Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przyjaźń jest jak zbiór najpiękniejszych nut zapisanych na pięciolinii życia…
Norbert wydaje się niezależnym dorosłym facetem. Studiuje, ma pracę i własne mieszkanie, i potrafi korzystać z życia. Jednak to tylko pozory. W rzeczywistości jest całkowicie uzależniony od despotycznej matki, ale nie tyle w sensie materialnym, co od jej zdania, kaprysów i wygodnych decyzji, które ta wiecznie podejmuje za niego. Zapatrzona w Norbeta Ewelina nie podejrzewa, że jej ukochany prowadzi podwójną grę i spotyka się z innymi kobietami. Czy którąś z nich kocha, czy tylko bawi się ich uczuciami? Jak wygląda świat w jego lustrze? Czy będzie w stanie spojrzeć sobie w oczy, gdy w imię mglistych ideałów i pod presją matki wyprze się własnego dziecka?
Bukiet czerwonych róż zdaje się świadczyć o miłości, lecz gdy na horyzoncie pojawia się odpowiedzialność za nowe życie – narzeczony znika. Na szczęście Ewelina nie jest sama, a oparcie i wyrozumiałość znajduje w rodzinie i przyjaciołach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 201
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by W. L. Białe Pióro & Elżbieta Ceglarek
Projekt okładki: Agnieszka Kazała
Zdjęcie autorki na okładkę: Agnieszka Cecot
Skład i łamanie: W. L. Białe Pióro
Redakcja: Agnieszka Kazała
Korekta: Aga Dubicka
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Księgarnia i kontakt: www.wydawnictwobialepioro.pl
Wydanie: I, Warszawa 2024
ISBN:978-83-66945-95-1
Poznana na szlaku miłość niczego im nie obiecywała,
jednak oboje tego chcieli, by poprowadziła ich
świetlaną drogą w przyszłość…
Elżbieta Ceglarek
1. Za mgłą
Zegar na ścianie wskazywał siódmą. Ewelina wpatrywała się w jego niebieski cyferblat i przesuwającą się sekunda po sekundzie cienką wskazówkę. Było to nietypowe urządzenie, chociażby ze względu na niepowtarzalny kolor. Dostała go kiedyś od swojej pierwszej sympatii. Jednak byli wtedy bardzo młodzi i jeszcze nie wiedzieli, że ten zegar nie wyznaczy ich życiowych ścieżek. Ich wspólne drogi się rozeszły, a Ewelinie pozostała po Tymonie jedynie pamiątka – ów zegar. Teraz miała Norberta, którego bardzo kochała, wciąż nie wiedząc, czy to miłość z wzajemnością. Chłopak był dla niej kadrem za mgłą, kimś, kogo codziennie na nowo odkrywała. Właściwie często się zastanawiała, skąd bierze się ta niepewność w jej umyśle. Czy wątpliwości wynikają z jej podejrzliwego charakteru, czy są konsekwencją zachowania jej sympatii.
Obudziła się wcześniej i nie chcąc mu przeszkadzać, tkwiła w łóżku nieruchomo. Słyszała przejeżdżające samochody i wyobrażała sobie wygląd ulicy za oknem. Wczoraj lekko je uchyliła i pokój, w którym spali, maksymalnie się wychłodził. Zawiesiła wzrok na powiewającej w nim błękitnej firance.
Uwielbiała kolor niebieski i wszystkie jego odcienie. Kojarzył jej się z dzieciństwem i wózkiem dla lalek, którego zazdrościły jej koleżanki, a który podarowała jej w prezencie urodzinowym babcia Ernesta. Lubiła obdarowywać swoje wnuczki drogimi prezentami, a Ewelina była jedną z najukochańszych.
Nagle usłyszała ciężkie krople rozbijające się o parapet.
– Wiosna w deszczu… – westchnęła, po czym wstała i podeszła, żeby przymknąć skrzydło.
– Nie śpisz już? – Norbert, do tej pory ułożony twarzą do ściany, nagle obrócił się w stronę pokoju i spojrzał na nią wyrażającymi zdziwienie zaspanymi oczami.
– Już mi było za długo – stwierdziła. – Leżałabym dalej i pewnie jeszcze trochę przeciągnęłabym te błogie chwile, ale zaczęło padać. – Spojrzała na mokre szyby, tłumacząc się, dlaczego hałasuje.
– Głośny ten deszcz. Czyli z naszego popołudniowego wypadu nad Wisłę nici? – spytał wcale nie zasmucony.
– Może przestanie padać – wyraziła nadzieję.
– Wątpię, ale to dobrze, bo i tak nie chce mi się nigdzie łazić.
– Sama nie wiem. Przecież możemy pospacerować w deszczu. Wziąć parasole – zaproponowała z entuzjazmem typowym tylko dla takiej nostalgicznej duszy, jaką ona posiadała.
– Żartujesz?! – zdziwił się. – Romantyczka się zna
lazła. Cała ty – dopowiedział, kręcąc uniesioną nad poduszką głową.
– To źle? – Teraz ona zrobiła duże oczy.
– Świat wymaga od nas twardego stąpania po ziemi, a nie melancholijnych uniesień. Ewelina, ty czasem nie pasujesz do tego świata.
– A ty, jakim człowiekiem wolisz być?
– Nie wolę, tylko jestem. Pragmatykiem – stwierdził z dumą w głosie. – Nie zadawaj mi naiwnych pytań. Nie z samego rana.
– Chyba chodzi o nas, a nie o cały świat dookoła – zasugerowała niepewnie. – To miłe porównać, jacy jesteśmy.
– Właśnie o tym mówię. Świat to my. Jesteśmy jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.
– Wkuwałeś wczoraj filozofię? – Nie czekała, aż odpowie. Uśmiechnęła się łagodnie. Przy tym chłopaku nigdy nie była niczego pewna. – Nie wstawaj – zatrzymała go, gdy miał zamiar wykonać pierwszy ruch – pójdę zrobić kawę.
– Najpierw muszę do łazienki, droga pani. – Popatrzył na Ewelinę z politowaniem, a następnie poczłapał pod prysznic. Moczył się w wodzie dość długo. Za długo jak na faceta. Ewelina nie mogła się go doczekać. Umyła zęby nad kuchennym zlewozmywakiem i pokropiła twarz letnią wodą. Na patelnię wbiła jajka, aby się ścięły, posoliła. Gotową jajecznicę wyłożyła na przygotowane wcześniej dwa nakrycia i czekała na Norberta.
– Rozpieszczasz mnie – rzekł, wychodząc z przewieszonym przez ramię ręcznikiem i w samych slipach. Na widok dwóch parujących talerzy i takiej samej liczby kubków buzia mu się uśmiechnęła.
– A o kogo mam dbać, jeśli nie o ciebie? – zapytała z troską, choć wiedziała, że w drugą stronę kompletnie to nie działało. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego Norbert o nią nie dba. Pocieszała się, że faceci już tacy są. Nie za wylewni, ale za to dobrzy w łóżku. Jej było dobrze z Norbim, jak go pieszczotliwie nazywała. On rzadko zdrabniał jej imię, a jeszcze rzadziej utwierdzał ją w przekonaniu, że mu na niej zależy. W ogóle było coś dziwnego w ich relacji – suchej, zasadniczej, sprowadzającej się do seksu. A Ewelina oczekiwała więcej. Pragnęła czuć się kochaną i najważniejszą w jego życiu. Nie potrafił jej tego zapewnić, nawet nie próbował, ale ponieważ bardzo go kochała – nie kruszyła kopii. Zaciskała zęby i dalej się z nim spotykała, wierząc, że kiedyś się zmieni.
– Ewelina, dziś raczej nie będę mógł przyjść do ciebie po południu.
– Umawialiśmy się na spacer, mało kiedy wychodzimy gdzieś razem – zaznaczyła nie po raz pierwszy z pretensją w głosie. – Już się nastawiłam – dodała rozżalona.
– Żebyśmy poszli, jak to ty nazywasz, na spacer, musi być pogoda. Teraz leje, potem też może będzie tak samo. A tak w zasadzie to coś ty wymyśliła? Zawsze robisz mi pod górkę.
– Kotek, tak fajnie byłoby z tobą połazić – rozmarzyła się Ewelina.
– Nie dam rady. Wiesz dobrze.
Norbert najczęściej wykręcał się od spacerów i miał ku temu powody – nie chciał, żeby zobaczył ich któryś ze znajomych. I chociaż Warszawa jest dużym miastem, zawsze obawiał się, że ktoś ich wyśledzi. Później musiałby się tłumaczyć, przeważnie przed matką, a tego nie lubił.
– Ciągle ci coś wypada, same przeszkody, to nie nowość. Tylko wyjaśnij mi, dlaczego tak się zachowujesz? – nalegała.
– Daj spokój, jedzmy, bo nam jajecznica wystygnie. Czujesz, jak pięknie pachnie? Czujesz ten aromat? – Wciągnął powietrze, by lepiej poczuć przyrządzoną potrawę. – Możesz mi podać kilka kromek chleba i masło? – poprosił. Ewelina była wyśmienitą kucharką. Nic dziwnego, był to jej pierwszy i wyuczony zawód, który zdobyła, kończąc zawodówkę. Mogła już wtedy zahaczyć się gdzieś w restauracyjnej kuchni i do dziś tam pracować, ale miała inne plany. Może bardziej ambitne? Poszła do liceum, zdała maturę i, nie tracąc czasu, rozpoczęła studia. Miała marzenia. Chciała być kimś w życiu, a nie tylko gotować, choć to przecież żadna ujma.
– Co się tak zamyśliłaś? Daj ten chleb.
– Co? Nie, nic.
– Co się z tobą dzieje, dziewczyno? Pytam: jak tam seks ze mną, jak noc? A ty milczysz. Jak ci się nie podobam, to…
– No coś ty, Norbert – przerwała mu domysły. – Ja po prostu tak z radości, że ostatnio częściej się widujemy.
– Częściej? Nie wydaje mi się – rzekł bez entuzjazmu.
– Norbi, ja tak bardzo za tobą tęsknię.
– Przecież jestem. Nie widzisz mnie?!
– Wiem, ale kiedy się pożegnamy, będę tęskniła jeszcze bardziej. Zawsze tak jest po rozstaniu z tobą.
– Będziesz umierała z tęsknoty? Dziwna jesteś.
– A ty nie masz takiego uczucia? Wychodzisz i jak robot zapominasz, że u mnie byłeś?
– Widzimy się co rusz. Nie mam podstaw, by tęsknić – stwierdził oschle.
– Dlaczego taki jesteś?
– Nie rozumiem.
– Obojętny.
– Znów zaczynasz?
– Widzę, co się dzieje.
– A coś się dzieje? Wieje raczej nudą.
– Mam obawy, że nie jesteś ze mną szczery.
– Dlaczego ciągle to podkreślasz? Zastanów się, co może się zadziać, gdy cię pożegnam? – zbagatelizował słowa Eweliny. – Przecież ci nie ucieknę. Nie bój się, wrócę.
– Wiem. Tylko wytłumacz mi, dlaczego ciągle się o nas boję? – spytała.
– Bo jesteś przewrażliwiona?
– Być może.
– Będę leciał. Z tobą to jak zwykle gadka szmatka. – Pokręcił głową.
– Do popołudnia? – Spojrzała mu w oczy.
– Nie, nie czekaj na mnie.
– Uda ci się.
– Dziś nie będę mógł się wyrobić. A prawda. Muszę odwiedzić rodziców. Dawno ich nie widziałem. Matka nalega na wspólny obiad lub chociaż kolację.
– A może zabierzesz i mnie? – Zdawała sobie sprawę, że się wprasza, ale próbowała cokolwiek wskórać, skoro jej chłopak nie wykazywał inicjatywy. Podobno szczęściu należy pomagać. To pomagała, choć wychodziło jej bardzo nieudolnie.
– Tyle razy to przerabialiśmy.
– I podoba ci się, jak traktuje mnie twoja matka?
– Nie przesadzaj. Chwilowo nic z tym nie zrobimy.
– Jeśli nie chcesz. – Posmutniała. – W takim razie pojadę do kwiaciarni.
– Jedź, dokąd musisz.
– A jutro przyjedziesz?
– Mam trochę nauki.
– Znów wykręty. Spodziewałam się.
– Chyba zdajesz sobie sprawę, że mam o wiele więcej nauki niż ty na tych swoich niby-studiach. – Wykonał gest oznaczający cudzysłów. – Nie wiesz, jak wygląda prawdziwe zakuwanie. Ewelina, nie masz pojęcia, ile wiedzy trzeba wchłonąć, by zostać prawnikiem. A ta praca w kwiaciarni jest do dupy. Ciągle powtarzam, że ci zupełnie niepotrzebna.
– Dorabiam sobie. Chyba to nie dziwne?
– Naprawdę musisz?
– Nie mam za dużo kasy. Wiesz przecież.
– Ale to takie poniżające.
– Co? Kwiaciarnia?
– Dajmy spokój z tym tematem, bo i tak się nie dogadamy – stwierdził.
– No pewnie, adwokat to zupełnie inna klasa, musi posiąść więcej wiedzy niż zwykła studentka hotelarstwa – zakpiła. – Jest lepszy, żeby nie powiedzieć, że najlepszy.
– To prawda. Nie zaprzeczaj.
– Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Myśl, co chcesz.
– Nie kłócimy się. Rozmawiamy.
– Dobrze, rozejm – zgodziła się. – Ale jeśli chcesz
wiedzieć, to nie zrezygnuję z pracy w kwiaciarni. Studia hotelarskie też skończę.
– Nie wymagam, byś zmieniała własne plany.
– No jeszcze tego by brakowało.
– Jednak jestem przekonany, że zrobiłabyś dla mnie wszystko. Jedno moje słowo i przewartościujesz życie pod moje dyktando.
– Norbert, poniżasz mnie!
– Nie znasz się na żartach?!
– Nie na takich prostackich.
– To będę leciał. – Nie zareagował na jej focha. – Muszę jeszcze zatankować. Na razie, Ewelina.
Cmoknął ją w policzek. Odwzajemniła się tym samym. Nie było między nimi żadnej chemii, czułości. Norbert jak zwykle nawet nie określił, kiedy i czy w ogóle się jeszcze spotkają. Ale ona ufała i zawsze na niego czekała. Było w tym jej uczuciu sporo naiwności. Tak bardzo chciała, żeby Norbert je odwzajemniał. Nie chciało jej się wierzyć, że mógłby tylko udawać miłość. Nie miała też bladego pojęcia, czy traktuje ją poważnie.
A on niestety dawno mijał się z jej oczekiwaniami. Kierował się rozumem, a nie emocjami, co wpajano mu od dziecka. Uznawał więc, że życie jest jak stukartkowy zeszyt. Tylko niektórych wpuszcza się na jego czyste strony, pozostałych wpisuje na margines. Czy Ewelina była tą pozostałą? Czy dlatego był oschły i czasem nawet wulgarny, bo od początku wpisał ją na margines życia? Matka Norberta dawno o nich wiedziała. „To tylko przypadek” – wypowiadała się o Ewelinie z niechęcią. Nie podobała jej się sympatia syna. Postanowiła zrobić wszystko, by z dziewczyną zerwał i zapomniał o niej jak najszybciej.
Norbert wyszedł, pozostawiając za sobą tęsknotę. Ewelina usiadła przy nieuprzątniętym stole i choć patrzyła przed siebie, niewiele widziała. Była zamyślona. Z radia płynął Krywań. Uwielbiała ten cudowny utwór. Usłyszała go po raz pierwszy na jakimś podhalańskim festiwalu. A może to była biesiada w Zakopanem, którą prowadziła Hanka Rybka? Pozostał z nią, opanowując jej serce. I tak jak ten wyniosły granitowy szczyt w słowackich Tatrach, tak i ona teraz starała się być twarda, bo konsekwencją relacji z Norbertem stała się samotność. Była romantyczką i się tego nie wstydziła. Dlaczego Norbert nie akceptował jej takiej, jaką była? Kto lub co przeszkadzało mu w szczerej miłości, którą ona obdarowywała go każdego dnia? Chociaż nie każdego się spotykali. Widywali się znacznie rzadziej niż powinni się widywać młodzi kochankowie. Niewątpliwie łączył ich seks, ale czy to jest normalne? Ewelina nie czuła płynącej od niego miłości, najczęściej litość. Coś co przerażało i poniżało, raniło i drążyło dziury w jej delikatnej duszy. Z kwiatów unosił się prawdziwy zapach miłości. Od Norberta czegoś podobnego nie wyczuwała.
2. Na dwóch fortepianach
Cóż, pierwszy dzień kwietnia – cykliczny Prima Aprilis. Tradycja, jak co roku, zwykłe przyzwolenie do robienia żartów i psikusów. Pogoda nieugięcie płatała figle, toteż dość porządnie sypało śniegiem. Norbert prowadził samochód i siłą rzeczy obserwował otoczenie.
Nudy, nudy i jeszcze raz nudy… – Jego głowę oplatały depresyjne myśli. Rozmazany obraz za szybą raz po raz nabierał ostrości za sprawą wycieraczek próbujących zbierać białą maź. Tłukł się przez centrum miasta, a powolna jazda niemal go usypiała. Lubił szarżować po drogach, jednak w mieście musiał naciskać hamulec, ciągnąc się w ogonku. Pewnie powinien zauważyć, a mimo to nigdzie nie dostrzegał symptomów wiosny. Dookoła wciąż roztaczała się zimowa aura, choć już dawno powinna zniknąć. Była niczym białe monstrum, którego macki okazały się zbyt silne, by ustąpić zielonej porze roku. – Który to już raz zima zaskakuje drogowców wiosną? – drwił. Wiosna widniała tylko w kalendarzu. Miał dość zimna. Wstrząsnął nim dreszcz.
Uwaga, kierowcy!Śnieg zasypał Warszawę, przez co korki wydają się jeszcze bardziej dokuczliwe. Drogi śliskie, prosimy o rozważną jazdę… Na wschodzie wojna wciąż trwa… – płynęło z radia. – Od dwudziestego czwartego lutego Ukraina się broni… – dodał spiker, a Norbert przełączył kanał. Nie mógł tego słuchać.
Wojna, hmm – zastanowił się przez chwilę, nie lubił takich wiadomości. – Zima trwa, wojna trwa i, kurwa, co się dzieje?! To, że zimno, to pryszcz. Niepokojące były doniesienia roznoszone przez media, które zewsząd zarzucały informacjami ze wschodu. Nasi sąsiedzi bombardowani przez Rosjan, my na szczęście tylko przez informacje z radia. To jednak straszne! Co ci Ukraińcy teraz czują? Po co Rosji ta wojna?! Jaka jest ta wojna!? Czy taka jak ją przedstawiają media? Co to jest za dziwoląg w dwudziestym pierwszym wieku!? – Norbert nie znał odpowiedzi na kłębiące się w jego głowie pytania. Zbyt młody wiek nie pozwalał mu wyobrazić sobie wojny, a co dopiero zaprzątać głowy zbrojnym konfliktem. Nie zamierzał umierać. Miał inne plany. – Gdzie ci wszyscy ludzie się tak spieszą? O co zabiegają?! – Przeskoczył na inne tory myślowe, wpatrując się w przechodniów. – Okazuje się, że ten cały świat da się prędko unicestwić, a rzeczywistość posłać do piekła. Wszystko może tak łatwo runąć. Czyli to, co niezniszczalne, tak naprawdę jest mitem. Ludzie w jednej chwili chodzą po ulicach i nagle może ich nie być. Kto by pomyślał?
Przyglądał się przechodniom, chcąc wymazać kłębiące się pod czaszką nieproszone skojarzenia. Trochę nie nadążał za teraźniejszością. Bał się wojny na Ukrainie i na pewno nie był w tej kwestii odosobniony. Nikomu się nie przyznawał, ale trawił go strach. Skończył dwadzieścia osiem lat i dostał dobrą pracę barmana – zatrudnił się w popularnym pubie na warszawskiej Pradze. Poza tym kończył studia prawnicze. Zaliczał już pierwsze praktyki w kancelarii i nieźle sobie radził. Wydawało się, że dopiął swego, że ziściło się wszystko, o czym marzył, a w zasadzie to, czego dla swojego jedynaka pragnęli jego rodzice. Wykonał sto procent planu na życie i miałby teraz wszystko to stracić? Nie, to absurd. Nie miał jedynie dziewczyny – wybranki losu, kogoś, kto by go kochał, a nawet podziwiał i był mu posłuszny. Co prawda była Ewelina, lecz spotykał się z nią potajemnie, w ukryciu przed matką. Niby dookoła wszyscy o nich wiedzieli, a jednocześnie nie wiedzieli, bardziej – nie chcieli się wtrącać. Taka, powiedzmy, fatamorgana. Znajomi raczej nie wnikali w prawdę. Ludzie na początku dwudziestego pierwszego wieku tym się charakteryzowali. Widzieli tylko czubek własnego nosa. A może od zawsze tacy byli?
To dobrze, bardzo mi na rękę. – Norbert uśmiechnął się do siebie. Ale i taki nijaki związek dałoby się w jakiś sposób przewartościować, gdyby tylko się lepiej postarał. Dotychczas nie przeszkadzała mu ta niby-samotność, lecz teraz zaczęło mu brakować kogoś bliskiego w domu, kogoś na stałe, na co dzień. Nie pamiętał dokładnie, kiedy otrzymał od rodziców apartament w segmencie domków jednorodzinnych. Nie przywiązywał wagi do dat w kalendarzu, do majątków, do niczego. Żył jak wolny ptak – zawsze we własnym tempie, własnym czasem, z przypisaną mu beztroską i nosem w chmurach. Znienacka powróciły wspomnienia okoliczności, gdy wyprowadził się z rodzinnego domu. Matka nalegała. Wtedy nie potrzebował, ale dziś odczuł, że musi mieć kogoś, z kim mógłby spędzać dnie, wieczory i noce. Zwłaszcza te ostatnie. Dziewczyna, która wprowadziłaby się do niego, może gotowałaby obiadki, sprzątałaby, uprawiałaby z nim seks. Tak, to by mu odpowiadało. Od pięciu lat kręciła się koło niego niezwykła osoba, lecz on tego nie doceniał. Rzeczywiście miał wrażenie, że jest w Ewelinie coś niezwykłego, coś, co odróżniało ją od reszty kobiet, jednak to ona adorowała jego, to jej zależało na spotkaniach, a przecież nie tak powinno być. Przede wszystkim on powinien zabiegać o nią. Byłoby może inaczej, gdyby nie rodzice, w szczególności matka, którą kochał, a która nie tolerowała jego sympatii. I chociaż prawie nie znała Eweliny, od początku traktowała ją jak kogoś gorszego. Norbert nawet nie próbował się sprzeciwiać czy bronić wyboru. Raz pokazał dziewczynę rodzicielce na jakimś obiedzie, potem zrezygnował z przyprowadzania jej do rodzinnego domu. Wiedział, że matka nigdy nie zaakceptuje takiej synowej. A Ewelina, ładna i mądra, tu, w Warszawie, niezaprzeczalnie była jego dziewczyną, bardzo ukrywaną, ale jego. Co za obłuda! Dziwna z nich była para. Sama Ewelina podejrzewała nieszczerość Norberta wobec siebie, ale kochała go i wierzyła, że wszystko się ułoży. Chodziły plotki, że matka jej chłopaka znalazła już dla niego partnerkę na wspólne życie. Jej wzorem, a potem marzeniem była niejaka Linda, która mieszkała w Wielkiej Brytanii. Była Polką, trochę bez powodu siedzącą w Londynie. Była też córką państwa Tarskich, bliskich znajomych matki Norberta. Młoda Tarska znała swoją wartość. Jedynaczka, od dziecka wychowywana w arogancji i ignorancji, miała, co chciała, a czego zapragnęła, zaraz się spełniało. Niekoniecznie marzyła o Norbercie. Bardzo przypadkowo go poznała i niewiele o nim wiedziała, więc o jakimkolwiek uczuciu nie było mowy. Jej ojciec był wziętym adwokatem, matka wybrała ścieżkę lekarską. Linda, studentka hotelarstwa na jakiejś przypadkowej uczelni w Londynie, od dziecka nosiła głowę bardzo wysoko.
– Nie ten, to będzie inny – mawiała do matki, która wciąż wzdychała, wiedząc, że i tak nic nie wskóra. Bo przecież uczucie to coś znacznie więcej niż naciskanie, ponaglanie, przekonywanie. To coś, co powoli wtapia się w serce człowieka i zostaje tam na zawsze, a przynajmniej na długo. Nie ma miłości na siłę, ona nie tworzy się sama, muszą chcieć jej ludzie. Czasem, w taki sam sposób, jak przyszła, odchodzi. Trzeba potrafić ją poczuć i docenić, by zatrzymać. Jest jak ulotność ptasiego piórka, delikatnie łaskocze nasze najczulsze zmysły, a potem poprzez lekki dotyk przeradza się w spełnienie.
Linda zastanawiała się, jaka mogłaby być z nich para. On w Polsce, ona w Wielkiej Brytanii? To nie mogło się udać.
Norbert, choć namawiany przez matkę, nie mógł się zdecydować, by wyjechać na wyspy.
Jeden milioner może zakończyćwojnę w Ukrainie – znów usłyszał z radia. Ostatnio miał nieodparte wrażenie, że media specjalnie nawiązują do wojny, że się tymi informacjami przerzucają, prześcigając się w ich przekazywaniu jedni przez drugich, by Polacy zdawali sobie sprawę, co dzieje się za wschodnią granicą. To niesamowite, jaką miały siłę przebicia.
Gdybym był milionerem, o tej wojnie dawno byśmy zapomnieli – dywagował Norbert, po czym oderwawszy się od strategii przekazu, skręcił na parking przed pubem. Dojechawszy na miejsce, zaparkował. Zamknął samochód i podążył w kierunku lokalu. Pokonując szklane drzwi, potknął się o próg. Poczuł, jak razem z nim do wnętrza wleciało świeże powietrze. Już będąc w środku, usłyszał komórkę. Wyciągnął ją z kieszeni kurtki i przyjrzał się ekranowi. Nie odebrał, wsunął aparat w to samo miejsce.
– Cześć, jak leci? – powitał Renatę, właścicielkę pubu, i szybko powędrował na zaplecze, by się przebrać w służbowe ciuchy.
– O, jesteś – ucieszyła się kobieta.
Pomimo korków zjawił się piętnaście minut przed czasem. Nikogo nie dziwiło, że do pracy nie lubił się spóźniać. Wrócił myślami do nieodebranej przed momentem rozmowy. Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze zrobił, nie chcąc rozmawiać z Eweliną.
Eee, niepotrzebnie by mnie rozpraszała – usprawiedliwił się sam przed sobą, by uspokoić sumienie. Szybko sobie przypomniał, że dziś zaprosił do siebie Malwinę. Tylko czy aby nie za często skakał z kwiatka na kwiatek? To pytanie non stop suszyło mu głowę. Nic z tym nie robił, niejeden już raz zdradził Ewelinę. Był jak truteń, dla którego niewierność stanowiła pokaz męskości, zbierał więc skrzętnie nektar z tych rabatek, i to bez konsekwencji. Bez zabawy nie potrafił żyć. – Mam prawo robić, co chcę – kontemplował. Czuł, że z Eweliną i tak się nie ożeni, doszedł więc do wniosku, że nie ma co kruszyć kopii. W dalszym ciągu starał się trzymać swych myśli, usprawiedliwiając sumienie. Jednak jakieś natręctwo głęboko wierciło dziurę w jego myślach. Zaślepiała go chęć zdobywania, a nie chęć kochania prawdziwie i szczerze. Zanim stanął za barem, gotowy do obsługiwania gości, spróbował się połączyć z Malwiną.
Odebrała szybko, jakby czekała na jego telefon.
– Fajnie cię słyszeć – zagaił.
– I mnie ciebie – potwierdziła.
– Jak ci mija dzień?
– Całkiem sensownie.
– Będziesz? – spytał bez ogródek.
– Jeśli tego pragniesz, będę, jak zawsze.
– Świetnie. Bądź, jak zwykle – powtórzył.
– Może być o dwudziestej pierwszej? – dopytała.
– Czekam, pa, muszę kończyć – odparł i się rozłączył, słyszał już zniecierpliwiony głos szefowej nawołujący, by podwoił ruchy.
– Masz jak w banku – zgodziła się Malwina, ale Norbert już jej nie słyszał.
Dłużyło mu się tego dnia. Wydawanie drinków na salę zaczynało go nudzić. Gdy ktoś przysiadł przy barze, było lepiej, mógł sobie wtedy trochę pogadać i czas płynął szybciej. Widział i plusy tej pracy. Tutaj przeważnie nie brakowało czasu na dumanie o własnym życiu. Klienci zaś nie mieli mocy, by wwiercić się w jego myśli i wiedzieć, że nie interesuje go realizowanie w kółko tych samych zamówień. Dla niepoznaki wyuczył się robić dobrą minę do złej gry, toteż uważany był za sympatycznego. Poznawał w tym miejscu wiele ludzkich historii i zagmatwanych losów.
Skończył o siedemnastej, przekazując pałeczkę Radkowi, który był jego zmiennikiem. Może zostałby dłużej, czasem tak robił, pomagając koledze, gdy nic go nie ponaglało, ale dziś musiał jeszcze podjechać na uczelnię na jakiś wieczorowy wykład. Tym razem nie był to żaden Prima Aprilis, po prostu wielkimi krokami zbliżała się sesja i zajęć nie wypadało opuszczać. Pożegnał się i odjechał spod pubu. Po południu było znacznie trudniej przebić się przez miasto, zdążył jednak zajechać przed uczelnię, mieszcząc się w ramach czasowych. Przywitał kilku znajomych i wymienił zdawkowe informacje, nim rozpoczął się wykład.
Opuścił budynek o dziewiętnastej trzydzieści, nieco sfrustrowany, a bardziej zmęczony. Wykład profesora Starka tego dnia był naprawdę trudny. Opuścił poprzedni, więc luki w wiadomościach dały mu się we znaki. Starał się skupić, ale tego dnia czuł się jak astronauta badający kosmos. Myśli uciekały mu już do wieczornego spotkania.
Moją misją na dziś jest wieczór z Malwiną. – Uśmiechnął się do siebie. Przypomniał sobie, że należy kupić białe wino, bo innego dziewczyna nie uznawała, przydałoby się też wymyślić coś do jedzenia. – Może rybka? – Uśmiechnął się ponownie. – Jakie one są różne – przez chwilę konfrontował style dziewczyn, z którymi sypiał. Ewelina uwielbiała czerwone wino, najchętniej półsłodkie, i sama potrafiła przyrządzać pyszności, a Malwina preferowała białe słodkie, choć lubiła też piwo. O gotowaniu u tej drugiej nie było mowy. Mógłby przy niej umrzeć z głodu. Ustalił kiedyś nie zestawiać dziewczyn ze sobą. Wściekał się sam na siebie, gdy to robił. Lecz fakty były takie, że porównanie samo się nasuwało. Spotykał się z obiema i był nieuczciwy wobec każdej. Nawet jeśli był durniem, to działał z premedytacją, pozostawał więc nieuczciwym człowiekiem. Doskonale się orientował, że cudzołóstwo już w starożytności było poważnym wykroczeniem. Zawsze było. Nie należał do tych, co przestrzegają zasad. Znalazł furtkę, uznając, że dwudziesty pierwszy wiek przejawia się ogromną tolerancją, i on, człowiek nowoczesny, może sobie pozwalać na dużo więcej. Miał na myśli kłamstwa, którymi obwarowany był od stóp do głów. Bawienie się czyimiś uczuciami nie stanowiło dla niego problemu. Wyznawał zasadę, że skoro zdrada to przywara ludzka, a nic, co ludzkie, nie jest mu obce, powinien więc żyć pełnią życia, tu i teraz. Odpowiadało mu takie przyzwolenie, taki tok rozumowania. Niech inni się dopasują i nikt nie będzie cierpiał, mawiał do lustra, w którym się coraz rzadziej przeglądał, a zdarzało się, że tylko jednym okiem, miał bowiem świadomość, że postępuje wstrętnie. Takie dopasowanie do współczesnego świata było mu jednak na rękę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że krzywdzi obydwie dziewczyny, choć każdą w inny sposób. Ewelina kochała go i nie podejrzewała niczego złego. Ufała i oddawała mu całą siebie. Inaczej było z Malwiną. Wiedział, że ma narzeczonego, i niebawem odbędzie się ich ślub, ale cóż przeszkadzało mu ciągle ją zdobywać, skoro sama tego pragnęła. Z nią było niesamowicie intrygująco i o wiele ciekawiej niż z Eweliną. Lubił te spotkania, gdy wzrastała w nim adrenalina. Poza tym nie musiał się tłumaczyć matce, że z nią jest, bo nie był. Nie musiał się przywiązywać, przecież pobalują i za chwilę Malwina wróci do swojego Jarka. Oboje tylko na chwilę rzucali się w obłoki zakłamanej miłości, kto wie, może dziś wieczór po raz ostatni, a potem każde pójdzie w swoją stronę bez żalu ani pretensji. Takie love story dla dobrego relaksu. Norbert nie znał partnera Malwiny i taki układ mu odpowiadał. Nie czuł się niczemu winny, tak po prostu nieźle się bawił. Uczciwość to tylko slogan – czym ona jest? Dla Norberta nie znaczyła nic specjalnego. Ot, coś, o czym słyszał od babki, matki, ojca i jeszcze może potem od Eweliny.