40,00 zł
Życie Sary Miller, szesnastoletniej dziewczyny z Miami, rozpada się na kawałki po śmierci matki. Kiedy jej starszy brat Leo popada w uzależnienie i przedawkowuje, Sara musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością, której nigdy się nie spodziewała. W tym trudnym momencie, niespodziewanie zbliża się do najlepszego przyjaciela swojego brata – osiemnastoletniego Matteo DeRosy, ucznia prestiżowego prywatnego liceum, który także walczy z własnymi demonami. Razem, Sara i Matteo znajdują w sobie coś, co daje im wytchnienie od bólu, który ich otacza. Jednak ich związek, choć pełen namiętności i bliskości, staje się dla nich zarówno ucieczką, jak i pułapką. Ich więź staje się niczym pajęcza sieć – silna, nieprzerwalna, ale jednocześnie krucha.
Czy Sara i Matteo odnajdą w sobie nawzajem siłę, aby stawić czoła swoim lękom? Czy ich miłość jest tylko chwilowym ukojeniem, czy może jednak przeznaczeniem, które ich połączyło na zawsze? W świecie pełnym niepewności, jedno pytanie wciąż pozostaje otwarte: czy zdołają odnaleźć swoje przeznaczenie? „Thread of Destiny” to opowieść o miłości, stracie i próbie odnalezienia swojego miejsca w świecie pełnym bólu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 323
Copyright © Amelia Pietrusiak, 2024
Projekt okładki
Agnieszka Zawadka
Redaktorka prowadząca
Marta Burzyńska
Redakcja
Alicja Matyjas
Korekta
Magdalena Białek
Agnieszka Dudek
ISBN 978-83-8391-598-2
Warszawa 2024
Wydawca: Wydawnictwo Najlepsze
Prószyński Media Sp. z o.o.
ul. Rzymowskiego 28, 02-697 Warszawa
Dla tych,
którzy wciąż szukają swojego przeznaczenia.
Uwierzcie, że ono przychodzi
w najmniej oczekiwanym momencie.
Playlista
The Neighbourhood – Sweater Weather
Arctic Monkeys – Do I Wanna Know?
Lana Del Rey – Young and Beautiful
Billie Eilish – Ocean Eyes
Ed Sheeran – Perfect
Eminem – Beautiful
Shawn Mendes – In My Blood
Adele – Someone Like You
Juice WRLD – Lucid Dreams
Harry Styles – Adore You
Lil Peep – Star Shopping
Eminem – Mockingbird
Chase Atlantic – Friends
Eminem – Love the Way You Lie (feat. Rihanna)
Lil Peep – Save That Shit
Eminem – The Way I Am
Arctic Monkeys – 505
The Weeknd – Call Out My Name
XXXTentaction – SAD!
Lana Del Rey – Summertime Sadness
Bruno Mars – Just the Way You Are
Great Big World & Christina – Say Something
Imagine Dragons – Demons
OneRepublic – Counting Stars
Imagine Dragons – Radioactive
Bruno Mars – Locked out of Heaven
Myles Smith – Stargazing
David Kushner – Daylight
Conan Gray – Heather
The Neighbourhood – Daddy Issues
Arctic Monkeys – I Wanna Be Yours
Walk The Moon – Shut Up and Dance
Eagles – Hotel California
The Goo Goo Dolls – Iris
Guns N’ Roses– Sweet Child O’Mine
Chase Atlantic –Slow Down
Ostrzeżenie!
Ta książka zawiera treści dotyczące przemocy domowej, depresji oraz uzależnień. Mogą one być trudne i bolesne dla niektórych czytelników. Zaleca się ostrożność przy czytaniu tych fragmentów, zwłaszcza jeśli jesteś wrażliwy(-wa) na te tematy lub doświadczyłeś(-łaś) podobnych sytuacji w swoim życiu.
Jeśli potrzebujesz wsparcia, nie wahaj się sięgnąć po pomoc specjalistów, grup wsparcia lub zaufanych osób w swoim otoczeniu. Pamiętaj, że nie jesteś sam(a) i istnieją ludzie oraz organizacje gotowe do udzielenia Ci pomocy.
Prolog
Po śmierci matki czułam się jak związana nicią, której koniec ginie w mroku nieznanego. To było jak utrata korzenia, który trzymał mnie mocno w ziemi życia. Gdy ostatnie tchnienie opuściło jej ciało, zdałam sobie sprawę, że teraz muszę odnaleźć własną drogę w tym niepewnym labiryncie egzystencji.
Pierwsze dni były jak mgliste marzenie, w którym rzeczywistość rozmywała się w bólu i tęsknocie za kobietą, która dała mi życie. Ale w miarę jak słońce wschodziło nad nowym dniem, zaczęłam dostrzegać nić, którą matka przędła przez moje dzieciństwo. To była nić wspomnień, miłości i nauk, które ofiarowywała mi każdego dnia. To była nić nadziei na lepsze jutro.
Tak więc związana tą niewidzialną nicią, podnosiłam się z żałoby, gotowa na kolejne rozdziały mojej opowieści. Bo w końcu sama się nie napisze, a kto wie, może swoją nicią połączę swoją duszę z czyjąś i w tym zakłamanym, podłym świecie znajdę swoje przeznaczenie.
Rozdział 1
Rozpacz i nadzieja
Sara
Trzy lata wcześniej
Szare, ciężkie chmury wisiały nisko nad cmentarzem, tworząc ponurą atmosferę, która idealnie współgrała z moim nastrojem. Staliśmy z Leo nad świeżo wykopanym grobem, a deszcz kropił delikatnie, mieszając się ze łzami spływającymi po naszych policzkach. Moja matka była teraz częścią ziemi, którą tak kochała, ale ta myśl nie przynosiła mi ukojenia. Czułam się pusta, jakby ktoś wyrwał część mnie i zostawił dziurę, której nic nie mogło wypełnić.
Mój starszy brat stał obok, a jego dłoń mocno ściskała moją, jakby bał się, że mogłabym upaść pod ciężarem smutku. Jego oczy były czerwone od płaczu, a twarz wyrażała ból, który i ja czułam. Mama była dla nas wszystkim, a teraz, gdy jej nie było, musieliśmy nauczyć się żyć bez niej.
Nagle za plecami usłyszeliśmy kroki. Obróciłam się powoli i zobaczyłam chłopaka, który podszedł do nas z pełnym powagi wyrazem twarzy. Był wysoki i szczupły, z ciemnymi włosami, które rozwiewał wiatr. Jego oczy, chociaż również zaczerwienione, były zimne i oschłe.
– Leo, musimy iść – powiedział, patrząc na mojego brata.
Leo spojrzał na niego, a potem na mnie.
– Saro, to jest Matteo, mój przyjaciel – powiedział, próbując wprowadzić odrobinę normalności w ten przytłaczający moment.
– Cześć – odpowiedziałam cicho, ledwo słyszalnym głosem.
Matteo skinął głową, ale jego twarz pozostała nieprzenikniona. Był taki chłodny i zdystansowany, jakby stał za niewidzialnym murem, którego nie mogłam przekroczyć. Czułam się nieswojo w jego obecności, jakby moja żałoba była dla niego niewygodna.
– Przykro mi z powodu twojej mamy – powiedział, ale w jego głosie nie było ani śladu emocji.
Skinęłam głową w odpowiedzi na kondolencje. Matteo odwrócił się do Leo i położył rękę na jego ramieniu.
– Musimy iść – powtórzył.
Brat spojrzał na mnie, jakby pytał o pozwolenie. Skinęłam głową, nie mając siły, by powiedzieć cokolwiek więcej. Jeszcze raz ścisnął moją dłoń, po czym odszedł z Matteo, zostawiwszy mnie samą przy grobie.
Stojąc tam, słuchając kropli deszczu uderzających o ziemię, poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Moja mama była moją opoką, a teraz nie było jej tu, by mnie wesprzeć. Patrzyłam na oddalające się sylwetki chłopców, czując, że straciłam nie tylko matkę, ale również w jakiejś części i mojego brata, a to był dopiero wierzchołek góry lodowej.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków, które nagle ucichły. Matteo zatrzymał się na chwilę, spojrzał na mnie z mieszanką współczucia i chłodu, a potem odwrócił wzrok i ruszył dalej z Leo. Ich postacie zniknęły w deszczu, a ja pozostałam sama, z bólem, który nie chciał mnie opuścić. To wtedy po raz pierwszy zobaczyłam tego chłopaka.
Brak obecności ojca na pogrzebie był dla mnie dodatkowym ciosem. Jak zwykle, był w delegacji służbowej, gdzieś daleko, zbyt zajęty swoją pracą, by być tu z nami w tej najtrudniejszej chwili. Czułam gniew i żal, że nie potrafił być przy nas, kiedy najbardziej go potrzebowaliśmy.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, jak poradzimy sobie bez mamy i z ojcem, który jest wiecznie nieobecny. Spojrzałam na zimny, granitowy nagrobek, próbując znaleźć w sobie siłę, by iść dalej. Jednak jej nie znalazłam. Zaczęłam niemiłosiernie płakać i krzyczeć, dlaczego mnie zostawiła.
Nagle moje nogi się ugięły i upadłam na kolana, czując zimno przenikające przez materiał mojej czarnej sukienki. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, a moje krzyki rozdzierały ciszę cmentarza.
– To moja wina! – krzyczałam wniebogłosy, uderzając pięściami w ziemię. – Mogłam zrobić coś więcej! Mogłam jej pomóc!
W tym momencie poczułam, jakby całe moje ciało zostało zalane przez falę rozpaczy. Krzyczałam i płakałam, moje słowa były mieszanką bólu i samobiczowania.
– Mamo, przepraszam! – wołałam, nie mogąc powstrzymać łez.
Nagle usłyszałam szybkie kroki, a potem poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramiona. To była Ruby, moja najlepsza przyjaciółka. Jej twarz była pełna troski i smutku, kiedy próbowała mnie podnieść.
– Saro, musimy stąd iść – mówiła. Jej głos był miękki, ale stanowczy.
Obok niej stanęli Fatma i Liam, oboje równie zmartwieni. Przyjaciółka kucnęła obok mnie, próbując mnie uspokoić, a chłopak patrzył na mnie z determinacją.
– Saro, proszę, musisz się uspokoić – mówiła Fatma, głaszcząc mnie po plecach.
Ale ja nie mogłam przestać płakać. Wszystko wydawało się zbyt przytłaczające. Nie mogłam oddychać, czułam, jak tonę w moim własnym żalu.
– Zostawcie mnie! – krzyknęłam, próbując wyrwać się z ich uścisku. – To moja wina!
Wtedy Liam podszedł i podniósł mnie, jakbym była lekka jak piórko. Zarzucił mnie sobie na plecy, a ja zaczęłam uderzać go pięściami, usiłując się uwolnić.
– Puść mnie! – wrzeszczałam, ale on nie reagował.
Nie przestawał iść. Czułam, jak moje pięści uderzają w jego plecy, ale on ignorował moje protesty, skupiając się tylko na jednym – zabraniu mnie stamtąd.
Ruby i Fatma szły za nami, starały się mnie uspokoić swoimi cichymi, kojącymi słowami. Ale ja nie mogłam przestać płakać. Ból był zbyt wielki, a ja czułam się, jakby cały świat się rozpadał.
Kiedy dotarliśmy do samochodu, Liam delikatnie postawił mnie na ziemi. Spojrzałam na niego z mieszanką gniewu i rozpaczy, ale w jego oczach zobaczyłam tylko troskę.
– Wiem, że jest ci ciężko – powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. – Ale musisz pozwolić nam sobie pomóc.
Czułam, jak moje ciało się trzęsło. Ruby i Fatma objęły mnie, a ja w końcu przestałam się przeciwstawiać. Oparłam głowę na ramieniu Rub, a łzy, choć nadal płynęły, były teraz cichsze, bardziej kontrolowane.
Przyjaciółki delikatnie podprowadziły mnie w stronę samochodu Liama. Moje nogi były ciężkie jakby były z ołowiu, a każdy krok wydawał się nadludzkim wysiłkiem. Chłopak otworzył tylne drzwi i zrobił mi miejsce. Jego spojrzenie było pełne troski i współczucia, które kontrastowały z moim wewnętrznym chaosem.
– Saro, wsiadaj – powiedział cicho, kładąc dłoń na oparciu fotela.
Nie miałam siły, żeby się sprzeciwiać. Z trudem się podniosłam i usiadłam. Dziewczyny zajęły miejsca obok, ciasno mnie otaczając, jakby ich obecność mogła powstrzymać moje łzy i ból. Czułam się bezpieczniej, mając je blisko.
Liam zamknął drzwi i przeszedł na miejsce kierowcy. Wnętrze samochodu było ciche, wypełnione tylko naszymi oddechami i szumem silnika.
Ruby przytuliła mnie mocniej, a Fatma trzymała moją rękę, próbując przekazać mi swoją siłę. Starałam się uspokoić oddech, wpatrując się w siedzenie przed sobą.
– Będzie dobrze, kochanie – szepnęła Ruby, a jej słowa były jak kojąca melodia wśród hałasu mojego umysłu.
Samochód ruszył, a mój przyjaciel jechał powoli, starając się, by podróż była jak najbardziej komfortowa. Czułam, jak moje ciało stopniowo się rozluźnia, choć ból w sercu nadal pozostawał. Przez okno widziałam mijane budynki i drzewa, ale mój umysł był gdzie indziej – z mamą, którą straciłam, i z poczuciem winy, które mnie przytłaczało.
Liam co jakiś czas spoglądał na mnie w lusterku, jego spojrzenie było pełne troski. Wiedziałam, że chciałby powiedzieć coś, co mogłoby mi pomóc, ale słowa nie były tu potrzebne. To, że byli przy mnie, wystarczało.
Rozdział 2
Cisza przed burzą
Sara
Teraźniejszość
Obudziłam się z pozytywną energią, której od dawna mi brakowało. Leżałam na krawędzi białego łóżka, przy oknie, przez które wpadały łagodne promienie wschodzącego słońca. Nagle w pokoju rozległ się dźwięk budzika. Chwyciłam komórkę i na oślep próbowałam wyłączyć ten irytujący alarm. Westchnęłam głęboko, bo zdałam sobie sprawę, że znów czeka mnie kolejny dzień w szkole.
The Golden Shore Academy to prestiżowe prywatne liceum położone w sercu słonecznego Miami, zaledwie kilka ulic od Lively Grove, gdzie znajdował się mój dom. Otoczone palmami i z widokiem na błękitne wody oceanu. Atmosfera w Goldenie, jak zwano naszą szkołę w okolicy, była nasycona harmonią i inspiracją. Nowoczesne budynki, które łączyły komfort z funkcjonalnością, tworzyły idealne środowisko, w którym nauka szła w parze z radością.
Szkoła oferowała dobry program nauczania, skupiający się nie tylko na podstawowych przedmiotach, ale także na rozwijaniu umiejętności krytycznego myślenia, przywództwa i współpracy. Dodatkowe zajęcia, takie jak kluby artystyczne, naukowe czy sportowe, umożliwiały uczniom rozwijanie swoich zainteresowań. Pomimo pozornej idealności na papierze, rzeczywistość szkoły była bardziej złożona ze względu na wszechobecne układy i oszustwa na egzaminach, które niestety były normą.
Zrezygnowana, przeciągnęłam się i spojrzałam na szkolny mundurek wiszący na krześle. The Golden Shore Academy mogło wyglądać jak raj na ziemi, ale dla mnie było miejscem pełnym fałszu i hipokryzji. Każdy wiedział, że liczyły się przede wszystkim układy i znajomości. Ci, którzy mieli wpływowych rodziców, zawsze znajdowali sposób, żeby przetrwać egzaminy bez większego wysiłku, podczas gdy reszta musiała walczyć o każdą ocenę.
Po kilkunastu natrętnych drzemkach w budziku w końcu zmusiłam się do wstania z łóżka. Uchyliłam okno, żeby do pomieszczenia wpadło trochę świeżego, majowego powietrza. Z zewnątrz dobiegał śpiew ptaków, który dodawał mi odrobiny spokoju.
Zaczęłam się ubierać, czując narastającą frustrację. Sięgnęłam po szkolny mundurek, którego kolory przypominały barwy Gryffindoru z Harry’ego Pottera. Strój składał się z plisowanej spódniczki, białej koszuli oraz marynarki. My, dziewczyny, miałyśmy do wyboru bordowe rajstopy lub podkolanówki.
Dlaczego muszę się męczyć w takim miejscu?
Kiedy w końcu byłam gotowa, spojrzałam na siebie w lustrze.
– Może dzisiaj będzie inaczej – powiedziałam do swojego odbicia, choć wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
Wzięłam głęboki oddech i opuściłam pokój, gotowa stawić czoła kolejnemu dniu w Goldenie. Może kiedyś znajdę sposób, żeby uczynić tę szkołę miejscem, które naprawdę zasługuje na swoją reputację. Ale na razie musiałam po prostu przetrwać.
Codziennie o tej samej porze budziłam Leo, który spał w pokoju tuż za ścianą mojej sypialni. Wtargnęłam do niego, trzaskając drzwiami za sobą.
– Wstawaj! – krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam, ale wiedziałam, że i tym razem to go nie dobudzi.
– Mhhh – mruknął mój brat pod nosem przez sen.
No to co, powtórka z rozrywki. Chwyciłam szklankę z wodą z szafki nocnej i dostrzegłam obok strzykawki. Wiedziałam, że mój brat brał narkotyki, wielokrotnie próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale to było na nic. Upór oboje mieliśmy po naszej kochanej mamie, która zginęła w wypadku samochodowym trzy lata temu. Modliłam się każdego dnia i każdej nocy, żeby Leo w końcu poszedł po rozum do głowy.
Zamachnęłam się i z impetem oblałam go wodą.
– Kurwa, Sara, serio? Znowu? – jęczał pod nosem z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
– Nie, na niby. Wstawaj, do cholery – odpowiedziałam, a jego wargi ułożyły się w zadziorny uśmiech.
Nagle chłopak podniósł się na łokciach i w szybkim tempie sięgnął po poduszkę, którą z całej siły mnie uderzył.
– Za czterdzieści minut wychodzimy – oznajmiłam, zamykając za sobą drzwi jego pokoju.
Nasz ojciec wyjechał na delegację, pozostawił nas samych, więc byliśmy zdani tylko na siebie.
Przeczesałam swoje kasztanowe włosy szczotką, a grzywkę, która zdobiła oba boki mojej smukłej twarzy, ułożyłam prostownicą. Podkreśliłam oczy czarną kredką i wytuszowałam rzęsy. Uszy ozdobiłam lśniącymi kolczykami w kształcie koniczynek zdobionych cyrkoniami. Zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i ruszyłam na dół.
* * *
– Jesteś gotowa? – zapytał Leo, unosząc lewą brew.
Wyglądał prawie identycznie jak ja, tyle że był w spodniach i był wyższy. Jego kasztanowe włosy, podobne do moich, były roztrzepane w każdą możliwą stronę. Mój brat miał słabość do biżuterii – jego palce były ozdobione srebrnymi sygnetami, w uszach miał kolczyki w kształcie krzyży, a w nosie nostril. Trudno było uwierzyć, że tak przystojny chłopak może poświęcać całą uwagę narkotykom.
– Tak, jasne – przytaknęłam, wsuwając na stopy czerwone conversy. Mimo że nie pasowały do mundurka, nie wyobrażałam sobie założenia innego obuwia.
Odkąd dostałam swoją pierwszą parę tych trampek w krwistym kolorze, noszę takie codziennie. Mam około siedmiu par, każde w innym odcieniu czerwieni, od krwistego aż po bordowy.
Leo założył czarne vansy, a ja zgarnęłam torbę z blatu i ruszyliśmy do wyjścia z domu.
– Jedziemy moim czy twoim? – zapytał mnie brat, a ja bez zawahania odpowiedziałam, że jego.
Mój czerwony mini cooper był niczym w porównaniu do jego camaro.
Samochód przyciągał wzrok swoim jaskrawym kolorem, przypominającym dojrzałą cytrynę, a kontrastujące czarne pasy biegnące przez całą długość maski dodawały mu sportowego charakteru.
Chevrolet camaro to prawdziwa ikona amerykańskiej motoryzacji. Jego agresywna sylwetka z wyraźnie zarysowanymi nadkolami i muskularnymi liniami bocznymi sugerowała ogromną moc drzemiącą pod maską. Przód samochodu był ozdobiony szerokim grillem z dużym logo Chevroleta otoczonym smukłymi reflektorami LED.
Konsola centralna była wyposażona w nowoczesny system multimedialny, na którym włączyłam radio. Z głośników popłynęły pierwsze takty Hotel California zespołu Eagles. Uwielbiałam tę piosenkę i nuciłam ją pod nosem. Zauważyłam, że Leo też zaczął podśpiewywać.
Welcome to the Hotel California
Such a lovely place (such a lovely place)
Such a lovely face
Plenty of room at the Hotel California
Any time of year (any time of year)
You can find it here.
Śpiewaliśmy razem, ciesząc się każdym słowem.
Dojechaliśmy do liceum w mgnieniu oka – czas spędzany z nim zawsze mijał szybciej. Zaparkowaliśmy samochód na naszym ulubionym miejscu, zaraz pod patio, gdzie rosła gigantyczna palma, dająca cień ławkom wokół.
Leo wybiegł z samochodu, trzaskając drzwiami. Dogonił Liama i Matteo, którzy właśnie wchodzili do szkoły. Chłopaki zaczęli na siebie skakać jak dzieci w przedszkolu, a ja uśmiechnęłam się, patrząc na tę scenę.
Mój brat od zawsze był zagorzałym fanem Marvela. W podstawówce, kiedy zobaczył, że Liam bawi się plastikową figurką Spider-Mana z takim samym zapałem, z jakim on traktuje superbohaterów, natychmiast mu ją wyrwał i zabrał do domu. Mama musiała później jechać do szkoły, aby oddać zabawkę i przepraszać za syna. Zaraz po tym tata kupił mu podobną figurkę. Dopiero wtedy chłopcy zrozumieli, że jest miejsce dla dwóch fanów Marvela. Z dnia na dzień zaczęli się zaprzyjaźniać, a kiedy poznali Matteo, już jako nastolatkowie, od razu zarazili go swoją pasją. Teraz, gdy się spotykają u nas w domu, katowane są filmy Marvela. Z czasem Matteo nawet wytatuował sobie czarnego pająka na dłoni jako hołd dla Spider-Mana, co było naprawdę dziecinne, ale zarazem pociągające.
Stop, Saro – uciszyłam swoje myśli. Ostatnio coraz częściej krążyły wokół tego bruneta. Znaliśmy się już trzeci rok, a wciąż niewiele o nim wiedziałam, mimo że przesiadywał w naszym domu częściej niż w swoim. Rub i Fatma szybko załapały z nim kontakt i utworzyliśmy razem grupę przyjaciół, a ja postawiłam granicę pomiędzy mną a Matteo… Pamiętam, jak trzy lata temu zobaczyłam go po raz pierwszy. Było to spotkanie, które zostawiło we mnie silne wrażenie, ale wiedziałam, że muszę trzymać się na dystans.
Było w jego spojrzeniu coś, co sprawiało, że czułam się nieswojo, jakby widział we mnie coś więcej, niż byłam gotowa pokazać. Często łapałam się na tym, że analizuję nasze rozmowy, szukając ukrytych znaczeń. W grupie czułam się bezpiecznie, ale sama z nim czułam się niekomfortowo. Miałam potrzebę chronienia swojego serca, dlatego zdecydowałam się na te granice, nawet jeśli z czasem stawały się one coraz trudniejsze do utrzymania.
Ruby Thomas szybko wyciągnęła mnie z zamyślenia, gdy złapała mnie pod ramię i pociągnęła w kierunku wejścia.
Rub, moja najlepsza przyjaciółka od lat. Byłyśmy jak dwie strony tej samej monety, podobne, ale zarazem różne. Blondynka o niskim wzroście, jej niebieskie oczy kontrastowały z gęstymi, czarnymi jak smoła rzęsami. Pełne różowe usta podkreślone zawsze konturówką. Skąpana w piegach i pieprzykach, co dodawało jej uroku, choć często ukrywała je pod podkładem. Jej sylwetka była smukła, ale pełna kobiecych kształtów. Zawsze zazdrościłam jej krągłego tyłka, który prezentował się idealnie w jasnych jeansach. Jej styl to kwintesencja słodyczy: pastelowe bluzki, wzorzyste topy, białe buty – czasem miałam wrażenie, że wyglądała, jakby ubrała się w to, co wyrzygał jej jednorożec.
Ja z kolei byłam bardziej przeciętna. Włosy falujące, brązowe, które ledwo sięgały ramion, i zielonozłote oczy, otoczone długimi rzęsami. Moje usta były pełne, ale nie tak wyraziste jak u Ruby. Może to właśnie w tym leżała różnica. Obie miałyśmy po sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Zwykle nie przesadzałam z makijażem, wystarczały mi podkreślone usta i lekko wytuszowane rzęsy. Garderoba w moim przypadku opierała się na ciemnych tonacjach – głównie czerni i czerwieni.
– O czym ty tak myślałaś? – zapytała mnie Ruby, czym przerwała moje rozważania. Wzruszyłam ramionami, patrząc przed siebie.
– Spójrz na mnie. No o czym? – dopytywała, nie dając mi spokoju.
Popatrzyłam na nią, próbując zebrać myśli.
– O starych czasach – odpowiedziałam wreszcie z lekkim uśmiechem. – Myślałam o tym, jak Leo poznał Liama. To było takie spontaniczne, takie typowe dla nich.
Skinęła ze zrozumieniem, zachęcając do kontynuacji:
– O czymś jeszcze?
Maxwell nagle przerwał nam rozmowę, przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w pocałunku. Serce mi waliło jak oszalałe, gdy oderwał się od mnie i uśmiechnął się delikatnie, łapiąc mnie w talii.
– Cześć, Gwiazdo – przywitał się, a jego głos był lekko zachrypnięty przez emocje. – Cześć, Rub – dodał po chwili, kiedy jego spojrzenie przesunęło się na moją przyjaciółkę. – Zabieram cię, później dokończycie waszą rozmowę.
Zaskoczona, podążyłam za chłopakiem.
– Co ty tu tak właściwie robisz? – zapytałam zdezorientowana.
Maxwell White to mój chłopak, z którym byłam już od jakiegoś czasu. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu na wspólnej imprezie u znajomych i od tamtej chwili nie mogłam oderwać od niego myśli. Max, jak go zwykle nazywałam, uczęszczał do pobliskiego liceum publicznego.
– Co tutaj robisz? – ponowiłam pytanie.
Chłopak poprowadził nas na koniec korytarza, gdzie nikogo już nie było. Zaczęłam się zastanawiać, co może być powodem tej nagłej wizyty, czując podskórnie lekkie mrowienie niepewności.
Max ujął mnie delikatnie za dłonie, patrząc mi głęboko w oczy.
– Saro, potrzebuję pieniędzy, mam długi – wyznał.
– Co? – Moje serce zamarło na chwilę, gdy usłyszałam te słowa. Spojrzałam na Maxa zaniepokojona.
Znałam jego przeszłość, wiedziałam, że nie zawsze jego wybory były najlepsze. Krążyły na ten temat plotki o szemranych znajomościach i niezdrowych nawykach. Wiedziałam, że jeśli prosi mnie o pieniądze, to prawdopodobnie chodzi o coś więcej niż tylko zwyczajne zadłużenie. Chłopak złapał mnie za twarz i potrząsnął mną.
– Sara, kurwa! – wykrzykiwał, a jego głos brzmiał coraz bardziej rozpaczliwie. Czułam, jak jego uścisk staje się coraz silniejszy.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam, próbując desperacko się uwolnić, ale im bardziej się starałam, tym bardziej przytłaczał mnie jego uchwyt.
Rozglądałam się gorączkowo, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Korytarz wydawał się nieskończony, a ściany zdawały się zbliżać i zamykać nas w klaustrofobicznym uścisku. Z każdą chwilą traciłam nadzieję na pomoc. Max White przyciągnął mnie bliżej siebie, jego oddech był przyspieszony, a oczy wypełnione dziką desperacją.
– Musisz mi pomóc, nie mam nikogo innego! – wrzeszczał, a jego głos odbijał się echem od zimnych ścian.
– Nie mogę, Max – próbowałam mówić spokojnie, ale głos mi drżał. – Musisz znaleźć inne wyjście.
Jego oczy pociemniały, a twarz przybrała wyraz zimnej determinacji.
– Nie ma innej drogi, Saro. Jeśli mi nie pomożesz, zrobię coś, czego będę żałował – groził, a jego głos był teraz cichszy, bardziej niebezpieczny.
Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam, jak sytuacja wymyka się spod kontroli. Wiedziałam, że Max jest w stanie posunąć się daleko, by osiągnąć swój cel. Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić i znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie.
– Maxwell, proszę – zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.
Przesunął mnie na ścianę i chwycił za szyję, niemalże dusząc. Byłam pewna, że jego knykcie pobladły od siły, której użył.
Nagle na korytarzu pojawił się Matteo, był zaskoczony tym, co zobaczył. Jego spojrzenie natychmiast przeniosło się ze mnie na mojego chłopaka. Bez wahania zaczął podchodzić do nas pewnym krokiem, wiedział, że coś jest nie tak.
Gdy tylko zbliżył się wystarczająco, zobaczył, jak White trzyma mnie mocno, a jego twarz zaiskrzyła gniewem. Bez żadnego słowa, bez pytania, po prostu ruszył do akcji. Jego ciosy były szybkie i celne, a Maxwell nie miał szans na obronę.
Chociaż zaskoczyło mnie, że Matteo się pojawił, to jego obecność była jak błogosławieństwo w obliczu tego wszystkiego.
Byłam oszołomiona i wdzięczna jednocześnie, patrząc, jak broni mnie przed gościem, który jeszcze przed chwilą był moim chłopakiem.
Nasza sytuacja wywołała sporo zamieszania na korytarzu, przyciągając uwagę innych uczniów, którzy zaczęli gromadzić się wokół nas. Ale w tym chaosie był jeden punkt stabilności – Matteo, który stanął w mojej obronie, gotów stawić czoła każdemu, kto chciałby mi zrobić krzywdę. W tamtym momencie był jak mój anioł stróż.
Im więcej osób zbierało się dookoła, tym bardziej niekomfortowo się czułam. Uciekłam do łazienki w równoległym korytarzu i spojrzałam na siebie w lustrze – wyglądałam tragicznie. Przeczesałam palcami włosy i pospiesznie wyjęłam komórkę z kieszeni marynarki. Szybkimi stuknięciami znalazłam numer Ruby i roztrzęsiona zadzwoniłam do niej.
– Halo? – usłyszałam głos przyjaciółki w słuchawce.
– Możesz przyjść do łazienki? – zapytałam, powstrzymując płacz.
– Coś się stało, Gwiazdo? – zapytała wyraźnie zaniepokojona.
Gwiazdo… Przyjaciele zaczęli nazywać mnie Gwiazdą po tym, jak usłyszeli, że tak zwraca się do mnie ojciec. Za każdym razem, gdy mówił to z czułością, czułam się wyjątkowa. Moje imię, Sara, miało w sobie coś z gwiazdy – może nie dosłownie, ale w brzmieniu, w intonacji, której używał tata. To było coś więcej niż tylko słowo; to była emocja, przypomnienie, że jestem dla niego kimś ważnym. Niestety, pozostało tylko słowo, nie czułam się już dla niego ważna, ale zawsze czułam ciepło w sercu z samego sentymentu, gdy przyjaciele używali tego przezwiska. Było w tym coś intymnego, coś, co przypominało mi o miłości i wsparciu mojego ojca.
– Po prostu przyjdź i weź podkład. – Rozłączyłam się i poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy.
Wciąż drżąc, czekałam w łazience na pomoc od Rub. Dziesiątki myśli wirowały w mojej głowie, a serce biło tak gwałtownie, że aż bolało. W lustrze widziałam swoje oczy zalane łzami, a mój wygląd daleki był od wyglądu osoby spokojnej.
Kiedy wreszcie usłyszałam kroki zbliżające się do drzwi, wiedziałam, że to Ruby. Otworzyła je ostrożnie, a jej wzrok natychmiast padł na mnie.
– Co się stało? – zapytała, zbliżając się do mnie szybko. Jej ręce były pełne kosmetyków, gotowe pomóc mi naprawić makijaż.
Podniosłam głowę i zwróciłam się ku dziewczynie, a ona od razu zauważyła, że moja szyja siniała i widoczne były na niej ślady palców. Przyjaciółka spojrzała na mnie ze złością. Widziałam, jak mocno zaciskała szczęki, próbując opanować swoje emocje.
– Matko boska, kto ci to zrobił? Maxwell? – zapytała wyraźnie zdenerwowana.
Skinęłam głową, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Wiedziałam, że w jej oczach mogę odnaleźć zrozumienie.
– Zakryjemy to jakoś? – spytałam, czując, jak serce wali mi z niepokoju.
Wzruszyła ramionami, starając się zachować spokój.
– Oczywiście.
Dziewczyna zabrała się do pracy, starannie zakrywała siniaki na mojej szyi. Jej obecność była dla mnie kojąca. W momencie, w którym skończyła zamaskowywać ślady duszenia, rozległ się dzwonek na lekcje.
Przemierzałyśmy razem z Ruby kolorowe korytarze naszego liceum, zmierzając do sali matematycznej. Usiadłyśmy w przedostatniej ławce przy oknie. Wyjęłam zeszyt i długopis, podczas gdy ona wyciągnęła różowy piórnik z podobizną świnek, pełen pastelowych zakreślaczy, i fioletowy zeszyt w kratkę.
– Chyba plecak też pakuje ci jednorożec – prychnęłam pod nosem.
Podparła się na łokciach na szkolnej ławce i spojrzała na mnie.
– No co? – zapytałam dziewczyny z lekkim uśmiechem.
– Co mu odjebało? – Jej głos był pełen oburzenia.
– Chciał pożyczyć pieniądze, a kiedy mu odmówiłam, to wpadł w szał – szepnęłam do niej, gdy nauczyciel zaczął dyktować pierwsze zadanie.
Blondynka klepnęła mnie w ramię.
– Myślisz, że był pod wpływem? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
– Na pewno był pod wpływem presji. Nie wiem, czy coś brał – powiedziałam. Chciałam wierzyć, że Max nie sięgał po używki, ale w głębi serca czułam, że może to być prawda.
– Jak to się w ogóle stało? Jak mu uciekłaś? – Ruby kontynuowała pytania, starając się zrozumieć, co się wydarzyło.
– Matte… – zaczęłam, ale przerwał mi nauczyciel, chcąc dać mi głos w obecności całej klasy.
– Miller, jeśli masz coś do powiedzenia, proszę mówić na forum klasy. Jesteśmy ciekawi twojej wypowiedzi – oznajmił, podczas gdy reszta uczniów obracała się w moim kierunku.
– Przepraszam – westchnęłam i spojrzałam w dół, a kiedy nauczyciel wrócił do wyjaśniania zadania, zwróciłam się znów do przyjaciółki.
– Matteo.
– Matteo, co? Przechodził obok i wystraszył twojego napastnika? – zapytała, przerywając moje rozmyślania.
– Nieee, Matteo mu spuścił wpierdol – wyjaśniłam.
– DeRosa? Poważnie? To do niego niepodobne – stwierdziła Ruby, zaskoczona wiadomością.
Wzruszyłam ramionami, a na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
– Chyba się komuś podobasz. – Szturchnęła mnie lekko i zachichotała.
– Pogięło cię? Ja z nim w życiu nie przeprowadziłam dłuższej rozmowy niż „cześć, hej, wody może”? – odpowiedziałam, próbując ukryć lekkie zaskoczenie.
– Może to właśnie dlatego. Kto wie, może to jakiś nowy sposób na podryw? – stwierdziła, a jej oczy błyszczały z zainteresowaniem.
– Przestań pleść głupoty. – Odwróciłam się w stronę tablicy.
Czy Matteo mógłby rzeczywiście czuć coś do mnie, czy może to wszystko było tylko przypadkiem?
Do klasy wszedł Liam. Od dzieciaka przyjaźniłam się z nim, zawsze był częścią naszej paczki.
– Co to za spóźnienie, Roy? – zapytał go profesor, zsuwając okulary na nos, żeby lepiej zobaczyć blondyna.
– Na drodze dziś bardzo ślisko, musiałem ograniczyć prędkość.
Wszyscy, łącznie ze mną, się zaśmiali.
– Roy, bez żartów. W Miami nie ma mrozu… Siadaj! – nakazał nauczyciel.
Jego sposób poruszania się i nonszalancki sposób noszenia plecaka od razu przyciągnęły uwagę wszystkich, zwłaszcza Ruby. Wydawało się, że każdy w szkole wiedział, że ma do niego słabość. Liam był typem bad boya, ale kibicowałam im, bo od dłuższego czasu mieli się ku sobie. Byłam pewna, że traktowałby ją najlepiej, jak potrafi.
Chłopak przeszedł obok naszych ławek, mrugnął do Ruby i usiadł zaraz za nami. Zauważyłam, że jej policzki lekko się zarumieniły, a uśmiech na twarzy stał się jeszcze szerszy.
– Co tam, Gwiazdo? – zapytał mnie Roy, na co odpowiedziałam pod nosem:
– Idiota.
Liam rozsiadł się w ostatniej ławce, lekceważąc nauczyciela. Długopisem zaczął szturchać naszą przyjaciółkę, która siedziała koło mnie.
– Co, do cholery?! – zbulwersowała się dziewczyna, odwracając się gwałtownie.
– Blondyna, co to za lekcja? – zapytał z niewinnym uśmiechem, który u wielu wywoływał irytację, ale ją najwyraźniej zawsze rozbrajał.
– To matematyka, geniuszu – odpowiedziała, przewracając oczami. – Może spróbuj być punktualny następnym razem?
– Dzięki, księżniczko. Postaram się – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.
Nauczyciel, pan Evans, odchrząknął znacząco, by przyciągnąć naszą uwagę.
– Liam, miło, że postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością – powiedział z sarkazmem. – Może teraz wrócimy do lekcji?
Ruby próbowała skupić się na notatkach, ale widziałam, jak zerka na niego z ukosa. Zawsze miała do niego słabość, a on wydawał się nieświadomy jej zauroczenia.
– Ej, dziewczyny! – zawołał, a my odwróciłyśmy się i popatrzyłyśmy na niego zaciekawione. – Jak myślicie, czy jeśli przyniosę jutro jabłko dla nauczyciela, to będzie to łapówka czy desperacja?
Dziewczyna przewróciła oczami, ale ja nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam hamować śmiech. On miał ten nieodparty urok, który sprawiał, że nawet najbardziej irytujące komentarze brzmiały zabawnie.
– Zależy, Liamie – odpowiedziałam, wciąż chichocząc. – Może powinieneś spróbować z czymś bardziej wyrafinowanym. Czekoladki? Kwiaty?
– Czekoladki! Świetny pomysł – powiedział z udawaną powagą. – Może nawet będę miał szansę na piątkę na koniec roku.
Już dłużej nie mogłam wytrzymać i wybuchłam śmiechem.
– Bawi coś panią, Miller? – Przerwał mój śmiech profesor. – Zapraszam do tablicy.
– Kurwa mać… – mruknęłam pod nosem.
* * *
Kilka godzin później nadszedł czas na lunch. Stołówka jak zwykle tętniła życiem, a zaraz po dzwonku ustawiła się w niej długa kolejka. Razem z Ruby i Fatmą udałyśmy się na patio, niosąc tacki z obiadem. Usiadłyśmy przy jednym z okrągłych stolików, ciesząc się chwilą wytchnienia od lekcji.
Ruby, już z lepszym humorem, zaczęła opowiadać o nadchodzącej imprezie u Jaydena:
– Słyszałam, że będzie DJ i masa ludzi. Wszyscy się wybierają, będzie zajebiście!
Fatma się uśmiechnęła, mieszając sałatkę w miseczce na swojej tacy.
– Ciekawe, czy Liam znowu będzie tańczył na stole. Pamiętasz ostatnią imprezę? Był absolutnym królem parkietu, chociaż pewnie nic nie pamięta z tego wieczoru.
Zaśmiałam się na to wspomnienie.
– Tak, to była niezapomniana noc. Ale mam nadzieję, że tym razem będzie mniej dramatów. Ostatnio Jayden i Jason prawie się pobili.
– No właśnie, musimy trzymać się z dala od wszelkich afer – dodała Ruby, zerkając na mnie znacząco. – A ty, Saro? Będziesz się bawić czy znowu będziesz pilnować Leo?
– Dobrze wiesz, że mój brat potrzebuje opiekunki, no chyba że Matteo by go pilnował.
Ruby spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
– Matteo? Może to on będzie twoim rycerzem na białym koniu. Wiesz, taka romantyczna historia.
– Daj spokój, Rub – odparłam, choć uśmiech wkradł się na moje usta.
– Gdzie jest Liam? – zapytała Fatma, rozglądając się wokół.
– Tam! – krzyknęła Ruby z pełnymi ustami, wskazując ręką na trójkę chłopaków idących w naszą stronę.
DeRosa, idący po lewej, miał na sobie nienaganny mundurek. Jego czarne jak smoła włosy były nieco dłuższe niż włosy Leo, ale zawsze starannie ułożone. Miał piwne oczy, które ozdabiał gęsty wachlarz rzęs.
Liam, idący po prawej, miał na sobie spodnie od mundurka i szarą bluzę, co było niezgodne ze szkolnymi wytycznymi. Jego roztrzepane blond włosy i jasnozielone oczy dodawały mu uroku. O Liamie wiedziałam sporo, jego gadatliwość sprawiała, że znałam jego życiorys na pamięć. Mieszkał w przyczepie na pobliskiej plaży, odseparowany od rodziny, która chciała, by zamieszkał w ich apartamentowcu. Roy jednak odmówił, odciął się od rodziców i radził sobie na własną rękę.
No i mój brat Leo, idący pośrodku. Nie mógł się powstrzymać od szerokiego uśmiechu na widok Ruby i Fatmy.
– Siema! – zawołał, siadając obok mnie. – Co tam?
– Właśnie rozmawialiśmy o nadchodzącej imprezie u Jaydena za dwa tygodnie – odpowiedziała Fatma, spoglądając na niego.
– Jayden zawsze robi imprezy, które pamięta cały rocznik – powiedział Liam, zacierając ręce. – Ale wiecie co? Mamy jeszcze ten weekend do zagospodarowania.
– To prawda – zgodziła się Fatma. – Coś robimy?
Leo spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Ojciec jest na delegacji, prawda?
– Tak, wyjechał na calutki weekend – odpowiedziałam, wiedząc, do czego zmierza mój brat.
– Może zrobimy imprezę u nas? – zaproponował z błyskiem w oku. – Mamy dom dla siebie, a wszyscy i tak całe weekendy tam przesiadują. – Spojrzał na naszych przyjaciół, którzy piorunowali go wzrokiem. – Tak, o was mowa – dodał.
– Nie daj się prosić. – Liam spojrzał na mnie maślanymi oczami.
– Niech wam będzie – uległam pod presją przyjaciół.
Podczas gdy reszta rozmawiała, moje myśli wracały do porannego incydentu z Maxwellem i tego, jak Matteo mnie uratował. Może ten weekend da mi szansę, by lepiej go poznać i dowiedzieć się, co naprawdę myśli i czuje.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI