Rezydentka - Pola Roxa - ebook + książka

Rezydentka ebook

Roxa Pola

0,0
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Anna Rokicka żyje beztrosko. Nie stroni od alkoholu, imprez i męskiego towarzystwa. Czasami jednak zastanawia się, czy nie powinna być gdzie indziej, zachowywać się bardziej odpowiedzialnie, a może w ogóle być kim innym?

Niespodziewane, tragiczne wydarzenia sprawiają, że jej dotychczasowe życie zmienia się w diametralny sposób. Czy uda się jej wybrnąć z sytuacji grożącej wieloletnim pobytem w więzieniu i łatką morderczyni? Czy odnajdzie wreszcie spokój u boku wymarzonego mężczyzny?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 295

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Pola Roxa

Rezydentka

Copyright © Pola Roxa, MMXXI

Wydanie I

Warszawa MMXXI

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Część I

Nadzieja jest matką głupich,

co nie przeszkadza jej być uroczą kochanką odważnych.

Stanisław Jerzy Lec

1.

Ktoś kiedyś powiedział, że okłamywanie innych to jeszcze nic strasznego. Dramat zaczyna się wtedy, gdy oszukujemy samych siebie. To już himalaje zupełnego upadku. Nie pytajcie mnie, kto tak stwierdził, ale takie mądrości zazwyczaj wychodzą z ust mądrych ludzi. A ja się raczej do takich nie zaliczam. Co ja w ogóle tutaj robię? Czy to jest robota i właściwe miejsce dla trzydziestoczteroletniej kobiety? Boże, czy ja znowu zaczynam się nad sobą użalać? Chyba tak.

Słońce prażyło niemiłosiernie. Po lekkim, ożywczym wietrzyku nie było śladu. Wstałam z leżaka ustawionego na balkonie i wychyliłam się za barierkę. Basen świecił pustkami, jak zwykle przy zmianie turnusów. Było kilka minut po dwunastej w sobotę. Odwróciłam głowę, słysząc dźwięk drzwi otwieranych na balkonie obok. Z pokoju wyszła Agnieszka, nazywana Baletnicą. Matka katowała ją kiedyś codziennymi treningami tego popieprzonego tańca. Aga miała tego tak dosyć, że w wieku dwunastu lat razem z ojcem uknuła intrygę. Przekupili ortopedę, by okłamał matkę, że stan kręgosłupa dziewczynki jest na tyle poważny, że nie może dalej trenować. Lubiłam takie historie. Podnosiły mnie na duchu, bo mogłam sobie wmawiać, że moje dzieciństwo nie było wcale takie złe.

– Ja pierdolę, Anka! – Baletnica ziewnęła. – Jak ty wytrzymujesz na tym upale? Zwłaszcza po wczorajszym chlaniu.

– Chcę złapać trochę słońca.

– Nie rozśmieszaj mnie! Jeszcze więcej? Niedługo będziesz zielona od tego opalania.

– Potrzebuję dużo energii na wieczorne spotkanie – odparłam, wzruszając ramionami.

– Może nie będzie tak źle – mruknęła. – Dobra, zdrzemnę się jeszcze.

– Chcesz oszukać kaca? Małe szanse.

– Oszukałam matkę wariatkę, to i z tym skurwielem sobie poradzę. – Baletnica zachichotała i zniknęła w swoim pokoju.

Aga wciąż żyła dzieciństwem, opowiadając wszem wobec historię z przeszłości. Chyba nie muszę tłumaczyć, że skoro jej matka chciała, aby córka była aniołkiem, ta postanowiła zostać diabełkiem? Baletnica chlała i przeklinała gorzej, a może właściwie lepiej niż faceci. Lubiłam ją, bo była prostolinijna, nie ściemniała i zawsze można było na nią liczyć.

Doszłam do wniosku, że mam już dosyć prażenia się w tym cholernym greckim piekarniku. Weszłam do pokoju i poczułam dreszcze. Różnica temperatur była olbrzymia. W pomieszczeniu chodziła klima nastawiona na najniższą temperaturę. Przekręciłam termostat, żeby zrobiło się trochę cieplej, a potem przeszłam do łazienki. Przyjrzałam się swemu odbiciu w lustrze. Brązowe włosy, dzięki zdobyczom współczesnego fryzjerstwa stuningowane na kruczoczarne. Baletnica miała rację. Na twarzy byłam już nieźle strzaskana, resztę ciała też miałam lekko opaloną.

Obróciłam się bokiem do lustra i spojrzałam krytycznie na oponkę wokół mojego brzucha. Dobra, pewnie mnie nie wezmą na billboard z reklamą bielizny, ale jak na moje lata jeszcze nie było źle. Wskoczyłam pod prysznic i zmyłam z siebie olejek do opalania. Potem nałożyłam odżywkę do włosów, nasmarowałam się balsamem i wyszłam z łazienki.

Temperatura w pokoju lekko się podniosła, w czym na pewno pomogło ostre słońce świecące prosto w szyby. Zasunęłam kotarę i włączyłam światło. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej bieliznę, białą spódnicę przed kolano i służbową turkusową koszulkę. Na plecach wyszyto grecką literę omega, a z przodu, na wysokości piersi, mały napis: „W CZYM MOGĘ POMÓC?”.

Założyłam klapki i wyszłam z pokoju. To jednak było w Grecji wspaniałe! Połowa września, a tu ciągle upał taki, że można by chodzić na golasa. Chyba jednak nie miałam na co narzekać? Z jednej strony, na pewno część kobiet w moim wieku była jakimiś dyrektorkami czy prezeskami, jak to się teraz mówi. Ale z drugiej – potężna rzesza zapierdziela gdzieś w fabrykach za najniższą krajową. Może bycie rezydentką na greckiej wyspie Korfu wcale nie było takie złe? Przypomniałam sobie, co mądrzy ludzie mówią o oszukiwaniu samego siebie, i spochmurniałam. Co za cham to wymyślił, żeby psuć innym humor? Na pewno jakiś facet!

Przy recepcji czekał na mnie Gollum. Iza było świeżo po studiach i nie wiedziała o swoim przezwisku. Niestety, jej wyraz twarzy oraz na maksa wyłupiaste oczy upodabniały ją do stwora z Władcy pierścieni. Włosy miała tak strasznie mocno zaczesane do tyłu, że człowiek niemal słyszał ich trzeszczenie, gdy stał obok. Zastanawiałyśmy się z dziewczynami, czy gdyby rozluźniła trochę fryzurę, jej gałki oczne wróciłyby na swoje miejsce. Tajemniczości całej sprawie dodawał fakt, że nikt nigdy nie widział Izy z rozpuszczonymi włosami.

– Dzień dobry, szefowo. – Gollum wyszczerzył się w uśmiechu, błyskając aparatem na zęby.

– Cześć, Iza.

Nie cierpię, gdy tak się do mnie mówi. Biuro Turystyczne „Omega” jest małą firmą, zarządzaną przez jednego starszego pana. Ma on dobrotliwy wygląd Świętego Mikołaja i tak jest przez nas nazywany. Traktuje nas jak córki, a my odwzajemniamy jego uczucie. Dlatego nie ma tu jakichś służbowych stopni, zależności i tym podobnych pierdół zaczerpniętych z amerykańskich korporacji. Dziewczyny traktują mnie trochę jak przełożoną, bo pracuję w biurze od ponad dziesięciu lat. Dla większości rezydentek ta robota była zapchajdziurą na studiach albo zaraz po nich. Tylko ja zostałam „na zawsze”. Dobra, koniec tego marudzenia. Podobno jeśli mamy czas na narzekanie, to znaczy, że mamy go na tyle dużo, że równie dobrze możemy coś w swoim życiu zmienić. Gollum była jedyną osobą, która zwracała się do mnie per „szefowo” i robiła jeszcze coś, czego szczerze nie znoszę: właziła mi w dupę bez użycia jakichkolwiek lubrykantów.

– Pięknie dzisiaj szefowa wygląda.

– Dzięki – mruknęłam z niechęcią. – Gotowa na przyjęcie gości?

– Jezu, jestem taka podekscytowana! Dziękuję za zaufanie! – Gollum pryskała śliną na prawo i lewo. – Boję się, że nie dam rady.

Ja też, chciałam powiedzieć ale w porę ugryzłam się w język. Iza tak bardzo się starała, że czego się dotknęła, to spieprzyła. Dlatego miałam wątpliwości, czy wysyłać ją po grupę na lotnisko. Mimo wszystko stwierdziłam, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. W końcu to naprawdę nie była fizyka kwantowa. Sprawdzić listę, załadować ludzi do autokaru i przywieźć do hotelu. Poza tym ostro pochlałyśmy z Baletnicą poprzedniego dnia. Nie uśmiechało się nam sterczenie przy autobusie na patelni, w jaką zamieniał się parking przy lotnisku.

Przeszłam jeszcze raz przez wszystkie szczegóły i udzieliłam Gollumowi niezbędnych wskazówek. Dziewczyna była tak wdzięczna, że myślałam, że klęknie przede mną i wślizgnie mi się pod spódnicę. Odetchnęłam z ulgą, gdy na zewnątrz pojawił się autobus, który chwilę później zabrał ją na lotnisko.

Wróciłam do przyjemnie chłodnego i ciemnego pokoju i położyłam się na łóżku. Sięgnęłam po pilota i odpaliłam Netflixa. Niby wrzucali tam co tydzień tysiąc nowości, a jakoś nie było co oglądać. Mają talent. Niewiele pamiętałam z poprzedniego wieczoru. Niestety zdarzało mi się to coraz częściej. Zawsze lubiłam wypić, ale zazwyczaj kontrolowałam sytuację. Jednak wiek robił swoje. Dlatego obiecałam sobie, że dzisiaj nie będę pić. Zwłaszcza w ciągu dnia.

Wreszcie znalazłam i włączyłam jakiś serial opatrzony przymiotnikami: romantic, classicorazsuspenseful. Straszne, potworne wręcz nudziarstwo. Uznałam, że to świetna wymówka, by nie dotrzymać swojej obietnicy. Wstałam i wyciągnęłam butelkę wódki z lodówki. Trudno, podobno najbardziej szkodzi samo życie, bo prowadzi do śmierci.

Wypiłam dwa drinki, porządnie wyszorowałam zęby i wpakowałam do ust dwie gumy do żucia. Dobra, macie mnie, może to były trzy drinki, ale tamtego dnia naprawdę potrzebowałam się wyluzować. Punktualnie o wpół do piątej zjawiłam się w lobby naszego małego, uroczego hoteliku Eldorado. Alkohol krążący w żyłach tchnął we mnie porcję optymizmu. W końcu to już wrzesień. Miesiąc studentów i emerytów. Ci drudzy czasami lubili pozawracać dupę, ale przynajmniej nie było już rodzin z dziećmi, ich wiecznych pretensji i ciągłych krzyków na basenie, korytarzach czy w restauracji.Gdy usłyszałam ciche syknięcie hamującego autobusu, przywołałam na twarz przepiękny służbowy uśmiech. Mimo wszystko nie byłam głupią pindą, a przynajmniej tak chciałam o sobie myśleć. Wiedziałam, że ludzie przyjechali tu na wymarzone wakacje. To, że rezydentka biura podróży lubiła sobie wypić i była lekko sfrustrowana życiem, nie było ich zasranym problemem. Doskonale to rozumiałam.

Do hotelu weszła grupka ludzi, nieśmiało rozglądających się po wnętrzu.

– Dzień dobry państwu – zaszczebiotałam. – Nazywam się Anna Rokicka i w imieniu Biura Turystycznego „Omega” witam państwa w słonecznej Grecji. Proszę podać swoje dane w recepcji, gdzie otrzymają państwo klucze do pokoi. Spotkanie informacyjne odbędzie się o szóstej w hotelowym lobby. Gdyby mieli państwo jakieś pytania, jestem do dyspozycji.

Ludzie zaszumieli, co poniektórzy odwzajemnili uśmiech i zaczęli tłoczyć się przy recepcji. Dzisiaj zmianę miał Wasilij, cholernie przystojny młody chłopak, na którego widok wszystkie panie z grupy niemal padły na kolana. Dobry znak, to powinno je ustawić porządnie na popołudniowe spotkanie.

– Poszło gładko? – spytałam Golluma, odciągając ją na bok.

– Perfekcja! – Dziewczyna była wyraźnie podniecona. – Szefowo, jeszcze raz dziękuję za zaufanie.

– Gdzie jest jakaś cholerna Genowefa?!

Wszyscy w recepcji, łącznie z przystojniachą Wasilijem, odwrócili się w kierunku wejścia. Do środka wszedł łysy wąsaty facet, ciągnący dwie pokaźnych rozmiarów walizki. Zaraz za nim szła drobna kobieta wpatrzona w ziemię. Podeszłam do niego, przywołując na twarz służbowy uśmiech, choć wyczuwałam ostrą awanturę.

– Dzień dobry, Anna Rokicka. Mogę w czymś pomóc?

– Genowefa! Tu mam napisane! – Łysol trzymał w ręku przepocone i wymięte potwierdzenie zakupu wycieczki.

– Tak, to ja. W czym mogę pomóc?

– To pani jest Genowefa czy Anna?! – Wąsacz wydarł się na całe gardło.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na mnie niemal oskarżycielsko. Wiem, że to było głupie, ale używałam drugiego imienia. Kto do jasnej cholery ma na imię Genowefa w dwudziestym pierwszym wieku?! Jak miałabym się przedstawiać? Gienia, Gienka, Geniusia, Gesia? Boże, najbardziej żałosne było to, że teraz wstydziłam się wstydzenia się swojego imienia. Idiotyczna sytuacja!

– Nazywam się Genowefa Anna Rokicka – powiedziałam z godnością. – Czy teraz dowiem się, o co chodzi?

– O to chodzi, że autobus nas nie zabrał! – krzyczał łysy. – Musieliśmy tu dojechać taksówką. Żądam zwrotu kosztów!

Odwróciłam się z groźną miną, ale Gollum była już w połowie klatki schodowej. Dziewczyna należała do młodego pokolenia i kiepsko radziła sobie z krytyką. Tak naprawdę w ogóle sobie z nią nie radziła.

Użyłam całego swego uroku osobistego, żeby udobruchać krzykacza z wąsem. Zwróciłam im pieniądze za taksówkę, a potem załatwiłam z Wasilijem dla nich specjalny pokój z widokiem na góry. To ostatnie było oczywiście chamską ściemą, bo taki pokój starsze małżeństwo miało przydzielony od początku. Ale czego się nie powie, żeby zadowolić klienta. Łysy facet, jak się okazało, pan Tadek, rozpogodził się, gdy poinformowałam go, że będą mieli o wiele ciszej niż w pokoju z widokiem na basen.

Niestety nie mogłam udzielić choćby najmniejszej reprymendy Gollumowi. Dziewczyna jak zwykle zareagowała histerią. Udało mi się z nią jedynie porozmawiać przez drzwi. W ciągu kilku minut, przerywanych jej wybuchami płaczu, dowiedziałam się, że jest do niczego, nigdy się nie nauczy i w ogóle chce ze sobą skończyć. Ależ dramaturgia! Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej zachowania. W sumie jednak, czy to się tak bardzo różniło od mojego użalania się nad sobą i zaglądania do butelki?

Gdy weszłam do swojego pokoju, pierwsze kroki skierowałam do lodówki. Wyciągnęłam wódkę, ale od razu schowałam ją z powrotem, bo ktoś zastukał głośno do drzwi. Na progu stał pan Tadek z butelką jakiegoś rubinowego płynu.

– Żona głowę mi zaczęła suszyć, że trzeba przeprosić – powiedział mężczyzna z pojednawczym uśmiechem.

Byłam w totalnym szoku. Po pierwsze, naprawdę rzadko zdarzało się, żeby któryś z turystów przychodził z przeprosinami. Zazwyczaj uważali, że wszystko im się należy. W sumie mieli rację, zgodnie z hasłem „klient nasz pan”. Po drugie, byłam zdziwiona, że ta niepozorna, wtopiona w tłum żona, będąca cieniem wąsacza, jest w stanie suszyć mu głowę. A po trzecie, na samą myśl o piciu tej politury do drewna, którą pan Tadek uważał za alkohol, przeszywały mnie dreszcze obrzydzenia.

– Ale sam źle się z tym czułem – ciągnął. – Przeprosić chciałem, no i może byśmy na zgodę ciachnęli. To moja naleweczka. Wiśniówka.

– Naprawdę nic się nie stało, miał pan prawo się zdenerwować…

Nie skończyłam i nie zdążyłam zaprotestować, bo pan Tadek wtarabanił mi się do pokoju i usiadł przy stoliku. Sięgnął po szklanki, przetarł je moim ręcznikiem do włosów, a potem zachęcił gestem do picia. Westchnęłam cicho. Czego się nie robi dla klientów.

To mną wstrząsło, jak to mawia młodzież. Pierwszy łyk tego gówna wypalił mi gardło, a po całym ciele prześlizgnęły się gwałtowne dreszcze i żar. Pan Tadek zauważył moją minę i powiedział:

– Może skoczę po zagrychę? Mam podsuszaną, a żona narobiła na wyjazd trochę mielonych.

– Nie trzeba – wychrypiałam, patrząc z przerażeniem, jak wąsacz nalewa kolejną porcję.

– To co? Na drugą nóżkę?

Pan Tadek okazał się całkiem sympatycznym facetem i nawet się nie obejrzałam, jak gawędziliśmy wesoło o tym i owym. Kłopot polegał na tym, że ledwo stałam na nogach, gdy wreszcie pożegnał się ze mną, szarmancko całując w dłoń, i wyszedł. Sięgnęłam po telefon i po chwili wybełkotałam:

– Baletnica? Musisz mi pomóc.

Punktualnie o osiemnastej zjawiłam się na dole w towarzystwie Agnieszki i wspięłam się na wyżyny kumulacji energii shaolińskich mnichów, żeby wygłosić jedno zdanie powitania, przedstawić Baletnicę i powiedzieć, że to ona poprowadzi spotkanie. Agnieszka zaczęła ględzić o godzinach posiłków, lokalnych atrakcjach, wycieczkach fakultatywnych i tym podobnych pierdołach, a ja rozkoszowałam się tym, że nic nie muszę już mówić i mogę przyjrzeć się nowej grupie.

Oprócz Tadka, który puścił mi oczko, oraz jego żony było jeszcze dwanaście osób. Dwie podobne do siebie starsze panie, najpewniej siostry. Widać było, że są na siebie śmiertelnie obrażone. Sześcioosobowa, prawdopodobnie studencka grupa. Chłopcy otaczali ramionami swoje dziewczyny, rzucając złowrogie spojrzenia przystojnemu Wasilijowi, który roznosił drinki. Na czym to polega, że młodym mężczyznom tak często brakowało pewności siebie?

Poza tym było też starsze dystyngowane małżeństwo, ubrane z przesadną elegancją. On wyglądał na lekarza, a ona na projektantkę wnętrz. Nieco dalej pod ścianą siedziała jeszcze jedna para. Szczupła niska blondynka oraz facet z kasztanowymi włosami. Mężczyzna niewątpliwie był przystojny i miał w sobie „to coś”. W pierwszej chwili pomyślałam, że to małżeństwo, ale potem stwierdziłam, że to raczej niemożliwe ze względu na sposób, w jaki obok siebie siedzieli. Może brat i siostra?

Godzinę później wróciłam do pokoju i padłam na łóżko. Baletnica usiadła przy stoliku, odkręciła pozostawioną przez Tadka butelkę i skrzywiła się z niesmakiem.

– Chryste. To cię tak rozłożyło?

– Wiśniówka. Daj spokój, ma chyba z siedemdziesiąt woltów!

– Idziesz na miasto? Umówiłam się z dziewczynami z Greckiego Wesela.

Greckie Wesele było gigantycznym biurem podróży, filią angielskiej firmy, wysyłającej miliony turystów do Hellady.

– Dzięki, ale ledwo żyję. Chyba będę zbierać siły na jutro.

– Jak chcesz. Jakby co, to zamierzamy iść do Posejdona.

Skinęłam jej z roztargnieniem głową, wyciągając telefon. Baletnica wyszła, a ja sprawdziłam nieodebrane wiadomości. Jedną z nich była ta od naszego szefa, Świętego Mikołaja. Pytał, czy wszystko w porządku, więc odpisałam, że był drobny pożar, ale ugaszony i nie ma się czym przejmować. Oprócz tego miałam nieodebrane połączenie od Adama.

– Ja pierdzielę – mruknęłam.

Adam to mój były. Pięć lat starszy ode mnie. Szanowany prawnik z dzianymi rodzicami i własną kancelarią. Może nie superprzystojniacha, ale też nie oszpecony. Bardzo zadbany i z fajną, wyrzeźbioną sylwetką. Taktowny, grzeczny i kulturalny. Wykonał jedno połączenie i mogłam być pewna, że nie zadzwoni ponownie, dopóki nie oddzwonię. Taki już był, nie chciał przeszkadzać. Po prostu idealnie ułożony facet z kasą. Wymarzony zięć każdej teściowej.

Niemal słyszę, jak pytacie – w czym więc problem? Właśnie. Sama nie wiem, ale koleś był po prostu zbyt idealny. Czasem ta jego perfekcja przyprawiała mnie, być może niesłusznie, o gęsią skórkę. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z nim. Z drugiej zaś strony, wspomnienie związku sprawiło, że porzuciłam plany o zagrzebaniu się pod kołdrę. Dlaczego mam nie korzystać z życia?

Wyszłam na balkon i wychyliłam się w prawą stronę. W pokoju Baletnicy było ciemno, musiała już wyjść. Ta to szybko się szykowała. Nie dbała zbytnio o ubiór i makijaż, a i tak miała cholerne powodzenie u facetów. Ale była dobre dziesięć lat młodsza ode mnie.

Na dole, wokół podświetlonego basenu, Tadek z żoną rozmawiali przyciszonymi głosami z „lekarzem” oraz parą studentów. Integrują się. Bardzo dobrze. Wróciłam do pokoju i wybrałam numer Baletnicy.

– Co jest? – Odebrała po pierwszym sygnale.

– Mogę się jeszcze załapać?

– Ależ proszę cię bardzo! Jesteśmy w Zielonym na rogu. Planujemy biforek na plaży naprzeciwko Excelsiora.

– Spotkajmy się na plaży!

Rozłączyłam się i poszłam do łazienki z zamiarem oszukania makijażem kilku naiwniaków, że jestem o wiele młodsza. Ktoś powiedział, że facetom podoba się to, co widzą, a kobietom to, co słyszą. Dlatego my się malujemy, a oni kłamią!

2.

Przeszłam przez ulicę zapchaną samochodami i przed wejściem na piasek zdjęłam sandały na obcasie. Tego dnia postawiłam na jasną sukienkę, która zaczynała się na wysokości biustu, a kończyła w połowie ud. Materiał kontrastował z moją opaloną skórą, a w połączeniu z makijażem i fryzurą dawał efekt całkiem zadowalający. Sukienka była co prawda trochę przyciasna, ale jako kobieta po trzydziestce do perfekcji opanowałam życie na wciągniętym brzuchu.

Wyglądałam może zbyt wyzywająco, ale tego wieczoru miałam ochotę na jakąś przygodę. Nad brzegiem morza siedziało kilkanaście grup rozpijających alkohol. Minęłam dwie z nich, a spojrzenia mężczyzn uświadomiły mi, że moja kreacja robiła wrażenie. Bardzo dobrze. W końcu o to chodziło.

Dziewczyny siedziały na leżakach ściągniętych ze stosu. Oprócz Baletnicy była jeszcze Patrycja, zwana przez wszystkich Tipsiarą ze względu na zamiłowanie do hybryd. Poza tym były dwie dziewczyny, których nie znałam. Pierwsza może w moim wieku, a druga jakaś gówniara po dwudziestce. Ta młodsza nie przypadła mi do gustu, bo zmierzyła moją kreację takim spojrzeniem jak komornik szafę.

– Ekstra wyglądasz! – Baletnica wstała i zabrała się do przedstawiania koleżanek. – Pati już znasz, a to Karolina i Hela.

Helą była ta młodsza. Przywitałam się z nimi, przyklejając na gębę fałszywy uśmiech, a potem wyciągnęłam z torebki flaszkę whisky.

– Ktoś się podpina pod rudą?

– No, taki biforek to mi się podoba! – Baletnica roześmiała się. – Jeszcze lodu brakuje.

– Spokojnie, zaraz załatwię.

Wręczyłam butelkę zdziwionym dziewczynom i podeszłam do grupki rozpromienionych chłopaków, których minęłam wcześniej. Gdy poprosiłam o lód, od razu dostałam wypełniony nim duży, plastikowy kubek, a do tego komplementy dotyczące mojego wyglądu. Czułam, że to będzie naprawdę fajny wieczór.

Gdy wróciłam, każda z dziewczyn wzięła po kostce lodu do kubka, a Baletnica rozlała alkohol.

– Jak to robisz, że w twoim wieku ciągle tak wyglądasz? – spytała Tipsiara.

– W moim wieku?! – Udałam święte oburzenie. – Przecież mam dwadzieścia jeden lat!

– Trochę to jednak niesmaczne – odezwała się Hela.

– Whisky ci nie smakuje? – Paliłam głupa, że niby nie wiem, o co chodzi.

– W twoim wieku jednak wypada się szanować.

– Uważam, że powinno się szanować w każdym wieku. – Wzruszyłam ramionami. – Ale skoro ty się nie szanujesz, to już twoja sprawa.

– Dziewczyny, nie psujcie wieczoru. – Baletnica westchnęła.

– Tylko czekasz, żeby ktoś cię dzisiaj zerżnął, co? – Hela wyraźnie szukała awantury.

– Widzisz, dziecko, to jest twój sposób myślenia – odpowiedziałam, upijając trochę whisky. – Mentalnie ciągle jesteś zahukaną babą lepiącą pierogi. Ja kombinuję inaczej. To po prostu JA kogoś dzisiaj zerżnę. Proste?

Wszystkie dziewczyny, poza Helą oczywiście, zaczęły się śmiać, zwracając uwagę chłopaków siedzących nieopodal. Jeden z nich machnął do mnie, krzycząc:

– Hey girls, you need some more ice?

– Dzięki, skarbie – odkrzyknęłam po angielsku. – Teraz już nie, ale jutro rano na pewno.

Chłopcy zarechotali w odpowiedzi, a mnie zrobiło się odrobinę głupio. Może to jednak było trochę zbyt wulgarne? Chciałam się odciąć tej gówniarze Heli, która myślała, że kobietom przed czterdziestką zostaje jedynie uniwersytet trzeciego wieku i gacie na nietrzymanie moczu.

Wypiłyśmy całą butelkę whisky, a potem przeszłyśmy na bulwar, gdzie założyłyśmy buty i wmieszałyśmy się w wieczorny tłum Korfu. Miasto, noszące tę samą nazwę co wyspa, tętniło życiem. Co prawda większość ludzi siedziała jeszcze w knajpach, ale z wolna dyskoteki otwierały swoje podwoje, przyjmując pierwszych gości.

Posejdon był potężną, czterokondygnacyjną imprezownią. Na ostatnim piętrze znajdował się taras z przepięknym widokiem na morze. Ochroniarze już rozciągnęli ścieżkę z lin, ale o tej porze do wejścia jeszcze nie było kolejki. Tłumy miały się zjawić za jakąś godzinę, półtorej. Weszłyśmy do klubu i stanęłyśmy przy barze. Nie ukrywam, że byłam trochę zamulona po całej tej wiśniówce i whisky.

– Co pijesz?! – Baletnica wydarła mi się do ucha, próbując przekrzyczeć mruczące basy.

– Espresso martini! Potrzebuję jakiegoś kopa!

Kupiłyśmy drinki i wyszłyśmy na taras, gdzie nie było tak głośno i można było jako tako porozmawiać. Trzy espresso martini później byłam już nieco bardziej narąbana, ale mocna kawa zaczęła krążyć w żyłach, jednocześnie stawiając mnie do pionu. Tymczasem w klubie robiło się coraz bardziej tłoczno. Wypiłyśmy jeszcze po strzale tequili, a potem poszłyśmy tańczyć.

Po kilku minutach wokół mnie zaczęło bujać się kilku kolesi, ale żaden nie przypadł mi do gustu. Jakiś tłustawy Grek, chyba starszy ode mnie, niski Arab oraz nawalony jak szpadel Angol. Ten ostatni był całkiem przystojny, ale był tak porobiony, że jedyne, co udało mi się wyłowić z jego bełkotu, to słowa darling oraz fuck. Mimo wszystko aż na taki koktajl wrażeń nie miałam ochoty.

Wróciłam do dziewczyn, wypiłyśmy jeszcze po kielonie meksykańskiej wódy. Gdy one ruszyły na parkiet, zostałam i obserwowałam, jak tańczą, a wokół nich zaczynają uwijać się kolesie. Nagle usłyszałam czyjś podniesiony głos:

– Przepraszam, mogę pani postawić drinka?!

Odwróciłam się zaskoczona. Za mną stał ten sam facet, którego widziałam na spotkaniu w hotelu kilka godzin wcześniej. Ten, który siedział z tyłu z niską blondynką. No i wreszcie ten, co by tu dużo mówić, który od razu wpadł mi w oko.

– A co na to pańska żona?!

– Masz na myśli siostrę? Darek jestem! – Wyciągnął dłoń, a ja uścisnęłam ją po chwili wahania.

– Ania! Kto przyjeżdża na wakacje z siostrą?!

– Miała jechać z chłopakiem, ale w ostatniej chwili się wymiksował! To jak będzie z tym drinkiem?!

– Może być! Long island poproszę!

– Jesteś pewna?!

– Co?!

– Tam jest bardzo dużo alkoholu!

W odpowiedzi roześmiałam się głośno. Co prawda byłam już porządnie narąbana, ale ciągle się kontrolowałam. To znaczy taką miałam nadzieję. Bo na drugi dzień różnie bywało, kiedy musiałam przypominać sobie wieczorne wydarzenia. Nie wiedziałam, jakie zamiary miał wobec mnie Darek. Za to świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, czego ja chcę. Chciałam go poderwać, a później przelecieć. Podobał mi się i miałam nadzieję, że tego nie spieprzy!

Wspięliśmy się na taras i stanęliśmy przy balustradzie. Księżyc wyłaniał się zza chmur, rzucając poświatę na pomarszczoną powierzchnię morza. Spojrzałam na Darka swoim, jak mi się wydawało, najbardziej uwodzicielskim spojrzeniem i stuknęliśmy się szklankami.

– Zdrówko!

– Pięknych pań – powiedział z uśmiechem.

Boże, jeśli facet będzie mówił takie wyświechtane teksty, to chyba jednak nic z tego nie będzie. Może lepiej poprosić, żeby się nie odzywał? Tylko jak to zrobić, jednocześnie go nie urażając? Nierealne. Faceci już tacy są, lubią mieć kontrolę, nawet tę złudną. Sądzą wtedy, że mają moc. A tak naprawdę zapominają, że prąd pochodzi z gniazdka, a nie wtyczki.

– Co pan Darek porabia, kiedy nie jest na wakacjach z siostrą?

– Mam firmę.

– Czy nietaktem będzie prosić o rozwinięcie tematu?

Roześmiał się głośno i szczerze. Miał ładne zęby i fajny uśmiech. Unosił jeden kącik ust, nadając swojej wesołości lekko ironiczny wyraz.

– Projektuję oprogramowanie zabezpieczające firmy dokonujące internetowych transakcji. Może być?

Miał krótko przystrzyżone włosy, szeroką klatkę piersiową, a pod białą koszulką wyraźnie odznaczające się bicepsy. Zassałam drinka przez słomkę, czując, jak alkohol wędruje mi wprost do krwiobiegu. Byłam pijana, ale postarałam się, aby mój głos nie brzmiał bełkotliwie:

– Nie wyglądasz na informatyka.

– Poważnie? A jak powinienem wyglądać? Jak Bill Gates?

– O tak! – Tym razem to ja się roześmiałam. – Bill Gates z długimi włosami i taką rzadką bródką spiętą w kucyk. Wtedy bym ci uwierzyła!

– Muszę ci się do czegoś przyznać.

– Dawaj! Uwielbiam ploteczki i szczere zwierzenia.

– Jestem słaby w podrywaniu dziewczyn.

– Nie gadaj! – Spojrzałam na niego uważnie. – A to chcesz mnie podrywać?

– Bardzo mi się podobasz. Ale mój najlepszy tekst to coś w stylu: „Czy bolało, gdy spadałaś z nieba?”.

– Aua. Faktycznie słabo. – Dopiłam drinka i podałam mu szklankę. – Bądź tak dobry i przynieś mi jeszcze jednego, to może wspólnie coś wymyślimy.

Spełnił moją prośbę, a potem ruszyliśmy na salę. Podobno życie jest jak taniec, gdzie każdy krok ma znaczenie. Nie był królem parkietu, ale miał wyczucie rytmu. W jego ruchach było coś niewymuszonego. Podobał mi się. A może po prostu byłam już bardzo nawalona? Zaczęłam wypatrywać w tłumie dziewczyn i…

Ocknęłam się gwałtownie, siadając na łóżku. Zamrugałam i rozejrzałam się. Na zewnątrz świeciło mocne słońce. Klimatyzacja szumiała cicho, tłocząc do środka zimne powietrze. Jezu Chryste, gdzie ja jestem? Leżałam sama w łóżku, a moje porozrzucane ciuchy walały się po podłodze.

Spróbowałam skupić się na tyle, by przypomnieć sobie, jak skończył się poprzedni wieczór. Jak przez mgłę pamiętałam biforek na plaży i jakąś gówniarę o imieniu Hela. Potem poszłyśmy do Posejdona, gdzie zaczęłam trzaskać espresso martini. Aha, dobra. Przypomniałam sobie tego przystojniaka ze spotkania. Jak on miał na imię? Chyba Darek. Tak, na pewno Darek!

Pamiętałam, jak tańczyłam z nim, szukając wzrokiem dziewczyn. Reszta wspomnień pojawiała się w mojej głowie niczym szalone stop-klatki z jakiegoś popieprzonego teledysku. Wychodzimy z Posejdona, później jeszcze zatrzymujemy się na kielona w jakimś barze. Wreszcie lądujemy w pokoju. Jedyna zamazana przebitka, która pojawiała się przed moimi oczami, to Darek i jego twarz lądująca między moimi nogami. Cóż, zawsze to coś, przynajmniej się starał. Ale czy było fajnie? Długo gapiłam się w sufit, próbując przypomnieć sobie jakieś szczegóły dotyczące nocnego seksu. Nie wątpiłam, że na pewno do czegoś doszło. Wreszcie dla własnego dobra psychicznego uznałam, że było całkiem nieźle. No nic, następnym razem trzeba tyle nie chlać.

Zwlokłam się z łóżka, dopiero teraz orientując się, że to przecież nie mój pokój. Nie byłam też w swoim hotelu, bo ten apartament miał drugie pomieszczenie za przesuwanymi drzwiami, a takich pokoi nie mieli w Eldorado. Idąc do łazienki, z ulgą zauważyłam leżącą na podłodze zużytą prezerwatywę. Przynajmniej nie będę musiała łykać tabletek wczesnoporonnych.

Wysikałam się i wróciłam do pokoju. Zaczęłam się ubierać. Gdzie też mógł być ten cały Darek? Chwyciłam szpilki i rozsunęłam drzwi prowadzące do sypialni. Omal nie wrzasnęłam. A może i wrzasnęłam, tylko przytomnie zakryłam wcześniej usta dłonią.

W sypialni na rozłożonej i posłanej kanapie leżała niska blondynka, siostra Darka. Pościel pod nią była cała we krwi. Kobieta patrzyła wytrzeszczonymi oczami w sufit. Na purpurze jej rozpłatanego gardła odznaczała się biel przeciętej tchawicy.

3.

Pobiegłam do łazienki i uklękłam, obejmując muszlę klozetową. Myślałam, że będę rzygać, ale nic takiego się nie stało. Próbowałam zmusić się do wymiotów, dopóki nie uświadomiłam sobie, że nieporadnie kopiuję sceny z filmów. Tam zawsze ktoś, kto zobaczy trupa, od razu leci rzygać.

Gdy wstałam, poczułam, że podłoga zaczyna się pode mną kołysać. Musiałam się oprzeć o ścianę. Wróciłam do pokoju z idiotyczną nadzieją, że wszystko mi się przywidziało. Że to tylko jakiś zły sen. Niestety. Na widok trupa w pościeli zaczęłam trząść się w niekontrolowany sposób.

Zastanawiałam się gorączkowo, jak powinnam postąpić. Wezwać policję? Czy będę wtedy główną podejrzaną? O co będą pytać? Pewnie o to, co takiego wydarzyło się poprzedniego wieczoru. I co mam odpowiedzieć? Że moja pamięć jest jak ser szwajcarski? Więcej dziur niż nabiału? Od razu mnie aresztują. Gdzie, do jasnej cholery podziewał się ten cały Darek?!

Nagła myśl spowodowała, że cofnęłam się pod ścianę i klapnęłam bez sił na krzesło. Ty debilko. Chyba akurat z nim nie powinnaś się chcieć widzieć. Jak myślisz, kto mógł poderżnąć gardło blondynce? Ale dlaczego miałby mordować swoją siostrę? Próbowałam go bronić, ale zaraz pojawiła się myśl: skąd wiesz, że to jego siostra? Bo tak ci powiedział?

Na dźwięk telefonu poderwałam się tak gwałtownie, że kopnęłam w stolik do kawy. Prawy paluch zapłonął żywym ogniem. Syknęłam i pokuśtykałam do sypialni, gdzie zostawiłam smartfon.

– Gdzie cię wcięło? – Usłyszałam zachrypnięty głos Baletnicy. – Muszę od rana zapierdalać z Gollumem.

– Sorry, mam drobną awarię…

– Jaja sobie robię! – Baletnica zarechotała. – Przecież tu nic się nie dzieje. Ludzie dopiero na śniadanie się zbierają. Dobra, opowiadaj, jak było z tym przystojniakiem, z którym ulotniłaś się wczoraj z Posejdona.

– Lepiej nie mówić – wymamrotałam, patrząc na zakrwawione zwłoki blondynki.

– Aż tak źle?! Szkoda, wyglądał na takiego, co to dobrze rucha. Gdzie ty w ogóle jesteś?

Dobre pytanie, pomyślałam i szybko odpowiedziałam:

– Słuchaj, tak naprawdę to w czarnej dupie, ale o tym później. Ogarnę się szybko i spadam do Eldorado. Do zobaczenia na miejscu. Pa!

Rozłączyłam się i usiadłam totalnie załamana na łóżku. Chciało mi się ryczeć i wrzeszczeć. Co powinnam zrobić? Rozejrzałam się bezradnie po sypialni. Przecież tu wszędzie musiały być moje odciski palców. Czy powinnam je jakoś zetrzeć? Ale w sumie po co? Na pewno w hotelu były kamery. Nagrały mnie, jak wczorajszego wieczoru wchodziłam z Darkiem. Właśnie, to był wieczór czy może już ranek? Jasna dupa, no nic nie pamiętam! Podobno najlepszym lekarstwem na czarną rozpacz było działanie. Coś na kształt staropolskiego powiedzenia, że na kaca najlepsza praca. Trzeba się ruszyć!

Przeszłam do drugiego pokoju i sięgnęłam po papeterię na stoliku. Hotel miał trzy gwiazdki i nazywał się Bormir Palace. Nic mi to nie mówiło. Zerknęłam na adres. Znajdował się w sporej odległości od centrum Korfu, dlatego go nie kojarzyłam.

Moje rozważania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. To Adam: „Cześć. Próbowałem się wczoraj do Ciebie dodzwonić. Wszystko w porządku?”. Cały on. Jak zwykle nienachalny i taktowny. Niby się nie narzuca, ale jednocześnie właśnie to robi, bo po cholerę wysyła takie wiadomości? Człowieku, nie jesteśmy już razem i naucz się z tym żyć! Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy nie oddzwonić do niego i powiedzieć, co mnie spotkało. W końcu był prawnikiem. Szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Niby w jaki sposób mógłby mi pomóc?

Boże, co robić? Trudno, trzeba chyba o wszystkim zawiadomić recepcję, a ci niech dzwonią na tę cholerną policję. Trzy razy sięgałam po słuchawkę hotelowego telefonu i trzy razy odkładałam ją na widełki. Dlaczego ktoś miałby mi uwierzyć? Przecież byłam tu jedyną osobą. Sam na sam w pokoju z trupem. Poza tym nic nie pamiętałam! Wreszcie uznałam, że najprościej będzie uciekać stąd jak najszybciej. Niech Darek się martwi, to pewnie on wynajął ten pokój. Założyłam buty, sprawdziłam na wszelki wypadek, czy niczego nie zostawiłam, wyciągnęłam kartę ze ściany i wyszłam na korytarz.

Na dole wysiadłam z windy i dziarskim krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia, gdy nagle zatrzymał mnie czyjś stanowczy głos pytający po angielsku:

– Przepraszam, czy pani się wymeldowuje?

Odwróciłam się. Brunetka w wiśniowej marynarce stała za kontuarem recepcji. Podeszłam do niej i odpowiedziałam z uśmiechem:

– Jeszcze nie, to znaczy pan Dariusz dokona wszelkich formalności.

– Pan Dariusz? – Brunetka zrobiła zdziwioną minę i wystukała coś na klawiaturze komputera. – Pani Genowefa Rokicka?

– Tak.

– To pani wynajęła u nas wczoraj pokój. Doba została opłacona z góry. Wymeldowuje się pani czy nie?

– Tak, przepraszam, coś musiało mi się pomylić.

Serce trzepotało mi w piersi, a w skroniach czułam pulsującą krew. Ja pierdzielę! To ja w nocy wynajęłam ten cholerny pokój? Kompletnie tego nie pamiętałam. Uśmiechałam się jak idiotka i udzielałam automatycznych odpowiedzi, gdy recepcjonistka pytała, czy korzystałam z minibaru i czy wszystko było w porządku. Wymeldowała mnie, a potem życzyła miłego dnia. Odpowiedziałam jej tym samym i ruszyłam do wyjścia.

Gdy znalazłam się na zalanej słońcem ulicy, stanęłam jak wryta. Boże, co za debilka! Co ja wyprawiam?! Przecież pokojówka zaraz znajdzie zwłoki i rozpęta się piekło. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Ale przecież człowiek nie ma doświadczenia w takich sytuacjach. Wierzcie mi lub nie, ale była to moja pierwsza w życiu pobudka ze zwłokami w pokoju obok.

Wróciłam do środka i ruszyłam w kierunku recepcji. Widziałam, jak brunetka podnosi do ust krótkofalówkę i zaczyna coś mówić. Poczułam zimno zsuwające się po kręgosłupie. A co, jeśli właśnie wezwała serwis sprzątający do mojego pokoju? Oczami wyobraźni widziałam pokojówkę, która wrzeszczy na widok blondynki, a potem biegnie i wymiotuje do sedesu. Jak na filmie.

Dopadłam do kontuaru i zalałam recepcjonistkę strumieniem dziwacznych tłumaczeń i przeprosin, mówiąc, że nie do końca przemyślałam swoją decyzję i chciałabym zostać w hotelu jeszcze dwa dni. Brunetka była lekko zdziwiona, ale nie robiła problemów. Zapłaciłam gotówką za kolejne dwie doby, odebrałam kartę do pokoju i poprosiłam o zamówienie taksówki. Potem poszłam na górę i wywiesiłam na klamce kartonik z napisem „Nie przeszkadzać”.

Gdy wysiadłam z taksówki pod Eldorado, nadal myślałam o tym, co stało się z Darkiem. Przecież mieszka w tym hotelu. A co, jeśli spotkam go nad basenem? Co mu powiedzieć? „Hej, w nocy było całkiem fajnie, mimo że narąbałam się jak prosię i niewiele pamiętam. Aha, tak zupełnie przy okazji, czy wychodząc z pokoju, nie zauważyłeś przypadkiem, że leżała tam twoja siostra z poderżniętym gardłem?”.

Poszłam do pokoju, przebrałam się w jasne szorty, klapki i służbową koszulkę i po chwili byłam nad basenem. Większość gości rozkładała się niespiesznie na leżakach. Z nowej grupy naliczyłam osiem osób. Od Golluma dowiedziałam się, że pozostali poszli nad morze. Z budynku wyszła Baletnica i podeszła z kubkiem termicznym, który podsunęła mi pod nos.

– Chcesz trochę lekarstwa?

– Co tam masz?

– Białego rosjanina.

– Nie lubię słodkich drinów. – Zmarszczyłam nos. – Słuchaj, nie widziałaś dzisiaj tego kolesia, z którym zniknęłam wczoraj?

– Nie, ale jestem w szoku – parsknęła Baletnica. – Co się stało z twoją złotą dewizą?

– Którą?

– Nie bierz dupy ze swej grupy. Zazwyczaj nie dymasz klientów naszego biura.

– Powiedzmy, że wypiłam trochę za dużo babcinego syropu.

– Może ta wiśniówka tak cię ścięła?

Wzruszyłam ramionami. Sama się wcześniej nad tym zastanawiałam. Poprzedniego wieczoru wyjątkowo mocno mnie pozamiatało.

Obeszłam basen, sprawdzając, czy wszystko w porządku i czy żaden z gości niczego nie potrzebuje. Zapytałam o chętnych na jutrzejszy rejs w poszukiwaniu delfinów. Z tej ostatniej opcji ochoczo skorzystali najstarsi turyści, czyli pan Tadek i lekarz oraz ich żony.

Potem wróciłam do biura i zaczęłam ogarniać papierologię. Tak naprawdę nie miałam dużo pracy, więc tylko udawałam zajętą, zastanawiając się, co robić dalej. Właściwie to znałam odpowiedź, ale broniłam się przed krążącą w mojej głowie myślą. Była zbyt straszna, zbyt absurdalna. Musiałam się jakoś uspokoić. Tata zawsze powtarzał, że jestem odważna. Podobno ludzie odważni boją się tak samo jak inni, jednak potrafią panować nad strachem. Czy uda mi się ta trudna sztuka?

Pomimo prób negocjacji z samą sobą skierowanie umysłu w tamtą stronę wywoływało histeryczny atak paniki, windując ciśnienie krwi w okolice orbity. Ale w końcu nie byłam w stanie dłużej się przed tym bronić. Wyszeptałam drżącym głosem:

– Muszę pozbyć się ciała.

Jak do jasnej cholery miałam to zrobić? Przede wszystkim, jak wynieść zwłoki? I to tak, żeby nikt nie zauważył?

Po długich rozważaniach różnych za i przeciw i bitwie z myślami doszłam do wniosku, że skoro jestem na wyspie, to najrozsądniej będzie wyrzucić ciało do morza.

Włączyłam komputer i odpaliłam przeglądarkę. Wpisałam w wyszukiwarkę głębokość mórz wokół Korfu i wyszło mi, że całkiem niedaleko od brzegu były to raptem dwadzieścia cztery metry. Nawet na środku Morza Jońskiego, oddzielającego kontynentalną Grecję od wyspy, głębokość nie przekraczała sześćdziesięciu metrów. Totalne rozczarowanie. Myślałam, że będzie to jakaś głębia na minimum tysiąc metrów. Tylko czy miałam inne wyjście? Uznałam, że gdyby odpowiednio dociążyć ciało, to nie ma bata, żeby wypłynęło. Wydawało się to proste, ale coś mi mówiło, że to nie taka łatwa sprawa.

Postanowiłam, że po skończonym dyżurze pojadę do miasta kupić odpowiednią walizkę, a potem zajmę się sprawą. Czułam się coraz gorzej. Po pierwsze, przerażały mnie plany, które snułam w swojej głowie, a po drugie, alkohol schodził ze mnie powoli, wpędzając umysł w coraz większy kacowy dół, zasnuty granatowymi chmurami.

A co, jeśli to ja zabiłam blondynkę? Nigdy nie byłam agresywna po alkoholu, ale cholera wie, co mi wczoraj strzeliło do głowy po tym bimbrze? Na samą myśl o tym, że mogłam być morderczynią, żołądek podszedł mi do gardła. Poczułam, że zaraz zemdleję, i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że od wczorajszego popołudnia nie miałam nic w ustach.

Zeszłam do restauracji i wmusiłam w siebie sałatkę grecką. Jedząc, obserwowałam opalających się nad basenem ludzi. Gdzie się podziewał ten cholerny Darek? Zaraz, przecież mogłam sprawdzić, w którym pokoju mieszkał! Wstałam i pobiegłam do recepcji, uśmiechając się do Wasilija.

– Cześć, Ania. – Przystojny Grek przywitał się ze mną po angielsku.