Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy wierzysz w swoją bratnią duszę?
Mia Montgomery marzy o prawdziwej miłości. Ma dwadzieścia dwa lata i dotąd jej nie doświadczyła - czytuje o niej w romantycznych powieściach, na razie jednak żaden mężczyzna nie skradł jej serca, nie sprawił, by zabiło szybciej. Niczyje spojrzenie nie nadało kolorów szarej rzeczywistości, w jakiej żyje. Aż na jej drodze stanął Archer Sharewood.
Wydawałoby się, że to wreszcie ten. Pan idealny. I może faktycznie tak jest, skoro Archer także nie pozostaje obojętny na urok blondwłosej Mii. W końcu dlaczego miałby nie skorzystać z szansy, jaką dał mu los?
Czy Mia i Archer obdarzą się wzajemnie uczuciem?
A może właśnie to uczucie będzie najpiękniejszą rzeczą, jaką ofiaruje im życie?
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 445
Patrycja Szymańska
Słodkie przeznaczenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — orazdo rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka
Redakcja: Dominika Bronk Polonistyczna Krucjata
Korekta: Mirella Napolska-Jarocka
Ilustracje na okładce wykorzystano zazgodąShutterstock.
Helion S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
https://editio.pl/user/opinie/sloprz_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-289-1306-6
Copyright © Patrycja Szymańska 2024
Dla wszystkich, którzy boją się marzyć.
Marzenia są po to, aby je spełniać.
Jeśli czegoś pragniesz, po prostu spraw, aby niemożliwe stało się możliwe.
Bo w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
Little Mix ft. Jason Derulo — Secret Love Song
Rachel Platten — Fight Song
CNCO, Little Mix — Reggaeton Lento
MYA — 2:50
SERA — Head Held High
Ali Gatie — Running on My Mind
Don Omar ft. Lucenzo — Danza Kuduro
Sylwia Grzeszczak feat. Sound’n’Grace — Kiedy tylko spojrzę
Abraham Mateo — Ni Te Imaginas
CNCO — Toa La Noche
Marianas Trench — Who Do You Love
Sam Feldt, VIZE — Far Away From Home
Abraham Mateo, Farruko, Christian Daniel — Loco Enamorado
Calum Scott — You Are The Reason
Xriz ft. Ana Mena — No soy el mismo
Andmesh — Hanya Rindu (english version by Emma Heesters)
Katy Perry — Unconditionally
Katy Perry — Wide Awake
Każda historia ma swój początek i koniec. Tak jak życie.
Często wypełnia je wszechogarniający ból i spotkania ze śmiercią.
Jednak nie wszystkie historie są bolesne, a z pewnością każda jest wyjątkowa.
Czasami bywa tak, że na świecie spotyka się dwoje ludzi, których połączył przypadek, pozornie nic nieznacząca chwila.
Coś, czego nigdy byśmy się nie spodziewali, a co stało się najważniejszym przystankiem na drodze do szczęścia. Czasami właśnie to jedno spotkanie stanie się czymś, czego nie zapomnimy do końca życia.
Historia moja i Archera właśnie taka była.
Piękna.
Pełna niespodzianek.
Jednak przede wszystkim była ona nasza.
Ona pozwoliła mi uwierzyć, że wszyscy mamy gdzieś tam w świecie swoje bratnie dusze, z którymi kiedyś połączy nas przeznaczenie.
Nieważne, czy będzie ono słodkie, czy gorzkie.
Ważne, że będzie wasze.
Człowiek, który postanowił rzucić cudowną klątwę na piątek trzynastego, chyba powinien porządnie zastanowić się nad swoim zachowaniem. Tak się składa, że sama zaczęłam w nią wierzyć. W te dni za każdym razem spotykało mnie coś niespodziewanego — w złym znaczeniu tego słowa. Kiedy byłam mała, właśnie tego dnia potrącił mnie skuter, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. Innym razem pojechaliśmy ze znajomymi do lunaparku i oczywiście akurat wtedy kolejka musiała się zaciąć na samej górze diabelskiego młyna. Ze mną w środku. Mogłabym przytoczyć jeszcze kilka podobnych sytuacji, ale naprawdę pragnę o nich zapomnieć.
Myślałam, że dzisiaj w końcu wszystko pójdzie po mojej myśli.
Wstanę wcześniej, pójdę pobiegać, a następnie udam się do pracy, za którą, szczerze mówiąc, nie przepadałam. Zastanawiacie się czemu? Otóż wypełnianie całymi dniami tabelek Excela nie było moim największym życiowym marzeniem. Jednak kto by się spodziewał, że po czterech latach studiowania finansów nagle stwierdzę, że to nie dla mnie.
Słyszycie tę ciszę?
Nie?
No właśnie, tego nie spodziewał się nikt. Miało być tak pięknie, a nic nie poszło po mojej myśli.
Miliony na koncie, jacht na własność, cudowny mąż.
Tak właśnie powinno wyglądać moje życie, gdy osiągnę dwadzieścia trzy lata — bo właśnie ta liczba wybije na liczniku za kilka miesięcy. Niestety urodziłam się trzynastego dnia grudnia i wyczuwałam, że te cyferki będą gwoździem do mojej trumny. Już kiedyś powiedziałam własnej rodzicielce, że umrę spektakularnie i napiszą o mnie wszystkie brukowce w Nowym Jorku. Jeśli tak dalej pójdzie, to powinnam wyczekiwać tej śmierci, biorąc pod uwagę sygnały, jakie ta trzynastka daje mi przez całe jak na razie nędzne życie.
Cóż mogę innego powiedzieć — ani milionów, ani jachtu, ani cudownego męża.
Za to mogę się pochwalić kredytem hipotecznym na następne dwadzieścia lat oraz brakiem jakiegokolwiek życia. Pff, życia… nawet doświadczenia seksualnego. Ubzdurałam sobie, że dziewictwo zostawię dla tego jedynego mężczyzny, który przebije się przez mur budowany przez lata.
Nie zrozumcie mnie źle. Moi rodzice są cudowni, jednak osobno, a nie razem. Tej dwójce ludzi rozwód wyszedł na dobre, bo dogadują się lepiej teraz niż po zawarciu związku małżeńskiego. Właśnie dlatego tak mocno trwałam przy swoim postanowieniu.
Skoro byłam nadzwyczaj inteligentną dziewczyną, w dniu szesnastych urodzin obiecałam sobie jedną rzecz. Ogarniałam już tę całą gadkę o pszczółkach i motylkach, więc postanowiłam, że mój skarb zostawię dla tego jedynego. I twardo trzymałam się tego postanowienia.
Nie żebym nie miała żadnych okazji na wylądowanie w łóżku z kolegami z roku. Spotykałam się z kilkoma z nich, ale, biorąc pod uwagę ich intelekt, wolałam pohamować męskie zapędy prędzej niż później. Większość z nich nawet nie ukrywała, że chcą zaciągnąć mnie do łóżka na pierwszej randce. Niestety nie byłam odpowiednią kandydatką do takich rzeczy, skoro marzyłam o przeżyciu prawdziwej miłości. Takiej, o której można przeczytać w niektórych romansach. Podsumowując, w wieku dwudziestu dwóch lat nadal byłam dziewicą, bez dalszych perspektyw na zmianę tego stanu.
Posmęciłam, więc teraz powinnam w końcu coś ze sobą zrobić. Nie zdążę już dzisiaj pobiegać, ale do pracy pójść trzeba, bo kredyt sam się nie spłaci. Szkoda. Dorosłe życie wcale nie okazywało się takie cudowne, jak przewidywałam, gdy byłam małą dziewczynką.
Kiedy przeglądałam się w lustrze, musiałam przyznać, że odziedziczyłam po rodzicach dobre geny. Długie blond włosy, zielone oczy i figura klepsydry kiedyś wzbudzały zazdrość dziewczyn w szkole. Jednak nie wyglądałam tak dzięki siedzeniu na kanapie całymi dniami. Biegałam trzy razy w tygodniu i dwa razy chodziłam na siłownię, a przy tym po prostu starałam się dobrze odżywiać. Przepis na sukces gwarantowany, a i McDonalda nie odmawiałam, bo przecież nie samym zdrowym jedzeniem człowiek żyje.
Kilka chwil później otworzyłam lodówkę, zastanawiając się, co mogłabym dzisiaj zjeść na śniadanie. Zazwyczaj codziennie jadałam to samo — jajka sadzone i tosty oraz jakieś warzywa. Do tego obowiązkowo kawa z mlekiem, bo czego jak czego, ale tego dodatku do kawy nigdy nie odmawiałam, mimo że czasami próbowałam się przestawić na czarną. Niestety, według mnie kawa bez mleka przypomina hot doga bez parówki. Niby można zjeść samą bułkę z sosem, ale po co odbierać sobie przyjemność?
Zastanawiając się nad ważnym śniadaniowym wyborem, spojrzałam na zegar, który wskazywał siódmą rano. Na dojazd do biura komunikacją miejską potrzebowałam około piętnastu minut. Oczywiście miałam samochód, ale dostanie się do pracy w godzinach szczytu zajęłoby mi prawie godzinę, co było kompletnie bez sensu. Biorąc pod uwagę ten fakt, postanowiłam jeździć do biura wszystkim, tylko nie moją strzałą. Właśnie tak nazywałam białe volvo zakupione za moje własne, ciężko zarobione pieniądze. Mieszkałam w Nowym Jorku, co pozwalało mi na podróżowanie metrem, a stacja znajdowała się tuż przy biurowcu, w którym pracowałam. Dzięki temu nie musiałam tracić czasu na długie spacery w tę i z powrotem.
Miałam jeszcze chwilę do opuszczenia mieszkania, więc doszłam do wniosku, że dzisiaj idealnym śniadaniowym rozwiązaniem będzie owsianka z malinami. Dwadzieścia minut później, ubrana w czarną sukienkę oraz tego samego koloru szpilki, byłam gotowa do wyjścia. Można by powiedzieć, że wybierałam się na pogrzeb, a nie do pracy, jednak musicie mi wybaczyć — czarny to mój ulubiony kolor i nic mi go nie zastąpi. Kochałam tę barwę całą sobą i nie zamierzałam wymieniać mojej garderoby na żadne pstrokate stroje.
Kilkanaście minut później weszłam do siedziby Sharewood Finance & Investments i zaczęłam witać się z osobami, które widywałam dzień w dzień, pięć razy w tygodniu.
Te same twarze, te same miny, te same nastroje.
Nie żebym sama miała lepszy nastrój, ale przynajmniej potrafiłam wykrzesać na buźce piękny uśmiech. Nie mogłam mieć przecież miny wskazującej na to, że chciałam kogoś torturować i zabić. Tak właśnie wyglądała szara, biurowa rzeczywistość. Większość ludzi chciałaby zarabiać, siedząc na tyłku i oglądając Netflixa, a niestety to nie było takie proste.
— Miaaa! — Odwróciłam głowę i ujrzałam osobę, która wołała moje imię, jakby nie widziała mnie od stu lat.
— Sophie! — odkrzyknęłam. — Nie musisz wydzierać się na całe piętro, kiedy znajdujesz się zaledwie cztery metry ode mnie. — Ona mnie kiedyś wykończy.
Sophie była moją najlepszą przyjaciółką właściwie od urodzenia. Mogłam powiedzieć, że połączyło nas przeznaczenie, gdyż moi rodzice i jej mama przyjaźnili się od wielu lat. Bawiłyśmy się razem w piaskownicy, potem wspinałyśmy się wspólnie po szczeblach szkolnej kariery, a teraz pracowałyśmy w tym samym miejscu.
— Mogłabyś nie obrażać mojego lekko podniesionego tonu głosu. Nie wydzierałam się, tylko głośniej krzyknęłam — odpowiedziała, patrząc na mnie przymrużonymi oczami.
Ta dziewczyna była istnym wulkanem energii niepotrafiącym usiedzieć w jednym miejscu. Nadal nie wiedziałam, jakim cudem do tej pory tutaj pracuje, i to na dodatek jako analityk giełdowy. Myślałam, że po miesiącu wyleci z hukiem, a jednak od dwóch lat utrzymywała się na tym stanowisku i wykonywała swoją pracę jak należy.
— No dobrze, panienko „lekko podniesiony ton głosu”. Jesteś gotowa na kolejny tydzień fascynującej pracy? — zapytałam, znając jej odpowiedź.
— Mio, mogę ci powiedzieć, że ten tydzień będzie fascynujący. Otóż słyszałam, iż do naszego szalonego pana prezesa przyjeżdża brat wraz z przyjaciółmi. — Wbiłam wzrok w przyjaciółkę, bo takich informacji się nie spodziewałam.
Sophie wspominała, że brat Aidena wraca do miasta po dwóch latach podróżowania po świecie.
— A skąd ty to niby wiesz? Masz podsłuch w biurze prezesa, czy dalej ciągnie was do siebie jak pszczoły do miodu? — Zadając to pytanie, bardzo dobrze znałam odpowiedź.
Moja kochana Sophie oraz prezes naszej firmy Aiden od pierwszego spotkania nie mogli oderwać od siebie spojrzeń i tak zostało im do tej pory. Kilka randek dwa lata temu sprawiło, że od tamtej pory byli razem. Po tym czasie, obserwując zachowanie Aidena, miałam wrażenie, że nie zamierzał zbyt długo czekać z oświadczynami. Mieli sporo szczęścia, ponieważ nie było w tej firmie kodeksu, który nie pozwalał na spoufalanie z pracownikami. Dzięki związkowi Sophie zawsze wiedziała, co będzie działo się w firmie.
Stonowany prezes i dzikuska wypuszczona z lasu.
Kto by pomyślał, że będą tworzyć tak zgraną parę, ale przecież powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają, nie wzięło się znikąd.
— Ciągnie nas do siebie niezmiennie od dwóch lat. Aiden był wczoraj tak podekscytowany, że zaczął wyrzucać z siebie słowa jak karabin maszynowy. Jego brat w końcu postanowił wrócić do Nowego Jorku, więc wraz z przyjaciółmi planują spędzić weekend razem, ale nie tylko. I tu wchodzę ja ubrana cała na biało… — produkowała się Sophie, a ja nie mogłam się powstrzymać przed wtrąceniem moich trzech groszy.
— Chyba na niebiesko… — powiedziałam, przerywając ten wywód, gdy zlustrowałam wzrokiem jej dzisiejszy ubiór.
— Och, zamknij się i nie wchodź mi w słowo. Otóż wspaniałomyślna ja wymyśliłam, aby połączyć nasze paczki przyjaciół i spędzić wspólny weekend w dziesiątkę. Czyż to nie cudowny pomysł? — zakończyła swój monolog moja, jak to sama się nazwała, wspaniałomyślna przyjaciółka.
— Aż nie wiem, czy chcę wiedzieć, ale zaryzykuję… Jak na twoją propozycję zareagował Aiden? — Musiałam zadać to pytanie, ponieważ, o ile kosmici nie porwali naszego prezesa, miałam pewność, że nie był z tego zadowolony.
— Zaskoczę cię, bo bardzo się ucieszył. Wręcz z wielkim zapałem podszedł do tego pomysłu i entuzjastycznie mi podziękował, sprawiając, iż dochodziłam pół nocy.
Cała Sophie.
Nie mogła się powstrzymać, aby nie dodać tej małej, szczegółowej uwagi pochodzącej z jej życia seksualnego.
— Bardzo się cieszę, że Aiden po raz kolejny zaspokoił twoje potrzeby, a ta wiedza była mi wielce potrzebna do dalszego egzystowania. — Parsknęłam śmiechem. — Odpowiadając na pytanie, osobiście nie mam żadnych planów na weekend. Więc jeśli tylko po raz milionowy nie będziesz próbowała z kimś mnie sparować, to z chęcią zgodzę się na wspólny wypad. — Szczerze mówiąc, samotne spędzenie weekendu niespecjalnie do mnie przemawiało.
— Od razu parować… staram się wyhaczyć dla ciebie smakowite kąski, których mogłabyś skosztować, a ty jesteś uparta jak osioł i… nie śmiej mi nawet teraz przerwać! Wiem, wiem, czekasz na tego jedynego, zdążyłam sobie to wbić do główki, więc nie musisz mi po raz enty przypominać. Nie wierzę, że to powiem, ale… nie zamierzam już cię swatać — zakończyła słowami, których nie spodziewałam się usłyszeć. Prawie padłam z wrażenia.
— Czy w nocy uprowadzili cię kosmici, czy to zbyt częste dochodzenie spaliło ci jakieś styki w mózgu? Od kilku lat mówię ci, że nie potrzebuję pomocy w odnalezieniu mężczyzny, który spełni moje wszystkie wymagania, a ty niezmiennie od kilku lat wręcz nie chcesz w to wierzyć. Co się zmieniło? — zapytałam, wietrząc jakiś podstęp.
— Jesteś jak Mur Chiński, którego nie powali nawet stado byków, więc musiałam się pogodzić z myślą, że ten, który zdobędzie twoje serce, dostanie ode mnie medal i puchar, bo przecież wykonanie tego zadania graniczy z cudem — powiedziała przyjaciółka takim tonem, jakby zawalił jej się cały świat.
— Drogie panie, a czy wy nie powinnyście siedzieć już przy biurkach i ciężko pracować? — Naszą konwersację przerwał głęboki głos Aidena.
Nie istniało nic lepszego na dobry początek tygodnia, niż zostać przyłapanym na pogaduszkach przez szefa. A jeszcze lepiej, kiedy ten szef jest chłopakiem twojej najlepszej przyjaciółki.
— Panie prezesie… Musiałyśmy omówić ważne kwestie, a poza tym jest przecież… — przerwała Sophie, patrząc na zegarek, który wskazywał ósmą trzydzieści, co świadczyło o tym, że nieco się spóźniłyśmy. — No żesz kurwa, Aiden, czy ty nie mogłeś przyjść do pracy o dziewiątej? Miałybyśmy czas na ewakuację. — Wybuchłam śmiechem, bo to małe tornado nawet nie przejmowało się używaniem niecenzuralnych słów przy prezesie.
— Nie, kochanie. Nie mogłem. Mówiłem ci, że idę tylko po kawę. Myślałaś, że będę tam stał w nieskończoność? — zapytał Aiden, powstrzymując uśmiech.
— Od razu w nieskończoność… — westchnęła. — Klasycznie straciłam poczucie czasu, ale nie mogłam się powstrzymać przed poinformowaniem Mii o naszym cudownym weekendzie. — Uśmiechnęła się do swojego mężczyzny, całując go w policzek.
— No dobrze, znam tę twoją utratę poczucia czasu — odpowiedział, a następnie zwrócił się do mnie: — Mio, jesteś gotowa na niezapomniany weekend?
— Niezapomniany, powiadasz? Zawsze zwarta i gotowa, panie prezesie — wymamrotałam i wszyscy parsknęliśmy śmiechem, kierując się w stronę windy prowadzącej na nasze piętro.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten weekend naprawdę będzie niezapomniany.
Ten tydzień mogłabym nazwać tornadem połączonym ze sztormem na morzu. W pracy nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Tabelki, tabelki i jeszcze raz tabelki, które już mieniły mi się w oczach. Nie było jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czas leciał szybko i na kalendarzu zaznaczyłam już czwartek, a to oznaczało, że następnego dnia w południe wyruszaliśmy do willi Aidena, w której mieliśmy spędzić weekend.
Szczerze mówiąc, minęło sporo czasu, od kiedy po raz ostatni spotkaliśmy się większą ekipą. Zazwyczaj umawiałyśmy się w piątkowe lub sobotnie wieczory z dziewczynami w kameralnym towarzystwie. Moje najbliższe grono przyjaciółek składało się z Sophii, Anne, Layli i Luny. Przyjaźniłyśmy się od przedszkola i zawsze trzymałyśmy się razem. Rozumiałyśmy się bez słów i naprawdę każdemużyczyłam tak oddanych osób jak one. Czasami jednak lubiłyśmy zaszaleć, więc spotkanie w szerszym gronie z pewnością zamieni się w wielką imprezę.
Dzisiaj w końcu udało mi się wstać szybciej, więc mogłam pójść pobiegać. Pobudki o piątej rano nigdy nie były przyjemne, jednak bieganie to coś, co pozwala mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie i oczyścić umysł przed nowym dniem. W słuchawkach jak zawsze rozbrzmiewała muzyka latino, którą kocham od dziecka i mogłabym jej słuchać całymi dniami i nocami. Korzystając z uroków parkowych ścieżek, postanowiłam przyspieszyć i przymknąć oczy.
Wspominałam już, że byłam królową pecha?
Nigdy, przenigdy nie powinnam zamykać oczu podczas biegu.
Minęło dosłownie pięć sekund, pięć pieprzonych sekund, a ja poczułam, jak potykam się o coś, czego mogłam nie zauważyć, bo przecież byłam jakimś superbohaterem i przenikałam przez wszystko, co stanie na mojej drodze.
W jednej chwili biegłam, w drugiej leżałam jak wylegująca się na plaży foka z twarzą wbitą w ziemię.
— Nic się pani nie stało? — usłyszałam z góry męski głos. Jakżeby inaczej…
Los musiał mi dokopać i w tej żenującej chwili chciał mnie dobić osobnikiem płci przeciwnej.
— Chyba wszystko mam na swoim miejscu — odpowiedziałam, i starając się złożyć w jakiś bliżej określony człowieczy kształt, przewróciłam się na plecy. Tym samym spojrzałam w najpiękniejszą twarz, jaką w życiu widziałam.
Tak, los naprawdę grał sobie ze mną w pokera. Zesłał mi Adonisa w chwili, kiedy wyglądałam jak siedem nieszczęść.
— Następnym razem nie zbaczaj ze ścieżki, bo te mrówki mogą kiedyś cię zabić — odparł z rozbawieniem świadek mojego upokorzenia.
— O jakich mrówkach mówisz? — zapytałam zdziwiona, bo przecież biegłam leśną, wyznaczoną drożyną.
— Zboczyłaś nieco z trasy, a na twojej drodze stanęły wojownicze mrówki, a dokładniej mówiąc, mrowisko. — Mój wybawiciel już nie starał się ukrywać lekkiego uśmieszku.
— No oczywiście. Biegam tą trasą od lat i akurat dzisiaj, akurat w tym momencie, musiałam się wypieprzyć jak długa! — krzyknęłam, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, a raczej jego przeciwieństwo.
— Jeśli cię to pocieszy, przyznam, że mimo biegowych ran wojennych nadal wyglądasz nadzwyczaj uroczo. — Nieznajomy podał mi rękę, aby pomóc mi wstać. — Skoro już się pozbierałaś, to mogłabyś poznać imię człowieka, który wybawił cię od upokorzenia z rąk mrówek. Archer.
— Mia. — Podałam mu dłoń. — Swoją drogą to upokorzenie jeszcze nie minęło. Wielka szkoda, że byłeś świadkiem mojego upadku, i to w dosłownie.
— Nie przejmuj się, mogło być gorzej. — Archer najwyraźniej próbował mnie pocieszyć.
— Gorzej? No to proszę bardzo, powiedz, co gorszego mogło się stać w ten przepiękny poranek?
— Mogłaś biec prostą, wyznaczoną ścieżką i nagle przed tobą przeleciałoby stado dzikich jednorożców, które mogłyby cię stratować. — Wybuchłam śmiechem, słysząc jego próby poprawienia mi humoru. — Byłaby to wielka strata dla społeczeństwa, Mróweczko. — Odpowiedź Archera sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, czy on aby na pewno był trzeźwy.
— Mróweczko? — Musiałam prezentować sobą naprawdę spektakularny widok, bo z wrażenia moje usta ułożyły się w kształt litery „O”.
— A owszem, Mróweczko. Jestem zszokowany faktem, że bardziej zdziwiło cię to, jak cię nazwałem, niż historia o jednorożcach. Sama musisz przyznać, że to przezwisko idealnie pasuje, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację. — Archer nie panował już nad swoim śmiechem.
— Bardzo zabawne — sapnęłam, nie mogąc powstrzymać formującego się na mojej twarzy uśmiechu. — Kotku, Rybko, Małpko, takie określenia słyszałam, ale Mróweczko jeszcze nie. Naprawdę jestem pod wrażeniem twojej pomysłowości.
— Pomysłowy, inteligentny, przystojny… I ten cały pakiet został zapakowany w to niesamowite, wysportowane ciało. — Parsknęłam, słysząc ten przepełniony pewnością siebie ton mężczyzny stojącego przede mną.
— Nie wierzę, że właśnie to wyszło z twoich ust. Zapomniałeś dodać jeszcze słowo „skromny” — odpowiedziałam.
— Skromnością świata nie zdobędziesz, Mio — oznajmił Archer, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu, a to spojrzenie poczułam w każdym zakamarku mojego ciała. — Korzystając z okazji, że już, można tak powiedzieć, się poznaliśmy, zadam ci pytanie. Masz plany na dzisiejszy wieczór?
Zatkało mnie.
Oficjalnie mnie zatkało.
Odcięło mi dopływ powietrza.
Ten facet pytał się, jakie mam plany na wieczór.
Czy ja na pewno podczas tego upadku nie przywaliłam w głowę? A może znajduję się w łóżku i śnię? Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach i to jeszcze w slow motion. Bohaterka biegnie przez las i nagle czuje, że upada, ale przed ostatecznym runięciem na ziemię ratuje ją mężczyzna ociekający zajebistością, który pojawia się znikąd jak książę na białym koniu.
Moje życie to nie film. To pasmo niekończących się nieszczęść. Chociaż może trochę przesadzam, ale czasami lubię sobie być królową dramatu, bo kto mi zabroni poużalać się nad własnym losem.
Dobra, czas wziąć byka za rogi i obudzić się z letargu, w który zapadłam, bo jeszcze Archer pomyśli, że jakieś kabelki w głowie nie łączą mi się poprawnie. Takiej okazji nie mogłam stracić, bo druga pewnie się już nie powtórzy.
— Moje dzisiejsze plany na wieczór miały zawierać lampkę wina, kocyk i Netflixa w samotności, więc, podsumowując, żadnych szczególnych planów nie mam — odpowiedziałam lekkim tonem, choć nadal nie dowierzałam w to, co się działo.
— Skoro tak, to proponuję, abyśmy udali się we dwoje na kolację, w której będzie uczestniczyć również lampka wina. Co ty na to? — zapytał, zbliżył się do mnie, aż w końcu stanął tuż przede mną w odległości maksymalnie kilkunastu centymetrów.
Panie Boże przenajświętszy!
Czułam podniecenie na samą myśl o jego perfumach, bo tego zapachu nigdy nie pomylę. Nigdy!
Aqua di Gio Armaniego to miłość. Ten zapach zawsze kojarzy mi się z powiewem bryzy morskiej, złagodzonej przez harmonijne połączenie nut kwiatowych i owocowych. Energetyzujący i świeży, pozostawia za sobą aurę tajemniczości. Tak bardzo pasuje do Archera.
Wyczuwam tę woń na odległość i nic nie mogłam poradzić na to, że ten zapach rozgrzewał moje ciało od środka. Pozwijcie mnie, ale kocham tę męską woń i nic tego nie zmieni.
Dobra, znowu rozgadałam się sama ze sobą.
Odwieczny problem kobiety — monolog wewnętrzny.
— Czy ty mi proponujesz randkę? — Dałam sobie mentalnego plaskacza.
Czy ja naprawdę nie potrafiłam odpowiedzieć na proste pytanie, tylko drążyłam temat do upadłego? Mogłam odpowiedzieć prosto i na temat, ale nie.
Mia Montgomery nie byłaby sobą, gdyby użyła zaledwie dwóch słów w jednej wypowiedzi.
— Możemy ustalić, że to randka. Ja jestem dorosły, ty jesteś dorosła. Nie musimy w tym wieku bawić się w półsłówka. Poza tym nie będę owijać w bawełnę. Podobasz mi się, nawet biorąc pod uwagę twoją obecną prezencję. Mogę ci to jednak wybaczyć, ponieważ upadek na ziemię nie był planowany, a nawet z tym błotkiem wyglądasz uroczo, Mróweczko — rzucił nonszalancko Archer.
Skąd ten facet się wziął? Pewnie większość kobiet zirytowałaby się jego postawą, ale ja nie byłam jak większość. Lubiłam pewnych siebie i bezpośrednich mężczyzn, którzy wiedzą, czego chcą, a nie kręcą się wokół jak kołowrotek, byleby tylko zagonić kobietę do łóżka.
— Drogi Archerze, z miłą chęcią pójdę z tobą na randkę — oznajmiłam, bo przecież nie będę udawać, że się zastanawiam, skoro tak naprawdę w myślach przypominałam tego psa zabawkę z wywieszonym jęzorem i kiwającą głową.
— W takim razie, skoro już to ustaliliśmy… Czy szanownej pani pasuje godzina siódma wieczorem? — Ten facet sprawiał, że z jednej strony miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, z drugiej go pocałować, a z trzeciej, która tak swoją drogą nie istniała, chciałam pójść z nim na tę randkę od razu.
Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Na co dzień nie byłam osobą, która podniecała się przypadkowo spotkanymi mężczyznami. Teraz zaczęłam się naprawdę głęboko zastanawiać, co jest w Archerze takiego, że chciałabym się do niego tulić tak, jak Kubuś Puchatek przytulał swój miodzik. To się nazywa karma. Śmiałam się z Sophie, a sama miałam problem natury kobiecej z nowo poznanym kolesiem.
Tak, karma to suka.
— No jasne, pracę kończę szybciej, więc godzina mi idealnie pasuje — potwierdziłam i spojrzałam na zegarek.
Świetnie, już szósta trzydzieści, więc najwyższy czas wracać do domu, bo Aiden mnie kiedyś zabije. Mimo że nie spóźniałam się często, to i tak nie lubiłam tego robić.
— Teraz powinnam niestety uciekać, bo szef mnie udusi, a jak widzisz, muszę się doprowadzić do porządku.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, to pobiegnę z tobą, bo wolę się upewnić, że żadne mordercze mrówki już cię nie zaatakują — odpowiedział ze śmiechem Archer.
Obiecałam sobie, że kiedyś się na nim zemszczę.
Jeśli w ogóle będzie jakieś kiedyś.
— Mogłabym powiedzieć, że mam coś przeciwko, ale bym skłamała. Spróbuję się znowu nie potknąć, mój drogi, aby nie dać ci kolejnego pretekstu do ratowania mnie. — Ten facet rozkładał mnie na łopatki.
— Oj, Mróweczko, ratowanie ciebie jest dla mnie samą przyjemnością. — Zaczęliśmy truchtać w miejscu, patrząc sobie w oczy.
— Dobra, dobra, koniec tego bajerowania. Biegniemy, bo w życiu nie dojadę do pracy na czas.
Archer mnie wykończy. Czułam to w kościach.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — odpowiedział.
Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed moim domem. Wymieniliśmy się numerami telefonów, a Archer pożegnał się ze mną pocałunkiem w policzek i odbiegł, przypomniawszy, że będzie po mnie punktualnie o dziewiętnastej.
Co tu się właśnie, do jasnej cholery, wydarzyło?
Decyzja została podjęta.
Wróciłem do Nowego Jorku.
Dzięki pomocy moich rodziców i brata mogłem spełnić swoje marzenia. Podróżowałem po świecie, zwiedzałem różne kraje i poznawałem ich kulturę. Była to wspaniała przygoda, jednak postanowiłem w końcu wrócić do domu. Chciałem pomóc bratu, na którego barkach do tej pory spoczywała cała nasza rodzinna firma. Jestem dwudziestopięcioletnim mężczyzną z dobrym wykształceniem, którego do tej pory nie wykorzystałem. Podczas podróży czułem się wolny, ale wszystko miało swoje dobre i złe strony.
Nie byłem mięczakiem, który płacze za rodzicami, ale nie bałem się przyznać do tego, że tęskniłem nie tylko za nimi, lecz także za bratem i przyjaciółmi. Właśnie z tego powodu podjąłem decyzję o powrocie. Każdy człowiek potrzebuje czasu na wyszalenie się, ale kiedyś trzeba w końcu się w jakiś sposób ustatkować.
Dzisiaj postanowiłem wstać szybciej i pójść pobiegać, skoro jutro wyjeżdżałem na weekend z przyjaciółmi. Ostatnie momenty szaleństwa przed rozpoczęciem pracy w firmie. Musiałem jednak przyznać, że się cieszyłem.
Wyszedłem z mieszkania i pobiegłem w stronę parku, który przez ostatnie dwa tygodnie zdążyłem dość dobrze poznać. O szóstej rano zawsze można się cieszyć samotnością, bo tylko nieliczni wstają o tak nieludzkiej porze, aby się zrelaksować. Przyspieszyłem i po chwili zauważyłem, że przede mną biegła dziewczyna, której ciało opinały czarne legginsy oraz biały top.
Musiałem przyznać, że figury mogła jej pozazdrościć niejedna kobieta, bo mimo że widziałem ją od tyłu, to ta sylwetka była godna podziwu. Nagle coś się zmieniło, ponieważ dziewczyna nie biegła dalej prosto, tylko nieco zboczyła z trasy. Z daleka widziałem niewielki kopiec, którego ona chyba nie dostrzegła, i nagle… BUM.
Poleciała na ziemię.
Uwierzcie mi, gdybym miał jakąś tajemniczą moc, która powstrzymałaby ją przed upadkiem, to bym jej użył, ale takowej nie posiadałem. Podbiegłem do dziewczyny i usłyszałem, że pod nosem odprawiała czarną magię. Ani trochę się jej nie dziwiłem, bo gdybym sam wyrżnął takiego orła, kląłbym jak szewc.
— Nic się pani nie stało? — zapytałem.
— Chyba wszystko mam na swoim miejscu — usłyszałem jej głos.
Kiedy odwróciła się na plecy, zobaczyłem ją w całej anielskiej okazałości. Mimo tego błota na twarzy i na niektórych częściach ciała ta kobieta wyglądała jak spełnienie marzeń każdego normalnego, zdrowego faceta. Blondynka, długie włosy, zielone oczy. Idealnie wpisująca się w mój typ. Mężczyźni to przede wszystkim wzrokowcy i nie wierzcie, kiedy inni mówią, że wcale tak nie jest. Owszem, liczy się też charakter, ponieważ sam nie chciałbym spędzić życia z kobietą, która żyje tylko kosmetykami i salonami piękności, a przy tym siedzi całymi dniami w domu, jednak równie ważny jest wygląd. Przynajmniej potrafię się do tego przyznać. W tamtej chwili też nie miałem zamiaru ukrywać prawdy, a spoglądająca na mnie z dołu niewiasta okazała się olśniewająca.
Podałem jej rękę i pomogłem wstać na obie nogi. W tym właśnie momencie obiecałem sobie, że ta Mróweczka będzie moja i nic nie stanie mi na drodze. Kiedy już sobie upatrywałem jakiś cel, to dążyłem do tego, żeby wygrać. Można to nazwać upartością, czy też pewnością siebie, ale właśnie taki byłem.
Nie mogłem się powstrzymać i zaproponowałem Mii randkę. Nie zamierzałem czekać nie wiadomo jak długo na to, żeby się z nią umówić. Lepiej już na początku znajomości sprawdzić, czy warto ją kontynuować. Wielu ludzi pisze ze sobą w nieskończoność, a gdy nagle się spotykają, to cały czar pryska jak bańka mydlana.
Czułem, że Mia to dziewczyna, z którą dogadam się w każdym aspekcie życia. Mogło wydawać się, że facet taki jak ja, wytatuowany i wysportowany, ma lasek więcej, niż mógłby zliczyć. Owszem, gdy imprezowałem, kobiety próbowały mnie podrywać na każdy znany im sposób, ale ja już się wyszalałem. Przez parę lat pieprzyłem każdą napotkaną dziewczynę, która mi się podobała i chciała tego równie mocno co ja.
Coś się zmieniło dwa lata temu.
Stwierdziłem, że bzykanie się na potęgę nie ma sensu, dlatego od dwóch lat nie tknąłem żadnej kobiety. Teraz pojawiła się Mia, która chyba zmieni ten stan rzeczy.
Gdy odprowadziłem dziewczynę pod dom, nie mogłem się powstrzymać i pożegnałem ją pocałunkiem w policzek. Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Może te dwa lata celibatu nie były takim wspaniałym pomysłem, ale kto by się spodziewał, że dzisiaj na moich oczach blondwłosa piękność przewróci się przez mrowisko.
Chyba powinienem zacząć jednak szanować te stworzenia, a nie pryskać je jakimiś środkami owadobójczymi. Gdyby nie one, może nie spotkałbym na swojej drodze Mii.
Kiedy wracałem do domu, wskoczyłem po drodze do sklepu, aby zrobić jakieś zakupy, bo moja lodówka świeciła pustkami. Gdy godzinę później wychodziłem spod prysznica, usłyszałem dźwięk telefonu. Sięgnąłem po niego i zobaczyłem na wyświetlaczu imię Aidena.
— Dzień dobry, kochany braciszku. Cóż to się stało, że dzwonisz do mnie w południe? — Byłem szczerze zdziwiony tym telefonem. Aiden w pracy miał zazwyczaj sporo na głowie, więc tym bardziej zżerała mnie ciekawość.
— Dzień dobry. To już nawet nie mogę zadzwonić do swojego młodszego brata? Postanowiłem sprawdzić, czy pamiętasz o tym, że wyjeżdżamy jutro o dwunastej. Podjedziemy po ciebie z Sophie i jej przyjaciółką — poinformował mnie Aiden.
Takiego starszego brata można ze świecą szukać, bo osobnik typu Aidena trafia się raz na milion lat. Zawsze mogłem powiedzieć mu wszystko, w szczególności to, co mi leżało na sercu. Dzieliły nas cztery lata i chociaż to niewiele, to mój brat był tym opanowanym i stanowczym członkiem rodziny, podczas gdy ja wolałem być tym pewnym siebie żartownisiem.
— Oczywiście, że pamiętam i aż nie mogę doczekać się spotkania z Sophie. W dalszym ciągu jest tą nieokiełznaną i dziką wariatką, która zwaliła cię z nóg? — zapytałem, bo dziewczyny brata nie widziałem od paru miesięcy i byłem ciekawy, czy się zmieniła.
Sophie okazała się jedną z najbardziej zwariowanych osób, jakie było mi dane poznać w życiu. Niziutka i czarnowłosa kobieta owinęła sobie Aidena wokół palca, jednak ich pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Sophie po prostu zdzieliła go torebką. Później tłumaczyła, że zamyśliła się, gdy stała przed drzwiami naszej firmy. Aiden, chcąc się jej zapytać, czy wszystko w porządku, zaszedł ją od tyłu i poklepał po ramieniu. Przestraszona myślała, że to jakiś zboczeniec, i przywaliła mu kilka razy torebką. Opanowała się dopiero w momencie, kiedy już trzymała ją ochrona.
Okazało się, że ta czarnulka przyszła właśnie na rozmowę kwalifikacyjną do Sharewood Finance & Investments, której prezesem był nie kto inny, jak Aiden Sharewood. Myślę, że każdy facet uciekałby przed tą siejącą popłoch istotką. Jednak mój brat, oczarowany wolą walki Sophie, nie dość, że przyjął ją do pracy, to po jakimś czasie zaprosił ją na randkę, i od tej pory byli dosłownie nierozłączni. Nadal się zastanawiałem, jakim cudem tak stonowany facet jak mój brat oraz jego mała dzikuska jeszcze żyli, ale najwyraźniej byli szczęśliwi i miałem nadzieję, że to się nie zmieni.
— Ta dzika wariatka, jak ją pieszczotliwie nazwałeś, wszystko słyszała, bo miałem cię na głośniku, i właśnie odprawia jakieś modły, więc na twoim miejscu bałbym się o dwie rzeczy. Może chce pozbawić cię życia, w każdym razie możesz być pewien, że jutro czeka cię straszny los. Odpowiadając na pytanie, owszem, moja dziewczyna nic się nie zmieniła i nadal staram się ją okiełznać, ale mi to nie wychodzi. Już się pogodziłem z porażką w tym aspekcie naszego życia — odpowiedział Aiden i wziąłem sobie jego słowa do serca, ponieważ Sophie była zdolna do wszystkiego.
— Czy ty zawsze musisz się dzielić wszystkim ze swoją drugą połówką? Gdzie się podziała męska solidarność? Moje życie wisi na włosku, więc pamiętaj o tym, kiedy będziesz mnie musiał ratować przed tym małym karakanem — powiedziałem, specjalnie dorzucając na końcu kilka dodatkowych słów, bo nie było na świecie drugiej osoby, która tak bardzo jak ja uwielbiała prowokować Sophie.
— Małym karakanem? Cofnij te słowa, Archerze Sharewoodzie, bo jeśli nie, to obiecuję ci, że nie wrócisz do domu ze wszystkimi częściami ciała. Twoja przyszła wybranka nie będzie zadowolona, jak jej powiesz, że nie masz czym jej zaspokajać, troglodyto. — Słysząc głos Sophie, uśmiechnąłem się szeroko, bo naprawdę stęskniłem się za tym krasnoludkiem, którego traktowałem jak młodszą siostrzyczkę.
— No już, już, krasnalu. Nie uruchamiaj się, bo złość piękności szkodzi. Lepiej wracaj do pracy, bo jeszcze prezes obetnie ci pensję — odpowiedziałem, myśląc o tym, jak bardzo brakowało mi tych ludzi.
— Oj, jakiś ty naiwny. Prezes nic mi nie obetnie, ponieważ jeśli to zrobi, ja obetnę mu co innego. — Teraz to już wybuchnąłem śmiechem, słysząc, jakim tonem to oznajmiła.
Tak, ta dziewczyna potrafi siać postrach wszędzie.
— Dobra, już cię nie prowokuję, bo chciałbym jeszcze trochę pożyć. Wracajcie do pracy, a ja załatwię swoje sprawy i widzimy się jutro o dwunastej. Nie pozabijajcie się tam — rzuciłem i pożegnaliśmy się.
Spotkanie z Mią miało się odbyć już za kilka godzin i nie mogłem się go doczekać. Już dawno nie czułem do kobiety takiego pociągu. Nie wierzyłem w te bzdury dotyczące miłości od pierwszego wejrzenia, ale przyznałem przed samym sobą, że ta dziewczyna wywołała we mnie uczucia, których nigdy bym się po sobie nie spodziewał. Obiecałem sobie, że jeśli Mia nadal będzie taka intrygująca, to będę dbać bardziej o środowisko, aby mrówki żyły sobie bezpiecznie.
Wtedy nie wiedziałem, że te słowa okażą się prorocze.
Właśnie w tej oto chwili mierzyłam się z dylematem każdej normalnej kobiety.
Nie miałam pojęcia, co powinnam włożyć, aby dobrze wyglądać podczas randki z Archerem. Nie chciałam wyglądać zbyt zdzirowato, ale chciałam wyglądać seksownie. Nie mogło też być zbyt skromnie, bo nie lubiłam zakrywać się od stóp do głów jak zakonnica.
Siedziałam właśnie w stercie ubrań i dalej nie wiedziałam, co wybrać. Do wyjścia zostało mi około dwóch godzin, więc jeszcze mogłam sobie pokonwersować sama ze sobą, przerzucając sukienki, spódniczki, spodnie i bluzki. Dobrze, że zdążyłam już ogarnąć swoje niesforne włosy i skończyć makijaż, bo wiedziałam, że gdybym zostawiła to na koniec, mogłabym się spektakularnie spóźnić. A to było stanowczo zakazane, ponieważ moja życiowa zasada brzmi następująco: „cokolwiek się nie wydarzy, nigdy się nie spóźniaj”. Spóźnianie się nie zawsze jest w dobrym tonie. Kiedy spóźnia ci się okres, może to oznaczać ciążę. O ile to planowałaś, o tyle wszystko jest pięknie, gorzej jeśli na imprezie poszłaś w tango, a tatuś przyszłego potomka to już tylko fatamorgana. Kiedy ktoś spóźnia się na twoją imprezę bez porządnego usprawiedliwienia, może to oznaczać, że ta osoba ciebie po prostu nie szanuje i powinnaś wyrzucić ją ze swojego życia. To aż dwa argumenty potwierdzające moją tezę, że nie należy się spóźniać.
Mio Montgomery, ogarnij się w końcu. Czas wziąć się w garść. Postanowiłam włożyć czarny top bez pleców oraz białe rurki, a do tego szpilki, i byłam gotowa. Musiałam sama przed sobą przyznać, że wyglądałam pięknie. Włosy zostawiłam rozpuszczone, do tego zrobiłam mocniejszy makijaż, i prezentowałam się dobrze. Nie udawałam sama przed sobą, że było inaczej, w końcu zamierzałam zrobić wrażenie na Archerze. Coś mnie do niego ciągnęło i chciałam się dowiedzieć, czy mamy szansę stworzyć cokolwiek we dwoje.
Punktualnie o siódmej wieczorem w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
Mio, wdech i wydech.
Jesteś piękna i cudowna, oczarujesz Archera, o ile tylko, na przykład, nie wypieprzysz się na schodach.
Otworzyłam drzwi i zamarłam.
Dosłownie zamarłam.
Jeżeli dzisiaj rano Archer wyglądał jak Adonis, to nie wiem, do kogo mogłam porównać go teraz. Wystylizowane ciemne włosy, idealnie przycięty zarost, biała koszula, ciemne dżinsy i skórzana kurtka. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć, bo ten facet wyglądał jak spełnienie marzeń każdej kobiety, a przynajmniej moich.
— Witaj, Mróweczko. Wyglądasz olśniewająco — powiedział, po czym wręczył mi bukiet czerwonych róż i pocałował w policzek, a moje mentalne drugie ja zemdlało.
— Dobry wieczór, Archerze. — Uśmiechnęłam się do niego. — Myślę, że muszę wymyśleć dla ciebie jakieś przezwisko, bo trochę to niesprawiedliwe.
— Mio, wszystko w swoim czasie. Jestem przekonany, że niedługo wpadniesz na coś błyskotliwego. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to miało związku z jakimkolwiek dziwnym zrządzeniem losu — rzekł, spoglądając na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
Włożyłam róże do wazonu i zarzuciłam na ramiona kurtkę, abyśmy mogli pojechać do miejsca, w którym odbędzie się nasza randka.
— Biorąc po uwagę fakt, że na twoich oczach wywaliłam się przez mrowisko, mógłbyś w ramach wsparcia zrobić coś równie upokarzającego — odpowiedziałam.
Kiedy wyszliśmy na dwór, moim oczom ukazał się samochód marzeń.
Bugatti La Voiture Noire.
Nie byłam blacharą, a samochód nie stanowił dla mnie wyznacznika zajebistości mężczyzny, jednak to cacko to przecież cud motoryzacji. Archer nie przestawał mnie zaskakiwać.
— Mróweczko, w moim wypadku zrobienie z siebie głupka jest tylko kwestią czasu, więc na pewno znajdziesz dla mnie idealne przezwisko. Mam tylko nadzieję, że wespniesz się na wyżyny swoich umiejętności. — Wgapiałam się w niego jak sroka w gnat.
Oficjalnie zwariowałam.
Znałam tego faceta zaledwie kilkanaście godzin i śmiałam stwierdzić, że mnie opętał. Innego rozwiązania nie było. Trzeba będzie wezwać egzorcystę. Byłam pewna, że tylko to mnie uratuje.
— Ja z kolei mam nadzieję, że będzie to związane z czymś równie upokarzającym. — Wypowiadając te słowa, uśmiechałam się, bo już miałam w głowie kilka sformułowań, które mogłabym stosować wobec stojącego przede mną faceta. — Tak swoją drogą, muszę zadać to pytanie: skąd wytrzasnąłeś to dzieciątko? — Wskazałam palcem na jego samochód.
— Dostałem od rodziny. Przez dwa lata podróżowałem po całym świecie i w końcu postanowiłem na stałe wrócić do Nowego Jorku. Ten samochód to moje kolejne marzenie i oczywiście moi wspaniali bliscy postanowili je spełnić. — Cały czas patrzył na mnie z uśmiechem.
— Oddałabym nerkę, żeby się nim przejechać — szepnęłam, podziwiając to piękne cudo techniki.
Nic na to nie poradzę, że kocham jeździć samochodami.
— Mróweczko, jeśli zasłużysz i będziesz grzeczna, to mogę ci obiecać, że taka okazja nastąpi prędzej niż później. — Tymi słowami mnie zaskoczył.
Dziewięćdziesiąt dziewięć procent osobników płci męskiej szybciej dałoby się pokroić seryjnemu mordercy, niż pozwoliłoby kobiecie poprowadzić swój najdroższy samochodzik.
— No proszę, proszę. Mężczyzna, który daje poprowadzić bugatti kobiecie, to cud, który nie zdarza się często.
— Nie myśl tylko sobie, że to będzie takie proste. Jak powiedziałem, najpierw musisz zasłużyć i być grzeczna. I oczywiście nie możesz wpadać na każde napotkane na swojej drodze mrowisko. Jeszcze zacznę myśleć, że z twoimi zdolnościami moje autko może zostać zgładzone w czołowym zderzeniu z betonową ścianą. A tego byśmy nie chcieli — odpowiedział Archer tym swoim głębokim głosem.
— Czy ty właśnie w jednym zdaniu zdążyłeś obrazić moje zdolności prowadzenia pojazdu, nawet ich nie znając?! — W myślach już planowałam wymyślne tortury, których doświadczy Archer, kiedy już znajdę odpowiednie miejsce do ich przeprowadzenia.
Raz się człowiek potknął o mrowisko, a do końca życia będą mu to wypominać.
— Oj, Mio, nie obraziłem twoich zdolności, bo, jak podkreśliłaś, jeszcze ich nie poznałem, ale nie będę ukrywał, że bardzo pragnę zobaczyć cię w akcji. — Ten mężczyzna będzie gwoździem do mojej trumny.
Głupi uśmieszek na jego wargach mówił mi wszystko, a ja niczym jakaś niewyżyta damulka zastanawiałam się, jak bardzo sprawne były te jego usteczka. Nic dodać, nic ująć. Zachowywałam się jak napalona wariatka, która pierwszy raz zobaczyła na oczy faceta. Jednak z drugiej strony, jeśliby się nad tym zastanowić, pierwszy raz w życiu widziałam taki męski okaz. No po prostu ideał. Ciekawe, co z nim jest nie tak, że z nikim się nie spotykał. A może było inaczej, a ja się umówiłam z facetem, który miał dziewczynę lub, co gorsza, żonę! Co prawda Archer nie wyglądał na faceta grającego na dwa fronty, no ale który facet tak wygląda?!
— Archer, czy ty masz dziewczynę albo żonę? — wypaliłam, zanim zdążyłam się zastanowić nad moimi słowami.
Tak, to cała ja. Królowa dramatu w wersji zaawansowanej.
Patrzyłam na Archera i chyba tym razem go zamurowało. Tak się zastanawiałam, czy on przypadkiem nie będzie potrzebował karetki, a nie chciałabym mieć na sumieniu tego mężczyzny. Był za młody, aby dostać na przykład udaru przez moje głupie pytanie. Nagle się ożywił i wybuchnął tak głośnym śmiechem, że mógłby nim przestraszyć połowę mieszkańców Nowego Jorku.
— Mio, skąd w ogóle przyszło ci do głowy to pytanie? Nie odpowiadaj lepiej, bo skończy się tak, że zamiast na kolację udamy się do twojego mieszkania. Tam zleję ci tyłek za to, że podobne myśli przeszły ci przez głowę. Mogę ci zagwarantować, że nie mam ani dziewczyny, ani kochanki, ani żony. Jestem stuprocentowo monogamicznym typem i jak w coś wchodzę, to na sto procent. Nie uznaję półśrodków. — Ten jego wkurwiony, zabójczy wzrok powinien zostać uwieczniony na jakimś obrazie.
Wspaniały widok.
— Dobra, dobra. Nie było pytania, ale wolałam się upewnić. Jeszcze jakaś twoja napalona dziewczyna by nas namierzyła i wleciała do restauracji na swojej miotle, a ja, znając moje szczęście, pewnie bym oberwała! — Sama coraz bardziej się nakręcałam.
Oglądaliście kiedyś Looney Tunes?
Kojarzycie tego brązowego futrzaka, diabła tasmańskiego?
To możecie sobie wyobrazić, jak on kręcił się w kółko w tempie turbo. Tak samo ja w myślach tworzyłam sobie milion rożnych wersji wydarzeń, do których nigdy nie dojdzie. Już widziałam, jak oczy Archera wznosiły się ku niebu. Pewnie zastanawiał się, z jakiego szpitala psychiatrycznego uciekłam.
Wiem, wiem, nie byłam do końca normalna, jednak na swoje usprawiedliwienie powiem, że każdy człowiek ma w sobie coś z wariata.
— Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy ten twój upadek nie spowodował poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Ale na tyle, na ile zdążyłem zauważyć, po prostu jesteś małą wariatką. Zastanawiam się, czym mnie jeszcze zaskoczysz. — No popatrzcie, chłopak się jednak nie przeraził. Przyznaję, że byłam pod wrażeniem.
Czasami się zastanawiałam, czy nie pobłogosławiono mnie taką, a nie inną osobowością, aby przetestować mężczyzn. Taki pewnego rodzaju wielki test. Możecie się domyślać, że sto procent na razie go oblało, ale nikt nie mówił, że będzie lekko, miło i przyjemnie.
— Mogę się jedynie tłumaczyć stresem wywołanym tym, co zaplanowałeś. Jeszcze masz szansę mnie porwać i zamknąć w opuszczonej chatce w lesie, a tam są robaki i pająki, których nienawidzę, więc pewnie zanim zdążyłbyś mnie zabić, to sama zeszłabym na zawał albo jakąś zapaść.
— Oj, Mio, Mio, rozgryzłaś moje plany. I co ja teraz pocznę? Zamierzałem zrobić ci rzeczy, o których nigdy wcześniej nie śniłaś. — Archer już nie potrafił powstrzymać uśmiechu. — Mróweczko, coś czuję, że spotkania z tobą będą niezwykle interesujące. A teraz, jeśli łaskawie pozwolisz, może wsiądźmy do samochodu i pojedźmy na tę kolację, bo sąsiedzi niebawem wyjdą przez okna swoich mieszkań, aby zobaczyć, co się tutaj dzieje.
— Tak! — Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Co za wstyd. No, czy mój żołądek nie mógł jeszcze poczekać, zamiast narobić mi obciachu? — Przepraszam — powiedziałam lekko zawstydzona.
— Nic się nie stało — odparł Archer, a na tej swojej piękniutkiej twarzyczce nadal miał uśmieszek. — Cieszę się, że twój brzuch zgadza się z moimi słowami. A teraz już jedźmy, bo umrzesz mi z głodu.
Zaskoczył mnie po raz kolejny, gdy otworzył mi drzwi po stronie pasażera, abym mogła wsiąść do auta. Ten mężczyzna to ideał… Gdzie skryły się w takim razie jego wady, bo przecież każdy facet jakieś ma, prawda?
Wtedy obiecałam sobie, że odkryję, co jeszcze tkwi w Archerze.
Musiałem to przyznać: nie spodziewałem się, że zwykła przebieżka do lasu stanie się początkiem mojej przygody z pewną uroczą, małą wariatką o imieniu Mia. Ta blondyneczka nie starała się na siłę mi zaimponować, co było pewnego rodzaju zaskoczeniem. Obecnie kobiety często próbują udawać kogoś, kim na co dzień nie są, byleby tylko dostać to, na czym im zależy. Mia okazała się powiewem świeżości, gdy zawitała w moim życiu. Jej niewyparzona buźka sprawiała, że uśmiech sam pojawiał mi się na twarzy.
Planując naszą randkę, chciałem, by to było coś wyjątkowego. Nie zamierzałem zabrać tej kobiety do wykwintnej restauracji, bo wydawało mi się, że Mia nie należała do dziewczyn, które lubiły takie rzeczy. Zamiast tego postanowiłem wziąć ją do najlepszej knajpki z burgerami w mieście, a przynajmniej taka była moja opinia.
— To gdzie mnie zabierasz na dzisiejszą randkę? — Z letargu wyrwał mnie jej głos.
— Myślisz, że zdradzę ci tę tajemnicę? Jeśli tak, to grubo się mylisz. Zamierzam cię zaskoczyć — odpowiedziałem ciekawy reakcji Mii na miejsce, które wybrałem.
— Wolałabym uniknąć niespodzianki, bo wiesz, jak to czasami bywa… stanowimy idealną parę, która mogłaby zagrać w horrorze. Spotykamy się w lesie, od razu zapraszasz mnie na randkę, ja oczywiście się zgadzam i nagle mnie porywasz. No dobra, znowu się zapędziłam, ale to nie moja wina, że uwielbiam seriale o seryjnych mordercach i lubię też horrory. Tylko wolę nie oglądać ich sama, bo wtedy nie mogę spać przez dwa dni, ale z kimś to zupełnie co innego. — Słuchałem jej i nie mogłem się nadziwić, jak wybujałą fantazję ma ta dziewczyna. W kilka minut potrafiła doprowadzić mnie do śmiechu, a to się nieczęsto zdarzało.
Owszem, kiedy się rozpędzała, jej monologi były czasami dziwne, jednak to pokazywało również, że Mia nikogo nie udawała i nie chciała mi na siłę zaimponować.
— Mróweczko, im dłużej cię słucham, tym bardziej dociera do mnie, że twoja wyobraźnia nie zna granic. Lepiej miej się na baczności, bo niedługo zrobię ci niespodziankę i urządzę takie porwanie, jakiego jeszcze świat nie widział. — Uśmiechnąłem się do niej, kiedy zauważyłem, jak ze zdziwienia rozchylają się jej wargi. Swoją drogą, z chęcią bym ich posmakował, ale na to jeszcze przyjdzie czas.
— Archerze, nie znałam cię od tej strony. A biorąc pod uwagę, że znam cię dwanaście godzin, nie jest to najmądrzejsze zdanie, jakie mogło wyjść z moich ust. — Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem na jej słowa.
Ta dziewczyna doprowadzi mnie do zguby, tego akurat byłem pewien.
— Mróweczko, nie obrażaj swojej inteligencji. Pamiętaj, że spotkaliśmy się całkowicie przypadkowo i postanowiłem umilić tobie i sobie wieczór, kiedy tylko zobaczyłem twój upadek. — Specjalnie nawiązałem do sytuacji z dzisiejszego poranka.
— Archeeer, co ja ci mówiłam na temat wspominania o tym, co się wydarzyło rano?! Może zróbmy z tego upadku Voldemorta, czyli coś, czego nie można wymawiać. A najlepiej by było, żebyś całkowicie zapomniał o tej sytuacji — odpowiedziała z naburmuszoną minką, jednak wiedziałem, że tylko się zgrywała, bo w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
— Czyżby trafiła mi się fanka Harry’ego Pottera? — zapytałem, bo zamierzałem ją poznać i chciałem wiedzieć, co lubiła, a czego nie, jakie były jej zainteresowania.
Wszystko, co jeszcze będę mógł odkryć.
— Nie nazwałabym siebie fanką, ale uwielbiam wszystkie filmy z tej serii. Byłam bardzo młoda, gdy pojawiła się pierwsza część, i za każdym razem nie mogłam się doczekać następnej, a kiedy w telewizji leci powtórka, nigdy nie rezygnuję z seansu. — Zdążyłem zauważyć, że Mia nie odpowiadała półsłówkami. Zawsze starała się rozwinąć swoją myśl, i bardzo mi się to podobało.
— Ty lubisz Harry’ego Pottera, a ja Szybkich i wściekłych. Duet idealny. — Uśmiechnąłem się.
— Mój drogi, jeśli w grę wchodzi Paul Walker i Vin Diesel, to biegnę z tobą do każdego kina — odparła, a w tej samej chwili podjechałem pod knajpę, w której miała się odbyć nasza randka.
— Teraz, Mróweczko, jeśli pozwolisz, musimy chociaż na chwilę przerwać rozmowę, bo właśnie stoimy przy miejscu docelowym — oznajmiłem, czekając na reakcję dziewczyny na widok tego, dokąd ją przywiozłem.
Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi od jej strony, aby je otworzyć. Widziałem, jak Mia spojrzała na szyld Jerry’s, a na jej twarzy uformował się szeroki uśmiech.
— Czy ty wziąłeś mnie na randkę do burgerowni? — Cały czas się uśmiechała.
— Jak widać na załączonym obrazku. — Po jej minie wywnioskowałem, że była zadowolona.
— Archer, zaczynam się zastanawiać, czy ty nie czytasz mi w myślach. Moim zdaniem randka, w której biorą udział dwie osoby oraz burgery, a także piwo, to najlepsza randka na świecie! — Niespodziewanie objęła mnie i pocałowała w policzek. — Uwielbiam to.
— Jeżeli mam być szczery, to takiego entuzjazmu się nie spodziewałem, Mróweczko.
— Archie, kocham burgery, i musisz wiedzieć, że pochłonę każdy rozmiar!
— Każdy rozmiar, powiadasz? — Uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, że Mia zorientuje się, jak dwuznacznie to zabrzmiało.
— Oj wiesz, o co mi chodzi! I wcale nie o to, o co chodziło tobie, zbereźniku jeden! — droczyła się.
— Mróweczko, chodziło mi jedynie o burgera.
— Tak, tak. Już ci uwierzyłam. Koniec tych pogaduszek, idziemy jeść! Zarządzam pysznego i chrupiącego burgerka. Raz, dwa. — Mia wzięła mnie za rękę i pociągnęła do drzwi wejściowych.
Naprawdę nie spodziewałem się, że zwykła knajpa tak ją zachwyci. Jednak tak, jak sądziłem, Mia to wyjątkowa dziewczyna, która zaskoczy mnie jeszcze nie raz. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce przy zarezerwowanym przeze mnie stoliku. Dzisiejszego wieczoru nie było tutaj tłumów, więc ucieszyłem się, że damy radę swobodnie rozmawiać i nie będziemy musieli się przekrzykiwać. Po tym, jak kelnerka zostawiła nam karty dań, zastanawialiśmy się, co zamówić.
— Archer, mam wielki problem — jęknęła Mia.
— Słucham, Mróweczko? — Naprawdę byłem ciekawy, jaki problem miała moja partnerka.
Co ja właśnie powiedziałem?
Moja partnerka?
Tak, oficjalnie chyba przegrzało mi kabelki w tym moim mózgu. Znałem dziewczynę około dwunastu godzin i już ochrzciłem ją moją partnerką. Nie wiedziałem, czy powinienem już się zastanawiać nad moim zdrowiem psychicznym, czy istota siedząca przede mną po prostu tak mocno mnie oczarowała.
Czułem, że już się z tego nie wykaraskam. Jeśli mam być szczery, to uważałem, że byłem stracony.
— Tu jest tyle rzeczy, że ja naprawdę nie wiem, co wybrać. Ech… zawsze ten sam problem. Pomożesz mi? — zapytała Mia, robiąc te swoje słodkie oczka.
Kojarzycie kota ze Shreka? No to właśnie takiego kociaka miałem przed sobą.
— Umówmy się, że oboje weźmiemy to samo. Myślę, że tak będzie najwygodniej i nie będziemy musieli się zastanawiać zbyt długo. Coś czuję, że jeśli wziąłbym coś innego, to podkradłabyś mi burgera z talerza, prawda, Mróweczko? — odpowiedziałem.
— Zaczynam się coraz bardziej bać, że czytasz mi w myślach. To już drugi raz! Odpowiadając na twoje pytanie, oczywiście, że bym ci ukradła co nieco z talerza, bo to jest silniejsze ode mnie. Jestem jedzeniową kleptomanką. — Zrobiła smutną minkę.
— W takim razie, moja droga kleptomanko, zamówię nam coś i nie zamierzam ci powiedzieć, co to takiego będzie. Będziesz miała niespodziankę. Mam tylko jedno pytanie. Lubisz ostro?
— Archie, „ostro” to moje drugie imię — sapnęła Mia, a ja coraz bardziej pragnąłem ją pocałować.
Nie zamierzałem ukrywać, że nasze rozmowy miały więcej podtekstów seksualnych niż ustawa przewiduje. Idealnie dopasowywaliśmy się w tym aspekcie. Mimo że pozornie rozmawialiśmy o normalnych rzeczach, wiedzieliśmy, że nasze słowa miały drugie dno.
Zamówiłem dwa burgery z bekonem, podwójnym serem i papryczkami jalapeño. Do tego jedno normalne piwo i jedno bezalkoholowe.
Czekaliśmy na zamówienie, rozmawiając o wszystkim. O naszych rodzinach i zainteresowaniach. O tym, co nas denerwuje, i o tym, co uwielbiamy. Oboje nie lubiliśmy tracić czasu, tylko braliśmy byka za rogi. Tak naprawdę sądziłem, że okazaliśmy się bardziej podobni, niż nam się wydawało. Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, że dzisiejszy dzień przybierze taki obrót.
W końcu nasze zamówienie pojawiło się na stoliku, a po twarzy Mii widziałem, że trafiłem w dziesiątkę ze swoim wyborem. Prosty burger z lekkim urozmaiceniem zawsze był na początek odpowiedni.
Właśnie tak lubiłem żyć. Zaczynać delikatnie. Później, im lepiej będziemy się poznawać, tym nasze wybory będą stawać się coraz bardziej odważne. Jedliśmy w komfortowej ciszy, co jakiś czas patrząc sobie w oczy.
— Najedzona? — zapytałem po jakimś czasie.
— Najedzona, napojona i szczęśliwa. — Uśmiechnęła się. — Mogę śmiało powiedzieć, że twoja niespodzianka udała się w stu procentach.
— Cieszę się, że ten pomysł tak przypadł ci do gustu, bo, szczerze mówiąc, nie byłem pewien, jak zareagujesz na mój wybór.
— Archie, dla mnie proste rozwiązania są tymi najlepszymi — odpowiedziała tak, jak sam myślałem, kiedy kilka godzin temu zaplanowałem nasze spotkanie.
— W takim razie, skoro lubisz proste rozwiązania, to może przejdziemy się na spacer? — Miałem nadzieję, że ten wieczór nie skończy się już teraz.
— Z miłą chęcią. — Uśmiechnęła się, a po chwili wstaliśmy, by ubrać kurtki.
Kiedy wychodziliśmy z restauracji, Mia zrobiła coś, czego się nie spodziewałem. Powoli wsunęła swoją dłoń w moją, splatając nasze palce.
Czy kiedykolwiek sądziłem, że na pierwszej randce będę szedł z dziewczyną za rękę?
Nie.
Ale nie spodziewałem się także spotkać na swojej drodze takiej dziewczyny jak Mia, której wszystko wychodziło naturalnie. Ktoś mógłby powiedzieć, że to za szybko na takie gesty. Jednak skoro ludzie chodzili ze sobą do łóżka na pierwszych randkach, to dlaczego nie można zrobić czegoś tak trywialnego, jak trzymanie się za ręce.
Często właśnie takie gesty sprawiają, że człowiek może poczuć się szczęśliwy.
Spacerowaliśmy w ciszy, od czasu do czasu wymieniając się opiniami na różne tematy. Nawet nie wiedziałem, kiedy minęły dwie godziny, a my znaleźliśmy się z powrotem przy samochodzie i odjechaliśmy w kierunku mieszkania Mii.
— Chyba czas się pożegnać, Mróweczko. Chociaż wolałbym pobyć jeszcze z tobą, pamiętam, że oboje jutro wyjeżdżamy, więc chcę, żebyś była wypoczęta — powiedziałem dziewczynie, aby nie sądziła, że już chcę odjechać.
— Chyba tak. Gdyby nie jutrzejszy wyjazd, to mogłabym z tobą zostać jeszcze dłużej, jednak przypominam niedźwiedzia polarnego i jutro pewnie byłabym nieprzytomna. Potrzebuję przynajmniej siedmiu godzin snu. Mam nadzieję, że spotkamy się po weekendzie. — Posłała mi uśmiech.
— Pierwszą rzeczą, którą zrobię zaraz po powrocie, będzie umówienie się z tobą, Mróweczko. A teraz leć już do mieszkania i do łóżka. — Wysiedliśmy z samochodu, a ja podszedłem do Mii, by odprowadzić ją pod klatkę. — I całym sobą chciałbym cię teraz pocałować, ale jeszcze tego nie zrobię. Kiedy pochłonę twoje usta, będziesz czuła mój dotyk jeszcze przez kilka dni. — Nachyliłem się, całując ją w kącik ust. — Dobranoc, Mio. Daj mi jutro znać, że dojechałaś na miejsce.
— Dobranoc, Archer. — Patrzyłem, jak Mia idzie w stronę domu, co jakiś czas odwracając się i zerkając na mnie. Kiedy weszła do budynku i wiedziałem już, że jest bezpieczna, skierowałem się do swojego samochodu i odjechałem.
Wtedy nie spodziewałem się, że spotkamy się szybciej, niż sądziliśmy.
Kiedy obudziłam się tego ranka, wydawało mi się, że siedzę na małej chmurce szczęścia. Pewnie to zastanawiające, że kobieta może się czuć tak cudownie po randce z mężczyzną, którego poznała dzień wcześniej.
Otóż może…
Byłam tego najlepszym przykładem.