Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
55 osób interesuje się tą książką
Jak daleko się posuniesz, by zaspokoić swoje żądze? Jak nisko musisz upaść, by zrozumieć, że podążasz drogą autodestrukcji?
„Broń, dziwki, narkotyki. Brawo, Roxanne.”
„Soulmate” to powieść, która pożera cię od pierwszego zdania, wciągając w wir erotycznej namiętności i psychologicznej głębi.
Roxanne – piękna, ambitna i zagubiona – zabiera cię w podróż przez luksusową codzienność Warszawy, namiętne noce Barcelony i zmysłowe wybrzeża Grecji, by ostatecznie dać się zaskoczyć Szwecji. Każda sceneria to nowe pokusy i pragnienia, które tylko czekają, by je zaspokoić. I kolejne kroki w przepaść. To opowieść o obsesji i o kobiecie, która za cenę hedonistycznych rozkoszy traci kontrolę nad swoim życiem,balansując na granicy autodestrukcji. Sukces i blichtr to tylko fasada, za którą kryje się samotność, uzależnienie od adrenaliny i pragnienie wypełnienia emocjonalnej pustki.
Czy naprawdę można uciec przed sobą? Czy w takim świecie Roxanne ma szansę odnaleźć bratnią duszę?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 523
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
tytuł książki: Soulmate
autor: Anna I Hains
copywrite © 2025 Anna I Hains
wydanie I, Warszawa, 2025
isbn: 978-83-973802-1-9
redakcja i korekta: Anna Holeksa
projekt okładki i stron tytułowych: Izabela Surdykowska-Jurek
przygotowanie wersji elektronicznej: Gabriel Wyględacz studio akapit
Książka jest dziełem fikcji literackiej.
Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób,
miejsc i wydarzeń jest całkowicie przypadkowe.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana,
reprodukowana ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie
bez pisemnej zgody autora, z wyjątkiem cytatów użytych
w recenzjach i materiałach promocyjnych.
Książkę dedykuję mojemu ukochanemu, zmarłemu mężowi, który zawsze we mnie wierzył, nawet w najtrudniejszych chwilach. To Ty, Kochanie, byłeś moim największym wsparciem, a Twoja miłość – źródłem niekończącej się siły i inspiracji. Kocham Cię nieskończoną miłością.
Twoja obecność w moim życiu była darem nie do przecenienia, a wiara we mnie sprawiała, że zawsze dążyłam do zrealizowania, wydawałoby się nierealnych, celów – Ty nigdy nie zwątpiłeś. Twoja miłość nadal we mnie płynie i tak będzie już na wieki.
Dziękuję Bogu za to, że choć przez krótką chwilę mogłam cieszyć się Twoją obecnością.
Wierzę, że kiedyś znów będziemy razem, bo bardzo za Tobą tęsknię.
Dziękuję sobie za siłę, wytrwałość i determinację, które pozwoliły mi napisać tę książkę.
Błagałam Boga o siłę, która miała mi pomóc przetrwać koszmar, jaki przetoczył się przez moje życie. Pustka po stracie była tak ogromna, że nie widziałam sensu dalszego istnienia. Klęczałam na środku salonu otoczona mrokiem, a w dłoniach ściskałam dwie pigułki – czerwoną i niebieską. Od decyzji, którą z nich połknę, zależało moje dalsze życie. Jedna z nich obiecywała natychmiastową ulgę od cierpienia i koniec wszystkich problemów. Czułam, jak ogromny kamień przygniata mi plecy, ramiona nie były już w stanie go unieść. Zacisnęłam mocniej dłoń z czerwoną pigułką. Nie miałam sił dłużej walczyć. Wezmę ją, nie jestem tak silna, jak myślałam. Podnosząc do ust tabletkę, ostatni raz spojrzałam na tę drugą, niebieską, której połknięcie gwarantowało kontynuację koszmaru. Ogarnęło mnie zwątpienie. Czy na pewno chcę się poddać właśnie teraz? A może jutro będzie lepiej i wszystko się ułoży? Głosy w mojej głowie rozpoczęły zawziętą walkę.
Przede mną była najtrudniejsza do podjęcia decyzja. Życie znowu mnie testowało, jednak teraz bardziej dobitnie. Nie miałam już siły na kolejny trening. Błagałam o ukojenie. Spadałam z hukiem z najwyższego piętra wieżowca. Zamknęłam oczy, a myśli przewijały się jak klatki filmu. Widziałam i złe, i dobre chwile. Wzięłam głęboki wdech, teraz mocniej ściskając w dłoni niebieską tabletkę. Nie wiem, ile upłynęło czasu, nim poczułam, że łzy wyczerpania wysychają. Byłam wrakiem człowieka. Połknęłam pigułkę. Teraz wszystko będzie już dobrze…
•••
Otworzyłam oczy. Otaczała mnie zupełnie obca przestrzeń. Fala dezorientacji uderzyła z nieoczekiwaną siłą. Próbowałam zlokalizować się w rzeczywistości, ale wzrok bezskutecznie przesuwał się po nieznanym mi wnętrzu, poszukując choćby najmniejszego punktu orientacyjnego. Moje ciało zastygło ze strachu.
– Gdzie ja jestem?
Piloci nie są dla wszystkich.
•••
– Moja głowa, kurwa! Ała, jak boli! – Złapałam się za skroń, próbując złagodzić pulsowanie pod czaszką. Przez wielkie okno wpadały pierwsze promienie budzącego się dnia. – Nienawidzę poranków… – Zacisnęłam powieki, licząc na to, że uda mi się zasnąć jeszcze chociaż na kilka minut. Cholerny ból głowy nie ustawał, a nawet miałam wrażenie, że jest coraz silniejszy. Próbowałam zebrać myśli. Czułam, że nie mam siły otworzyć oczu.
– Ja pierdolę, znowu nie wiem, co się działo wczoraj wieczorem. – Nerwowo grzebałam w zakamarkach pamięci, usiłując odnaleźć jakiekolwiek wspomnienie, które mogłoby rzucić światło na moją obecną sytuację. „Jaki dziś dzień tygodnia?” – zastanawiałam się, próbując coś sobie przypomnieć. Czułam, jakbym miała dziury w mózgu albo sklerozę.
Starałam się otworzyć sklejone powieki, walcząc z ciężarem, który zdawał się na nie naciskać. „Do cholery, gdzie ja jestem?!” – krzyknęłam w myślach. Ogarnęło mnie przerażenie, kiedy zdałam sobie sprawę, że miejsce, w którym się znajduję, jest mi całkowicie obce. Moje spojrzenie pobiegło do stojącego nieopodal małego, szklanego stolika, na którym wznosiła się kompozycja z pustych butelek po Moet & Chandon Brut. Widok tych luksusowych pozostałości pogłębił mój niepokój. Skrzywiłam się. Niedopałki papierosów, które „pięknie” towarzyszyły pustym flaszkom, przyprawiały mnie o mdłości. Moją uwagę przyciągnęła lśniąca, złota taca z resztkami białego śniegu oraz zwinięta w rulonik kanadyjska dwudziestodolarówka. Przez sekundę zastanawiałam się, czy nie dokończyć tematu. Czułam się tak źle, że w mojej głowie zakiełkowała myśl o chwilowym ukojeniu. „Czym się strułaś, tym się lecz” – pomyślałam ironicznie, przypominając sobie stare powiedzenie mojej ukochanej babci Róży. „Biała dama nie odmówi ci grama” – zrymowałam, próbując przywrócić się do życia.
Jednak po chwili wyrzuty sumienia i stany lękowe zaczęły ze sobą walkę, tworząc burzliwą mieszankę emocji. „Może jednak lepiej będzie, jak stąd pójdę” – pomyślałam, próbując odnaleźć resztki godności i siłę, aby wstać. Cała obolała sięgnęłam do leżącej na podłodze torebki i wyciągnęłam z niej smartfon. Przełączyłam na kamerkę, aby rzucić okiem na swoje odbicie. Długie blond włosy były potargane i czymś sklejone, a twarz potwornie opuchnięta. Niebieskie oczy, które zwykle emanowały pewnością siebie i bystrością, teraz wydawały się nijakie. To było bez wątpienia moje najgorsze selfie, bezlitośnie odzwierciedlające stan, w którym się znajdowałam.
„Masakra! Co ja tu robię?! To nie może się tak kończyć”. Moje zaniki pamięci dobitnie świadczyły o tym, że nie powinnam była mieszać alkoholu z kokainą. Do tego wyglądałam jak pomarszczony balon. Byłam w miejscu, w którym nie powinnam się znaleźć. Ile już razy powtarzałam sobie, że dość budzenia się z kacem gigantem na jakichś melinach? Czy ja nie mogłam chociaż raz zacząć dnia jak inni, normalni ludzie, bez suchości w ustach i bólu głowy? Czułam, jak świat wiruje, zbierało mi się na wymioty. Nie chciałam wstawać. I wtedy po raz kolejny uświadomiłam sobie, że naprawdę potrzebuję zmiany, bo taki tryb życia mnie wykończy.
Resztkami woli podniosłam się z miękkiej, obitej zamszem kanapy. Mój umysł był jakby zamglony, jeszcze nie całkiem świadomy tego, co się dzieje. Zerknęłam pod koc, którym byłam okryta.
– Matko Boska, jestem prawie naga!
Gdy powoli i z niemałym wysiłkiem obróciłam głowę w prawo, moje spojrzenie uchwyciło dwie śpiące postacie – nastoletnie dziewczyny. Leżały na dywanie przy kominku, kompletnie nagusieńkie. Sposób splątania ich ciał potwierdzał, że nie trafiły tu przypadkiem. Jedna z nich miała włosy w kolorze platyny, delikatnie rozrzucone na plecach, druga – równie długie, lecz czarne pasma, które tworzyły ostry kontrast z jej porcelanowo białą skórą. Obie miały mocno podkreślone oczy i soczyście czerwone usta. „Makijaż chyba przeżył całą noc” – pomyślałam, przyglądając się im uważniej. „Co to za szminka, że tak długo się utrzymuje?”
Blondynka z lekko otwartymi ustami chrapała tak głośno, jakby walczyła o każdy oddech.
– Biedaczka, chyba przesadziła z koksikiem.
Na drugim końcu ogromnego salonu zauważyłam śpiącego dość postawnego mężczyznę, który ściskał w dłoni błyszczącą broń. Przez moment pomyślałam, że serce zatrzyma mi się ze strachu i padnę tu na zawał. Facet wyglądał jak wyciągnięty prosto z organizacji przestępczej. Miejsce, w którym się znalazłam, mimo eleganckiego wystroju, miało mroczną aurę. Obecność tych osób i cała otaczająca mnie atmosfera sprawiły, że czułam, jakbym znalazła się w środku filmu sensacyjnego.
Przebiłam samą siebie. W gorsze gówno niż to chyba nie można się wplątać.
„Broń, dziwki i narkotyki. Brawo, Roxanne”. Podświadomość klaskała mi ironicznie, kpiąc. „Co zrobię, jeśli ten gość jest naćpany, obudzi się i nas wszystkich pozabija? Świr jebany. Spierdalam stąd. Nadszedł czas, aby pożegnać się z mafijnym towarzystwem i całą tą młodzieżową eskortą”. W pośpiechu narzuciłam na siebie sukienkę, wcisnęłam stopy w czarne szpilki i owinęłam się ramoneską. Chwyciłam miniaturową torebkę Louisa Vuittona i niemalże wybiegłam z salonu.
Idąc szybkim krokiem przez korytarz, kątem oka zarejestrowałam, że drzwi jednego z pomieszczeń są uchylone. Nie mogąc się oprzeć, stanęłam i zajrzałam do środka. Zobaczyłam orgię z udziałem trzech postaci, zatopionych w scenie, która wyglądała jak wyciągnięta prosto z filmu porno. Blondynka o ogromnych, silikonowych piersiach i z kolczykiem w sutku wydawała się lewitować nad łóżkiem. Była podwieszona na czymś w rodzaju czarnych lejców przymocowanych do sufitu. Ciągnęła laskę mężczyźnie, którego twarz była zakryta maską przypominającą te z karnawału w Wenecji. Stojący za nią drugi facet dosłownie robił jej minetkę w powietrzu. Cała trójka była w jakimś transie, zupełnie oderwana od rzeczywistości, pogrążona we własnym świecie.
„To dla mnie za dużo jak na niedzielny poranek”. Skrzywiłam się, czując, że przekroczyłam granicę swojej wytrzymałości na takie widoki. „Czas na mnie, bon voyage1!”
W taksówce wiozącej mnie do domu jeszcze raz próbowałam sobie przypomnieć, co dokładnie wydarzyło się wczorajszej nocy, lecz ostatnie, co utkwiło mi w pamięci, to obraz przystojnego bruneta w szarym garniturze, otoczonego przez znajomych. Każda próba zgłębienia wspomnień kończyła się na tym samym niejasnym obrazie.
„Cholera, mam nadzieję, że nikt mi nie dodał do szampana pigułki gwałtu. Jak to możliwe, żebym totalnie straciła pamięć?” W duchu miałam nadzieję, że żaden kutas mnie wczoraj nie wykorzystał.
„Roxanne, musisz przestać odpalać wrotki” – upomniała mnie podświadomość, nie dając za wygraną i męcząc potwornymi wyrzutami sumienia.
Czułam się strasznie, ale najtrudniejsze było jeszcze przede mną. W domu czekała mnie nieuchronna konfrontacja z mężem. Mimo iż jasno dałam mu do zrozumienia, że nasza wspólna droga dobiegła końca, on wciąż traktował mnie jak swoją własność.
Z determinacją złapałam za klamkę drzwi wejściowych, starając się je otworzyć jak najciszej, by nie obudzić Rafała.
– Gdzie znowu byłaś, suko? – Jego głos sprawił, że podskoczyłam.
Czekająca na mnie osoba przypomniała mi o wszystkich powodach, dla których chciałam zakończyć ten związek. Mąż stał oparty barkiem o ścianę, z rękoma splecionymi na klatce piersiowej, z miną, która oscylowała między złością a rozczarowaniem. Podszedł, wciągając w nozdrza zapach moich włosów, jakby próbując wywąchać, skąd wracam. Grymas na jego twarzy zdradzał mieszankę obrzydzenia i politowania.
– Gdzie byłaś?! – powtórzył, tym razem podnosząc głos, by zasiać we mnie strach.
– Nie twój interes. Nie jesteśmy już razem i nie muszę się tłumaczyć – odpowiedziałam stanowczo, przeszywając go wzrokiem na wylot.
– Dopóki jesteś moją żoną, będziesz mi mówić, gdzie byłaś i co robiłaś – warknął, próbując wymusić posłuszeństwo.
– Jestem twoją żoną już tylko na papierze. Nasze małżeństwo dawno się skończyło. Dostawałeś ode mnie wiele szans i ich nie wykorzystywałeś. Mam dość tej sytuacji i twojej obecności, wyprowadź się już!
Rafał wybałuszył swoje wielkie, niebieskie oczy, po czym próbował złapać mnie za ramię. Odruchowo wywinęłam się spod jego ręki.
– Kochanie, nie kłóćmy się, proszę… Wiesz, że cię kocham, chodź, przytul mnie.
Zauważyłam jego zmęczoną twarz. Wyglądał, jakby nie spał całą noc. Mimo wszystko, jak to on, prezentował się niezwykle schludnie.
– Czy ty zaczniesz mnie w końcu słuchać?! My to przeszłość! Zrozum to i daj mi święty spokój! – Byłam zmęczona i czułam ogromną suchość w gardle. – Muszę się przespać.
Nasze małżeństwo na początku było zgodne. Byliśmy całkiem dobrze dobrani, kochaliśmy się i dzieliliśmy pasje. Rafał rozpieszczał mnie i niczego mi nie zakazywał, nie ograniczał, jak to robili mężowie moich koleżanek. Jednak po czterech latach coś zaczęło pękać, a ja czułam, że nasze drogi powoli się rozchodzą. To był długi i bolesny proces obumierania miłości. Rafał miał mi za złe, że nie dałam mu potomka, a ja z jakiegoś powodu nie mogłam zajść w ciążę. Mimo wielu badań potwierdzających, iż jesteśmy płodni, nie spełniłam jego marzenia o byciu tatą. Z czasem ze zgodnego małżeństwa zmieniliśmy się w obcych sobie ludzi, w dodatku mówiących w różnych językach. Dawałam sobie i jemu szanse, żeby to naprawić, chciałam, by był bardziej obecny w naszym związku, czulszy i otwarty na nowe wyzwania. Zdecydowałam się nawet na terapię małżeńską, na którą chodziłam sama. Mój mąż uważał, że jest normalny i że tego nie potrzebuje. No i niestety – po kilku miesiącach walki z własnymi myślami nie wytrzymałam i poddałam się. Małżeństwo jest jak prowadzenie biznesu: jeżeli nad nim nie pracujesz, możesz zamykać firmę.
Z biegiem czasu Rafał stawał się coraz bardziej złośliwy. Duma nie pozwalała mu pogodzić się z faktem, iż jakakolwiek kobieta może go zostawić. Miał o sobie wysokie mniemanie. Nie do wiary, jak mężczyźni potrafią się zmienić, kiedy czują, że tracą grunt pod nogami. Kiedy przestajemy z nimi sypiać, pokazują prawdziwą twarz. Jedyne, co jeszcze pozwalało mi trwać w tym rozpadającym się związku, to to, że żyłam jak singielka.
Wszyscy faceci są tacy sami. Rozwiodę się z nim i już do końca życia będę sama. Prawdziwa miłość nie istnieje, jest przereklamowana, nikt nie może kochać mnie bardziej niż ja sama. Od roku żyłam w przekonaniu, że moje małżeństwo się skończyło. Nasze drogi się rozeszły, światopoglądy zmieniły, coś się wypaliło. Wiedziałam jedno: nie potrafię być z mężczyzną, którego nie kocham, nawet jeśli jest moim mężem.
Rafała poznałam na początku jego kariery pilota. Teściowa zawsze powtarzała, że od dziecka kochał awiację. A ja uważam, że od dziecka to on kochał, ale chodzić z głową w chmurach. Pilot komercyjnych linii lotniczych, wokół którego zawsze kręcił się tłumek chętnych dziewcząt, a który kreował się na niedostępnego. Pozwalał zbliżyć się do siebie na krok, by zaraz kazać cofnąć się o dwa. Wysoki, postawny blondyn, emanujący pewnością siebie, miał niezwykły dar przekonywania wszystkich do wszystkiego. Matka powinna mu dać na imię Czaruś, lepiej by do niego pasowało. Jest osobą, którą trudno przeoczyć. Zawsze, kiedy wychodziliśmy gdzieś razem, jego wygląd przyciągał uwagę większości kobiet.
Rafał spodobał mi się głównie dlatego, że był właśnie takim czarującym pilotem. Będąc dziesięć lat starszym ode mnie, sprawiał, że czasami czułam się jak mała dziewczynka. Uwielbiałam, kiedy się mną opiekował i zabierał w różne zakątki świata. Gdy go poznałam, miał żonę, ale ja o tym nie wiedziałam. Sprawa wyszła na jaw dopiero po dwóch miesiącach naszego związku.
Kiedy pewnego razu pieprzył mnie w pokoju hotelu Marriott, blisko lotniska Chopina, zadzwonił telefon. Rafał, niechętnie przerywając zabawę, podniósł słuchawkę.
– Tak, słucham.
– Dobry wieczór, panie Blayt, dzwonię z recepcji. Nie przeszkadzam?
– Przeszkadza pani. Słucham, o co chodzi? – warknął na dziewczynę.
– Bo, yyy, strasznie przepraszam, ale jakaś kobieta pyta o pana i twierdzi, że jest pana żoną. – Chrząknęła cicho. – Przepraszam, jak się pani się nazywa? – Odkaszlnęła. – Ta pani przedstawiła się jako Marta Blayt.
– Że co?! – wykrzyknął do słuchawki w chwili, kiedy ja spluwałam na jego nabrzmiałego kutasa. – Proszę ją jakoś zatrzymać, nie jestem sam! Potrzebuję piętnastu minut, dziękuję!
Z paniką w oczach zerwał się niczym kot na widok ogórka.
– Ale panie Blayt, co ja… Yyy. Dobrze, rozumiem – powiedziała już do głuchej słuchawki recepcjonistka.
– Jaki jest numer pokoju mojego męża? – spytała Marta oschle, patrząc z pogardą na kobietę za kontuarem.
Żona Rafała była stanowcza i ambitna, uwielbiała pokazywać swoją przewagę nad innymi. No i chyba miała dobrze rozwinięty szósty zmysł, skoro przyleciała z Belgii do męża właśnie wtedy, kiedy był ze mną.
– Yyy… Pokój dwieście piętnaście, proszę pani… Drugie piętro i korytarzem w prawo – odpowiedziała przestraszona dziewczyna, lekko się jąkając.
– Dziękuję – odburknęła Marta i bezszelestnie odeszła w poszukiwaniu windy.
– Cholera jasna, ubieraj się! Moja żona tu idzie!
Tak właśnie dowiedziałam się, że Rafał ma żonę.
Słowa obijały się w mojej głowie niczym dźwięk wiertarki. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Czułam, jak do gardła podchodzi mi gula. Pobiegłam do łazienki. Jednym ruchem ręki wrzuciłam kosmetyki do torebki. Ubranie wciągnęłam na siebie w dwie sekundy. Nie miałam zamiaru natknąć się na żonę mojego kochanka… Mimo woli czułam się winna.
– Sprawdź, czy niczego nie zostawiłam i posprzątaj umywalkę z mojego podkładu. – Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie chciałam słuchać wyjaśnień. – Zapomnij o mnie, łajdaku. Żegnaj.
Chwyciłam za klamkę drzwi i zatrzasnęłam je za sobą z hukiem. Poczułam gorące łzy spływające po policzkach, wszystko wydawało się surrealistyczne. Otarłam oczy, pospiesznie udając się w kierunku wyjścia. Chciałam jak najszybciej zniknąć.
– Podała mi pani zły numer pokoju! Co pani myśli, że będę tak zwiedzać ten wasz, pożal się Boże, hotel?! – Usłyszałam w lobby poirytowany kobiecy głos i jeszcze bardziej przyśpieszyłam kroku.
– Przepraszam panią, to mój ogromny błąd! Nie dwieście piętnaście, tylko pięćset piętnaście! Raz jeszcze bardzo przepraszam!
Niestety, przeprosiny niewiele zmieniły w tej sytuacji, a wręcz doprowadziły panią Blayt do szału. Ta kobieta dosłownie czerpała przyjemność ze znęcania się nad ludźmi, którzy byli niżej od niej pod względem statusu społecznego.
Ciekawe, czy skurwiel posuwał też tę młodą recepcjonistkę. Przypomniało mi się, jak ostatnio puszczał jej oczko. Czaruś jebany. Przecież on znał wszystkie dziewczyny pracujące w tym hotelu, bo za każdym razem, kiedy miał kurs z Warszawy, linia lotnicza rezerwowała mu nocleg właśnie tutaj. Wiedziałam też, że niejednej pani nogi uginały się na jego widok. Podobało mi się to i cholernie imponowało – do teraz, kiedy poczułam się jak jedna z nich. Wszystko zaczęło układać się w całość.
Na ułamek sekundy zatrzymałam wzrok na jego żonie. Była wysoka i przeraźliwie szczupła, wręcz chorobliwie chuda. Ciemne, długie włosy kontrastowały z pięknym kremowym płaszczem od Fendi. Zastanawiałam się, ile ona może mieć lat. Skrzywiłam się na myśl, że zaraz spotka się z Rafałem i dokończy to, czego ja nie zdążyłam. Poczułam, jak łzy napływają mi jeszcze szybciej do oczu, a całe wnętrze rozpada się na miliony kawałków. Zrozumiałam, że to koniec. Wszystko rozsypało się jak domek z kart. Po chwili ocknęłam się i czym prędzej wybiegłam z hotelu.
Rafał kilkakrotnie próbował się ze mną skontaktować na różne sposoby. Tłumaczył, że jego żona nic dla niego nie znaczy i że nie sypia z nią od miesięcy. Nie chciał mnie przestraszyć i stracić, dlatego nie powiedział mi prawdy.
Byłam młoda i naiwna, postanowiłam mu zaufać i dać drugą szansę.
Spotykaliśmy się okrągły rok, aż nie wytrzymałam ciągłego ukrywania się i postawiłam warunek. Albo się rozwiedzie, albo odchodzę. Kochałam go i nie chciałam się nim dzielić. Wybrał rozwód i po ponad roku romansowania stał się moim mężem.
1 miłej podróży
Poniedziałek, nareszcie poniedziałek! Zastanawiam się, czemu jest znienawidzonym dniem tygodnia. Ja kocham poniedziałki! Dla mnie to początek czegoś nowego, nowych przygód. Uwielbiam dynamicznie zaczynać pracę właśnie w poniedziałki.
Moją pasją i pracą jest pośrednictwo w handlu nieruchomościami. Biuro znajduje się w samym sercu Warszawy, tuż przy placu Trzech Krzyży. Jestem założycielką renomowanej agencji nieruchomości, gdzie ja i moi ludzie zajmujemy się pośrednictwem w obrocie ekskluzywnymi apartamentami. Może to nie taki znów konglomerat, ale jestem bardzo dumna z tego, co zbudowałam.
Czas w biurze pozwolił mi na chwilowe odcięcie się od poczucia wstydu, które towarzyszyło mi po weekendowym ekscesie. Próbowałam cofnąć się myślami do soboty i nadal nie mogłam sobie przypomnieć, jak znalazłam się w tamtym okropnym miejscu. Na szczęście praca, która jest jednym z moich uzależnień, pozwala mi na oderwanie się od tych myśli. Nie zamierzałam użalać się nad sobą w nieskończoność, miałam za dużo zobowiązań.
– Roxanne, chcesz kawkę? – Usłyszałam Ali, moją ukochaną asystentkę, która wyrwała mnie z galopujących myśli.
Alicja była średniego wzrostu i miała lekko krągłą sylwetkę Zazwyczaj ubierała się elegancko, co idealnie pasowało do roli asystentki. Pewna, zdecydowana postawa dodawała jej autorytetu w pracy. Zawsze mogłam na niej polegać. Znała mnie na tyle dobrze, że wiedziała, kiedy przynieść kawę, a kiedy aspirynę. Ali pracowała dla mnie od dwóch lat i nie zamieniłabym jej na żadną inną asystentkę.
Stałyśmy się również bliskimi przyjaciółkami. Nie powinnam była przełamywać bariery pracownik-szef, ale ona naprawdę stanowiła wyjątek od reguły. Była jak mój anioł stróż, choć czasami zachowywała się jak diabeł z piekła rodem i musiałam przywracać ją do pionu. Alicja była niemal moją rówieśniczką, ale miała już dorastającą córkę. Sofię urodziła jako szesnastolatka i niemal w pojedynkę musiała stawić czoła wyzwaniom macierzyństwa, praktycznie bez wsparcia ze strony rodziny. To była próba, która wzniosła ją na zupełnie inny poziom dojrzałości. Dziewczyna, będąc praktycznie jeszcze dzieckiem, musiała błyskawicznie nauczyć się radzić sobie w dorosłym życiu. Ali stanęła na wysokości zadania, wykazując się niesamowitą siłą charakteru. To jedna z najodważniejszych i najsilniejszych kobiet, jakie znam. Podziwiam ją za to, jak dzielnie pokonała trudności i jak pięknie wychowała córkę. Doświadczenia z młodości uczyniły z niej osobę wyjątkowo odporną na życiowe przeciwności. Wydaje mi się, że niewiele rzeczy może ją zaskoczyć. Pewności siebie i zaradności nie da się nauczyć z książki. To coś, co buduje się poprzez przeżycia i osiągnięcia. Cieszyłam się, że mam tak wspaniałą i godną zaufania osobę u boku.
– Dziękuję, kochana. Tak, poproszę double espresso – odparłam, próbując skupić się na pracy, mimo że wciąż myślałam o tym, co wydarzyło się w weekend.
– Opowiadaj – nalegała, jak zwykle zainteresowana każdym szczegółem mojego życia. Jej ciekawskość czasami była nieco uciążliwa, ale doceniałam troskę.
– Ali, nie mam teraz nastroju, muszę przejrzeć te nowe oferty. – Chciałam zmienić temat. Wstydziłam się przyznać do tego, że znowu urwał mi się film.
– A jak twój Pau z Tindera? Dalej ze sobą piszecie czy przeszliście na level suchy seks online? – drążyła.
– Chyba trochę przesadzam i się wkręcam, ale on jest naprawdę cudowny. Inteligentny, oczytany, po prostu ideał…
Alicja popatrzyła na mnie z dezaprobatą.
– Najpierw się z nim spotkaj, a potem możesz snuć romantyczne wizje. Barcelona nie jest znowu tak daleko. Układasz go sobie ze skrawków informacji, nigdy nie widziałaś chłopa na oczy, nie masz pewności, czy to nie świr. Co więcej, wydaje mi się, że ma żonę i dzieci. Piszecie ze sobą już kilka tygodni, a on nie może się z tobą spotkać? To mi śmierdzi. Roxi, otwórz oczy.
– Wiem, wiem – westchnęłam. – Masz rację, to wszystko jest zbyt absurdalne. Ale on jest jak narkotyk. Poza tym dzielą nas kilometry. Za każdym razem, kiedy postanawiam, że muszę to skończyć, po kilku dniach czuję, jak coś ciągnie mnie w jego stronę. To trudne do wyjaśnienia.
Ali przewróciła oczami i kontynuowała reprymendę.
– Roxi, nie możesz tkwić w takim wyimaginowanym związku. Zakochałaś się w swoich wyobrażeniach, nie w nim. Nigdy nie widziałaś gościa, nie znasz go naprawdę. Moim zdaniem on ściemnia, a ty po prostu próbujesz uciec od Rafała.
Jej słowa nie pomagały. Zachwyt był silniejszy niż moja zdolność do rozsądnego myślenia.
– Dziewczyno, ty jesteś pierdolonym uzależnieniowcem! Uzależniasz się od facetów, pracy, papierosów, alkoholu, słodyczy i Bóg wie czego jeszcze. Wiesz dobrze, że musisz na siebie uważać, jesteś po długiej psychoterapii, dostałaś narzędzia pracy, wiesz, jakie nawyki mają na ciebie zły wpływ i jak je zmienić, musisz to wszystko wdrażać i pracować nad sobą. Czasami, Roxanne, stąpasz po bardzo cienkim lodzie. To cud, że jeszcze nie wjebałaś się w jakieś poważne problemy.
Jej słowa były jak cios. Ali zawsze potrafiła ująć rzeczy wprost.
– Wiesz co, może i masz rację. Moje życie nie zawsze układa się tak, jak bym chciała… Czasem gubię się w tym wszystkim.
– Doskonale wiesz, że mam rację. Martwię się.
– Dobrze, mamo! Wystarczy tych morałów, przestań, bo czuję, że głowa mi zaraz eksploduje od twojego słowotoku – odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem. – Wiem, że to, co robię, to jakaś forma ucieczki. Staram się, jak mogę, ogarniać swoje życie i emocje. Powiem mu dziś, że czas najwyższy się spotkać, niech przylatuje do Warszawy.
– Roxi, spójrz na mnie. Musisz naprawić głowę.
W tym momencie poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Wiedziałam, że Ali ma rację. Zignorowałam jednak jej próby rozmowy na ten temat.
– A jak tam z tymi twoimi kolesiami? Zaciągnęłaś kogoś do łóżka, pani seksbombo, wieczna singielko? – zapytałam, próbując rozrzedzić atmosferę i odciągnąć uwagę ode mnie.
– Miałam wczoraj randkę z mikrobiologiem, mówiłam ci o nim kiedyś. Zaproponował mi kawę i spacer, mimo iż wspomniałam mu, że wolę iść na lunch. Rozumiesz, Roxi? Gościu nie słucha, a to już wielki minus. Kiedy przed samym spotkaniem napomknęłam jeszcze raz, że może lunch i kawa, bo czternasta w niedzielę to właściwa pora na posiłek, odpowiedział, że jest na jakiejś cholernie restrykcyjnej diecie histaminowej i że kawa oraz spacer to dla niego dobra opcja.
– No popatrz – mruknęłam z sarkazmem. – Na spacer? Pojebało go. Jak chce pospacerować, to niech idzie psa wyprowadzić.
– Facet bez kasy, wyczuwam takich na kilometr, albo skąpiec. Jeden chuj, szkoda energii na takich – dodała Ali. – Wyobraź sobie, że po tej randce tak zgłodniałam, że poszłam sama coś zjeść. Czy ty możesz to zrozumieć? Jak mógł mnie zostawić głodną?! – warknęła rozdrażniona.
– Gość popełnił kardynalny błąd! Jak mógł cię nie nakarmić? Przecież ty, biedaku mój, zawsze jesteś głodna! – stwierdziłam z wyraźnym przekąsem.
– Dokładnie! Nie nakarmisz, nie poruchasz, przysłowie na dziś! Ha, ha!
Prychnęłam śmiechem do filiżanki z kawą i napój chlapnął na blat.
– Twoje przysłowia mnie rozwalają. Dosyć tych plotek, zabieramy się do pracy, bo Warszawa czekać na nas nie będzie. Mamy jakąś nową ofertę kupna nieruchomości czy nic nie wyskoczyło przez weekend? – Zmieniłam temat, czując podniecenie na myśl o nowych projektach.
– Mamy. Wyskoczyły dwa apartamenty z Mokotowa i jeden ze Śródmieścia. – Ali poprawiła okulary, zmieniając ton na bardziej poważny. – Jutro masz spotkanie z celebrytką, bo chce rozmawiać tylko z tobą.
Skinęłam głową, próbując sobie przypomnieć, kim jest ta osoba.
– Jaką celebrytką? Jestem już zmęczona tymi wszystkimi warszawskimi osobowościami.
– Ta z Top Model. Była chyba w finale, teraz jej pełno w social mediach. Chwali się drogimi zegarkami, diamentami i autami, podobno mieszka też w Dubaju.
– W Dubaju… Ach tak, to wiele wyjaśnia – skwitowałam oceniającym tonem.
– Ona jest bardzo kontrowersyjna, Roxi. Chwali się, że ma duże wpływy w Warszawie. Ja nie wiem, na czym polega jej fenomen, ale laska ma charakterek.
– Jak ona się nazywa? Wiesz, że nie oglądam telewizji i nie śledzę tej całej celebryckiej śmietanki.
– Ta, no… Jak jej tam? Ciężko mi tę dziwną nazwę zapamiętać. Opowiadała ostatnio w swojej relacji na Instagramie, że w poprzednim wcieleniu była syreną. Siren to jej nick, nie podała mi nawet swojego nazwiska. No i ona…
Podniosłam rękę, żeby jej przerwać.
– No dobrze, wystarczy tych informacji. Dziewczyna jest nieźle odklejona od rzeczywistości, ale dam sobie z nią radę. Trzeba po prostu jak najszybciej coś dla niej znaleźć i będzie po problemie.
Ali uśmiechnęła się szeroko.
– Tak jest, pani prezes! Bierzmy się do pracy. Lunch o trzynastej? – rzuciła, wychodząc z gabinetu.
– Yhy – wymamrotałam twierdząco. – Idź już sobie i przynieś wreszcie tę kawę.
•••
Jest już po dziewiętnastej, jak zwykle wychodzę z pracy ostatnia. Czuję, że spuchnięte stopy nie mieszczą mi się w szpilkach.
– Znowu nabrałam wody – powiedziałam do siebie, spoglądając w lusterko wsteczne. – Muszę kupić coś w aptece, bo wyglądam jak swoja karykatura. Marzy mi się długa, aromatyczna kąpiel i święty spokój.
Uruchomiłam silnik i ruszyłam w kierunku Złotej. Dziś wieczorem miałam apartament tylko dla siebie. Rafał był w delegacji. Odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam doczekać się rozmowy z moim internetowym kochankiem. Boże, ten facet doprowadza mnie do wariactwa! Zupełnie oszalałam na jego punkcie. Przeczuwałam, że nigdy go nie spotkam, ale automatycznie kasowałam te myśli i okłamywałam samą siebie. Gość budził we mnie pożądanie, jak nikt inny. Pisał to, co dokładnie w danej chwili potrzebowałam usłyszeć, rozśmieszał mnie, wysyłał seksowne fotki. Zaczęliśmy na Tinderze, a teraz przeszliśmy na Snapa. Pau to obłędnie przystojny Hiszpan, ma sto osiemdziesiąt cztery centymetry wzrostu i podobno dziewiętnaście centymetrów TAM. Jego typowo latynoska uroda i romantyczna osobowość przyprawiały mnie o zawroty głowy.
Relaksująca kąpiel z kieliszkiem czerwonego wina pozwoliła mi odreagować ciężki dzień w pracy. Nalałam sobie kolejną lampkę i zabrałam się za odczytywanie soczystych wiadomości od mojego online’owego znajomego.
„Wsuwam się pod kołdrę, powoli zbliżam się do ciebie i delikatnie rozchylam twój szlafrok. Spoglądam w twoją niewinną twarz i studiuję każdy kolejny ruch. Nieśpiesznie przysuwam cię do siebie, szlafrok odsłania twoje nagie, idealne ciało. Teraz czujesz ciepło mojej skóry. Wyczytuję z twojego spojrzenia pozwolenie na to, abym przysunął się jeszcze bliżej… Czujesz mój oddech, twoje usta są przy moich, twoje uda splecione z moimi, słyszysz bicie mojego serca, a ja twojego…”
Odczytałam wiadomość niemal na jednym wdechu. Słowa zaczęły rozpalać moją wyobraźnię. Cholera, tak bardzo pragnęłam tego mężczyzny! Układałam w głowie scenariusze, co bym z nim zrobiła, gdyby leżał obok. Tak bardzo chciałam, żeby był teraz przy mnie, żeby wreszcie ostro mnie przeleciał. Pożądanie zmieniało się w smutek i tęsknotę za czymś, co istniało tylko w mojej głowie. Tak bardzo chciałam leżeć wtulona w jego ramiona. Chciałam mieć go tu i teraz, nie czekać już dłużej. Cholera, męczył mnie ten facet. Powinnam o nim zapomnieć.
Biłam się z myślami, które wciąż wracały do mojego internetowego księcia z bajki. Seksualna żądza już dawno znokautowała zdrowy rozsądek. Jak zwykle pisałam z nim do późna, nie mogąc oderwać się od ekranu iPhone’a. Kolejny raz zasnęłam z niedopitym kieliszkiem Ripasso w dłoni.
Rano byłam nieprzytomna, znowu wlałam w siebie za dużo alkoholu. Powinnam ograniczyć wieczorne popijanie do maksymalnie dwóch kieliszków. Czułam, jak dopada mnie poczucie winy. Regularne picie, nawet tak szlachetnego trunku, zaczynało dawać mi się we znaki. Skóra na twarzy była okropnie wysuszona, a opuchlizna pod oczami nie dawała się niczym zatuszować, nawet te cholerne suplementy nie pomagały. Moja twarz, a raczej skacowana morda, wyglądała na tak zmęczoną, że żaden makijaż nie chciał tego zakryć.
„Roxi, musisz ograniczyć wino do dwóch kieliszków. Roxi, musisz ograniczyć wino do dwóch kieliszków” – powtarzałam, w duchu, obiecując sobie poprawę.
Byłam wycieńczona i bardzo powoli zbierałam się do pracy. Poruszałam się jak leniwiec. Wzięłam zimny prysznic, mając nadzieję, że to choć trochę złagodzi porannego kaca. Po niecałej godzinie byłam gotowa na kolejny intensywny dzień pełen wyzwań.
W biurze zmęczenie mijało z każdym kolejnym łykiem mocnej kawy. Ali co rusz informowała mnie o nowych warunkach stawianych przez klientkę-celebrytkę. Ta kobieta naprawdę uwielbiała być w centrum uwagi. Od rana nie było innego tematu niż Siren. Jedni byli podekscytowani, że korzysta z usług naszej firmy, inni załamywali ręce. Wciągałam głęboko powietrze, starając się skupić również na innych ważnych projektach.
Dziś melancholia dopadła mnie ze zdwojoną siłą, chyba potrzebowałam zwolnić tempo. Przypomniałam sobie początki mojej firmy. Stworzyłam ją sama, zaczynając od wynajmu taniego pomieszczenia biurowego na obrzeżach Warszawy, daleko od centrum. Dobry marketing i reklama były kluczem do rozwinięcia brandu, a wykorzystanie sieci kontaktów i współpraca z innymi profesjonalistami to kolejny ważny punkt mojej strategii biznesowej. Marka Real Estate Warsaw Investments ma już na tyle silną pozycję na rynku, że oferty współpracy sypią się jak z rękawa. Zatrudniam wspaniałych pośredników, dla których – mam nadzieję – nie liczą się tylko pieniądze, ale i prestiż firmy, w jakiej mają zaszczyt pracować.
– Roxanne, panna Siren niecierpliwie czeka na ciebie. Przepraszam, że ci przerywam, ale ona zaczęła robić zamieszanie w recepcji. – Nieco zestresowana Ali wtargnęła do gabinetu ze stertą papierowych teczek w rękach.
– OK, powiedz mi o niej coś więcej. Muszę mieć jakąś porządną strategię.
– Kiedyś była zwykłą Agatą Kowalską. Po tym, jak zaczęła gwiazdorzyć w mediach społecznościowych, przyjęła pseudonim artystyczny i obecnie przedstawia się jako Siren DeVries. To ciężki człowiek. Mam nadzieję, że propozycje, jakie dla niej przygotowaliśmy, przypadną jej do gustu. – Ali położyła dokumenty na biurku i kontynuowała tyradę. – Jest niezwykle kapryśna. Musisz zdobyć się na profesjonalizm i cierpliwość.
– Dobrze, wpuść ją – przerwałam jej, po czym wciągnęłam głęboko powietrze, zatrzymując je na kilka sekund w płucach. – Im szybciej to załatwię, tym lepiej.
– Dobrze, idę po nią. Powodzenia! – Ali poprawiła okulary i niemal wybiegła z gabinetu.
Po kilkunastu sekundach pewnym krokiem wkroczyła ONA: Siren, gwiazda świecąca egocentrycznym blaskiem. Już na wejściu wyglądała na zirytowaną.
– Witaj, Roxanne! Dlaczego kazałaś mi tak długo na siebie czekać? – zaczęła kulturalnie od wyrzutów.
Wyraz twarzy nie pozostawiał wątpliwości co do przepełniającego ją niezadowolenia. Była zacięta i patrzyła wzrokiem pełnym pogardy.
– Przepraszam, ale przyszłaś chyba godzinę za wcześnie – odpowiedziałam, siląc się na wyważony ton.
– Możliwe, ale zaraz jadę na lotnisko. Nie mogę czekać, aż łaskawie znajdziesz dla mnie czas. Mój Majk już niecierpliwi się w prywatnym odrzutowcu. Wszystko dlatego, że mnie ignorujesz. To ty powinnaś dostosować się do mojego grafiku. Wiesz przecież doskonale, kim jestem!
„Rozmowa z tą celebrytką zapowiada się interesująco…” – pomyślałam, lekko unosząc kąciki ust.
– Dzwoniłam do ciebie dzisiaj trzy razy, a ty nie odbierałaś. Jesteś moją agentką, powinnaś być dostępna, kiedy dzwonię! Pokazujesz brak profesjonalizmu.
Ścisnęłam mocniej długopis, usiłując zachować spokój. Miałam ochotę wbić go jej w oko. Tego paplania nie dało się słuchać.
– Przepraszam za brak dostępności, ale mam też inne zobowiązania i nie mogłam odebrać twoich połączeń. W każdym razie ja i mój zespół skupiamy się na znalezieniu dla ciebie najlepszej opcji.
– Skupiacie się? Wy macie działać, a nie się skupiać! Naprawdę jestem już zmęczona waszym niedbalstwem!
Wzięłam głęboki wdech. Ta kobieta zaczynała doprowadzać mnie do pasji.
– Proszę, usiądź. Dostałaś coś do picia?
– Dostałam kawę z mlekiem, a nie piję mleka krowiego. Jestem uczulona na laktozę. Dlaczego nie dbacie o swoich klientów? Dlaczego nie macie mleka roślinnego? – Wyraźnie zirytowana zarzuciła mnie kolejnymi pretensjami.
Wzięłam głęboki wdech, w myślach licząc do dziesięciu. Poczułam, że podskoczyło mi ciśnienie.
– Mamy mleko zbożowe, bo sama takie piję. Pytałaś? Przepraszam cię, ale nasze recepcjonistki jeszcze nie potrafią czytać w myślach, ale pracujemy na tym – dodałam sarkastycznie. – Zaraz będziesz miała swoją kawę, proszę, usiądź. – Wskazałam na fotel obok biurka.
– Oczekuję od ciebie natychmiastowego raportu na temat nowych nieruchomości. Nie mam czasu na czekanie! – odparła, nadal stojąc.
– Przepraszam, Siren, ale jestem w trakcie ustalania szczegółów dotyczących nowych propozycji. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby znaleźć idealną nieruchomość dla ciebie. Ten proces wymaga czasu.
– Zastanawiam się, czy naprawdę potrafisz sprostać moim potrzebom. Zaczynam w to wątpić. Czy muszę na każdym kroku przypominać, że jestem celebrytką i zasługuję na wyjątkowe traktowanie?
– Rozumiem, że masz wysokie wymagania. Jestem tutaj, aby ci pomóc i znaleźć idealną nieruchomość, która spełni wszystkie twoje warunki. Musimy jednak współpracować i znaleźć rozwiązania, które będą satysfakcjonujące dla nas obu.
Siren wbiła we mnie przeszywający, zimny wzrok. Z całych sił starałam się zachować spokój i profesjonalizm.
– Moje zobowiązanie wobec ciebie jako klientki jest niezmienne i nienaruszalne, ale wymaga wzajemnego szacunku.
– Szacunek? Nie widzę go w twoich działaniach. Będę musiała się zastanowić nad naszą współpracą.
Jej komentarze zaczęły działać mi na nerwy. Miałam nieodparte wrażenie, że czerpała satysfakcję z upokarzania innych. Ta zepsuta do szpiku kości osoba musiała być bardzo nieszczęśliwa.
– Pracujemy nad znalezieniem idealnej nieruchomości, Siren. Mam nadzieję, że nasze działania przyniosą pozytywne rezultaty. Dziś mamy dla ciebie trzy propozycje. Jeżeli cię zainteresują, to mój agent jest gotowy, żeby cię tam zawieźć, kiedy tylko będziesz miała czas.
– Lepiej dla ciebie, żeby coś mi się wreszcie spodobało. Mam jeszcze dużo opcji, więc nie zawiedź mnie – skomentowała szyderczo. Z każdą jej wypowiedzią coraz bardziej czułam, jak próbuje wywrzeć na mnie presję i pokazać swoją wyższość.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś była zadowolona. To nasz wspólny cel – odpowiedziałam uspokajająco, choć czułam narastającą frustrację.
– Umów mnie z tym agentem na jutro. Bedę w Warszawie po południu. – Influencerka spojrzała z pogardą i bez słowa pożegnania opuściła gabinet, zostawiając za sobą napiętą atmosferę. Modliłam się w duchu, żeby któraś z propozycji penthouse’ów przypadła jej do gustu. Ta kobieta była prawdziwym wampirem energetycznym. Gdy wyszła, poczułam się kompletnie wyssana z sił.
•••
Nadchodził piątek, a ja zdałam sobie sprawę, że tydzień przeleciał mi przez palce z niespodziewaną szybkością. Siedziałam w biurze i byłam wręcz zawalona robotą. Głęboko westchnęłam, zastanawiając się, czy nie pracuję za dużo. Usłyszałam dźwięk powiadomienia z telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz. Nagłówek wiadomości głosił WYJAZD – Rodos. „O, cholera!” Przypomniałam sobie, że miesiąc temu, w przypływie desperacji, wykupiłam wczasy. Miała to być ucieczka przed problemami i zresetowanie przeciążonego umysłu. Plan był prosty: książka, słońce, czerwone wino i leżaczek. Wyłączenie telefonu nie wchodziło w grę, jednak praca akurat najmniej mnie zajmowała. Moją główną intencją było niemyślenie o nieudanym małżeństwie i rozwiązanie tego problemu. Oszukiwałam się, że znajdę owo rozwiązanie właśnie w Grecji. Po chwili zadumy zaczęłam w głowie kompletować ubrania, które powinnam zabrać. Największym wyzwaniem okazały się buty. Ciekawe, ile par zmieści się do walizki podręcznej. No i kostiumy kąpielowe! Kiedy ja ostatni raz kupiłam bikini czy pareo? Może znajdę jeszcze coś trendi w mieście. Spojrzałam na złotego rolexa. Boże, już piąta! Na pewno nie zdążę…
Wieczorem niechlujnie spakowałam rzeczy. Czułam się rozczarowana, że zmieściłam tylko trzy pary butów. W duchu przeklinałam samą siebie, że nie wykupiłam większego bagażu. Byłam za dużą sknerą, żeby teraz dopłacać, mimo iż było mnie na to stać. Niezadowolona ruszyłam na lotnisko Chopina. Czułam się okropnie zmęczona, lot był opóźniony, więc w Grecji miałam być dopiero nad ranem. Złorzeczyłam w duchu na swoje spontaniczne pomysły. Nigdy wcześniej nie latałam w pojedynkę, chyba że w kontekście spotkań biznesowych. Na wakacjach zawsze towarzyszyła mi przynajmniej jedna przyjaciółka lub Rafał. Błagałam Boga o sprzyjające warunki pogodowe i dobry nastrój. Od zawsze nie lubiłam latać.
Na Rodos zatrzymałam się w luksusowym kurorcie nad samym brzegiem morza. Hotel był położony w pięknym otoczeniu. Co prawda woda w basenie nieznośnie pachniała chlorem, ale na horyzoncie rozciągał się malowniczy widok na Morze Egejskie.
„Podoba mi się to miejsce i nawet odór z basenu mi nie przeszkadza!” – stwierdziłam.
Szybko rozpakowałam walizkę i poukładałam rzeczy w szafie. Przebrałam się w białą, zwiewną sukienkę i ruszyłam na rekonesans. Gdzieś daleko na plaży radośnie wrzeszczały dzieciaki, a pary zakochanych przechadzały się wzdłuż morskiego brzegu. Zaklaskałam w dłonie. Wszystko wydawało się idealne.
Położyłam się na leżaku, po chwili zasypiając nad nudnawą lekturą. Słońce nieprzerwanie grzało. Tego właśnie potrzebowałam: słońca i snu.
Kiedy się obudziłam, byłam czerwona jak rak – krem z filtrem nie zdał się na wiele. Kiwnęłam na obsługę, prosząc o jakiegoś kolorowego, słodkiego drinka. Dzień skończył się na butelce greckiego wina. Kolejne dwa wyglądały identycznie: plaża, książka i wino. W końcu byłam już znudzona nicnierobieniem i zaczęło mnie nosić. Postanowiłam wybrać się na kolację poza kurort. Przecież byłam w Grecji – krainie smaków i zapachów. Nie mogłam odmówić sobie skosztowania lokalnej kuchni. Uwielbiam eksperymentować z różnymi smakami i odkrywać nowe dania. Najbardziej kusiły mnie świeże owoce morza i pachnące warzywa. Udałam się do pobliskiej tawerny, która specjalizowała się w tradycyjnych greckich potrawach. Może musaka? Ciężko było mi cokolwiek wybrać, najchętniej zamówiłabym wszystkiego po trochu. Ostatecznie postanowiłam spróbować grillowanej ośmiornicy, która była podawana na puszystym puree z topinamburu w otoczeniu karmelizowanych warzyw. To połączenie smaków było niebiańskie! Każdy kęs rozpływał się w ustach. Oczywiście nie mogłam odmówić sobie lokalnego wina i aromatycznych oliwek ze świeżym czosnkiem. To była prawdziwa uczta dla podniebienia. W takich chwilach małego szczęścia starałam się doceniać to, co mam i dziękować Bogu, że mogę sobie pozwolić na takie wypady. Nie drażnił mnie nawet kelner, który nie miał pojęcia o prawidłowym nalewaniu wina. Byłam niezależna finansowo i miałam kochających przyjaciół. Mogłam odwiedzić każde miejsce na Ziemi, które tylko przyszłoby mi do głowy. Czasami chyba nie doceniałam tego, jaką jestem szczęściarą. Powinnam posłuchać mojej przyjaciółki Kat i częściej praktykować wdzięczność.
Skończyłam posiłek i kelner zabrał talerz. Nie przeszkadzało mi, że jestem tu sama. Czułam na języku smak wina i spokój w sercu. Chcąc zająć wygodniejszą pozycję na krześle, wyprostowałam plecy i podniosłam wzrok. I spojrzałam w oczy jakiegoś mężczyzny. Wyglądało na to, że jest mniej więcej w moim wieku. Kruczoczarne włosy delikatnie opadały mu na czoło, a schowane za okularami w modnych oprawkach piwne oczy, które początkowo spoglądały na mnie z zaciekawieniem, nagle rozjaśniły się w ciepłym uśmiechu. Zauważyłam, że jego dłonie oraz szyja były pokryte kolorowymi tatuażami, co nadawało mu nieco buntowniczego charakteru. Mimo eleganckiego wyglądu te artystyczne znaki na skórze, podobnie jak zarost, sugerowały, że ma w sobie coś z niegrzecznego chłopca. To spostrzeżenie wywołało lekkie ukłucie w brzuchu.
„Wow, co za ciacho” – pomyślałam, nie mogąc oderwać od niego oczu. „Hmm, to może być ciekawa, egzotyczna odmiana”. Mimowolnie oblizałam usta i lekko speszona spuściłam wzrok, uśmiechając się pod nosem. Kilka minut później przy moim stoliku zjawił się kelner z kieliszkiem schłodzonego szampana, przekazując, że to upominek od jednego z gości. Nie trudno było się domyślić, kto jest tajemniczym darczyńcą, więc delikatnie kiwnęłam głową w kierunku wytatuowanego dżentelmena, chcąc wyrazić wdzięczność. Nieznajomy odwzajemnił gest, salutując mi elegancko, a szeroki uśmiech odsłonił śnieżnobiałe zęby, dodając mu jeszcze większego uroku. Miał w sobie coś hipnotyzującego, tę niesamowitą energię, która przyciągała jak magnes. Mężczyzna z klasą, ale z nutą chłopięcego uroku – ta mieszanka była wręcz uzależniająca. Jego naturalny seksapil sprawiał, że czułam lekki dreszcz i onieśmielenie, jakby moje serce przyspieszało za każdym razem, gdy na mnie spojrzał.
Małymi łykami popijałam musujące wino, nie mogąc oderwać oczu od eleganckiej postury mężczyzny. Jego wyrafinowany styl połączony z subtelnym wyrazem pewności siebie przyciągał wzrok i budził ciekawość. Nie mogłam jednak ciągle się na niego gapić i w końcu odwróciłam spojrzenie.
– Jak taka piękna mademoiselle2 może siedzieć w restauracji sama? Mogę się przysiąść? – Usłyszałam niski, seksowny głos. Darczyńca stał tuż przede mną. Poczułam jeszcze silniejsze ukłucie w podbrzuszu. „Boże, jak on cudownie brzmi!” – Czy mogę się przysiąść? – zapytał ponownie, unosząc czarne brwi.
– Jestem tutaj sama, ale nie czuję się samotna w swoim towarzystwie. Lubię testować nowe restauracje – wypaliłam kompletnie bez sensu.
– W takim razie mamy wspólną pasję. Mogę? – zapytał po raz trzeci. Tym razem nie czekając na odpowiedź, usiadł naprzeciwko mnie.
– Uwielbiam poznawać nowe smaki i kultury. Sam gotuję i podobno jestem w tym niezły.
– Doprawdy? A jakie jest twoje ulubione danie?
– Potrafię przyrządzić najlepszą carbonarę ever. Nauczył mnie ojciec mojego przyjaciela, rodowitego rzymianina.
Zauważyłam, że jego piękne oczy błyszczą entuzjazmem.
– Pochodzę z Francji, jestem prostym chłopakiem z prowincji. Przez połowę życia mieszkałem przy włoskiej granicy, więc można powiedzieć, że trochę znam się na tej wspaniałej kuchni. Jednak francuskiej nic nie przebije – powiedział dumnie, z pięknym akcentem.
– No tak… Wy, Francuzi, wszystko macie najlepsze. – Zachichotałam, poddając się stereotypowi, który według mnie miał w sobie ziarno prawdy.
– Testujesz różne smaki czyli lubisz jeść? A nie widać. Wyglądasz raczej na wychudzoną – zauważył z przekornym uśmiechem.
„Co za cham, jaka wychudzona!” – krzyknęłam w duchu.
– Dziękuję, staram się czasami ćwiczyć. No wiesz, joga, pilates…
– Wyglądasz świetnie! Przepraszam, mademoiselle, nie przedstawiłem się. Jestem Leo.
Zbliżył się do mnie i delikatnie ucałował w policzek.
Boże, jak on pachniał! Mieszanka drzewnych nut z delikatnym akcentem cytrusów sprawiała, że chciałam wtulić się w jego kolorową szyję.
– Roxanne – odparłam lekko nim oszołomiona.
– Mam teraz trochę wolnego, podróżuję po całym świecie. Jestem między innymi żeglarzem. Za tydzień wybieram się katamaranem z załogą w rejs po Morzu Karaibskim. Ruszamy z Francji przez Wyspy Kanaryjskie, a potem aż do Martyniki, Gwadelupy, Barbadosu, Dominikany, Kuby i Jamajki. Hardcore i miesiąc bez internetu!
– Wow, to niesamowite! Zazdroszczę!
– To będzie mój drugi taki długi rejs. Może wybierzesz się ze mną?
– To brzmi jak szalone wyzwanie, ale dziękuję za zaproszenie. Chętnie bym skorzystała, lecz niestety obowiązki, praca i takie tam.
– To rzeczywiście szkoda – odpowiedział, a w jego głosie pobrzmiewała sarkastyczna nutka.
Podczas rozmowy dowiedziałam się, że Leo to prawdziwy globtroter i poszukiwacz przygód. Opowiadał o podróżach z taką pasją i entuzjazmem, że słuchanie go było niezwykle wciągające. Każda historia była okraszona anegdotami o egzotycznych miejscach, niezwykłych ludziach, których spotkał, i przygodach, jakie przeżył. Jego życie wydawało się nieustanną podróżą pełną odkryć. Zazdrościłam mu tej wolności.
– Na długo przyleciałaś? Skąd jesteś? Poczekaj, niech zgadnę. Sądząc po akcencie, to Europa Wschodnia. Trafiłem? – Wykrzywił usta w uśmiechu.
– Prawie. Jestem Polką. Polska znajduje się w Europie Środkowej.
– Wiedziałem! – wykrzyknął jak mały chłopiec. – Jesteście piękne! Byłem kiedyś w Krakowie, cudowne miejsce.
– W takim razie musisz kiedyś odwiedzić Warszawę. I jeszcze Gdańsk, ale tylko latem. Mamy piękne plaże, choć woda bywa lodowata. Nadmorskie rybki smażone na starym oleju smakują najlepiej, nie wspomnę już o słynnych metrowych zapiekankach!
Francuz pokiwał głową z entuzjazmem.
– Koniecznie muszę się wybrać jeszcze raz do Polski! Kocham żurek i pierogi! Jak długo tu będziesz? – zapytał, zmieniając temat.
Jego impulsywność i chłopięcość były niesamowicie pociągające. Ten nieokiełznany facet sprawiał, że trudno było oderwać od niego wzrok, a łatwość w nawiązywaniu kontaktu i lekko arogancki styl bycia zamiast odstraszać, przyciągały jak magnes.
– Zostało mi jeszcze kilka dni urlopu.
– Teraz rozumiem, skąd twoja uroda i pewność siebie. Wy, Polki, jesteście high-value women3: silne, piękne i cholernie inteligentne.
– Skąd masz takie informacje? – zapytałam dumnie, prostując się i unosząc podbródek.
– Miałem kiedyś dziewczynę Polkę. Nawet niejedną! Wydaje mi się, że je przyciągam – zaśmiał się głośno. – Mam też serdecznego przyjaciela Polaka, ale on od urodzenia żyje we Francji i nie mówi zbyt dobrze w języku ojczystym.
– Ja jeszcze nie miałam chłopaka Francuza – wymsknęło mi się trochę za głośno. Zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam, nerwowo zakryłam usta dłonią. – Za dużo gadam – dodałam, próbując ratować sytuację, chociaż już czułam, jak rumieńce rozlewają się po moich policzkach.
Leo przez moment patrzył na mnie z rozbawieniem.
– Ależ mademoiselle, to może być początek najpiękniejszej przygody. Francuzi są znani z tego, że potrafią godzinami rozmawiać o niczym, więc jeśli za dużo mówisz, to ze mną będziesz czuła się jak ryba w wodzie!
Ponownie poczułam zapach jego perfum.
„Matko, jak ten mężczyzna na mnie działa!” – pomyślałam, usiłując zachować pozory opanowania, mimo że w środku mnie wszystko wrzało.
Jego bliskość czyniła każdą chwilę niesamowicie intensywną. Był jak magnes, którego przyciąganie było niewytłumaczalne. Wszystko w nim mi imponowało – od zapachu perfum i lekko buntowniczego sposobu bycia, po styl, w jakim się wysławiał.
– Niestety wylatuję jutro po południu – kontynuował. – Przyleciałem załatwić kilka spraw z kontrahentami. Już żałuję, że nie mogę zostać dłużej. Byłoby dla mnie czystą przyjemnością towarzyszyć tak pięknej mademoiselle. Dlaczego panienka nie dostała jeszcze żadnych kwiatów?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wstał i komicznym ruchem, pełnym teatralnej przesady, sięgnął do stojącego nieopodal wazonu. Z gracją magika wyciągnął z niego pęk hortensji i wręczył mi skradziony bukiet.
– Wariat! Zostaw te kwiaty, to restauracyjne! – parsknęłam śmiechem.
Cała sytuacja była tak absurdalna, że nie mogłam powstrzymać rozbawienia. Leo z tym swoim nieokiełznanym zachowaniem i łatwością w wywoływaniu uśmiechu sprawiał, że czułam, jakbym go znała bardzo długo.
Kelner przyniósł nam trochę tych pysznych oliwek, chichocząc pod nosem.
– Życzą sobie państwo czegoś jeszcze?
Leo spojrzał na mnie pytająco, a kiedy nie odpowiedziałam, zadecydował za nas oboje:
– Tak, poprosimy jeszcze jedną butelkę tego francuskiego wina musującego – odrzekł i z zapałem zaczął dobierać się do soczystych i wielkich oliwek.
– Są piękne, dziękuję! – Wskazałam na kwiaty, odkładając je do wazonu. – Potrzebują trochę wody, tam będzie im lepiej.
Leo, błyskawicznie łapiąc mój humorystyczny ton, przytaknął ze sztucznie poważnym wyrazem twarzy:
– Oczywiście, mademoiselle, kwiaty muszą być nawodnione. Tak jak i ty, piękna. Na zdrowie! – Delikatnie stuknął kieliszkiem o mój, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Wziął łyk lekko wygazowanego już wina, a następnie wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. – Fuj, ciepłe i bez bąbelków. Gdzie ta nowa butelka? – zapytał sam siebie z nutą teatralności w głosie.
Po wypiciu kolejnego schłodzonego i idealnie musującego szampana nasza rozmowa zaczęła płynąć w kierunku bardziej intymnych tematów. Atmosfera stawała się coraz cieplejsza, a między nami tworzyła się jakaś nowa więź.
– Roxi, czuję się świetnie w twoim towarzystwie – wyznał Leo, delikatnie łapiąc mnie za rękę.
Jego spojrzenie było intensywne i wręcz wibrowało od nagromadzonego w nim erotyzmu. Niespodziewanie, z ledwie zauważalnym wahaniem, zbliżył się, a jego usta musnęły moje. Wyglądało to trochę tak, jakby brał to, co uznawał za swoją własność. Niemal automatycznie odwzajemniłam pocałunek, czując, jak podniecenie wzbiera we mnie z każdym ruchem jego warg. Złapałam go za pokrytą tatuażami szyję i zaczęłam całować łapczywiej, wsuwając język jeszcze głębiej. Mmm, smakował tak słodko… Nasze usta poruszały się jak w perfekcyjnie zsynchronizowanym tańcu. Czułam, jak moja skóra odpowiada na jego bliskość, a podniecenie zaczyna rozlewać się po całym ciele.
– Chodźmy do mnie – wyszeptałam z nutą udawanej niewinności.
Przystojniak zerknął na mnie pytająco, a gdy skinęłam głową, z nieukrywanym entuzjazmem pomachał do kelnera.
– Opłacę rachunek i weźmiemy jeszcze butelkę na wynos. Chcę pić szampana z twojej cipki. Chcę poczuć smak twojej kobiecości w ustach i wypijać z niej łyk po łyku.
Przedstawił propozycję z francuskim akcentem i niezachwianą pewnością siebie i sprawił, że poczułam, jakbym traciła grunt pod nogami. Jego bezczelność i lekkość, z jaką rzucał słowa, działała na mnie niczym ogromny magnes. Sposób bycia Leo graniczył z arogancją, ale w dziwny sposób ta właśnie cecha czyniła go jeszcze bardziej pociągającym.
– To co, idziemy? – Jego wzrok przecinał mnie niczym laser, a ja przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Serce waliło mi jak oszalałe. W końcu zebrałam się w sobie i kiwnęłam głową, uśmiechając się nieśmiało.
– Tak, chodźmy.
Wyszliśmy na zewnątrz, a miasto przywitało nas ciepłym powiewem wiatru. Szliśmy plażą, śmiejąc się i żartując. Miękki piasek pod stopami i rytmiczny szum fal tworzyły doskonałe tło naszych beztroskich figli. Szampan musował w butelce, z której piliśmy łapczywie, wylewając go sobie prosto do ust. Śmialiśmy się głośno, rozlewając go wszędzie wokół, jakbyśmy znowu byli dziećmi, które bawią się bez wstydu i ograniczeń. Perliste krople spływały po naszych dłoniach i szyjach, mieszając się z wilgocią morskiego powietrza. Było w tym wszystkim coś nieokiełznanego, chaotycznego – i właśnie to czyniło tę chwilę idealną. Dziką, spontaniczną, zupełnie naszą.
Goniliśmy się wzdłuż brzegu, pozwalając morzu muskać nasze stopy. Leo udawał, że się potyka, dramatycznie krzycząc i wyrzucając ręce w powietrze. Wygłupiał się jak mały chłopiec, a ja od nieprzerwanego śmiechu doigrałam się czkawki. Nagle Francuz zatrzymał się, a jego twarz przybrała poważniejszy wyraz.
– Wiesz, pewnie bolą cię nogi – rzekł z troską w głosie.
Zaskoczona, nie byłam pewna, o co właściwie mu chodzi. Nie byłam przecież aż tak pijana, żeby nie rozumieć jego żartów.
– Co masz na myśli? – zapytałam, patrząc na niego z ciekawością.
Nagle Leo nachylił się nade mną, a w jego oczach zaiskrzyło coś, co wyglądało jak psotny plan.
– Wskakuj na barana – zaproponował z dziecięcym entuzjazmem.
Zanim zdążyłam zareagować, znalazłam się na jego plecach, obejmując mocno za szyję. Poczułam się jak dziewczynka, którą spotkała nieoczekiwana przygoda. Leo z szerokim uśmiechem niósł mnie po plaży, podskakując i wydając przy tym dziwne dźwięki przypominające rżenie.
– Czy ty udajesz konia? Ludzie na nas patrzą, przestań! – powiedziałam, próbując brzmieć poważnie, ale nie mogłam ukryć rozbawienia w głosie. Zaczęłam z udawanym gniewem boksować go w bok, starając się przy tym nie spaść.
– Przejmujesz się tym? Bo ja nie.
Jego postawa, swobodna i buntownicza, była zaraźliwa. Poczułam niezwykłą wolność. To było uczucie, którego już dawno nie doświadczyłam.
Cali oblepieni piaskiem dotarliśmy wreszcie do hotelu. Pod rozgwieżdżonym niebem usiedliśmy na ławce. Trzymając się za ręce, w milczeniu patrzyliśmy w górę. Ukradkiem spoglądałam na męskie rysy jego twarzy oświetlone blaskiem księżyca. Matko, był taki seksowny! Poczułam, jak w moim wnętrzu na nowo budzi się pożądanie, które zdawało się być poza moją kontrolą.
Leo, wyczuwając zmianę mojej energii, zaczął mi się uważnie przyglądać. Jego spojrzenie przesuwało się od dłoni, przez nadgarstki, aż po ramiona, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Następnie z niespodziewaną delikatnością przyciągnął do siebie moje stopy, starannie usuwając z nich piasek. Obserwował je uważnie, a jego duże dłonie poruszały się z zadziwiającą łagodnością, rozpoczynając masaż, który sprawiał, że lekkie napięcie w moim ciele zaczęło ustępować. Jego dotyk był pewny, a ruchy stawały się coraz bardziej zdecydowane. Pochylił się, a jego działanie nabrało nieoczekiwanego wymiaru – zaczął delikatnie lizać moją stopę, a potem ssać palce.
– O mój Boże – jęknęłam, zaciskając szczęki.
Odczułam ciepło rozlewające się po każdym centymetrze skóry. W tym momencie było mi całkiem obojętne, czy ktoś może obserwować tę scenę niczym ze wstępu do porno, i to zupełnie za darmo.
– Chodźmy. – Przerwał, a ja otworzyłam oczy. – Zaraz ci pokażę, ślicznotko, jak to jest poczuć w sobie niegrzecznego chłopca.
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wielkich obrotowych drzwi. W półmroku lobby zauważyliśmy sylwetkę drzemiącej recepcjonistki, której głowa opadała w bezbronnym uśpieniu. Nasze kroki były niemal niesłyszalne. Gdy zamknęły się za nami drzwi windy, pozorny spokój zaczął ustępować miejsca niepowstrzymanej żądzy. Wargi Leo, spragnione moich, rozpoczęły namiętny balet. W pewnym momencie włożył mi dwa palce do ust, a potem, wślizgując się pod koronkowe majtki, wsadził je w moją cipkę.
– Mmm… – jęknęłam z zachwytu.
Wyciągnął palce z wilgotnego wnętrza i zaczął je obscenicznie oblizywać.
– Jezu, Roxanne, smakujesz wybornie. – Rozpiął rozporek, a z jego spodni wyskoczył długi penis. – Odwróć się, maleńka – polecił, łapiąc mnie zdecydowanie za biodra.
Podciągnął sukienkę i poczułam, jak delikatnie wsunął główkę penisa w moją gotową szparkę.
– Mmm… – jęknęłam kolejny raz. W lustrach windy widziałam nasze odbicie. Obraz przypominał scenę z filmu porno. Penis wchodził we mnie coraz głębiej, jednak Leo nadal poruszał się bardzo powoli, niemal niewyczuwalnie.
– Gotowa na ostre rżnięcie? – Złapał mnie za włosy i przycisnął twarzą do lustra. Drugą ręką mocno ściskał pośladek. – Teraz wypierdolę cię tak mocno moim wielkim kutasem, że na zawsze zapamiętasz, jak to jest być zerżniętą przez Francuza.
Wsunął się we mnie tak głęboko, że poczułam, jakby rozrywał mnie od środka. Jego ruchy były coraz szybsze. Oczy zaczęły mi zachodzić mgłą, nie mogłam opanować zbliżającego się orgazmu. Zaczęłam krzyczeć, nie zważając na to, że drzwi od windy były rozchylone.
– Tak, właśnie! Krzycz, polska dziwko!
Oparłam się o zaparowane lustra windy, próbując złapać oddech.
– Idziemy, ślicznotko. To dopiero przedsmak tego, co cię jeszcze czeka.
Podał mi rękę, jakby chciał podkreślić swoją przewagę. Kiedy wyszliśmy na korytarz, Leo ponownie mnie obrócił. Podniósł moje dłonie i przyparł je do ściany.
– Zostań w tej pozycji i wypnij się, laleczko. – Teraz wszedł we mnie już bardziej agresywnie. – Jesteś taka ciasna, uwielbiam cię! – Gryzł moje ramiona i lizał plecy, biorąc mnie coraz głębiej, choć momentami wydawało się to niemożliwe. Jęczałam i wiłam się po ścianie, drapiąc ją paznokciami. Dopiero co doszłam w windzie, a już czułam, że jestem gotowa na kolejny orgazm. Ten facet był maszyną do seksu. Brutalność, z jaką okazywał emocje, działała na mnie z niewytłumaczalną siłą. To była mieszanka arogancji i namiętności… Matko, zaraz zwariuję na jego punkcie.
– Chodźmy do łóżka! – powiedziałam, z trudem panując nad przyśpieszonym oddechem. Oderwałam się od ściany, chwyciłam go za rękę i poprowadziłam do apartamentu. Leo rozejrzał się po pokoju z pewnym rodzajem skupienia, jakby miał w głowie konkretny plan. W jego dzikich oczach tańczyła iskierka tajemniczości.
– Najpierw dodamy sobie trochę energii – rzucił nonszalancko, wyjmując z kieszeni marynarki woreczek, w którym coś mieniło się niczym świecący kamyk. Usiadł na krawędzi łóżka, wydobywając część zawartości folijki na stolik nocny. Jego dłonie pracowały z precyzją chirurga – najpierw delikatnie rozłupując, potem równie ostrożnie rozgniatając, aż całość przemieniła się w drobny proszek.
– Chodź – zaprosił mnie, podnosząc wzrok. Jego ton był pewny i spokojny. – Zaraz poczujesz się jak nowo narodzona.
Leo wyciągnął z portfela banknot o nominale dziesięciu euro i zwinął go w ciasny rulonik, który następnie mi podał. Na stoliku przed nami leżały dwie równiutkie kreski magicznego proszku. Wzięłam banknot do ręki i bez mrugnięcia okiem wciągnęłam jedną z nich, czując lekką gorycz w przełyku.
– Wow, widzę, że to nie twój pierwszy raz! Brawo! – skomentował, pochylając się nad drugą kreską.
Poczułam, jak moje ciało zaczyna ogarniać rozluźnienie. Jakby cały świat rozkwitał.
– Muszę się napić wody. Chcesz też? – zapytałam, czując suchość w ustach.
– Nie, dzięki. Chcę czegoś innego. – Zaczął pocierać ręką o swoje krocze. – Zobacz, co na ciebie czeka. – Wskazał na spore wybrzuszenie w spodniach. Jego oczy błyszczały, a na twarzy malował się wyraz głębokiej ekstazy. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zdążył zapiąć rozporek.
– Już cię bierze? – zaśmiałam się, ruszając w kierunku aneksu kuchennego.
Pod wpływem zażytej substancji Francuza ogarnęła fala pewnego rodzaju zmysłowości. Teraz wydawał się bardziej skupiony niż pobudzony. Kiedy wróciłam z kuchni z dwiema szklankami zimnej, gazowanej wody, mój wzrok natychmiast przykuła postać siedzącego na łóżku Leo. Był całkiem nagi. Rozproszone światło podkreślało kontury wytatuowanego ciała. Usłyszałam szum pędzącej w żyłach krwi. Na moment zapomniałam o szklankach, które trzymałam w dłoniach, byłam jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać wzroku od kolorowych rysunków pokrywających jego ciało i pięknie wyrzeźbionej sylwetki. Wodziłam spojrzeniem po każdym centymetrze jego skóry, czując coraz mocniejsze fizyczne pragnienie kochania się z nim. Mój wzrok zatrzymał się na jego gładko wygolonej klatce piersiowej. Gdy tylko zauważył moją obecność, uśmiechnął się lekko, po czym wstał i ponownie sięgnął po leżący na stoliku woreczek.
– Mam dla ciebie niespodziankę. – Precyzyjnym ruchem wysypał resztę zawartości na sterczącego kutasa. – Tak jeszcze tego nie próbowałaś – powiedział, uśmiechając się prowokacyjnie. – Chodź tutaj, ślicznotko.
Podekscytowana złapałam rulonik i wciągnęłam kolejną, błyszczącą kreskę prosto z jego penisa. Poczułam delikatne szczypanie w nosie, które po chwili przerodziło się w uczucie błogości.
– Grzeczna dziewczynka. Teraz wyliż resztki. Nie chcemy, by taki dobry towar się zmarnował. Otwórz szeroko buzię. – Złapał mnie za włosy i jednym pewnym ruchem wsunął członek do mojego gardła. – Trzymaj, trzymaj, o, tak. Jesteś bardzo zdolna, moja cochonne4.
Łzy napłynęły mi do oczu, a oddychanie stało się niemożliwe. Czułam, jak moje gardło zaciska się na jego twardym kutasie.
– O, tak, jesteś wspaniała. – Poklepał mnie po policzku, po czym cofnął biodra, uwalniając mój oddech.
Chwyciłam sterczące berło w obie dłonie, spluwając na nie tym, co zebrało mi się w ustach. Językiem zaczęłam dotykać jego gładkich jąder, lizałam je i ssałam.
– Wystarczy, bo dojdę. Odwróć się, maleńka.
Błyskawicznie wykonałam polecenie. Wypięłam się, on pogładził moje pośladki, a następnie jednym ruchem ściągnął mi majtki. Wchodził we mnie jednak bardzo powoli.
– Uwielbiam ten widok. Masz piękną pupę. – Posuwistymi ruchami wkładał i wyjmował penisa, delektując się całym aktem.
– Nie drażnij się ze mną, tylko wypierdol porządnie! – wycedziłam zniecierpliwiona.
– Lubisz być pieprzona jak dziwka? Jesteś teraz moją cochonne polonaise5, zrobię z tobą, co tylko będę chciał, polska suko.
Jego agresywny ton zadziałał jak iskra, która odpaliła moje wewnętrzne żądze. Brał mnie coraz ostrzej i szybciej. Kobiecość zaczęła się ze mnie wręcz wylewać.
– Pierdol mnie właśnie w ten sposób, mocniej! – Głośno jęczałam, a on nie zwalniał tempa.
– Spokojnie, maleńka, jeszcze nie czas. Połóż się. – Wskazał głową na łóżko.
Wyszedł ze mnie i przewrócił na plecy. Sięgnął po jedną z poduszek i podłożył pod moją pupę. Rozchylił mi uda i wdarł się we mnie jeszcze agresywniej. Teraz jak w transie rżnął mnie z prędkością światła.
– Lubisz, jak cię pierdolę? Czujesz, jaki jest twardy? Patrz mi w oczy, suko! – rozkazał, wymierzając mi siarczysty policzek, a następnie spluwając do ust.
Moje oczy zaszły mgłą. Poczułam, jak krew zbiera się w jednym miejscu.
– Dochodzę! O kurwa, dochodzę!
Nie mogłam powstrzymać rozkosznego podniecenia. Leo na mój orgazm odpowiedział zwierzęcym okrzykiem, zalewając mnie obfitą ilością spermy. Matko, jak ten gość potrafił się ruchać!
Leżeliśmy bez słowa obok siebie, wpatrując się w sufit. Sen po spożyciu magicznego proszku był nieosiągalny. W pewnym momencie Leo, zrywając się z łóżka, zadał pytanie, które wydało mi się nieco zabawne:
– A ty się jakoś zabezpieczasz? – Zawahał się, jakby sam nie był pewien, czy powinien o to pytać. – Wiem, powinienem upewnić się wcześniej.
Zachichotałam, rozbawiona i trochę zaskoczona. Czy on naprawdę sądził, że jestem taka głupia?
– Oczywiście, że tak. Co ty sobie myślisz? Nie łapię facetów na dzieci.
W jego oczach błysnął żartobliwy podtekst.
– Mógłbym mieć z tobą dziecko. Córeczka byłaby śliczna jak jej mama.
Jego odpowiedź mnie rozczuliła. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, przeganiając sen. W końcu spojrzałam na zegarek i westchnęłam.
– Muszę się położyć, Leo – powiedziałam, czując, jak zmęczenie w końcu zaczyna brać górę. Powoli wstałam, by zasłonić rolety. Za oknem dzień już się budził, rozlewając pierwsze promienie światła po plaży.
Francuz skinął głową i pocałował mnie delikatnie w czoło.
– Na mnie też już czas. Muszę się spakować, po południu mam lot. Może jeszcze się zobaczymy, a może nie. Pa, śliczna! – pożegnał się. Złożył na moich ustach soczystego buziaka, po czym zniknął, nie pytając nawet o mój numer telefonu.
2 panna
3 kobiety o wysokiej wartości
4 osoba rozpustna
5 polska osoba rozpustna
Kolejne dni na Rodos mijały mi błyskawicznie. Wypełniały je proste przyjemności. Spałam, jadłam i piłam wino, pozwalając sobie na chwile bezmyślnego relaksu w promieniach gorącego słońca. Na czytanie książek, które z takim zapałem wrzucałam do walizki, nie miałam najmniejszej ochoty. Zanurzałam się w marzeniach na temat tajemniczego Francuza, którego postać z każdym dniem stawała się coraz bardziej obecna w moich myślach. Jego obraz nieustannie mnie nawiedzał, tkwiąc gdzieś między jawą a snem. Każde wspomnienie jego głosu, spojrzenia, dotyku rozpalało moją wyobraźnię na nowo. „Niegrzeczny chłopiec” – pomyślałam, uśmiechając się na myśl o wciąganiu śniegu z jego kutasa.