Świętoszek - Molière - darmowy ebook + książka

Świętoszek ebook

Molière

4,1

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 85

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (21 ocen)
11
5
3
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PrzemoD

Nie oderwiesz się od lektury

Warto poznać.
00

Popularność




Mo­li­ère

Świę­to­szek

Tar­tuf­fe

Ko­me­dia w pię­ciu ak­tach wier­szem

tłum. Kazimierz Zalewski

Oso­by

Pa­ni Per­nel­leOr­gon – jej synEl­mi­ra – żo­na Or­go­naDa­mis, Ma­rian­na – dzie­ci Or­go­naWa­le­ryKle­ant – szwa­gier Or­go­naTar­tuf­fe[1]Do­ry­na – gar­de­ro­bia­na Ma­rian­nyLoy­al – słu­ga są­do­wyUrzęd­nikFli­po­te – słu­żą­ca pa­ni Per­nel­le
Rzecz dzie­je się w Pa­ry­żu, w do­mu Or­go­na, 1667 r.

AKT PIERW­SZY

SCE­NA I

Pa­ni Per­nel­le, El­mi­ra, Ma­rian­na, Kle­ant, Da­mis, Do­ry­na, Fli­po­te

P. PER­NEL­LE

Chodź, Fli­po­to, dość mam już nie­mi­łych mi osób.  

EL­MI­RA

Bie­gniesz pa­ni tak pręd­ko, że zdą­żyć nie spo­sób.  

P. PER­NEL­LE

Zo­stań, mo­ja sy­no­wo, skróć so­bie tę dro­gę,  
Bez ta­kich ce­re­gie­li[2] ja się obyć mo­gę.  

EL­MI­RA

Czcić pa­nią, to po­win­ność i chęć na­sza szcze­ra;  
Lecz dla­cze­go się pa­ni tak pręd­ko wy­bie­ra?  

P. PER­NEL­LE

Bo nie mo­gę już pa­trzeć na nie­ład w tym do­mu,  
Gdzie, aby mnie do­go­dzić, nie prze­szło ni­ko­mu  
Przez gło­wę. Każ­dy by się nie­po­rząd­kiem zra­żał!  
Na to com ja mó­wi­ła nikt tu nie uwa­żał;  
Ni­ko­go nie sza­nu­ją, na­raz[3] mó­wi wie­lu,  
Jed­nym sło­wem, po­rzą­dek, jak w wie­ży Ba­be­lu[4].  

DO­RY­NA

Gdy…  

P. PER­NEL­LE

Tyś jest po­ko­jów­ka nie­zbyt w pra­cy pręd­ka;  
Lecz za to moc­na w gę­bie i im­per­ty­nent­ka[5];  
O wszyst­kim umiesz ga­dać, kłó­cisz się za­żar­cie[6].  

DA­MIS

Lecz…  

P. PER­NEL­LE

Ty bo je­steś głu­piec, mó­wię to otwar­cie  
Ja­ko bab­ka, mój wnu­ku; to jest mo­je zda­nie.  
Mó­wi­łam twe­mu oj­cu, że nie bę­dzie w sta­nie  
Do­cho­wać się ni­cze­go z cie­bie: je­steś trzpio­tem[7],  
Nic­po­niem[8]. Sam w przy­szło­ści prze­ko­nasz się o tem.  

MA­RIAN­NA

Są­dzę…  

P. PER­NEL­LE

Ty je­go sio­stra, uda­jesz skrom­niut­ką,  
Po­tul­ną, ta­ką grzecz­ną, usłuż­ną, mi­lut­ką,  
Lecz wiesz, że ci­cha wo­da, to mó­wią, rwie brze­gi,  
Wiem ja, jak trze­ba są­dzić te two­je wy­bie­gi.  

EL­WI­RA

Jed­nak…  

P. PER­NEL­LE

Mo­ja sy­no­wo, prze­pra­szam cię bar­dzo,  
Ale cho­ciaż w tym do­mu mo­im zda­niem gar­dzą,  
Mu­szę po­wie­dzieć, że ty, za­miast do ostat­ka  
Da­wać im do­bry przy­kład z sie­bie, jak ich mat­ka  
Nie­bosz­ka, roz­rzut­ni­cą je­steś i co ra­ni  
Mo­je ser­ce, ubie­rasz się jak wiel­ka pa­ni.  
Gdy mę­żo­wi się tyl­ko chce po­do­bać żo­na,  
Nie cho­dzi jak księż­nicz­ka świet­nie wy­stro­jo­na.  

KLE­ANT

Ależ pa­ni, wszak tak­że win­naś mieć w ra­chu­bie…  

P. PER­NEL­LE

Pa­na, ja­ko jej bra­ta, oce­niam i lu­bię,  
Ale jej mąż, a mój syn, zro­bił­by ro­zum­nie,  
Gdy­by po­wie­dział pa­nu: prze­stań by­wać u mnie.  
Zda­nia, któ­re pan cią­gle wy­gła­szać się tru­dzi,  
Wstręt tyl­ko spra­wiać mo­gą u po­czci­wych lu­dzi.  
Że na­zbyt szcze­rą je­stem, mo­że mi pan po­wie,  
Lecz u mnie pro­sto z mo­stu, co w my­śli, to w mo­wie.  

DA­MIS

Tar­tuf­fe ba­bu­ni, któ­ry pra­gnie jak naj­szcze­rzéj…  

P. PER­NEL­LE

To za­cny czło­wiek, je­go rad słu­chać na­le­ży  
I naj­bar­dziej mnie zło­ści, jesz­cze do tej po­ry,  
By ta­ki jak ty wa­riat śmiał z nim wo­dzić spo­ry.  

DA­MIS

Więc ja się mo­że wca­le nie bę­dę opie­rał,  
By ten bał­wan ty­ra­nię na­de mną wy­wie­rał.  
Tu roz­ryw­ki nie szu­kaj, nie myśl o za­ba­wie,  
Chy­ba, że ten pan na nią ze­zwo­li ła­ska­wie.  

DO­RY­NA

Gdy­by chcieć skło­nić gło­wę przed ta­ką po­chod­nią,  
To wszyst­ko co się ro­bi od ra­zu jest zbrod­nią.  
Wszę­dzie się wtrą­ci, wy­rok da na każ­dą stro­nę.  

P. PER­NEL­LE

Co on osą­dzi, to jest do­brze osą­dzo­ne.  
On chce was zba­wić, wspie­rać, gdy się któ­re chy­li;  
Mój syn po­wi­nien ka­zać, by­ście go lu­bi­li.  

DA­MIS

Nikt i na­wet mój oj­ciec, nie ma ta­kiej si­ły,  
Aże­by ten je­go­mość stał się dla mnie mi­ły,  
Z wstręt­ne­go. Kła­mać nie chcę i wy­zna­ję szcze­rze,  
Że na je­go zrzę­dze­nie złość mnie wście­kła bie­rze.  
Ja już od daw­na chwi­lę tę prze­czu­wam w du­chu,  
Jak do strasz­ne­go doj­dę z tym ło­trem wy­bu­chu.  

DO­RY­NA

A toż to skan­dal! gdy­by opo­wie­dzieć ko­mu!  
Za­ło­żył tu kwa­te­rę, jak we wła­snym do­mu;  
Łap­ser­dak[9], co jak przy­szedł, bu­ty miał po­dar­te,  
A ubra­nie sze­lą­gów[10] dzie­się­ciu nie war­te; –  
Dziś już do te­go do­szedł, że się za­po­mi­na,  
Wszyst­kim rzą­dzi i pa­na uda­wać za­czy­na.  

P. PER­NEL­LE

Klnę się ży­ciem, że do­brze by tu rze­czy sta­ły,  
Gdy­by po­boż­ne je­go chę­ci rzą­dzić mia­ły.  

DO­RY­NA

Zda­niem pa­ni, on świę­tym zo­sta­nie nie­dłu­go,  
Hi­po­kry­ta, ob­łud­nik, ra­zem z swo­im słu­gą.  

P. PER­NEL­LE

To ję­zyk!  

DO­RY­NA

Je­go ra­zem z Waw­rzyń­cem tak ce­nię,  
Że nic bym im nie da­ła, jak na po­rę­cze­nie[11].  

P. PER­NEL­LE

Słu­gi nie znam, więc nie chcę o nie­go wieść[12] woj­ny,  
Za pa­na rę­czę, że jest za­cny i spo­koj­ny;  
A z was każ­de na nie­go sro­ży się[13] i bo­czy[14]
Za to, że on wam praw­dę gorz­ką rzu­ca w oczy:  
Że prze­ciw­ko grze­cho­wi opor­nie stać trze­ba.  
Je­dy­nym je­go ce­lem, za­słu­ga dla nie­ba.  

DO­RY­NA

Tak! dla­cze­góż, szcze­gól­niej od pew­ne­go cza­su,  
Gdy kto tu przyj­dzie, on wnet na­ro­bi ha­ła­su?  
Za każ­de od­wie­dzi­ny nie­bo tak su­ro­we  
Z ust te­go pa­na gro­my ci­ska nam na gło­wę.  
A mó­wiąc mię­dzy na­mi, nie­ba nas tak stra­szą  
Za to, że on za­zdro­sny jest o pa­nią na­szą.  

P. PER­NEL­LE

Milcz, nie wiesz o czym mó­wisz, prze­cież two­jej pa­ni  
Te od­wie­dzi­ny nie on je­den tyl­ko ga­ni.  
Cią­gła sta­cja po­wo­zów od no­cy do ra­na  
I cze­re­da[15] lo­ka­jów przed drzwia­mi ze­bra­na  
Wa­sze­go do­mu, co się na chwi­lę nie zmie­nia,  
Na są­sia­dach nie ro­bią do­bre­go wra­że­nia.  
Przy­pusz­czam, w grun­cie rze­czy, że złe stąd nie spad­nie;  
Lecz wresz­cie mó­wią o tym, a to już nie­ład­nie.  

KLE­ANT

Jak to? Chcesz pa­ni wstrzy­mać ga­wę­dy i plot­ki?  
A toż by cię­żar ży­cia do­pie­ro był słod­ki,  
Gdy ktoś w uprze­dze­niu tak głu­pim się za­ciął,  
By dla­te­go miał zrze­kać się swo­ich przy­ja­ciół.  
Przy­pu­ść­my, że w ten spo­sób ktoś swe ży­cie zmie­nia,  
Są­dzisz pa­ni, że wszyst­kich zmu­si do mil­cze­nia?  
Prze­ciw ob­mo­wie nie ma na świe­cie wa­row­ni,  
Więc nie­chaj ro­bią plot­ki lu­dzie zbyt wy­mow­ni;  
Zo­staw­my im swo­bo­dę, niech glę­dzą od rze­czy,  
Wła­sna na­sza nie­win­ność ob­mo­wie za­prze­czy.  

DO­RY­NA

Czy to nie Daf­ne cza­sem, z tą ślicz­niut­ką la­lą,  
Swo­im mę­żem, tak pięk­nie za oczy[16] nas chwa­lą?  
Dziw­na rzecz, co się dzie­je z tych plot­ka­rzów rze­szą;  
Że ci naj­gło­śniej krzy­czą, co naj­wię­cej grze­szą;  
A oso­by naj­bar­dziej w ob­mo­wie za­żar­te  
Są te, któ­rych uczyn­ki tyl­ko śmie­chu war­te.  
Z naj­mniej­sze­go uczu­cia wnet ich ję­zyk kre­śli  
Ta­ki ob­raz, by świat w tym do­pa­trzył złej my­śli  
I cie­szą się na in­nych kie­dy po­twarz[17] rzu­cą,  
Że tym uwa­gę świa­ta od sie­bie od­wró­cą;  
Lub że cię­żar opi­nii, co ich bar­ki tło­czy,  
Spad­nie, kie­dy na in­nych bło­tem ci­sną w oczy.  

P. PER­NEL­LE

Z wa­szych ga­da­nin sku­tek ża­den nie wy­ra­sta.  
Wszak pa­ni Oron­te pew­no jest za­cna nie­wia­sta,  
Mo­dli­twą wciąż za­ję­ta; a sły­szę od lu­dzi,  
Że to, co się tu dzie­je zgor­sze­nie w niej bu­dzi.  

DO­RY­NA

Ta pa­ni jest wy­bor­na, przy­kład mnie za­chwy­ca!  
Wie­my, że dzi­siaj ży­je tak jak pu­stel­ni­ca,  
Lecz to z wie­kiem spły­nę­ły na nią ła­ski bo­że,  
Jest skrom­ną, bo nie­ste­ty, już grze­szyć nie mo­że.  
Mia­ła dość wiel­bi­cie­li, a choć dzi­siaj po­ści,  
Jed­nak do­brze umia­ła ko­rzy­stać z mło­do­ści;  
Do­pie­ro kie­dy uciech za­mknę­ła się bra­ma,  
Od świa­ta, co ją rzu­cił, ni­by stro­ni sa­ma,  
By pod szum­ną za­sło­ną skrom­no­ści bez gra­nic  
Scho­wać reszt­ki uro­dy, co już dzi­siaj na nic.  
Ko­kiet­ka[18] w po­boż­ną się za­mie­nia nie­znacz­nie;  
Gdy gro­no wiel­bi­cie­li de­zer­to­wać[19] za­cznie  
I, aby cięż­ką stra­tę z pod­da­niem prze­nio­sła,  
W smut­nej chwi­li zo­sta­je de­wot­ką z rze­mio­sła.  
Wte­dy w swo­im za­da­niu ostrym i su­ro­wem  
Ni­ko­mu nie prze­ba­czy, wszyst­ko skar­ci sło­wem,  
Nic nie mo­że być skry­tym dla ta­kiej jej­mo­ści,  
Gło­śno gro­mi za wszyst­ko, lecz tyl­ko z za­zdro­ści,  
Że in­nej się uśmie­cha ta roz­ko­szy cza­ra,  
Do któ­rej, ona czu­je sa­ma, że za sta­ra.  

P. PER­NEL­LE

do El­mi­ry
Otóż sy­no­wo! ja­kie cie­bie ba­wią ba­śnie,  
Ty sa­ma w ich two­rze­niu pierw­szą je­steś wła­śnie,  
A ci, co chcą za­prze­czyć, tu się mó­wić bo­ją,  
Ale i ja z ko­lei wy­po­wiem myśl mo­ją.  
Po­wiem, że sy­na me­go po­dwój­nie stąd ce­nię,  
Iż tak za­cnej oso­bie dał tu po­miesz­cze­nie;  
Że go nie­bo w swej ła­sce ze­sła­ło w te stro­nę,  
Aby wam na­pro­sto­wał gło­wy prze­wró­co­ne;  
Że je­go na­uk słu­chać po­win­ni­ście ra­dzi[20],  
Bo on was do zba­wie­nia naj­pro­ściej pro­wa­dzi.  
Ci go­ście, to cze­re­da nic a nic nie war­ta;  
Te ba­le, od­wie­dzi­ny, to po­ku­sy czar­ta,  
Tam po­boż­nej roz­mo­wy nie usły­szysz sło­wa,  
Tam śpie­wy i dow­ci­py, w któ­rych grzech się cho­wa.  
A je­śli się wy­pad­kiem od zgor­szeń ustrze­gą,  
To już co naj­mniej mu­szą ob­ma­wiać bliź­nie­go.  
Na ko­niec, nikt roz­sąd­ny nie weź­mie udzia­łu,  
W tych ze­bra­niach, bo gło­wę stra­cił­by po­ma­łu:  
Tu się ty­sią­ce plo­tek w jed­nej chwi­li two­rzy,  
I bar­dzo słusz­nie mó­wił je­den słu­ga bo­ży,  
Dok­tor, ale na­boż­ny mi­mo me­dy­cy­ny,  
Że te wszyst­kie ze­bra­nia, to dia­bel­skie mły­ny,  
Na któ­rych się na py­tel[21] czar­ta mą­kę mie­le,  
I wnet nam opo­wie­dział, nie stra­ciw­szy wie­le  
Cza­su, hi­sto­rię o tym…  
wska­zu­je na Kle­an­ta
Już się pan wy­śmie­wa!  
Śmiej się pan so­bie z dud­ków[22] u któ­rych pan by­wa.  
do El­mi­ry
I bez… Mo­ja sy­no­wo, że­gnam, nic nie po­wiem  
Wię­cej. – Gdy te wi­zy­ty mam przy­pła­cać zdro­wiem,  
Już tu­taj mo­ja no­ga wię­cej nie po­sta­nie.  
da­jąc po­li­czek Fli­po­cie
Cóż to… czy ty chcesz wró­bla po­łknąć na śnia­da­nie.  
Tak gę­bę roz­dzia­wi­łaś. No, chodź ty pa­pu­go,  
I śpiesz się; już i tak tu ba­wi­łam za dłu­go.  

SCE­NA II

Kle­ant, Do­ry­na

KLE­ANT

O ja nie pój­dę za nią, wo­lę tu po­zo­stać,  
Niż jesz­cze re­pry­man­dę[23] przy drzwiach od niej do­stać,  
A to so­bie sta­rusz­ka, co jesz­cze wy­trzy­ma…  

DO­RY­NA

Cze­muż te­go nie sły­szy! Szko­da że jej nie ma!  
Po­wie­dzia­ła­by pa­nu z mi­ną za­gnie­wa­ną:  
Jesz­cze nie je­stem w wie­ku, aby mnie tak zwa­no.  

KLE­ANT

A to fu­ria[24]! do­praw­dy, ja­kaś dziw­na zmia­na; –  
Snać[25] przez te­go Tar­tuf­fe’a ta­ka opę­ta­na.  

DO­RY­NA

Z te­go niech pan po­ję­cie o sy­nu wy­two­rzy.  
Jak go zo­ba­czysz, po­wiesz: no tu­taj to go­rzéj!  
W służ­bie kró­lew­skiej da­wał do­wo­dy od­wa­gi,  
Był pe­łen po­świę­ce­nia i mę­skiej roz­wa­gi;  
Te­raz ten czło­wiek cho­dzi jak­by ogłu­pia­ły,  
Tak tym nędz­nym Tar­tuf­fem za­ję­ty jest ca­ły.  
Na­zy­wa go swym bra­tem i ko­cha go wię­céj  
Sto­kroć niż żo­nę, dzie­ci. Od kil­ku mie­się­cy  
Wszyst­kie swo­je se­kre­ta[26] zwie­rza mu naj­szcze­rzéj;  
Co on ka­że, to ro­bi; jak w świę­te­go wie­rzy;  
Pie­ści go i ca­łu­je, że, są­dząc naj­pro­ści­éj,  
Dla ko­chan­ki nie moż­na mieć więk­szej mi­ło­ści.  
Przy sto­le pierw­sze miej­sce da­je mu jak księ­ciu  
I cie­szy się, gdy żar­łok zja­da za dzie­się­ciu;  
A gdy na od­bi­ja­nie tam­te­mu się zbie­ra,  
Ten wo­ła w tej­że chwi­li: niech cię Pan Bóg wspie­ra.  
Pra­wie – sza­le­je za nim, w nim wi­dzi świat ca­ły,  
Bez prze­stan­ku[27] na ustach ma je­go po­chwa­ły;  
To jest je­go bo­ha­ter, je­go ser­ce, gło­wa,  
Uwiel­bia go, po­wta­rza tyl­ko je­go sło­wa;  
Każ­dy wy­raz wy­rocz­nią, – tak z nim my­śli zgod­nie;  
A co­kol­wiek on zro­bi, to cud nie­za­wod­nie.  
Tam­ten zna swą ofia­rę, więc się też wy­si­la,  
Aby go po­zo­ra­mi oma­miać co chwi­la,  
Wy­łu­dza­jąc u nie­go pie­nią­dze nie­znacz­nie.  
Cóż do­pie­ro gdy na nas wszyst­kich zrzę­dzić za­cznie,  
Nie da­ru­je ni­ko­mu. Lecz nie do­syć jesz­cze;  
Ten bał­wan, je­go lo­kaj, chwy­cił nas w swe klesz­cze;  
Pra­wi nam re­pry­man­dy śmiesz­nie nie­sły­cha­nie.  
I wy­rzu­ca róż, musz­ki na­sze i ubra­nie;  
Hul­taj ten tak się wczo­raj już za­po­mniał prze­cie,  
Że po­darł chust­kę, któ­rą zna­lazł w Świę­tych Kwie­cie,  
Mó­wiąc, że to jest zbrod­nia strasz­na, nie­sły­cha­na,  
Mie­szać ze świę­to­ścia­mi przy­bo­ry sza­ta­na.  

SCE­NA III

El­mi­ra, Ma­rian­na, Da­mis, Kle­ant, Do­ry­na

EL­MI­RA

do Kle­an­ta
Dzię­kuj Bo­gu, żeś zo­stał; mi­nę­ła cię ca­ła  
Na­uka, co się przy drzwiach nam jesz­cze do­sta­ła.  
Po­strze­głam mę­ża, on mnie nie wi­dział, więc skry­cie  
Pój­dę na gó­rę cze­kać na je­go przy­by­cie.  

KLE­ANT

Ja tu, by go po­wi­tać, ocze­ki­wać bę­dę,  
Bo nie mam cza­su zo­stać na dłuż­szą ga­wę­dę.  

SCE­NA IV

Kle­ant, Da­mis, Do­ry­na

DA­MIS

Nie­chaj wuj mu coś wspo­mni i o mo­jej sio­strze,  
O jej ślu­bie z Wa­le­rym; cho­ciaż tu naj­prost­sze  
Snu­je się przy­pusz­cze­nie, że Tar­tuf­fe źle wpły­wa  
Na oj­ca. Wszak z Wa­le­rym by­ła­by szczę­śli­wa  
I gdy­by na mój zwią­zek chciał ze­zwo­lić jesz­cze,  
To sio­stra Wa­le­re­go, tą my­ślą się piesz­czę,  
By­ła­by…  

DO­RY­NA

Wcho­dzi. Ci­cho.  

SCE­NA V

Or­gon, Kle­ant, Do­ry­na

OR­GON

A, dzień do­bry, szwa­grze.  
Cie­szę się, że cię wi­dzę.  

KLE­ANT

Ja się cie­szę tak­że.  
Wła­śnie mia­łem wy­cho­dzić, lecz te­raz zo­sta­nę.  
Cóż tam na wsi, czas pięk­ny, zbo­że już za­sia­ne?  

OR­GON

do Kle­an­ta
Do­ry­na. Po­zwól, szwa­grze, na chwi­lecz­kę ma­łą,  
Mu­szę się jej wy­py­tać, co się w do­mu dzia­ło.  
do Do­ry­ny
No! nie­chaj­że mi pan­na no­wi­ny opo­wié;  
Przez te dwa dni co sły­chać, czy wszy­scy tu zdro­wi?  

DO­RY­NA

Pa­ni do­sta­ła ja­kiejś go­rącz­ki ner­wo­wéj,  
Mia­ła dresz­cze, bez­sen­ność i strasz­ny ból gło­wy.  

OR­GON

A Tar­tuf­fe?  

DO­RY­NA

W je­go zdro­wiu nie ma żad­nej zmia­ny;  
Za­wsze jest tłu­sty, gru­by, świe­żut­ki, ru­mia­ny.  

OR­GON

Bied­ny czło­wiek!  

DO­RY­NA

Osła­bła z te­go i po­bla­dła.  
Wie­czo­rem przy ko­la­cji nic a nic nie ja­dła,  
Ten ból gło­wy tak wiel­ki snać wpływ na nią czy­ni.  

OR­GON

A Tar­tuf­fe?  

DO­RY­NA

Do wie­cze­rzy sam je­den siadł przy ni­éj  
I z ca­łą po­boż­no­ścią w spo­sób do­syć ła­twy,  
Zjadł po­traw­kę cie­lę­cą i dwie ku­ro­pa­twy.  

OR­GON

Bied­ny czło­wiek!  

DO­RY­NA

W go­rącz­ce tak noc prze­szła ca­ła,  
Że ani jed­nej chwi­li do ra­na nie spa­ła;  
Mia­ła po­ty gwał­tow­ne i w strasz­nej oba­wie  
Czu­wa­li­śmy nad pa­nią, aż do ra­na pra­wie.