Seria z Poczwarką. Morele rozkwitają nocą - Ola Rusina - ebook

Seria z Poczwarką. Morele rozkwitają nocą ebook

Rusina Ola

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy można zaprzyjaźnić się z… dronem? W świecie, w którym pole maku z dnia na dzień staje się polem minowym, wiele rzeczy przestaje dziwić. Opowieść o niezwykłej znajomości, potędze wyobraźni i codziennym życiu w rzeczywistości zmienionej przez wojnę.

Mam taką teorię, że życie w czasie wojny robi się… jakby mniej zauważalne. Chowa się. Ale się nie zatrzymuje. Ludzie mniej się śmieją, ale nadal się uśmiechają. Latarnie w miastach zapalają się później. A drzewa rozkwitają w nocy, kiedy nikt nie widzi.

Jest 2015 rok. Dziewięcioletni Ustym mieszka w miasteczku niedaleko okupowanego przez Rosjan Doniecka. Odkąd wybuchła wojna, jego świat stopniowo się zmienia: pobliskie pole zostaje zaminowane, przestaje działać szkoła, zaczynają się ostrzały.

Gdzieś w pobliżu stacjonuje Mistrz – żołnierz ochotnik obdarzony niezwykłą wyobraźnią.

Ustym i Mistrz nigdy się nie poznają. Poznają jednak Esa – zagubionego mówiącego drona, który staje się ich wspólnym przyjacielem. To on pomaga im zmierzyć się z nową, niełatwą rzeczywistością. Bo choć mało kto go widzi i słyszy, Es może zobaczyć bardzo wiele – i sprawić, by jego przyjaciele znów przenieśli się w miejsca, do których dostęp odebrała im wojna.

Morele rozkwitają nocą to książka nie tylko o wciąż trwającej wojnie w Ukrainie, ale też o tym, co niezmiennie ważne – o przyjaźni, nadziei i ocalającej sile wyobraźni.

Seria z Poczwarką to działające na wyobraźnię powieści dla tych, którzy zaczynają dorastać, w głowie mają mnóstwo pytań i chcą być traktowani serio. Dzięki wyrazistym bohaterom i bohaterkom mogą spojrzeć na świat z innej perspektywy – i być może zobaczyć go całkiem inaczej niż do tej pory.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 109

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wieś Oby­rok kie­ru­je się czte­re­ma głów­ny­mi za­sa­da­mi: brud­ne uprząt­nij, otwar­te za­mknij, głod­ne­go na­karm, smut­ne­go przy­tul.

Wa­łe­rij Pu­zik, Ja ba­czyw joho ży­wym, mer­twym i zno­wu ży­wym

1

Wy­so­ko na nie­bie po­nad ste­pem gdzieś na wscho­dzie Ukra­iny la­tał dron. Nie do ko­ńca wie­dział, jak się tam zna­la­zł. Pa­mi­ętał ręce umun­du­ro­wa­ne­go mężczy­zny, któ­ry go wy­pusz­czał. Ale co to był za czło­wiek? W ja­kim języ­ku mó­wił? Dron nie mógł so­bie przy­po­mnieć.

Pa­mi­ętał cie­niut­ką wi­ąz­kę łącz­no­ści, któ­ra przez pe­wien czas trzy­ma­ła go mi­ędzy nie­bem i zie­mią. Zda­je się, że miał ja­kieś za­da­nie, ale kie­dy ta wi­ąz­ka na­gle za­częła się prze­cie­rać i rwać, pa­mi­ęć wy­cie­kła z jego świa­do­mo­ści ni­czym zu­ży­ty smar. Nie­rów­na li­nia ho­ry­zon­tu za­częła drżeć, a po­tem się roz­ma­za­ła i od tam­tej chwi­li dron nie wie­dział już, gdzie jest nie­bo, a gdzie zie­mia. Łącz­no­ść szyb­ko za­ni­ka­ła, a kie­dy ze­rwa­ła się osta­tecz­nie, głębo­ko w elek­tro­nicz­nych wnętrz­no­ściach po­czuł coś jak­by ból i jed­no­cze­śnie ła­sko­ta­nie. Gdy­by mógł opi­sać to ja­kie­muś czło­wie­ko­wi, ten po­my­śla­łby, że to ta­kie uczu­cie jak przy zdra­py­wa­niu strup­ka z do­pie­ro co za­go­jo­ne­go ska­le­cze­nia.

Jed­nak dron nie znał ni­ko­go oprócz żo­łnie­rza, któ­ry go wy­pu­ścił – a w chwi­li gdy stra­cił łącz­no­ść, i jego pra­wie za­po­mniał. Wła­ści­wie to pa­mi­ętał tyl­ko ręce. Wiel­kie, ogo­rza­łe dło­nie, na pra­wej ob­rącz­ka, na le­wej ta­tu­aż. Dziw­ny ta­tu­aż, dla­te­go ła­two było za­pa­mi­ętać: ma­le­ńki ptak mi­ędzy pal­cem środ­ko­wym i wska­zu­jącym, po ze­wnętrz­nej stro­nie dło­ni.

Na­wet je­śli dron znał kie­dyś in­nych lu­dzi – ktoś go prze­cież mu­siał skon­stru­ować! – to w jego po­jem­nej elek­tro­nicz­nej pa­mi­ęci nic się nie za­cho­wa­ło. Dla­te­go skwa­pli­wie za­pa­mi­ęty­wał to, co aku­rat wi­dział – bez­kre­sne i bez­lud­ne ste­py we wschod­niej Ukra­inie.

***

Dron ni­g­dy nie prze­glądał się w lu­strze, ale wie­dział, jak wy­gląda. Czuł ka­żdą swo­ją na­kręt­kę i ka­żdą ło­pat­kę śmi­gieł, na­wet gdy się na tym nie sku­piał. Ina­czej nie mó­głby la­tać.

Wie­dział, że ma czte­ry nó­żki-pod­pór­ki i czte­ry nie­wiel­kie śmi­gie­łka. Nó­żki po­zwa­la­ły mu stać na zie­mi, a śmi­gie­łka uno­si­ły go w po­wie­trze. Miał też bar­dzo do­brą ka­me­rę i wspa­nia­łą na­wi­ga­cję, dzi­ęki któ­rej ni­g­dy nie mu­siał się za­sta­na­wiać, gdzie jest pó­łnoc, po­łud­nie, za­chód i wschód. I oczy­wi­ście wy­daj­ną pa­mi­ęć, po­jem­ną jak oce­an. Gdy­by cho­dził do szko­ły, by­łby pry­mu­sem.

Wi­dy­wał lu­dzi – do­ro­słych i dzie­ci – i ro­zu­miał, jak bar­dzo się od nich ró­żni. Ni­g­dy nie za­uwa­żył ni­ko­go, kto by­łby do nie­go po­dob­ny i też mia­łby czte­ry ma­le­ńkie śmi­gie­łka i czte­ry nó­żki-pod­pór­ki.

Dłu­go le­ciał, nie za­trzy­mu­jąc się. Czło­wie­ko­wi mo­gło­by się wy­da­wać, że leci całą wiecz­no­ść, ale dron miał do­sko­na­łe wy­czu­cie cza­su i mógł do­kład­nie od­li­czać se­kun­dy, na­wet o tym nie my­śląc. Za­uwa­żył jed­nak dziw­ną rzecz – to jed­no, to dru­gie śmi­gie­łko sta­wa­ło się jak­by ci­ęższe i wte­dy tro­chę go zno­si­ło. Szyb­ko od­zy­ski­wał rów­no­wa­gę, ale nie ro­zu­miał, co się dzie­je. Po­dej­rze­wał, że ko­ńczy mu się ba­te­ria. To by było na­praw­dę kiep­sko, bo wte­dy nie da­łby rady la­tać. A żo­łnierz, któ­ry mógł go na­ła­do­wać, zo­stał nie wia­do­mo gdzie…

Dron jesz­cze tro­chę po­krążył i w ko­ńcu zmęczo­ny przy­sia­dł na skra­ju lasu, pod wy­so­ką so­sną, któ­rej czu­bek zni­kał gdzieś w chmu­rach. Na nie­bie z wol­na po­ja­wia­ły się gwiaz­dy, jak­by wy­nu­rza­jąc się z ciem­nej wody.

Kie­dy był nimi usia­ny już cały ho­ry­zont, dron nie­spo­dzie­wa­nie za­snął.

Spa­nie było cie­ka­we. Ni­g­dy do­tąd mu się to nie przy­tra­fi­ło – dro­ny nie są przy­sto­so­wa­ne do snu, po­dob­nie jak do sa­mot­nych lo­tów bez żad­nej łącz­no­ści. Choć do tego, że dzie­ją się z nim dziw­ne rze­czy, już się przy­zwy­cza­ił.

Nic mu się nie śni­ło. Po pro­stu prze­bu­dził się w pew­nej chwi­li, ro­zej­rzał się wo­kół i zro­zu­miał, że już po­łud­nie. W do­dat­ku czuł się wspa­nia­le, jak­by ba­te­ria na­ła­do­wa­ła mu się do stu pro­cent. To było naj­dziw­niej­sze ze wszyst­kie­go, ale po­sta­no­wił tego nie roz­trząsać. Po­do­ba­ło mu się, że zno­wu ma mnó­stwo siły. Z przy­jem­no­ścią unió­sł się naj­wy­żej, jak mógł, okręcił się parę razy wo­kół wła­snej osi i po­le­ciał da­lej.

2

Musz­ka była jesz­cze mło­da, cie­kaw­ska i bar­dzo nie­ostro­żna. Ustym naj­bar­dziej się bał, że po­bie­gnie gdzieś, gdzie nie wol­no, i tra­fi na minę. Dla­te­go brał ją na smycz znacz­nie częściej, niż nor­mal­nie bra­łby ta­kie­go ma­łe­go i roz­bry­ka­ne­go psia­ka.

Był to je­den z tych licz­nych psów, któ­re zo­sta­ły same, kie­dy za­częła się woj­na, a ich opie­ku­no­wie wy­je­cha­li gdzieś da­le­ko. Dla­te­go nikt nie miał pew­no­ści, kim byli jej ro­dzi­ce. Musz­kę, jej dwóch bra­ci i sio­strę przy­gar­nęli woj­sko­wi – kil­ko­ro szcze­ni­ąt zo­sta­ło z nimi na po­zy­cjach, a jed­no Ustym do­stał w pre­zen­cie. Na po­cząt­ku wo­ła­li na nią Misz­ka, ale raz któ­ryś z żo­łnie­rzy w żar­tach na­zwał ją wła­śnie Musz­ką, bo była na­praw­dę ma­lut­ka, a do tego czar­na. I tak już zo­sta­ło.

Oprócz min Ustym bał się tego, że Ro­sja­nie na­gle za­czną na­cie­rać, a wte­dy on, ro­dzi­ce i Musz­ka będą mu­sie­li po­rzu­cić swój dom, a woj­sko – swo­je oko­py. Ale żo­łnie­rze obie­ca­li, że je­że­li się tak sta­nie, to za­bio­rą pie­ski ze sobą. Dwa po­rzu­ce­nia w ci­ągu jed­nej woj­ny to za dużo, zwłasz­cza jak na szcze­nia­ka.

Poza tym woj­sko­wi byli pew­ni, że nie będą mu­sie­li się wy­co­fy­wać. Albo po pro­stu tak mó­wi­li Usty­mo­wi. Jak zresz­tą wszy­scy do­ro­śli. Chło­piec uwa­żał jed­nak, że do­ro­śli nie są w sta­nie wszyst­kie­go prze­wi­dzieć – nikt prze­cież nie sądził, że woj­na w ogó­le się za­cznie. Dla­te­go nie spusz­czał oka z Musz­ki. Mama z tatą nie spusz­cza­li oka z nie­go – też się bali, że coś mu się sta­nie. A woj­sko­wi nie spusz­cza­li oka z ho­ry­zon­tu, skąd od cza­su do cza­su przy­la­ty­wa­ły kule, miny i gra­na­ty. Kie­dy tak się dzia­ło, trze­ba było się cho­wać do piw­ni­cy. Ustym ni­g­dy nie wi­dział, kto strze­la, i przez to było jesz­cze strasz­niej, jak­by po­ci­ski same spa­da­ły z nie­ba. Do­ro­śli też cały czas się sprze­cza­li o to, kto do nich strze­la. Jed­ni mó­wi­li, że już przy­szli Ro­sja­nie, inni – że to miej­sco­wi żo­łnie­rze. Ciot­ka Luba z domu obok ci­ągle krzy­cza­ła, że strze­la­ją ci sami woj­sko­wi, od któ­rych Ustym do­stał Musz­kę.

Sprze­cza­li się za­wsze, gdy tyl­ko ci­chły strza­ły, ale w piw­ni­cy ni­g­dy.

Ustym wie­dział, że gdzieś da­le­ko z tej stro­ny, z któ­rej do nich strze­la­no, jest Do­nieck. Wcze­śniej mama je­ździ­ła tam do ku­zyn­ki. Sam jesz­cze ni­g­dy nie był w Do­niec­ku, a te­raz na­wet by nie mógł, bo mia­sto i oko­li­ce były pod oku­pa­cją. Nikt tam nie je­ździł od tak daw­na, że Usty­mo­wi wy­da­wa­ło się cza­sem, że po tam­tej stro­nie już ni­cze­go nie ma. Jak­by wszyst­ko roz­pły­nęło się w po­wie­trzu. Ale ktoś mu­siał prze­cież strze­lać.

Cho­ciaż im dłu­żej nie sły­sza­ło się strza­łów, tym ła­twiej było o nich za­po­mnieć.

Wła­śnie jed­ne­go z ta­kich dni Ustym stra­cił czuj­no­ść i zgu­bił Musz­kę.

Naj­pierw po­bie­gł na skraj mia­stecz­ka, gdzie za­czy­na­ło się pole maku. Zo­sta­ło za­mi­no­wa­ne, więc nie mo­żna było się po nim kręcić. Ustym stał i wpa­try­wał się w maki, aż roz­bo­la­ły go oczy, a kwia­ty za­częły się roz­ma­zy­wać. Ale nic nie usły­szał.

Po­bie­gł z po­wro­tem uli­ca­mi. Wo­łał Musz­kę i na­wi­jał na rękę smycz, któ­ra roz­wi­ja­ła się w bie­gu i wlo­kła za nim po dro­dze. Ści­skał ka­ra­bi­ńczyk, któ­ry przy­cze­pia­ło się do ob­ro­ży, i wo­łał, wo­łał, wo­łał.

Nikt nie prze­jął się tym, że zgu­bił szcze­nia­ka. Lu­dzie ci­ągle tu coś tra­ci­li.

Usty­ma ści­ska­ło w pier­si. Do­bie­gł do ko­ńca uli­cy, gdzie za­czy­na­ły się ga­ra­że, i padł na tra­wę mi­ędzy nimi. Tak się za­dy­szał, że nie był na­wet w sta­nie pła­kać.

Sło­ńce sta­ło w ze­ni­cie. Spod przy­mkni­ętych po­wiek mo­żna było zo­ba­czyć po­je­dyn­cze pro­mie­nie. Wio­sen­ne po­wie­trze roz­pi­na­ło się mi­ędzy nimi jak prze­ście­ra­dło świe­żo wy­pra­ne po zi­mie. Pach­nia­ło wszyst­kim, o czym za­po­mi­na się pod­czas mro­zów. Ustym my­ślał o tym, ile rze­czy po­tra­fi wy­wąchać Musz­ka. Gdy­by miał choć w po­ło­wie tak czu­ły węch, na pew­no już daw­no by ją zna­la­zł.

Dal­szy ciąg tek­stu w pe­łnej wer­sji ksi­ążki.

ty­tuł ory­gi­na­łu: Абрикоси зацвітають уночі

© Co­py­ri­ght by Olya Ru­si­na, 2022

Ori­gi­nal­ly pu­bli­shed by Vy­da­vnyt­stvo Sta­ro­ho Leva (The Old Lion Pu­bli­shing Ho­use), Lviv, Ukra­ine

© Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Jo­an­na Ma­jew­ska-Gra­bow­ska, 2024

© Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Dwie Sio­stry, 2024

Wy­da­nie ksi­ążki zo­sta­ło do­fi­nan­so­wa­ne dzi­ęki pro­gra­mo­wi prze­kła­do­we­mu Trans­la­te Ukra­ine.

This book has been pu­bli­shed with the sup­port of the Trans­la­te Ukra­ine Trans­la­tion Pro­gram.

ISBN 978-83-8150-574-1

wy­da­nie I

wy­daw­nic­two­dwie­sio­stry.pl

re­dak­cja: Anna Mir­kow­ska, Ka­ro­li­na Iwasz­kie­wicz

ko­rek­ta: Olga Go­dlew­ska

pro­jekt okład­ki: Ewa Stia­sny

opra­co­wa­nie wer­sji elek­tro­nicz­nej:

Ta książka jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy o przestrzeganie praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Wy­daw­nic­two Dwie Sio­stry sp. z o.o.

al. 3 Maja 2 m. 183

00-391 War­sza­wa

Bi­blio­te­ki, szko­ły, przed­szko­la, ksi­ęgar­nie i inne in­sty­tu­cje za­in­te­re­so­wa­ne ofer­tą spe­cjal­ną za­chęca­my do kon­tak­tu z dzia­łem han­dlo­wym (mar­ke­ting@wy­daw­nic­two­dwie­sio­stry.pl, +48 577 888 278).