W pogoni za Veronicą - Isabelle Ronin - ebook + audiobook + książka

W pogoni za Veronicą audiobook

Ronin Isabelle

0,0

Audiobook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Caleb Lockhart miał wszystko: ogromną fortunę, szacunek otoczenia i świetlaną przyszłość, a do tego był świetnie zbudowany i obłędnie przystojny. Nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Tymczasem jedno przypadkowe spotkanie zmieniło wszystko. Pewnego piątku w klubie, gdzie spędzał czas z przyjaciółmi, zobaczył tajemniczą kobietę w pięknej czerwonej sukience.

Urocza kobieta w czerwieni nazywała się Veronica Strafford i właśnie straciła wszystko. Tego dnia została wyrzucona z domu. Do klubu przyszła, aby choć na chwilę zapomnieć o swoim położeniu. Nie do końca wiedziała, dlaczego wybawiła Caleba z niezręcznej sytuacji. Ale już tego samego wieczoru zielonooki milioner uratował ją z dużo groźniejszej opresji. A potem zaoferował bezinteresowną pomoc.

Po raz pierwszy w życiu Caleb poczuł, że kogoś pragnie. Intensywnie, głęboko, na całe życie. Veronica nie odwzajemniała jego uczuć. A nawet jeśli w jej oczach czasami zabłysła jakaś iskra... to gasła zbyt szybko. Kobieta w Czerwieni - jak ją nazywał - nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a on nie wiedział, co zrobić, aby zmieniła zdanie. Chciał ją chronić. Chciał dawać jej radość i wywoływać uśmiech na jej twarzy. Ale ona wciąż mu się wymykała. Wciąż musiał za nią biec...

Ona była jak płomień. On dla niej był gotów na wszystko!

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 32 min

Lektor: Czyta: Klaudia Bełcik
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
iCate0

Dobrze spędzony czas

Omg, jakie to było fajne! Wciągnęłam się totalnie i potrzebuję drugiego tomu na juuuż!
10


Podobne


Isabelle Ronin

W pogoni za Veronicą

Przekład: Agnieszka Górczyńska

Tytuł oryginału: Chasing Red (Chasing Red #1)

Tłumaczenie: Agnieszka Górczyńska

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

ISBN: 978-83-283-8218-3

Copyright © 2017 by Jennilyn Patiu

The author is represented by Wattpad.

No part of this publication may be reproduced, stored in a retrieval system, or transmitted in any form, or by any means, electronic, mechanical, photocopying, recording or otherwise, without permission in writing from the publisher.

Polish edition copyright © 2022 by Helion S.A. All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttp://beya.pl/user/opinie/wpozav_ebookMożesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63 e-mail: [email protected]: http://beya.pl

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dla moich Czytelników serwisu Wattpad. Naleśniki?

Rozdział 1.

Caleb

Parkiet lśnił, a czerwone i zielone światła laserów co rusz wydostawały się z obracających się na suficie świateł. Był piątkowy wieczór, zatem klub wypełnił się po brzegi ludźmi roztańczonymi i skaczącymi w rytm muzyki serwowanej przez DJ-a. Podłoga wręcz pulsowała pod moimi stopami, a przed rozgrzaną atmosferą wieczoru nie można było uciec. Moje oczy wędrowały po ściśniętym tłumie, który przypominał pingwiny skulone na mrozie. Wariactwo.

— Co z tobą, do diabła? — Cameron wrzasnął mi do ucha, uderzając mnie przy tym przyjacielsko w ramię. Jego lodowato niebieskie oczy lśniły w słabym świetle. — To była czwarta laska, której dzisiejszego wieczora dałeś kosza.

Wzruszyłem tylko ramionami. Prawdę mówiąc, mówienie, że znudził mi się przypadkowy seks i monotonne flirtowanie, wydawało mi się nieco żałosne. W porządku, nie mam nic do seksu, ale ostatnio czułem się niespokojny i szukałem czegoś innego — może wyzwania, a może dreszczyku emocji gonienia za króliczkiem.

Popiłem piwo.

— Jeśli codziennie jadłbyś to samo, też poczułbyś znudzenie — odpowiedziałem.

Justin wybuchnął śmiechem. Jego nażelowane blond włosy nawet nie drgnęły, gdy komicznie potrząsał głową i piwem na parkiecie.

— O rany, tylko popatrz, stary. Cholera jasna! — wykrzyknął i zaraz potem zagwizdał.

Na samym środku parkietu tańczyła dziewczyna. Nie, ona nie tańczyła, a unosiła się tak zmysłowo, że również nie mogłem oderwać od niej oczu. Poruszała się tak… po prostu wirujący seks. Krótka, obcisła sukienka przylegała do jej zgrabnego ciała niczym druga skóra, przyciągając mnóstwo zaintrygowanych i rozanielonych par oczu.

Do diabła. Już sam jej widok w tej czerwieni był wart grzechu.

A gdy wprawiała te swoje biodra w magiczny ruch, mogłem istotnie wyglądać na nierozgarniętego faceta, gapiącego się na nią z otwartą buzią. Jej długie hebanowe włosy falowały na wąskiej talii, a nogi do samego nieba wydawały się jeszcze dłuższe w obłędnych szpilkach. W jej tańcu było coś urzekającego. Zadziorność przeplatana jedwabistymi i zmysłowymi ruchami ciała. Poczułem, jak serce podskoczyło mi do gardła, gdy podniosła wzrok i nasze spojrzenia się spotkały.

— Cholera. Dzisiaj zabiorę ją ze sobą do domu — krzyknął podekscytowany Justin.

To było słabe i wkurzające zarazem. Zupełnie mnie rozproszył. Nienawidzę oszukiwania, a Justin miał dziewczynę.

Cameron potrząsnął głową do Justina, gdy rudowłosa dziewczyna poprosiła go do tańca. Zaśmiał się i coś wyszeptał jej do ucha. Zachichotała. Cameron kiwnął do mnie głową i poszli.

— Cześć, kapitanie.

Miękkie ciało pachnące intensywnymi, kwiatowymi perfumami przysunęło się do mnie. Spojrzałem w mocno umalowane oczy Claire Bentely. Naprawdę doceniam starania kobiet w kwestii makijażu, ale nie wtedy, gdy po tym całym wysiłku z jego nałożeniem na twarz wyglądają, jakby miały podbite oko. Claire sprawiała wrażenie, jakby ktoś jej podbił i jedno, i drugie. Zupełnie jak miś panda.

— Claire. Co słychać? — posłałem jej grzecznościowy uśmiech. Ale to zamiast zniechęcić, tylko ją rozochociło do tego stopnia, że zawisła na moim ramieniu.

Matko, dlaczego znowu sięz nią przespałem?

— No wiesz, po staremu — zatrzepotała rzęsami, napierając jednocześnie swoim biustem na mój bok. Nic nie mogłem poradzić, musiałem spojrzeć w jej dekolt. Jej piersi wręcz się o to prosiły. Ech, jedna szalona noc solidnie zakropiona alkoholem i teraz za to płacę.

Ramiączko jej sukienki zsunęło się. Spojrzała na mnie spod mocno wytuszowanych rzęs, a ja zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest jakaś wyreżyserowana poza. Pomyślałem, że to nawet trochę seksowne. Gdyby to była jakaś inna dziewczyna, może nawet byłbym zainteresowany. Jednak mój wzrok powędrował od jej seksownego, gołego ramienia wprost na parkiet, w poszukiwaniu intrygującej kobiety w czerwonej sukience. Claire jeszcze mocniej uwiesiła się na moim ramieniu, przyciągając mój wzrok z powrotem na siebie.

— Wisisz mi drinka, Caleb. Upuściłam mojego, gdy przechodziłeś. — Wysunęła język, który dotknął jej górnej wargi.

Ukryłem grymas, który pojawił się na mojej twarzy. Za bardzo się starała, a ja nie chciałem wylądować w jej szponach na całą noc. Zastanawiając się, jakby tu szybko się jej pozbyć i jednocześnie nie urazić, desperacko rozglądałem się w poszukiwaniu Camerona albo Justina. Żadnego nie było w pobliżu. Co za dupki.

— Hej, kochanie. — Moje oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, gdy dziewczyna, na którą wcześniej gapiłem się niczym nierozgarnięty facet, objęła mnie w talii, uwalniając jednocześnie od uścisku Claire. Gdy na mnie spojrzała, zabrakło mi tchu.

Była oszałamiająca.

— On jest ze mną — powiedziała do Claire, ale jej wzrok wciąż był utkwiony we mnie. Patrzyłem, jak zahipnotyzowany na jej usta. Były szerokie, pełne i pomalowane na bardzo, bardzo intensywny czerwony kolor. — Prawda? — jej głos był delikatny i niski. Kojarzył mi się z ciemnym pokojem i gorącymi, pachnącymi dymem nocami.

Poczułem, jak przez ułamek sekundy serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. No, może przez minutę lub dwie. Dziewczyna nie była klasyczną pięknością. Ale jej twarz miała w sobie coś urzekającego i przykuwającego uwagę. Dość mocno uwydatnione kości policzkowe i długie, ciemne brwi nad kocimi oczami zdającymi się skrywać niejedną tajemnicę. Chciałem poznać każdą z nich.

Gdy nic nie odpowiedziałem, tylko po prostu się na nią gapiłem, zmarszczyła brwi w zakłopotaniu. Jej skóra w kolorze ciemnego złota lśniła w słabym świetle, pozwalając mi się zastanawiać, jak by to było, gdyby to była prawda. Zanim się odsunęła, szybko złapałem ją za ramiona i położyłem je na mojej szyi. Miałem rację. Jej skóra była miękka i gładka. Bardziej niż mógłbym pomyśleć.

Nachyliłem się do niej, pozwalając musnąć moim wargom jej płatek ucha, i wyszeptałem:

— Gdzie byłaś? — Uśmiech pełen zadowolenia zagościł na mojej twarzy, gdy tylko poczułem, że cała drży. — Szukałem cię przez całe życie. — Spokojnie, jakbym miał na to całe życie, przesunąłem usta od płatka jej ucha do zagłębienia na szyi.

Zanim zdołałem zrobić cokolwiek jeszcze, odsunęła się.

— Poszła sobie. Jesteś bezpieczny — powiedziała, uśmiechając się. — Teraz możesz postawić mi drinka za uratowanie cię z opresji.

Włożyłem ręce do kieszeni, żeby powstrzymać się przed pokusą ponownego jej dotknięcia. Już tęskniłem za uczuciem trzymania jej w ramionach.

— Pewnie, na co masz ochotę?

Odrzuciła włosy do tyłu, a ja nie mogłem przestać na nią patrzeć. Byłem po prostu urzeczony widokiem.

— Na coś mocnego. Dziś wieczorem chcę być kimś innym. Chcę… zapomnieć.

To była dla mnie wskazówka. Przesunąłem dłonią po jej plecach, przyciągając ją do siebie tak, że nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie.

— Ze mną możesz być kimkolwiek zechcesz. — Jej zapach był zniewalający. Wręcz uzależniający. — Może wyjdziemy stąd i wybierzemy się gdzieś, gdzie pomogę ci o wszystkim zapomnieć, Kobieto w Czerwieni?

Jej oczy stały się zimne, a dłonie zesztywniały na mojej klatce piersiowej. Odepchnęła mnie od siebie.

— Również było miło cię poznać, dupku. — Obróciła się na pięcie, pomachała i zostawiła mnie gapiącego się znowu na nią z otwartą buzią, zupełnie jakbym był jakąś postacią z kreskówki.

Co się do diabła stało?Czy ona właśnie dała mi kosza?

To uczucie było mi tak nieznane, że mogłem tylko stać tam kompletnie zagubiony i patrzeć, dopóki nie zniknęła w tłumie. Nieco się chwiała, zupełnie jakby wypiła za dużo. O mało nie pobiegłem za nią, żeby się upewnić, czy wszystko w porządku. Prawdopodobnie i tak by mnie odprawiła z kwitkiem. Przyjaciele na pewno jej pomogą.

Ale co zrobiłem nie tak? Przecież przez cały czas wysyłała mi sygnały, że jest zainteresowana. Może powinienem jej najpierw postawić drinka?

— Caleb! — Jakaś inna dziewczyna krzyknęła do mnie. Jednak byłem w stanie już tylko opuścić ten lokal i znaleźć się we własnym łóżku.

Najzabawniejsze jest to, że marzyłem o wyzwaniu. A gdy los mi je podsunął, koncertowo to schrzaniłem, jak idiota.

Gdy tylko wyszedłem z klubu, zamknąłem oczy i delektowałem się świeżym, orzeźwiającym powietrzem. Zaparkowałem samochód na samym końcu parkingu, więc szybko ruszyłem w tamtym kierunku. Nie chciałem, żeby ktoś mnie zauważył i próbował namawiać na powrót na imprezę. Za nic na świecie nie dałbym się już na to namówić.

Po chwili omal się nie potknąłem z wrażenia, gdy zauważyłem kobietę opartą o brudny, ceglany mur parkingu. Była trochę wstawiona. Prawdopodobnie zostawiłbym ją w spokoju, ale kiedy zerknąłem w tamtą stronę raz jeszcze, zauważyłem przyglądającego się jej z niewielkiej odległości mężczyznę. Mój instynkt opiekuńczy obudził się i zadziałał w chwili, gdy facet wyprostował się i ruszył do niej.

Kobieta przesunęła się, a w słabym świetle ulicznej latarni zobaczyłem jej twarz. Mój puls przyspieszył, gdy tylko zorientowałem się, że to ona — Kobieta w Czerwieni.

Bez namysłu poszedłem prosto do niej. Facet był tak na niej skupiony, że mnie jeszcze nie dostrzegł. Skupiał się na swojej, jak mu się pewnie wydawało, zdobyczy. Jedyna zdobycz, jaką mógł dzisiaj otrzymać, to rozbity nos, jeśli natychmiast nie zmieni kierunku.

Prawie warknąłem, kiedy jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Ten mój gniew bardzo mnie zaskoczył, więc musiałem nieco spuścić z tonu, jeśli noc miała nie zakończyć się jakimś tanim przedstawieniem. Podszedłem kilka kroków i mężczyzna zamarł. Wreszcie mnie zauważył.

— Hej, kochanie! Gdzie ty się podziewasz? — zawołałem, zbliżając się i walcząc jednocześnie o to, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. Nie chciałem patrzeć jej w twarz, bo obawiałem się, jak zareaguje. Jeśli byłaby choć odrobinę przestraszona, musiałbym gościowi przyłożyć.

— Wszędzie cię szukałem. — Dotknąłem jej ramienia i skinąłem w stronę faceta, napotykając jego spojrzenie. — Nareszcie cię znalazłem.

Gdy nie chciał jej puścić, wyprostowałem się i wypiąłem pierś, prezentując jednocześnie szerokie barki, i posłałem mu moje najgroźniejsze spojrzenie typu „lepiej ze mną nie zadzieraj”. Odpuścił. Cofnął się kilka kroków, po czym odwrócił się i zaczął biec w przeciwnym kierunku.

— Co za głupi padalec — mruknąłem pod nosem.

— Jak m… m… mnie nazwałeś?

Zdziwiony, że mnie usłyszała, przyjrzałem się uważnie jej twarzy. Jak bardzo była pijana?

— Nie chodziło o ciebie. Chociaż faktycznie określenie głupi padalec mogło być niefortunne i dwuznaczne. Co tutaj robisz sama? — Wyciągnąłem ręce, aby ją podtrzymać, gdy znowu się zachwiała. — Ula la. Wszystko w porządku?

W klubie było zbyt ciemno, jednak teraz zauważyłem, że była bardzo blada i miała szkliste oczy. Nie czekając na odpowiedź, chwyciłem ją w ramiona. Słabo zaprotestowała.

— Będziesz wymiotować? — spytałem, nieco nią potrząsając, gdy nie odpowiadała.

Jęknęła z rozpaczy, zakrywając dłońmi usta. To nie było zbyt mądre posunięcie z mojej strony. Zrozumiałem to, gdy skierowaliśmy się w stronę mojego samochodu. Gdy wydawało się, że jej stan nieco się poprawił, zapakowałem ją do samochodu.

— Dopiero odebrałem ten samochód. Nie zwymiotujesz tutaj, prawda? — Uruchomiłem silnik. Wyglądała, jakby właśnie straciła przytomność. — Gdzie mieszkasz? Podwiozę cię.

— Jestem bez… bezdomna — wymamrotała, jednocześnie zadziwiając mnie, że w ogóle odpowiedziała. — Wyrzucona z domu.

Opierając się o zagłówek, wziąłem głęboki oddech i potarłem twarz. Bezdomna? I co teraz? Mógłbym podrzucić ją do hotelu i opłacić nocleg na kilka dni, żeby miała się gdzie podziać, dopóki sobie czegoś nie znajdzie. To byłoby więcej, niż zrobiłby dla niej przeciętny nieznajomy. Ale gdy spojrzałem na nią raz jeszcze, cały plan wyparował.

Miała zamknięte oczy, oddech równy i dość płytki, ale nawet we śnie wyglądała na zmartwioną i załamaną. Ta dziewczyna, tak uwodzicielska i pewna siebie na parkiecie, teraz wyglądała na zupełnie bezbronną. Jej twarz wydawała mi się znajoma, jak jakiś ledwo zapamiętany obraz z przeszłości. Mimo tego nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie mógłbym ją widzieć wcześniej. Wiem jedno, nie mógłbym zapomnieć takiej twarzy.

Mój brat, Ben, zawsze mi wytykał, że jestem naiwniakiem i mam słabość do dam w opałach. Decyzją o zabraniu jej do siebie tylko upewniłem go w tym, że ma rację. Ale miałem obawy o jej bezpieczeństwo w hotelu, szczególnie w tym stanie. Bóg raczy wiedzieć, co mogłoby się wydarzyć przed tym klubem, gdybym się tam nie pojawił.

Wprawdzie była wiosna, ale temperatura w nocy wciąż spadała o kilka stopni. Szyby w aucie zaparowały. Gdy wzdrygnęła się, włączyłem maksymalne ogrzewanie, zdjąłem kurtkę i ją przykryłem. Będzie miała cholernego kaca, gdy obudzi się jutro rano. Byliśmy jakieś pięć minut drogi od mojego mieszkania, gdy nagle poderwała się na siedzeniu, zakrywając usta dłonią.

Cholera, tylko nie to.

Zwymiotowała i zabrudziła mi cały samochód.

Prawie się popłakałem. Mój całkiem nowy samochód! Sam odgłos był nie do zniesienia, nie mówiąc już o zapachu. Sam się prawie zakrztusiłem. Desperacko otwierałem wszystkie okna i szyberdach i łapczywie łapałem powietrze.

— Do cholery, dziewczyno. Jeden dobry uczynek i…

Znowu zwymiotowała.

— Maaatko!

Wkurzony zastanawiałem się, czy jednak nie podrzucić jej do hotelu. Wcale nie znałem tej dziewczyny. Nawet mój kompleks zbawiciela ma swoje granice.

Ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

Zrezygnowany wprowadziłem samochód do garażu w moim apartamentowcu, zaparkowałem na swoim miejscu i ostrożnie zbliżyłem się do siedzenia pasażera. Wstrzymałem oddech, wyczyściłem ją jak to tylko było możliwe dodatkowym ręcznikiem, który woziłem w samochodzie na treningi koszykówki. A potem wziąłem ją na ręce. Cuchnęła niemiłosiernie.

Przeniosłem ją przez hol, a portier wcisnął za mnie przycisk windy, bo nie miałem już wolnej ręki.

— Pańska dziewczyna chyba trochę za dużo wypiła?

— Od teraz obaj wiemy, Paul, że nie zadaję się już z dziewczynami.

Zachichotał.

Zaraz po wprowadzeniu kodu do mojego mieszkania skierowałem się prosto do sypialni gościnnej. Tylko jęknęła, gdy położyłem ją na łóżku i zwinęła się w kulkę jak mały kotek.

— Mamo — szlochała.

Przyglądałem się jej przez chwilę. Cokolwiek ostatnio przeszła, z pewnością nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Wiedziałem, że powinienem ją umyć i zmienić jej ubranie. Jednak nie wiedziałem, jak zareaguje rano, gdy odkryje, że obcy facet ją rozbierał. Gdybym to zrobił, mógłbym rano stracić oko lub rękę. Nie, nie. Zdecydowanie wolałem nie ryzykować.

Jej oddech w końcu się wyrównał. Nie wiem, ile czasu spędziłem, stojąc tam i obserwując, jak śpi.

Rozdział 2.

Veronica

Obudziły mnie delikatne promienie słońca na mojej skórze. Rozkoszowałam się czystą, białą pościelą, która mnie okrywała, myśląc jednocześnie ciepło o mamie zmieniającej pościel. Zadowolona uśmiechnęłam się do moich myśli i otuliłam jeszcze bardziej.

Moja mama. To było niemożliwe. Ona umarła.

Wyskoczyłam oszołomiona z łóżka. Szybko mrugając powiekami rozejrzałam się po obcym pokoju, próbując zapanować nad wszechogarniającą mnie paniką, która umiejscowiła się w gardle. Gdzie ja, do diabła, jestem? Ico to za okropny zapach?

— Naprawdę bardzo by ci pomogło, gdybyś przestała panikować — wymamrotałam do siebie, zaskoczona ohydnym smakiem w moich ustach. Odetchnęłam głęboko kilka razy, żeby uspokoić rozszalałe serce i spróbować ocenić swoją sytuację.

Przynajmniej cały czas mam na sobie swoje ciuchy, mimo że pobrudzone przyschniętymi… wymiocinami. To ja tak śmierdzę. Dobry Boże.

Pamiętam wszystko, co wydarzyło się wczoraj, ale to, co zaszło później, w klubie, było jedynie rozmazanym obrazem. Wyrzucenie mnie z mieszkania z powodu niezapłacenia czynszu za dwa miesiące było naprawdę brutalne. Zostawiłam większość moich rzeczy, ponieważ i tak były stare i tanie. Zabrałam tylko lepsze ciuchy i pamiątki po mamie i upchnęłam to wszystko do szafki na uczelni.

Po raz pierwszy w życiu poszłam do klubu nie po to, aby podawać drinki i przecierać stoliki, ale żeby się upić. To była taka moja wersja pokazania życiu środkowego palca. Zawsze miałam słabą głowę, więc nie potrzebowałam jakieś wielkiej ilości alkoholu, aby stracić kontrolę nad wszystkim.

Ponieważ paranoja to niemal moje drugie imię, obejrzałam swoje ręce i poczułam ulgę, że mam wszystkie palce. Ciemnoniebieska kołdra zakrywała moje nogi, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy je w ogóle jeszcze mam. Poruszałam palcami u stóp. Świetnie, wszystko jest na swoim miejscu. Podniosłam sukienkę i upewniłam się, czy nie mam świeżych szwów na ciele ani czy nie czuję bólu. Przecież ktoś mógł ukraść moje cenne organy. Zadowolona, że wszystkie części mojego ciała znajdują się na miejscu, zaczęłam przyglądać się bardziej uważnie pokojowi, w którym się znajdowałam.

Za zdecydowane nieporozumienie należało uznać nazwanie tego pomieszczenia pokojem. Było ono większe niż całe moje mieszkanie, zostało urządzone ze smakiem i stylowo umeblowane. Okno z ciężkimi, bladoniebieskimi zasłonami zajmowało prawie całą szerokość ściany, a przez nie prezentowała się panorama niemal całego miasta. Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w budynku o najwyższym standardzie.

Czy zeszłej nocy zrobiłam coś bardziej szalonego, niż tylko upicie się? Czy na przykład, nie daj Boże, przespałam się z jakimś nieznajomym facetem? Podniosłam tyłek i zrobiłam kilka ćwiczeń na mięśnie Kegla, jakby to miało mi dać odpowiedź na pytanie, czy straciłam dziewictwo. Nie byłam obolała.

Znowu zaczęłam panikować…

— Oddychaj głęboko, Veronico, oddychaj głęboko — szeptałam, ponownie rozglądając się po pokoju.

Przesunęłam się na skraj łóżka i wstałam. Moje bose stopy zapadły się w miękki dywan. Ktokolwiek jest właścicielem tego miejsca, musi być bogaty i nie miałam ochoty go spotykać. A co jeśli jest baronem narkotykowym? Ktoś tak bogaty musi zajmować się nielegalnymi interesami. A jeśli chce mnie utuczyć, a potem sprzedać moje narządy?

Uspokój się!

Zauważyłam łazienkę i szybko z niej skorzystałam. Gdy stamtąd wyszłam, po cichutku podeszłam do drzwi sypialni i wyjrzałam. Nawet w moim stanie totalnego spanikowania nie mogłam nie zauważyć tego, co mnie otaczało. Wszystko było bardzo eleganckie i nowoczesne. I bardzo przestronne. Oświetlone promieniami słońca, które wkradały się tutaj przez wysokie i szerokie okna. Na szarych, betonowych i nieco industrialnych ścianach wisiały obrazy. A przed czarną, skórzaną kanapą w kształcie litery L stał ogromny, płaski telewizor. Podłogi z drewna lśniły.

Nieco szydziłam z tego luksusu i przepychu.

Życie jest niesprawiedliwe, pomyślałam, przechodząc przez korytarz, który prowadził do kolejnej otwartej przestrzeni.

Gdzie są drzwi wejściowe?

Zatrzymałam się, gdy dotarłam do kuchni. Była urządzona w nowoczesnym i industrialnym stylu, podobnie jak pozostałe pomieszczenia. Po lewej stronie znajdował się bar ze stołkami barowymi wsuniętymi pod blat. Przyciągające uwagę białe szafki, granitowe blaty, szklane lampy podwieszane z sufitu, urządzenia ze stali nierdzewnej — całość robiła wrażenie. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam kogoś stojącego w rogu. Był wysoki, bez koszuli, opalony. Gdy poruszał ramieniem, widziałam jego pracujące mięśnie.

Stałam tam zdenerwowana i przestraszona. Jakby wyczuwając podświadomie moją obecność, odwrócił się. Jego oczy powiększyły się, a usta otworzyły, gdy mi się przyglądał.

Znałam tę twarz.

Caleb. Caleb Lockhart!

O nie, tylko nie on! To nie działo się naprawdę. Obudziłam się w łóżku tego faceta, jak jakaś panienka lekkich obyczajów.

Kawałek chleba wypadł mu z ust, gdy tak się na mnie gapił. Jego falujące rozczochrane włosy wskazywały wyraźnie, że też dopiero się obudził. Pięknie wyrzeźbiona klatka i brzuch. Bar, za którym stał, zakrywał go dokładnie do wysokości talii, dlatego nie mogłam zobaczyć, czy był…

Boże, proszę,mam nadzieję, że tam niżej ma coś na sobie.

I wtedy się uśmiechnął. Tak najzwyczajniej w świecie. Jego wzrok bezwstydnie wędrował od czubka mojej głowy aż po palce u stóp i z powrotem, do mojej twarzy. Poczułam mrowienie w palcach.

— Cześć, kochanie, wyglądasz, jakbyś miała za sobą ciężką noc — wycedził.

O Boże.

— Czy my… czy ty…? — jąkałam się, krzyżując ramiona na piersiach i zakrywając je przed jego bezwstydnym wzrokiem.

Podniósł jedną brew, jakby czekał aż dokończę pytanie. Zaschło mi w ustach i pulsowało w głowie. Spojrzałam na dół, na moje bose stopy i zastanawiałam się, gdzie zostawiłam buty. Głupia, głupia dziewczyna.

— Po prostu mi powiedz — wycedziłam w końcu.

— Co ci mam powiedzieć? — jego oczy się śmiały, a na policzkach pojawiły się dołeczki. Dokładnie wiedział, o czym mówię, ale wolał mnie torturować.

Pajac.

Gdy wyszedł zza baru, cofnęłam się o krok i krzyknęłam:

— Trzymaj się ode mnie z daleka! — Przynajmniej miał na sobie spodnie od dresów.

Zmarszczył brwi, podnosząc ręce do góry.

— Co jest z tobą?

Moje oczy rozpaczliwie poszukiwały czegoś, czego mogłabym użyć, gdyby chciał mnie zaatakować. W razie potrzeby mogłabym chwycić za jedną z patelni wiszących nieopodal na stojaku.

— Dlaczego tutaj jestem?

— Nie pamiętasz?

Nagle poczułam chęć rwania sobie włosów z głowy.

— Nie pamiętam czego?

Jego twarz pociemniała.

— Jakiś zboczeniec prawie cię zaatakował zeszłej nocy. Ocaliłem cię — pokręcił głową. — Mógł cię zgwałcić.

Moja głowa omal nie eksplodowała. Zaczęły powracać jakieś wspomnienia.

— A ty zwymiotowałaś mi w samochodzie — na chwilę zawiesił głos. — Dwa razy.

— Z… zgwałcić mnie? — jak przez mgłę pamiętałam, że opierałam się zalotom jakiegoś faceta. A co, jeśli to był on?

Caleb potakiwał, wpatrując się we mnie. Sposób, w jaki te zielone oczy mi się przyglądały, wywołał wspomnienia. Niski, męski głos mruczący Szukałem cię przez całe życie…

Potrząsnęłam głową, aby o tym zapomnieć, i spojrzałam na niego.

— Skąd mam wiedzieć, że to nie ty jesteś tym facetem?

— No proszę cię — żachnął się, przewracając oczami. — Nie muszę siłą zmuszać dziewczyn do przespania się ze mną.

Cofnął się, oparł o znajdujący się za nim blat do krojenia i założył ręce na imponującej klatce piersiowej. Przyglądał mi się z głową przechyloną na bok. Mięśnie na jego ramionach się napięły.

— Dziękuję — powiedziałam cicho, ale nadal byłam podejrzliwa. Nauczyło mnie tego dorastanie w nieciekawej okolicy. — Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co działo się zeszłej nocy.

— Byłaś pijana — stwierdził.

— To akurat pamiętam.

— I nie masz kaca?

Potrząsnęłam głową.

— Nieprawdopodobne — powiedział i widać było, że jest pod wyraźnym wrażeniem.

— Słuchaj, gdybyś tylko był tak miły i oddał mi moje buty, mogłabym po prostu sobie pójść. — Zakładałam, że wie, gdzie są. Nie znalazłam ich w sypialni.

— Nie tak szybko.

— Co? — Zawiesiłam wzrok na ekspresie do kawy stojącym nieopodal na blacie. Mogłabym go użyć na wypadek, gdyby jednak mnie zaatakował. Tylko czy bym zdołała go podnieść?

— Porządnie zabrudziłaś mój nowy samochód. Mam go zaledwie od kilku tygodni.

Och. Zagryzłam wargę.

— Nie masz bogatego tatusia? — Wskazałam cały ten otaczający luksus. — Nie możesz po prostu zlecić komuś wyczyszczenia go?

Uniósł brwi.

— Zatem chcesz, aby ktoś inny sprzątał bałagan, który ty zrobiłaś?

Zacisnęłam zęby.

— Czego ode mnie chcesz?

Podciągnął się, usadowił na blacie do krojenia tak, że jego wysportowane ciało prezentowało się w całej krasie. Przełknęłam ślinę.

— Masz dokąd pójść po wyjściu stąd? — Obok niego stał kosz pełen jabłek. Sięgnął po jedno z nich. Jakim był szczęściarzem. Mógł jeść, gdy tylko miał na to ochotę. Nie musiał bać się głodu… ani bezdomności.

— Co to za pytanie? Idę do domu. — Nie miałam pojęcia, gdzie jest teraz mój dom, ale on o tym nie wiedział.

Nie odrywając ode mnie wzroku, podrzucił jabłko w powietrze, złapał i znowu podrzucił.

— A gdzie to jest?

Poczułam wielki skurcz w żołądku.

— Nie twoja sprawa.

— Cóż, prawdopodobnie uratowałem ci życie. Poświęciłem na to swój czas i energię. Chcę mieć pewność, że tego nie zmarnujesz. Zapytałem wczoraj, gdzie mieszkasz. Odpowiedziałaś mi, że jesteś bezdomna. Prawdę mówiąc, w tej chwili wyglądasz, jakby ktoś ukradł ci ostatni grosz.

Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.

Odłożył jabłko do koszyka i znowu założył ręce. Czy popisywał się przede mną?

— Dlaczego cię to obchodzi? — napierałam.

Odpowiedział po krótkiej chwili.

— Naprawdę musisz stąd gdzieś iść?

Powiedział to łagodnym, przyjemnym tonem. Poczułam wielką gulę w gardle, a potem łzy napłynęły mi do oczu. Pewnie poczuł się nieswojo z powodu tego mojego przedstawienia.

Zeskoczył z blatu i podszedł do lodówki.

— Masz — powiedział cicho, wręczając mi butelkę wody.

Próbowałam mu podziękować, ale moje gardło było nadal ściśnięte. Gdy spojrzałam w górę, odsunął się ode mnie.

— Wiesz, że śmierdzisz, prawda?

Zaczęłam się śmiać. Śmiałam się tak bardzo, że prawie się krztusiłam. A potem się rozpłakałam. Nie mogłam przestać, nawet gdybym chciała.

Aby się nie przewrócić, przykucnęłam, a potem usiadłam na podłodze. Mój płacz zmienił się w czkający szloch. Musiał pomyśleć, że jestem wariatką.

— Czemu nie zostaniesz tutaj, dopóki sobie czegoś nie znajdziesz?

Z szoku byłam w stanie jedynie się na niego gapić.

Wzruszył ramionami.

— Wiem, gdy ktoś jest na krawędzi — dodał.

Na krawędzi? Spojrzałam na niego szybko, ocierając łzy. Nie znosiłam patrzeć na kogoś w górę podczas rozmowy. Dlatego szybko wstałam, pociągając sukienkę w dół. Nadal był wyższy ode mnie, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

— Posłuchaj, kolego, może i jestem bezdomna, ale nie potrzebuję twojej litości.

Zapadła cisza.

Słychać było tylko dźwięk butelki zgniatanej w mojej dłoni, a potem drugi — wody wylewającej się na podłogę.

Zawstydzona zamknęłam oczy. Gdy usłyszałam, jak odchrząknął, spróbowałam się uspokoić, licząc w myślach do dziesięciu, zanim ponownie otworzyłam oczy.

Uniósł brwi, jakby czekał, aż coś powiem. Gdy tego nie zrobiłam, kontynuował.

— Jaki masz inny wybór? Noclegownia dla bezdomnych? Posłuchaj — podniósł palec wskazujący. — Po pierwsze mieszkam sam, zatem będziesz miała przyjemność przebywać jedynie w moim towarzystwie. Po drugie — podniósł kolejny palec — tutaj z pewnością będziesz o niebo bezpieczniejsza niż w jakiejś noclegowni. A po trzecie — podniósł następny palec — taaa daaam! Możesz tu mieszkać za darmo.

Zmrużyłam oczy. To wszystko brzmiało zbyt dobrze, aby mogło być prawdziwe.

— Dlaczego mi pomagasz? — Dostałam od życia na tyle w kość, by wiedzieć, że nic nigdy nie jest za darmo.

Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Potem potrząsnął głową.

— Nie wiem.

Mieszkać z Calebem Lockhartem. W jego olbrzymim mieszkaniu. Za darmo. Moją jedyną alternatywą była noclegowania albo zamieszkanie na ulicy.

— Nie zamierzam być twoją osobistą prostytutką.

Wyglądał na urażonego.

— Naprawdę uważasz, że takiej potrzebuję? Kobieto, widzisz to ciało? Poza tym — dodał ze śmiechem — żeby się ze mną przespać, to ty musiałabyś mi zapłacić.

Łał. Rozmiar jego ego musi go chyba nieustannie przyprawiać o ból głowy. Posłałam mu pełne zdegustowania spojrzenie i udałam, że przy tym ziewam.

— Wszystko, co mówisz, jest takie interesujące. Sama nie wiem, dlaczego ziewam.

Zielone oczy mocno się powiększyły i skupiły na mojej twarzy. Myślałam, że tym razem to już przegięłam i mocno go wkurzyłam. Zdarzyło się jednak coś zupełnie niespodziewanego. Po prostu zaczął się śmiać.

— Lubię cię — powiedział, chichocząc. — Spodziewałem się, że z ciebie jest niezłe, zadziorne ziółko. Ale nie sądziłem, że do tego stopnia.

Czy on mnie właśnie obraził?

— Proponuję ci wyjście z trudnej sytuacji, w jakiej się znalazłaś. Dlaczego nie chcesz po prostu skorzystać? — Zacisnął nos palcami. — I czy mogłabyś wziąć prysznic? Prawdopodobnie jesteś cudowna, ale ja nie mogę spędzać czasu z dziewczyną, która roztacza wokół siebie taki zapach.

Westchnęłam. Miał rację, mój zapach był nie do przyjęcia. Ale…

— No to co chcesz w zamian?

— Nie każdy musi czegoś od ciebie chcieć — odparł ponuro.

— Czyli tak myślisz? — zaśmiałam się gorzko. — Każdy chce czegoś w taki czy inny sposób. Jeszcze się tego nie nauczyłeś?

Przechylił głowę na bok i znowu mi się przyglądał. Zastanawiałam się, co zobaczył. Mój wygląd i figura zwykle powodowały, że ludzie postrzegali mnie jako rozrywkową. Jednak rozrywka była ostatnią rzeczą, która by mnie zajmowała. Byłam zbyt zajęta walką o przetrwanie, zastanawianiem się, co włożę do garnka, bym miała czas na cokolwiek innego. Ostatnia noc była absolutnym wyjątkiem.

Nie miałam innego, dobrego rozwiązania — albo schronisko dla bezdomnych, albo życie na ulicy — więc jego propozycja spadła mi z nieba. Wyglądał na szczerego faceta. To było jak wybór mniejszego zła. Głęboko odetchnęłam.

— Mogłabym tutaj sprzątać — powiedziałam cicho.

Naprawdę to zrobiłam? Czemu nie? Od dawna nic mi nie spadło z nieba. Raz mogłam skorzystać.

— Przepraszam? — zamrugał oczami, a ja nie byłam pewna, czy się wygłupia czy jest poważny. — Nie dosłyszałem, co powiedziałaś.

Ponownie głęboko odetchnęłam i tym razem powiedziałam głośniej i wyraźniej.

— Mogłabym sprzątać twoje mieszkanie w zamian za możliwość pozostania tu.

— Ale już ktoś przychodzi to robić trzy razy w tygodniu — odpowiedział.

— Potrafię gotować.

Zmarszczył brwi.

— Nie przeciągaj struny. To nie jest miłe.

Przewróciłam tylko oczami.

— Naprawdę potrafisz gotować? — jego twarz się rozjaśniła. Wyglądał jak mały chłopczyk, który znalazł ostatnie ciastko w pudełku.

— Tak — odparłam, ignorując całkowicie piorunujący efekt, jaki zrobił na mnie jego uśmiech.

— Umowa!

Poszło zbyt gładko.

— Powiedziałeś, że mieszkasz tutaj sam. Jakim cudem cię na to stać?

Spoważniał. Chyba nie pomyślał, że jestem ciekawa, ile ma pieniędzy. Że jestem jakąś złodziejką lub poszukiwaczką skarbów. W sumie dlaczego nie miałby tak sobie pomyśleć? W końcu nic o mnie nie wiedział.

Może nie byłam nigdy zamożna, ale nie byłam też pasożytem żerującym na kimkolwiek. Potrafiłam na wszystko ciężko pracować i zawsze byłam z tego dumna. Jeszcze rok i obroniłabym pracę, zdobyłabym wreszcie ten dyplom. Spięłabym tyłek, aby wreszcie mieć dobre życie. Nigdy nie wymagałam od życia za dużo: stała praca, normalny dom i sprawny samochód wystarczyłyby, aby mnie uszczęśliwić. I nigdy więcej nie byłabym głodna. Zdobyłabym to wszystko sama, bez niczyjej pomocy.

— Słuchaj — syknęłam ze złością. — Byłam tylko ciekawa. Jeśli myślisz, że jestem jakąś naciągaczką…

Podniósł rękę do góry.

— Czy przestaniesz wreszcie wkładać swoje myśli w moje usta? Czy naprawdę myślisz, że to jest moje wymarzone życie? To…to… — wskazał na całe pomieszczenie. — Myślisz, że dzięki temu jestem naprawdę szczęśliwy? — Jego szczęka i pięści były zaciśnięte.

— Tak! — odpowiedziałam. Zamilkłam z niedowierzaniem. Nie miał nawet pojęcia o tym, co znaczy być głodnym, nie mieć gdzie się podziać, gdzie spać i jak to jest żyć w ciągłym strachu. Byliśmy z dwóch zupełnie różnych światów.

To się nigdy nie uda.

Staliśmy tak w niezręcznej ciszy, ale po kilku sekundach znowu otworzył usta, podnosząc brwi do góry, jak gdyby nigdy nic.

— Wiesz co? Odrobisz za mnie moją pracę domową i ugotujesz wieczorem obiad.

To wszystko na ten moment. Otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam.

— A tak w ogóle — powiedział — nawet nie wiem, jak się nazywasz.

— Veronica Strafford.

— Caleb Lockhart.

Nie odwzajemniłam uśmiechu. Nie powiedziałam też, że doskonale wiedziałam, kim jest. Kto by nie wiedział? Każdy na naszej uczelni go znał.

— Gdzie studiujesz? — zapytał.

Skąd wiedział, że w ogóle studiuję?

— Mieszkanie tutaj nie oznacza, że muszę wszystko z siebie wyrzucać, prawda?

— Już to zrobiłaś. W moim samochodzie, pamiętasz? — wytknął sucho. — Proszę, czy możesz wziąć prysznic? Możesz pożyczyć moje ubrania. Nawet — uśmiechnął się — moją bieliznę.

Parsknęłam. Staliśmy tak naprzeciwko siebie, niepewni, zatopieni w swoich myślach. Czy dobrze zrobiłam, zostając tutaj? I gdzie indziej mogłabym pójść?

— Możesz zostać w sypialni, w której spałaś dzisiejszej nocy. Ma oddzielną łazienkę — wrócił za bar, oddalając się ode mnie. — Wkrótce wychodzę. Czuj się jak u siebie w domu.

Przytaknęłam, lecz czułam się niezręcznie. Czy to się naprawdę wydarzyło? Jak może zostawiać mnie samą w swoim mieszkaniu, skoro nawet mnie nie zna? Przecież mogłabym go oskubać ze wszystkiego. Szczególnie że chyba nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia.

— Dziękuję. Ja… — przerwałam, niepewna. — Dziękuję — powtórzyłam.

Skinął głową.

Odwróciłam się, przygryzając wargę. Ale gdzie, do diabła, jest ten pokój? Spojrzałam w lewo, potem w prawo. To mieszkanie było olbrzymie, a ja spanikowałam, gdy opuszczałam tę sypialnię.

— Jakiś problem? — zapytał.

Aż podskoczyłam, odwracając się z powrotem. Spojrzałam w górę, i jeszcze wyżej, i zobaczyłam go roześmianego, stojącego tuż za mną. Tak blisko. Był dużo wyższy ode mnie.

— Ja… ja tylko zapomniałam, gdzie jest ten pokój. Po prostu mi powiedz i już schodzę ci z drogi. — Czułam, że się rumienię.

Gdy nie odpowiedział, zerknęłam na niego. Nadal się uśmiechał.

— Co? — zapytałam.

— Jezu, nie za dużo wrogości? — wyprzedził mnie. — Chodź za mną.

Poszłam, starając się nie patrzeć za bardzo na jego ciało. Prawie krzyknęłam, gdy nagle obejrzał się przez ramię. Zerknął na mnie i powiedział:

— Witaj w moim domu, Kobieto w Czerwieni. Życzę miłego pobytu.

Rozdział 3.

Caleb

Zawsze miałem słabość do dziewczyn.

Wiedziałem to, ale nigdy nie łamałem swoich zasad dla żadnej z nich.

Aż do ostatniej nocy.

Pot leciał mi po twarzy, gdy chwyciłem piłkę w dłonie, uniosłem ramiona i rzuciłem. Zakląłem pod nosem, gdy po raz drugi spudłowałem.

Co ja sobie, do cholery, myślałem?

Już właściwie zdecydowałem, że dam jej pieniądze, aby mogła sobie coś wynająć. Ale gdy zobaczyłem ją znowu dziś rano — z tym buntem w brązowych oczach, ale przede wszystkim z wielkim smutkiem, który tak bardzo chciała ukryć — moje plany rozsypały się jak domek z kart.

W drodze powrotnej do szatni złapałem czysty ręcznik, którym rzucił we mnie Cameron, i wytarłem nim sobie twarz. Byłem rozkojarzony, a dzisiejszy trening dał mi nieźle w kość.

Pojawił się koło mnie Justin. Biegł tyłem.

— Mamusia zapomniała nakarmić cię dzisiaj piersią, Lockhart? Twoja gra dzisiaj była do bani, stary.

Rzuciłem mu ręcznikiem w twarz.

— Gdzie poszedłeś ostatniej nocy? — zapytał Cameron, ignorując narzekania Justina.

— No właśnie — warknął Justin. — Widziałem cię, jak rozmawiałeś z tą gorącą dupą w klubie. Udało ci się z nią?

Dlaczego miałem ochotę przyłożyć mu w twarz? Justin zawsze używał rynsztokowego słownictwa. Nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało. Jednak tym razem bardzo mi się nie spodobało, że powiedział w taki sposób o niej. A poza tym irytowała mnie dzisiaj ta jego ulizano-nażelowana i twarda jak kamień blond fryzura.

Zdjąłem więc swoją przepoconą koszulkę, zwinąłem ją i bez żadnego poczucia winy rzuciłem mu ją w twarz. Zachodziłem w głowę, jak to się stało, że fryzura nawet nie drgnęła. Musiał dziś chyba użyć żywicy epoksydowej.

— Co do cholery, stary!?

Cameron roześmiał się, ale po chwili oprzytomniał i odwrócił się do mnie. Jego spojrzenie mnie przeszywało. Jego oczy miały najbardziej niesamowity odcień błękitu, jaki kiedykolwiek widziałem.

— Wszystko w porządku? — zapytał.

Otworzywszy szafkę, sięgnąłem po torbę. Usiadłem okrakiem na ławce i zacząłem szukać w torbie czystej koszulki i dżinsów.

— Tak. Po prostu muszę się trochę rozerwać.

Justin parsknął.

— No kto jak kto, ale ty chyba nie masz kłopotów w tych sprawach.

Gdyby tylko wiedział, jak mi poszło zeszłej nocy, może by się odczepił. Na Boga, gdyby wiedział, że Kobieta w Czerwieni nawet nie dała mi swojego numeru telefonu. Nawet nie chcę wiedzieć, co bym od niego usłyszał.

Gdy wychodziłem dziś rano, na chwilę wszedłem do jej pokoju i zasugerowałem, aby dała mi swój numer telefonu. Mógłbym jej wysłać SMS-em kod do drzwi wejściowych mieszkania. Zwyczajna prośba. Ale nieee.

— Po prostu mi go powiedz — odpowiedziała.

— A jeśli zapomnisz? — zamachałem jej telefonem przed nosem. — Będzie prościej, kiedy ci go zapiszę.

— Potrafię zapamiętać — nalegała, podnosząc wyzywająco brodę.

— Nie masz telefonu?

— Mam — żachnęła się. — Ale używam go tylko w nagłych wypadkach. Każdy SMS kosztuje mnie dolara.

Poszedłem do swojego pokoju, żeby znaleźć pisak.

— No to daj rękę. — Napisałem jej kod na dłoni.

Co za uparta osóbka.

Zamykałem drzwi od szafki, aby pójść pod prysznic, gdy przyszedł SMS. Przez krótką chwilę pomyślałem podekscytowany, że może to wiadomość od Kobiety w Czerwieni. Ale to byłoby absolutnie niemożliwe. Przecież nie wymieniliśmy się numerami telefonów.

Sandra Bodelli: Cześć, przystojniaku. Masz ochotę wpaść? Moja współlokatorka wychodzi dzisiaj na noc.

Zmarszczyłem brwi.

— Kim jest Sandra Bodelli?

Justin zakradł się od tyłu, żeby spojrzeć w mój telefon.

— Do diabła. Ty farciarzu. Pamiętasz dziewczynę studiującą inżynierię, która przyszła na praktyki w zeszłym tygodniu?

Popatrzyłem na niego błędnym wzrokiem.

Pokręcił głową.

— Jak mogłeś zapomnieć? Wpisała ci swój numer do telefonu. Blondynka, duże oczy — ujął dłońmi klatkę piersiową — fajna pupa… tak?

Wzruszyłem ramionami.

— Wchodzę w to.

Justin jęknął jak oszalały. Zignorowałem go i napisałem do Sandry, że będę u niej w ciągu godziny.

Dziś wieczorem nie będę myślał o Kobiecie w Czerwieni.

***

Lekko na rauszu i na ostatnich nogach ściągnąłem do domu o drugiej w nocy. Było ciemno, ale nie zadałem sobie trudu, aby zapalić światło, gdy się rozbierałem w salonie.

Otworzyłem lodówkę i chwyciłem karton soku pomarańczowego, a ponieważ cały czas mam w głowie głos mamy mówiący, że nie pije się soku z kartonu, wyciągnąłem z szafki szklankę i sobie nalałem. Wypiłem trzy szklanki i głośno beknąłem.

Ledwo żywy właśnie kierowałem się do mojej sypialni, gdy ostry ból przeszył moje plecy.

— Ałłaaa! Co do cholery?

Zapaliły się światła, zupełnie mnie oślepiając, gdy upadłem z bólu na podłogę.

— Dobry Boże! — wrzasnęła Kobieta w Czerwieni, zasłaniając oczy. — Jesteś nagi!

— Co ty, do diabła, wyprawiasz? — krzyknąłem, posyłając jej spojrzenie ciskające piorunami. Ściskała mój kij bejsbolowy, a oczy miała wielkie i okrągłe jak spodki.

Wiedziałem. Była morderczynią. Zabójczynią wynajętą przez jakiegoś psychola, aby mnie zlikwidować.

— Przepraszam! Myślałam, że jesteś złodziejem! — znowu krzyczała.

Złodziejem. W moim mieszkaniu?

Co prawda uderzyła mnie tylko w plecy, ale bolało wszystko. Głowa, plecy, ręce, nogi. Jęczałem, leżąc na brzuchu na zimnej podłodze.

— Lepiej odłóż ten kij albo, przysięgam, też złoję ci tyłek — zagroziłem.

Widać nie bardzo przejęła się moją groźbą, ponieważ usłyszałem, jak znowu się rusza. Chwilę później na moim gołym tyłku wylądowało ubranie. Gdyby wszystko nie bolało mnie tak bardzo, może nawet uznałbym tę sytuację za zabawna.

Uklęknęła obok mnie i poczułem jej oddech na mojej szyi.

— Przepraszam, Caleb. Naprawdę myślałam… Hej, wszystko w porządku?

Wzdrygnąłem się, gdy położyła mi dłoń na ramieniu. Nie dlatego, że było to coś nieprzyjemnego. Wręcz przeciwnie. Szybko zabrała rękę.

— A czy dobrze wyglądam? — mój głos zabrzmiał ostrzej, niż bym tego chciał. — Dlaczego po prostu mnie nie dobijesz i będziemy mieli to już z głowy?

Czułem, jak świdruje mnie tym swoim spojrzeniem.

— Gdybyś jak człowiek zapalił światło, na pewno bym cię nie uderzyła.

Miałem dość siły, aby podnieść głowę i unieść groźnie brwi. Jednak gdy zobaczyłem, co ma na sobie, zupełnie mi przeszło. Była ubrana w za dużą koszulkę z wizerunkiem grubego, pomarańczowego kota popijającego margaritę.

— Skąd to wytrzasnęłaś? — nie mogłem powstrzymać śmiechu.

Zamrugała.

— Co?

— Nie przypominam sobie, abym miał taką koszulkę — na chwilę przestałem mówić. — Miałem?

— Z pewnością zyskałbyś w moich oczach, gdyby była twoja, ale nie. Schowałam swoje rzeczy w szafce na uczelni, więc gdy cię nie było, poszłam tam dzisiaj, aby je odebrać.

Musi być ze mną coś nie tak, ponieważ Sandra nie działała na mnie w taki sposób nawet w samej bieliźnie, jak Kobieta w Czerwieni w tej bezkształtnej koszulce. A może chodzi o to, że to po prostu Ona. Musiałem wymyślić kiepską wymówkę, żeby zostawić Sandrę i zamiast tego spędzić noc, pijąc z Cameronem.

— Czemu się uśmiechasz? — zapytała. — Naprawdę masz coś z głową.

Uśmiechałem się? Nawet nie zauważyłem. Oparłem policzek na podłodze, zamknąłem oczy i wdychałem jej zapach. Pachniała szamponem truskawkowym.

Zdecydowałem, że od tej pory truskawki będą moimi ulubionymi owocami. Tak, byłem wstawiony. No i co z tego?

Ciągle klęczała obok mnie, na tyle blisko, że mógłbym jej dotknąć. Chciałem się odwrócić na plecy i wciągnąć ją na siebie. Coś mi jednak mówiło, że jeśli nie chcę zarobić jeszcze bardziej, tym razem w krocze, lepiej, żebym został tam, gdzie jestem, i delektował się jej zapachem.

— Przepraszam, Caleb — wymamrotała po chwili.

Mój Boże. Ta kobieta jest wszystkim, czego potrzebuję. W jednej chwili warczy jak tygrysica, aby po chwili zamienić się w słodkiego kociaka.

— W porządku, Kobieto w Czerwieni. Mam jeszcze kilka części ciała, które mogłabyś ewentualnie obić. Ale już nie dzisiejszej nocy, OK?

Dla lepszego efektu poruszałem palcami i stopami, ale nie zareagowała.

Przyciągnęła nogi do klatki piersiowej i oparła brodę na kolanach. Kosmyk ciemnych włosów opadł jej na twarz. Poczułem nagłą chęć, aby założyć jej go za ucho.

— Dlaczego nazywasz mnie Kobietą w Czerwieni?

Miałem ciężkie powieki, które prawie mi już opadły, gdy zauważyłem lakier na jej paznokciach. Pomalowała je na seksowny, czerwony kolor.

— Tamtej nocy miałaś na sobie czerwoną sukienkę. I twoje usta. Patrząc na nie, myślałem o… nie sądzę, że chcesz usłyszeć o czym.

Zignorowała mój komentarz i wstała z podłogi.

— Późno już. Pomóc ci dotrzeć do twojej sypialni? — powiedziała to takim tonem, jakby chciała usłyszeć, że nie.

— Wiesz, że nie mam nic na sobie, prawda? — podniosłem na nią wzrok. Patrzyła na mnie. — Ręcznik, którym przykryłaś mój tyłek, nie jest wystarczająco duży, aby zakryć to, co mam z przodu.

Co ja,do cholery, powiedziałem? Spodziewałem się, że mnie trzepnie. Zamiast tego zupełnie nieoczekiwanie zaczęła się śmiać. Mocno, pełną piersią, zaraźliwie tak, że i mnie się udzieliło. Chciałem ją jeszcze bardziej rozśmieszyć, ale byłem zbyt wyczerpany, żeby powiedzieć coś sensownego.

— Zawsze mogę jeszcze ci podać worek na zwłoki — zaoferowała. Słyszałem w jej głosie uśmiech.

— Jesteś taka przerażająca — zachichotałem.

— Nie tak, jak ty.

Zamknąłem oczy, szczerząc się jak głupek.

— Czy ty przypadkiem ze mną nie flirtujesz, Kobieto w Czerwieni?

***

Jeśli odpowiedziała, zupełnie to przegapiłem, ponieważ kolejną rzeczą, którą zarejestrowałem, i to dopiero po przebudzeniu rano, był zapach bekonu. Nadal leżałem na podłodze, ale podłożyła mi poduszkę pod głowę i przykryła kocem.

Rozzłoszczony usiadłem. Zauważyłem, że moje ciuchy nie były już porozrzucane na podłodze. Musiała je uprzątnąć, kiedy spałem. Moje ciało nadal było obolałe. Spanie na podłodze z pewnością nie pomogło. Wstałem, owinąłem koc wokół talii — ze względu na nią — i poczłapałem do kuchni. Zatrzymałem się na korytarzu, gdy ją zobaczyłem przy kuchence.

Poczułem, jak przepełnia mnie ciepło. Przygotowywała śniadanie.

Dla mnie.

Dotarło do mnie, że po prostu dotrzymuje swojej części umowy. Ale i tak byłem szczęśliwy.

Oparłem się o ścianę i delektowałem się widokiem. Było coś słodkiego i miłego w przyglądaniu się dziewczynie krzątającej się po kuchni. Gotującej posiłek. Dla mnie. Zapachy, smaki… ona.

Związała niedbale włosy na czubku głowy, a kilka niesfornych kosmyków uciekło i wiło się delikatnie na jej szyi.

Wdzięk i płynność jej ruchów przypomniały mi, że jest fantastyczną tancerką.

— Hej, nieznajoma — powitałem ją, gdy się odwróciła.

Pisnęła zaskoczona i prawie upuściła talerz.

— Zawsze rano jesteś taka przerażona? — zapytałem.

Uśmiechnęła się do mnie bez przekonania. Zgadywałem, że chodzi o coś więcej, skoro zaatakowała mnie w nocy kijem bejsbolowym, ale odpuściłem. Na razie.

— Może byś się ubrał? Wtedy będziesz mógł zjeść śniadanie — zasugerowała.

Przygryzłem nieco język i powiedziałem.

— A może się rozebrać i cię schrupać?

Czasami zastanawiam się, czy mama mnie nie upuściła na głowę we wczesnym dzieciństwie. Nawet ja uważałem, że czasem powinienem się ugryźć w język, zamiast gadać, co mi ślina na język przyniesie. Kobieta w Czerwieni musiała już się chyba do mnie przyzwyczaić, bo tylko potrząsnęła głową.

Poszedłem do sypialni, założyłem dżinsy, a potem umyłem zęby. Do czasu, aż wróciłem do kuchni, ona zdążyła przygotować talerz z bekonem i drugi z jajkami. Wszystko to niosła na ręce jak wytrawna kelnerka. Jak ona to, do diabła, zrobiła?

Obserwując, jak fachowo kładzie wszystko na blacie, usiadłem.

— Trzy z czterech półek w twojej lodówce są zapełnione kartonami soku pomarańczowego — uniosła brwi zaciekawiona.

— Tak. Nie da się ukryć. Teraz nie możesz powiedzieć, że go nie lubię — podniosłem widelec i obserwowałem, jak wyjmuje szklankę z szafki. — Gdzie nauczyłaś się gotować? — zapytałem.

Zanim mi odpowiedziała, najpierw otworzyła lodówkę i nalała soku pomarańczowego do szklanki.

— Gdy dorastałam, moja mama pracowała w trzech miejscach. Często byłam sama w domu. Musiałam nauczyć się gotować, jeśli nie chciałam jeść do końca życia tostów z masłem orzechowym.

Przerwałem i się zamyśliłem.

— Lubisz masło orzechowe?

Jej uśmiech sprawiał przez chwilę wrażenie, jakbym przywołał jakieś wspomnienia z dzieciństwa, ale trwało to tak krótko, że nie zdążyłem rozwinąć tego tematu.

— To moje ulubione — odpowiedziała.

— Okej, kupię.

— Nie musisz — odpowiedziała szybko.

— Wiem. — Wiedziałem również jedno: jak tylko zacznę jej udowadniać, że trawa jest zielona, natychmiast będzie się wykłócać. Dlatego więc zmieniłem temat. — Hej, mam pomysł, jak moglibyśmy umilić sobie czas posiłku.

Spojrzała na mnie oschle, stawiając szklankę soku, i ruszyła z powrotem za blat. Aby być poza moim zasięgiem.

— Znasz taki seksowny strój francuskiej pokojówki? — kontynuowałem, nakładając sobie jajka, bekon i tosty na talerz. — Krótka czarna spódniczka, biały fartuszek, koronkowa opaska na głowę? Oczywiście mogłabyś też mieć białe pończochy i szpilki. Oui, Monsieur Lockhart, podam to panu. Oui, Monsieur Lockhart, wygląda Pan fantastique dzisiaj. Fantastique.

— Mam pytanie — zaczęła, stając przede mną z rękami na biodrach. — Co dokładnie chcesz robić, kiedy dorośniesz?

A potem odwróciła się i odeszła.

No i co ja najlepszego zrobiłem? Zrezygnowany odłożyłem widelec. Opierając się na krześle, potarłem twarz.

Chciałem, żeby zjadła ze mną śniadanie.

Chciałem jej towarzystwa.

Co się ze mną dzieje, do diabła?

Czułem się jak mały psiak łaknący uwagi.

Jestem Caleb Lockhart. Nigdy nie musiałem zabiegać o względy żadnej dziewczyny. To one prosiły się o moją uwagę, pragnąc mojego towarzystwa.

Można powiedzieć, że w pewnym sensie byłem przez nie bardzo rozpuszczony. A ona była zupełnie, zupełnie inna.

Wygląda na to, że tak czy inaczej moje marzenie się spełniło.

***

Veronica

Moje serce mocno biło do chwili, gdy zamknęłam za sobą drzwi od sypialni. Wciąż trzymając za klamkę, oparłam o nie głowę i zamknęłam oczy.

Czy Caleb musiał wciąż paradować półnagi po mieszkaniu?

Facet wyglądał jak zdjęty z plakatu. Ciężko było udawać, że na mnie nie działała. Prędzej czy później domyśli się, co kryje się za fasadą mojej powściągliwości.

To, w jaki sposób Caleb się porusza, wskazuje, że jest bardzo pewny siebie i aż nazbyt świadomy wrażenia, jakie robi na kobietach. I było mu z tym bardzo dobrze. Należał do takiego typu facetów, od których zawsze starałam się trzymać z daleka.

Czy to nie ironia losu, że zamieszkałam z nim pod jednym dachem?

Odsuwając się od drzwi, spojrzałam na zegarek. Biblioteka na uczelni powinna być już czynna. Musiałam skorzystać z komputera, aby w internecie poszukać pracy i wydrukować moje CV, a potem je rozwieźć do firm w centrum miasta. Robiłam to już wcześniej, bez skutku, ale musiałam nadal próbować.

Esther Falls to jedno z największych miast w stanie Manitoba, zamieszkałe przez 600 000 osób. Jednak gospodarka, która ucierpiała po recesji, nie wyszła jeszcze w pełni z kryzysu. Dlatego właśnie teraz o pracę było trudniej niż kiedykolwiek wcześniej. Zwłaszcza taką, która by nie kolidowała z moimi zajęciami na uczelni. W tym momencie nawet nie wiedziałam, czy mnie w ogóle stać na ukończenie studiów.

Może nadszedł czas, aby przenieść się do innej prowincji, gdzie była lepsza sytuacja na rynku pracy. Ale kochałam otoczoną jeziorami prowincję Manitoba. Doceniałam życzliwość mieszkańców, różnorodność kultur i otwartość społeczności. Poza tym nie miałam teraz środków, aby ruszać się gdziekolwiek indziej.

Zastanawiałam się, gdzie bym teraz była, gdyby Caleb nie zaoferował mi możliwości zamieszkania z nim. Czułam się jego dłużniczką i znajdę sposób, aby go spłacić.

Pozbierałam książki i otworzyłam szafkę nocną, aby je schować. Niemal krzyknęłam. W środku było morze prezerwatyw!

Mój Boże. Czy to był wcześniej pokój, w którym Caleb sypiał z całym swoim fanklubem? Mam tylko nadzieję, że chociaż zmienił prześcieradło. A jeśli nie? Zdjęłam pościel i postanowiłam, że później ją wypiorę.

Może też zdezynfekuję cały pokój.

Wzięłam prysznic i ogarnęłam się. Dokładnie sprawdziłam jeszcze raz zawartość torby i wychodząc z pokoju, zderzyłam się z mocnym, mokrym ciałem.

— Ałłła! — krzyknęłam, pocierając czoło.

— Cześć, Kobieto w Czerwieni.

Uniosłam głowę i zaniemówiłam.

Caleb znowu nie miał na sobie koszulki. Jego obłędny tors lśnił od potu. Trzymał rękoma końce białego ręcznika przewieszonego na szyi. Na palcach miał małe białe bandaże, a na rękach odciski.

— Wybierasz się gdzieś? — zapytał. Jego zielone oczy lśniły zupełnie, jakby coś kombinował.

Odchrząknęłam i przytaknęłam, próbując nie patrzeć poniżej jego szyi.

— Do pracy.

— Aha, rozumiem — dodał po chwili. — Zawsze jesteś taka poważna?

Zaczynało mnie niepokoić to, w jaki sposób na mnie działał. I to bardzo. Sposób, w jaki patrzyły na mnie te zielone oczy, też mi nie pomagał. Cofnęłam się o krok.

W jego oczach pojawiły się niebezpieczne i figlarne ogniki, gdy zapytał mnie:

— Chcesz coś zobaczyć?

Zmrużyłam podejrzliwie oczy.

— Niekoniecznie.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, zanim zaprezentował bezwstydnie swoje bicepsy. Linie i krągłości na jego rękach były bardzo dobrze zarysowane, a skóra napięta i zdrowa.

— Patrz — z zawadiackim uśmiechem stanął bokiem, żebym podziwiała mięśnie na jego pupie, która była znacząco zaokrąglona i twarda i… To zaczynało wymykać się spod kontroli.

— Zwróć uwagę na napięcie mięśni, zobacz, jak się ruszają — mrugnął. — To pokaz specjalnie dla ciebie. Patrz cały czas. Nie pokazałem ci jeszcze najlepszego.

Odwrócił się znowu do mnie i zaczął poruszać mięśniami na klatce piersiowej. Wyglądało to tak, jakby pod jego skórą drgały małe robaczki. To było przerażające. Zaczęłam się śmiać tak mocno, że niemal zwijałam się ze śmiechu. Ten chłopak był szalony.

— Co o tym myślisz, dziewczyno? Dobry jestem, co? Naprawdę dobry?

Potrząsnęłam głową.

— Dobrze, to masz jedynie z tego powodu, że nikt dotychczas nie zamknął cię w zoo. Twoja klatka czeka. Będziesz mógł tam błyszczeć na tle innych małp.

Zatrzepotał rzęsami.

— Jeszcze byś zapłaciła, żeby mnie zobaczyć. No przyznaj się. Hej, Kobieto w Czerwieni! — Nagle spoważniał, gdy zapytał niskim, głębokim głosem. — Chcesz taniec ze striptizem?

Oboje podskoczyliśmy na dźwięk domofonu.

Zakrywając dłonią usta, wymamrotał.

— Cholera. Zapomniałem, że dzisiaj mam z moją mamą pójść na imprezę charytatywną. Możesz się schować na kilka minut w swojej sypialni? I naprawdę, naprawdę bądź cicho.

— Boisz się mamy?

— Cóż, w pewnym sensie tak. Może być niezręcznie wytłumaczyć jej, dlaczego tutaj jesteś. Po prostu daj mi kilka minut. Najwyżej pół godziny, potem możesz iść.

Jeśli to jest dla jego mamy jakiś kłopot, żebym tu mieszkała, to tym bardziej powinnam jak najszybciej znaleźć sobie coś innego. Muszę jeszcze dzisiaj poszukać pracy.

Sfrustrowana westchnęłam.

— Muszę wyjść, Caleb. Mam dziś dużo rzeczy do zrobienia. Mogę powiedzieć twojej mamie, że tu sprzątam.

— Nie! Nie masz nawet miotły ze sobą. Zaufaj mi. Pozbędę się jej szybko i wtedy pójdziesz, dokąd chcesz. Okej?

— Dobrze — wróciłam do pokoju.

Stałam przy drzwiach, nasłuchując dźwięków w mieszkaniu. Słyszałam cichy głos starszej kobiety, a po nim niższe tony Caleba. Dwadzieścia minut później rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

Z ostrożności zostałam na swoim miejscu. Drzwi powolutku się uchyliły.

— Kobieto w Czerwieni?

Stałam tuż za drzwiami, wciąż poza zasięgiem jego wzroku.

— Tutaj jestem — odpowiedziałam.

— Muszę iść. Zatem… Do zobaczenia wieczorem?

Staliśmy tak po obydwu stronach drzwi, szepcząc jak dzieci, które dzielą się swoimi sekretami.

— Jasne — odpowiedziałam.

— Będziesz za mną tęsknić?

— Jasne, Caleb — odpowiedziałam po chwili.

Odchrząknął.

— Do zobaczenia później, Kobieto w Czerwieni — powiedział cicho, zamykając drzwi.

— Do zobaczenia, Caleb — wyszeptałam.

Rozdział 4.

Veronica

Resztę poranka spędziłam w bibliotece na uczelni, gdzie skorzystałam z komputera, aby w internecie poszukać pracy. Wydrukowałam też swoje CV i listę firm, o pracę w których mogłabym się ubiegać.

Ze stosem CV pod pachą ruszyłam do każdej firmy, którą miałam na liście. Jednak to wydawało mi się niedostatecznie obiecujące, więc zdesperowana postanowiłam roznieść resztę swoich CV wszędzie tam, gdzie się tylko dało.