Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
194 osoby interesują się tą książką
Terapeuta, przed którym obnażysz wszystko
Janet jest nieugiętą bizneswoman. Jej życie to pozorne spełnienie marzeń. Za fasadą perfekcji kryją się jednak ciche, samotne wieczory zakrapiane winem i nadmierne poświęcenie pracy. Wszystko to pozwala kobiecie zapomnieć o bolesnej przeszłości.
Szukając ukojenia, Janet zapisuje się na terapię do Williama – niezwykle aroganckiego, ale przenikliwego specjalisty. Dzięki swoim niekonwencjonalnym metodom mężczyzna szybko obnaża problemy pacjentki, a w szczególności jeden, którego ta wstydzi się najbardziej – nie potrafi osiągnąć orgazmu.
Z pomocą terapeuty Janet zanurza się w świat seksu, poznaje swoje ciało i potrzeby. Z pozoru niewinne ćwiczenia na nowo rozbudzają w kobiecie pożądanie. Jego źródło jest jednak tak niewłaściwe, że istnieje tylko jedno bezpieczne miejsce, by o nim mówić.
W końcu sekrety nigdy nie wydostają się przez zamknięte drzwi gabinetu…
– Dużo jeszcze zdołałeś sobie dopowiedzieć, oceniając mnie wyłącznie po wyglądzie? – spytałam oschle.
– Przecież wymieniliśmy parę zdań.(…) Zresztą to nie tylko wygląd, chociaż wyzywający ubiór, makijaż i włosy farbowane na ten rdzawy kolor pogłębiają postać, na jaką się kreujesz. Miałem na myśli raczej twój ton głosu, mowę ciała… Wiele z tego jest wyuczone, już nawet nad tym nie panujesz. Podejrzewam… zajmujesz się negocjacjami?
– Na porządku dziennym.
– Próbujesz sprawić, żebym czuł się niekomfortowo. Podświadomie zaganiasz mnie w róg, żeby mieć kontrolę, i chronisz to, do czego nie chcesz, żebym dotarł. Tylko że ja i tak to zrobię. Od ciebie zależy, jak długo to zajmie.
Nie doceniłam go. Zrozumiałam, że William nie należy do najłatwiejszych przeciwników.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 570
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Scarlett Peacock
Uważny dotyk
Przysięgam, że jeśli ktoś jeszcze raz powstrzyma mnie przed przekręceniem kluczyka w stacyjce, to nie tylko już nigdy tu nie wrócę, ale najpewniej wyjadę do innego stanu.
Dzień był niekończącą się gehenną – do tego stopnia, że poczułam, ile naprawdę mam lat. Chyba dziś przekroczyłam granicę, za którą chętnie wymienia się noc wypełnioną seksem na orzeźwiający prysznic, miękką kanapę i towarzystwo chomika. Szkoda, że mój zdechł dwa miesiące temu.
Zsunęłam szpilki i rzuciłam je na dywanik pasażera.
Gdy wreszcie wydostałam się ze ścisku miasta ginącego w oparach spalin, otworzyłam okno. Z wiatrem we włosach, na tej prostej, godzinnej drodze do domu musiałam wyglądać jak spełnienie amerykańskiego snu. Ja nazwałabym go jednak koszmarem, bo od dwóch tygodni nie miałam nawet czasu na wizytę u mechanika, żeby nabił mi klimatyzację.
Globalne ocieplenie sprawiło, że teraz nie tylko lato w Teksasie zakrawało na koszmar. Dwadzieścia osiem stopni w listopadowy wieczór, jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. Dobrze, że współpracownicy przywykli do mojej zbyt krótkiej spódnicy i zbyt rozpiętej koszuli każdego dnia roku, bo dzięki temu uniknęłam chociaż jednej potencjalnej afery.
Obejrzałam w lusterku znikające na horyzoncie wieżowce i morze świateł, odruchowo się krzywiąc. Nie znoszę Dallas. Myśl, że za dwanaście godzin będę tam z powrotem, przyprawiała mnie o mdłości, ale trzeba opłacić rachunki, a zapas wina sam się nie uzupełni.
Co znowu? – warknęłam, słysząc dźwięk telefonu, a następnie zerkając na ekran z powiadomieniem. – Niech to szlag.
Zahamowałam gwałtownie i zawróciłam na środku drogi z wiązanką przekleństw na ustach.
Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Cały dzień chodziło mi to po głowie. Nie odwołałam tego durnego spotkania, na które od początku nie zamierzałam przyjść. Co mnie w ogóle podkusiło, żeby się umówić?
Trzeba było odpisać wczoraj, przecież dał mi ku temu sposobność. Czekałam na tę wizytę od miesięcy. Pewnie dlatego kiedy okazało się, że wypadło mu coś pilnego, nie odwołał sesji, tylko przesunął mnie do zaufanego, bardzo dobrego specjalisty, jak to ujął.
Tylko że ja nie chciałam nikogo innego. Jego sprawdziłam, na niego się zdecydowałam. Przygotowałam nawet to głupie zadanie, o które prosił.
Nienawidzę, gdy ludzie stawiają mnie przed faktem dokonanym, a mimo to się zgodziłam. Przez przypadek. Po prostu załatwiałam kilka spraw z różnymi osobami naraz i odpisałam w złym okienku. Nie wypadało zmieniać zdania po pięciu minutach, więc odłożyłam to na następny dzień. No i zapomniałam.
Jeszcze się pewnie spóźnię, pomyślałam, zawracając do miasta. Świetny start.
Zanim wyszłam z samochodu, ponownie upięłam włosy i przeciągnęłam usta czerwoną szminką. Dodatkowa minuta już nikogo nie zbawi. Poza tym naprawdę jej potrzebowałam. Po całym dniu stopy napuchły mi tak, że nie potrafiłam włożyć ich z powrotem do butów. Gdy się w końcu udało, przywdziałam uśmiech, mimo że w oczach stanęły łzy.
Klinika sprawiała wrażenie niepozornej, dopóki nie weszło się do nowoczesnego wnętrza urządzonego w dobrym guście. Ponoć dwie rzeczy stawiano tu na piedestale – dyskrecję i brak konwenansów, cokolwiek to znaczy. Opinie na temat tego miejsca były skrajnie różne; od przesadnego zachwytu po gniew i oburzenie.
Miałam gdzieś, czy psychoterapeuta, do którego zostałam przydzielona, posiada dyplom, a do tego kilka skończonych kursów. Już takiego przerobiłam i zniechęcił mnie na parę lat. Chciałam jedynie, żeby tym razem specjalista okazał się skuteczny.
Osiągnęłam poziom desperacji, gdzie przystałabym na odprawianie rytuałów z udziałem martwych kogutów i cielęcej krwi, gdybym tylko zauważyła efekty.
Poczułam się zbita z pantałyku, kiedy weszłam do gabinetu i nie dostrzegłam nic odbiegającego od normy. Lekkie rozczarowanie, ale przynajmniej nie było tu kozetki, a mój zaufany, bardzo dobry specjalista… Cóż, jak by to ująć? Jeśli mi nie pomoże, to chociaż na najbliższą godzinę zaspokoi mój zmysł estetyki.
Był tym typem mężczyzny, którego mimowolnie wyłapuje się wzrokiem na zatłoczonej ulicy, a później wspomnienie o nim powraca w najmniej odpowiednich momentach. W łóżku, pod prysznicem, po jednym drinku za dużo albo na nudnym spotkaniu. Tacy faceci zazwyczaj odznaczali się paskudnym charakterem, ale przecież nie za to ich doceniamy.
Terapeuta natychmiast wstał z oparcia kanapy, chyba chcąc zachować profesjonalizm. Zupełnie jakbym zakłopotała go swoją obecnością.
Jestem pewna, że zwątpił w mój przyjazd i myślał, ile wypada mu czekać, nim się ze mną skontaktuje, bo szybko schował telefon do kieszeni. Niepotrzebnie. Oboje mieliśmy lepsze plany na wieczór niż własne towarzystwo. Nie było sensu tego ukrywać.
Gdy mężczyzna stanął naprzeciw, zwróciło moją uwagę, jaki jest wysoki. Prawie zahaczył o żyrandol, a ja poczułam się przez to jeszcze drobniejsza niż w rzeczywistości. Nawet szpilki nie pomogły nadrobić dzielącego nas dystansu.
Przy terapeucie choć raz zadzierałam głowę dlatego, że musiałam, a nie po to, żeby wprawić kogoś w dyskomfort.
Mężczyzna poprawił mankiety i zapiął jeden z wyżej osadzonych guzików koszuli. Nie wiem, czy to była sugestia, ale nie zamierzałam robić tego samego przynajmniej do czasu, aż nacieszę się klimatyzacją, która tutaj działała bez zarzutu.
Dobry wieczór, pani jest…
Spóźniona, wiem – przerwałam mu nauczona, że lepiej przyznać się do winy, nim ktoś o nią spyta.
Obiecujący początek – stwierdził rozbawiony. – Właściwie chciałem się upewnić, czy to pani jest Janet, ale chyba już znam odpowiedź.
Po prostu Janet. Może i mam problemy, ale starość nie jest jednym z nich – odparłam, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
William – porzucił formalności i czekał, aż pierwsza wysunę dłoń.
Uścisnął ją krótko, zdawkowo. Jak każdy partner biznesowy, z którym miałam do czynienia. Terapeuta szybko pojął, w jakim środowisku obracam się na co dzień, ale też nie miał zbyt trudnego zadania.
Usiądź. – Wskazał na jedną z podłużnych kanap oddzielonych od siebie niskim stolikiem. – Wiem, że już późno, ale nie obejdę się bez kawy. Wypijesz ze mną?
Późno? Nie dla mnie. Czasem piję ostatnią zaraz przed snem. Kofeina już dawno przestała na mnie działać.
Cóż, pewnie nie powinienem tego pochwalać, ale to jedno z uzależnień, których ja też nie mogę się wyzbyć.
Polubiłam jego szczerość. Mimo że byłam pacjentką, nie dał mi odczuć swojej przewagi. Chyba miał do siebie sporo dystansu.
Jedno z uzależnień? Czyli masz ich więcej? – Uniosłam brew.
William obejrzał się przez ramię i objął mnie wzrokiem. Nie raczył odpowiedzieć, ale posłał mi uśmiech, który tym razem znacząco się różnił. Było w tym geście coś, co sprawiło, że poczułam skrępowanie, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Słucham życzeń – odezwał się mężczyzna, sięgając po filiżanki.
Czarna, mocna, gorzka – wyrecytowałam.
Zastukałam czerwonymi paznokciami o blat. Nie po to tutaj przyszłam, żeby czuć się jak w biurze. Kiedy porozmawiamy o konkretach? Szkoda mi czasu na luźną gadkę. Ludzie, którzy nie przechodzili od razu do sedna, byli najbardziej irytującym sortem.
Czekałam, aż William zajmie miejsce naprzeciw mnie, i obserwowałam jego zwróconą tyłem sylwetkę. Miał naprawdę szerokie barki – tak szerokie, że dopięta koszula opinała się na jego ciele w sposób, który nie mógł być komfortowy. Mimo tego nawet jej nie poprawił.
Terapeuta podał mi kawę i szklankę wody z lodem, a za nimi na stół powędrowała cukiernica, którą przysunął w moim kierunku. Świetnie, czyli wcale mnie nie słuchał. Co za strata czasu.
Mówiłam, że nie słodzę.
William przyglądał mi się niezrażony.
To dla twojego życia, nie dla twojej kawy – uznał, sprawiając, że zastygłam w pół ruchu.
Nie powiedziałam niczego konkretnego, a on już zauważył więcej, niż powinien. Utwierdził mnie w tym wyraz jego twarzy.
Zupełnie jakby skądś mnie znał, choć przecież nigdy się nie spotkaliśmy. Mimo że jego przenikliwość zasługiwała na podziw, to zuchwałość budziła irytację.
Więc… przyszłam po pomoc, a ciebie to bawi? – raczej stwierdziłam, niż spytałam.
Skąd – odpowiedział poważnie, patrząc mi w oczy i nie odwracając wzroku.
Miał podłużną twarz i wyraźnie zarysowaną szczękę. Lekki zarost łączył się z ułożoną blond fryzurą, a te oczy… Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam kogoś z tak intensywnie niebieskimi tęczówkami.
Wiesz, jeśli nie lubisz swojej pracy, wystarczy ją zmienić – rzuciłam obojętnie, upijając łyk kawy.
Jest po dwudziestej. Sądzisz, że gdybym jej nie lubił, siedziałbym tu z tobą, zamiast leżeć z żoną na kanapie i oglądać seriale?
W takim razie może nie lubisz swojej żony. – Wzruszyłam ramionami, a on roześmiał się w sposób, który chyba wyrażał sympatię.
Więc? Z czym do mnie przychodzisz? – William zarzucił w końcu pustą rozmowę.
Zapytaj lepiej, z czym nie przychodzę, przemknęło mi przez myśl. Sięgnęłam po torebkę i wygrzebałam z niej wymiętą kartkę, którą przesunęłam po stole w kierunku terapeuty.
Chcę, żebyś mnie naprawił.
Nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś mi rozkazywał – przyznał z dozą humoru. – Co to?
Uniósł zapisaną stronę do oczu, bez skrępowania wrzucając nogi na stolik.
Lista moich problemów. Miałam ją przygotować na dzisiejszą sesję i zrobiłam to, zanim dowiedziałam się, że zostałam przesunięta do kogoś innego.
No tak, przepraszam cię za tę niedogodność, to była szczególna sytuacja – stwierdził mężczyzna, przemykając wzrokiem po linijkach tekstu. – Nie ma przeszkód, żebyś po dzisiejszej sesji wróciła do doktora Stevensa, decyzja należy do ciebie.
To chyba bez sensu, że powiem ci teraz, w czym rzecz, a potem przeniosę się do kogoś, z kim zacznę od nowa.
A powiesz? – William przyjrzał mi się znad kartki.
Przecież trzymasz w rękach mój rachunek sumienia – zauważyłam zniecierpliwiona, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
To nie rachunek sumienia, tylko kilka losowo postawionych diagnoz, które w jakimś stopniu opisują większość ludzi na świecie, a ty się z nimi utożsamiasz. Kto ci pomógł, wujek Google? – zapytał, nie siląc się na delikatność, a ja zacisnęłam szczęki.
W takim razie co innego miałam zrobić? Nie studiowałam psychologii, skąd mam wiedzieć takie rzeczy?
Ja tak, ale nie to pozwala mi rozwiązać problemy osób, które tu przychodzą. Każdy przypadek jest inny, dlatego diagnozowanie się przy pomocy Internetu nie ma racji bytu.
No to czego ode mnie oczekujesz? Co mam zrobić, żebyś mi pomógł?
Świetnie, właśnie poszłaś krok naprzód – stwierdził William, a ja całą siłą woli powstrzymywałam się, by do listy moich problemów nie dołączyło morderstwo.
Co to niby znaczy?
Jeszcze chwilę temu chciałaś, żebym to ja cię naprawił. Teraz przyznałaś, że to ty potrzebujesz pomocy. Ja nic za ciebie nie zrobię.
To za co ja ci płacę?
Skrzyżowałam ręce na piersiach, a on znów wybuchł śmiechem.
Pewnie niedługo się przekonamy. Uprzedzam tylko, że moje metody niekoniecznie przypadną ci do gustu. W tej klinice panują trochę inne zasady. Jesteś tego świadoma?
Dlatego ją wybrałam.
Dobrze. Mówię to, bo doktor Stevens jest przyjemniejszy w obyciu niż ja, a ty wydajesz się kobietą, której trzeba stawiać wyzwania.
Był niesamowicie bezpośredni, wręcz bezczelny. Granica między jednym a drugim w przypadku Williama właściwie nie istniała. Sugestia, że mu nie sprostam, natychmiast obudziła we mnie żądzę, żeby pokazać, jak bardzo się myli. Chyba pojął, że zrobiłabym wszystko, by udowodnić swoją siłę.
Dużo jeszcze zdołałeś sobie dopowiedzieć, oceniając mnie wyłącznie po wyglądzie? – spytałam oschle.
Przecież wymieniliśmy parę zdań – stwierdził terapeuta, denerwując mnie jeszcze bardziej. – Zresztą to nie tylko wygląd, chociaż wyzywający ubiór, makijaż i włosy farbowane na ten rdzawy kolor pogłębiają postać, na jaką się kreujesz. Miałem na myśli raczej twój ton głosu, mowę ciała… Wiele z tego jest wyuczone, nawet nad tym nie panujesz. Podejrzewam… zajmujesz się negocjacjami?
Na porządku dziennym.
Próbujesz sprawić, żebym czuł się niekomfortowo. Podświadomie zaganiasz mnie w róg, żeby mieć kontrolę, i chronisz to, do czego nie chcesz, żebym dotarł. Tylko że ja i tak to zrobię. Od ciebie zależy, jak długo to zajmie.
Nie doceniłam go. Zrozumiałam, że William nie należy do najłatwiejszych przeciwników.
Więc? – zapytał już łagodniejszym tonem, nachylając się nad stołem i obracając pustą szklankę wokół własnej osi. – Czym się zajmujesz? Co to za praca marzeń?
Jego palce przesuwały się po szkle powoli, z dziwną subtelnością, która kontrastowała z dużymi dłońmi.
Jestem rekinem biznesu. Zjadam konkurencję na śniadanie – rzuciłam bez cienia dumy.
Nie przypuszczałbym – skomentował żartobliwie terapeuta, nawet nie kryjąc, jak przemyka wzrokiem po mojej sylwetce. – A dokładniej?
Robię w marketingu, jestem menadżerem. Przygotowuję kampanie reklamowe, badam trendy. Wiesz, patrzę, co się ludziom podoba, a co nie. Koryguję błędy, negocjuję warunki umów, zarządzam budżetem…
Jesteś jedyną kobietą na tym szczeblu? – przerwał. – Pracujesz głównie z mężczyznami?
Tak, ma to jakieś znaczenie? – spytałam zaskoczona.
Jedynie takie, że musisz być dobra w tym, co robisz. Kobietom trudniej dotrzeć na szczyt, nie ma co tego ukrywać. Zazwyczaj wiąże się z tym więcej wyrzeczeń.
Wiedziałam, do czego zmierza. Tym razem jednak nie kryłam prawdy, nie było sensu.
Kojarzysz tę reklamę parówek?
Zanuciłam, a William natychmiast podchwycił temat:
Parówki, które wszyscy kochają lub nienawidzą? Tego nie da się wyrzucić z głowy.
Wiem, bo to moje – stwierdziłam obojętnie. – No więc tak. Ludzie w moim wieku chwalą się drugim porodem, ja parówkami. Żeby to chociaż były kiełbasy, ale parówki? – Wywróciłam oczami, a moja szczerość zasłużyła na szczery, przyjemny śmiech Williama.
Czyli… – odezwał się, ale zamilkł, gdy zabrzęczał mój telefon leżący na stole.
Przepraszam – powiedziałam, naprędce odpowiadając na maila.
Mężczyzna spojrzał na zegarek, a później długo przyglądał mi się bez słów.
Ile godzin dziennie pracujesz? – zagadnął w końcu, jakby zastanawiał się, czy pociągnie mnie za język, czy od razu go spławię.
Osiem.
A tak naprawdę?
Spojrzenie Williama wyrażało pobłażanie.
Dziewięć.
Nie, pomyliłam się. Dopiero teraz zaczęło wyrażać pobłażanie. Mimo tego terapeuta wciąż się uśmiechał.
Dobra, nie wiem ile – przyznałam. – Zawsze. Zawsze jestem w pracy, pod telefonem, szukam pomysłów. Jak dostanę wiadomość w środku nocy, to odpisuję, a potem śpię dalej.
Czy do twoich kompetencji nie należy podział zadań w zespole? Macie za mało pracowników? Jaki jest powód, dla którego tyle na siebie bierzesz? – podchwycił, a mnie cieszyło, że ze wszystkich tematów uczepił się właśnie tego.
Nie wiem. Nie czuję potrzeby, żeby w tej kwestii cokolwiek zmieniać.
Większość osób na podobnych stanowiskach dąży do tego, żeby uszczuplać swoje obowiązki, a nie ich sobie dokładać. Nie sądzę, żeby na tym etapie kariery praca powyżej przeciętnej znacząco wpływała na twoje wyniki.
Trudno powiedzieć. Poza tym lubię swoją robotę. – Wzruszyłam ramionami.
A poza nią? Co lubisz? Jeśli już masz czas wolny, co wtedy robisz? – spytał William, a ja poczułam, że dociera głębiej, niż bym sobie życzyła przy okazji pierwszego spotkania.
Powinniśmy ustalić jakiś sygnał, którego będę używać, kiedy sesja zacznie przypominać przesłuchanie – stwierdziłam, ale on kontynuował, jakby mnie nie słyszał.
Gotowanie, szycie, sadzenie roślin… Dalej, rzuć cokolwiek. Możesz nawet przyznać, że pasjonuje cię produkcja amfetaminy, a wieczorami wpada do ciebie żigolak, bo to nie wyjdzie poza gabinet. Przekonaj mnie, że nie żyjesz tylko pracą.
Czy możesz najpierw powiedzieć cokolwiek o sobie? – poprosiłam zrezygnowana.
Nie jesteś tu po to, żebyśmy się zaprzyjaźnili. – William przybrał formalny ton.
A blisko nam do tego? – prychnęłam mimowolnie.
I kiedy tylko to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że im bardziej ja bronię swojego terytorium, tym zacieklej on atakuje.
Mieszkasz sama? – zmienił temat.
Tak.
Jak często wychodzisz na miasto? – spytał, ale odpowiedziała mu cisza. – Jak często widzisz się ze znajomymi? Albo dzwonisz do przyjaciółki? Jak często uprawiasz seks?
Czy możesz przestać zadawać pytania?! – rzuciłam wściekle. – Jest mi trudno rozmawiać o sobie z ludźmi, których znam, a co dopiero z kimś obcym.
Ale jednak jesteś tu ze mną – zauważył William już bez nacisku. – Większość tych pytań zadałby każdy, kto chce cię poznać, ale czujesz się komfortowo, tylko kiedy mówisz o pracy. Co poszło nie tak z całą resztą?
Za dużo – stwierdziłam, wbijając wzrok w dłonie i splatając palce w nerwowym ruchu.
Chcesz mi o tym opowiedzieć? – Terapeuta przybrał inną, niemal troskliwą postawę.
Nie dziś.
W porządku. Nie poznam twoich granic, jeśli nie będziesz o nich mówić. Jestem tu, żeby ci pomóc, ale musimy rozmawiać. To nie będzie przyjemne, ale takie opuszczenie gardy i nauczenie się pokory w niektórych przypadkach bywa konieczne.
Nie potrzebuję się tego uczyć – oznajmiłam przepełniona emocjami. – Ja raczej nie chcę sobie przypominać, jak to jest.
William podparł się na łokciu, spoglądając na mnie jakoś… inaczej. Nagle jakby postanowił nagrodzić moją szczerość, bo podjął grę na zasadach, które wcześniej narzuciłam.
Pytałaś o mnie, więc… Lubię być próżny. Każdy lubi, ale nikt się do tego nie przyznaje. Próżność jest potężnym motywatorem. Nie chce mi się pracować, ale mam bzika na punkcie gadżetów, więc umawiam więcej pacjentów, żeby było mnie na nie stać. Nie przepadam za ćwiczeniami, ale uwielbiam jeść, więc biegam, żeby wcisnąć w siebie więcej. Sprzedałbym żonę, gdyby ktoś zaproponował mi dożywotni zapas mac and cheese, naprawdę.
Kiedy to powiedział, brzuch Williama zaburczał tak, że nawet ja go usłyszałam.
Nie jadłem od południa – usprawiedliwił się.
Ja też. Zjadłabym teraz wszystko.
Poza parówkami – podsunął, zawiązując między nami jedyną nić porozumienia opartą na pozytywnych emocjach.
Tak, poza parówkami. – Potaknęłam i poczułam się swobodniej. – A w wolnym czasie lubię łowić. Najnudniejsze zajęcie świata, dlatego się nie przyznaję. To mnie relaksuje, bo ryby nie zadają pytań i mogę posiedzieć w ciszy. Szczyt luksusu po całym dniu biurowej paplaniny.
No tak. I można się napić.
Miałeś mnie nie oceniać.
Nie oceniam. Mówię tylko, co ja robiłem, kiedy kumple wyciągali mnie na ryby. Tylko to pozwalało przeżyć na tym padole nudy – wyznał terapeuta, a widząc, że rozmawiam z nim chętniej, podjął: – Chciałbym cię o coś prosić.
O co konkretnie?
Ogranicz pracę do ośmiu godzin. Później odpowiadaj, tylko gdy coś zacznie się palić. Nie będę ci mówić, jak masz to zorganizować, ty wiesz lepiej. Chcę, żebyś pobyła sama ze sobą. Posłuchała swoich potrzeb, zadbała o siebie. Za tydzień podzielisz się przemyśleniami.
W porządku – rzekłam i chwyciłam kartkę, która od początku spotkania leżała na stole.
Co robisz?
Dopisuję do listy, że mam problem z pracą. Tego Google nie stwierdził, a skoro jesteś lepszy od niego, to przyjdę jeszcze raz – oznajmiłam i pożegnałam się zdawkowo.
Odkąd wsiadłam do samochodu, ciągle odtwarzałam w pamięci naszą rozmowę. Wiele rzeczy mogłam powiedzieć inaczej, lepiej. W obecności terapeuty czułam się naga i bezbronna, a równocześnie… wreszcie dostrzegłam szansę na to, że ktoś wydusi ze mnie prawdę skrywaną latami. Że pozwoli mi się od niej uwolnić.
Ciągle czułam na sobie zapach Williama. Gabinet pachniał intensywnymi, męskimi perfumami, ale dopiero teraz, gdy wgryzły się w koszulę, zwróciłam na nie uwagę. Aromat kogoś, kto wróci do domu, będzie kochać się z żoną i pomyśli, jak cieszy się z życia, które ma.
Tymczasem kiedy mnie powitały własne cztery ściany, do uszu wdarła się cisza. Chciałam ruszyć dalej, ale nie wiedziałam jak, więc po raz pierwszy od dawna zaufałam komuś innemu niż sobie i zrobiłam to, o co prosił William. W końcu zawsze mogę się wycofać, pomyślałam.
No cóż, pora o siebie zadbać – rzuciłam w pustkę, nalewając pełny kieliszek czerwonego wina. – Zaleceń specjalisty trzeba słuchać.
Powstrzymywałam wybuch śmiechu. Członkowie zespołu sprawiali wrażenie, jakby stanął przed nimi sam Lucyfer, a oni desperacko rozglądali się po sali konferencyjnej w poszukiwaniu wody święconej. Parę osób rozdziawiło buzie i nawet Jared, który zawsze udawał, że słucha, w międzyczasie przeglądając Twittera, teraz próbował wybadać, czy żartuję.
Będę zostawać dłużej tylko w środy. Jeśli pojawi się problem, który was przerasta, to jestem pod telefonem, ale wolałabym, żebyście zaczekali do rana, i wtedy go przejmę. Wątpię zresztą, żeby to się wydarzyło. Wiem, jak pracujecie, a większa decyzyjność dobrze wam zrobi.
W końcu przestałaś się bać, że ktoś z nas cię wygryzie? – rzucił mój pracowniany zawadiaka.
Tobie to na pewno nie grozi, Samuel.
Zespół gruchnął śmiechem.
Nareszcie. Zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, kiedy byłaś uprzejma – zauważył Jared, z ulgą sięgając po telefon.
Atmosfera uległa rozluźnieniu. Notorycznie słyszałam takie żarty. Pozwalałam na nie, bo zgrany zespół to silny zespół, a dobre relacje i poczucie współtworzenia wartościowej grupy ograniczały rotację pracowników. Z większością osób pracowałam od kilku lat, bo oferowałam im coś, czego w innych firmach zazwyczaj nie miały. Wolność.
Nie obchodziło mnie, kto ile godzin pracuje ani w jaki sposób to robi, dopóki był skuteczny. Nie ingerowałam też w problemy innych tak długo, jak o to nie poprosili, przez co granice między naszymi stanowiskami często się zacierały. Przynajmniej do momentu, kiedy wszystko szło dobrze. Zbudowałam sobie autorytet, który trudno podważyć.
Jeśli będziecie mieć nieprzyjemności z racji tego, że postanowiłam szanować swój czas i nie pracować od rana do nocy, zostawcie mi tylko nazwisko – podjęłam znowu.
Uczcijmy minutą ciszy tego, kto się na to zdobędzie – rzuciła Monica, udając, że zapala znicz, a Samuel wykonał znak krzyża.
Pytania? – zagadnęłam, kiedy napady wesołości minęły.
Ja mam jedno. Kim jesteś i co zrobiłaś z Janet? – odezwał się Jared.
No właśnie. Jesteś w ciąży? – podtrzymał Samuel.
Aż tak źle mi życzysz? – Uniosłam brew. – Idźcie już. Jak macie gadać, nie mając nic sensownego do powiedzenia, to róbcie to tak, żebym nie słyszała.
Pierwszy dzień spędzony według zaleceń Williama wydawał się spełnieniem marzeń. Pojechałam do mechanika, do fryzjera, na zakupy. Wieczorem urządziłam dla siebie wystawną kolację, nałożyłam maseczkę i wylegiwałam się w wannie. Zupełnie jakbym wyjechała na wakacje, na których nie byłam od lat.
Drugiego dnia radość zmalała, ale nastał piątek, więc zarwałam noc i łowiłam. Leżałam na pomoście kilka metrów od domu, chłonąc ciszę. Potem spałam do południa, wypatroszyłam ryby i kiedy się tym zajęłam, a na zegarze wybiła dopiero piętnasta, po prostu myślałam, że oszaleję.
Co miałam zrobić z taką ilością wolnego czasu? Jeden dzień można znieść, ale tydzień?
Najchętniej usiadłabym przy kuchennym stole i popracowała, ale nie na tym polegało zadanie. Włączyłam więc byle jaki film, żeby znaleźć zajęcie, które pozwoli mi dotrwać do następnej wizyty u terapeuty.
Ja chyba naprawdę mam problem z pracą, a raczej z jej nieposiadaniem, uświadomiłam sobie. I to był tylko jeden z kłopotów, które dostrzegłam.
Sceny na ekranie stały się pikantne, po raz pierwszy od czterdziestu minut sprawiając, że fabuła zdobyła moją uwagę.
Wreszcie coś ciekawego – stwierdziłam, obserwując namiętnie splecione ciała.
Naraz przypomniałam sobie pytanie Williama zadane na ostatniej sesji i pojęłam, że nie znam na nie odpowiedzi. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz uprawiałam seks. Moje ciało jakby wyparło, że tego potrzebuje. Gdyby nie fakt, że dostawałam okres, to zapomniałabym, że moja pochwa w ogóle istnieje.
Odkąd zbliżenia przestały sprawiać mi przyjemność, nie poświęcałam im uwagi. Terapeuta zasugerował jednak skupienie na własnych potrzebach, a to była chyba jedna z nich. Masturbacja wydawała się całkiem dobrym sposobem, żeby o siebie zadbać.
Pewnie powinnam zasłonić okno, ale i tak nikt przez nie nigdy nie zaglądał, więc nawet się nie fatygowałam.
Myśl o podarowaniu sobie chwili zapomnienia sprawiła, że po ciele przebiegł dreszcz podniecenia, choć zupełnie nie wiedziałam, od czego zacząć. Krępowało mnie własne ciało.
Zdecydowanie za dużo myślę, uznałam, kładąc się wygodniej na kanapie. Po prostu to zrobię, nie ma w tym nic trudnego.
Zażenowanie osiągnęło jednak niezwykle wysoki poziom, jakbym sądziła, że do pokoju zaraz wbiegnie matka, jak zwykła to robić, gdy mieszkałyśmy razem. Ostatnia osoba, którą chciałabym widzieć, a już zwłaszcza w takiej chwili.
Ba, znając ją, nie tylko by się wprosiła, ale przy okazji skrytykowałaby, jak wyglądam, co jest nie tak z moim mieszkaniem i setkę innych rzeczy. Zawsze wszystko wiedziała najlepiej. Byłam zawodowym niszczycielem nastroju, myśląc o niej właśnie teraz.
W końcu wyrzuciłam ją z głowy i przymknęłam powieki. Ciągle miałam na sobie piżamę, więc nic nie krępowało moich ruchów. Zresztą jeśli nosiło się taki strój nocny jak ja, to prawie jakby było się nagim.
Podciągnęłam koszulkę i położyłam rękę na nagim brzuchu. Wahałam się, kiedy przeniosłam ją niżej, ale w końcu wsunęłam dłoń pod gumkę spodenek.
Ciało stopniowo przypominało sobie, jaką przyjemność może sprawić dotyk. Rozchyliłam wargi, pozwalając palcom przemykać po najwrażliwszym miejscu w niespiesznym tempie, i cieszyłam się rosnącą ekscytacją.
Kiedy druga dłoń sięgnęła do piersi, sutki stwardniały pod opuszkami. Na policzki wystąpił żar, oddech stał się płytszy. Czułam jednak, że to za mało.
Może powinnam o czymś fantazjować? Tylko o czym? Minęło tyle lat, że nawet nie wiedziałam, co mnie kręci. Co lubię. Jakbym zajmowała się obcym ciałem.
Zaczęłam pieścić łechtaczkę szybciej, okrężnymi ruchami, w międzyczasie zdejmując dłoń z piersi i oblizując palce. Wsunęłam je w siebie, szukając ułożenia, które spodoba mi się najbardziej. Poruszałam nimi rytmicznie, a rozkosz narastała, ale… to zupełnie nie było to, co pamiętałam.
Nie mogłam. Po prostu nie byłam w stanie dojść. Ciało spięło się ponownie i cała przyjemność uleciała. Co za tragedia.
Tylko się nie irytuj – upomniałam sama siebie, wstając z kanapy.
Mój temperament w niczym nie pomagał. Poczucie, że nie mogę osiągnąć tego, co założyłam, było tym bardziej frustrujące, że chodziło przecież o orgazm, nie fizykę kwantową. Przeciętny nastolatek osiąga go kilka razy dziennie, niespecjalnie się starając, więc ja też na pewno wciąż to umiem.
Może po prostu potrzebuję drobnej pomocy – stwierdziłam, oddychając głęboko.
Czyjaś obecność ułatwiłaby stymulację, natomiast myśl o zobowiązaniach i układach, które trudno zakończyć, ostudzała mój entuzjazm. Za porno nie przepadałam, ale tonący brzytwy się chwyta, więc zerknęłam, co nowego słychać w dorosłym świecie.
Upewniłam się, że program antywirusowy jest zaktualizowany i przeglądam treści w karcie incognito. Miałam tylko służbowego laptopa, więc oczami wyobraźni już widziałam, jak udostępniam ekran podczas spotkania w biurze, a na tle oświetlanym przez projektor zamiast prezentacji macha napalona mamuśka z okolicy.
Starałam się ignorować napastliwe miniaturki, a już tym bardziej opisy pod nimi. Miałam wrażenie, że świat pornografii opanowali mężczyźni pieprzący przyrodnie siostry i macochy, a rywalizowały z nimi jedynie kobiety duszone penisami rozmiarów kija baseballowego.
Chyba stanowiłam grono koneserów, bo gdy dotarłam do czternastej strony, wciąż nie znalazłam nic ciekawego, a moje libido przestało istnieć.
Dobra, chuj z tym – rzuciłam, otwierając lodówkę i chwytając butelkę wina.
Zastygłam jednak w połowie ruchu. Sięgam po nią zawsze, kiedy mam problem, zdałam sobie sprawę. Kiedy czuję zmęczenie. Kiedy coś mnie przerasta. Zawsze. To jeszcze nie był stan, gdy jej potrzebowałam, ale ile mi do niego brakowało? Chyba niewiele, zwłaszcza w taki dzień jak dziś.
Muszę to odstawić. Znaleźć coś, co zastąpi paskudny nawyk.
Zmęczę się. Zmęczenie rozwiąże wszystkie problemy – niezaspokojonego ciała i biegu myśli. Bieg. Tak, pójdę pobiegać.
Wróciłam po trzech godzinach, złorzecząc na cały świat. Nie potrafiłam złapać tchu, nie miałam siły i zmuszałam się do każdego kroku jakby w ramach pokuty. Ludzie, którzy lubią biegać, to masochiści.
Osiągnęłam chociaż tyle, że straciłam ochotę na picie i seks. Teraz wystarczyło położyć się do łóżka i zaraz nastanie niedziela. Jeden dzień mniej. Zostały jeszcze trzy.
***
Obudziłam się z tak przemożną ochotą na seks, że ciało wręcz wypełniał żar. Wzięłam zimny prysznic i próbowałam dotykać się jeszcze raz, ale efekt był zbliżony do wczorajszego. Ogarnęła mnie frustracja.
Nie wierzę, że to robię – rzuciłam sama do siebie godzinę później, logując się na czat, gdzie wszyscy spędzali czas w wiadomym celu.
W ten sposób mogłam pozostać anonimowa, a równocześnie dać się zaskoczyć temu, co miała do zaoferowania druga osoba. No i definitywnie tak się stało.
Dzień dobry, księżniczko – przywitał się dave6969, z którym mnie połączyło. – Miałaś dziś jakieś przyjemne sny?
Byłyby przyjemniejsze, gdybyś się w nich pojawił – połechtałam jego ego, a on chwycił przynętę.
Sny? Może. Poranek na pewno – stwierdził, po czym dodał: – Opiszesz mi siebie? Chciałbym sobie ciebie wyobrazić, aniołku.
Świetnie, mogłam popuścić wodze fantazji. Cóż, skoro lubił aniołki…
Długie blond włosy, niska, szczupła.
A cycuszki?
Świnia.
D – odpisałam, niepotrzebnie dając mu szansę.
W sam raz, żebyś objęła nimi mojego kutasa. – Nie, nie, nie. – Spójrz.
Wiedziałam, co nastąpi, ale nim zdążyłam wyjść z czatu, już przysłaniałam oczy, bo na ekranie pojawił się jeden z brzydszych penisów, jakie kiedykolwiek widziałam. Dave6969 pisał coś jeszcze, ale zamknęłam przeglądarkę, myśląc jedynie o tym, że wyschłam na wiór i zaraz zwymiotuję. Mężczyźni to beznadziejny gatunek.
Poniedziałek był łaskawszy. Łącznie z dojazdem praca pochłonęła dziesięć godzin mojego dnia. Brakowało mi jednak skupienia.
Myśli ciągle błądziły wokół seksu. Żałowałam, że ponownie rozbudziłam w sobie pożądanie, ale przynajmniej pracowałam w branży, w której nigdy nie brakowało pomysłów. Ten, na który ostatecznie wpadłam, mógł zadziałać i nie wymagał ode mnie żadnego wysiłku.
Zarejestrowałam się na forum dla swingersów. Myślałam, że to miejsce tylko dla par, które wymieniają partnerów na jedną noc, a tymczasem… wiele z nich szukało widowni. Kogoś, kto chciałby obejrzeć, jak uprawiają seks. Cóż, skoro nic innego nie zadziałało…
Wytypowane małżeństwo odpisało niemalże od razu. Umówiliśmy się w hotelu jeszcze na ten sam wieczór i choć to oznaczało kolejną godzinę straconą na dojazd do Dallas, tym razem nie miałam nic przeciwko.
Oboje podali mi imiona, ale nie sądziłam, by były prawdziwe, dlatego też wymyśliłam swoje. Uprzedziłam, że przyjadę późno, więc zastałam ich już na miejscu.
Otworzył mi mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Trochę starszy ode mnie, zadbany, ze starannie zaczesanymi czarnymi włosami, w marynarce. Miał jakby włoską urodę, sympatyczną twarz i jeszcze sympatyczniejszą żonę o pięknym, szerokim uśmiechu oraz burzy złotych loków.
Cześć, Stacy! – zawołała. – Nie mogliśmy się ciebie doczekać.
Tak, bardzo nam miło, że nas wybrałaś – dodał Rob.
Dziękuję, że się zgodziliście. Przyjemnie dla odmiany poznać normalnych ludzi – powiedziałam, a oni się zaśmiali.
To prawda, my też czasem trafiamy na takie okazy, że wypadałoby napisać o tym książkę. Może powinniśmy, bo i tak nie za bardzo mamy komu o nas opowiadać – stwierdziła kobieta.
Racja, byłoby dość niezręcznie, gdyby dzieci się dowiedziały. Znajomi też by tego nie poparli – uznał jej mąż.
Nieustannie na siebie spoglądali, wymieniali się przelotnym dotykiem. Mieli tyle lat, a między nimi ciągle była chemia.
Czyli… to nie wasz pierwszy raz – zauważyłam, starając się ukryć zakłopotanie.
Nie, robimy to od dawna – przyznał Rob. – Mnie to aż tak nie kręci, ale Maggie chciała spróbować, więc stwierdziłem: czemu nie? Po dwudziestu latach małżeństwa zaczęliśmy znowu eksperymentować i to nam się całkiem spodobało.
Możesz do nas dołączyć, jeśli masz ochotę – zaproponowała jego żona.
Nie, dziękuję. To dla mnie nowość – rzekłam ostrożnie i poczułam, jak policzki oblewa mi rumieniec.
Punkt dla ciebie. – Maggie zwróciła się do męża, a potem z powrotem do mnie: – Zawsze obstawiamy, ile doświadczenia ma osoba, która się z nami umawia. Uwielbiam rozdziewiczać obserwatorów – zachichotała.
Przepraszam, Stacy, moja żona jest czasem zbyt bezpośrednia.
Nie przeszkadza mi to.
Oglądanie ich dwójki już sprawiało mi przyjemność.
Kupiliśmy dla ciebie wino. – Maggie uśmiechnęła się i podała mi schłodzoną butelkę. – Zależy nam, żebyś też się dobrze bawiła.
Dziękuję, ale prowadzę.
Nie chciałam zdradzać prawdziwego powodu.
Kotku, jesteśmy w Teksasie, kilka kieliszków niczego nie zmieni.
Mimo protestów kobieta nalała mi więcej, niż bym sobie życzyła, puszczając przy tym oczko.
Przez blisko dwadzieścia minut siedzieliśmy i rozmawialiśmy – ja na parapecie, oni na łóżku. Zwykła luźna gadka, żebyśmy wszyscy poczuli się swobodnie, choć Maggie od początku nie miała z tym problemu.
W końcu Rob otworzył niewielkie metalowe pudełko, a ja spojrzałam na nie rozbawiona.
Częstuj się – zachęcił.
Nie paliłam trawki od liceum – oznajmiłam, wkładając skręta do ust i pozwalając, by mężczyzna użyczył mi ognia. – Już was lubię.
Zostawili mi całe opakowanie. Przez chwilę pomyślałam, że coś jest nie tak z towarem, skoro sami go nie chcą, ale natychmiast zrozumiałam, w czym rzecz.
Nie obrazisz się, jeśli weźmiemy coś mocniejszego? – zagadnęła Maggie, wystawiając dłoń w kierunku męża. – Nie starczy dla całej trójki, bo kupiliśmy dawno temu z myślą o nas samych. Czasem sobie pozwalamy, kiedy nadarzy się przyjemna okazja.
Nie, właściwie z chęcią udam, że niczego nie widziałam. Będę wdzięczna, jeśli szybko się z tym rozprawicie.
Mimo tego wciąż obserwowałam, jak usypują na skórze dwie białe kreski. Ledwie powstrzymałam się przed zasłonięciem okna.
Kokaina, Jezu. Gdyby ktoś nas przyłapał, poszlibyśmy siedzieć przynajmniej na dwa lata. Marihuana była wystarczającym nagięciem zasad, ale to?!
Jest coś, czego nie lubisz oglądać? – spytał Rob, przesuwając palcami po wargach Maggie.
Zachowujcie się tak, jakby mnie tu nie było. – Wzruszyłam ramionami.
Nie musiałam zachęcać ani chwili dłużej. Paliłam i spoglądałam, jak niespiesznie wymieniają francuskie pocałunki. Gdy rozchylali usta, ich języki przemykały po sobie w rytmie, który wypracowali latami.
Oddechy stały się bardziej słyszalne, płytkie. Mój zapewne też, kiedy dostrzegłam, w jaki sposób małżeństwo dotyka siebie nawzajem. Dłonie zaciskały się na ubraniach bez żadnej subtelności, a cichy szelest dopełniały cmoknięcia ust.
Rob chwycił Maggie za pośladki, tak że zobaczyłam ich kształt przez materiał sukienki, a ona przesunęła paznokciami po policzkach męża. Zrobiła to w taki sposób, że od razu pojęłam, kto z nich dwojga uwielbia rządzić.
Ty najlepiej wiesz, jak podniecić kobietę – stwierdziła cicho, seksownie. – A teraz, kiedy już do tego doprowadziłeś… chcę, żebyś był dla mnie bezlitosny. Żebym po tej nocy nie miała siły wyjść z tego hotelu. Zrobisz to dla mnie?
Oczywiście. Wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko.
Wcale mu się nie dziwiłam. Słysząc ton, jakim zostało zadane to pytanie, nikt nie odpowiedziałby inaczej.
Mam nadzieję, że będę z ciebie zadowolona. – Maggie poklepała męża po policzku.
Pociągnęła go za sobą na łóżko. On klęknął, ona położyła się na plecach, opierając wypielęgnowane stopy na rozporku mężczyzny.
Rob obchodził się z nimi w sposób, który jasno dał do zrozumienia, dlaczego zadał mi ostatnie pytanie. Masował je i dotykał wszystkich palców po kolei, wsuwając między nie swoje własne. Gdy skończył, Maggie kreśliła nimi kształt przyrodzenia wyraźnie zarysowanego pod materiałem spodni.
Mężczyzna czerpał z tego fetyszu niesłychaną przyjemność. Choć jego żona nie wydawała się tak nakręcona samym aktem, to spoglądała urzeczona na twarz męża i wykwitające na niej podniecenie. Podgrzewała atmosferę samym przyzwoleniem i tym wulgarnym uśmiechem, który nie schodził z jej ust. Na mnie działał chyba dokładnie tak samo jak na Roba.
Kobieta zaczęła się rozbierać. Jej ciało było mlecznobiałe, wydepilowane i pociągające. Dotykała się z manierą świadczącą o tym, że doskonale wie, jak wygląda w cudzych oczach. Rob nie odrywał wzroku, gdy ściskała pełne, duże piersi zakończone różowawymi sutkami. Podszczypywała je wręcz boleśnie, wzdychając przy tym cicho.
Oblizała palce, żeby ułatwić sobie pieszczotę łechtaczki. Wystarczyło jednak, że skierowała dłoń między nogi, a mąż natychmiast chwycił ją za nadgarstek, nie pozostawiając śladu po wcześniejszym posłuszeństwie.
Nie jesteś tu sama – upomniał ją zupełnie zmienionym głosem.
Zaczynało robić się ciekawie.
Masz rację, nie jestem. Pozwolę ci dołączyć.
Posłała mu dwuznacznie spojrzenie, po którym podniosła się i rozpięła jego rozporek. Nawet nie ściągała spodni, po prostu wyswobodziła penisa z bokserek, a potem oblizała go, wysuwając język bardziej niż to konieczne. Bawiła się nim, co jakiś czas zamykając w ustach jego końcówkę.
Gdy chciała od niego odstąpić, Rob chwycił ją za włosy i przyciągnął z powrotem, tak że kobieta jęknęła.
Otwórz usta – zarządził, ale ona wciąż spoglądała na niego, jakby rzucała mu wyzwanie.
Przytrzymał jej głowę i dopiero kiedy położył palce na podbródku Maggie, wysłuchała jego prośby. Rob wsunął członka głęboko, bez żadnych ostrzeżeń, dociskając kobietę tak, że wbiła długie, ostro zakończone paznokcie w jego przedramiona.
Mężczyzna westchnął chyba z bólu, ale wytrzymał, z uporem spoglądając na żonę, którą podduszał kutasem.
Tak krótko? – spytała, gdy odpuścił, mimo że otarła załzawione oczy.
Nie słuchasz mnie, dlatego więcej nie dostaniesz.
Rzeczywiście niespecjalnie zważała na jego słowa. Ponownie posłała mu uśmiech i oblizała wargi jak dziwka, chwytając penisa w dłoń. Rob wydawał się niewzruszony, kiedy to robiła.
Nie dociera do ciebie, co mówię? – zagadnął.
Dociera – odparła z ignorancją, rozprowadzając ślinę po członku.
Chyba nie za bardzo. Chcesz, żebym zrobił to, czego nie lubisz?
Nie mogłam wiedzieć, o czym mówi, ale Maggie odstąpiła od niego posłusznie i opuściła głowę. Mam wrażenie, że ten element gry zachowywali tylko dla siebie, czymkolwiek był. A musiał być perwersyjny, zważając na to, że nie krępowali się wystąpieniem, które zobaczyłam do tej pory.
Wybacz, zachowałam się niewłaściwie – powiedziała potulnie kobieta.
Mąż uniósł jej podbródek. Wymienili ciepły, czuły uśmiech.
Nic się nie stało. A teraz zamknij oczy. Mam dla ciebie prezent.
Rob rozebrał się do naga i nieskrępowany przeszedł przez pokój, by wyciągnąć coś ze swojej aktówki. Mimo szczupłego ciała emanowała od niego siła, a sztywny penis podrygiwał w górę i w dół przy każdym kroku.
W końcu mężczyzna stanął ponownie przed żoną, chwilę obracając w dłoniach złoty łańcuszek, na którego końcach widniały klamerki.
Długo jeszcze? Niecierpliwię się – stwierdziła Maggie.
Na co? Nawet nie wiesz, co trzymam.
Jak to na co? Na to, aż mnie w końcu zerżniesz – zaśmiała się.
Rob posłał mi przepraszające spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się rozbawiona, upijając łyk wina. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Urzekła mnie ich energia i to, co kryją przed resztą świata.
Mężczyzna ściskał w palcach sutki Maggie, zapinając na nich klamerki. Jego ruchy były wolne, wręcz merytoryczne, a kiedy je wykonywał, ciągle spoglądał na twarz żony. Bez uśmiechu, ale obserwował jej reakcję z takim pożądaniem, że nie wątpiłam w jego miłość i oddanie względem niej.
Kobieta jęknęła właściwie nie wiadomo, czy z podniecenia, bólu, czy zaskoczenia, ale jej oddech był naładowany seksem. Gdy otworzyła oczy i spojrzała w dół na coś, co śmiało można by nazwać łóżkową biżuterią, jej twarz zajaśniała.
No proszę, ty to masz gest.
Tak sądzisz? W takim razie ty też dasz mi prezent. Mój ulubiony – zasugerował mąż.
Maggie skinęła głową. Odwróciła się tyłem i zgięła lekko, rozchylając pośladki dłońmi. Rob natychmiast chwycił ją za nadgarstki, wchodząc w nią gwałtownie, bez zastanowienia. Jego pchnięcia były szybkie, mocne, a oddech kobiety prędko stał się urywany.
Jej ciche jęki przeplatały jego niemalże wściekłe westchnienia i brzdęk łańcuszków obijających się o brzuch. Piersi falowały rytmicznie, a sutki poruszały się pod naporem ciężaru.
Scena trwała dość długo. Widać było, że małżonkowie kontrolują orgazm i przedłużają zbliżenie, mimo że włosy lepią się już do spoconych skroni. Rozkosz pochłonęła ich do tego stopnia, że nie zwracali uwagi na zmęczenie.
W końcu Maggie przymknęła powieki, a jej uchylone usta drżały, jakby miała szczytować.
Czekaj, czekaj chwilę. – Gdy westchnęła, Rob natychmiast zastygł. – Dzięki. Chociaż w łóżku potrafisz być posłuszny.
Parsknęli śmiechem. Byli niesamowici.
Połóż się w poprzek materaca i daj mi trzy minuty – poprosiła.
Odczekała chwilę, po czym usiadła na mężu okrakiem, tyłem do niego. Od razu pojęłam, dlaczego kazała mu przyjąć taką pozycję. Na tę myśl ledwie powstrzymałam się przed wsunięciem dłoni w majtki. Przed masturbowaniem się do widoku ich szczytującej dwójki.
Gdybym wiedziała, że dojdę, pewnie tak by się to skończyło. Szanse były jednak nikłe, więc wolałam nie ryzykować i nie odsłaniać słabości podczas tak pięknego zbliżenia.
Maggie wsunęła w siebie penisa Roba i poruszała biodrami powoli, tak że co chwilę byłam w stanie dostrzec członka niemal w pełnej okazałości. Robiła to, nie odrywając ode mnie wzroku. Jej spojrzenie wypełniło pożądanie, między nami pojawiła się dziwna intymność.
Zapaliłam następnego skręta, a ona zaczęła mówić:
Stacy. – Jej usta ułożyły się w moje przybrane imię. – Na pewno nie chcesz dołączyć?
Pokręciłam głową, nie wypowiadając słowa.
Ale ja bardzo chciałabym, żebyś dołączyła. I zrobisz to – szepnęła.
Zalało mnie gorąco. Nie wiedziałam, co sugeruje, ale przełknęłam ślinę i potaknęłam, nie chcąc psuć chwili.
Masz piękne usta – rzekła. – Zastanawia mnie… czy kiedyś całowałaś nimi kobietę?
Raz. Z ciekawości – przyznałam obojętnie, zaciągając się głębiej.
Z ciekawości? Jesteś pewna? – zapytała, zauważając, jak mój wzrok powędrował do piersi, które ścisnęła.
Tak, Maggie. Jestem pewna.
Bo wiesz, ja też jestem ciebie ciekawa. Bardzo.
Poruszała się teraz szybciej, trudniej jej było mówić, a mnie się skupić.
Lubisz seks oralny, Stacy?
Lubię – odpowiedziałam, wydmuchując dym w jej stronę.
W takim razie twoje wargi interesują mnie teraz jeszcze bardziej.
Westchnęła, a ja zacisnęłam ciaśniej uda, robiąc to zupełnie odruchowo.
Będziesz o mnie pamiętać, kiedy znów cię coś… zaciekawi? – spytała kobieta.
Maggie, o tobie nie da się zapomnieć.
Wiedziałam, ile przyjemności sprawię jej tym wyznaniem. Zaśmiała się cicho, a potem przygryzła usta i spojrzała na mnie znowu.
Jakiego koloru bieliznę masz teraz na sobie?
Czerwoną.
Kiedyś ją zdejmę – oznajmiła między jednym oddechem a drugim.
Może – stwierdziłam, patrząc jej w oczy.
Z ust Maggie wydarł się jęk. Natychmiast dostrzegłam to charakterystyczne spięcie ciała, to niepohamowane drżenie. Jej orgazm był intensywny, długi. Taki, o jakim marzyłam. Oglądałam go z ekscytacją i zazdrością.
Kiedy dogasał, a kobietę opuściła energia, posłała mi uśmiech. Rob ze swoją przyjemnością zaczekał do końca, prawdziwy dżentelmen. Nie wiem, jak mu się to udało.
Nie mów, że już wychodzisz? – zapytał mężczyzna, gdy podniosłam się z miejsca i zarzuciłam torebkę na ramię. – To dopiero początek.
Nie mogę zostać dłużej, chociaż muszę przyznać, że przyjemnie się was ogląda.
Jesteś przeurocza, Stacy. Odezwij się jeszcze kiedyś, bo inaczej ja cię znajdę. – Maggie znów wybuchła śmiechem.
Na szczęście nie odprowadzili mnie do drzwi ani nie wpadli na pomysł wylewnych pożegnań. Podniecenie wciąż utrzymywało się na wysokim poziomie, ale ustępowało miejsca czemuś, czego obecność mnie przeraziła. Nie czułam tego tyle lat… Miałam nadzieję, że zdążę dotrzeć do domu.
W połowie drogi zaczęły drżeć mi ręce, ale zacisnęłam je mocniej na kierownicy i puściłam głośniej muzykę, żeby odpędzić myśli.
Kretynka. – Uderzyłam pięścią w udo, czując, jak łzy ściekają mi po policzkach.
Ostatnim razem było tak samo, wtedy w liceum. Po tamtym incydencie wiedziałam już, że nie powinnam łączyć marihuany z alkoholem, ale znów to zrobiłam. Idiotka. Lata temu pomógł mi ktoś, kto brał udział w ognisku, a teraz? Do kogo miałam się zwrócić? Kurwa.
Ostatnie kilometry zalewałam się łzami. Zostawiłam auto pod domem, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na kafelkach w kuchni, przytulając kolana do piersi. Drżałam i targały mną spazmy. Napad lęku był tak silny, że nie wiedziałam, co robić. Nie miałam do kogo zadzwonić, nie miałam do kogo pójść. Absolutnie nikogo.
Nigdy nie czułam się tak samotna jak w tej chwili. Samotna i żałosna. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby zadzwonić do Williama. Jezu, z początku uważałam, że spotkania raz w tygodniu to przesada, a teraz nie potrafiłam dotrwać do kolejnego z nich.
Nie mogę zadzwonić, przekonywałam się. Jest druga w nocy, obudzę jego, jego żonę, pewnie dzieci. Muszę poradzić sobie sama, myślałam z przerażeniem.
To minie. To zaraz minie, próbowałam się uspokoić.
Otworzyłam oczy po niecałych trzech godzinach snu, wciąż na podłodze w kuchni, gdy zadzwonił mój budzik.
Wtorek. Już wtorek. Z ulgą wstałam z ziemi. Jeszcze tylko jeden dzień, pocieszyłam się, a potem przywdziałam wszystkim znaną maskę i nikt nie rozpoznał, że rozpaczliwie pod nią krzyczę. Jak zwykle.
Uważny dotyk
ISBN: 978-83-8373-562-7
© Scarlett Peacock 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Julia Ryczyńska
KOREKTA: Paulina Górska
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek