Służąca diabła - Karina Majsterek - ebook
BESTSELLER

Służąca diabła ebook

Karina Majsterek

4,5

1208 osób interesuje się tą książką

Opis

Współczesna opowieść o Kopciuszku, w której książę okazał się diabłem

Tajna broń w rękach Camorry – tak ojciec mówił na Ginę Rinaldi. Od najmłodszych lat chował ją przed światem, a jednocześnie trenował, by w przyszłości mogła stanąć na czele mafii. Gina jednak pragnie od życia czegoś więcej, dlatego decyduje się na ucieczkę. Nie wie jeszcze, że przeznaczenia – tak jak Famigli – nie da się oszukać.

Przypadek rzuca ją prosto w ręce jej wroga, Salvatore Marchettiego, zwanego Diabłem z Palermo. Bezlitosny don sycylijskiej Cosa Nostry nie toleruje kłamstw, a Gina igra z ogniem, kiedy postanawia ukryć swoją tożsamość i wcielić się w rolę jego służącej. Każdy dzień spędzony w luksusowej rezydencji zbliża ją jednak do przeciwnika.

Rinaldi i Marchetti nie spodziewają się, że rosnące między nimi napięcie niebawem przerodzi się w gorącą, pełną pasji oraz namiętności relację. Ale zakazany romans w świecie, w którym rządzi przemoc, rzadko wychodzi komukolwiek na dobre…

Od ponad dwudziestu lat nie poznał kobiety, w której oczach nie dostrzegłby nawet cienia przerażenia. W całym swoim życiu spotkał tylko trzy takie. Sofię, swoją matkę i babkę. Każda z nich wiedziała, że nie ma powodu do strachu, bo Salvatore dbał o rodzinę nawet za cenę własnego szczęścia.
Nie wiedział jednak, że Gina nie miała powodu, by się go obawiać. Znała go lepiej niż niejeden służący mu żołnierz.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 447

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (287 ocen)
204
40
25
16
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marteX993

Nie oderwiesz się od lektury

Chociaż nie przepadam za książkami pisanym w trzeciej osobie, to tą czytało mi się bardzo dobrze. Świetny romans mafijny, fajnie wykreowani bohaterowie. Polecam i czekam na kolejną część
100
carinka2244
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Jak mam być szczera to chyba lepszego romansu mafijnego nie czytałam. Dobre pióro. Ogromny plus za opisanie tak fajnie relacji rodzinnych, bo to rzadkość. Ja tam jestem zakochana. Wlatuje do mojej top3. Jedyny minus to jaki że mogłaby mieć spokojnie z 100 stron więcej. Jak dla mnie za szybko się skończyła.
100
Romka30

Nie oderwiesz się od lektury

( po_drugiej_stronie_slowa) „ Został zesłany na ziemię jako diabeł, by czynić zło. By szerzyć grzech, zabijać i torturować, wysysać z ludzi szczęście i mamić pięknymi słowami. Kusić, a następnie niszczyć.” Salvatore Marchetti boss Sycylijskiej Cosa Nostry. Nie bez powodu został nazwany Diabłem z Palermo, ponieważ nie pozostawiał po sobie nic oprócz mroku, bólu i cierpienia. Upajał się tym, a w otchłani niechcianych odczuć wychodziły jego najgorsze cechy. Po wydarzeniu, gdzie została zamordowana jego gospodyni, przyjaciel Dazio proponuje mu udostępnić swoją pomoc domową Gine. Nikt o niej nie wiedział i nie słyszał. Salvatore nie spodziewał się, że kobieta, która ma zajmować się jego domem nie uroni ani krzty strachu w jego obecności , a co za tym szło… Mężczyzna poczuł ciekawość połączoną z fascynacją w kierunku kobiety. Jednak nie wie, że Gina igra ogniem przybywając w jego domu bo jest tajną i najpotężniejszą bronią wroga, Camorry. Uciekając ze swojego dziedzictwa ,aby poczuć smak ...
71
Iwonag12

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
60
Bubis0812

Nie oderwiesz się od lektury

Czekam na kolejną część!!
60


Podobne


Karina Majsterek

Służąca diabła

Dla Ciebie,

mój czytelniku.

Pozwól, bym tą historią udowodniła Ci,

że to, co widzimy na zewnątrz,

często nijak się ma do tego,

co siedzi w środku każdego z nas.

Notka od Autorki

Służąca Diabła jest książką dla starszego grona odbiorców (18+). Sięgając po nią, musisz mieć na uwadze, że spotkasz w niej motywy dla dorosłych (m.in. opisy morderstw, brutalnych aktów seksualnych czy próby gwałtu).

Pamiętaj, że wszystko, co w niej przeczytasz, to fikcja.

Służąca Diabła jest pierwszym tomem trylogii Bracia Marchetti.

Kolejność tomów:

1) Służąca Diabła (historia Giny i Salvatore)

2) Piękna i egzekutor (historia Marissy i Lotaria)

3) Mroczny rycerz (historia Giulii i Giorgia)

Rozdział 1

Diabelskie oblicze

Salvatore Marchetti stał otulony mrokiem w śmierdzącej krwią, potem i strachem piwnicy. Spoglądał na ociekające posoką ręce. Błysk ostrza trzymanego w dłoni nakręcał go jeszcze bardziej, przez co łomoczące serce wciąż przyspieszało swój bieg. Przeniósł pusty wzrok na ofiarę zwisającą z sufitu podobnie jak świnia podczas uboju. Mężczyzna w sile wieku był przywiązany do haka, a z jego zmasakrowanego ciała strużkami sączyła się krew. Połamane palce, obcięte ucho, wycięta nerka i wydłubane tępym narzędziem oczy. Jaką jeszcze krzywdę można mu wyrządzić?

Czarny umysł Salvatore był pełen pomysłów, wzrok wciąż przepełniało szaleństwo. Marchetti wykonał krok w kierunku stołu, na którym leżały jego zabawki – ulubione noże, tasaki, a także siekiera, młotek, wiertarka i dłuto.

Tyle możliwości, a tak mało czasu.

Na sam widok tych wszystkich przedmiotów budził się jego wewnętrzny demon. Dziś jednak nie mógł zabawiać się ze swoim gościem zbyt długo. Czas to dla niego coś bezcennego, a już w szczególności, gdy chodziło o rodzinę, którą cenił bardziej niż wszystko inne na tym świecie. Stojąc pośrodku pomieszczenia, rozmyślał przez kilka sekund, po czym wybrał młotek. Bezwiednie zaczął go okręcać w swojej silnej, pokrytej licznymi tatuażami dłoni.

Zamierzał zakończyć dzisiejsze przesłuchanie jednym precyzyjnym ciosem. Bezszelestnie podszedł do ofiary, delektując się jej ostatnim oddechem, ostatnim biciem serca. Zamachnął się i z całej siły wbił narzędzie w głowę mężczyzny, tym samym kończąc jego egzystencję na tym marnym świecie. Części mózgu rozprysnęły się wokół, brudząc podłogę oraz cholernie drogą białą koszulę Salvatore.

– Kurwa. Posprzątajcie to – syknął w stronę swojego consigliere, wycierając w jedwabny materiał zakrwawione dłonie.

Dazio Rizzi, prawa ręka dona, wiedział doskonale, że czeka go nieprzespana noc. Musiał się upewnić, że żołnierze dokładnie wyczyszczą miejsce zbrodni, a następnie zutylizują to, co jeszcze zostało z człowieka, który ośmielił się zadrzeć z mafią.

Dazio był takim samym diabłem jak Salvatore. Mimo iż znali się niemal od dziecka, szaleństwo Rizziego czasami zaskakiwało nawet samego Diabła, przywódcę sycylijskiej Cosa Nostry. A to już nie lada wyczyn.

Salvatore zamierzał jak w każdą sobotę zjeść kolację z rodziną, napawając się sycylijską gościnnością.

– Zbieraj się. Jedziemy – mruknął, spoglądając na swojego młodszego brata, Lotaria.

Chłopak stał w kącie pomieszczenia, przez cały czas przyglądał się przedstawieniu. Salvatore wiedział, że mu się podobało. I to bardzo. Lotario mimo młodego wieku był zafascynowany torturami. Błysk w jego oczach pojawiał się tylko wtedy, gdy czuł w powietrzu zapach świeżej krwi. Upajał się aromatem śmierci jak nikt inny w rodzinie, co dawało mu predyspozycje do pełnienia funkcji egzekutora Cosa Nostry. Kochał moment, w którym dusza opuszczała ciało, i zawsze czekał na niego z utęsknieniem. Nawet dziś, gdy jego myśli błądziły wokół wieczornych planów, potrafił skupić się na pieszczących jego uszy odgłosach cierpienia. Na krzykach, jękach i pełnych bólu westchnieniach, będących kwintesencją agonii, tak bliskiej jego sercu.

– Sal, kurwa. Mamma[1] się wścieknie. Znowu jesteśmy spóźnieni – wyjęczał Lotario.

– Więc co tu jeszcze robisz? – Salvatore spojrzał zniecierpliwiony na brata.

Pół godziny później zajechali czarnym bentleyem na podjazd domu Marchettich. Po szybkim prysznicu i zmianie garderoby obaj skierowali się do wielkiej, bogato urządzonej jadalni, w której do kolacji zasiadła już cała najbliższa rodzina. Puste krzesło na samym szczycie długiego stołu czekało na najważniejszą osobę. Lotario zajął miejsce między młodszym bratem Giorgiem a siostrą Sofią, wysoką blondynką, która przewróciła oczami, gdy tylko ich zobaczyła. Eleonora Marchetti, wchodząc do jadalni, rzuciła karcące spojrzenie w kierunku swoich dwóch najstarszych synów, którzy właśnie dołączyli do towarzystwa.

I tak oto, niemalże dwie godziny później niż planowano, rodzina Marchettich rozpoczęła wspólne biesiadowanie. Nim jednak mieli okazję chwycić widelce, rozbrzmiał rozgniewany głos starszej kobiety.

– Znowu spóźnieni. Czy ja was tak wychowałam, chłopcy? – spytała, a na jej ustach pojawił się grymas rozczarowania i jednocześnie złości.

– Nie, mamma. Reina sprzedał nas i podpierdolili nam w piątek cały towar, który miał wyjechać dziś rano do Meksyku. Musieliśmy się nim odpowiednio zająć, a Salvatore, jak zwykle, trochę poniosło – odezwał się Lotario.

– Nie przeklinaj przy stole! Następnym razem się pospieszcie. Przez wasze ociąganie już wszystko wystygło. Za karę jako jedyni nie dostaniecie tiramisu – fuknęła, spoglądając na nich z niesmakiem.

– Ale… – zaczął Lotario. Patrzył ma matkę z żalem w oczach.

– Milcz! Nie dostaniecie ani grama! – rzuciła w jego kierunku, a następnie przeniosła karcący wzrok na najstarszego syna.

Salvatore spojrzał na mammę przepraszająco, lecz żadne słowo nie opuściło jego ust. Nie chciał sprawiać jej przykrości, bo doskonale wiedział, że jego marne tłumaczenie na nic się nie zda. Matka i tak wie swoje. On jako głowa rodziny, don sycylijskiej Cosa Nostry, i tak gówno miał do powiedzenia w domu swojej rodzicielki.

Eleonora jak nikt inny potrafiła manipulować ludźmi. Dostrzegała prawdę tam, gdzie nikt inny nie odważył się nawet zerknąć. Karmiła ludzi półprawdami, wyciągając od nich to, czego potrzebowała. Kochała swoich synów i chciała dla nich jak najlepiej. Gdyby mogła, przychyliłaby im nieba nawet za cenę własnego szczęścia.

Salvatore nie chciał tego nieba, bo w głębi duszy wiedział, że już dawno temu zostało mu odebrane. Został zesłany na ziemię jako diabeł, by czynić zło. By szerzyć grzech, zabijać i torturować, wysysać z ludzi szczęście i mamić pięknymi słowami. Kusić, a następnie niszczyć.

Właśnie tak wyglądały jego plany na nadchodzący tydzień.

Teraz siedział przy stole, dłubiąc widelcem w cannelloni, i zastanawiał się nad słowami brata. Czy rzeczywiście to Carlo Reina był odpowiedzialny za kradzież ich transportu? Wydawało mu się to zbyt proste. Uważał go za człowieka zbyt słabego i naiwnego, by mógł pokusić się o taki czyn. Musiał być pionkiem w tej grze. Pionkiem kogoś dużo mądrzejszego, przebiegłego, osoby, która zrobiłaby wszystko, by nie zostać zdemaskowana. Kim był więc człowiek, który od miesięcy niszczył jego biznes, rzucał mu kłody pod nogi i eliminował jego ludzi?

Ta myśl przez całą bezchmurną noc będzie błądziła gdzieś w głowie Dona.

– Ziemia do Salvatore. Słyszałeś, co powiedziałam? – Krzyki Sofii przedzierały się przez jego chwilową mgłę umysłową.

Dopiero po chwili, gdy wrócił do rzeczywistości, zorientował się, że słowa siostry były skierowane do niego.

– Co? – odezwał się.

– Pstro. Pytałam, czy możemy zorganizować w piątek imprezę urodzinową w jednym z naszych klubów. Możemy?

– Kto ma urodziny? – spytał zdezorientowany. Rozejrzał się, lustrując twarze zebranych przy stole. Zdał sobie właśnie sprawę z tego, że jest jedyną osobą w tym gronie, która za chuja nie wie, o kim mówi Sofia.

– Wróżka Zębuszka. Kurwa, Sal, weź choć na chwilę zejdź z obłoków. Od ponad godziny mówimy o tym samym. Czy ty w ogóle nas słuchasz? – rzucił na wydechu Giorgio, sięgając po kolejną porcję lasagne.

– Rizzi w piątek kończy trzydzieści cztery lata. Chyba jako jego najlepszy przyjaciel powinieneś wiedzieć takie rzeczy. Nieładnie – wymruczał Lotario.

– Wiem. Po prostu akurat dziś wypadło mi to z głowy. Moje myśli skupione są teraz na tym, co się dzieje w Famigli. Zaginięcia towaru, masowe morderstwa, podpalenie naszej fabryki z amfetaminą… To wszystko musi się ze sobą łączyć, a ja nie mam, kurwa, jebanego pojęcia, kto za tym stoi.

– Ale się dowiemy. I pożałuje, że zadarł z rodem Marchettich – stwierdził Giorgio.

– Amen – skwitował Lotario.

– A teraz porozmawiajmy o przyjęciu – wtrąciła rozemocjonowana Sofia. – Musimy zorganizować niespodziankę tak, by się niczego nie domyślił. Salvatore, znajdziesz mu jakieś całodniowe zajęcie? Nie planujesz w najbliższym czasie jakiegoś dłuższego wyjazdu? O siódmej przywieziesz go do Piacere[2]. Do tej pory masz go pilnować. Ty, Lotario, zajmiesz się zaproszeniami. Giorgio ogarnie kelnerki, a ja załatwię catering, tort i ozdoby – zarządziła.

– Dlaczego to ja mam najgorsze zadanie? – wyjęczał niezadowolony Lotario. – Wolę wybierać kelnerki, niż ustalać listę gości.

– Przykro mi, ktoś musi to zrobić. Następnym razem się zamienicie. – Sofia ponownie przewróciła oczami.

– Skoro mamy już wszystko ustalone, nic tu po mnie! – fuknął Salvatore.

Wkrótce pożegnał się z rodzeństwem, a następnie wolnym krokiem podszedł do matki i przytulił ją mocno, korzystając z ostatnich chwil, podczas których mógł poczuć jej ciepło.

– Dziękuję, mamma, za kolację. Wszystko było pyszne jak zawsze.

Wkrótce wsiadł do auta i ruszył do swojego apartamentu, w którym planował spędzić dzisiejszą noc. Musiał jednak, zanim zapadnie w sen, odgonić od siebie niechciane myśli, rozładować napięcie i wyzbyć się złości, by móc z czystą kartą przywitać kolejny dzień.

W otchłani niechcianych odczuć, żalu i frustracji na wierzch wychodziły jego najgorsze cechy. Sadysta, za dnia uśpiony, w nocy budził się do życia i pochłaniał niewinne ofiary. Roztaczał wokół siebie zło. Grzech czerpania przyjemności z bólu innych. Napawał się wonią strachu i zaspokajał zmysły, karmiąc się widokiem cierpienia, jakie zadaje. Nie miał litości dla nikogo. Nawet dla dzieci i kobiet. Każdy, kto zasłużył na karę, otrzymywał ją. A to, kim był, nie miało dla niego większego znaczenia.

W samochodzie powolnym ruchem dłoni wyciągnął z kieszeni telefon, po czym wybrał dobrze znany numer.

– Grazzio, za pół godziny w apartamencie ma czekać na mnie kobieta. Znasz moje oczekiwania. Tylko tym razem wybierz taką, która sprosta wymaganiom – rozkazał, stukając palcami w kierownicę.

Niecierpliwił się, pragnął jak najszybciej dać ujście emocjom.

– Marchetti, obawiam się, że nie będę w stanie. One się boją…

– Gówno mnie to obchodzi, Grazzio. Masz pół godziny i ani sekundy więcej – przerwał mu, po czym się rozłączył, dając jasny sygnał swojemu rozmówcy, że nie będzie znosił sprzeciwu. Nikt nie miał prawa podważać decyzji dona.

Trzydzieści minut później w progu jego sypialni pojawiła się szczupła brunetka. Jej naturalnie blada skóra kontrastowała z czarną skórzaną bielizną. Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydawała się odpowiednia, choć dopiero później będzie w stanie ocenić, czy rzeczywiście miał rację. Gdy spoglądała na niego, jej źrenice rozszerzyły się i zaczęła szybciej oddychać.

Strach.

Tym karmił się demon Marchettiego.

Niepokój rozlał się po drobnym ciele prostytutki, bo doskonale wiedziała, co zaraz ją spotka. Zdecydowanie miała się czego bać. Sycylijski Diabeł był dobrze znany kobietom Grazziego, a i do niej dotarły plotki o łóżkowych oczekiwaniach dona Cosa Nostry. Blada i zdezorientowana, dysząc z niepokoju, wpatrywała się w swojego kata, czekając na to, co za chwilę się stanie.

– Na kolana – warknął oschle mężczyzna i złapał ją mocno za włosy.

Wbił palce w jej głowę, szarpiąc za ciemne kosmyki. Kobieta skrzywiła się z bólu, lecz nic nie powiedziała. Posłusznie padła na podłogę i rozchyliła wargi, by mógł wsunąć wielkiego kutasa w usta. Miała problem, by objąć go całego, ale Salvatore się tym nie przejmował i wepchnął go głębiej, uderzając o ścianki jej gardła. Przyspieszył, a gdy zaczęła się krztusić i do oczu napłynęły jej łzy, wykonywał jeszcze gwałtowniejsze ruchy, przytrzymując ją z całej siły. Posuwał jej usta, nie zważając na cokolwiek. W głowie miał tylko słowa z przesłuchania Reiny, o których chciał zapomnieć. Doszedł mocno, zalewając gardło brunetki nasieniem, po czym podniósł ją za włosy. Rozerwał jej bieliznę i rzucił dziewczynę na łóżko jak lalkę. Ustawił ją tyłem do siebie na materacu, a potem nasunął gumkę na swojego ponownie sterczącego penisa. Przybrał odpowiednią pozycję i wszedł w nią jednym mocnym pchnięciem. Słysząc pisk, uśmiechnął się. Posuwał ją szybko, a gdy zaczęła jęczeć, zapytał:

– Dobrze ci, kurwo?

– Tak, bardzo… – Jej słowa przeszły w skomlenie.

Pojękiwania stawały się coraz głośniejsze, ale wiedział, że kobieta udaje. Odgłosy były irytująco sztuczne, już dawno nie miał do czynienia z tak słabą grą aktorską.

Idiotka, pomyślał, uśmiechając się do siebie mrocznie.

– Stai mentendo, stronza[3] – szepnął jej do ucha.

Nic tak nie wkurzało Salvatore jak kłamstwo. A ta żałosna kurwa sądziła, że go oszuka.

Dziewczyna zaczęła płakać, wiedząc, że don nie będzie miał dla niej litości. Jej szloch odbijał się echem od ścian sypialni Marchettiego.

– Zamknij się – warknął, po czym zintensyfikował ruchy.

Brunetka nie przestawała jęczeć i szlochać, co zaczynało działać mu na nerwy. Chwycił ją mocno za gardło, zaciskając na nim swoje wytatuowane palce. I ściskał tak do czasu, aż nastała cisza. Skupił się wtedy na przyjemności czerpanej z bólu dziewczyny. Podniecała go uległość i to, że w tej chwili był panem jej życia i śmierci. W każdej sekundzie mógł zadecydować o jej przyszłości.

Wkrótce doszedł i objął jeszcze mocniej szyję ledwo oddychającej już kobiety. Dał upust swojej sadystycznej stronie, co sprawiło, że poczuł się znacznie lepiej, a wszelkie troski tymczasowo odeszły w zapomnienie. Po chwili uspokoił oddech i puścił brunetkę. Opadła na pościel jak kukiełka, która właśnie odegrała spektakl swojego życia.

Och, chyba trochę mnie poniosło.

Salvatore uśmiechnął się krzywo, patrząc na jej martwe ciało. Złapał za telefon leżący na szafce nocnej, po czym kazał swojemu ochroniarzowi przyjść i zabrać zwłoki.

– W poniedziałek dostaniesz większy przelew – rzucił rozbawiony jakiś czas później, gdy usłyszał w słuchawce Grazziego. – Powiedzmy, że nastąpiły małe komplikacje i dziewczyna nie dotrze już nigdy więcej do pracy.

– Kurwa, kolejna? – westchnął mężczyzna.

– Nie pytam o zdanie, tylko informuję. To nie moja wina, że masz takie słabe dziwki. Nie potrafią nawet dojść, tylko muszą udawać. A wiesz, że nie zniosę kłamstwa. Brzydzę się nim.

– Dobra, wiem… Ale masz przelać tyle, ile zarobiłaby, pracując dla mnie. Ta akurat była rozchwytywana wśród klientów. Wszyscy teraz lecą na słodkie, niewinne cipki. Jeszcze miesiąc temu była dziewicą.

– Nie martw się. A tymczasem znajdź mi kogoś na kolejny tydzień. Tym razem postaraj się bardziej. Liczę na ciebie, Grazzio.

Rozdział 2

Historia o małej dziewczynce

16 lat wcześniej

Siedząca na miękkim kremowym dywanie dziesięciolatka trzymała w dłoniach ulubioną lalkę. Palcami czesała jej rude loczki, podśpiewując przy tym piosenkę z filmu, który po raz kolejny oglądała dzisiejszego poranka. Opinająca drobne ciało dziewczynki zielona sukienka w groszki miała niemal identyczny kolor jak jej piękne oczy. Na stopach zaś lśniły białe pantofelki, które dziś założyła po raz pierwszy.

Mała Gina spuściła wzrok, spoglądając na zapiętą na nadgarstku złotą bransoletkę z diamentowymi kwiatkami. Była prezentem od ojca na urodziny, które obchodziła raptem kilka dni wcześniej. Właśnie kończyła zaplatać lalce warkoczyki, gdy do jej pokoju bez pukania wszedł wysoki, postawny mężczyzna, od góry do dołu odziany w czerń.

– Tatuś! – Rzuciła się do biegu i wpadła wprost w jego objęcia.

– Moja mała Gina – mruknął Leonardo w jej pachnące landrynkowym szamponem włosy.

– Tęskniłam za tobą – wyznała, tuląc się do niego. – Upiekłyśmy z Eleną waniliowe babeczki, a potem byłyśmy w stajni. Wiesz, że Ramzesowi urodziły się dwa źrebaczki? Są takie śliczne.

– Naprawdę? – odrzekł wyraźnie zainteresowany. – Ja też tęskniłem, mój skarbie. Ale już jestem. Wszystko załatwiłem i teraz w końcu przed balem możemy spędzić trochę czasu razem.

– Dlaczego, tatusiu, nie mogę jechać? – spytała. – Dziś przy śniadaniu Marissa i Carla mówiły, że one jadą… I mają takie piękne kolorowe sukienki.

Spojrzała na mężczyznę ze smutkiem wymalowanym na ślicznej buzi. Uniosła wzrok i gdy napotkała szafirowe tęczówki taty, pod powiekami poczuła napływające łzy. Wiedziała już, jaka jest odpowiedź.

Niemal zawsze była taka sama.

– Już ci to tłumaczyłem, księżniczko – powiedział Leonardo Rinaldi, dostrzegając rozpacz córki. – Ty jesteś stworzona do większych rzeczy. Jesteś moją dziedziczką. Jesteś naszą przyszłością. Najniebezpieczniejszą bronią w rękach Camorry.

– Ale, tatusiu…

– Nie, Gino. Nie zmienię zdania – warknął, gdy znów próbowała użyć na nim swoich słodkich dziecięcych sztuczek, które jeszcze do niedawna całkiem nieźle na niego działały.

– Chcę być taka jak one… – odparła.

– Nie musisz być taka jak twoje przyrodnie siostry. Jesteś lepsza. Jesteś dla mnie wszystkim – odezwał się z łagodnością podszytą lekkim smutkiem. – Jesteś moją jedyną córką.

– Wiem, tatko – przyznała. – A kupisz mi nowe ubranka dla lalek? – spytała ściszonym głosem.

– Oczywiście, skarbie – zgodził się bez wahania. – Kupię ci wszystko, o czym tylko zamarzysz.

– To autko dla lalki też poproszę, stare się dzisiaj popsuło, a Elena nie potrafiła go naprawić – powiedziała.

– A teraz chodź – rzucił mężczyzna i sięgnął po leżącą na szafce nocnej książkę. – Poczytam ci bajkę, a potem mi opowiesz, czego się nauczyłaś, gdy mnie nie było.

Gina usiadła na łóżku tuż obok ojca i zaczęła słuchać czytanej przez niego opowieści. Zatraciła się w historii. Przymknęła powieki, wyobrażając sobie wszystkie szczegóły. W umyśle rysowała postaci, widziała wszystko to, o czym mówił. Bowiem wyobraźnia Giny zawsze była bujna. Gdy mężczyzna dotarł do końca rozdziału, dziewczynka przeniosła wzrok na jego siwawe włosy. Mogłaby przysiąc, że dziś miał ich więcej, niż gdy zjawił się u niej poprzednim razem. Leonardo często znikał, potem wracał. I… czasami był smutny lub rozdrażniony, a czasami, jak dzisiaj, w dobrym humorze.

Gina doceniała każdą chwilę z nim spędzoną, gdyż były one krótkie i ulotne. Wróciła wspomnieniami do czasu, gdy razem z ojcem spędziła wakacje w Afryce, tam, gdzie nikt nie mógł ich rozpoznać. To były najlepsze trzy tygodnie jej życia. Bez ograniczeń, bez osób, które źle im życzyły. Wyłącznie ona i jej ukochany tata. Poświęcali każdą chwilę tylko sobie.

Przesunęła leniwie palcami po materiale zielonej sukienki, po czym uniosła wzrok w momencie, gdy mężczyzna skończył czytać.

– Coś się stało, promyczku? – spytał zmartwiony.

– Zastanawiałam się, tatku, czy kiedyś jeszcze pojedziemy na wakacje, jak wtedy…

– Nie wiem, Gino. Teraz musimy skupić się na twoich treningach, a ja mam sporo na głowie. To nie jest ani dobry, ani bezpieczny czas na takie eskapady – wyjaśnił.

– Ale obiecaj, że o tym pomyślisz – nalegała.

– Obiecuję.

Jednak Gina Rinaldi już nigdy więcej nie wyjechała ze swoim ojcem.

10 lat wcześniej

– Gino! – warknął Leonardo Rinaldi, wkraczając do piwnicy rodzinnego domu w Katanii.

Spojrzał na schodzącą z ringu córkę. Wycierała wierzchem rękawicy bokserskiej pot z czoła. Z jej rozciętej wargi spływała krew, a kolana były boleśnie obite.

– Coś się stało? – spytała zmieszana.

Ostatnio dość rzadko widywała tatę, dlatego to wtargnięcie o poranku wydało jej się nieco niepokojące.

– Chciałem sprawdzić na własne oczy, jak sobie radzisz podczas treningów – odparł, dotykając palcami krawędzi ringu.

Gina przystanęła na chwilę, by przyjrzeć się ojcu.

– Gabriel mówił mi wczoraj, że robisz spore postępy – zaczął Leonardo. – Podobno doskonale radzisz sobie z bronią.

– Daję radę – przyznała skromnie.

– Jaka broń skradła twoje serce, córko? – dociekał wyraźnie zaciekawiony.

– Noże. Uwielbiam obserwować, jak ostrze wnika w głąb ciała, raniąc przeciwnika – odpowiedziała bez zastanowienia.

– Ciekawe – stwierdził. – Bardziej obstawiałbym pistolet, a ty wolisz kontakt z ofiarą. Nie boisz się pobrudzić sobie rąk.

– Tak.

– Moja krew! – zaśmiał się szczerze. – Matka byłaby z ciebie bardzo dumna.

– Jest. Spogląda na nas z nieba.

– Nie, skarbie. – Pokręcił głową. – W naszym świecie istnieje tylko piekło i wszyscy, bez wyjątku, do niego trafimy. Nawet twoja matka, której, tak między nami, nie dało się nazwać niewiniątkiem.

– O czym ty mówisz, ojcze? – zapytała zdziwiona Gina.

– Alice była podobna do ciebie. Odziedziczyłaś po niej nie tylko wygląd, ale i charakter. Była niezłomna, nieustraszona i tak cholernie piękna. Zupełnie jak anioł. Jak ty teraz, promyczku. Mój własny anioł śmierci.

Dziewczyna wzdrygnęła się na wspomnienie o matce. Ojciec po raz pierwszy od lat poruszył ten temat. Nigdy wcześniej nie mówił o tym, że też potrafiła walczyć. A ona oddałaby wszystko, by to zobaczyć. Dotychczas w wyobrażeniach Giny Alice Rinaldi była wrażliwą, słabą kobietą, która kochała ją i jej ojca miłością bezgraniczną. Tak potężną, że przypłaciła to życiem. Dlatego obraz matki, który przedstawił dzisiaj tata, mijał się z tym, co wielokrotnie podpowiadał jej umysł.

Wtedy też Gina pojęła, że być może nic nie jest takie, jakim je chciała widzieć.

Dopiero później miała się przekonać, że zło może stać się dobrem, a dobro może być tym, czego powinna się za wszelką cenę wystrzegać.

Rozdział 3

Kopciuszek Camorry

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Notka od Autorki
Rozdział 1. Diabelskie oblicze
Rozdział 2. Historia o małej dziewczynce
Rozdział 3. Kopciuszek Camorry
Rozdział 4. Poznanie dobra ze złem
Rozdział 5. Grzeszne przedstawienie
Rozdział 6. Bestia na swoje podobieństwo
Rozdział 7. Słowa czasem ranią
Rozdział 8. Ostrze, które rani
Rozdział 9. Odwiedziny dziedziczki
Rozdział 10. Dwa ślubne kontrakty
Rozdział 11. Dom nad jeziorem
Rozdział 12. Ostatni dzień nad jeziorem Scanzano
Rozdział 13. Jestem gotowa
Rozdział 14. Żegnaj, Salvatore
Rozdział 15. Witaj w domu, skarbie
Rozdział 16. List do samego Diabła
Rozdział 17. Podarunek z piekła rodem
Rozdział 18. Diabelskie opętanie
Rozdział 19. Marissa Fiorucci
Rozdział 20. Los po raz kolejny splótł ich istnienia
Rozdział 21. A gdyby tak… polecieć do Katanii?
Rozdział 22. Witaj w moich skromnych progach
Rozdział 23. Nocna wizyta
Rozdział 24. Głos, za którym tak tęsknił
Rozdział 25. Ci… cichutko
Rozdział 26. Pierwsze łzy

Służąca diabła

ISBN: 978-83-8373-598-6

© Karina Majsterek i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Beata Kostrzewska

KOREKTA: Paulina Górska

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: sekretariat@novaeres.pl

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek


„Mamy usługę, której mógłby pozazdrościć Amazon.”

Robert Drózd

Świat Czytników


Tysiące ebooków i audiobooków

Ich liczba ciągle rośnie, a Ty masz gwarancję niezmiennej ceny.