Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zamieszanie. Pustka. Pętla bez wyjścia.
Czwórka przyjaciół buntuje się przeciwko rodzicom i wyjeżdża na wymarzone wakacje. Wszystko się komplikuje, kiedy trafiają do tajemniczego lasu i odnajdują niesamowity hotel, wyglądający jak ze snu. Są zachwyceni nowym miejscem do czasu, gdy okazuje się, że nie są w nim sami. Rozpoczyna się mrożąca krew w żyłach przygoda, która odmieni ich życie i będzie ostatecznym testem dla ich przyjaźni.
Czym tak naprawdę jest Świątynia Ciszy, domem sekty, czy zapomnianym cmentarzyskiem? Co kryje się pod murami hotelu i do czego posuną się bohaterowie, żeby znaleźć odpowiedzi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 315
Copyright © Emilia Grabowska, 2024
Projekt okładki
Agnieszka Zawadka
Zdjęcia na okładce
Ave Calvar Martinez (pexels.com),
EDBS (stock.adobe),
jakkapan (stock.adobe),
Tartila (stock.adobe),
Timonko (stock.adobe)
Redaktorka prowadząca
Marta Burzyńska
Redakcja i korekta
Magdalena Białek
ISBN 978-83-8391-519-7
Warszawa 2024
Wydawca
Wydawnictwo Najlepsze
Prószyński Media Sp. z o.o.
ul. Rzymowskiego 28, 02-697 Warszawa
Pamiętaj, że masz tylko jedno życie.
Wykorzystaj je jak najlepiej.
Dla moich rodziców, którzy nigdy
nie przestali we mnie wierzyć
PROLOG
Nadzieja umiera ostatnia
Wiedziałam, że go tam zastanę. Każdy wieczór spędzał na tej przeklętej wieży i marzył o powrocie do przeszłości. Znałam to uczucie. Sama często przebywałam w najwyższym punkcie kompleksu i obserwowałam ptaki, które szybowały w powietrzu. Zazdrościłam im wolności i tego, że mogły w każdym momencie znaleźć się gdzieś daleko stąd.
Zadrżałam, kiedy moje ciało otulił przeszywający powiew wiatru. Jesień zbliżała się wielkimi krokami, a ja traciłam nadzieję na to, że jeszcze będę szczęśliwa. Nic nie mogło równać się z uczuciem pustki, które obejmowało mój umysł za każdym razem, gdy wiadomości wysyłane do świata zewnętrznego pozostawały bez odzewu. Ostrzegali mnie. Ale ja i tak chciałam wierzyć w to, że mam szansę się wydostać, że jakimś cudem będę pierwszą osobą, która opuści Świątynię Ciszy.
Potarłam dłońmi nagie ramiona, żeby dostarczyć sobie chociaż trochę ciepła, po czym podeszłam bliżej przyjaciela. Przyjrzałam się dokładnie scenerii wokół niego i zauważyłam kuchenny minutnik, który stopniowo odliczał czas. Wskazówka poruszała się płynnie, jednak mimo to odniosłam wrażenie, że świat na moment się zatrzymał. Ciszę przerywało tylko równomierne tykanie zegara oraz urywany oddech mojego towarzysza. Miałam wrażenie, że coś jest nie w porządku, że tym razem to nie jest tylko zwykłe odetchnięcie świeżym powietrzem.
– Chris? – zaczepiłam chłopaka i czekałam na odpowiedź, jednak jej nie dostałam. – Chris? Dobrze się czujesz?
Stałam w bezruchu i wpatrywałam się w plecy chłopaka, dla którego zrobiłabym wszystko. Zauważyłam, że jego ramiona lekko się spięły, a ręce oparte o podłoże zacisnęły się w pięści.
– Nie – odpowiedział krótko z żalem w głosie.
– Co się stało? Chcesz porozmawiać? – zapytałam natychmiast, chcąc się dowiedzieć, o co chodzi. – Chris, odezwij się, proszę.
– Nie ma nadziei – odparł cicho, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy się nie przesłyszałam.
– Co? O czym ty mówisz?
– Nie można już nic zrobić, wiem, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Chłopak opuścił głowę, po czym ukrył twarz w dłoniach. Chciałam dać mu chwilę na wytłumaczenie, co ma na myśli, więc nie odezwałam się ani słowem i czekałam na rozwój sytuacji. Po chwili odgarnął włosy z twarzy, a następnie pociągnął się za nie mocno w akcie desperacji. Jakby chciał się ich pozbyć.
– Zawsze da się coś zrobić. Nie pamiętasz, ile razy wychodziliśmy razem z sytuacji bez wyjścia? – zapytałam, chcąc zdobyć jego uwagę.
– To bez znaczenia. Te wszystkie puste spojrzenia, twarze bez emocji i wychudzone ciała… Chcesz, żebyśmy się tacy stali za kilka dni? Kręci cię wizja pozostania tutaj i przyłączenia się do tych świrów!? Bo mnie zdecydowanie nie – odpowiedział chłopak, widocznie się denerwując.
Widziałam, że jest o krok od kolejnego załamania.
– Oczywiście, że nie! Doskonale wiesz, że robię wszystko, żeby znaleźć drogę ucieczki.
– Stąd się nie da uciec, Molly. Próbowaliśmy. Wiele razy… I za każdym razem kończyliśmy tak samo! Nasze życie już nie ma sensu, rozumiesz? – zapytał, a ja rozchyliłam usta zaskoczona.
Przez chwilę zastanawiałam się, co odpowiedzieć.
– Najważniejsze, że mamy siebie. Wszystko się rozwiąże, tylko daj sobie jeszcze jedną szansę. Jeśli połączymy siły, na pewno…
– Czekałem już wystarczająco długo. Życie tutaj jest gorsze niż śmierć.
Chciałam podejść o krok bliżej, ale się powstrzymałam. Jego słowa wbiły mi się głęboko do mózgu, tworząc w nim małe zawirowanie. Nie wiedziałam, jak mam na to odpowiedzieć, ponieważ po części miał rację. Życie w kompleksie było najgorszym, co mnie kiedykolwiek spotkało, ale jednak trzymałam się mocno nadziei, że kiedyś uda nam się go opuścić i wrócić do normalności.
– Chris, proszę cię. Zejdźmy na dół i porozmawiajmy w spokoju. Usiądziemy na łóżku jak za dawnych lat i pomyślimy, co dalej.
Wpatrywałam się w przyjaciela, a on zaczął kręcić głową przecząco. Moja propozycja w ogóle go nie zainteresowała.
– Nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie samego – powiedział, odwracając głowę.
– Daj sobie pomóc.
– Nie chcę twojej pomocy – stwierdził stanowczo, po czym otarł z policzka samotną łzę.
W końcu zdecydowałam się na jakiś ruch. Podeszłam do niego i przykucnęłam obok, żeby nasze twarze były na równej wysokości.
– Nie zostawię cię, Chris – powiedziałam, wyciągając dłoń w kierunku jego ręki, gdy rozległ się piskliwy dźwięk.
Wystraszyłam się i natychmiast wstałam na równe nogi, cofnęłam się o krok. Nocna cisza została przerwana, już nie kojarzyła mi się ze spokojem.
– Po co ci ten cholerny minutnik? – zapytałam, wskazując na urządzenie, które wciąż nie przestawało piszczeć.
Chris nacisnął wyłącznik i spojrzał na mnie. W jego oczach spodziewałam się dostrzec gamę uczuć, ale trafiłam tylko na przerażającą pustkę. Ten widok sprawił, że poczułam się słabo.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Postanowiłem dać sobie pięć minut na przemyślenie różnych opcji, ale już po kilku sekundach zdałem sobie sprawę, że żadna inna opcja nie istnieje. To moje ostatnie pożegnanie, Molly – powiedział, a po jego policzkach zaczęły płynąć strumyki łez.
– Nie wygłupiaj się i chodź na dół.
– Chciałbym zostać z tobą, chciałbym ostatni raz zobaczyć Crystal, ale wiem, że wtedy nie dałbym rady drugi raz tutaj wejść… Do zobaczenia po drugiej stronie.
Nie miałam pojęcia, co ma na myśli, jego słowa były zagmatwane. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on uniósł dłoń i wykonał niedbały gest, jakby mi salutował. Zmarszczyłam brwi, jednocześnie wykrzywiając głowę, a on w tym czasie odepchnął się od murku i po prostu zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Wstrzymałam oddech, podbiegając do krawędzi. Moje żyły wypełniły się adrenaliną. Chciałam go złapać, ale to było niemożliwe. Miałam jedną szansę i całkowicie ją zmarnowałam.
Przez chwilę był jak pisklak, który wypadł z gniazda. Bezradny i miotany przez wiatr. W niczym nie przypominał majestatycznych ptaków, którym przyglądałam się na co dzień. Nie mogłam nic zrobić, po prostu patrzyłam, jak spada coraz niżej. Tych kilka strasznych sekund dłużyło się niemiłosiernie, a ja nie mogłam oddychać. Stałam i patrzyłam, jak jedna z najważniejszych dla mnie osób odbiera sobie życie.
Kiedy jego ciało zderzyło się z betonowym podwórkiem, usłyszałam obrzydliwy dźwięk, który już na zawsze wrył się w moją pamięć. Zszokowana wpatrywałam się w zwłoki, z których sączyła się krew. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko zły sen, który nawiedził mnie w najciemniejszych zakamarkach umysłu. Wiedziałam jednak, że prawda jest inna i będę musiała się z nią zmierzyć.
Dotarło do mnie, że Christopher miał rację. Ze Świątyni Ciszy nie dało się uciec. Jego cząstka już na zawsze tam pozostanie. Jednak dał radę się zbuntować i dzięki temu w końcu doznał namiastki wolności.
ROZDZIAŁ 1
Zanim straciliśmy wszystko
Kilka miesięcy wcześniej…
Molly!…Molly! No wstawaj, dziewczyno! Spóźnisz się do szkoły!
Poczułam, że ktoś mocno potrząsa moim ramieniem, i uchyliłam powieki. Zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą matkę z wielkimi okularami i chytrym uśmieszkiem na twarzy. Jęknęłam, wyciągając ręce w górę, żeby się trochę przeciągnąć. Nie miałam najmniejszej ochoty na poranną wycieczkę do znienawidzonego liceum, ale pocieszał mnie fakt, że to już ostatni tydzień mordęgi.
– Która godzina? – zapytałam, siadając na skraju łóżka.
Mama popatrzyła na mnie spod przymrużonych powiek i skrzyżowała ręce na piersi.
– Za dziesięć ósma.
– Nie rób sobie żartów, Karen! – odpowiedziałam znużona.
– Mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie po imieniu. To brak szacunku.
– Wiesz, że mówię tak tylko wtedy, gdy próbujesz mnie zdenerwować. Nie bierz tego do siebie – powiedziałam, uśmiechając się niewinnie.
– Tyle że tym razem nie żartuję! – odparła, po czym szybkim ruchem wyciągnęła telefon z kieszeni.
Po naciśnięciu przycisku jego ekran się rozświetlił. Postawiła mi go prosto przed oczami i uniosła wysoko jedną z brwi.
– I co na to powiesz? – zapytała z ironią w głosie, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już stałam na równych nogach przed szafą, żeby wybrać odpowiedni strój.
Nie mogłam uwierzyć, że zaspałam akurat tego dnia. Miałam ważny projekt do zrobienia i byłam jego koordynatorką. Razem z moimi przyjaciółmi zgodziliśmy się zorganizować bal na zakończenie szkoły. Impreza miała się odbyć tego samego dnia co odbiór dyplomów, tyle że wieczorem. Zaplanowaliśmy mnóstwo pięknych dekoracji i atrakcji, a ja miałam je odebrać, ponieważ posiadałam wszystkie zebrane na ten cel pieniądze.
Byłam umówiona z kurierem w szkole na ósmą trzydzieści, więc miałam jeszcze chwilę, ale obiecałam Amber, że pójdziemy razem do dyrektorki. Pomimo tego, że kobieta zgodziła się na całe przedsięwzięcie, nie była pozytywnie nastawiona do przygotowań w czasie lekcji. Chciałyśmy ją przekonać, że nieobecność czterech uczniów w czasie ostatnich dni nauczania nie zrobi żadnej różnicy.
Wyciągnęłam z komody krótką spódniczkę w kwiaty i białą bluzkę z niewielkim dekoltem. Przez okno wpadały do pokoju gorące promienie słońca i wiedziałam, że dzień będzie piękny i ciepły.
– Zawiozę cię, jeśli chcesz – powiedziała mama, odchodząc w kierunku drzwi.
– Byłoby świetnie! Mam nadzieję, że nie dostaniesz przez to nagany.
– Nie martw się, szef przychodzi dopiero na dziewiątą – odparła, będąc już na korytarzu.
– To cudownie! Poczekaj na mnie na dole, zaraz przyjdę! – wykrzyknęłam, chwytając wszystkie potrzebne rzeczy.
Udałam się do łazienki, niemal upuszczając wszystko, co trzymałam. Wciągnęłam na siebie wybrane ubrania i przejrzałam się w lustrze. Stwierdziłam, że nie mam czasu na makijaż, więc uniosłam jedynie szczotkę, żeby przeczesać włosy. Były lekko splątane po nocy, ale i tak tworzyły piękne fale. Ich jasny kolor idealnie pasował do mojej bladej cery.
Zeszłam po schodach do kuchni i zobaczyłam mamę, która dopijała swoją kawę. Uśmiechnęła się do mnie, wstając, po czym wręczyła mi duże jabłko i garść drobniaków.
– Wybacz, nie zdążyłam przygotować ci żadnego śniadania. Mam nadzieję, że kupisz sobie coś dobrego na mieście – powiedziała, uśmiechając się do mnie kojąco.
– Nie ma problemu! I tak mam iść ze znajomymi na lunch.
Nie chciałam robić jej przykrości, ale doskonale wiedziałam, że nie będę miała czasu na jedzenie.
– Cieszę się! Jesteś gotowa?
– Oczywiście! Możemy wychodzić.
Zabrałam swoją torebkę z oparcia krzesła i przewiesiłam ją przez ramię. Założyłam białe trampki i wyszłam na zewnątrz, a mama zamknęła drzwi na klucz. Wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy. Rozsunęłam zamek, żeby zobaczyć, czy wszystko zabrałam, gdy moja rodzicielka zajmowała miejsce kierowcy.
Kiedy wyjeżdżałyśmy z podjazdu, wyciągnęłam kopertę i ostatni raz przeliczyłam pieniądze na bal. Wszystko się zgadzało, więc odetchnęłam z ulgą.
Szkoła znajdowała się niedaleko od mojego domu. Drogę do niej można było pokonać pieszo w ciągu dziesięciu minut. Mimo to byłam wdzięczna mamie, że zgodziła się mnie podwieźć. Każda minuta była na wagę złota.
Poczułam wibrowanie telefonu i zobaczyłam, że to przychodzące połączenie od Amber. Odebrałam od razu i przywitała mnie uśmiechnięta twarz mojej najlepszej przyjaciółki.
– Gdzie jesteś? Czekam na ciebie od dziesięciu minut! – powiedziała, udając oburzenie.
– Już niedaleko, spokojnie. Mama mnie podwozi.
– Nie mów, że znowu zaspałaś!
Nie odpowiedziałam na jej oskarżenie i jedynie uśmiechnęłam się niewinnie.
– Ty mnie kiedyś wykończysz, kobieto! Jak nie głodna, to zmęczona, jak nie zmęczona, to znowu spóźniona. Masakra – dopowiedziała, machając głową.
– No wiem, ale i tak mnie kochasz – powiedziałam, posyłając jej całusa. – Zobaczymy się za minutę.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Rozejrzałam się i zauważyłam, że jesteśmy już pod szkołą.
Dojrzałam ją z daleka. Opierała się o ścianę z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Jej krzykliwe, różowe włosy latały dookoła smagane wiatrem, a ona za wszelką cenę próbowała utrzymać je w ładzie.
– Amber znowu się przefarbowała? Przecież jeszcze przedwczoraj miała niebieskie włosy! – zapytała mama, wyrażając ogromne zaskoczenie i niedowierzanie.
– Tak było, ale jej się znudziły. Znasz ją nie od dziś, zawsze kiedy się nudzi, zmienia kolor na głowie. A najlepsze jest to, że każdy jej pasuje! To niesprawiedliwe…
– Pamiętam, jak chciałaś być jak ona i razem pofarbowałyście się na zielono – odpowiedziała mama i roześmiała się perliście.
– Nawet mi nie przypominaj! Do tej pory śnią mi się koszmary po nocach.
– Nie martw się, mnie też! – odparła, po czym zatrzymała się przy chodniku.
– Nie mówiłaś mi czasem ostatnio, że zatrzymywanie się tutaj jest niedozwolone? – zapytałam, unosząc brew.
– Och, nie czepiaj się, to taki wyjątek.
Wysiadłam z samochodu, kręcąc głową, a kiedy znalazłam się na zewnątrz, pochyliłam się, żeby pożegnać mamę.
– Dziękuję, że mnie przywiozłaś. Do zobaczenia po południu!
– Nie ma za co! Pamiętaj, żeby coś zjeść – powiedziała, gdy zamykałam drzwi.
– Dobrze… Karen.
Odwróciłam się, zanim odpowiedziała, i z triumfem patrzyłam na jej zwężone powieki. Nic nie cieszyło mnie bardziej niż denerwowanie własnej rodzicielki.
Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do Amber, uśmiechając się już z daleka. Miałam nadzieję, że to uśmierzy jej zdenerwowanie spowodowane koniecznością czekania przed szkołą.
– Już myślałam, że się nie spotkamy. Z każdym dniem tracę nadzieję, że kiedyś pojawisz się w szkole wcześniej niż kilka minut przed dzwonkiem – powiedziała, zanim stanęłam obok.
– Myślę, że się nie doczekasz, w końcu to ostatni tydzień.
– Nawet mi o tym nie przypominaj! Czekałam na to od kilku lat, ale teraz czuję tylko zdenerwowanie. Co mam zrobić ze swoim życiem? Iść do pracy? – zapytała z kpiną w głosie. – Nierealne.
– Myślę, że to byłoby dobre posunięcie.
– Nie pocieszyłaś mnie…
Amber od zawsze była szalona i nieprzewidywalna. Wszędzie było jej pełno i żywiła się plotkami zasłyszanymi w szkole. Miałam wrażenie, że bez tego zrobiłaby się pusta, ale ciągle liczyłam na to, że chwyci życie za rogi i poradzi sobie w dorosłości.
Przeszłyśmy przez próg szkoły i udałyśmy się prosto do gabinetu dyrektorki. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że jest już ósma. Często zdarzało mi się spóźniać, ale szczerze tego nie lubiłam. Wstydziłam się przychodzić po czasie, ponieważ ludzie musieli na mnie czekać. Jednak takie zachowanie było dla mnie normalne. Rzadko udawało mi się wstać równo z budzikiem i wyjść z domu o odpowiedniej porze.
Stanęłyśmy przed drzwiami z zawahaniem.
– Ja pukam, ty mówisz? – zapytałam i uśmiechnęłam się zachęcająco.
– To ja umówiłam spotkanie z panią Stevens. Nie zrzucaj na mnie wszystkich najgorszych obowiązków.
– No dobra, niech ci będzie – powiedziałam i zabrałam się do działania.
Zapukałam cicho w futrynę i otworzyłam drzwi na oścież. Weszłam do środka, a Amber podążyła za mną. Stanęłyśmy twarzą w twarz z dyrektorką szkoły.
Pani Stevens spojrzała na nas zza wysokiego biurka i uniosła brew. Przetarła usta ubrudzone lukrem, a ja zauważyłam w jej dłoni ugryzionego pączka..
– Panny Willow i Barnett, tak myślałam, że się spóźnicie. Wasza ostatnia frekwencja nie powala. Szczególnie twoja, Molly – stwierdziła, patrząc tylko na mnie.
– Właśnie w tej sprawie do pani przyszłyśmy. Doskonale wiem, że opuściłyśmy trochę lekcji, ale to już ostatni tydzień szkoły. Całe dnie spędzamy na oglądaniu filmów albo siedzeniu na dziedzińcu. Dlatego chciałyśmy panią poprosić o możliwość przygotowania sali w czasie lekcji – odparłam, zanim zdążyła coś dopowiedzieć.
– Dokładnie! Wiem, że już o to pytałyśmy i wtedy się pani nie zgodziła, ale… – dodała Amber, próbując mnie wesprzeć.
– Myślałam, że mamy to za sobą. Nie znaczy nie.
Dyrektorka zlustrowała nas z góry na dół, jakby uważała nas za parę idiotek.
– Ale nie zna pani wszystkich szczegółów! Molly może zostać na sali po szkole, ale reszta nie. Ja mam zajęcia z malarstwa, Crystal próbę zespołu, a Chris trening koszykówki. Nie damy rady zorganizować balu w takich okolicznościach!
– W takim razie zrezygnujcie z zajęć dodatkowych! Są rzeczy ważne i ważniejsze! – powiedziała dyrektorka, wzruszając ramionami, a ja poczułam, jak moje zdenerwowanie rośnie.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale”. Albo zajmiecie się balem po lekcjach, albo już możecie ogłosić, że go nie będzie.
Spojrzałam na Amber porozumiewawczo i zrozumiałam, że nic już nie wskóramy. Kiedy dyrektorka podjęła jakąś decyzję, nie dało się jej przegadać.
– Czy w takim razie możemy poprosić o wolne od lekcji tylko dzisiaj? Umówiłam się z kurierem na ósmą trzydzieści. Ma przywieźć wszystkie dekoracje. Moglibyśmy je przygotować, żeby ustrajanie sali zajęło nam mniej czasu w inne dni. Proszę. – Spojrzałam na dyrektorkę z błaganiem wypisanym na twarzy, po czym zauważyłam, jak kobieta przewraca oczami. Wiedziałam, że moje słowa ją przekonały i zgodzi się na te warunki.
– No dobrze, ale tylko dzisiaj.
– Dziękujemy! – wykrzyknęłyśmy razem z Amber.
– Napiszę do waszych nauczycieli, żeby wpisywali wam obecność. Możecie mi przypomnieć nazwiska waszych kolegów?
– Pewnie! Crystal Brown i Christopher Richards.
– Świetnie. Mam nadzieję, że nie zmarnujecie wolnych godzin.
– Oczywiście, że nie, pani Stevens. Nie zawiedziemy pani! – zapewniłam, uśmiechając się sztucznie.
– No dobra, dobra. Idźcie sobie już – powiedziała, po czym ponownie wgryzła się w pączka.
– Do widzenia!
Wyszłyśmy z gabinetu, a następnie skręciłyśmy w prawo, w kierunku sali gimnastycznej. Czułam, że Amber chciała skomentować zachowanie dyrektorki i tylko czekała, aż znajdziemy się wystarczająco daleko.
– Ta baba tak mi podnosi ciśnienie! – oznajmiła, gdy znalazłyśmy się odpowiednio daleko.
– Nawet mi nie mów. Rzeczywiście umarłaby, gdyby pozwoliła nam nie iść na lekcje. Tak jakby nasza obecność cokolwiek zmieniała!
– Właśnie! Jeszcze ten jej krzywy uśmiech na pulchnej twarzy. Wygląda jak jakaś świnia.
Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, kiedy Amber zaczęła naśladować miny pani Stevens. Wychodziło jej to idealnie.
– Nie ma żadnego „ale”… ble, ble, ble. Niech się lepiej zajmie sobą i swoimi obowiązkami.
– Tak byłoby najlepiej, ale niestety nic nie możemy zrobić. Wiesz, która godzina?
– Ósma trzydzieści pięć, a co?
– Kurier! Chodź, szybko!
Złapałam przyjaciółkę za rękę, biegnąc w kierunku sali gimnastycznej. Nie chciałam, żeby kolejna osoba tego dnia skomentowała moje spóźnialstwo.
Gdy dotarłyśmy na miejsce, zobaczyłam, że drzwi na zewnątrz są otwarte na oścież, a mężczyzna w żółtej bluzie wnosi do środka wielkie kartonowe pudło. Kiedy położył je na ziemi, wyprostował się i odetchnął z ulgą. Można było zauważyć, że wniesienie dekoracji do pomieszczenia było dla niego nie lada wyzwaniem. Rozejrzał się dookoła, patrząc po kolei na każdego z moich przyjaciół, aż w końcu jego wzrok spoczął na mnie.
– Czy są tu jacyś dorośli, z którymi mogę się rozliczyć?
– Owszem. Wszyscy tutaj jesteśmy dorośli – powiedziałam i zbliżyłam się do niego na odległość kilku kroków. – Mam na imię Molly, to ja panu zapłacę. Wydaje mi się jednak, że to nie wszystko, co zamawialiśmy.
– Reszta stoi na zewnątrz. Wziąłem ze sobą największą paczkę, żeby nie chodzić niepotrzebnie z pustymi rękami.
– Rozumiem. W takim razie moi przyjaciele zajmą się pozostałymi pakunkami,, a ja przyniosę pieniądze.
– Brzmi świetnie. Chodźcie na zewnątrz!
Mężczyzna machnął ręką zachęcająco i udał się do wyjścia. Na jego twarzy było widać wielką ulgę spowodowaną możliwością chwilowego odpoczynku. W końcu nie musiał wnosić ciężkich paczek do środka.
Kiedy stanęliśmy przed furgonetką, wszyscy zabrali się do roboty. Dołączyłam do nich natychmiast po uregulowaniu rachunków. Nie chciałam, żeby męczyli się sami.
Kurier stał z boku i wyglądało na to, że nie rwie się do pomocy, ale ostatecznie podszedł do dziewczyn razem z nimi uniósł duże pudełko. Gdy udało nam się przetransportować wszystkie paczki, pożegnaliśmy się życzliwie i wróciliśmy na salę.
Stanęłam pośrodku i złapałam się pod boki, nie wiedząc, od czego zacząć. Postanowiłam, że najpierw powiadomię przyjaciół o postanowieniu dyrektorki.
– Niestety Stevens nie zgodziła się na nasze warunki. Mamy wolne od lekcji tylko dzisiaj, a i tak myśli, że okazała nam ogromną łaskę.
– Pff. Stara prukwa, która uważa, że jest najważniejsza – odpowiedziała Crystal z ironią w głosie.
Spojrzałam na nią i zauważyłam, że z zainteresowaniem przygląda się swoim paznokciom. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ taka właśnie była nasza Crystal – zbuntowana, odważna, z burzą czarnych włosów, które sięgały jej do talii.
– To co? Chyba najwyższy czas brać się do roboty, prawda? – zapytał Chris, jak zawsze pełny charyzmy i gotowości do pracy.
Żadna z nas nie odpowiedziała z podobnym entuzjazmem, ponieważ wizja dekorowania i późniejszego sprzątania nie napawała radością.
Podeszłam do stolika stojącego pod ścianą i wzięłam z niego nożyczki. Zaczęłam otwierać kolejne paczki, z zainteresowaniem sprawdzając, co jest w środku. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jaki ogrom przygotowań nas czeka.
– Powiedzcie mi, dlaczego w ogóle organizujemy ten idiotyczny bal? – zapytałam, łapiąc się za głowę.
– To był twój pomysł, Molly, więc to ty powinnaś się tłumaczyć.
– Nie dobijaj mnie, Crystal! Myślałam, że to pozwoli nam uniknąć lekcji i spędzić ze sobą trochę miłego czasu, ale chyba się przeliczyłam…
– Dobra, skończ z tymi smętami! Ile wy macie lat? Jak już się do czegoś zgłosiliście, to zróbcie to jak należy!
Usłyszawszy wzburzony głos Amber, od razu zyskałam motywację do pracy. Po chwili pudełka były otwarte, a moi przyjaciele wyciągali z nich różne girlandy, obrusy, serwetki i mnóstwo balonów. Patrząc na te wszystkie ozdoby z góry, doceniłam swój gust i dobór kolorów.
– To wygląda zajebiście! – wykrzyknął Chris.
– Poczekaj, aż to wszystko wyląduje na swoim miejscu. Będzie wspaniale! – powiedziałam, dumna z siebie.
– Widzę, że dobre nastawienie do ciebie wróciło? Baby to są jednak zmienne…
– No cóż, chyba taka jest prawda. Nie zmienia to faktu, że jestem pod wrażeniem twojej dobrej energii. Skąd ty ją bierzesz, Chris?
– Odpowiem szybko, prosto i na temat: z dupy.
– Jezuuu, człowieku. Ty się nigdy nie nauczysz dobrych manier! – stwierdziła Crystal, a ręce jej opadły.
– Odezwała się. Święta Crystal z kompleksem Boga.
– Posłuchaj, kur…
– Och, dajcie spokój. Już myślałam, że chociaż przez kilka godzin nie będziecie się kłócić! – powiedziałam, a Chris i Crystal w jednym momencie odwrócili się w moją stronę.
– Po moim trupie – odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami, a ja tylko westchnęłam.
– Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam…
– Nie mdlej, kochana, musisz przetrwać jeszcze kilka dni. Wstyd byłoby umrzeć, nie ukończywszy szkoły.
– Dzięki, Amber, zawsze wiesz, jak poprawić mi humor.
– Do usług! – oznajmiła przyjaciółka, zanurzając dłonie w kolorowym konfetti.
– Dobra, najwyższa pora zacząć coś robić. Jeśli szybko się z tym uwiniemy, może uda nam się dokończyć przed samą imprezą i nie marnować czasu po szkole – powiedziałam, ruszając do pracy.
– Masz rację, szefowo! Do roboty, przyjaciele!
Chris ochoczo zabrał się za rozkładanie ozdób, Amber posprzątała pudełka, a Crystal stanęła obok i dyrygowała ich ruchami. Jak zwykle udawała, że robi najwięcej ze wszystkich, a tak naprawdę napawała się tym, że może im rozkazywać.
Zamknęłam oczy i pomasowałam się po skroniach, wiedząc, że to będzie długi tydzień.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI