Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przy nim wszystko przestało się liczyć. Był uwodzicielski i seksowny. Był też przyzwyczajony do podziwu oraz posłuszeństwa okazywanych mu na każdym kroku. Był niebezpiecznym gangsterem i właśnie został jej pacjentem.
Jedna decyzja może zmienić całe nasze życie. Niewinnie rzucone spojrzenie, przypadkowy dotyk, zauważony na ulicy mężczyzna albo – jak w przypadku Luizy – niespodziewany pacjent.
To on przywrócił jej radość życia, rozpalił płomień pożądania, otworzył na nowe doznania i jak nikt przedtem, otoczył opieką. To dzięki niemu dowiedziała się kim naprawdę jest. A może jedynie próbowała być taką kobietą, jakiej on pragnął?
Luiza szybko i na własnej skórze przekonała się, że świat nielegalnych interesów, to rzeczywistość, w której nie można ufać nawet najbliższym. Wielkie pieniądze niemal zawsze idą w parze z wielkim rozczarowaniem. Kula przeszywająca jej serce może i nie była prawdziwa, ale powodowała prawdziwy ból. Tą kulą okazał się być on. Leo. Mężczyzna, który miał być tym jedynym i którego kochała do szaleństwa...
J.C. Green serwuje czytelnikom emocjonalny rollercoaster. Historia miłosna i pożądanie przeplatają się z mrocznymi sekretami z przeszłości. Takiego romansu mafijnego, z taką ilością adrenaliny i testosteronu jeszcze nie było! "Ukochany pacjent" to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanek grzesznych książek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 233
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Katarzyna Górska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Beata Kostrzewska
Fotografia na okładce:
© christianbuehner/Unsplash.com
© for the text by J.C. Green
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1649-0
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Czasem jedna chwila, jedna zła lub pochopna decyzja zmienia całe nasze życie. Niewinnie rzucone spojrzenie, przypadkowy dotyk, zauważony na ulicy mężczyzna lub, jak w moim przypadku, niespodziewany pacjent.
Kula przeszywająca moje serce może nie jest prawdziwa, lecz zadaje ból. Tą kulą jest on. Mężczyzna, który przywrócił mi radość życia, wynagrodził gorycz porażki. Mężczyzna, który rozpalił we mnie płomień pożądania, otworzył świat nowych doznań, otoczył opieką i mi pomógł. Dzięki niemu dowiedziałam się, jaka naprawdę jestem. A może tylko próbowałam stać się taką kobietą, jakiej pragnął?
Poznałam też niewyobrażalny ból i smak upokorzenia. Zdradził mnie człowiek, którego kochałam do szaleństwa, o którym myślałam, że jest tym jedynym, że spędzę z nim resztę życia. Jak mogłam się tak pomylić… Odkryłam też jednak w mojej duszy mroczne zakamarki, bo potrafiłam się zemścić. I się tego nie wstydzę.
A teraz sklejam roztrzaskane na kawałki serce. Próbuję się odnaleźć. Zapomnieć. Nauczyć się żyć na nowo.
Chcecie wiedzieć, jak to wszystko się zaczęło?
Teraz wydaje mi się, że szczęście, zwykłe, spokojne szczęście, jest dla mnie ważniejsze niż płomienna, szalona miłość, w której można się zatracić. Bo możemy kochać i być w tej miłości nieszczęśliwi. Werter zakochał się bez pamięci i bez wzajemności w kobiecie starszej od siebie i popełnił samobójstwo. Ukochana Kordiana również była od niego starsza, wyśmiała go, on próbował się zabić, lecz chybił. W literaturze jest mnóstwo takich przypadków, lecz niczego nas one nie uczą. Wciąż się zakochujemy, najczęściej w kimś niewłaściwym, a potem cierpimy.
Gdy byłam dzieckiem, zawsze chodziłam z uśmiechem od ucha do ucha, nawet kiedy coś sobie zrobiłam. Moim światem był ogród przy naszym domu w Komorowie. Znikałam w nim na całe dnie, byłam trochę dzika, ale beztroska. Im jednak robiłam się starsza, tym częściej nadciągały ciemne chmury. Bywały dni, że zamykałam się w pokoju i nie odzywałam do nikogo przez parę dni. W liceum zupełnie się pogubiłam, przestałam się uczyć, wagarowałam, zmieniałam chłopaków, lecz wciąż nie mogłam spotkać tego jedynego właściwego.
Potem jakoś się ogarnęłam, głównie dzięki tacie. Najpierw dawał mi wolność, lecz kiedy wszystko zaczęło się psuć, wkroczył stanowczo, postawił warunki i nakreślił granice. A ja mu uwierzyłam, bo wiedziałam, że jest moim przyjacielem. A matka? Matka odeszła, gdy miałam trzy lata. W ogóle jej nie pamiętam. Tata niewiele mi o niej opowiadał, a ja nie pytałam. Czasem zazdrościłam koleżankom, że mają mamy, jednak to nie spędzało mi snu z powiek.
To dzięki tacie poszłam na studia i już nie miałam czasu się dołować. Medycyna to nie przelewki, miałam jednak dobre oceny, poświęcałam się tylko nauce. No dobrze, byłam kujonką. W ogóle wtedy już nie przypominałam imprezującej i znerwicowanej licealistki. Wreszcie zostałam chirurgiem, zaczęłam pracować w szpitalu w Pruszkowie i kochałam to, co robiłam. Powinnam się z tego cieszyć, być szczęśliwa, lecz czułam pustkę. Zapełnił ją dopiero Gabriel, od ponad roku mój mąż.
Dopóki go nie spotkałam, nie wiedziałam, co to właściwie jest seks. Owszem, bzykałam się z chłopakami, ale było to byle jakie, pospieszne, niechlujne – w kiblu na imprezach, u mnie w pokoju, zanim tata wrócił z pracy… A Gabriel pokazał mi nową mnie, odkryłam własne ciało, uwierzyłam, że jestem piękna, dowiedziałam się, że mogę mówić o swoich pragnieniach.
Gabriel był moim pacjentem.
Miałam dyżur, noc była wyjątkowo spokojna, więc mogłam trochę się przespać. Koło północy przyszła jednak pielęgniarka z izby przyjęć i poprosiła, żebym zeszła na dół. Przemyłam twarz zimną wodą, doprowadziłam się do porządku i zbiegłam na parter. W gabinecie zobaczyłam… księcia z bajki. Nie przesadzam! Miał gęste, brązowe, lekko wijące się włosy, dwudniowy zarost i niebieskie oczy, w których od razu utonęłam. Stałam w drzwiach i wpatrywałam się w niego przez chwilę, musiałam jednak szybko się otrząsnąć, bo mężczyzna miał głęboką ranę na przedramieniu. Widać było, że go boli, on jednak również się we mnie wpatrywał, a nawet spróbował lekko się uśmiechnąć.
– Och, widzę, że anioł do mnie przyleciał – powiedział.
– Niech pan nie przesadza – odrzekłam i chyba lekko się zarumieniłam. – Zobaczmy, co tu mamy… – Założyłam rękawiczki i zaczęłam oglądać ranę. Rzeczywiście była dość głęboka, zadana jakimś ostrym narzędziem. – Gdzie się pan tak urządził? – spytałam, podnosząc na niego wzrok.
– Wie pani, taka praca…
– Jakaż to praca? – zainteresowałam się.
– Jestem policjantem. Takie rzeczy się zdarzają.
– No to trzeba będzie szyć – oznajmiłam. – Ale niczego pan nie poczuje, obiecuję.
– Niech boli, bylebym mógł na panią patrzeć – odrzekł, a pode mną ugięły się nogi.
A potem umówiliśmy się na kawę. Choć właściwie nie mieliśmy ochoty żadnej pić i nawet jej nie zamówiliśmy, bo mieliśmy ochotę wyłącznie na siebie. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że kawiarnia znajdowała się niedaleko kawalerki, którą wynajmował Gabriel. Już w przedpokoju zaczęliśmy zdzierać z siebie ubrania, chciałam go już, natychmiast, całego, lecz on nagle zwolnił. Oderwał się ode mnie i zaczął mi się przyglądać, po czym wziął mnie na ręce, zaniósł na łóżko i zaczął powoli rozbierać. Myślałam, że oszaleję, chciałam jak najszybciej mieć go w sobie, chciałam, żeby to już się stało… Gdy byłam zupełnie naga, a moje ubrania leżały w kątach pokoju, pozwolił, bym i ja go rozebrała. I choć miał potężną erekcję, pieścił mnie czule przez długie minuty. Płonęłam. Wszedł we mnie w ostatniej chwili, kiedy myślałam, że z pożądania stracę przytomność. Orgazm zalał mnie potężną falą, a gardłowy, głęboki jęk Gabriela podniecał mnie i jednocześnie rozczulał. I gdy po wszystkim leżeliśmy spoceni, wpatrując się w siebie z uśmiechem, poczuliśmy, że nie możemy bez siebie żyć.
Chodziliśmy ze sobą przez rok. Kochaliśmy się jak szaleni na materacu w jego kawalerce, a kiedy już poznał mojego tatę, weekendy spędzaliśmy u mnie. A potem postanowiliśmy wziąć ślub, choć ja mogłabym zostać jego żoną już po tamtej pierwszej nocy. Wesele było jak z bajki. W majowy dzień, w naszym ogrodzie w Komorowie.
To dzięki Gabrielowi osiągnęłam pełnię szczęścia. Tak mi się przynajmniej wydawało. Był czuły, troskliwy, niesamowity w łóżku… Lecz nic nie trwa wiecznie. Ból, strach i ogromne poczucie winy to teraz stali goście w moim życiu. Staram się to zmienić, jednak to bardzo trudne. Mam wrażenie, że pewien rozdział został zamknięty na zawsze, że nie uda się wrócić do tego, co było. Za dnia wszystko wydaje się w porządku, jestem uśmiechnięta, nadchodzi jednak noc i straszne wspomnienia wracają.
– Jak się dziś czujesz? – pytam, gdy wychodzę z łazienki umalowana i ubrana w dżinsy oraz białą koszulę.
– Lepiej niż wczoraj, skarbie. A gdy ty jesteś obok, ból znika.
Uśmiecham się, siadam Gabrielowi na kolanach, on unosi moją dłoń do ust i składa na niej pocałunek, a ja się rumienię. Gabriel jest mistrzem czułych gestów. Na początku naszej znajomości peszyłam się, gdy okazywał mi czułość, kupował kwiaty czy podawał śniadanie do łóżka, po jakimś czasie jednak przywykłam i to uwielbiałam, choć wciąż, nie wiem dlaczego, czuję się trochę onieśmielona.
– Muszę już iść do pracy – mówię, lecz on nie chce mnie puścić. Jedną ręką obejmuje mnie w pasie, a drugą zaczyna rozpinać bluzkę… Mam ochotę usiąść na nim okrakiem i kochać się powoli, długo, leniwie… ale zamiast tego całuję go przeciągle i namiętnie, zsuwam się z jego kolan i grożę mu palcem.
– Masz tu na mnie grzecznie czekać!
– Jakbym miał inne wyjście… – mamrocze Gabriel pod nosem.
Nie ma. Bo jest przykuty do wózka i do mnie. Rok temu, niedługo po naszym ślubie, został postrzelony. Kula naruszyła rdzeń kręgowy, wskutek czego mój dzielny policjant jest sparaliżowany od pasa w dół, na szczęście pozostał mężczyzną. Pierwsze miesiące po postrzale były trudne. Załamał się, milczał całymi godzinami, nie chciał ćwiczyć, wpadł w depresję. A ja, dzielna pani chirurg, a nie potrafiłam go wyleczyć, pocieszyć, pomóc, bo też byłam zrozpaczona. Mieliśmy tyle pięknych planów. Dzień w dzień, noc w noc zmagałam się z poczuciem winy, ze świadomością, że to przeze mnie osoba, którą kocham najbardziej na świecie, jest nieszczęśliwa. Kiedyś Gabriel wracał po służbie pełen energii i nim jeszcze przestąpił próg domu, wręczał mi bukiet róż, śmieszny prezent, a czasem tylko piękne, lśniące jabłko. A teraz gasł przytłoczony nieszczęściem. I ja też. Gdybym go wtedy posłuchała… Ach, nieważne. Nie cofniemy czasu.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz