Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy raz zadrzesz z Yakuzą, jej oddech na plecach będziesz czuć już zawsze.
Joan Onari prowadzi w Tokio małą kawiarenkę, ale to nie kawa jest głównym przedmiotem jej zainteresowań. Niepozorny lokal stanowi idealne miejsce do zbierania cennych informacji na temat przestępczego świata, co pomaga Joan w rozwijaniu swojej reporterskiej kariery. Młoda kobieta ma jeden cel: ujawnić i nagłośnić niekompetencję policji w walce z Yakuzą. Wkrótce będzie miała okazję przyjrzeć się najważniejszym dla niej sprawom z bardzo bliska, bo to właśnie w jej kawiarni komendant Kazuhiro przesłuchuje świadka tajemniczego morderstwa. Ukrywająca się pod pseudonimem Joan sprawnie wykorzystuje swoją wiedzę, pisząc kolejne artykuły, ale zwraca tym samym uwagę ludzi, z którymi lepiej nie zadzierać… Czy romans z komendantem Kazuhiro zapewni jej ochronę przed lokalnymi gangsterami? Jak długo będzie w stanie prowadzić podwójne życie i trzymać na dystans widma przeszłości?
W Japonii intymność to tabu. To coś, czego nie wynosi się poza przestrzeń dwóch splecionych ciał. Przyspieszonych oddechów, coraz szybciej bijących serc. Jego pieszczoty bolały wspomnieniami przeżytych razem chwil. Tych dawno minionych. Ale były bardzo przyjemne. Spoglądaliśmy na siebie jak wtedy, jak para dzieciaków, jakby nie łączyła nas wspólna przeszłość. A jednocześnie z konsekwencją całego jej emocjonalnego bagażu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 330
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim przyjaciółkom – Enni i Mili
Robiąc interesy w Japonii, robisz je z Yakuzą!
Katolicki pogrzeb w Kraju Kwitnącej Wiśni to coś niespotykanego. W państwie, w którym dominuje shinto i zen czy buddyzm, odsetek katolików jest tak niski, iż niemal niezauważalny przez przeciętnych tubylców. Zwykło się mówić, że każdy Japończyk rodzi się wyznawcą shinto, a umiera buddystą. Tych, którzy wierzą w „zachodniego boga”, grzebie się zazwyczaj na wydzielonym miejscu, po uprzedniej kremacji. Chyba że zażyczono sobie inaczej. Oczywiście wszystko zależy od tego, jaką religię wyznawał za życia i jaką wyznają jego bliscy. W przypadku osoby samotnej pochówkiem takim zajmuje się miasto. Tak było tym razem.
Las czarnych parasoli szczelnie okrywał spory kawałek trawnika. Mimo to na mahoniowej, lakierowanej trumnie niczym rosa pyszniły się spore krople. Jakby niebo płakało, bo nikt z obecnych płakać nie zamierzał. Obojętność na twarzach obecnych skrywała żal, strach i rozgoryczenie. Zresztą, żałobników nie było aż tak wielu i to wcale nie ze względu na charakter ceremonii. Zmarły nie miał bliskiej rodziny. W pogrzebie uczestniczyli głównie znajomi z pracy. Nie zabrakło także delegacji z wyższych szczebli.
Wielki, czarny ptak zakołysał gałęziami ogromnego dębu białego, wzbijając się do lotu. Zakrakał złowieszczo, czym wprawił Joan w dreszcze obawy. Odsunęła czarny woal okalający jej twarz. Spojrzała w niebo. Ciemne, ołowiane chmury nadal nisko zwisały na firmamencie. Fuji-san zasnuta była mgłą. Rudawe odcienie liści jasno oznajmiały, że idzie jesień – jej ulubiona pora roku. Ceremonia już się skończyła i obecne na pogrzebie towarzystwo wróciło do swoich spraw. Szum kół czarnych limuzyn był sygnałem, że i ona musi się zbierać. Obecność samotnej, ubranej w czerń, zawoalowanej kobiety mogłaby wydać się komuś nazbyt interesująca. Zwłaszcza że przy świeżej mogile stała jeszcze jedna samotna postać.
Joan odwróciła się i ruszyła ku cmentarnej bramie. Osoba stojąca przy grobie spoglądała za nią uważnie. Deszcz właśnie przestał padać.
Jestem Joan. Kiedyś tam – lata świetlne temu – chciałam być sławną na cały świat reporterką. A skończyłam jako właścicielka europejskiej kawiarni w jednej z dzielnic Tokio. Długo by opowiadać. Zbyt długo. Fakt, że życie dało mi mocnego kopa już na progu dorosłości, zahartował mnie i zrobił ze mnie wredną sukę. Tak mówili. I dobrze. Taka chciałam być. Zresztą, swojej pasji pisania nie porzuciłam. Zeszłam – jakby to ująć – do podziemia. Pisałam pod pseudonimem. Zwykle bezlitośnie demaskując niekompetencje tutejszej policji, szukałam sensacji, wyłapywałam dziwne zdarzenia, niewyjaśnione sprawy i przestępstwa. A okazji miałam aż nadto! Potem wysyłałam to wszystko do tej gazety, która akurat płaciła najwięcej. Miałam kilku stałych „odbiorców” mojej twórczości.
Nie łudźcie się, Japonia to wcale nie taki znów bezpieczny kraj, na jaki go kreują. O nie. Żyjąc tu od dzieciństwa, zdążyłam się przekonać, że i on ma swoje mroczne strony. Wiele mrocznych stron. I twarzy. Jedną z nich jest Yakuza. Która oficjalnie nie istnieje, a trzyma w ryzach całe miasto. I każdy, ale to każdy, kto chce tu robić interesy, musi z nimi się dogadać lub umrzeć. Płać lub zgiń. Tyle. Więc płaciłam i miałam spokój. Jak się okazało pozorny. I do czasu. Ten czas właśnie nadszedł, a zaczął się niewinne. Od dzwonka przy drzwiach mojej kawiarni.
Cichy gong zazwyczaj ogłaszał, że ktoś właśnie przestąpił próg. Był już późny wieczór, noc stała za oknem, wpychając się ciemnością w rozświetlone wciąż ulice Toshima – jednego z okręgów Tokio, gdzie prowadziłam kawiarnię, a nad nią miałam małe mieszkanko. Tuż naprzeciwko posterunku. Wiele jenów kosztował mnie ten lokal. Ale się opłacało. Zwłaszcza że prawie cała ekipa miejscowych policjantów kupowała u mnie kawę i przekąski. A ja dowiadywałam się przy okazji wielu ciekawych rzeczy.
Podniosłam głowę znad kasy, bo właśnie zamierzałam przeliczyć dzienny utarg, kiedy do środka wpakowała się porucznik Noriko prowadząca pod łokieć roztrzęsioną dziewczynę. A za nimi dwóch zwykłych mundurowych.
– Konbanwa[1]. – Ukłoniłam się. – Czym mogę służyć?
W Japonii panuje zwyczaj, że każda knajpa czy to kawiarnia, pijalnia herbaty, czy restauracja, czy bar sushi lub sake są czynne, dopóki ostatni klient nie wyjdzie. Obowiązuje też surowa etykieta. I grzeczność. Zawsze.
Noriko spojrzała na mnie krótko i zimno. Nie przepadałyśmy za sobą, to fakt. Jednak chyba wyraźnie ważniejsza była dla niej teraz dziewczyna, która – co zauważyłam od razu – była umazana krwią, zapłakana i wystraszona.
– Coś gorącego dla tej pani i espresso dla mnie.
– A dla panów? – Sięgnęłam po czarki do herbaty i filiżankę.
– Panowie zaraz wychodzą. My… musimy tu zaczekać na komendanta Kazuhiro. Możemy, prawda?
– Oczywiście – odpowiedziałam i ukłoniłam się – jak długo będzie trzeba.
– Arigato[2]. – Skinęła głową i zwróciła się ku dziewczynie. – Usiądź. To nie potrwa długo. Komendant zaraz tu będzie i cię przesłucha.
Dziewczyna jakby jej nie słyszała. Dopiero gdy podsunięto jej krzesło, usiadła. Dłonie schowała pod stołem. Na mój gust musiała być nieźle wystraszona lub w szoku. Albo oba naraz.
Ciekawe, co się stało? Cóż… może się dowiem? Pod skórą czułam jakąś sensacyjną sprawę. Instynkt reporterski. Zabrałam się za przyrządzanie herbaty z melisy, dziurawca i lawendy. Moja własna kompozycja, która – swoją drogą – miała masę nabywców. Ludzie żyją w ogromnym stresie. Zwłaszcza w Tokio, w mieście, w którym kult pracy był hołubiony niczym sama rodzina cesarska. Japończycy większość życia pracują, co zazwyczaj odbija się na ich psychice. Jedynie wpojone tu od dziecka posłuszeństwo i brak jakichkolwiek nawet prób, by coś zmienić w tym szaleństwie, tłumaczyły ten stan rzeczy.
Już po chwili funkcjonariusze rzeczywiście wyszli, a w środku zapanowała cisza, przerywana tylko pykaniem ekspresu i pociąganiem nosa płaczącej wciąż dziewczyny. Dziwna była. Chyba jednak nie Japonka. Cudzoziemka? Nie chciałam się przyglądać, by nie budzić podejrzeń i tak nieprzychylnie do mnie nastawionej policjantki. Postawiłam na tacy kawę i zioła i już chciałam je podać, ale Noriko wyręczyła mnie, podchodząc do kontuaru.
– Dziękuję, ile płacę?
– To na koszt firmy. – Strzepnęłam niewidzialny pyłek ze służbowego uniformu. – Tej bidulce przydałoby się chyba jednak coś mocniejszego.
– Ta „bidulka” to świadek morderstwa i komendant Kazuhiro…
– Tak? – Zrobiłam niewinną minę, gratulując sobie, że jak zawsze udało mi się bez problemu pociągnąć Noriko za język. Nie była zbyt bystra.
– To tajemnica służbowa.
– Rozumiem – skwitowałam, a ona zabrała tacę, wygarniając mi pewnie w myślach od suk.
Wzruszyłam ramionami. Zabrałam się za przecieranie i tak czystych szklanek, błagając wszystkich bogów, by komendant nie zabrał ich na posterunek. Bo niczego się nie dowiem.
Nagle dzwonek na drzwiach zabrzęczał ponownie, a w progu stanął najprzystojniejszy policjant, jakiego w życiu widziałam. Choć nie był tu pierwszy raz. Miał rysy typowego Japończyka. Czarne, ścięte na krótko włosy pobłyskiwały granatowymi refleksami, kolor jego oczu mógł zaś wprawić w spazmy niejedną panienkę z dobrego domu. Niespotykany, wyjątkowy wręcz kobaltowy odcień tęczówek zawdzięczał pewnie jakimś mało azjatyckim genom.
– Konbanwa. – Usłyszałam jego głęboki, melodyjny głos. Ukłonił się tradycyjnie i podszedł do lady. – Pani Onari, czy nie przeszkadzamy tak późną porą?
– Nigdy, komendancie. Moje progi jak zawsze są dla was otwarte. Czym mogę służyć?
– Kawą i odrobiną prywatności.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Chciałbym tu przesłuchać tę panią, jeśli można. Stała się rzecz straszna i potrzebujemy miejsca spokojnego i zacisznego. A na posterunku… zwłaszcza o tej porze… – Machnął ręką. – Czy może nam pani pomóc?
– Oczywiście! Zaraz o to zadbam. Kawa już się dla pana parzy.
– Arigato gozaimasu[3]. – Ukłonił się i podszedł do obu pań.
Dziewczyna piła moją herbatkę tak, jakby to miał być ostatni napój w jej życiu. Na zaciśniętych na kubku dłoniach aż pobielały kostki. Cała zdawała się być jakaś przezroczysta. A gdy komendant podszedł do niej, jej twarz zrobiła się kredowo biała, jak serwetki stojące w pojemniku na kawiarnianym stoliku. Faktycznie, rzecz musiała być niebywała, skoro zdecydował się tutaj z nią porozmawiać, a nie na posterunku. Chyba że to miała być nieformalna rozmowa, a nie służbowe przesłuchanie. Nie wezwano nawet sądowego psychologa. Ani żadnego z funkcjonariuszy, by zapisywał lub nagrywał jej słowa. Moja ciekawość wzrosła.
Wyszłam zza lady, by zamknąć knajpkę i zasunąć rolety. Nie raz tak bywało. Policjanci przychodzili tu w różnych sprawach. Czasami traktowali moją kawiarnię jak drugi posterunek. Czuli się tu bardzo swobodnie. I nie raz słyszałam, o czym rozmawiają.
Jednak tym razem sprawa mogła się okazać nader interesująca. Komendant Kazuhiro ukląkł przy dziewczynie i przez chwilę w milczeniu jej się przyglądał. Znałam te metody. Nie chciał jej wystraszyć, wręcz przeciwnie. Niższa pozycja w kucki miała dodać dziewczynie otuchy. Gdyby chciał ją wystraszyć, wystarczyło, że stanąłby nad nią. Miał prawie dwa metry wzrostu, co – jak na Japończyka – było bardzo dużo. Samą postawą wzbudzał respekt. Poczułam dreszcze, gdy odezwał się do niej łagodnym tonem.
– Jak się pani czuje?
Dziewczyna milczała. Wpatrywała się w niego znad kubka wciąż parującego od ciepłego naparu, ale już pustego. Podał jej kilka serwetek. Podziękowała skinieniem głowy, jednak dłoni nie wytarła.
Stałam spokojnie za ladą i pozorowałam liczenie utargu, nadstawiając uszu. Wiedziałam, że mnie nie wyproszą. To był mój lokal i miałam prawo w nim być. Zresztą, kto ich tam wie? Niby policja, ale nie pałałam sympatią do mundurowych. Miałam swoje powody. Zwłaszcza pani porucznik budziła we mnie odrazę przemieszaną z politowaniem. Zero kobiecości. Taka baba-chłop, ważna mi policjantka! Strasznie się nie lubiłyśmy. Poza tym byłam mega ciekawa, co się wydarzyło. I niemal pewna, że zaraz się dowiem.
– Pani… – Tu komendant zerknął do trzymanego w dłoniach notesu. – Kato? Jest pani Japonką? – zdziwił się, a ja z nim, bo faktycznie nie wyglądała na Azjatkę. Co zauważyłam, gdy tylko tu weszła.
– Nie do końca… – Doleciał do mnie szept.
Mówiła cicho, ale nie na tyle, bym nie usłyszała. Akustyka w pustej teraz kawiarni była dość dobra.
– Nie rozumiem? – wtrąciła Noriko.
Komendant obdarzył ją pełnym potępienia spojrzeniem. Pani porucznik spuściła głowę jak dziewczyna siedząca obok niej.
– Moja matka jest Amerykanką, a ojciec Japończykiem.
– To wiele tłumaczy. – Kazuhiro uśmiechnął się, a mnie od razu zrobiło się jakoś cieplej na serduchu. Uśmiech, podobnie jak głos, miał bezbłędny.
– Czy może pani raz jeszcze, powoli i skrupulatnie opisać, co się stało?
Oczy dziewczyny rozszerzył strach. Znów zaczęła się trząść, a po chwili kiwać miarowo. Aż dziw, że nie zjawił się tu jeszcze żaden psycholog. Laska była najwyraźniej przerażona. Co komendant chciał od niej wyciągnąć, że akurat tu ją wypytywał i to tylko przy porucznik Noriko?
– Spokojnie… – Głos Kazuhiro, jeszcze cichszy, brzmiał prawie jak skrzypcowa muzyka.
Głupie porównanie. Przetarłam blat i zastygłam ze ścierką w dłoni. Na szczęście ani Kazuhiro, ani Noriko nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi.
– Spokojnie… mamy czas, całą masę czasu, prawda? – Granatowe spojrzenie zwróciło się w moją stronę i przeszyło mnie na wskroś.
Skinęłam głową. Uśmiechnął się, tym razem do mnie. Zabrałam się za zaparzanie kolejnych ziółek. Byłam pewna, że mogą się przydać. Komendant odwrócił się znów ku dziewczynie. Delikatnie położył rękę na jej dłoniach. Domyślałam się, że pewnie przechodził jakieś szkolenie, jak postępować z takimi świadkami. Normalnie żaden mundurowy nie odważyłby się na taką poufałość. Nawet z litości, której tutaj nie okazywano publicznie.
– Więc?
– To nie była moja wina… – zaczęła łamiącym się głosem. – Ja tylko tamtędy przechodziłam, a on… on już tam leżał…
– On, znaczy kto? Denat? – nie mogła się powstrzymać Noriko.
Miałam ochotę zdzielić ją ścierką. Kazuhiro starał się jak najłagodniej wyciągnąć ze świadka zeznania, a ta zachowuje się jak kawał drewna. Kłoda bez empatii. Poczułam do niej jeszcze większą niechęć. O dziwo, pani – a może raczej panna – Kato przytaknęła kilka razy ruchem głowy.
– To był Yoji, asystent mojego szefa. Od razu go poznałam po błękitnym garniturze. Tylko on taki nosił. Znaczy… w pracy każdy zazwyczaj ma służbowy uniform. Taka tradycja i dyscyplina. Ale Yoji miał to w nosie. Pracował u nas od niedawna. Nie umiał się dostosować.
– W pracy? Znaczy w korporacji AKI & Oil? – zapytał komendant, zerkając do notatek.
– Tak. – Dziewczyna skinęła głową.
– Rozumiem. Co było dalej?
– Leżał tam w kałuży krwi. Nie dostrzegłam tego od razu. Myślałam, że się przewrócił. Po pracy lubił chodzić do baru sake. Często wychodził z niego pijany. Jakieś problemy osobiste. Chyba… Nie wiem, nikomu się nie zwierzał. Przynajmniej nie mnie…
Chwilę ciszy wykorzystałam na podanie kolejnego kubka z naparem. Panna Kato spojrzała na mnie zdziwiona, jakby dopiero teraz zaskoczyła, że byłam cały czas obecna. Podziękowała jednak skinieniem głowy, a ja miałam okazję dobrze się jej przyjrzeć. I już wiedziałam, że skądś kojarzę tę twarz. Muszę tylko się skupić, a przypomnę sobie! Jednak w tym momencie ważniejsze były jej zeznania.
Upiła łyk z wyraźną ulgą i kontynuowała, wpatrując się w trzymany w dłoniach kubek.
– Podeszłam do niego. I wtedy zauważyłam krew. Całą masę krwi. – Dreszcz wstrząsnął jej wątłym ciałem. Zaczęła płakać, a łzy kapały jej do herbatki. – Ja… ja naprawdę chciałam go uratować. Wyjęłam ten nóż, a oni… znaczy policjanci, powiedzieli, że jestem morderczynią! Nie jestem… muchy nigdy nie zabiłam… ale on leżał i się nie podnosił. Wołałam go! Nie wstawał. Jak mogłam mu nie pomóc? Miałam dać mu tam umrzeć? – I rozpłakała się na dobre.
– I tak był już martwy – skwitowała sucho porucznik Noriko.
– Dość, pani porucznik! – Kazuhiro wstał. – Panno Kato, przepraszam za ich niekompetencję. Na pewno poniosą tego konsekwencje. Takie słowa nigdy nie powinny paść, a oni nie powinni niczego sugerować. Oczywiście, że nie jest pani żadną morderczynią! Proszę wypić herbatę, lepiej się pani poczuje – zaproponował dziewczynie. – Noriko, natychmiast wezwiesz tu radiowóz i policyjnego psychologa. Panna Kato najwyraźniej ma dość wrażeń na dziś! Bez sprzeciwu proszę! I jakichkolwiek insynuacji. Zrozumiano? – Spojrzał groźnie na swoją podwładną.
A ja pomyślałam, że za nic nie chciałabym mieć w nim wroga. Tyle że to chyba koniec przesłuchania. Nic więcej się nie dowiem, a szkoda. Jednak już zaczęłam kombinować, jakby tu znaleźć źródło informacji. Noriko odeszła na bok, dzwoniąc, gdzie jej kazał komendant, a on podszedł do mnie, stojącej za kontuarem.
– Pani Onari – ukłonił się – dziękujemy za pomoc. – Położył na blacie banknot. – To za herbatę i kawę. Arigato. I mogę liczyć na pani dyskrecję?
– Jak zawsze, komendancie. – Uśmiechnęłam się uprzejmie.
I jak zawsze nie omieszkam opisać tego w najnowszym artykule – pomyślałam, ale tego nie musiał już wiedzieć. Odkłonił się i pożegnał. Już po chwili wyszli, a ja zasuwając rolety, dostrzegłam światła nadjeżdżającego radiowozu. Tyle na dziś. Jednak w mej głowie powoli rodził się przebiegły plan.
***
Kolejnego dnia jak zawsze wczesnym rankiem byłam już na dole. Mieszkanie nad kawiarnią było ogromnym plusem. Jeszcze wczoraj, tuż po ich wyjściu, zabrałam się za artykuł, ale nie mogłam go dokończyć. Miałam za mało informacji. Morderstwo pod siedzibą firmy AKI & Oil samo w sobie było już sensacją. Jednak musiałam wiedzieć więcej. Wysłałam tylko małą zajawkę do mojej redakcji. Powinna się ukazać koło południa. O dziwo, poranna prasa i tabloidy milczały na ten temat. Przeglądałam Internet, zaparzając sobie kawę. Zaraz pewnie przyjdzie Misako, moja pomocnica. Pracowała w godzinach, jakie jej pasowały, bo jednocześnie była studentką. Praca u mnie dawała jej komfort pogodzenia nauki z samodzielnym utrzymaniem się, co w Japonii było nie lada wyczynem. Fakt, większość studentów jednocześnie pracowała, a często zaliczała kilka kierunków naraz. Jednak znalezienie pracy, która by nie kolidowała ze studiami, elastycznej i mało wymagającej, było na wagę złota! Kult pracy – tak tu hołubiony – wymagał odpowiedniego przygotowania od młodych ludzi wkraczających w dorosłość. Smutne. A najsmutniejsze, że wielu z nich tego nie wytrzymywało i jeszcze przed końcem studiów kończyli ze sobą. Odsetek samobójstw tylko w Tokio był spory.
Stojąc tak przy ladzie, czekając na Misako i sącząc pyszną kawę, nagle mnie olśniło. Panna Kato! Już wiem, skąd ją znam! Jest drugą asystentką wiceprezesa korporacji. Nie byłam pewna, ile osób wiedziało, że firma AKI & Oil była pralnią brudnych pieniędzy, a jej szefem potężny i wpływowy gangster – Isao Akijo. Ja od dawna posiadałam tę wiedzę, niestety z przykrego doświadczenia. W Japonii mafia, jako jedyna w całym świecie, działała całkiem jawnie. Mimo to pozostawała jedną z najniebezpieczniejszych organizacji przestępczych. Już sama jej nazwa – Boryoku-Dan – oznaczała ludzi stosujących przemoc!
Z panną Kato miałam do czynienia raz czy dwa, ale chyba mnie nie pamiętała. Na moje szczęście! Być może i policja, a zwłaszcza przystojny komisarz, także o tym wiedziała, ale na pewno nie zamierzała się tą wiedzą dzielić z nikim. A już na pewno nie ze mną.
Od lat tokijska policja bezskutecznie walczyła z Yakuzą. Organizacja Boryoku-Dan miała ogromny zakres działań i nikt tak na serio nie znał ich zamiarów i celów. Trzęśli całym miastem. I wielu ważnych ludzi mieli w swoich szeregach. A także wielu „szaraczków”, takich jak ja. Desperatów, którzy w potrzebie zwrócili się do nich, naiwnie wierząc, że nic ich nie będzie to kosztować. Lub może raczej niezbyt wiele. Nie wiedząc nawet, jak bardzo się mylą!
Ledwo dopiłam kawę, a już dzwonek przy drzwiach oznajmił przybycie pierwszych klientów. Zawsze tak było. Pracownicy pobliskiej siedziby AKI & Oil zaglądali tu często. Kupowali kawę czy herbatę na wynos, ciastka i kanapki na lunch. Rano w kawiarni rzadko ktoś zostawał dłużej, choć kolejka była spora. To samo policjanci z komisariatu naprzeciwko. Dwie sprzeczne komórki tak blisko siebie. Siedziba miejscowego oddziału Yakuzy i posterunek policji, a w samym środku ja – idealna lokalizacja. I bardzo kosztowna!
Zabrałam się do pracy. Na szczęście dwa dobrej firmy ekspresy pomogły mi ogarnąć zamówienia, dopóki nie przyszła pomoc. Misako szybko się przywitała, przebrała i dołączyła do mnie. Dzięki temu kolejka nieco zmalała.
W kawiarni było już tylko kilka osób, kiedy drzwi znów się otworzyły i stanął w nich Kazuhiro w mundurze i policyjnej czapce.
– Ohayo gozaimasu[4].
– Witam, komendancie. Czym możemy służyć?
– Kawą, jak zawsze – odrzekł i uśmiechnął się – dziś moja kolej przynieść ją do pracy.
Na posterunku panowała bowiem niepisana zasada, że codziennie rano jeden z pracowników przychodził do mnie po kawę dla wszystkich. Tym razem padło na niego, co – nie powiem – ucieszyło mnie bardzo. Wczorajszy plan ułożyłam nieco oględnie, ale czasami działanie „na czuja” lepiej mi wychodziło. Miałam nosa, instynkt i potrafiłam działać szybko i skutecznie, zwłaszcza pod presją. Teraz było podobnie. Misako zajęła się przyrządzaniem sześciu kaw, a ja niezobowiązującą rozmową z Kazuhiro. Kiedy jednak zaczęła napełniać siódmy kubek, przerwałam jej.
– Arigato! Kawę dla pana komendanta sama zrobię. Czarna, mocna, bez cukru i mleka, prawda? – Posłałam mu uśmiech.
– Zadziwiające, że pani to wszystko spamięta. – Kazuhiro się roześmiał. – Oczywiście, taką kawę lubię najbardziej.
Kilka chwil potem wyszedł zadowolony, a ja dzierżyłam w dłoniach coś, co mogło mi pomóc w bezpiecznym dostępie do informacji. Oby się udało!
Ruch w kawiarni to się wzmagał, to słabnął. W porze lunchu zostawiłam Misako samą i poszłam wprost na komisariat naprzeciwko. W dłoniach miałam atut nie do przebicia. Rzecz jasna na posterunku musiała siedzieć niemiła porucznik Noriko. Trudno! A może to i lepiej?
– Witam, w czym mogę pomóc? – Zamarła z uśmiechem na nieumalowanych ustach.
Moja niechęć do niej była szczerze odwzajemniona, bo nawet się nie ukłoniła, co było wymagane.
– Ja do komendanta.
– W jakiej sprawie?
– Był u nas po kawę i zapomniał portfela. Zostawił na ladzie. Chciałam mu go oddać.
– Proszę tu zaczekać.
Wstała i poszła za drzwi z białego szkła. Czekałam cierpliwie. Portfela jej nie dałam, chciałam go oddać do rąk własnych. Wróciła po chwili, z marsową miną oznajmiając mi, że komendant prosi mnie do siebie. Super! Przeszłam obok wkurzonej policjantki, totalnie ją ignorując. Zapukałam do zamkniętych drzwi, a usłyszawszy stanowcze „proszę”, pchnęłam je i weszłam do środka.
– Gomenasai[5], nie chciałabym przeszkadzać, ale… – Ukłoniłam się.
Nie dokończyłam, bo podniósł dłoń, pokazując telefon trzymany w dłoni. Gestem wskazał mi krzesło naprzeciw ogromnego biurka. Usiadłam, a on bez słowa, za to wciąż z telefonem przy uchu, wyszedł nagle. Zgłupiałam. Jednak w trymiga podniosłam się, bardziej przeczuwając, niż wiedząc, że to moja okazja i nie ma na co czekać.
Na biurku leżała teczka, a w niej protokół z wczorajszego przesłuchania panny Kato oraz – o rajuśku – zdjęcia z miejsca zbrodni. Wyjęłam smartfon i cykałam fotkę po fotce, dopóki nie sfotografowałam wszystkiego. Na szczęście udało mi się usiąść z powrotem, nim Kazuhiro wrócił. Był bardziej niż wkurzony. Z granatowych oczu ciskały gromy. Na chwilę serce mi zamarło, ale chyba nie z mojego powodu ta złość. Westchnęłam teatralnie i zrobiłam niewinną, zdziwioną minkę.
– Coś się stało, komendancie?
– Ta cholerna lisica! Znów nas okpiła! Tylko skąd ona ma te wszystkie informacje?!
– Nie rozumiem…
– J.C. Fox! Lisica… tak ją tu nazywamy. Reporterka, która pisze pod pseudonimem do lokalnych szmatławców. Zawsze jest na bieżąco i zawsze o krok przed nami. Czasami takie mam wrażenie. Proszę spojrzeć. – Rzucił na blat dzisiejsze poranne wydanie „Yomiuri Shimbun”. – Druga strona u dołu.
– „Wczoraj wieczorem tuż pod biurowcem Sunshine City, gdzie mieści się siedziba korporacji AKI & Oil, znaleziono zwłoki zamordowanego asystenta wiceprezesa. Więcej na ten temat jeszcze w wieczornym wydaniu. Sensację jak zawsze odkryła dla nas niezrównana J.C. Fox„ – odczytałam. No to się uwinęli, nie powiem. W duchu poczułam zadowolenie, a na głos powiedziałam ze współczuciem: – Tak, to ciekawe…
– Prawda? Nikt jeszcze nie wie o tym, co stało się wczorajszego wieczoru. Przynajmniej tak myśleliśmy, a tu proszę! Lisica nie tylko już wie, ale zdążyła napisać o tym do gazet. Od dawna bruździ nam i podważa kompetencje i skuteczność działań tokijskiej policji. A co najgorsze, nikt nie wie, kim jest i jak to robi… Szalenie frustrujące.
Milczałam. Cóż, miał poniekąd rację. Spojrzał na mnie i chyba się zreflektował, bo usiadł i się uśmiechnął.
– Ale panią chyba nie interesują problemy tutejszych mundurowych. Noriko mówiła, że ma pani do mnie sprawę?
– Tak! Przyniosłam pański portfel. Zostawił go pan na ladzie, kiedy rano kupował kawę.
– Naprawdę? A to ci niespodzianka. Zazwyczaj mi się to nie zdarza. Dziękuję!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Specjalnie go zagadałam, tak by zabrał pudełko z kawą, a zapomniał o portfelu. Czego się nie robi dla sensacji? Tym bardziej że fortel się udał.
– Drobiazg. – Wstałam i się ukłoniłam. – Pójdę już. Pan na pewno ma masę pracy, a i na mnie czekają klienci. Do widzenia, panie komendancie.
– Do zobaczenia, pani Onari. Miłego dnia i raz jeszcze dziękuję!
– Naprawdę nie ma za co… – Uśmiechnęłam się i ukłoniłam na pożegnanie.
To ja dziękuję – pomyślałam sobie – głównie za dostarczenie mi potrzebnych informacji, choć o tym nie wiesz.
Wyszłam z komisariatu, nie żegnając się z wciąż chyba niezadowoloną z mojej wizyty panią porucznik. Wróciłam do mojej kawiarni nader z siebie dumna.
***
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1]Dobry wieczór (jap.)
[2] Dziękuję (jap.)
[3] Dziękuję bardzo (jap.)
[4] Dzień dobry (jap.)
[5] Przepraszam (jap.)
Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:
To co się stało, to nie była niczyja wina. Stało się i tyle. Teraz, będąc na rozdrożu, nadal nie wiedziałam, co dalej. Niczyja wina, że nie umiałam wybrać! Niczyja, że nie wiedziałam, którego bardziej kocham, bo kochałam obu! I choć ponoć to niemożliwe, moje serce było złamane na dwie części, a każda z nich należała do innego. Jeden urzekł mnie swoją delikatnością, czułością i urokiem. Drugi był niczym torpeda. Niczym otchłań, wciągnął mnie granat jego spojrzenia i utonęłam. Namiętność czy delikatność? Dwie skrajności, niczym przeciwne bieguny magnesu. Kochałam i byłam kochana. Byłam ich, a jednocześnie byłam NICZYJA!
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Reporterka. Seria: Romans z Yakuzą
ISBN: 978-83-8313-671-4
© Anna Crevan i Wydawnictwo Amare 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Agnieszka Łoza
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek