Time to race - Weronika Waszkiewicz - ebook + audiobook + książka

Time to race ebook i audiobook

Waszkiewicz Weronika

2,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Musimy być szybsi. Szybsi, lepsi, sprytniejsi niż ci, którzy nas gonią

Merci Lotte traci pamięć w wypadku samochodowym i na kilka miesięcy przenosi się do Miami. Mimo, iż mieszka w nim wraz z wujkiem i bratem, czuje się samotna w obcym mieście. Średnią szkołę decyduje się ukończyć w San Diego. Tu ma przyjaciół, tu jest u siebie. Tu spotyka chłopaka, który stoi za wszystkimi problemami, w jakie zostaje wplątana. Nielegalne wyścigi, nielegalne walki - oto realia, z jakimi wbrew własnej woli będzie musiała zmierzyć się Merci.

Czy Logan Hill odważy się wyznać jej prawdę?

Czy tych dwoje poradzi sobie z przeciwnościami, jakie na ich drodze stawia los?

Czy rodzące się między nimi uczucie przetrwa próbę czasu i... zawrotnej szybkości?

Time to race to pierwsza część trylogii Escape

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 487

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 31 min

Lektor: Czyta: Kamila Brodacka
Oceny
2,0 (2 oceny)
0
0
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zocha_samocha0930

Całkiem niezła

ciężko się czytało, mnóstwo niedokończonych wątków, bohaterowie infantylni i irytujący
00
Elakotowska

Nie polecam

Nie dotrwałam. błędów stylistycznych masa. Autorka chyba chciała za dużo na raz wcisnąć. Główna bohaterka jak dla mnie irytująca. Bohater w sumie też. No ja nie byłam w stanie przez to przebrnąć...
00

Popularność



Podobne


Weronika Waszkiewicz

Time to race

Escape #1

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo doprawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — orazdo rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jestczysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Wojciech Ciuraj

Projekt okładki: Justyna Knapik

Grafika na okładce została wykorzystana za zgodą Shutterstock.com

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/timtor_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1853-5

Copyright © Weronika Waszkiewicz 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Rodzicom,

Monice,

oraz każdej osobie, która sięgnie po tę historię.

Playlista

The Night We Met – Lord Huron

Falling – Trevor Daniel

Believer – Imagine Dragons

The Hills – The Weeknd

Right Here – Chase Atlantic

I Wanna Be Yours – Arctic Monkeys

Ocean Eyes – Billie Eilish

Swim – Chase Atlantic

Nothing Breaks Like a Heart – Miley Cyrus

Born to Die – Lana Del Rey

Prolog

Było już wiele rzeczy, które trzymały mnie przy życiu. Przyjaciele, pasje… Zawsze coś było. To coś, przez co życie nie było aż takie beznadziejne.

Potrzebowałam tego. Zawsze czegoś potrzebowałam. Życie nigdy nie było kolorowe, ale kiedy ma się przy sobie to coś, jest jakoś łatwiej.

Z czasem niektóre pasje przeminęły, pozostała tylko jedna – szybka jazda. Szybkość, adrenalina i świadomość, że nie liczy się nic oprócz tego, że prowadzisz. Ale to nie tylko dodawało mi adrenaliny. To była jedna z niewielu rzeczy, które pozwalały mi zapomnieć o żalu i złości, wszystkich negatywnych emocjach. To pomagało.

Potrzebowałam w swoim życiu iskierki. Czegoś takiego, dla czego będę żyć. Dzięki czemu będę uciekać od wszystkiego, co złe – myśli i problemów. Uciekałam od zła, ale nie zauważałam, że trzymało mnie w klatce od samego początku.

Zawsze ci powtarzałam, że musimy być szybsi. Szybsi, lepsi, sprytniejsi niż inni, niż ci, którzy nas gonią. Wtedy uda nam się uciec. A ty mi wierzyłeś.

Wierzyłeś mi, ale nie ufałeś.

Kłamstwo, tajemnice i strach oplatały nas swymi mackami I chociaż tyle razy powtarzałam, że chcę prawdy – zawsze jej chciałam – ty się jej bałeś i przez to byliśmy bezsilni. Potrzebowałam prawdy, bo zbyt wiele razy zostałam oszukana. Może dzięki niej udałoby się nam uciec?

Ale nie zostawiłeś mi innego wyboru.

Musiałam uciekać sama.

ROZDZIAŁ 1.

Ucieczka

MERCI

Dwa miesiące minęły naprawdę szybko. Cały czas chodziliśmy na miasto, imprezowaliśmy i grzaliśmy się w słońcu. Zwiedzaliśmy nowe miejsca i robiliśmy masę zdjęć, żeby później je wydrukować i włożyć do albumu. W drogich sklepach oglądaliśmy rzeczy, na które nie było nas stać. Siedzieliśmy na plaży i piliśmy kolorowe drinki, a ja patrzyłam, jak moi przyjaciele kąpią się w morzu. Raczyliśmy się tanim winem przy zachodzie słońca. Chodziliśmy do klubów, tańczyliśmy całe noce w rytm ulubionych piosenek, a później pół dnia odsypialiśmy. Nie obchodziło nas zupełnie nic. Jednak każde wakacje kiedyś się kończą i trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Tydzień temu wróciliśmy do San Diego. Muszę przyznać, że tęskniłam za tym miastem.

– Ale mam ochotę się napić!

To były pierwsze słowa Tylera, jakie usłyszałam, kiedy blondwłosy przyjaciel wparował do pokoju.

– Robiłeś to przez dwa miesiące… Nie sądzisz, że…

– Nie – przerwał mi stanowczo.

Wybieraliśmy się na imprezę na zakończenie wakacji. Organizował ją ktoś z liceum, do którego chodzili Rose i Tyler oraz w którym ja zagoszczę już pierwszego września.

– To jedna z naszych huczniejszych imprez! Może kogoś wyrwę… – Zamyślił się, kładąc się na moim łóżku.

– Z twoim urokiem i gadką, nie wątpię.

– Będzie Linda Thomson… – wtrąciła Rose. – Mógłbyś w końcu ruszyć tyłek i do niej zagadać… Tak tylko ci przypomnę, że od patrzenia na nią na przerwach nie stanie się nagle twoja!

Przyznałam jej rację. Nie znam Lindy, ale Tylerowi podobała się od dłuższego czasu. Mógłby zrobić ten pierwszy krok.

– Ty się lepiej nie odzywaj, tylko zajmij się Mikiem – powiedział do Rose.

Mike to chłopak, z którym moja przyjaciółka zaczęła kręcić w połowie trzeciej klasy liceum. Poznaliśmy go dwa lata wcześniej i utrzymywaliśmy kontakt, gdy wyjechałam. Lubię go, wydaje się w porządku.

Minął ponad rok od wypadku, w którym straciłam pamięć, i wiele mnie kosztowało, żeby sobie wszystko przypomnieć. Po wypadku wyjechałam do Miami. Tam miałam nauczanie domowe. Udało mi się zaliczyć wszystko o wiele wcześniej i szybciej wróciłam do San Diego.

Miałam duże obawy, ale teraz bardzo się cieszę, że tutaj jestem. W Miami, poza kilkoma kwestiami, nie było tak źle, ale gdybym mogła… Chciałabym zapomnieć o moim pobycie w tamtym miejscu.

Uciekłam stamtąd i naprawdę się z tego cieszyłam.

Przejrzałam się w dużym lustrze, przeczesałam dłońmi włosy i we trójkę wyszliśmy z domu.

Żadne z nas nie chciało być kierowcą, więc stwierdziliśmy, że półgodzinny spacer dobrze nam zrobi. Droga minęła nam na słuchaniu o tym, że Rose nareszcie spotka się z Mikiem. Nie widzieli się przez całe wakacje. Co prawda przyjechaliśmy do San Diego już tydzień temu, ale on też gdzieś był ze znajomymi, więc mieli okazję się za sobą stęsknić.

Dojechaliśmy na miejsce. Wokół dużego domu roiło się od samochodów. Na dworze kręciło się całkiem sporo osób, a muzyka dudniła nam w uszach. Weszliśmy do środka. Uderzył nas zapach alkoholu i papierosów. Wszyscy byli ubrani w krótkie spodenki, a dziewczyny w zwiewne spódnice czy sukienki, we włosach miały kwiaty, podobnie jak Rose. Nic dziwnego, skoro motyw przewodni imprezy stanowiły Hawaje. Wszędzie widać było sztuczne palmy, kwiaty i kokosy. Przecisnęłam się przez tłum i nie tracąc Tylera z oczu, dotarłam do kuchni. Na blacie i wyspie kuchennej stała masa alkoholu i czerwonych kubeczków. Blondyn szybko złapał za piwo, otworzył je i upił łyk.

Tyler Lopez to mój przyjaciel tak naprawdę od zawsze. Jest rozgadany, przebojowy i choć czasami ma głupie pomysły, to i tak go uwielbiam. Wszyscy go uwielbiają. Jest duszą towarzystwa, a jego żarty, nawet te beznadziejne, i tak każdego śmieszą.

– Trzymaj.

Podał mi otwarte piwo. Chwyciłam je i oparłam się o blat.

– O, chłopie! – Usłyszałam krzyk chłopaka, który zaczął do nas podchodzić, trzymając w jednej dłoni kubeczek, a w drugiej łańcuchy z kwiatów. – Nie widziałem was całe lato!

Mocno uścisnął blondyna, a następnie Rose. Zmierzyłam go wzrokiem. To pewnie jakiś ich znajomy ze szkoły.

– Wakacje w Los Angeles i Grecji robią swoje – zaśmiał się Lopez.

– Wiem, widziałem na Instagramie – przyznał, a następnie zwrócił głowę w moim kierunku.

Był wysoki, a jego czarne włosy pozostawały w lekkim nieładzie. Miał zieloną koszulę, kwiaty na szyi i papierosa za uchem.

– My się chyba nie znamy. – Zdjął ciemne okulary i założył je sobie na głowę, po czym posłał mi szeroki uśmiech, pokazując przy tym swoje idealnie białe zęby. – Marcel Morgan – przedstawił się, podając mi rękę.

– Merci Lotte.

Uścisnęłam jego dłoń. Zauważyłam, że chłopak się zamyślił.

– Słyszałem o legendarnej Merci Lotte, ale nie spodziewałem się, że się poznamy – parsknął, przez co ja również się zaśmiałam. – Tyler i Rose dużo o tobie wspominali.

Kiwnęłam głową. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale jacyś znajomi porwali go w tłum ludzi, którzy tańczyli w salonie.

Fakt, mi też wspominali o swoich znajomych ze szkoły. Z Mikiem i jeszcze jedną dziewczyną utrzymywałam kontakt, a o innych czasami coś słyszałam.

Dzisiaj nie mam ochoty na alkohol. Przez całe wakacje opiłam się go wystarczająco dużo, żeby mi się odechciało.

– Później idziemy na plażę! – Usłyszałam głos Rose przy swoim uchu.

Skończyłam przeglądać powiadomienia i zablokowałam urządzenie.

– Dobra! – krzyknęłam, przedrzeźniając ją.

– Dasz mi papierosy i zapalniczkę? – rzuciłam do Tylera, a on bez słowa wyjął je z kieszeni i mocno nas uściskał; poczułam jego perfumy.

– Nasza pierwsza wspólna impreza w San Diego od ponad roku! Kocham was!

Odkleił się od nas i popędził w tłum.

– Będzie zgonował? – zapytała Rose, dolewając sobie wódki do kubka.

– Jest to bardziej niż pewne – mlasnęłam.

Zmierzyłam wzrokiem ludzi na parkiecie i natrafiłam na spojrzenie jakiegoś chłopaka stojącego z innymi przy oknie.

Miał na sobie białą koszulkę, czarne dżinsowe spodenki i niebieską koszulę w kwiaty. Poczułam się tak, jakby rzucił mi wyzwanie i czekał, kto pierwszy nie wytrzyma wzroku tego drugiego. To trochę dziwne. Po kilku chwilach do chłopaka ktoś coś powiedział, na co odpowiedział, nie spuszczając wzroku. To zaczęło mnie już trochę irytować, ale mam bardzo dużo silnej woli. Chłopak o ciemnych włosach w pewnym momencie parsknął pod nosem i pokręcił głową. Wygrałam.

Z uśmiechem satysfakcji spojrzałam na niego jeszcze raz. Delikatnie uniosłam dłoń z kubeczkiem, w którym miałam piwo, na co nieznajomy zrobił to samo. Dłużej już nie zamierzałam się mu przyglądać. Wystarczy.

– Idę zapalić.

Rose kiwnęła głową. Przecisnęłam się przez tańczących, spoconych ludzi. Wyszłam na zewnątrz i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Ujrzałam całkiem sporych rozmiarów basen. Ludzie kąpali się w nim i śpiewali, sporo osób również okupowało leżaki. Westchnęłam, a po chwili usiadłam na drewnianej ławce i zapaliłam papierosa. Czasami zdarza mi się na imprezie zapalić zwykłego papierosa albo elektrycznego, ale na co dzień nie ciągnie mnie do tego.

Spoglądałam na tych wszystkich ludzi, którzy znajdowali się przed domem. Bawili się, tańczyli i pili. Byli tacy… roześmiani, szczęśliwi, żyli tu i teraz. Przynajmniej tak to wyglądało.

Też bym tak chciała.

Chciałabym żyć tu i teraz, nie myśleć, jak, kto i dlaczego, nie analizować. Jednak wydaje mi się, że mój charakter na to nie pozwoli, zresztą podobnie jak nazwisko.

Bo poruszyłam lawinę, kiedy przekroczyłam granice tego miasta, i teraz już tego nie cofnę.

– Czemu się nie bawisz? – Ktoś wyrwał mnie z rozmyślań.

– Trochę mam dość imprez. – Wzruszyłam ramionami. – I zbytnio nie mam ochoty na rozmowy.

Przeniosłam wzrok na osobę, która z niewiadomych przyczyn chciała ze mną rozmawiać. Ku swojemu zdziwieniu odkryłam, że to ten sam chłopak, z którym kilka minut wcześniej walczyłam na spojrzenia.

Chłopak bez słowa usiadł na ławce, zachowując dystans.

– Możemy pomilczeć – oznajmił.

Bardziej spodziewałam się czegoś w stylu „chodź potańczyć” albo „może pójdziemy się napić?”. Przynajmniej takie teksty zazwyczaj się słyszy, kiedy nieznajomy chłopak podchodzi do ciebie na imprezie. Dopiero teraz poczułam intensywny zapach jego perfum. Intensywny, ale nie duszący. Nie wiem, czemu do mnie podszedł. Może tak jak ja też chciał chwilę odpocząć. Może właśnie teraz los zesłał mi tego chłopaka, żebym nie siedziała tu sama i zobaczyła, że ktoś też chce posiedzieć w spokoju. Może właśnie dlatego…

– Logan Hill.

Kątem oka zobaczyłam, że patrzy gdzieś przed siebie, więc i ja nie drgnęłam. Obserwowałam plażę, która znajdowała się niedaleko.

– Merci Lotte.

– Wiem – przyznał bez wahania i dopiero teraz na mnie spojrzał.

– Jeszcze powiedz, kiedy mam urodziny.

Brunet parsknął pod nosem. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam błękitne tęczówki.

– To może kiedy indziej – rzucił, odwracając wzrok.

Siedzieliśmy na jednej ławce. Słyszeliśmy grającą muzykę i krzyki ludzi. Między nami panowała cisza i odpowiadało mi to. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy.

Nie wiem, ile czasu tak siedzieliśmy, ale stwierdziłam, że wrócę już do środka.

– To była serio ciekawa rozmowa – podsumowałam, wstając z miejsca, i od razu poczułam na sobie jego spojrzenie.

– Nie zaprzeczę.

Odwróciłam się i już miałam odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.

– Masz ochotę tam siedzieć?

– Nie spędzę całego wieczoru na ławce – odparłam szczerze, na co kiwnął głową. Wstał z miejsca i schował ręce do kieszeni spodni.

– Idę na shake’a – oznajmił luźno. – Chcesz iść ze mną?

Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, ale zignorowałam to. Zamyśliłam się nad odpowiedzią.

– W zasadzie to się nie znamy… Nie wiem, czy nie jesteś seryjnym mordercą czy coś takiego…

Zaśmiał się, ukazując szereg równych, białych zębów.

– Mike, mój przyjaciel, kręci z twoją przyjaciółką. Jeśli chcesz, możesz się go o to zapytać.

Wolę siedzieć na imprezie czy pójść na shake’a z nieznajomym chłopakiem?

A jeśli przytrafia mi się sytuacja jak w książkach: spotykasz na swojej drodze nieznajomego, a później się okazuje, że to miłość twojego życia? Może powinnam pójść? Choć z drugiej strony… to może być jak w kryminale i jeśli z nim pójdę… Później ktoś będzie badał moją sprawę i próbował dojść do tego, jaki był motyw zabójstwa.

Za dużo się naczytałam…

– Chodźmy.

Ruszyliśmy w stronę bramy. Wyjęłam telefon z kieszeni i szybko wystukałam wiadomość do Rose.

Merci: Czy Logan Hill to przyjaciel Mike’a?

Wcisnęłam telefon z powrotem do kieszeni i skrzyżowałam ręce na piersi. Znaleźliśmy się na chodniku.

– Dokąd dokładnie idziemy?

– Do Marloo. Stąd jest najbliżej, a są otwarci cały czas.

Marloo to dobrze znana wszystkim kawiarnia. Można tam znaleźć wszystko. Kilka razy byłam tam z przyjaciółmi i mogę przyznać, że to fajne miejsce. Tym bardziej że jest po drodze do szkoły.

– Dawno się przeprowadziłaś?

Dobrze, że zaczął coś mówić, bo bałam się niezręcznej ciszy. Co prawda kiedy siedzieliśmy, ta cisza wcale nie była niezręczna, ale teraz mogło być inaczej.

– W marcu. Wcześniej mieszkałam w Miami – westchnęłam.

– I podoba ci się San Diego?

– O wiele bardziej niż Miami. – Wzruszyłam ramionami. – A tobie?

– Czasami może zadziwiać. Trzeba uważać, bo już było wiele przypadków porwań i morderstw… – Posłał mi krótkie spojrzenie, a ja dostrzegłam, że kącik jego ust podniósł się do góry. – Niektórzy ludzie to psychopaci.

Po jego słowach serce zaczęło mi mocniej bić. Myśli buzowały w głowie. Może nie powinnam z nim nigdzie iść. Nie znam go. Zamieniliśmy parę słów, ale przecież może mnie na przykład chcieć wykorzystać gdzieś w krzakach lub zamordować…

– Żartuję – parsknął. – Ale miałaś zabawną minę – dodał, ale jego słowa wcale mnie nie uspokoiły.

Zgromiłam go wzrokiem i poczułam wibracje telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że dzwoni Rose. Serce podeszło mi do gardła, bo wyobraziłam sobie, że mi mówi, bym uciekała jak najprędzej.

– Halo? – odchrząknęłam.

– Tu Mike. – Usłyszałam. Jeszcze gorzej. – Logan to mój przyjaciel, więc spokojnie…

Kamień spadł mi z serca. Dotarło do mnie, jaka jestem głupia.

Czy naprawdę uznałam, że to będzie sytuacja jak w książkach?! Chyba muszę odpocząć od czytania…

– Czemu pytasz?

– Idziemy do Marloo – wyjaśniłam i poczułam na sobie spojrzenie chłopaka obok.

– O, to idźcie. Tylko nie przesiedźcie tam całej nocy – zaśmiał się.

Dotarliśmy do kawiarni i weszliśmy do środka.

– Co dla was? – zapytał młody chłopak.

– Dwa shaki – odpowiedział Logan.

– Jaki smak? – spytał sprzedawca, podszedł do maszyny i wyciągnął jeden kubek.

– Jaki chcesz? – Hill zerknął na mnie.

– Truskawkowy.

Hill wybrał karmelowy.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to miejsce jest otwarte do tak późnej godziny. Nie sprzedają tu alkoholu, a nikogo oprócz nas nie było… Dostaliśmy swoje zamówienie. Chłopak zapłacił i wyszliśmy na zewnątrz. Oznajmiłam, że oddam mu pieniądze, a on skinął głową.

Ruszyliśmy w kierunku, z którego przyszliśmy. Było tak… spokojnie. Nie czułam drętwej ciszy, ale raczej relaks. Ponownie przechodziliśmy koło domów, które mijaliśmy wcześniej. Żadne z nas nie musiało nic mówić.

– Dokąd idziesz? – Zmarszczyłam brwi, widząc, że chłopak skręcił w ulicę, którą nie szliśmy. – Wiesz, że plaża jest też przed domkiem, w którym jest impreza? – zapytałam, patrząc na wejście na plażę.

– Wiem, ale co z tego? – powiedział, a następnie zaczął podążać w kierunku wejścia.

Westchnęłam, patrząc na plecy chłopaka. Nie uśmiechało mi się teraz samej wracać na imprezę, poszłam więc w jego ślady. Dogoniłam go dopiero wtedy, gdy stanęliśmy na piasku. Chłopak usiadł pod murkiem i oparł się o niego plecami. Nie czekając na nic, usiadłam obok i wyprostowałam nogi, ale zachowałam dystans.

Było ciemno. Światło biło tylko od nielicznych latarni. Na czarnym niebie widać było masę gwiazd. Nikogo oprócz nas nie dostrzegłam. Panowała cisza, w której obserwowałam wodę i dopijałam truskawkowy deser.

– Dlaczego tutaj przyszliśmy?

– Dwa słowa… – zaczął Hill, pokazując przy tym dwa palce swojej prawej dłoni. Na środkowym dostrzegłam złoty sygnet. – Cisza. Spokój.

I w zasadzie nie musimy na siłę prowadzić rozmowy o życiu w tym mieście, szkole czy naszych zainteresowaniach, żeby nie było między nami niezręcznej ciszy. Nie było tej niezręczności. Czułam się swobodnie. Po prostu siedzieliśmy na piachu, oparci o zimny mur, i patrzyliśmy przed siebie. Nie potrzebowałam niczego więcej.

Pierwszy raz od dawna czułam taki spokój. A nawet nie znam tego chłopaka.

***

Poczułam się co najmniej dziwnie, gdy w środę rano weszłam do San Diego High School i w sekretariacie odebrałam kluczyk do szafki. Szkoła jest naprawdę na wysokim poziomie, o czym wiedziałam już wcześniej. Na razie mogłam powiedzieć, że szkolna drużyna koszykarska, w której gra Tyler, jest bardzo głośna i zauważalna na korytarzach i w stołówce, a jedzenie jest dobre.

– Muszę ci w końcu zrobić paznokcie – stwierdziła Rose, przyglądając się moim dłoniom. – Może dzisiaj?

– Mam trening.

Przewróciła oczami i wróciła do jedzenia kanapki.

– Dlaczego pytałaś o Logana na imprezie? – Przypomniało jej się i podniosła wzrok na moją twarz.

– Zaproponował, żebyśmy poszli się przejść do Marloo. Wolałam się upewnić, czy to nie morderca.

Dziewczyna prychnęła i pokręciła głową z rozbawieniem.

Z Rose zaprzyjaźniliśmy się w podstawówce i tak zostało. Jest żywiołowa, dużo gada i uwielbia być w centrum uwagi. Pewnie dlatego się przyjaźnimy, bo idealnie się uzupełniamy. Jest zawsze pomocna i można jej ufać. Nie mamy przed sobą tajemnic. Jestem naprawdę wdzięczna za to, że otaczają mnie takie osoby.

– Witam, piękne panie.

Nie zwróciłam uwagi na te słowa, ale zauważyłam, że blondynka się uśmiecha, więc zrozumiałam, że to było do nas. Zaraz trójka chłopaków usiadła przy naszym stoliku.

– W sobotę nie mogliśmy się złapać – zaczął Mike, który usiadł naprzeciwko mnie.

– Jakoś się mijaliśmy.

Odkąd zaczął podobać się Rose, słyszałam o nim niemal bez przerwy. Przyznaję, jest przystojny. I wysoki. I ma brązowe włosy. I ładny uśmiech. Czyli to, co podoba się Rose.

– A to…

Marcel wskazał na chłopaka siedzącego obok. Zerknęłam na niego i zderzyłam się z przenikliwym spojrzeniem Logana.

– My się już znamy – odparł brunet, nie odwracając wzroku.

– Tak, nie da się ukryć – dodałam, na co jeden kącik jego ust delikatnie się podniósł.

– Widzimy się później – rzuciła do mnie Rose i nie czekając na odpowiedź, wyszła ze stołówki.

Miała teraz chemię. Podziwiałam ją za to, że się tego uczy, rozumie i lubi. Kolejna rzecz, w której się uzupełniamy. Chemia, biologia i fizyka… Trzy przedmioty, których nienawidzę.

Cały dzień minął dobrze. Po szkole wróciłam do domu, a wieczorem byłam na pierwszym treningu po wakacjach. Cała byłam nabuzowana adrenaliną. Brakowało mi tego.

Zjadłam kolację i nastawiłam zmywarkę. Mój brat siedział w salonie i grał na konsoli, a wujek David pojechał po ciocię na lotnisko. I naprawdę miałam nadzieję, że niedługo będzie ją z powrotem tam zawoził.

– Co obstawiasz tym razem? – rzuciłam do brata, przechodząc z kuchni do salonu.

Usiadłam na białej kanapie.

– Jakieś drogie buty, a ty?

– Biżuterię.

Oboje parsknęliśmy.

Ja i mój o dwa lata starszy brat Blake jesteśmy adoptowani. Nie znamy swoich prawdziwych rodziców, ale tego nigdy przed nami nie ukrywano, więc od zawsze mówiliśmy, że David to nasz wujek, a Alice jest naszą ciotką. Nie umiałam inaczej i gdzieś w głębi serca czułam, że jeśli moja własna matka mnie nie chciała, to nigdy nikogo nie nazwę swoją mamą – bo taka osoba dla mnie nie istnieje.

Mniej więcej do mojej pierwszej klasy liceum ciocia mieszkała z nami i nie wyjeżdżała tak często. Później to się zmieniło, zaczęła dostawać bardzo dużo propozycji pracy. Jest architektką. Projektuje biura, apartamenty, domy. Żadne z nas nie było na nią złe, że wyjeżdżała. Nigdy też nie traktowała mnie i Blake’a jak swoje dzieci, tylko raczej trzymała na dystans. Zawsze była chłodna, ale najwidoczniej taki ma charakter. To paradoksalnie nam pomogło. Nie tęskniliśmy za nią i nie odczuwaliśmy większej różnicy, czy była w domu czy nie.

Zawsze kiedy przyjeżdżała, przywoziła nam prezenty. Zawsze, o dziwo, doskonale wiedziała, co mi i mojemu bratu się podoba albo jaki mamy rozmiar buta.

Prezenty od niej to nie jest coś, co lubię dostawać. Dostaję to za nic i bez okazji, nie lubię tego. Dlatego te podarunki od niej nie są przeze mnie często używane, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że wcale z nich nie korzystam. Raz jest to tania, ale ładna koszulka. Kiedy indziej daje mi drogą biżuterię. Wiem, że chce dla nas dobrze, ale nie umie tego okazać, a jej chłodny charakter to jeszcze bardziej uwydatnia. I tak jestem jej i wujkowi wdzięczna za to, że z nimi mieszkamy. Zapewne gdyby nie oni, przebywalibyśmy w domu dziecka.

Właśnie w tym momencie oboje usłyszeliśmy dźwięk wysokich obcasów za drzwiami. Spojrzeliśmy na siebie i od razu wiedzieliśmy, że pora ulotnić się z salonu. Blake rzucił pada na kanapę i oboje pognaliśmy w kierunku schodów. Wbiegliśmy do swoich pokojów. Tak, zachowaliśmy się jak dzieci, ale czasami tak trzeba.

Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pokoju. Nadal nie rozpakowałam części pudeł, które przywiozłam z Miami. Nie miałam na to siły, wciąż nie mam. Niech jeszcze trochę postoją. Położyłam się na łóżku stojącym pod szerokim oknem, wyjęłam telefon z kieszeni i sięgnęłam po słuchawki leżące na parapecie. Włączyłam muzykę, przejrzałam powiadomienia i odpisałam Rose na wiadomości. Nie wiem, ile czasu tak leżałam, ale oderwałam się od telefonu dopiero wtedy, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.

– Proszę! – krzyknęłam, wyciągając słuchawki.

Drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła ciocia Alice. Wyglądała pięknie i elegancko, jak zawsze. Miała na sobie ciemne, długie spodnie i białą bluzkę oraz ciemną marynarkę. Swoje farbowane blond włosy spięła w wysoki kucyk.

– Jak pierwszy dzień w szkole?

– W porządku. Myślałam, że będzie gorzej. Jak na wyjeździe?

– Dużo roboty. – Machnęła ręką z lekkim uśmiechem na ustach.

To nie tak, że jej nie lubię. Ona nigdy nie traktowała mnie jak swoje dziecko. Nigdy nie była dla mnie jak mama, tylko właśnie ciocia, która mieszka z nami, ale nie widujemy się codziennie. Ja też nie traktowałam jej jak mamę. Wujek to zupełnie co innego, to on tak naprawdę nas wychował. Ma do nas zaufanie. Czasem doradzi, coś podpowie, ale wie, że postąpimy tak, jak chcemy, bo jesteśmy mądrzy i odpowiedzialni. Chociaż mam wrażenie, że to przekonanie trochę mija się z prawdą.

Życie bez rodziców zmienia wiele. Zawsze miałam z tyłu głowy to, że trzeba dorosnąć. Musiałam dorosnąć jak najszybciej, bo bałam się, że inaczej sobie nie poradzę. Wiedziałam, że nie chcę liczyć na pomoc ze strony cioci, od której zawsze czułam chłód. Nie chciałam być od nich zależna. Wujka uwielbiam, ale z wiekiem zdałam sobie sprawę, że to nie jest jego obowiązek, żebyśmy zawsze mieli to, co chcemy. Chciałam dorosnąć, aby się usamodzielnić i mieć to, na co zapracuję.

Dlatego nie lubię dostawać prezentów od ciotki, gdy wraca z wyjazdów, ale przyjmuję je, bo za każdym razem, kiedy to robię, widzę w jej chłodnych oczach mały promyk. Wtedy przypominam sobie, że Alice nie jest taka zła, tylko ma taki styl bycia, i to nie jej wina.

– Mam coś dla ciebie – powiedziała, a mój wzrok przeniósł się na małe pudełko, które trzymała w dłoniach.

Wstałam i podeszłam do niej.

– Dzięki.

– Posłuchaj, Merci… Wiem, że nasze relacje nigdy nie były cudowne… – westchnęła. – I wiem, że masz swoje życie, ale jeśli czasami chciałabyś pogadać, to pamiętaj, że jestem.

Posłała w moją stronę słaby uśmiech. Matko Boska, czy ja dobrze słyszę?!

– Pomyślałam też, że może chciałabyś mi pomóc zaprojektować nasz dom w Miami. Teraz jest dobra okazja, żeby przeprowadzić porządny remont.

Nie kryłam zdziwienia jej słowami. Chyba podmienili mi ciocię. Nigdy, ale to nigdy nie słyszałam u niej takiego miłego tonu. Może to było sztuczne, ale intuicja podpowiadała mi, że mówi szczerze. Tylko dlaczego?!

– Jestem w ostatniej klasie, więc będę musiała skupić się na nauce… – rzuciłam, bo w pierwszej chwili nie wiedziałam, co odpowiedzieć. – Chodzę też na treningi… Ale jeśli chcesz, żebym ci pomogła, to w wolnych chwilach możemy do tego siadać.

Uśmiechnęła się na moje słowa. Chyba nie widziałam jej w takim wydaniu. Odwróciła się, wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero teraz dotarło do mnie to, co przed chwilą miało miejsce.

O mój Boże!

Nie mam pojęcia, czy ona udaje, czy przeszła jakąś przemianę duchową w Paryżu, w którym była przez ostatnie dwa tygodnie, ale byłam w szoku.

Mój wzrok spoczął na pudełeczku w kolorze pudrowego różu, które trzymałam w dłoniach. Usiadłam na łóżku i je otworzyłam, a moim oczom ukazały się wiszące złote kolczyki. Eleganckie. Z klasą. Zamknęłam pudełko i odłożyłam na parapet. Złapałam telefon, odblokowałam i zaczęłam wystukiwać wiadomość na naszej grupie z Rose i Tylerem.

Merci: Alice zwariowała…

Tyler: Jako prezent wręczyła ci twarde narkotyki i szympansa?

Rose: XD

Merci: Chce, żebym pomogła jej w projekcie remontu domu w Miami.

Rose: OMG! Podmienili ją jak nic!

Tyler: Prędzej bym obstawiał, że rozmawiałaś z tym szympansem.

Wtedy myślałam, że udało mi się uciec przed złymi ludźmi, a oni przestali mnie gonić. Tak bardzo się myliłam.

Rozdział 2.

Wielki powrót

Tydzień minął dosyć szybko i znowu nadszedł weekend. Blake dostał się na studia w San Francisco i mam nadzieję, że już nie będzie ich zmieniał. W zeszłym roku dostał się na zarządzanie w Miami, ale zmienił kierunek. Wybrał architekturę. Krótko mówiąc, idzie w ślady ciotki. Za dwa tygodnie wyjeżdża do San Francisco.

– Co myślisz o tym? – Rose pokazała mi kolejną bluzkę.

– Nawet ładna.

Rose Posh to najbardziej kochająca zakupy osoba, jaką znam. Wygrywa nawet z Alice.

– Wyczaiłem kolejną koszulę w kwiaty do kolekcji! – zawył Tyler Lopez, kiedy zjawił się obok nas.

Ubóstwia takie koszule i ma ich pełno.

– Wakacje się już skończyły – docięła mu blondynka.

– Skarbie… Nawet dzisiaj mogę lecieć na Teneryfę – posłał jej buziaka, a ona z rozbawieniem pokręciła głową.

Reszta zakupów poszła dosyć sprawnie. Na koniec udaliśmy się do McDonalda na burgery i frytki.

– Planujemy iść dzisiaj na ognisko? – spytał Tyler, spoglądając na nas znad swojego telefonu.

– Masz trening – rzuciła Rose.

– Kończę o ósmej. Ognisko zaczyna się o dziewiątej.

Wymieniłyśmy spojrzenia.

– Mam ochotę na pianki – stwierdziłam.

Dawno nie byłam na ognisku, bardzo dawno. Może być fajnie.

– Gadałaś z Alice? – Rose odbiegła od tematu.

– Nie inaczej niż zazwyczaj.

– Może zrozumiała, że nie powinna was tak traktować. – Zerknęła na mnie.

– Matki potrzebowałam dużo wcześniej, więc teraz niech jej nie zgrywa.

Taka była prawda. Nie rozmawiałyśmy w zasadzie ze sobą. Tylko czasami mówiła, że obiad jest w lodówce, co i tak wiedziałam, albo że wychodzi i kiedy wraca. Tyle. Nic ponad to. Dlatego tym bardziej zszokowała mnie jej propozycja i deklaracja, że mogę z nią rozmawiać, gdybym tego potrzebowała. Co jej strzeliło do głowy?!

Podwiozłyśmy Tylera do domu. Przez całą drogę do domu Rose rozmawiała z Mikiem, bo akurat do niej zadzwonił.

– Widzimy się na ognisku – powiedziała, na co przewróciłam oczami. – Tak, Merc też będzie.

W końcu się rozłączyła.

– Ej… – zamyśliłam się. – Czy z Loganem wszystko w porządku?

– Dlaczego pytasz? Czemu miałoby nie być?

– Na imprezie przeszliśmy się do Marloo, jak ci mówiłam… – zaczęłam. – Było normalnie, ale w szkole widzę, że czasami na mnie patrzy, ale się w ogóle nie odzywa. Jeśli ma jakiś prob…

– On ma swój świat – przerwała mi. – Wiesz… mało ufa ludziom. – Westchnęła i spoważniała. – Z doświadczenia wiem, że po prostu tak ma… Obserwuje i analizuje, czy dana osoba jest godna zaufania.

Skinęłam głową na jej słowa, a kiedy schowałam nowe ubrania do garderoby, zrobiłyśmy obiad i zjadłyśmy go razem z Blakiem. Resztę czasu przeznaczyłyśmy na oglądanie Przyjaciół i plotkowanie. Gdy zaczęła dochodzić siódma, stwierdziłyśmy, że zaczniemy się szykować. Założyłam czarne dżinsy i biały top. Poprawiłam makijaż i rozczesałam swoje długie, ciemne włosy.

Złapałam za telefon, kiedy zaczął dzwonić. Zmarszczyłam brwi na widok nieznanego numeru.

– Tu Marcel, Rose nie odbiera… Przyjechać po was?

– Jeśli to nie kłopot…

– Dobra, to wyślij mi adres. Teraz jedziemy po alkohol, będziemy za około czterdzieści minut.

– W porządku, dzięki.

Po moich słowach się rozłączył. Skąd ma mój numer?

W tym momencie poczułam dziwny skurcz w brzuchu. Zawładnęło mną chore przeczucie, żeby tam nie iść. Właściwie nie wiem dlaczego.

***

Przysięgam na wszystko, że spodziewałam się ogniska gdzieś w lesie lub na plaży! Naprawdę. Tymczasem wylądowałam na normalnej imprezie u kogoś w domu, a ognisko było na posesji w wyznaczonym do tego miejscu. Gdybym wiedziała, pewnie bym nie przyszła. Chciałam sobie chwilę posiedzieć, zjeść piankę i napić się piwa. Nadal mogę to zrobić, ale z dudniącą muzyką w uszach.

Byliśmy tu od dobrych dwóch godzin. Moi przyjaciele tańczyli gdzieś w domu. Zjadłam już kilka pianek. Chodziłam w tę i z powrotem. Szłam po piwo, paliłam, szłam po piankę, a później znowu po piwo. Nie miałam ochoty na taką imprezę.

Westchnęłam, zgasiłam niedopałek papierosa i weszłam do domu. Uderzył mnie natychmiast zapach alkoholu i potu. Przeszłam do kuchni, złapałam nieotwartą butelkę piwa i usiadłam na blacie.

– Pijemy, Merc!

Spojrzałam na chłopaka, który do mnie podszedł.

– Mike, piję cały czas – rzuciłam.

– Widziałaś Hilla? – spytał, a ja pokręciłam przecząco głową. – Wiesz, że jak człowiek jest przygnębiony, to jego atrakcyjność spada?

– A mówisz mi to, ponieważ…?

– Jako ciekawostkę.

Rozejrzałam się. Nagle mój wzrok padł na pewną osobę, a moje serce mimowolnie zaczęło przyspieszać. Ta osoba mnie nie widziała, stała do mnie bokiem, ale doskonale wiedziałam, kto to. Wszędzie rozpoznałabym tego człowieka. Poczułam, że całe moje ciało się spięło.

Niemal automatycznie zeskoczyłam z blatu i rzuciłam, że idę się przewietrzyć. Skierowałam się w stronę wyjścia z domu, myśląc tylko o tym, żeby się stąd ulotnić. Wychodząc, potrąciłam barkiem jakiegoś chłopaka na schodach.

– Przepraszam – rzuciłam krótko, nawet się nie odwracając.

On tu przyjechał.

To nie może być prawda. Nie tutaj, nie teraz! Jakim pieprzonym cudem znalazł się na tej imprezie?!

– Dokąd tak pędzisz?

Usłyszałam, gdy jak w amoku pędziłam w stronę furtki. Rozpoznałam ten głos, ale nie chciałam odpowiadać.

– Nieważne – warknęłam.

Byłam naprawę zdenerwowana. Nie chodzi już nawet o to, jak on się tu znalazł. Bardziej obawiałam się odpowiedzi na pytanie, dlaczego tu jest.

Szybko znalazłam się za bramą i dopiero wtedy poczułam, jak mi jest niedobrze.

Zorientowałam się, że Logan stoi trzy kroki ode mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Co tu robimy? – zapytał.

– Ja wracam do domu – odpowiedziałam szybko. – Ty rób, co chcesz.

Wzruszyłam ramionami, by chociaż trochę wyglądać na spokojną, mimo że w środku cała drżałam.

– Trzęsiesz się – stwierdził, uważnie mi się przyglądając.

– Co?

– Ręce ci się trzęsą – powtórzył, wskazując wzrokiem na moje ręce. Ścisnęłam je jeszcze bardziej. – Odwiozę cię do domu – zaproponował.

– Poradzę sobie. – Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę, z której przyjechaliśmy.

– Merci Lotte!

Moje imię i nazwisko zostało wypowiedziane tym chłodnym głosem. Zatrzymałam się. Zacisnęłam mocno powieki, powtarzając w głowie, że się przesłyszałam. Przeszły mnie ciarki, a serce na chwilę przestało bić.

Staliśmy tak w ciszy przez kilkanaście sekund. Potem odwróciłam się w stronę, z której doszedł ten odrażający głos. Zobaczyłam go. Zobaczyłam tego człowieka, którego nienawidzę całym swoim sercem. Wyższego ode mnie, z ciemnymi, roztrzepanymi włosami, szczupłego. Był ubrany w dżinsy oraz czarną bluzę z kapturem. Chamski i perfidny uśmiech na jego obrzydliwej twarzy sprawił, że miałam ochotę zwymiotować.

– Długo się nie widzieliśmy – ciągnął dalej, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Schowałam dłonie do kieszeni swojej bluzy, żeby nie było widać, że się trzęsą.

– To prawda – rzuciłam, starając się brzmieć tak, jakby to była normalna rozmowa.

Nie mogę pokazać, że się go boję, a boję się, i to bardzo.

– Cóż… – zaczął.

Już wiem, że to nie oznacza niczego dobrego. Ruszył w moją stronę i stanął niebezpiecznie blisko mnie.

– Mam nadzieję, że teraz będziemy się częściej widywać – wypowiedział te słowa, a mnie autentycznie zemdliło.

Poczułam niesmak i pragnienie, by wyjechać na drugi koniec świata.

– Odwal się od niej – wtrącił Logan, podchodząc do nas.

Zapomniałam, że Hill nadal tutaj jest. Wymienili się spojrzeniami.

– Logan Hill w obronie Merci Lotte…

Delikatnie zmarszczyłam brwi. On zna Hilla?

– Gdzieś to już grali – dodał z perfidnym uśmieszkiem.

Zerknęłam na Logana, który dziwnie mi się przyglądał.

– Nie masz prawa jej tknąć – zaznaczył Logan.

– Jesteś zabawny – parsknął.

– Czego chcesz?

– Teraz? – Zmierzył mnie wzrokiem w ten obrzydliwy i chamski sposób. – Niczego. – Wzruszył nonszalancko ramionami. – Ale ogółem to interesów.

Zimny pot oblał mi plecy. Czego innego mogłam się niby spodziewać? Przecież to oczywiste.

– Nie jestem zainteresowana. – Potraktowałam go chłodno i bez emocji. Muszę taka być, przynajmniej na zewnątrz.

– Ale będziesz. Pragnę ci coś uzmysłowić, bo chyba tego nie rozumiesz… – Zbliżył się jeszcze bardziej. – To, że uciekłaś z Miami, nie oznacza, że twoje problemy zniknęły. Znalazłem cię i dogoniłem, a ty już nie masz gdzie uciekać… Wróciłem, Merci Lotte, a ty zatańczysz tak, jak ci zagram…

Zamilkł, a ja stanęłam jak wryta. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. To stało się w jednej chwili. Hill zamachnął się i sprzedał chłopakowi soczysty cios w twarz. Później poszło już łatwo. Kilka razy go uderzył, a tamten upadł na ziemię. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku ani ruszyć się z miejsca.

– Idź po chłopaków! – Logan na chwilę spojrzał na mnie, a jego ostry rozkaz zmusił mnie do szybkiej reakcji.

Dotarłam do furtki, weszłam na posesję i naprawdę się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam Mike’a stojącego przy ognisku. Kiedy mnie ujrzał, najpierw się szeroko uśmiechnął, jednak po chwili spoważniał i zmarszczył brwi.

– Merc, coś się…

– Hill… – przerwałam mu od razu. – Za bramą.

Mike minął mnie i pobiegł w tamtą stronę.

On wrócił. Alex Q wrócił.

***

Ja naprawdę wierzyłam, że to już za mną. Wierzyłam, że uwolniłam się od niego i już nigdy nie spotkam tego człowieka. Wierzyłam, że nie przyjedzie tutaj, że mieszka w Miami. I wierzyłam, że moja ucieczka będzie dobrym rozwiązaniem. Byłam naiwna.

– Prawdopodobnie chce, żebym zarabiała na niego w wyścigach. – Zamyśliłam się nad tym, co ten człowiek próbował osiągnąć.

– Merc… – westchnęła Rose, ale nawet na nią nie spojrzałam.

Siedzimy u blondynki w pokoju. Tyler wczoraj tak zabalował, że nie było z nim kontaktu. Marcel nie pił i robił za kierowcę, więc po tamtym zajściu odwiózł nas do domu Rose. Przebrałam się, zmyłam makijaż i położyłam, a Rose wiedziała, że nie chcę rozmawiać, więc o nic nie pytała, za co byłam jej wdzięczna.

Zasnęłam dopiero nad ranem. Całą noc leżałam i patrzyłam w sufit. Nie myślałam o niczym, nie umiałam. Nie potrafiłam przetrawić tych informacji.

– Mam ochotę mu najebać! – warknął Tyler, wstając z fotela. Miał lekkiego kaca, ale nie było aż tak źle.

– Nie wiedziałam, że Logan go zna – wyrzuciłam z siebie bez emocji. – Jestem zmęczona i niewyspana.

– Merc, musimy coś wymyślić. Kim on jest, że ot tak wpieprza się ludziom w życie?! – krzyknęła sfrustrowana Rose.

– Nawet jeśli powiem, że czegoś nie zrobię, to jakoś mnie do tego zmuszą…

– Jesteś dla nich istotna. – Tyler podzielił się z nami swoimi przemyśleniami. – Jesteś młoda i wiele razy wygrałaś. Ludzie na ciebie stawiali… Kiedy po kilku wygranych zaczęłaś robić większe widowisko niż ktokolwiek wcześniej i wzrosły stawki, zobaczyli w tobie zysk, a teraz nie chcą tego stracić. Chcą cię, bo ludzie lubią widowiska, a ty zawsze im tego dostarczałaś.

Przemyślałam słowa Tylera. Miał rację. Rok temu odbył się mój pierwszy wyścig. Wiedziałam, że to nielegalne, ale chciałam zobaczyć, jak to jest, i spróbowałam. Potrzebowałam tego. Po kilku kolejnych wyścigach odezwał się do mnie Alex. Chciał, żebym jeździła i zarabiała dla niego. Nie chciałam wchodzić w to aż tak bardzo. Jednak nie miałam wyboru. Zmusił mnie, a ja nie byłam w stanie protestować. To się działo w Miami. Nikt o tym nie wiedział, nikomu nie chciałam mówić. Dopiero po jakimś czasie powiedziałam o tym przyjaciołom. Wówczas nie było ze mną najlepiej. Wszystko przez Aleksa. Zdaję sobie sprawę z tego, że ma swoich ludzi, ale nikt inny nie zrobił tego, co on. Dlatego nienawidzę tego człowieka…

– Idziemy coś zjeść? – zapytałam, zanim któreś z nich zdążyło coś powiedzieć.

Całą trójką zeszliśmy do kuchni i podgrzaliśmy kupną pizzę. Zjadłam jeden kawałek i napiłam się soku pomarańczowego. Zmienili temat, ale nie uczestniczyłam w rozmowie.

Pamiętałam wszystko i dlatego nie mogłam pozwolić, żebyśmy znowu przez to przechodzili. Alex Q nie będzie nami rządził. Boję się go cholernie, ale on musi w końcu zobaczyć, że nie jestem ofiarą. Muszę się postawić. Muszę być pewna siebie. Teraz to ja muszę rozdawać karty.

O ósmej wróciłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu mój brat już się dowiedział, kto wrócił do miasta. Zapytał tylko, jak się czuję. Usiadłam w swoim pokoju i stwierdziłam, że poczytam książkę. Przeniosę się do innego świata, zajmę umysł ciekawą historią. Jednak po piętnastu minutach męczenia się uznałam, że to totalnie bez sensu.

Odłożyłam książkę na parapet i z powrotem się położyłam. Westchnęłam, gdy mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości.

Logan: Musimy pogadać.

Merci: O czym?

Logan : Za 15 minut w Marloo.

Merci: OK.

Usiadłam i spojrzałam na godzinę. Potem podeszłam do lustra. Nie byłam umalowana i miałam wory pod oczami, ale tylko wzruszyłam ramionami, włożyłam czarną bluzę z kapturem i po chwili znalazłam się na dole.

– Będę niedługo! – krzyknęłam, aby wujek siedzący w salonie mnie usłyszał.

Marloo znajduje się piętnaście minut samochodem od mojego domu. Weszłam do środka. Przywitał mnie zapach kawy. Rozejrzałam się i dostrzegłam bruneta, który siedział przy oknie. Podeszłam do wysokiej lady. Zamówiłam małą czarną kawę i usiadłam naprzeciwko chłopaka.

Wiedziałam, o czym Hill chce ze mną rozmawiać, ale nie wiedziałam, czy ja tego chcę. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, a jego wzrok był taki przeszywający.

Chłopak nachylił się w moją stronę, oparł łokcie na stoliku, a ja poczułam jego intensywne perfumy. Zakładałam, że się odezwie, ale on najpierw zjadł swojego czekoladowego donuta i napił się kawy, po czym na mnie spojrzał.

– Skąd go znasz? – zapytał w końcu.

– Po co chcesz to wiedzieć?

– Oboje go znamy, więc coś nas łączy… Teraz wszystkie informacje mogą być pomocne – rzucił obojętnie.

– Oczekujesz, że teraz będę ci się ze wszystkiego spowiadać?

Nie mam pojęcia dlaczego, ale o ile z Mikiem czy Marcelem rozmawia mi się normalnie, o tyle Logan zachowuje się dziwnie. Na tamtej imprezie było w porządku, ale tylko wtedy. Później zaczęłam odnosić wrażenie, że chyba mnie nie lubi.

– Nie, oczekuję, że będziemy pracować razem przeciwko niemu. – Uśmiechnął się sztucznie. – Ty pomożesz mnie, a ja pomogę tobie. Gdzie go poznałaś?

W myślach zaklęłam, bo tak bardzo nie chciałam z nim o tym rozmawiać, ale z drugiej strony, co się może stać?

– W Miami – zaczęłam przyciszonym głosem.

Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele na to wspomnienie.

– I? – ponaglił mnie.

– Zagadał do mnie, czy chciałabym zarobić. Odmówiłam, a on po którejś odmowie… – zacięłam się, bo do dziś niełatwo przechodzi mi to przez usta. – Lekko się zdenerwował.

– Dlaczego nie poszłaś na policję?

– Wzięłam udział w nielegalnym wyścigu… średnio mogłam. Po drugie… – Zamyśliłam się. – Ty naprawdę myślisz, że policja nie jest po ich stronie?

Jeszcze w San Diego zaczęłam być blisko tematu wyścigów. Gdzieś w mojej głowie przewijało się pytanie: a może by spróbować, ale wolałam nie ryzykować. Później pod wpływem chwilowego impulsu wzięłam udział w jednym wyścigu i właśnie wtedy poczułam, że żyję. Nie spodziewałam się tylko tego, że pojadę tam jeszcze kilka razy i uda mi się wygrać. Wówczas Alex zobaczył we mnie zysk i zaczął mnie zmuszać, bym jeździła dla niego. Dostawał tyle samo co ja, więc układ był dobry. Wszystko byłoby w porządku, gdybym tylko chciała dla nich jeździć… Wyścigi zaczęły być codziennością, a ja nie mogłam zrezygnować.

Od dziecka jeździłam gokartami. Gdy zdobyłam prawo jazdy, przerzuciłam się na samochody. Nie wiem, w którym momencie stało się to moją pasją. Uwielbiałam jeździć i czuć adrenalinę, ale popełniłam ogromny błąd, jadąc na tamten wyścig… Byłam po prostu ciekawa. Nikt nie wiedział o tym, że tam pojechałam. Wujkowi też nigdy nie powiedziałam o niczym. Chciałam chronić swoich bliskich przed cholerną mafią i szalonymi ludźmi.

Kiedyś obiecałam wujkowi, że nigdy nie wezmę udziału w wyścigu. Nie chciałam widzieć rozczarowania w jego oczach…

Trochę się pogubiłam.

Przez całe życie nauczyłam się wielu rzeczy, a jedną z nich było to, że ze wszystkim muszę poradzić sobie sama. Wtedy też tak myślałam…

– Kazał ci się ścigać?

– Tak… – Urwałam, bo nie chciałam kończyć. – A ty?

– Miałem pewien układ z nim i jego ojcem – odpowiedział, wzruszając ramionami, jakbyśmy gadali o pogodzie.

Czyli to nie tylko ten chłopak. Wiedziałam, że musi mieć swoich ludzi, ale nie przypuszczałam, że stoi za tym jego ojciec!

– Myślisz, że da nam spokój?

Mój wzrok padł na jego dłonie. Zauważyłam trzy sygnety na palcach, a jeden, srebrny, przykuł moją uwagę. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok.

– Z jakiegoś powodu jesteś kimś istotnym w tym mieście, a ja nie rozumiem dlaczego… Obracam się w tym towarzystwie i słyszałem, że ludzie, którzy organizują wyścigi, wiedzą o tym, że jesteś w San Diego. Mogą się tobą zainteresować.

Był kompletnie wyprany z emocji. Nie pokazywał po sobie niczego, jego twarz miała kamienny wyraz. Po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, bo jeśli to prawda, to jestem w totalnej dupie.

– Czego dotyczyła wasza umowa?

Zapadła cisza. Nie wiem, czy zastanawiał się nad odpowiedzią, czy zwyczajnie nie chciał o tym mówić.

– Jeden z jego ludzi zrobił coś dla mnie, a im nie spodobały się konsekwencje… Ale to stare dzieje – wyznał.

Kiwnęłam głową. Zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać.

– Planujesz coś z tym zrobić?

Zastanowiłam się nad jego pytaniem. Szczerze? Chciałabym się postawić i pokazać, że nie jestem nic nieznaczącą osobą, która dla nich zarabia, ale w zasadzie co miałabym zrobić? Oni mieli w rękach władzę w Miami i jak się okazuje… Tutaj również ją mają.

– Osobiście proponowałbym ci się na razie nie wychylać. Jesteś ważna, a to może się przydać – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Coś wymyślimy.

Moje kąciki ust lekko się uniosły. Podniósł mnie trochę na duchu.

– Ta rozmowa była trochę ciekawsza niż poprzednia – stwierdziłam, wstając z miejsca.

Odwróciłam się i skierowałam w stronę wyjścia przy akompaniamencie parsknięcia chłopaka.

Wyszłam na zewnątrz i szybko podeszłam do samochodu. Czułam, że zaczynam wariować. Zamknęłam oczy i odrzuciłam wszystkie myśli, jakie przyszły mi teraz do głowy.

Przecież wiele osób może mieć taki sygnet.

Rozdział 3.

Ogromne ilości dolarów

W poniedziałek pojawiłam się w liceum i po raz pierwszy naprawdę tego pożałowałam. Ludzie drażnili mnie od samego rana. Nie wyspałam się, a kiedy jechałam do szkoły, prawie ktoś we mnie wjechał. I jeszcze zaczął mi się okres. Od rana słyszałam, że ludzie rozmawiają o studiach. Dokąd kto chce wyjechać i co studiować. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie mam pojęcia, co chciałabym robić, i to mnie wkurza.

– Masz takie ładne włosy! – Tyler zjawił się tuż przy mnie.

– Czego chcesz? – zapytałam, odkładając książkę od geografii do szafki.

– Zajebiście wyglądasz w tych spodniach – oznajmił podekscytowany.

Zmarszczyłam brwi, zamknęłam szafkę i zwróciłam się w stronę chłopaka.

– Tak… Też je lubię.

– Chcesz kupić sobie coś do jedzenia i posiedzieć ze mną na zewnątrz? Mamy okienko.

– Czekałam, aż o to zapytasz – zaśmiałam się.

W stołówce kupiliśmy dwie sałatki z kurczakiem i dwa soki pomarańczowe. Usiedliśmy przy jednym ze stolików na świeżym powietrzu i zaczęliśmy jeść.

– Nie wiem, co zrobić ze studiami. Myślałem nad prawem, ale nie wiem właściwie gdzie – powiedział i upił łyk soku. Plotkowanie zmieniło się w rozmowę o studiach. – Ojciec mi doradza Yale albo Nowy York, ale to jego marzenie i nie wiem, czy z nim to dzielę.

Rose od dawna mówiła, że jej marzenie to medycyna w Stanford albo Yale, a Tyler zdecydował się na prawo, ale tak do końca nie był przekonany. To ostatnia klasa liceum. Teraz jesteśmy wszyscy w jednej szkole, mieszkamy w tym samym mieście, a do siebie mamy niecałe dwadzieścia minut. Kiedy dostaniemy się na studia, Rose będzie w Yale, Lopez w Nowym Yorku, a ja jeszcze gdzie indziej. Nie chodzi mi o to, że mnie to przeraża albo że nie wiedziałam, że tak będzie… Przeżyłam trochę czasu w Miami bez przyjaciół, ale to co innego. Wraz ze studiami przychodzi inny etap życia. A ja nie chcę, by nasze życie zamieniło się w trzy osobne życia, w innych miastach, z innymi ludźmi.

– Może zostanę w San Diego, ale nie wiem. Muszę się nad tym zastanowić.

– Kiedyś mówiłaś o zarządzaniu albo ekonomii – zauważył. – Jeśli się rozmyślę co do prawa, to pójdę z tobą na zarządzanie. Serio! Pomyśl, jak razem będziemy… zarządzać.

– To zawsze jakiś plan.

Od dziecka moje życie wiązało się ze sportem i treningami. Później zmieniło się to w zarabianie na wyścigach i problemy. Nie miałam czasu, by zastanowić się nad swoją przyszłością. Nigdy nie wiedziałam, co chciałabym robić. Nie nadaję się na medycynę, nie interesuje mnie to i trochę obrzydza. Kiedyś myślałam o prawie, ale nie wiem, czy dałabym radę.

Oczywiście jak byłam mała, chciałam być piosenkarką czy aktorką, ale to tylko marzenia siedmiolatki. Nie jestem z rodziny, która bardzo mocno ciśnie swoje dzieci, aby zostały adwokatami czy lekarzami. Miałam dobre oceny, ale nigdy nie byłam ściśle ukierunkowana. Co innego Tyler. Jego tata jest prawnikiem i od zawsze chciał, aby jego syn też nim został. To prawda, że chłopaka do tego ciągnie, ale nie jest w stu procentach pewny. A Rose? Biologię i chemię ma w małym palcu. Interesuje się tym i to lubi, więc nic dziwnego, że wiąże z tym swoją przyszłość. I gdzieś pomiędzy nimi jestem ja. Merci Lotte, która zastanawia się nad ekonomią albo zarządzaniem tylko i wyłącznie dlatego, że fajnie to brzmi. Co jest ze mną nie tak?!

– Dobra, zmieńmy temat… O czym wczoraj gadaliście z Loganem?

Posłałam przyjacielowi pytające spojrzenie i dopiero po chwili połączyłam wątki.

– O tej całej sytuacji – odchrząknęłam, na co kiwnął głową. – Swoją drogą przynajmniej wiem, że nie tylko ja mam z Aleksem problem.

– Może teraz nie będzie między wami tak dziwnie. Zauważyłem, że jest między wami drętwo.

– Masz rację, może teraz będzie lepiej.

Jeszcze raz wróciłam myślami do mojej rozmowy z Hillem i przypomniałam sobie o jego srebrnym sygnecie.

***

Wyścigi i tor są moją odskocznią od całego świata. To pasja, dzięki której moje życie nabiera kolorów. Dużo czasu poświęcam również na siłownię czy treningi samoobrony i sztuk walki. Zazwyczaj się tym cieszę, ale tego dnia moje myśli krążyły wokół Aleksa, rozmowy z nim i Miami.

– Dałaś dziś wycisk. – Usłyszałam, gdy podszedł do mnie trener.

– Trzeba wrócić do formy.

Mój trener, Dennis. Ma dwadzieścia pięć lat i bardzo poważnie traktuje treningi i swoich podopiecznych. Po raz pierwszy przyszłam do niego dwa lata temu. Wcześniej zaczęłam ćwiczyć, bo wujek mnie do tego namówił. Razem chodziliśmy na wiele zajęć i spodobało mi się to na tyle, żeby dalej trenować.

Szybko wróciłam do domu, ale nie spodziewałam się tego, co będę robić dwie godziny później. Po wtorkowym wieczorze mogłam spodziewać się wszystkiego. Dosłownie. W tym czasie mogłam się uczyć, czytać, rozmawiać z Rose i Lopezem czy oglądać serial. Mogłam coś zjeść, przejrzeć internet albo pojechać do sklepu po płatki czekoladowe, bo mam na nie ochotę od kilku dni. Mogłam posłuchać muzyki albo dokończyć rozpakowywanie pudeł, ale nie. W ten wtorkowy wieczór nie robię nic takiego. Właśnie od jakiejś godziny siedzę przy wyspie kuchennej z Alice i wgapiam się w ekran jej laptopa, na którym pokazuje mi swoje propozycje, jak można urządzić dom w Miami.

O mój Boże. Nie wierzę ani w to, co teraz robię, ani w to, że się mnie pyta, jaki marmur będzie wyglądał lepiej. Przecież to nierealne!

– Może zmienimy schody, co ty na to?

Posłałam jej dziwne spojrzenie. Nie ukrywam, że zmiana w jej zachowaniu w stosunku do mnie lekko mnie szokuje i przeraża, a co dopiero to, że ta kobieta chce zmieniać schody w domu. Matko jedyna…

– Nie sądzisz, że z tym by było za dużo roboty?

– Dla mnie nic nie jest niemożliwe. – Machnęła tylko ręką.

Nie to, że coś, ale… Może nie powinnam się czepiać, jednak to nie daje mi spokoju. Albo będę się czepiać, albo… może nie.

Cholera, ona jest dla mnie miła!

Nigdy nie widziałam jej takiej… uśmiechniętej. Nadal podejrzewam, że ktoś podmienił ją na lotnisku, ale nie będę tego sprawdzać, bo nie chcę niczego psuć.

Wybrałyśmy podłogi, mniej więcej kolory ścian i to, jak będą urządzone łazienki. Przez godzinę wymieniłyśmy ze sobą więcej zdań niż przez całe moje osiemnastoletnie życie.

Zachowuję się w stosunku do niej neutralnie. Jak zawsze. Mimo że coś strzeliło jej do głowy, staram się trzymać dystans. Nie jestem w stanie ot tak zmienić swojego zachowania, jest to dla mnie dziwne. Sama to wszystko zaproponowała, zgodziłam się, ale nic się nie zmienia.

Uznałyśmy, że dziś już nam wystarczy. Wstałam z miejsca, wyjęłam z szafki talerz i nałożyłam sobie makaronu z warzywami z patelni.

– Merci… – Wujek zatrzymał mnie, gdy już miałam pójść na górę.

– Tak?

– Razem z ciocią pomyśleliśmy… – zaczął i spojrzał na żonę. – Może poszłabyś na jakieś studia w Los Angeles? Jest tam mieszkanie, więc to by było już z głowy.

– Jak to? Naprawdę? – Otworzyłam szerzej oczy.

– To luźny pomysł, ale możesz to przemyśleć. – Uśmiechnęli się do mnie.

– Dobrze, pomyślę.

Już kiedyś wspominali mi o tym, ale myślałam, że żartują…

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Zjadłam, a po jakichś dwudziestu minutach stwierdziłam, że dokończę układać rzeczy. Już wcześniej powyciągałam większość z pudeł, teraz wystarczy gdzieś je schować. Głównie są to książki, moje stare pamiętniki i albumy ze zdjęciami.

Kiedyś uwielbiałam pisać pamiętnik. Pisałam o wszystkim. O tym, co się działo i co przeżywałam. To było moje bezpieczne miejsce, w którym mogłam wyrzucić z siebie wszystko. Już od jakiegoś czasu nic tam nie zanotowałam, bo najzwyczajniej nie mam na to czasu.

Książki i albumy ułożyłam na półce, a pamiętniki schowałam do białego pudełka i wyniosłam do garderoby. Naprawdę nie wiem czemu, ale zaczęłam oglądać album ze zdjęciami z Rose, Tylerem i moim bratem ze wspólnych wakacji przed drugą klasą liceum. Mogłoby się wydawać, że to było przed chwilą, ale to, co się wydarzyło od tamtej pory i ile przeszliśmy, ciężko opisać słowami.

***

– Idziesz ze mną po kawę? – zapytał Marcel, kiedy wszyscy zaczęli opuszczać salę od matematyki po skończonej lekcji.

Zgodziłam się, zabrałam swoją torbę i wyszliśmy na korytarz.

– Nie to, że coś, ale nie wolisz już iść do domu?

– Czekam na Mike’a, ale zanim on się zbierze, zdążę wykupić cały automat – parsknął.

Znaleźliśmy się przy automacie. Chłopak wygrzebał drobne z kieszeni, a mi w tym czasie zaczął dzwonić telefon. Wyciągnęłam go i widząc, że dzwoni Sam, który jest właścicielem toru wyścigowego, zmarszczyłam brwi, ale odebrałam.

– Nie wiem, czy to dobra informacja, ale… Zainteresowali się tobą. – Usłyszałam, zanim zdążyłam się przywitać.

– Co?

– Przed chwilą był tu jakiś człowiek, który chce cię wykupić za dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów – dodał przyciszonym głosem. – Nie wiem, skąd o tobie wiedzą, ale myślę, że powinniśmy o tym pogadać.

– O czym ty w ogóle mówisz?

– Merci… – westchnął. – Ktoś chce dać za ciebie ćwierć miliona. Teraz pytanie… Czy nadal chcesz jeździć w wyścigach?

Przełknęłam nerwowo ślinę. Nie sądziłam, że będę poruszać ten temat. Chciałam od tego uciec i nie brać udziału w wyścigach, a teraz ktoś chce mnie wykupić. Wykup polega na tym, że jeździ się dla kogoś, a oni dostają tyle samo pieniędzy, co zawodnik za wygraną. Można też dostać lepszy samochód. Podobny układ miałam wcześniej z Aleksem, ale nie dostałam od niego pieniędzy za to, że dla niego jeździłam. Coś mi tu śmierdzi.

Powiedziałam Marcelowi, że muszę już iść i szybko ruszyłam w kierunku wyjścia.

– Jak wyglądał ten człowiek? – ściszyłam głos.

Mój brzuch zwinął się w kłębek, bo się bałam, że zaraz usłyszę o młodym, wysokim i chudym chłopaku.

– Facet po czterdziestce – odparł, a to kompletnie mnie zdezorientowało. – Niewysoki, ale miał ciemne włosy i brodę. Przedstawił się jako Bruno.

– Możemy się jutro spotkać? – spytałam wprost.

– Dzisiaj wieczorem wyjeżdżam z miasta. Zadzwonię do ciebie w przyszłym tygodniu i się spotkamy.

Coś mi się tutaj nie podobało. Logan wspominał w naszej rozmowie, że mogą się mną zainteresować, ale kto? Co to ma być?! Kiedyś dokonałam wyboru i popełniłam błąd. Weszłam w ten nielegalny świat, ale później powiedziałam sobie, że będę się trzymać od tego z daleka. Nie zrezygnuję z jeżdżenia na torze dla przyjemności, ale nie chcę się w to wszystko mieszać.

Przeszła mi przez głowę myśl, że może to być sprawka Aleksa, ale chyba popadałam w coraz większą paranoję…

– Spieszysz się dokądś?

Westchnęłam, odwróciłam się i spojrzałam na Logana.

– Powiedzmy.

Chłopak wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni czarnych dżinsów. Zaproponował mi papierosa, ale pokręciłam przecząco głową. Wtedy sam zapalił.

– Robię w piątek imprezę. Czuj się zaproszona.

– Och, cóż za zaszczyt, że zaprosiłeś mnie osobiście. – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Zdradź mi jeszcze motyw przewodni.

– Nie ma motywu przewodniego – oznajmił beznamiętnie. Schował jedną dłoń do kieszeni dżinsów. – Ma być dużo ludzi i alkoholu. Chyba że twoja przyjaciółka nabierze chęci i oznajmi wszystkim, jak mają przyjść ubrani.

Rose uwielbia imprezy z motywami przewodnimi. Też je lubię, ale Rose kocha to wszystko organizować i ustalać. Same przygotowania dają jej taką frajdę, że nie zdziwię się, jeśli i tym razem na coś wpadnie.

– Bardzo możliwe.

– Wiesz co? Nasze rozmowy się coraz bardziej rozwijają. – Spojrzał mi prosto w oczy. – Interesujące.

Zdołałam zauważyć w jego oczach delikatny błysk. Dziwny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie.

– To do następnej, Lotte.

***

– Jak u ciebie i Mike’a?

Rose jeszcze raz poprawiła swoje już ułożone włosy. Miała na sobie czarny top z wiązaniem na plecach oraz krótkie dżinsowe spodenki. Jej makijaż był perfekcyjny. Od bardzo dawna się tym interesowała. Zawsze dbała, żeby wszystko wyglądało idealnie. Zdarzało się, że malowała się bardzo kolorowo i wrzucała zdjęcia na swój Instagram. Mnie też czasami maluje.

– Jest dobrze, ale jeszcze oboje niczego nie określiliśmy.

Ich relacja nie jest skomplikowana. Znają się od początku liceum, Rose od razu się w nim zadurzyła. Podobał jej się z wyglądu, ale szybko jej przeszło, gdy zobaczyła, że nie jest nią zainteresowany. Na początku tylko czasami mówili sobie „cześć”. Później, gdy razem zaczęliśmy gdzieś wychodzić, więcej rozmawiali. Rose już nie patrzyła na niego jak na obiekt swoich westchnień, ale lubiła jego towarzystwo, bo wszyscy się zaprzyjaźniliśmy. Opowiadała mi, że gdy zaczęli rozmawiać tylko we dwoje, Mike okazał się trochę inny. Znowu się jej spodobał, ale już nie patrzyła tylko na wygląd. Wtedy już trochę poznała jego charakter. Mówiła, że on też zaczął poświęcać jej więcej uwagi.

I takim oto sposobem każdy w tym mieście wie, że Rose Posh i Mike Miller są dla siebie stworzeni. Oboje to wiedzą, ale Rose uważa, że tak jak jest teraz, jest dobrze. A jeśli to ma doprowadzić do czegoś większego – nie będzie tego pospieszać.

Oceniłam swoje odbicie w dużym lustrze wiszącym na ścianie. Włożyłam zwykły czerwony top z lekkim dekoltem. Miałam na sobie jeszcze czarne spodenki i trampki. Do tego codzienny makijaż.

– Jeśli dzisiaj kogoś nie wyrwiesz, to sama ci kogoś znajdę – powiedziała Rose. – Serio.

– Szukamy dla Merc kandydata? – Tyler wparował do pokoju, ubrany w czarne dżinsy i białą koszulkę. – Wow! Ale mam piękne przyjaciółki! Swoją drogą, Merc… Ostatnio chodzisz jakaś spięta.

– To przez tę sprawę z wykupem. – Machnęłam ręką, zabierając torebkę.

Powiedziałam im o tym od razu, gdy się dowiedziałam. Byli w takim samym szoku jak ja.

W tym momencie spojrzałam na ścianę przed sobą i szybko przeanalizowałam wszystko w głowie.

– Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam?! – powiedziałam szybko lekko podniesionym tonem.

– Próbowałem się teleportować, ale nic z tego… – Lopez wzruszył obojętnie ramionami, a obie z Rose zmarszczyłyśmy brwi.

– Wykup! – powiedziałam stanowczo, ale po tym natychmiast ściszyłam głos. – Jeśli ktoś wykupi zawodnika, to jest on nie do ruszenia przez innych. Jest chroniony…

– Uwolnisz się od Aleksa!

– O kurwa! To ma sens… Jesteś genialna! – krzyknął. – Więc w takim razie dzisiaj powinnaś się zabawić i odstresować.

Śmiesznie poruszył brwiami.

– O mój Boże! Uwzięliście się na mnie! – stwierdziłam sfrustrowana i wyszłam z pokoju, a przyjaciele podążyli za mną. – Idziemy.

– Bawcie się dobrze – odpowiedziała Alice, gdy znaleźliśmy się na dole, a ja złapałam w dłoń klucze do domu.

Zmarszczyłam brwi i razem z Rose spojrzałyśmy na siebie.

– Dzięki – odchrząknęłam i całą trójką wyszliśmy z domu.

Wsiedliśmy do czarnego audi Lopeza i wyjechaliśmy na ulicę.

– To co? Masz kogoś na oku? – Tyler spojrzał na mnie w tylnym lusterku.

– Ale wy wiecie, że będzie tam tylko nasze grono?

Hill mówił, że impreza ma być duża, ale plany się zmieniły.

– Dobra… – Rose się zamyśliła. – Ale jak na następnej imprezie nikogo nie wyrwiesz, to sama ci kogoś znajdę.

***

Weszliśmy do domu, w którym już byli pozostali. Muzyka grała, ale nie dudniło w uszach. Dom był ogromny. Po jakichś trzydziestu minutach ustalania, co chcemy zamówić, w końcu nam się to udało. Chłopcy zagrali w Fifę, a ja z Marcelem wypiłam piwo i słuchałam jego opowieści o przygodach z tatuażami.

– Nie wierzę! – Usłyszałam damski głos, a po chwili zobaczyłam przed sobą dziewczynę z burzą ciemnych loków na głowie, która natychmiast mnie mocno uścisnęła. – Ale dobrze cię tu widzieć z powrotem.

– Przestań, bo się zarumienię – parsknęłam, gdy mnie puściła.

To Diana. Jej karnacja jest trochę ciemniejsza, a wesołe oczy w kolorze czekolady zawsze promieniują radością. Bije od niej pozytywna energia. Poznałyśmy się na początku liceum, gdy któregoś razu wyszliśmy całą paczką. Jako jedyna z naszej grupy chodziłam do innej szkoły. Próbowałam się przenieść, ale mi się nie udało. Tym bardziej cieszę się, że nasza paczka przyjaciół dalej się trzyma, a teraz chodzimy do jednej szkoły.

Przegadałyśmy dwadzieścia minut, a później poszła zapalić. Dosiadłam się do przyjaciela, który bacznie obserwował grę chłopaków. Czas nam minął na śmianiu się i gadaniu przy piwie. Wreszcie przyszła pizza, z czego bardzo się ucieszyłam, bo byłam już głodna. Zjedliśmy, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, a później dziewczyny oznajmiły, że mają ochotę potańczyć, więc salon zamienił się w parkiet.

Muzyka zaczęła głośniej grać, a Rose nie musiała długo namawiać Diany. Ja dałam się wyciągnąć po drugiej piosence. Chłopcy też dołączyli i wszyscy zaczęliśmy wykonywać dziwne ruchy, które miały wyglądać profesjonalnie, ale wcale tak nie było.

Po kilku piosenkach chłopcy wyszli na zewnątrz, a ja skierowałam się do kuchni.

– Napijemy się? – Tyler bąknął pod nosem, posyłając mi znaczący uśmiech.

Spojrzałam najpierw na ekran jego telefonu, a później na niego.

– Tobie chyba już wystarczy.

– Co ty chcesz? Szukam takiego jednego zdjęcia – westchnął.

Parsknęłam głośnym śmiechem, widząc, co robi.

– Tyler… Szukasz zdjęcia w kalendarzu? – zapytałam rozbawiona.

– A to dlatego tutaj są same cyferki…

– Idę na zewnątrz – oznajmiłam, kiedy zjadłam kawałek pizzy.

Stanęłam na świeżym powietrzu i usłyszałam głośne krzyki chłopaków, więc skierowałam się w ich stronę. Przeszłam za dom i zmarszczyłam brwi w momencie, gdy Marcel skakał do basenu. Nie wiedziałam, że jest tu basen.

– O! Patrzcie, kto do nas przyszedł! – krzyknął Mike, podchodząc do mnie. – Chcesz z nami popływać?

– Nie ma mowy! – zaznaczyłam, krzyżując ręce na piersi.

– Lotte, nie bądź taka… – Obok mnie zjawił się Logan. – Wymiękasz?

Posłał mi perfidne spojrzenie, a cwany uśmiech zagościł na jego twarzy.

– Po prostu nie mam zamiaru pływać.

Spojrzałam na wodę i momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Ciarki przeszły mi po plecach i cała się spięłam. Przełknęłam nerwowo ślinę i odcięłam się od wszystkich myśli.

– Nie jest zimna, serio! – krzyknął Marcel, odgarniając mokre włosy z twarzy.

– Nie namówicie mnie – rzuciłam obojętnie.

Już miałam wrócić do domu, jednak czyjeś silne ręce oplotły mnie w talii. Zorientowałam się, że to Hill, który natychmiast mnie podniósł.

– Puść mnie! – wydarłam się, kiedy straciłam grunt pod nogami, a chłopak zaczął mnie nieść do tego cholernego basenu. – Logan!

– Nie ma opcji. Popływasz sobie z nami – zaśmiał się, ale mi tak bardzo nie było do śmiechu…

Próbowałam ściągnąć jego ręce z mojego ciała, ale nie udawało mi się to. Zaczęłam się szamotać, a gdy poczułam na stopach wodę, zrobiło mi się gorąco. Brzuch ścisnął się w supeł, a całe śniadanie podeszło mi do gardła. To wcale nie było zabawne…

Dreszcze zawładnęły moim ciałem. Nie myślałam logicznie. Ogarnęła mnie cholerna panika i mimo że chciałam krzyczeć, nie robiłam tego. Jedynie z wielkim przerażeniem wpatrywałam się w taflę wody, która wydawała się niebieska przez kafelki w tym kolorze. Moje serce biło w zawrotnym tempie, a ja nie byłam w stanie niczego zrobić.

– Mogłaś sama wejść, nie musiałbym cię tam wrzucać – oznajmił.

Podszedł do krawędzi basenu i już miałam wrażenie, że mnie puści i odstawi na ziemię, ale odbił się od ziemi i oboje wskoczyliśmy do basenu. Zdążyłam tylko zamknąć oczy i zanurzyłam się pod wodą.

Wszystko do mnie wróciło. Przypomniał mi się każdy dotyk, krzyki i lęk, jaki czułam. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie tego, jak się szamotałam i walczyłam o każdy oddech. Bałam się, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam się postawić. Byłam słaba… Naprawdę włożyłam bardzo dużo starań, żeby zapomnieć o tym, co mnie spotkało, i tyle. To nie aż tak dużo. A teraz?