Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Tysiąc odcieni bieli" to historia zależności emocjonalnej pomiędzy dwojgiem ludzi o zupełnie odmiennych charakterach i poglądach na życie. Zależności, która nigdy się nie kończy, chociaż oboje próbują się uwolnić od toksycznego nienasycenia własnymi emocjami i fascynacją graniczącą z obsesją.
Agnieszka poznaje Rafała, gdy za namową koleżanki, zgadza się zagrać rolę płatnej towarzyszki podczas firmowej kolacji. Nie spodziewa się tylko, że mężczyzna zaproponuje jej seks za pieniądze. Pomimo zauroczenia odrzuca propozycję, lecz on nie zamierza się poddać. Ściąga ją do piekła, nie zdając sobie sprawy, że to, co zaczyna do niej czuć, wepchną go w prawdziwy mrok wypełniony cierpieniem i szaleństwem.
Czy ona zdoła pomóc mu się stamtąd wydostać? Czy on zasługuje na ocalenie?
Czy wystarczy wiara, że tylko ona potrafi zburzyć mur, jaki zbudował wokół swojej duszy, i zniszczyć kolczaste zasieki wokół serca?
A może za tym murem wcale nie ma duszy?
Książka ze względu na treść, zalecana jest dojrzałym czytelnikom, dlatego posiada na okładce znaczek 18+. Prosimy o rozważne dokonywanie zakupu!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 213
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Agnieszka Kowalska-Bojar
Wydanie I
Poznań 2024
ISBN 978-83-66352-54-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Redakcja: Detektyw Słowny Roma Wośkowiak
Korekta: Gabinet Słowa Karolina Przybył
Skład i łamanie: Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła
Wydawnictwo
motyleWnosie
E-booki i książki kupisz na stronie
www.motylewnosie.pl
www.sklep.motylewnosie.pl
Pojedyncze promienie słońca przebiły się przez skłębione chmury i pieszczotliwie musnęły ziemię pokrytą grubą warstwą śniegu. Jeden z nich zatrzymał się na zarumienionym od zimna policzku dziecka siedzącego na kamiennej ławce w ogromnym ogrodzie.
Chłopiec, może ośmioletni, wyglądał na spokojnego, chociaż uważny obserwator dostrzegłby cierpienie w jego oczach. Zachłannie wczepione pazurami w maleńką duszę cierpienie, jakiego nie powinno zaznać żadne dziecko. Siedział w bezruchu, z dłońmi zaciśniętymi w piąstki, wyprostowany jak struna, czujny, oczekujący. Na chwilę zamknął oczy i pozwolił wyrwać się na wolność kilku zdradzieckim łzom, ale szybko otarł je skrajem rękawa.
Ona nienawidziła, gdy okazywał słabość.
Teraz, gdy umarł jego tata, została tylko ona. Nigdy nie pozwoliła mówić do siebie „mama”, zawsze musiał używać słowa „matka”. Nigdy go nie chwaliła, nigdy nie przytuliła. Ustalała jedynie zasady, niezrozumiałe dla tak małego dziecka. Karała, gdy postąpił niezgodnie z jej poleceniem. Tych kar obawiał się najbardziej.
Pamiętał, jak pierwszy raz zamknęła go w ciemnym pokoju. Siedział tam długo, bardzo długo. Na początku zasnął zmęczony płaczem, ze spodniami mokrymi od moczu, lecz po obudzeniu, gdy poczuł głód i pragnienie, zaczął walić w drzwi i krzyczał o pomoc. Na próżno. Za oknem noc zastąpiła dzień, potem poranna zorza zaróżowiła niebo i dopiero gdy ponownie zapadł zmierzch, został wypuszczony.
Pamiętał też, jak kazała mu się rozebrać do naga, przywiązała go do drzewa i zawołała dzieci służby, aby były świadkiem jego upokorzenia. Jakby tego było mało, ułamała gałązkę, a później biła go witką po nagim ciele. Najgorsze były te ciosy, które trafiły w okolice intymne. Wtedy ból wydawał się nie do zniesienia. Tkwił w tej pozycji przez cały dzień, upokorzony, z policzkami czerwonymi ze wstydu i mokrymi od łez, z pochyloną głową, żeby nie widzieć twarzy przyglądających mu się ludzi i innych dzieci.
Szybko nauczył się całkowitego podporządkowania. Absolutne posłuszeństwo, żadnego okazywania uczuć. I chociaż ojciec odszedł od nich już ponad rok temu, zaraz po rozwodzie, to tak naprawdę mógł odetchnąć tylko wtedy, gdy dwa razy w miesiącu spędzał z nim cały weekend. Mógł w końcu się śmiać i robić, co mu się żywnie podobało.
Tylko że teraz to się skończyło.
Tak samotny nie czuł się nigdy w swoim krótkim życiu. Tak opuszczony, zawiedziony i zdradzony.
Drgnął, gdy kątem oka dostrzegł zbliżającą się postać. Z trudem przełknął ślinę i zapanował nad mimiką twarzy. Patrzył prosto przed siebie, na nieczynną o tej porze roku fontannę, czując, jak rozpacz falami przetacza się przez jego maleńkie ciało. Zrozumiał, że od teraz nie będzie nikogo, na kim mógłby polegać, do kogo mógłby się przytulić, przy kim mógłby mówić z pełną buzią i śmiać się zupełnie bez powodu. Przy kim mógłby być po prostu ośmioletnim, spragnionym miłości chłopcem.
Dziecięce serduszko ścisnęło się z żalu za ojcem, który był dla niego jedyną ucieczką od koszmaru, chociaż nigdy mu się nie skarżył, nigdy przy nim nie narzekał. Bał się, że gdyby ona się o tym dowiedziała, zabroniłaby mu tych krótkich spotkań dających wytchnienie.
Teraz nie miał już nikogo, kto byłby dla niego oparciem. Ani jednej osoby na tym wielkim, przerażającym świecie.
Został sam i samotnie miał kroczyć przez resztę życia.
Bez uczuć, bez miłości, bez litości, bo właśnie tego nauczyła go matka.
Pomieszczenie wypełniał aromat czekolady, który splatał się z wonią wanilii i przyjemnie drażniącym nozdrza zapachem świeżego ciasta. Przy kuchennym stole siedziała kobieta. Gdyby niebo zdecydowało się kiedyś zesłać na ziemię swojego przedstawiciela, to z pewnością byłaby idealną kandydatką, pomimo czarnych niczym skrzydła kruka włosów, którym daleko było do anielskich splotów. Siedziała i trzymała w dłoni białą, nieco przybrudzoną kopertę, z zagniecionym prawym rogiem i odrobinę krzywo naklejonym znaczkiem. Na froncie wyraźnymi literami napisano jej imię i nazwisko, lecz zamiast danych nadawcy widniało kompletnie nieznane logo i nazwa firmy. Mimo że podejrzewała, co znajdzie w środku, nie wydawała się przestraszona, raczej odrobinę zaciekawiona, nawet poirytowana. Nikt nie lubi korespondencji od nieznanego nadawcy.
Zrezygnowana westchnęła i rozerwała kopertę, nawet nieszczególnie przejmując się uszkodzeniem zawartości. Była nią pojedyncza kartka, zapisana drukiem, z zamaszystym podpisem u dołu, z oficjalnym logo kancelarii adwokackiej. Przebiegła wzrokiem te kilka wersów, uważnie przyjrzała się dacie, a później podparła podbródek dłońmi. Zadumana patrzyła w bezruchu na znajomy widok za oknem, skrawek błękitnego nieba, czerwone kwiaty begonii rosnące w doniczce umocowanej na zewnętrznym parapecie, brązowe dachy sąsiednich kamienic. Zastanawiała się nad przeczytaną treścią. Niby nie powinna budzić niepokoju, a jednak… Otrząsnęła się i ponownie zerknęła na leżący list, którego biel wyraźnie odcinała się od zniszczonej powierzchni drewnianego stołu. Adwokat o nieznanym, lecz dość egzotycznie brzmiącym nazwisku, zawiadamiał, że dotychczasowa właścicielka zrzeknie się prawa własności do kamienicy na rzecz swojego siostrzeńca. Tej kamienicy, w której na ostatnim piętrze mieściło się małe mieszkanko, a na parterze niewielka piekarnia, którą Agnieszka przejęła po dziadku. Dotychczasowa właścicielka, pani Anna, na stałe mieszkała za granicą. Nigdy nie miała okazji jej spotkać, ale była wyrozumiałym człowiekiem, a czynsze w kamienicy nie wzrastały tak jak gdzie indziej i nie osiągały horrendalnych, wygórowanych sum. Zmiana była więc niepokojąca. Zapowiadała coś zupełnie nowego, nieznanego.
Zaterkotał leżący na stole telefon. Agnieszka zerknęła na ekran i pomyślała, że to chyba telepatia.
– Cześć, Basiu – powiedziała po odebraniu.
– Cześć, kochanie. Wpadniesz dziś do mnie na kawkę? Wiem, że pysznym ciachem cię nie skuszę, bo najlepsze, jakie jadłam, wypiekasz ty, ale może porcją ploteczek?
– Właśnie przed chwilą pomyślałam, że potrzebuję twojego towarzystwa. Dostałam dziwny list.
– Od wielbiciela? – zainteresowała się Basia. – Czas najwyższy!
– Nie. Od adwokata. Uważam, że to nie jest rozmowa na telefon. Będę za kwadrans, zgoda?
– Za pół godziny. Miałam długą noc, przed chwilą dopiero wstałam.
– Dobrze, za pół godziny.
Basia była jej najlepszą przyjaciółką aż do zakończenia szkoły podstawowej. Później na bardzo długi czas ich drogi się rozeszły. Spotkała ją przypadkiem w sklepie. Ucałowały się i postanowiły umówić się na kawę. Podczas tego spotkania wyszło na jaw, że Baśka jest mamą dwóch uroczych szkrabów. Na dodatek samotną. Radziła sobie wyjątkowo dobrze, choć Agnieszka pamiętała, że nie pochodziła ze zbyt zamożnej rodziny. Tymczasem mieszkała w luksusowym budynku, jeździła całkiem niezłym samochodem, nosiła markowe ciuchy. I pracowała jako kelnerka. Przez pewien czas Agnieszka podejrzewała, że być może dostaje wysokie alimenty. Potem, że ma bogatego kochanka.
I wreszcie pewnego dnia po prostu zapytała. Choć trzeba przyznać, że było to na suto zakrapianym wieczorze urodzinowym. Zupełnie trzeźwa nie zdołałaby tego zrobić. Basia natychmiast spoważniała, a następnie głęboko odetchnęła i wyjawiła szokującą prawdę. Kilka wieczorów w miesiącu pracowała jako dziewczyna do towarzystwa. Biznesowe spotkania, podróże po świecie, czasami seks. Ostatnie słowa powiedziała prawie szeptem, bo bała się reakcji przyjaciółki, ale ta tylko smutno się uśmiechnęła. Nie umiała potępiać, bo sama nie była w tak trudnej sytuacji – z dwojgiem dzieci, bez konkretnego wykształcenia, tylko po liceum, bez męża czy partnera i z rodziną, która na pewno nie zadawała sobie trudu, by ją wspomóc. Nie krytykowała, nie pogardzała, za to zaoferowała pomoc przy maluchach, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Przyniosłam babeczki, które uwielbiacie – powiedziała na powitanie i podała przyjaciółce duże, płaskie pudło. – Z białą czekoladą i borówkami.
– Po cichu liczyłam na jakieś słodkości – westchnęła Basia, wysoka, zgrabna blondynka, aktualnie mocno rozczochrana i ubrana jedynie w kusy szlafroczek. – Chłopcy są u opiekunki, wrócą dopiero za godzinę.
– Nie zjedz wszystkich.
Agnieszka się uśmiechnęła, wchodząc do kuchni. Bez pytania wzięła kubek, a potem pstryknęła włącznikiem ekspresu. Od dawna nie była gościem w tym domu, a niemalże jego mieszkańcem. Basia była dla niej siostrą, której nigdy nie miała.
– Dwanaście sztuk? Żartujesz?
– Łatwo wchodzą.
– Aż za łatwo – mruknęła Baśka z pełnymi ustami, dobrawszy się do zawartości pudła. – To co to za list?
– Od adwokata będącego pełnomocnikiem obecnej właścicielki kamienicy, w której mieszkam.
– Oho, coś złego, prawda?
– Właśnie, że nie wiem – strapiła się Agnieszka i oparła się o lodówkę. – Jest w nim wiadomość, że kamienica wkrótce zmieni właściciela. Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle nas o tym informują, bo chyba nie tylko ja dostałam taką wiadomość. Spotkałam po drodze do ciebie panią Wiśniewską i ona również jest zaniepokojona.
– Pokaż.
Podała przyjaciółce list. Ta przeczytała go ze zmarszczonymi brwiami, potem przełknęła ostatni kęs babeczki i odezwała się zamyślona:
– Tak, to dość dziwna informacja, też nie dostrzegam powodu. Ale… Rafał Jarzębski? Gdzie ja słyszałam to nazwisko?
– Na pewno nie ode mnie.
– Czekaj, czekaj… Wiem! – Aż podskoczyła na krześle. – Już wiem! Wczoraj, od mojego towarzysza.
Agnieszka zdumiona uniosła brwi. Nigdy nie wypytywała o szczegóły tej „pracy”, ale Baśka czasami sama potrafiła wiele zdradzić.
– Był zachwycony i za wszelką cenę chciał mnie umówić ze swoim partnerem biznesowym, który w tym tygodniu przylatuje do Polski. Wymienił dokładnie to imię i nazwisko. Powiedział, że przyda mu się towarzystwo pięknej kobiety na rozluźnienie. Tylko że ja nie mogę, przecież wyprawiam chłopcom urodziny, a w niedzielę z samego rana jedziemy na obiecaną wycieczkę.
– Sądzisz, że pojawi się w kamienicy?
– Raczej nie. Tacy jak on załatwiają większość spraw za pośrednictwem prawników i innych. Boisz się czegoś, prawda?
– Boję się eksmisji. Obie wiemy, że ta kamienica to łakomy kąsek. Dopóki właścicielką była pani Anna, lokatorzy nie musieli się niczego obawiać, bo nawet czynsze były niskie. Teraz czuję niepokój, bo dlaczego nas o tym informują? Może to wcale nie jest informacja, a zakamuflowana groźba, że mamy pakować walizki?
– Przesadzasz – odpowiedziała Basia, patrząc na nią niepewnie. – Może tego wymaga prawo i dlatego poinformowali każdego z lokatorów?
– Nie byłabym tego taka pewna – mruknęła Agnieszka.
Gdzieś tam zamajaczyło dziwne wspomnienie pewnej rozmowy, wspomnienie plotki o siostrzeńcu pani Anny. Nie potrafiła przypomnieć sobie szczegółów, pamiętała tylko swoje uczucia – obawę i niechęć.
– Tak sobie myślę… – rozpoczęła zadumana przyjaciółka. – Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Nic nie mów, zanim ja nie skończę.
– Zaczynam się bać.
– Nie ma czego. Po prostu pomyślałam, że ty zajęłabyś moje miejsce w przyszły weekend.
– Co? – Agnieszka oniemiała. Tego się nie spodziewała, chociaż Baśka miała sporo szalonych pomysłów.
– Facet potrzebuje towarzystwa na biznesową kolację lub przyjęcie, nie pamiętam szczegółów. Nie wie, kim jesteś, a będą rozmawiać o interesach. Na luzie, co prawda, ale może się czegoś dowiesz?
– Oszalałaś!
– Aguś, to nic takiego. Masz pięknie wyglądać, o co w twoim przypadku nietrudno, elegancko się zachowywać, zapewnić mu odrobinę rozrywki. Żadnych intymnych kontaktów, jeśli sobie tego nie życzysz. Przyjedzie po ciebie, zjecie kolację, wypijecie kilka drinków, na koniec odwiezie cię do domu. To wszystko, a możesz się dowiedzieć wielu bezcennych rzeczy.
– Pytanie, co mi da ta wiedza.
– Może dużo, może nic. Warto zaryzykować.
– Sama nie wiem…
Agnieszka wyraźnie się zawahała. Z jednej strony była pewna, że nie powinna się zgadzać, z drugiej pojawiła się chęć zaspokojenia ciekawości, jak to jest zastąpić przyjaciółkę w takiej roli. Poczuła dreszczyk ekscytacji, bo dotąd jej życie było ustabilizowane i przewidywalne. Gdyby się zgodziła, to mogłaby w końcu przeżyć coś szalonego. Zamiast układać w wyobraźni nieprawdopodobne historie, które później spisywała na kartkach notatnika, mogłaby doświadczyć czegoś prawdziwego.
– Nie będę nalegać, ty decydujesz. Powiedz tylko słowo, a wszystko zorganizuję.
Upiła łyk kawy, wciąż zamyślona, wciąż niepewna. Nieznane wabiło, zakazany owoc kusił, a przy tym Baśka wyraźnie zaznaczyła, że niczym nie ryzykowała. Ten mężczyzna pewnie nawet nigdy się nie dowie, kim naprawdę ona jest.
– Czy to jest trudne? – zadała w końcu nurtujące ją pytanie. – Albo inaczej, czy byłoby trudne dla mnie?
– Jesteś piękna, choć za mało wykorzystujesz swoją urodę. Mężczyźni powinni ustawiać się do ciebie w kolejce, a tymczasem nie masz żadnego.
– O tym już rozmawiałyśmy. Nie tego w życiu szukam.
– Poklasku? Czasem przydaje się podziw innych, mile łechcący nasze ego. A wracając do tematu, nie, to nie będzie trudne. Masz być niczym gejsza, o ile wiesz, co mam na myśli.
– Chyba tak. Jeden wieczór, kilka godzin. Ale… na pewno bez seksu?
– Zuch dziewczyna! Na pewno, bo to ty ustalasz granice. – Basia wstała i sięgnęła po telefon. – Dzwonię. Później nie będzie odwrotu, czyli zwykłym bólem głowy się nie wyłgasz, więc decyduj.
– Dzwoń!
Przysłuchiwała się rozmowie toczonej przez przyjaciółkę, jednocześnie zastanawiając się, w co tak naprawdę się wpakowała. A jednak ta propozycja kusiła tajemnicą, wabiła nowością, bo była też obietnicą kilku chwil innego życia. Agnieszka uśmiechnęła się do swoich myśli. W wyobraźni widziała siebie piękną i ponętną na tym bankiecie czy przyjęciu, na który miał ją zabrać nieznajomy. Widziała, jak prowadzi interesującą konwersację, jak wymienia błyskotliwe uwagi, jak uwodzi… Nawet jeśli nie dowie się niczego o planach nowego właściciela względem kamienicy, to przynajmniej oderwie się od szarej rzeczywistości. Będzie miała co wspominać.
Ani przez moment nie pomyślała, że z pozoru banalna decyzja całkowicie odmieni jej życie. Zresztą skąd mogła to wiedzieć?
Cały piątek spędziły na przygotowaniach. Basia zaciągnęła ją do kosmetyczki, umówiła do fryzjera na sobotnie popołudnie i uparła się, by asystować przy zakupach.
– Nie przyniesiesz wstydu ani samej sobie, ani mnie – argumentowała stanowczym tonem. – Pożyczyłabym ci którąś z moich sukienek, ale nie mieścisz się w cyckach. Za duże urosły.
– Bez przesady.
– Wcale nie przesadzam. No! – powiedziała zadowolona i zaprezentowała wyszukaną przez siebie suknię. – Ta będzie idealna, przymierz.
Agnieszka z zainteresowaniem przyjrzała się małej czarnej. Była bez rękawów, krótka, może nawet zbyt krótka, a może po prostu tak jej się wydawało. Zbyt mocno przyzwyczaiła się do spodni. Miała głęboki dekolt, niemalże na granicy przyzwoitości. Uszyto ją z miłej, niezwykle delikatnej tkaniny. No i po założeniu jej od razu wiedziała, że to strzał w dziesiątkę. Skromna, a jednocześnie wyzywająca.
„Jak taki niepozorny kawałek materiału może zmienić człowieka?” – pomyślała, z zadowoleniem przeglądając się w lustrze.
W sobotę uparta Baśka wpadła na chwilę, by zobaczyć rezultaty działań fryzjera.
– Idealnie! – zachwycała się.
Agnieszka miała misternie ułożone włosy, jedynie kilka kosmyków wymykało się jakby przypadkowo na wolność, tworząc wrażenie zamierzonego nieładu. Do tego kupiona sukienka, zgrabne szpileczki, stonowany makijaż i ciemnoczerwona szminka.
– Tu masz klucze do mojego mieszkania. My wyjeżdżamy około drugiej, będziesz miała spokój. Skombinowałam parę fajnych filmów na DVD, żebyś się nie nudziła.
– Dziękuję.
– Piękna jesteś! – pochwaliła przyjaciółka.
Agnieszka nieufnie przeglądała się w lustrze. Nie mogła jednak zaprzeczyć, bo Baśka miała co do tego rację. Była dość wysoka, smukła. Jej figura miała idealne proporcje. Czarne włosy kontrastowały z jasną cerą, nawet zbyt jasną. Uwagę zwracały ogromne błękitne oczy, w oprawie ciemnych, długich rzęs, i usta o tak wyrazistym, kuszącym kształcie, że w zasadzie grzechem byłoby ich nie pocałować. Tak przynajmniej myślało wielu mężczyzn, których spotkała na swojej drodze. Tylko Basia wiedziała, jak poważnie jej przyjaciółka podchodzi do każdej znajomości, do każdego związku. Na tyle poważnie, że od roku była sama.
– Obym tylko nie uciekła z miejsca spotkania – odparła z westchnieniem Agnieszka.
– Przestań, marudo, nie uciekniesz. Nie brakuje ci odwagi, po prostu czasami bywasz zbyt nudna i zasadnicza. O, właśnie, brakuje ci szaleństwa!
– Przydałaby się biżuteria. Co myślisz o tych diamentowych kolczykach po babci?
– Zbyt staromodne, nie pasują do całości.
– Nie mam nic innego, co by się nadawało, więc chyba zrezygnujemy.
– Mogę coś przynieść.
– Nie. – Agnieszka pokręciła głową. – Niech tak zostanie. I jak? Zdałam sprawdzian?
– Na sto procent. – Basia wstała i sięgnęła po torebkę. – Pamiętaj, że możesz dzwonić do mnie w każdym momencie. Zwłaszcza gdybyś miała kłopoty.
– Szkoda, że nie mogę być na urodzinach chłopców.
– Wpadniesz jutro, złożysz im życzenia, a mnie wszystko opowiesz.
– O ile będę miała co.
– Wierz mi, będziesz miała.
Agnieszka wolała nie dochodzić, co przyjaciółka miała na myśli. Zdjęła sukienkę i spojrzała na zegarek. Po drugiej pojedzie do mieszkania Basi. Nie mogła przecież umówić się pod kamienicą z przyszłym właścicielem tego budynku. O siódmej zejdzie na dół, a tam będzie czekał klient. W zamyśleniu powiodła dłońmi po półnagim ciele. Czy będzie się prezentować wystarczająco dobrze? Nie brakowałojej pewności siebie, ale to miało być całkiem inne towarzystwo. Wybredniejsze, rozpieszczone bogactwem. Piękne kobiety, przystojni mężczyźni, widoki jak z filmu o elitach i gwiazdach.
Uśmiechnęła się. Wiedziała, że powinna się czymś zająć, inaczej stchórzy i nie zejdzie na dół, kiedy przyjdzie pora. A co może być ciekawszego oraz bardziej relaksującego od oglądania romantycznych komedii, które przygotowała Basia? Szybko włożyła dżinsy, narzuciła na siebie sportową bluzę i z bagażem udała się do mieszkania przyjaciółki.
Niczego jednak nie obejrzała. Usiadła przy stole z kubkiem herbaty i rozmyślała o dzisiejszym wieczorze. Naprawdę zdecydowała się na coś takiego? Owszem, niczym nie ryzykowała, ale mimo wszystko gdzieś tam w zakamarkach umysłu pojawił się strach. Czy naprawdę informacje o dalszych losach kamienicy były aż tak ważne? Jeśli nowy właściciel będzie chciał ją eksmitować, nic nie poradzi. Po prostu spakuje walizki i znajdzie nowe mieszkanie, kto wie, może nawet lepsze od poprzedniego.
Czyli jednak powód był inny. Chciała zaryzykować, pragnęła przeżyć coś nowego, ekscytującego. Nigdy nie zazdrościła Basi takiej pracy, ale mimo wszystko pojawiła się chęć, aby spróbować wcielić się w jej rolę.
Ciekawe, jaki będzie ten mężczyzna. Przystojny czy wręcz przeciwnie, wzbudzi w niej niechęć? Na pewno bogaty, ale to niewiele mówiło. Chociaż… Bogactwo zazwyczaj chodziło w parze z pewnością siebie i egoizmem. Zresztą, czy to ważne? Przecież i tak spotkają się tylko ten jeden raz.
Za oknem zatrąbił samochód. Wyrwana z zamyślenia Agnieszka drgnęła, po czym spojrzała na zegar. Czas zacząć przygotowania.
Poprawiła makijaż i fryzurę, włożyła sukienkę i wygładziła każde, nawet najmniej widoczne zagniecenie materiału. Przygotowała sobie kolejną herbatę, ale nie zdążyła jej wypić, bo w końcu wybiła dziewiętnasta. Pora na wielkie show. Rozejrzała się z zadumą i wyszła z mieszkania. Klucze niedbale wrzuciła do torebki. Pokonanie dwóch pięter w dół zajęło jej wyjątkowo dużo czasu. W końcu dotarła do bramy głównej. Teraz zostało tylko kilka stopni na zewnątrz.
Powoli zeszła po schodach, czując, jak jej serce bije w oszałamiającym tempie. Głęboko odetchnęła, po czym ruszyła w kierunku ciemnego, błyszczącego auta. Co tu dużo ukrywać – właśnie zrozumiała, jak cholernie bała się tego spotkania. Dopiero teraz to do niej dotarło, dopiero w tej chwili pojawił się strach. Nie tylko z powodu roli, jaką miała odegrać, ale również z powodu mężczyzny, który właśnie odwrócił się w jej kierunku.
Był wysoki i doskonale zbudowany. Cerę miał smagłą, o oliwkowym odcieniu, twarz szczupłą, pociągłą, o surowo zaciśniętych wąskich ustach. Jego pierwotny urok podkreślały jeszcze wyraziście zarysowane kości policzkowe i ciemne, prawie czarne oczy. Grafitowy garnitur leżał na nim niczym druga skóra. Pod marynarką dostrzegła koszulę w podobnym odcieniu i tylko fiołkowy krawat stanowił jedyną barwną plamę wśród tych szarości.
Nie, nikogo takiego nie spodziewała się ujrzeć.
Najpierw zaskoczyło ją, że ktoś taki potrzebował płatnego towarzystwa, a potem spojrzała mu prosto w oczy i odruchowo się cofnęła. Panika zalała jej umysł niczym wzburzona fala podczas przypływu i mało brakowało, a najzwyczajniej w świecie by uciekła. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak dziwną mieszanką lodowatej pogardy, pewności siebie i tłumionej złości. Wydawał się opanowany i zimny, ale miała wrażenie, że to tylko pozory. Że wewnątrz drzemie nieokiełznana bestia, przyczajona do skoku, gotowa do ataku.
– Ty jesteś Samanta?
Głos miał niski, o głębokiej barwie budzącej w jej ciele dziwne wibracje.
– Nie – wyjąkała.
Kurczowo zacisnęła dłonie, próbując się opanować. Przecież nie może się zblamować z powodu irracjonalnego strachu.
– Nie?
Uniósł brwi, choć wcale nie wyglądał na zdumionego. Mierzył ją przy tym ostrym, przeszywającym spojrzeniem. Jego wzrok nie wyrażał jednak absolutnie żadnej aprobaty, żadnego zachwytu. Jakby nie stała przed nim piękna, seksowna i powabna kobieta.
– Tak.
– Sądzę, że zadałem proste pytanie.
– Samanta trafiła do szpitala. Mam ją zastąpić – odpowiedziała drżącym głosem, czując, jak rumieniec wypełza na jej policzki. – Jestem Agnieszka.
Zapomniała, że nie powinna przedstawiać się swoim prawdziwym imieniem. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, ale nadal stał nieruchomo i jedynie mierzył ją wzrokiem.
– Nie zamawiałem żadnej Agnieszki. Miała być Samanta.
Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Wpatrywała się w niego ogromnymi, przestraszonymi oczami, nie mogąc odnaleźć potrzebnych słów.
– Masz doświadczenie? – spytał w końcu.
– Tak.
– Gówno prawda! Z takimi oczami pasowałabyś raczej do roli dziewicy rzuconej na żer krwawej bestii – warknął i zrobił krok do przodu.
Nie ośmieliła się powiedzieć, że nawet podobnie się czuje. Mężczyzna wyciągnął dłoń, ścisnął jej podbródek i zmusił ją, by spojrzała mu prosto w oczy. Przy tak niewielkiej odległości, która ich dzieliła, okazało się to krępujące.
– Doskonale udajesz. W końcu Gerard wiedział, że takie lubię – mruknął, patrząc badawczo.
„W co ta Baśka mnie wplątała? W co ja sama się wplątałam?” – pomyślała w panice Agnieszka. – „Na pierwszy rzut oka widać, że ten człowiek to bezwzględny egoista. Jeśli pani Anna zrealizuje swój plan i zrzeknie się praw do kamienicy na jego rzecz, to lokatorzy już mogą pakować walizki”.
– Dobrze, wsiądź do samochodu.
Puścił ją i niedbałym gestem otworzył drzwi po stronie pasażera. Zawahała się. Jeszcze mogła zrezygnować, uciec bez zbędnego tłumaczenia, ale wtedy cała sprawa odbiłaby się niekorzystnie na przyjaciółce, a Basia potrzebowała dodatkowego zajęcia. Zresztą jadą w publiczne miejsce, przecież nie zrobi jej krzywdy, gdy dookoła będzie pełno obcych ludzi.
Wsiadła bez słowa, a on zatrzasnął za nią drzwi i sam zajął miejsce kierowcy. Ruszyli ostrym zrywem. Prowadził płynnie ze wzrokiem wbitym w drogę – milczący, wyniosły i ponury. Panująca między nimi cisza była niezręczna, ale Agnieszka nie miała odwagi się odezwać.
Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Chciała być czarująca, odrobinę uwodzicielska, elokwentna. Miała skłonić go do rozmowy, sprawić, aby się rozluźnił, aby patrzył na nią z podziwem. Tymczasem siedziała nieruchomo, spięta, przerażona i milcząca.
– Dojechaliśmy – odezwał się nieoczekiwanie.
Skinęła głową, bo przecież nie spodziewał się odpowiedzi. Zgrabnie zaparkował i dopiero wtedy na nią spojrzał, a ona skuliła się pod wpływem tego przeszywającego spojrzenia.
– Miałem pojawić się w towarzystwie atrakcyjnej, niegłupiej dziewczyny, z którą przyjemnie spędzę czas i której wszyscy będą mi zazdrościć. Jeśli jednak będziesz patrzyła na mnie takim przerażonym wzrokiem, nic z tego nie wyjdzie. A tego bym nie chciał – dodał z doskonale wyczuwalną groźbą. – Kiedy chcę seksu, idę do burdelu, więc osaczone niewiniątko możesz grać wtedy, gdy zostaniemy sami.
– Zrozumiałam – odrzekła krótko, modląc się w duchu, by przypadkiem nie mieli okazji zostać sami.
Kiedy wysiedli, objął ją ramieniem. Zadrżała. Było w tym geście tyle zdecydowania i pewności siebie, a jednocześnie paraliżującego chłodu. Nie spojrzał jej w oczy, nie uśmiechnął się, nie powiedział komplementu. Tego się nie spodziewała. Nigdy wcześniej nie spotkała mężczyzny, który w tak doskonały sposób panowałby nad swoimi emocjami, nad każdym gestem, słowem i grymasem twarzy.
Czy był przystojny? Chyba tak, choć nie umiała teraz tego określić. Na pewno fascynujący. Nie, inaczej. Fascynująco niebezpieczny i w pewien sposób przerażający.
Kiedy weszli do środka, na chwilę zapomniała o wszystkich obawach. Oszołomił ją przepych wnętrza, blask świec odbijający się w lustrach o bogatych, złoconych ramach. Zafascynował ją stukot obcasów jej butów na gładkiej i lśniącej powierzchni parkietu. Takie miejsca widywała jedynie w filmach i na fotografiach modnych magazynów. Ludzi, którzy siedzieli przy okrągłych stołach, również. Z jednej strony była zachwycona, z drugiej czuła niepewność, a jej źródłem był ten mężczyzna. Zerknęła na niego ukradkiem. Tym razem się uśmiechał, chociaż był to jedynie wykrzywiający usta grymas, który nie odmienił twarzy i nie dotarł do oczu.
Poprowadził ją do towarzystwa siedzącego przy jednym ze stołów. Dwa wolne miejsca z pewnością czekały na nich. Pozostałe pięć było zajętych. Panowie byli eleganccy, dwóch starszych, jeden młodszy, prawie w jej wieku. Panie zaś, choć wyglądały zjawiskowo, dawno musiały przekroczyć już czterdziestkę. Tak przynajmniej przypuszczała. Były piękne, doskonale zrobione, szałowo ubrane, ale brakowało im świeżości spojrzenia, czegoś ulotnego, co zdradzałoby ich prawdziwy wiek.
– Agnieszka – przedstawił ją i jednocześnie odsunął krzesło, by mogła usiąść.
Uśmiechnęła się zdawkowo, starając się wyglądać na rozluźnioną.
– Nie wiedziałam, Rafale, że masz tak piękną dziewczynę – odezwała się jedna z kobiet i posłała jej ostre spojrzenie.
– Nie było okazji – oznajmił krótko. – Prawda, kochanie?
Przez moment nie zrozumiała, że kierował te słowa do niej. To „kochanie” brzmiało w jego ustach niczym obelga. A może tylko ona wyczuła w nim szyderstwo?
– Nie było – poświadczyła roztargniona. Wtedy poczuła, jak mężczyzna ściska jej nadgarstek, by dać do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu. – Poznaliśmy się całkiem niedawno – dodała, aby naprawić złe wrażenie.
Były zdawkowe uprzejmości, puste słowa układające się w krótkie zdania, chwile ciszy oraz porozumiewawcze spojrzenia. Niewiele zjadła, starała się wypaść jak najlepiej, a przy tym mało mówić i dużo słuchać. Czasami spoglądała na siedzącego obok mężczyznę. On czasami odwzajemniał to spojrzenie. Wtedy mimowolnie drżała. Ten ogień w jego oczach maskowany obojętnością… Czym był? Nie potrafiła tego rozszyfrować.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat kompletnie nieznanej jej pary. Agnieszka spojrzała na Rafała, na jego czysty profil. Przez chwilę podziwiała nienaganne, pełne powściągliwości zachowanie. Czy zawsze taki był? Wydawało się jej, że to gra, sposób na ukrycie swojego prawdziwego ja, ale może nie miała racji. Może to była prawdziwa bestia w ludzkiej skórze, człowiek bezwzględny, bezlitosny, idący po trupach do wyznaczonych sobie celów. A gdyby była jego prawdziwą dziewczyną? Nie taką wynajętą na jeden wieczór, ale kimś więcej. Jak to jest być całowaną przez niego? Uśmiecha się wtedy inaczej? Szczerze, bez tego chłodu, namiętnie, bez dystansu, który stworzył wokół siebie? Mimowolnie dotknęła swoich ust, przesunęła po nich opuszką palca, a wtedy Rafał odwrócił głowę i spojrzał prosto na nią. Twarz miał kamienną, ale oczy… Te oczy mówiły więcej, niż chciałby wyjawić. Była w nich złość, pewność siebie, cynizm i coś jeszcze, czego nie zauważyła wcześniej. Dopiero później zrozumiała, że to było pożądanie.
Basia zapewniała ją, że nie musi się zgadzać na żadne kontakty fizyczne. Usługa obejmowała jedynie towarzystwo podczas przyjęcia. Lecz ten mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto prosi. On żądał. A jeśli zażąda od niej więcej, niż planowała mu dać? Jeśli zażąda seksu? Czy przyjmie odpowiedź odmowną? Wygląda raczej na takiego, co użyje wszelkich środków, by zdobyć to, czego pragnie.
– Przepraszam, nie dosłyszałam, o co pan pytał. – Agnieszka ocknęła się z zadumy, zarumieniona z powodu tego, o czym rozmyślała.
– Jest pani urocza z tym rumieńcem zakłopotania na twarzy. Nie dziwię się Rafałowi, że posyła nam ponure, pełne zazdrości spojrzenia – powiedział jeden z mężczyzn rozbawionym tonem.
– Posyła? – powtórzyła Agnieszka niczym echo. Nie, ona tak by tego nie nazwała.
– Zatańczysz? – spytał Rafał, wstając od stołu.
W zasadzie to nie było pytanie, więc nawet nie pomyślała o sprzeciwie. Wstała i z gracją podążyła na parkiet, mając świadomość, że mężczyzna idzie tuż za nią. A gdy znaleźli się na środku, pośród innych par, objął ją i odwrócił twarzą ku sobie.
– Doskonale – pochwalił. – Poprawiłaś się. Momentami nawet ja dałbym się nabrać. Ile bierzesz za całą noc?
– Za co?
Nie od razu zrozumiała, o co spytał. Rozproszyło ją ciepło jego ciała, tak kontrastowe w porównaniu do tego, co widziała w ciemnych oczach.
– Za noc – syknął, z trudem maskując irytację. – I co oferujesz?
– Ja… – Poczuła złość, chociaż miał prawo do takiego pytania. Z drugiej strony Baśka zawsze mówiła, że odbywa się to w bardzo dyskretny sposób. – Nie oferuję nic poza swoim towarzystwem.
– Nie? – Zdumiony uniósł brwi. – To co z ciebie za dziwka?
– Taka, której nie da się kupić. – Hardo uniosła podbródek. – Jeszcze jedno obraźliwe słowo, a do naszego spotkania dodam coś gratis. Poza tym wspominałeś, że jeśli chcesz seksu, to idziesz do burdelu, nieprawdaż?
Zacisnął usta i zmierzył ją nieustępliwym spojrzeniem.
– Ile? – powtórzył.
Obejmujące ją ramię zacisnęło się tak mocno, że poczuła ból.
– Puść! To…
– Ile? – wysyczał wściekle.
Pochylił się nieznacznie, a Agnieszka zadrżała. Tylko kilka centymetrów dzieliło ich twarze i usta. Ciepło jego oddechu owiewało jej policzki, płonące czarne oczy w pewnym sensie ją hipnotyzowały i zmuszały do uległości. Miała rację, że był typem, który bierze to, na co ma ochotę, nie pytając o pozwolenie. Pytał jedynie o cenę, bo przecież wszystko było na sprzedaż, wszystko można było kupić.
– Puść mnie albo zacznę wzywać pomocy – powiedziała ze spokojem i szarpnęła się energicznie dla podkreślenia prawdziwości tych słów.
Rozluźnił uchwyt, ale nie wyglądało na to, aby się poddał. W desperacji pomyślała, że zadzwoni do Basi. Przecież, do diabła, nie zjawiła się tutaj w celach zarobkowych. Zerknęła na zaciętą, gniewną twarz Rafała. Gdyby chociaż raz się uśmiechnął, gdyby przestał zachowywać się jak ostatni skurwiel, to… Czym prędzej pozbyła się tych myśli. Był jak tykająca bomba, na dodatek, co tu dużo ukrywać, niezwykle seksowna bomba. Zimny drań, jakiego chciałaby zdobyć każda kobieta i naiwnie wierzyć, że zmieni go w potulnego baranka.
– Nie jestem na sprzedaż – powtórzyła z uporem.
– Każdy jest.
– To bardzo cyniczne spojrzenie na świat.
– Realistyczne.
Nie zamierzała się wdawać w utarczki słowne. Chciała jedynie przetrwać ten wieczór i zapomnieć. Zapomnieć o nagłej fascynacji, o strachu, o niesmaku, jaki poczuła, gdy zaproponował jej pieniądze. Pierwotny plan zdobycia informacji rozsypał się niczym domek z kart, ale Agnieszkę niewiele to obeszło. Na razie musiała kontynuować niebezpieczną grę, do tego według całkiem innych zasad. Całe szczęście dookoła było tak wielu ludzi, że to liczne towarzystwo zapewniło jej poczucie bezpieczeństwa.
– Słyszałam, że chociaż nie mieszkasz w Polsce, to prowadzisz tu różnego rodzaju interesy – rozpoczęła nowy, neutralny temat.
– Tak.
– Teraz również?
– Tak.
Odpowiadał zdawkowo suchym tonem, jakby znudzony tymi pytaniami. Nie spuszczał jednak z niej wzroku, nie poluzował również uścisku, nie pozwolił na zwiększenie dystansu nawet o centymetr.
– Jakiego rodzaju to interesy?
– Nieruchomości.
Agnieszka zamilkła. Nie miała ochoty na kolejne pytania, chociaż teoretycznie niczym nie ryzykowała, bo prawdopodobieństwo, że Rafał powiąże ją z kamienicą ciotki, było znikome. Zresztą tamta kwestia całkowicie przestała ją interesować.
– Powinniśmy wrócić do stolika – odezwała się cichym głosem.
– Bo?
– Zamierzasz tańczyć cały wieczór?
– Nie, nie tylko tańczyć – odparł drwiąco, ale puścił ją i po dżentelmeńsku podał jej ramię.
Z ulgą zajęła swoje miejsce i drżącą dłonią sięgnęła po kieliszek z wodą. Wolała unikać alkoholu. Rafał odwrócił głowę i wdał się w dyskusję z jednym z panów. Agnieszka postanowiła wykorzystać okazję, przeprosiła towarzystwo i umknęła do damskiej toalety, zabierając ze sobą torebkę. Nie zauważyła jednak czujnego spojrzenia czarnych oczu i tego, że mężczyzna również wstał, po czym podążył w tym samym kierunku, co ona.
Z ulgą usiadła w fotelu, który stał w rogu ekskluzywnego pomieszczenia. Rozejrzała się dookoła z roztargnieniem. Luksus, niewyobrażalny wręcz luksus. Nawet w takim miejscu jak to. Marmurowa umywalka, marmurowe ściany, ogromne lustro, dyskretne oświetlenie. Zaraz jednak o tym zapomniała, bo zaczęła się zastanawiać, jak ma wybrnąć z sytuacji, w której się znalazła.
Czy powinna salwować się ucieczką? Bała się. Bała się, że na kolacji się nie skończy, że nie będzie umiała zdecydowanie zaprotestować, jeśli Rafał…
Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Zmieszana uniosła głowę, nerwowym gestem przygładziła włosy, po czym wstała z zamiarem wyjścia. Sądziła, że po prostu ktoś również chce skorzystać z toalety. Gdy tylko przekręciła zamek, do środka wtargnął Rafał.
– Co robisz? – wyjąkała, cofając się.
Gdy napotkała jego wzrok, ugięły się pod nią kolana. Całe szczęście, że mogła oprzeć się plecami o ścianę. Nie spodziewała się tak nagłego wtargnięcia i to jeszcze w miejscu publicznym. Co chciał osiągnąć? Strach i podniecenie nietypową sytuacją splotły się w jedno, sprawiły, że przez ciało Agnieszki na zmianę przepływały fale zimna i gorąca, a chęci ucieczki towarzyszył obezwładniający paraliż. Wewnętrzny głos kazał jej protestować, krzyczeć, okazać jawny sprzeciw, lecz pomimo tego nawet nie drgnęła, wpatrzona w hipnotyzujące, ciemne oczy mężczyzny.
Rafał nie odpowiedział. Błyskawicznie przekręcił klucz w drzwiach i przycisnął ją do zimnej, marmurowej ściany.
– Nie!
W końcu odważyła się zaprotestować. Pojawiło się przerażenie, bo w tym miejscu byli całkiem sami.
– Tak! Skoro nie chcesz zrobić tego za forsę…
Nie dokończył. Chwycił odpychające go dłonie za nadgarstki, a jego noga brutalnie wdarła się pomiędzy uda dziewczyny i bezceremonialnie je rozszerzyła. Nie miał żadnego problemu z jej przytrzymaniem, a gdy próbowała się uwolnić, jeszcze mocniej ścisnął szczupłe nadgarstki i z jeszcze większą siłą docisnął ją do ściany. Nie przejął się ani sprzeciwem, ani błagalnym spojrzeniem, ani kiełkującą złością.
– Puść mnie, bydlaku! – wysyczała i w akcie desperacji splunęła mu w twarz.
Z pozornym spokojem starł ślinę z policzka, a później ją uderzył. Lekko, naprawdę lekko, jakby chciał ją jedynie po przyjacielsku poklepać po policzku. A może pokazać przedsmak tego, co mógłby tak naprawdę zrobić?
Tym razem poczuła autentyczne przerażenie. Nie dość, że wieczór był zupełnie inny, niż to sobie wyobrażała, to trafiła na prawdziwego szaleńca. To, czego nie dostał dobrowolnie, chciał wziąć po prostu siłą, nie zważając na konsekwencje.
– Zerżnę cię tak, że długo będziesz to wspominać – wyszeptał jej do ucha. – A wiesz, co będzie potem? Zapragniesz więcej. Będziesz o mnie śnić na jawie, błagać o powtórkę. Przyjdziesz po więcej i wtedy to ja podyktuję…
– Oszalałeś!
Desperacko usiłowała się uwolnić. Nie zwróciła uwagi, że w pończochach poszło kilka oczek, a włosy rozsypały się na ramionach. Chciała tylko się uwolnić i uciec, zwłaszcza że jego słowa wywołały nie tylko strach. Wywołały podniecenie.
Wściekła na niego i na siebie samą wiła się w silnym uścisku, osiągając raczej znikome efekty. Rafał był zbyt silny i wyglądało na to, że równie mocno zdesperowany.
– Ja oszalałem? – Okazał nagłe rozbawienie. – Ja?
Tak gwałtownie naparł na jej ciało, że dziewczynie zabrakło tchu.
– Przestań! To boli!
– Boli? Ma boleć! – warknął. – Oboje wiemy, że też tego chcesz. Twoje spojrzenie przeczyło słowom…
– Rafał! – Odważyła się wypowiedzieć jego imię. – Proszę! Naprawdę sprawiasz mi ból!
– Nie szkodzi. Zrozum, księżniczko, że ja zawsze dostaję to, czego chcę, i wtedy, kiedy chcę. Nie czekam, nie proszę. – Czubkiem języka przesunął po jej szyi. – Tylko biorę.
Zaskoczył ją do tego stopnia, że zaprzestała obrony. A więc powodem jego zachowania był opór, który okazała. Gdyby się zgodziła i podała cenę, być może nie doszłoby do tej sytuacji. Tak, podniecał go opór i możliwość jego przełamania.
Gwałt? Podniecał go gwałt?
Szarpnęła się po raz kolejny i udało jej się wyswobodzić jedną rękę. Błyskawicznie odepchnęła twarz Rafała, wbijając się paznokciami w jego policzek. Zabolało, bo zasyczał z wściekłością, ale nie próbował się bronić. Wręcz przeciwnie, równie szybkim ruchem wepchnął dłoń pomiędzy jej uda i na tym nie poprzestał. Agnieszka krzyknęła zaskoczona, czując, jak dwa palce utorowały sobie drogę do jej wnętrza, lecz wcale nie przyniosły rozkoszy, tylko ból. Tym razem próbowała wbić paznokcie w jego oczy, a on, by uniknąć trwałego kalectwa, musiał odsunąć głowę i jednocześnie się wycofać.
– Przestań, skurwielu! Kompletnie ci odbiło?
Tym razem wydostała się z żelaznego uścisku i odskoczyła od niego. Usiłowała się uspokoić i patrzyła w pełną wściekłości, poharataną twarz Rafała. Tym razem się nie poruszył. Zacisnął tylko dłonie w pięści i powtórzył:
– Ile?
Powoli pokręciła głową, po czym spojrzała w lustro i przestraszyła się tego, co tam ujrzała. Czerwone policzki, rozszerzone strachem źrenice, drżące usta, wzburzone włosy i rozmazany makijaż.
– Wracam do domu – oznajmiła chłodno. – Nie musisz mnie odwozić, zadzwonię po taksówkę.
Nie odpowiedział. Zmierzył ją ponurym spojrzeniem, pełnym tłumionej złości.
– Przepuść mnie, chcę wyjść – zażądała, ale on nadal milczał.
Był wściekły. Dlatego że stracił kontrolę nad swoim postępowaniem, a przede wszystkim dlatego, że pokazał jej, jak bardzo mu zależy. Nieważne, że dotyczyło to jedynie seksu. Nienawidził takich sytuacji.
– Doprowadź się do porządku i wróć do stolika! – syknął, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.
Agnieszka nie czekała na więcej. Tym razem to ona błyskawicznie przekręciła klucz, a potem oparła się o umywalkę i z rozpaczą spojrzała w lustro.
– Co to miało być?
Przestała cokolwiek rozumieć. Ten niekontrolowany wybuch przemocy, pokaz czystej, brutalnej żądzy i szybka, niespodziewana kapitulacja. Co to, do cholery, miało znaczyć?
Drżącymi dłońmi poprawiła ubranie, zdjęła dziurawe pończochy i wyrzuciła je do kosza. Z makijażem było trudniej, ale sobie poradziła. Na samym końcu przeczesała włosy palcami i pozwoliła im swobodnie opaść na plecy, bo po wytwornej fryzurze nie został nawet najmniejszy ślad.
Może to dziwne, ale po fascynacji Rafałem również nic nie zostało. Teraz dominującymi uczuciami były strach i obrzydzenie. Najchętniej od razu wróciłaby do domu, ale obawiała się zaszkodzić Basi swoim postępowaniem. Co w takim razie powinna zrobić?
Do oczu napłynęły niechciane łzy. Tyle czasu marzyła o tym wieczorze, wierząc, że przeżyje coś niezwykłego, coś niezapomnianego. Tymczasem ten bydlak prawie ją zgwałcił i potraktował jak przedmiot, który można kupić. Nie usprawiedliwiało go nawet to, że myślał o niej jak o prostytutce.
Z trudem się opanowała. Nie, nie mogła teraz płakać. Musiała wrócić, pożegnać się i wyjść, pilnując, aby jej nie towarzyszył. Wrócić do domu, zamknąć drzwi i zmyć z siebie jego dotyk oraz zapach. Zmyć to upokorzenie, to obrzydliwe uczucie ściskające serce żelazną obręczą i sprawiające, że czuła się tak bezużyteczna, tak tandetna.
Jeszcze raz sprawdziła każdy szczegół wyglądu, a później z duszą na ramieniu opuściła toaletę. Na nieszczęście, kiedy dotarła do stolika, siedział przy nim tylko Rafał. Gdy tylko ją ujrzał, wstał ze spokojem i jak gdyby nigdy nic odsunął krzesło.
– Usiądź – powiedział.
– Chciałabym wrócić do domu.
– Zapłaciłem za cały wieczór.
– Ja… – odchrząknęła, tracąc odwagę.
Po bestii nie pozostał nawet najmniejszy ślad, ale żar w jego oczach wcale nie przygasł. Nie miała pojęcia, że chociaż odzyskał nad sobą panowanie, to nie zmienił planów. Chciał ją mieć.
– Wolę wrócić, zanim na dobre wszystko się zepsuje.
– Ty wolisz? – powtórzył z ironią.
Zanim zdążyła poczuć niepokój, wyraz twarzy Rafała całkowicie się zmienił. Zniknęła tłumiona złość i szaleństwo, a ukazało się na niej coś w rodzaju serdeczności, gdy do ich stolika podeszła wyjątkowo piękna kobieta. Tym razem Agnieszka miała okazję zobaczyć jego drugą twarz, tę, co do której zastanawiała się, czy istnieje. Rafał szarmancko ucałował dłoń nieznajomej i szeroko się uśmiechnął.
– Nie spodziewałam się tak szybkiego spotkania – odezwała się nowo przybyła, również z szerokim uśmiechem. – Miałam jednak nadzieję, że skoro przyleciałeś do Polski, to cię tu znajdę.
– Czasami bywam przewidywalny.
Uśmiechnął się zdawkowo, ale i tak Agnieszka o mało co nie zemdlała, widząc ten uśmiech. Więc jednak potrafił to robić? Niesamowite!
– Nie, akurat zawsze jesteś nieprzewidywalny. A kim jest twoja urocza towarzyszka?
– Ona? Wynająłem ją na ten wieczór.
– Ty i samotność?
Kobietę nie zaskoczyły jego słowa, chociaż twarz Agnieszki przybrała barwę purpury. Co za skurwiel!
– Nie mam czasu na głupoty, łatwiej coś kupić. Zwłaszcza – tym razem jego uśmiech był pełny lekceważenia – gdy niewiele kosztuje.
Agnieszka w żaden sposób nie zareagowała. Być może spodziewał się wybuchu gniewu, awantury, ale ona nie zamierzała pójść mu na rękę. W końcu przecież miał rację. Wynajął ją i to za niewielką kwotę. Uśmiechnęła się zdawkowo i usiadła na powrót przy stole – w towarzystwie mężczyzny, który jeszcze kwadrans temu usiłował ją zgwałcić, a teraz potraktował ją jak śmiecia. Nic nie powiedziała, ani na moment nie wypadła z roli. Nawet wtedy, gdy niespodziewanie się pochylił i delikatnie musnął jej policzek wargami. Jedynie chwilę później uniosła dłoń i starła ślad jego dotyku.
Powoli do niej docierało, kim dla niego była. Co z tego, że na początku ją zafascynował? Zepchnęła tę fascynację gdzieś na obrzeża umysłu i usiłowała o niej zapomnieć, zagłuszyć ją rozsądkiem. Odczekała wystarczającą ilość czasu, a gdy Rafał wraz z nieznajomą udali się na parkiet, wstała i wyszła bez pożegnania. Nie zasługiwał na to. Ani na pożegnanie, ani na jej towarzystwo, ani na zamęt, jaki wywołał w jej sercu i umyśle.
Pozwoliła sobie na płacz, dopiero gdy znalazła się już za drzwiami własnego mieszkania i tak jak stała, weszła pod prysznic, a z góry runęła na nią kaskada wody.