Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niektórych uczuć nie da się rozszyfrować
Lena Lasota to tłumaczka oraz koordynatorka projektów w jednym z najbardziej prestiżowych wydawnictw w kraju. Jej życie osobiste jest poukładane i wydaje się, że nic nie może zaburzyć panującej w nim równowagi. Przynajmniej do czasu... Kiedy w zastępstwie za kolegę Lena zgadza się napisać tekst o popularnym wokaliście, Natanie Zawadzkim, nie spodziewa się, że to zlecenie wywróci jej świat do góry nogami.
Zapatrzony w siebie muzyk szybko zachodzi Lenie za skórę, a ona nie waha się opisać swoich wrażeń w ostrym artykule. Przypadkowa znajomość nieoczekiwanie przeradza się w prawdziwy rollercoaster emocji. Jakby tego było mało, do wydawnictwa Leny dołączają nowi pracownicy. A jeden z nich zdaje się celowo przysparzać jej zmartwień… oraz rumieńców.
Paparazzi, natrętny wokalista i gorące, sprzeczne uczucia stają się nieodłączną częścią życia Lasoty. Już niebawem Lena przekona się, że nienawiść oraz miłość dzieli bardzo cienka granica. Pytanie tylko, czy warto ją przekraczać.
Zamknęłam się na ludzi, głównie z zewnątrz. Interesowała mnie praca, wykonywanie swoich obowiązków, dziewczyny i spokój. Spontan był czymś niebezpiecznym.
Nieoczekiwane rzeczy były niebezpieczne.
A tak się składa, że to Natan był tą niewiadomą, która mogła w jednej chwili obrócić mój świat w nicość, a jednocześnie wprowadzał do niego nowe kolory.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 367
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Milena Kwiatkowska
Przetłumacz mnie
Dla wszystkich tych, którzy są zagubieni w swoich uczuciach.
♥ Miło mi Cię poznać – Vini Vinci
♥ Beautiful Mess – Kristian Kostov
♥ Take away – The Chainsmokers, ILLENIUM ft. Lennon Stella
♥ VOICES – Ben Schuller
♥ Na niebie – Oskar Cyms
♥ Doba Hotelowa – Veason
♥ Dandelions – Ruth B.
♥ THE ONE – Luke Baker
♥ Rewrite the Stars – Anne-Marie & James Arthur
♥ What I Put You Through – Connor Maynard
♥ Sinusoida – Filipek ft. Nel
♥ Let Her Go – Passenger
♥ Lonely – Justin Bieber & benny blanco
♥ Nie warto umierać dla mnie – Mejt
♥ Treat You Better – Shawn Mendes
♥ Without Me – Halsey
♥ Motyle – Sylwia Grzeszczak
♥ I hate u, i love you – Gnash ft. Olivia O’Brien
Cudze zadanie
30 kwietnia
Gabinet dyrektorski wydawnictwa Ł&S Kameccy,
filia w Zielonej Górze
– …Zmierzając do meritum. – Szef skrzyżował ręce i posłał mi zaciekawione spojrzenie. – Myślę, że fuzja przyniesie nam wiele obustronnych korzyści. A ty jak uważasz, Leno?
– Och… Nie rozumiem, dlaczego moje zdanie miałoby cokolwiek zmienić w tej kwestii, panie Syriuszu. – Rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho i spojrzałam niepewnie na swojego pracodawcę. Biłam się z myślami. Byłam lekko zdenerwowana tą sytuacją, bo nie lubiłam wypowiadać się w kwestiach decyzyjnych, choć paradoksalnie moja praca właśnie na tym polegała.
Biuro szefostwa utrzymane było w dość stonowanych, idealnie dopasowanych do siebie barwach. Królowało tu bordo na ścianach oraz dywanach, a ciemny brąz pokrywał podłogę i meble. Na środku pomieszczenia stało masywne dębowe biurko, na którym piętrzyły się sterty papierów, obok których znajdowały się monitory i drukarka. Po dwóch przeciwnych stronach mieściły się dębowe fotele. Po bokach przestronnego okna, zajmującego praktycznie większość ściany, znajdowały się regały wypełnione książkami i segregatorami w rozmaitych barwach. Biuro wyglądało jak wyjęte ze starych filmów rodem z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych. Ale taki był już styl pana Kameckiego, klasyczny.
– Pomimo młodego wieku odniosłaś już sporo sukcesów. Twoje tłumaczenia powieści cieszą się dużym powodzeniem. Jesteś jednym z naszych najlepszych pracowników, bardzo liczymy się z twoim zdaniem. – Trzymając czarny długopis w dłoni, objął gestem całe pomieszczenie w celu podkreślenia wagi swoich słów.
– Dziękuję za tak miłe słowa, z tym, że fuzja jest bardzo poważną decyzją… a ja nie chcę być złym prorokiem. – Spuściłam wzrok na kolana i zacisnęłam ręce na materiale ubrania. – Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł, ale to jest tylko moje zdanie. Nie chcę mieć dużego wpływu na jakąkolwiek z decyzji, ponieważ konsekwencje mogą być różne w skutkach – odparłam ostrożnie, podnosząc głowę.
Szczerze powiedziawszy, obawiałam się tej fuzji, odkąd Łabędzie Pióro wystąpiło z taką propozycją. Miałam co do tego złe przeczucia, bo nie darzyliśmy się sympatią.
– Rozumiem. Chciałem poznać twój punkt widzenia, ponieważ musimy obmyślić strategię na najbliższe miesiące dla naszego wydawnictwa – powiedział szef, posyłając mi szczery, ciepły uśmiech, po którym się rozluźniłam. – Czy masz jeszcze jakieś spostrzeżenia na ten temat?
– Nie wydało się panu dziwne, że Piotr Łabęcki, który zawsze konkurował z nami na różnych płaszczyznach, chce połączyć siły? – Spojrzałam na pana Kameckiego. – Łabędzie Pióro rywalizowało przecież z nami o wywiady z autorami na wyłączność, mieliśmy także ostatnio spory o licencje na tłumaczenie książek – wspomniałam o najbardziej niepokojących mnie kwestiach.
– Tak, niemniej jednak Łabędzie popłynęły ostatnio z kilkoma tytułami i fuzja jest niczym innym jak błaganiem o pomoc. – Szef wstał i podszedł do okna, spoglądając gdzieś w dal. – Łącząc siły, moglibyśmy więcej środków zainwestować w nakłady dobrych tytułów, co przyniosłoby nam większe zyski.
– Z tym że te zyski i tak zostałyby podzielone po równo między dwie firmy, więc wyszlibyśmy na to samo. Mylę się? – Spojrzałam na pana Syriusza, próbując wyczytać z jego oczu, skąd brał się ten stoicki spokój, tym bardziej że mówiliśmy o naszej wieloletniej konkurencji.
– Niekoniecznie, ponieważ mając więcej pracowników, moglibyśmy wydać kilka tytułów jednocześnie. – Szef odwrócił się i podszedł z powrotem do biurka. – Poza tym myślę, że podzielilibyśmy się zyskami przynajmniej w stosunku sześćdziesiąt procent dla nas, czterdzieści dla nich.
– Rozumiem, a czy reszta wydawnictwa została o tym poinformowana?
– Chcieliśmy najpierw poznać zdanie koordynatorów. Zwróciłaś uwagę na kilka ważnych aspektów, tego mogłem oczekiwać od mojej ulubionej koordynatorki! – Pan Syriusz zbliżył się do biurka i wzrokiem szukał czegoś na ekranie jednego z monitorów. – Pytałaś ostatnio o dni urlopu do wykorzystania. Z tego, co widzę, jest ich dokładnie dziewiętnaście – odparł, po czym powrócił do mnie wzrokiem. – Wraz z żoną podjęliśmy decyzję, że od teraz przyznamy ci dodatkowe pół dnia za każdy przepracowany miesiąc.
Zatkało mnie.
– Wykonujesz dużo pracy w krótkim czasie i często też zabierasz tłumaczenia ze sobą do domu, tak że myślę, że to słuszna i sprawiedliwa decyzja.
– Dziękuję bardzo, ja… nie wiem, co powiedzieć. Naprawdę jestem wdzięczna…
Zaniemówiłam. Chwilę zajęło mi pozbieranie myśli i sklecenie sensownej odpowiedzi. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Nigdy nie przypuszczałam, że w wieku osiemnastu lat dostanę się do tak potężnego wydawnictwa, a tym bardziej że zajdę tak daleko. A to wszystko w ciągu niespełna trzech lat.
– W pełni na to zasłużyłaś… – Podał mi teczkę z papierami. – Proszę, to rzeczy do przepracowania w tym miesiącu, liczę na to, że rozsądnie podzielicie obowiązki między swoich kolegów i koleżanki. – Uśmiechnął się. – To wszystko, możesz wracać do swoich zajęć.
Wyszłam z biura i odetchnęłam z ulgą. W jednej chwili cały stres uleciał ze mnie i poczułam się lżejsza o kilka kilogramów. Kiedy Amanda powiedziała, że szef chce się ze mną widzieć, pierwsze, co pomyślałam, było to, że zrobiłam coś nie tak. Wizja utraty pracy przemknęła mi przed oczami. Tak się na szczęście jednak nie stało. Na wciąż miękkich nogach skierowałam się w stronę łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Wyglądałam, jakby mnie z krzyża zdjęli, ale no cóż, nie codziennie ma się poważną rozmowę z szefem. Z kosmetyczki, którą miałam w torebce, wyjęłam przenośną, małą szczotkę do włosów. Moje brązowe włosy jak zwykle zaczęły się plątać przy końcach. Poprawiłam także koszulę, a zwłaszcza ten kołnierzyk, który spuszczony na chwilę z oczu, zawsze odstaje we wszystkie strony świata. Nie wiem, jak to działa, ale nieraz wydaje mi się, że moje ubrania żyją własnym życiem.
Po kilku minutach byłam już na dole, w głównej sali naszego wydawnictwa. Jasnoniebieskie ściany z samego rana w świetle lamp zdawały się białe niczym mgła. Rzuciłam okiem na pomieszczenie, wszyscy siedzieli przy swoich biurkach w skupieniu, a ja jakby nigdy nic podeszłam do tablicy stojącej na środku sali. No to zaczynamy zabawę.
– Kochani, mamy już listę zadań na czerwiec! – krzyknęłam, podrywając wszystkich z miejsc. – Podejdźcie tu, omówimy wszystko i rozdzielimy zadania.
– Jak dużo tym razem? Jesteśmy w połowie kwietniowo-majowej rozpiski – odezwał się męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Przemka, wysokiego szatyna, jak zwykle ubranego na czarno. Nieco przydługie włosy przysłaniały mu lewe oko.
– Ostatnio ledwo wyrobiliśmy się z komiksami – mówiąc to, oparł się o stojące obok biurko.
– My też ledwo się wyrabiamy, słońce – odpowiedziała Żaneta, piorunując go spojrzeniem. To kobieta odpowiedzialna za dział redakcji, a zarazem moja najlepsza przyjaciółka. Na jej barkach zawsze spoczywają tysiące treści, które trzeba przeczytać kilkakrotnie i poprawić ewentualne błędy. – Więc mógłbyś przestać ze swojej łaski narzekać – mówiąc to, poprawiła blond kosmyk i powróciła do zabijania Przemka wzrokiem.
– Ja narzekam? Śmieszne jest to, że przez was wszystko wydajemy z opóźnieniem. – Szatyn skrzyżował ręce na piersiach i stanął naprzeciwko Żanety. – Obijacie się coś ostatnio przy tych słownikach, dziewczynki.
Na sali nastała cisza, atmosfera zaczęła się zagęszczać. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Zaczęłam się zastanawiać, czy to był przebłysk odwagi, czy najzwyczajniejsza w świecie głupota. Przecież to była Żaneta. Jedna z tych osób w wydawnictwie, z którymi się nie zadziera. Szczerze zrobiło mi się żal biedaka.
– Gdybyś nie robił tyle błędów podczas tłumaczeń, to nie byłoby tylu opóźnień – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym podeszła do niego i przyjęła tę samą pozę, przyjmując jego wyzwanie. – Czy chcesz coś jeszcze dodać, chłopczyku?
Na te słowa Przemek odwrócił głowę w drugą stronę w akcie obrazy, a wszyscy zgromadzeni zaczęli się śmiać.
– Ach… – westchnęłam, łapiąc się za głowę.
W tym samym momencie podszedł do mnie Amadeusz, jak zwykle pojawił się znikąd, zabierając część kartek, i zaczął zapisywać informacje na tablicy.
Najgorsze dopiero przed nami. Musimy z chłopakami dokładnie przemyśleć, komu przydzielić jakie zadanie, tak aby nie było większych spięć i problemów. Nasza ekipa, choć spora, była dosyć zgrana, jednak jak to w każdym zakładzie pracy pojawiały się zgrzyty między pracownikami. Ogarnięcie takich konfliktów, aby nie przerodziły się w wojnę atomową, również było naszym zadaniem. Skrzyżowałam ręce na piersiach. Spojrzałam na wszystkich wpatrujących się we mnie w oczekiwaniu, jakbym była co najmniej jakimś kosmitą.
– Dobrze więc – zaczęłam i rozejrzałam się dookoła, aby upewnić się, że wszyscy słyszą to, co do nich mówię – do trzydziestego maja planujemy zakończyć bieżące projekty. Z tego, co pamiętam, to były dwa zupełnie nowe polskie tytuły, trzecia część amerykańskiej sagi i kilka komiksów do przetłumaczenia. Jak wygląda sytuacja?
– Z komiksami jesteśmy na czwartym z ośmiu, ale powinniśmy się na spokojnie wyrobić – powiedział Przemek, poprawiając grzywkę.
– Jak stoimy z korektą, Żaneto? – spytałam, skreślając z listy w notesie zakończone pozycje, równocześnie ze mną robił to Amadi, na tablicy.
– Wszystkie komiksy mamy korektorowane na bieżąco. Ale rozdziałów książek jeszcze nie dostałyśmy do sprawdzenia. Możemy poczekać jeszcze góra kilka dni, inaczej się nie wyrobimy – powiedziała brązowooka blondynka, sprawdzając swój grafik na tablecie.
– Kto jest zajmuje się tymi tytułami? – Rozejrzałam się po sali, szukając ludzi, którzy byli odpowiedzialni za przepisanie pierwowzorów, i grafików, którzy mieli skończyć projektować okładki.
– Miłość na krańcu tęczy Teresy Miłkowskiej jeszcze dziś trafi do edycji, Arek kończy przepisywać dwa ostatnie rozdziały i podziękowania. Jeśli chodzi o Kartki z pamiętnika Amadeusza Krockiego, potrzebujemy jeszcze góra dwóch tygodni, Majka robi co w jej mocy – odezwał się Robert, sprawdzając informacje w swoim notesie.
– Rozumiem. – Spojrzałam jeszcze raz na kartki papieru w swoich dłoniach. – Robercie, przydziel kogoś Mai do pomocy, bo inaczej nie wyrobimy się z edycją – wydałam polecenie, na co mężczyzna kiwnął twierdząco głową.
– A co z okładkami? – odpowiedział Amadi, podchodząc do mnie.
Oddałam mu kartki i zajęłam jego miejsce przy tablicy, przyglądając się z dumą naniesionym informacjom. Byłam szczerze zadowolona z ciężkiej pracy, jaką wszyscy wykonaliśmy.
– Okładki już dawno skończone, bez obaw. To tylko kwestia wyboru, która jest lepsza – powiedział zza swojego biurka Mariusz, blondyn z nastroszonymi włosami. Wyjął z drukarki projekty polskojęzycznych okładek i zaczął wymachiwać nimi w powietrzu.
– A jak dział tłumaczeń? Macie skończoną trzecią część American Steps? – Brunet rozejrzał się po sali, szukając twarzy z działu tłumaczeń anglojęzycznych, mojego działu. – Lucy?
– Tłumaczenie będzie gotowe niedługo – odpowiedziała wysoka blondynka w okularach, w różowym sweterku i ołówkowej spódnicy w tym samym kolorze. W filmie Barbie dostałaby główną rolę.
– Super. – Rzuciłam okiem na zadowoloną minę Amadeusza, który jak zwykle wygłaszał swoją moralizatorską przemowę, co kiedyś wydawało mi się głupie, ale po czasie zrozumiałam, jak wielką miało moc. – Jesteście świetni, naprawdę! Z tego, co widzę, również artykuły są gotowe do publikacji – mówił, przechadzając się w tę i z powrotem. – Jesteśmy daleko do przodu z naszymi planami, co oznacza, że począwszy od dzisiaj, wiosna, jak i całe lato, będą dla nas luźniejszym okresem.
Nagrodziliśmy swoich kolegów brawami. Chwilę później wszyscy klaskaliśmy i uśmiechaliśmy się do siebie. Współpracownicy wiwatowali i najzwyczajniej w świecie się cieszyli. Za to właśnie kochałam to wydawnictwo. Byliśmy jedną wielką rodziną. Razem pracowaliśmy na swoje sukcesy i razem odbieraliśmy za to laury. Tu nie było ludzi ważnych i ważniejszych. Każdy się tu liczył, niezależnie od pozycji, i każdy kochał to, co robił.
– Zostało nam do trzydziestego czerwca jedynie zakończyć tytuły majowe. Otrzymaliśmy do przetłumaczenia artykuły o zagranicznych pisarzach – powiedziałam, oddzielając kreską na tablicy informacje. – To około dwudziestu tekstów. Mamy także za zadanie napisanie kilku artykułów o polskich gwiazdach muzycznych, które planują w niedługim czasie wydać u nas swoje książki biograficzne. Priorytetem jest recenzja koncertu Natana Zawadzkiego, ponieważ za niedługo odbędzie się premiera jego kolejnego albumu… – mówiłam, przewracając kartki w notesie i zapisując wszystko na tablicy – …do tego dwa wywiady z polskimi autorami i jedna krótka powieść do przetłumaczenia, niecałe sto stron z języka angielskiego pisane wielkim fontem i dwa ostatnie komiksy z obecnie przerabianej serii.
– Komiksy to moja bajka, zostaw to mnie i naszemu działowi – powiedział Przemek, podnosząc rękę, jakby zgłaszał się do odpowiedzi, po czym jak gdyby nigdy nic podszedł, z uśmiechem zabierając ode mnie kartkę z tytułami.
– Tylko tym razem nie narób błędów. – Żaneta spiorunowała go wzrokiem, teatralnie łapiąc się za biodra.
– Tak, tak, mamusiu – skwitował wysoki szatyn i udał się do swojego biurka.
Popatrzyłam na tę dwójkę z uśmiechem. Coraz częściej okazywali zainteresowanie sobą nawzajem. Będę musiała potem złapać Żankę i wybadać, co się dzieje w życiu miłosnym mojej przyjaciółki.
– My weźmiemy artykuły angielskie. – Różowy rękaw mignął mi przed oczami. Chwilę później blondynka w okularach przeglądała swoje zlecenia i przekazywała kartki stojącym obok Damianowi i Sabinie, którzy pracowali z nami w dziale tłumaczeń anglojęzycznych.
– Arek, Lucjan i ja zajmiemy się polskim show biznesem – wtrącił Robert, poprawiając okulary, po czym ponownie zagłębił się w kartkach swojego notesu. Postawny czterdziestolatek był zaraz obok szefa najstarszym pracownikiem w naszej firmie. Robił za naszego wydawniczego wujka.
– My z Samantą możemy przeprowadzić wywiady – zadeklarował brązowooki szatyn stojący obok mnie, na co przekazałam Amadiemu kartki z wytycznymi.
– Dobrze, w takim razie ja zajmę się powieścią, bo tylko to nam zostało… A i został jeszcze koncert – stwierdziłam speszona i zaskoczona, że przeoczyłam coś tak ważnego. – Gdzie Eryk? Zwykle to on zajmował się recenzjami i pracą w terenie? – zapytałam, zerkając na ludzi z działu dziennikarskiego.
– Eryk jest na zwolnieniu lekarskim, już ostatnio coś go rozbierało. Widać grypa żołądkowa rozłożyła go na dobre.
Spojrzałam na nietęgą minę Roberta i już wiedziałam, że mamy problem.
– Co w takim razie możemy zrobić z tym faktem? – Spojrzałam na Amadeusza i innych ludzi z działu dziennikarskiego, licząc na to, że zgłosi się jakiś chętny. W końcu to oni byli odpowiedzialni za wszystko, co związane z tą materią, i zajmowali się także prowadzeniem strony naszego wydawnictwa. Mój błagalny wzrok oczu ze Shreka nie zrobił oczywiście na nikim wrażenia. – Żadnych wolontariuszy?
– Mamy za dużo pracy, gdyby nie te wywiady… – Samanta westchnęła, spoglądając na listę.
– A może ty byś się tym zajęła?
Zaskoczona pytaniem, brzmiącym bardziej jak stwierdzenie, odszukałam wzrokiem Amadiego, który lekko się uśmiechnął.
– Ale ja nie mam doświadczenia w pisaniu recenzji… – Czerwona lampka zaczęła migać mi w głowie.
– Poradzisz sobie! – powiedziało jednocześnie kilka osób, po czym wszyscy rozeszli się do swoich biurek, a ja stałam skołowana i zastanawiałam się, w co ja się wpakowałam. Czyli zostałam z tym sama. Powiedzmy sobie szczerze, wrobili mnie.
Po zebraniu, wraz z Amadeuszem, który równocześnie był drugim koordynatorem, sprawdziłam ponownie zapisane treści i przydzielone do nich osoby. Rutynowo przejrzałam także grafiki urlopów i zaniosłam je wraz z naniesionymi uwagami współpracowników do Amandy. Tomek, ostatni z naszej trójki koordynatorów, podobnie jak Eryk był na chorobowym, dlatego musieliśmy przejąć część jego obowiązków i podwładnych.
Zapukałam do śnieżnobiałych drzwi sekretariatu znajdującego się na drugim piętrze. Przywitał mnie znajomy głos:
– Wchodź śmiało, Leni.
– Cześć, kochana, przyniosłam ci trochę papierków. – Rozejrzałam się bacznie po pomieszczeniu, mój wzrok zatrzymał się na drugim pustym biurku. – Emilii nie ma?
– Musiała wyjść wcześniej, bo dostała telefon ze żłobka, że mały źle się czuje. Tak że wszystko zostało na mojej głowie. Wiesz, jak bardzo lubię papierologię. – Kobieta roześmiała się, wskazując na piętrzące się sterty papierów dookoła. – Pokazuj, co tam dla mnie masz, i mów, jak było na dywaniku.
Amanda była czarnowłosą pięknością. Miała kształtną figurę, którą zawsze podkreślała obcisłymi ubraniami. Jej włosy, choć sięgają do ramion, zawsze były idealnie ułożone w przeróżne fryzury. Odkąd zaczęłam pracę w wydawnictwie, przypadłyśmy sobie do gustu. Mimo że w wielu kwestiach się różniłyśmy, to zawsze pomagała mi ze wszystkim. To właśnie ona wdrożyła mnie w działanie firmy. Była pięć lat ode mnie starsza, ale szybko złapałyśmy dobry kontakt. Razem z Żanetą tworzyłyśmy zgrane trio. W wydawnictwie mówiono o nas trzy muszkieterki. Nie widziałam podobieństwa, ale nie zamierzałam nigdy się z tym spierać.
Opowiedziałam przyjaciółce o całej sytuacji z recenzją. Amanda jak zwykle obdarzyła mnie szerokim uśmiechem i powiedziała, że zawsze służy pomocą. Po tej rozmowie byłam nieco spokojniejsza, jednak dziwny niepokój gdzieś tam w głębi pozostał. Nie byłam dziennikarką. Jak miałam napisać artykuł?!
Pechowy koncert
Po całym dniu pracy marzyłam o gorącej herbacie i prysznicu. Z radością przekręciłam zamek w drzwiach i zdjęłam te cholerne czarne szpilki. Okej, są ładne, wyszczuplają optycznie nogi, ale nie czuję swoich kończyn. Nie wiem, jak niektóre kobiety mogą chodzić w nich codziennie. Halo, macie nogi z kamienia? Gdyby nie obowiązujący w piątki dress code, przyszłabym w tenisówkach.
Położyłam torebkę na szafce i ruszyłam do kuchni. Wstawiłam wodę i rozejrzałam się po mieszkaniu w poszukiwaniu mojego kota.
– Irys, kici kici, gdzie jesteś? – zawołałam, ale nie musiałam długo szukać.
Puchata, szara kulka z opuszczonymi uszami siedziała obok przewróconej doniczki z moim kaktusem i czarnej piaskownicy na podłodze.
– Irys, naprawdę! – Ech… to nie ma sensu. – Chodź tu, nie gniewam się.
Kulka wystawiła ostrożnie jedną łapę w moim kierunku i spojrzała na mnie podejrzliwie, na co się uśmiechnęłam. Spokojna przyszła się połasić.
Nie było tygodnia, żeby któraś z moich roślin nie leżała na ziemi. Ostatnio powymieniałam wszystkie doniczki na plastikowe, bo było szkoda mi tych glinianych. Zawsze zostawał z nich drobny mak. Pytanie tylko, jak ja pozbieram tego kaktusa, ostatnim razem pokłułam całe dłonie. Z rozmyślania wyrwał mnie odgłos gotującej się wody. Zaparzyłam sobie herbatę. Przyjrzałam się bałaganowi i poszłam po szufelkę. Zmiotłam całą ziemię i przez trzy warstwy ubrań, bluzy, które na siebie założyłam mimo upału, wpakowałam kaktusa do doniczki. Oczywiście i tak się pokłułam, ale obrażenia z tej bitwy były mniejsze niż po poprzedniej, wtedy to była rzeź.
Jeszcze jedna rzecz i będę wolna! Sięgnęłam pod koszulkę, odpięłam zapięcie na plecach, po czym mogłam zdjąć kolejne narzędzie tortur, jakim był stanik, i udałam się pod prysznic.
Po odświeżeniu się zerknęłam na telefon w celu wyszukania terminu koncertu tego całego Natana i jakichś rzeczy na jego temat. Szczerze powiedziawszy, nigdy o nim nie słyszałam. Wikipedia to ciekawe źródło informacji. Zabawne, że nawet numer buta czy wagę dowolnej osoby można tam sprawdzić. Może nie dowolnej, ale każdej, która znaczy coś w tym dziwnym świecie.
Natan Kracki, Natan Leszczuk… Jest Natan Zawadzki. Bingo. Wysoki brunet, zielone oczy, 187 cm wzrostu, 78 kg, 23 lata, urodzony w Poznaniu. Ma na swoim koncie kilka koncertów, zasłynął z coveru See You Again Wiz Khalifa i Charliego Putha oraz piosenki All of Me Johnny’ego Legend, które na YouTubie osiągnęły po 800 tys. odsłon w dość krótkim czasie. Obecnie nagrał trzy piosenki, które należą do albumu Moja wizja, pracuje także nad nowym albumem, ale wszystko utrzymywane jest w sekrecie. Sprawdźmy, czy opis Natana pokrywa się z rzeczywistością. Odpaliłam kolorową aplikację. Jego Instagram jest pełny zdjęć, a konkretnie jego „kaloryfera” na tle siłowni. W sumie to nie dziwię się, że te wszystkie nastolatki tak się ślinią na jego widok, bo jest przystojny, ćwiczy. Widać, że dba o siebie. Było też sporo zdjęć z koncertów, z fanami, a nawet kilkusekundowe filmiki z prób. Zaczęłam scrollować. Moją uwagę przykuło zdjęcie, na którym siedział wpatrzony w okno. Emanowała z niego dziwna aura. Aura tajemniczości i dziwnej nostalgii.
Dobra, to zostało jeszcze tylko sprawdzić terminy koncertów. Wstukałam w wyszukiwarkę odpowiednie zapytanie i zamarłam. Najbliższy koncert jest dziś wieczorem?! Cholera! Na kolejny trzeba czekać około dwóch, trzech miesięcy i jechać kawał drogi. Nie mamy tyle czasu, musimy napisać artykuł przed premierą albumu, który w gruncie rzeczy nie wiadomo, kiedy zostanie wypuszczony. Mam godzinę, żeby się ogarnąć. Kurczę, oby mieli bilety… Przesunęłam strzałką w bok w celu zakupu biletu, na ekranie ukazał mi się komunikat o treści: wstęp wolny. Chociaż tym nie muszę się przejmować. Ciekawi mnie, czy reszta wiedziała, że ten koncert jest dzisiaj i dlatego mnie w to wkopali. Jeszcze się zemszczę.
Biegiem poleciałam do szafy. Mój wybór padł na czarną, obcisłą sukienkę na ramiączkach, z lekkim dekoltem. Seksowna, a jednocześnie elegancka i niewyzywająca. Dobrałam do tego złote kolczyki koła i zegarek. Rozczesałam i podkręciłam końcówki włosów, popsikałam się antyperspirantem i perfumami. Zarzuciłam na siebie beżową, cienką kurtkę i założyłam brązowe sandały na lekkiej koturnie.
*
Godzinę później dotarłam już na miejsce. Chociaż była wiosna, pogoda dopisywała, jakby był środek lata. Koncert odbywał się na dużym placu, tym samym zresztą, na którym co roku mają miejsce inne większe imprezy. Skoro wstęp wolny, to przynajmniej zaoszczędziłam na bilecie. Kupiłam sobie jabłkowo-wiśniowy sorbet i udałam się pod scenę.
Występ właśnie skończyła inna lokalna wokalistka. O dziwo, nie było tu tłumów, jednak nie musiałam długo czekać na ludzi. Gdy tylko został zapowiedziany Natan, tabuny piszczących i wrzeszczących nastolatek ruszyły w stronę sceny i prawie mnie stratowały. Widziałam też starsze panie, koło pięćdziesiątki. On był jakimś klonem Elvisa Presleya czy co? Przez chwilę poczułam się jak na wyścigach konnych. To było chore. Niespełna dwie minuty później na podeście stanął wysoki brunet o zielonych oczach, z gitarą w rękach. Chłopak ubrany był w czarne, dopasowane dżinsy i luźną, czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, z wielkim napisem PASSION. Nie powiem, robił dobre wrażenie. Jego prawa ręka pokryta była tatuażami, podobnie jak i wierzch lewej dłoni. Skanowałam obraz przed sobą. Dobra, serio jest przystojny, przyznaję.
– Witajcie! – Na te słowa niemal ogłuchłam od pisków dookoła mnie. Natan podszedł do krawędzi sceny i usiadł na niej jak gdyby nigdy nic, przyglądając się bacznie zgromadzonym. – Chciałbym wam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za przybycie, jesteście wspaniali!
Kolejna fala pisków zahuczała w mojej głowie. Przysięgam, że w tym tempie ogłuchnę.
– Naprawdę. Nie wiecie, ile to dla mnie wszystko znaczy. Gdyby nie wy, nie byłbym w miejscu, w którym znajduję się obecnie. – Następnie obrócił się do perkusisty, a zaraz potem do gitarzysty za sobą, na co ci kiwnęli do siebie porozumiewawczo głowami. – Obiecuję, że was nie zawiodę.
Chwilę później rozbrzmiały dźwięki gitary oraz perkusji, poprzedzone solówką chłopaka stojącego przy keyboardzie. Natan w tym czasie obserwował swoich fanów, co jakiś czas kiwając głową w rytm muzyki. Nie powiem, podobały mi się te dźwięki. To było coś jak połączenie popu z muzyką rockową, ale nie taką typową, podchodzącą pod heavy metal. Wszystko było idealnie wyważone.
W końcu chłopak wstał i podszedł do mikrofonu umieszczonego na statywie. A potem zaczęła się magia…
– Powiedziałem im, że nie odwrócę się, nie poddam szybko się…
Z każdym słowem, każdą kolejną piosenką coraz bardziej rozumiałam fenomen Natana. Był przystojnym, charyzmatycznym mężczyzną, o niezwykłym, wręcz uwodzącym głosie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku i miałam dziwne wrażenie, że on również patrzy w moją stronę. Jak każda jego fanka. Głupie, wiem, ale tak było. Z rozmyślań i zasłuchania wyrwało mnie nagłe uczucie zimna w okolicach klatki piersiowej.
– Ajjj, so-sorrki – powiedziała ewidentnie wstawiona dziewczyna, trzymająca w rękach kilka butelek otwartego piwa. – Niee chciałam ciem oblaaaać.
Posłałam jej zmęczone spojrzenie, nawet nie chciałam się wdawać w niepotrzebną dyskusję. Zerknęłam na kurtkę i sukienkę. O ile na sukience było widać ciemniejszy odcień czerni, o tyle na kurtce plama przybrała barwę żółtą. Cholera. Muszę to szybko czymś zwilżyć.
Widziałam już koncert, także mam dość materiału na artykuł, teraz liczy się jedynie uratowanie mojej kurtki. Kupiłam ją kiedyś w małym sklepie odzieżowym, może nie jest markowa ani jakoś specjalnie droga, ale wiąże się z nią dużo wspomnień i byłoby mi szkoda ją wyrzucić. Ruszyłam w stronę niewielkiego motelu znajdującego się tuż za sceną. Po minięciu holu i uprzedniego zapytania się recepcjonisty, czy mogę skorzystać z łazienki, udało mi się ją odnaleźć na końcu korytarza. Wbiegłam do niej i szybko odkręciłam kran, zwilżonym ręcznikiem papierowym próbowałam wyszorować plamę. Po kilku minutach brudny odcień zniknął, została tylko mokra plama. Odetchnęłam z ulgą.
Stanęłam przed lustrem, poprawiłam makijaż i ruszyłam w stronę drzwi.
– Co jest, do cholery?! – Głośne krzyknięcie wypełniło przestrzeń.
Chyba uderzyłam w kogoś, co więcej, kojarzyłam ten głos. Niemożliwe… W tym samym momencie poczułam mocne szarpnięcie za klamkę i poleciałam do przodu, wpadając na coś.
– Noż kurwa mać!
Nie wierzę. Ze wszystkich osób na tym świecie musiałam wpaść właśnie na niego?! To Natan. To jego uderzyłam drzwiami. To on szarpnął za klamkę i przez to poleciałam wraz z drzwiami prosto na niego. Z boku musiało to wyglądać co najmniej dziwnie, bo właśnie siedziałam na nim okrakiem. Skamieniałam, nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Patrzyłam na leżącego pode mną chłopaka, którego dopiero co widziałam na scenie. Co za absurdalna sytuacja.
– Złaź ze mnie, głupia! – krzyknął, zrzucając mnie z siebie.
Opadłam z hukiem na podłogę tuż obok niego. Spojrzałam na mężczyznę zaskoczona. W jego zielonych oczach widać było gniew i pogardę?
– Ach, ja… – Byłam tak zdezorientowana i zawstydzona całą sytuacją, że nie wiedziałam, co powiedzieć.
W końcu zmusiłam się do działania. Podniosłam się, poprawiając sukienkę, która przez ten incydent niebezpiecznie się podwinęła, i spojrzałam na swoje zaczerwienione udo i kolano, które obiłam przy upadku.
– Uważaj, jak chodzisz, kretynko – powiedział z wrogą nutą w głosie Natan, wstając i otrzepując swoje ubrania, po czym stanął przede mną w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Patrzył na mnie z dziwną wyższością, jakby uważał się za kogoś lepszego. Czy to naprawdę ta sama osoba, którą widziałam jeszcze chwilę temu na scenie?
– Uważam, jak chodzę, to ty stałeś za blisko drzwi.
Jego urok prysł jak bańka mydlana. Natan Zawadzki, pan idealny okazał się kimś zupełnie innym niż ktoś, za kogo go jeszcze chwilę wcześniej miałam. Zerknęłam do tyłu. Stało wokół nas kilku postawnych mężczyzn w czarnych koszulkach z napisem ochrona, widocznie rozbawionych tą sytuacją. Miałam nadzieję, że żaden z nich nie widział mojej bielizny.
– Jak stałem za blisko? Uderzyłaś mnie, kobieto! – odpowiedział z wyrzutem piosenkarz, podchodząc, jak na mój gust, zbyt blisko mnie. – Jak się otwiera drzwi, to się myśli, czy aby na pewno ktoś za nimi nie stoi – warknął, a jego oczy, gdyby mogły, ciskałyby we mnie gromami. – Czy ty wiesz, kim ja w ogóle jestem? – Przyłożył sobie dłoń do czoła w geście niezadowolenia.
– Tak, najzwyklejszym w świecie chamem – odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersiach. Nie zamierzałam mu odpuścić. Jak on mógł mi się jeszcze chwilę temu podobać? Jaka ja byłam głupia. To, co pokazują w mediach i na co kreują się gwiazdy, a to, kim tak naprawdę są, to zupełnie różne bajki.
– Że coś ty powiedziała? Kobieto, uderzyłaś mnie drzwiami, nie przeprosiłaś i jeszcze się na mnie rzuciłaś… – Zlustrował mnie perfidnie z góry do dołu. – Ubrana w ten sposób nie jesteś lepsza od tych wszystkich innych stukniętych lasek.
– Tak ubrana?! – Uwaga na temat mojego ubioru przelała czarę goryczy. – A co to miało niby znaczyć?!
– Wszystkie jesteście takie same, czekacie po koncertach, ubrane jak tanie prostytutki, i liczycie na nie wiadomo co. Tak bardzo chcesz, żebym cię przeleciał? Co? – powiedział, patrząc na śmiejących się z niego ochroniarzy.
– Gdyby nie to, że tak mocno szarpnąłeś za tę pieprzoną klamkę, w życiu bym cię nie dotknęła. – Podeszłam do niego i dotknęłam go palcem, rzucając mu najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie mnie było stać, na co się zachwiał i cofnął o krok. – Wyobraź sobie, że istnieją dziewczyny, które nie chodzą z byle kim do łóżka. Mało tego, nawet o takich rzeczach nie myślą!
– Byle kim?
Czemu mnie nie zdziwiło, że tylko na ten fragment mojej odpowiedzi zareagował?
– Jestem gwiazdą, słońce. – Natan zaśmiał się, ponownie mi się przyglądając.
– Srajsą, a nie gwiazdą. – Spojrzałam na jego zaczerwienione czoło. – I mam nadzieję, że wyjdzie z tego piękny siniak na tym pustym łbie! – Wskazałam na jego głowę, po czym ruszyłam w kierunku wyjścia.
– I co, teraz tak sobie pójdziesz?! – warknął, na co się odwróciłam i przystanęłam.
Mężczyźni w czarnych strojach dalej zanosili się śmiechem i patrzyli na bruneta z politowaniem.
– Nie, no może jeszcze na herbatce zostanę i pogadamy o tym, jak ubierają się prostytutki?! Lecz się! – warknęłam sarkastycznie i wyszłam z łazienki, już więcej nie odwracając się za siebie.
Kipiałem ze złości. Jeszcze nigdy nikt tak się do mnie nie zwracał. Spiorunowałem wzrokiem moich nieogarniętych ochroniarzy, którzy wciąż zanosili się śmiechem. Jeszcze chwila i im te puste łepetyny wybuchną. A co, jakby to był nożownik, do cholery?! Tyle się ostatnio o tym słyszy. Nawet nie zdążyliby zareagować, zadźgałaby mnie, zanim by się ruszyli. Z kim ja żyję? Pokręciłem głową z politowaniem. Przyglądałem się odchodzącej, o dziwo, nawet ładnej brunetce i szczerze powiedziawszy, zaintrygowała mnie zołza. Ma cięty język, skubana. Zwykle dziewczyny nie mogą mi się oprzeć, a ta nie była mną zainteresowana. Dlaczego? Przecież każda na mnie leci. Interesujące. Coś mnie podkusiło, żeby jeszcze ją podenerwować.
– I tak bym nie poszedł z tobą do łóżka! – rzuciłem donośnym głosem, aby mieć pewność, że usłyszy.
– Och. – Odwróciła się i przystanęła. – Chociaż w czymś się zgadzamy!
– Doprawdy? – Zaśmiałem się w oczekiwaniu na jej ripostę.
Zmieszała się lekko, ale hardo uniosła głowę i mnie zaskoczyła.
– Tak. Bo tak się składa, że choćbyś był ostatnim facetem na Ziemi, w życiu bym cię nie tknęła! – krzyknęła z oddali, wystawiając mi środkowy palec, po czym odwróciła i już jej nie było. Kurwa, ona nie jest ładna, jest piękna.
– No to przyznam, że ci dogadała – odezwał się męski głos mojego przyjaciela, a zarazem menadżera, który przywołał mnie do rzeczywistości. Właśnie wyszedł zza Jarka, jednego z moich ochroniarzy.
– Tak, ciekawa z niej kobieta – powiedziałem, przeczesując włosy i patrząc w stronę korytarza, w którym właśnie zniknęła.
Miałem cichą nadzieję, że jeszcze ją zobaczę. Bo ta sytuacja nie da mi spokoju. Po raz pierwszy w życiu ktoś mi się postawił. I po raz pierwszy dziewczyna dała mi kosza. Mnie się nie daje kosza.
– Żeby tylko nie było z tego problemów. Jak dla mnie zareagowałeś zbyt nerwowo, obraziłeś ją.
– Nerwowo? Nie zrobiłem nic złego, a dostałem drzwiami. – Wskazałem na siniaka, przypominając sobie brunetkę siedzącą na mnie okrakiem. Po głębszym zastanowieniu… po cholerę ja ją z siebie zrzuciłem?!
Chwilę później udaliśmy się do prowizorycznej garderoby naprzeciwko łazienki, zrobionej z jakiegoś składzika, gdzie w spokoju mogłem usiąść i przygotować się na ostatnie wyjście do swoich fanów. Wybraliśmy taką alternatywę, ponieważ ostatnim razem mieliśmy opóźnienie przez fanów blokujących wyjazd z hotelu. Tutaj mieliśmy pewność, że nikt nas nie wyda.
Blondyn w niebieskiej koszuli w kratę przeszukiwał właśnie zawartość mikroskopijnych rozmiarów przenośnej lodówko-zamrażarki.
– Na twoim miejscu bym ją przeprosił – powiedział Kamil, rzucając we mnie zimnym kompresem. – Wiem, że się zdenerwowałeś, ale przesadziłeś z tym porównaniem do prostytutki. Co ci w ogóle do głowy strzeliło, żeby tak się do niej zwracać?
– Nawet jeśli miałbym ją przeprosić – w tym momencie przyłożyłem sobie zimny przedmiot do czoła, analizując słowa przyjaciela – …to i tak nie wiem, kim ona jest.
– Akurat w dzisiejszych czasach to nie jest problemem, nikt nie jest anonimowy – powiedział Kamil, siadając na krześle naprzeciwko. – Jeśli ta dziewczyna opowie o tym całym wydarzeniu komuś z prasy, to może źle to wpłynąć na twoją reputację. Dlatego bym tego nie lekceważył.
Nienawiść od pierwszego wejrzenia
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Przetłumacz mnie
ISBN: 978-83-8373-301-2
© Milena Kwiatkowska i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek