Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nate, Sam i Arianna są właścicielami agencji detektywistycznej w Los Angeles. Ich życie osobiste splata się z zagadkowymi sprawami, które prowadzą...
Zadanie dla dwojga
Nate Caldwell otrzymuje zlecenie od klientki. Ma zdobyć dowody na niewierność małżeńską. Aby uwiarygodnić kamuflaż, ktoś musi przez weekend udawać jego żonę. Wybór pada na Lyndsey McCord, nową sekretarkę w biurze. Lyndsey zgadza się bez wahania, bo zawsze marzyła o pracy detektywa. Teraz może sprawdzić się w tej roli u boku przystojnego mężczyzny, którego podziwia. Śledztwo przybiera jednak nieoczekiwany obrót...
Listy bez podpisu
Znana senator Dana Sterling i Sam Remington spotykają się na zjeździe absolwentów. Wspólny taniec przywołuje wspomnienia z dawnych lat. Dana i Sam, mimo że bardzo się zmienili i wiele ich różni, nie potrafią się oprzeć wzajemnej fascynacji. Tymczasem Dana zaczyna otrzymywać anonimowe listy z pogróżkami. Wystraszona, zwraca się o pomoc do Sama, który jest cenionym prywatnym detektywem. Śledztwo poprowadzi ich do miejsc i wydarzeń ze wspólnej przeszłości...
Zmowa milczenia
Arianna Alvarado od lat stara się poznać prawdę o tajemniczym zabójstwie ojca, szanowanego policjanta. Niespodziewanie odkrywa, że klucz do zagadki może mieć człowiek, którego dobrze zna. Joe Vicente budzi w niej skrajne uczucia, jednocześnie pociąga i irytuje. Postanawia mu jednak zaufać, co wywołuje nieoczekiwane skutki. Arianna i Joe poznają długo skrywane fakty. Spotka ich też coś bardziej emocjonującego niż rozwiązanie rodzinnej tajemnicy...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 447
Tłumaczenie: Ala Marks Anna Jęczmyk
Przełożyła
Lyndsey McCord pomyślała, że mogłaby go słuchać bez końca. Nawet gdyby czytał książkę telefoniczną, byłby fascynujący.
– Będziemy kontynuować za dwa tygodnie – powiedział jej do ucha. – Proszę zapisać w terminarzu.
No tak, westchnęła. Jego głęboki głos był tak dekadencko kuszący, jak smakołyk zawierający tysiąc kalorii. Nate Caldwell był jak deser. Zawsze zostawiała go sobie na koniec.
– Zajmij się tym – jego głos przeszedł nagle w szept. – Potrzebuję twojej pomocy.
Lyndsey podniosła wzrok i nagle zdała sobie sprawę, że nie był to głos z taśmy. Zdjęła z głowy słuchawki, nerwowo wyplątując kabelek z burzy loków. Chyba za daleko się posunęła w tym fantazjowaniu. Zadurzyła się w mężczyźnie, którego nigdy nie widziała na oczy. A teraz jeszcze zaczynała słyszeć głosy.
– Wiesz, co myślę o sprawach rozwodowych?
To był on. Nate Caldwell we własnej osobie. Musiał wejść do budynku tylnym wejściem. Nie wiedziała, co robić. Dotychczas nikt nigdy nie pojawiał się w biurze po północy.
– Naprawdę wzięłabym tę sprawę, ale to niemożliwe – odparł damski głos. – Mam jeszcze trzy swoje i dwie, które przejęłam od ciebie.
Dał się słyszeć odgłos zamykanych drzwi i rozmowa między Nate’em Caldwellem i Arianną Alvarado nagle się urwała. Musieli wejść do gabinetu Nate’a, który znajdował się tuż obok boksu Lyndsey. Byli to współwłaściciele prywatnej agencji detektywistyczno-ochroniarskiej ARC Security & Investigations z siedzibą w Los Angeles i zarazem od trzech miesięcy szefowie Lyndsey.
Lyndsey przyzwyczaiła się do panującej nocą absolutnej ciszy w biurze. Niespodziewane pojawienie się dwóch osób wybiło ją z codziennej rutyny. Nie wiedziała, jak się powinna zachować. Wydrukować akta, które właśnie przepisała, na szczęście już ostatnie na dziś, i wymknąć się niepostrzeżenie?
Przecież musi jeszcze rozdać raporty, w tym również Nate’a Caldwella.
Wyjrzała na korytarz, skąd dobiegły ją podniesione głosy. Rozpoznała je bez trudu, nie mogła jednak rozszyfrować słów. Caldwell był wyraźnie rozdrażniony. Ton jego głosu różnił się zdecydowanie od tego, jaki znała z dyktafonu. Był ostry i niesympatyczny. Wypowiedzi nie były jak w raportach składne i płynne. Julie, przyjaciółka, która poleciła ją do pracy w agencji, opisała go jako czarującego, zawsze uśmiechniętego, atrakcyjnego, uprzejmego i myślącego trzydziestodwulatka. Innymi słowy, jako idealnego mężczyznę.
No, pięknie. Dwudziestosześciolatka zabujała się w głosie nieznajomego faceta. Stworzyła fantazję, do której uciekała za każdym razem, kiedy jej życie stawało się nieznośnie nudne i przygnębiające. Nie może przecież teraz zapukać do jego gabinetu i wręczyć mu dokumentów. Zderzenie marzeń z rzeczywistością zazwyczaj kończy się rozczarowaniem.
Wydrukował się ostatni raport. Raz kozie śmierć, pomyślała. Aby zyskać na czasie, rozdała akta wszystkim detektywom, pomijając oczywiście te, które powinna zanieść szefowi. Głosy w gabinecie przycichły, zlewając się w bezkształtną magmę przygaszonych dźwięków. Widocznie nerwy opadły. Nieśmiało zbliżyła się do drzwi.
Dlaczego akurat dzisiaj włożyła dżinsy i czarny, porozciągany sweter? Mogła przynajmniej zrobić makijaż. Szkoda, że nie można zrzucić siedmiu kilo w pięć sekund. Bezpieczniej będzie, jeśli stchórzy i zostawi raport dla Caldwella na biurku Arianny. Przyklei tylko karteczkę z informacją.
Przebiegła na palcach obok jego gabinetu. Niepostrzeżenie wślizgnęła się do biura szefowej, zostawiła dokumenty na stoliku i napisała krótką notkę. Kiedy zamykała drzwi, chcąc się wymknąć, odwróciła się i nagle skamieniała. To był on. Stał tylko o krok od niej.
– Kim pani jest?
– Lyndsey McCord – odpowiedziała, przykładając dłoń do walącego w piersi serca.
Caldwell spojrzał pytająco na gabinet Arianny, a następnie na Lyndsey.
– Co pani tam robiła?
– Pracowałam – odparła, starając się zachować spokój. – Przepisuję raporty śledczych. – Może zauważyłeś, że codziennie zostawiam na twoim biurku zredagowany na czysto dokument?, dodała w myślach.
Detektyw obrzucił ją uważnie wzrokiem, po czym odszedł bez słowa. Nie wiedziała, czy powinna uznać to za komplement, czy wyraz dezaprobaty. Niezbyt kulturalne zachowanie jak na ideał mężczyzny, mruknęła do siebie, opierając się oszołomiona o drzwi. Nabrał Julie, ale z nią mu się to nie uda. Nie przesadzaj, skarciła się. Trudno się dziwić, że się przyczepił. W końcu kto w nocy myszkuje po cudzym biurze?
Ogarnęło ją rozczarowanie. Czar prysł. Poczuła przypływ frustracji. Przez ostatnie lata nauczyła się, że nawet małe marzenie może dać siłę, która pokona pasmo największych niepowodzeń. Z rezygnacją wróciła do swojego stolika, wyłączyła migające lampki choinkowe, po czym ruszyła podpisać kartę pracy.
– Proszę mi przypomnieć, jak się pani nazywa? – usłyszała nagle za plecami.
Serce podskoczyło jej do gardła. Odwróciła się przestraszona. Ten człowiek uwielbia stresować bliźnich.
– Zawsze się pan tak skrada za ludźmi? – wypaliła bez zastanowienia. Dopiero po chwili ugryzła się w język. W końcu to był jej szef.
– Nie skradałem się. Szedłem za panią.
– Nie usłyszałam.
– Zapytałem tylko, jak się pani nazywa.
Stały scenariusz. Należała do ludzi, którzy zawsze zlewają się z tłem. Tym razem zabolało bardziej niż zwykle. Nate nie tylko był jej szefem. W fantazjach zabierał ją do egzotycznych zakątków i czytał jej poezje. W rzeczywistym świecie po minucie zapomniał, jak ma na imię.
– Lyndsey McCord – mruknęła zrezygnowana.
– Potrafi pani gotować?
Jego pytanie tak ją zaskoczyło, że na moment odebrało jej mowę. Na szczęście powstrzymała się przed zrobieniem głupiej miny. Nie chciała stracić pracy z powodu niewyparzonego języka. Potrzebowała jej jeszcze przynajmniej przez dwa miesiące.
– Oczywiście, że umiem gotować.
– Dobrze?
– Pracowałam w firmie cateringowej przez kilka lat.
– Proszę za mną do biura.
– Wejdźcie – usłyszała dochodzący z gabinetu głos Arianny.
Nate zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na Lyndsey.
– Proszę – powtórzył, przepuszczając ją.
– Podbiłam już kartę godzinową – zaczęła się tłumaczyć, unikając głębokiego spojrzenia jego błękitnych, wyrazistych oczu. Nie dawało się ukryć, Caldwell był zabójczo przystojny. Miał lekko kwadratowy podbródek z uroczym dołeczkiem, wypłowiałe od słońca blond włosy, jakby dużo przebywał na plaży, silną osobowość i cienie pod oczami, które dodawały mu uroku.
– Mam dla pani propozycję – rzucił, wchodząc do gabinetu.
Nie zrób czegoś niemądrego. Potrzebujesz tej pracy, upomniała się w myślach, idąc za nim niepewnie.
– Proszę usiąść – uśmiechnęła się zachęcająco Arianna, poklepując dłonią miejsce obok siebie na sofie.
Lyndsey przycupnęła nieśmiało na brzegu, składając ręce na kolanach.
– Potrzebuję pani – powiedział nagle Caldwell, pochylając się nad nią.
Poczuła, jak zapłonęły jej policzki. Urzeczywistniała się jej najwspanialsza fantazja.
– Słucham?
– Potrzebna mi żona. Pani się nadaje.
– Tylko na weekend – dodała spokojnie Arianna, obrzucając Nate’a karcącym spojrzeniem. Lyndsey poczuła wdzięczność. – Musielibyście udawać, że jesteście małżeństwem. Prowadzimy sprawę o udowodnienie niewierności małżeńskiej. Otrzymaliśmy zlecenie w ostatniej chwili i naprawdę byłaby pani dla nas wybawieniem z poważnego problemu. Na pewno po liczbie przepisywanych raportów zorientowała się pani, ile teraz prowadzimy dochodzeń. Jest okres wakacji, jesteśmy przeładowani pracą, mamy szczególnie dużo zleceń dotyczących ochrony.
Lyndsey lubiła i podziwiała Ariannę, jednak praca z Nate’em po tym, jak swoim grubiańskim zachowaniem brutalnie rozwiał jej fantazje, była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Nawet jeśli był mężczyzną z jej marzeń.
– W ten weekend jestem zajęta.
– A co takiego zamierza pani robić? – spytał Caldwell ironicznie.
– Chyba nie mam obowiązku spowiadania się z mojego prywatnego życia? Zresztą w piątek wieczorem pracuję.
– Moja asystentka przejmie pani obowiązki – zaproponowała Arianna, ułatwiając jej decyzję.
– Ale dlaczego ja? – spytała, zerkając podejrzliwie na Nate’a.
– Pasuje pani.
– Pasuję? Co pan chce przez to powiedzieć?
– Płacimy trzysta dolarów dziennie – dodała zachęcająco szefowa, ignorując jej pytanie.
Kiedy Lyndsey usłyszała kwotę, o mało nie zemdlała z wrażenia. Teraz ona była górą. Potrzebował jej. Nie będzie już więcej w cieniu.
– Zarabiam trzydzieści dolarów za godzinę – oświadczyła zaczepnie.
– Ponieważ dostaje pani dodatek za pracę w nocy.
– Takie mam stawki. Łącznie wyjdzie siedemset dwadzieścia dolarów dziennie.
– Oczekuje pani, że będziemy pani płacić również za spanie?
– Mam być dyspozycyjna dwadzieścia cztery godziny na dobę?
– Teoretycznie tak.
– Pozostawiam bez komentarza.
– Pięćset – burknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – To równowartość mojej dniówki.
– Obciąłeś sobie wynagrodzenie? – spytała lekko zaskoczona Arianna.
Nate posłał jej mrożące spojrzenie.
Lyndsey starała się zapanować nad emocjami. Przez jeden weekend zarobi tyle, że będzie mogła kupić dla siostry bilety lotnicze i ściągnąć ją z uniwersytetu na święta do domu. Miało to być ich pierwsze spędzone osobno Boże Narodzenie, a tak będą mogły, jak zawsze, być razem. A jeśli Caldwell będzie okropny? Trzeba myśleć pozytywnie. Nie znała go, ale słyszała o nim wiele dobrego. Da radę, to tylko trzy dni. Warto się poświęcić po to, aby mogły spędzić te święta razem.
– Co miałabym robić?
– Gotować i sprzątać dla męża kobieciarza i jego kochanki.
– Posądzanego o niewierność – poprawiła Arianna. – Obserwować i raportować wszystko, co pani zobaczy, oraz wykonywać różnorodne polecenia, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Nie znamy jeszcze szczegółów.
– Ale to praca dla jednej osoby – zauważyła Lyndsey.
– Ma pani rację – przyznała Arianna, uśmiechając się słodko do partnera. – Gdyby pan Caldwell potrafił coś więcej, niż podgrzać pizzę w mikrofalówce, nie byłaby pani potrzebna.
Lyndsey zamyśliła się. Dlaczego detektyw tego formatu bierze tak błahą sprawę? ARC przyjmowała klientów wyłącznie z polecenia. Osoby wysoko postawione, polityków, biznesmenów, znane osobistości ze świata rozrywki. Wymagali i płacili, a w zamian otrzymywali pełną dyskrecję. Sprawa rozwodowa była zbyt przyziemna, kłóciła się z aspiracjami firmy, a szczególnie jej właścicieli.
– Więc jak? – rzucił Nate zniecierpliwionym tonem.
Miała ogromną ochotę odmówić po to tylko, aby go zirytować. Postanowiła jednak nie igrać z losem i posłusznie potwierdziła:
– Zgoda.
– Przyjadę po panią jutro o ósmej rano – poinformował lakonicznie i wyszedł bez słowa.
– Tak jest – zasalutowała Lyndsey, po czym przypomniała sobie, gdzie jest i z kogo sobie żartuje. – Przepraszam – zwróciła się do Arianny. – Zachowałam się nieprofesjonalnie.
– Był nieuprzejmy, to do niego niepodobne. Nie będę za niego przepraszać, ale zapewniam panią, że ma powody, aby nie chcieć przyjąć tego zlecenia. Jestem bardzo wdzięczna, że zgodziła się pani pomóc. Naprawdę mieliśmy spory kłopot.
– Kto z państwa wpadł na pomysł, aby mnie zatrudnić?
Arianna obrzuciła Lyndsey uważnym spojrzeniem.
– Czy to ma znaczenie?
Lyndsey nie odpowiedziała.
– On – odparła po chwili szefowa. – Proszę jeszcze na moment do mojego gabinetu. Wybierze pani obrączki.
– Przepraszam, że pytam, ale dlaczego spotkaliście się tu państwo tak późno w nocy?
– Oboje byliśmy na mieście, nie mogliśmy się dogadać przez telefon, a biuro było najbliższym punktem, w którym mogliśmy się spotkać. Mój chłopak czeka teraz na parkingu.
Arianna uśmiechnęła się pod nosem.
– Uwielbiam cierpliwych mężczyzn.
Otworzyła szufladę biurka i wyjęła czarne pudełko. Oczom Lyndsey ukazała się imponująca kolekcja obrączek i pierścionków zaręczynowych.
– Proszę wybierać.
Pięć minut później siedziała w samochodzie i układała w głowie listę spraw do załatwienia. Musi się spakować, przespać kilka godzin, wziąć prysznic, ułożyć włosy i sprawdzić w internecie połączenia lotnicze z Nowego Jorku do Los Angeles.
Włączyła silnik. Na szczęście nie padało. Mokre jezdnie i zużyte opony stanowiły niebezpieczne połączenie. Może po kupieniu biletów dla Jess zostanie jej trochę pieniędzy na drobne naprawy w samochodzie.
Lindsey przypomniała sobie słowa Nate’a. Pasujesz. Pasuję, ale do czego, zaczęła się zastanawiać. Ona sama uważała, że nie pasuje do nikogo i do niczego. Jej życie, marzenia skończyły się siedem lat temu, kiedy zajęła się wychowaniem przyrodniej siostry. Nie planowała, że zostanie matką dla Jess, tak jak jej mama nie planowała, że umrze w wieku trzydziestu ośmiu lat.
Wyjechała z parkingu i skierowała się w stronę domu. Ciekawe, co miał na myśli? Pewnie zauważył, że wygląda na osobę, która lubi się opiekować innymi. I miał rację. Od bardzo dawna tylko tym się zajmowała.
Na pewno do niego nie pasowała, ale może przynajmniej czekała ją dobra zabawa. Mieli wyglądać jak małżeństwo. Wyobraziła sobie jego reakcję, kiedy powie do niego „kochanie”, i wybuchnęła śmiechem. Nagle przestał być tylko fantazją, stał się mężczyzną z krwi i kości, realną osobą.
Zatrzymała samochód na czerwonym świetle i spojrzała na lewą rękę. Obrączka, którą wybrała z kolekcji Arianny, miała wzór plecionki i była doskonale dobrana – ani zbyt elegancka, ani nazbyt skromna. Na kciuku miała męską obrączkę dla Nate’a.
Zaczęła się zastanawiać, jak powinna się zachowywać, choć zupełnie nie znała zakresu zadania, które jej przydzielono. Nie miała pojęcia, jak daleko może się posunąć w udawaniu. Na pewno nie będzie się do niego przymilać i szczebiotać. Widywała to u zbyt wielu par i drażniło ją to. Postara się stworzyć wrażenie intymnej zażyłości, tak jak robią to aktorzy. Nate Caldwell jeszcze nie wie, co go czeka.
Dom Lyndsey McCord znajdował się w starej, spokojnej, zachodniej dzielnicy Los Angeles, która oparła się wszechogarniającej miasto nowoczesności. Był to niewielki, otynkowany budynek w stylu hiszpańskim. Cała okolica była bardzo zadbana. Sąsiednie posesje miały piękne, wypielęgnowane trawniki i były już przystrojone na Boże Narodzenie.
Kiedy Nate zatrzymał samochód na podjeździe, drzwi domu otworzyły się i pojawiła się Lyndsey, niosąc torbę i niewielki bagaż podręczny.
Ucieszył się, że jest już gotowa. Nie lubił szykowania się w ostatniej chwili, dopakowywania do pękającej już w szwach walizy kolejnych niezbędnych rzeczy, pytań, jakie zabrać stroje i co na siebie włożyć. To była miła odmiana.
Wysiadł z samochodu, przywitali się, wziął od niej torby i umieścił je w bagażniku. Lyndsey tymczasem zamknęła dom.
– Nie ma pani alarmu? – spytał, kiedy usadowiła się obok niego na przednim fotelu.
– Mam, najlepszy, dobrych sąsiadów – odparła.
Kiedy zapinała pasy, obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Wyglądała na wypoczętą, choć podobnie jak on spała tylko kilka godzin.
Nate lubił kobiety i z wzajemnością. Z Lyndsey było inaczej. Od początku odnosił wrażenie, że za nim nie przepada. Unikała jego wzroku, a na pytania dotyczące czekającego ich zadania rzucała lakoniczne, nerwowe odpowiedzi. Nie wróżyło to dobrze. Jeśli operacja miała się powieść, powinni wyglądać na zgraną, miłą parę. Czas naprawić błąd – pomyślał.
– Chciałbym panią przeprosić za wczorajszy wieczór. Wszystko wyszło nie tak.
– W porządku – mruknęła, wbijając wzrok w przednią szybę.
Czy to miało oznaczać, że przyjęła przeprosiny?, zamyślił się.
Przez dłuższy czas jechali w ciszy.
– Dokąd jedziemy? – zdecydowała się przerwać niezręczne milczenie.
– Do domu klientki w Bel Air, następnie do San Diego, a dokładnie do Del Mar.
– Droga letnia rezydencja?
– Tak, ale nie chodzi tu o pieniądze.
– Zawsze o nie chodzi.
Uśmiechnął się, ale ona tego nie dostrzegła. Rzucił jej krótkie, badawcze spojrzenie. W niebieskich dżinsach i białej podkoszulce wyglądała idealnie. Sięgające do podbródka brązowe włosy nie były poskręcane, tak jak zeszłego wieczoru, ale nadal wplątywały się niesfornie w modne, zielone oprawki okularów dopasowane do koloru jej oczu. Dziewczyna miała krągłe kształty i była wyjątkowo apetyczna. Kusząco kobieca. Na pewno się nie głodzi i niewątpliwie dobrze się czuje w swojej skórze. Zauważył, że siedzi spokojnie, z rękoma ułożonymi na kolanach, jak gdyby tajne zadania były dla niej chlebem powszednim. Na jej dłoni dostrzegł mieniące się kółko.
– Arianna wybrała obrączki? – spytał z irytacją w głosie, odczuwając równocześnie ulgę, że pamiętała. Dotychczas nigdy nie zapominał o szczegółach.
– Uciekło mi zupełnie z głowy – zdjęła obrączkę z kciuka i podała mu ją. – Właściwie to ja je wybrałam. Pomyślałam, że będą do nas pasowały, to jest do naszej pracy – poprawiła się.
Ignorując powracające jak burza wspomnienia, włożył obrączkę na palec. W innej sytuacji wcisnąłby ją do kieszeni, ale zobowiązał się wykonać to cholerne zlecenie i musiał odegrać swoją rolę.
– Zaczął mi pan opowiadać o szczegółach sprawy…
– Może przejdźmy na ty? Tak będzie wygodniej.
– Okay. No, więc?
– Rutyna. Żona bogacza odkryła, że jej mąż zamierza spędzić weekend z asystentką w ich letniej rezydencji w Del Mar.
– Klasyka.
– To nie koniec. Żona sama kiedyś była jego asystentką. Ich romans rozbił jego pierwszy związek. On i klientka są małżeństwem prawie od dziesięciu lat. Ona ma trzydzieści pięć lat, on pięćdziesiąt trzy. Przed ślubem pod pisali intercyzę, w której jest mowa o tym, że dopiero po 10 latach ona ma prawo do jego majątku. Ostatnio mąż dziwnie się zachowywał, dlatego zaczęła podejrzewać, że chce ją rzucić dla nowej asystentki, zanim będzie musiał zapłacić jej miliony. Potrzebny jej dowód zdrady, aby zabezpieczyć swoją sytuację finansową.
– A jednak chodzi o pieniądze.
– Dotychczas śledztwem zajmował się prywatny detektyw, Charlie Black, którego mamy zastąpić. Nie wiem, jak zorganizował zatrudnienie nas w roli służby domowej, dlatego chciałbym się wcześniej spotkać z klientką i poznać szczegóły. Robiłaś już kiedyś coś takiego?
Potrząsnęła przecząco głową, wprawiając burzę loków w wesołe podskoki. Ciekawe, czy jej włosy są takie miękkie, na jakie wyglądają – zamyślił się.
– Grałam w kółku teatralnym w liceum. To chyba coś podobnego.
Nie wyprowadził jej z błędu. Tu nie ma z góry znanego scenariusza. Praca wymaga improwizacji i szybkiego podejmowania decyzji. Podobała mu się jej wczorajsza natychmiastowa riposta dotycząca wynagrodzenia. Widać było, że chodzi twardo po ziemi i jest niezależna. Był przekonany, że gdyby nie obecność wspólniczki, Lyndsey McCord dałaby mu do wiwatu. Poradziła sobie w trudnej sytuacji. Swoim zachowaniem bardzo przypominała mu dawną Ariannę, jeszcze sprzed czasu, gdy stała się taka wyrafinowana. Pod jednym względem jednak jego partnerka się nie zmieniła. Nadal zawsze otwarcie wszystko mówiła. Czuł, że Lyndsey jest podobna.
Kiedy przybyli do rezydencji klientki w Bel Air, zostali zaproszeni do obszernego salonu o bardzo kobiecym wystroju. W chwilę później pojawiła się pani Marbury.
Nate rzadko się mylił co do ludzi. Prawidłowa ocena i wyczucie odróżniały dobrego detektywa od bardzo dobrego. Tym razem jego przewidywania i wyobrażenia co do młodej żony starego bogacza nie sprawdziły się. Zamiast wysokiej, zgrabnej, nafaszerowanej botoksem blondynki ujrzał niską brunetkę o bezradnych oczach i zmęczonej posturze.
– Jesteście młodzi – zauważyła, witając się.
– Ale mamy duże doświadczenie – odparł Nate.
Usiadła i wykonała zapraszający gest ręką.
– Nie miałam nic złego na myśli – wyjaśniła, zawieszając na moment głos. – Chcę mieć pewność, że otrzymam dowody. Rozumiem, że gwarantujecie pełną dyskrecję – spojrzała znacząco na Lyndsey.
– Oczywiście.
– Potrzebne mi będą zdjęcia.
– Nie ma problemu – zapewnił Nate, kierując na siebie jej uwagę.
Pani Marbury wyjęła z szuflady stolika kopertę i podała ją Caldwellowi.
– Zapisałam wszystko, co wydawało mi się istotne. Michael wie, że będzie ich obsługiwał ktoś nowy, nie będzie więc wymagał, żebyście wiedzieli, gdzie co jest. Zamówił natomiast specjalne menu. Przepisy są w szufladzie przy piekarniku.
– Na którą godzinę mamy być przygotowani?
– Około obiadu.
– Czy mąż myśli, że jesteśmy z agencji?
– Nie. Wiceprezes firmy, a mój przyjaciel, wypowiadał się entuzjastycznie o kamerdynerze, którego zatrudnił, spędzając tydzień w naszym domku ze swoją dziewczyną. To był test, który mój mąż oblał, gdyż poprosił o jego telefon. W tym momencie sprawą zajął się detektyw Black.
– Czy mąż wie, że przyjedzie para?
– Tak. Zajął się tym Black. Pieniądze na zakupy są w kopercie. Chciałabym, abyście raz dziennie zdawali mi telefonicznie raport.
– Naturalnie.
– Muszę panią ostrzec – dodała, zwracając się do Lyndsey. – On uważa, że kobiety mają wyznaczone miejsce i nie powinny wykonywać męskich zawodów, takich jak na przykład prywatny detektyw. Im bardziej będzie pani okazywała kobiecą bezradność i roztargnienie, tym większe prawdopodobieństwo, że niczego nie będzie podejrzewał. Traficie państwo sami do wyjścia?
– Oczywiście. Miłego popołudnia.
Żadne się nie odezwało, dopóki nie znaleźli się w samochodzie.
– Co o niej myślisz? – spytał pierwszy Nate. Był bardzo zadowolony, że podczas rozmowy z klientką Lyndsey nie odzywała się niepytana. W jego zawodzie dyskrecja była jedną z najważniejszych cech.
– Ma złamane serce – odparła.
Nate mruknął z dezaprobatą. Dlatego chciał pracować nad tym zleceniem z Arianną, że nie była sentymentalna.
– Tylko nie mów, że jesteś beznadziejną romantyczką. Ta praca wymaga obiektywizmu.
– Jestem obiektywna. I nie znam nikogo, kto by uważał mnie za beznadziejną i w dodatku romantyczkę.
Coś w barwie jej głosu zwróciło jego uwagę. Postawa obronna, ego, duma?
– Skąd przekonanie, że ona go kocha?
– Kobieta o jej pozycji społecznej zazwyczaj wygląda perfekcyjnie. To jej praca. A ona się nawet nie uczesała. Jest zdenerwowana, przybita i nie może się pozbierać.
– Boi się, że straci fortunę.
– Skąd w tobie tyle negatywnych uczuć? Ktoś cię kiedyś skrzywdził?
Wszystkie ważne w moim życiu osoby, pomyślał, zatrzymując w ostatniej chwili cisnące mu się na usta słowa.
– Czy mają dzieci?
– Charlie nic mi o tym nie mówił.
Nate uświadomił sobie, że nie przygotował się do zadania, co go bardzo rozzłościło. Dotychczas nigdy mu się to nie zdarzyło. Brak informacji dotyczących zaplecza sprawy stawiał go w niekorzystnej sytuacji. Bardzo tego nie lubił. Nie mówiąc już o tym, że nienawidził spraw rozwodowych.
– Może zajrzysz do koperty – zaproponował w końcu.
Lyndsey wyciągnęła notatki.
– Dobrze jedzą. Menu za pięćset dolarów.
– Co jeszcze napisała?
– Będzie używał innego nazwiska, Michael Martin. Pewnie jest znaną osobistością, choć nigdy o nim nie słyszałam.
– Jest właścicielem Mar-Cal Industries, zasiada też w radach nadzorczych kilku innych korporacji oraz przewodniczy różnorodnym fundacjom.
– Wysokie progi – uśmiechnęła się do Nate’a. – Nasz pan Marbury ma alergię na małże i truskawki. Lubi, kiedy rano podaje mu się kawę i gazetę do łóżka. Ma lekki sen, często się budzi w nocy. Lubi wtedy, aby służba przyrządzała mu przekąski. Sam widzisz, dyspozycyjność dwadzieścia cztery godziny na dobę – dodała, robiąc niewinną minkę.
Nate o mało się nie roześmiał, obserwując jej zawziętość.
– Wynegocjowałaś już świetną stawkę. Jest jeszcze coś ciekawego?
– Naszkicowała nam plan willi. To duży dom, ale nie ma zbyt wielu pokoi. Jest sypialnia, gabinet, salon z ogromnym tarasem, z którego można podziwiać zachody słońca. Spora kuchnia ze stołem oraz pomieszczenia dla służby, które… hm…
– Które co? – zainteresował się.
Lyndsey wcisnęła wszystko z powrotem do koperty, a następnie schowała do skrytki.
– Powinnam dostać bonus.
Nate rzucił jej szybkie spojrzenie i znów dostrzegł tę samą figlarną zaciętość.
– A czemuż to?
– Z planu domu wynika, że będziemy spali razem.
Nate wszedł do pokoju służby z bagażem w ręku i zamarł. Na środku stało wąskie, pojedyncze łóżko. Praktycznie nie było możliwości, aby spać w nim, nie dotykając się. On miał prawie metr dziewięćdziesiąt, ona metr siedemdziesiąt. On miał budowę atlety, ona nie należała do chudzielców. Nadeszła Lyndsey i zatrzymała się tuż za jego plecami, wyglądając mu ciekawie przez ramię.
– Trochę małe – mruknęła.
– Coś wymyślimy – powiedział krzepiącym tonem, choć nie miał pojęcia co.
– Zostawiam cię, abyś opracował plan, i idę przygotować obiad – oświadczyła, rzucając mu piorunujące spojrzenie.
Przechodząc, zostawiła mgiełkę świeżego, subtelnego zapachu. Wciągnął go i poszedł do łazienki z przyborami do golenia. Tu po raz drugi go zamurowało. Większość pomieszczenia zajmowała ogromna szklana kabina prysznicowa, znacznie większa niż łóżko w sypialni. Mogły z niej korzystać równocześnie dwie osoby… Kiedy Lyndsey powiedziała w samochodzie, że będą musieli razem spać, zaczęła działać wyobraźnia. Zastana rzeczywistość tylko podkręciła fantazje.
Lyndsey fascynowała go, co było rzadkością. Dotychczas preferował kobiety o dużym doświadczeniu erotycznym, które nie wymagały od niego emocjonalnego zaangażowania. Przy nich zawsze wiedział, na czym stoi, nigdy nie było zaskoczenia. Tym razem było inaczej.
Spojrzał na zegarek. Pozostały jeszcze dwie godziny do przyjazdu pana Marbury. Wziął aparat cyfrowy i ruszył w kierunku, skąd dobiegał brzęk garnków.
– Oderwij się na moment od gotowania i chodź ze mną obejrzeć dom – zaproponował.
Kuchnia połączona była z salonem przesuwanymi drzwiami. Meble wypoczynkowe ustawione były przodem do wielkiej przeszklonej ściany, tak aby można z nich było podziwiać wspaniały widok na plażę i ocean. Sypialnia państwa miała podobną ścianę widokową. Z łóżka roztaczała się wspaniała panorama Pacyfiku. Przy sypialni znajdowała się luksusowo urządzona łazienka z jacuzzi i elegancką kabiną prysznicową z trawionego szkła. W głębi domu, na tyłach łazienki, znajdował się gabinet.
– Myślisz, że uda ci się zrobić zdjęcia, no wiesz… kiedy to robią? – spytała Lyndsey, gdy wyszli na okalający willę ogromny taras widokowy.
– Nie w łóżku, jeśli to masz na myśli. Najłatwiej będzie zrobić zdjęcia z kuchni, gdy będą w salonie lub na tarasie.
– Myślisz, że będą się przy nas migdalić? – spytała ze zgrozą w głosie, na co wybuchnął śmiechem.
– Ludzie przyzwyczajeni do obecności służby nie zauważają jej. Nie będą nas o nic pytać. Będą nas traktować jak powietrze. Jeśli nas zauważą, to znaczy, że źle gramy nasze role.
– Zamierzasz zainstalować mikrofony lub kamery?
– To nie mój styl. Wystarczy, że będę musiał sfotografować to, co widzę.
– Ty naprawdę nie znosisz spraw rozwodowych. Starałeś się przekonać o tym wczoraj Ariannę.
– Od dawna się nimi nie zajmuję. Firma oczywiście przyjmuje takie zlecenia, ale nie ja.
– Dlaczego?
– Zbyt dużo widziałem. A jak kuchnia? – Nate nagle zmienił temat.
Na moment zapadło krępujące milczenie.
– Doskonale wyposażona. Ale skoro ja mam gotować, to czym ty się będziesz zajmował?
– Pracami dodatkowymi. Wszystkim, o co mnie poproszą. W szczególności tym, co pozwoli zebrać materiał dowodowy. Dla ciebie to będą prawie wakacje.
– Wakacje – powtórzyła z tęsknotą, tak jakby koncepcja urlopu była jej obca.
Odwróciła się i oparła o barierkę.
– Uwielbiam ocean – powiedziała w rozmarzeniu, wciągając orzeźwiające morskie powietrze. – Kiedyś mama często zabierała mnie i siostrę na plażę. Było cudownie.
Nate spojrzał na nią z zaciekawieniem. Jego wzrok zaczął z przyjemnością wędrować po jej jędrnych kształtach. Wyglądała wspaniale.
– Wymyśliłeś już, jak będziemy spać?
– Ty będziesz spała pod kołdrą, ja na kołdrze.
– Wolisz po prawej czy po lewej stronie?
– Wszystko mi jedno. Dostosuję się.
Odepchnęła się od barierki i podeszła do niego wolnym tanecznym krokiem, po czym dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
– Małżeństwo oparte jest na kompromisach, nieprawdaż, kochanie? – rzuciła, trzepocząc rzęsami, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Gdyby się tak zastanowić nad zaletami naszego małżeństwa – zaczął fantazjować Nate – małe łóżko i wielka szklana kabina prysznicowa… Szybko jednak powrócił na ziemię. Praca to praca i niech tak pozostanie. Jednego był pewien. Nie będzie łatwo. Jej niewypowiedziane wyzwanie rozśmieszyło go. Jeszcze zobaczymy, panno McCord.
Kiedy Lyndsey pracowała w kuchni, usłyszała, jak Nate wita pana Marbury i jego asystentkę Tricię. Zdenerwowana przycisnęła obie dłonie do żołądka i wypuściła powietrze. Poradzisz sobie. Spokojnie. Wbiła wzrok w podłogę, wzięła głęboki oddech i wyszła z kuchni, prawie zderzając się z panem Marbury.
– Moja żona, Lyndsey – przedstawił ją Nate. – Już idę po bagaż.
Pan Marbury zajął się podziwianiem widoku oceanu, a Tricia stała, wpatrując się w oddalającego się Nate’a. To już przesada. Ma przecież swojego faceta – pomyślała ze złością Lyndsey. Zaraz się jednak zreflektowała. Nie miała prawa być zazdrosna o mężczyznę, którego znała tylko ze swoich fantazji. Nie mogła zresztą winić tej kobiety. Nate był diabelnie przystojny. Miał na sobie przylegającą do ciała i uwydatniającą muskulaturę ramion szarozieloną koszulkę polo oraz doskonale dopasowane spodnie khaki, które podkreślały wąską talię i długie nogi. Było na co popatrzeć.
Powstrzymała przypływ zazdrości i zaczęła się zastanawiać, do kogo powinna się zwrócić z pytaniem. Kto z tej dwójki podejmuje decyzje? Pięćdziesięciotrzyletni, zadbany, szpakowaty mężczyzna o autorytarnym spojrzeniu czy dwudziestopięcioletnia kasztanowowłosa piękność o jeszcze bardziej władczym sposobie bycia? Skoro pan Marbury ani razu nie nawiązał z nią kontaktu wzrokowego, Lyndsey zwróciła się do jego asystentki, która najwyraźniej czekała na powrót Nate’a.
– Czy mogę podać państwu coś do picia?
Tricia rzuciła jej zimne spojrzenie.
– Najpierw się rozpakujemy – odparła, po czym gestem nieznoszącym sprzeciwu pogoniła pana Marbury do sypialni. – Czy obiad jest już gotowy? – rzuciła przez ramię, odchodząc.
Lyndsey szybko przebiegła w myślach menu. Sałatka była gotowa, należało tylko pokroić avocado. Na deser owoce i sery, musiała jeszcze tylko ugotować szparagi, podgrzać bagietkę i upiec na grillu łososia.
– Będzie za mniej więcej dwadzieścia minut, chyba że wolicie państwo zjeść później.
– Im szybciej, tym lepiej. Chciałabym, aby w naszej sypialni przez cały czas naszego pobytu stała woda i wiaderko z lodem. Sama będę je uzupełniała, proszę tylko dopilnować, aby lód był zawsze przygotowany.
Tricia odwróciła się i ruszyła do sypialni za panem Marbury, po czym zamknęła za sobą drzwi.
– Oczywiście, proszę pani – mruknęła Lindsey w pustą przestrzeń.
W chwilę później usłyszała nadchodzącego z bagażami Nate’a. Przygotowała lód, kieliszki i wodę.
– Ja to zaniosę – powiedział, wchodząc do kuchni. – Zdenerwowana?
– Troszkę. Oboje są wyjątkowo niesympatyczni, nawet dla siebie. Wyobrażałam sobie, że będą się do siebie kleić.
– Wtedy nasze zadanie byłoby zbyt proste – puścił do niej oko. – W tej pracy rzadko kiedy sprawdzają się przypuszczenia i to właśnie w niej lubię, a jednocześnie nienawidzę tego.
Nate, wychodząc z tacą, posłał jej pokrzepiający uśmiech, który ją rozluźnił. To wszystko było jak prosta improwizacja na scenie. Powinna się cieszyć przygodą, a nie martwić z góry jej zakończeniem.
Pół godziny później podali obiad, po czym zamknęli przesuwane drzwi między kuchnią a jadalnią i sami również zabrali się do jedzenia. Kiedy kończyli, nagle, bez zapowiedzi, weszła do kuchni Tricia. Na jej widok oboje stanęli na baczność. Wyraz jej twarzy był nieco bardziej przyjazny.
– Chciałabym podziękować za posiłek. Był doskonały.
– Bardzo mi miło – uśmiechnęła się dowartościowana Lyndsey.
– Co tak ładnie pachnie?
– Piekę czekoladowe ciasteczka. Nie było ich w menu, ale pomyślałam, że…
– Doskonały pomysł. Chętnie zjemy je na podwieczorek. Kiedy dowiedzieliśmy się z Michaelem, że zamiast pana Blacka, którego nam rekomendowano, będzie obsługiwała nas para, byliśmy zaskoczeni. Tym bardziej że jest to zajęcie tylko dla jednej osoby.
– Jesteśmy młodym małżeństwem. Nie lubimy się rozstawać – wyjaśniła Lyndsey i odwróciła się do Nate’a, który przysunął się do niej, robiąc minę czule zakochanego.
– O? Kiedy się pobraliście?
– W niedzielę będą trzy miesiące – odparł Nate, kładąc dłoń na ramieniu żony.
– Jak się poznaliście?
– Randka w ciemno – odrzekł bez wahania.
– Na początku się nie znosiliśmy – dodała Lyndsey, koloryzując opowieść.
W tym momencie poczuła ukłucie Nate’a. O co mu chodzi?
– Naprawdę? – spytała Tricia.
– Myślałam, że jest arogancki, a on uważał, że jestem postrzelona, prawda, kotku?
– Mniej więcej.
– I co się stało?
– Zadziałała chemia – powiedział Nate.
Lyndsey wzięła go za rękę, spletli palce. Poczuła napływającą falę ciepła. Z trudnością złapała oddech. Czyżby rzeczywiście chemia?, zastanowiła się.
Miły uśmiech zniknął z twarzy Tricii.
– Pan Martin życzy sobie, abyście natychmiast po sprzątnięciu kuchni oddalili się. Nie będziemy niczego więcej potrzebować, aż do jutra rana.
Lyndsey ledwie zdołała ukryć zaskoczenie. A co z nocnymi przekąskami? Informacje od żony się nie sprawdzały.
– Oczywiście, proszę pani. Czy podać państwu przed śniadaniem kawę?
Na twarzy Tricii odmalował się wyraz zastanowienia.
– Proszę dziś wieczorem nastawić ekspres. Jak wstanę rano, włączę go. Śniadanie na ósmą.
– Ciasteczka zostawię na talerzu – poinformowała ją Lyndsey.
Nate włączył telewizor, aby zagłuszyć treść rozmowy. Lyndsey stanęła przed nim z rękoma na biodrach. Spodziewał się, co mu powie.
– Mieli nam nie zadawać osobistych pytań! – wycedziła.
Prawdę mówiąc, jego też zaskoczyło zachowanie Tricii, a nie powinno było. Ta sprawa w ogóle nie toczyła się według utartego schematu.
– Doskonale improwizowałaś – pochwalił ją, za co został nagrodzony uśmiechem.
– Naprawdę uważałam, że jesteś arogancki – mruknęła, zdejmując okulary i odkładając je na stolik.
– A teraz już tak nie myślisz?
Zaczął się przyglądać, jak rozczesuje dłonią poskręcane loki. Wyglądała na zmęczoną. Biorąc pod uwagę, jak mało spała zeszłej nocy, trudno się było dziwić.
– Może jesteś tylko zbyt pewny siebie. Sądzisz, że jestem postrzelona?
– To twoje słowa. Na początku nie wiedziałem, co o tobie myśleć. Wtedy w biurze tak się tajemniczo skradałaś.
– Nie chciałam przeszkadzać. Na pewno byłeś poinformowany, że u was pracuję.
– Wiedziałem, że ktoś w nocy przepisuje nasze raporty. Widziałem też twój samochód na parkingu. Byłem rozkojarzony i nie połączyłem faktów. Powinienem był się przedstawić. Poznałaś Sama?
Sam był trzecim wspólnikiem ARC Security & Investigations. On, Arianna i Nate poznali się w wojsku. Od niepamiętnych czasów planowali otworzenie własnego biura śledczego. W końcu sześć lat temu stworzyli agencję.
– Widziałam go kilkakrotnie. Wytwarza dystans i budzi respekt. Brakuje mi odpowiedniego słowa, może pasowałoby do niego określenie surowy?
– Jest zasadniczy.
– Tak, ale jeśli zdasz egzamin, łatwo się z nim dogadasz. Jest życzliwy.
– W jakim sensie?
– To pewnie zabrzmi głupio – zawahała się, wiercąc się na krześle.
Zaintrygowany spojrzał na nią kątem oka znad szklanki z mlekiem. „Sam” i „głupio” to słowa, które nie powinny się znaleźć razem w zdaniu.
– Wątpię.
– Wiesz, jaki ma analityczny umysł. Ma doskonałą pamięć do cyfr.
– Zna się na cyfrach i na komputerach jak nikt.
– No właśnie – pokiwała głową. – I ma kostkę Rubika. Zawsze, kiedy jest w biurze, zostawia ją u mnie na stoliku. Mam ją przestawiać przez pięć minut, a potem zanieść ją do jego gabinetu. Następnego dnia znajduję ją przy moim komputerze z informacją, ile czasu zajęło mu jej ułożenie. Jego rekord to minuta i trzydzieści trzy sekundy.
– A co to ma wspólnego z życzliwością?
– To mi daje poczucie, że jestem częścią firmy. Mogłabym być niewidzialna, a dzięki niemu nie jestem. To miłe. Kiedy wyjeżdża, tęsknię za naszą grą.
– Co myślisz o Ariannie?
– Kompetentna, opanowana, a przy tym ma wiele ciepła. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej osiągnęłyśmy pewien rodzaj pozawerbalnego porozumienia. Bardzo ją lubię. Kilka razy w tygodniu kontaktuje się ze mną. Osobiście lub telefonicznie.
– Odnoszę wrażenie, że właśnie zostałem skrytykowany.
– Ależ skąd. Praca z tobą też była przyjemna, bo dawała mi możliwość fan… – mało brakowało, a wypsnęłoby się jej. Popiła mleka, zakasłała i dokończyła: – Przepraszam, chciałam powiedzieć, że miło mi się pisało twoje raporty.
Odstawiła szklankę na stolik i wstała.
– Idę do łóżka.
Wyjęła z szuflady pidżamę i zniknęła w łazience. Nate, korzystając z okazji, postanowił zrobić obchód. Wokół panowała absolutna cisza. Żadnych głosów, hałasów. Na chwilę zamarł w bezruchu. Nic.
Kiedy wrócił do pokoju, Lyndsey leżała już w łóżku. Była przykryta po szyję i odwrócona plecami w jego stronę. Wziął komórkę i poszedł do łazienki. Najpierw zadzwonił do Charliego Blacka, a następnie do pani Marbury, aby zdać jej relację z dzisiejszych wydarzeń.
W kilka minut później znalazł się w łóżku obok Lyndsey. Światło i telewizor były już wyłączone. Po ciemku pokój wydawał się jeszcze mniejszy. Jedyną kobietą, z którą spędził noc w jednym łóżku bez kontekstu erotycznego, była Arianna. Kiedy się poznali wiele lat temu, pociągała go. Później zaczął podziwiać w niej inteligencję, lubił z nią rozmawiać, niewątpliwie była niezwykłą kobietą. Potrafiła ustawić każdego mężczyznę do pionu jednym tylko spojrzeniem. Nie była dla niego obiektem seksualnym. Był zadowolony, że w porę to zrozumiał, jeszcze na początku ich znajomości. Dzięki temu zbudowali solidny, partnerski układ biznesowy i połączyły ich trwałe więzy przyjaźni. Fascynacja fizyczna dawno zniknęła.
Z Lyndsey łączyło go zupełnie coś innego. Czuł się przy niej obnażony. Coraz intensywniej czuł jej bliskość. Leżała obok, cichutko oddychając i prawie się nie poruszając. Zaczął się zastanawiać, które z nich pierwsze ulegnie zmęczeniu i zaśnie.
Podłożył dłonie pod głowę i zaczął się wpatrywać w sufit.
– Telefonowałeś do swojej dziewczyny? – pytanie Lyndsey rozdarło ciszę.
– Do klientki.
– Co jej powiedziałeś?
– Że przyjechali, prawie ze sobą nie rozmawiali, nie okazywali sobie czułości i że wcześnie się położyli.
– Jak to przyjęła?
– Bez emocji. Jak ci się podoba pierwsze tajne zlecenie?
– Super! – padła natychmiastowa odpowiedź.
Lyndsey położyła się na plecach i zwróciła ku niemu twarz, podciągając kołdrę pod samą szyję.
– Fajna zabawa.
– Zabawa?
– A nie? Nic nie idzie według planu, co wprowadza dreszczyk emocji.
Nate zaczął rozmyślać nad jej słowami. Lubił swoją pracę, ale już dawno nie zastanawiał się nad tym, co go w niej naprawdę pociąga.
– Byłaś bardzo naturalna.
– Dobrze zagrałam, przyznaj.
– Jasne, ale nie puszczaj zanadto wodzy fantazji, bo możesz się łatwo potknąć.
– Masz na myśli to, co powiedziałam Tricii?
– Jedno słowo więcej mogło nas zgubić.
– Tak, też o tym pomyślałam – rzuciła podekscytowanym głosem, po czym odwróciła się do niego przodem i dodała triumfalnie: – Ale ona to kupiła, nie uważasz?
– Sądzę, że tak.
– Była zazdrosna.
– Zazdrosna? – powtórzył zdziwiony.
– Przez cały czas się na ciebie gapiła.
– Nie przesadzaj.
– Właśnie, że się gapiła! Ma na ciebie ochotę.
Nate wybuchnął śmiechem.
– Mam rację – zaperzyła się Lyndsey.
– Mylisz się. Jest zainteresowana tylko swoim szefem. Kontroluje każdy jego krok. Gdyby jej pozwolił, pewnie kroiłaby mu mięso na talerzu.
– Coś z nim jest nie tak. Ani razu się przy mnie nie odezwał.
– Przy mnie również nie rozmawiają. Przywieźli ze sobą dużo dokumentów.
– Może to zwykły wyjazd służbowy? Żaden romans, tylko nieporozumienie.
– Jeżeli jest tak, jak sądzisz, to dlaczego nie powiedział o tym żonie?
Lyndsey nie odzywała się przez chwilę, po czym mruknęła:
– Racja.
– Nauczyłem się wierzyć intuicji zdradzanych małżonków. Ich podejrzenia zazwyczaj się sprawdzają.
– Nie sądzisz, że pani Marbury jest przewrażliwiona?
– Raczej nie.
– Ale sam powiedziałeś, że ta sprawa nie toczy się stereotypowo.
– To prawda.
– To dlaczego nie dopuszczasz myśli, że pani Marbury może się mylić?
– Spójrz na to z jej punktu widzenia. Doskonale go zna. Od pewnego czasu mąż zachowuje się dziwnie. W końcu dowiaduje się, że wyjeżdża na weekend ze swoją asystentką. Nie tylko nie zaprasza żony, ale nawet jej o tym nie informuje. Niewierność to dla niego nic nowego. Ona o tym wie, gdyż sama kiedyś była jego kochanką. Sami pewnie zaliczyli wiele takich weekendów pod pozorem służbowych podróży.
Nate’owi zaczęło się wydawać, że słyszy myśli Lyndsey. Zamknął oczy i poczuł, jak rozluźniają mu się mięśnie, a ciało staje się coraz cięższe.
– Dlaczego w takim razie nie zamówili cateringu? – spytała nagle. – Przecież możemy być potencjalnymi świadkami.
Ponieważ są przyzwyczajeni do pełnej obsługi, pomyślał Nate, ale nie powiedział tego głośno. Powinni już spać, oboje. Wydał z siebie senny pomruk i odwrócił się do niej plecami.
– Ma na ciebie ochotę – szepnęła Lyndsey.
Uśmiechnął się.
Szukając źródła ciepła, które wybudziło ją ze snu, Lyndsey zaczęła się wiercić w łóżku. Nagle poczuła za plecami twardą ścianę. Tak lepiej, pomyślała przez sen. Cieplutko. Sekundę później otworzyła oczy, zdając sobie sprawę, że leży przytulona do Nate’a. Jak to możliwe? Przecież on miał spać na kołdrze, a ona pod nią. Poruszyła bosymi stopami i poczuła miękką tkaninę koca. To ona wtargnęła na jego terytorium. No, pięknie.
Powinna się natychmiast odsunąć, ale zamiast to zrobić, wtuliła się w niego, czując, jak ukojenie i rozkosz zalewają całe jej ciało. Nie czuła wyrzutów sumienia. Spojrzała na zegarek, zastanawiając się, jak długo jeszcze będzie mogła się cieszyć jego bliskością. Dochodziła piąta. W marzeniach nigdy nie wyobrażała sobie takiej sytuacji. Nie sądziła, że tak łatwo ulegnie czystej chemii.
– Lyndsey – usłyszała łagodny szept.
– Przepraszam – wydusiła, odsuwając się i rozcierając ramiona, jakby chciała się rozgrzać w zalewającym chłodzie poranka. A może był to sposób na ukrycie zażenowania lub, co gorsza, rozczarowania. – Nie wiem, jak się znalazłam pod twoim kocem. Naprawdę mi głupio. To nie było celowe, ja…
– Nie ma sprawy – przerwał jej.
Usiadła na brzegu łóżka odwrócona do niego plecami.
– Ale to ja wepchnęłam się do ciebie.
– Nic się takiego nie stało.
Dla ciebie może i nie, ale dla mnie tak, pomyślała, wściekając się w duchu na jego zblazowaną postawę. Budzenie się u boku obcej kobiety to dla niego chleb powszedni. Jej się to nie zdarzało. Pierwsze doświadczenia erotyczne miała już za sobą, ale generalnie nie chciała dawać złego przykładu młodszej siostrze. Mężczyźni, których miała wcześniej, odchodzili, gdyż nie poświęcała im wystarczająco dużo uwagi i czasu. Była zbyt niezależna. Im się wydawało, że ich nie potrzebuje, a ona tak bardzo kogoś potrzebowała. Nie umiała tylko o to poprosić.
– Halo!
– Słucham – rzuciła wojowniczym tonem, choć nie chciała, aby to tak zabrzmiało.
– Nie wściekaj się.
– Okay.
Nate wyszedł z łóżka.
– Idę pobiegać. Wracając, kupię gazetę.
Lyndsey wsunęła się z powrotem pod kołdrę i poczekała, aż wyjdzie. Kiedy zniknął za drzwiami, leniwie wstała, po czym, korzystając z tej chwili samotności, poszła wziąć długi, odprężający prysznic.
Kiedy przyszła do kuchni, aby się zabrać za przygotowanie śniadania, była już w lepszym nastroju. Włączyła ekspres do kawy i wyjęła z lodówki grejpfruty. Ranne menu przewidywało naleśniki z jagodami i podsmażany bekon. Nie musiała się spieszyć. Spokojnie nakrywała stół. Kawa się parzyła.
W tym momencie w salonie pojawiła się Tricia, zamykając za sobą cichutko drzwi sypialni. W ręku trzymała wiaderko na lód.
– Dzień dobry – przywitała ją Lyndsey, lustrując badawczo.
Tricia była już umyta i uczesana. Miała na sobie czarny jedwabny peniuar, spod którego wystawała doskonale dopasowana kolorystycznie koronkowa nocna koszula.
– Kawa gotowa. Czy mam podać?
– Tak, proszę. Do tego mleczko i cukier.
Lyndsey tylko się uśmiechnęła, nie chcąc nawiązywać dalszej rozmowy.
– Jak się pani podoba małżeńskie życie?
– Bardzo – rzuciła lakonicznie, wyjmując filiżanki z kredensu. – Nate wyszedł pobiegać, przy okazji kupi gazetę. Za chwilę powinien wrócić – dodała, nalewając kawę.
– Świetnie. Czy ta praca to wasze główne źródło dochodów?
– Niezupełnie. Traktujemy ją jako dodatkowe, weekendowe zajęcie. Ja nadal studiuję, mąż pracuje na budowach, ale teraz na rynku panuje zastój.
– Jak długo spotykaliście się przed ślubem?
– Wystarczająco długo, abym miała pewność, że to ten jedyny.
– Skąd można to wiedzieć?
– To się po prostu czuje.
– Nie sądzi pani, że wszyscy tak właśnie myślą, kiedy się pobierają?
– Nie wiem, jak inni, ja mogę mówić tylko za siebie.
– Myśli pani, że będzie wierny?
O co tu chodzi? Lyndsey udała, że koncentruje się na przygotowaniu tacy z kawą. Czy powinna się dać wciągnąć w rozmowę? Może powie coś, co będzie dowodem przeciw panu Marbury?
– Oczekuję wierności. Pani nie?
– Miałabym tylko nadzieję.
Na tym polega różnica między nami – pomyślała Lyndsey. – Nie wyszłabym za mężczyznę, co do którego nie miałabym pewności, że będzie mi wierny i że będzie mnie kochał aż do śmierci. – Zawsze się obawiała, że się zakocha w kimś, kto odejdzie, kiedy się zetknie z prozą życia. Jednocześnie miała nadzieję, że wyciągnęła ważne wnioski z błędów matki i nie powtórzy ich w swoim życiu.
Usłyszała odgłos otwieranych tylnych drzwi i po chwili w kuchni pojawił się Nate.
– W samą porę – ucieszyła się i poczuła ulgę, że już nie jest sama. – Połóż gazetę na tacy.
– Dzień dobry – rzucił w kierunku Tricii.
– Dzień dobry – odpowiedziała, przyglądając mu się badawczo od góry do dołu.
W oczach Lyndsey pojawił się wyraz triumfu, jakby chciała powiedzieć: no widzisz, miałam rację.
– Idę wziąć prysznic – poinformował Nate. – Chyba że jestem do czegoś potrzebny?
– Raczej nie – wysapała Lyndsey, przypominając sobie jego dotyk.
– Najpierw proszę jeszcze zanieść tacę do sypialni – wydała polecenie Tricia, biorąc wiaderko z lodem i wskazując gestem, aby jej towarzyszył.
Kilka godzin później, tuż po lunchu, kiedy zabierali się właśnie za sprzątanie ze stołu, pan Marbury przemówił po raz pierwszy.
– Twoja żona powiedziała Tricii, że znasz się na budowlance. Mam dla ciebie dodatkową pracę – rzucił do Nate’a autorytarnym tonem, właściwym dla człowieka o jego pozycji społecznej.
Lyndsey, słysząc to, zakryła z przerażenia usta ręką. Pięknie! Niezła wpadka, a przecież ją uprzedzał, żeby nie przesadzała. Nie należało wymyślać tej historii, a skoro już naopowiadała tyle kłamstw, to powinna go była przynajmniej o tym uprzedzić.
– Trzeba wymienić poręcz balustrady tarasu. Materiały dostarczono w zeszłym tygodniu. Są w garażu. Zapłacę ekstra, ale proszę zrobić to dzisiaj.
Z tonu jego głosu wynikało, że nie jest to prośba, lecz polecenie nieznoszące sprzeciwu.
– Oczywiście, proszę pana – odrzekł Nate.
Kiedy znaleźli się w kuchni sam na sam, detektyw rzucił Lyndsey zimne, wściekłe spojrzenie, po czym zabrał się do ładowania zmywarki. Ona w tym czasie przygotowywała marynatę do kurczaka, który znajdował się w obiadowym menu. Zapadło krępujące milczenie. Mijały minuty, które wydawały się godzinami. W końcu Nate podszedł do niej od tyłu, położył ręce na blacie kuchennym po obu jej stronach i przycisnął ją lekko.
– Czy jest jeszcze coś, o czym zapomniałaś mi powiedzieć? – wyszeptał jej do ucha.
Był naprawdę zły. Lyndsey pod wpływem bliskości jego ciała zupełnie straciła głowę. Jego ciepły oddech na jej szyi wywołał dreszcze. Z trudem się powstrzymała, aby się na niego nie rzucić.
– Przepraszam – wybąkała zawstydzona.
– Nie sądzę, abyś wiedziała, jak wymienić poręcz?
Potrząsnęła przecząco głową.
– Odwróć się do mnie – zażądał.
Przełknęła ciężko ślinę i stanęła do niego twarzą.
– Masz jakiś pomysł, jak z tego wybrniemy?
– Mogę udać, że mam atak wyrostka.
Jego oczy były jak błękit nieba o poranku. Zajrzała w nie głęboko i dostrzegła coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyła i co ją przeraziło. Nie mogła przestać się w nie wpatrywać, starając się dotrzeć do jego wnętrza, dowiedzieć się, kim w rzeczywistości jest. Naprawdę lubiła go, aż za bardzo. Czuła, że może złamać jej serce. W tym momencie przyszło jej do głowy, jak wyciągnąć ich z tarapatów.
– Umiem się posługiwać wiertarką – oświadczyła podekscytowana, kładąc mu dłonie na piersi. Prowadząc samotnie dom, z czystej konieczności nauczyła się wykonywać większość prostych napraw. – Umiem też wbijać gwoździe. Myślę, że potrafię wymienić tę poręcz. Ty musiałbyś tylko udawać, że kierujesz pracą.
Nate’owi zadrżały usta, po czym wybuchnął szczerym śmiechem.
– Co? – spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Jesteś taka szczera.
Uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale dawało się jeszcze wyczuć resztki gniewu w jego głosie.
– Wiem coś niecoś o budownictwie.
– Bawiłeś się moim kosztem? Pozwoliłeś, żebym umierała ze strachu bez powodu?
– Większość kobiet to lubi.
– Nie jestem większością kobiet! – odparowała, sama się sobie dziwiąc, że była w stanie cokolwiek z siebie wydusić.
– Oczywiście, że nie jesteś…
Nagle drzwi kuchni się otworzyły. Lynsey podskoczyła. Nate odwrócił tylko głowę. Musieli wyglądać, jakby się całowali.
– Przepraszam – powiedziała Tricia.
Nate odwrócił się i objął ramieniem swoją żonę.
– Czy możemy w czymś pomóc?
– Michael mówi, że narzędzia są w garażu, obok pralni.
– Dziękuję – odparł Nate, wkładając kciuk za pasek spodni Lyndsey, która nie mogła złapać oddechu.
Tricia stała, patrząc na nich bez słowa.
– Już się zabieram do pracy – dodał.
Późnym popołudniem nieoczekiwanie nadarzyła się okazja, żeby się zrehabilitować za popełnioną gafę. Poręcz na tarasie została wymieniona, nowa wyglądała perfekcyjnie. Oboje byli zmęczeni i spoceni od pracy na słońcu. Nate wziął prysznic jako pierwszy, następnie wskoczyła Lyndsey. Kiedy polewała się z lubością chłodną wodą, usłyszała jego głos:
– Jesteś fanką ironii? Chcą, żebym podjechał do wypożyczalni wideo po „Prawdziwe kłamstwa” – usłyszała jego głos.
Zaskoczona, zasłoniła nagie ciało rękoma. Przez zaparowaną szybę kabiny prysznicowej dostrzegła, że Nate uchylił nieznacznie drzwi łazienki.
– Jestem – odpowiedziała, gdyż nic innego nie przyszło jej do głowy.
Drzwi łazienki otworzyły się na oścież. Nate wszedł do środka, zasłaniając dłonią oczy. Lyndsey zastygła w bezruchu, kiedy zaczął po omacku szukać klamki kabiny, po czym otworzył ją.
– Chodź – powiedział cicho.
Zrobiła krok w jego kierunku. Strugi ciepłej wody lały jej się po ramionach, plecach i pupie.
– Są teraz na tarasie w dość intymnej sytuacji. Pędź do kuchni i spróbuj zrobić im kilka zdjęć. Wiedzą, że mnie nie będzie przez jakiś czas, a ty bierzesz tu prysznic.
– Już idę.
Choć Nate na nią nie patrzył, samo poczucie, że stoi przed nim naga, przyprawiło ją o dreszcz podniecenia. Całe jej ciało przygotowało się w oczekiwaniu erotycznych doznań.
– Pamiętasz, jak się obsługuje aparat?
– Jasne.
– Postaram się wrócić tak szybko, jak tylko się da.
Pan Marbury i asystentka odpoczywali na tarasie na tle zachodzącego na różowo słońca. Ona siedziała w fotelu z głową lekko pochyloną do przodu. Bujne, kasztanowe włosy opadały jej na piersi. Pan Marbury stał za jej plecami i masował jej ramiona. Lyndsey zrobiła kilka zdjęć. Po chwili pochylił się do Tricii i szepnął jej coś do ucha. Ona odwróciła głowę i uśmiechnęła się. Ich twarze prawie się dotykały. Lyndsey cykała kolejne zdjęcia, kiedy niewierny mąż nagle się wyprostował i spojrzał prosto na nią. Została złapana na gorącym uczynku.
Tytuły oryginałów:
Christmas Bonus, Strings Attached
Private Indiscretions
Hot Contact
Pierwsze wydania:
Harlequin Books S.A., 2003
Harlequin Books S.A., 2004
Opracowanie graficzne okładki:
Kuba Magierowski
Redaktor prowadzący:
Małgorzata Pogoda
Korekta:
Jolanta Rososińska
© 2003 by Susan Bova Crosby
© 2004 by Susan Bova Crosby
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2005, 2006, 2012, 2015
Opowiadania z tego tomu ukazały się poprzednio pod tytułami Mężczyzna z marzeń, Intymne sekrety, Gorące pocałunki.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-1390-5
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com