Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego… I co dalej?
Tu historia się urywa, a z kolei moja bierze swój początek – nie tylko jedna, lecz wiele tematycznych utworów, będących zarazem tautogramami, łamańcami językowymi jak i groteskami.
Każde opowiadanie w Taki To Tautogram ma własną literę alfabetu, mniej lub bardziej skomplikowaną fabułę i oczywiście swoich barwnych bohaterów. Zapraszam do surowego wnętrza Katedry, ponurej Nekropolii, osobliwego Ogrodu, czy Pałacu Pelagiusza – zabawnej opowieści z puentą. Wchodźcie!
Śmiało!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 46
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
― dedykuję drogiej Dorotce D.
Słowo od autorki
Tautogram technicznie tworzą takie teksty, tradycyjne, tajemnicze, także trywialne, tudzież tweety ( Thou think three thousandtimes thoroughly towards taking to tweeting till Twitter technicallytransforms this text tomorrow to the translucent Tahoma TrueTy-pe™), tymczasowo testujące trudny temperament tysięcy trzy-dziestoparolatków, tygodniami trapiąc tłumaczy, toteż trafiają tu towarzyszące tym trendom tematy, tworząc teksturę treści, tzn. tworzywo, tutaj tolerując tylko ,, t” .
Oto definicja tautogramu na literę t sama nim będąca. Dość trudno go zdefiniować, nie używając w niej ani wyrazu, ani litery. Jakkolwiek nie jest ona do końca przejrzysta, zamiesz-czona tu raczej jako rozgrzewka, można z niej wiele wywnio-skować. Tak więc tautogramy to oczywiście różnego rodzaju teksty, wiersze, również rymowane, krótkie historie, zaczy-nające się od jednej, wybranej litery alfabetu, a w przypad-ku niektórych języków – dźwięku, tworzące jedną spójną te-matyczną całość, bardzo często z ogromną dawką humoru.
7
Nierzadko innowacyjne słowotwórczo. W czytaniu wydają się lekkie, chociaż w pisaniu są dość wymagające. Jako ćwi-czenie wstawiłam też do definicji tweet w języku angielskim, który zawiera maksymalnie 140 znaków zgodnie z przyjętymi zasadami portalu.
Zestaw opowiadań tu zawartych, na większość liter polskiego alfabetu (z wyjątkiem ą, ę, ń, ó, q, v, x, y), nie jest połączony żadnym tematycznym przewodnim wątkiem. Jednak jego cechę wspólną stanowi igranie ze słowami, ograniczeniami składni języka polskiego i sensu samego przekazu. Czasem jest to ba-lansowanie na granicy możliwości oraz przesuwanie jej mocno w nieznane dotąd leksykalne rejony świata. Moją wielką inspi-racją przy posługiwaniu się tworzywem słowa był Stanisław Ba-rańczak. Geniusz jako tłumacz i słowotwórca.
W moich tekstach znajdziecie Państwo część słów, które oficjalnie nie występują w Słowniku Języka Polskiego. Przyczyn jest wiele. Są to często domowe powiedzenia, jakie powstają w sy-tuacyjnym kontekście. Myślę, że jest ich kilka i w Państwa ro-dzinach. Jeśli więc są one zrozumiałe i działają tak jak słowa działać powinny, to można zaliczyć je na poczet słów polskich.
Zamieściłam również kilka słów, którymi posługiwała się moja najukochańsza Babcia, a których po prostu nie ma w żadnym słowniku. Garść gwary. Dla mnie to też ważne i wartościowe 8
wyrazy z mojego rodzinnego wokabularza. Dorzuciłam kilka słów z języka angielskiego, jeszcze oficjalnie niebędących w SJP.
Szczypta neologizmów. Odżyły tu także długo nieużywane słowa, o których współczesny język polski już dawno zapomniał, a które nadal są jego częścią.
Najzabawniejszą stroną pisania tych wszystkich historii jest to, że na tę samą literę można skonstruować, jak z klocków, poważną fabułę przywołującą przełomowe odkrycia, jak i wspomnieć o nie mniej istotnej w historii ludzkości siermiężnej sławojce!
Tak, to znaczy nie – tak bardzo nie chodzi tutaj o pełną popraw-ność polityczną, geograficzną, historyczną czy – zdarza się na-wet – gramatyczną, lecz o tekst, który łączy zarówno tę samą literę alfabetu, jak i lejtmotyw. Taką idée-fixe inspirowane są te-matyczne tautogramy, a właściwie tautostories.
Dziękuję i zapraszam najpierw do Katedry.
Ewa Jakubowicz
Augustów, styczeń 2020
9
K
katedra
Którędy ku kolosalnej, kilkukondygnacyjnej, kilku-wiekowej katedrze kosztującej krocie, którą konse-krował kardynał? Kędyż korowody kapłanów, księ-ży, kanoników, kleryków, kapelanów, kaznodziejów kilkukrotnie kadzących, kropiących kropidłem krę-te, kiszkowate korytarze katedralnych katakumb, koszmarne krypty, klaustrofobiczne kilkuosobowe komory kolumbariów, krom konspiratorskich kryp-toportyków. Kameduli, karmelici, kapucyni, kartuzi każdorazowo kwaterowali karły.
– Kto kazał karmić kacerzy? – kontestował konwers Klemens.
Kędy królują korony kolorowych kruszców, kinkiety kilkumilimetrowych koralików. Krwistordzawe kute kraty krótkowiecznej kuźni któregoś kreatywnego kowala. Kilkaset kurdybanowych krzeseł konceptu kaletników. Konwie, kufle, kubki konwisarzy kolo-nizowały kuluarowe komnaty kapituły. Kunszt ka-mionkowych kruży komplementował kamieniarzy.
11
Karmazynowe kobierce koloryzowały kamienne klepki. Kołodziej kulał, korygując koślawe koła. Ku-riozum! Kwieciste kremplinowe kurtyny kotar kryły kicz krzywych kątów. Kadmowe kołatki, kobaltowe klamki, korodujące klucze. Kruche klepsydry ku-mulowały krzemowe kamyki. Karafki krzepiących kordiałów. Krynice kropielnic. Kształcące księgi. Ka-łamarze kopistów. Kaganki kopciły. Krewko klnący koszmar koniecznej konserwacji kościoła konfundował kurtuazyjnie kustosza Korneliusza. Kiedykolwiek kościelny Krystian, kataleptyk, kaszlał, kostyczny kat Kosma, kuternoga, kichał, knutując krzywoprzysięz-ców, krzyżując krzyczących kupców, kłując klatki krnąbrnych kusicieli. Kołomyja! Kunsztowne kryształowe kandelabry. Którakolwiek kazalnica kształtu konchy. Kłębowisko katastroficznych kazań. Kon-fesjonały koło katafalków. Kruchty, kaplice koro-nowane kasetonowymi kopułami. Kolejka kolumn.
Kształtne kwiatony. Koczujące kariatydy, kanefory kompletujące kosze kwiatów. Kostniejące kościotru-py. Konfekcjonowane koronacje królów, królowych, królewien, królewiczów, krwiożerczych krewnych.
Kolekcja klejnotów koronnych: kameryzowanych kie-lichów, kamei, koronkowych kolii, kaboszonowych klipsów, kolczyków, karminowych karbunkułów 12
– kosztowności kanciastego kanarkowego kufra. Kar-nawał kolorów! Kremacja korzennego kadzidła. Kordon krawców konsygnujących kir. Kombinacje kalli kontra krótkotrwałych kapryfoliów. Kwadratowy ka-pitularz klasztorny, kolumnady, kędy krużganki kipiące kępami konwalii, kwitnące krzewy karłowatej kamelii. Kostropate kikuty kasztanowców. Kaskady kropel kapały, krusząc kawałki kapników. Kameralna kampanila. Kilkuset klęczących kontemplowało ku-baturę kościstej konstrukcji, kalenicę, kilka kondygnacji. Kult krzyża. Kilkugodzinne kojące kantyleny kastratów. Kameralny koncert kwartetu kontrabaso-wego. Katastrofa! Kordony kulturalnych kabotynów kalający komórkową kakofonią kultowy klimat. Ko-mercjalizacja! Kuglarze kantujący kompanów kpili.
Kołysali kabzy kubraków, karczemnie kiereszując krwawicę krajan. Kieszonkowcy kradli krocie. Ko-kosy! Kabaliści kwestowali, krzewiąc konfabulacje.
Kolaboracja! Kaprawi kloszardzi kaptowali konflikto-wych kamratów. Knecht Konrad kroił kartofle. Kniaź
Kornel konweniował krępujące kłótnie. Kosmiczno-
-kosmopolityczny kalejdoskop kontrastowych kwint-esencji. Klangor kurantów karylionu. Klaszczemy!
Krągły Księżyc koczował kole konstelacji Kasjopei.
Konwertyta komtur Kurt kultywujący krucjaty, 13
kiedy kwestionując krzywdzące kalumnie, kaleczył
korpus kolczatką, kilkakroć konał konwulsyjnie.
Kondolencje. Konkluzja. Kruczoczarny kruk krakał.
Koegzystujące konstruktywne kredo kreśliło kata-stroficzną klątwę karmy.
Koda:
Koniec. Kropka. Kysz, kaduku!
14
A
alchemik
Androgeniczny Anzelm, alians alchemika aka autystycznego architekta, adaptował absydę antycznego abakusa, akcentując architraw ażurową arabeską. Arkady Akropolu amortyzował
archaicznym akantem, a anthemionem akroterion. Atestował
antykorozyjny aerozol, aktywizując awarię alabastrowej amfi-lady. Antytalent. Administrował archaicznymi almariami an-glosaskiej archikatedry, akceptując aksamitno-adamaszkowe alby arcybiskupa. Aranżował alkowy, aerodynamiczne altany; augmentował attyki, artystyczne abakany. Arendował arab-ski alkazar. Asenizował akwedukty, asekurując archeologów akwalungiem. Akurat aktualizował arkana antyku. Analizował
antymaterię. Afiliacyjnie adorował abażury antykwariusza, antypatycznie afiszując abominację annałów. Anulował auto-ryzację autentyczności astrolabium. Angażował adekwatnych adwokatów. Automatyzował administrację. Adrenaliną anar-chizował armię adwersarzy. Aresztował antagonistów apo-kaliptycznego Armagedonu. Aplikował artystom akwarele, ażeby anonimowo awizować akryle. Aromatyzował andruty 17
anyżem. Akumulował antyoksydanty, aż anihilował ambulato-ryjnie arteriosklerozę, artretyzm, anafilaktyczną amnezję. Afir-mował aforyzmy. Argumentował arkana absolutu aksjomatem absurdu. Archiwizował artefakty ad acta. Akurat apoteozował
anaglify. Aresztował atrakcyjną Afrodytę afirmującą arszenik aniżeli afrodyzjaki, aranżując autodafe. Agitował amorficzne anioły, amorki, archanioły, aby aktywnie akceptowały astrolo-giczne amulety. Administrował Albionem. Abnegował akwa-rium alegorią Atlantyku. Asymilował amalgamaty aldehydów, alkanów, alkenów, alkinów. Atakował anomalie atmosferycz-ne altocumulusów albo altostratusów. Aspirując, awansował, aczkolwiek arealnie. Atomizował arsen. Ametyst atakował
agatem, antracyt – azurytem. Asystował aptekarce Antoninie aranżującej akwizycję alchemicznych akcesoriów: alembiku, aludelu, ampułek, aseptycznych amfor. Atoli aprobował alego-ryczne abrakadabra.
Aplauz!
Aneks: apetycznego aperitifu? Antałek aromatycznego absyntu, ajerkoniaku? Anyżówki? Ach!
18
B
Baron
Brzask. Było bezchmurnie, bardziej bezdeszczowo. Bach budził
błękitnookiego barona Bazylego. Bob Budowniczy budował boga-czowi budowle, betonował bitumicznym betonem bezzałogowej betoniarki barokowe bazyliki, bizantyjskie belwedery, brylaste blokowiska, brutalne bractwa biurowców, brandenburskie bramy budynków, balkony bez balustrad, bezwymiarowe boiska, bunga-lowy, byleby basen był, bulwary brzegami Bałtyku bądź Bajkału.
Blankował burgundzkie baszty bezprecedensowo, barokizował
barbakany, barykadował bastylie, burzył bezcementowe bukranio-ny, bejcował brzozowe belki. Błękit blakł! Blady Bazyliszek, balan-sując brudnożółtymi bamboszami, bojowo brnął, bagatelizując ból biegunki, bałamucić bakteriostatyczny bidet, by beztrosko bałwo-chwaląc bodajże barchanowe bordowe bokserki, bezwstydnie bie-lić boraksem bezcenną biżuterię babci – bardzo bogato barwione broszki, bransolety, bursztyny, bezbarwne brylanty, bo błyszczały.
Barbarzyńca! Bezlitośnie biczował, besztając bluźniącego Belzebu-ba bredzącego błogo bukolikę bóstwiącą bladolicego biskupa. Bo-gobojny! Buntował Borutę boć bigoteryjnie bezgrzeszny. Bojaźliwie 21
badał biodra bioprądami bioenergoterapeutów. Blanszował besza-mel borowinami balneologów, brązowiał, brylantynując burzę brwi błotem, brzdąkał biczami. Brewerie! Bohatersko balsamował biolo-giczne boleści bakteriobójczą breją Baby-Jagi, bumelując bynajmniej boso blisko blaknącego butwiejącego brokatowego baldachimu.
Biedactwo! Befsztyk bluźnięty borowikową bordiurą brzydnął bur-żujowi. Bestyjka! Beczkował belgijski bekon. Bombowo! Bibliofil, beztalencie, bazgrał beletrystykę, beznadziejne bestsellery, ballady, bajkowe baśnie, bestiaria, biografie. Bajarz! Batyskaf buczał, badając bezcelowo buszujące biedronki. Businessman bankrutował, broke-rzy bowiem bryknęli, bojkotując bajońską bessę. Bryndz! Bywały buc błogo balował, błogosławiąc bankiety. Bajerował bukietami białych begonii, buławami beżowych bratków, balonikami, baweł-nianą bielizną, blachował brykami bezzębne białogłowy, brzydkie burgrabiny. Brunetki, blondynki. Błyskotliwie brylował! Bezcere-monialnie beatyfikował Beatę. Boski! Bezinteresownie baczył bytu bezdomnego błazna biernie błądzącego bliziutko Biebrzańskich Bagien. Bombastycznie! Bo Bob budował bezterminowo…
Bravo! Bis! Basta!
Bonifikatą bajronowskich bolączek będzie banieczka berbeluchy bez banderoli, bodaj butelka bezkonkurencyjnego Bordeaux!
Baryłka browaru?
22
C
czary
Coraz częściej czerwcowymi czwartkami czarujący czar-noksiężnik Chrystian, charyzmatyczna czarodziejka Cy-klada, czarownik Cynamon, chimeryczny cherubinek Ce-lestyn cichcem cyzelowali choreografię chromatycznych chmurzysk. Czesali cynobrowe cirrusy, chętnie czyścili cieliste cirrocumulusy, czochrali chabrowe cirrostratusy, cierpliwie cerowali chantilly cyjanowych cumulonimbu-sów, czasami cumowali cyklamenowe cumulusy, czepiając co chwila confetti cekinów, chybocząc całunem cien-kiego ciemnopopielatego celofanu, cienko cynując chmary chmur. Czcili ciszę. Czasami cała czwórka czarokletów chuliganiła, cofając chronologicznie chronologię cyfrowych chronometrów. Chronicznie cyklinowali cedrowy cyferblat cebulowego czasomierza. Czasochłonne! Celebrowali czas, częstokroć czerpiąc całkowicie czcze chwile, czcząc czeko-ladę! Celowo chrzanili chaos. Chcieli continuum chiroman-cji! Codziennie czekali cofnięcia całopalenia czarownic cią-gających cudaczne cerowane czechła. Chechłali chochoły.
25
Chwilowo chowali clownów. Chronili chucherkowate cho-chliki chwacko chrabęszczące. Ciemiężyli czekające czegoś, człekokształtne, cokolwiek capiące, czorty. Czart czmych-nął chyłkiem. Czyściec czerwieniał. Cień czezł. Celsjusz chłodniał chorobliwie. Cenzurowali cymelia, czytali ciur-kiem chrestomatia. Chłopcy celowali cieczą częstomoczu, ciukając ciemniejące cefeidy, choć chybili. Cudzoziemcy cieszyli cicerone cementującego cembrowiny cylindryczne-go Colosseum. Chuliganeria chwilowo chrypiała chóralnie chorały. Ciągle chwytali cykady. Cytowali Cyberiadę. Cho-dzili chować Chełmońskiego cichutko chrzęszcząc, czasem chrząkając, chroniąc chruśniak, czyli cudzołożąc, cudaczyli ćwicząc cielesność. Chryja! Charakteryzowali cycki carycy.
Ciągle chlali coca-colę. Cymes! Ciżba cichutko ciamkała, chrupiąc chrupki czeladników.
– Czyjże całostronicowy czystopis czterystuletnich czytań chryzograficzną cyrylicą chłonęli? – chlapnął carewicz Celeryn.
– Czyjkolwiek – charknął cesarzewicz Cyryl.
Czereda czyniła całkowite cuda. Całorocznie comie-sięcznie charytatywnie chałturzyli czterdziestopięcio-minutowe czternastozgłoskowe czytadła. Czemu cicha-czem charakteryzowali czterysta czasoprzestrzennych 26
czterowymiarowych czterogwiazdkowych czterometro-wych czterdziestoosobowych chędogich czworaków? Cóż!
Czysty cyrk! Cierpliwie cedowali chorobliwą celuloidową chandrę, chadzając chłonąć ciemność Cinema City całodo-bowo czynnego centrum. Cisnęli cymbergaja. Chałupni-czo chwalili Cepelię. Cenili cielęcy châteaubriand, czarując czterdziestoletniego cześnika czterowiekowego château.
Chapnęli Corleone ciemnoczerwonego chevroleta cross-
-country, chromoniklowanego chryslera, cętkowanego cadillaka coupé. Cacka! Cyklicznie czarterowali ciągnik ciągnący cieknącą ciężarówkę. Cierpieli ciężkie cięgi, chociaż cynicznie. Codziennie chronicznie chrapali, cuchnąc.
Chyba chamieli. Częstokroć chlubili czyimś cosinusem cudzy cotangens, chomikując cenne całki. Często chlapali chwastobójcze chemikalia, czerniąc cieniolubne cyneraria, chromoląc czerwie, chrzcząc chrabąszcze chemią. Chcieli chronić cmentarne cynie. Cedzili ciekły cybet. Czterokrot-nie chlorowali chmiel. Centryfugowali ciecze. Chemizowa-li cynę cynkiem. Kamuflaż! Chwytali cząstki chalcedonu, chryzoprazu, cytrynu, ciut cyrkonii. Czatowali conocnym całonocnym czatem. Cnotliwie ciachnęli certyfikat chytrze certyfikowany czarcim cyrografem. Ceremonialnie cucili cezara. Całowali czule ciotkę Cecylię. Ciułali centy. Cieszyli Cheshire Cat’a. Cofali cło. Cewnikowali Centaura!
27
Chłostali czerep czujnego Cerbera. Cywilizowali Cheopsa.
Cmokali cybuch cyborga. Ciekawe curiosum! Cudne cu-deńka! Chwileczkę… cdn…©
Chwalili credo: chyżo chłodź czarę cydru, chwacie!
28
Ć
ĆwierĆfinał
Ćwierćwieczna Ćwiklińska ćwiczyła ćwierćnuty: ćwir, ćwir,
ćwir, ćwiekując ćwiartowaną ćwikłą ćmę.
Ćmielowianka Ćwierczakiewiczówna ćwikała ćwiekulcem ćpa-jącego ćwierć ćwiartki Ćwieczka.
31
D
duch
Dwutysięczny dwudziesty. Druga dwadzieścia dwa. Do dwu-studwudziestodwuletniego dwupiętrowego dwunastopoko-jowego drewnianego dworku dokwaterowano ducha. Duszek Desmond, dumnie demonstrując diastemę, demonizował, dziel-nie drążąc dekadentyzm, dostrzegając doniosłość demokracji, dewaluacji dolara, deprecjacji dóbr doczesnych, dorzucając do-brodusznie domownikom darmowe dygresje dotyczące dnia dzisiejszego. Działając destrukcyjnie, dopomagał demoralizacji, deklarując dokuczliwie delikatną dewiację Donkiszota domel-dowanego dozgonnie. Dodatkowo dusił didżeja dezaprobują-cego disco-polo. Depeszował do developera, doprowadzając dworzyszcze do dezintegracji. Dokleił deszczochłonny desz-czochron. Dołączył dźwiękoszczelną dzwonnicę. Dewastował
donżon. Demontował dach. Detonował dynamit. Dorzucił dwu-konną dwukołową dorożkę. Doglądał dalie. Dożywiał dorsze.
Dyskutował dyplomatycznie, dodając dressingu do duszonego dewolaja. Domator! Dogotowywał dynię, dosypując doń dro-binkę daktyli. Drutował duchówkę. Drobiazgowo dementował
33
doniesienia dziennikarskie. Dobrodusznie dofinansował Dzień Dozorcy. Dekonspirował dysydentów. Dopiero dostał dekaty-zowane dżinsy, docinając dwieście dziewięć dziur dwukrotnie.
Dworak demonstracyjnie dematerializował dwudziestozłotów-ki, dłutował denary, dziurawił dukaty, donosił dewizy, doszli-fowywał diamenty, defraudował dziewiętnastowieczne dzieła Degasa. Dusigrosz! Drepcząc duktem, deklamował Dekalog, dorzucając Dantego. Drasnął drwala. Diagnozował dwunicio-wy DNA Druidów. Degustował darmowe dania, dokuczliwie denerwując darmozjadów. Dziennie dądził duszkiem decylitry dziegciu, dozował dżin doustnie. Dopijał drinki. Dopóki doryw-czo depilował delikatną damę, dorodną donnę, dopóty dokupo-wał Durex. Degrengolada! Dyskretnie darzył dobrodziejstwami dobroduszną duszkę Dagnę. Dekadę dokuczał divie, dyskredy-tując doskonałość dźwięków d-dur Debussy’ego. Dość delikat-nie docinając, drażnił domowego diabła, deklamując Dedykacjedo Dupy. Demony dały dyla.
Didaskalia: Dookolny drobny dżdżący deszcz dudnił, działał dojmują-co, dostarczając dziwnych dreszczy. Dęła dmuchawa. Dusina dostawał
drgawek.
Dziwaczejąc dramatyzował, dręczony dusznościami. Doleczał
dusznicę. Dezynfekował domestosem dyfteryt. Dobrowolnie drzemał. Dzięki demencji dezaktualizował dane, defragmentował
34
dysk. Dziennie dociekliwie dywagował dziesięciokrotnie. Deklarował detoks dla diabetyków. Dowoził dopalacze demiurgom.
Dzięki dostrzeganiu doniosłości doczesnego dzieła, dobrotliwie dopieszczał duszę. Darował demagogię dybukom dookoła. Dobrodziej! Dziedziczył dożywotnio drewutnię dobudowaną daw-niej do domu. Doceniał dostatek. Dzielnie dotrwał do dwuna-stej dwanaście. Diabelnie duszno! Drzewiej dorastał duchowo.
Dojrzewał do długowieczności. Dochował dziadunia. Dożył
dziewięćdziesiątki, dążąc do duchowej doskonałości dalajlamy.
Domarł doceniony długotrwale. Dotychczasowo denat. Dydak-tyczna dykteryjka!
Deczko dwudziestoprocentowego denaturatu?
35
E
earl
Egocentryczny emerytowany earl Edmund, endemiczny eg-zul, emanował ezoteryzmem ekspansywnej egestii. Eklek-tyczna enklawa egzystencjalisty eksponowała ekologicznie energooszczędne emporium efekciarską elegancją. Epatowała ergonomicznym entourage epoki empire. Entuzjasta epizodycz-nie ekranizował ewokacyjną epopeję Exodus Endokrynologów.
Egzemplifikował epicki erotyczny epos epikurejczyka. Ekono-mizował egzystencję eterycznej Eos. Europeizował ekipy eks-trawertyków. Eksportował esy-floresy. Ewidencjonował elfy en-cyklopedycznie. Etymologizował eufemizmy. Eponim Epikura
– epikureizm. Erudyta! Edytował e-maile. Emanował emocjami.
Ekshibicjonista! Eksplorował epicentram (errata: epicentrum) emfiteutycznego Edenu. Ekstrahował, etykietował, ekspediował
esencję elizejskiego eliksiru. Eudemonistyczna euforia! Efeme-ryczne echo efektów elektroakustycznych ekliptyki ewentualnie ekspirowało. Ewaluował ewolucję eonów ery eozoicznej. Eliminował egzemy emaliowanym etui ebonitowej egidy. Ekwili-brysta! Epileptyk elektryzował elektroencefalograf. Ekwipował
37
elektryków. Emitował energię elektryczną elektronów, eskalując ekstensywną entropię. Elektryfikował Eldorado. Eksplorował el-żbietańskie elementy elewacji Edynburga. Entuzjasta etnografii!
Egzaminował Eskulapa endoskopem. Ekstremalnie egzagero-wał embargo ekskrementów ekskrecji eksmałżonki Eulalii. Edukował explicite Erosa. Etapowo egzorcyzmował eblisa. Ewange-lizował Eponę. Ekskomunikował Erynie. Ekshumował egzegetę.
Eksponował estetyzm eugleny. Energicznie eksperymentował, energetyzując empiryczne emploi Einsteina E=mc2, etc… Epizo-dycznie, eklezjasta eksplikował egzogenezę enigmatycznym ex-pos é. Ekstrawagancja! Emanujący egzoftalmią egzorcysta eksmi-tował ekscelencję ekstraordynaryjnie. Energicznie ewakuował
enigmatyczną endoprotezę eminencji. Ekstatycznie estetyzował
elogium eliptycznego epitafium. Ech! Ekslibris: eskapista.
Epilog.
Etna eksplodowała!
38
F
faBryka fantazji
Fascynacja fanaberią fatalnej femme fatale finansowała filię Fa-bryki Fantazji faworyzującej fantomy filigranowych faunów.
Franczyzodawczyni fortyfikowała filarami fontanny formalde-hydów. Flankowała falochron, forsując furię fal fosy. Feralne fatum firmy frasowało formierzy formikarium, frezerów frezu-jących fornir. Faktoria frustrująca facjatę fabrykanta Fabrycjana formalnie funkcjonowała, fakturując fiskusowi fikcyjny fundusz.
Filantrop! Fundowała fraktalne freski, foremne frontony, fer-nambukowe fasady, firmowała fotomontaże fotografii fotoge-nicznych frankfurtczyków, flancowała fioletoworóżowe fiołki, fabrykowała fluorescencję fosforescencji, feerię fantasmagorii, fluktuujące fatamorgany, flary fotoreporterów, fantazyjne for-my fotokinezy, fragmentaryczne fotosyntezy, fizjologię figlarne-go fiutka frasobliwego fircyka. Frajda! Faeton furczał. Fasetując fotochromatyczne fiolki, fosforyzujące flakoniki, fotolumine-scencyjne flaszki, forteca filtrowała fluidy fosforoorganicznych feromonów fingując fortunę. Filetowała flądry. Foliowała flago-we frykasy. Frakcjonowała fistaszki. Fasowała frapujące frappé.
41
Formatowała francuskie foliały. Finezyjny flamboyant! Fachowo fabularyzowała filmy feministyczne. Finalizowała fikcyjne for-macje, farmerskie festyny, festiwale folklorystyczne. Fatygowa-ła Freuda. Filmowała fińskie fiordy. Falsyfikowała fajansowe filiżanki. Fałszowała flausz filcem. Fuszerka! Folgowała fetor fermentujących fekaliów fungicydami. Fuj! Fryzowała fenotyp feniksa. Fanatycznie farbowała fajne futrzaki. Fastrygowała far-focle frędzli. Fascynująco formułowała frazeologiczne frazesy.
Fabrycznie felerny fortepian fenomenalnego Fryderyka fruwał.
Fanfary! Fajerwerki!
Finał fetujmy flaszeczką fantastycznego Fresco!
42
G
Gotyk
Głuchy grudzień. Gmach gotyckiej galerii gnieżdżący glify, gro-madzący głowy gigantycznych gargulców, gdzie groteski gip-sowych gryfów grawerowanego gzymsu gubiły grzywy. Grego-riańskie głosy groźnych Gorgon gromiły giętkość gustownych Gracji. Gamoń Gedeon ględził. Gałganiarz Gilbert gorliwie gniótł
gacie godzinami. Garbus Gaspar główkował, generując gniew ge-niuszy. Gagatek! Goliat gasił gwiazdy. Gwiazdozbiory gorzały.
Gilotyniarz Gordon gnoił gildię grabarzy. Groby gniły. Grobow-ce grzęzły. Grad gęstniał. Gęślarz grał. Gdyby goblin gorączkowo gmerał gerydonem gnomon gnoma, gnom gibko giąłby gwoź-dziem gilotynę goblina. Gospodarz Gościrad gręplował gradient granatowych gobelinów. Geniusz! Guślarz Gniewomir grzmiał, głosząc gminowi grodziszcza geloskopię. Gusła! Grzesznik Gro-misław gromadził gromnice. Goła Godiva gorszyła gawiedź
gapiów gorącą golizną. Gliniany Golem głównie gelbrynował
galwanizowanego Graala. Gomora! Goplana gorzkniała, gdyż Ginewra grymasiła, gniotąc gdzieniegdzie gabardynową grana-towoczarną garsonkę grożącą gruźlicą grzybiejącej garderoby 45
garsoniery. Graciarz Gotard godziwie grabił gwinee, gardził
groszami. Głośny geszeft! Gotlieb gniewnie gromił gestalt. Gigantyczny Garm grasował. Gadzina! Gromowładny Golfstrom gładził grotmaszty galeonów galerników. Gorzelnik Gorzysław gorliwie gardłował glosolaliami. Gruboskórny gastronom gmerał gnatem garnirowaną galantynę garmażerii. Grubiański Got-fryd gotował gęstą grochówkę. Gburliwy garncarz Gawin grzał
gębą głęboki gruszkowaty gąsior gorzały. Giser Gwidon gulgo-tał głodny garnca grzańca. Gwarzyli gwarnie. Goniec Gniewko godła gawrosz, gestykulując, gonił grajka Gaudentego, gnając gdziekolwiek. Giermek Gerald garażował gniadosza, gimnasty-kując golenie. Goście gderali, grymasząc gremialnie. Gehenna!
Glazurę gabinetu Gerard gdziekolwiek gruntował grynszpanem.
Gołębie grzywacze gruchały, gloryfikując gloriety. Gawrony ga-worzyły. Gąsienice gdzieś godnie głodowały, gracując gazony gliniastożółtych gardenii, glicynii, georginii, gros goździków.
Gont ganku gryzł grzyb. Głębokomorskie głowonogi gromadnie gnębiły garstkę gąbek Galapagos.
Giga-galimatias gratis!
Grzejemy gar grogu!
46
H
hellada
Hekatombajon. Harcownik hetman Herman, hołubiący hełmy, halabardy, haweloki, hrabia Henryk hipochondryk, honorowo habilitowany, herbu histeria, hartujący hemoroidy hipoalergicz-ną higieną, hydroterapią, homeopatią, heteroseksualny herold Harald, husaria, harde hajduki – handlowali hordami hobbi-stycznych heraldycznych hybryd. Hipogryf haratał haluksy he-roicznym harakiri. Heterogeniczny hermafrodyta Hermes hoj-nie honorował haracz hierarchizowany huśtawką hossy. Hejże!
Hajda! Hedonista Hades, hetera Hestia harcowali. Hesperydy hołdowały herbarium Heraklita hyzopem herbicydów. Hama-driady hałasowały helikonem. Hieny Harpie hulały, hedonizo-wały harce. Hałastra! Hamlet humanista, hulaka-hochsztapler hiperkrytykował hieratyczne hieroglify hiperboli historyczno-językowego hagiograficznego heksametru Homera. Heretyk Helios hierarchizował heliocentryzm. Harując, hamernia Hefaj-stosa heblowała hermetyczne heksaedry hurtem. Hadrian histe-ryzował. Hipomaniakalny Herkules, huncwot, hulaka, heroicz-ny hałaburda, hajtał histeryzującą Herę. Haralampiusz hartował
49
hesperyjskimi huraganami horyzont hemisfery. Hultaj! Horus hibernował. Heloiza hodowała hiacynty. Hezjod hospitalizował
homary. Harfa Heleny harmonizowała hałas harmideru. Han-nibal hałaśliwie hemolizował halucynogeny hipnotyzującego haszyszu. Heca! Herbarz Heliodor hydrorafinował hektolitry hibiskusowej herbaty. Horoskop Horacego heroizował hipnoty-zera-hieromantę Hektora.
Hrabstwo hegemona, hektary habendy, huczało helleńskimi hi-storiami herosów Hellady. Hammer horror, hippisowski happe-ning.
Hurra! Hokus-pokus! Hyc!
Haust Heinekena?
50
I
ideoloGia
Imć indywiduum infantylny introwertyk Ipsylon Iks Igrek i inni in-telektualiści infekujący iście irracjonalnym IQ i intrygującym id1 in-westowali, intensyfikując intratny interes, ipso iure inicjując imperiali-styczny impas inflacji i industrialną ingerencję. Insynuowali irytującą inercję iluzorycznych instytucji. Inspekcjonowali immunitet inwe-storów. Imputowali incognito, iż Inkwizycja infiltruje imponderabi-lia, indemnizując incydenty inaktywujące infrastrukturę Interpolu.
Iskali inspektorów ichnią irchą! Impertynencja! Inkomodowali imie-ninową imprezę iluzjonistów instrumentalnymi iteracjami. Indywi-dualnie instalowali imponujące iglice identyfikujące igloo Inuitów.
Indolentnie izolowali izobary, izobaty, izobronty, izochimeny, izo-chory, izochrony, izodynamy, izogeotermy, izoglosy, izogony, izo-haliny, izohele, izohiety, izohipsy, izohydry, izokliny, izokrymy, izo-luksy, izonefy, izoplety, izosejsty, izotachy, izotermy, izotery, ilekroć importowali izotopy itru, indu, iterbu i irydu. Incydentalnie interpretowali infradźwięki, itd., itp.… Idioci! Instantyzowali insektarium 1 Ibidem.
53
insektobójczymi inhalacjami. Internowali internistów izolatorium.
Irrelewantna inwencja! Immanentnie inspekcjonowali imieninowe imprezy! Idealnie! Iście inspirująco instruowali improwizujących instrumentalistów, insynuując im imitatorstwo. Impulsywnie inda-gowali impresaria, indoktrynując interesujące ich inklinacje. Inkwi-rowali inkasenta Idziego. Inkorporowali itineraria. Indosowali inter-cyzę. Influencerzy imprekacji i inwektyw! Interpretowali ilekolwiek inkluzji inoceramów. Identyfikowali identyczne inkarnacje imitujące imago Izydy. Ikar iskrzył.
Interludium (italiką indygo)
Intensyfikowali istnienie imaginacji, ilekroć iluminowali inicjały i ilustrowali inkunabuły. Inwentaryzowali inedita. Importowali ijolitowe intaglio. Inkrustowali imbryki imponującymi intarsja-mi i impregnowali imitacje izabelowych ikon innowacyjnymi iryzującymi ingrediencjami INOX. Intuicyjnie inwigilowali i in-filtrowali inwentaryzatora Izydora, intensywnie inscenizując im-presję idiosynkrazji. Ilekroć implikowali inspirujące ideogramy idiomatycznych inskrypcji, instytucjonalizując inwarowe insyg-nia, istotnie inkryminowali imperatyw interregnum interrexa i infantki. Ignorowali interpunkcję.
Igrzysk, igraszek, idylli!
54
55
56
introligatorskie interfolium
J
jaGiellonka
Jasnooka, jasnolica, jasnogłowa jedenasta Jagiellonka Jadwiga, jedynaczka, jejmość jaskrawej jednokolorowej jednorzędowej jersejowej jesionki, jednała jarosławskich jałmużników. Jaśnie-jąca jednowiekowa jubilatka. Jako jaśniepani jękliwie jodłowała jednozwrotkowy jamb. Jeśli Jadzia jędrniała, jadając jednostajnie jakoby jarskie jednodaniowe jadło: jarmuż, jakąś jajecznicę, ja-błecznik, jagodzianki, jest jednoznacznie jednożerna. Jednooso-bowo jarowizowała jędrne jagody. Jednowładczyni Jaga jałowiła jarzmo jasyru jakichkolwiek jeńców jurysprudencją jurydyki. Jejmość Jagienka jątrzyła jednostronność jenerałów, jarych jeźdź-ców, jurnych junaków jeno jakąkolwiek jednorazową jałmużną.
Jęknęły jazgoczące jędze. Jednoczyła jarmarczne janioły. Jednocześnie jęła jeździć jucznym jednorożcem. Jęczały janczary. Jako-woż jurgała jednocześnie jakowegoś jopka jakoby jokerem. Jak-żeby! Judziła janusowego jasnowidza Januariusza. Jej jednozęby, jednooki, jednoręki jubiler Jaropełk japił jantary, jadeity, jaspisy.
Jowialny jegomość! Jednoizbową jednoosobową jurtę justerowa-ła jednorącz jeno jutowymi jętkami.
59
Jesienniały jary Jaćwieży, jeziorne jazy jasnozłocistymi jaśmi-nami, jednolitymi jaworami, jasnozieloną jemiołą, jednobarwną jarzębiną, jaskrawożółtymi jaskrami, jastrunami, jednorodnymi jabłonkami, jesionoklonami. Jaki jaskrawopomarańczowy jack-
-o’-lantern! Jasno jaskrawiał Jowisz. Jeszcze jaśniała Jutrzenka.
Jakżeż jasnolazurowe jezierze!
Jesteście? Jużci jotę jałowcówki, jednorocznego jarzębiaku! Jed-nego jabola jutro? Już!
60
K
kuStoSz
Kongenialny kustosz Kasjusz kochał kamienne klasyczne katedry, koniecznie klimatyzowane, koliste kaplice, kształtne kopuły, krzyże kasetonów, kwiatony, kolumny, kryształowe kilkuramienne kiście kandelabrów, kinkiety, kazalnice kopiujące kielichy kwiatów, kon-fesjonały kipiące kadzidłem, kapniki, kampanile, kute kraty. Kędy kwietniowe kompozycje kaskad kamelii, kępy konwalii kultywowały klasztorny krajobraz. Kilkukrotnie księgował kanciaste kufry kunsztownych klejnotów koronnych: kamei, karmazynowych karbunkułów, kropelek kolczyków, kolorowych kruszców. Kanafarz krzepko kursował, kontemplując kilkunastowieczną konglomerację, krocząc krętymi korytarzami kilku kondygnacji katakumb ku ko-morom kameralnych krypt. Karmelici krążyli klasztornym kapitula-rzem, klękając koło krużganku kościoła. Kropiło. Konserwator kito-wał klajstrem kameryzowane korony królów, karminowe kaboszony kapryśnych księżniczek; krochmalił koronki królowych, kolorowe kamasze książąt, krynoliny, kostiumy, krezy, kiczowate kapelusze księżnych kalkulujących kalorie. Kobiety! Komunikatywny kamer-dyner kupczący kunsztowną kamizelką kwaterował kalejdoskop 63
kataryniarzy, komików, klaunów, karły, kabarecistów, kloszardów, kogokolwiek kusząc którędykolwiek komfortowymi komnatami kasztelu. Kupcy kurtuazyjnie kaprysili, kasując kilkumilionowe kwo-ty, kramarząc kamienicami. Krzyżacy kolekcjonowali kominki któ-rekolwiek kultywowały kanon konwencjonalnych kwadratowych kremowych kafli. Kabaliści kamienieli, konstatując kontrowersyjną klątwę Konfucjusza. Kiepsko kalkulowała klepsydra. Kowale kuli koślawe kosy. Kostropaty koniuszy kierował kilkuosobową karetą konwojowaną końmi. Kulawy klucznik, kunktator, kuśtykał, kłapiąc korodującą kłódką, kołysał kołatką, korkując kluczem koniak, kaszlał, kichał, kląskał, klnąc, karcił koszmarnego kaca, konfundując kata, kulturoznawcę, który kruszył kultowe kromlechy kajdanami. Kar-czemna kindersztuba! Kieszonkowiec kusił kworum kleptomanów, kantował komiwojażerów, kołtunił konfederatów. Korsarze, kursu-jąc kesonem, katalogowali kałamarnice, kalmary, kaszaloty, kraby, krewetki, kolorowe koralowce. Katastrofa! Kopernik kochający Ka-sjopeję konstruował kwadrant, koniecznie kosztując kufla karczmia-nego klaretu, kieliszeczek kadarki. Kontemplował kratery Księżyca.
Koroner krążył, kartkując katastralne księgi kostnicy. Kordian konał.
Konkludując: komercja, konsumpcja, konfabulacja!
Katharsis!
Kurtyna!
Koniec!
64
L
leGenda
Legendarna lady Lukrecja, luba lorda Lastryko, lansowała libe-ralizm. Lordostwo lubiło legalne loterie. Luty. Lukratywnie lo-kowali liczne luksusowe limuzyny. Lekkomyślnie lekceważyli lenno. Limitowali lokaty. Lobbowali lombardowe lichwiarstwo.
Larum! Lakonicznie lamentowali. Leczyli lordozę liofilizacją lę-dźwi, lekkie lumbago – lodowatym lokum. Lipiec. Lato. Leniu-chowali, leżąc luzem. Labilnie leniwieli. Leżakowali, lornetując Lazurową Lagunę. Laba! Latorośl landlord Lucjan lunatykował, luzując linę latawca. Lewitując, lasował laboratoryjnie lapis la-zuli lub labradoryt. Luna lśniła. Laird lonżował landgrafa. Lulał lamentującego laufra. Lapidarny lejtmotyw. Listopad. Li-cencjonowany lokaj Leon lakował listy lewicowych lokatorów.
Luzacko legitymował legiony lemingów. Licytował landszafty Leonarda. Luwr legł! Luźno lepił labirynt. Lakierował lochy li-laróżem! Lamował lambrekin. Lamus licował lamperią. Legali-zował lustra lunaparku. Lampiarz lucyferazą likwidował lumi-nescencję latarni, lekkich lampionów, lichych lampek. Luminarz lawirował lichtarzem. Ludwisarz lutował lunetę. Lojalny lecz 67
lizusowski lokajczyk linczował leciwego latarnika latarką. Loka-lizował leonidy, lukając lufcikiem lukarny. Liczył losowo lśnią-ce luksfery. Lizał liczebnie lepkie liliowoniebieskie landrynki, lukrowane lizaki lub leczniczą lawendę. Lollipop! Leworęcznie leczył Lewiatana lewatywą. Logiczne? Lał lizolem, listwując la-trynę. Licencjonował libacje lafirynd, laleczek, laików. Lajkonik liliowiał. Lete leniwie lulała lichy lakmusowy listek lotosu literu-jąc L.a.c.r.i.m.o.s.ę. Ludzkość licznie lajkowała…
Lepiej leczmy listeriozę lufką litrowego likieru!
68
Ł
łąka
Łżykwiat. Łasica łakomczuszka łacno łuszczyła łapami łykowaty łubin łęgu. Łoś łasuch łapczywie łaknął łazanek, łachmaniąc łany łąki. Łania łapała łakocie. Łabędź łupieżca, łopocząc, łowił
ławice łososi. Łaps! Łamaga łagodnie łaskotał ładną łyżką łajda-ka. Łazęga łechtał łobuziaka łaskotliwie łańcuchem. Łatwowierny łepek łomotał łąkotką łopatkę łgarza. Łachmyta! Łyska ły-siała. Ług łagodził łupież. Łut łoju łupem łucznika. Łotr łowczy łudząco łatwowierny łamał łodygi łopianu. Łoskot! Łowiczanka łobacyła Łęczycanina. Łgarz łkał łagwiami łacnych łez. Łazarz łoił łotrzyka łamaną łaciną. Łobuzeria! Łańcuch łoziny łączył ła-guny łukujących łódek.
Łaźnia, łazienka, łoże?
Łyczek Łomży?
71
71
M
mnich
Mistyczne millenium. Marzec. Mury Malborka mieściły małomównego, miedzianowłosego, modrookiego magi-stra mnicha Marcela. Mawiał: m emento mori. Margina-lizował majątek materialny, mienie, mamonę. Marznął
mężnie mimo miłej malutkiej mansardy. Miasteczko mówiło – mędrzec. Miłował monumentalne malowidła, miniaturowe mozaiki. Mącił maestrię mandali, miarku-jąc moczopędne mikroelementy. Mecenas! Magazynował makabryczne mdłe monidła. Maniakalnie malował
mlecznobiałe madonny miażdżone majestatycznymi mandorlami. Montował monstrualne milczące masz-karony, modernizując monotematyczność masywnych mastab. Masakra! Murował monolity megalitów, mą-drze maskując murszejącą malwersację. Machinalnie melanżował misterne motywy mauresek muśnięciami meandrów. Majstersztyk! Majstrował marmurowe mas-werki, melafirowe modyliony, miedziane meluzyny, mosiężne muzy, mahoniowe meble, majolikowe misy.
73
Merkantylizował mdłozielone malachitowe medaliony.
Mruczał modlitwy, mimochodem medytował. Molesto-wał męczenników modlitewnikami. Moja Magnificencja!
Męczył magów. Miniaturyzował manuskrypty. Mistrzo-stwo! Magazynował machiny mechanizacji, mianowi-cie mercedesy, moskwicze, mirafiori, maluchy. Mierzył
meduzy, morzył mięczaki. Maglował mafię makaronia-rzy. Mistrz matematyki. Maksymalizował mikrokosmos, minimalizował makrokosmos. Manipulował metaforyką metafizyki. Mesjasz! Mydlił miliony muszelek. Mył ma-kietę monasteru. Mamałyga! Mistrz madrygałów. Mu-zyk, meloman, miłośnik Marillion. Momentami majaczył, marząc. Mamrotał meno mosso. Marnotrawił misterium męki miłośników McDonald’s, matacząc morowe menu.
Martyrologia!
– Metempsychoza mistyfikuje mesmeryzm? – mędrkował.
Marginalnie monitorował mizerną mniszkę Matyl-dę, marszcząc mantylę magnifiki. Metodycznie mroził
mszalną małmazję! Makabra! Medyk mitrężył miesiące, mieszając mikstury melisy, majeranku, miodowe maści, minimum mitycznej mandragory, mnóstwo miligra-mów melatoniny. Moderując malignę melancholii, moź-dzierzował miętę, monitorując metabolizm. Miksował
74
majonez, miął mak. Marynował mortadelę. Macerował
makrelę. Miękczył marcepan. Miód-malina! Międlił
mosznę. Miał marokinowe mokasyny, markowy makin-tosz, muślinową mereżkę modnych męskich majtek, mi-krofazową matę. Maskarada!
– Mógłbym może mrożone maraskino? – marudził.
Markotniał mimo memów. Marniał. Meliorował mo-kradła. Mierzył metraż mogił. Mitygował manekiny.
Moderował marionetki. Moralizował Myszkę Miki. Mo-toryzował, motywując Mikołaja. Manierycznie manił
Melpomenę. Mentor mezaliansu multimilionerki mi-łującej meksykańskiego matadora. Mumifikował mo-tyle. Magentowe muśkaty magnetyzowały mariawitę.
Miesiącami merytorycznie maltretował mikropowieść Muminki, manifestując miękkość Mamy Muminka, ma-łej Migotki. Miętosił miluśkie misie, mniejsze maskot-ki. Modyfikował molekularną monokulturę mikrobów, mylnie motając morfologię mitologicznego Morfeusza.
Mizoginista mroku. Mamił Mefistofelesa. Misjonarz! Monitorował menażerię monarchów, margrabiów, markiz, możną magnaterię. Mozolnie mylił miriady mgławic mi-goczącej międzygwiezdnej materii, minując Marsa meta-licznymi meteorytami. Moralizował. Mitoman! Mówca!
75
Milczał miłosiernie. Mnożył myśli. Miewał migre-ny. Mlaskał. Młócił muchy metalowym młotkiem.
Mordował mustyki. Miazmaty mżawki mętniały.
Mgła mierzwiła meszek. Mikrokryształy matowia-ły. Maelstrom martwiał. Minotaur mdlał. Mnich majaczył. Masowo marnował magiczne mieszanki meskaliny. Masochista! Morfina minęła.
Morał: może mało mu mocnego mamrota?
76
N
nekropolia
Niemłody nieżonaty neofita, nomen nescio, nagrodzony Nagrodą Nobla, nabył nagle nieprzytulną nekropolię.
Nakleił niepostrzeżenie nad nebularnym nieboskłonem neogotyckiej nieruchomości naprawdę najwytwor-niejszy neon, niebieściutki, niepokojąco najjaśniejszy, niewątpliwie nieco natarczywiej nieszkodliwie nie-zwykły niż nuklearny nimbus na nocnym niebie. Na-wygrzebywał nieboszczyków, niechcący natrafiając na nieżyjącego nastoletniego neandertalczyka. Numerował nieśmiertelnych. Na nowo nadmurował niektóre nadpęknięte nagrobki. Nadbudował nadkruszone narożniki. Nagwintował nadbutwiałą nadstawkę nad nagłówkiem. Nieumyślnie naruszył nadbite naświet-le niszy. Nadtłukł nadokiennik. Nadwątlił namurnicę.
Narozstawiał najróżniejszych narzędzi. Nadobowiąz-kowo należycie naoliwił nadrdzewiałe niklowane na-krętki. Natchniony naprawił największe nierdzewne nożyce. Naszykował nowe nawiertaki. Niezauważalnie 79
nadgryzł nefrytową nubijską Nefretete, niekoniecznie niejadalną. Nitując nadpróchniałe nadproże, niedo-kładnie narysował nań nanotechnologią natynkową niegroźne narwale, naprzemianlegle nanosząc nakrę-cone na nefy nadmorskie nautilusy. Nieziemsko na-malował niewyraźnie nieprzeźroczyste nereidy Nere-usza na niszy nieopodal nawy. Naumyślnie nadepnął
nadpleśniały narząd nerki. Naciułał nadtłuczonych naczyń. Nabył noktowizor. Nadymił napalmem. Na-sadził niskopiennych nasturcji. Nazwoził nenufarów.
Nagromadził nocoświetlików. Nakopał nagietków na-około. Natomiast nemezja Nemezis nadwiędła. Nie-wyobrażalny niuans! Nawiózł nawóz na nawierzch-nię niebotycznego nasypu. Normalnie neolit! Nabujał
naśladowcom niestworzonych nonsensów. Nawrócił
neoromantyków. Nużył Nietzschego. Naprzeklinał.
Nasprowadzał nałożnic. Naturalnie! Nonszalancko na-wydziwiał neuropsychologom. Nadmieńmy – nabożny nonkonformista! Niekomunikatywnie negocjował nie-jeden natrętny nawyk nerwicy natręctw. Nadzwyczaj napracowany nieopatrznie nadszarpnął nerwy na nie-korzyść, nadpsuł nadciśnienie, nadwątlił noradrenali-nę. Niniejszym neutralizował neurastenię! Nieustannie narzekał. Naturszczyk nosił niechlujny nakrochmalony 80
nylonowy negliż naperfumowany naftaliną. Normalnie nie naniszczyłby niczego niesensownego, niemniej narozrabiał. Nachuliganił. Nasodomił. Nasiusiał na nocnik. Natrętnie nawiedzał nago natrysk. Nigdy nie-frasobliwie nie nadużywał nikotyny, narkotyków, nato-miast niespodziewanie nadwyrężył nieco naczynie nie-dopitego niebiańskiego nektaru. Nadaremnie! Na nic!
Naiwny narcyz! Nieprawdaż? Nieopatrznie nagrzeszył.
Nieumiarkowanie nucił nieprzemijające nieszpory. Na-drukował nieskończony numer największych nomi-nałów. Niedyskretnie nazwijmy niniejsze nieobliczal-ne nadużycie nirvaną! Na niby! Niedokończony nimb niszczał niestety.
Nadciągała nawałnica. Niejednocześnie nadleciały nie-liczne niewzruszone nimfy. Nów. Niedziela. Nieprzewi-dywalnie nadeszła nicość. Nestor nienawidził nomenkla-tury. Niemniej na nekrologu napisał:
Niezapomniany nekrofil,
nieobecny nam najznakomitszy nieodżałowany nekro-manta.
81
Niebiosa nieskończenie nieukojone natchnęły nabożnością niepocieszonych!
Nalać niskoprocentowej nalewki?
82
O
oGród
Oto Osiemnastowieczna Opowieść o Ogrodzie: Otóż ongiś osiemdziesięciosiedmioletni ognistowłosy obłąkany ogrodnik odziedziczył osobliwy ocalony ogród, ogromny, odgro-dzony oczywiście oślizgłym, omszałym oblepionym obrzydliwymi omułkami oktagonalnym ogrodzeniem, osłoniony ocienionymi ol-brzymimi osikami, osaczony ospałym okultystycznym opustoszałym opactwem opuchłego opata, okraszony osadzonym owalnym oligo-ceńskim oczkiem obsadzonym oczeretem, obetonowanym ohydną otuliną. Owiany odwiecznym odium, okolony ozdobnymi oleandra-mi, obłędnymi opuncjami oraz opleciony oryginalnymi orchideami, oplewiony, orzeźwiająco oschły (oksymoron), omglony organiczny-mi oparami orientu, ożył! Omam! Opisując owy obszar, odsłaniamy oczom obraz onego odzwierciedlający otchłań ozonu, ostoję ożyw-czych oleożywic, odyseję odrodzenia, odetchnienia, oazy od otacza-jącego osiedla, ogromnego oceanu okrytozalążkowych, okwieconego ołtarza ociekającego ogólnospożywczą obfitością owoców. Odwie-dzający ogrodzieniec, opaleni obcokrajowcy, okryci ortalionowymi 85
opończami ozdobionymi ornamentami o ochrowym odcieniu, ob-ficie obczepieni oliwkowymi odmianami oliwinu, onyksami, obse-syjnie opalizującymi opalami, odtlenieni, oddychali ówdzie ochoczo.
Obsługa obiboków oprowadzała opryskliwych osobników, osku-bując ostatki oszczędności. Ogromnie opłacalny obowiązek! Odpocząwszy oczywiście oprócz oziębłego Oriona, oniryczny Orfeusz, ortodoksyjny Otello, odwykła Otylia, osiągnęli orientacyjnie orgazm osobno. Obłęd! Otumanili oready opium. Onieśmielali opatrzność!
Onegdaj otnianki. Opici osławioną oranżadą, odświeżeni ochłodą obskurnej oszklonej oranżerii, odstrzeliwszy, odgotowawszy, oso-liwszy oswojonego orangutana, obgryźli onego, obserwując osza-łamiającą objętość otyłości. Odsmażyli ostrygi. Obżarci, oblizywali oblukrowane oberżyny, odpoczywając odrętwiałymi odwłokami, ostentacyjnie opóźniając opróżnienie otrzewnej obstrukcją. Olaboga!
Odmieńcy ostrożnie opuścili ogrodową ostoję, odganiając odyńca.
Obudzony odźwierny opieszale otworzył osobnikom odrdzewione obrotowe odrzwia, oferując ozięble osobistą ochronę obok odpłat-ności. Oburzeni odmówili. Oho! Odeszli odeń ochłonąć, odkręciw-szy ołowiany odgromnik. Odrąbali odrosty okalające owalne okno, odsłaniając obdrapane ościeżnice. Odtłuścili ocynkowane ostrokąt-ne okucia okiennic. Okratowali oculus. Opatrznie odrestaurowali odstające odboje. Odsłonili obsydianowy obelisk. Opryskali okolicę owadobójczym odstraszaczem os, odstręczając obrzydliwe omarli-ce. Oznakowali odmiany owadożerne. Ogrodzili obuwika. Ogólnie 86
odchwaścili, odgrzybili, odwapnili, odpluskwili okólnik, omyłkowo obsypując ostrokrzew obornikiem. Opielili osiemnaście odwodnio-nych ogórków. Określili obecną obowiązującą odmianę orzechów organoleptycznie. Odpowietrzyli oporny odpływ, odpędzając odór.
Około osiemnastej osiem odsapnęli. Odpocząwszy, odremontowa-li ogrodzenie. Opodal odgrzebali oburącz obskurny obły opleśniały ogryzek. Optyczne obrazoburstwo! Odeszli odmienieni, odczuwszy odprężenie. Odkąd oczarowani opuścili obejście, okupując okoliczną oberżę, odtąd oliwki obiecująco owocowały. Obłędny ogólnokrajo-wy omen. Okey!
Oklaski!
Odrobinę osiemnastoprocentowej okowity?
87
P
pałac pelaGiuSza
Październik. Poniedziałek. Po południu. Po piątej piętna-ście. Późnobarokowy prowincjonalny pięciopiętrowy pod-upadły pałac przy parku poobdzieranych platanów. Po-sępna przeolbrzymia posesja. Przejdźmy przez pałacowy pasaż. Przeżarta patyną przednia pierzeja. Poprzedzierane płaty papy. Połamane pinakle. Pogięty piorunochron. Prze-strzenna panorama placu porosłego porostnicami, poprze-tykanego pojedynczymi poprzechylanymi piedestałami piaskowca pozostawionymi potomnym. Prosty pawilon pomarańczarni. Przerdzewiałe, pierwotnie pełne przepy-chu, podwoje przystrojone portalem pionowych profilo-wanych pilastrów, poprzedzają przekrzywiony portyk pełniący pieczę protektora przedniego przeciwdźwięko-wego przedsionka. Półokrągłe przeźrocza przepuszczały paski pąsowego pobrzasku penetrującego podtynkowe porozkręcane puszki. Parter. Proszę popatrzeć – prze-pych pleśni penetrującej pokrytą płytkami posadzkę; po prawej – półpiętro prezentujące postument porowatego 89
porfirowego posągu Pigmaliona polerowanego pumek-sem. Potem prostokątny przedpokój pierwszorzędnych powycieranych parkietów, pokaz przytłaczających pół-matowych próchniejących piniowych płyt pilśniowych, połacie pociemniałych palisandrowych podkładów paź-dzierzowych, poziome przegrody pawlaczy pod pobieloną powałą. Przestronne pomieszczenia poziomu pierwszego pokrywała płaska powierzchnia podpróchniałych podłóg pociągnięta popękaną politurą, podwieszane palmety podobne palmom, prezentowane pozłacane pokrzyżackie pa-noplia przedstawiające proporce paladynów, przysłonięte pawężami, przebarwione polichromie, poślednia połysku-jąca plaqué. Pod płowożółtymi perkalowymi poduszkami pomieszkiwały półcentymetrowe pluskwy. Plugastwo!
Półki przepełnione pożółkłymi ponadczasowymi przed-miotami – płaskimi platerowanymi paterami, poobijanymi porcelanowymi półmiskami, pancernymi pozamykanymi puzderkami, pojemnymi pokrzywionymi pudełeczkami, posrebrzanymi powykręcanymi pierścieniami. Ponadcza-sowe precjoza, przytulne panopticum przeróżnych próż-nych pamiątek. Posagowe parafernalia po poślubieniu pospolitej półszlachcianki. Podwójne pokoje poprzedzie-lane podłatanymi przepierzeniami parawanów pokrytych pigmentami przedstawiającymi pakistańskie pawie pióra; 90
pomalowane paletą przeokropnych pasteli panneau; ponad
– pomazany pokostem plafon. Podążając prosto, postrze-gamy podklejone passe-partout portretów przodków – pi-nakotekę podobieństw podrabianych płócien pinxit Pablo Picasso. Profanacja! Poddasze przypominające porzucony penthouse, paskudną pakamerę poupychanych przetermi-nowanych produktów przemysłu przetwórczego. Przelot-nie przymglony przygodny promień padał przez przytka-ny prześwit podmurowanego podwórca przegrodzonego przegniłą przybudówką potrzebną portierowi. Piwnica przeznaczona pod pobutwiałe prefabrykaty. Puste podzie-mie. Poszukujemy poltergeista przenikającego przez pięt-nastocentymetrowe przedmurza.
Przedstawiam Państwu Pelagiusza, poważną personę, pana Pałacu, prywatnie pradziadka praprapradziadka Paf-nucego, prawnuczka prapradziadka Protazego (pokrętne pradzieje!), powściągliwego półarystokratę pokątnej pro-weniencji, pasjonata paleontologii, piewcę późnego plej-stocenu, pieszczotliwie przezywanego pitekantropem. Pro-stował prehistorię. Poznajcie prestiżowego piegowatego pięknookiego pięćsetnego pretendenta po pięćdziesiątce, personifikację perfekcjonizmu, przeciętnego posiadacza 91
prostaty. Przechorował półpasiec, przeszedł podagrę pod-czas panującej pandemii, przebył parafrenię, paralelnie paralalię przeplataną paranoją; pałał podejrzliwością pa-ratymii. Perfekcyjny prestidigitator pełnej postury. Prude-ryjna powierzchowność poprzez ponętny polor protagoni-sty przyciągała przeto przewrażliwionych prominentów.
Pełen przywar. Poliglota przemawiający po polsku, po-lemizujący po portugalsku, perorujący po pendżabsku.
Przesadny pesymista. Potentat. Pieczołowity podróżnik.
Po pierwsze pojechał podziwiać pejzaże południowoko-reańskich peryferii. Później postudiował papirusy porzu-cone przy piramidach. Penetrował Panteon popaprańców pod parasolem. Pospiesznie poopłacał podróże podwodne.
Posejdon przeklinał podmorskie peregrynacje patrycjusza.
Podgrzewał piekło pelletem pompując powietrze. Przebił
puszkę Pandory. Patronował Parkom. W planetarium pe-netrował przestrzeń pozaziemską, poszukując pulsarów; pilnie pilnował peryhelium planet; prześwietlił plejady; potwierdził pozorne pierścieniowate paraselene. Podzi-wiał Pegaza północnej półkuli. Przygotowywał przyjemnie pachnące pachnidła, przemyślne perfumy – potpourri pełne paczuli, piżma. Poławiał perły. Podrywał Persefonę pseu-donim Prozerpina. Podobno podglądał podkomorzynę.
Prawdopodobnie podsłuchiwał podskarbiego. Półjawnie 92
pożyczał panewki, podsycając płomień. Przeżytek! Przy-gotował prowizoryczny prototyp przetrząsaczo-zgrabiarki polowej pracującej po plonach. Plajta! Promotor przepisów prawa probierczego po procedurze podrobienia platyny.
Poszukiwał panaceum przyspieszającego proces polep-szania pieczenia pâté. Powstrzymując pierdnięcia, popierał
perystaltykę powodującą przesuwanie pokarmu po po-siłku. Plądrując przybytek publiczny, pobił pisuar, pod-ciągając penisa. Pasjami patroszył pstrągi. Pasteryzował
pełnowartościowe pektyny. Pitrasił przaśne pierogi. Pich-cił późnojesienne pracochłonne przetwory. Przestrzegał
postu, pałaszując płotki. Początkujący piwowar. Podlewał
pestycydami pelargonie – przezeń przywiędły; pielęgno-wał petunie, peonie per procura. Posadził, pielił, przycinał
prozdrowotną pietruszkę. Podkarmiał pelikany. Podtuczał
półudomowione prosięta. Pracował, pobierając pokaźną pensję po pierwszym. Pieprzył podatki. Pisał, publikował
poematy, prozę popularnonaukową, produkował palin-dromy, przykładowo potop, powielając pisarskie poczyna-nia, pisząc po pergaminowej papeterii. Płacił podzwonne po pogrzebie. Przejrzał psalmy psałterza, przekartkowując pięć pierwszych pieśni. Polubiwszy panegiryki, przygoto-wywał pochwalne przemówienia. Popularyzował popkul-turę. Posyłał przesyłki pocztowe potrzebującym. Przyciął
93
palec, pakując parędziesiąt pięciokilogramowych pakietów przeświecających peniuarów. Ponoć popierał propagandę pokoju, przeto praktykujący pacyfista. Pojmował przemoc pejoratywnie. Paraliżował pauperyzację poddanych.
Przygarniał przybłędy. Piętrzył problemy. Ponaopowiadał
plotek. Prenumerował polityczne periodyki. Promował
postawy prospołeczne; protestował przeciwko politycznej prowokacji. Perfidny parodysta prawicowonacjonalistycz-nych polityków. Przysięgły parlamentarzysta poprawności państwowo-administracyjnej pikietował pod parlamentem.
Pod płaszczykiem prawa pozwalał plenipotentom prze-mianowywać penitencjariuszy poważnych przewinień, przedzierzgnąwszy przebiegle powyższych paragrafami poprzez podejrzany proces prowadzący prosto po pozyska-nie pozycji poszanowanych pensjonariuszy podgórskich przepastnych pensjonatów. Percepcyjnie partycypował
przy paradygmatach. Pacyfikował pacynki. Podświadomie prowokował pseudonaukowymi przyzwyczajeniami psy-chiatrów, psychoanalityków, parnas psychologów prag-nących psychodelicznych praktyk. Póki pamiętał, przestał
palić papierosy. Pielęgnował paznokcie poprzez pedicure.
Planował przeprowadzkę. Przesądnie przepowiedział po-czątek przeszczepów płuc. Pełne podkoloryzowane perso-nalia parweniusza pozbawione pikanterii!
94
Przytoczę pewien przykład. Pewnego późnego popołudnia personel, pobłażliwie potraktowany, pobrawszy półmie-sięczną premię płaconą pięćdziesięciogroszówkami, po-szedł potańczyć poloneza. Przemarznięty, przemoczony, przemęczony Pelagik przebywał pustelniczo przy przyko-minkowym palenisku. Podjadał pikantne pieczyste pod-wieczorku – pajdę przeterminowanego pożywnego pum-pernikla przesyconą przyprawami, pokruszone pierniki, popsute precle, przypaloną pizzę pepperoni, przebrane przejrzałe pomidory, posiniaczone pomarańcze, parcha-te parówki, przysmażonego półkilogramowego plamiaka, pękate pączki, perłowoszklisty pęczak, podsuszone pęto, podgotowane przedwczorajsze przypleśniałe purée, podpie-czone podpłomyki, pomarszczoną polędwicę. Pfe! Pozjadał
przedni prowiant, popijając pintą podłego podpiwku, po-łykając pralinki paczkami. Pochłonął pięć pyłków pszczelej pierzgi. Powstrzymał parcie pęcherza. Przesłuchując pięcio-minutową pozytywkę, przysnął. Przepadł. Przysypane po-piołem polana przygasły. Pociemniało. Przebudził poczci-wca pewien pogłos. Podskoczył panicznie! Potężny pająk przemknął potajemnie po parapecie. Poczerwieniał. Przesu-nął podnóżek. Przypłaszczył papierowe papiloty, podcze-sał przypudrowane pretensjonalne pasemka pukli peruki przeplecionej poziomkową przepaską, piętnując pieprzyk 95
prawego policzka, piekący pięciomilimetrowy pypeć. Po-prawił pończochy podtrzymywane podwiązkami. Ponawle-kał perforowane pirytowe paciorki. Podenerwowany przy-piął pince-nez. Położył protezę – pozostałość paradontozy.
Pokasłując, podbiegł, przyklękając przy piecu. Pacnął padal-ca przybrudzonym pantoflem pięciokrotnie.
– Pewnie ptasznik! – palnął.
Pobladł. Półmrok pierzchł. Przyoblekłszy paroletnią pa-radną popelinową piżamę, przywdziawszy przyciężkie papucie, połknął przeciwbólową pigułkę pabialginy, prze-czytawszy przeciwwskazania, przykrył pierzyną. Przytulił
pluszowego pajacyka.
Pełnia. Pradawne przekleństwa powoli powracają. Pochra-pał. Pobudka! Przedpołudnie. Pogoda pochmurna. Półgo-ły, przysłaniając przyrodzenie, prędko pootwierał prze-wietrzniki. Półsenny porządnie pooddychał porannym powietrzem. Przynajmniej poczuł prawdziwy patos.
– Popojutrze przyjadą! – pomyślał. Przecież poprzednio pościg przerwał pewien przedziwny przypadek.
Przyczepiając plakat Presleya, połknął pinezkę. Poli-cja poszukiwała psotnika, ponieważ popełnił poważne 96
przestępstwo. Powtórnie półlegalnie po północy powy-kręcał podokienne pulpity, pilnikiem przepiłował pie-czołowicie przymocowane pręty, powymontowywał
poniektóre półki, pokradł popielniczki, przecinakiem przeciął przyłącze prądu, poodklejał podświetlane pla-kietki przeciwpożarowe przedziału palących pociągu pasażerskiego Pendolino. Poza powyższym pozaetycz-nie pozarysowywał pleksiglasowe panele przymocowane pianką poliuretanową. Ponadto po pijanemu potrącił
półumarłego-półżywego pasikonika pełzającego powoli pod prąd. Po prostu przegiął! Posmutniał poniewczasie.
Przygnębiony posprzątał przyzbę. Poomiatał pajęczyny.
Ponakrywał pufy pokrowcami przerobionych przeście-radeł. Poprasował pościel. Poukładał papiery. Poodda-wał pieniądze pośrednikom. Parcelę przepisał pyskatej pasierbicy. Przyszywanemu pasierbowi przyrzekł pół
posiadłości. Póki przeszło półwiecze, póty pokutował
pod pręgierzem. Potworne! Potępiony przeżył pięćdziesiąt pięć przedwiośni. Próbował przechytrzyć przezna-czenie. Próżno! Później podupadł przytłoczony predesty-nacją przekraczającą próg przeciętnego pojęcia. Podniósł
puginał. Przyłożył pętle. Pożegnał padół przedwcześnie.
Przyobiecał powrót… Pst!
97
Przybysze przywoływali puentę przydrożnej płyty przy-krywającej prochy paladyna:
Pokój płaczącej psyche.
Posłowie: po prostu permanentna perwersja!
Pa, pa. Pozdrawiam.
PS: Polać pierwszorzędnego pięćdziesięciopięcioprocen-towego porto? Pół puszki piwa? Pokrzepiającego półwy-trawnego ponczu? Półlitrowa piersiówka pełna! Pijmy, pa-miętając Pelka!
98
R
rycerz romantyk
Rozkochany, rozmarzony, rozpoetyzowany, rozanielony rene-gat, również relegowany rozkazem regenta. Respektowany ro-dowód. Rysopis rycerza: rudorzęsy, rachityczny rebeliant-reak-cjonista. Radosnym rankiem rozciągał rajtuzy. Rozsławił ratynę, robiąc raglany. Rozreklamował roshar, redukując reumatyzm.
Rozdawał ryps rzemieślnikom, rzemień – rymarzom. Ręcznie robił richelieu. Ronda rozlśniewał rozkosznymi różowymi rajera-mi. Reperował rozkręconego rozregulowanego rozbebeszonego repetiera. Rudymentarny rynsztunek rozpromienił ryngrafem.
Raz rozbisurmanił reprezentacyjnego rumaka. Reprymenda!
Rubieże. Region raczej ruralistyczny. Ruina rustykalnej remon-towanej rezydencji reaktywującej rewitalizowane rozliczne rekonstrukcje romańskich różowofiołkowych rozet, rdzawo-brunatnych rzygaczy rynien, rzędów rozrzuconych rzeźb, ro-ślinnych rokokowych reliefów, rękodzieł rocaille. Reprezenta-cyjna regencja różnych rupieci. Residuum retrospektywnych reliktów. Rezerwat rozmaitości. Romantyk redukował rozległe 101
rozpadliny rozpękniętego rawelinu. Rozpoczął rozkwit rozsło-necznionego rozarium rozkwitniętego różnobarwnymi różami, roziskrzonymi rzęsistą rosą rosiczkami. Rudzik rozśpiewywał
rapsodie. Ropuchy rzegotały rozstrajająco. Refrakcja rozmazała radiant roju Regulusa. Rzetelnie restaurował reprodukcje Rem-brandta rozświetlone reflektorami. Rysował rzadkie ryby rzecz-ne. Retuszował repliki Rafaela. Ratował renesansowy ryzalit ratusza radomskiego rynku. Ryglował rogatki. Rekonstruował
rotundę. Rozbierał rampę. Rozbudował rezerwuar, rozmiękcza-jąc rżysko. Rekwirował race. Raptus! Roztkliwiony rewizytował
Racławice. Rzeźbił rewersy reali, reszki rubli. Resztę rozrzutnie rozpuszczał. Redagował reklamanty rękopisów. Rozszyfrowy-wał rubra repertoriów równo rozstawionych, rozpychających repozytoria repozytów. Radykał. Rabulista. Rzadko respekto-wał reskrypty. Rozsyłał rekursy referendarzom, rozsierdzając rejentów restrykcjami. Rachmistrzowie rozpatrywali regulami-ny rokrocznie, rewaloryzując rolnikom rentę. Reflektant rów-ności remonstrował rządcom renuncjację remuneracji, rozsądną repartycję, reglamenty rezolucji, równocześnie rozwiązując re-presalia, rozstrzygając rugi. Rabował rentierów. Raptem ranny rozniecił rewerencje. Rozgorzała rewolucja. Różokrzyżowcy rozbrajali rozbójników, resocjalizowali regimenty rzezimiesz-ków. Rozdygotany rozczłonkował rosomaka. Rozgościł repre-sjonowanych repatriantów. Rekrutował rajtarów. Rdzewiejące 102
rapiery, rusznice, rohatyny rozsądzały rejwach. Rozhuczało!
Reżim rozwiał rewerberacje rumoru. Renegocjacje rozsierdziły rząd. Rozmach rejterady rozwalił rezon ryzykanta. Reperkusje rewolty rozpasały represje. Rezygnując, restytuował regres roz-woju. Rozumiał rozpaczliwie realia. Ramolał. Rozpisywał rap-tularz. Redagował rejestry runiczne. Rytmicznie rzępolił. Rozpoczął rekonwalescencję reaktywowanej raptury. Retuszował
reumatyzm. Regularne rozwolnienia regenerował rumiankiem, rachialgię – rzewieniem (rabarbarem), refluks – rozmarynem.
Recytował rymy refrenów. Reprezentował regułę rzymskoka-tolicką. Religiant rozmodlony rozkupił rozchwytywane relik-wiarze, rozzłocił retabulum, rozgłaszał rekolekcje, rozsławiając roraty rzewnym responsorium. Rybałt. Rozwinął requiem racją reinkarnacji. Rozpowszechnił rezurekcje. Rozmiłowany różdż-karz. Rzekomo rozmyślnie rozgłaszał rozpierzchnięte reflek-sje, rozprawiając roztropną retoryką. Rozmyślał. Rozwiązywał
rebusy. Rozentuzjazmowany rozkręcił redutę rozedrganymi rytmami. Roztłamszał roztocza. Reaktywował rytuały. Rozpie-czętował rozszerzone receptury. Rozcieńczał różne roztwory, rujnując retorty reakcjami, rekrystalizując rzadkie remedium resztkami rozumu. Rektyfikował rafinowane rudy. Rozkwitał, roznegliżowany rozrywkowo rozczytywał refleksyjne rękopisy.
Rozpamiętywał rozdziały Roszpunki, rekomendował Rumpel-sztyka®. Romansował. Rozkochiwał różnoimienne rozwódki.
103
Równolegle rekuzy rozochociły rywali. Roztworzył refektarz.
Rarytasy! Rozżarzył ruszt. Rozbełtał rosół, roztopił rozkisły rok-for, rozćwiartował rostbef, rozdrobnił rumsztyk, rozgotował
risotto, rozsypał rodzynki. Rozgryzał renklody. Rozbestwił ra-busiów robiących rekonesans, rozgrabiając rubiny, romboidal-ne ranty, rodowe regalia, raniąc rozwścieczonego rottweilera.
Roztrwonił ruchomości, rozmachem rekompensując różnego rodzaju roszczenia. Rychło rozeznawał rozkosze raju. Relatywna retrospekcja reminiscencji. Reasumując: relata refero!
Rozlejemy resztę rumu? Rozchodniaka? REWELACJA!
104
S
SaGa
Siedemsetletnia staroskandynawska saga spoglądająca spod strzechy stupiętrowego skansenu sali stołowej spożywała sma-kołyki, sądując smakiem szwedzki smörgåsbord, sącząc sagany spirytualiów, studnię soków, siorbiąc skroplone sorbety, serwo-wane sosjerki syropów, skromne sałatki, solone salami, stosow-nie syberyjską słoninę, siedmiodniowy salceson, sycące sadzone, smaczne słodkości, separując sardynki sosem, sławiąc szynkę, siekając szczerbcem serdelki. Spałaszowawszy salaterki skoru-piaków, sto sajgonek, sushi spryskane sake, szalenie smaczne stęchłe sery, starego sandacza, sterty sielawy, surowy szczaw, skwaśniałe serniki, spleśniałą supermarketową struclę, syn-chronicznie stabilizując się skutecznie sekretnymi substancjami, splądrowali stół spływający specjałami, szastając szczodrością spichlerza, spiżarni, sąsiedzkiej stodoły, sześciu silosów. Smako-wali splendor szynkwasu.
Sięgająca schyłku siedemnastego stulecia spokrewniona sfora skomercjalizowała słowiańszczyznę, szukając sławy. Słabowity 107
Sieciesław splunął. Sekundował sankcjom. Spustoszył spartań-ską sławojkę stylizowaną struganym sosnowym sercem. Sier-miężny Swaróg spadł, siniacząc szumowinę.
– Separatyści! – skomentował, spokorniawszy.
Skandynawowie sprostali sukcesji. Swat Sven (1) suszył sarninę.
Segregował skarpetki. Szykował skafander, składał sanie, sza-cując szanse skończenia sześćdziesięciogodzinnego subarktycz-nego skijöringu. Sfilmował samotny siedmiotysięcznik. Siniejąc, szosował skuterem sinusoidalne (synonim: serpentynowe) szla-ki. Specjalista speleolog, sfrustrowany, szukał szkierów, symul-tanicznie systematyzując szalejące szkwały. Szeroko sondował
solstycjum Słońca.
Sardonicznie sceptyczna siedemnastolatka Selma (2), spowita sfatygowaną salopą srebrzystoszarych szynszyli, sprzedawała striptease sua sponte. Skandalistka szalała spontanicznie, szelesz-cząc szyfonem. Starzejąc się, skatalogowała supernaturalne sel-kie, skrzętnie sklasyfikowała skrzącą się scyntylację syren. Sza-manka spowodowała sczeźnięcie stygmatycznego stereotypu Szeherezady, sama skoordynowawszy siedemdziesiąt sabatów solidarnościowych. Skonfundowała samego Szekspira. Sensacja!
Siostrzeniec, stypendysta Sorbony, Sören (3), sangwinik spalony 108
solarium, skąpany sauną, skomponował symfonię sekwencji saksofonu, strugał Stradivariusa, stroił Steinway & Sons’a. Spo-wiadając się szczerze, skrobał sztukaterię sufitu sieni, szpecąc stiuk strychu. Spartolił strop. Snycerz samouk. Szybując scho-dami siedliska, subtelnie szorując szmatą sklepienie, szpachlując spróchniały słup, stłukł szybę, skandując sześćdziesięciokrotnie sofistyczny slogan: ,,Selenici są socjalistami!”. Satyr!
Szanując szacowną studwudziestoletnią spurpurowiałą spad-kobierczynię stalowego szmelcu, szczodrobliwie szastającą souvenirami, sennie siedzącą, sławiąc stabilny sedes sanitariatu, spokojnie segregującą skradzione szafiry, setki szmaragdów, szufladkującą szklany stras Swarovskiego, skirtotymiczną Sig-ne (4), stwierdzam supremację sędziwej staruszki sentymentem skażonym stylizowaną secesją. Sklerozę spacyfikowała skoliozą.
Socjometrycznie surrealistyczne samobójstwo!
Siostra sekutnicy, swobodna sufrażystka, skandynawistka szuka-jąca Sméagola, solipsystka Sanna (5), szczodrze subwencjonowana sztucznymi silikonowymi stylizacjami, seksownymi substytutami, symbolicznym seksapilem, studiowała savoir-vivre. Sankcjonowała sekwencje sensualnych sekretów. Spostrzegawcza, sygnalizowała sepią schizofrenię synestezji sfery sensorycznej. Szokujące!
Siedemdziesięciosiedmioletni siwooki szwagier Sigurđ (6), somnambulik szczycący się safianowym suspensorium, 109
szczęśliwy szafarz szlifowanej sztucznej szczęki, szalbierczo szantażował sublokatora Steinara (7), symulując szach szylkre-towym skoczkiem. Skrupulatnie sfingował siedemnastą sepul-turę, spoczywając spokojnie, strzegąc swojego sepulcrum – sar-kofagu Sfinksa. Szwindel!
Staroświeccy Saraceni, skrzecząc sfatygowanymi szyszakami, se-lekcjonowali spadek szukając Skarbca. Spieniężyli sceptr. Skrzy-wili sekstans! Sekularyzowali sacrum. Straszliwie spaśli smoka stopniałym smalcem. Szarlataneria! Skrzaty szukały sekretnych satelitów Saturna, szacowały spektrum Syriusza, szpiegowały socjalistyczne sputniki, sabotowały sygnał SOS, skanowały Sto-nehenge. Szczury szmuglowały strychninę, szturmując Styks.
Sztorm schłodził Szetlandy. Sejsmograf szalał.
– Szczęśliwy Septet – skonstatował sąd. Spisał streszczenie. Styczeń. Sobota, siódma siedem, siedemnaście sekund. Summa sum-marum skandal! SODOMA (sic!)!!!
Siądź! Szklanicę szkockiej? Seteczkę spirytusu? Serwować szam-pana? Samowar samogonu? Sześcioprocentowego sznapsa?
110
Ś
Świtezianka
Śliczna Śnieżka śniła świadoma świeckiego ślubu śniadolicego średniowiecznego śmiałka. Śnieżnobiały śpiwór ściskał śledzio-nę śpiącej. Śpiąc, ścierpiała świdrujący świąd, ściślej świerzbie-nie. Środkowosyberyjskie świerszcze ścichły. Świnki ściskały świąteczną święconkę, świeżutkie śniadanie, ściboląc śrutę. Śród ściółki ścierniska świergolił ślepowron. Ślepy ślimak świdrzyk ślamazarnie ślinił śliską ślizgawkę śryżu. Środkowoeuropej-ski świstak świstał świszcząco, śledząc śniętego śledzia. Świnia!
Świętochłowiczanka ścierką ścierała ściekającą śmietanę. Ścibor ściosywał śródleśny świerk. Świebodziczanka ślęczała, ścinając śródbagienny świerzop. Ślężanie ściągali śródpolną ścieżką. Świe-kra ścierpiała śmigus. Ślusarz świsnął śrubunek. Śruby śniedziały.
Świetlicowy śmignął śpiesznie śmieszne świecidełka. Światowa śpiewaczka śpiewała średnio. Śnieżek śnieżył śnieżyście.
Środa. Świtało. Świetlisty świętojański świt świętokradczo śle-pił śreżogą świecący światłocień świątyni Światowida. Światło Świtezi ściemniało. Świątobliwa śmierć ślepła. Świtezianka 113
świętowała światłobarwne śnienie. Świętoszek Świętopełk świn-tuszył! Świeciech świnił ślinotokiem śliwkowy śliniak, ściągając śmierdzące śpioszki. Śmiertelnicy! Światłoczuły świetlik świdro-wał świetlówkę. Świece średniowiecznego świecznika świetnie świeciły. Światłości świata! Ściema!? Świrujesz…?!
Śpisz? Śródziemnomorskiej śliwowicy? Śmiało!
114
T
twierdza
Tędy. To tu. The Tower tająca topielców Tamizy, twierdza tytanów, trójdzielnego triforium, trójlistnego trifolium. Trwale traktowana tektonicznymi tarciami. Terra tremuit! Twardy trzon tysiącletniego triumfu. Tetragonalny totem. Tartar Thora. Trezor tiar, transparen-tnych topazów, turkusów, turmalinów, tandetnych talizmanów, topornych tombakowych torusów, tungstenowych tłuczków. Ty-powe targowisko tuzinkowych towarów, transatlantyckich tekstur, transpolarnych tynktur, turniur, tkanin, tekstyliów – trenów tiulu, twardego tweedu, tycjanowego tartanu, transparentnej tafty, taniego teksasu, truskawkowego trykotu. Tarpaulin taniał. Tron Tudorów.
Triumfujący testosteron. Trwające tygodniami termedie. Tygiel tyra-nów. Tornado totalitarnych towarzyszy. Tajfun terrorystów. Tsuna-mi tajemniczości. Testament twórców. Tęchnąca topiel. Tętniak tkan-ki tradycji. Tętniąca trumna. Trzydziestokomorowa tumba. Toporny tumulus. Także tęgi tolos. Tylekroć trąd toczył trędowatych. Tężnia tyfusu. Totalnie tolerująca talion. Trójwymiarowy twardziel. Tysiąc-tonowe trzewia tłuszczy. Tam tchórzliwość tuszowali trywialnie tomami teologicznych traktatów. Trwoga towarzyszyła turpistom.
117
Technologie trendy tortur, trucia toksycznym tulem, transfuzje, transplantacje. Tamże trenowali trampowie, trzebiąc trupy trubadu-rów. Toteż tyle tutaj trupów trupiogłowych trefnisiów. Tuziny tandetnych trumniaków. Trumienne truchła tężały. Trupiarnia. Tysiące tułaczy truchlało. Templariusze trawili tosty, trufle, transgeniczny ta-tar, tocząc toasty, tłuszcząc tył tawerny. Telepatycznie taksowali talie Tarota, trzaskając trzosy talarów. To temat tabu. Tajniacy targowali tajemnicze transakcje tête-à-tête. Takoż trofea. Tudzież turnieje. Trwa-łe trzystuletnie tunele. Trasa turystyczna. Tłoczne trajektorie tłumów.
Tumult! Tabun turystów targał trzeszczące tranzystory, tratował ta-flę terakoty, tobołkami tłukł tynki, tępił teksturę tafli, tarł tabaczkowe tapety, tłamsił tapicerkę taboretów. Tałatajstwo! Tragarze taszczyli trzydziestokilowe tryptyki, tarasując toalety. Tamtędy! Tutaj! Tetry-cy tępili topless, tankując trzynaście termosów, też tycie termofory, trzydziestoprocentowymi trunkami, trzeźwiąc transwestytów. Trol-le trapił tenże trud. Tymczasem telewizja transmitowała thrillera tu-rystycznego tłoku, testując Technicolor™. Teoretycznie toż to tzw.
transcendentalny tygiel. Tymczasem temperatura: trzydzieści trzy.
Topiarze trwożnie topili topory. Terminatorzy tworzyli trupie tatu-aże. Trójbarwna tęcza topniała. Tragedia tuż-tuż!
Taki to tautogram. To tyle!
Teraz tylko trochę tęgiego tokaju!
118
U
upiór
Uroczy upiór Ulryk uległ uporowi, uporczywie uprzykrzając urzędnikom uwierzytelnianie umów. Ufnie udostępniał ustron-ny ustęp ubikacji uciążliwym urlopowiczom. Umył umywalkę ukropem. Ukradkiem ukradł ultranowoczesną uszczelkę, udraż-niając upływ uryny. Udemonizował upiorne urojenia ucieleśnia-jące uczucia. Ukrywał ukochaną undynę. Utęskniony uwiódł
ufryzowaną, upudrowaną upiorzycę. Upiekł ulęgałki. Udusił
ubogokaloryczny udziec. Ukwasił ukwiał. Utuczył udomowio-ną uklejkę. Ugryzł ukrwionego umarlaka. Upozorował ucztę.
Użądlony uprzątnął ul. Uleczył uczulenie. Uniknął umiędzyna-rodowienia. Uatrakcyjniał uniwersum – Uran uległ urbanizacji, uprzemysłowieniu, ucywilizowaniu. Ustawicznie uniemożli-wiał ufoludkom ujawnienie ultrafioletu, udoskonalenie ultra-dźwięków. Uszkodził unikatowe utensylia. Utylizował ujemne uczynki. Uważacie? UWAGA! Uroczyście udekorował ulice ulotkami ,,Umiejętnie używajcie ujednoliconych ubezpieczeń”.
Ubliżał uprzywilejowanym. Uprzejmie ugościł udręczonych.
Uczęstował uciekinierów. Uczył uciemiężonych uczciwości.
121
Unaocznił usługodawcom upłynnianie uposażenia, usługobior-com – umyślne usiłowanie ugody. Ukatrupił uwstecznionych uczestników. Urzekł utracjuszy. Uwięził uzbrojonych. Ujmująco ugłaskał ugodowców. Udokumentował uczonym udosko-nalenia. Uwierzył utalentowanym. Uprościł ustawodawstwo.
Urwisowatych uczniów usilnie uczył ugrofińskiego. Uwielbiał
uzurpację. Ukontentowany urzeczywistniał ulotne uproszcze-nia utopi. Ułuda! Uwspółcześniał Unię. Ubarwiał ultramary-ną upiorne urodzinowe upominki. Ubywało umbry. Umyślnie umorusał ureusza. Ubrudził ugrem ubiór unisex. Ula-la! Ubrał
ulubioną uszankę. Uzupełniając, uśmiechnięci ułani urzeczy-wistniali ułańskie uciechy. Ufff! Uzurpatorzy umorzyli ultima-tum. Ugrupowania ultrademokratyczne ukradkiem umiejętnie uchwalały ustawy. Ubezdźwięcznił umlaut. Ufundował uncję uszlachetnionego uranu. Ucieleśniał utrapienie. Uosobienie usa-tysfakcjonowania. Usunął ubiegłoroczny urok. Uwieńczył uwer-turę utworów uzasadnionym uwrażliwieniem. Urzeczony utwo-rzył undergroundowe uzdrowisko Ustrzyki. Ukochał Uznam.
Uduchowiony, ujmująco uprawdopodabniał umysłowe uniesienia. Upojony, urzeczywistniał urozmaicone umartwienia. Uże-brał upoważnienia u utrapieńców. Upozorował unieważnienie uzasadnienia. Urwipołeć! Uwiecznił uniwersalia. Umeblował
ustronie. Urobiony usiadł. Ukojony ukląkł. Umilkł. Umilał usy-piającą ulewę, uzupełniając uzębienie. Uzewnętrznił ujmujący 122
uśmiech. Ucharakteryzowany unieśmiertelniał ubóstwo. Ukró-cił umieralność. Umyślnie uszkodził uziemienie. Uległ urazowi ucha. Utracił uznanie. Ukrył uwielbianą urnę. Ugrzązł ubabra-ny, użyźniając uroczysko. Usechł, uwiądł, umierał…
Umrzyk! Ulga! Upijemy Urquella?
123
W
wampiriada
Wyjałowione wertepy. Wichrowe wzgórza. Wyalienowane wrzo-sowiska. Wezbrane wody wybrzeża. Wygwieżdżony wschód widnokręgu wybłyszczonego widocznym wówczas Wielkim Wozem, wysrebrzoną Wegą, wyretuszowaną Wagą, wyraź-nym Wężownikiem, wyimaginowanym Wolarzem, widmowym Wodnikiem. Wielotygodniowa wędrówka. Wyboiste wykroty.
Wreszcie wybrukowany wąskotorowy wiadukt. Widowiskowy widok wciągał! Wciśnięta w wąziuteńki wąwóz wśród wrzosów wczesnofeudalna wielokondygnacyjna warownia wionąca wo-nią wygasłych węgli. Wybudowane wielotonowe wały wspiera-ły wielowiekowy wrak. Wyłączna własność wielkich władców wzniesiona we wczesnobarokowym wieku. Wtenczas widoczna wysoka wieżyca wysuniętego wyczółka, wtopiona w wyrastają-cy wymurowany węgieł wzbogacony wyrośniętym wymarzłym winobluszczem, wskroś wybujałą wysokopienną, wiecznie wy-cinaną winoroślą, wrastającymi we wgłębienia wykwitami wid-łakowatego wrońca, widniejącym w wyżłobieniach wilczomle-czem, wczepionym w wyłomy wszędobylskim wilgociolubnym 125
wrzęciołkiem. Wokoło wkomponowane wyschłe wodotryski.
Wzdłuż wykopane wądoły. Wywalone wielgachne wapienne wazony więdnących wyciorów wistarii. Wielokierunkowy wicher wichrzył wiotkie witki wierzb. Wiązy więdły. Wyschłe wió-ry wirowały. Wrony wzniośle wrzeszczały. Wróble współbiesia-dowały, wydziobując wydęte wybebeszone warzęchy. Watahy wilków wyły wróżebnie. Wilkołaki węszyły. Welin wilgł.
Wyczerpany, wyziębiony, widząc wczoraj wpółotwarte wysmo-lone wrota, wszedłem. Werk wewnątrz wrzeciądza westchnął.
Wertykalne wyciągi wierzei wpadły we wstrząsające wibracje.
Wypatrzyłem wyryte wszerz wersy Wedy wybawionych. Wej-ście wykończone wydatnym wysklepieniem, wiodące wyżej.
Woń westybulu wymuszała wymioty. Witała wytrzymała wi-nidurowa wiata, weń wozownia wiernego woźnicy wasąga, wypełniona wolantami, wyprzęgniętymi wierzchowcami w wę-dzidłach, wycieńczonymi wrzęchami. Wyciszony wewnętrzny wirydarz wykończony werandą. Wejrzałem w wypolerowany wklęsły wizjer. Wypróbowałem wytrych. Właściciele, widząc wtenczas wędrowca, wytrzeszczyli wzrok.
– Wchodź, wątły włóczykiju! – wymówili wyżej wymienieni współczująco.
W wietrzny wczesnojesienny wieczór w wielokątnej, warownej, wysokiej, wielopiętrowej wieży wzbogaconej wielobocznym 126
wykuszem, wygiętą wimpergą wieńczącą wąski wykoślawiony wierzchołek, wiekowały wampiry. Wszechogarniającą wilgoć, wyżerającą woluty wsporników więźby wzmocnionej wiatrow-nicami wezgłowia, wysubtelnił współczesny wystrój wysubli-mowanych wypróchniałych wnętrz.
– Wieczerzaj, wszak wygłodzonyś! – wypowiedziały, wysta-wiwszy wiktuały.
– Wyśmienite! Wdzięcznym wam! – wyszeptałem wymizerowany.
Wynegocjowana, wystarczająco wyrestaurowana, wysprzątana, wymalowana, wylakierowana, wypucowana, wytłumiona, wyż-ka, wysrebrzone wyjątkowo wystawne wysoce wypoliturowane wyposażenie, wyrafinowane wykończenia, wzbudziły wielką wdzięczność. Wlałem wody. Wysławiając ważkość wynajętego wydzielenia, wkrótce wyczarowałem wytchnienie w wannie.
Wychwyciłem wątpliwy wiraż.
– Widać widziadło. Widocznie widzenie – wycedziłem.
W wolny wtorek widziałem wielopalczaste wampirzyce, wiel-kookie wampirzątka. Współtworzyły wyobcowaną wspólnotę wielu współodpowiedzialnych współpracujących współlokato-rów współgospodarzących we współistniejącej współdziedzi-czonej współwłasności wpółobłąkanych współbraci. Współreali-zowały wspólne współudziały współprzeżywających współmat 127
współzawodniczących współimienników współspadkobier-ców współegzystencji. Wylęgarnia waru. Wybrylantowane, wyperfumowane wdziewały wzorzyste welurowe wierzchnie wdzianka, włochaty welwet, woale, wadliwe wojłokowe wa-lonki. Wieszały wybrzuszone wisiory. Wkładały wełnopodobne wyświechtane, wykończone wszywaną watoliną, waciaki, większe włosiste włosienice. Wedle wierzeń wiele wieków wciąż wygłodniałe wyglądały wędrowników, walając wystawne wie-lobarwne witraże wydzielinami. Wyalienowane wyczekiwały wychudłych wychłodzonych włóczęgów w węższych wyższych wnękach, wypalając wszystek wieloświecowych woskowych wyrobów. Wiedzione węchem wykradały wonne wota wieleb-nym. Wypatrywały wynędzniałych wagabundów. Wabiły wa-gantów. Wpuszczały wycieńczonych współziomków, wciskając wszystkim walerianę wzmocnioną wanilią, wmuszały wodzian-kę. Wyłudzały wikt, wolniutko wysysając wycieńczonym waj-delotom wenę. Wyborny wyszynk! Wygnały wysłanników wielkorządców. Wspomagały wiernych wicekrólowi wasali.
Wydalały wichrzycieli. Waśniły wojewodów. Wygryzły wiel-możów. Wzruszały wyśpiewywaniem waszmościów. Wspie-rały wariatów. Wadziły wandalom. Wspólnie wniwecz wykorzeniły werterowskie wrogie występki. Wypominały wiadome winy wiernym. Wprost wzniecały wściekłość wyzyskiwaczy.
Wzniośle witały wygłodniałych wygnańców. Więziły winnych 128
winowajców, wypuszczały więźniów warunkowo. Wychowaw-czo wychłostały występnych wyłudzaczy. Wydusiły walutę wy-drwigroszom. Wypowiedziały wadium. Wyswobodziły wyrob-ników. Wyrozumiale wspomagały wspólnotę wyzyskiwanych wieśniaków. Wyróżniły wziętych wyrwidębów. Wyłajały wyły-siałych włościan. Wyjednywały władającym względy. Wytrwa-le wielkim wysiłkiem wykańczały wymoczkowatych wójtów.
Wybaczały wybawicielom. Wachlowały wysmukłe wąskolice wytworne wybranki. Wyprosiły wydekoltowane wyuzdane wy-sztafirowane wesołe wdówki, wkurzonych wdowców. Wredne wojewodzianki wybiegały wzburzone. Wpychały warchołom wypychane waldharem worki. Walkirie wyzwalały wspania-łych wojowników, wywożąc wąsatych wikingów w wyniosły wymiar wymarzonej Walhalli. Wygi wtajemniczyły wolnomu-larzy w wymagające wyzwania. Wydębiły wzornik – ważąc wagą wzorzec wymiarów ważny w wytapianiu wypukłych wa-nadowych warząchew. Wspaniałomyślnie wskrzeszały wzdę-tych wisielców. Wprawnie wykonywały wiwisekcje. Wskutek wybujałej wyobraźni wywołały wiwifikację wizerunku wizjo-nerskimi wrażeniami wzrokowymi. Wikłały wróżki w wendetę.
Wedle wróżbitów wkurzały wróży. Walnie wylansowały wy-palone wiedźmy. Wyjawiły ważne wiadomości. Wynagrodzi-ły wynalazców wolnoobrotowego wrzeciona wełny wartościo-wymi wpływami. Wyrównywały weksle wierzycielom. Wnet 129
wypleniły wojny. Wbrew woli większości wykorzeniły wybryki wielkich. Wydziedziczyły wiarołomnych wspólników wydzier-żawionych willi. Wyburzyły wpółukryte womitoria. Wysiedliły wodzicielki wodzów. Werbowały walecznych witeziów, więc wmurowały więcej wodoodpornych włazów. Wielkodusznie wyrażały wdzięczność wolentarzom. Wybaczywszy wszędobylskim wszetecznikom, wepchnęły weń witriol. Wampy wytykały wstydliwe walory waletom. Wygładzały warunki według wy-obrażenia witruwiańskiego wzrostu wyszczuplającego wymiary wyglądu. Wciągały wajdelotów wyłącznie we wyspecjalizowa-ną współpracę. Wszczepiały wakcynę wybiedzonym wałachom.
Wypytywały wojażerów wykończonych wyprawami wszech-czasów. Wypełniały wyznaczone wachty. Wykarmiły wnuczęta.
Wywróżyły wyż. Wielokrotnie wręcz wątpiły. Wkrótce wpółsen-ne, wyprute, wyplute, wyważywszy wytrzymałe wyszczerbione wieko, wyzionęły wolę walki. Wcieleni wykolejeńcy! Wieszczo-wie wieścili wstrząsające wieści. Wisielczy wdzięk. Wyczuwa-jąc wstręt wywołany warzywami, wyeliminowały wzrost we-getarianizmu, wyhamowały wzlot weganizmu. Wliczały wilgoć w wydatki. Ważąc wachlarzoskrzydłe ważki, wątroby wie-lorybów, wiosenne wylinki wężów, wiechy wiesiołkowatych wszelakich, własnoręcznie warzyły wazy wodnistych wywa-rów, wymieszawszy wszystek wykrawków. Wierząc we właś-ciwości wyciągów, wyleczyły wysięki wenerycznych wrzodów, 130
wypleniły wagotonię, wykurowały wybroczyny – wszyscy wy-zdrowieli. Wykręcały wiejskim wiatrakom wirniki. Wykańczały koronki walansjenki. Wybielały wyblakłe woskowożółte wyło-gi. Wytłaczały winogrona, wyrabiając wyborne wysokoprocen-towe wina. Wytępiły wstrzemięźliwość. Wypijały wietrzejącą wódkę. Wysączyły wiśniowy winiak. Wielokrotnie wstawały wstawione. Wędziły węgorze. Wyplatały wiklinowe więcierze, wyławiając wszystkie wątłusze we wodospadzie. Wyrwały wy-słodki. Wij wił wir. Woły wiozły wytłoczki. Wymoczone węd-liny wędziły w wędzarni. Wytępiły walisnerię. Wiecznie wyci-nały wiciokrzew. Wytrzebiły występujące wieloszczety. Wszędy wygrywały wista. Wiecznie wściekle wpatrzone w wyblakle westerny. Wybrakowanym werniksem wykaligrafowały własne wpisy, wizytując wernisaże wystaw. Wysyłały wirusy walory-zujące wypłaty weterynarzom, wytykając wirtualnym witrynom www wulgaryzmy. Wirtuozi wiolonczeli wygrywali wolne wal-ce. Wygłaszały wiersze Wergiliusza. Wertowały wokabularz, wypisując wyimki. Wydały wielotomowe Wademekum Wąpierza.
Wykupiły wszystkie woluminy Wiedźmina. Wspominając wy-marłych współtowarzyszy, wyeksponowały wieńce wawrzynu, wiązanki werbeny w wyklejonych wycinankami w wymyślne wzory wklęśnięciach winkli. Wzruszające! W wieczór Walpurgi wyprawiły wykwintną wieczerzę, wysikały, wypróżniły, w WC, wymontowały wodomierz. Wywietrznik wentylacji wywiał
131
wyziewy w wygodnym wytapetowanym wymownymi wyryw-kami wychodku. Wapory wyparowały. Wywoływały widma.
Wysnuły wiekuiste wieloaspektowe wnioski. Wszechpotężny wszechobecny wszechocean wszechświatu wszystkowiedzące-go wszechwładcy wszystkowidzącego wszechmogącego widział
wszystko. Wreszcie widniało. Wypogodniało. Wżdy wieczność wzięła wszystko we władanie.
– Wywietrzyć! Wynocha! – wykrzyknął wchodzący wujek Wię-cesław, wręczając wykup wiekuisty.
Wyemancypowana wujenka Wincentyna wniosła walizki.
– Wiejemy! – wrzasnęły.
Winnego wermutu? Wyśmienitej whisk(e)y? Wlej!
132
Z
zamorSki zamek
Zabobonny Zenobiusz, zamiejscowy zbiegły zaklinacz, zupełnie zagubiony zabłądził. Zboczył z zakrętu. Zawali-droga! Zasiniony zawędrował za zatłoczony zasięg zwie-dzających. Zatraceniec. Zza zdroju zamajaczył zaśnieżony zarys zaciężnych zmurszałych zapór, zarośniętych zielona-wą zanokcicą zboczy, zabagnionego zalatującego zbiorni-ka. Zbłąkany zobaczył zliszajowaciały zabytkowy zespół
zamkowy zazwyczaj zamykany zimą. Zamieć zgęstnia-ła. Zawrotna zawieja zawodziła zgubnie. Zamróz zżerała zmarzlina. Złudnie zamigotało zaranie. Zapadał zmrok.
Zaniebieściało. Zaszczekała zgraja zwierzy. Zatrzepotała zmierzchnica. Złowieszczo załopotała zięba. Zmęczony zamarł. Zmora zmysłów. Zmizerowany zmitrężył zacięcie zdobywcy zachłannym zwiedzaniem. Znacznie zamaru-dził. Zaturkotał zaprzęg zbójników. Złośliwe złodziejaszki złorzeczyły złowróżbnie. Zwiastuni zarazy zarazem znisz-czenia. Zazgrzytał zębami z zimna. Zadygotał. Zupełnie zwariował. Został zmamiony. Ziemistoblady, zmarznięty 135
zamaszyście zakołatał. Zaszurało. Zabrzęczało. Zadziwił
zaciekawionego załzawionego zakonnika. Zastraszająco zakatarzony zakaszlał zaróżowiony. Zobaczył zasłoniętą zgrzebnym zakryciem zakażoną zajadami zrogowaciałej zgorzeli, ziejącą zjadliwym zapachem zgarbioną zeszpeco-ną znakomitość. Zgroza! Zamieszkujący zagrodę zamilkł
zamodlony. Zamrugał.
– Zechciej zagościć, zaziębiony ziomku. Zawżdy zaznasz zadowolenia. Ziąb zelżał – zaintonował zniecierpliwio-ny zelota.
Zaryglował zań zacienione zabezpieczenie. Zdesperowany Zenek został, zresztą zdarł zelówki. Zbawiennie zagrzał
zgrabiały zewłok, zająwszy zapiecek. Został zaprowianto-wany, zaprowadzony za zwęgłowanie, zagospodarowując zatęchłe zakwaterowanie. Zaproponował zapłatę. Zmar-twychwstaniec zarachował, zbożnie zarekwirował zacny zarobek, zdziesięciokrotniwszy zyski. Zostawił zaskórnia-ki, zaskarbiając zaufanie.
Zwiedźmy zatem zniesławione zaniedbane zamczysko: ząbkowane zwieńczenia, zagmatwane zaułki, zgoła za-mierzchła zabudowa, zdemilitaryzowana zbrojownia, zapomniana zaćwiekowana zbroja zdemoralizowanego zbrojmistrza, zawieszone zsynchronizowane zestarzałe 136
zegary, zbutwiałe zdobione zworniki, zmyślne zootropy, zmatowiałe zwierciadła, zasoby zmętniałych zeszklonych zanzajerów, zdobne zdobycze, zakurzone zasłony. Zło-togłów zalśnił złotym zanklem. Zbytki, zdobienia. Zna-chorzy zostawili zielniki zielonawoburych zasuszonych ziół – zimowitu, zwiędłego zimoziela. Zgłębiali zabobo-ny. Zgnilizna. Zbrojone zablokowane zapadkową zasuwą zakrzywione zawiasy zaskrzypiały. Zachmurzenie. Zadął
zachodni zefir. Zaczątek zaćmienia. Znaki zwierzyńca zo-diaku zostały zawieszone, zaciemniając zenit. Zatraceniec zbłądził. Zafascynowany zoomorficznymi zygzakami, zaciekawiony, zagapił, zachwiał… Zapadnia zadrżała.
Zaobserwował zamęt. Zacuchnęło. Zamgliło. Zacichło.
Zydel zachybotał. Zdezorientowany zleciał zeń. Zbolały zdębiał. Zamęt zmącił zagmatwany zbieg zdarzeń. Zaraz zachrobotało, zachrzęściło, zazgrzytało, zakłębiło, zabły-sło. Zaintrygowany, z zaciekawieniem, zachrypnięty za-gaił, zacytuję:
– Zobacz zacz! Zjawa!
Zielonawosrebrzyste zwidzenie, zacząwszy zdemateria-lizowanie, zawłaszczyło zaciemnione zawoalowane za-głębienie, złośliwie zdemolowało zagrzybiony, zanadto zagracony zakamarek. Zwęszyło zadymiony zwęglony 137
zapach zgoła zakisłego zasiedlenia. Zaledwie zalękniony zelant zdążył zainstalować zaworę, zamazana, zamglona, zabłąkana złorzecznica zagościła znikąd, znów zapełniając zakopcone zacisze.
– Złudzenie? Zastanawiające? – zalamentował.
Zamarł ze zdziwienia. Zabawne. Zapalił zapałkę. Zapło-nęła zasępiona, zaczym zgasła. Zastygł. Zamiast zamie-nić zdanie, zamilkł zbyt zatrwożony. Zagwozdka. Zain-teresowany zadzierzgnął znajomość. Zabójczo! Zajrzała zaciekawiona. Zaproponował zabiedzonej zmizerowanej złośnicy zuchelek zapiekanki, zachwalał zimną zabieloną zupę, zagniótł zakalec zainfekowany zadarlicą. Zadomo-wiona zadeklarowała zasmażkę, zakosztowała ziemnia-ków, zagryzła zrazem, zakąsiła zakiszoną zalewą zwięźli, zachyliła zagęszczony zacier, zarazem zapiła zwietrzałym, zakorkowanym zanadto zleżałym zamknięciem, zapitkiem
– zgorzkniałym zakwasem. Zbrakło zakąsek. Zatłuściła za-rękawniki, zamszowe zwierzątka zdewastowała zaś zna-cząco, zachachmęciła zabrudzone zabawki, zapaprała za-stawę, zarazem zapodziała zapasy, zaprzepaściła zapisane zwoje, zdezorganizowała zajęcia. Zbezcześciła zaskorupia-łe zgrzebło zabłoconymi zagrabkami. Zaprawdę zgroza!
– Zajebiście! – zaklął zdesperowany.
138
Zadawaniem zadziwiająco zawiłych zagadek zadręczała zbuntowanego.
– Zbytnio zanudzasz – zauważył.
– Złociutki! – zakrzyknęła złowieszczo.
Zmilczał. Zbyt zbulwersowany, zbaraniał. Zbeształ za-trważającą zołzę. Zagniewana zwinnie zniknęła. Zali zwątpienie zwiodło zakładnika? Zasępiony zadrzemał.
Zaraz zasnął. Zachrapał. Zniczek zwyczajny zdechle za-śpiewał. Zmierzchało. Zawilgłe zażółcone zamurowane zwały zżartych zanieczyszczeń, zgniłych zapleśniało-ści zaśmierdziały. Zadniało. Zmartwychwstawał zja-wiskowy zaranek Zaduszek, zabarwiając złocistopur-purowe zastępy zorzy. Zajebiańsko! Zaspany zasiadł.
Zafrasowany zrealizował zamysł – zatrzasnął, zagwoź-dził, zaklajstrował, zasklepił zagrodę zwiewnej złu-dy. Zapobiegawczo zabetonował zaprawą zejście. Za-grzebał zardzewiały znak. Zadyszany zakręcił zawór.
Zabrał zamykadło. Zdetonował zbrojenie. Zaczernił
zbieraninę zbędnych zdjęć. Zakazał zauważać zjawiska zmyślone. Zaprzedał zamiłowania. Zapał zaprzątnę-ły zaszłości. Zapiekle zaprzysiągł zemstę! Ząb za ząb!
Zrezygnowany założył zajazd ,,Zaczarowany Zakątek”
z zyskiem. Zgromadził złoto. Zasłynął za Zabajkalem.
139
Zaprzysięgle zwiedzał zabytki. Zwolennik zen.
Zgrzybiał. Zmarkotniał. Zapomniał zmienno-kształtnego zwida. Zmarł. Zaludnił zaświaty.
Zwłoki zasypano ziemią zawilgoconej ziemianki zmory.
Zaiste zdumiewająco zagadkowe zakończenie!
Zgaga? Zmieszanego z zielem Zombie z zamrażarki?
140
Ź
ŹdŹBło
Źrebiątko źrebnej źrebicy ździercy ździebko źle źgnęło ździebeł-kiem źrenicę źródełka. Ździeblarz źgał źróbka ździebełeczko.
143
Ż
ŻeBrak
Życzliwy żebrak żył żenująco. Żebrząc żołd żywieniowy, żuł żywokost. Żarliwie żegnał żandarmów. Żłopał życiodajną żętycę. Żarł żaby żywcem. Żelował żura-winy. Żywo żyletką żął żeniszek. Żmudnie żubrował żyto. Żółtodziób żwawo żółkł, że żółć żółkła. Żółtaczka. Żółcił żywicą żmigrodzki żorżetowy żółtopasia-sty żakiet, żuławski żółtobury żakardowy żabot żupana. Żgał żegadłem żarłocz-nie żerujące żuki żółtobrzeżki. Żółtawobrunatne żyjątka żądliły. Żołny żaglowa-ły. Żywił żółtoskórego żylastego żurawia. Żałował żyrafie żółciopędnego żarcia.
Żwirował żmijowiska żararak. Żłobił żerdzie żebrowania żeliwnym żelazkiem.
Żonglował żółtymi żonkilami. Żeglował żeglownym żaglowcem. Żądał żarów-kowego żyrandola. Żartowniś! Żul żenił żołnierza, żeby żona żyrowała żniwiar-kę. Żarliwie życzył żonkosiowi żywiołowego życia!
– Żmudny żywot! – żartował.
Żebraczy życiorys. Żaden żal!
Żywo! Żubrówki, żurawinówki, żołądkowej?
145
StraSzny Sen
Spróbujcie dokończyć tę historię. Zasób słownictwa na literę s jest bardzo bogaty w czasowniki. Postarajcie się nie powtarzać słów. Poddajcie się wyobraźni. Niech uwięzi Was na czas, dopó-ki nie skończycie. Jesteście tylko Wy i ten tekst…
* * *
Szedł sam. Szarzało. Senne smugi słońca sączyły smutek. Szeleściły suche skrzydła strachu. Skrzyła się stężała szadź. Stopniowo szorst-ki stop srebrnoszarego szronu skulił smukłe sosny. Samotnik słu-chał szmerów skał, skomlenia strumienia. Struchlał. Spazmy szlochu szlachtowały serce skazańca. Szalał srogi sensoryczny sztorm…
147
SpiS treŚci
Słowo od autorki
7
katedra
11
alchemik
17
Baron
21
czary
25
Ćwierćfinał
31
duch
33
earl
37
fabryka fantazji
41
Gotyk
45
hellada
49
ideologia
53
jagiellonka
59
kustosz
63
legenda
67
łąka
71
mnich
73
nekropolia
79
ogród
85
pałac pelagiusza
89
rycerz romantyk
101
Saga
107
Świtezianka
113
twierdza
117
upiór
121
wampiriada
125
zamorski zamek
135
Źdźbło
143
Żebrak
145
Straszny Sen
147
TAKI TO TAUTOGRAM
wydanie pierwsze,
Druk: ISBN 978-83-67348-30-0
PDF: ISBN 978-83-67348-33-1
E-PUB: ISBN 978-83-67348-31-7
MOBI: ISBN 978-83-67348-32-4
©Ewa Jakubowicz i Wydawnictwo Agrafka 2022
redakcja i korekta
Anna Jakubek
grafiki
Monika Mańczuk
skład i łamanie
Magda Witkowska
okładka
Ewa Jakubowicz, Krzysztof Fabrowski
druk i oprawa
Partner Poligrafia
wydawca
Wydawnictwo Agrafka
ul. Macierzankowa 15; 64–514 Przecław
e–mail: [email protected]
www.wydawnictwoagrafka.pl
Słowo od autorki
Katedra
Alchemik
Baron
Czary
Ćwierćfinał
Duch
Earl
Fabryka Fantazji
Gotyk
Hellada
Jagiellonka
Kustosz
Legenda
Łąka
Mnich
Nekropolia
Ogród
Pałac Pelagiusza
Rycerz Romantyk
Saga
Świtezianka
Twierdza
Upiór
Wampiriada
Zamorski Zamek
Źdźbło
Żebrak
_GoBack