Sznur potrójny - Wioleta Przystarz - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Sznur potrójny ebook i audiobook

Wioleta Przystarz

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

104 osoby interesują się tą książką

Opis

Erotyczny thriller psychologiczny z elementami dramatu, religijnego fanatyzmu, ekstrawaganckiego luksusu, komedii, nowoczesnych technologii i mrocznych tajemnic. 

 

Wydawnictwa zabiegały o prawa do jej publikacji. Członkowie pewnej wspólnoty religijnej nie chcieliby, żeby ujrzała światło dzienne. Sama autorka wahała się – czy powinna opowiedzieć tę historię, narażając się na kontrowersje? Czy warto podjąć ryzyko? Ostatecznie podjęła decyzję – i oto jest. Powieść, która budzi emocje, stawia niewygodne pytania i nie pozostawia nikogo obojętnym.

 

POŁĄCZENIE JAKIEGO ŚWIAT JESZCZE NIE WIDZIAŁ.

 

Uzależniająca historia, która łączy namiętność rodem z ‘Pięćdziesięciu twarzy Greya’, wewnętrzny konflikt na miarę ‘Dziewczyny z pociągu’, tragizm porównywalny do ‘Romea i Julii’... i coś, czego nie da się opisać - to trzeba przeżyć. Wiele wątków, które pochłoną cię bez reszty – inspirowane prawdziwymi wydarzeniami.

 

On„święty” biedak – bezgranicznie oddany wierze, rozdarty między religią a pożądaniem.
Onabogata „grzesznica” – kwintesencja wszystkiego, od czego uciekał przez całe życie: namiętności, luksusu i wolności.

 

Saga, która rozgrzeje zmysły, poruszy serce i zmusi do refleksji nad tym, czym naprawdę są miłość, wiara i wolność wyboru. Czy to, w co wierzymy, rzeczywiście nas chroni? A może prawda, którą przyjęliśmy, skrywa mury niewidzialnego więzienia? To opowieść o odwadze – takiej, która każe stanąć do walki, nawet gdy stawką są własne przekonania… a może i życie.

 

Ta książka to coś więcej niż zwykła powieść – to doświadczenie, które wciąga bez reszty. To emocjonalny rollercoaster, który łamie schematy i miażdży konwenanse. To zjawisko, które od pierwszej do ostatniej strony wstrzymuje dech w piersiach.

 

Na jej kartach kryje się wszystko: bolesne wspomnienia, zakazane pragnienia, płomienna miłość i głęboka obsesja. Pożądanie, intymność, kłamstwa i morderstwo splatają się tu z sekretnym światem luksusu, szantażem, próbą samobójczą oraz tajemniczymi naukami pewnej religii. A gdy napięcie sięga zenitu– pojawia się błysk przewrotnego humoru, dając chwilę oddechu przed kolejną falą emocji. Czy znajdziesz odwagę, by ją przeczytać?

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 15 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Głos AI Wiolety Przystarz

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paaulinaa88

Dobrze spędzony czas

Inna, dziwna, nietypowa.. ale coś w niej jest że przeczytałam do końca.. 👍🏻
00


Podobne


WIOLETA PRZYSTARZ

Sznur potrójny

Copyright for Polish Edition © 2025 Wioleta Przystarz

Copyright for text © 2025 Wioleta Przystarz

Niniejsza publikacja, w tym tekst, projekt okładki oraz wszelkie elementy graficzne, stanowią przedmiot ochrony prawnoautorskiej. Żadne jej części nie mogą być kopiowane, reprodukowane, publikowane, przetwarzane, rozpowszechniane ani w jakikolwiek sposób wykorzystywane bez wyraźnej zgody autora.

Wszelkie prawa do tej książki są zastrzeżone przez autora.

Redakcja: Wioleta Przystarz

Korekta: Wioleta Przystarz

Skład i łamanie: Wioleta Przystarz

Projekt graficzny okładki: Wioleta Przystarz

Na okładce wykorzystano obraz wygenerowany przy użyciu sztucznej inteligencji w programie Canva na podstawie opisu autorki.

Tytuły wymienione na okładce są użyte jedynie w celu porównania tematyki i stylu. Powieść nie jest w żaden sposób powiązana, zatwierdzona ani autoryzowana przez autorów lub właścicieli praw do tych książek.

Czeladź 2025. Wydanie I

ISBN: 978-83-974970-3-0

Chcesz samodzielnie wydać książkę, ebook lub audiobook? Załóż konto w strefie autora na selfpublishing.empik.com i sprzedawaj swoją książkę w Empik.com

ONI TWORZĄ TĘ HISTORIĘ

MATEO ROSSI – 30-letni brunet o hipnotyzującym spojrzeniu i szlachetnych rysach twarzy. Jego sylwetka, wyrzeźbiona przez lata ciężkiej fizycznej pracy, budzi podziw, choć sam nigdy nie uważał się za ideał. A jednak – seksowny, troskliwy, empatyczny, skromny i wolny od nałogów – zdaje się ucieleśniać marzenie każdej kobiety.

Po kilku latach spędzonych we Włoszech, próbując uciec od przeszłości, wraca do rodzinnego miasta na pogrzeb ojca. Jego powrót okazuje się bolesną podróżą do miejsc i wspomnień, które tak usilnie starał się wymazać.

Wychowany w surowych zasadach religijnej grupy, nigdy nie zaznał prawdziwej wolności. Jego życie podporządkowane było pokorze, wyrzeczeniom i rygorystycznym nakazom. Wpojono mu, że powinien dążyć do niemal ascetycznego życia, oddania Bogu i odrzucenia wszelkich przyjemności.

Wszystko zmienia się, gdy poznaje Mię Carter – kobietę, która burzy jego dotychczasowy świat. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia, a myśli o niej stają się obsesją, od której nie potrafi się uwolnić.

Mateo staje przed wewnętrznym konfliktem. Z jednej strony wpojono mu, że miłość przedmałżeńska, a tym bardziej uczucie do kobiety spoza jego wiary, to grzech. Z drugiej – Mia obudziła w nim namiętność, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył.

Czy zostanie wierny zasadom, które dotąd go definiowały? Czy odważy się na miłość pełną pożądania, ale i nadziei na nowe życie? Każdy wybór wiąże się z cierpieniem. Złamanie zasad grozi odrzuceniem przez rodzinę, przyjaciół i wykluczeniem ze wspólnoty. Odrzucenie Mii oznacza zaś zaprzeczenie wszystkiemu, czego pragnie w głębi duszy. Co wybierze?

MIA CARTER, 28-letnia elegancka i urokliwa blondynka o przenikliwych oczach, które zdają się dostrzegać więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Jej uroda idzie w parze z niezwykłym intelektem i magnetyczną osobowością. Ciepła i empatyczna, ale jednocześnie pewna siebie i zdeterminowana – to kobieta sukcesu, założycielka międzynarodowej marki ekskluzywnej mody, symbolizującej luksus i ponadczasową klasę.

Jako członkini Chambre Syndicale de la Haute Couture, reprezentuje najwyższy poziom rzemiosła w świecie mody, a jej projekty zdobywają uznanie na wybiegach w najważniejszych stolicach świata. Pomimo ogromnego bogactwa pozostaje skromna, wierząc, że pieniądze mają wartość jedynie wtedy, gdy służą zmianie na lepsze. Właśnie dlatego prowadzi fundację wspierającą zarówno ludzi, jak i zwierzęta.

Mia wprowadza Mateo w świat luksusu, lecz sama skrywa bolesną tajemnicę z przeszłości – dorastała w cieniu surowego ojca-gangstera, który nauczył ją, że miłość to słabość, a zaufanie prowadzi do zguby. Te przekonania ukształtowały jej podejście do relacji, które traktuje raczej jak grę niż prawdziwe uczucie.

Spotkanie z Mateo staje się dla niej wyzwaniem. Relacja z nim zmusza ją do konfrontacji z własnymi lękami i przekonaniami, których trzymała się przez całe życie. Mimo swojej otwartości Mia skrywa jeszcze jeden sekret – tajemniczy pokój na swoim luksusowym jachcie. Miejsce to, choć piękne, pełne jest mroku i niedopowiedzianych historii, odzwierciedlając skomplikowaną naturę jego właścicielki.

BEZ WAS TA HISTORIA BY NIE POWSTAŁA

Chciałabym z całego serca podziękować:

Mojej niezastąpionej mamie – kobiecie o niezwykłej sile i sercu pełnym miłości. Nie tylko słowami, ale przede wszystkim czynami pokazywałaś mi, że warto dążyć do swoich marzeń. Twoja wiara we mnie była bezwarunkowa, a Twoja miłość i mądrość stały się fundamentem, na którym buduję swoją siłę. Dziękuję Ci za każdy dzień, w którym dodawałaś mi otuchy i przypominałaś, że mogę osiągnąć wszystko, jeśli tylko wystarczająco w to wierzę.

Moim wspaniałym przyjaciółkom – Oli K. i Gosi O. – które nie tylko wiernie towarzyszyły mi w tej podróży, ale także zadawały pytania, dzieliły się cennymi uwagami i szczerze zachwycały się każdym kolejnym fragmentem tej książki. Wasza obecność i wsparcie były dla mnie nieocenionym źródłem motywacji i inspiracji. Dziękuję Bogu za to, że pojawiłyście się na mojej drodze.

Klaudynie P., Paulinie K., Kasi S., oraz Mateuszowi W. – za każde dobre słowo, które dodawało mi otuchy, za Waszą niezachwianą wiarę we mnie oraz za wszystkie chwile pełne szczerego uśmiechu i ciepła. Jesteście dla mnie jak rodzina z wyboru – ludzie, na których wsparcie mogę liczyć i których obecność sprawia, że świat wydaje się lepszym miejscem. Dziękuję Wam za to, że jesteście.

I wreszcie, mojemu mężowi, Pawłowi – najważniejszej osobie w moim życiu. Jesteś moją opoką, moim najwierniejszym kibicem, wsparciem i największą inspiracją. Wierzysz we mnie bardziej, niż ja sama, i to właśnie Twoja miłość daje mi odwagę, by marzyć, stawiać czoła wyzwaniom i nigdy się nie poddawać. Byłeś, jesteś i – mam nadzieję – już zawsze będziesz jedynym mężczyzną w moim życiu. Kocham Cię i dziękuję za wszystko.

ROZDZIAŁ 1

Jego dłoń brutalnie chwyciła mnie za włosy, szarpiąc do tyłu i przyciskając do chłodnej powierzchni drzwi samochodu. Ciało, które na mnie naparło, unieruchomiło mnie całkowicie. Jego oddech był ciężki, niemal zwierzęcy. Poczułam jego język, który leniwie przesunął się po moim policzku. Jego głos, niski i pełen nieznoszącego sprzeciwu, wdarł się w moją świadomość.

– Jesteś moja. Nie broń się przed tym.

Ciepło, które rozlało się po moim ciele, było nie do opanowania. Serce waliło mi jak oszalałe, a nogi stały się miękkie. Strach i podniecenie mieszały się w elektryzującym tańcu. Zanim zdążyłam zareagować, rozległ się głośny huk, który odebrał mi zdolność do logicznego myślenia. Ten, który mnie dopadł, upadł na ziemię, a krew spływała po jego policzkach. Przede mną stanął on – niebezpiecznie przystojny mężczyzna, którego obecność wywołała we mnie równie silny dreszcz, co wcześniejsze wydarzenie.

– Nic ci nie jest? – Zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc tylko skinęłam głową. Mieszanina ulgi i fascynacji niemal mnie paraliżowała – ten mężczyzna był jak ucieleśnienie moich najskrytszych fantazji. Niesamowicie przystojny, o rzeźbionych rysach i spojrzeniu tak intensywnym, że zdawało się przenikać mnie na wskroś.

– Kluczyki – zażądał. Jego głos był jednocześnie miękki i pełen rozkazu.

Wciąż oszołomiona, sięgnęłam do torebki. Moje palce ledwie musnęły jego dłoń, a przeszył mnie dreszcz, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Podałam mu je.

– Wsiadaj – polecił, otwierając drzwi.

Ruszył z piskiem opon, zostawiając za nami jęki leżącego mężczyzny i chaotyczne emocje, które wciąż kotłowały się we mnie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego dłoń pewnie spoczywała na kierownicy, a napinające się pod koszulą mięśnie emanowały surową siłą. Każdy jego ruch był przemyślany, kontrolowany, a ja nie potrafiłam zignorować tego, co działo się wewnątrz mnie – mieszanka strachu, fascynacji i czegoś niebezpiecznie bliskiego pożądaniu.

– Kim jesteś? – Zapytałam cicho, łamiąc ciszę, która zdawała się gęstnieć z każdą sekundą.

Nie odpowiedział. Jego spojrzenie było skupione na drodze, jakby chciał upewnić się, że jestem bezpieczna.

Nagle samochód zwolnił, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej z każdą sekundą spowalniania. Zjechaliśmy na pobocze – miejsce było odludne, otoczone ciszą, ale jednocześnie emanowało dziwnym poczuciem bezpieczeństwa. Silnik ucichł.

Otworzył drzwi kierowcy i wysiadł. Jego ruchy były wolne, kontrolowane, niemal hipnotyzujące. Obszedł samochód i otworzył moje drzwi. Jego spojrzenie było głębokie, nieugięte, niemal władcze. Poczułam, jakbym była w pełni pod jego kontrolą - to uczucie paliło mnie od środka. Serce biło mi coraz mocniej i coraz szybciej. Nie potrafiłam rozgryźć jego zamiarów.

Wysiadłam z samochodu, a on podszedł bliżej. Jego spojrzenie – intensywne, przeszywające – zdawało się wbijać we mnie niewidzialne igły napięcia. Palcami musnął krawędź mojej bluzki, a czas zatrzymał się w miejscu. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy jednym zdecydowanym ruchem rozerwał materiał, odkrywając moje piersi. Moje ciało zadrżało, gdy jego dłonie, ciepłe i pewne, zaczęły powoli wędrować po mojej skórze.

Stanowczym, niemal bezwzględnym ruchem uniósł mnie i posadził na masce samochodu. Metal chłodził moje uda, tworząc kontrast z palącym ciepłem, które wypełniało mnie od środka. Jego oddech, niespokojny, mieszał się z moim. Pochylił się nade mną, jego dłonie pewnie sunęły wzdłuż moich bioder, aż sięgnęły krawędzi majtek. Jednym ruchem zsunął je, a ja bezwiednie rozchyliłam uda, poddając się jego woli. Rozpiął rozporek z niemal prowokacyjną powolnością, a jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa kiedykolwiek mogłyby wyrazić…

– Halo! Mówię do ciebie – jego głos, niski i pełen troski, przerwał ten intensywny moment.

Mrugnęłam zdezorientowana, a ciepły rumieniec wypłynął na policzki. Przez kilka chwil nie mogłam pojąć, co się dzieje, aż rzeczywistość uderzyła we mnie z pełną mocą.

Stał przede mną, a jego twarz przepełniona była niepokojem.

– Wszystko w porządku? – Powtórzył.

– Tak… tak, nic mi nie jest – wymamrotałam, czując, jak gorąco rozlewa się po całym moim ciele.

Nie zdawał sobie sprawy, że moje milczenie nie wynikało z szoku po tym, co się wydarzyło, lecz z intensywności wyobrażeń, które przed chwilą wypełniały moją głowę. Wstyd splatał się z ekscytacją.

– Dziękuję – wyszeptałam, czując, jak drżę z nadmiaru emocji.

Ku mojemu zaskoczeniu zbliżył się jeszcze bardziej. Ciepło jego ciała otulało mnie jak niewidzialny kokon. Uniósł rękę, a jego palce z delikatnością, której się po nim nie spodziewałam, musnęły moje włosy. Odsunął niesforny kosmyk z mojego policzka, a ja poczułam, jak świat wokół nas na chwilę przestaje istnieć.

Spojrzał mi w oczy. W jego spojrzeniu było coś więcej niż tylko troska. Coś, co wydawało się głębokie, niemal rozdzierające. Jakby w jednej chwili odnajdywał w sobie uczucia, których dawno nie czuł. Jakby to, co było między nami, było niespodziewane, ale jednocześnie nieuniknione.

– Jestem Mateo. Zdradzisz mi swoje imię? – Zapytał, a jego głos, niski i aksamitny, zdawał się pieścić moje zmysły.

Zaskoczona, niemal automatycznie otworzyłam usta, ale dźwięk, który z siebie wydobyłam, był bardziej szeptem niż słowem:

– Mia.

– Mia – powtórzył, jakby smakował to imię na języku, sprawiając, że rumieniec ponownie zagościł na moich policzkach.

Patrzył na mnie intensywnie, jakby próbował odczytać każdą myśl, która przemykała przez moją głowę. Jego bliskość była niemal przytłaczająca – czułam ciepło bijące od jego ciała, jego zapach, który zawładnął moimi zmysłami. Wszystko we mnie krzyczało, że muszę zaryzykować.

Moje oczy przesunęły się na jego usta. Były pełne, wyraźnie zarysowane, jakby stworzone do grzechu, jakby czekały, aż zbliżę się jeszcze bardziej.

– Mateo... – wyszeptałam, a moje własne słowa brzmiały zaskakująco miękko, niemal błagalnie.

Uniosłam dłoń, lekko dotykając jego ramienia. Nie zareagował, a to milczące przyzwolenie dodało mi odwagi. Powoli, niemal niepewnie, zbliżyłam się do niego, chcąc złożyć delikatny pocałunek na jego wargach.

Ale zanim zdążyłam, jego dłonie stanowczo spoczęły na moich ramionach. Nie był szorstki, ale jego dotyk jasno dawał do zrozumienia, że nie pozwoli mi na więcej. Jego spojrzenie stało się twarde, jakby walczył ze sobą bardziej niż ze mną.

– Fiorellino velenoso – wyszeptał. Jego głos był głęboki, niemal aksamitny, a każde słowo przeszywało mnie na wskroś.

Zamarłam. Te dwa słowa – niespodziewane, a jednocześnie pełne znaczenia – zbiły mnie z tropu. Patrzyłam na niego, szukając w jego oczach odpowiedzi, choć serce już wiedziało, że to, co próbuję zrobić, było błędem w jego świecie.

– Co oznaczają te słowa? – Zapytałam cicho, nie mogąc zapanować nad drżeniem w głosie.

Jego spojrzenie zmiękło na ułamek sekundy, a potem znów nabrało tej stalowej determinacji, którą widziałam już wcześniej. Jego usta wykrzywiły się w ledwie widocznym uśmiechu – smutnym i pełnym emocji, których nie rozumiałam.

– Trujący kwiatuszek – odpowiedział, a w jego głosie brzmiała zarówno fascynacja, jak i ostrzeżenie.

Zrobił krok w tył, jakby zerwanie tej bliskości było jedynym ratunkiem. Moje ciało krzyczało, żeby go zatrzymać, ale on odwrócił wzrok, jakby nie chciał dopuścić, by jego uczucia przejęły kontrolę.

– Wracaj bezpiecznie do domu – powiedział po chwili, a jego ton był zarówno rozkazem, jak i troską.

Patrzyłam, jak odchodzi, znikając w mroku nocy, a jego słowa wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie. Czułam na skórze żar jego dotyku, który zdawał się nie znikać. „Fiorellino velenoso - trujący kwiatuszek”. Byłam pewna, że w tej jednej chwili wyznał mi coś, czego nie potrafił powiedzieć inaczej. Coś, co sprawiło, że moje serce waliło jak oszalałe, a oddech ledwo mógł znaleźć drogę do płuc.

ROZDZIAŁ 2

Idąc poboczem drogi, Mateo czuł, jak jego myśli wracają do dziewczyny – Mii. Było w niej coś, co poruszyło w nim strunę milczącą od dawna. Mieszanka delikatności i odwagi, niewinności i magnetyzmu. Nie był pewien, czy to impuls, czy coś głębszego, ale po raz pierwszy od dawna poczuł, że ktoś może go dotknąć – nie fizycznie, lecz tam, gdzie nikomu nie pozwalał sięgać.

W końcu dotarł do swojego rodzinnego domu, miejsca pełnego wspomnień, które przez lata starał się unikać. Drewniana furtka zaskrzypiała znajomo. Schody pod jego stopami wydały ten sam charakterystyczny dźwięk, co zawsze. Wchodząc do środka, poczuł, jak przeszłość zaczyna na niego napierać. Zsunął z siebie lekko naderwaną koszulę, odsłaniając ciało, które kształtowały lata ciężkiej pracy i włoskie słońce. Zmęczone, ale silne mięśnie, blizny jak ciche opowieści o trudach życia – każda z nich było częścią jego historii. Zatrzymał się na moment przed lustrem. Patrzył na swoje odbicie, szukając odpowiedzi, których sam nie rozumiał. Jego spojrzenie było pełne sprzeczności – zmęczenia, które niosło ze sobą ciężar codzienności, ale też czegoś innego. Nowego. Subtelnej iskry, która tliła się pod powierzchnią, nieznanej, ale niewątpliwie obecnej.

To była Mia.

Choć był przekonany, że nigdy więcej jej nie spotka, obraz Mii wciąż tlił się w jego myślach – nieproszony, a jednak dziwnie... pożądany.

– Czy to ty, synku? – z przedsionka dobiegł głos matki. Był znajomy, ciepły, ale podszyty suchym dystansem, jakby każde słowo niosło w sobie ukrytą nutę surowej oceny.

– Tak, mamo. To ja – odpowiedziałem, czując, jak emocje kotłują się we mnie. Nie widziałem jej od lat, a mimo to wciąż potrafiła jednym słowem przywołać we mnie tę dziwną mieszankę obowiązku, tęsknoty i nieuchwytnego poczucia winy.

Przekroczyłem próg domu, który wydawał się mniejszy, niż zapamiętałem. Ściany, wciąż białe, zdawały się jakby jeszcze bardziej ascetyczne. Proste, drewniane meble wyglądały na wyblakłe, a jednak wszystko było uporządkowane z niemal religijną precyzją. Żaden przedmiot nie wychodził poza swoją granicę, każdy zdawał się przypominać o zasadach, które tutaj panowały. Nawet zapach – mieszanka starego drewna i delikatnej nuty lawendy – nie zmienił się ani odrobinę.

Matka stała w drzwiach salonu. Patrzyłem na nią przez chwilę, analizując każdy szczegół. Jej twarz – niemal taka sama jak w moich wspomnieniach – wydawała się jednocześnie zmęczona i niezłomna. Kilka głębszych zmarszczek pojawiło się wokół jej oczu, ale wciąż nosiła w sobie tę trudną do opisania surowość. Surowość, która nigdy mnie nie opuszczała, nawet w myślach.

– Podróż była męcząca? – Zapytała. Jej głos brzmiał łagodnie, ale wyczułem w nim chłód. Pytanie nie miało w sobie prawdziwego zainteresowania – bardziej przypominało formalność niż troskę.

– Nie, mamo. Nie była – skłamałem bez zastanowienia, nie chcąc dodawać kolejnych ciężarów do i tak napiętej atmosfery.

Wpatrywałem się w nią, a ona we mnie. Zapanowała niezręczna cisza, jakby każde z nas bało się powiedzieć coś, co mogłoby wywołać lawinę słów, których ani ja, ani ona nie byliśmy gotowi usłyszeć. Czułem, jak napięcie rośnie z każdą sekundą, a wspomnienia, które przez lata starałem się wypierać, powoli wypływały na powierzchnię.

– Wejdź – powiedziała w końcu, odwracając się na pięcie i kierując do salonu. Jej głos był jak zawsze spokojny, a jednak wciąż niosący tę samą nutę, która sprawiała, że moje serce zaczynało bić szybciej. Wciąż byłem jej synem. Wciąż jej dzieckiem. I wciąż czułem, że nie jestem w stanie sprostać jej oczekiwaniom.

Wszedłem za nią, starając się zapanować nad chaosem w mojej głowie.

Rozejrzałem się po salonie, jakbym widział to miejsce po raz pierwszy. Na jednej ze ścian wisiało zdjęcie rodzinne – uchwycony w kadrze moment, który teraz wydawał się tak odległy, jakby należał do innego życia. Moja siostra, Olivia, uśmiechała się na nim szeroko, trzymając w dłoni bukiet polnych kwiatów. Była szczęśliwa. Żywa.

Pamięć nie pyta o zgodę, kiedy wraca. Wspomnienie jej pogrzebu uderzyło we mnie jak zimny wiatr. Tłum ludzi, o wiele większy, niż mogłem się spodziewać. Członkowie zboru – grupy religijnej, złożonej z około osiemdziesięciu osób, regularnie dzielących się swoimi wierzeniami z innymi - sąsiedzi, znajomi, wszyscy tam byli. Twarze pełne łez, ciche szepty, modlitwy. Mimo tej obecności czułem się samotny, jakby każdy z tych ludzi był odległy o całe lata świetlne. Szukałem odpowiedzi w myślach, ale nigdy ich nie znalazłem. „Dlaczego? Jak? Co naprawdę się stało?” – Pytania te, choć bez odpowiedzi, wciąż tkwiły we mnie, jak zadra.

Ponownie spojrzałem na zdjęcie. Ciężar żalu, który nauczyłem się ignorować, znów ścisnął moje serce. W tamtym czasie próbowałem znaleźć pocieszenie w wierze. Słowa powtarzane przez wszystkich wokół brzmiały jak obietnica: „Już niedługo spotkacie się w raju na ziemi. Armagedon przywróci harmonię, uwalniając świat od grzechu i cierpienia”. Ale żadne z tych słów nie mogło uciszyć bólu, który rozdzierał mnie od środka. Żadna modlitwa nie była wystarczająca, by zapełnić pustkę, jaką po sobie zostawiła.

Olivia była moją starszą siostrą. Moją latarnią w ciemności, wzorem, który zawsze starałem się dogonić. Odważniejsza, mądrzejsza, bardziej pewna siebie i swoich przekonań. Razem głosiliśmy, czyli opowiadaliśmy o naszej wierze ludziom, wierząc, że niesiemy im coś prawdziwego i dobrego. Była dla mnie wszystkim – przyjaciółką, nauczycielką i jedyną osobą, która potrafiła mnie rozśmieszyć, gdy życie przytłaczało.

Jej brak zostawił we mnie dziurę, której nic nie mogło wypełnić. Często łapałem się na tym, że wciąż chcę zadzwonić, żeby opowiedzieć jej o czymś, co mnie spotkało, jak kiedyś. A potem brutalna prawda wbiła się we mnie jak nóż – ona już nigdy nie odbierze. Nigdy nie odpowie.

W ciszy moich myśli rozbrzmiał głos matki. Był spokojny, ale każda sylaba niosła w sobie niepodważalny autorytet.

– Odpocznij przed jutrzejszym pogrzebem ojca. To będzie ważny dzień – powiedziała, jakby mówiła o czymś zwyczajnym.

– Dobrze, mamo – odpowiedziałem automatycznie, czując znajome ukłucie poddania. W tym domu nigdy nie było miejsca na sprzeciw.

Wszedłem do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Czas zdawał się tu stać w miejscu. Te same zielone ściany, z których farba łuszczyła się w tych samych miejscach co kiedyś. Te same stare meble, ledwo trzymające się na nogach, pamiętające jeszcze czasy mojego dzieciństwa. Pokój był prosty, skromny – dokładnie taki, jaki powinien być. Żadnych zbędnych ozdób, żadnych elementów mogących odwrócić uwagę od tego, co najważniejsze – od wielbienia prawdziwego Boga.

Przez chwilę stałem nieruchomo, pozwalając wspomnieniom zalać mój umysł. Łóżko pod oknem, na którym spędzałem godziny, czytając Biblię w szarej okładce. Biurko w kącie, gdzie skrupulatnie podkreślałem wersety i analizowałem artykuły z czasopism opartych na Biblii. Szafa, skromnie wyposażona, ale mieszcząca to, co niezbędne: koszulę, krawat i garnitur – mundur mojej wiary. Wszystko wydawało się tak znajome, a jednocześnie dziwnie obce, jakbym patrzył na swój świat z perspektywy kogoś zupełnie innego.

Podszedłem do biurka. Szuflada zaskrzypiała podczas otwierania, odsłaniając drobiazgi z przeszłości – przedmioty, które kiedyś uznawałem za nieważne, a teraz wydawały się niemal relikwiami innego życia. Moje palce natrafiły na coś ukrytego na dnie – coś twardszego, co przyciągnęło moją uwagę. Wyjąłem to, a czas na moment się zatrzymał.

Zdjęcie. Pola.

Jej uśmiech zatrzymał mnie w miejscu. Na fotografii trzymała w ręku talerz z jej ulubionym ciastem, a na palcu błyszczał pierścionek zaręczynowy, który jej podarowałem. Przez chwilę nie mogłem oderwać wzroku. Obrazy tamtego dnia wróciły z pełną mocą – dzień, w którym byliśmy zakochani, a każdy krok wydawał się prowadzić nas ku wspólnej przyszłości.

A potem wszystko się skończyło.

Wspomnienia uderzyły mnie jak fala, która nie daje chwili na zaczerpnięcie oddechu. Nasz ostatni wieczór... Granica, której mieliśmy nigdy nie przekraczać, a jednak to zrobiliśmy. Pierwszy raz, który miał być symbolem naszej miłości, stał się początkiem końca. Złamaliśmy zasady, zawiedliśmy zbór, jej rodzinę, moich rodziców i nas samych.

Zniknęła z dnia na dzień.

Żadnych pożegnań, żadnych wyjaśnień. Tylko pustka, która zdawała się rosnąć z każdym mijającym dniem i trwała do dziś.

Patrzyłem na jej twarz na zdjęciu – pełną życia, uśmiechniętą, taką, jaką chciałem pamiętać. Była wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem. Wszystkim, co straciłem.

Usiadłem na łóżku, trzymając zdjęcie w ręku. Jej oczy, tak znajome, tak pełne miłości, były teraz wspomnieniem, które jednocześnie koiło i rozdzierało na strzępy.

Położyłem się, kurczowo trzymając fotografię. Była jak talizman, który mimo wszystko dawał mi namiastkę jej obecności. Jej twarz, pełna obietnicy i radości, była ostatnim obrazem, który zatonął w moich myślach, zanim zmęczenie wzięło górę i pociągnęło mnie w ciemność snu.

ROZDZIAŁ 3

Następnego ranka wybudził mnie dźwięk rozmowy i rozchodzący się po domu zapach świeżo parzonej kawy. Otworzyłem oczy. Melodyjne głosy dochodzące z dołu przywróciły mnie z ciężkiego snu i sprowadziły do rzeczywistości. Claudia. Rozpoznałem jej głos od razu, choć nie słyszałem go od lat. Zawsze była obecna w moim życiu – bardziej niż chciałem, bardziej niż potrafiłem odwzajemnić. Kochała mnie od zawsze, a ja widziałem w niej jedynie młodszą siostrę, która za wszelką cenę próbowała być częścią mojego świata.

Zwlokłem się z łóżka i zszedłem po schodach. Zastałem ją przy stole w kuchni z moją matką. Claudia, jak zwykle, wyglądała nienagannie – jej włosy, perfekcyjnie ułożone, lśniły w porannym świetle. Ubrana w subtelnie dopasowaną sukienkę, emanowała elegancją, której nie sposób było nie zauważyć. Jej delikatny zapach – mieszanka wanilii i czegoś kwiatowego – natychmiast przywołał wspomnienie Mii.

Matka siedziała obok, z uśmiechem, który znałem aż za dobrze – wymuszonym, a jednocześnie pełnym ukrytych znaczeń. Było w nim coś więcej niż zwykła gościnność - subtelna nuta zadowolenia z tego, że Claudia tu jest.

– Mateo, nareszcie – odezwała się Claudia, podnosząc na mnie swoje błyszczące, pełne nadziei oczy. Jej głos, miękki i melodyjny, zdawał się koić, choć jednocześnie budził we mnie niepokój. – Twoja mama mówiła, że potrzebujesz kogoś, kto pomoże ci odnaleźć się w tym trudnym czasie.

Jej ciepły uśmiech miał w sobie coś obliczonego, coś, co sprawiło, że poczułem chłód w piersi. W jej spojrzeniu kryła się nuta zbyt dużej pewności siebie, jakby była przekonana, że zdoła zapełnić pustkę, której nawet ja nie potrafiłem zrozumieć.

– Claudia była tak miła, że postanowiła cię odwiedzić – dodała matka, zerkając na mnie znacząco, jakby jej wzrok miał mi powiedzieć: „Oto kobieta, z którą powinieneś ułożyć sobie życie. Nie ma na co czekać, Mateo.”

Jej słowa zawisły w powietrzu, a ja starałem się zapanować nad emocjami. Claudia była piękna, to prawda, ale wszystko w niej wydawało się aż nazbyt dokładne, zbyt zaplanowane. Każdy jej gest, każdy ruch zdawał się elementem większego planu, którego celem byłem ja.

– Dziękuję, Claudia, ale dam sobie radę – powiedziałem, starając się zachować uprzejmy ton, choć czułem, jak mięśnie mojej szczęki się napinają. Napięcie zawisło w powietrzu. Spojrzenie matki nabrało surowości – jej oczy wyrażały dezaprobatę, jakby moje słowa właśnie podważyły cały misternie utkany scenariusz.

Claudia zmieszała się. Jej usta lekko drgnęły, ale szybko odzyskała kontrolę.

– Mateo, wiem, że to trudne – powiedziała cicho, nachylając się lekko w moją stronę. Jej dłoń delikatnie spoczęła na mojej. – Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nie musisz być w tym sam.

Jej dotyk był ciepły, niemal troskliwy, ale nie przynosił ulgi. Zamiast tego wywoływał we mnie frustrację, której nie potrafiłem opanować. Jej spojrzenie – pełne troski, a jednocześnie oczekiwań – zdawało się wbijać we mnie, jakby próbowała przekonać mnie do czegoś, czego nie potrafiłem ani zignorować, ani odwzajemnić.

Nie mogła wiedzieć, że teraz w mojej głowie była tylko Mia. Jej twarz, jej zapach, sposób, w jaki patrzyła, jakby potrafiła zatrzymać świat... Wszystko wciąż było ze mną, wypierając jakiekolwiek miejsce na kogokolwiek innego.

Matka przerwała napiętą ciszę, upijając łyk kawy z wyraźnym zadowoleniem. W jej spojrzeniu dostrzegłem coś na kształt triumfu, jakby była dumna, że wszystko idzie po jej myśli.

Claudia w końcu odezwała się, próbując przerwać ciszę, która zawisła nad stołem: – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Tak dawno cię nie widziałam, Mateo – powiedziała, siadając naprzeciwko mnie. Jej uśmiech był delikatny, a spojrzenie pełne ciepła. Wyciągnęła rękę, muskając moją dłoń. – Cieszę się, że wróciłeś, choć żałuję, że w takich okolicznościach.

Skinąłem głową, unikając jej wzroku. Wszyscy starali się zachowywać normalnie, choć nad każdą rozmową unosił się cień zbliżającego się pogrzebu ojca.

– Mateo, moglibyśmy... porozmawiać na osobności? – Zapytała Claudia, pochylając się lekko, jakby próbowała dodać swoim słowom intymności. Jej ton sugerował, że to coś ważnego.

Wstałem bez słowa i ruszyłem za nią do salonu. Claudia usiadła na skraju kanapy, prostując sukienkę, jakby ten gest miał dodać jej pewności siebie. Stałem na środku pokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi, czekając, aż powie, po co mnie tu przyprowadziła.

– Twoja mama... – zaczęła, a jej głos delikatnie zadrżał. – Nie wiem, czy powiedziała ci wszystko. Jest poważnie chora, Mateo. Nie chciałam, żebyś dowiedział się tego w taki sposób i w takich okolicznościach, ale uważam, że powinieneś wiedzieć.

Te słowa, choć wypowiedziane łagodnym tonem, wwiercały się we mnie jak igły. Myśli wirujące w głowie stawały się nie do zniesienia – ojciec, siostra, Pola... a teraz matka. Wszystko to nakładało się na siebie, tworząc ciężar, który zaczynał mnie dusić.

Claudia podeszła bliżej. Położyła dłoń na moim ramieniu. Jej dotyk był ciepły, niemal kojący, ale nie mogłem go odwzajemnić.

– Obiecaj, że się nią zaopiekujesz – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. Jej spojrzenie było pełne troski, ale i oczekiwań.

Skinąłem głową, choć słowa utknęły mi w gardle. Nie mogłem jej odmówić – nie w takiej chwili.

– Mateo, wiem, to musi być dla ciebie trudne – powiedziała miękkim głosem. Zrobiła krok bliżej, aż w końcu mnie objęła. Jej zapach, subtelny, kwiatowy, otulił mnie jak ciepły koc.

Nie odwzajemniłem jej gestu. Stałem nieruchomo, jakby moje ciało odmówiło współpracy. Nie miałem siły ani ochoty się odsunąć, choć każda część mnie pragnęła uciec. Claudia była ciepła i troskliwa… Ale jej dotyk nie koił – przypominał, jak zamknięte pozostaje moje serce.

– Musimy się zbierać – przerwała matka stanowczym tonem, który nie pozostawiał miejsca na dyskusję. Jej głos, jak zawsze, brzmiał jak rozkaz, choć pod tą pewnością siebie kryło się coś trudniejszego do uchwycenia. Może żal. Może wyrzuty sumienia.