Totalnie rozchwiane życie Klary. Tom 2 - Maz Evans - ebook

Totalnie rozchwiane życie Klary. Tom 2 ebook

Maz Evans

4,5

Opis

Emocje, które wybuchają z ogromną siłą!

W życiu Klary pojawiają się WIELKIE EMOCJE. A to wszystko przez nieuchronnie nadchodzące zmiany. W szkole imienia świętej Ludwiny pojawia się nowy dyrektor, który każe do siebie mówić po imieniu (z pewnością namiesza w szkolnym życiu). Nowa partnerka taty i jej córka zmieniają dotychczasowy rodzinny układ (a szczególnie tradycyjne wyjście na lody z tatą – po prostu katastrofa!). I ostatnia, arcyważna sprawa, na pokładzie rodziny pojawi się jej nowy członek, a nawet dwóch (tego TOTALNIE nikt się nie spodziewał!). Czy trzeba wymieniać dalej? Przygotujcie się na NIESAMOWICIE KOMICZNĄ serię wydarzeń, a wraz z nią emocje, jakich się nie spodziewacie!

Nikt nie lubi odczuwać nieprzyjemnych emocji, ale one same się pojawią! Klara chce się ich pozbyć, ale im mocniej je tłumi, tym bardziej dają o sobie znać. Są jak glutek, który przeciska się przez każdą szczelinę, dopóki nie wydostanie się ze swojej pułapki. Klara zauważa, że za każdym razem, gdy odsuwa swoje zmartwienia na bok, one wstrząsają jej światem. I to dosłownie!

Witajcie w świecie Klary, gdzie nic nie jest idealne, ale za to śmiech ma zbawienną moc! Czekają na was: zrzędzenie pani Pitbull (szkolnej nauczycielki), tańczący pieczony kurczak i jaja spadające wprost na głowę nowego dyrektora. Czy może wydarzyć się coś jeszcze gorszego?

Przezabawna i wspierająca historia dla każdego dziecka, które kiedykolwiek straciło kontrolę nad swoimi emocjami!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Arf, która powstrzymuje moje histeryczne Drżączki Niepokoju. I sprawia, że potrafi to być całkiem zabawne. Kocham Cię, skarbie xxx

Rozdział 1 x 1

Rodziny przypominają wielokąty. „Wielokąt” znaczy tyle co „kształt”. Dowiedziałam się tego w czwartej klasie i sprawiłam, że moja dawna nauczycielka, pani Zabawa, zakrztusiła się herbatą, kiedy powiedziałam, że nowa fryzura pana Bąka jest „całkiem ciekawym wielokątem”). Wielokąty (i rodziny) mogą przybierać rozmaite kształty.

Bywają rodziny składające się z trojga rodziców i jednego dziecka, tak jak moja. Taka rodzina jest kwadratem:

Albo takie, w których jest dwoje rodziców i jedno dziecko, jak u mojego najgorszego na świecie wroga, Wiktora Wu. Mamy wówczas trójkąt:

(Wiktor Wu wyniósł się z mojej szkoły imienia Świętej Ludwiny, co jest NAJWSPANIALSZĄ WIADOMOŚCIĄ NA ŚWIECIE! Jego mama po świętach Bożego Narodzenia uznała, że nasza szkoła i wszystko, co jej dotyczy, denerwuje jej synalka Wiktora, więc przeniosła go do szkoły prywatnej. Szkoła prywatna, gdybyście nie wiedzieli, to taka, za którą się płaci. Nie jest prywatna w takim sensie, w jakim prywatny jest pokój nauczycielski, gdzie uczniowie nie mają wstępu, i jest to w sumie logiczne, bo byłoby głupio, gdyby dzieci nie mogły wchodzić do własnej szkoły, za którą słono zapłaciły).

Bywają nawet rodziny złożone z dwojga rodziców i czternaściorga dzieci, jak u mojej babci Rozalii, która pochodzi z Walii. Taka rodzina tworzy szesnastokąt (nawiasem mówiąc, powiedziała mi o tym pani Pitbull, kiedy zapytałam, jak się nazywa wielokąt szesnastostronny, i dlatego jest moją nauczycielką matematyki, a ja siedzę przy Fioletowym Stole).

(Rodzina babci pochodzi z Walii, a nie od waleni. Walia jest krajem, a walenie żyją w morzu. To logiczne, ale kiedyś miałam nadzieję, że jestem po części waleniem, bo wtedy mogłabym pływać bez okularów pływackich).

Rodziny nie są dokładnie takie jak wielokąty, ponieważ wielokąty nie zmieniają kształtu, a rodziny owszem tak.

Czasami mają ku temu dobry powód, jak rodzina zastępcza mojej najlepszej przyjaciółki Mai, która niekiedy przyjmuje nowe dzieci albo oddaje je pod opiekę rodzicom adopcyjnym. Maja nadal czeka na swoją własną rodzinę, a jej rodzina zastępcza tworzyła już najróżniejsze wielokąty:

Rodziny mogą się zmieniać z przykrych powodów, na przykład jak w rodzinie Poli (Pola jest mi obojętna, nie przyjaźnię się z nią ani nie jest moją nieprzyjaciółką). Jej tata umarł dwa lata temu. Nie istnieją wielokąty dwustronne, ale wydaje mi się, że rodziny z jednym rodzicem i jednym dzieckiem (albo dwoje dorosłych, jak moje ciocie Róża i Amara) są jak okrąg:

1/ ponieważ wyobrażam sobie ich ramiona złączone w uścisku

i

2/ ponieważ nie przychodzą mi na myśl żadne inne sensowne kształty.

Czasami rodziny zmieniają kształt z powodów, które ani nas nie smucą, ani nie cieszą…

Dziewczyna mojego taty ma na imię Rita. Rita jest mamą Poli. Tata bardzo lubi Ritę. Chodzą ze sobą już trzy miesiące (nawiasem mówiąc, to długo jak na mojego tatę) i on stale próbuje przyłączyć okrąg Poli do mojego kwadratu.

Nie mam pojęcia, jaki wielokąt mógłby powstać. Ale wiem, że odczuwam w związku z tym WIELKIE EMOCJE (pewnego razu tata zaprosił Ritę i Polę na naszą specjalną – „tylko my dwoje” – wyprawę do lodziarni i mój pięciowarstwowy deser lodowy z czekoladą i piankami wybuchł jak pocisk, bo czasem tak się dzieje, kiedy ogarniają mnie gniewne WIELKIE EMOCJE).

Nie chcę dołączać okręgu Poli do swojego kwadratu. Lubię swój kwadrat w obecnym kształcie. Nadal nie wiem, co czuję w związku z Polą. Ale wiem jedno:

Nie chcę jej w moim wielokącie.

Chcę, żeby zniknęła.

Rozdział 3 – 1

Dziś wieczorem mamy Rodzinną Kolację. To nic niezwykłego – co kilka tygodni spotykamy się w Wielkim Wytwornym Eleganckim Domu cioci Róży i cioci Amary albo Wykwintnej Restauracji i spędzamy Wspólnie Czas w Sposób Wartościowy, co oznacza, że dorośli nie gapią się w telefony w różnych miejscach, tylko robią to w tym samym miejscu i w tym samym czasie.

Dzisiejszy wieczór wyróżnia się tym, że Rodzinna Kolacja odbywa się u nas w domu. Niezwykłe jest także to, że przygotowuje ją mama. A najbardziej niezwykły ze wszystkiego jest fakt, że wszyscy się na to cieszymy, ponieważ MAMA NAUCZYŁA SIĘ GOTOWAĆ!

To niesamowite! Od kilku tygodni przyrządza pyszności, które smakują tak, jak powinny. Kłopot jedynie w tym, że mama przeszła na jakąś zwariowaną dietę i nie chce niczego jeść, ponieważ wszystko sprawia, że jest jej „trochę niedobrze”. (Nawiasem mówiąc, to oznacza, że chce jej się wymiotować, ale babcia twierdzi, że grzeczniej jest powiedzieć „jest mi trochę niedobrze”, podobnie jak mówi zawsze „puścić wiatry”, mając na myśli pierdzenie, albo „tylna część ciała”, gdy chodzi jej o tyłek. Ponoć tak się mówiło w dawnych, dobrych czasach. Babcia ma także Specjalne Staromodne Określenia na siku i kupę, a mianowicie „odcedzić ziemniaczki” i „wybrać dwójeczkę”, co moim zdaniem brzmi jak zamawianie taniego żarcia na wynos).

– Czy to nie zabawne? – mówię do babci, gdy siedzimy w oczekiwaniu na podanie pysznie pachnącego Pieczonego Kurczaka maminej roboty. – Teraz mamie robi się niedobrze, kiedy zjada swoje potrawy, a przedtem to nam zbierało się na wymioty, gdy…

Babcia się uśmiecha i nakrywa moją rękę swoją, co jest Specjalnym Staromodnym Gestem oznaczającym „przymknij się”.

– Co? – mówi mama z taką miną, jakby miała się rozpłakać. W wielu momentach przybiera taką minę, ale teraz przynajmniej wiem, że problemem nie jest poziom jej umiejętności kulinarnych. – Co znowu? Co takiego zrobiłam?

– Nic, kochanie – odpowiada babcia, uśmiechając się do mamy i dość mocno ściskając mnie za rękę (babcia potrafi być naprawdę groźna, przez co wszyscy się jej słuchają).

– Cześć – wita się Jakub, wchodząc do domu z ogrodu. – Nie słyszałem twojego auta. Sprzątałem przy kompoście.

Jakub często jest teraz w domu, bo nadal szuka pracy. Po tym, jak jego wredny szef zwolnił go z posady sprzątacza, Jakub rozgląda się za nową pracą. Zanim ją znajdzie, może ciężko pracować w naszym ogrodzie, co zresztą uwielbia i przez co ogród prezentuje się naprawdę pięknie. Mama mawia, że Jakub ma Zielone Palce, co jest dziwne, bo zazwyczaj są brązowe od ziemi.

– Popatrz tylko na podłogę! – woła mama i wygląda przy tym, jakby miała się znowu rozpłakać, tym razem z powodu śladów błota, które Jakub zostawił na podłodze. – NO JAK TO WYGLĄDA!

Jakub przytula mamę mocno.

– Zaraz to sprzątnę, Emi – mówi, całując ją. – Kurczak pachnie wspaniale.

– Nie będzie już taki pyszny – mruczy mama, pociągając nosem – jeśli Róża i Amara spóźnią się jeszcze bardziej. Będzie DO NICZEGO!

(Nawiasem mówiąc, mama określa tak bardzo dużo rzeczy. Wykładzina w holu była DO NICZEGO, kiedy stanęłam na niej w mokrych kaloszach. Jej nowa sukienka była DO NICZEGO, kiedy mama oblała się piciem, mimo że była to zwykła woda. I jej życie było DO NICZEGO, gdy zabrakło kuchennego ręcznika, potrzebnego do wytarcia wykładziny w holu i nowej sukienki).

– Przepraszamy za spóźnienie! – woła ciocia Róża, wpadając jak bomba do pokoju. Za nią wbiega ciocia Amara. – Zatrzymali mnie w pracy. – Ciocia Róża uśmiecha się szeroko do cioci Amary. – Musimy wam o czymś powiedzieć. – Uśmiech staje się jeszcze szerszy. – Jesteśmy…

– Ja też mam wam coś do powiedzenia – przerywa młodszej siostrze mama. – Ale to musi zaczekać. Ponieważ pieczone kurczę będzie kompletnie DO NICZEGO, jeśli nie zaczniemy go jeść.

– Jakie to cudowne, że zajęłaś się gotowaniem, Emi – mówi ciocia Amara, obejmując mamę i podając jej bukiet kwiatów. – Dziękujemy za zaproszenie.

Mama bierze kwiaty. I zalewa się łzami.

– To… ty… wy… one są… ja tak… – Mama pociąga nosem i prycha tuż nad bukietem, który będzie kompletnie DO NICZEGO, jeśli go zasmarka. (Babcia nie zna grzecznego słowa z dawnych, dobrych czasów na „smarki”. Widocznie jeszcze ich nie wynaleźli, kiedy była młodsza).

– No to jakie masz dla nas wieści? – pyta Jakub ciocię Różę, nalewając wszystkim poza mną wina.

– Otóż dowiedziałam się dzisiaj, że… – zaczyna ciocia.

Nagle z drugiej strony pokoju dolatuje potężny huk. Wszyscy odwracają się gwałtownie, a to babcia leży twarzą w dół na podłodze. Ten widok sprawia, że robi mi się trochę niedobrze. Czy coś jej się stało?

Ale babci nigdy nic nie jest. Babcia jest twarda.

– Daj spokój – fuka groźnie na Jakuba, który pomaga jej usiąść na krześle. – Po prostu się potknęłam, nie ma powodu do paniki.

Spoglądam w tamto miejsce. Nie ma tam niczego, o co babcia mogłaby się potknąć. Być może „potknąć się” to grzeczne słowo z dawnych, dobrych czasów na określenie czegoś zupełnie innego.

– No to słucham – mówi babcia, upijając łyk wina. – Co to za wielka sprawa?

– No właśnie – zaczyna ciocia Róża, zerkając na ciocię Amarę. – Rozmawiałam z moim szefem i…

– O nie – jęczy mama, nagle blada jak ściana. – Chyba będę musiała… – Nie kończy i wybiega z kuchni, zanim zrobi jej się trochę niedobrze na całej podłodze.

Ciocia Róża wzdycha i spogląda na babcię.

– Jesteś pewna, że nic ci nie jest, mamo? – pyta z powagą.

– Wszystko gra i buczy – odpowiada babcia, co jest kolejnym przykładem wyrażenia z dawnych, dobrych czasów, mającego znaczyć „lepiej się przymknij”. – Jak się miewasz, Klaro? Co tam w szkole?

– W porządku. – Wzruszam ramionami. – Od tego tygodnia będziemy mieli nowego dyrektora.

– Tak? – dziwi się babcia. – A co się stało z panią Pelling? Była z wami najwyżej pięć minut.

– Pani Pelling pojechała na konferencję na temat Ważności Stałego Przywództwa – wyjaśniam.

– I co tam się wydarzyło? – pyta babcia.

– Nie wiem – odpowiadam, wzruszając ramionami. – Już do nas nie wróciła.

– To kto jest waszym nowym dyrektorem? – pyta ciocia Róża, dolewając babci wina, ale mniej niż ta by chciała.

– Nazywa się pan Calling – mówię. – Zamierza uczynić ze Świętej Ludwiny Centrum Doskonałości.

– Bardzo dobrze – wtrąca babcia, sącząc wino. – Dzieci powinny dążyć do perfekcji.

– Powinny się także uczyć o sobie i swoich potrzebach oraz o środowisku – wyśpiewuje ciocia Amara, tańcząc w miejscu. – To także doskonałość.

– Nie, jeśli starasz się dostać pracę – mruczy babcia, która chodziła do szkoły w dawnych czasach, kiedy kazali pracować jedenastolatkom.

– Ale co to znaczy „być perfekcyjnym”? – zastanawia się ciocia Amara. – Można być perfekcyjnym w przyjaźni? Albo w tym, że nigdy się nie poddajesz? Albo…

– To taka ciekawa rozmowa – wtrącam, ponieważ śmiertelnie się nudzę i koniecznie muszę coś powiedzieć.

– Przepraszam was – mówi mama, wchodząc do pokoju z chusteczką przy ustach i wspierając się na Jakubie. – Mamy dla was wieści…

– My też – przerywa ciocia Róża, wracając pędem do stołu, zanim mama zdąży się przy nim znaleźć. – Jak już wspomniałam przed twoim nagłym wyjściem…

– No, no, dziewczynki – wzdycha babcia, podpierając głowę ręką. Jakub szybko odsuwa na bok kieliszek z winem. – Nie spierajmy się.

(Czyli „nie kłóćmy się” w słowniku z dawnych, dobrych czasów).

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Przeczytaj też poprzedni tom serii:

Tytuł oryginalny: The Wobbly Life of Scarlett Fife Redaktorka prowadząca: Urszula Pitura Wydawczyni: Natalia Galuchowska Redakcja: Ewa Popielarz Korekta: Anna Kapuścińska, Katarzyna Sarna Opracowanie graficzne okładki: Agata Łuksza

First published in Great Britain in 2022 by Hodder and Stoughton Text copyright © Maz Evans, 2022 Illustrations copyright © Chris Jevons, 2022

Copyright © 2024 for the Polish edition by Świetlik, an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © 2024 for the Polish translation by Barbara Górecka

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie I Białystok 2024 ISBN 978-83-8371-299-4

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com