Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pełne humoru i przygód wprowadzenie do mitów greckich: opowieść o chłopcu, który sprawdza na własnej skórze, jak to jest być bohaterem.
Tim myśli, że jego kłopoty się skończyły. Kiedy jednak łapie stopa do starożytności, okazuje się, że łatwo tam utknąć. Na drodze staje mu armia pawi i pewien zapatrzony w lusterko superbohater. Potrzebna będzie pomoc przyjaciół!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 70
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pamięci mojej mamy, Helen, która ze swego
Tim Baker obwiązał chustkę wokół szyi. Było wyjątkowo zimno jak na maj. Pomimo dobrej prognozy chmury niosły deszcz. Tak jakby na przekór prezenterowi pogody fala deszczu spadła Timowi na czoło i spłynęła na nos.
Przeszedł go dreszcz.
W mglistą niedzielę wolałby robić wiele innych rzeczy. Na przykład grać na komputerze w przytulnym pokoju. Albo rozmawiać z najlepszym kumplem, Ajayem. Albo nawet – o tak! – nawet kończyć pracę domową z matematyki! Ale nie. Nie mógł robić nic z tych rzeczy. Tim wyciągnął z kieszeni wilgotną chusteczkę i posępnie wydmuchał nos.
Sklep z roślinami na świeżym powietrzu! Czemu akurat tam? Całe rzędy liści, łodyg i płatków. I całe tłumy dorosłych w płaszczach przeciwdeszczowych, którzy kiwali głowami i wydawali okrzyki: „Och!” i „Ach!”, tak jakby nigdy wcześniej nie widzieli rośliny. Naprawdę nie mieli nic lepszego do roboty?
Nie chodzi o to, że w domu czekały na niego jakieś ciekawe zajęcia. Tim pomyślał o tym i poczuł gulę w gardle. Nie od czasu, kiedy zniknął jego dobry przyjaciel, Herkules.
Przygody Tima zaczęły się w momencie, gdy stłukł przypadkowo antyczną grecką wazę swojej mamy. Ku jego zdumieniu z potłuczonego naczynia wyłoniła się ogromna postać. Najpierw Tim myślał, że uwolnił dżina. Ale okazało się, że to superbohater, Herkules. Był pół człowiekiem, pół bogiem, synem śmiertelnicy i Zeusa, króla bogów z Olimpu. Nie było to zwyczajne znalezisko wśród potłuczonych naczyń, ale Tim nauczył się spodziewać niespodziewanego.
Herkules został uwięziony w wazie na tysiące lat przez Herę, żonę Zeusa. Boska królowa była zazdrosna o piękną matkę Herkulesa. Od momentu gdy narodził się ten pół bóg, pół człowiek, Hera nienawidziła go i zwalczała. Gdyby Tim nie stłukł naczynia, heros wciąż tkwiłby uwięziony w wazie, ustawionej jako ozdoba na kominku. Jak koszmarny sekret, na zawsze w niewoli.
– Kochanie, nie ociągaj się – powiedziała mama Tima, kiedy przechodzili obok hiacyntów.
– Czy możemy już wracać do domu? – spytał Tim, dorównując jej kroku.
– Jeszcze nie.
– Ale jest zimno. – Zerknął w niebo. – I zaczyna padać.
Mama mruknęła coś do siebie i szła dalej.
Tim spróbował jeszcze raz.
– Nudzę się.
Mama odwróciła się i przeszyła Tima ostrym wzrokiem.
– Nie byłoby nas tutaj w ogóle, gdyby nie chodziło o… dobrze wiesz o co. – Zacisnęła usta i wsadziła do wózka doniczkę z petuniami.
Mama nie mówiła tego głośno, ale Tim dobrze wiedział, co ma na myśli. Gdyby nie zniszczył ogródka, nie musiałaby sadzić ponownie roślin. Tylko że… to nie on pociął i popalił wszystkie kwiaty. To była sprawka Herkulesa.
Prośba, by Herkules pomógł mu w odchwaszczaniu, okazała się wielkim błędem. Skąd Tim miał wiedzieć, że Herkules postanowi zwalczać rośliny jak Hydrę, wielogłowego potwora, którego głowy odrastały od razu po obcięciu? Herkules był bardzo silny, ale nie za bardzo inteligentny. Tak czy tak, okazał się naprawdę lojalnym przyjacielem. Sprzymierzył się z nim w walce przeciw byczkowi Leo i zachęcał Tima, by zaczął się sam bronić. Pomimo wszystkich kłopotów, które wywołał w domu i w szkole, Tim tęsknił za Herkulesem. Nie było mowy o nudzie, gdy w pobliżu był superbohater.
Takiej nudzie jak teraz.
Tim z westchnieniem poszedł za mamą, która zniknęła za rogiem.
Chwilę później upadł płasko na twarz.
***
Tuż nad nim rozległ się szyderczy śmiech. Tim spojrzał do góry i zobaczył swojego największego wroga, Leo, który schylał się nad nim z uśmiechem na rumianej twarzy.
– OJEJ! ALE ZE MNIE NIEZDARA!
– parsknął Leo.
Tim wiedział dobrze, że byczek celowo podstawił mu nogę. Podniósł się, wkładając w to tyle godności, ile tylko było możliwe.
– Co tutaj robisz, Kopciuszku?
Leo zwracał się do niego takim przezwiskiem. Było okrutne, ponieważ Tim musiał pomagać mamie w domu. Oczywiście nie dlatego, że chciał, ale dlatego, że jego mama pracowała na dwa etaty i nie miała czasu. To jednak nie przeszkadzało byczkowi się z niego naśmiewać.
– Fajnie się patrzy na kwiatki? Znalazłeś coś ładnego? – Leo wygiął szyderczo usta i zamrugał rzęsami.
Czy warto było wspominać, że przecież Leo również chodził po sklepie ogrodniczym? Tim milczał, zastanawiając się, jak to najlepiej powiedzieć. Bysio jednak inaczej zinterpretował zamyślenie Tima, biorąc je za strach.
– Idź, szukaj mamusi – szydził. – Może kupi ci śliczny kwiatek, żebyś nie płakał.
Normalnie Tim odszedłby szybko, starając się uniknąć problemu i nie dopuścić do konfrontacji. Ale ponieważ już wcześniej udało mu się przechytrzyć Leo, stał się śmielszy podczas ich spotkań.
– Tak się zastanawiam… – Tim skrzyżował ramiona, ignorując bruk i liście, które przykleiły mu się do spodni. – A czemu ty tutaj jesteś? Czy nagle stałeś się botanikiem?
Leo zmrużył oczy i nie odpowiedział. Tim podejrzewał, że bysio stara się sobie przypomnieć, kim jest botanik, by zrozumieć, czy przypadkiem nikt go nie obraża.
Wzruszając ramionami, Leo wyciągnął z kieszeni paczkę żelków i wsadził sobie czerwonego żelka do ust.
Żołądek Tima zaburczał na widok jedzenia. Nie jadł nic od śniadania, a już zbliżała się pora obiadu. Przyłożył dłoń do brzucha w nadziei, że Leo nie usłyszał burczenia.
– O, chciałbyś jednego? – Leo poklepał pełną żelków torebkę. – Przepraszam, ale już się kończą.
– Leo! Gdzie ty się podziewasz? Leo?
Zagniewany głos narastał. Tim zobaczył niską kobietę, która maszerowała w ich stronę, rozglądając się wokół jak drapieżny ptak. Siwe włosy miała zaczesane w ciasny kok, a jej oczy błyskały zza grubych szkieł okularów.
– Tu, babciu – zawołał Leo bez przekonania. Spuścił wzrok do ziemi.
– Gdzie? A niech to, chłopcze. Zawsze gdzieś się włóczysz. Któregoś dnia cię…
– Powiedziałem, że tutaj! – Leo zwrócił się do małej postaci z niewyraźną miną. – Masz szczęście, że jestem zajęty. – Zerknął przez ramię na Tima. – Inaczej… inaczej bym ci pokazał.
Tim się zawahał, ale tylko przez chwilę. Kiedy Leo ruszył w stronę babci, Tim wyciągnął nogę.
– Ojej, ale ze mnie niezdara! – Tim powtórzył słowa Leo, kiedy bysio upadł twarzą na bruk.
Leo stęknął, uderzając twardo o ziemię. Tim odskoczył, zanim bysio miał okazję wstać, a słowa „dostaniesz za to nauczkę, Kopciuszku!” pobrzmiewały mu w uszach. Zdał sobie sprawę, że odpłacenie się pięknym za nadobne nie było najmądrzejszym posunięciem, ale wiedział, że Herkules byłby z niego dumny. Bez zastanowienia skrył się w grupce plotkujących staruszek, które tłoczyły się przy ogromnych słonecznikach. Leo najpewniej zastanowi się dwa razy, zanim do nich podejdzie, szczególnie że obserwuje go babcia.
Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, Tim udawał, że interesuje się ekspozycją.
Po raz pierwszy widział wtedy słonecznika z tak bliska. Przykuł jego uwagę. Jego jasnożółta głowa wypełniona była ostrymi nasionami. Tim wiele razy wcześniej jadł nasiona słonecznika, ale nigdy nie nudził się na tyle, by się nad nimi zastanawiać. Ale teraz – nie mając na głowie Leo, gdy mama była zajęta zakupami – miał sporo czasu. Wpatrywał się w kwiat. Jak pojawiały się te nasiona? Czy spadały, kiedy się nim potrząsnęło? Eksperymentując, Tim złapał za długą łodygę słonecznika i ostro nim potrząsnął.
Nic się nie wydarzyło.
Spróbował nieco mocniej.
Wciąż nic.
I jeszcze mocniej…
– Ej! A co ty robisz?
Głos sprzedawcy zaskoczył Tima. Przestraszony odskoczył i złamał łodygę.
– TAK NIE WOLNO!
Sprzedawca z groźną miną zaczął przedzierać się do Tima przez tłum kupujących.
Trzymając słonecznika w garści, Tim uciekł w przeciwnym kierunku. W każdej chwili sprzedawca mógł wezwać policję, a wtedy Tim wpadłby w tarapaty. Nie uwierzyliby mu, że to niechcący. Uznaliby go za wandala. Albo złodzieja. Szybko, musi ukryć dowód! Dysząc, Tim zgniótł kwiat w dłoni i wcisnął go do kieszeni spodni.
– Tim! Tu jesteś! Wolniej! – Mama podjechała do niego z wyładowanym koszykiem i położyła mu rękę na ramieniu. – Gdzie się podziewałeś?
– Mamo, czy możemy stąd iść? Proszę. – Starał się nie okazywać paniki.
Mama spojrzała z uwagą na Tima. Zauważyła jego dziwną minę i zadyszkę.
– Co jest?
– Nic, ja…
– Proszę pani, pani syn niszczył własność sklepu. – Sprzedawca dogonił ich, cały zasapany, z twarzą czerwieńszą od sklepowych róż. Niósł doniczkę ze słonecznikiem z obciętą głową.
– Słucham? A co zrobił? – Mama złapała Tima za ramię mocniej, niż było trzeba.
– To. – Sprzedawca uniósł kwiatek. – Obawiam się, że będzie pani musiała za niego zapłacić.
Mama wyglądała, jakby miała zamiar się z nim spierać, ale potem zmieniła zdanie.
– Tak, w porządku. Przykro mi z tego powodu. Jestem pewna, że to nie było specjalnie.
Sprzedawca prychnął z niedowierzaniem i wcisnął uszkodzoną roślinę do koszyka mamy. Zerknął na Tima, a potem odszedł do pracy.
– Czy mógłbyś mi to wyjaśnić, Timothy? – spytała mama, stając w kolejce do kasy. Nazywała go Timothym wyłącznie wtedy, gdy była na niego zła.
–To było niechcący! Patrzyłem tylko na niego. Nie chciałem go złamać.
– Co ty masz za problem z kwiatkami?
Tim nie wiedział, co na to powiedzieć.
– W każdym razie go nie spaliłeś – powiedziała cierpko mama. Tim nie wiedział, czy żartuje, czy nie. – Chodź, pomożesz mi wszystko rozładować. Kiedy wrócimy do domu, zrobię obiad. Spaghetti będzie okej?
Burczący żołądek odpowiedział w jego imieniu.
***
Mama kręciła się po kuchni, gotując i podśpiewując wesołą melodię. Od czasu gdy wydawca zaakceptował jej książkę, była w dobrym nastroju – dlatego też Tim nie popadł w kłopoty po złamaniu słonecznika. Na szczęście uwierzyła, gdy wyjaśnił, że zrobił to niechcący.
Ostatnio mama była bardziej zajęta, ale jednocześnie szczęśliwa i przez to milsza. Przez większość czasu.
Odwiesiwszy zmoczony deszczem płaszcz, Tim wbiegł do sypialni, by sprawdzić, czy z wazą jest wszystko w porządku. Herkules też powinien być szczęśliwy, ponieważ wreszcie dostał to, czego chciał. Dzięki rozwiązaniu trudnej zagadki zapisanej na wazie Tim był w stanie odesłać półboga z powrotem do rodziny w antycznej Grecji. Po raz trzeci tego dnia Tim upewnił się, że waza wciąż stoi w szafie. Odsłonił prześcieradło, które ją przykrywało. Oto stała, z rysami po stłuczeniu widocznymi w przyćmionym świetle. Kilka dni wcześniej Tim zabrał posklejaną wazę z kominka w salonie i postawił ją tam, gdzie mógł ją mieć na oku. Mamie to zupełnie nie przeszkadzało.
Mimo że nie musiał się tłumaczyć, Tim miał bardzo dobry powód, by ukrywać wazę. Niedługo po tym, jak zniknął Herkules, dwoje intruzów weszło ciemną nocą do ich domu. Próbowali skraść wazę na oczach przerażonego Tima. Jednym z nich była zła bogini Hera, która potrzebowała wazy, by ponownie uwięzić Herkulesa. Drugim intruzem był jej służący, młody człowiek o imieniu Hermes. Miał skrzydełka na czapce i na sandałach i wykorzystywał je do latania. Hermes wyraźnie bał się Hery, co tylko potwierdzało wszystkie okropieństwa, które opowiadał o niej Herkules.
Timowi udało się udaremnić kradzież wazy, ale skrzydlaty facet groził, że wróci. Tim wpatrywał się w wielkie czarne naczynie, starając się odwiązać chustkę. Hermes i Hera mogli wrócić w każdej…
– Hej! – zawył Tim, wybałuszając oczy.
Waza! Unosiła się powietrzu!
Na początku wyglądało na to, jakby nikt jej nie trzymał, ale w końcu w pokoju zmaterializował się Hermes. Jego ciało pobłyskiwało i stawał się coraz bardziej widoczny. Wzrok intruza wyostrzył się, kiedy zauważył, że Tim mu się przygląda.
– Mam ją! – krzyknął Hermes. – Cudnie. Hera będzie zachwycona. – Skrzydełka na jego czapce i sandałach zatrzepotały z wigorem. Uniósł się w górę.
– Cześć, kolego!
– Nie! – Nie zastanawiając się długo, Tim rzucił się w kierunku odlatującej postaci. Podskoczył z wyciągniętymi rękami i złapał palcami za uchwyt wazy.
– HA!
Jednak okrzyk triumfu Tima zamienił się w jęk przestrachu, ponieważ poczuł, że unosi się w powietrze. Unosili się coraz wyżej i wyżej. Leciał! Zaraz uderzą w sufit! W zamian za to w jakiś sposób przedostali się przez niego… Deszcz złotych gwiazdek tańczył wokół ciała Tima. Było ich coraz więcej i otulały go poświatą.
Tim zamknął oczy i trzymał się mocno, z całych sił.
Tim poczuł, że pędzi, wirując w powietrzu. Wiatr gwizdał, mamrotał, i rzucał nim w kółko, z prawej na lewo, do góry i do dołu. Było dziwnie ciepło, zupełnie jakby wpadł do wielkiej suszarki. Mimo że nic go nie bolało, zdrętwiały mu ręce i nogi. Musiał używać całej siły, by nie puścić uchwytów wazy. Tim zebrał się na odwagę i otworzył jedno oko. Widać było jedynie nieprzeniknioną złotą mgłę. Nie widział Hermesa ani wazy, a nawet swojego własnego ciała. Stwierdził, że lepiej było trzymać oczy całkowicie zamknięte. Miał nadzieję, że zaraz wszystko wróci do normy.
Po kilku minutach wylądował. Pod stopami poczuł cudownie stabilną i twardą ziemię. Czy znów był w sypialni? Tim dał sobie chwilę na złapanie równowagi, a potem otworzył szeroko oczy.
Hermes stał przed nim, wciąż trzymając wazę. Skrzydełka na jego czapce delikatnie powiewały, aż w końcu zupełnie znieruchomiały.
– Herze to się nie spodoba – powiedział ponuro. – Ale to w końcu nie mój problem. Zrobiłem, co mi nakazała.
– Co się stało? Gdzie…
– Teraz możesz puścić wazę. – Hermes przyciągnął do siebie naczynie. – Powiedziałem, że możesz… puścić… – Z wielką siłą wyciągnął ją z rąk Tima. – O właśnie.
Tim rozejrzał się z niedowierzaniem. Wcale nie był w sypialni. Stał na majestatycznym dziedzińcu, otoczonym olśniewająco białymi kolumnami i palmami. Podłoga była wybrukowana wielkimi kamiennymi płytami, które połyskiwały w jasnym słońcu. Na końcu dziedzińca stała antyczna grecka świątynia. Wyglądała jak ruiny, które Tim oglądał w książkach, tyle że nie była zrujnowana. Miała spadzisty dach z jasnoczerwonymi i niebieskimi dekoracjami.
Tim zastanawiał się, czy ma zwidy. Być może znudził się na tyle w centrum ogrodniczym, że to wszystko mu się przyśniło. To możliwe. Nic innego nie miało sensu.
– Ja bym się tak nie gapił na twoim miejscu – powiedział Hermes. Jego złote loki lśniły w słońcu jak płatki słonecznika. – Wiesz, co masz robić?
Tim zamrugał.
– Obudzić się?
– Nie. – Hermes wyglądał na rozbawionego. – Uciekać. Teraz.
– Ale… ale… Co? Gdzie?
Hermes westchnął.
– Czy mam ci to przeliterować? Hm… A Herkules mówił, że jesteś bystry.
– Ja…
Hermes przewrócił oczami.
– Jasne. Jestem Hermes, posłaniec bogów. Miło cię spotkać. – Skrzydełka pomachały w pozdrowieniu. – Służę królowej bogów, Herze. A oto jej świątynia. – Mówił wolno, akcentując każde słowo, tak jakby Tim był ograniczony. – Hera chciała odzyskać swoją wazę. Więc ją przyniosłem. Jesteś w niebezpieczeństwie. Koniec historii.
Bóg zachowywał się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy wpadł do domu Tima. Tam potykał się, obijał o meble i zdawał się panicznie bać Hery. Teraz był spokojny i opanowany. Tim podejrzewał, że to dlatego, że w okolicy nie było krzyczącej na niego bogini.
– Czyli… Jestem w antycznej Grecji? To nie jest sen?
Hermes przewrócił oczami.
– Jesteś w Grecji – zgodził się. – Na dziedzińcu Hery. Więc uciekaj!
– Ale dokąd? Jak mam się dostać do domu?
Tego było za wiele.
– Czego nie rozumiesz w słowie „uciekaj”? Potem będziesz zastanawiał się nad resztą. Teraz uciekaj, póki nie jest za późno.
Powietrze wypełnił pełen grozy, przenikliwy dźwięk, coś pomiędzy szczekaniem psa a wrzaskiem z horroru.
– O rany – powiedział Hermes, opierając się o kolumnę. – Już za późno.
Wycie narastało. Tima aż przeszły dreszcze. Zanim zrobił krok, na dziedzińcu pojawiło się stado wielkich niebieskich ptaków. Kiedy go zauważyły, zaskrzeczały i rozpostarły błyszczące, pełne piór ogony. Gdy nimi potrząsały, wyglądało to tak, jakby spoglądały na niego setki jasnych oczu. Tim wpatrywał się w nie z otwartymi szeroko ustami.
Pawie.
Napadło go stado pawi! A on myślał, że nie może być już dziwniej. Warcząc jak psy stróżujące, ptaki krążyły wokół Tima, odcinając mu drogę ucieczki.
– Coś nie tak, moje kwiatuszki? Co was zmartwiło? – zagruchał miły głos zbliżającej się do nich wysokiej, szczupłej kobiety.
Tim rozpoznał boginię Herę. Spróbował się odsunąć, ale natknął się na jakiś dziób.
– KIM JESTEŚ?
– spytała kobieta głosem tak zimnym jak jej wzrok. Podniosła dłoń i ptaki zamilkły.
– To jest Tim Baker, Wasza Wysokość – powiedział Hermes, kłaniając się. W jego głosie znów zabrzmiała nuta strachu.
– Co? Jak on się tu dostał? – Spojrzała na Tima, jakby był jakimś obrzydlistwem, które miała ochotę zeskrobać z sandała.
– Wybacz mi, Wasza Wysokość. To nie moja wina. Podłączył się do mojej podróży. Nie mogłem się go pozbyć. – Hermes ukłonił się tak nisko, że jego czoło niemal dotknęło podłogi.
– Tim. Tim. Co to za imię, Tim? – powiedziała Hera z pogardą, podchodząc do niego. – Brzmi jak tłuczone talerze.
– To skrót od Timothy. – Tim się wyprostował.
Hera wydęła wargi.
– Naprawdę? A wiesz, co oznacza imię Timothy?
Tim wzruszył ramionami. Nigdy o tym nie pomyślał.
– To greckie imię. Oznacza „szanujący bogów”. Ja jestem boginią. Więc uszanuj mnie! – Podniosła ramiona w górę, zataczając nimi powolny krąg.
Tim nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Zerknął na Hermesa, który wyginał nadgarstki i unikał jego wzroku. Czego ta szalona kobieta chciała od Tima? By się do niej modlił?
Przez twarz bogini przeszedł cień zastanowienia. Znieruchomiała.
– Możesz coś zrobić, aby okazać mi szacunek, dziecko. – Jej głos był tak łagodny, jak w chwili gdy mówiła do swoich ptaków. – Ten głupiec Herkules łazi po ulicach. Ma do ciebie zaufanie. Pomóż mi go schwytać do wazy i będziesz dzielił bogactwa wzgórza Olimp. Zrobię z ciebie boga! – Podpłynęła kołyszącym krokiem do Tima i położyła kościstą dłoń na jego ramieniu. Uśmiechała się w sposób nienaturalny i przesadny, tak jakby nie za często jej się to zdarzało.
Tim odskoczył.
– Nie. – Jeśli bycie bogiem oznaczało życie w takim strachu, jaki paraliżował Hermesa, to woli być zwykłym chłopcem. – Herkules jest moim przyjacielem i nie chcę go skrzywdzić. Powiedział mi sporo o tobie!
Blada twarz Hery nabrała koloru kości słoniowej.
– Więc ciebie też schwytam!
Jej udawana przyjaźń nie trwała długo. Hera sięgnęła, by go złapać, lecz Tim w końcu posłuchał rady Hermesa.
Uciekł.
Serce waliło mu jak szalone. Tim skoczył w kierunku kolumn, a potem zbiegł po kamiennych schodach. Słyszał skrzeczenie pawi, które rzuciły się za nim w pogoń. Przyspieszył. Z głową do dołu, z nogami w powietrzu, wiosłując ramionami, biegł ślepo przed siebie. Uderzył w wysoki twardy przedmiot, który stanął mu na drodze.
– Uważaj, gdzie leziesz – warknął niski głos. – Przez ciebie niemal upuściłem miodowe ciasto.
Ten głos brzmiał cudownie znajomo. Tim spojrzał w rozgniewane oczy mężczyzny, z którym się zderzył.
– HERKULES?
– Tim Baker! Niemożliwe! Co tutaj robisz, przyjacielu? – Herkules wziął Tima na ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. – Tęskniłeś za mną? Ja też tęskniłem. Przyjechałeś, żeby spotkać moją rodzinę i spróbować tego wyśmienitego ciasta? Zapraszam cię serdecznie!
– Dziękuję, ale to nie jest… to znaczy ja… och, pomocy!
– Jakiej pomocy?
Tim wykonał gest drżącą dłonią. Powinni szybko uciekać, zanim złapie ich wściekła bogini.
– Hera…
Herkules parsknął.
– Jej nie zaproszę na lunch. Nie po tym, co mi zrobiła. Ale przyjdź, moja żona przygotuje nam najlepszą ucztę w całej Grecji. – Heros złapał Tima pod pachę i ruszył dalej. Podśpiewywał sobie radośnie, podgryzając nasączone syropem ciasto. Odgłosy pawi ucichły w oddali i Tim odetchnął z ulgą. Nie był może bezpieczny, ale zaczynał czuć się głodny. Myśl o uczcie była bardzo przyjemna.
– I oto jesteśmy – powiedział Herkules po kilku minutach szybkiego marszu. Schylając się, przeszedł przez bramę imponującego dwupiętrowego budynku, prosto na otwarte podwórze, wokół którego zbudowany był dom. – Agato! – krzyknął.
W drzwiach pojawiła się kobieta. Była ubrana w prosty, niebieski, sięgający kostek chiton z jedwabną chustką zawiązaną w pasie. Jasne włosy miała splecione w warkocz owinięty wokół głowy.
– Kochana, to jest Tim Baker, chłopiec, który stłukł wazę. Przyszedł z wizytą.
– Odstaw go, kochanie. – Żona Herkulesa miała łagodny głos i pogodną twarz. – Wygląda na zmartwionego.
– No bo… – zaczął Tim.
– ZOE!
– zawołał Herkules. Wniósł Tima do domu i postawił go na tkanym dywanie. – Chodź, poznaj mojego przyjaciela.
Po domu rozniósł się odgłos szybkich kroczków. Do pokoju wpadła nieduża osóbka ubrana w jasnoczerwony chiton. Pomimo niewielkiego wzrostu Zoe wyglądała tak, jakby była w wieku Tima. Podobnie jak ojciec miała ciepłe brązowe oczy i czarne kręcone włosy. Jej loki zamiast trzymać się blisko głowy, spływały w szaleńczych puklach na plecy.
– To jest… – zaczął Herkules.
– Chłopiec z przyszłości! Poznaję po dziwnym ubraniu. – Oczy Zoe rozświetliły się i z zapałem zwróciła się do Tima. – Jak jest tam, skąd pochodzisz? Czy dzieci mają przygody? Czy dziewczynki chodzą do szkoły? Czy ojcowie wciąż się tak rządzą?
– Wolniej, oboje. – Agata opanowała rodzinny rozgardiasz zdecydowanym spojrzeniem. – Chłopiec wygląda na bardzo zmęczonego. Przyda mu się odpoczynek i dobry posiłek. A potem opowie nam, skąd się tu wziął i co go martwi. Usiądź, młody człowieku.
Odwróciła się i ruszyła w stronę kuchni.
– Zoe, chodź ze mną. Przygotujemy mu coś do jedzenia.
– Tak, mamo – zawołała za nią Zoe, ale została tam, gdzie stała. – Powiedz mi, jak jest w przyszłości. – Przechyliła głowę niczym ciekawski wróbelek.
Tim nie miał pojęcia, od czego zacząć. Jak miał opisać tysiące lat zmian w kilku zdaniach?
– Hmm… e… jest dobrze. Czy tata ci nie opowiadał?
Herkules wrócił już jakiś czas temu i z pewnością opisał rodzinie współczesny świat.
– Ech, on mi nigdy o niczym nie opowiada. Uważa, że dziewczynki powinny siedzieć w domu i nie robić nic ciekawego. – Zoe zerknęła na ojca, który zmierzył ją surowym spojrzeniem.
– Ekscytacja może być niebezpieczna – powiedział Herkules, splatając ramiona. – Jeśli jeszcze tego nie wiesz, to znaczy że lepiej, byś zostawała w domu.
– Zoe, gdzie jesteś? – zawołała Agata. – Prosiłam, żebyś przyszła.
– Tato, czy mógłbyś pomóc mamie przy obiedzie?
– Co? – obruszył się Herkules, aż zadudniły ściany. – Chcesz, żebym szykował jedzenie jak kobieta?
– Tak, proszę. – Zoe uśmiechnęła się promiennie w stronę ojca.
– No to dobrze. Tylko pytałem. – I Herkules wyszedł z pokoju z poczuciem misji.
– Jest kochany – stwierdziła Zoe z uśmiechem na twarzy. – Ale nie pozwala mi nic robić ani chodzić samej.
Tim nie zapomniał, jak Herkules starał się go chronić przed nieistniejącymi niebezpieczeństwami. Czasami go to denerwowało. Kiedy jednak heros zniknął, Tim czuł się najbardziej samotny od czasu śmierci ojca.
– Tak. Wobec mnie też się tak zachowywał.
– Pomimo że jesteś chłopcem? O rany, to znaczy, że nie mam żadnych szans.
Tim wzruszył ramionami.
– Powinnaś się cieszyć, że masz ojca, który tak o ciebie dba.
– Wiem. I naprawdę jestem wdzięczna. – Promień prawdziwego uczucia rozświetlił twarz Zoe. – Chodzi jednak o to, że to jego trzeba chronić, nie mnie. Jestem wystarczająco sprytna, by unikać niebezpieczeństw, a to raczej tata pakuje się prosto w wir wydarzeń. Na przykład dał się uwięzić w wazie! Nie zorientował się, co się święci. Mama go ostrzegała, by trzymał się z dala od Hery, ale… – Zoe potrząsnęła głową.
– Jak to się stało? Jak go złapała?
– Nie wiem, nie chce mi powiedzieć – westchnęła Zoe. – Ale na szczęście jest już po wszystkim. Waza jest u ciebie w domu, a Hera zniknęła z horyzontu.
Tim zaszurał stopami.
– Nie do końca.
– Co masz na myśli?
Tim opowiedział dziewczynce, że waza została skradziona i zabrana do świątyni Hery razem z nim. Wyjaśnił, że Hera groziła mu, że go złapie, ponieważ odmówił zastawienia pułapki na Herkulesa.
– Udało mi się uciec, ale musiałem zostawić wazę. Ja… przepraszam. Wydaje mi się, że Hera znowu będzie próbowała złapać do niej twojego tatę.
Zoe zbladła.
– Musimy natychmiast odzyskać tę wazę. – Nie chciała tracić czasu.
– Ale… ale jak? – parsknął zdumiony Tim. – To zbyt niebezpieczne. Złapią nas. A poza tym, czy twój tata pozwoli nam iść?
– Nie będę go pytać.
– A możemy najpierw zjeść? – spytał Tim. Spodobał mu się pomysł greckiej uczty i czuł, że kiszki zaczynają mu grać marsza.
– Nie bądź niemądry. Chodź, marnujemy czas.
Zoe odwróciła się i pospieszyła do frontowych drzwi. Tim bezsilnie patrzył za nią przez chwilę. Nie mógł pozwolić, by wpadła prosto w tarapaty. Czy nie zdawała sobie sprawy z ryzyka? Zoe jest odważna i bystra, ale jak zdoła przeciwstawić się Herze? Teraz Tim rozumiał, dlaczego Herkules martwił się tak bardzo, kiedy był z dala od rodziny.
– Hej! Czekaj na mnie! – zawołał.
Nie oglądając się, wybiegł na zewnątrz i dogonił znikającą postać.
– Nikogo tu nie ma – powiedziała Zoe, kiedy zbliżali się do świątyni Hery. – Widzisz? Jest pusto.
Tim szedł tuż za nią, rozglądając się na boki.
– Być może. Ale lepiej się pospieszmy. Ona może w każdej chwili wrócić.
– Czy widziałeś, gdzie chowali wazę? – zapytała Zoe, ale Tim potrząsnął głową. – Spróbujmy w środku – powiedziała, biegnąc po kilka schodków naraz.
Weszli do mrocznej wewnętrznej komnaty.
Tim zatrzymał się na widok ogromnego posągu Hery stojącego w środku. Bogini cała ze złota i kości słoniowej siedziała na gigantycznym tronie. W jednej ręce trzymała berło, a w drugiej granat. Wydawała się patrzeć prosto na nich.
– Myślisz, że nas widzi? – wyszeptał, nie mając ochoty podchodzić bliżej.
– Nie bądź niemądry. – Zoe się zaśmiała. A potem spojrzała na niego z ciekawością. – Czemu pytasz? Czy w twoim świecie posągi widzą?
– Nie, oczywiście, że nie. Są z kamienia.
– No to chodź. – Zoe odrzuciła loki z ramion. – Spróbujmy wejść przez korytarz.
Dziewczyna przeprowadziła Tima obok wpatrującej się w nich Hery do miejsca, gdzie złożone były dary. Monety, broń, biżuteria, zdobione naczynia. Tim nie mógł uwierzyć, że tak wiele osób składało hołd bogini.
– Oto i jest! – wykrzyknął Tim. Waza stała na niskim marmurowym cokole, niemal ukryta wśród tej zbieraniny. – Szybko, łapiemy ją i w nogi!
– Czekaj chwilkę! – Zoe okrążyła cokół i wpatrywała się w wazę. – Co tu jest napisane? – Patrzyła na napis po starogrecku, który Tim starał się przetłumaczyć. Wiedział, że część stanowiło zaklęcie, które pozwoliło Herkulesowi wrócić do domu.
– Czy tata opowiadał ci o łamigłówce? – spytał Tim. – Którą dla niego rozwiązałem?
Zoe kiwnęła głową, wpatrując się w wazę.
– To część napisu. Nie znam reszty. Twój tata nie chciał powiedzieć. Być może nie umiał całości przeczytać, a może nie chciał ujawniać całego napisu i część zachował w tajemnicy. – Tim podrapał się w głowę. – Przyznaję jednak, że to ważne. Starałem się znaleźć kogoś, kto potrafi to odszyfrować, ale…
– Ja mogę to zrobić.
– NAPRAWDĘ?
Tim nie potrafił ukryć powątpiewania w głosie.
– O co ci chodzi? Tak, naprawdę.
Tim uniósł brwi. Od czasu, gdy spotkał Herkulesa, czytał o życiu w starożytnej Grecji. Wiedział, że dziewczynki nie chodziły tam do szkoły. Zostawały ze swoimi matkami w domu, gdzie uczyły się gotować i tkać.
– Mama mnie nauczyła – powiedziała asekuracyjnie Zoe. – Jest bardzo mądra. Nie jak tata – dodała ciszej. – Odsuń się. Tu jest napisane… tak, to jest fragment z łamigłówką. A ta część mówi: mmm…
– Musimy się pospieszyć. Hera może tu wrócić. – Tim pociągnął Zoe za chiton. – Możesz to przeczytać w domu.
– Nie ma sprawy – parsknęła Zoe. – Tata ci ją zabierze i wtedy nigdy się nie dowiemy. Pozwól mi się skupić. Tu są różne zaklęcia, wiedziałeś o tym? Ta linijka mówi: „Ten, kto mnie posiada, rozumie i jest rozumiany”. – Podniosła wzrok. – Co to oznacza?
Tim zastanowił się przez chwilę, a potem jego twarz się rozjaśniła.
– Ty mówisz teraz po grecku, prawda? A ja po angielsku. Ale trzymałem wazę i dlatego możemy się zrozumieć.
– Hm. – Zoe nie wyglądała na zadowoloną. Tim rozszyfrował odpowiedź, zanim jej się to udało. – A co z tym? „Ci, którzy mnie posiadają, rozkazują mi”. Rozkazują, żeby robiła co?
Zanim Tim miał szansę zastanowić się, co to może oznaczać, powietrze wypełniły gniewne krzyki.
PAWIE!
Dziesiątki pawi wpadły do komnaty, a potem ruszyły w stronę Tima i Zoe. W kilka sekund otoczyły ich wściekłe, pokrzykujące ptaki.
– Szybko, łap ją i uciekaj! – krzyknął Tim.
– Obawiam się, że już za późno. – Głos zbliżającej się do nich Hery rozbrzmiał w świątyni. – Chyba nie myślisz, że jestem na tyle głupia, by zostawić wazę bez dozoru? Niemądre dzieciaki.
– I co teraz zrobisz? – spytała Zoe z rękami na biodrach. Wściekłe ogniki w oczach przypominały wyraz oczu jej ojca, gdy spotykał wroga.
Hera podniosła dłoń do podbródka i zatrzymała ją w geście zastanowienia.
– Hm, pozwól, że pomyślę. A może… to? – powiedziała i pstryknęła palcami.
Nagle wszystko się zmieniło. Tim i Zoe nie stali już w zatłoczonej komnacie. Nagle znaleźli się w ciasnym korytarzu o strzelistych ścianach i twardej podłodze. Ptaki, dary, waza i Hera zniknęli.
– Co się stało? Gdzie my jesteśmy?
Tim pobiegł do końca korytarza, ale napotkał tam kolejną wysoką ścianę i inny długi korytarz. Odwrócił się, podszedł do drugiego końca pomieszczenia. Tam było tak samo.
– Nie mam pojęcia! – rzuciła Zoe z gasnącą już brawurą. – Szybko, spróbujmy tędy. – Podeszła prędko do końca korytarza, odwróciła się i przeszła przez kolejne przejście. A potem jeszcze jedno. I kolejne. Wszystkie były identyczne i wszystkie prowadziły donikąd. Przełknęła głośno ślinę. – To labirynt. Hera uwięziła nas w labiryncie! Możemy tu utknąć na długie godziny, a nawet dni!
Timowi oddech uwiązł w gardle.
– A może wyjdziemy górą? – Położył dłoń na ścianie. Była wykonana ze śliskiego, wypolerowanego marmuru i nie było się za co na niej złapać. – Wdrap się na moje plecy i postaraj się przejść górą.
Tim oparł dłonie na kolanach, a Zoe stanęła mu na plecach. Jej sandały wbijały mu się w kręgosłup, kiedy sięgała w górę. Tim zacisnął zęby i starał się nie jęczeć.
– Za wysoko – powiedziała Zoe, stękając z wysiłkiem. Ześlizgnęła się na dół. – Tata będzie wściekły, kiedy się zorientuje, że mnie nie ma.
– Nie martw się, znajdziemy sposób, by się stąd wydostać. – Tim wyprostował się i sam sobie dodał otuchy tymi słowami.
– Oto odpowiednia postawa – usłyszeli łagodny głos. – Nigdy się nie poddawaj!
Tim rozejrzał się błyskawicznie. Młody człowiek z blond lokami opierał się leniwie o ścianę.
– Co…? Kim jesteś?
– Nazywam się Tezeusz.
Młody człowiek odepchnął się od ściany. Spojrzał na swoje odbicie w błyszczącym marmurze, uśmiechnął się, a potem do nich podszedł.
Tim usłyszał, że Zoe nabrała głęboko powietrza. Imię brzmiało znajomo, ale nie wiedział, skąd je znał. Spojrzał na Zoe i z zaskoczeniem zauważył, że jej oczy stały się rozmarzone i pełne zachwytu.
– Ta… – powiedział Tezeusz z wyższością. – Syn Egeusza, króla Aten. Jestem pogromcą Minotaura, największym bohaterem Grecji. Do usług. – Przesłał im pozdrowienie. Twarz Zoe pokraśniała.
– Wiem, kim jesteś! – W Tima wstąpiła nadzieja. – Pokonałeś tego potwora. On mieszkał w labiryncie, prawda? Zabiłeś go i ocaliłeś uwięzione tam dzieci.
Tezeusz mrugnął do Zoe.
– To ja. Chcesz mój autograf? Może później, mała. Usłyszałem na GGG, że potrzebujesz pomocy, więc przybyłem tu. Jestem gotów znów zostać superbohaterem!
– GGG?
– Greckie Gadu Gadu – wyszeptała Zoe, nie odwracając wzroku od twarzy Tezeusza. – Bogowie używają tej winoroślowej poczty pantoflowej do przekazywania informacji superbohaterom. Wysyłają ostrzeżenia, instrukcje. Takie rzeczy.
Tim skrzywił się, próbując to sobie wyobrazić. W starożytnej Grecji nie było komputerów, ani nawet telefonów.
– I jak to działa? Jak prawdziwa poczta pantoflowa? Rozsyła wici?
– No tak, a jak inaczej? Bóg mówi do pędu winorośli i wiadomość rozchodzi się przez wszystkie inne pędy. Winogrona wtedy zmieniają kolor. Są czerwone w przypadku niebezpieczeństwa, zielone w chwilach chwały.
Tim pomyślał, że brzmi to wspaniale.
– Czy możemy z tej sieci skorzystać? – Nic by nie miał przeciw takiej próbie.
– To działa tylko w przypadku bogów i superbohaterów. Na przykład Tezeusza. – Głos Zoe zadrżał lekko, kiedy wymówiła jego imię. – W jaki sposób tak szybko nas znalazłeś, Tezeuszu?
– Gdy tylko wszedłem do labiryntu, moje moce wystrzeliły jak fontanna i poprowadziły mnie prosto do was. – Superbohater przyjął szarmancką postawę. – To nie tylko szczęście czy coś w tym stylu.
– O rany! – Zoe wyglądała na zachwyconą. – A jak nas uratujesz?
– Nicią i kłębkiem! Jeden jej koniec przywiązałem u wejścia i rozwijałem kłębek w czasie drogi do was. A teraz ją zwinę. Proste!
– Świetnie. – Tim rozejrzał się dokoła, ale nie zauważył żadnej nici w żadnym z korytarzy. – Gdzie ona jest?
– A tak. Niestety, na tyle się spieszyłem do mojego superzadania, że zapomniałem ją wziąć. Nie szkodzi – powiedział heros dziarsko. – Znajdę coś innego. O, to wystarczy.
Tezeusz złapał ręcznie tkany szalik Tima i zaczął go pruć.
– HEJ, NIE RÓB TEGO!
– Potrzebujemy nici.
– Ale to nie pomoże. Teraz już za późno.
Tezeusz spojrzał tępo i Tim szybko wyjaśnił.
– Nitka działa tylko wtedy, gdy przypniesz ją przy wejściu, zanim wejdziesz do labiryntu.
– Skoro tak uważasz. – Wzruszając ramionami, Tezeusz zawiesił Timowi na ramionach popruty szalik. – Ale nie mów, że nie próbowałem.
– Tezeuszu, a nie możesz zrobić nic innego? – Oczy Zoe rozbłysły błagalnie.
– Z pewnością… Myślę… że tak. – Tezeusz pogrzebał w skórzanej sakwie, która wisiała u jego pasa. Po kilku chwilach wyciągnął z niej małe okrągłe podręczne lusterko. Przystojny bohater potrząsnął czupryną i skrzywił się do swojego odbicia.
– Jak to ma pomóc? – spytał Tim z niecierpliwością.
– Hej, no może jesteśmy w pułapce, ale przynajmniej mój doskonały wygląd może poprawić nam humor.
Zoe kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko do odbicia superbohatera.
Tim westchnął.
Usiadł zrezygnowany na podłodze, tracąc wszelką nadzieję.
Tim siedział na zimnej, twardej podłodze i wpatrywał się w strzeliste marmurowe ściany. Patrzył na zauroczoną ich niedoszłym wybawcą Zoe i zdał sobie sprawę, że musi sam znaleźć rozwiązanie. Ale jak? Jak zdołają uciec z labiryntu, w którym uwięziła ich Hera? Spędzili już ponad godzinę, spacerując przez wyglądające identycznie korytarze i starając się bez powodzenia wspiąć na śliskie ściany. Musiał wymyślić coś sprytniejszego.
– Tezeuszu, opowiedz nam, jak ocaliłeś młodych Ateńczyków. – Zoe uklęknęła na ziemi. Jej oczy błyszczały.
– Dobrze. – Tezeusz rozsiadł się wygodniej, zanim podjął opowieść. – Widzisz, to wszystko zaczęło się, kiedy odkryłem, że na Kretę wysyła się w ofierze ludzi, którzy są pożerani przez Minotaura. Będąc wspaniałym superbohaterem, postanowiłem…
Tezeusz gadał i gadał, a Timowi trudno było się skupić. Żałował, że nie ma zatyczek do uszu, żeby odciąć się od tych przechwałek. Odwrócił się do nich plecami i jego myśli popłynęły swobodnie w górę i wzdłuż korytarzy, a on starał się wyobrazić sobie, jak labirynt może wyglądać z góry. Tak jakby to była gra komputerowa…
…gra komputerowa, jak…
Jak Labirynt Cudów, jego ulubiona gra, gdy był mały! Tim zawsze zatrzymywał się na poziomie trzecim, aż w końcu udało mu się przejść. Trzeba było trzymać się jednej linii i lewej strony. W grze to zadziałało. A może zadziała w rzeczywistym życiu? Warto było spróbować.
– Piękna Ariadna, która oczywiście szaleńczo się we mnie zakochała…
– Chyba wiem, jak się możemy wydostać. – Tim przerwał herosowi.
Tezeusz przygryzł język z poirytowaniem.
– Czy to nie może poczekać? Właśnie miałem opowiedzieć, jak…
– Nie, nie może. Chodź, Zoe. – Tim podciągnął dziewczynę, by wstała. – Chodź za mną.
Ignorując narzekania Tezeusza, Tim oparł się lewą ręką o ścianę.
– A może musimy po prostu ruszyć do przodu, trzymając jedną rękę na ścianie? Nie zdejmujmy jej. – Maszerował odważnie przodem i liczył, że sposób okaże się skuteczny.
Po pewnym czasie na nieprzerwanej bieli marmurowych ścian pojawił się wielokolorowy kwadrat. To musiało być wyjście! Tim pobiegł korytarzem, ślizgając się na śliskich kaflach. Wypadł na zewnątrz i zatrzymał się gwałtownie.
Tim jęknął.
– Nie, no nie wierzę!
– CO SIĘ STAŁO?
– spytała Zoe, która szła tuż za nim. – Znów jesteśmy w pułapce? To niemożliwe.
– Kwiaty. – Tim patrzył na rzędy kwiatów rosnących w oddali. – Wszędzie kwitnące kwiaty.
Po całym poranku spędzonym w centrum ogrodniczym Tim nie mógł już patrzeć na rośliny. Tu przynajmniej było ciepło i słonecznie, a nie zimno i wilgotno jak w domu. I z pewnością nie pokaże się tu niespodziewanie bysio Leo.
– Poznajesz to miejsce? – Tim spojrzał na Zoe i Tezeusza. – Myślisz, że trafisz do domu?
Zoe zagryzła wargę i potrząsnęła głową.
– Nie, ale musimy się pospieszyć. Musimy znaleźć wazę, zanim Hera uwięzi w niej mojego tatę. Oby już tego nie zrobiła!
Znudzony Tezeusz odszedł, nie czekając na nich. Brzuch Tima wydał głośne burknięcie i chłopiec uśmiechnął się nieśmiało. Spojrzał na rząd słoneczników i przypomniał sobie, co widział w centrum ogrodniczym.
– Masz pomysł, jak wyjąć z nich pestki? – spytał Zoe. – Nie jadłem obiadu. Nie martw się – dodał, kiedy rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie. – Mogę jeść po drodze.
– Masz – powiedziała, wpychając się przed niego. Wyłuskała dwie garści ziaren i wcisnęła je do ręki Timowi. – Musimy się ruszyć. Idźmy za Tezeuszem, zaprowadzi nas do domu.
Tim miał pewne wątpliwości. Wcisnął ziarna w kieszenie dżinsów i był zdumiony, że znalazł tam zapomniane ziarenka słonecznika z centrum handlowego. Zaczął je skubać, żałując, że nie jest to pieczony kurczak.
Tezeusz spacerkiem dotarł do części ogrodu wypełnionej posągami naturalnej wielkości. Z dłońmi zaplecionymi z tyłu wpatrywał się w ich twarze jak generał, przeprowadzający kontrolę wojsk.
– Ta jest brzydka – wymamrotał. – I ta. I ta.
– Nie są tak przystojne jak ty – wdzięczyła się Zoe, zapominając nagle o pośpiechu.
– A to akurat zrozumiałe – powiedział bohater, odrzucając grzywkę.
Tim zerknął na posągi i ze zdziwieniem odkrył, że Tezeusz miał rację. Wszystkie były w jakiś sposób brzydkie. A raczej nie były tak atrakcyjne, jak można by się spodziewać. Większość greckich figur, które widział, miała silne, pełne spokoju ciała i nienaganne twarze. Te poznaczone były brodawkami, zmarszczkami i bliznami. Niektóre postacie kuliły się ze strachu, inne wyglądały tak, jakby chciały uciec. Niektóre podnosiły ręce do góry, jak gdyby próbowały uniknąć niebezpieczeństwa. Na ich twarzach malowało się przerażenie, tak jakby były świadkami czegoś potwornego. Czy ktokolwiek chciałby coś takiego postawić sobie w ogrodzie?
Tim z zaciekawieniem podszedł do najmniejszej z figur. Przedstawiała chłopca jego wzrostu. Chłopiec płakał! Jak to było możliwe?
Tim z ciekawości dotknął policzka chłopca. Okazał się mokry. Zerknął na bezchmurne niebo. To nie mógł być deszcz. Tim przeszedł się wzdłuż rzędu posągów i znalazł kilka innych, które również zdawały się ronić łzy.
– Zoe, chodź tu, popatrz. Nie uwierzysz, ale…
Przerwał mu dźwięk kroków, a potem usłyszał głośny syk. Brzmiał tak, jakby był wydawany przez dziesiątki złych, plujących jadem węży.
Zoe znieruchomiała.
– Co to było? – zapytała.
– Nie mam pojęcia – odparł Tim. – Ale to się zbliża.
Kroki stawały się coraz głośniejsze. Ktoś – albo coś – szedł w ich stronę, i z każdym krokiem narastał też dźwięk syczących węży.
Katem oka Tim zauważył wysoką, szczupłą kobietę, która przedzierała się w ich kierunku przez rzędy słoneczników. Czy to była Hera? Czy ich znalazła? Rozejrzał się dokładniej dokoła. Kobieta zdawała się czegoś szukać. Tim nie widział jej twarzy, ale czuł, że nie jest boginią. Hera nosiła królewską szatę w kolorze kości słoniowej, z pajęczym welonem spływającym jej po plecach. Suknia tej kobiety była zwykła i czarna. Luźna i poszarpana, zwisała z niej jak szmata.
Powinien poczuć ulgę, ale coś w wyglądzie kobiety powodowało, że przeszyły go dreszcze. A potem zrozumiał dlaczego.
Jej włosy. Brązowo-zielone, pręgowane, lokowane i pokręcone, tak jakby żyły.
– Zoe? Ktoś idzie w naszą stronę. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale ona ma chyba węże zamiast włosów.
– Co? – Zoe podskoczyła. – Nie patrz na nią! Tim, Tezeuszu, odwróćcie się!
Zabójca Minotaura natychmiast zakrył oczy dłońmi i stanął w bezruchu. Wyglądał jak dziecko, które wierzy, że jeśli ono kogoś nie widzi, to samo nie jest widziane.
– Jak to możliwe? – Tim starał się lepiej przyjrzeć kobiecie, ale Zoe uszczypnęła go w ramię. Mocno.
– Ej, przestań.
– NIE! POSŁUCHAJ MNIE: NIE PATRZ
NA NIĄ!
Odwracając się od tajemniczej kobiety, Tim wpatrywał się w Zoe, która również stanęła tak, by jej nie widzieć. Zasłonił się ramionami.
– Szczęśliwa? Teraz ona może zakraść się do nas blisko i nawet nie będziemy o tym wiedzieć.
– Musimy stąd odejść. Zacznij przesuwać się do przodu.
– A co z nim? – Tim machnął kciukiem w stronę Tezeusza, którego dłonie wciąż ściśle przykrywały oczy. Z rumieńcem emocji Zoe schwyciła herosa za łokieć i oprowadziła go dokoła skamieniałych w agonii postaci. Tim szedł za nią. – Czy ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje?
– Ruszaj się – powiedziała Zoe drżącym głosem. – To jest gorgona. Jedno spojrzenie w jej twarz wystarczy, byś skamieniał.
Tim niemal potknął się o własne nogi, kiedy połączył fakty.
– Czy to oznacza? O nie, te posągi!
Dlatego wyglądały tak realistycznie. To nie były tak naprawdę rzeźby. To byli zwykli ludzie, którzy zmienili się w głaz przy próbie ucieczki. Spojrzał ponownie na straszną twarz skamieniałej figury przed sobą i pomachał jej dłonią przed oczami. – Czy możemy im pomóc?
– Nie teraz. Musimy się ukryć. Jeśli gorgona nas nie zobaczy, najpewniej stąd odejdzie.
– Myślisz, że nas szuka? – spytał Tim, czując, że serce łomocze mu w piersi.
Zoe wzruszyła ramionami.
– Kto to wie? Nie możemy do niej podejść i spytać. Może nie wie, że tu jesteśmy, ale nie powinniśmy ryzykować.
Tim spojrzał na niekończące się rzędy kwiatów. Jak mieli się ukryć za stokrotkami? Jeśli gorgona nie jest niewidoma, bez problemu ich dostrzeże.
– Tezeuszu, czy znajdziesz nam dobre miejsce na kryjówkę? – Tim pomyślał, że superbohater powinien zapracować na swój tytuł.
Tezeusz rozsunął palce jedynie na tyle, by zerknąć na Tima.
– Nie. Nic nie widzę. Przepraszam. – I znów zamknął oczy.
Tim już chciał zaprotestować, kiedy Zoe nabrała głęboko powietrza.
– TAM. CO TO JEST?
Podążył za jej wzrokiem. Na skraju ogrodu znajdował się ostry klif, z gęstymi krzakami u podstawy. Na jego nierównej ścianie widać było plamy słońca i cienia. Nie rozumiał, co Zoe ma na myśli.
– Jak to ma pomóc? To droga bez wyjścia. Zostaniemy uwięzieni.
– Spójrz tam. – Zoe przecięła palcem powietrze.
Na początku Tim nic nie dojrzał, ale potem jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
***
Przywitał ich chłód jaskini, która udzieliła im schronienia. Mrugając, Tim czekał, aż oczy przyzwyczają mu się do mroku.
– W porządku, Tezeuszu, możesz teraz patrzeć.
– Czy to jest bezpieczne? – wyszeptał bohater, zatrzymując się.
– Mam nadzieję. Znaleźliśmy jaskinię. Przy odrobinie szczęścia gorgona nie zauważyła, że tu wchodzimy.
Tezeusz zerknął przez palce. Spojrzał na udekorowany stalaktytami sufit i wąskie wejście do jaskini. Poczuł się pewniej, ponieważ opuścił dłonie i wyprostował ramiona.
– Całe szczęście, dzieciaki, że byłyście ze mną. – Bohater odrzucił grzywkę i uśmiechnął się do Zoe, która znów patrzyła na niego maślanymi oczami. – Powiedziałem, że nie dam was skrzywdzić, prawda?
– Mówiłeś. Jesteś największym bohaterem całej Grecji.
– CO?
– żachnął się Tim. Jak ona wciąż mogła tak uważać? Już miał wyrazić swoje zdanie, ale zdał sobie sprawę, że to bez sensu, dopóki Zoe ma ten idiotyczny wyraz twarzy. – Powiedz mi więcej o tej gorgonie – poprosił, przechodząc w głąb jaskini. Mimo że była wąska, wydawała się całkiem głęboka. Pomiędzy wielkimi stalagmitami widać było kilka otworów w suficie.
– Kiedyś to były drzewa. – Zoe niechętnie oderwała wzrok od herosa. – Ale zostały tylko dwa. Tata sporo o nich mówi, ponieważ jego pradziadek był jedyną w historii osobą, która zabiła gorgonę. Nazywała się Meduza.
Wiadomość natchnęła Tima optymizmem.
– Świetnie, czy tata opowiadał ci, jak tego dokonał?
– Taaaak. Tak, opowiadał. – Zoe zamilkła.
Serce zabiło mu mocniej.
– Jak on to zrobił? No powiedz, Zoe, to ważne.
Zoe omijała jego wzrok. Mlasnął z niecierpliwością, aż dziewczynka w końcu odpowiedziała:
– Cóż, skąd mam wiedzieć? Nie słuchałam go.
– A to świetnie – wymamrotał Tim, kopiąc kamyk. – To co teraz zrobimy? Będziemy siedzieć i czekać, aż gorgona nas znajdzie? Nie wiem, czy zauważyliście, ale jesteśmy tu zamknięci jak w pułapce. Nie ma stąd wyjścia. Nie wiemy, jak ją pokonać. Jeśli wejdzie do jaskini, już po nas.
– Jeśli będziesz ciszej mówił – powiedziała ostro Zoe, zupełnie nie ściszając głosu – może da za wygraną i sobie pójdzie. Ale jeśli będziesz jęczeć, zorientuje się, gdzie nas szukać.
– Dzieciaki, dzieciaki, nie kłóćcie się – powiedział Tezeusz, wznosząc wysoko dłonie. – Jestem tu. Będę was chronić.
Tim nie poczuł się ani trochę lepiej, ale nie podzielił się tą myślą. Trudno było uwierzyć, że Tezeusz był naprawdę słynnym pogromcą Minotaura. Być może pokonał bestię z głową byka zupełnie przez przypadek. Być może przechwalał się tak bardzo, że zanudził ją na śmierć. Czy Tezeusz powstrzyma gorgonę, której spojrzenie zamienia ludzi w kamień? Tim szczerze w to wątpił. Wierzył tylko, że Herkules, martwiąc się o córkę, znajdzie dla nich pomoc. Jego pradziadek zabił gorgonę, więc wiedziałby, co robić. Nagle ostry dźwięk postawił Tima na równe nogi. Gorgona! Czy ich znalazła? Dźwięk dochodził gdzieś zza ich pleców, z głębi jaskini. Czy bestia podeszła do innego wejścia?
Zanim Tim zdołał ostrzec innych, zza grubej wapiennej kolumny wyłoniła się postać. Opierający się o laskę stary człowiek był tak samo sękaty i pomarszczony jak kolumna. Brwi podnosił na sam szczyt pokrytego zmarszczkami czoła i wyglądał tak, jakby miał zamiar krzyczeć. Kiedy przyjrzał się dokładniej Zoe, uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– Czy to moja praprawnuczka, która mnie nigdy nie odwiedza?
– Dziadek! Tak, to ja! – Zoe podbiegła i uściskała staruszka. – Nie wiedziałam, że tu mieszkasz.
Stary człowiek pociągnął nosem.
– Mieszkam w tej jaskini od dnia twoich narodzin. No tak, wreszcie tu jesteś. A jak się czuje twój umięśniony ojciec? Nie przyszedł z tobą? Zawsze jest zbyt zajęty, to jego problem. Nie ma czasu, by docenić moje begonie. W tym roku szczególnie obrodziły, prawda?
Tim bardzo chciał, żeby krewny Zoe mówił ciszej. Rozmawiał tak głośno, że gorgona z pewnością ich usłyszała.
– U niego wszystko dobrze – powiedziała Zoe. – Mam nadzieję. Hm, dziadku…
Starszy człowiek zwrócił wodniste spojrzenie na Tima i Tezeusza.
– Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciół. Przedstaw ich, dziecko.
Zoe posłuchała się i Tim zauważył, że oczy starszego pana zwęziły się, kiedy spojrzał na Tezeusza.
– Zabiłeś Minotaura, tak? Łatwizna. Ja zaszlachtowałem straszliwą Meduzę, kiedy twój dziadek był jeszcze w powijakach.
Tim poczuł falę ulgi, kiedy skojarzył fakty.
– Ach! To pan jest…
– Perseusz, do usług – powiedział staruszek, kłaniając się tak nisko, że chrupnęły mu kości. – Kiedyś największy bohater całej Grecji. Niestety, ostatnio nie mam na koncie żadnych heroicznych wyczynów. Chyba że zaliczysz do nich pokonanie pleśni na frezjach i uratowanie gnijących korzeni róż! – Jego śmiech przeszedł w świst i staruszek musiał przerwać, by nabrać oddechu. – Zawsze jestem gotów do walki. Widzicie, stworzyłem sobie rabaty w ogrodzie gorgony, jestem pod ręką, gdyby było trzeba wykazać się bohaterstwem.
Tim nie mógł przestać myśleć o tych biednych ludziach, którzy zmienili się w kamień i teraz bardzo potrzebowali bohatera.
Tezeusz wydawał się myśleć o tym samym.
– A jednak nie pokonałeś gorgony? – powiedział z założonymi dłońmi. – Dla mnie to nie brzmi zbyt bohatersko.
– A POWINIENEM?
Perseusz dodał szybko:
– Ona mi nie przeszkadza. W sumie cieszy się, że dbam o ogród. Nigdy nie wyglądał lepiej. Czy widziałeś moje mieczyki, młody człowieku? Czy potrafiłbyś wyhodować lepsze?
Tim poczuł, że powinien zakończyć kłótnię pomiędzy dwoma herosami, zanim przemieni się ona w bójkę.
– Możesz nam powiedzieć, jak ci się to udało? To znaczy jak zabiłeś Meduzę? Ta inna gorgona nas ściga.
– Oczywiście. Nazywa się Steno, swoją drogą. Jest jej siostrą. Uwierz mi, nie była zbyt szczęśliwa, gdy zabiłem Meduzę.
Starszy człowiek oparł się o stalagmit, który miał wygodny kształt przypominający stołek, i zachęcił ich, by podeszli bliżej.
– Zrobiłem coś bardzo sprytnego. Użyłem swojej błyszczącej zbroi jako lustra. Nie patrzyłem na gorgonę bezpośrednio, rozumiecie?
Tim kiwnął głową.
– To mi zapewniło bezpieczeństwo. I wtedy – ciach! – obciąłem jej mieczem wężową głowę. – Perseusz wykonał gest cięcia ramieniem, napinając zwisające mięśnie. – Jedna gorgona mniej! Ta głowa jednak zachowała moc, nie myślcie sobie. Nawet odcięta wciąż mogła zamieniać ludzi w kamień.
Starszy człowiek uśmiechnął się, jakby odciążył swoją pamięć.
To wszystko dobrze brzmiało, pomyślał Tim, ale czy teraz im się przyda? Nie mieli błyszczącej zbroi ani miecza.
Tak jakby czytając im w myślach, Perseusz zaproponował:
– Wciąż mam tę zbroję, gdybyście chcieli na nią zerknąć. Zoe, skocz tam i przynieś mi ją.
Czekając na Zoe, Tezeusz stwierdził z przekąsem:
– W samą porę, sądząc po odgłosach.
Tim nie musiał wysilać słuchu, by usłyszeć syczące węże. Gorgona była blisko.
Zoe wróciła, taszcząc wielkie błyszczące żelastwo.
– Czy to ta? Cała zardzewiała. – Kiedy to powiedziała, wielki płat rdzy odpadł od chropowatej powierzchni. Wyglądało na to, że jeden solidny kopniak wystarczy, by tarcza się rozpadła.
– Trzeba ją tylko trochę wypolerować, to wszystko.
Tim spróbował uderzyć lekko w tarczę i kawałek został mu w ręku.
– Tyle lat już minęło… – westchnął Perseusz. – Przynajmniej przetrwała dłużej niż mój miecz, który przerdzewiał dekady temu.
Tim jęknął.
– I co teraz zrobimy? Ona jest coraz bliżej.
Perseusz potargał kilka siwych włosów, które uchodziły za jego brodę.
– Można by ją pogonić kwiatami. Zerwałem dziś rano kilka uroczych róż. Mają bardzo ostre kolce. Myślę, że mogłyby jej zrobić krzywdę.
Tim nie musiał odpowiadać. Zanim zdołał się odezwać, gorgona weszła do jaskini.
– Odwróć się – krzyknęła Zoe. – Ona tu jest.
Tim słyszał groźne syczenie wężowych włosów gorgony, która weszła do jaskini. Wszyscy odwrócili twarze do ściany. Straszna była świadomość, że potworzyca jest kilka metrów od nich i samo spojrzenie w jej twarz może zamienić ich w głaz. Tim trzymał dokładnie zamknięte oczy i miał nadzieję, że jego przyjaciele zrobią tak samo.
– Co teraz? Nie możemy tu zostać na zawsze. Musimy wydostać się stąd, zanim Hera zdoła to wykorzystać. – Zoe brzmiała bardziej na zagniewaną niż przestraszoną.
Tim sięgnął i po omacku poszukał jej dłoni. Była delikatna i drżąca. Uścisnął ją mocno.
– Będzie dobrze. Nie martw się, jestem pewien, że twojemu tacie nic nie jest. Teraz już wie, że zaginęliśmy, więc na pewno nas odnajdzie.
– Mój ojciec? Król Egeusz? Umarł lata temu, chyba nam nie pomoże.
– Ojej…
Tim puścił dłoń Tezeusza jak gorący kartofel. Trudno było działać po omacku. Niemal popełnił błąd, otwierając oczy, ale przypomniał sobie w ostatniej chwili, że mu nie wolno.
– Miałem na myśli tatę Zoe. Herkulesa. On nas ocali.
– Bardzo wątpię – usłyszał słaby głos Tezeusza. – Będzie próbował nawiązać kontakt wzrokowy ze Steno, by mogła podziwiać jego muskulaturę… Nie. Jesteśmy tu sami.
– Dopóki na nią nie patrzymy, nie może nas skrzywdzić. Przeczekamy ją – powiedział Tim, zmieniając pozycję na nieco wygodniejszą. – Nie może nas zmusić, żebyśmy na nią patrzyli.
– To nie jest takie proste. – W głosie Perseusza zabrzmiała nuta ponurego szacunku. – Gorgony są bardzo sprytne. Potrafią cię przechytrzyć tak, byś na nie spojrzał. Nigdy się nie męczą. I nigdy się nie poddają.
Tima przeszedł dreszcz. Nie potrafił sobie wyobrazić, jaka sztuczka mogłaby go zmusić do otwarcia oczu. Obiecywał sobie, że utrzyma je zamknięte, niezależnie od tego, co będzie się działo.
– AUA, POMOCY!
Głos Zoe zadźwięczał ostro w jego lewym uchu.
– Steno złapała mnie za rękę! Ciągnie mnie! Odciąga mnie stąd! Pomóż mi, Tim!
Tim odwrócił się gwałtownie w kierunku głosu. Wyrzucając ramiona do przodu, złapał za jakiś materiał.
– Mam cię! Trzymaj się Zoe!
Głośny odgłos drącego się materiału przeszył powietrze.
Dłonie Tima zwolniły uchwyt. Otworzył szeroko oczy. Podarł Zoe ubranie! Tylko że fragment materiału wiszący w jego dłoni zupełnie nie przypominał jasnoczerwonego chitonu Zoe. Był czarny, ubrudzony i śmierdział rozkładającym się ciałem. W obrzydzeniu odrzucił rozpadającą się szmatę i wytarł ręce o dżinsy.
– Nie! – Głos Zoe dotarł z przeciwległego kierunku. – To nie byłam ja. To Steno naśladowała mój głos. Nie słuchaj jej.
Tim zrozumiał, jak łatwo dał się zwieść. Ocaliło go tylko to, że gorgona nie stała wprost przed nim, kiedy otworzył oczy.
Tim poczuł na twarzy powiew czyjegoś oddechu. Ten oddech nie przypominał ludzkiego, był lodowato zimny. Śmierdział kurzem i pleśnią, jak stare książki trzymane w wilgotnej piwnicy. Gorgona musiała stać tuż przed nim, wpatrując się w jego twarz. Znieruchomiał. Wystarczyłby jeden ruch powieką…
– Musi być jakiś sposób – usłyszał Zoe. Założył, że tym razem to naprawdę ona, ponieważ jej głos dobiegał z prawej strony. – Czy ktoś ma jakiś pomysł?
Timowi trudno było się skupić. Odwrócił się do Zoe i ruszył do przodu, starając się oddalić od Steno.
– Gdybym tylko miał jakąś przyzwoitą broń, pokazałbym tej gorgonie, co i jak – powiedział Tezeusz z lubością. – Ale ponieważ wszystko tu jest stare i bezużyteczne…
– Wiem, co sugerujesz, młody człowieku – rzekł Perseusz, uderzając laską w ziemię. – Nie myśl, że jestem za stary, by to zrozumieć. Wolę ogrodnictwo niż ściganie potworów.
– Poczekaj. – Timowi wpadł do głowy pewien pomysł. Język plątał mu się z podekscytowania. – A twoje narzędzia ogrodnicze? Perseuszu, czy moglibyśmy wykorzystać któreś z nich? Łopatę albo grabie?
– Jest moja kosa – powiedział po chwili starszy bohater. – Najlepszej jakości. Wykuta przez samego Hefajstosa, boga kowali. Dostałem ją w nagrodę za moje dalie. Były piękne, dorodne i błyszczące. – Westchnął. – Używam jej do koszenia trawników, tnie pięknie i równo. Nie chciałbym, żeby się zniszczyła.
– To brzmi kapitalnie. Możesz ją przynieść? I dać Tezeuszowi?
Usłyszeli szuranie i postękiwanie, gdy Perseusz przemieszczał się przez wąską jaskinię. A potem okrzyk radości.
– Bierz – powiedział Perseusz. – I nie zniszcz jej.
Tim usłyszał, jak Tezeusz burknął, podnosząc wielkie ostrze.
– Jasne – odezwał się heros. Kosa świsnęła w powietrzu. Tezeusz machnął nią na próbę. – Dobrze wyważona. Mocna i ostra. Wystarczy całkowicie. Dajcie mi działać.
– JESZCZE NIE!
Ciągle jeszcze nie możesz otwierać oczu. – Tim potarł czoło. Gdyby tylko mieli coś do ochrony, choćby odbijającą obraz tarczę, którą Perseusz wykorzystał kiedyś, by pokonać Meduzę… – Macie cokolwiek płaskiego i błyszczącego? Coś, czego możemy użyć, by widzieć jej odbicie?
– Nic takiego nie mam, niestety – odparł Perseusz.
– No trudno. Wykorzystam swoje superwyczucie i tak czy siak ją znajdę – zachichotał Tezeusz, machając kosą. – Czy trzeba koniecznie widzieć? Mogę być bohaterem na ślepo!
Tim usłyszał, jak kosa przecina wilgotne powietrze w jaskini. Cofnął się, gdyż poczuł, że ostrze przeleciało milimetry od jego nosa.
– Nie, uważaj! To zbyt ryzykowne. Możesz zranić kogoś z nas.
– Och, czepialski – mruknął Tezeusz i huknął kosą o ziemię, odstawiając ją na bok. – I co teraz?
– Może powinniśmy spróbować uciec z jaskini i wydostać się z ogrodu? Zoe, złap moją koszulę, wychodzimy.
Tim poczekał, aż poczuł szarpnięcie Zoe. Wyciągając przed siebie dłonie, zrobił kilka próbnych kroków do przodu. Pokręcił głową, szukając słońca, które wpadało od strony wejścia. Światło było jasne, widział jego różową poświatę przez zamknięte powieki. Gdyby dalej szli do przodu…
Podłoga ciasnej piwnicy była nierówna i Tim potknął się, upadając na kolana. Zoe również się potknęła i upadła na niego, aż oboje rozłożyli się jak dłudzy.
– Ojej!
– Auć, przepraszam.
– Masz, trzymaj mnie za rękę. – Głos Tezeusza zabrzmiał wprost przed Timem.
Zadowolony, że próżny bohater chociaż raz się przyda, Tim wyciągnął dłoń. Tym razem dłoń, którą schwycił, nie była ani delikatna, ani drżąca. Była twarda i zimna jak marmur. Nie należała do Tezeusza.
Ani do żadnego człowieka.
Używając całej siły woli, Tim pokonał odruch, by otworzyć oczy. Zazgrzytał zębami i wyrwał dłoń z lodowego uścisku bestii. Wytarł ją o spodnie, starając się przywrócić ciepło zmarzniętym palcom. Nie było to łatwe. Od tego momentu, obiecał sobie, nie będzie ufał nikomu. Steno zbyt dobrze umiała naśladować głosy jego przyjaciół.
– Tim? – Zoe brzmiała niepewnie. – Czy to był Tezeusz? Czy ona?
Tim nie odpowiedział. To znów mogła być Steno, która chciała go oszukać. Poczuł, że ktoś łapie go za kołnierz i cały aż podskoczył.
– Spokojnie, to ja. – Ciepła dziewczęca dłoń dotknęła jego policzka. – Widzisz?
– No dobrze, wierzę ci. Ale mów cicho. – Tim pochylił się do postaci, która, jak miał nadzieję, była jego przyjaciółką. – Nie chcemy, żeby wiedziała o wszystkim, o czym mówimy. Nie chcemy, żeby usłyszała, jaki mamy plan.
– To prawda. – Zoe brzmiała pewniej. – To znaczy, że masz jakiś plan?
– Hm, no jeszcze nie.
– Och, świetnie. – Cmoknęła. – Muszę coś sama wymyślić.
Czas mijał powoli. Tim i jego przyjaciele siedzieli w ciemności i ciszy. W końcu usłyszeli lekkie chrapanie, które odbijało się o pochyłe ściany. Tim podejrzewał, że był to drzemiący Perseusz. Dźwięk, o dziwo, brzmiał kojąco. Był o wiele lepszy niż wiele innych dźwięków, które do nich dochodziły: choćby tego, jak gorgona kręciła się po jaskini, szumiąc suknią, z syczącymi wężowymi włosami.
Na pewno mogli coś zrobić. Mieli broń. Mieli superbohatera. Musieli tylko spojrzeć na Steno bez patrzenia na nią. Gdyby zbroja Perseusza nie zardzewiała…
– Wiesz, czego żałuję. – Przez jaskinię zadźwięczał głos Tezeusza. Tim dał znak Zoe, by się nie odzywała. Nie chciał, by mówili cokolwiek bez nabrania pewności, że odzywa się superbohater, a nie gorgona. – Szkoda, że musimy mieć zamknięte oczy. Inaczej wszyscy poprawilibyśmy sobie humor, patrząc na moją przystojną twarz.
Tim wypuścił powietrze. To na pewno był Tezeusz.
– Pamiętasz – mówił dalej superbohater. – W labiryncie Hery wszystko poszło gładko, prawda? Nie ma nic lepszego na poprawę nastroju niż widok czystej perfekcji.
– Masz rację… – Zoe odezwała się i zamilkła, a Tim poczuł, że nagle zesztywniała. – Ależ tak! Oczywiście!
– CO?
– Tezeusz – odezwała się nagle Zoe. – W labiryncie. Rozumiesz?
Tim walnął się w czoło na myśl o tym, że nie przyszło mu to do głowy. Jak mógł zapomnieć o wybuchu próżności bohatera w labiryncie Hery? Ale był też inny problem. Tim musiał wyjaśnić swój pomysł Tezeuszowi tak, by Steno ich nie podsłuchała. Inaczej zdołałaby udaremnić ich plan.
– Właściwie – powiedział głośno Tim. – Może wystarczy, byśmy dotknęli twojej przystojnej twarzy. – Trudno mu było powiedzieć to bez śmiechu, ale zrobił, co mógł.
– Tak uważasz? W porządku. Idź za moim głosem.
Tim poczuł, że Zoe obok niego chce wstać i przycisnął do ziemi jej ramię na znak, by poczekała. Na szczęście nie zaprotestowała. Przesunął się delikatnie do superbohatera, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie chciał znów upaść. Ten krótki spacer zdawał się trwać wiecznie.
– Jesteś na miejscu. – Głos Tezeusza zabrzmiał wprost przed nim. – Teraz możesz dotknąć mojej twarzy. Tylko delikatnie, nie chcę, żebyś mnie pobrudził.
Tim zaryzykował i na chwileńkę otworzył oczy. Zamiast dotykać herosa, złapał skórzaną sakiewkę, którą Tezeusz miał uwiązaną rzemieniem do pasa.
– Aj! Co ty robisz? To moje! – Tezeusz w geście obrony schwycił sakwę.
– Lusterko – syknął Tim. – Użyj go. – Skorzystał z zamieszania i zerknął nad jego ramieniem.
– A tak, to dobry pomysł. – Tezeusz odłożył kosę i wyjął z torby małe okrągłe lusterko. – Teraz ja też poczuję się lepiej. – Zrobił minę do lusterka, poprawił włosy i przybrał pozę bohatera.
– NIE O TO CHODZI!
– krzyknął Tim. – Trzeba je wykorzystać przeciw gorgonie. Szybko, zanim się zorientuje.
Ale było już za późno. W powietrzu rozległ się głośny skrzek i Steno ruszyła w ich kierunku.
Tim wyrwał Tezeuszowi lusterko z ręki.
– Obserwuj ją w odbiciu! Ale najpierw znajdź kosę, żebyś był gotowy!
– A, rozumiem! – Tezeusz wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Podniósł ciężkie ostrze, które słabo błysnęło w przytłumionym świetle. – Gdzie ona jest? Czy stoi za mną? Nie słyszę już węży.
To była prawda. Steno wydała przeraźliwy głos, a potem umilkła, podobnie jak jej wężowe włosy. Tim nie wiedział, czy to dobry znak. Być może szykowała się do ataku. Poczuł przypływ paniki.
– Nastawię lusterko. – Podniósł je drżącą dłonią. – Tak dobrze? Widzisz ją?
– Nie, trochę bardziej w tę stronę – powiedział bohater, podnosząc głowę i machając kciukiem. Tim poprawił kąt.
– Lepiej? – próbował różnych opcji, ale heros tylko kręcił głową.
– Tak jakby zapadła się pod ziemię. Myślisz, że już jej nie ma?
Tim wcale tak nie myślał. Uważał raczej, że gorgona próbowała nowej sztuczki – ukrywała się tak, by jej szukali albo uznali, że zniknęła. A potem miała zamiar się pokazać. Nastawił uszu, nasłuchując najdrobniejszych dźwięków. Syczenie ustało, ale wydawało mu się, że słyszy coś innego. Ciche jak szept trzepotanie, które ledwo rozchodziło się w powietrzu.
– Perseuszu – powiedział cicho. – Czy w tej jaskini są nietoperze?
Łagodne chrapanie oznajmiło, że na pomoc Perseusza nie bardzo można liczyć.
– To nie brzmi jak nietoperze – wyszeptał Tezeusz. – Czy myślisz, że to może być…
Tezeusz przerwał w pół zdania, ponieważ spadła na nich gorgona. Potrafiła latać! Być może nawet przez cały czas krążyła nad ich głowami. Tezeusz zamachnął się na nią kosą, ale chybił.
– Co się dzieje? – spytała Zoe.
– Nie rozglądaj się! – krzyknął Tim. – Spróbuj znowu – ponaglił bohatera.
– Unik! – zawołał Tezeusz, tnąc kosą w stronę nadlatującej Steno.