Shattered Vows. Tarnished Empire. Tom 1 - Shain Rose - ebook
NOWOŚĆ

Shattered Vows. Tarnished Empire. Tom 1 ebook

Shain Rose

3,7

732 osoby interesują się tą książką

Opis

Ich małżeństwo miało być tylko układem… a zmieniło wszystko

Morina to wolna dusza. Jej żywiołem jest ocean i nie mogłaby być bardziej zadowolona ze swojego życia. Prowadzi food truck na plaży na Florydzie, a czas, którego nie poświęca na opiekę nad chorą babcią, spędza wśród fal. Nie sądziła, że mężczyzna, z którym połączyła ją tylko jedna noc, wkrótce znowu pojawi się w jej życiu, aby zostać w nim na dłużej…

Bastian urodził się w mafijnej rodzinie, planuje jednak zostawić po sobie zupełnie inne dziedzictwo niż przemoc i cierpienie. Usilnie stara się naprawić krzywdy wyrządzone przez swojego ojca, przekształcając rodzinne biznesy w legalnie działające firmy. Ostatnim interesem, który musi oczyścić, jest rafineria na wybrzeżu Florydy. Jego ojciec współpracował z lokalną biznesmenką, jak się okazuje… babcią Moriny.

Po śmierci Maribel Morina nieoczekiwanie zyskuje większościowe udziały w rafinerii, a co za tym idzie również wielu wrogów. Jej babcia to jednak przewidziała. W swoim testamencie wskazała, że jedynym sposobem, aby Sebastian i Morina otrzymali to, czego chcą, jest małżeństwo trwające co najmniej sześć miesięcy. Po tym czasie Morina będzie mogła odsprzedać udziały Bastianowi, który zamierza zapoczątkować swoją zieloną rewolucję. Oboje będą musieli uważać, aby to, co zaczęło się jako biznesowy układ, pozostało w wyznaczonych ramach.

Co się wydarzy, kiedy wywrócą nawzajem swoje światy do góry nogami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 436

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (53 oceny)
16
16
12
5
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Delia7268

Nie polecam

Nie mogę. Nie dam rady już tego męczyć. Kończę na 60%. Im dalej tym gorzej. Główna bohaterka zachowuje się jak dziesięciolatka. Zero chemii między bohaterami. Szkoda czasu…
20
aga1420

Z braku laku…

Ciężko się czyta, nie wiem czy to kwestia kiepskiego tłumaczenia, czy właśnie takim językiem została napisana.
21
klaudiaciacho

Z braku laku…

Ledwo doczytałam do końca. Główna bohaterka jest po prostu głupia, cała fabuła nie trzyma się kupy, a styl pisania autorki jest w moim odczuciu bardzo słaby. Nic mi tutaj nie zagrało.
10
Ludaro

Z braku laku…

Jakoś nie wiem: czekałam na fajną Książkę i wątek a to było mega płytkie
10
miedzy_akapitami

Całkiem niezła

𝙎𝙝𝙖𝙩𝙩𝙚𝙧𝙚𝙙 𝙑𝙤𝙬𝙨 jedna z tych książek, po przeczytaniu których nie wiem co powiedzieć. Tylko w jej przypadku, nie jest to pozytywne. Dla mnie była nijaka. Największym problemem był dla mnie styl autorki. Czasami łapałam się na tym, że musiałam przeczytać coś dwa razy, żeby zrozumieć sens zdania. Widziałam kilka zagranicznych opinii, gdzie inni mieli podobny problem i uważali, że to wynik kiepskiej redakcji. Możliwe, nie wiem. Ciężko mi było czytać tę książkę. Nie polubiłam też głównej bohaterki. Może nie tyle jej nie polubiłam, ile momentami mnie irytowała. Ok Morina jest wolnym duchem (autorka podkreśliła to WIELE razy). Unika angażowania się. Boi się jakichkolwiek zobowiązań. Była w tym konsekwentna przez całą książkę. Jednak były sytuacje, kiedy jej zachowanie było dziwne. Z jednej strony chce zrobić wszystko dla swojego miasteczka, z drugiej robi wszystko by tej odpowiedzialności uniknąć. Za to bardzo podobała mi się jej miłość do kamieni, horoskopów itd. Jak na bohate...
00


Podobne


Karta tytułowa

Dla Lily Alexander i Danielle Keil. Razem piszemy i razem umieramy. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną.

Rozdział 1

Morina

– Tym razem dodajmy do tego jakieś wyzwanie.

Moja najlepsza przyjaciółka Linny żyła na granicy zdrowego rozsądku. Była gotowa brać życie za rogi i je ujarzmiać. I chyba jej się to udało – prowadziła popularnego bloga o podróżach, dzięki któremu mogła zwiedzać świat jako influencerka.

– Jakie wyzwanie?

Przekrzywiłam głowę i moje długie, ciemne, pofalowane włosy opadły na goły bark. Na nasze wyjście ubrałam się w to, co miałam akurat pod ręką. Czarny crop top odsłaniał część tatuażu ze słońcem i pasował do jeansów w tym samym kolorze. Nawet nie próbowałam wkładać szpilek, kiedy limuzyna, którą przyjechałyśmy z naszego miasteczka, zatrzymała się przed wielkomiejskim hotelem. Zwykłe buty zapewniały wygodę, a to jej potrzebowałam, zwłaszcza że nieczęsto wychodziłam wieczorami.

– Rzucę ci wyzwanie, które będziesz musiała ukończyć przed świtem, a ty dasz jakieś mnie. – Linny podskakiwała na skrzypiącym skórzanym siedzeniu limuzyny.

Jej chłopak Chet zarezerwował nam pobyt w hotelu, żeby mogła odwiedzić go w Miami. Zamówił nam też podwózkę, mimo że mieszkałyśmy pół godziny drogi od klubu.

– A co, jeśli powiem ci, że masz zdradzić Cheta? – spytałam.

Starałam się popchnąć jej pomysł do granic, żeby pokazać Linny, jak ryzykownie się zachowuje. Ona jednak lubiła się bawić. Wzruszyła ramionami.

– Poradziłabym sobie. Poza tym jesteś zbyt dobra, żeby dawać mi takie wyzwania.

Jęknęłam zdegustowana. Nie cierpiałam, gdy mi to wypominała.

– Zgoda, niech będzie. Masz się dowiedzieć, na czym polega praca Cheta, i zaprosić go na kolację w naszym miasteczku – rzuciłam.

Linny zmrużyła oczy, przez co jej mocny makijaż stał się jeszcze bardziej widoczny. Gdybym sama to zrobiła, efekt pewnie byłby podobny. Linny przed wyjściem nałożyła mi na powieki ciemny cień, pewnie po to, żebym jakoś wyglądała mimo zaniedbanych włosów.

– Nieczysta zagrywka. Wiesz, że nikt nie lubi naszego Coralville.

W naszym miasteczku mieszkało około dwóch tysięcy osób. Składało się głównie z magazynów na ropę należących do korporacji z najbliższego dużego miasta. Turyści wpadali do Coralville, ale nigdy nie zostawali na dłużej.

Wzruszyłam ramionami.

– Kocham nasze miasteczko. Jeśli Chet jest sensowny, nie powie o nim złego słowa.

– Zgoda. – Wskazała na mój kieliszek, a ja opróżniłam go jednym haustem. – Moja kolej. Dzisiaj w klubie wybierzesz faceta, który ci się najbardziej spodoba. – Urwała, na co się uśmiechnęłam, bo wyzwanie wydało mi się łatwe. – Zagadasz do niego i przez pół godziny będziecie rozmawiać, ale tak naprawdę, żadnego small talku. Jeśli gdzieś cię zaprosi, pójdziesz z nim bez wahania.

Od razu zmarszczyłam nos. Przewinęłam w głowie listę facetów, którzy spodobali mi się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Wzdrygnęłam się.

– To chyba niemożliwe, Linny.

Wybuchła śmiechem, chlapiąc wódką z butelki.

– Czemu?

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mnie także wyrwał się głośny chichot.

– O Boże. Faceci, z którymi się umawiam, nie umieją podtrzymać nawet krótkiej rozmowy.

Śmiałyśmy się ze mnie, a światła miasta wpadały do limuzyny. Niektóre sprawy były po prostu zabawne, kiedy się je już zaakceptowało. Od jakiegoś czasu ciągnęło mnie do wielkich, niezbyt rozgarniętych facetów. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu sprawiali wrażenie bezpiecznych, łatwych… nieskomplikowanych.

Stuknęłyśmy się kieliszkami. Czerwony lakier na paznokciach Linny ostro kontrastował z moimi, niepomalowanymi. W jej oczach widziałam szczerość i miłość.

– Za twój śmiech, Morina – wzniosła toast. – Najpierw musi być gorzej, żeby mogło być lepiej. Będę przy tobie zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować.

Westchnęłam i wypiłam duszkiem kieliszek wódki. Smakowała okropnie, przez co zakasłałam, a potem się zaśmiałam. W porównaniu z Linny byłam pewnie bardzo niedoświadczona.

– Boże, nigdy się nie przyzwyczaję do palenia. Ale w najbliższych tygodniach będę potrzebowała wódki. Jestem tego pewna.

– Jak się ma babcia Maribel? – wyszeptała, kładąc mi głowę na ramieniu. Jeden z jej ciemnych loków dotknął mojej skóry.

Oparłam się o jej głowę. Zapadłyśmy się głębiej w skórzane fotele.

– Niezbyt dobrze. Odmawia dalszego leczenia. Wykryli przerzuty z płuca, a dwa tygodnie temu lekarz powiedział, że pozostały jej dwa tygodnie życia.

– Kurwa mać – szepnęła. – Potrzebujesz dzisiejszej nocy bardziej niż ja.

– Potrzebuję przycisku, który zatrzymałby czas. Życzyłam go sobie, ale gwiazdy mają mnie gdzieś. Mój horoskop mówi, że czeka mnie pechowy tydzień.

– O Jezu. – Linny przewróciła oczami.

– Hej, nie wzięłam dzisiaj ze sobą żadnych bransoletek ani kryształów. Bądź ze mnie dumna.

– Będę, kiedy zmierzysz się już z moim wyzwaniem. – Szturchnęła mnie w nagi brzuch.

– Na swoją obronę powiem, że faceci, z którymi się spotykam, są zazwyczaj bardzo mili i świetni w łóżku.

– No i co? Co z tego, że wyczyniają nie wiadomo co w sypialni, skoro nic was nie łączy?

Linny czuła coś do każdego mężczyzny, z którym się widywała. Zazdrościłam jej tego. Dla mnie liczył się w tym wszystkim seks, nie potrzebowałam uczuć ani zbędnego komplikowania spraw.

– Wystarczy, że wiedzą, co gdzie wsadzić. Więcej nie potrzebuję, okej?

Linny się zaśmiała, a potem odwróciła się do okna i wskazała na wejście do klubu, do którego właśnie dojechałyśmy.

– Nasz przystanek. Chodź na selfie. Lepiej zrobić zdjęcie, zanim będziemy spocone od tańca, a w twoim przypadku od rozmawiania.

Pochyliłam się i spojrzałam na ekran. Oczy mocno podkreślone, twarze wykonturowane, uśmiechy zabójcze. Linny była z nas dwóch tą głośniejszą i ładniejszą w bardziej oczywisty sposób, ale ja też zazwyczaj poznawałam jakiegoś faceta lub dwóch – pewnie dzięki biustowi i tyłkowi. Miałam figurę klepsydry, bo liczenie kalorii nigdy nie szło mi dobrze.

Linny strzeliła dwa zdjęcia.

– Wystarczy? – spytałam przez zęby wciąż zaciśnięte w uśmiechu.

– Jeszcze jedno! – Przekrzywiła głowę i zrobiła kolejne ujęcie.

– Błagam, powiedz, że nie będziemy dokumentować każdej sekundy tego wieczora.

Włożyła telefon do torebki, poprawiła koszulę i otworzyła drzwi.

– Och, daj już spokój z tym strachem przed zdjęciami. Wyglądasz ekstra i idziesz dzisiaj ze mną do klubu, muszę to uwiecznić. Kiedy ostatnio widziałam cię umalowaną i ubraną w coś innego niż pianka?

Gdybym westchnęła, pewnie coś by między nami pękło.

Poprowadziłam ją do bramkarza, który do nas machnął.

– Jesteśmy z Chetem – powiedziała Linny tak głośno, że na pewno słyszeli nas nawet ludzie w klubie po drugiej stronie ulicy.

Bramkarz był dwa razy taki jak ja, a nie należałam do najszczuplejszych. Przyjrzał nam się spod gęstych, ciemnych, zmarszczonych brwi, uniósł sznur i wskazał na nasze dłonie. Rzuciłam okiem na Linny, niepewna, o co chodzi. Najczęściej chodziłam do lokalnego baru tiki, a tam Bradley wpuszczał mnie zazwyczaj bez pytania i z szerokim uśmiechem.

Linny wyciągnęła rękę, a bramkarz przycisnął pieczątkę do wierzchu jej dłoni. Na skórze pojawiły się wielkie litery.

VIP.

Mężczyzna pachnący wodą kolońską wskazał nam od razu korytarz, który był chyba przeznaczony tylko dla wybranych. Poszłyśmy schodami, które okrążały klub. Patrzyłyśmy na kłębiących się w dole ludzi, tańczących i podrygujących w rytm muzyki. Na piętrze znalazłyśmy się w zaciemnionej oazie, w której mężczyźni i kobiety pili alkohol. Kiedy zrobiłam krok w ich stronę, prowadzący nas mężczyzna pokręcił głową i wskazał na ciemne schody.

– Następne piętro.

Zmrużyłam oczy, ale Linny wzruszyła ramionami i machnęła ręką. Kiedy wspinałyśmy się wyżej, prawie nie widziałam stopni. Na szczęście włożyłam glany.

Za drzwiami diamenty, szkło i kryształ lśniły jak ocean o zachodzie słońca, wyraźnie odcinając się od czerni. Wstrzymałam oddech. Nawet podłoga była tutaj szklana. Stałyśmy dokładnie nad głowami ludzi z piętra niżej.

– Ciekawe – mruknęłam do Linny, wskazując pod nasze stopy.

Ona jednak szukała wzrokiem swojego faceta. Pisnęła, kiedy w końcu dostrzegła gościa z zapadniętymi policzkami i o przeszywającym spojrzeniu. On też wyraźnie się rozjaśnił na jej widok, jakby sądził, że mogłaby go wyciągnąć z jego niepokoju. Uścisnął ją mocno, kiedy skoczyła mu w ramiona, i mruknął jej coś do ucha. Linny zaśmiała się i wskazała na mnie.

– To jest Morina. Przyjechała ze mną, więc nie narażałam życia podczas samotnej wyprawy.

– Morina. – Wyciągnął dłoń. – Obie powinnyście mieć ochroniarzy, zbyt dobrze wyglądacie.

Co miałam na to odpowiedzieć? Ten komentarz zbił mnie z tropu.

– Dzięki, ale na pewno nie jesteśmy aż tak ważne.

– Wszyscy, którzy są z Linny, są dla mnie ważni.

Wtulił twarz w jej szyję. Nie wiedziałam wiele o miłości, ale uśmiech Linny był szczery, zaraźliwy i przeuroczy. Przeczytałam i obejrzałam zbyt wiele romansideł i teraz tęskniłam za czymś, czego nie potrzebowałam.

Linny puściła do mnie oko.

– Pamiętaj o wyzwaniu, Morina.

Z szeroko otwartymi oczami wskazała głową faceta w granatowym garniturze przechodzącego za Chetem. Właściwie nie tyle szedł, ile sunął, jakby grawitacja była szczegółem, którym nie zawracał sobie głowy. Jego ciemne oczy prześlizgiwały się po pomieszczeniu i po gościach, zatrzymały się i na mnie, ale to jego twarz przykuwała wzrok wszystkich dookoła. Szczęka prawie mi opadła na widok jego silnie zarysowanej żuchwy i pełnych ust. Był też wysoki i dobrze zbudowany.

Problem stanowił jednak jego garnitur. Zdradzał, że nie zobaczę już więcej tego mężczyzny – ktoś, kto nosi tak dobrze dopasowane ubranie, na pewno nigdzie nie zostaje na długo, pieniądze otwierają mu wiele drzwi. Byłby niezłym podbojem… gdyby Linny nie oczekiwała, że dłużej z kimś dzisiaj porozmawiam, a obawiałam się, że ten nieznajomy okaże się równie inteligentny, co przystojny, i nie będzie to wcale takie łatwe.

Przyjrzał mi się, a potem odwrócił wzrok.

Jakbym nie była warta jego czasu.

Zaakceptowałam to.

Na pewno nie spełniałam standardów bogatego biznesmena, który na każdej imprezie pojawiał się z modelką u boku. Łapałam facetów, którzy zatrzymywali się na chwilę w mieście, żeby omówić interesy związane z terminalami naftowymi.

Chet skinął głową na przystojnego nieznajomego i jego towarzysza.

– Bastian, to moja dziewczyna, Linny.

Bastian się uśmiechnął, można by nawet uznać, że przyjaźnie. Wyciągnął dłoń.

– Miło cię poznać, Linny.

– Mnie też jest miło – odpowiedziała i machnęła włosami w moją stronę. – To Morina, moja najlepsza przyjaciółka. Przyjechałyśmy razem.

– Domyśliłem się – szepnął niemal do siebie, po czym podał mi rękę.

Tym razem jednak bez uśmiechu.

Rzucił okiem przez ramię na mężczyznę, który z nim przyszedł, tamten jednak natychmiast zainteresował się swoim telefonem. Zmrużyłam oczy. Czy oni z jakiegoś powodu byli do mnie uprzedzeni?

– Pójdę po drinka – mruknęłam, ale Chet machnął na kelnerkę.

Miała na sobie skórzane szorty zakrywające tylko pośladki i bezwstydnie flirtowała z trzema mężczyznami, którzy stali obok nas. Bastian zamienił z nią parę słów, a ja starałam się ze wszystkich sił nie przewrócić oczami. Dziewczyna na pewno dostanie duży napiwek i nie wyjdzie z lokalu sama.

Zamiast czekać na rozwój wydarzeń, podeszłam do towarzysza Bastiana. Podniósł wzrok z delikatnym uśmiechem. Jego zielonkawe oczy kontrastowały z opaloną skórą i tworzyły tak wyjątkową kompozycję, że być może gapiłam się na niego zbyt natarczywie.

– Chcesz zrobić mi zdjęcie, Morina? – spytał głębokim głosem, który otulał jak ciepła woda w letni wieczór.

– Jezu, wybacz. – Odgarnęłam włosy z twarzy. – Masz naprawdę niesamowite oczy.

Przeszył mnie wzrokiem tak bezlitośnie, że niemal zrobiłam krok w tył. Nie wiedziałam, czy się skulić, czy to zignorować. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się uśmiech tak jasny, że niemal oślepłam… a jednak go odwzajemniłam.

– Żartowałem. Często to słyszę. Jestem Dante.

Przygryzłam wargę. Rozluźniłam się na tyle, że mogłam sobie pozwolić na podobny ton.

– Żartujesz sobie z dziewczyn, zanim kupisz im drinka?

– Już to zrobiłem. – Usłyszałam głos Bastiana, tym razem głośny i chłodny.

W niczym nie przypominał delikatnych letnich fal Dantego. Przeciwnie – rozbił się o mnie jak lodowaty sztorm, odebrał mi oddech i skupił całą uwagę na sobie. Bastian trzymał w wielkiej dłoni szklankę z jakimś napojem, limonką i lodem. Złoty pierścień na jednym z palców pasował do naprawdę drogiego zegarka, który wystawał spod mankietu. Już nauczyłam się oceniać swoje cele po stroju i dodatkach. A właśnie tym Bastian miał się dla mnie stać na następny wieczór albo dwa. Celem.

– Wszystko dobrze, Dante? – spytał, nie patrząc na przyjaciela.

Nie odrywaliśmy od siebie wzroku; Bastian zdawał się szukać w moich oczach czegoś więcej, a ja dopatrywałam się zdecydowanie zbyt wielu rzeczy w tej interakcji.

No i jeszcze to głupie wyzwanie. Z kim powinnam rozmawiać przez te pół godziny: z Bastianem czy Dantem? Rzuciłam okiem na Linny, ale ona siedziała już na kanapie z Chetem.

– Jasne, Bast. – Dante skinął na mnie głową, jakbym była tematem jakiejś rozmowy, w której nie brałam udziału.

– Cóż, Morina, zdaje się, że naprawdę jesteś przyjaciółką Linny – ogłosił Bastian, po czym skosztował bursztynowego alkoholu ze swojej szklanki.

– Że co? – Otworzyłam szeroko oczy. – Czy wy mnie sprawdzacie?

Dante poklepał mnie po ramieniu bez słowa, po czym zniknął w tłumie, jakby wykonał swoje zadanie i nie miał już ochoty patrzeć na moje rozdziawione usta.

– To chyba żarty – mruknęłam i spojrzałam na Bastiana. – Musisz wiedzieć, że jestem wierną przyjaciółką Linny.

– Na to wygląda. – Kilkakrotnie stuknął palcem o szklankę, rozglądając się za Linny i Chetem. W końcu westchnął i ruszył w stronę stolika. – Wydaje się też, że nasi przyjaciele będą zajęci przez jakiś czas.

Mogłam go spławić za ten dziwny research na mój temat, który zrobili z Dantem. Mogłam sobie pójść. Na przeszkodzie stał mi jednak pewien poważny problem: byłam wścibska.

Podeszłam do stolika i usiadłam na jednym ze stołków barowych.

– Czemu mnie sprawdzaliście? I jak to robicie?

– Masz niecodzienne imię i twarz.

– Twarz? – Niemal pisnęłam.

– To szalone, co teraz potrafi technika. Ja się na tym nie znam, ale Dante tak. – Wyraźnie już się mną znudził i rozglądał się po klubie. – Tak czy inaczej, znam historię Linny. To ułatwiło Dantemu czary. To jego praca.

– Szpiegowanie wszystkich ludzi, którzy się z wami zadają? – Odstawiłam drinka i skrzyżowałam ramiona.

– Owszem.

– Dlaczego? To w ogóle nie brzmi ciekawie.

– Co w tym nudnego? – spytał i ruchem dłoni zamieszał alkohol w szklance.

– Nie zostawia miejsca na niespodzianki.

– Och, ludzie, z którymi spędzam czas, są na tyle tajemniczy, że wystarczy mi sekretów do końca życia.

– Zapewne – burknęłam i podniosłam drinka. – To o co chodzi z Dantem?

Rozglądałam się po tłumie, starając się znaleźć kogoś bardziej przystępnego. Nikt w klubie nie wyglądał tak dobrze jak Bastian, ale Linny nie musiała o tym wiedzieć.

– O co z nim chodzi? – powtórzył moje pytanie Bastian i przekrzywił głowę.

– Tak. Jest wolny?

Nie było sensu owijać w bawełnę

– Wolisz jego, a nie mnie? – W jego głosie usłyszałam niedowierzanie. Teraz skupi się tylko na mnie.

– Bastian, jestem dla ciebie za zwyczajna, nie w twoim guście. – A on za bardzo przerastał moje standardy. – Dante wygląda na miłego.

– Cóż, nie pozwolę, żeby jakaś dziewczyna interesowała się moim ochroniarzem bardziej niż mną. – Potarł zarost. – Morina… to jaka jest twoja historia?

– Żadna. Przyjechałyśmy do Miami na jedną noc, a potem wracam do codzienności. Praca, jedzenie, sen. Moje życie jest o wiele nudniejsze niż twoje. Dante byłby nim pewnie bardziej zaciekawiony od ciebie.

Bastian westchnął i uniósł szklankę. W limuzynie zbyt dużo wypiłam i teraz zaczęłam to czuć. Przekonałam się o tym, kiedy wypił drinka jednym haustem, a mój wzrok zatrzymał się na jego szyi. Alkohol musiał spłynąć do pełnych ust, podrażnić język i zniknąć w gardle. Jego wargi wydawały się tak miękkie, że aż się zastanawiałam, czy można tak wyglądać i jednocześnie znajdować posłuch.

Bastian uśmiechnął się kącikiem ust. Od razu spojrzałam mu w oczy.

– Mam posłuch wszędzie, gdzie się pojawię – mruknął.

– Ja… – Zabrakło mi słów, więc zasłoniłam usta dłonią. – Tak mi wstyd, że powiedziałam to na głos. Wypiłam…

– Alkohol działa tym silniej, im rzadziej pijesz.

Kiwnął głową, wcale nie wytykając mi, że pomyślałam o nim w ten sposób.

– Więc Dante… – spróbowałam wrócić do tematu.

Bezpiecznego tematu.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Nie umówię cię ze swoim przyjacielem, skoro dopiero co mnie podrywałaś.

– Nie podrywam cię. Podziwiałam tylko twoją twarz – wyrzuciłam z siebie, po czym zacisnęłam usta.

Bastian się zaśmiał, a ja pokręciłam głową, dając mu znać, żeby przestał.

– Nie jestem taka. Zwykle lepiej ukrywam, kiedy ktoś mi się podoba.

– Więc jednak ci się podobam?

Bastian pochylił się ku mnie nad stołem z błyskiem w czekoladowych oczach. Bardzo chciałam też się ku niemu pochylić. Zamiast tego spojrzałam na tłum.

– Twój kolega też mi się podoba. Wydaje się pewniejszy. Bardziej dostępny.

– Czemu uważasz mnie za niedostępnego? – spytał z ustami przy moim uchu, na co poczułam dreszcz.

Znalazł się naprawdę blisko.

– Chociażby przez garnitur. Na pewno kosztuje więcej niż wszystkie moje ubrania razem wzięte – powiedziałam.

– Nie mam pojęcia, ile kosztują glany. Dla mnie równie dobrze mogłabyś włożyć bardzo drogie ubrania. – Wzruszył ramionami.

– Daj spokój. – Machnęłam ręką. Oboje wiedzieliśmy, że moje buty miały być wygodne, a nie modne. – Poza tym nikt cię nie zaczepiał, od kiedy przyszedłeś, a to znaczy, że to ty rozdajesz tu karty i pewnie zajmujesz się nielegalnymi sprawami.

– A gdybym ci powiedział, że któraś z tych rzeczy to prawda?

– Spytałabym która. – Wzruszyłam ramionami, ale w mojej głowie nagle pojawiła się nowa myśl. – Co robisz w Miami?

Wyprostował się, jakby zamierzał wypowiedzieć kwestię, którą przygotował sobie wcześniej i wygłosił już wielokrotnie.

– Odwiedzam firmy, które należały do mojego ojca. Zawarł wiele umów, kiedy był jeszcze zaangażowany w biznes, ale potem przyszedł kryzys. Ojca już dawno z nami nie ma, a ja przejąłem sporo jego interesów.

Kiwnęłam głową, starając się wyglądać na zaintrygowaną.

– Ach tak?

– Nie. – Pokręcił głową i przyjrzał mi się badawczo spod długich rzęs. – Nie wiem, czemu chcę ci powiedzieć prawdę. Może dlatego, że mam dość Miami i potrzebuję rozrywki. Moje interesy wcale nie są ciekawe.

– Ależ są – powiedziałam z największym entuzjazmem, do jakiego mogłam się zmusić.

Nie chciałam zabrzmieć, jakby nudziło mnie to, co mówił, ale szybko odpływałam myślami, jeśli mój umysł nie był w pełni zaangażowany.

– To cholernie nudne rzeczy i dobrze o tym wiesz – powiedział, po czym dotknął palcem mojego nosa.

Jego dotyk był jak impuls, który pobudził wszystkie moje nerwy. Chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo uśmiech pojawił się na jego twarzy z prędkością błyskawicy. Odchyliłam się poza zasięg jego rąk.

– Nieważne. Na pewno znajdzie się ktoś bardziej zaciekawiony twoją pracą. Mnie interesuje jednak twój kolega.

– Dlaczego? – Skrzyżował ramiona.

– On jest bezpieczny! – rzuciłam poirytowana, że nie słuchał, gdy mówiłam to po raz pierwszy.

– O co ci chodzi z tym bezpieczeństwem? To nie życie, kiedy cały czas robisz tylko to, co nie niesie ze sobą ryzyka.

– Tam, skąd pochodzę, zupełnie mi to wystarcza.

Spojrzał na stojącą za mną Linny, a potem znów na mnie.

– A próbowałaś kiedyś wyjechać poza „tam, skąd pochodzisz”?

– Jestem przecież tutaj.

– Mógłbym zabrać cię gdzieś indziej.

– Och, czy to zaproszenie do twojego apartamentu albo hotelu? Pokażesz mi, co prawdziwy czarodziej potrafi zrobić ze swoją różdżką? – Zaśmiałam się ze swojego żartu, pewna, że zamierzał powiedzieć coś podobnego, żeby mnie poderwać.

Zmrużył oczy.

– Naprawdę myślisz, że nie mogę pokazać ci czegoś nowego, Morina? Zapewnić ci rozrywki? – spytał zimno, niemal protekcjonalnie. Jego słowa nadal brzmiały jednak jak pytanie, a nie rozkaz.

– No jasne. Jesteś po prostu kolejnym typem w garniturze.

Spotkałam ich wielu, kiedy przejeżdżali przez moje miasteczko. Znałam takich jak on.

Tak jakby.

Było coś w tych ciemnych oczach, wilczym uśmiechu i idealnych proporcjach twarzy, co wyróżniało go na tle innych. Był dość miły, miał miękkie usta (a przynajmniej tak sobie wyobrażałam), mówił właściwe rzeczy we właściwych momentach, jakby był naprawdę przystępny i dobrze wychowany… dopóki nie zatrzaśnie mnie w pułapce i nie rozszarpie na strzępy.

– Byłam już z takimi jak ty – dodałam. Wzrokiem szukałam w tłumie Dantego.

– Takimi jak ja?

Uśmiechnął się, ale nie było w tym już ani grama ciepła. Bastian zrzucał owczą skórę i odsłaniał wilcze futro. Miał władzę, pewność siebie, wiedział, że jest lepszy od tych, którzy go otaczają.

Chciałam jednocześnie uciec od niego i przysunąć się bliżej.

Może chodziło o nastrój chwili, a może o to, że zaraz odejdzie ode mnie babcia. Linny żyła na krawędzi dla zabawy, ja na niej balansowałam i mogłam spaść w każdym momencie. Miałam zostać na tym świecie sama, a to niesprawiedliwe, kiedy dzieje się w wieku dwudziestu trzech lat. Okrutne. Nieważne, czy miałam lepszy, czy gorszy okres, zawsze wszystko kwestionowałam i zaciskałam mocniej dłonie na swoich kryształach z nadzieją, że planety i gwiazdy będą mi sprzyjać.

Tego wieczora zbliżyłam się do krawędzi z wielu powodów, ale nie dla rozrywki. Głos w mojej głowie ostrzegał, że jesteśmy zgubieni, jakbyśmy szli doliną pełną kamieni ostrych jak brzytwy i mogli w każdej chwili upaść. Zamknęłam oczy, starając się ze wszystkich sił nie stracić chwiejnej równowagi.

– Słuchaj… Bastian, dobrze pamiętam?

Przytaknął.

– Bastian, jesteś starszy, mądrzejszy, na pewno masz mnóstwo doświadczenia z kobietami – mówiłam dalej. – Należę do tych ekscentryczek, których zapewne unikasz. Wypatruję pełni, okadzam swój dom, wierzę w znaki. Wczoraj przeczytałam swój horoskop. Mam unikać tego, co czeka mnie w tym tygodniu.

– Spod jakiego jesteś znaku?

– Och, wiesz coś o zodiaku?

Nigdy nie spotkałam mężczyzny w garniturze, który interesowałby się astrologią.

Może, ale tylko może, nasze gwiazdy ustawią się w jednej linii.

Rozdział 2

Bastian

Duża część interesów, które dopinaliśmy, wymagała od nas współpracy. Dante, mój ochroniarz i daleki kuzyn, mógłby regularnie kontaktować się z moim bratem Cade’em w sprawie tajnych informacji, ale nie szłoby tak gładko.

Mój ojciec był głową rodziny mafijnej, więc sprzątanie po nim wymagało precyzji, finezji i stawiania się na czas w umówionych miejscach.

Cade wiedział, że musimy działać jako drużyna. Lata temu wyeliminowaliśmy ojca i postanowiliśmy, że oczyścimy nasze nazwisko. Rozprawialiśmy się z jego interesami, a każdy z nich był gorszy od poprzedniego – import narkotyków, handel ludźmi, pranie pieniędzy.

Nie zamierzałem pozostawić po sobie takich brudów. Moje imperium miało opierać się na władzy innego rodzaju. Dlatego potrzebowałem swojego zespołu. Polegałem na rodzinie, tworzyłem z nią relacje oparte na zaufaniu. Chciałem, żeby brat pracował u mojego boku. Potrzebowałem Cade’a – miał zdobywać dla mnie informacje i potwierdzać umowy, kiedy ja będę ściskał dłonie biznesmenów. Dzisiaj jednak Chet czekał, aż to Dante zrobi robotę Cade’a, przez co wszystko zajmowało o wiele więcej czasu.

Chet nie zaufał mi przez to na tyle, żeby już podpisać papiery. Dlatego piłem z nim na tym męskim wyjściu, a mógłbym w tym czasie lecieć do domu. Jedyna nadzieja w tym, że wszystko za chwilę się skończy i może znajdę sobie jakąś nieznajomą, z którą się odstresuję, zanim nadejdzie nowy dzień.

Morina nie była jednak odpowiednią dziewczyną. Była chodzącą katastrofą, na którą mogłem co najwyżej rzucić okiem, a potem opowiedzieć komuś o tym absurdalnym spotkaniu.

Szczerze mówiąc, całe Miami było pełne absurdalnych ludzi z absurdalnymi potrzebami, zainteresowaniami i przekonaniami. Takimi jak kryształy. Dniami i nocami harowałem w swoim mieście, a oni tu imprezowali i czytali horoskopy. Morina idealnie pasowała do tego obrazu. Jej oczy rozświetliły się, kiedy spytałem o jej znak zodiaku, zupełnie jak dziecku na widok Świętego Mikołaja. Czy ona naprawdę myślała, że to wszystko prawda?

Paranoja.

– Nie – uciąłem rozmowę o astrologii. – Nawet nie znam swojego znaku.

Jej wielkie niebieskie oczy zaczęły przypominać ślepia zranionej łani. Miały odcień nieba o północy. Niecodzienny kolor.

– Bez zaskoczeń – prychnęła i wypatrzyła Dantego w tłumie.

Z jakiegoś powodu to, że wolała Dantego ode mnie, wydawało mi się niedorzeczne. Dlaczego miałbym chcieć kogoś, kto wierzy w czary? Czy gwiazdy naprawdę dopasowują do siebie ludzi? To, że ktoś mógłby skreślić kogoś tylko przez datę urodzin, nie mieściło mi się w głowie.

– Spytasz Dantego o jego znak?

– Nie, jeśli powiesz mi, kiedy są jego urodziny. Czy urodził się…

– Nie wiem – uciąłem.

– To niezbyt miłe z twojej strony – nadęła się.

Mogła sobie myśleć, że jestem wredny albo kłamię. Wiedziałem, kiedy Dante ma urodziny, bo wszyscy robiliśmy, co się dało, żeby ich nie świętować. Były kilka miesięcy temu, akurat wtedy wyjechał. Pewnie celowo.

– Chcesz kolejnego drinka? – spytałem, chcąc zmienić temat.

– To zły pomysł.

Przytaknąłem. I tak już za dużo wypiłem, a ona zdecydowanie nie potrzebowała więcej.

– Piłyście po drodze?

Przyjrzała mi się uważnie, jakby była pewna, że ją oceniłem.

– A ty ile wypiłeś? Czy to był twój pierwszy drink?

– Czy to miałoby znaczenie, gdybym wypił więcej?

– Podejrzewam, że prawie w ogóle nie piłeś.

– Dlaczego?

– Jak mówiłam, wydajesz się starszy. Mądrzejszy.

– Nie sądzisz, że mógłbym ci dzięki temu pokazać parę rzeczy?

Przyglądała się przez pięć sekund mojemu garniturowi, butom, a nawet włosom. Wymamrotała coś w stylu „walić to”.

– W sumie nie mam nic przeciwko. Jeśli naprawdę masz mi coś do pokazania – powiedziała głośniej.

– Co masz na myśli?

Westchnęła.

– To znaczy, że chcę stąd z tobą wyjść. To nie moje klimaty. – Machnęła mi ręką przed twarzą, a potem szerokim gestem wskazała na resztę klubu. – To nie jest życie, tylko nudny zamiennik tego, co świat ma naprawdę do zaoferowania. Linny wie o tym najlepiej. Jest blogerką podróżniczą.

– Linny jest też zakochana. Dla większości ludzi to ważniejsze.

Linny spojrzała na Morinę i puściła do niej oko.

– Racja, mam nadzieję, że im się ułoży. Ale ja jestem tu nie dla miłości, tylko dla dobrej zabawy. Może nawet uda mi się na chwilę zapomnieć o życiu.

Ja miałem nadzieję, że ze sobą zerwą, ale nie zamierzałem mówić tego Morinie. Według mnie nie warto było być kojarzonym z Chetem. Sam po podpisaniu umowy nie chciałem mieć z nim już nic wspólnego. To nie było moje miejsce. Zamierzałem wyjechać jak najszybciej z Miami i zająć się resztą interesów na Florydzie.

Morina westchnęła i spojrzała na swoją szklankę.

– Może przyda mi się jednak jakiś drink. Dla zabicia czasu.

Była cholernie znudzona i zaliczyła mnie do kategorii nudnych osób, tak jak cały klub, w którym ludzie myśleli, że są kimś. Szczerze mówiąc ja też się nudziłem. Nudziło mnie moje życie, to, że najpewniej przechodziłem przez nie tak samo jak mój ojciec. Oczywiście, starałem się po nim posprzątać i przywrócić rodzinie dobre imię, ale liczby i współprace nikogo zazwyczaj nie ciekawiły.

Mnie też nie.

– Myślisz, że Dante wie coś o astrologii? – spytała cicho, chyba raczej samą siebie niż mnie.

– On zna się po trochu na wszystkim.

Mój kuzyn często podróżował. W głowie miał głównie jeżdżenie po świecie, a przynajmniej tak twierdził. Ja też potrzebowałem czegoś, co oczyści mi myśli, ale nie wierzyłem w bzdury takie jak głębokie oddychanie, joga czy gwiazdy.

– Jak się poznaliście? – spytała, jakby oczekiwała, że pomogę jej poderwać Dantego.

– Znamy się od urodzenia. Jesteśmy ze sobą spokrewnieni.

– Hm. – Przyjrzała mi się, mrużąc oczy. – Jakoś tego nie widzę.

– Czego?

– Jesteś taki… – Wskazała na mnie dłonią, jakby to było oczywiste. – …niedostępny, może zamyślony.

Potarłem brodę, patrząc na nią i próbując rozgryźć, o co jej chodzi.

– Żadna z tych rzeczy nie jest prawdą.

– Czy w pracy ludzie podchodzą do ciebie, żeby porozmawiać, tak jakby się ciebie nie bali?

– Nie, bo się mnie boją. Jestem szefem.

– Więc potwierdza się to, co powiedziałam. Jesteś nieprzystępny, zamyślony, pewnie zazwyczaj nie chodzisz do klubów takich jak ten, chyba że chodzi o pracę.

– A ty chodzisz do takich klubów?

Przyjrzałem się jej uważnie. Strojem ukryła nieco swoją figurę, ale była atrakcyjna i dobrze o tym wiedziała. Gdyby przymknąć oko na te jej horoskopy, Morina byłaby jedną z najlepszych kobiet w klubie. Niemającą zbyt wysokich oczekiwań, ale z prawdziwym, krągłym, pociągającym ciałem.

Wzruszyła ramionami, odwróciła się i oparła o kontuar za nią. Przyglądaliśmy się otaczającym nas ludziom. Morina stukała glanem o podłogę.

– Pewnie nie powinnam zakładać takich butów do sekcji VIP, zwłaszcza jeśli mam stać na szkle, przez które widać dwa piętra.

– Niepokoi cię szklana podłoga?

– Raczej to, że myślimy, że mamy prawo stać nad innymi. – Wzruszyła ramionami, przesuwając glanem w przód i w tył. – Mam tanie buty i przyjaciółkę, która mnie tu przyprowadziła, bo zna odpowiednią osobę. Co czyni mnie lepszą od innych?

Jej słowa mnie uderzyły. Kiedy dorastałem, powtarzałem to samo mojemu ojcu. Byłem taki jak inni. On jednak twierdził, że to nieprawda. Należałem do rodziny Armanellich i któregoś dnia miałem zająć jego miejsce. W jego oczach byłem ważniejszy. Ja jednak chciałem równości. Zawsze.

Mimo to patrzyłem teraz z góry na Miami gotowy na podpisanie kolejnej umowy. Miała przyśpieszyć zachodzącą w strukturze władzy zmianę, którą widziałem już na horyzoncie. Miałem stać się potężniejszy od swoich współpracowników. Nie mieszałbym się już z osobami takimi jak Morina. Zmarszczyłem brwi. Na tę myśl poczułem fizyczny dyskomfort.

– Twoje buty są okej.

– Twoje kosztowały pewnie więcej niż mój samochód. – Wskazała na moje skórzane oksfordy.

Zostały uszyte na miarę.

– To tylko buty.

Zmarszczyła nos.

– Daj spokój. Ile za nie zapłaciłeś? Więcej niż pięć tysięcy?

Prychnąłem, kiedy podała tak małą kwotę. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– O Boże. Kosztowały więcej. Co jest z tobą nie tak?

Nie musiałem się bronić ani tłumaczyć, a jednak…

– Większości kobiet w tym klubie nie przeszkadzałoby to, że jestem dobrze ubrany.

– Większość kobiet w tym klubie widzi w tobie głównie pieniądze.

– A ty czego zazwyczaj szukasz w takich klubach, Morina?

Spojrzałem na nią zmrużonymi oczami, ale nie kwestionowałem już jej tożsamości. Dante zazwyczaj kontaktował się z Cade’em, moim bratem i naszym informatycznym geniuszem, który potrafił włamać się do każdej bazy danych, także do policyjnych kartotek. Miałem pewność, że jest czysta i nikogo nie udaje.

A jednak nie mogłem jej zrozumieć. Dlaczego tu była, czemu ze mną rozmawiała? Nie zachowywała się jak typowa kobieta, która wyszła na miasto. Była piękna w dość nieoczywisty sposób, włosy miała w lekkim nieładzie. Jej kształty były jednak kuszące i wiedziałem, że ledwie objąłbym dłońmi jej pośladki, gdybym je teraz chwycił.

Mój kutas reagował na nią mocniej niż na którąkolwiek z kobiet, które dzisiaj do mnie podeszły.

Ciekawe.

W jakiś dziwny, niedorzeczny sposób Morina przyciągała moją uwagę, a od dawna niewiele spraw tak naprawdę mnie interesowało.

Rozglądała się po klubie, jakby znowu wypatrywała Dantego.

– Szukam miłego faceta, kogoś, kto mnie zrozumie i z kim spędzę noc. Tylko tyle i aż tyle.

– Jednorazowa akcja? – wymamrotałem zaskoczony.

– I co z tego?

Gwałtownie odwróciła ku mnie głowę, w jej oczach płonął zimny ogień. Kiedy tak na mnie patrzyła, wyglądała jak wyjęta z okładki magazynu.

Najwyraźniej należała do dziewczyn, które dawały pokaz bystrości, kiedy ktoś z nimi zadzierał.

– I sądzisz, że Dante ci to da? – drążyłem, ciekawy, dokąd nas to zaprowadzi.

– Wygląda na wystarczająco wyluzowanego, żeby spędzić z dziewczyną trochę czasu. Ja też mam prawo do rozrywki, prawda?

Nic o nim nie wiedziała.

– Pamiętasz, że jest moim ochroniarzem? – spytałem. – Został wyszkolony, żeby pokonać każdego, kto zachowa się wobec mnie agresywnie.

– Taki z niego twardziel? – Westchnęła. Kiedy wypuszczała powietrze, nie miała już ognia w oczach. Uśmiechnęła się do mnie i poruszyła brwiami. – Lubię takich.

Dlaczego tak bardzo mi zależało, żeby ją do siebie przekonać?

– Często to robisz?

– Chodzi ci o znajomości na jedną noc? Nie, niezbyt często. – Wzruszyła ramionami. – Linny jest moją przyjaciółką, więc powiedziałam, że z nią przyjadę, ale ten wielkomiejski świat chyba nie ma mi nic do zaoferowania. A przynajmniej nic więcej niż to, co mam już w swoim miasteczku.

– Nawet cudownego seksu na jedną noc?

Przyjrzała mi się, starając się udawać, że nie widzi we mnie niczego godnego uwagi. Dostrzegłem jednak, że przebiegł ją dreszcz i oblizała wargi.

– To znaczy z tobą? Nie sądzę.

– Naprawdę? – Uniosłem brew. – Zdziwiłabyś się.

– Czym chciałbyś mi zaimponować? Tym, że jesteś starszy? – Skrzyżowała ramiona. – Już się przekonałam, że z wiekiem spada efektywność w tej sferze.

Zaśmiałem się. Wyglądała na młodszą ode mnie, ale niewiele, co najwyżej o dziesięć lat. Zazwyczaj nie spotykam się z dziewczynami podobnymi do niej, ale po tym, co mówiła, jak mnie odrzuciła i oceniła, spisałem ten dzień na straty.

– Pokażę ci.

– Co takiego?

– Wszystko, czego nie ma w twoim miasteczku.

Rozdział 3

Morina

Linny zmrużyła oczy, kiedy Bastian oznajmił, że wychodzimy.

– Chyba za mało rozmawialiście, żeby gdziekolwiek iść.

Sugerowała, że przegrywam zakład, czy się zaniepokoiła, bo zamierzałam wyjść z kimś, kogo dopiero poznałam?

– Porozmawiamy w drodze – odpowiedziałam.

– Dokąd? – spytała, odsuwając się od Cheta.

Czyli chodziło o to drugie.

– Ja…

– Bardzo dobrze, że martwisz się o swoją przyjaciółkę. Proszę. – Bastian dał jej wizytówkę z jego nazwiskiem i danymi kontaktowymi.

Rzuciłam na nią okiem i uniosłam brew.

– Sebastian Armanelli? Ciekawe imię.

Kącik jego ust uniósł się odrobinę. Nie byłam pewna, czy go bawiłam, czy irytowałam, ale ta mina i tak mi się podobała.

– Jeśli coś się stanie i nie będziesz mogła się z nią skontaktować za dwadzieścia cztery godziny, daj to policji. Zadzwoń do mnie teraz.

Wybrała numer. Telefon Bastiana od razu zabrzęczał.

– To mój prywatny telefon. Poza tym w razie potrzeby twój chłopak pomoże ci mnie znaleźć. Lubi cię bardziej niż moją rodzinę.

Starał się mocniej niż większość mężczyzn i nie byłam pewna czemu. Zazwyczaj otaczałam się ludźmi, którzy w życiu płynęli z prądem, a ja ich za to nie winiłam. Tymczasem wysiłek Bastiana, żeby spędzić ze mną trochę czasu, coś we mnie poruszył.

Przyjrzałam się jego ramieniu, kiedy mi je zaoferował.

– Może jednak nie powinnam wychodzić – zawahałam się. – To sporo zamieszania tylko po to, żeby udowodnić, że nie mam racji.

– Tak, ale to ja robię zamieszanie. Pozwól mi zdecydować, jak daleko chcę się posunąć.

Starał się. Czemu tak mnie to pociągało? I jednocześnie tak bardzo przerażało? Coś w ciemnych oczach Bastiana mnie intrygowało, jakby szukał czegoś więcej niż to, co ten klub miał do zaoferowania, i chciał mi pokazać, że razem możemy to znaleźć.

Westchnęłam i pomachałam do Linny.

– Udostępnię ci swoją lokalizację, dobrze?

Kiwnęła głową i poprosiła, żebym do niej potem zadzwoniła.

Wyjść z klubu było o wiele łatwiej, niż do niego wejść. Bastian przeciął tłum VIP-ów i poprowadził mnie inną, też ciemną, klatką schodową. Pod drzwiami do budynku czekało auto.

– Bardzo wygodnie – mruknęłam.

– Zalety mojego stylu życia. – Machnął na kierowcę i otworzył przede mną drzwi.

Nie rozpoznałam marki, ale samochód wydawał się o wiele droższy od limuzyny. Skórzana tapicerka otulała, a nie skrzypiała. Bastian przez chwilę rozmawiał z szoferem na zewnątrz, pewnie mówił mu, dokąd ma pojechać, a potem usiadł obok mnie.

– To dokąd teraz? – spytałam.

Uświadomiłam sobie, że właśnie wsiadłam z obcym mężczyzną do auta zaparkowanego w ciemnej uliczce. Od razu otrzeźwiałam.

– Do jednego z moich ulubionych miejsc, na małą wysepkę niedaleko wybrzeża. Wschód słońca nad oceanem wygląda jak namalowany.

– Ciekawe – mruknęłam. – Nie spodziewałam się po tobie czegoś takiego.

– Ach tak? Chyba wiesz, że nie warto sądzić ludzi po pozorach?

– Wiem, ale musisz przyznać, że wszyscy tak robią. Dzięki temu udaje nam się jakoś uporządkować życie i unikać niespodzianek, prawda?

– Ciebie to chyba nie dotyczy. Siedzisz tu z mężczyzną, którego dopiero poznałaś, i jedziesz w nim nie wiadomo gdzie.

Spojrzałam za okno. W oddali widziałam dobrze znane światła. Kierowca wiózł nas prosto na lotnisko. Wskazałam na odlatujące samoloty.

– Będziemy oglądać wschód słońca i samoloty?

– Coś w tym stylu.

– Hm. – To było coś nowego, czego jeszcze nigdy nie widziałam z bliska. – Polubiłam lotniska, kiedy byłam mała. Odwiedziłam je parę razy z rodzicami i zawsze bacznie obserwowałam ludzi. To było zanim zaczęłam się martwić wirusami, bezpieczeństwem i tak dalej. Kiedyś kochałam przyglądać się wielkim maszynom.

– Ile razy latałaś?

– Niewiele. Wystarczająco, żeby wiedzieć, że się tego nie boję, ale nadal niepokoją mnie lądowania.

Bastian uśmiechnął się nieznacznie.

– Mówiłaś, że kochasz swoje miasteczko. Przyleciałaś tu?

Spojrzałam na niego ironicznie. Wyciągnął ze mnie więcej informacji niż którykolwiek mężczyzna z Coralville. Rozmawialiśmy dłużej niż przez pół godziny i gdyby Linny mnie o to spytała, powiedziałabym, że to ciekawe stworzyć więź z kimś, z kim będzie się sypiało.

A jednak coś we mnie się temu sprzeciwiało. Czułam, że powinnam uciekać albo nic nie mówić. Pochyliłam się więc ku Bastianowi.

– A jakie to ma znaczenie, skąd jestem, Bastian? – wyszeptałam, po czym dotknęłam ustami jego pełnych warg.

Całował mnie z precyzją i ostrożnością, jakby nie chciał, żebyśmy posunęli się za daleko, mimo że to ja zaczęłam. Przysunęłam się bliżej i złapałam klapę jego marynarki. Bastian chwycił mnie w biodrach i pomógł usiąść na sobie. Czułam jego ekscytację, mimo że całował mnie z namysłem. Poruszyłam biodrami. Był większy niż większość mężczyzn, których poznałam. Pod dłońmi wyczuwałam sztywność jego mięśni; musiał czuć tę samą rozkosz co ja. Jęknęłam. Będzie nam dobrze, oboje tego chcieliśmy. Co prawda nie zobaczymy razem wschodu słońca, ale spotkam się z Linny rano na lotnisku i wrócimy do domu. Zostaną mi przynajmniej wspomnienia tej małej przygody z naszej wycieczki.

Bastian chwycił mnie za ramiona i odsunął nieco od siebie, kiedy samochód zatrzymał się przy terminalu.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział.

– Może niech pojeździ po okolicy? – spytałam.

– Chcesz się pieprzyć w aucie? Obrażasz mnie – stwierdził żartobliwie, po czym przekrzywił głowę, jakby nie mógł mnie rozgryźć.

Odetchnęłam głęboko.

– Nie, ja po prostu… – Szturchnęłam go palcem w ramię. – Nie o to chodzi. Zazwyczaj tyle nie gadam. Wschód słońca brzmi ciekawie, ale…

– Mówiłaś, że nie mam ci nic do zaoferowania.

– Wycofuję to. Wystarczy mi, jeśli zostaniemy w aucie.

– Nie. Wtedy będzie tak jak z wieloma innymi facetami.

– Żadnymi „wieloma”, wypraszam sobie. Kilkoma. Żeby wypełnić pustkę. Ja nie…

– Mną się nie wypełnia pustki, skarbie. Ja ją niszczę. – Zmrużył oczy i wtedy zobaczyłam to, co Bastian ukrywał pod maską spokoju. Dominację. – Nie jestem jak inni mężczyźni, więc mnie z nimi nie porównuj. Miałem beznadziejny dzień, a tym jeszcze go pogarszasz.

Nie spodziewałam się ognia w jego oczach. Bastian, którego poznałam w klubie, wydawał się opanowany. Ścisnął mnie odrobinę mocniej za ramiona, ale musiał to zauważyć, bo po chwili rozprostował palce i przesunął dłońmi po moich rękach.

Moje ciało pokryła gęsia skórka.

Serce mi załomotało, jakby zaczynało mi zależeć.

Nie chciałam tego.

To był zły pomysł.

A jednak coś mnie ciągnęło do tego ognia, który mógł mnie sparzyć. Z jakiegoś powodu wciąż próbowałam zrozumieć Bastiana. Wzruszyłam jednak ramionami i usiadłam z powrotem w fotelu.

– Nie rozumiem, czemu nie chcesz być porównywany z chłopakami, z którymi zazwyczaj się spotykam.

– Bo są chłopakami, a ja jestem mężczyzną.

– Rzeczywiście, jesteś od nich starszy – zakpiłam.

Bastian z uśmiechem ścisnął moje udo. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zwrócił się do kierowcy.

– Pojedź, proszę, od tyłu.

– Słucham?

– Dobrze usłyszałeś. Od tyłu.

Przemknęliśmy przez parking przed terminalem i ostro skręciliśmy w prywatną uliczkę, w którą kierowca mógł wjechać dzięki karcie magnetycznej. Spojrzałam na Bastiana, a potem na szofera. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Scena jak ze slashera. Babcia byłaby wściekła, gdybym tu zginęła.

– Wiesz, że cały czas udostępniam lokalizację, prawda? – spytałam.

– Chciałaś się ze mną przespać na tylnym siedzeniu, a teraz martwisz się o swoje życie?

– To prywatna droga.

– Wiem, że udostępniasz lokalizację. Jeśli chcesz, zadzwoń do przyjaciółki, napisz do niej, zrób, co uważasz za słuszne.

– Gdzie w takim razie jedziemy? – Wyjęłam telefon i zamachałam nim.

Byłam w końcu odpowiedzialną osobą.

– Na tyły lotniska. Na lądowisko dla odrzutowców.

– Odrzutowców? – niemal zawołałam, kiedy zobaczyłam maszyny. – Nie mów, że masz własny odrzutowiec.

– Mam swoje odrzutowce. Tu czeka tylko jeden.

– O Boże, jesteś nieprzyzwoicie bogaty. Wręcz obrzydliwie bogaty, prawda?

– Czy to ma znaczenie?

Poczułam, że potrzebuję powietrza. Chciałam wykrzyczeć takim ludziom w twarz wszystko, co o nich myślałam. Musieli być inteligentni, żeby zdobyć majątek, ale też bezwzględni, okrutni.

– Tak jakby! Ludzie tacy jak ty powinni dawać pieniądze biednym czy coś w tym stylu. Nie czujesz się chciwy?

– Chciwy? Zapracowałem na to wszystko. – Machnął ręką na olbrzymi odrzutowiec, do którego się zbliżaliśmy.

– Nie rozumiem takiego życia.

– Nie oczekuję, że zrozumiesz. Po prostu zapraszam cię na wycieczkę.

– Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zakończyła się wtedy w aucie.

Przyjrzał mi się, a potem wybuchł śmiechem.

– Czyli jednak jestem inny od reszty twoich… chłopaków.

– Możliwe. Nigdy nie rozmawiam z nimi dość długo, żeby mogli się pochwalić swoimi samolotami. Wpadają do Coralville, a potem wyjeżdżają. Ja nie… To… Jesteś zbyt bogaty, Bastian.

– Dobrze, już dobrze. – Machnięciem zbył moje oszołomienie. – Skoczmy na tę wyspę. To tylko pół godziny.

Oniemiałam. Nigdy tak szybko nie wytrzeźwiałam.

– To jak? – spytał. – Przekonamy się, czy jestem tak nudny jak klub dla VIP-ów w Miami?

Otworzył przede mną drzwi, cofnął się o krok i podał mi dłoń.

Przyjęłam ją, bo czemu nie? Tak daleko już zaszłam.

Co mogłoby pójść nie tak?

Rozdział 4

Bastian

– Tak wielki prywatny odrzutowiec musi równoważyć coś naprawdę małego, Bastian – rzuciła i zaśmiała się z kolejnego ze swoich głupich żartów.

Morina była… niecodzienna. Bała się rzeczy stworzonych przez człowieka i pieniędzy – a może po prostu bardzo ich nie lubiła. Była jednak na tyle zaciekawiona, że weszła ze mną na pokład i zasypała pilota pytaniami o to, jak się lata. Uśmiechał się do niej przez cały czas, jakby go oczarowała. Kiedy zobaczyła załogę, zrozumiałem, dlaczego ludzie ją lubią.

– Jesteście przepiękni – stwierdziła. – Mam nadzieję, że płaci wam za czekanie tutaj, kiedy sam wałęsa się po Miami.

Złośnica. Nie miała problemu z mówieniem tego, co jej ślina na język przyniesie. Zanurzała się w pierwszej z brzegu emocji i nie przejmowała się konsekwencjami. W moim towarzystwie ludzie zazwyczaj uważali na słowa, zastanawiali się kilka razy, zanim się odezwali.

Do załogi należała kobieta, którą miałem okazję poznać dogłębnie i wielokrotnie. Nie zwlekała z odpowiedzią.

– Płaci mi bardzo dobrze i na wiele sposobów.

Morina uniosła brwi.

– Cóż. Cieszę się.

Stewardesa przeszła na przód samolotu, żeby porozmawiać z pilotem.

– Wielki samolot, gorąca stewardesa, która rozmawia z tobą w dwuznaczny sposób… Na pewno coś sobie tym kompensujesz.

Uśmiechnęła się złośliwie do siebie. Za każdym razem, kiedy mnie obrażała lub kwestionowała moje wybory, mój kutas reagował, i to coraz silniej. Prawie wziąłem ją po drodze na lotnisko, ledwo się powstrzymałem. Zazwyczaj nie pociągały mnie zmierzwione włosy ani bujne ciało, ale chciałem zedrzeć jej z twarzy ten uśmieszek.

– Chcesz się przekonać, piccola ragazza? – spytałem.

– Co to znaczy?

Zmrużyła oczy.

– Mała dziewczynka – wyjaśniłem.

Była młoda, ale od dawna nie mówiłem po włosku i nie mogłem znaleźć lepszego określenia.

– Mała? – Zachichotała. Poszliśmy w głąb samolotu. – Twoja stewardesa jest mała, nie ja. Szczerze wątpię, że jestem taka mała w porównaniu z kobietami, z którymi zazwyczaj się umawiasz.

– Na pewno niższa i młodsza, zdecydowanie młodsza.

Po co ją tu przywiozłem? Pociągała mnie, a w Miami było coś, co sprawiało, że robiłem głupie rzeczy. Nie interesowałem się już kobietami tak bardzo jak kiedyś. Dostałem nauczkę, i to nie raz. Rozczarowywały mnie jak wszystko na tym świecie. Miami nie było wyjątkiem. Pamiętałem je z dzieciństwa. Ojciec mówił mi wtedy, żebym uczył się nocnego życia na ulicach, na których wymieniał walizki i zawierał umowy.

W Miami nie czułem nic. Byłem tu nikim. Czy dlatego nagle chciałem coś udowodnić Morinie? Temu miastu?

Prychnęła, jakby się tego spodziewała.

– Byłabym chyba pod większym wrażeniem, gdybyś przeleciał mnie w aucie.

Nie odpowiedziałem. Stewardesa podała nam po szklance wody i poinstruowała nas o wszystkim, co powinniśmy wiedzieć. Obsługa chciała nam podać posiłek, ale lot miał być krótki i nie mogliśmy wstawać z miejsc, kiedy zaczniemy podchodzić do lądowania.

Przyjrzałem się Morinie. Jej buty rytmicznie stukały o wykładzinę. Wznosiliśmy się, niedługo mieliśmy znaleźć się nad wodą. W ciemności nie było widać oceanu, ale nie miało to znaczenia. Patrzyliśmy na siebie, a w spojrzeniu Moriny było wyzwanie, jakby nadal nie wierzyła, że zabiorę ją tam, gdzie jej obiecałem.

– Wiesz, seks w samochodzie nigdy nie jest wygodny – powiedziałem.

– A w samolocie jest?

– W tym tak. Z tyłu stoi łóżko.

– Oczywiście. Przystosowujesz się do warunków? Jesteś biznesmenem i dżentelmenem?

– Mogę nim być – odparłem, ignorując jej ton. – W większości przypadków się dostosowuję. Poza tym może chciałem z kimś zobaczyć wschód słońca.

To nie była do końca prawda, ale Morina nie musiała tego wiedzieć.

– Ale mnie pocałowałeś.

– Odwzajemniłem pocałunek – poprawiłem ją. – To co innego.

– Czyli nie chcesz się ze mną przespać?

– Nie wiem, czy jakikolwiek mężczyzna mógłby ci to powiedzieć z pełnym przekonaniem.

Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji

Rozdział 5

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 6

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 7

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 8

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 9

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 10

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 11

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 12

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 13

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 14

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 15

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 16

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 17

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 18

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 19

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 20

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 21

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 22

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 23

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 24

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 25

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 26

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 27

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 28

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 29

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 30

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 31

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 32

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 33

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 34

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 35

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 36

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 37

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 38

Bastian

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 39

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Epilog

Morina

Rozdział dostępny w pełnej wersji

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Shattered Vows

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Anna Jasińska

Korekta: Dagmara Deska

Projekt okładki: Wojciech Bryda

Zdjęcia na okładce: © Maryna Stryzhak; © Ortis; © Papugrat / Stock.Adobe.com

Shattered Vows: Copyright © 2022 by Greene Ink Publishing, Inc

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Mateusz Kapelan, 2025

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-062-5

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik