższym poziomie niż twój, nie może ona widzieć otoczenia w taki sam sposób jak ty i jest bardzo prawdopodobne, że ciągły kontakt z nią przyniesie ci szkody mentalne, zdrowotne czy biznesowe. W Drugim Liście do Koryntian św. Paweł pisze: „Nie ciągnijcie nierównego jarzma”.
Wiadomo, że spośród dwóch osób żyjących stale razem, ale znajdujących się na różnych poziomach rozwoju, jedna poniesie szkody i będzie to zawsze ta o „lepszym” umyśle – to on zostanie obciążony, okaleczony i spętany przez przyziemne myśli „gorszego” umysłu. Jeśli prowadzisz działalność biznesową lub pozostajesz w związku z kimś, kto jest ciągle zdenerwowany, podniecony, drażliwy, kto nie umie odpoczywać, zawsze o coś się martwi i cały dzień, od rana do wieczora, żyje w pośpiechu, to nawet jeśli dzielą was setki mil, a ty jesteś w fazie negatywnej (biernej), umysł tej osoby będzie na ciebie szkodliwie oddziaływał. Bowiem tak czy tak wyśle ci ona sporo z rezerwuaru swoich pospolitych mentalnych treści, które, ustawicznie niepokojąc twój umysł, z czasem przyniosą ogólne osłabienie organizmu.
Właściwy związek ma kluczowe znaczenie dla osiągnięcia sukcesu, zdrowia i szczęścia. W tym przypadku „związek” oznacza coś o wiele większego niż fizyczną bliskość ciał.
Nawiązanie bliskości z jakimś człowiekiem zależy od psychicznej intensywności, z jaką się nim interesujemy – oddalenie ciała w przestrzeni, nawet znaczne, nie jest istotne – odległość w niewidzialnym świecie myśli jest niewielka. Jeśli pozostaje się przez jakiś czas w związku z osobą o niższym poziomie mentalnym, nie da od razu zamknąć na jej wpływy: jej umysł nadal działa na twój, wysyłając ci jeszcze bardziej negatywne i szkodliwe fale. Musisz nauczyć się je zapominać, aby uniknąć szkód mentalnych. To musi być proces stopniowy. Zapominając, przecinasz niewidzialne więzy łączące cię z daną osobą, poprzez które następował przepływ szkodliwych dla ciebie elementów.
Brzmi chłodno, okrutnie i bezdusznie? Ale jaka jest korzyść z tego, że dwie osoby tak są ze sobą powiązane w myślach lub pamięci, że jedna lub obie ponoszą szkody – w tym samym czasie lub jedna po drugiej? Umysł wyższy zostaje zraniony i wiele osób z tego powodu nie osiąga pozycji, na którą zasługuje. Z tej samej przyczyny pojawiają się choroby, brak energii, niemoc. Element destrukcyjny, wysłany przez kogoś innego i wchłonięty przez ciebie, może zmaterializować się w substancji fizycznej, a także objawić w postaci niezdrowego i nadmiernego otłuszczenia, obrzękniętych kończyn lub innych zewnętrznych oznak chorobowych. W takim przypadku twoje ciało staje się niezdarne i bezwolne – i nie twoje, lecz należące do innej osoby, z którą pozostajesz w niewłaściwym związku; proces ten trwa rok za rokiem, a ciało, które nosisz, staje się w końcu zbyt ciężkie, aby mógł je unieść twój duch. Twoi znajomi uważają, że jesteś „martwy”, ale to nieprawda: po prostu ugiąłeś się pod ciężarem, którego nie potrafisz już udźwignąć. Nawet lektura książki, która cię zainteresuje, bo mocno czerpie z twojej relacji psychicznej lub fizycznej z osobą znajdującą się na niższym poziomie rozwoju, może, jeśli przeczytasz ją w fazie negatywnej, czyli absorbującej, przynieść jakąś formę fizycznych lub psychicznych dolegliwości. Taka książka jest bowiem reprezentacją umysłu osoby, której historię zawiera, oddziałując na twoją historię i wprowadzając w twoje myśli wszystkie chorobliwe i niezdrowe stany tej osoby, które na pewien czas w tobie osiadają i pasożytują.
Niewłaściwe jest również czytanie „dla wytchnienia”, a więc w stanie biernym, oddziałujących na emocje romansów, przejmowanie się dziejami bohaterów i wchłanianie w momencie własnej słabości ich losów.
Szczególną bierność należy zachować podczas jedzenia. Przyjmując pożywienie, tj. materiał odbudowujący nasze ciało, czyńmy to zawsze w spokojnym, pogodnym nastroju! Bo jednocześnie jeść i kpić z innych, dyskutować lub rozmyślać o interesach, to znaczy być pozytywnym w momencie, gdy wskazana jest zupełna negatywność. I nieważne, czy kpiny te bądź dysputy odbywają się tylko w myślach, czy też ujawniają się na zewnątrz. Szkodliwe jest również, gdy jakaś osoba, siedząca za stołem, opanowana jest przez nastrój, przeciwko któremu trzeba się wewnętrznie zbroić, który trzeba tolerować – wszystko to jest marnowaniem siły, jest aktywnością, stanem pozytywności! Tylko ludzie, którzy darzą się najczystszą sympatią, powinni razem zasiadać przy stole.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki