29,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,99 zł
SŁOWOTOK… Wszechobecny, destrukcyjny, uwodzicielski, otępiający… Zapraszam do wędrówki po rubieżach słów, do poszukiwania prawdy i sensu, bo tym jest SŁOWOTOK. Osobiste i subiektywne spojrzenie na wartość słów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 36
Adrian Musiał
Słowotok
Wydawnictwo Agrafka 2024
I S B N 9 7 8 - 8 3 - 6 7 3 4 8 - 6 8 - 3
9 7 8 8 3 6 7 3 4 8 6 8 3
Spis treści
Moja i twoja 8
Niepatrzenie 9
Winny 10
Pestka wiśni 11
Bieg do jutra 12
Pożegnanie 13
Ostatnie pożegnanie 14
Spotkanie o świcie 16
Trudna miłość 17
Koncert na orkiestrę 18
Sam ze sobą 19
Tryptyk codzienności 20
Maleńka miłość 21
Fikcjorealność 24
Zawczasu 25
Poetyckie dłuto 26
Bądź cierpliwym rybakiem znad brzegu 27
Jak Ikar 28
A Ty tylko bądź 29
Krzyżówka nocy 31
Niepewna pewność 32
Trudna adopcja 33
Żebrak 34
Paradoksylium 35
Cyklon 36
Popioły 38
Kochanka 39
Wyrok 40
Kiedyś… 41
Muzeum mojego serca 42
Kształt człowieczeństwa 43
Bukłak 45
Witryna 46
Wieża Babel 47
Fatamorgana 48
Trudne pytania 49
Uwięziony 50
Nim zapadnie kurtyna 52
Życzenia dla współczesnego człowieka 54
Tylko ona… 55
A ty wciąż… 56
Iluzjonista 57
W teatrze jednego aktora 58
Pajęcza sieć 61
Kruk 62
Więźniowie 63
Abonent poza zasięgiem 64
Katyńskie brzozy 65
Pielgrzymi 66
Zrodziła go ziemia… 68
4
Do A 69
Do Ciebie piszę 70
Podaj mi swoją dłoń 72
Człowieka szukam 73
Bo Ty jesteś 74
Czekam na mnie 76
(Bez) sensowne poszukiwania 78
Dogłębna penetracja 79
Kucharzem bądź 80
Człowiek imię jego 81
Dyskusja z Haliną 83
U mnie wciąż spadają liście 84
Przeklęty kawałek papieru 85
Resztki wszystkiego 86
Czas bez nas 87
Ogień i woda 88
Jałmużna 89
Arytmia 91
Pod gruszą 92
Węgierka 93
Kłębek 95
Posiadanie 97
Chcę 98
5
Na początku było słowo… Jedno – najważniejsze, bo stwórcze Potem przez nie wszystko się stało, a bez niego nic by nie było, co było Dziś otaczają nas miliony słów, które szumią niczym wartka rzeka W jej odmętach giną sensy i znaczenia, które porywa prąd – nieubłagany czas Mówimy więcej, ale mniej treściwie
Porozumiewamy się w różnych językach, ale rozumiemy mniej Wzbogacamy słowniki, ale ubożeje kultura słowa Coraz więcej słów wypełnionych pustą treścią Coraz więcej słów, które stały się zakładnikiem popędów i namiętności Coraz więcej gorzkich słów, oblanych nieszczerym uśmiechem i wymuszonymi gestami
SŁOWOTOK… Wszechobecny, destrukcyjny, uwodzicielski, otępiający…
Zapraszam do wędrówki po rubieżach słów, do poszukiwania prawdy sensu, bo tym jest SŁOWOTOK Osobiste i subiektywne spojrzenie na wartość słów Każdy utwór to inne słowo, a może i słowa? Są ukryte w treści, znaczeniu, interpretacji i w rysunkach – każdy z nich odnosi się do kilku poprzedzających go wierszy Przeczytaj, obejrzyj i poszukaj Niech to będzie twórcze poszukiwanie Autor
6
Moja i twoja
Mówią, że matką jesteś głupich,
jakby mądrość sierotą była
Mówią, że lepiej cię mieć niż stracić,
żeby cię nie porzucać, choćby było źle,
choćby nie wiem co…
Jeszcze inni mówią, że gorzko smakujesz,
ale i tak trzeba dać ci się pokonać,
bo kto nie ulegnie, ten zginie kilka razy Jesteś nieśmiertelna, w końcu umierasz ostatnia, kiedy nie ma już nic,
kiedy wszystko się wypełniło
Jesteś sensem, co treści nadaje znaczenie i tłumaczką języka porażek,
przez co stają się mniej porażające
Jesteś źródłem siły, która pozwala płynąć wbrew strumieniu, czasem też brzytwą, której chwyta się ten co tonie Pozwalasz wyjść z zakrętów
i podnieść się po upadku ze szczytu
Nie wiem czy jesteś jedna, czy jest was więcej, czy wciąż ta sama, a może już inna,
czy jesteś moja, czy jego, czy jej, czy nasza…
Najważniejsze, że jesteś,
moja i twoja,
dziś i jutro…
8
Niepatrzenie
Kiedy zamykam oczy obolałe
koniecznością patrzenia,
widzenia tego, co do zobaczenia się nie nadaje, przenikania aż do drugiego dna,
które dnem jest rzeczywiście,
odczuwam ulgę
Kiedy zamykam oczy porażone
promieniami pozorów,
rozpalone blaskiem milionów monet, zmęczone wpatrywaniem się w aureolę tych lepszych, oślepione ideałami z pierwszych stron gazet, pożądam nieprzebranych oceanów mroku
Kiedy zamykam oczy zamglone
magią obłudy,
zahipnotyzowane pokładami absurdu, rozżarzone kruchością budowanych życiorysów i oślepłe od ikarowych ambicji,
ślepcem chcę być
Kiedy zamykam oczy
zaczynam widzieć
9
Winny
Winny zarzucanych czynów, skazany na
dożywotnie niezrozumienie,
zamknięty w odlewie własnego ciała, bo może być niebezpieczny dla otoczenia
Dowody?
Naiwna wiara w człowieka na wzór i podobieństwo Stwórcy, element wywrotowy systemu obłudy i pogardy, nieugięty poszukiwacz prawdy istnienia, demoralizator domagający się znaczenia słów, popularyzator ideologii miłości
Alibi? Brak
Świadkowie nieprzychylni,
materiał dowodowy przepełniony obojętnością Wyrok prawomocny
Wydany przez nieomylne mądre głowy
10
Pestka wiśni
a w środku ja – mała pestka wiśni
obleczona miąższem ukołysana
słodyczą
rozpalona promieniem słońca
dojrzewam
zwracając uwagę gapiów
i zakompleksionych zazdrośników
i tylko wiatr zadufany w sobie
nieugięty jest w swej porywczości trąca
mną raniąc boleśnie
ku uciesze innych
spadam
nie gałęzie
ale ziemia staje się wszystkim
nie jestem już małą pestką w środku wiśni jestem skamieniałą i bezduszną pestką odrzuconą
i niepotrzebną
strawi mnie czas
11
Bieg do jutra
Nie wiem czy dotrwam do jutra,
skoro dziś przytłoczone jest bagażem
z wczoraj
Wstać nie mogę,
bo ktoś zamienił
gramy w kilogramy,
a garstka pięścią się stała
Wskazówki uwięzione w tarczy zegara
chcą odliczać sekundy,
ale cofają się… o godziny
A nogi niczym kłębek wełny są,
splatają się same ze sobą, złamane
wczorajszym biegiem do jutra
12
Pożegnanie
A kiedy odejdę,
zapłacze po mnie leśna stokrotka
łzami porannej rosy
Westchnie przez chwilę
kapryśny w uczuciach wiatr,
dla którego NIC jest wszystkim
W dwóch słowach opowie kruk
ciemności król,
wykrzykując swą złowieszczą opowieść
Rozpłynę się razem z mgłą
o świcie ostatnim,
kiedy ranne wstaną zorze
13
Ostatnie pożegnanie
przyszedł czas bym
pożegnać się mógł
sam ze sobą
w anielskim orszaku wyprawił
do świata lepszego tę cząstkę,
co już nigdy moją nie będzie
odeszła, niespodziewanie
i wcale nie proszona
wydzierając sens istnienia
umarła
bez możliwości zmartwychwstania
skatowana przez projekcje, które
stały się zabójczą mgłą,
oddech nie miał szans
staję więc odarty
z kulawą nogą
potykając się o własne myśli
nad krawędzią grobu
przyszedł czas pożegnać się sam
ze sobą
ostatnie pożegnanie
14
Spotkanie o świcie
spotkajmy się znów
o świcie niewinnym
kiedy dziewiczy głos słowika koi
rozdygotane serce
chwyćmy się za ręce tak
długo szukały pary
przepuszczając kolejne przypadkowe uściski wymieńmy się uśmiechem takim
bez przyczyny
który nie oczekuje nic w zamian
posłuchajmy szeptu nabrzmiałych ust obolałych koniecznością mówienia podręcznikami savoir vivre
spotkajmy się na nowo
nadzy w swej szczerości
i rozpaleni żądzą bycia
odnajdźmy się na nowo dość już
tych bocznych dróg które ślepymi
się okazały
spotkajmy się znów
o świcie niewinnym
zacznijmy od nowa
żyć ze sobą
16
Trudna miłość
tak trudno jest dziś kochać kiedy
serca jakieś trędowate
od niechcenia
nieuleczalnie chore
na jestestwo
zapatrzone w blask własnego oblicza
tak trudno jest dziś kochać
kiedy kochanie kochaniem być przestało
i pustymi deklaracjami się stało wypełnione pustką bez treści
i bez znaczenia
takie to dziś są serca
trędowate od niechcenia
17
Koncert na orkiestrę
posłuchaj tej ciszy
w której najpiękniejsze dźwięki
dyktuje serce
wyborny kompozytor
i przewrotny tekściarz
posłuchaj tej melodii niemej
w swej prostocie
i porywającej spokojem
taśma profesjonalna
posłuchaj tej symfonii
rodem z Mozarta na
razie bez tytułu
na orkiestrę
prawykonanie wieczorem
posłuchaj tych głębokich dźwięków
echo niesie się w nieskończoność
a nuty uciekły z pięciolinii
wydarły się harmonii wybierając
chaos
posłuchaj tego koncertu
w operowej aranżacji pokoju
przy znamienitej publice przywiędniętych kwiatów zachłyśnij się brzmieniem
na zawsze
18
Sam ze sobą
Sam ze sobą zanurzony w dyskusji, niespokojnej, pełnej nagłych porywów serca
i krzyków, które nikną z nieprzemierzonej ciszy, pochłonięty argumentami bez logiki
Nic nie wynika z niczego,
nic nie ma kontynuacji w czymś,
coś nie wpływa na coś,
a jednak pozostaje ten nieznośny ból istnienia Nie wszystko musi mieć powód,
jasny, logiczny, prosty,
nie da się wytłumaczyć siebie słowami, gestami, krokami, łzami
Nie poznasz w ten sposób,
nie znajdziesz odpowiedzi na nurtujące pytania, bo prawda czeka gdzieś w głębi,
podejdź i po prostu posłuchaj, nie pytaj
19
Tryptyk codzienności
Dziś
dziś to
takie
jutro
ale
bez wczoraj
Wczoraj
wczoraj było już nie
powtórzy się dziś
bo nadchodzi
jutro
Jutro
jutro to takie dziś
ale
bez wczoraj
20
Maleńka miłość
zakochałem się
w tej jednej
jedynej w swoim rodzaju
dziewiczej w swej niewinności
kropli
miłość niewielka maluteńka niepowtarzalna w swoim pragnieniu ulotna stałością chwili zaledwie garść przyjemności która
przelatuje przez palce dając
spełnienie
zakochałem się w tej kropli gibkiej
w smukłości jestestwa niecierpliwej
w wyrażaniu uczuć dążącej do emanacji
rozkoszy
uwodzicielska
nieokiełznana
bezkształtna
a jednak piękna
usta spragnione jej obecności rozpalone
namiętnością oczekiwania na to pierwsze
spotkanie
dłonie niecierpliwie oczekują chłoną
jej obecności
niespokojne, uwięzione w labiryncie żądz
21
przychodzi opada
bezwiednie
wprost w objęcia rozpalonych członków muska usta skrzepnięte samotnością rozpływa się
w miłosnych uniesieniach
stajemy się jednością bezkształtną
masą pogrążoną w chaosie
pragnień i wyobrażeń
osiągamy szczyty pożądania
22
Fikcjorealność
Zatrzasnąłem się w ograniczoności rozumienia, tego, co dogmatem jest
od początku stworzenia
Zachłysnąłem się pozornością widzenia sensów, ukrytych dla świata
od urodzenia
Pogrążyłem się w iluzji istnienia
z naiwnością głupca, że życie przeżyć można według scenariusza swojego pióra
Niedobrze, kiedy fikcja realna się staje, wodząc za nos,
wprost do upadku
W sierocińcu odrzuconych serc
miejsc jest jednak wiele
Czekają cierpliwie na adopcję
Choć to taka fikcjorealność…
24
Zawczasu
Byłem już
Nie jestem
I nie będę
Dziś odeszło wczoraj
Zawczasu
Nie czekając do jutra
25
Poetyckie dłuto
Kolejne słowa, wersy i strofy,
stają się niczym glina, która dała początek Poetyckie dłuto każdego dnia stwarza na nowo człowieka, ale nie tego z rajskiej opowieści, bez ograniczeń i pełni szczęścia, lecz człowieka ułomnego, który kiedyś zjadł zakazany owoc Poetyckie dłuto misternie dokonuje nacięć, które bolą, bo inspirowane są prawdą,
które na zawsze zastygają w niezmiennym odlewie, których nie jest w stanie przykryć czas i zawodna pamięć Przeklęty jesteś więc, mój drogi Poeto…
Demiurgu, którego siłą jest słabość do poszukiwania sensu, Dedalu, strażniku młodzieńczych porywów serca, Feniksie, pozwalający odrodzić się na nowo, i Aniele, zwiastujący radosną nowinę
Przeklęty jesteś, bo przeklęta jest Twa glina, przeklęte jest poetyckie dłuto,
przeklęte jest w końcu Twoje dzieło stworzenia, skazane na wieczne niezrozumienie
26
Bądź cierpliwym rybakiem znad brzegu Zarzuciłeś kiedyś sieci, w wartki nurt rzeki, która nie zważa na Twoje wysiłki,
płynie w wiadomym tylko dla siebie kierunku, rozrywając marną Twą sieć
Kłębi się w swej niezmierzonej głębi, nieokiełznana, pogrążona w bezsensownym sensie,
zapatrzona w przyszłość, bez resentymentów i nieznośnych wyrzutów sumienia
A Ty niczym rybak na brzegu,
wsłuchany w jej niewzruszoną i pełną pretensji dyskusję, która za nic ma słowa rzucane niczym wabik, giną w nieprzebranych odmętach wzburzonych fal Na nic Twa sieć, drogi Poeto,
nie zatrzymasz agresywnego nurtu rzeki
Bądź jednak cierpliwym rybakiem znad brzegu Nadejdzie czas, że będziesz łowcą,
a Twe słowa staną się liną dla wszystkich, którzy będą chcieli wyrwać życie, skradzione przez agresywny nurt rzeki
27
Jak Ikar
Zapraszam Cię na niezwykły wieczór,
w którym otaczać Cię będą tylko harmonijne dźwięki, a szum wiatru da ochłodę po upalnym dniu
Wieczór, w którym znikniesz Ty i nie będzie mnie, staniemy się tańczącymi żywiołami
Ja będę ogniem, Ty wodą,
tak niepodobni i tak uzależnieni od siebie Wieczór, w którym świadkiem będą tylko gwiazdy, i księżyc dający cień światła
Na próżno będzie nam szukać swych ust i dłoni, staną się niczym glina, która dała kiedyś początek Będziemy słowem, od którego wszystko się zaczęło, szeptem, cichym i zadziornym
Będziemy niespokojną falą unoszącą okręt naszych ciał, sztormem, w którym porywy namiętności nie mają końca Zapraszam Cię na niezwykły wieczór,
w którym pozwolę Ci unieść się ponad ziemię, wzbić się i odlecieć, niczym Ikar,
sięgając szczytów, by potem znów spaść
wprost w me ramiona
28
A Ty tylko bądź
Chciałbym być dla Ciebie powietrzem, lekkim, beztroskim, pozwalającym poznać nieodkryte Powietrzem, bez którego nie można żyć
i bez którego życie traci sens
Powietrzem przekornym, które nie pozwala stać w miejscu, w-niwecz obracając misternie zaplanowane scenariusze Powietrzem dzikim, nieokiełznanym,
które nie da się zamknąć w sztucznych schematach rozumu Powietrzem czystym, nagim
w swej szczerości
Powietrzem, które nie ma początku
i nie zna końca
A Ty tylko bądź, chłoń mnie z każdym łapczywym oddechem, chcę przeniknąć do wszystkich członków Twego ciała, zamieszkać w nich i znaleźć ukojenie
A Ty tylko bądź
29
30
Krzyżówka nocy
Nie szepcz mi czułych słów,
które znaczą tyle co garść niebyłych chwil, rozrzuconych lekkomyślnie, które nie wrócą już Choć dzisiejszej nocy rozpalają zmysły,
i są niczym dzban wypełniony po brzegi żądzą namiętności, rankiem zmienią się w oschłe dzień dobry, i pocałunek, w którym nie ma Ciebie, nie ma nas…
Nie mów mi, że kochasz, skoro nie
masz czasu na kochanie,
dając marną cząstkę siebie, oczekujesz
całości, wbrew prawom matematyki
Na nic mi Twa czuła dłoń,
i ramiona otwarte w akcie błogosławieństwa, skoro nie ma w nich nuty szczerości
Nie szepcz mi czułych słów,
z których wyłania się pustka,
lepiej nie mów nic…
31
Niepewna pewność
Pewna stała się tylko niepewność,
stała w swojej zmienności
i nieprzewidywalna w przewidywalności
Wartości są jakby mniej wartościowe,
nadzieja zaczyna umierać szybciej,
a miłość chłodniejsza jest niż zwykle
Uśmiechy stały się smutne, bo puste
Magia słów straciła na szczerości,
a przyjazne gesty częściej bronią są, niż ochronną tarczą Kłamstwa są jakby bardziej kłamliwe,
opakowane w pozory prawdy,
która przekonuje o swojej prawdziwości
Dobre intencje wypełnia pragnienie zemsty, słodkiej, kuszącej, wodzącej za nos,
by cios był bardziej dotkliwy
Wiara sprzedana została na targowisku rozpusty, gdzie pożądanie i świątynia ciała
zastąpiły świątynię ducha
Szczęście wystawiono na sprzedaż, skrupulatnie poporcjowano w równych dawkach, wyceniono…
czasem można dostać w promocji
Nie ma już opoki,
nawet skała krucha jest w swej odwiecznej twardości, i tylko człowiek niezmiennie zanurzony w samotności 32
Trudna adopcja
Osierociła mnie miłość, porzucając
gdzieś pośrodku ulicy,
pośród tłumu ludzi, nie zostawiając listu, nikt nie usłyszał krzyku
Odeszła tak, jak każdej nocy odchodzi dzień, tylko wschodu słońca jakoś nie widać
Wepchnęła mnie w objęcia ciemności,
uciekając zdmuchnęła wszystkie latarnie
Ciemne ulice stały się moim domem,
a chłodne oblicza przechodniów obrzucają kamieniami, skamieniałymi od pogardy i odrzucenia
Ewangelicznie nadstawiam drugi policzek
Osierociła mnie miłość, wyrodna matka, moją miłością stała się samotność…
Ona jest wierna, tak bliska jak jeszcze nie były żadne dłonie, tonę w jej miłosnym objęciu, ledwo łapiąc oddech Zatraciłem się w jej czułości, kochając pustką i tęskniącym sercem, sercem osieroconym
przez miłość, adoptowanym
przez samotność
33
Żebrak
Nie będę żebrakiem pustych słów,
ani Łazarzem czekającym na miłosierne wskrzeszenie, nie będę Feniksem odrodzonym z popiołów odrzucenia Zatonąłem w oceanie myśli, których początkiem stał się koniec, trzeszczący okręt poszedł na dno, mijając górę lodową, pogrążony przez wzburzone
porywy serca
Zamknięty w szumie morskiego wiatru,
wznoszę się ponad horyzontem, niczym górski orzeł, podążając za przeraźliwym echem wspomnień Wypalam się jak Ikar, niesiony namiętnościami, które były i być już nie mogą,
przeczuwam nieuchronność upadku
34
Paradoksylium
Zbyt wiele bezprzypadkowych przypadków,
innych, a jednocześnie takich samych
Zbyt wiele słów bez treści,
wypełnionych powietrzem
Zbyt wiele szczerych uśmiechów,
skrywających fałszywe intencje
Zbyt wiele uwodzicielskich spojrzeń,
bez głębi i bez pożądania
Zbyt wiele pomocnych dłoni,
czekających by zadać cios
i serc pozornie gorących,
ziejących ogniem zazdrości
Zbyt wiele kategorycznych żądań,
bez jakiejkolwiek przyczyny
Zbyt wiele oczekiwań sięgających szczytów, ograniczonych granicami nie do przejścia
Zbyt wiele westchnień ku niebu
i pewnych kroków w ciemne ulice
Zbyt wiele dobrych chęci, zbyt mało
człowieka w człowieku
35
Cyklon
Dopłynąłem do krawędzi świata,
za którą jest już tylko nicość,
i otchłań bez końca,
a w niej cyklon myśli
Stoję na krawędzi,
patrząc w dół
Oczy szukają końca,
jest tylko tajemniczy bezkres
Zbliżam się do krawędzi,
nerwowo trzymając się podmuchów powietrza, szukając w nich oparcia
Naiwne dziecko we mgle
Odwracam się resztkami nadziei,
za mną ciemność, próżno szukać lamp,
zgasły już chyba na dobre
Wchłaniam ciemność, która przeszywa do reszty Krawędź jest coraz bliżej,
kiedyś była nieosiągalna,
dziś jest na wyciągnięcie stopy,
tak bliska, jak nikt nigdy dotąd
Spadam niczym ptak nielot,
miałem skrzydła, zostały mizerne członki ciała Spadam wprost w oko cyklonu, który
przyjmuje w objęcia raz na zawsze
36
37
Popioły
Spłonąłem w pożarze niezrozumienia,
trawił centymetr po centymetrze,
bez skrupułów i zahamowań,
żądny zemsty i całopalenia
Złożyłem ofiarę na ołtarzu codzienności,
popioły rozrzucił wiatr,
gorący orędownik ognia, fałszywy
przyjaciel rozżalonych serc
Na próżno szukać popiołów,
nie jestem Feniksem – ten to miał szczęście Przyjęła mnie matka, która nie pyta i nie ocenia, popioły zmielone z materią, nie powstanę
38
Kochanka
Zaprzyjaźniłem się z samotnością,
wierna kochanka nocnych eskapad,
patronka uniesień serca i odgłosów duszy, łechtająca członki ciała
Zna moją bezwstydną nagość,
grzeszny świat myśli,
wznoszących się ku wyżynom rozkoszy,
szukając łapczywie pozornego dotyku
Jest ze mną, obok, blisko,
w jednym łóżku zimnym od nieobecności,
w pozycjach rodem z Kamasutry,
wierna, znudzona kochanka
Zaprzyjaźniłem się z samotnością,
oddałem pustej namiętności,
poszukując wciąż nowych doznań,
które nie dają spełnienia
39
Wyrok
Ściany jeszcze nigdy nie były tak blisko, choć wydawały się być dotąd niewzruszone
Powietrze jest tak ciężkie,
jakby zawisły w nim problemy całego świata Oddech stał się krótki, nierównomierny, nerwowy a dłonie niczym obłąkane próbują otworzyć drzwi, te jednak zostały zatrzaśnięte przed laty Stałem się więźniem własnych ograniczeń, niczym odlew rzeźby, jednak nie mojego autorstwa
Choć forma przybrała kształt,
ktoś inny ją zaprojektował
Sufit jest na wyciągnięcie ręki,
na nic to, skoro przebić się go nie da
Stałem się więźniem wyobrażeń innych,
realizując podany scenariusz
Usta milczą, wzrok skrywa prawdę,
nogi przemierzają ścieżki zgodnie z sygnałem GPS, serce zaś tylko pompuje krew,
czynności życiowe nie ustają
Stałem się więźniem prawdy, która
nie może być prawdziwa,
więc jest kłamstwem,
to jednak nigdy nie stanie się prawdą
Stałem się więźniem samego siebie, skazany na własne życzenie,
z wyrokiem, który zostanie na zawsze, chociaż próżno szukać zbrodni
40
Kiedyś…
Kiedyś było inaczej… Problemy
wydawały się bardziej błahe,
wskazówki zegara przesuwały się wolniej,
a kartki z kalendarza dłużej wisiały na ścianie Kiedyś więcej szczerości było w szczerym uśmiechu, więcej troski w wyciągniętej dłoni,
więcej miłości w otwartych ramionach,
a zakochane serca biły szybciej
Kiedyś więcej człowieka było w człowieku, głębokie spojrzenia wydawały się głębsze, słowa nie znikały z nurtem codzienności,
ale były skałą, na której można było się oprzeć Kiedyś bardziej byliśmy, mniej potrzebowaliśmy…
Mniej szukaliśmy, ale częściej odnajdywaliśmy…
Nie zakładaliśmy tylu masek, skrojonych na miarę każdej sytuacji, dostrzegając wartość w tym co jest, a nie w tym co być może będzie 41
Muzeum mojego serca
W muzeum mojego serca jest wiele pomieszczeń są sale piękne, wystawne, z dużą przestrzenią, i małe kąciki, w których zapisana jest historia codzienności Otwarte: zawsze
Bilet: bezcenny
W muzeum mojego serca sam szukasz eksponatów, są wszędzie, nieuporządkowane, niepodpisane, nie ma kolejki zwiedzania,
jest za to bezkres różnorodności
W muzeum mojego serca zwiedzanie trwa długo lub krótko, decyzja należy do ciebie,
albo masz czas i chęci,
albo chwilę i potrzeby
Nie umówisz przewodnika,
nie ma planu zwiedzania,
nie ma strzałek, które byłyby drogowskazem, jest pomieszczenie, w którym ekspozycję możesz zrobić sam Są ciepłe wnętrza,
czyste sale, klimatyczna
muzyka i szczerość
intencji
42
Kształt człowieczeństwa Bezkształtna masa mojego chaosu ciągle czeka, czeka na wielki wybuch, który ją uporządkuje, tak jak kiedyś galaktyki,
w których rządzą teraz uporządkowane prawa fizyki, wszystko ma sens, harmonię i jest ze sobą powiązane U mnie na razie tylko czarna dziura,
która pochłania wszystko, nie zostawiając nic Nie ma początku i końca też nie widać,
w otchłani chaosu giną słowa, dźwięki, gesty Masa bezkształtna, nieuporządkowane minerały, każdy z osobna nie znaczy nic, jest składnikiem, połączone tworzą dzieło niedoskonałe, wymagające formowania Rzeźbiarze więc mile widziani,
jak już wielki wybuch uporządkuje wszystko, potrzebne będzie dłuto,
które nada kształt człowieczeństwu
43
Bukłak
Wyruszam na spotkanie siebie
Z bagażem wypełnionym po brzegi
Zniszczonymi zdjęciami niebyłych chwil
I bukłakiem pełnym wyschniętych łez
Wyruszam bez planu, bez kompasu
Z mapą wyrytą na sercu
Pełną załamań i nieczytelnych pól
Nigdy nie była dobrym przewodnikiem
Wyruszam bez parasola
I tak nie chronił przed żarem goryczy
Niech deszcz obmyje rozpalone członki
Jak katharsis niech będzie każda kropla
Wyruszam sam, bez słowa i bez czasu
Bez laski pasterskiej, upadek to też spotkanie Słabości i niemocy
Może wstanę sam, może pójdę dalej
A kiedy już dotrę do celu bez celu
Chciałbym wyrzucić plecak pełen zadrapań
Kupić nową mapę, czytelną
I wyruszyć znów znajdując nieosiągalne
Bukłak wypełniony po brzegi szczęściem
I czerpać z niego ciągle życiodajny napój miłości 45
Witryna
na witrynie ekskluzywnego butiku oświetlonego blaskiem sztucznej chwały nie znajdziesz mnie pośród prężących muskuły plastikowych odlewów człowieczeństwa
nie szukaj mnie
w katalogu dopasowanym do potrzeb wraz
z kolorem i rozmiarem
nie mieszczę się w standardach
zamówienie zgodnie z najnowszymi trendami i najlepszym fasonem
niemożliwe do realizacji
a ja jestem w lumpeksie pośród
kiczowatej mozaiki kolorów
niemodnych wzorów i fasonów
a ja jestem pośród milionów wieszaków
gdzieś w głębi, poza światłem starych lamp ciągle z metką, z wszystkimi guzikami, bez dziur a ja jestem nieużywany, nowy
wyrzucony zaraz po kupieniu
bo miałeś prawo zwrotu, bez podania przyczyny chcesz znaleźć?
czekają miliony wieszaków do przejrzenia
dlaczego tak trudno?
to co łatwo znaleźć łatwo można potem zwrócić 46
Wieża Babel
Tak wiele wypowiadanych słów,
które wypełnione są pustką
Słów będących iluzją,
która pęka niczym bańka mydlana
Słów, które na pustyni życia
tworzą oazę pragnień,
która znika, im bliżej jesteś,
bo serce widzi więcej, niż mówi rozum
Słów, które uskrzydlają, dając
poczucie nieograniczoności
Słów, które ograniczają,
prowadząc do upadku
Tak często budujemy Wieżę Babel,
Wieżę, w której rozum nie nadąża za sercem, Wieżę, która zamiast łączyć, zaczyna dzielić, Wieżę, w której słowa przestają mieć znaczenie Gubimy się w tym labiryncie słów,
Bo usta mówią szybciej, niż widzą oczy
I tak ulatują kolejne słowa, niesione przez wiatr codzienności, zapominając, że kiedyś miały wartość i sens 47
Fatamorgana
Są takie chwile, które zostają na zawsze, wbrew logice i regułom czasu
Są takie słowa, których nie rozrzuca wiatr, zakorzeniają się i z każdym dniem coraz ciężej je wyrwać Są takie gesty, które coś znaczą,
choć rozum nie wiedział, co czyni ciało
Są takie spojrzenia, od których nie da się uciec, są jak kotwica, która nie pozwala odpłynąć Są takie szepty, które szumią jak powiew wiatru, i choć chciałoby się je zagłuszyć, to nie o decybele chodzi Jest taka cisza, która staje się najpiękniejszą melodią, niema, bo nie potrafi powiedzieć tego, czego pragnie serce i o czym rozum myśli
Są w końcu tacy ludzie, którzy zostają, choć prawa natury mówią zupełnie coś innego…
48
Trudne pytania
Nie pytaj mnie, dokąd idę
Sam szukam odpowiedzi…
Dziś jedno tylko wiem,
idę tam, gdzie jeszcze nie byłem…
Idę prosto, z czołem podniesionym wysoko, często jednak wypadam na ostrych zakrętach, które zawsze pojawiają się znienacka, bez uprzedzenia Nie pytaj mnie, co wtedy robić trzeba, sam nie wiem, wstaję, strzepuję pył i idę dalej
Tylko ten horyzont wciąż daleki,
kiedyś wydawał się bliżej,
nie pytaj mnie, kiedy dotrę, bo ktoś zapomniał zapisać w kalendarzu idę więc mimo wszystko
mimo wszystkiemu poszukując sensu
49
Uwięziony
uwięziony w sobie próbuję ucieczki
szukam okna, powietrza duszę się
coraz bardziej
płuca oddychają szybciej i jednocześnie słabiej wdechy i wydechy stają się krótsze
upadam tracąc równowagę wszystko to,
co pozwalało mi stać, zniknęło
członki mojego ciała drętwieją
nie mogę się poruszyć
a nawet jeśli, to nie czuję czuję
nic, zamiast czegoś
przed oczami przelatuje kłębowisko myśli
obrazy migają niczym film w podrzędnym kinie a ręce zniewolone są łańcuchem codzienności na nogach zaś kajdany ze słów odrzucenia
światło w oddali wydaje się być coraz dalej jest, ale jakby go nie było
przygasa coraz bardziej
nie pójdę, nie zobaczę, nie usłyszę
leżę więc, zastygam w nieuchronności następnego dnia otacza mnie przeraźliwy krzyk naiwności
ciało od środka płonie ogniem niezrozumienia a w każdej łzie odbija się inna twarz
50
Nim zapadnie kurtyna
Przychodzi moment refleksji
I niczym widz w teatrze
Pytam o numer rzędu na widowni
O miejsce w tym nieustającym akcie
Akcie codzienności
I zmieniam numery rzędów
Raz blisko sceny
Pełen radości i dumy
Innym razem obserwuję niewyraźne kształty Z ostatniego krzesła
A przedstawienie trwa,
Zmienia się scenografia, aktorzy,
Muzyka i oświetlenie,
Tylko oklaski coraz mniej słyszalne…
Akt za aktem, scena za sceną
Obraz za obrazem
Byleby tylko nie opadła kurtyna
Byleby coś się działo
Nawet jeśli nudzi widza i go usypia
Ma trwać…
A gdzieś na widowni „ja”
Zwykły widz, obserwator, krytyk
Przyszedłem tylko popatrzeć
Jestem poza, na zewnątrz
Choć to sztuka o mnie
52
Jednak ktoś inny napisał scenariusz I nie mogę go zmienić,
Mogę tylko patrzeć,
Jak moje ręce, nogi i usta
Odtwarzają go czasem wiernie,
Innym razem z przymrużeniem oka
Mogę wiele, mogę wszystko,
A jednak nie mogę nic,
Przedstawienie ma trwać,
Dopóki nie zapadnie kurtyna
I ucichną brawa
53
Życzenia dla współczesnego człowieka Życzę Ci człowieku współczesny
mądrości, nie rozumu,
rozum kupisz na targu masowości
Życzę fałszu, bo tylko on jest prawdziwy, kłamstwo to tylko iluzja
Życzę tęsknoty co cel nadaje,
spełnienie cofa do początku
Życzę intymności, bliskości ciał,
namiętność to tylko chwila
Życzę też szczęścia, nie zadowolenia,
zadowolenie przyniesie materia
Życzę spokoju,
cisza to tylko brak hałasu
Życzę braterskiej duszy,
przyjacielem przecież jest każdy
Życzę łez co lustrem są,
śmiech to tylko krzyk ducha
Życzę chwili wyjętej z globalnego czasu,
możesz mieć czas, ale pamięta się chwilę
Życzę oddechu, który mówi, że jesteś,
nie ruchu, to tylko oznaka życia
Na koniec życzę sobie,
żebyś to tylko przeczytał, a nie zrozumiał
54
Tylko ona…
ona utuliła mnie
w swej niezmierzonej materii,
dała czas,
by zapomnieć…
wypełniła pustkę głuchą ciszą,
dotykała me ciało całą sobą,
wzięła w objęcia nicości,
słyszałem ją w hymnie dla gwiazd…
tylko ona jest zawsze, niezmienna,
wciąż taka sama, niepoznana,
tylko przy niej słyszę bicie serca,
plątaninę myśli, które zabiera w bezkres…
daje mi siebie, nagą, wyzutą z reguł,
nie potrzebuję słów, by objawić niepoznane, obnaża prawdę zrywając maski codzienności, zawstydza prostotą i mądrością…
przychodzi jednak moment,
gdy odejść musi,
by powrócić znów… i być ze mną,
kiedy jasność pójdzie spać
55
A ty wciąż…
Schroniłaś się pośród szumu drzew
w śpiewie porannym skowronka,
w namiętnym żarze słońca,
w niezmierzonym błękicie
Jesteś tak blisko… i tak daleko,
słyszę Twój szept,
czuję ciepło Twych dłoni
Gdzie jesteś?
Jestem ja i mój papier,
który wiernie słucha mych pieśni
przesiąknięty łzami istnienia,
słucha, choć sam milczy
Serce kochać by chciało,
dłonie chciałyby zgłębiać ciało,
uszy chcą słyszeć anielski głos,
a oczy podziwiać nieskazitelne dzieło stworzenia Tylko Ty wciąż niewzruszona,
nieobecna… nierealna…
przeklęta…
56
Iluzjonista
Kiedy zapala się ostatnia lampa
niczym gwiazda prowadząca do celu,
kiedy cichnie szept ust,
które namiętnie oddawały się słowom,
zanurzam się w iluzji…
Dłonie szukają rzeczywistości,
stopy zawieszone w próżni,
znad jeziora, spośród melodii mgieł
pojawiają się mary o twarzach bliskich,
rodem z wierzeń prostego-mądrego ludu
Opadam jak ptak niesiony podmuchem,
świerszcz cichutko gdzieś rozpoczyna swe preludium Księżyc rzuca cienie, gra barwami,
drzewa ubrane w kostium tańczą w takt wiatru Rozpoczyna się akt,
akt szukający odpowiedzi…
I choć rozpoczyna się co dzień na nowo,
nie ma końca, a przecież ma początek
Jak tu zrozumieć sztukę?
Nie! Jej nie trzeba pojąć, nie można,
ją trzeba tylko chłonąć swą piersią
57
W teatrze jednego aktora dni przenikają głuchą ciszą,
choć głos otacza zewsząd
gesty są jak mimika w teatrze,
teatrze jednego aktora
usta ułożone w uśmiechu,
który maską czasem bywa,
oczy zajęte są postrzeganiem,
chcą widzieć wszystko, widzą, lecz swe odbicie noc przyjacielem się staje wygodnym,
bo tylko słucha,
cisza gra swą symfonię,
preludium, co nie ma końca
oddech niespokojnie unosi piersi,
wyrwać chce się z kanonu
słowa, choć piękne i szczere,
iluzją wciąż pozostają
marzenia tak
są i marzenia
szybują gdzieś w świecie iluzji, myśli,
przypominają pragnienia filozofa,
co bardzo chce, lecz nikt go nie słucha,
są monologiem rozumu,
są po to, by być, nie po to, by żyć
dusza?
wymagająca, ambitna, nienasycona,
58
pragnie tego, czemu ciało nie podoła wynik? łatwy do przewidzenia…
najtrudniej jednak sercu,
które gdzieś głęboko ukryte w materii,
czeka już długo,
już tyle przepłynęło krwi życia,
a ono wciąż nie ogrzało się miłością…
w teatrze tym, może dziwnym,
może głupim,
ciągle trwają przygotowania,
by w dniu premiery
iluzja rzeczywistością się stała
59
Pajęcza sieć
Zaplątałem się w pajęczej sieci własnych myśli, kiedyś każda z nitek miała początek i swój kres, dziś wydają się nie kończyć…
Nie potrafię tkać dalej,
wciąż wracam do środka,
który przyciąga mnie niczym magnes
Zaplątałem się w pajęczej sieci własnych wyobrażeń, uleciały, wiatr zatrzasnął okna
Nie dogonię ich
Nie chcę tkać dalej…
Boli, kiedy patrzysz na swój upadek,
nie pobiegnę dalej w tym maratonie
Zostanę gdzieś pośrodku
pajęczej sieci myśli i wyobrażeń,
Czekając, aż je przykryje kurz istnienia
61
Kruk
przepędź tego kruka, który każdego dnia czeka na moim parapecie przylatujeniespodziewanie, czekając, aż otworzę okno, żeby wlecieć i zostać na zawsze, burząc spokój bądź przeklęty, niczym rajski wąż
nie podzielę losu Adama
choć wiem, że tylko na to czekasz
dlaczego wciąż jesteś, każdej
nocy, przy świetle księżyca
kiedy zaczynam być sobą
zupełnie nagi, bez masek, których cała szafa bez uśmiechu, za który płacą
bez sztucznego blasku świateł
siedzisz na parapecie i patrzysz z politowaniem wykrzywiając swój ohydny dziób przypominając, że jutro znów nie będę sobą
masz rację, jutro też jest dzień
założę kombinezon skrojony na miarę potrzeb innych i ruszę jako wyobrażenie siebie
przepędź tego kruka, który każdej nocy szydzi nie dając się złapać, kiedy wyciągam ręce, odlatuje, by znów usiąść na parapecie
62
Więźniowie
kolejne dłonie splecione wiatrem
niosącym powiew bliskości
twarze okryte promiennym uśmiechem, który świeci nawet nocą oczy wpatrzone w siebie
niegasnąca jasność
i przejrzystość kryształu
usta rozpalone potokiem słów,
który rozgrzewa ciała
i ten dreszcz, kiedy jego dłonie zanurzają się w głębię jej włosów dwa ciała wirujące pośród blasku księżyca dwa serca uwięzione w otchłani szczęścia
więźniowie miłości skazani na wieczność, bez prawa do przepustki marzenia, spisane przez pióro,
które nie raz wyznawało miłość
kartkom papieru…
63
Abonent poza zasięgiem mówili, że szukać jest warto
mówili, że znajdziesz
wystarczy trochę cierpliwych kroków
wytężony wzrok i słuch
kolejne powitanie
uścisk dłoni uśmiech
oczy niepewnie wymieniają się DNA
słowa zrywane przez niezręczną ciszę
otoczenie, które wypełnia wszystko zegar, który tyka jakby głośniej
i kolejny numer wykreślony z połączeń
połączenie nieudane widocznie
dwie różne sieci najpierw
poczta głosowa
a potem brak zasięgu
64
Katyńskie brzozy
Wznoszą się wysoko ku górze, dumne,
wyniosłe, proste, niczym świątynia…
Sacrum, wyrosłe na profanum
Czas oszczędził je od zniszczenia,
a wiatr wciąż porusza gibkie gałęzie
Cichy szelest liści nuci od lat żałobną pieśń, pieśń przepełnioną zapomnieniem
Są niemymi świadkami zbrodni,
ich korzenie wciąż piją krew oficerów,
a w ziemi, z której wyrosły,
ciągle słychać bicie polskich serc
Katyńskie brzozy, pomniki chwały,
odprowadzały do Boga tych,
których los wyróżnił strzałem nienawiści, a głęboki dół stał się miejscem spoczynku To one szeptały pacierze,
kiedy kolejna kula odzierała z człowieczeństwa To one błagały o przebaczenie,
kiedy ziemia przyjmowała w objęcia kolejne ciała Katyńskie brzozy, strażnicy pamięci,
nie pozwalają zapomnieć,
dopóki niesie się ich żałobna pieśń,
w nieludzkiej ziemi bić będą polskie serca 65
Pielgrzymi
Kiedy wschodni wiał wiatr nienawiści,
Oni szli dumni, wyprostowani,
w deszczu rzewnych łez matek i żon,
oświetleni blaskiem bieli i czerwieni
Przewodnikiem był waleczny orzeł,
a bronią różaniec skryty głęboko
Szli chociaż zatrzymać próbowano,
choć ziemia coraz bardziej obcą była
Szli niczym utrudzeni pielgrzymi, każdy
z bagażem codzienności,
z nadzieją, że nad zbroczoną krwią polską ziemią znów zaświeci słońce nadziei
Dotarli do końca swej wędrówki,
powitał ich szyderczy śmiech,
kula wystrzelona przez bliźniego
i dół, który stał się wieczną świątynią
Wieczny odpoczynek racz im dać Panie,
a co się stało, niech nigdy się już nie stanie, niech światłość wiekuista im świeci,
a pamięć o nich trwa, niech trwa na wieki 66
Zrodziła go ziemia…
Próżno szukać ziemi równie rozpalonej ogniem oręża, która świątynią się stała dla tych co przeżyli piekło, tęskniąc za rajem utraconym
Próżno szukać ziemi tak przesiąkniętej strugami krwi, które wypływały z serc przebitych bagnetem, ranionych kulą nienawiści
Próżno szukać drzew niemych świadków,
które nie mogły nawet uronić łzy,
dziś szumią apele pamięci
Próżno szukać błękitu nieba tak często okrytego ciemnością, które więcej mroku niż światłości pamięta, bolejąc nad minionymi dniami chwały
Próżno szukać orła równie dumnego i drapieżnego, zrodziła go ziemia skąpana krwią,
niosły go szepty majestatycznych drzew,
przyjęło go niebo pragnące błękitu
68
Do A.
Niepojęty w swojej nieograniczoności,
Fascynujący w swojej fascynacji światem,
Radosny w niezwykłym przeżywaniu małych rzeczy, Cudowny w szczerym wyrażaniu swoich uczuć Niewiarygodnie wiarygodny w swoim zachowaniu, Magiczny w umiłowaniu człowieka,
Pociągający w swojej prawdziwości i otwartości, Nieskończony w dobroci serca
Wielki nie tylko ciałem, ale i duchem,
Oddany nie tylko gestem, ale i czynem,
Wierny swoim ideałom i wartościom,
Jedyny w swoim rodzaju
69
Do Ciebie piszę...
w błękicie Twoich oczu
chcę niczym anioł unosić się ponad chmurami wędrować tam, gdzie nie sięga wzrok
i dokąd nogi pójść nie mogą
w Twoim uśmiechu, chcę
odnajdywać radość,
która jest gdzieś skrywana głęboko,
uwolnij ją z łańcuchów zniewolenia codziennością w Twoich ramionach
chcę niczym łódź po całym dniu
cumować i znajdować spokój
po sztormach i burzliwych falach każdego dnia z ciepła Twojego ciała
chcę czerpać energię,
niech będzie paliwem,
dzięki któremu będę mógł stawiać czoła wyzwaniom w Twoim oddechu chcę
się zanurzyć
chwytając go łapczywie,
by móc nauczyć się go na pamięć
z rytmu Twego serca chcę
czytać tę piękną baśń
którą zaczęliśmy pisać każdego dnia
dodając kolejną stronę
70
w czułym dotyku Twej dłoni chcę odnaleźć siłę,
która nie pozwoli upaść,
a gdy upadnę będzie obok, żeby pomóc wstać smakować Twe usta chcę spijać
z nich nektar pożądania
i namiętności, która rozpala,
pozwalając wznieść się ku szczytom rozkoszy wyruszmy w wędrówkę
w poszukiwaniu siebie,
swoich marzeń, pragnień,
w poszukiwaniu tego co łączy
bądź moim przewodnikiem po ścieżkach życia i nie pozwól mi wypaść na zakręcie
kiedy trzeba będzie iść pod górę
71
Podaj mi swoją dłoń
daję Ci dziś klucz, który otwiera drzwi
wejdź do środka
odnajdziesz w nich mnie, moje pragnienia
usiądź i wsłuchaj się w rytm mojego serca chcę Ci opowiedzieć siebie,
słowem i gestem rozmową i ciszą
chcę wyśpiewać Ci pieśń mojej duszy
72
Człowieka szukam
Kiedy pycha łączy się z zazdrością,
kiedy chciwość i lenistwo idą w zgranej parze, kiedy gniew przestaje znać umiar i traci granice, kiedy nieczystość zatruwa duszę i ciało,
nie ma już miejsca na człowieczeństwo
Nie ma ciebie, znikasz pogrążony w chaosie, w którym ciężko odnaleźć wyjście,
szatański wiatr zgasił wszystkie światła
Stajesz się więźniem samego siebie,
swoich żądz i pragnień,
które ustępują miejsca rozumowi
Szukając wolności, stajemy się zniewoleni, szukając nieograniczoności, ograniczamy siebie sami, dążąc do doskonałości, czynimy się niedoskonałymi, pragnąć posiadania, zapominamy o byciu,
na co więc mieć, jak nie możemy być
73
Bo Ty jesteś
jesteś niczym gwiazda, która rozjaśnia mroki duszy twój uśmiech rozgrzewa serce niczym promienie słońca twoje słowa przynoszą ukojenie niczym powiew letniego wiatru twoje oczy, tak szczere, nie pozwalają zapomnieć moje dłonie wciąż szukają ciebie,
moje usta wciąż chcą szeptać melodię duszy moje oczy niczym zbłąkany wędrowiec wciąż czekają, aż wskażesz właściwą drogę i bezsens odzyska swój sens mijają nieznośne poranki i samotne wieczory, mroźne miesiące ustępują letniej gorączce, spada ostatni jesienny liść, by narodzić się na nowo, a moje myśli wciąż biegną do ciebie
wciąż płonie świeca, którą zapaliłaś kiedyś, ognia nie zgasił wiatr codzienności
nie zdmuchnął go powiew czasu w tym
płomieniu jesteś ty
i to on daje mi siłę,
on daje mi nadzieję,
że znów pojawią się chwile,
które staną się wiecznością
szukam ciebie wciąż,
chociaż ta droga ma tyle zakrętów
nie pozwolę się z niej zepchnąć
bo wiem, że gdzieś u jej kresu jesteś ty
74
Czekam na mnie
nie ma mnie
nie jest ON
zna mnie niestety nie tylko z widzenia
lepiej niż własna matka
jest ze mną zawsze
każdego poranka z radością mówi dzień dobry każdego wieczora z dziką satysfakcją szepcze do ucha, a nie mówiłem jedno ciało,
a w każdych członkach ON
bo przecież nie ma mnie nie
ten sam pień,
ale gałąź zupełnie inna
dawno zapomniałem jak to jest cieszyć się śmiać się z tego co śmiesznym wcale nie jest
roślina bez wody
jesteśmy razem JA i ON ten
sam uśmiech
ręce i nogi,
tylko serce jakby rozdarte na dwie,
wcale nierówne części
prawie jak trójca, ale okrojona
wypadek przy pracy Stwórcy
ON nie jest mną choć
chce mną być nosi me
76
imię
choć mu na to nie pozwoliłem
Odejdzie tylko wtedy
kiedy wrócę JA
ale przecież nie ma mnie…
kupiłem bilet do marnego teatru
gdzierutyna sztuką się staje
siedzę w pierwszym rzędzie
i czekam wciąż na siebie
czekam na mnie
czeka i ON
77
(Bez) sensowne poszukiwania kolejny sens bez sensu bezsensowe
te wszystkie pozorne sensy
nie ma sensu więc dalej
szukać sensu skoro
w każdym sensie
tylko bezsens
w bezsensie trwać każesz mi
a podobno to Ty nadajesz sens
gdzie tu sens?
78
Dogłębna penetracja
głębiej
mocniej
bardziej zmysłowo penetruj
moją duszę słowem kuszącym
co wodzi na pokuszenie
i wieczne potępienie
niech przenika mnie
przeszywa do reszty niech
rozpala
i uzależnia
niech będzie narkotykiem
pożądam, pragnę go
niech wiruje we mnie
nie znając ograniczeń
niech zniewala
i otępia
przenosząc w euforyczne stany
kiedy jawa ze snem jednością ciał się stają penetruj mnie tym słowem
bo tego potrzebuje moja dusza
niech stanie się ono spełnieniem
i dopełnieniem
niech wypełni
rozleje się
79
Kucharzem bądź
mów
mniej
ciszej
wolniej
nie dla samego mówienia
mów ty
nie twoje ego
i nie twoje ciało
wlej do swych ust choć mililitr treści
dodaj choćby szczyptę szczerości
okrasz je uśmiechem
dopraw kilkoma kroplami esencji z emocji
i podaj mi
nie jako przystawkę
lecz główne danie
80
Człowiek imię jego
Zamknąłem się w jednym słowie,
które jest wszystkim,
mówi wszystko
i coraz mniej znaczy
Zamknąłem się w jednym słowie,
które początek dało wszystkiemu
i przyczyną też wszystkiego jest
Zamknąłem się w jednym słowie,
z natury stworzenia szlachetnym
z natury bycia upadłym
Zamknąłem się wreszcie w jednym słowie,
wypełnionym wolnością wolną od,
przygniecionym jednak wolnością do
Zamknąłem się w tym jednym i jedynym słowie, któremu CZŁOWIEK dano na imię
81
Dyskusja z Haliną
pisała już kiedyś jedna Halina, że człowiekiem podobno jest i ja podobno nim jestem
i nawet tak samo umrzeć mam, jak ona
nie trudzę się jednak, bo umieranie przyjdzie łatwo kiedy grusza zrzuci ostatnie liście
kiedy komuś tam lub gdzie indziej wyschnie atrament i nie starczy pisać dalej ułomnego życiorysu nie trudzę się umieraniem
ono przyjdzie niespodziewanie niczym deszcz w słoneczny dzień spotkamy się bez anonsowania i zbędnej kurtuazji trudzę się jednak, żeby dnia każdego człowiekiem być podobno to łatwe i przyjemne
złudzenia jednak piękne tylko w pragnieniach umysłu są a kiedy rozum zasypia wraz z ostatnią gwiazdą której wcale łapać w garść nie chcę
przeszywa mnie ból, bierze w objęcia istnienia stając się wszystkim wypełnia inadaje treść
ból bycia człowiekiem takim
jak Halina
ona się trudziła własnym umieraniem
ja każdego dnia umieram bardziej i szybciej 83
U mnie wciąż spadają liście U mnie wciąż spadają liście,
tak jak wtedy, kiedy przygarnęły nas w tańcu Wtedy jednak rozpalone były czerwienią naszej miłości, dziś jakieś takie wyblakłe się stały
Brakuje im tej smukłości, co wtedy
Postrzępione, bezkształtne, spadają na oślep, brakuje im tej gracji i namiętności,
którą otoczyły nas wtedy,
pod tym samym drzewem
U mnie wciąż spadają liście,
inne, bo tamte rozrzucił kapryśny wiatr
I tylko ja
i to stare drzewo,
niezmiennie trwamy w naszym osamotnieniu
84
Przeklęty kawałek papieru mieliśmy piosenkę, tylko naszą mieliśmy
chwile, kiedy czas się zatrzymywał
mieliśmy dotyk, którym docieraliśmy w głąb swoich pragnień mieliśmy spojrzenia, z których wylewała się głębia uczuć mieliśmy słowa, które skałą się wydawały
mieliśmy myśli, które zbliżały
i pocałunki, które przenosiły do innej rzeczywistości pozostały wspomnienia
i to zdjęcie kawałek
papieru, bez treści
nie potrafię wyrzucić twojego zdjęcia
przeklęty kawałek papieru fragment
rzeczywistości
85
Resztki wszystkiego
Niczym jest wszystko,
bo nie wszystko jest dla każdego,
nie wszystko jest dla wszystkich,
nie starczy bowiem dla wszystkich wszystkiego Pozostaje więc to, co zostaje z tego wszystkiego, niby tak wiele, a w zasadzie to nic,
resztki wszystkiego
86
Czas bez nas
Przychodzi czas, kiedy wszystko staje się niczym, znaczenia tracą swoje sensy lub zatracają się w ich poszukiwaniu goniąc gdzieś jak opętane wprost ku urwisku myśli Przychodzi czas, kiedy zwątpienie jak nigdy nie powątpiewa, a nieracjonalne bardzo szybko przywleka płaszcz racjonalności, kiedy maski spadają jedna po drugiej,
zostawiając bezwstydną nagą twarz
Przychodzi czas, kiedy pragniesz nie tego, czego pragnąłeś, ale tego co było, lecz nie będzie, bo przyszło, by za chwilę odejść z zaskoczenia i bez pożegnania, bez zbędnych słów, których natłok Przychodzi czas, kiedy myśli siłą napędową się stają, ale w naoliwionych trybach zaczyna trzeszczeć, a młyny życia mielą wolniej niż powoli
To taki szczególny czas,
co przybliża do momentu,
w którym nie ma nas
87
Ogień i woda
Mieszam ogień z wodą…
On rozpala serce płomieniem namiętności,
a ona go gasi wylewając chłód słów
Tańczą wspólnie bez opamiętania,
niczym w karnawale życia
Chociaż powodów do radości brak,
On każe iść dalej, wyciągając ręce,
Ona przypomina, że zostają tylko spojrzenia On napełnia ciepłem nadziei,
Ona przywraca temperaturę ciała
On każe szeptać słowa prawdy,
Ona zalewa je falą bez uczuć
Mieszam ogień z wodą…
Z ich namiętnego tańca zostaje
tylko ulotna para,
która przenosi rzeczywistość
do innej przestrzeni
Zostaje tylko wspomnienie tańca,
tańca ognia z wodą…
88
Jałmużna
Nie będę żebrakiem zgniłych słów,
ociekających zewsząd goryczą fałszu,
przyprawionych odrobiną słodyczy
Nie będę żebrakiem myśli, bezmyślnych
i bezcelowych, krążących gdzieś w chaosie galaktyki, dla których nigdy nie będę
Słońcem
Nie będę żebrakiem wspomnień,
które opadną wraz z jesienną mgłą,
choć wyryte zostały w sercu dłutem przeżytych chwil Nie będę też żebrakiem miłości, iluzorycznej i kruchej,
której początek zapowiada jednocześnie koniec Nie chcę jałmużny
89
Arytmia
Tak wiele osieroconych serc,
które nie znalazły miejsca w przytułkach, ociekających dostatkiem i elegancją
Serc nieatrakcyjnych i nieprzeliczalnych, które kochają miłością biedną, nieopakowaną w blask Serc wypełnionych prawdą,
która obnaża i zawstydza,
stając się nieznośnym wyrzutem sumienia
Serc porzuconych dla iluzji i pozorów,
kuszących namiętnościami,
po których zostaje jedynie garść nieznośnych wspomnień Serc uwięzionych w labiryncie żądz, dla
których świątynią ciało się staje,
kładąc na ołtarzu ofiarę z przeżytych uniesień Tak wiele serc bijących tylko dla siebie, jedne obok drugich,
tak blisko i jednocześnie zbyt daleko
91
Pod gruszą
poznali się pod gruszą prostą,
obsypaną kwiatem nie łączyło
ich nic
jedynie słodki zapach gruszy
on wyruszył gdzieś
bo serce go paliło ona
zapomniała
że rozpalił ognisko pod gruszą
minęła wiosna grusza
wydała owoce nadeszła
jesień i zima liście
rozrzucił wiatr
ona nie mogła zapomnieć
on powracał myślami choć nie
łączyło ich nic prócz zapachu
kwiatów
po latach wśród bieli
odnaleźli gruszę
ich oczy pałały, odwrócili się
bo przecież nie łączyło ich nic
92
Węgierka
Szkoda, że straciłem termin
Termin przydatności do spożycia
Widocznie za mało konserwantów
Lub temperatura zbyt niska
Cóż z tego, że jestem,
Że remanent się zgadza,
Że fizycznie sztuka jest sztuką
Jak nie ma mnie już na półce
Promocja jest na świeże mięso
A nie na wyschnięte serce
Które wygląda jak węgierka
Po długim suszeniu
Może i smakuje dobrze
Może i jest dobra do ciasta
Ale nie wygląda
Nie sprzeda się
Więc jestem sobie jak ta węgierka
Czekam, aż przyjdzie moment
Czekam, że zdarzy się chwila
Najwyżej wyschnę jeszcze bardziej
Przepakują mnie do nowego kartonu
Niech czeka, szkoda wyrzucić
Bo będzie strata,
Bilans, słupki, procenty, wykresy padną
93
Pamiętaj tylko, że świeże mięso też się zestarzeje, Że nie będzie zawsze soczyste
Obyś nie stał się kiedyś węgierką
Smaczną, ale bez terminu ważności
94
Kłębek
czasami mi się wydaje
co głupio brzmieć może
że jestem jak kłębek wełny
jaki kolor?
nie wiem, czy kolor jest ważny?
wystarczy, że jest kolorem
tak jak ptak ma skrzydła
bo jest ptakiem
bez względu czy orłem, wróblem, bocianem
więc jestem kłębkiem barwnym,
lecz bez koloru
w którym myśli pomieszanie plus poplątanie daje wynik
jednak odczytać go nie mogę
gdzie zaczyna się urok
a gdzie jest już miłość
czy ta nitka to już wiara
a może tylko nadzieja
zbyt wiele za długich nitek
bez końca i bez początku
zawieszone w próżni labirynt
a co w środku? oby nie Minotaur
toczy się mój kłębek
różni ciągną za niteczki plątając gorzej
95
tak już żyje sobie poplątany może ktoś kiedyś gdzieś dotrze
do środka labiryntu może zaryzykuje
96
Posiadanie
W wielości wielkości królującej nad światem Nie ma miejsca na małość małości
Liczby mówią wszystko
Duże jest duże Małe jest małe
A człowiek jest…
Po prostu jest
Posiadanie posiadania wyznacza wartość
Wypada mieć, nie być
Bo wtedy można policzyć, zaksięgować
Wpisać do rejestru i przyznać nagrodę
Za posiadanie
A człowiek jest… Nie ma czasu na bycie
Pochłonięty posiadaniem
Posiada, ale nie ma
Chce być
Ale bycie to posiadanie czasu
Czasu na bycie
97
Chcę
Zanurzyć się w otchłani
Twych oczu w głębinę bez dna
i czerpać ze źródła ciepła
Chcę…
Ogrzać się w cieniu Twego serca
skrytego, nieśmiałego
i płonącego ogniem miłości
Chcę…
Zastygać w każdym Twym słowie
które hipnotyzuje i zniewala nadaje sens
Chcę
Dotykać Twej dłoni
która zamiast pięści
daje pomocny uścisk
Chcę…
Słuchać Twego oddechu
bicia serca, odgłosów duszy
które koją to co nadszarpnął czas
Chcę…
Całować Twe usta namiętne,
rozgrzane ogniem dobroci Chcę…
Zasypiać i budzić się krzyczeć i milczećz Tobą Chcę…
98
Adrian Musiał
Dorobek poetycki:
Rzeka wspomnień [w:] Częstochowski Magazyn Literacki „Galeria”, nr 67, lipiec
-wrzesień 2023, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2023
Ciąża [w:] Almanach Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „O Złote Pióro Prezydenta Jaworzna”, Edycja XXVII, Jaworzno 2023
Dwie wieże. Dwa świata spojrzenia [w:] Częstochowski Magazyn Literacki
„Galeria”, nr 65, styczeń-marzec 2023, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2023
Kijowianka [w:] Świtezianka w jeansach. Zbiór prac konkursowych, Wojewódzka Biblioteka Publiczna im Józefa Piłsudskiego w Łodzi, Łódź 2022
Antologia poetów współczesnych „Winter and Merry Christmas”,
„Forum Literackie”, 24/7, 2022
Moja i Twoja [w:] Antologia „Smak niepewności”, XV Ogólnopolski Konkurs Poetycki im Wacława Iwaniuka – Siedliszcze 2021/2022
Antologia poetów współczesnych „Merry Christmas 2021” , „ Forum Literackie”, 24/7, 2021 (4 utwory)
Na szczęście to był tylko sen [w:] Na brzegu nieba. Almanach Konkursu Literackiego „Ika-rowe Strofy” , Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, Warszawa 2020
Częstochowski Magazyn Literacki „Galeria”, nr 46, kwiecień-czerwiec 2018, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2018
Bezwartościowy, Cel, Nim zapadnie kurtyna [w:] Potencjometr. Antologia debiutówpoetyckich Częstochowy, Wydawnictwo FHU Mateusz Szkop, Częstochowa 2016
Social media:
Facebook: Slowotok AdrianMus
Tik Tok: słowotok adrianmusial
Instagram: slowotok adrianmusial
YouTube: @slowotok adrianmusial
Twitter: Slowotok_AdrMus
www adrianmusial pl
100
Słowotok
Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-67348-67-7
© Adrian Musiał i Wydawnictwo Agrafka 2024
Redakcja i korekta
Elżbieta Rogucka
Łamanie
Maciej Kwiatkowski
Okładka
Krzysztof Fabrowski
Ilustracje
Paulina Jarmusik
Druk
Drukarnia READ ME
Wydawca
Wydawnictwo Agrafka
ul Macierzankowa 15;
64-514 Przecław
e-mail: wydawnictwo agrafka@gmail com
www wydawnictwoagrafka pl
Moja i twoja
Niepatrzenie
Winny
Pestka wiśni
Bieg do jutra
Pożegnanie
Ostatnie pożegnanie
Spotkanie o świcie
Trudna miłość
Koncert na orkiestrę
Sam ze sobą
Tryptyk codzienności Dziś
Maleńka miłość
Fikcjorealność
Zawczasu
Poetyckie dłuto
Bądź cierpliwym rybakiem znad brzegu
Jak Ikar
A Ty tylko bądź
Krzyżówka nocy
Niepewna pewność
Trudna adopcja
Żebrak
Paradoksylium
Cyklon
Popioły
Kochanka
Wyrok
Kiedyś…
Muzeum mojego serca
Kształt człowieczeństwa
Bukłak
Witryna
Wieża Babel
Fatamorgana
Trudne pytania
Uwięziony
Nim zapadnie kurtyna
Życzenia dla współczesnego człowieka
Tylko ona…
A ty wciąż…
Iluzjonista
W teatrze jednego aktora
Pajęcza sieć
Kruk
Więźniowie
Abonent poza zasięgiem
Katyńskie brzozy
Pielgrzymi
Zrodziła go ziemia…
Do A.
Do Ciebie piszę...
Podaj mi swoją dłoń
Człowieka szukam
Bo Ty jesteś
Czekam na mnie
(Bez) sensowne poszukiwania
Dogłębna penetracja
KUCHARZEM BĄDŹ
Człowiek imię jego
Dyskusja z Haliną
U mnie wciąż spadają liście
Przeklęty kawałek papieru
Resztki wszystkiego
Czas bez nas
Ogień i woda
Jałmużna
Arytmia
Pod gruszą
Węgierka
Kłębek
Posiadanie
Chcę