Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Drugi tom jednej z najbardziej wyczekiwanych w Polsce serii mafijnych!
Vincent jest nieobliczalny!
Piękne, niebieskie oczy i niesamowity wygląd sprawiają, że Vincent ma każdą panienkę na zawołanie. Z całej ekipy Nero to on jest najbardziej nieobliczalnym i porywczym mężczyzną. Kiedy widzi w lokalu swoją przybraną siostrę oraz jej przyjaciółkę w towarzystwie obcych facetów, wpada w szał, nie wiedząc, dlaczego tak bardzo jest zły na Lake – przyjaciółkę przybranej siostry.
Lake skrywa pewien sekret. Nie może się doczekać, aż wyjedzie na studia, uciekając tym samym od koszmaru i tajemnicy związanej z domem jej matki. Sprawa z Vincentem tylko wszystko komplikuje. Mimo że na jego widok uginają się pod nią nogi, Lake dobrze wie, że ten mężczyzna nigdy nie będzie jej wierny. Jakby tego było mało, bardzo ją zranił więc teraz jedyne, co do niego czuje, to czysta nienawiść.
Lake już prawie uciekła. Już prawie czuje smak wolności, jednak błąd popełniony przez jej ojca sprawia, że dziewczyna trafia dokładnie tam, gdzie nigdy nie chciała się znaleźć – prosto w objęcia mafii, do świata, który dla Vincenta jest domem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 424
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Vincent
Copyright © 2015 by Sarah Brianne All rights reserved
Copyright © for Polish edition Wydawnictwo NieZwykłe Oświęcim 2020
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Agnieszka Sajdyk Katarzyna Olchowy Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel Przygotowanie okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-359-0
Lake zamknęła oczy, słysząc dźwięk metalu, a dokładniej tłumika samochodu, ciągniętego po chodniku. Jej ojciec miał starego cadillaca, który z pewnością powstał przynajmniej w latach osiemdziesiątych i któremu przydałaby się gruntowna naprawa. Kompletny śmieć.
Jakimś cudem ojcu zawsze udawało się naprawiać go na tyle, żeby w dalszym ciągu jeździł. Jej tata używał do tego części z najróżniejszych samochodów, a niektóre nawet sam robił. Lake mówiła na to auto Frankenlac.
Ojciec mógłby kupić jakiś samochód wyprodukowany między 1981 a 2014 rokiem, ale nie. Wolał przeznaczać pieniądze na inne rzeczy. No, na przykład na stawianie na jakiegoś konia albo rzucanie żetonów na środek stołu do pokera.
Chociaż ojciec Lake był hazardzistą poziomu dwunastego w skali Richtera, to za nic w świecie by go nie zmieniła, ponieważ Lake zbyt dobrze znała drugą stronę medalu.
Pokręciła głową, nie chcąc myśleć o czekającym ją weekendzie. Większość nastolatków cieszyłaby się, że to już piątek, ale nie ona. Nie, dla niej weekendy były kompletną torturą. Dosłownie.
Jej ojciec w końcu dojechał na miejsce i zaparkował samochód.
– Dobra, dzieciaku. Miłego dnia. Do zobaczenia w poniedziałek.
Lake odwróciła wzrok od ludzi stojących nieopodal i wpatrujących się w samochód, i spojrzała na uśmiechającego się do niej ojca.
– Tobie też, tato. Do zobaczenia w poniedziałek. – Kończąc zdanie, posłała mu wymuszony uśmiech.
Lake otworzyła drzwi i wyszła z samochodu, chwytając swoją torbę.
– Kocham cię, dzieciaku.
Tym razem Lake nie musiała zmuszać się do uśmiechu.
– Ja ciebie też, tato.
Po zamknięciu drzwi przyszedł czas na kolejną dawkę dźwięku metalu, ocierającego się o chodnik. Popatrzyła przez chwilę za oddalającym się samochodem ojca, po czym w końcu odwróciła się i stanęła twarzą w twarz ze znaczącymi spojrzeniami nastolatków. Naprawdę nie było tak źle, jak mogłaby się spodziewać; zawsze mieli ciekawsze rzeczy do obgadania. Nie wspominając już o ich mocno ograniczonej zdolności do koncentracji.
Otóż Lake nie była popularna ani niepopularna; była po prostu… cóż, Lake.
Bum!
Po chwili kompletnej ciszy powietrze wypełniło się głośnym śmiechem i czarnym dymem wydobywającym się spod maski samochodu jej ojca. Lake spuściła wzrok i naciągnęła kaptur na głowę, próbując ukryć twarz.
Świetnie. Nie mogło być gorzej, co? Ruszyła przez parking, klucząc między ludźmi i samochodami.
Lake usłyszała zbliżającą się do niej głośną muzykę. Odwróciła głowę i zobaczyła dużego białego jeepa jadącego w jej stronę. Musiała odskoczyć, żeby uniknąć zderzenia z pojazdem, który zatrzymał się z piskiem opon.
Lake stała, zszokowana tym, jak blisko było wypadku, czując jak serce łomocze jej w piersi. Jeszcze zanim z jeepa wysiadły cztery dziewczyny, Lake dobrze wiedziała, kto go prowadził.
Ashley. Ciężko było jej wypowiedzieć to imię nawet w myślach.
– O bosz. Kompletnie cię nie widziałam – powiedziała sarkastycznie Ashley, chichocząc.
Lake postanowiła skorzystać z tej wspaniałej okazji i jej odpyskować. Coś takiego nie zdarzało się zbyt często.
– O bosz. Naprawdę? Może powinnaś sprawić sobie okulary. Szybko, ile palców widzisz? – Lake pokazała Ashley środkowy palec i usłyszała przytłumione śmiechy.
Ashley skrzywiła się, po czym powiedziała najgłośniej, jak mogła:
– Przykro mi, ale nie znam języka ludzkich śmieci.
Właśnie tak spora część świata postrzegała Lake – jako śmiecia. A dokładniej ludzkiego śmiecia.
Lake po prostu stała, patrząc na piskliwie śmiejące się dziewczyny. I właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, że jednak mogło być gorzej.
Postępując wbrew zdrowemu rozsądkowi, postanowiła iść dalej. Miała nadzieję, że później nie pożałuje swojego wybuchu, choć w tamtej chwili była z siebie dumna i postanowiła się tym cieszyć. Przynajmniej póki co.
Kiedy Lake zbliżyła się do drzwi wejściowych szkoły, spojrzała na żółty napis wyróżniający się na tle ceglanej ściany: „Witamy” wiszące tuż nad słowami „Liceum Eastern Hills”. Według niej powinni tam umieścić raczej coś w stylu: „Witamy w Czeluściach Piekła”.
W końcu była w ostatniej klasie – dzięki Bogu – i właśnie zaczynał się pierwszy tydzień po przerwie świątecznej.
W szkole przywitało ją ciepło. W Kansas City, Missouri, było zimno, a ciepło produkowane przez budynek przyjemnie odmrażało jej nos i policzki.
Gdy dotarła na pierwszą lekcję tego dnia, chemię, od razu usiadła na swoim miejscu i jak tylko jej tyłek dotknął krzesła, rozbrzmiał dzwonek zapowiadający początek lekcji.
Lake spojrzała na puste krzesło stojące obok niej, kręcąc z uśmiechem głową. Dzień w dzień.
Przez kolejne pięć minut wpatrywała się w zegar, nie słuchając nauczyciela, aż w końcu usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi i zobaczyła w nich brunetkę, która próbowała cicho zająć miejsce, licząc na to, że jej nie zauważono.
Siadając obok Lake, dziewczyna wyszeptała:
– Myślisz, że zauważył?
– Codziennie przychodzisz spóźniona, Adalyn – oznajmił nauczyciel, przerywając swój wywód w połowie zdania, żeby skomentować spóźnienie uczennicy.
– Nom – odpowiedziała Lake, mamrocząc cicho pod nosem. Adalyn zrobiła długi wydech i zaczęła opowiadać swoją historię.
– Przepraszam, proszę pana. Widzi pan, miałam okropny tydzień, ponieważ Bóg postanowił ukarać wszystkie kobiety za to, że Ewa zjadła jabłko. A teraz, kiedy odwiedziła mnie ciotka…
– Okej, rozumiem. – Pan Wade uniósł dłonie, poddając się.
Lake z całych sił starała się nie roześmiać. I właśnie dlatego jest moją przyjaciółką.
Ona i Adalyn przyjaźniły się od pieluch. Ich ojców łączyła profesja, więc matka Adalyn często pilnowała małej Lake, kiedy jej rodzice chcieli gdzieś wyjść. No, zanim się rozeszli.
Na początku, gdy lata wcześniej rodzice Lake się rozstali, spędzała po tydzień u każdego z nich. Lecz wtedy jej matka znalazła sobie faceta, którego poślubiła zaledwie po kilku miesiącach. Po tym wszystkim Lake w ciągu tygodnia mieszkała u ojca, a w weekendy u matki.
Lake potarła skronie, starając się nie myśleć o nadchodzącym weekendzie. Nie myśl o tym, bo sobie zniszczysz dzień.
Dopóki nie zadzwonił ostatni dzwonek tego dnia, była wolna. Później mogła zacząć się dołować.
Drryń.
– Wow, kiedy oni w końcu naprawią ten żałosny dzwonek? – zapytała Adalyn, wstając i rozprostowując kości.
Lake nie mogła uwierzyć w to, że lekcja już dobiegła końca.
– Adalyn, wiesz, że chodzimy do szkoły publicznej, prawda? Adalyn oparła rękę na biodrze.
– I co z tego? Moi rodzice płacą podatki.
– Chwila, a pieniądze podatników idą do szkół? – zwątpiła Lake.
– A skąd mam to wiedzieć? Pewnie utrzymują się z pieniędzy od rządu.
Lake rozejrzała się po brudnej sali.
– No, masz rację. – W końcu wstała i razem z przyjaciółką wyszła z sali na równie brudny korytarz.
Kiedy zatrzymały się przy swoich szafkach, Lake wprowadziła kod i otworzyła drzwiczki, po czym zaczęła opróżniać torbę, którą następnie wypełniła innymi rzeczami.
– Och, spójrz! W naszą stronę zmierza diablica i muszę powiedzieć, że wygląda na bardziej niezadowoloną niż zwykle. – Adalyn zatrzasnęła szafkę i oparła się o nią, przybierając swój najbardziej sukowaty wyraz twarzy.
Lake zrobiła to samo, starając się wyglądać równie „sukowato” co jej przyjaciółka. Prawdopodobnie w ogóle mi to nie wychodzi.
– Pewnie dlatego, że rano pokazałam jej środkowy palec, kiedy próbowała mnie przejechać.
Adalyn wybuchnęła śmiechem.
– Z czego się, kurwa, śmiejesz, suko? – powiedziała Ashley, przerzucając włosy przez ramię.
Adalyn z trudem wydobywała z siebie słowa, zanosząc się śmiechem.
– Po prostu próbowałam sobie wyobrazić twoją brzydką twarz, kiedy Lake pokazała ci środkowy palec. – Kiedy Ashley skrzywiła się, Adalyn dodała – O, chwila, jest!
Nie śmiej się, nie śmiej się. Lake się zaśmiała.
– Sama się o to, kurwa, prosisz, co, siostrzyczko? Nie chciałam psuć ci zabawy, ale powinnaś wiedzieć, że mamusia wychodzi dzisiaj na miasto.
Lake przytrafiło się coś najokropniejszego na świecie – jej mama poślubiła ojca tej diablicy, więc Ashley była jej przybraną siostrą.
Jej matki miało nie być cały wieczór, co oznaczało… Kurde, nie, nie, nie, nie, nie.
Patrząc na sadystyczną twarz Ashley, Lake poczuła, że musi coś szybko wymyślić.
– Przykro mi, ale ja i Adalyn coś już sobie zaplanowałyśmy. Ashley próbowała nie zakrztusić się od śmiechu.
– Ta, jakbyście w ogóle gdziekolwiek wychodziły, suki.
Lake miała już dość wszystkiego, co wydarzyło się tego dnia. Chciała postawić się Ashley.
– No to mam nadzieję, że będziesz się dzisiaj świetnie bawiła w domu, kiedy ja i Adalyn pójdziemy do Poison.
Gdy Ashley i jej przyjaciółkom opadły szczęki, Lake uśmiechnęła się szeroko. Raz w życiu udało jej się kompletnie uciszyć Ashley.
A teraz czas zwiewać!
Lake nie była głupia; wiedziała, kiedy należało spadać. Szczególnie, kiedy ma się do czynienia ze złem. Złapała Adalyn za rękę i przepchnęła się z nią tuż obok zszokowanej Ashley.
– Eee… Lake, kiedy postanowiłyśmy tam pójść? – Twarz Adalyn wyrażała kompletne zdumienie.
Lake od razu pożałowała swoich słów.
– Nie mogłam nic na to poradzić. Po prostu wyrzygałam te słowa! – W końcu doszło do niej to, co się wydarzyło i zaczęło jej odbijać. – Musimy tam pójść. Wiesz, że ona cały czas siedzi na Facebooku i będzie śledziła nasze tablice!
Każda dziewczyna z ich szkoły chciała pójść do Poison, czyli horrendalnie drogiego klubu dla nastolatków, tylko po to, żeby wstawić post na Facebooka. Jednakże większości dziewczyn nie pozwalano chodzić do tego pełnego napalonych ludzi miejsca, a nawet jeśli mogły, to nie potrafiły znaleźć sobie kogoś, z kim mogłyby pójść. Chłopcy ze szkoły publicznej albo byli na to zbyt spłukani, albo nie chcieli marnować pieniędzy na dziewczyny, jeśli nie mieli pewności, że na koniec randki będą coś z tego mieli.
– Słuchaj, wiesz, że z chęcią bym je zgasiła i poszła do Poison, ale skąd, do cholery, weźmiemy pieniądze na to, żeby się tam dostać? Wiesz, że rodzice kupili mi nowy telefon i ubrania tuż przed rozpoczęciem semestru, więc nie dadzą mi szybciej kieszonkowego. – Zaczynało jej odbijać – tak samo jak Lake.
Jest jeden sposób na to, żeby się tam dostać…
Lake przystanęła i złapała swoją przyjaciółkę za ramiona.
– Adalyn, jak bardzo mnie kochasz?
Chwilę zajęło, zanim Lake przywykła do neonowego oświetlenia klubu. Gdy tylko tak się stało, zrozumiała, dlaczego zdawało jej się, że w powietrzu czuła seks. Na parkiecie roiło się od ocierających się o siebie napalonych nastolatków.
Nawet nie zauważyła strefy, gdzie można było coś zjeść. Ona i Adalyn skupiły wzrok na jednej rzeczy. Pomyślała, że z pewnością nie można nazwać tego tańcem.
Lake poczuła, jak chłopak, z którym tu przyszła, łapie ją za rękę.
– Zatańczmy.
– Za chwilę, muszę skorzystać z łazienki. Sorry, wrócimy za chwilę, Michael. – Lake szarpnęła Adalyn za rękę i odeszła z nią szybkim krokiem.
Lake wiedziała dokładnie, co zrobić, by dostać się do Poison. Dwóch chłopaków ze szkoły błagało je przez cały rok, żeby poszły z nimi na randkę, więc tego dnia w końcu się zgodziły… Oczywiście pod jednym warunkiem.
Michaela i Tima nie obchodziło, ile będą musieli wydać, ponieważ mieli być pierwszymi chłopakami, z którymi Lake i Adalyn zgodziły się pójść na randkę. Dzięki temu mogli zyskać pełne prawo do przechwałek, a facetom tylko na tym zależy.
Więc pozostawało już tylko pytanie: dlaczego jeszcze nigdy nie były z nikim na randce? Cóż, to było skomplikowane.
Wreszcie znalazły się w łazience i mogły porozmawiać, słysząc dochodzące zza ściany dudnienie muzyki.
– Widziałaś twarz Michaela, kiedy powiedziałaś, że musisz iść do łazienki? – zachichotała Adalyn.
Lake zrobiła to samo.
– No, nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
– Miejmy nadzieję, że nasz plan wypali i nas nie znajdą.
W szkole musiały opracować jakiś plan i postanowiły wykorzystać stary scenariusz: „pójdźmy do łazienki, odczekajmy dziesięć minut, a następnie udajmy, że się zgubiłyśmy”. I módlmy się, że znajdą inne dziewczyny, z którymi postanowią zatańczyć.
Lake podeszła do lustra, żeby zobaczyć swoją transformację. Z pewnością nie zmieniła się za bardzo; miała na sobie tylko trochę więcej makijażu i sukienkę. Kupiły stroje w ulubionym sklepie Adalyn, korzystając z karty podarunkowej, którą ta dostała na Boże Narodzenie. Lake zapewniała ją, że ma co na siebie włożyć, ale kiedy jej przyjaciółka zobaczyła tę czarną sukienkę na wieszaku, namówiła Lake do przymierzenia jej. No i ostatecznie Adalyn kazała jej ją kupić.
Sukienka była niesamowicie krótka i ledwo zasłaniała tyłek, a góra była luźniejsza i odsłaniała nieco mniej. Lake była wyższa od innych dziewczyn i miała dłuższe nogi, a co zyskała na wzroście, to straciła na krągłościach. Chociaż Lake nie jadała mało, to nie wiedziała, gdzie to jedzenie szło, ponieważ niezmiennie pozostawała szczupła. Wierzyła, że seksowniejsza nie będzie, a „seksowna” i tak nie było słowem, którego użyłaby w stosunku do siebie.
Lake myślała o sobie jako o kimś przeciętnym, niewyróżniającym się. Miała proste jak drut, jasnobrązowe włosy i piwne oczy. Chociaż się malowała, to i tak wyglądała jak dziecko. Nawet grzywka na bok jej nie postarzyła.
Kończąc z krytykowaniem siebie, spojrzała na odbicie idealnej twarzy Adalyn w lustrze.
– Myślisz, że minęło już dziesięć minut?
Adalyn złapała Lake za rękę, gotowa opuścić azyl.
– Minęło już wystarczająco dużo czasu. Jestem gotowa zatańczyć!
Kiedy wyszły z łazienki, muzyka rozbrzmiała o wiele głośniej. Zmierzając szybkim krokiem w stronę parkietu, pochylały się nieco. Po chwili zaczęły przeciskać się między spoconymi parami, aż w końcu dotarły na środek. Przekonane, że nie zostaną zbyt szybko odnalezione, wyjęły telefony i zrobiły sobie kilka zdjęć.
– Chyba wystarczy! – krzyknęła Lake, gdy udało jej się zrobić sobie dobre zdjęcie. W tle znajdowała się para, która wysysała sobie twarze.
Podnosząc telefon, Lake postanowiła choć raz w życiu się zabawić. Cholera, skoro już tu jestem, to równie dobrze mogę to wykorzystać.
Zaczęła tańczyć z Adalyn. Nie mogłaby być szczęśliwsza. Razem organizowały wiele imprez z tańcami, kiedy Lake nocowała u Adalyn, a teraz w końcu znalazły się na prawdziwej.
Do kogo na tej boskiej ziemi należy ten słodki tyłek?
Vincent kompletnie zamarł, wpatrując się w perfekcję znajdującą się przed nim. Patrzył na dziewczynę z najdłuższymi i najbardziej seksownymi nogami, tańczącą w czarnej sukience, która powinna być nielegalna. Szczególnie, jeśli ma się taki cudowny tyłeczek.
– Kto to? Muszę ją, kurwa, poznać. – Vincent planował szczerze podziękować swoim przyjaciołom, Nerowi i Amo, że to wszystko ustawili. Może i przyszedł do Poison z inną dziewczyną i planował wziąć dla siebie także dziewczynę Nera, lecz teraz nie miało to już znaczenia. Dziewczyna trzęsąca tyłkiem w rytm muzyki z pewnością miała być o wiele lepszą opcją od trójkąta, jaki mógł zaliczyć.
Zaliczałem już trójkąty, ale ona… Właśnie jej pragnę.
Z pewnością miał konkurencję, sądząc po tłumie facetów otaczających ją i jej przyjaciółkę, jednak te ich odpychały. Chciałbym zobaczyć, jak odpycha mnie.
Vincent był w pełni gotowy, myśląc o całej tej zabawie i wspaniałym ostrym seksie, który go…
– Chwila, chyba je znam. – Neonowe światło rozbłysło, oświetlając twarze dziewczyn na kilka sekund. Wtedy nabrał pewności, że skądś znał dziewczynę w fioletowej sukience – przyjaciółkę tej seksownej.
Vincent w dalszym ciągu je obserwował, czekając, aż zwrócą się twarzami do niego i znowu rozbłyśnie światło. A gdy w końcu się to stało, zapragnął cofnąć czas.
– O kurwa, to moja siostra! – Zabiję Adalyn i spalę tę pierdoloną fioletową sukienkę.
– No, ale kim jest ta, którą muszę mieć w swoim łóżku? – Amo był równie oczarowany.
Z jakiegoś powodu Vincentowi nie spodobały się słowa Amo. Jego słowa zabrzmiały jak ponure mruknięcie, kiedy obserwował, jak seksowna dziewczyna odrzuca swoje długie, jedwabiste włosy:
– Lake, najlepsza przyjaciółka mojej siostry. Amo nie odrywał wzroku od jej tyłka.
– Cholera, ukrywałeś ją przed nami?
– Nie, stary. Znam ją od przedszkola, więc nawet, kurwa, o tym nie myśl. – Tym razem Vincent specjalnie zadbał o to, żeby ostatnia część tego zdania zabrzmiała jak warknięcie.
Starał się nie słuchać śmiechu Nera, którego najwyraźniej bawiła walka, jaką toczyły dwie głowy Vincenta. Nie myślę o niej w ten sposób. Nie myślę o niej w ten sposób…
– Kurde, stary, pomyśl tylko o tych wszystkich latach, które przez to przegapiłeś – zażartował Amo, w dalszym ciągu nie odrywając oczu od tyłka przyjaciółki jego siostry, przez co Vincent miał ochotę wyrwać mu je z głowy.
Zamorduję je.
– Już nie żyją. – Chociaż Vincent starał się utrzymać swoje ciało pod kontrolą, to przez śmiech Nero było mu trudno. Wtedy zjawiło się jakichś dwóch typów, którzy zaczęli obmacywać dziewczyny, a wtedy Vincent postanowił mieć w dupie opanowanie.
– Nie, to oni już nie żyją!
Wraz z upływem godzin, Lake i Adalyn złapały rytm i teraz już nic nie mogło ich powstrzymać. Dużo facetów próbowało się do nich przyłączyć, ale wszystkich od siebie odpychały. Tańczyły tylko ze sobą, co jeszcze bardziej przyciągało mężczyzn.
W pewnym momencie Lake zauważyła, że chłopcy, z którymi tutaj przyszły, w końcu je odnaleźli i dołączyli do grupki otaczających je mężczyzn. Postanowiła potraktować ich tak samo jak wszystkich innych próbujących ją obmacywać facetów i odpychała ich od siebie. Na szczęście nie oponowali za bardzo, poprzestając na oglądaniu tańczących przyjaciółek.
Właśnie wtedy Lake i Adalyn zostały pochwycone przez dwóch facetów, którym znudziło się to odtrącanie.
Puść mnie! Lake próbowała odepchnąć od siebie faceta i w tej samej chwili usłyszała, jak jej przyjaciółka woła:
– Vincent!
– Hę? – Zdezorientowana, z całej siły popchnęła przytrzymującego ją faceta. Gdy się odwróciła, zobaczyła Vincenta idącego w ich stronę.
O kurde. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Lake i Adalyn pomknęły do niego.
Otóż Vincent był bratem Adalyn. Cóż, tak właściwie, jej przyszywanym bratem. Byli niemowlętami, kiedy jego matka poślubiła ojca Adalyn. Więc Vincent i Adalyn nawet nie wiedzieli, że nie byli spokrewnieni, dopóki nie podrośli. Ponieważ byli w tym samym wieku, równie dobrze mogli być bliźniakami.
Nic się nie stało. Nie wie, że przyszłyśmy tu z chłopakami. Jednakże jego wkurzona twarz mówiła coś zupełnie innego.
– Co wy tu, kurwa, robicie? – warknął Vincent. Michael i Tim przyciągnęli je do siebie.
– Są z nami.
No, teraz wie.
Vincent wskazał chłopaków, których Lake i Adalyn próbowały od siebie odpędzić.
– Okej, w takim razie, kim wy, kurwa jesteście?
Nagle Lake i Adalyn znowu zostały gwałtownie odciągnięte przez tych samych dwóch obcych facetów, którzy nie lubili być odrzucani. Kiedy oni z tym skończą?!
Ten, który trzymał siostrę Vincenta, miał czelność się odezwać:
– My będziemy je dzisiaj pieprzyć. Więc znajdźcie sobie jakieś inne.
Lake poczuła, jak ktoś chwyta ją mocno za pośladek.
– Hej, puść mnie! – powiedziała, wymierzając mu cios na oślep.
Z kolei Adalyn pozostawała bardzo spokojna.
– Nie powinieneś był tego mówić.
Wzrok Lake powędrował na Vincenta – zaczął podwijać rękawy swojej czarnej koszuli. Z jakiegoś powodu w tej chwili ujrzała go w zupełnie innym świetle. Jednak nie rozumiała, dlaczego.
Vincent miał wszystko i zawsze wyglądał nieskazitelnie. Przystojna twarz, idealne blond włosy i bajeczne jasnoniebieskie oczy. Był bogiem. I, co najgorsze, świetnie o tym wiedział.
Podwinął rękaw do końca.
– Coś ci się, kurwa, pomyliło. Trzymasz moją siostrę i, niestety, jest to ostatnia dziewczyna, którą będziesz w stanie trzymać.
Lake zamrugała kilka razy. O ja pierdo…
– Ta suka nie jest twoją siostrą. – Facet trzymający Lake zaczął się śmiać. Spoglądając na nią, dodał – Wygląda na to, że jesteś moja.
W oczach Vincenta coś się zmieniło. Zacisnął szczękę.
– Biorę na siebie tych kutasów, a wy zajmijcie się tymi gnojkami, którzy je tu przyprowadzili.
Lake w końcu zauważyła dwóch chłopaków stojących obok Vincenta. Gdy zaczęli z uśmiechem podwijać rękawy, tak jak zrobił to przed chwilą Vincent, doszła do wniosku, że jeden z nich był straszny i przepiękny, podczas gdy drugi był duży i przerażający. Dziewczyny znowu zaczęły być szarpane na różne strony, ponieważ chłopcy, z którymi przyszły próbowali je odzyskać. To naprawdę zaczyna mnie już wkurzać!
– Stary, już myślałem, że nigdy nie poprosisz – powiedział przepiękny, łapiąc Vincenta za ramię.
– Później podziękujecie mi za to, że was tu przyprowadziłem – zaśmiał się duży. Teraz zdawał się jeszcze straszniejszy.
Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze.
Lake nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Stała w środku kręgu, słuchając ludzi krzyczących „Bójka! Bójka! Bójka!”. Naprawdę przypominało to film akcji rozgrywający się na jej oczach.
Omiotła wzrokiem scenę walki – trzech przyjaciół prało pozostałych facetów. Ci idioci nie mają szans. Straszny Przepiękny po prostu bawił się Michaelem, stojąc bez ruchu, udając, że pozwoli mu się uderzyć. Gdy tylko Michael się do niego zbliżał, Przepiękny szybko wymierzał mu cios w twarz. Cały czas robił to samo, a Michael cały czas się na to nabierał. Co za głupek.
Tim praktycznie zesrał się w gacie, kiedy spojrzał na przerażającego Dużego. Próbował uciec, ale oczywiście, nie udało mu się to. Duży chwycił Tima za szyję i podniósł go nad podłogę. Tim był od niego praktycznie o połowę mniejszy.
Vincent z kolei postanowił sprawić, żeby faceci, którzy obmacywali je na parkiecie, zapłacili za to, co zrobili. Naprawdę zapłacili. Gdy próbowali zaatakować go w tym samym czasie, Vincent robił unik i kończyło się na tym, że trafiali w siebie. Lake próbowała nie krzywić się, kiedy ten, który złapał ją za tyłek, znowu ruszył na Vincenta i tym razem udało mu się go zaskoczyć. Uderzył go kolanem w jądra i Vincent ukląkł.
Na szczęście szybko się pozbierał i od razu złapał chłopaka za głowę, a następnie uderzył go kolanem w twarz, przez co tamten upadł.
Czy on oszalał? Pomyślała, gdy Vincent się zaśmiał, podchodząc do faceta, który obmacywał Adalyn, a teraz klęczał i błagał Vincenta o zmiłowanie.
Vincent złapał go za koszulę i szarpnął, stawiając go na nogi.
– Ty gnojku – powiedział, wymierzając mu mocny cios w twarz.
– Sukinsyn! – Kolejny cios.
Facet upadł twarzą na podłogę.
Lake miała nadzieję, że na tym się skończy, ale oczywiście nie miała tyle szczęścia. Kiedy Vincent postawił stopę na dłoni faceta, próbowała oderwać wzrok, jednak nie potrafiła się do tego zmusić. Proszę, nie rób tego…
– Nigdy więcej nie dotykaj mojej siostry. – Vincent brzmiał morderczo.
On to zrobi! Lake rozpaczliwie próbowała zamknąć oczy na czas, lecz zanim się obejrzała, Vincent uniósł stopę, po czym gwałtownie ją opuścił. W końcu zacisnęła powieki, słysząc dźwięk łamanych kości i krzyk bólu.
Lake usłyszała śmiech i otworzyła oczy. Zobaczyła trzech zwycięzców śmiejących się z tego, co zrobili. Patrząc po zakrwawionych ciałach leżących na parkiecie, zmieniła zdanie o tym, co rozegrało się na jej oczach.
To był horror z psychopatycznym Vincentem w roli głównej.
Lake nie spodziewała się tego, co wydarzyło się potem; otóż w tłumie gapiów pojawiła się dziewczyna z włosami w kolorze truskawkowego blondu. Musiała być związana z tym Przepięknym, ale najwyraźniej nie spodziewała się go tam zobaczyć. Nie spodziewała się też tego, że podejdzie do niego dziewczyna w cekinowej sukience i obejmie go.
Lake patrzyła, jak pojawiają się dwie inne dziewczyny w identycznych cekinowych sukienkach i obejmują Vincenta oraz jego kolegę. Są na potrójnej randce. Z jakiegoś powodu nie mogła oderwać wzroku od blondynki trzymającej Vincenta w pasie; miała duże cycki i tyłek.
Kompletne przeciwieństwo mnie. Nie wiedziała, dlaczego o tym pomyślała, ani dlaczego w ogóle się tym przejmowała, ale coś w głębi duszy sprawiało, że tak było.
Wkrótce po tym, dziewczyna z włosami w kolorze truskawkowego blondu szybko odeszła, a faceci ruszyli za nią.
Lake zamarła, zszokowana tym, co się wydarzyło. Odwracając głowę, spojrzała swojej przyjaciółce w oczy.
– Co tu się, do cholery, wydarzyło?
Adalyn zerknęła w dół na faceta płaczącego u jej stóp, trzymającego się za rękę.
– Wydarzyło się za dużo testosteronu. Chodź. Musimy się stąd zmyć, zanim pojawią się tu gliny! – wrzasnęła Adalyn, ciągnąc za sobą Lake przez krew i zniszczenie.
Lake pchnęła duże, ciężkie drzwi i otworzyła szeroko oczy, widząc nacierającego na nie Vincenta.
– Co wy tu, do cholery, robicie?
Niedobrze. Szybko zaczęła obciągać sukienkę, żeby zakryć nogi, a następnie przytrzymała górę, starając się ukryć dekolt. Zarumieniła się, czując na sobie wzrok dużego przyjaciela Vincenta.
Lake zauważyła, że jej przyjaciółka też wygładza ubrania, a kiedy skończyła, otworzyła swoje niewyparzone usta.
– A jak ci się, do cholery, wydaje? Vincent się skrzywił.
Naprawdę niedobrze! Uniosła dłoń i wyrwała się z wyznaniem:
– Błagałam ją, żeby poszła ze mną potańczyć. To moja wina. Bez tych chłopaków nie udałoby nam się wejść. Ale nic z nimi nie robiłyśmy. – Lake spuściła wzrok, nie mogąc spojrzeć w jego jasnoniebieskie oczy.
Słyszała, jak Vincent bierze głęboki wdech.
– Dobrze. Nie możecie chodzić na randki, dopóki nie skończycie liceum. Nie obchodzi mnie, że to już za kilka miesięcy. Nikomu nic nie powiem, ale mam nadzieję, że już nigdy was tu nie spotkam.
Lake poczuła odrobinę ulgi i zaczęła kiwać głową. Dzięki Bogu. Spoglądając na wyzywające spojrzenie swojej przyjaciółki, uderzyła ją w rękę, zmuszając ją do zrezygnowanego skinienia głową.
Usłyszała brzęczenie metalu – Vincent wyciągnął w ich stronę rękę z kluczykami do samochodu.
– Idźcie do auta. Odwiozę was do domu.
Adalyn wyrwała mu z ręki kluczyki i obie puściły się biegiem przed siebie.
Lake nie była głupia; wiedziała, kiedy należało spadać. Szczególnie, kiedy ma się do czynienia z szaleńcami. Lake spędzała z Adalyn dużo czasu, więc znała tę mroczną stronę Vincenta. Kurde, on jest naprawdę szalony!
– Po powrocie do domu spalicie te pieprzone sukienki! – zawołał Vincent, przekrzykując dźwięk ich obcasów uderzających o chodnik.
Lake domyśliła się, że powiedział to, ponieważ Adalyn rozpaczliwie starała się przytrzymywać swoją fioletową sukienkę, żeby nie podciągała się do góry. Lake instynktownie zaczęła obciągać swoją sukienkę, co się jej nie udawało, bo biegła zbyt szybko.
Znowu usłyszała jego głos, tym razem o wiele spokojniejszy:
– Tak właściwie, to oddajcie mi je. Sam chcę się ich pozbyć. Lake i Adalyn spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Co, do cholery? Czemu?
Szybko znalazły samochód Vincenta i Adalyn wcisnęła przycisk odblokowujący drzwi. Pokonawszy pozostały dystans, Lake z rozmachem otworzyła tylne drzwi od strony kierowcy, a Adalyn przednie drzwi od strony pasażera.
– Chwila, nie powinnam siadać z przodu, prawda? – wyszeptała Adalyn.
– Ee, nie! – krzyknęła cicho Lake do swojej przyjaciółki, wskakując do ciemnego samochodu.
Chwilę później Adalyn dołączyła do niej na tyłach. Lake ucieszyła się, że przyjaciółka skorzystała z jej rady.
Kiedy w końcu zamknęły za sobą drzwi, Lake odważyła się odezwać.
– Adalyn, tylko nie otwieraj ust, chyba, że będziesz chciała go przeprosić. Nasi ojcowie nie mogą się o tym dowie…
Adalyn przewróciła oczami.
– Wiem, wiem. Jezu, do dupy, że nie możemy chodzić na randki. Ale przynajmniej świetnie się dzisiaj bawiłam!
Lake musiała przyznać, że sama też dawno się tak dobrze nie bawiła. Okej, nigdy. Ale wtedy Vincent zjawił się znikąd i wszystko zepsuł.
– No, dopóki twój nienormalny brat…
Drzwi od strony kierowcy otworzyły się z rozmachem…
Wystarczyło dwadzieścia minut, żeby zniszczyć Vincentowi wieczór. Jednak wreszcie się uspokajał… a przynajmniej próbował.
Co Adalyn sobie, kurwa, myślała?
Chwytając za klamkę drzwi samochodu, usłyszał wydobywający się na zewnątrz przytłumiony głos Lake.
– Tak, dopóki twój nienormalny brat…
Nie, co Lake sobie, kurwa, myślała?
Cóż, próbował się uspokoić.
O kurde. Usłyszał mnie?
Vincent włączył silnik.
– Co mówiłaś, Lake?
O kurde. Usłyszał.
Lake próbowała powstrzymać swój głos od drżenia.
– J-ja nic nie mówiłam.
– Tak, mówiłaś – stwierdził rzeczowo, ruszając.
– N-nie. Nie mówiłam.
– Nie, nie mówiła – zgodziła się z przyjaciółką Adalyn, próbując pomóc.
Vincent spojrzał w lusterko wsteczne, skupiając swój wzrok na Lake.
– Więc nie powiedziałaś przed chwilą „twój nienormalny brat”?
Lake spojrzała w jego straszne oczy widoczne w lusterku wstecznym, wyzywające ją do tego, żeby skłamała.
Skłam.
– N… – Nie kłam. – Tak.
Patrząc na niego, żałowała, że nie może zmienić swojej odpowiedzi.
Chwila, on chciał, żebym skłamała?
Z jego twarzy można było wyczytać jasny przekaz: nie okłamuj mnie.
Rozmawiała z nim już niezliczoną ilość razy, ale nie miała pojęcia, jak sobie radzić z tym nowym Vincentem. Zabawa w prawdę czy wyzwanie nie wchodziła w grę – Lake nie była ani na tyle odważna, ani doświadczona, by wygrać.
– Wiesz, tak właściwie zachowałeś się naprawdę nienormalnie, kiedy zmiażdżyłeś tamtemu facetowi dłoń – stwierdziła Adalyn.
I tak po prostu Vincent wrócił do normalności.
– Przesadziłem? – zaśmiał się Vincent.
O mój Boże. On jest nienormalny.
– Nom, tylko troszkę. Ale, hej, tak jakby mu się należało. – Adalyn wzruszyła ramionami.
Oboje są nienormalni.
– Nie mogę uwierzyć w to, że Nero naprawdę znalazł sobie dziewczynę – oznajmiła z zaskoczeniem Adalyn.
Lake zerknęła na nią.
– Który to Nero? Adalyn uśmiechnęła się.
– Ten przystojny.
Powinnam była wiedzieć, że Przepiękny będzie miał tak na imię. Lake nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła uśmiech przyjaciółki.
– Aha. A ten duży to…? Adalyn przewróciła oczami.
– Amo.
Oczywiście, że tak.
Lake zobaczyła, że Vincent znowu wbił gniewny wzrok w lusterko. Cholera, o co mu znowu chodzi?
Postanowiła go zignorować.
– Czy oni – Lake zniżyła głos do szeptu – są w mafii? Vincent wybuchnął śmiechem.
– Dlaczego powiedziałaś to szeptem?
– Ponieważ myślałam, że takich rzeczy nie powinno się mówić na głos!
On naprawdę przyprawia mnie o zawrót głowy – Lake, w pobliżu nikogo nie ma. Kurwa, przecież twój ojciec też jest w mafii. – Vincent nadal brzmiał na rozbawionego.
Odwróciła głowę i wyjrzała przez okno, czując zażenowanie. Prawdę mówiąc, nie wiedziała zbyt wiele na temat mafii. Wiem tyle, żeby nie chcieć wiedzieć więcej.
Lake wiedziała, że tak zwani członkowie rodziny oznaczali tylko i wyłącznie kłopoty. Jej tata zmienił się w hazardzistę, prawdopodobnie przez te wszystkie okropne rzeczy, które musiał robić. Niemal każdy członek mafii był rozwiedziony. Jeśli w ogóle któryś z nich decyduje się na ślub. Większość żon w mafii szybko stawała się wdowami. A to tylko te, które miały szczęście i nie zostały w nic wplątane, tracąc przy tym życie. Więc, tak, nie wiedziała nic na ten temat, ponieważ nigdy nie chciała się niczego dowiadywać.
Na szczęście miała szansę na ucieczkę. Na pewno nie zamierzam zostawać żoną gangstera.
– Cóż, to nie jest coś, czym lubię się chwalić – przyznała. Znowu spojrzał jej w oczy, patrząc w lusterko.
– Ale jest to częścią twojego życia.
– Już nie na długo. – Jej powiązanie z mafią było bardzo nieistotne, więc nie będzie opłacało im się jej szukać, kiedy już skończy szkołę i osiemnasty rok życia. Zamierzała się wyprowadzić i pójść do college’u, zostawiając to wszystko za sobą.
Mogłaby przysiąc, że w jego twarzy zobaczyła rozczarowanie, ale jego następne słowa sprowadziły ją na ziemię.
– A tak w ogóle, to nasi ojcowie są w mafii, nie my. Przynajmniej jeszcze nie. – Był pewien swojej przyszłości.
Lake od zawsze wiedziała, że Vincent pójdzie w ślady swojego ojca. Jego ojciec zajmował zbyt wysoką pozycję w rodzinie, żeby Vincent miał obrać inną ścieżkę. Ten sam los czekał Nero i Amo. Mieli to we krwi – wystarczyło spojrzeć na to, jak się bili. To byli urodzeni gangsterzy.
Reszta drogi do domu minęła w ciszy i mogła zostać podsumowana jednym słowem: niezręczna.
Vincent przerwał milczenie dopiero, kiedy parkował na podjeździe.
– Trzymajcie się blisko mnie i idźcie do mojego pokoju, a ja sprawdzę, czy droga jest wolna. Jeśli mama i Sam przyłapią was w tych ubraniach, nie będę mógł wam pomóc.
Lake i Adalyn zgodziły się na jego plan, wysiadły z samochodu i ruszyły tuż za nim. Lake była wdzięczna, że pokój Vincenta, który głównie pełnił rolę sypialni dla gości, znajdował się na parterze tuż obok drzwi wejściowych.
Gdy zamknęły za sobą drzwi pokoju Vincenta, Lake odetchnęła z ulgą. Wystarczyło już tylko czekać w ciszy i ciemności na Vincenta, który miał im powiedzieć, czy nikogo nie było w pobliżu.
Lake z pewnością miała za sobą dzień obfitujący w wiele zdarzeń, który wypełniony był, jak na jej gust, zbyt dużą ilością dramatów.
Dzięki Bogu to już koniec.
Vincent powoli obszedł dom, nie mogąc się skupić. Musiał się opanować. Każdy dzień był dla niego nieustającą walką, a teraz jego umysł i ciało toczyły ze sobą bitwę.
Jego ciało było kompletnie niezaspokojone, ponieważ był na sto procent pewien, że przeleci dzisiaj dziewczynę, z którą był na randce i na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewien, że przeleci też dziewczynę, z którą był na randce Nero. Do cholery, jego dziewczyna złapała go pod stołem za krocze, rozbudzając w nim pożądanie. A kiedy zobaczył tańczącą Lake, jego członek zamienił się w kamień. Chyba jeszcze nigdy nie był tak twardy.
Kurwa!
Vincent poczuł ból w kroczu i teraz miał pewność, że nigdy nie był tak twardy. Oznaczało to więcej, niż można by się spodziewać, bo przeleciał każdą seksowną dziewczynę z prywatnej szkoły, do której uczęszczał. Była to Legacy Prep, więc chodziło tam dużo bogatych, seksownych dziewczyn z cholernie seksownymi matkami. Ostatecznie zdał sobie sprawę z tego, jak poważny był stan jego członka, kiedy pomyślał o tym, z iloma szokująco napalonymi, doświadczonymi milfami1 spał. Jeśli ktoś żyjąc w dwudziestym
pierwszym wieku tego nie wie, to trzeba mu to jasno powiedzieć, że to oznacza matkę, którą chciałbym przelecieć, przelecieć, przelecieć!
Vincent na nikogo nie wpadł, więc wrócił do salonu i usiadł na kanapie. Jeśli spojrzałby w tej chwili na Lake – ubraną w tę pieprzoną sukienkę – to przypomniałby sobie, jak tańczyła. Było mu ciężko nawet teraz, a przecież jej nie widział.
Okej, a teraz posłuchaj głosu rozsądku. Vincent zrobił głęboki wdech. Myślisz o Lake. Zrobił kolejny głęboki wdech. Najlepszej przyjaciółce twojej siostry. Kolejny głęboki wdech. Byłeś po prostu napalony i chciałeś kogoś przelecieć. Robiąc ostatni głęboki wdech, w końcu odzyskiwał trzeźwość umysłu.
Vincent ucieszył się, że to już koniec. Zamierzał obudzić się następnego dnia i nie myśleć o Lake, a później pieprzyć się dziko z jakąś dziewczyną. A tak właściwie, czemu by nie zaliczyć trójkąta, który miałem mieć dzisiaj?
Kiedy wstawał z kanapy, jego penis w końcu był nieco okiełznany. No co? Wzwód epickich rozmiarów tak po prostu nie zniknie.
Vincent był gotowy znowu stanąć twarzą w twarz z Lake, ponieważ wreszcie był spokojny i opano…
Co to, do cholery?
Wbił wzrok w torebkę stojącą na stoliku kawowym. Sięgnął w głąb i wyjął z niej coś, co leżało wepchnięte między kilka teczek i papierów. Otworzył okrągłe pudełeczko, dobrze wiedząc, co znajdowało się w środku. Obok nazw dni tygodnia ujrzał małe tabletki i znowu zaczął tracić nad sobą panowanie.
Jeśli to należy do Adalyn, to, kurwa, zabiję tego sukinsyna, który ją dotknął. A gdy pomyślał o drugiej opcji, że należy to do Lake, doszedł do tego samego wniosku.
Usłyszał wydobywający się z głębi niego głos, który kazał mu wziąć głęboki wdech. Zamknij się, kurwa.
Światła zostały nagle włączone i Lake ujrzała potwora, stojącego w drzwiach pokoju. Zaczęła szybciej oddychać, zastanawiając się, co mogło się wydarzyć przez te pięć minut, gdy tu czekała. Czy ktoś umarł?
Kiedy Vincent zamknął za sobą drzwi, Adalyn odezwała się, brzmiąc, jakby była na granicy łez:
– Co się stało? Co to?
Vincent pokazał im, co trzymał w dłoni, nadal nic nie mówiąc. Adalyn i Lake zrobiły wydech. Zdawało im się, że wstrzymywały oddech przez całą wieczność.
Och, dzięki Bogu. Nikt nie umarł.
– Jezu Chryste, Vincent! Przeraziłeś nas! – powiedziała Adalyn, próbując złapać oddech.
Vincent włożył tabletki do kieszeni i mrożącym krew w żyłach głosem powiedział:
– Do kogo to, kurwa, należy?
W końcu Lake i Adalyn zdały sobie sprawę z tego, że znajdowanie pigułek antykoncepcyjnych było tylko odrobinę gorsze od znajdowania martwego członka rodziny.
Adalyn uniosła dłonie.
– Okej, Vincent. Po prostu postaraj się uspokoić i posłuchaj.
– Zaczęła się sztucznie śmiać. – Uwierz mi, kiedyś wszyscy będziemy się z tego śmiać. – Jednakże, kiedy zobaczyła wyraz twarzy mężczyzny, śmiech zamarł jej na ustach.
Cholera jasna, ktoś naprawdę umarł i tym kimś jestem ja.
– Istnieją dwie pieprzone zasady, których każda dziewczyna należąca do rodziny musi przestrzegać: jeden, nie może chodzić na randki, dopóki nie będzie dorosła i nie skończy liceum. I dwa, może się pieprzyć tylko po ślubie i otrzymaniu błogosławieństwa rodziny. – Vincent zaczął mówić bardzo cicho. – Wiesz, że nie możesz brać pigułek antykoncepcyjnych, tym bardziej, że jesteś niepełnoletnia. Jednej nocy złamałyście wszystkie pierdolone zasady.
Lake chciała uciec i ukryć się gdzieś. Znała te zasady – zostały one stworzone dla bezpieczeństwa dziewcząt oraz zachowania zdrowia psychicznego rodziny.
Vincent zaczął mówić coraz głośniej, spoglądając to na jedną z dziewczyn, to na drugą.
– Więc, do kogo to, kurwa, należy? Adalyn wbiła wzrok w podłogę.
– Ee…
Lake spojrzała Vincentowi prosto w oczy.
– Są moje.
Vincent wbił wzrok w Lake.
– Adalyn, wyjdź. Adalyn się nie ruszyła.
– Do pokoju. Teraz! – warknął Vincent.
Adalyn wyszła dumnym krokiem, pozostawiając swoją przyjaciółkę za zamkniętymi drzwiami.
Lake zaczęła szybko oddychać, patrząc na obserwującego ją bez słowa Vincenta. Próbowała oderwać od niego wzrok, ale bała się, co by zrobił, gdyby się na to odważyła.
Vincent poczekał do ucichnięcia kroków Adalyn.
– Pieprzysz się z tym kolesiem, z którym byłaś dzisiaj w klubie?
Hę? Co? Nie! Za kogo on się uważa?
Lake była wściekła, że miał czelność coś takiego powiedzieć.
– Już ci mówiłam, że wykorzystałyśmy ich, żeby dostać się do klubu. Nawet z nimi nie tańczyłyśmy! Ale z ciebie dupek. Nie pomyślałeś chociażby o tym, że biorę pigułki antykoncepcyjne, ponieważ mam beznadziejny okres?
– Słucham? – Vincent zrobił krok w przód. Lake miała już dość bycia zastraszaną.
– To było w mojej torebce. Nie miałeś prawa w niej grzebać. A nawet gdybym się z nim pieprzyła, to nie byłby to twój zasrany interes!
Kurde, kurde, kurde! Lake naprawdę chciała cofnąć te słowa. Patrzyła, jak Vincent robi kolejny krok w przód, a sama zrobiła krok w tył.
W jego jasnoniebieskich oczach czaiło się niebezpieczeństwo, kiedy przesuwał wzrokiem po jej ciele.
– Laleczko, to się staje moim interesem, kiedy wkładasz taką sukienkę.
Jeszcze nikt nigdy tak na nią nie patrzył i była pewna, że to był dobry moment, żeby zacząć się go bać. Tak właściwie, to Lake była cholernie przestraszona, chociaż to nie Vincenta się bała; bała się tego, jak jej ciało reagowało na jego słowa. Co on ze mną robi?
Nogi zaczęły jej drżeć i zrobiła kolejny krok w tył, starając się zachować dystans między sobą a Vincentem. Jednak wolna przestrzeń się skończyła i uderzyła nogami o łóżko, a następnie na nie upadła.
Po raz drugi tej nocy Lake zaczęła postrzegać Vincenta inaczej, patrząc, jak w końcu pokonuje dzielący ich dystans. Oddychał ciężko, stojąc nad nią. Jego nogi dotykały jej ud.
Czy to…? Czy to się dzieje naprawdę?
Vincent wyglądał zbyt idealnie. Była pewna, że nikt nie mógłby być bardziej idealny od niego.
Vincent zapytał cicho:
– Lake, jesteś dziewicą?
Lake nerwowo zwilżyła wargi. Powoli pokiwała głową.
– Tak.
Wyciągnął rękę i koniuszkiem palca dotknął jej podbródka, unosząc jej twarz ku sobie.
– A czy ktoś cię kiedykolwiek całował albo dotykał?
– Nie – wyznała szeptem.
Vincent przesunął palec do góry, a następnie musnął nim jej dolną wargę.
– To dobrze. – Przerwał. – A teraz, jeśli znowu pójdziesz z jakimś typem na randkę, odetnę mu rękę. Jeśli się z kimś prześpisz, to odetnę temu komuś fiuta. A jeśli znowu zobaczę, jak tańczysz w takiej sukience, to, laleczko, twoje dni jako dziewicy będą policzone. Rozumiemy się?
Lake mrugnęła. Czy on to powiedział naprawdę?
Szybko nachylił się nad nią i chwycił tył jej głowy, żeby unieść ją jeszcze wyżej.
– Rozumiemy się?
O jejku. Próbowała walczyć z ciepłem narastającym w jej brzuchu. Nie miała pojęcia, dlaczego, do cholery, podobało jej się to, że zachowywał się jak kompletne przeciwieństwo uroczego faceta.
Nie zgadzaj się.
– Tak.
– Grzeczna dziewczynka. A teraz się nie ruszaj.
Co? Cze…?
Lake nagle poczuła jego usta na swoich. Nawet za milion lat nie pomyślałaby, że jej pierwszy pocałunek będzie z Vincentem. Na początku pocałunek był delikatny i Lake czuła, jak jej wnętrzności robią fikołki, ale wkrótce Vincent zaczął całować ją namiętniej, ssąc jej dolną wargę. Lake miała wrażenie, jakby mogła polecieć do nieba, czując jego usta na swoich i jego dłonie we włosach. Tak właściwie nie wiedziała, czy odwzajemniała pocałunek, lecz to miało się zmienić.
Przepełniona pożądaniem, przez które nie mogła powstrzymać się od dotknięcia Vincenta i odwzajemnienia pocałunku, Lake zaczęła naśladować ruchy chłopaka i ssać jego dolną wargę. Następnie wyciągnęła ręce do góry i złapała go delikatnie za głowę. Nie była nawet świadoma tego, co robiła, dopóki Vincent nie przyśpieszył i nie pogłębił pocałunku.
Lake jęknęła w jego usta i pociągnęła go za włosy, przyciskając go do siebie.
Właśnie wtedy Vincent nagle przestał ją całować.
– Powinnaś już iść.
Nadal była nieco oszołomiona. Wpatrywała się w niego.
– Powinnaś już iść – powtórzył, tym razem nieco ostrzej.
Co z nim jest, kurwa, nie tak?
Lake zeskoczyła z łóżka i popchnęła go.
– To ty mnie, kurwa, pocałowałeś! – Szybko podeszła do drzwi, nie mogąc już znieść przebywania w jego obecności.
Kiedy otworzyła drzwi, powiedział:
– Powiedz Adalyn, żeby zniosła tu te pieprzone sukienki.
– Pierdol się, Vincent. – Lake zatrzasnęła za sobą drzwi.
Lake była zła. Nie, tak właściwie, to Lake była wściekła. Nie musiał mnie tak traktować!
Z rozmachem otworzyła drzwi do pokoju Adalyn i od razu wbiegła do jej garderoby, zrywając z siebie sukienkę.
– Lake, wszystko w porządku? – zawołała Adalyn zza drzwi.
– Wszystko świetnie – wymamrotała Lake.
– Co się stało?
Rozważała przez chwilę, czy powiedzieć prawdę.
– Nic. Zupełnie nic. – Nie zamierzała mówić swojej najlepszej przyjaciółce o tym, że całowała się z jej bratem. Poza tym, w ten sposób mogła okłamywać także siebie.
Po przebraniu się w starą koszulkę i szorty, Lake otworzyła drzwi i zobaczyła Adalyn leżącą w piżamie na łóżku.
– Twój brat kazał ci przynieść nasze sukienki – warknęła Lake, rzucając swoją sukienkę na łóżko.
– Ee, okej… – Adalyn zaczęła wygrzebywać się z pościeli.
– Nie, tak właściwie, to ja to zrobię. – Lake podniosła swoją sukienkę i wzięła tę należącą do Adalyn z komody. Zeszła po schodach i ruszyła w stronę pokoju Vincenta.
Puk, puk, puk.
Vincent otworzył drzwi i ujrzał słodko uśmiechającą się do niego Lake, która rzuciła mu sukienkami prosto w twarz.
– Co do…?
– Dobranoc. – Szybko odwróciła się na pięcie, nie czekając, aż przestanie być zszokowany. Lake nie była głupia; wiedziała, kiedy uciekać w cholerę. Szczególnie, jak się igra z ogniem.
Wróciła na górę i weszła do pokoju Adalyn, a następnie położyła się obok niej na łóżku. Przez kilka minut panowała cisza.
– Lake, na pewno wszystko w porządku?
Lake odwróciła się na bok, nie chcąc leżeć twarzą do swojej przyjaciółki.
– Tak, nic mi nie jest.
Poczuła ulgę, gdy Adalyn wyłączyła lampę, nie zadając już więcej pytań. Lake nie wiedziała nawet, jak mogłaby zacząć taką rozmowę. O, hej, właśnie całowałam się z twoim bratem. Nie, Lake zamierzała zabrać tę informację ze sobą do grobu.
Godzinami leżała w łóżku, aż w końcu już nie mogła tego znieść. Uznała, że poczucie winy nie daje jej spać, ale – szczerze mówiąc, to nie o to chodziło. Vincent rozpalił w niej iskierkę, której nie zgasił, więc ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Lake nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego, więc dlatego wytłumaczyła to sobie poczuciem winy.
Nie mogła przestać bezustannie odtwarzać w swojej głowie tej chwili. To, jak Vincent…
Przestań!
Lake wyszła z łóżka, starając się nie obudzić Adalyn. Po prostu musiała się trochę rozciągnąć.
Usiadła w wykuszu, spoglądając na nocny pejzaż malujący się za oknem. Nie wiedziała, co czuć ani co myśleć o swoim pierwszym pocałunku, lecz ostatecznie postanowiła się nim cieszyć.
Na podwórku zobaczyła coś, co przykuło jej uwagę. Wszystko spowijały ciemności i nie było widać nic poza poruszającym się połyskującym kształtem. Jednak kiedy kształt ten dotarł do oświetlonego podjazdu, poczuła ucisk w żołądku.
Tym połyskującym czymś była złota błyszcząca suknia. Lake znała tę sukienkę – miała ją na sobie dziewczyna, którą Vincent zabrał na randkę. Co prawda Lake myślała, że ta randka została przedwcześnie zakończona, ale w rzeczywistości została tylko wstrzymana. Dziewczyna trzymała w ręku swoje buty na obcasie, idąc do samochodu zaparkowanego w dole ulicy i chociaż Lake była naiwna, to wiedziała, jak wygląda niesławny spacer wstydu.
Wchodząc z powrotem do łóżka, poczuła spływającą jej po policzku łzę. Jestem taka głupia.
Szansę na pierwszy pocałunek miało się tylko jedną, a szansa Lake została zmarnowana. W końcu zdała sobie sprawę z tego, co czuła. Głęboką, osobistą urazę.
– Obudź się, mama zrobiła śniadanie!
Lake czuła otumanienie, kiedy obudziła ją Adalyn. Nawet nie miała pojęcia, jak długo spała. Jej oczy zdawały się spuchnięte od łez, które w nocy cicho wypłakała, więc dokładnie opłukała noszącą ślady płaczu twarz, po czym zeszła na śniadanie. Postanowiła zejść na dół, ponieważ uznała, że Vincent nie obudzi się do popołudnia.
Lake zajęła miejsce przy stole, ciesząc się swoim poprawnym rozszyfrowaniem Vincenta. Mam farta.
Zaczęła zapełniać swój talerz naleśnikami i bekonem.
– Dziękuję, Carlo. To wszystko pachnie… – Jej uwagę przyciągnął człapiący w ich stronę Vincent. Miał na sobie tylko krótkie spodenki.
Albo i nie mam.
Lake szybko zwróciła głowę z powrotem w stronę rodziców Adalyn.
– Pysznie.
Carla uśmiechnęła się do niej.
– Dziękuję.
Kiedy Vincent usiadł u szczytu stołu, obok Lake, ta starała się na niego nie patrzeć. Po prostu zjedz swój bekon.
– Więc co porabiałyście wczoraj wieczorem? – zapytał Vincent, nakładając sobie jedzenie.
Lake i Adalyn szybko spojrzały na uśmiechniętego Vincenta.
Co, do cholery?
– Byłyśmy tu i tam. No wiesz, zaszłyśmy do centrum handlowego, zjadłyśmy coś, poszłyśmy do kina – odpowiedziała Adalyn.
Lake zauważyła, że wyglądał jak gówno. No, gównianie jak na boga. Hmm, ja też potrafię w to grać.
– Długa noc, co? – Lake wpatrzyła się w niego, wkładając do ust kawałek bekonu.
Vincent zaczął powoli przeżuwać jedzenie, patrząc jej w oczy.
– No.
Lake nie zamierzała przerwać kontaktu wzrokowego; chciała zobaczyć jego reakcję.
– Wychodziłeś gdzieś w nocy? Bo mogłabym przysiąc, że widziałam, jak ktoś wychodzi z domu, kiedy wyjrzałam przez okno w drodze do łazienki.
Vincent odchylił się w krześle.
– Nie, to nie byłem ja.
W jego niebieskich oczach pojawiła się na chwilę złość, która jednak od razu znikła.
– Zobaczyłaś kogoś na podwórku? – zapytał zaniepokojony Sam.
– Och, nie, ona na pewno… To nie było nic takiego. Pewnie tylko sobie coś wyobraziłam.
Vincent zaczął krztusić się sokiem pomarańczowym.
Lake rozpaczliwie próbowała się nie roześmiać, ale nie zdołała powstrzymać się od chichotu. Z dumą wpatrywała się w niego, pokazując mu, że wygrała.
– Nie masz nic przeciwko, co? – Zabrał ostatni kawałek bekonu z jej talerza.
– Och, nie, wcale – odparła, po czym dodała pod nosem – to nie jest pierwsza rzecz, jaką zabrałeś mi bez pytania.
– Cóż, nie zrobiłbym tego, gdyby nie wyglądał tak dobrze.
O… cholera. Nie miała pojęcia, czy to miał być komplement, czy nie.
Postanawiając zakończyć sprzeczkę – lub raczej z braku pomysłu na odpowiedź – w końcu zauważyła, że Sam, Carla i Adalyn patrzą na nią i na Vincenta jakby oszaleli.
Poczuła zażenowanie, więc szybko przełknęła jeszcze kilka kęsów, a następnie odłożyła widelec.
– Chyba zadzwonię po mamę, żeby mnie odebrała.
– Odwiozę cię – odezwał się Vincent.
– Nie, nie trzeba. – Lake posłała mu spojrzenie mówiące „nie ma mowy”. – Nie ma potrzeby, żebyś wychodził z domu.
Vincent uśmiechnął się.
– I tak chciałem pojechać do taty.
– Mama nie będzie miała…
– Nie ma potrzeby, żeby twoja mama wychodziła z domu.
– Wstał od stołu i ruszył do swojego pokoju. – Wezmę szybki prysznic. Masz pięć minut.
W ten sposób odzyskał jej wygraną, którą sobie zapewniła wcześniej. Lake nie mogła się nie zgodzić – nie chciała robić sceny.
Boże, ale ja go nienawidzę.
Lake zrobiła głęboki wdech, stając przy drzwiach od strony pasażera. Wolałaby siedzieć z tyłu, ale to byłoby dziecinne. Chwila, może nie aż tak bardzo dziecinne? Nie, zdecydowanie dziecinne. Okej, niech będzie!
W końcu otworzyła drzwi i szybko wsunęła się do ciemnego wnętrza pojazdu, a następnie zapięła pas. Lake wbiła wzrok prosto przed siebie, nie chcąc patrzeć na Vincenta. Nigdy wcześniej nie pytał mnie, czy może zawieźć mnie do domu, a musiał to zrobić akurat teraz.
Kiedy samochód nie ruszył z miejsca, Lake zerknęła kontem oka na Vincenta. Pięć sekund później odwróciła w jego stronę głowę.
Vincent po prostu siedział, wpatrując się w nią. Wprawiało ją to w zakłopotanie.
– No i? Zamierzasz wyjechać jeszcze dzisiaj?
– Tak, ale chyba muszę wiedzieć, dokąd jechać, nie?
O kurde, racja… To było jasne, że się denerwowała.
– Ee, mieszkam… – Lake zaczęła rozmyślać nad tym, co zrobić. Nie lubiła mówić ludziom, gdzie mieszkała i dlatego zawsze odbierali ją rodzice.