Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Źli chłopcy się nie zmieniają i żadna kobieta nie jest w stanie sprawić, by byli lepsi. Może tylko na jakiś czas uśpić kryjącą się w ukochanym mężczyźnie bestię, jednak pewnego dnia ona i tak się obudzi. I co wtedy?
Robert – samiec alfa, którego prawdziwe oblicze znają tylko wybrani. Jego żonie można pozazdrościć życia w luksusie, ale czy na pewno jest czego?
Rafał – idealny ojciec i mąż, ochroniarz pomagający żonie w prowadzeniu sklepu z bielizną, który ma za sobą mroczną przeszłość. Jak daleko się posunie, aby wreszcie poczuć się kimś?
Bartek – mężczyzna po przejściach, który raz po raz zbiera ciosy od życia. Czy będzie mu dane stworzyć szczęśliwy związek z popadającą w alkoholizm partnerką?
Trzej z pozoru obcy sobie mężczyźni, których losy nieoczekiwanie się ze sobą splatają.
Pełen ognia i skrywanych namiętności brutalny świat mężczyzn. Odzierająca ze złudzeń historia o ich mrocznej stronie. Bez owijania w bawełnę i bez znieczulenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 374
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by W. L. Białe Pióro & Aneta Kozińska
Projekt okładki: Magdalena Muszyńska
Zdjęcie autorki: Sławomir Kłuciejasz
Zdjęcie na front okładki:Sławomir Kłuciejasz
Skład i łamanie: WLBP
Korekta: Agnieszka Niezgoda, Anna Karolak
Redakcja: Katarzyna Musiał
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
www.wydawnictwobialepioro.pl
Wydanie I, Warszawa 2021
Mecenat wydania:
MaliNails Salon Kosmetyczno – Podologiczny Szczecinek
– Malwina Kępczyńska
AB Artist Beauty Szczecinek – Agnieszka Bogusz
Fotografia Szczecinek – Sławomir Kłuciejasz
Bonsai Restauracja Szczecinek – Krzysztof Okulewicz
ISBN: 978-83-66945-03-6
Anioł…
Namacalny i widzialny obiekt
Zwany potocznie drugim człowiekiem
Nie mam słów, które oddałyby choć w części moją wdzięczność dla tych wszystkich, dzięki którym powstała ta książka…
Z całego serca dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Białe Pióro i Pani Agnieszce K. ;) za obdarowanie mnie zaufaniem. Pani Kasi M. za pracę nad tak złożonym tekstem, by stał się prostszy i bardziej czytelny. Każda poprawka i sugestia została zapamiętana, by zminimalizować błędy w przyszłości.
Wszystkim Aniołom… Tym większym i mniejszym… Dla mnie jesteście tacy sami i to dzięki WAM spełniło się moje marzenie. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiliście w tych ciężkich czasach. Zawsze będziecie w moim sercu.
I dziękuję Tobie, Czytelniku, że postanowiłeś towarzyszyć mi w tej przygodzie i mam nadzieję, że czytanie wzbudzi w Tobie tyle emocji, ile towarzyszyło mnie przy jej tworzeniu.
Dziękuję.
Aneta Kozińska.
1. Robert
Wszedł do sali restauracyjnej i omiótł ją wzrokiem. Przy stolikach siedziało kilka osób, a przed barem stała kobieta, która na coś lub na kogoś czekała. Przykuwała uwagę swoim wyglądem i sukienką, która podkreślała jej nienaganną figurę. Z głośników płynęła muzyka, stary dobry blues. Podszedł do barmana i zamówił kieliszek najlepszego koniaku, dostrzegając, że nieznajoma przygląda mu się z zaciekawieniem.
Zajął miejsce w głębi pomieszczenia i niby od niechcenia rozejrzał się raz jeszcze. Zawiesił wzrok na kobiecie, po czym opuścił oczy na trzymaną w ręku książkę i znów posłał jej spojrzenie.
Tak, dzisiaj będziesz moja – pomyślał. Po chwili kelnerka przyniosła mu alkohol, który postawiła na stoliku. Uśmiechnął się, biorąc kieliszek w dłoń. Otworzył książkę na pierwszej lepszej stronie, jednak zamiast czytać, napawał się widokiem nieznajomej. A ona, jakby czując jego wzrok na sobie, poprawiła i tak idealnie już ułożone włosy, subtelnie przejeżdżając drugą dłonią po nagim udzie. Doskonale zdawali sobie sprawę, że jest to gra i oboje właśnie zaczynają rozgrywkę. Przeniosła wzrok na niego, jakby szukała potwierdzenia.
Nigdy wcześniej nie widział osoby, która oblizuje brzeg kieliszka po przełknięciu trunku. Widok ten sprawił, że się podniecił. Zamknął książkę i przeniósł się bliżej baru. Nie spuszczając wzroku z kobiety, zamówił znowu koniak i kieliszek czerwonego wina.
Skinął delikatnie głową, zapraszając ją na miejsce obok. Dwóch facetów siedzących najbliżej obejrzało się, gdy przechodziła obok. Posłała im lekceważące spojrzenie. Stanęła naprzeciwko niego. Miała piwne oczy, oliwkową karnację i pełne usta, zwieńczone doskonałym wieczornym makijażem. Zbliżyła wargi do jego ucha.
– U mnie czy u ciebie? – Jej głos go pieścił… Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko.
Jakie to banalne. Dwoje ludzi, widzących się pierwszy raz, nic o sobie niewiedzących, z których każde doskonale czyta mowę ciała drugiej osoby. Spojrzenie, ruchy palców na nóżce kieliszka z winem, to wszystko było takie jednoznaczne.
Gdy sięgnęła po alkohol, zauważył brak obrączki na jej palcu. On swojej nie zdejmował. Miał gdzieś, co o tym myślą kobiety, które poznawał. Nigdy zresztą nie przejmował się ich uczuciami. Wypełniały mu nudny wieczór i zapewniały chwilę relaksu. Seks i nic więcej. Z każdą ten sam schemat – „lodzik”, a później bzykanie. Nie dbał o zadowolenie partnerki, liczył się tylko on.
Dopił swój koniak i zamówił kolejny. Zaczynał się rozluźniać. Płyn rozgrzewał mu przełyk i żołądek. Patrzyli sobie w oczy, a jemu zrobiło się nagle gorąco. Już to kiedyś czuł… przy żonie, gdy myślał, że ją kocha, ale to było tak dawno, że zdążył już zapomnieć.
Poczuł mrowienie na dłoni, to ona bardzo delikatnie przesuwała po niej palcami. Miał wrażenie, że jego skóra płonie od tej pieszczoty. Nie chciał, żeby przestawała, liczył na coś więcej. Zaczął jej pragnąć – tu i teraz! Odstawił swój kieliszek na blat, z jej zrobił to samo.
– U ciebie.
Wstał, puszczając ją przodem. Doskonale znał spojrzenia i myśli ludzi, których mijali. Faceci chcieli być na jego miejscu, a kobiety… i tu był podział, bo jedne chciały być nią, a dla innych była dziwką. To takie ludzkie, zazdrość i osąd.
Stanęli w holu, czekając na przywołaną wcześniej windę. Zjechała po kilku sekundach. Ona weszła pierwsza i wcisnęła przycisk z numerem piętra, na którym znajdował się jej pokój.
– Masz jakieś imię? – Czekała, aż jej odpowie, a on znowu tylko na nią popatrzył i przysunął się bliżej. Poczuł zapach perfum. Drogich perfum.
– A czy to ważne? – szepnął, muskając ją w ucho. Nie zaprzątał sobie głowy takimi drobiazgami, jak imiona, po co pamiętać? Dla nich był facetem, który zwrócił na nie uwagę. Jednak teraz było jakoś inaczej. Też zapragnął poznać jej imię, a jeszcze bardziej nazwę perfum, bo postanowił kupić takie Kamili na urodziny. Zawsze tak robił, gdy coś mu się spodobało u innej kobiety, z bielizną włącznie. – Robert. – Uśmiechnął się.
– Maria. Miło mi. – Podała mu dłoń, a jego przeszył dreszcz. To musi coś znaczyć. Faktycznie traktował kobiety przedmiotowo, ale to, co się teraz z nim działo, było inne. – Ciekawa lektura?
– Rozkręca się… – Oczywiście miał na myśli ich poczynania, bo o książce, prócz tytułu, nic nie wiedział. Kolejny wabik na kobiety, który czasami działał lepiej niż pieniądze.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Maria wyszła, nie oglądając się za siebie, a on szedł za nią jak pies za suką. Zdał sobie sprawę, że mieszkają na tym samym poziomie.
Pragnął jej, a ona drażniła się z nim przed drzwiami pokoju, bawiąc się kartą. Nie wytrzymał. Wyrwał ją i włożył do czytnika. Zielone światełko. Pchnął kobietę do środka. Spojrzała zaskoczona, ale nie protestowała.
– Rozgość się. Daj mi chwilkę, odświeżę się, chyba że chcesz pójść ze mną do łazienki. Jeżeli nie, to w lodówce jest wino, nalej nam, proszę.
Przez chwilę przeszło mu przez myśl, by pójść za nią, zerwać z niej kieckę i zerżnąć pod prysznicem, ale wolał poczekać. Sam się zdziwił swoim zachowaniem.
Usłyszał zakręcany kran od prysznica. Usiadł wygodnie na sofie, obok łóżka, bawiąc się kieliszkiem. Czekał.
Podeszła do niego w czerwonej bieliźnie i szpilkach. Wszystko pasowało idealnie. Po raz pierwszy nie wiedział, od czego i jak ma zacząć. Do tej pory to kobiety klękały przed nim, zanim zdążył coś zrobić, a teraz ona stała i piła wino, patrząc wyzywająco w jego oczy.
Złapał ją za biodra i posadził na sobie okrakiem. Zlizał z dekoltu kilka kropel wina, wylanych przy zbyt szybkim ruchu.
Wyjątkowo nie spieszył się z finałem. Delektował się nią, co było dla niego dziwne, i gdy opadła obok niego po spektakularnym orgazmie, nie pragnął niczego innego, jak tylko dalej ją pieprzyć. Jej ciało, które teraz gładził, zbierając siły na kolejny numerek, było idealne pod każdym względem.
Po wszystkim poklepał ją po tyłku jak rasową klacz. Robił tak zawsze, włącznie z rzuceniem gumki na podłogę obok łóżka. Prezerwatywy były nieodzownym wyposażeniem jego portfela. Nigdzie się bez nich nie ruszał. Przecież nie mógł przewidzieć gdzie i kiedy będą mu potrzebne, a na kolejnego bachora nie zamierzał łożyć.
– Zostajesz czy idziesz do siebie? – Zaskoczyło go to pytanie. Sam tak często mówił, ale z ust kobiety słyszał je po raz pierwszy.
– A ty co byś wolała?
– Jestem zmęczona, więc… – urwała, dając tym samym do zrozumienia, że powinien już wyjść. Myślał jeszcze naiwnie, że może będzie chciała się przytulać, całować, czy robić coś innego po, ale nie. Stanęła obok niego i zarzuciła na siebie szlafroczek, trzymając w dłoni telefon. Marzył, by go z niej zdjąć i patrzeć dalej na te idealne cycki.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem. – Zapachniało desperacją. Trudno. – Czy dasz mi jakiś kontakt do siebie?
– Po co? Przecież to tylko seks. – Trafił swój na swego. I do tego jeszcze ten wzrok…
– Było nam dobrze, więc może kiedyś to powtórzymy. – Sam nie wierzył w to, co mówi.
– W sumie… – Zaczęła się wahać. – Nie mieszkam w Polsce, tylko we Francji. Przyjeżdżam tu kilka razy w roku służbowo, ale OK. Proszę, to moja wizytówka. – Dopisała swój prywatny adres e-mail i podała mu ją. Wziął do ręki biały kartonik niczym cenny i delikatny skarb. Mieszkała w Lyonie i była tak zwanym KAM-em, czyli Key Account Manager. Kierownik do spraw Kluczowych Klientów. Nieźle.
– Dziękuję, a może masz ochotę na wspólny prysznic? – Nie chciał jeszcze wychodzić. Podszedł do niej, muskając koniuszkiem nosa jej szyję. Mieć ją ostatni raz…
– Rano muszę wcześnie wstać, mam samolot do Frankfurtu, więc sam rozumiesz… Ale zadzwoń kiedyś. – Zniknęła w łazience, zostawiając go samego.
Był w szoku. Zanim się ubrał, pomyślał przez chwilkę, że może zostanie lub wejdzie do niej pod prysznic. Jednak tym samym zostałby spalony już na samym początku, a tak, miał szansę na ciąg dalszy.
Wrócił do swojego pokoju. Od razu poszedł do łazienki, by zmyć z siebie jej zapach.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym były powiadomienia o połączeniach i SMS-ach od Kamili. Prosiła, żeby do niej zadzwonił. Napisał, że spotkanie z kontrahentem się przeciągnęło i zadzwoni rano.
Nie minęło kilka sekund, kiedy usłyszał dyskretne piknięcie. SMS:
Martwię się o Ciebie.
Niepotrzebnie Kochanie. Idę już spać, jestem zmęczony. Dobranoc – odpisał.
Nie ma to, jak zbyć żonę czymś głupim, czyli słowami: „Jestem zmęczony i idę spać”. Ciekawe, jak długo jeszcze będzie w to wierzyć. Miał nadzieję, że jak najdłużej, bo lubił swoje dotychczasowe życie.
Wszystko było poukładane: w pięknym domu żona i dwójka zdrowych dzieci, w pracy on jako właściciel jednej z lepszych firm budowlanych. Posiadał również kilka budynków mieszkalnych, które wynajmował, a także parę rozpoczętych inwestycji, przynoszących już zyski. Służbowe wyjazdy zawsze były owocne, nie tylko w udany seks.
Uważał, że jest w czepku urodzony, ponieważ czego nie zapragnął, zaraz to miał, niezależnie od potrzebnych środków. Nie bał się również konsekwencji swoich czynów, gdyż jako człowiek bogaty, znał mnóstwo wpływowych ludzi, którzy za odpowiednią sumkę pomagali mu, gdy było to potrzebne.
O swoich układach, przynajmniej tych „grubszych”, nie opowiadał Kamili. Była o tyle zdrowsza, a poza tym uważał, że każdy musi mieć jakieś tajemnice. Przecież ona też coś ukrywa… Chyba.
Dlatego jego ostatnie budowy, mimo że słyszał o nich każdy, zarejestrowane były na innego właściciela i miały lewe papiery, a wszystkie profity, jakie z nich czerpał, szły na zagraniczne konta, o których nie wiedział nikt, oprócz przekupionego adwokata. Obaj w tym siedzieli, upieprzeni po same uszy.
Usprawiedliwiał się tym, że życie to niewiadoma, która może odebrać wszystko, włącznie z rodziną. Chociaż nią się akurat nie przejmował. Przyzwyczajony był do bardzo wysokiego standardu życia i w razie porażki nie mógł sobie pozwolić na brak czegoś, co lubił… A trochę tego jednak było.
Leżąc w łóżku, miał w pamięci ciało Marii i to, co mu robiła, a robiła to doskonale. Żadna kobieta nie obciągnęła mu tak jak ona. Podniecał się na samą myśl o tym. Chciał się znaleźć obok niej i patrzeć, jak zlizuje każdą kropelkę, która z niego wyszła. Zasnął, mając ten obraz przed oczami.
Obudziło go pukanie i dobrą chwilę potrwało, nim zlokalizował skąd ono dobiega. Nie spodziewał się nikogo, a tym bardziej o czwartej nad ranem. Przejechał palcami po włosach, nadając im jakiś tam kształt i podszedł do drzwi.
Lekko je uchylił, czując przy tym niepewność i skrępowanie, będąc w samych bokserkach, które w strategicznym miejscu zaczęły trochę odstawać. Myśli przed zaśnięciem zrobiły swoje.
I oto stała tam… ONA… Ubrana w płaszcz i szpilki. Bardziej banalnego stroju nie mogła wymyślić, ale sama świadomość, że pod płaszczem może nie mieć niczego, wprawiła go w cudowny stan gotowości. Patrzył na nią zauroczony.
– Mam jeszcze godzinę, więc pomyślałam, że wykorzystam ją w przyjemny sposób. – Mówiąc to, rozpinała guziki, by po chwili zaprezentować jego oczom całkowicie nagie ciało.
Wciągnął ją do środka. Przyparł do ściany i zaczął namiętnie całować znane usta. Zsunęła mu bokserki i złapała za członek, który zrobił się jeszcze większy i twardszy. Syknął z podniecenia, a ona nie przestawała nim poruszać. Włożył w nią palce, była wilgotna i gorąca. Zdjął jej płaszcz i całując się, przeszli do sypialni. Posadził ją na krawędzi łóżka, a ona od razu wzięła jego męskość do ust. Najpierw samą główkę, a później całego i do końca. Czuł, że niedługo skończy i chociaż nie chciał teraz przerywać, zrobił to. Klęknął przed nią, a ona instynktownie szerzej rozstawiła nogi. Objął je rękoma, zbliżył usta do tego, co nęciło pomiędzy udami i zaczął całować, rozchylając jej wargi. Poczuł tę cudowną, twardą kuleczkę. Dotknął ją koniuszkiem języka. Jęknęła z zadowolenia. Nie przerywał, drażnił tak dalej. Jego palce gładziły jej piersi i sutki. Przywarł mocniej ustami do łechtaczki, ssał ją. Po chwili poczuł na swojej głowie zaciskające się i drżące uda. Spojrzał na nią i kiedy otwierał już usta, by zapytać, jak chce… ona wypięła się bez słowa i czekała grzecznie, aż założy prezerwatywę. Podniecał go ten widok, ponieważ została w szpilkach. Wszedł w nią jednym ruchem do końca. Było mu dobrze. Szczególnie, gdy opadła twarzą w poduszki, wypinając się jeszcze bardziej. Wchodził w nią szybko i mocno. Zaczęła jęczeć, co wzmogło jego podniecenie. Po kilku sekundach poczuł rytmiczne pulsowanie na swoim członku. Kobieta idealna. Nie odpuści jej, szczególnie teraz, kiedy przyszła do niego sama, doskonale wiedząc, czego chce i w jaki sposób miał jej to dać.
Napinały mu się mięśnie. Przyjemne dreszcze obejmowały jego ciało, a łaskotanie w penisie znaczyło zbliżający się koniec. I oto nadszedł cudowny finał. To jest to! Ta ulga i rozładowanie napięcia. Chyba nigdy mu się to nie znudzi. Delikatnie, tak żeby jeszcze nie opuszczać tej gorącej dziurki, ruszał biodrami. Co za uczucie. Jeszcze dwa ruchy, klepnięcie tego boskiego tyłeczka i już. Starczy. Standardowo pozbył się gumki.
Patrzył, jak się ubierała, a raczej zakładała jedyną rzecz, jaką miała. Podeszła do niego pewnym krokiem i patrząc mu w oczy, pocałowała tak, że brakło mu tchu. Odwróciła się i wyszła, nie pozostawiając złudzeń, że to nie koniec znajomości.
Wrócił do łóżka, które pachniało jej ciałem. Nie mógł już zasnąć. Myślał, co dalej… Pewnie za kilka dni napisze lub zadzwoni do niej i będzie czekał na jej reakcję.
2. Rafał
Wszedł do sklepu. Oprócz żony za ladą, nikogo nie było. Podszedł, witając się z nią czule.
– Jak ci minął dzień w pracy? Spokojnie? – zapytała.
– Tak. Nic się nie działo. A tu jak? – Skierował się na zaplecze, do socjalnego. Ona poszła za nim. Usiadł i patrzył, jak kobieta przekłada jedzenie z pudełek na talerz.
– To samo. Wstawię ci obiad do mikrofali i pojadę po małą do przedszkola, chyba że ty chcesz to zrobić. Pewnie by się ucieszyła.
Wyjątkowo nie miał na to ochoty, a w pracy nie było spokojnie, tylko nie chciał tym denerwować Dominiki. Był pracownikiem ochrony w jednej z sieciowych drogerii i czasami, tak jak tego dnia, zdarzały się odstępstwa od nudnego dyżuru, ponieważ musiał interweniować. Dwaj młodzi ludzie przyszli (teoretycznie) na zakupy, a praktycznie chcieli ukraść kilka flakonów najdroższych perfum. Wpadli, bo akurat szedł do WC i przechodził koło nich. Wściekł się, bo nie lubił takich sytuacji. Trzeba było wezwać policję, spisywać protokoły, raporty, przegrywać wszystko z kamer w sklepie, a jemu nie chciało się tego robić. I zapewne nawet by im odpuścił, bo i tak ubytki do jakiejś kwoty były wpisane w straty, i nikt za to nie odpowiadał, ale całą sytuację widziała kasjerka. To ona kazała mu zająć się złodziejami, a sama w tym czasie zadzwoniła po radiowóz. Nowa pracownica bardzo starała się o awans na kierowniczkę sklepu, więc teraz go zapewne dostanie.
– Jestem zmęczony. Możesz ty pojechać?
– OK, ale licz się z tym, że będziesz musiał iść z nią na lody, bo tym razem już ci nie odpuści.
– Powiedz, że tatuś zabierze ją na największy deser lodowy, jaki widziała.
Usłyszeli dźwięk mikrofali. Dominika podała mu talerz, wzięła kluczyki od auta, pocałowała go w czubek głowy i wyszła. Na odchodne rzuciła:
– Smacznego!
Mimo że poparzył już język gorącym obiadem, to starał się jeść szybko, by zdążyć przed przyjściem klientek.
Prowadzili sklep z bielizną i rok wcześniej przenieśli się do tego lokalu z innego miejsca. Nie było to jeszcze centrum miasta, ale i tak wystarczyło, żeby na brak pracy nie mogli narzekać. Siedzieli w tym biznesie dobrych kilka lat i mieli wyrobioną renomę oraz stałe klientki, które polecały ich sklep swoim znajomym.
Akurat kończył jeść, gdy weszła starsza pani, rozglądając się z zaciekawieniem. Najwyraźniej była tu pierwszy raz.
– Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc? – Kultura przede wszystkim. A kiedy dodał jeszcze uśmiech, wiedział, że już coś sprzedał.
– A dzień dobry. – Kobieta również odpowiedziała z uśmiechem. – Nie byłam tu nigdy, to jakiś nowy sklep?
– Nie, nie. Przenieśliśmy się z innej ulicy.
– Ach, to może dlatego was nie kojarzę, ale to nic. W niedzielę po mszy stałam ze znajomą i to ona mi powiedziała, że jest taki sklep, więc przyszłam. – No tak… Te cudowne opowieści spod kościoła. Uwielbiał takie klientki, bo nigdy nic nie kupowały. Bardzo rzadko wydawały pieniądze za pierwszym razem.
– To w czym mogę pomóc? – zapytał ponownie.
– Wie pan co, chyba w niczym, ale… – Tu kobieta zawiesiła głos. – Powiem szczerze, jestem starej daty i jakoś mi niezręcznie rozmawiać z mężczyzną o bieliźnie. Proszę mi wybaczyć.
– Rozumiem, dlatego, jeżeli nie będzie to kłopot, to może pani poczeka? Za kilka minut powinna być moja żona.
– Dzisiaj raczej nie, bo już jestem spóźniona.
– To w takim razie zapraszam jutro od dziesiątej. – Nie chciał tracić klienta.
– Doskonale. Przyjdę na pewno, ponieważ obok mam lekarza, ale żeby nie wyjść z niczym, to poproszę czarne, grube rajstopy. Tyle mogę kupić u mężczyzny, a jeszcze gdy jest tak miły, to grzech wyjść z pustymi rękoma. – Uśmiechnęła się do niego serdecznie.
– Dziękuję pani bardzo. – Właśnie pokazywał kilka par, kiedy otworzyły się drzwi od zaplecza i niczym pocisk wpadła mała czarnowłosa dziewczynka.
– Cześć, tato!
– Cześć, kochanie. – Spojrzał na nią z czułością, jednocześnie dając reprymendę. – Tyle razy prosiliśmy cię, żebyś nie latała po sklepie. Idź do mamy, tatuś zaraz przyjdzie.
– Ale… – Bardzo chciała coś powiedzieć.
– Bez ale. Widzisz, że jest pani? Proszę iść bez marudzenia. – Mała spojrzała na ojca z wyrzutem. – No tak, babski foch – pomyślał. I nieważne, czy ta baba ma trzydzieści dziewięć lat, czy pięć! Foch to foch! – Przepraszam panią – zwrócił się do klientki.
– Spokojnie. Nic się nie stało. Proszę się nie przejmować, a rajstopy, wezmę te. – Wskazała na najdroższe i po zapłaceniu wyszła, życząc mu miłego dnia.
Zawołał Dominikę, żeby przyszła i go zastąpiła. Sam poszedł do córki, która akurat oglądała coś w telefonie.
– Madziu.–Zero reakcji.– Córeczko. – Uśmiechnął się. –Znowu nic.– Magdaleno Jasińska! Mówi twój ojciec! Proszę natychmiast na mnie spojrzeć! – Wiedział doskonale, że zaraz oboje wybuchną śmiechem. Zawsze tak mówił, gdy mała się obrażała i zawsze działało. Dziewczynka odłożyła telefon na stół.
– Słucham cię, co chcesz mi powiedzieć? – zapytała z bardzo poważną miną, ale oczy zdradzały co innego.
– Po pierwsze – złapał ją i zaczął łaskotać po pleckach – kocham cię, łobuzie mały, wiesz?
– I to już? A może jakieś lody na przeprosiny?! – Dalej grała.
– Ja ci dam lody na przeprosiny! Patrzcie ją państwo! Domi, słyszałaś? – Śmiał się do łez. Mała jak na swój wiek była bardzo wygadanym dzieckiem.
– Słyszałam, słyszałam. Uprzedzałam cię, że tak będzie, jak ją rozpuścisz. To teraz masz! – Kobieta też się śmiała.
– No nie! Następna! – Złapał się za głowę i zaczął udawać, że go boli. Dziewczynka chichotała, a on biadolił dalej. – Co ja się z wami mam! Dwie baby w domu! Nie wytrzymam! Potrzebuję lekarstwa! Najlepiej przytulasa od jakiejś małej dziewczynki! Widzisz tu taką? – Spojrzał na córkę.
– No wiesz, tato? Weź sobie kup okulary, bo ja nie jestem już mała, tylko dorosła. Mam już prawie sześć lat. – Jej mina, bezcenna.
– To w takim razie przepraszam. Czy mogę liczyć na przytulenie od prawie dorosłej pani?
– Zastanowię się.
– Tylko nie za długo, bo chciałem panią zabrać na lody, ale w takim razie pojadę chyba sam.
– O nie! Mój ty kochany tatusiu. – Rozłożyła rączki i przytuliła go z całych sił.
– I od razu lepiej. Leć do mamy i się pożegnaj.
Dziewczynka pobiegła do kobiety, nie zważając na wcześniejsze prośby ojca. W kogo ona się wdała? Pewnie w Dominikę, bo on taki nie był.
Po dwudziestu minutach przyglądał się, jak Madzia pałaszuje ogromną porcję lodów. Jednocześnie nie mógł nadziwić się, jak takie małe coś zawładnęło jego całym światem. Nic i nikt nie mógł się z nią równać. Nawet, jeśli zrobiła coś zabronionego, to on wymiękał pierwszy, bo nie mógł znieść tego, że jest nieszczęśliwa. Może i faktycznie ją rozpieścił, gdyż lalek Barbie i różnych dodatków do nich miała więcej niż w niejednym sklepie z zabawkami, ale co z tego. Przecież swojej księżniczce nie mógł odmówić.
Na ostatnie urodziny do lalki był dołączony katalog z całą gamą produktów i gdy goście już poszli, mała solenizantka przyszła z tym katalogiem, z pozaznaczanymi zabawkami, jakie mają jej kupić jeszcze w tym roku. Zadzwoniła też do dziadków i ich również uświadomiła, że nie chce jakichś nudnych zabawek dla maluchów, tylko dla dziewczyn, więc nie mieli wyboru, jak tylko przyjąć to do wiadomości. Madzia była oczkiem w głowie całej rodziny i nikt nigdy nie krytykował jej zachowania.
Po lodach odwiózł ją na zajęcia plastyczne i wrócił do sklepu po żonę. Prowadzenie własnego interesu wymagało od nich sporego poświęcenia. Musieli być na topie ze wszystkimi nowościami i trendami pojawiającymi się na rynku. Mieli różnorodnych klientów i żeby ich utrzymać przy sobie, starali się wychodzić im naprzeciw. Gdy wpadli na pomysł biznesu, pomogli im jego rodzice, przede wszystkim wkładem finansowym. Bardzo chcieli spłacić w ten sposób dług wdzięczności wobec Dominiki za to, że się z nim związała. Tylko tego akurat ona nie wiedziała, bo powiedzieli, że to prezent ślubny. Nie był z tego powodu zadowolony, ale żeby być jedynym spadkobiercą ich majątku, musiał przyjąć takie warunki, a te były bardzo jasne.
W pewnym sensie Dominika była ofiarą planu doskonałego i nie miała bladego pojęcia, co najbliższe osoby ukrywają przed nią od lat. Była dla niego środkiem do celu. Czy miał wyrzuty sumienia? Może na początku, bo wiedział, że to jedna wielka mistyfikacja, jednak z biegiem lat przyzwyczaił się na tyle, aby móc powiedzieć: „Mam szczęśliwe życie”, bo o samej Dominice nie myślał.
Starał się, i to bardzo, ale to i tak było coś za coś. Czasami dopadały go jakieś demony z przeszłości, jednak starał sobie z nimi radzić. Nie mógł pozwolić, żeby znowu przejęły władzę.
Kiedy wszedł do sklepu, Dominika kończyła „kasować” klienta, który wybrał czerwoną bieliznę o dość wyzywającym kroju. Przyjrzał się mężczyźnie jeszcze raz. Kojarzył twarz, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd, a facet, czując na sobie czyjeś spojrzenie, odwrócił się w jego kierunku. No tak! Przecież to Robert Mazurkiewicz! Jeden z najbogatszych ludzi w mieście! Jego wizerunek widnieje na większości banerów wiszących na blokach. Przez chwilę zastanawiał się, czy może coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zresztą i tak było na to za późno, ponieważ mężczyzna zamykał za sobą drzwi.
– Wiesz, kto to był? – zapytał podekscytowany.
– Oczywiście, że tak. Największa menda, jaką to miasto widziało.
– Dlaczego? – Niechęć, z jaką odpowiedziała, zbiła go trochę z pantałyku.
– Pewnie to plotki. Co nie zmienia faktu, że facet wydaje się śliski, ale to moje odczucia. A poza tym klient to klient. – Ucięła temat, nim ten zdążył się rozwinąć. No trudno. – Zamykaj sklep, bo trzeba jechać po małą. Wiesz, jak nie lubi na nas czekać.
Po przywiezieniu dziewczyn do domu postanowił pójść na basen. Żona i tak zajmie się córką, nie wykazując żadnego zainteresowania jego osobą przez najbliższe dwie godziny. Dlatego wykorzysta ten czas produktywnie. Spakował potrzebne rzeczy do plecaka i poszedł do Magdy dać jej buziaka, bo wróci, kiedy dziewczynka będziecie już spała.
Centrum fitness mieściło się około kilometra od jego domu, dlatego wybrał się tam pieszo. Ruch dobrze mu zrobi, bo czuł, że w ciągu ostatnich miesięcy przybyło mu kilka kilogramów. Pewnie przez Dominikę, bo ta, żeby się odstresować, piekła po nocach różne słodkości, a rano zajadali się nimi. Magda cieszyła się, że ma taką kochaną mamusię, która robiła dla niej bułeczki maślane, a Rafał z tego, że minął kolejny dzień życia w kłamstwie, które wciąż pozostawało w ukryciu.
W szatni nie było nikogo poza jakimś nastolatkiem. Obaj weszli prawie w tym samym czasie na pływalnię. Rozejrzał się. Żadnej znajomej twarzy, więc spokojnie mógł wejść do wody i przepłynąć kilka długości. Jeszcze trochę i dobije do dziesięciu, bo teraz zaliczał pięć. Miał plan, żeby co tydzień zwiększać sobie o jedną długość, ale czasami plan ulegał zmianie i dystanse były krótsze albo nie było ich wcale.
Wyszedł z wody i przeszedł do sauny. Tam mógł odpocząć i zmierzyć się ze swoimi dzisiejszymi problemami. Rozłożył się wygodnie na ławce i zamknął oczy. Mimo okropnego gorąca i wilgotności zmogło go zmęczenie. Poczuł, że zasypia.
No jeszcze tego brakowało! – pomyślał. Chciał wstać, ale drzwi się otworzyły i weszło dwóch mężczyzn. Obaj wysocy i wysportowani, nie zwrócili uwagi na Rafała, gdyż byli pochłonięci rozmową, ale on ich poznał, a przynajmniej jednego.
– Widziałeś te dwie cizie? Kurwa, ale bym je przeleciał… – Pierwszy się rozmarzył. Usiadł naprzeciw Rafała i dopiero teraz spojrzał na niego. Widać było, że wcale mu nie przeszkadzało, że ktoś przysłuchuje się jego rozmowie. Uśmiechnął się.
– Stary, przecież ty masz żonę! – Drugi nie krył zdziwienia.
– No i?! Przy jednej dziurze, to i kot zdechnie. – Zaśmiał się tamten w odpowiedzi.
Rafał oparł głowę o ścianę. Kiedyś myślał podobnie…
– Weź, masz w domu zajebistą babkę, czego ty szukasz?
– Eh… Nie zrozumiesz, dopóki sam nie spróbujesz jakiejś młodej cipeczki, która sama ci się pcha na fiuta. W domu to w domu. Jedź ze mną za tydzień do Berlina na targi, to sam się przekonasz.
– Człowieku, przecież dopiero co wróciłeś z Torunia, a teraz kolejny wyjazd? Kamila ci nie marudzi? Bo moja stara toby mnie z butami zjadła!
– Zacznij przywozić drogie prezenty, a zobaczysz, jaka będzie jej reakcja. Każdą idzie udobruchać, tylko zależy czym i jak to robisz… – Zaśmiał się z własnego dowcipu. Rafał też się uśmiechnął. Jemu nie trzeba było tłumaczyć takich żartów. Powtórzy go w pracy kumplom, ciekawe, czy zajarzą…
– Dobra, zastanowię się. Zadzwonię jutro i ci powiem.
– Kurwa, ale z ciebie pantofel!
– Nie pantofel, tylko muszę ją odpowiednio przygotować. – Zaczął się tłumaczyć.
– Dobra, stary. Jak zwał, tak zwał. – Oparł się wygodnie. – Daj mi znać i tyle.
– Jasne.
– A my to się chyba znamy, prawda? – Teraz zwrócił się do Rafała. – To pan był w tym sklepie, gdzie kupowałem bieliznę? – Wyciągnął do niego rękę. – Robert Mazurkiewicz. A to Wojciech Ignasiuk, mój przyjaciel i adwokat w jednym.
– Rafał Jasiński. – Uścisnęli sobie dłonie. – Miło mi poznać – odparł. Przypomniał sobie, co Dominika mówiła o nim.
– Świetny sklep i w doskonałym punkcie. Kiedyś chciałem nawet wykupić cały ten teren pod budowę, ale odradzono mi tę inwestycję. Może to i dobrze, bo musiałbym szukać innego sklepu z bielizną dla żony. – Słowo „żona”, wymówił w dość charakterystyczny i jednoznaczny sposób, aby zabrzmiało jak „kochanka”.
– A dziękuję – odparł Rafał zadowolony, że ktoś taki jakMazurkiewicz zwrócił na niego uwagę.
– Nie ma za co dziękować, ale panowie, skoro się poznaliśmy, to zapraszam na wódeczkę. Ja stawiam, żeby nie było. – Robert wstał i ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na pozostałych. – Musimy to opić, bo coś czuję, że jeszcze nie raz i nie dwa się spotkamy – powiedział raczej do siebie. – Widzimy się przed wejściem.
Rafałowi było niezręcznie odmówić, ale w sumie chciał go bliżej poznać. Spodobał mu się tok myślenia tego faceta, a szczególnie zdanie o prezentach. Kiedyś będzie musiał spróbować tego z Dominiką. Może nawet już jutro, gdy zadzwoni zaraz i powie, z kim wychodzi i w jakim celu. No trudno, jemu od życia też się coś należy.
Czasami miał serdecznie dosyć bycia tym, kim był teraz. Marzył, żeby chociaż przez chwilę stać się tamtym Rafałem, a nie Rafałem-pantoflarzem. Dlatego postanowił, że ten jeden jedyny raz złamie przysięgę. Przecież nic złego nie może się stać, prawda?
Dominika odebrała telefon niemal natychmiast. Po usłyszeniu kogo spotkał była jeszcze spokojna, ale gdy powiedział o zaproszeniu Roberta, skwitowała to słowami: „Rób, co chcesz! Jesteś dorosły!” i od razu się rozłączyła, nie czekając na wyjaśnienia. Doskonale wiedział, że jest wściekła i dla jego dobra byłoby lepiej, gdyby wrócił natychmiast do domu. Zamiast tego napisał tylko SMS, jakby w obawie, że zmieni decyzję, którą podjął wcześniej.
Nie czekaj na mnie. Kocham Cię.
Pewnie i tak go nie posłucha…
Telefon ustawił na wibracje i wsunął w kieszeń spodni. Trudno, co ma być, to będzie! Zamknął drzwi za sobą i podszedł do mężczyzn, czekających przy zamówionej wcześniej taksówce.
– Co tam? Powiedziałeś żonie, że nie wracasz dzisiaj na noc? – Robert był bardzo pewny siebie.
– A ty nie? – Wojtek spojrzał zdziwiony.
– Ja nie muszę. Moja małżonka przywykła już do mojego rozkładu dnia i tego, że czasami śpię poza domem. Dobra! Starczy pierdolenia o głupotach. Wsiadajcie. Taksówkarz wie, dokąd ma jechać – nakazał zdecydowanym tonem.
Samochód włączył się do ruchu.
Rafał nie miał odwagi zapytać dokąd jadą. Przecież niedługo i tak się dowie. Mijali kolejne znane budynki, by nagle skręcić w boczną uliczkę. Nie był pewny, czy to tu, ale kiedy zobaczył neon, wiedział już wszystko. Spojrzał zdziwiony na nowych znajomych.
– No co tak patrzysz? – Robert był rozbawiony jego reakcją. – Jakbym widział Wojtka kilka lat wcześniej. Też go zaprosiłem w takie miejsce i teraz robimy razem interesy życia. Z tobą będzie podobnie. Chodź już i zostaw sumienie przed drzwiami, tutaj jest ci niepotrzebne – mówił tonem starego, doświadczonego mentora.
Rafał czuł się jak idiota, bo z kilku powodów nie chciał tam wchodzić. Miał żonę i, mimo życia w kłamstwie, nie lubił jej dodatkowo oszukiwać. Po drugie, skończył z takimi miejscami po złożeniu przysięgi i podpisaniu aktu u notariusza, a po trzecie, bał się, tak ogólnie. Była jednak jedna i najważniejsza przyczyna, dla której musiał tam wejść. Bardzo nie lubił, gdy się z niego wyśmiewano, a do tego mogło dojść, gdyby im odmówił.
Weszli do ciemnego holu. Na bocznych ścianach wisiały małe nastrojowe lampki, dające dyskretne oświetlenie. W kącie stało ogromne zabudowane ciemne biurko, za którym siedziała młoda kobieta. Uśmiechnęła się i skinęła na ochroniarza, żeby ich wpuścił.
– Proszę, to dla ciebie. – Robert podał jej pudełko, w którym była bielizna zakupiona u Dominiki. Czyżby to była jego… żona?! Raczej kochanka, ale żeby tak jawnie się afiszować? Nie… Chyba nie…
– Dziękuję bardzo i życzę przyjemnego pobytu, panie Robercie. – Powiedziała kobieta i jakby nigdy nic uniosła górną część kartonika, wzdychając z zachwytu.
Normalnym pracownicom nie daje się tak intymnych prezentów bez żadnych podtekstów. Zdążył tylko w przelocie przeczytać część liściku – „…czekaj tylko w tym”.
Ochroniarz otworzył przed nimi ciężkie drewniane drzwi.
– Pamiętaj, że wchodzisz tu bez sumienia. – Usłyszał głos Roberta.
Miał wrażenie, jakby przekroczył bramy piekła i jedyne, co zapamiętał, to kobiety w skąpych strojach wijące się na srebrnych grubych rurach w takt zmysłowej muzyki, bo później wszystko potoczyło się szybko. O wiele za szybko i nie w tym kierunku, w którym chciał.
3. Bartek
Właśnie miał wsiąść do wypasionej fury, gdy poczuł na ramieniu dotyk i w pewnym sensie zaczęło mu to przeszkadzać. Nie chciał się rozbudzać, ale było już za późno. Sen odszedł w siną dal, a powróciła świadomość. Odwracając się w stronę niewygodnego bodźca, spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. Szósta trzydzieści pięć.
– Kochanie. – Ten najmilszy i proszący głos. – Zawieziesz mnie do pracy? Spóźniłam się na miejski.
Serio?! No kurde!
– Znowu? Olka, ty sobie jaja robisz? – Nie wytrzymał. Takie sytuacje zdarzały się ostatnio bardzo często. Średnio dwa, trzy razy w tygodniu, bo potrafiła nawet zadzwonić po niego, kiedy jeździł na dniówkach.
– No, tak wyszło? – Znowu ten milutki głosik. Mimo że umyła zęby, poczuł przyczynę zaspania. Woń alkoholu przebijała się przez miętę.
– Przecież ja mam nocki! Niedawno wróciłem! Tyle razy cię prosiłem, żebyś ustawiła sobie budzik! Tak bardzo ci ciężko?!
– To ostatni raz, no proszę. – Zaczęła go przytulać i całować po szyi. Doskonale wiedziała, co ma robić, żeby go ubłagać, a on świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Tylko że teraz nie miał na to ochoty.
– Nie! W środę miał być ostatni raz! Przypomnij mi, jaki mamy dzisiaj dzień? – Zaczął drwić z nerwów.
– Dzień dobroci dla swojej kobiety – zażartowała, całując go namiętnie.
– Powiedziałem: nie! Nie mam siły, rozumiesz? Wczoraj też nie spałem, bo kazałaś mi z rana jechać do sklepu po ręczniki w promocji! Olka, ja muszę odpocząć! A dobrze wiesz, że gdy wrócę do domu, to już się nie położę! Zadzwoń po taksówkę.
– Już to zrobiłam, nie mają nikogo wolnego. Kochanie, no proszę, jak nie wstaniesz teraz, to się spóźnię i znowu ta małpa z kadr nie da mi listy do podpisania.
– Trudno, mam to gdzieś! Mogłaś o tym pomyśleć wcześniej. – Odwrócił się do niej plecami, uwalniając jednocześnie z jej objęć.
– Nie wierzę! Zrobisz mi to? – Jej głos powędrował dwie oktawy wyżej.
– A to moja wina jest czy co?! Bo teraz nie rozumiem! Powiedziałem. Jesteś dorosła i wiesz, co robisz, a jeżeli nie, to trudno.
– To nie tak. – Wiedział, że teraz zacznie się przed nim tłumaczyć. – No może trochę przeholowałam, przyznaję, ale musiałam się rano wykąpać, skoro nie zrobiłam tego wczoraj.
– To do cholery, było trzeba wypić mniej albo wcale, skoro wiesz, że następnego dnia idziesz do pracy! Zaczynasz gubić umiar! Pracujesz z ludźmi. Myślisz, że nikt nie wyczuje od ciebie tego odoru? Miętówka nie pomaga, wręcz przeciwnie! A teraz przepraszam, ale próbuję tu spać! – Nakrył się kołdrą po same uszy. Czuł na sobie jej wzrok. Pewnie była wściekła, ale to go już nie obchodziło. Zawsze musi robić to, czego ona chce. Kiedyś przez przypadek obudził ją, gdy kładł się do łóżka. Nie dość, że zrobiła mu awanturę w środku nocy, że na nią nie uważa, a ona rano musi wstać do pracy, to jeszcze kazała kupić dwa materace, żeby każde z nich miało osobne spanie i nie przeszkadzało tej drugiej osobie. Zgodził się, bo może faktycznie miała rację. No ale to działało tylko w jedną stronę. Ona mogła go budzić, nie patrząc na to, że może być zmęczony.
Wyszła z pokoju, a po chwili z mieszkania. Usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Tak, teraz będą ciche dni, pomyślał. Nie ma to jak miła i przyjemna atmosfera w domu przed zbliżającymi się świętami wielkanocnymi. I to pewnie on będzie musiał ją przeprosić. Jak zawsze zresztą. Zamknął oczy, miał nadzieję, że jeszcze zaśnie. Jednak nie było mu to dane, bo swoją zmianę zaczęły służby porządkowe, kosząc trawę przed oknami. Dźwięk kosiarek wbijał mu się boleśnie w mózg. Nie pomogło nakrycie głowy poduszką.
Wziął głęboki wdech i zrzucił z nerwami kołdrę na podłogę, przykrywając niczego niespodziewającego się psa, który spał sobie obok łóżka i miał w nosie hałasy. Popatrzył, jak lekko przestraszone zwierzę wyłania się z pułapki i podchodzi do jego nóg, radośnie merdając ogonem. Pysk włożył mu w dłoń, domagając się czułości, którą otrzymał, a w ramach podziękowań przygryzł mu delikatnie palce i je polizał. Odszedł na swoje legowisko, by po kilku sekundach zacząć cichutko pochrapywać. Takiemu to dobrze.
Zdjął koszulkę i bokserki. Stanął pod prysznicem, a strumień zimnej wody spłynął mu po karku, wywołując gęsią skórkę na ciele. W ten sposób budził się do życia. Zastanawiał się, ile jeszcze tak wytrzyma, bo woda zrobiła się lodowata. Wyszedł zziębnięty po trzech sekundach. Wytarł się energicznie i ubrał. Niemal natychmiast zrobiło mu się cieplej. W kuchni nastawił ekspres do kawy, do tostera wrzucił kromki chleba. Posmaruje je masłem i oto będzie całe jego śniadanie.
Pies również zrezygnował z drzemki i usiadł obok swoich misek, w bardzo wymowny sposób wodząc wzrokiem za swoim panem, który udawał, że tego nie widzi. Po chwili Bartek zlitował się, odmierzając solidną porcję karmy, jakiej potrzebował rottweiler o wdzięcznym imieniu Wróbel. Już nawet nie pamiętał, skąd wziął się pomysł, żeby tak nazwać psa, ale zawsze śmiał się z min ludzi, bo słysząc: „Wróbel! Do nogi!” nikt nie spodziewał się ujrzeć bydlaka, tylko małego pieseczka. Taka tam zmyłka.
Gdy spojrzał na wiszący nad przejściem zegar, poczuł podenerwowanie z jednoczesnym zniechęceniem, ponieważ była dopiero dziewiąta siedemnaście, a on był po prysznicu, śniadaniu i kawie. Spał zaledwie dwie godziny. Tak nie powinno być, ale nic już teraz nie zmieni, bo sen i zmęczenie odeszły w siną dal, by wrócić później ze zdwojoną mocą w najmniej odpowiednim momencie. I będzie to godzina jego wyjścia do pracy. Już to przerabiał.
Do osobnego worka wrzucił dwie puste butelki po winie. Limit Olki w piciu zaczął drastycznie wzrastać. Nie pomagało już tłumaczenie, proszenie czy grożenie odejściem od niej. Twierdziła, że może skończyć w każdej chwili, bo ma nad tym kontrolę i bywały takie dni, kiedy nie piła wcale, ale zawsze wracała do nałogu. Przerażało go to, nie widziała żadnego problemu, a czasami nawet robiła mu o to awantury uważając, że czepia się o nic!
Posprzątał po sobie i wyszedł z psem na spacer, wyrzucając przy okazji śmieci. Było mu wstyd, gdy schodził po schodach, bo obijające się o siebie szkło, wydawało tak jednoznaczny dźwięk, rozchodzący się echem po klatce schodowej.
Wrócili po godzinie szwendania się po osiedlowym parku. Wróbel padł zmęczony, a jego szlag trafił, bo nie wiedział, co ma ze sobą począć. Następna kawa nie wchodziła w grę, i tak pił jej za dużo. Postanowił ogarnąć mieszkanie. Zrobił pranie, odkurzył, starł wszędzie kurze i nawet złożył ciuchy, które wisiały na suszarce. Co za nudy. Jednak dzięki temu Olka nie będzie się czepiać, że był w domu i nic nie zrobił.
Obowiązki mieli podzielone. Do pewnego czasu, oczywiście, bo od około roku to on był panią domu. Robił za Olkę wszystko, z gotowaniem włącznie, ona miała to gdzieś. Oczekiwała, że będzie zrobione i tyle, a że sam nie lubił bałaganu, to sprzątał, jednak czasami buntował się i nie robił nic przez kilka dni lub tygodni. W ten sposób chciał chyba zwrócić jej uwagę i chociaż trochę zmusić, żeby również zaczęła dbać o ich wspólne mieszkanie i po części o niego samego, ale to były tylko jego marzenia, bo gdy spojrzał na chlew, jaki zaczynał się tworzyć, i zero reakcji z jej strony, to po prostu nie wytrzymywał dłużej i sprzątał wkurwiony, obiecując sobie, że to ostatni raz! Do następnego razu, rzecz jasna. Ona, zdając sobie z tego doskonale sprawę, wykorzystywała go dalej. A on nadal ją kochał… chyba… bo bywały momenty, gdy chciał się spakować i pójść w cholerę. Nie dorósł jeszcze do tej decyzji. Przynajmniej na razie. Czuł jednak, że ta krytyczna chwila wkrótce nastąpi.
Do rozpoczęcia pracy zostały mu jeszcze dwie godziny, więc włączył jakiś film na laptopie… i obudził się spóźniony! Snu nie da się oszukać. Całe szczęście, że przed nikim nie musiał się tłumaczyć, jeździł jako samodzielny taksówkarz.
Zatrzasnął drzwi od auta. Odstawił kubek z kawą i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Dostał powiadomienie z korporacji, z którą współpracował. Wpisał adres w wyszukiwarkę i po chwili znał już najdogodniejszą trasę. W sumie wcześniej rzadko z tego korzystał, jednak teraz został zmuszony, przez trwające przebudowy dróg w mieście. Jadąc, obserwował inne samochody z napisem TAXI i takie, które ewidentnie wyglądały na przewóz osób. Przybywało ich z miesiąca na miesiąc. Wkurzał się, bo przez nielegalną konkurencję oraz walkę jaka toczyła się pomiędzy starymi a wchodzącymi na rynek nowymi korporacjami, polegającą na prześciganiu się w obniżaniu cen usług oraz dawaniu klientom rabatów i upustów, i on zarabiał grosze. Nic na to nie mógł poradzić, jak tylko zacisnąć zęby. Rynek rządzi się własnymi prawami, czy komuś się to podoba, czy nie. Kiedyś trzeba było zdać egzamin z topografii miasta, dziś na taksówkę mógł usiąść każdy. Nie brakowało kierowców innych narodowości, którzy często nie znali nie tylko miasta, ale nawet języka, a zdarzało się – nie mieli prawa jazdy.
Na chodniku przed blokiem czekał na niego starszy mężczyzna. Podał adres i zaczął swoje opowieści… Bartek czuł się czasami jak barman albo spowiednik, bo ludzie jadący z nim często czuli potrzebę opowiedzenia mu o swoich problemach, życiu lub obgadania innych, jakby w ten sposób chcieli umilić wspólną podróż. Niekiedy miał dość słuchania bzdur i ogromną ochotę, by powiedzieć: „A co mnie to, kurwa, obchodzi?”. Ale doskonale wiedział, że wtedy straci klientów, a tego przecież nie chciał.
Lubił jednak słuchać ludzi wiekowych już, opowiadających o czasach drugiej wojny światowej. I z takim mu się trafił drugi kurs. Staruszek o kulach zamachał na niego nieopodal miejsca, w którym zostawił poprzedniego pasażera. Weteran ze znaczkiem Polski Walczącej w klapie kurtki. Nigdy nie brał od nich pieniędzy za kurs. Dla niego byli bohaterami i chociaż w ten sposób mógł się zrewanżować za ich poświęcenie i oddanie dla kraju, w którym mieszka. Komuś mogłoby się to wydać śmieszne, ale Bartek czuł, że tak powinien robić. Tak było i w tym przypadku. Zagadnięty przez kierowcę o znaczek, starszy człowiek wspominał akcje, w jakich brał udział, a taksówkarz, słuchając opowieści o Powstaniu Warszawskim, czuł się tak, jakby tam był. Mężczyzna dzielił się z nim najdrobniejszymi szczegółami, nawet stopniem zachmurzenia w tym dniu. Śmiał się, że teraz ma problemy z zapamiętaniem trzech rzeczy, które ma kupić w sklepie, ale twarze swoich dawnych przyjaciół pamięta do dziś, chociaż wielu już nie żyje. Staruszek był nieco zdziwiony, że nie musiał płacić. Podziękował z uśmiechem i wysiadł.
Zlecenia wpadały niespiesznie. Po kolejnym zrealizowanym kursie Bartek podjechał na parking i tam postanowił poczekać. Było już po dwudziestej pierwszej, gdy dostał nowe zlecenie – miał odebrać klientów spod fitness clubu. Ludzie spędzali wolny czas w różny sposób, a potem chcieli zapewne szybko wrócić do domów.
Był lekko zdenerwowany, ponieważ musiał chwilę poczekać na swoich nowych pasażerów – nigdy nie wiadomo, czy kurs się nie odwoła. Przedzwonił pod podany w zleceniu numer, klient poprosił o cierpliwość i zlecił, by włączył licznik. Piętnaście minut później z klubu wyszło dwóch facetów. Jednego znał doskonale i to on podszedł pierwszy, podając adres, pod który ma ich zawieźć. Doskonale wiedział, co się tam znajduje, gdyż woził tam często szemrane towarzystwo, które chciało się trochę zabawić. Po kolejnych dziesięciu minutach dołączył do nich jeszcze jeden koleś. We wstecznym lusterku mógł obserwować narastające zdziwienie tego ostatniego, kiedy zdał sobie sprawę, dokąd podjechali. Widać było, że nigdy tu nie był. Współtowarzysze zaczęli się z niego śmiać. Przestał zwracać na nich uwagę, gdy mu zapłacili i zniknęli za drzwiami nocnego klubu.
Tego wieczoru woził już tylko procentowe towarzystwo. W końcu był piątek i ludzie chcieli zapomnieć o ciężkim tygodniu w pracy lub na studiach. Sam też taki miał, ale picie nie wchodziło w grę. Chociaż kto wie, może zrobią sobie z Olką małą imprezę z piwem bezalkoholowym? Plan nawet dobry, ale wiedział, że życie lubi sobie drwić ze wszystkiego, a z niego szczególnie. Dlatego nie zawracał sobie głowy dalszym rozmyślaniem, tylko skupił się na jeździe. Między dwudziestą czwartą a drugą w nocy miał mniej kursów. Kilka razy wiózł pary, które swoją grę wstępną rozpoczynały tuż po zamknięciu drzwi samochodu. Najczęściej wtedy bardzo spokojnie prosił, żeby przestali albo ograniczyli się tylko do całowania. Czasami skutkowało. Chociaż pamiętał jedną parę, którą wysadził przed pierwszym lepszym hotelem, bo mieli gdzieś jego uwagi. Ludzie po alkoholu tracą nad wszystkim kontrolę, a hamulce znikają.
Do domu zjechał koło czwartej. Wziął szybki prysznic i wsunął się cicho pod kołdrę obok śpiącej niezarejestrowanej połowicy. Dzisiaj nic nie piła. Nie znalazł żadnej pustej butelki i nie było od niej czuć alkoholu. Pocałował ją delikatnie w czoło. Burknęła coś pod nosem i odwróciła się na drugi bok. Często tak robiła, a on uśmiechał się do siebie. Przykrył jej plecy kołdrą i sam ułożył się wygodnie. Pomyślał, ile to już lat minęło, odkąd są razem i żyją w takim nieformalnym związku. Siedem? Osiem? Jakoś tyle. Nigdy nie mieli parcia na ślub. Ona miała już jedno małżeństwo za sobą, on był po przejściach i może to ich stopowało przed zalegalizowaniem związku. Poza tym tak było lepiej, bo jeżeli im nie wyjdzie, to każde pójdzie w swoją stronę bez udziału osób trzecich i prania brudów przed sądem. Byli szczęśliwi razem i nic nie mogło tego zepsuć. Wiadomo, że się kłócili, mieli odmienne zdania w niektórych kwestiach i ogień w łóżku delikatnie przygasł, ale kto tak nie ma? Wiedział, że może na nią liczyć, tak jak ona na niego, jednak czasami był nieustępliwy i nie godził się na żaden kompromis. Była to jedna z nielicznych jego wad i to raczej ta największa.
Nim odpłynął w stan błogiej nieświadomości, stanął mu przed oczami obraz facetów, których zabrał z fitness clubu. Coś mu mówiło, że to nie było ich ostatnie spotkanie…
4. Robert
– Tak, słucham? – Ten głos. Nawet nie myślał, że tak szybko do niej zadzwoni, ale za kilka dni będzie w Niemczech i może… Rozmarzył się na wspomnienie ich spotkania.
– Witaj, piękna nieznajoma z hotelowego baru, nie przeszkadzam? – Zniżył głos, żeby wydał się jeszcze bardziej zmysłowy.
– Ale kto mówi? – Nie poznała go?
– Robert. Spotkaliśmy się w Toruniu. Pamiętasz?
– A, to ty. No cześć. – Czyżby usłyszał rozczarowanie albo znudzenie, że do niej zadzwonił? Poczuł małe ukłucie w sercu. Dziwne…
– Chyba jesteś zajęta, więc nie będę przeszkadzał. Cześć. – Nie chciał się napraszać.
– Nie, nie przeszkadzasz, jestem na siłowni, właśnie zeszłam z bieżni. Co u ciebie? – Teraz chyba się ucieszyła.
To już wiadomo, skąd to doskonałe ciało bez grama tłuszczu. Oddałby wiele, żeby Kamila również tak dbała o siebie i miała tak mocne uda. Jednak to były marzenia, które nigdy się nie spełnią.
– Za trzy dni jadę do Berlina, więc może miałabyś ochotę się spotkać? – Pocił się jak nastolatek, po raz pierwszy zapraszający dziewczynę na randkę. Nigdy czegoś takiego nie czuł, bo to zawsze jego zapraszały, a jeżeli zdarzyło się odwrotnie, to z góry już wiedział, że wybrana dziewczyna mu nie odmówi. Tutaj takiej pewności nie miał, trafił na równą sobie.
– A w jakim celu mamy się spotkać? – zapytała poważnym tonem i tym samym zbiła go z tropu. W jego głowie ruszyła gonitwa myśli. Jak to w jakim celu? Nie rozumiał tego pytania. No chyba w wiadomym! – Dobra, żartowałam. Pewnie. Możemy się spotkać. Wyślij mi namiary hotelu, to spróbuję zarezerwować coś dla siebie.
Poczuł, że cała krew odpłynęła mu w jedno miejsce. Zajebisty żart!
– A co powiesz na to, że mam wynajęty apartament na cztery dni. Dwie sypialnie i każda ze swoją łazienką, wspólny salon z kominkiem…
– Czy ja wiem, trochę to dziwne. A co zrobisz, jeśli do pokoju zadzwoni twoja żona?
– Nic nie zrobię, bo kto powiedział, że się zgłoszę? Może akurat będę na jakimś spotkaniu… Nie martw się, już to przerabiałem. – I w tym samym momencie dotarło do niego, co powiedział i jak mogła to odebrać, ale zbytnio nie przejął się tym, przecież nie powinno ją interesować to, co robił. Tak jak jego nie obchodziło, z kim widuje się ona. Są dorośli, a cel ich spotkań jest raczej jasny od samego początku, seks bez zobowiązań. Nic więcej, żadna przeszłość ani przyszłość. Tylko tu i teraz.
– No dobrze, to w takim razie do zobaczenia za trzy dni, wyślij mi na e-mail wszystkie informacje. Pa! – Rozłączyła się bez żadnego ckliwego pożegnania.
W jej postępowaniu dostrzegł samego siebie. Czy mu to przeszkadzało? Raczej nie. Do takich sytuacji podchodził bez uczuć. Liczył się tylko on.
Spojrzał na monitor w laptopie i w tej samej chwili doznał olśnienia! Nie dostał żadnej wiadomości od Wojtka, czy ten z nim jedzie, czy nie. Fajnie byłoby jechać razem i wtajemniczyć kumpla w sekretne życie swoich zdrad na wyjazdach. Wybrał numer do niego.
– No co tam? – Wojtek odebrał po pierwszym sygnale.
– Cześć, pantoflu! – rzucił ze śmiechem na powitanie. – I co, ugłaskałeś swoją panią, żeby pozwoliła ci jechać na targi?
– Ty, faktycznie, zapomniałem do ciebie zadzwonić. Tak, jadę.
– No i super! Zobaczysz w końcu, jak bawią się dorośli po dwudziestej drugiej!
– Dobra, dobra. Ty tam podobno jedziesz w celach służbowych.
– A kto to sprawdzi!? Proszę cię! Nie takie rzeczy się robiło! Zobaczysz, będzie fajnie.
– Eh… stary. Kiedyś się przejedziesz…
– Nie kracz, nie kracz, bo wiesz, co będzie. Dobra wystarczy tych pogaduszek. Dzwonię do hotelu, żeby zrobić rezerwację. Na razie!
– Czekaj! A co z tym kolesiem z basenu? Myślałeś co dalej? I… dlaczego on?