Sąsiadka - Aleksandra Polańska - ebook + audiobook

Sąsiadka ebook i audiobook

Polańska Aleksandra

4,3
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

WIEM, ŻE PATRZYSZ, ALE NICZEGO NIE ROZUMIESZ.
Nie mogąca poradzić sobie ze śmiercią ojca Weronika, pod naciskiem matki zgadza się na opiekę nad domem wuja. Zmiana otoczenia wpływa na nią pozytywnie i już pierwszego dnia poznaje pełną życia Marcelinę mieszkającą naprzeciwko.
Żeby odsunąć od siebie poczucie straty, Weronika skupia swoją uwagę na nowo poznanej dziewczynie, zaczyna także regularnie ją podglądać. Ich relacja staje się specyficzna, a Marcelina zamiast stać się jej przyjaciółką, zaczyna budzić w niej lęk.
Wkrótce sąsiadka zostaje zamordowana, a jej ciało znajduje właśnie Weronika. Od tej pory dziewczyna po omacku stara się dowiedzieć, kto zabił Marcelinę, przy okazji odkrywając sekrety mieszkańców osiedla i samej ofiary. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 265

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 8 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Jaskuła GabrielaGabriela Jaskuła

Oceny
4,3 (4 oceny)
1
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tynsik

Dobrze spędzony czas

[Kryminał na talerzu] Aleksandra Polańska lubuje się w gatunku thrillera psychologicznego nurtu domestic noir, a jej “Sąsiadka” jest równocześnie oczkiem puszczonym dla czytelników jej debiutu - małżeństwo, które w “Kocham cię, mamo” grało główną rolę, tu pojawia się w roli pobocznej… Bo główną bohaterką, a zarazem narratorką jest młodziutka studentka, która od roku nie potrafi ruszyć ze swoim życiem - żałoba po ojcu ją przytłacza. Zatem kiedy pada propozycja zmiany miejsca zamieszkania, to coś, co mogłoby jej pomóc. I tak trafia na małe osiedle i poznaje sąsiadkę, którą wkrótce ktoś morduje... I to punkt wyjścia historii, w której poprzez miejsca akcji i kilka pierwszych bazowych rozdziałów przed morderstwem, wszyscy wokół wydają się podejrzani. Jest motyw podglądactwa, obsesji, źle ulokowanych uczuć. Jest przystojny sąsiad i przyjazny policjant, jest sąsiadka, która nienawidziła zamordowanej i wścibska starsza pani lubująca się w bajkopisarstwie. I tak raz po raz na kogo innego pada ...
00
Zaczytana-1984

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągająca I trzymająca w napięciu choć zakończenie nie zaskakuje to dzięki prostemu językowi i historii jak z czasopisma kobiecego jest warta uwagi!
00

Popularność




 

 

PROLOG

 

 

 

 

 

 

 

Mimo iż uparcie twierdziła, że mi ufa, nigdy nie zaprosiła mnie do swojego domu. Może bała się, że dopadną nas w nim duchy przeszłości. Teraz to nie miało znaczenia. Drzwi były otwarte. Odnalazłam się tu bez problemu, rozkład pomieszczeń był taki sam jak u Dobrzańskich. W salonie panował lekki bałagan, raczej norma dla samotnych młodych dziewczyn, które wolą spędzać czas ze znajomymi lub czytając książki, zamiast w kółko ganiać z odkurzaczem.

Od samego rana targały mną dziwne złe przeczucia, ten nocny SMS nie był w jej stylu. Potrzebowała uwagi, atencji, nie przepraszałaby z byle powodu. Sądziłam, że będzie na mnie zła, że nie chciałam z nią pójść na imprezę.

Miała złamane serce, nieszczęśliwą duszę, widziała we mnie kandydatkę na swoją powierniczkę, wbrew mojej woli. Weszłam na pierwszy schodek, wołając jej imię, raz głośniej, jakbym ciągle miała nadzieję, że odpowie, raz ciszej, kiedy złowrogie intuicje moszczące się w moim sercu wygrywały.

Gdyby nie przyprowadzała tu obcego mężczyzny poznanego w klubie, nie niepokoiłabym się aż tak mocno.

Ale moja sąsiadka była typem człowieka, który działał szybciej i bardziej impulsywnie niż reszta, więc pouczanie jej nic by nie zmieniło. Poszłabym z nią, powtarzałam sobie, a skończyłoby się dokładnie tak samo.

Przekroczyłam próg sypialni, innej niż reszta domu. Pomieszczenie było utrzymane w wyjątkowo surowym stylu. Podglądałam ją przez okno, nie byłam zatem specjalnie zaskoczona.

– Wiem, że patrzysz. Ale nic nie widzisz – wypowiedziała te słowa podczas naszej ostatniej rozmowy. Nie odpowiedziałam, poczułam coś w rodzaju wstydu, jak przestępca przyłapany na gorącym uczynku. Fascynowała mnie, ale nie chciałam jej poznawać. Nigdy nie prosiłam o żadne z naszych spotkań.

Na górze nikogo nie było. Wróciłam na dół i wyszłam na taras.

Przy drzwiach zauważyłam jej ciało, leżące bezwładnie na podłodze, bez żadnych krwawych śladów. Zupełnie jakby zemdlała lub zasnęła. Nie miałam pojęcia, co robić w takiej sytuacji. Przyłożyłam palec do tętnicy szyjnej, nie wyczułam pulsu. Chyba jedynie konsternacja sprawiła, że nie wybuchłam płaczem.

Moja sąsiadka była intrygująca, uparta i humorzasta, pociągała mężczyzn, była uzależniona od ludzi i tego, by ją doceniali.

A teraz była także martwa.

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

 

 

 

 

Obracałam w rękach ramkę ze zdjęciem mojego ojca. Siedziałam na łóżku, a wokół mnie leżały albumy z dzieciństwa. Na wielu ujęciach towarzyszył mi tato. Dzisiaj wypadała pierwsza rocznica jego śmierci. Wydmuchałam nos w chusteczkę, która już raczej nie nadawała się do użytku, i przerzucałam kolejne kartki. Na jednej z fotografii byliśmy razem w wesołym miasteczku, następny kadr ukazywał rodzinnego grilla. Świadomość, że już nigdy nie będę małą, ukochaną córeczką tatusia, była dojmująca. A fakt, że nie zobaczy, jak dorastam i zakładam rodzinę, był jeszcze gorszy. Usłyszałam pukanie do drzwi i momentalnie zza futryny wyłoniła się głowa mojej matki. Wróciła wcześniej z pracy, nieco mnie tym zaskakując. Usiłowałam pochować zbiory zdjęć, które w tej chwili były równoznaczne z katowaniem się i byciem totalnie bezbronną. A matka trochę tego nie lubiła.

– Wspominasz? – zagadnęła, przysiadając obok mnie.

– Tak, tak jakby.

– Ojciec był wspaniałym człowiekiem. – Spojrzała na mnie i otarła łzę z mojego policzka. – Nie chciałby widzieć, że ciągle płaczesz i zadręczasz się tak z jego powodu. Na pewno by nie chciał.

– Wiem. – Pociągnęłam nosem. – Widocznie aż tyle nie mogę mu dać. Zawsze na myśl o nim zbiera mi się na płacz. A dziś… to już w ogóle nie umiem się ogarnąć.

– Lepiej to zrób, bo masz gościa. – Uśmiechnęła się, choć pod fasadą uśmiechu krył się, podobny do mojego, smutek.

– Franek? Wiedział, że ma dać mi dzisiaj spokój.

Mój chłopak zazwyczaj dostosowywał się do moich poleceń. Wróć. Do moich próśb. Byliśmy razem od dwóch lat i już przed wypadkiem ojca dopadały mnie wątpliwości, czy na pewno chcę z nim być. Nasz związek nie był wielką miłością, taką, jaką widuje się w filmach. Franek był porządnym chłopakiem, traktował mnie z szacunkiem i zajął się mną po tragedii. Miał do mnie morze cierpliwości. Doceniałam to. Gdybym tylko poczuła choć minimalne motyle w brzuchu na samą myśl o tym, że go zobaczę, byłoby inaczej. Wiedziałabym, że nic mi nie ulatuje, że niczego nie tracę, będąc z nim. Ale może takie pełne ognia uczucia istnieją jedynie na ekranie, a w normalnym życiu wystarczy, że druga osoba jest dla nas dobra i możemy jej zaufać. Tak przynajmniej twierdziła moja mama, a przecież ją i ojca łączyło właśnie płomienne uczucie.

– To nie Franek. Zepnij włosy i wytrzyj twarz. Poczekamy na ciebie w salonie.

Matka wyszła z pokoju bez słowa wyjaśnienia. A ja nie miałam najmniejszej ochoty na spotkanie z kimkolwiek. Poczłapałam jednak z pokoju do łazienki i pobieżnie oceniłam swój wygląd. Ktokolwiek czekał na mnie na dole, musi zaakceptować fakt, że równo rok temu miał miejsce najgorszy dzień w moim życiu i nie zamierzałam stwarzać marnych pozorów, że jakoś się trzymam.

– Wercia! – zawołała matka dosłownie minutę później. W jej głosie przebijała nutka ekscytacji, a to nie zdarzało się zbyt często.

Schodziłam po schodach i starałam się odgadnąć, któż mógł nas zaszczycić swoją obecnością akurat dzisiaj. Ostatni frajer, to akurat było jasne. Jednakowoż, gdy męska postać obróciła głowę w moją stronę, chwilowo zabrakło mi tchu.

– Wujek Marek?

Marek Dobrzański siedział obok mojej matki, jakby nigdy nic. Przez ponad rok nie odzywał się do nikogo, mieszkał w domu po swojej zmarłej rodzicielce i wydawało się, że zacznie prowadzić równie pustelniczy tryb życia, jak swego czasu jego żona Magda. O dziwo, wujek nie miał długiej, siwej brody ani wielkiego brzucha, nie zapuścił się. Jego twarz wyrażała coś na kształt skruchy. Mój ojciec był jego kuzynem i aż do „niespecjalnie przyjemnych wydarzeń, o których nie ma potrzeby rozmawiać”, jak to sympatycznie ujęła moja mama, Marek utrzymywał z nami całkiem dobry kontakt.

– Weronika, wyrosłaś na piękną dziewczynę – rzucił mi na powitanie. Wydawał się zrelaksowany i pogodzony z rzeczywistością. A ta była taka, że jego odnaleziona córka wróciła do Londynu, a żona zaszyła się gdzieś w górach. Więcej nie wiedziałam.

– Dzięki – wymamrotałam.

Nie miałam pojęcia, po co tu przyszedł i dlaczego wymagają ode mnie obecności, skoro najprawdopodobniej nie mają do mnie żadnej sprawy. Chciałam wrócić na górę, zamknąć się w pokoju i wyć. Czy to tak dużo?

– Rozmawiałem już z Joanną – wskazał na mamę – i przedstawiłem jej pewną propozycję. Okazała zainteresowanie i zaprosiła mnie do was, żebym sam mógł z tobą pogadać.

– Aha.

Tą lakoniczną odpowiedzią sprowadziłam na siebie chłodne spojrzenie matki. Sytuacja była jednak tak zaskakująca, że nie byłam w stanie wydusić z siebie nic mądrzejszego.

– Siadaj. – Wskazała mi miejsce obok siebie.

Opadłam na kanapę i zamieniłam się w słuch.

– Wiem, jaki dzisiaj jest dzień, i to nie tak, że chcę zabrać ci przestrzeń na żałobę. Jak zapewne się orientujesz – wujek szybko przeszedł do konkretów – dom w Kamieńcu Wrocławskim, w którym mieszkaliśmy z Magdą – wstrzymał na chwilę głos, a ja wciąż zastanawiałam się, dlaczego ciotka tak nagle dała nogę z dala od wszystkich bliskich jej osób – stoi pusty. Ostatnimi czasy w okolicy doszło do pewnych incydentów, więc wolałbym, żeby ktoś w nim mieszkał.

– Tak, to na pewno lepsza opcja – przyznałam, nadal nie dostrzegając, do czego zmierza.

– W pierwszej kolejności pomyślałem o tobie. – Posłał mi łagodny uśmiech, a matka złapała mnie za ręce i lekko nimi potrząsnęła, zupełnie jakby mi gratulowała. – Jesteś zaufana, inteligentna, spokojna, w dodatku jesteś z rodziny. Wybór idealny.

– Tak, Weronika na pewno przypilnuje wam domu…

– Dlaczego go nie sprzedacie? – weszłam jej w słowo. – Po co go trzymać? Spodziewasz się, że ciocia wróci i znowu tam zamieszkacie?

Wiedziałam, że to zbyt wścibskie pytania, jednak i tak zostałam zaskoczona kuksańcem od matki wymierzonym w moje żebra. Zrobiłam kwaśną minę, ale nie odezwałam się ani słowem. Zależało jej na tym, żebym przyjęła tę propozycję, choć nie umiałam powiedzieć dlaczego. Faktycznie, od czasu śmierci ojca zamknęłam się w sobie i odizolowałam, sądziłam natomiast, że dobrze nam się razem mieszka. Miałam uzasadnione wątpliwości, czy powinnam zostawiać ją samą.

– Magda nie wróci. – Wujek westchnął ciężko i nieco się przygarbił. – Znaczy, nawet jeśli wróci do Wrocławia, to na pewno nie będziemy już nigdy razem. Nie jestem gotów na sprzedaż tego domu. Może za kilka lat, ale teraz zdecydowanie chcę go zatrzymać, a szkoda mi patrzeć, jak stoi pusty.

– I co miałabym w nim robić?

– Mieszkać. Miałabyś szybszy dojazd do Wrocławia na studia, zaczynasz od października zaoczne, z tego co wspominała Asia, na pewno będziesz chciała znaleźć pracę w mieście.

Matka ochoczo pokiwała głową na jego słowa, a ja wyczułam w tym wszystkim jakąś pułapkę, choć nie potrafiłam sprecyzować, o co może w niej chodzić.

– Nie stać mnie na płacenie za wynajem, pewnie początkowo będę miała problem nawet z opłatą za rachunki.

– Tym się nie martw. Po prostu się zgódź. – Tym razem to moja rodzicielka wtrąciła się do rozmowy.

– Dlaczego czuję się, jakbym była postawiona przed faktem dokonanym? – Rozłożyłam bezradnie ręce.

– Oczywiście, że nie. Przemyśl to sobie na spokojnie. Niedawno zgłoszono włamanie do sąsiadów z okolicy, jeśli jacyś bandyci wyniuchają, że nasz dom stoi pusty, będzie idealnym kandydatem do plądrowania, więc zależy nam na czasie. Oczywiście nie chcę cię popędzać. To poważna decyzja.

– Gdybym się nie zgodziła, macie kogoś innego, kto mógłby na to pójść?

– Nie. – Marek powiedział to tak stanowczo, że odechciało mi się zasypywać go kolejnymi pytaniami i argumentami.

– Spoko. Już wszystko wiem, mogę wracać do swojego pokoju? – Wstałam i zerknęłam na nich z góry. Matka była wyraźnie niezadowolona, natomiast wujek sprawiał wrażenie, że mu to obojętne.

– Kiedy dasz mi znać? – spytał wreszcie, także podnosząc się z sofy.

– Nie ma się nad czym zastanawiać. Chętnie popilnuję wam domu.

Nie spodziewałam się żadnej wylewnej reakcji, dlatego aż się wzdrygnęłam, kiedy matka wzięła mnie w ramiona i przytuliła tak mocno, że prawie zabrakło mi tchu. Wujek przyglądał nam się z pewną nostalgią, ale również delikatnie mnie objął. Trwało to tylko kilka sekund, bo potem odskoczył ode mnie jak oparzony. Może przypominałam mu Klaudię? I to, że nie dane było mu przytulać własnej córki.

– Dziękuję, Weroniko. – Ukłonił się przed nami i skierował do wyjścia. Dopiero teraz zauważyłam, że ta wizyta kosztowała go nie mniej niż mnie. Wyglądał, jakby chciał jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie drzwi.

– Kiedy mogę się wprowadzić?

– Nawet jutro. Im szybciej, tym lepiej.

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

 

 

 

 

Dzień później załadowałam swoje rzeczy do bagażnika. Byłam dumna z mojego małego autka, że zdołało pomieścić ten nieznaczny dobytek. Powiedzieć, że działałam pospiesznie, nie oddawałoby nawet części prawdy, choć mój pośpiech nie wynikał z ekscytacji, raczej z nerwowości. Całą noc rozmyślałam nad tym, czy postępuję właściwie. Obiecałam mamie, że będę ją często odwiedzać i codziennie dzwonić. Odparła, że nie ma takiej potrzeby i żebym się nią nie martwiła.

– Fiat dał radę? – Głos Franka dobiegł mnie ze ścieżki prowadzącej do naszego domu. – Mówiłem, że ci pomogę, ale oczywiście musisz sama się przemęczać – dokończył, kiedy stanął przede mną zdyszany. Od rana nie odbierałam od niego telefonu, zajęta upychaniem szpargałów do walizek, a mieszkał na tyle blisko nas, że bez problemu dotarł tu dziesięciominutowym truchtem. Miał na sobie ulubioną koszulkę w paski i czerwoną czapkę z daszkiem. Wczoraj wieczorem opowiedziałam mu o wyprowadzce. Żałował, że będziemy trochę dalej od siebie, ale tak samo jak matka wsparł mnie i uznał, że wyprowadzka to świetna okazja, bym zmieniła otoczenie.

– Myślisz, że ile tego miałam? Połowa rzeczy i tak została w domu na wypadek, gdyby Dobrzańskiemu się odwidziało i zażądał ni z tego, ni z owego mojej wyprowadzki. – Trzasnęłam bagażnikiem ze złością. Każdy cieszył się z mojego wyjazdu bardziej niż ja sama.

– Nie sądzę. Z tego, co wspominałaś, Marek jest odpowiedzialnym człowiekiem. W dalszym ciągu nie jesteś przekonana do tego pomysłu?

– Tak, zwłaszcza że ten pomysł – palcami wykonałam gest cudzysłowu – sprowadza się do tego, żeby usunąć mnie z domu. Nie widziałeś mojej matki, wręcz skakała z radości.

Franek uważnie mi się przypatrywał. Znałam go na wylot, więc wiedziałam, co oznacza ten wzrok. Uśmiechnęłam się. Mój chłopak nie zasługiwał na to, by od dwóch lat znosić moje zmienne nastroje, a jednak trwał przy mnie. Doceniałam wysiłek, jaki włożył, by dotrzeć do mnie ponownie po śmierci mojego ojca, kiedy to porzuciłam relacje z każdym znanym mi człowiekiem. Przed jego wypadkiem byłam entuzjastycznie nastawioną do życia młodą dziewczyną, pełną planów na przyszłość. A potem moje serce rozpadło się na milion kawałków i bezpowrotnie utraciłam cząstkę swojej duszy. Gdyby nie Franek, nadal tkwiłabym w swoim pokoju, przechodząc taki dzień jak wczoraj codziennie. Tymczasem można powiedzieć, że wprawdzie z trudem, ale wróciłam do ludzi.

– Widzi w tym szansę dla ciebie, tutaj tylko się zadręczasz. Zmienisz klimat, dom nie będzie przywoływał wspomnień.

– Lepiej bym tego nie ujęła. Niewykluczone, że sama wyszła z taką propozycją i podsunęła wujowi ten pomysł, wszystkiego można się po niej spodziewać. – Wydęłam usta, a Franek tylko się roześmiał.

– Masz dwadzieścia trzy lata, a jesteś dosłownie stetryczała.

Zgromiłam go wzrokiem i już na końcu języka miałam odpowiedź, że przecież się nie zamartwiam i wręcz emanuję optymizmem. Takie łgarstwo nie mogło mi jednak przejść przez usta. Po śmierci ojca zgorzkniałam i miałam do tego prawo. Koniec kropka.

– Dasz sobie radę? – Mój chłopak zmienił ton i przybrał poważną minę. Kilkukrotnie pytał wczoraj, czy ma pojechać tam ze mną, ale za każdym razem uparcie odmawiałam.

– Normalna chata, chyba tam nie straszy, co nie? – stwierdziłam rzeczowo, znów powodując u Franka salwę śmiechu. Przewróciłam oczami i dałam mu szybkiego buziaka. Mimo wcześniejszych oporów z każdą minutą byłam coraz bardziej podekscytowana niespodziewaną przeprowadzką. Bliskość Wrocławia i okazja do usamodzielnienia się niewątpliwie okazały się kolejnymi zaletami. – Daj mi dzisiaj trochę czasu na rozgoszczenie się tam.

– Ale mnie zaprosisz, prawda? – Zrobił smutne oczka i teraz ja zachichotałam.

– Pomyślę. – Wsiadłam do środka, unikając zbyt długiego pożegnania. W końcu nie przenosiłam się na drugi koniec Polski, ani tym bardziej na drugi świat. – Zadzwonię wieczorem – powiedziałam i wrzuciłam wsteczny, żeby wyjechać za bramę.

– Jakbym mógł w czymś pomóc…

Nie dosłyszałam reszty zdania. Zostawiłam swojego faceta przed moim własnym domem, co wyglądało z boku zapewne trochę komicznie, choć nie prosiłam go przecież, żeby w czymkolwiek mi pomagał, i wbiłam gaz do dechy. Marek z żoną nie zapraszali nas nigdy do siebie, więc byłam szczerze ciekawa, jak mieszkali. Jak wyglądało w ogóle ich osiedle. Po raz setny tego dnia spojrzałam na SMS, w którym wujek wysłał mi adres szeregówki. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Samo osiedle wyglądało na oazę spokoju, choć – co mnie odrobinę zasmuciło – bezskuteczne okazało się szukanie pomiędzy alejkami jakiejkolwiek zieleni. Na chodnikach nie dostrzegłam żadnych spacerowiczów, prawdopodobnie winowajcą był potworny upał i brak jakiegokolwiek cienia. Przegryzłam wargę, wpatrując się w dom; tajemnicza siła przez moment nie pozwalała mi wyjść z samochodu. Gdyby nie fakt, że ciotka Magda żyje i ponoć ma się całkiem dobrze, pomyślałabym, że to jej duch ostrzega mnie przed tym miejscem.

– Fajnie się zaczyna… – mruknęłam sama do siebie.

Wysiadłam z auta i wyjęłam z bagażnika jedną dużą walizkę. Druga, mniejsza, spoczywała na tylnej kanapie. Wzięłam większość letnich ubrań i kosmetyki, parę książek i to w sumie tyle. Nie potrzebowałam nikogo do pomocy, żeby upchnąć to do szaf, a z domem wolałam zapoznać się całkiem sama. Chwyciłam większą walizkę za rączkę i pociągnęłam w stronę drzwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie dostałam klucza. Pewnie Marek nie spodziewał się, że tak szybko przystanę na bycie opiekunką tegoż przybytku i sam kompletnie o tym zapomniał. Usiadłam na stopniu przed frontowymi drzwiami i wystawiłam twarz do słońca. Był początek czerwca, z nieba lał się żar, a tu nie było nawet jak się przed nim skryć.

Wybrałam numer Dobrzańskiego, odebrał natychmiast.

– Rozmyśliłaś się?

– Zazwyczaj ludzie witają się inaczej. Na przykład „halo” albo, no nie wiem, „kto mówi”, „hejka”. – Nie zamierzałam przestawać go gnębić, więc w końcu sam mi przerwał.

– Przepraszam. Po prostu przestraszyłem się, że zrezygnowałaś. Pierwsza myśl po zobaczeniu twojego numeru.

– Nie jestem rozdygotaną emocjonalnie nastolatką, która zmienia zdanie co pięć minut – oznajmiłam. – A w zasadzie może i jestem. Wiesz, że mam dwadzieścia trzy lata i nadal boję się nastoletniej ciąży? – rzuciłam żartem, licząc na poluzowanie nastoju. Odpowiedziała mi jednak cisza. Super. – Jesteś tam, wujku? – dopytałam.

– Tak. Rozumiem, że jesteś już na miejscu? Joanna dzwoniła z informacją, że dziesięć minut temu powinnaś dotrzeć do Kamieńca.

– Moja matka jest w pracy, skąd wie, o której ruszyłam tyłek spod domu? – Podrapałam się po włosach, na czoło wystąpiły mi pierwsze krople potu. Jeśli szybko nie przejdę do sedna, ugotuję się tu.

– Twój chłopak dał jej znać. Przynajmniej tyle zrozumiałem. Czy wszystko w porządku? Masz jakieś pytania? – Ton głosu Marka był chłodny i wyraźnie zmierzał do zakończenia tej rozmowy. Być może moja matka naprawdę zmusiła go, żeby zakwaterował mnie tutaj, bez jego najmniejszej aprobaty. Kiedy Joanna Kaczmarska czegoś chce, potrafi być bardzo przekonująca.

– Mam jedno.

– Zatem słucham.

– Nie umiem przejść przez ściany, a do drzwi nie mam kluczy. – Zmrużyłam oczy i sięgnęłam po okulary przeciwsłoneczne, które miałam w torebce. Nie oczekiwałam, że Marek rzuci wszystko i natychmiast do mnie zajedzie, ale do domu też nie uśmiechało mi się wracać.

– Jezu, przepraszam. Taka oczywistość. Będę u ciebie za piętnaście minut. I może dobrze wyszło. Oprowadzę cię.

Nie zdążyłam się z nim pożegnać, bo od razu po tych słowach zakończył połączenie. Nie potrafiłam przesądzić, czy pasowała mu cała ta sytuacja. A ostatnim, czego chciałam, było stawanie się czyimś ciężarem. Zaczęłam przeszukiwać torebkę, mając nadzieję na znalezienie w niej czegokolwiek ciekawego, czym można zabić czas, kiedy zobaczyłam cień, który wyrósł nagle przede mną. Młoda dziewczyna, w moim wieku, może niewiele starsza, stanęła w odległości dwóch metrów i wyciągnęła rękę na powitanie.

– Marcelina – oznajmiła z uśmiechem, podczas gdy ja nadal siedziałam jak słup soli. – Okej, jeszcze raz, Marcelina jestem. – Westchnęła, ale znów wyszczerzyła zęby. – A ty jak się nazywasz?

– Weronika. – Ciężko podniosłam się do pionu. Chyba właśnie poznałam niechcący pierwszą sąsiadkę.

 

ROZDZIAŁ 3

 

 

 

 

 

 

 

Marcelina miała jasnoniebieskie oczy i pięknie zaróżowione usta. Jej długie blond włosy opadały na smukłe ramiona. Wydawała się na wskroś sympatyczna. Dziewczyna z grona tych, które od pierwszego spojrzenia sprawiają wrażenie idealnej kandydatki na najlepszą przyjaciółkę. Ja nie szukałam niestety koleżanki i nie potrafiłam prowadzić rozmowy o niczym, więc początkowo piętnaście minut, które miałam tutaj spędzić w oczekiwaniu na Dobrzańskiego, jawiło się jako prawdziwa męka.

– Mieszkam naprzeciwko. – Odruchowo odwróciła głowę. – Wprowadziłam się od razu po tym, jak… no wiesz. – Zacięła się, szukając odpowiednich słów. – Słyszałaś o tej sprawie?

– Marek Dobrzański to mój wujek, więc co nieco obiło mi się o uszy. – Odchrząknęłam, a blondynka szerzej otworzyła oczy. Przez ułamek sekundy łudziłam się, że poczuła, że trochę się rozpędziła, i przestanie rozmawiać o „niespecjalnie przyjemnych wydarzeniach”. Ale ona dopiero zaczynała.

– Naprawdę? Więc wiesz, jak było? Że ten cały dziennikarz…

– Nie wiem – ucięłam temat. – Przyjechałam tutaj, żeby pilnować domu. Podobno doszło do jakichś kradzieży w okolicy. – Zmieniłam pozycję na wygodniejszą i oparłam się plecami o ścianę.

– Nic takiego nie słyszałam. – Zmarszczyła brwi i podejrzliwie otaksowała mnie wzrokiem.

Aha, powiedziałam sobie w duchu, znalazłam się tu dzięki kłamstwu wymyślonemu po to, bym współczuła Markowi i bała się, że jego dom także padnie ofiarą włamywaczy.

– No, doszło, doszło. Konkretów nie znam wprawdzie, ale lepiej, żeby dom nie stał pusty – odburknęłam.

– Więc będziesz tu mieszkać sama? – Moja nowa znajoma najwyraźniej nie miała w nawyku odpuszczać.

– Tak. Nic innego mi nie pozostaje. – Wzruszyłam ramionami.

– To miła społeczność, zobaczysz.

– Ty też mieszkasz tu sama? – odważyłam się na to pytanie, choć mając na uwadze ceny domów w okolicy, mało którą dwudziestolatkę stać by było na taki zakup.

– Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Mieszkaliśmy pod Łodzią. Sprzedałam dom i przeniosłam się tutaj. Żeby zacząć wszystko od nowa. – Jej oczy nieznacznie się zaszkliły, a ja poczułam wyrzuty sumienia, że początkowo oceniłam ją jako zbyt ciekawską. Tymczasem Marcelina mogła czuć się tutaj nadal zagubiona. Mój ojciec umarł rok temu, a jakby to było wczoraj. Ona straciła i ojca, i matkę.

– Współczuję. Mój tato odszedł rok temu. Wczoraj była rocznica.

– Rany. – Zerknęła na mnie kontrolnie kątem oka. – To coś nas łączy.

Atmosfera stała się chwilowo nieznośna. A im dłużej milczałyśmy, tym bardziej chciałam powiedzieć literalnie cokolwiek, co przerwałoby tę ciszę. Nie byłam przygotowana na jej zwierzenia, a one pociągnęły za sobą moje, równie smutne. Nie od tego ludzie powinni zaczynać poznawanie się.

– Mieszkasz sama? – powtórzyłam swoje poprzednie pytanie, a Marcelina najpierw popatrzyła na mnie z zaskoczeniem, a następnie wyszczerzyła się zupełnie jak na początku naszego spotkania.

– Tak. Nie mam chłopaka, jeśli o to pytasz. Znaczy się nie mam nikogo na stałe. Sama powtarzam sobie ciągle, że jestem za młoda, by wikłać się w poważny związek. I czuję się tu dość obco. Wiesz, ludzie są fajni, nic do nich nie mam. Ale wszyscy mają rodziny, dzieci. Oprócz ciebie i dentysty, który mieszka w skrajnej szeregówce, nie ma tu singli. Czym się zajmujesz?

Nie odpowiedziałam, skupiając się na mężczyźnie, o którym wspominała, bo w tym samym momencie zalała się rumieńcem. Na końcu języka miałam wścibskie pytanie, ale w porę się powstrzymałam.

– Ja na co dzień pracuję w kancelarii komorniczej. Jestem taka podnieś, podaj, pozamiataj, choć uwierz mi, że beze mnie ta buda by padła – kontynuowała Marcelina. – Oprócz tego studiuję prawo. Jest ciężko i nie do końca wiem, czy dokonałam dobrego wyboru. Mam większy temperament, męczę się w papierach.

– Sądziłaś, że już na studiach będziesz bronić lub ścigać przestępców?

– Wiem, byłam naiwna – jęknęła. – A ty czym się zajmujesz?

– Studiuję psychologię. I chyba akurat kierunek dobrałam całkiem nieźle, jeśli chodzi o to, czym chcę się w życiu zajmować. Do tej pory studiowałam dziennie, ale od października przenoszę się na niestacjonarne. Chciałabym się też zahaczyć w jakiejkolwiek pracy. Cokolwiek, co pozwoli mi się zająć czymś produktywnym, żeby nie myśleć ciągle o ojcu… – Zawisłam w połowie zdania, bo moja sąsiadka raptownie odwróciła głowę.

Już wcześniej zauważyłam, że stoi tak, żeby widzieć i mnie, i główną ulicę osiedla i nieustannie spogląda w jej stronę. Wpatrzyła się w przejeżdżającego czarnego SUV-a, odprowadzając go wzrokiem, dopóki nie zniknął z jej pola widzenia. Kiedy jej wzrok ponownie spoczął na mnie, wydawała się tak obca, jakby naszej rozmowy wcale nie było.

– Muszę lecieć, przepraszam. Tak jak się umówiłyśmy, wpadnę do ciebie wieczorem! – Pomachała od niechcenia na pożegnanie i wręcz biegiem rzuciła się w prawą stronę.

Powinnam była zawołać, że wcale nie umawiałyśmy się na żadne spotkanie? Może i tak, niemniej nie zrobiłam tego. Chciałam podnieść się i obserwować, dokąd Marcelina tak nagle wyrwała, ale uznałam, że będzie to wyglądać co najmniej źle. Podglądanie zupełnie obcej dziewczyny w pierwszym dniu po wprowadzeniu się byłoby nie do wytłumaczenia nawet przed samą sobą. Bez znaczenia był fakt, że kierowała mną jedynie czysta ciekawość. Samochód, który tak mocno ją zaaferował, był na tyle luksusowy i rzucający się w oczy, że bez problemu odnajdę go przed którymś z domów, gdy tylko przespaceruję się po osiedlu.

Pięć minut później zjawił się wujek Marek, z piskiem opon parkując przed moim małym autkiem.

– Jestem najszybciej, jak się tylko dało. – Podszedł do mnie rześkim krokiem. – Głupio wyszło, pomogę ci. – Chwycił za walizkę i przeniósł ją przez próg, po tym jak otworzył drzwi.

Wnętrze domu wydawało się wręcz idealnie czyste, nigdzie nie było pajęczyn, śladów kurzu czy czegokolwiek, co wskazywałoby, że od ponad roku nikt tutaj nie mieszka. Zrobiłam dwa kroki w przód. Naprzeciwko drzwi znajdował się przestronny salon połączony z jadalnią i kominek, przy którym obiecałam sobie posiedzieć w ciemne, zimowe wieczory, a po prawej stronie schody prowadzące na piętro. Wystrój był przytulny, dominowały biele i szarości; gdybym sama miała go urządzać, zdecydowałabym się na podobny styl. Pierwsze wibracje, jakie poczułam w tym miejscu, były pozytywne.

– W lodówce pani Tatiana zostawiła podstawowe produkty. – Wskazał na kuchnię. – Masz tam jajka, mleko, jakieś jogurty, w szafce nad ekspresem jest chleb. Mam nadzieję, że jako tako ci się podoba.

– Jest pięknie – odpowiedziałam, zwracając na wujka minimalną uwagę i nie przestając krążyć po pomieszczeniach. Zajrzałam szybko do toalety i pralni znajdujących się na dole i miałam ochotę jak najprędzej przejrzeć górne pokoje. Mój dom rodzinny przypominał raczej graciarnię, matka miała manię zbierania wszystkiego, co może się kiedyś przydać. Tu poczułam namiastkę wolności. Mogłam wreszcie sama o sobie decydować.

– W sypialni jest nowy materac, odnowiłem też gabinet. Wcześniej były w nim ciężkie meble, odmalowałem go na biało, jest dużo bardziej nowoczesny. Mam nadzieję, że będziesz miała okazję z niego korzystać. – Marek nie przestawał opowiadać, ale szybko dotarło do niego, że średnio kontaktuję. – Zresztą widzę, że sama świetnie sobie radzisz – mruknął bardziej do siebie niż do mnie. – Chyba nic tu po mnie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować…

– To mam dzwonić. Tak, Franek powiedział mi dokładnie tak samo. – Usiadłam na kanapie, chcąc sprawdzić jej miękkość, oczywiście była idealna. – Tu jest cudownie, więc czego mogłabym jeszcze chcieć? Poznałam już nawet sąsiadkę z naprzeciwka! – wykrzyknęłam radośnie.

Mimo początkowych obaw pilnowanie domu Dobrzańskich zapowiadało się jak świetna przygoda. Wujek zgromił mnie wzrokiem i widziałam, że chce coś powiedzieć, ale dopadł go straszny atak kaszlu. Musiałam wstać i nalać mu wody, poklepałam go także po plecach. Co takiego powiedziałam, że wywołałam aż tak gwałtowną reakcję? Dobrzański jakby się zapowietrzył. Kiedy kilka minut później doszedł już do siebie, wydawało się, że zupełnie stracił ochotę na rozmowę.

– Obiecaj, że nie będziesz zbliżać się do innych mieszkających tutaj ludzi – rzucił oschle, gdy opróżnił szklankę z wodą i odstawił ją z hukiem na blat.

– Dlaczego? – zapytałam ze szczerym zdziwieniem. – To była niezobowiązująca rozmowa z młodą rezolutną dziewczyną, nie będę tutaj spraszać żadnych podejrzanych typów, zaufaj mi.

– Nie chodzi tu o mnie… – Pokiwał przecząco głową i podniósł się z hokera. – Po prostu uważaj na siebie. – Podał mi rękę i uścisnął moją.

Wyszedł z domu, zostałam sama. Nie przykładałam do jego słów większej wagi, w końcu po tym, co przeżył, miał prawo być pospinany jak plandeka na żuku. Pobiegłam na górę posprawdzać resztę pomieszczeń. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © by Aleksandra Polańska, 2024

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: © Tomasz Majewski

 

Redakcja: Paulina Jeske-Choińska

Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska

Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński

 

PR & Marketing: Sławomir Wierzbicki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-201-6

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

mrocznastrona.pl

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.