Walcząc o odkupienie - Kate McCarthy - ebook

Walcząc o odkupienie ebook

Kate McCarthy

4,5

Opis

Ryana Kendalla złamało życie. Mężczyzna wie, co to ból. Wie też, czym jest przemoc i utrata kogoś bliskiego. Wie, jakie to uczucie, gdy się kogoś zawodzi. Jednak nic nie może go powstrzymać przed pożądaniem jedynej kobiety, której nie może mieć – Finlay Tanner.
Jako dziewiętnastolatek Ryan wstępuje do Australian Army. Po latach intensywnych szkoleń staje się żołnierzem elitarnej jednostki SASR i zostaje wysłany do Afganistanu, gdzie wraz ze swoim oddziałem podejmuje się niebezpiecznych misji.
Jednak bez względu na to, jak daleko ucieknie albo jak zaciekle będzie walczył, myśl o Finlay stale go prześladuje.
Po sześcioletniej rozłące wystarczy zaledwie jedno spojrzenie, żeby zdał sobie sprawę, że nie może bez niej żyć. Niestety, czasem miłość to za mało, by wyleczyć wszystkie rany.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia                                                                                                              

Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (62 oceny)
44
11
5
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mater0pocztaonetpl

Całkiem niezła

Zmęczyłam się
21
edytawili

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczna
10
Klucha78

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo piękna książka polecam serdecznie
10
KarolinaSkr
(edytowany)

Całkiem niezła

3,5/5 Nie wiem dlaczego ale do połowy książki nie mogłam się wkręcić, bardzo szybko akcja była poprowadzona
10
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10

Popularność




Tytuł oryginału: Fighting Redemption

Copyright © Kate McCarthy 2013

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Barbara Marszałek

Korekta: Patrycja Siedlecka, Anna Miotke, Daria Raczkowiak

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-8362-703-8 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Dedykacja

Mojej córce i synowi.

Będę Was kochać nawet wtedy, gdy zgasną już wszystkie gwiazdy na niebie.

Prolog

Nie chciała zwracać na siebie uwagi ani z kimkolwiek rozmawiać. Stała więc z dala od tłumu. Miała na sobie dopasowane dżinsy i kardigan w kolorze szmaragdu. Była wysoka i szczupła. Zmierzwione faliste włosy związała w niedbały kok, zupełnie jakby zrobiła go bez zastanowienia. Efekt był jednak zadziwiająco piękny. Drżąc z zimna, objęła się rękami i poruszała nimi w górę i w dół, by się ogrzać. Jej zielone oczy pozostawały skupione na jednej rzeczy; ani na chwilę nie odwracała od niej wzroku. Niektórzy podążali za tym spojrzeniem i uśmiechali się z pobłażaniem. Pewien mężczyzna chciał do niej podejść, ale kiedy zauważył, co przyciągnęło jej uwagę, zmienił zdanie.

Nagle na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, który wzbudził zainteresowanie stojących w pobliżu ludzi. Ten uśmiech był niczym dar w postaci promieni słonecznych przedzierających się przez ciemne chmury. Wyglądała przepięknie, a jej widok zapierał dech w piersi. Rozłożyła ręce, nadal się uśmiechając. Każdy marzył, by być adresatem tak promiennego uśmiechu.

– Mamusiu, mamusiu! – krzyknął chłopczyk.

Na ten wrzask ludzie odwrócili się, po czym ujrzeli brzdąca, który zaczynał już tracić swoją dziecięcą pulchność. Maluch miał zmierzwione, ciemnobrązowe włosy, które delikatnie kręciły mu się nad uszami. Policzki poczerwieniały mu z zimna, a gdy biegł do pięknej, stojącej samotnie kobiety, jego brązowe oczy przepełniła radość. Podobieństwo między tą dwójką zdradził dopiero uśmiech kobiety i ta sama radość w oczach.

– Moje maleństwo. – Uśmiechnęła się, po czym schyliła, żeby złapać synka, który wskoczył jej prosto w ramiona.

– Opowiedz jesce laz, mamusiu. – Domagał się, gdy już pewnie usadowił się w ramionach matki.

– Znowu, skarbie?

Chłopiec zaczął się wiercić z niecierpliwością.

– Plosę, mamusiu, chcę posłuchać o tatusiu.

– Okej. – Zgodziła się.

Podeszła do najbliższego siedzenia i usiadła z synkiem na kolanach. Zanim mały przestał się wiercić i znalazł wygodną pozycję, niespiesznie założyła za ucho luźny kosmyk, po czym odetchnęła głęboko, by uspokoić bicie serca.

– Gotowy?

Przytaknął, a jej uśmiech przygasł. Jeszcze przed chwilą był pobłażliwy, a teraz dostrzegało się w nim nutkę goryczy. W jej oczach błyszczały łzy. Zamknęła je na chwilę, usiłując się uspokoić.

– Twój tatuś był żołnierzem SASR1 w Australian Army. Ci żołnierze nie są zwyczajni. To najtwardsi, najsilniejsi ludzie, jacy kiedykolwiek żyli. Oni…

Przerwał tym samym pytaniem, które zadał jej, gdy ostatnio opowiadała mu tę historię.

– Silniejsi niż Navy Seals2, plawda, mamusiu?

– Tak, kotku. Najlepsi na całym świecie – odpowiedziała. – Nie tylko silni ciałem, kwiatuszku, ale też duchem… – Wskazała na swoją głowę. – I sercem. – Wskazała na pierś. – Twój tatuś zawsze mawiał: „Aby być żołnierzem nie tylko trzeba być silnym. Trzeba też wiedzieć, czego się chce, ciężko na to pracować i wiedzieć, co jest się skłonnym dla tego poświęcić”. – Wypowiadając ostatnie słowa, zaszlochała, po czym zamilkła.

Chłopczyk przyłożył pulchną rączkę do jej policzka.

– Nic ci nie jest, mamusiu?

Przełknęła ślinę i posłała synkowi wymuszony uśmiech.

– Wszystko w porządku, malutki. Wszystko będzie dobrze. – Pogłaskała synka po główce. – Tatuś bardzo chciał zostać żołnierzem SASR. Pragnął tego bardziej niż oddychania.

– Co to znacy „oddychanie”, mamusiu?

– Widzisz? – Głęboko zaczerpnęła powietrza, po czym głośno je wypuściła prosto we włosy dziecka, aż zachichotało. – To właśnie jest oddychanie. Oddychanie pomaga twojemu serduszku cały czas bić, kochanie.

Wpatrywał się w nią swymi dużymi ciemnymi oczami, aż zakłuło ją w sercu.

– Serce tatusia też biło, mamusiu?

Przełknęła ślinę na wspomnienie słów, które już na zawsze wryły się w jej pamięć.

– Twój tatuś powiedział mi kiedyś, że jego serce bije tylko dla jednej rzeczy.

– Jakiej?

– Powiem ci.

Po czym zaczęła snuć swoją opowieść…

Rozdział 1

Około pięć lat wcześniej

Wysunięta baza operacyjna (FOB)3 w Chost

Afganistan Wschodni

– Hej, Kendall! – zawołał Jake.

Ryan odwrócił się i pokazał mu palec wskazujący. Jake nie mógł się zamknąć przez całe popołudnie. Ryan próbował go ignorować, ale Jake jest nieustępliwym sukinsynem. Zawsze taki był.

Jake pokręcił szyderczo głową.

– Tylko na tyle cię stać, stary?

Ryan zachichotał i zawrócił, podążając dalej za dowódcą ich oddziału, Paulem „Montym” Montgomerym. Idąc wzdłuż pakistańskiej granicy, narzucił szybkie tempo. Monty potrafił wzbudzić zaufanie w każdym żołnierzu. Był wysportowany, doświadczony, miał niezwykłą intuicję i wielokrotnie wykazał się pod ostrzałem. Potrafił natychmiast podjąć decyzję – nieważne, czy chodziło o ostrzał, obronę, parcie naprzód czy odwrót – to dodawało żołnierzom odwagi.

Byli w terenie od dwudziestu pięciu długich dni. Właśnie kończyli ostatni patrol przed powrotem do bazy. Ich oddział SASR został wysłany na zwiad. Zdobywanie informacji o talibach w górach na wschodzie Afganistanu zawsze wiązało się z niebezpieczeństwem.

Powietrze było suche i gorące, góry skaliste, a w dodatku jak wrzód na dupie, jeśli chciało się pod osłoną nocy odnaleźć drogę. I jeszcze ten pył – kurwa, był wszędzie. Ryan miał go we włosach, na ubraniu, a nawet w rowku między pośladkami, przez co wyprawa stawała się jeszcze większą udręką.

– Czy tylko na tyle mnie stać? – Ryan uniósł brwi, utrzymując wraz z Jakiem mordercze tempo. – Na razie powinno ci wystarczyć.

– Potrzeba mi czegoś więcej. Czegoś do żarcia i picia.

Jak gdyby w odpowiedzi rozległ się odgłos – Ryanowi zaburczało w brzuchu. Dwa dni temu zmniejszono racje żywnościowe, pozostało mu więc jedynie odsuwać od siebie myśli o smakowitych stekach czy frytkach.

– Nie rozmawiajmy o jedzeniu.

– Monty, daleko jeszcze do strefy ewakuacji? – zapytał Jake.

– Dwa kilosy – odpowiedział dowódca. Pomimo głodu i zmęczenia cała brygada zachowywała czujność. Ich największym koszmarem była myśl, że w trakcie przeprowadzania manewru mogą odnieść obrażenia lub zginąć. Było to po prostu nie do pomyślenia, ale takie rzeczy się zdarzały, a wówczas determinacja Ryana jeszcze bardziej rosła. Żołnierzom nie chodziło tylko o samą wojnę – walczyli także za tych, których stracili.

– Dam radę – oznajmił Jake. – Ale nie wiem, co z Kendallem. Nie wygląda najlepiej. Może lepiej się zatrzymać, żeby mógł się zdrzemnąć.

Ryana bolały już plecy od ciężkiego plecaka. Odwrócił się i przewrócił swymi ciemnobrązowymi oczami.

Jake wyszczerzył zęby, których biel kontrastowała z kamuflażem twarzy. Był przystojniakiem. Miał zmierzwione blond włosy, zielone oczy i hollywoodzki uśmiech. Jednak była to tylko przykrywka. Jake był twardym draniem, który w małym palcu miał więcej determinacji niż cała reszta frajerów, którzy przeszli rekrutację do SASR. Był od nich szybszy, silniejszy i o wiele lepiej strzelał.

– Dobra, dupku – wymamrotał Ryan. – Ale może przestaniesz się gapić na moją dupę i skupisz się na cholernym terenie?

Nagle ciszę przerwał głośny łomot, a ktoś bąknął pod nosem „kurwa”. Odwrócili się i wybuchnęli śmiechem z powodu snajpera Chrisa Gallowaya, którego ręce, dłonie i kolana krwawiły od ostrych kamieni. Stał i otrzepywał ręce.

– Pierdolcie się – odezwał się z żałosnym uśmiechem.

– Chryste, nie gadaj o pierdoleniu. Ruchać mi się chce – jęczał Kyle.

– Brooks, jesteś chory – odpowiedział mu Jake.

Kyle wyszczerzył się i złapał za krocze.

– Nie bardziej niż ty.

Ryan przez jakiś czas nie zwracał na nich uwagi i skupił się na marszu. Wtedy głos Jake’a znów wypełnił ciszę.

– Po powrocie pogadam z Fin przez Skype’a. Powinieneś się z nią przywitać, Kendall. Nigdy tego nie robisz.

Kiedy usłyszał imię siostry Jake’a, poczuł znajome ukłucie bólu, ale szybko odepchnął je od siebie.

– Po chuj miałbym to robić? Siedzisz na Skypie tyle, że starczy dla nas wszystkich… – Pokręcił głową. – Trajkoczesz jak pieprzona dziewczyna.

Ryan nie miał zamiaru rozmawiać z Finlay Tanner i usiłował zrobić wszystko, żeby tak pozostało. Minęło sześć niemożliwie długich lat, odkąd odszedł z jej życia. Mimo że od tego czasu się nie widzieli, stale o niej myślał. Bolesna tęsknota za nią z każdym dniem coraz bardziej mu doskwierała. Sam wybrał życie w samotności i zmusił się do niego. Odkąd sięgał pamięcią, marzył, by zostać żołnierzem, tak jak jego dziadek. Po prostu było to tak naturalne jak mruganie czy oddychanie. To marzenie nadawało jego życiu sens i nic nie mogło mu stanąć na drodze. Fin niemal się to udało, o czym Ryan nie miał pojęcia do czasu, gdy było prawie za późno.

– Trudno. – Jake wyrwał go z zamyślenia. – Zawlokę cię tam, jeśli będę musiał. Może Fin uda się wydusić z ciebie choć cień uśmiechu, zwłaszcza że moje żarty marnują się na twoją żałosną dupę.

– Potrafię się uśmiechać. – Ryan odwrócił się i wyszczerzył zęby, chowając myśli o Fin w pudle bezcennych wspomnień, co stanowiło wyczyn niemalże niemożliwy, jako że Jake to jej starszy brat i był do niej bardzo podobny. W ich zielonych oczach kryło się to samo zuchwałe piękno. – Poza tym już ci mówiłem, żebyś przestał gapić się na moją dupę. Jeszcze ci od niej stanie.

– Kurwa, próbuję cię rozśmieszyć, a nie zaimponować wszystkim swoim wielkim fiutem.

– Jezu, twoja siostra jest kurewsko seksowna. Nie skończyłbym tylko na pogaduszkach przez Skype’a. – Z tyłu słychać było roześmianego Kyle’a.

Ryan otworzył usta i już miał powiedzieć mu, żeby trzymał łapy przy sobie, ale Jake go ubiegł.

– Pieprz się, Brooks. Moja siostra jest za mądra dla twojej tłustej, paskudnej dupy, a jeśli kiedykolwiek się do niej zbliżysz, utnę ci tego twojego fiucika.

Kyle Brooks, który składał się wyłącznie z góry twardych jak skała mięśni, zarechotał.

– Fiucika? Potrzebowałbyś lupy, żeby zobaczyć swojego.

– Trzymaj go w spodniach. – Wreszcie odezwał się Connor, ostatni członek ich sześcioosobowego oddziału. Odpowiadał za łączność. Mówiono na niego „Tex”, bo urodził się w Teksasie. Gdy miał pięć lat, przyjechał do Australii, by zamieszkać z wujostwem po tym, jak jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym.

W końcu dotarli do strefy ewakuacyjnej. Słysząc dźwięk śmigieł Black Hawka4, Ryan odpalił mały granat dymny, który miał wskazać pilotowi śmigłowca ich pozycję.

Gdy weszli do wnętrza maszyny, pokryta barwami maskującymi bestia oderwała się od ziemi. Ryan złapał się za brzuch, bo zrobiło mu się niedobrze, gdy śmigłowiec skręcił ostro w prawo, prosto w niebo. Chłopak poczuł wiatr w krótkich, ciemnych włosach, a następnie uniósł głowę, by rozkoszować się lotem.

W drodze powrotnej do bazy znów wrócił myślami do Fin i dnia, w którym się poznali.

Miał dziesięć lat i już wtedy marzył o tym, by zostać żołnierzem. Przebywanie w domu rodzinnym było koszmarem, z którego rozpaczliwie chciał się wyrwać. Rodzice nieustannie się ze sobą kłócili, a Ryan zawsze znajdował się na linii ognia. Jego ojciec był draniem i pijakiem. Większość rówieśników w ramach kary dostawała szlaban. Ryan niestety nie miał tyle szczęścia. On dostawał lanie pasem, gdy ojciec za dużo wypił. Chłopiec ukrywał siniaki i ślady po uderzeniach, pragnąc uciec z rodzinnego piekła i zwiedzić świat, stać się kimś wielkim. W szkole był popularny, wyróżniał się osiągnięciami sportowymi i świetnymi ocenami, a żadna z tych rzeczy nie przyszła mu łatwo. Chciał odciąć się od świata, ale starał się wszystko wytrzymać, a ciężką pracą torował sobie drogę ucieczki.

I wtedy w jego życiu pojawiła się Fin, niemal burząc wszystko, czego udało mu się dokonać. To był początek roku szkolnego. Ryan stał wraz z przyjaciółmi przed szkołą. Jedni opierali się o ceglaną ścianę, a inni siedzieli u szczytu schodów. Ciężko było im pożegnać się z ostatnimi chwilami wolności i znów wrócić do obowiązków.

Do schodów zbliżyła się dziewczynka z burzą falistych blond włosów do ramion. Od razu przykuła uwagę Ryana. Przyglądał się jej z ciekawością, bo nigdy wcześniej jej nie widział. Szła niepewnie, jakby się czegoś bała. Spojrzał na jej ręce. Knykcie zbielały od zaciskania dłoni na szelkach plecaka. Zrobiła krok, po czym potknęła się o sznurówkę i upadła na kolana.

Za Ryanem rozległ się kpiarski śmiech, gdy dziewczynka złapała się schodów, by wstać. Uniosła głowę i szeroko otwartymi zielonymi oczami spojrzała na niego. Na widok uroczej bezbronności malującej się na jej twarzy aż zaparło mu dech. Coś w niej sprawiało, że miał ochotę wziąć ją za rękę i ukryć za swoimi plecami, zupełnie jakby świat musiał najpierw rozprawić się z nim.

– Zamknijcie się – warknął przez ramię do kolegów, po czym zszedł po schodach, by jej pomóc.

Kiedy dotarł do przedostatniego schodka, wyciągnął do dziewczynki dłoń, wnętrzem do góry, i czekał. Zanim przyjęła pomoc, przeniosła oczy z jego twarzy na ręce. Jej maleńka rączka zupełnie niknęła w jego dłoni.

– Dz-dziękuję – wyjąkała, gdy pomagał jej wstać.

– Może na przyszłość powinnaś pamiętać o wiązaniu sznurówek – odpowiedział ostro, kryjąc zmieszanie za zmarszczonymi brwiami. Ta nagła więź napełniała go niepokojem.

– Fin! – Odwróciła się, słysząc głos wyłaniającego się zza rogu chłopaka, który wyglądał zupełnie jak ona, z tym że był wyższy. Jego wzrok padł na ich złączone dłonie. Zmarszczył brwi. – Co jest grane?

Gdy blondyn skupił na nim uwagę, Ryan natychmiast puścił dziewczynkę.

– Coś ty za jeden?

Ryan skrzyżował ręce na piersiach i odsunął się od nieznajomych.

– Tylko jej pomagałem. Przewróciła się, wchodząc po schodach.

– Serio? – Chłopak przewrócił oczami i trącił ją w ramię. – Wszystko okej?

– Przepraszam – wymamrotała, odwracając wzrok. Kosmyk włosów spadł jej na oczy. Ryan patrzył, jak wsuwa go za ucho, i dostrzegł rumieńce na jej policzkach.

– Dzięki, stary – powiedział chłopak. – Jestem Jake – wskazał kciukiem dziewczynkę – a to moja siostra Finlay.

– Jesteście nowi?

– Tak, właśnie się tu przeprowadziliśmy z Sydney.

Ryan skinął głową.

– Jestem Ryan.

Rozległ się dzwonek, wzywając uczniów na lekcję. Ryan nie miał ochoty zawierać nowych znajomości, odwrócił się więc i wszedł po schodach do budynku, zostawiając rodzeństwo na dworze.

Jake szybko podążył za nim. Kiedy go dogonił, zapytał:

– W której jesteś klasie?

– W piątej – odpowiedział oschle Ryan i przyspieszył. Było mu trochę głupio, że tak się zachowuje, więc w końcu zapytał Jake’a:

– A ty?

Jake uśmiechnął się.

– Ja też, a Fin… – kiwnął głową w stronę siostry, która szła cicho za nimi – zaczyna trzecią klasę.

Głośnego i skorego do śmiechu Jake’a nie sposób było zignorować. Zaprzyjaźnili się, zanim Ryan w ogóle zdążył się zorientować. Gdy rozmawiali o przyszłości, stwierdził, że ufa Jake’owi na tyle, by opowiedzieć mu o swoim marzeniu. Wyraźnie podekscytowany Jake odparł, że marzy o tym samym. Przysięgli sobie, że pewnego dnia razem wstąpią do wojska.

Pomimo że cięgi od ojca nie ustały, Ryanowi przez jakiś czas udawało się ukrywać przed przyjacielem ślady pobicia. Jednak pewnego dnia Jake zauważył poobijane żebra kolegi. Grali wtedy na podjeździe w koszykówkę. Wpadł na niego, gdy miał wrzucić piłkę do kosza. Usiłując zablokować rzut, Ryan wyskoczył do przodu i obaj chłopcy wylądowali na ziemi. Jake mocno uderzył się w łokieć, a Ryan upadł na piłkę, tłumiąc okrzyk bólu.

– Co, do cholery?

Ryan zamrugał, jednocześnie masując brzuch. Skupił się na twarzy Jake’a, który przyglądał mu się badawczo.

– Wszystko w porządku?

Jake zmarszczył brwi i spojrzał na Ryana, który masował sobie żebra, jak gdyby nie chciał dopuścić, by ból wydostał się na zewnątrz. Jake złapał jego koszulkę i podniósł do góry. Zszokowany wbił w niego wzrok.

– Nikomu o tym nie mów – szepnął Ryan.

– Kto to zrobił?

Usiedli na podjeździe, po czym Ryan opowiedział przyjacielowi o swojej rodzinie. Słońce znikało za horyzontem, a wraz z nim ustępował popołudniowy skwar. Ryan starał się mówić zwięźle i co chwilę obracał piłkę w dłoniach.

Od tego dnia zaczął spędzać większość wolnego czasu u Tannerów. Ich dom w Cottesloe stał się dla niego azylem – jedynym miejscem, w którym czuł się potrzebny, mile widziany… i bezpieczny. Często tam nocował. Kiedy wszyscy spali, jego głęboko skrywany ból mógł wreszcie wypłynąć na powierzchnię. Nie musiał już dusić w sobie płaczu; łzy spływały w ciszy po jego twarzy i wsiąkały w poduszkę.

Jake z kolei miał wszystko. Ryan próbował powstrzymać zżerającą go zazdrość, ponieważ kumpel wszystkim się z nim dzielił. Ryan mógł więc traktować Mike’a i Julie Tannerów jak rodziców. Mike był wysoki, barczysty i wysportowany. Przez wiele lat grał w rugby. Pracował jako fizjoterapeuta i zachęcał obu chłopców do uprawiania sportu. Zawoził ich na treningi rugby i odwoził z nich. Czasem zostawał, by z nimi zagrać. Jake i Fin mieli zielone oczy po nim, a blond włosy po Julie, która pracowała jako sekretarka, ale znajdowała też czas na zajmowanie się drużyną rugby: segregacją zgłoszeń, strojami, organizacją zajęć.

Pomieszkiwanie u Tannerów oznaczało dorastanie z Fin, która była małomówna i nie potrafiła zawierać znajomości tak szybko jak Jake. Należała do osób, które siedziały z tyłu, dopóki cię nie rozgryzły. Ryan pamiętał chwilę, gdy poczuła się swobodnie w jego towarzystwie. Spuszczanie wzroku ustało i Fin zaczęła częściej się uśmiechać, zdradzając osobowość podobną do Jake’a, tylko delikatniejszą. Nie pokazywała się od tej strony wielu osobom, a Ryan czuł się wyjątkowy, będąc jedną z nich.

Fin często spędzała z nimi czas. Jake’a irytowało, że ciągle się za nimi włóczyła, ale Ryan nie miał nic przeciwko temu. Lubił, gdy była w pobliżu, gdy mógł po prostu na nią patrzeć. Fascynowała go praca jej sprytnego, analitycznego umysłu. Była chodzącą encyklopedią – zasypywała ich faktami i rozśmieszała w przypadkowych sytuacjach. Patrzyła na wiele spraw w wyjątkowy sposób – z otwartym sercem i uśmiechem na twarzy.

W końcu znalazła przyjaciółki. W weekendy przesiadywały w jej pokoju i słuchały boysbandów, od których Ryanowi i Jake’owi robiło się niedobrze. W odwecie Jake pogłaśniał swoją muzykę, aż ściany zaczynały się trząść. Zazwyczaj kończyło się na tym, że Mike wrzeszczał z salonu: „Wyłącz to cholerstwo!”.

Dziewczyny często chichotały. Kiedy Jake i Ryan oglądali telewizję, wylegując się na kanapie w salonie, piszczały ze śmiechu, by zaraz potem szybko uciec do pokoju Fin. Jake przewracał oczami i nie zwracał na nie uwagi, ale Ryan zawsze uśmiechał się do Fin. Uwielbiał widok jej jaśniejących oczu, gdy odwzajemniała uśmiech. Potrafiła w ten sposób ocieplić najzimniejszą część jego duszy.

Gdy miał czternaście lat, Fin zaczęła przychodzić na mecze rugby. Przynosiła ze sobą podręczniki i siadała na trybunach tak cichutko, że można było w ogóle zapomnieć, że tam jest. Ale Ryan nigdy nie zapominał. Ciarki przechodziły mu po plecach za każdym razem, gdy była w pobliżu. Kiedy zerkał na nią z boiska, patrzyła na niego, a do promiennych uśmiechów, jakimi go obdarzała, dołączył uroczy rumieniec.

Miał szesnaście lat, gdy uświadomił sobie, że ucisk w klatce piersiowej na widok Fin nie jest czymś, co czuje się do siostry. Na myśl o niej w głowie rozbrzmiewało mu jedno proste słowo: moja. Potrzeba chronienia jej nie tylko stawała się coraz bardziej gorąca – ona parzyła go niczym gorąca lawa, a podczas weekendowych meczów wręcz pożerała go żywcem.

Pewnego dnia, kiedy Fin siedziała na trybunach z rozrzuconymi dookoła podręcznikami, Ryan zauważył, że dwaj chłopcy zabrali jej książki. Gdyby nie był pochłonięty grą, zająłby się tymi gnojkami, żeby zaimponować koleżance. Jednak wyglądało na to, że jego Fin nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Wstała, zaczęła wrzeszczeć, a potem dźgnęła palcem chłopaka stojącego bliżej niej. W odwecie łobuz pociągnął ją za włosy. Ryana zalała krew. Jego instynkt opiekuńczy palił się niczym rakieta gotowa do startu, a oczy ciskały piorunami. Natychmiast podał komuś piłkę, wybiegł z boiska i ruszył do ataku.

Jake nie widział, co zaszło, ale błyskawicznie się do niego przyłączył. Wywiązała się bójka. Grad wymierzanych na oślep ciosów ustał dopiero wówczas, gdy rozdzielono bijących się chłopaków. Mecz został przerwany, a na końcu drużyna Ryana przegrała walkowerem.

Ryan zniknął na całe popołudnie. Wiedział, że musi zdystansować się od Tannerów, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić. Wiedział, że nie może myśleć o Fin jako o swojej ukochanej. Nie miał prawa niczego do niej czuć, bo przecież musiał skupić się na tym, jak wydostać się z miasta. Ale jak miał to zrobić, skoro Fin zawładnęła jego sercem?

Trzymanie się z daleka od jej rodziny nie zdało egzaminu, ponieważ był już do nich zbyt przywiązany. Patrzył więc, jak Fin dorasta, jak jej drobne ciało nabiera kobiecych kształtów. Włosy, zwykle związane, teraz opadały luźno gęstymi, złotymi falami na plecy. Złapał się na tym, że ciągle spogląda na jej usta, a serce biło mu jak oszalałe, gdy tylko pomyślał o tym, by ją pocałować.

Kiedy skończył osiemnaście lat, pragnienie dotykania jej skóry nieustannie sprawiało mu ból. Już nawet rzadko spoglądali sobie w oczy, bo bał się, że Fin dostrzeże w jego wzroku pożądanie. Ta metoda nie sprawdziła się jednak, gdy wraz z przyjaciółkami opalała się w ogrodzie. Chichotały i paplały ubrane w bikini, patrząc, jak Ryan i Jake grają z kolegami w krykieta. Ryan wolałby wówczas grać w rugby – gdyby zauważył, że kumple gapią się na Fin, mógłby przeprowadzić atak.

I wtedy, zdecydowanie zbyt wcześnie, nadszedł dzień, którego Ryan tak bardzo się obawiał. Ktoś zaprosił Fin na randkę.

Cała rodzina siedziała przy stole i jadła kolację, kiedy Fin zdecydowała się o tym powiedzieć. Ryan na tę wiadomość zacisnął zęby. Wpatrywał się tępym wzrokiem w talerz i nagle stracił apetyt. Miał ochotę uciec od stołu, by móc cierpieć w samotności.

– Nie – odpowiedział stanowczo Mike.

Ryan zamknął oczy i poczuł ulgę.

– Ale tato…

– Masz dopiero szesnaście lat – zaznaczył Mike, kręcąc głową. – Za wcześnie na randki.

Fin spojrzała na Julie.

– Mamo…

– Kochanie – zaczęła łagodnie – a może jeszcze rok z tym poczekasz?

Rok? To Ryanowi odpowiadało. Jeszcze rok i wyjedzie, i nie będzie musiał patrzeć, jak Fin oddaje komuś innemu to, co powinno być jego. Robiło mu się niedobrze na samą myśl, że ktoś inny mógłby ją całować czy dotykać.

Po kolacji Fin odeszła od stołu. Ryan patrzył, jak wychodzi przez salon do ogrodu.

Jake spojrzał na niego i kiwnął głową w kierunku schodów.

– Co powiesz na rewanż w Ghost Recon5?

– Zgoda. – Ryan spojrzał na Fin siedzącą po turecku na trawie i poczuł ukłucie w sercu. Jake był już na schodach, gdy Ryan oznajmił:

– Przyjdę za chwilę.

– Okej – odpowiedział przyjaciel, znikając za drzwiami swojego pokoju.

Mike i Julie gawędzili cicho w kuchni. Ryan wyszedł do ogrodu. Fin uniosła głowę, gdy podszedł i usiadł obok niej.

– Wszystko w porządku?

Skinęła w milczeniu głową, skubiąc źdźbła trawy.

– Kto cię zaprosił?

Wzruszyła ramionami.

– Czy to ważne?

Oczywiście, że tak. Nikt nie byłby dla niej wystarczająco dobry, nawet Ryan. Mimo iż bardzo tego pragnął, wiedział, że nigdy się tak nie stanie. Przełknął nagły wybuch gniewu, zanim zdołał się nim udławić.

– Chyba nie – skłamał.

– Ryan?

– Hmm?

– Wszystkie moje przyjaciółki chodzą już na randki, ale ja… nie mam pewności, czy jestem już gotowa na takie, hmm… rzeczy. Jakoś mi na tym nie zależy. – Spojrzała na niego z ukosa i oblała się rumieńcem. – Jestem dziwna?

– Nie – odpowiedział szybko, po czym rozluźnił zaciśnięte pięści.

Dlaczego powiedziała to właśnie jemu? Był ostatnią osobą, z którą powinna o tym rozmawiać. Ryan nie był prawiczkiem, Jake też nie. Uganiało się za nimi sporo dziewczyn. Dla Ryana seks był przyjemny, ale nie znaczył zbyt wiele. Potrafił zatracić się fizycznie, ale emocjonalnie nic nie czuł. Świadomość, że Fin będzie narażona na facetów o podobnym podejściu do seksu, mroziła mu krew w żyłach.

Zaczął skubać źdźbła trawy i obrzucił ją nimi. Spojrzała na niego spod długich, pięknych rzęs i posłała uśmiech, przez który załopotało mu serce.

– A więc na czym ci zależy? – zapytał.

Rzuciła w niego kilka źdźbeł i powstrzymywała chichot, gdy wyjmował je z włosów.

– Obiecujesz, że nie będziesz się śmiał?

Wstrzymał oddech i czekał.

– Chcę być naukowcem.

Rozpierała go duma. Fin była taka inteligentna. Mogła być kimkolwiek tylko chciała.

– Niby dlaczego miałbym się z tego śmiać?

– Bo tak właśnie zareagowała moja najlepsza przyjaciółka, Rachael. – Przygryzła wargę, po czym lekko zadrżała. – Powiedziała mi, że jestem taką niezdarą, że pewnie wysadzę laboratorium w powietrze czy coś.

Zaśmiał się. Fin była niezdarą. Katastrofa w laboratorium była zatem bardzo prawdopodobna.

Klepnęła go w ramię.

– Au. – Skrzywił się, udając, że go to zabolało, i potarł bark. – Jakim konkretnie naukowcem?

– W dziedzinie ochrony środowiska albo oceanologiem. Nie jestem pewna. Może zdecyduję się na oba.

Ryan uśmiechnął się.

– Kujonka z ciebie.

Niezwykle piękna, urocza, niezdarna kujonka.

Wyprostowała ramiona i odwzajemniła uśmiech.

– Jestem kujonką i dobrze mi z tym.

– Fin.

– Co?

Ryan pokręcił głową i przełknął ślinę. Był tak bliski scałowania uśmiechu z jej warg, że stało się to nie do wytrzymania.

– Nic.

Fin położyła się na trawie, a jej włosy utworzyły aureolę wokół głowy. Wpatrując się w gwiazdy, zapytała:

– A ty, Ryan?

– Co ja? – zażartował.

– Na czym tobie zależy?

Położył się na trawie obok niej. Złapał ją za rękę, która była niezwykle gładka. Ciepło jej skóry sprawiło, że poczuł motyle w brzuchu. Ścisnął jej dłoń, próbując okiełznać to uczucie.

– Chciałbym zaciągnąć się do wojska, być żołnierzem.

Na tobie.

– Tylko tyle?

– Tak, tylko tyle.

– To już wiem. Powiedz mi coś nowego.

Zerknął na Fin i poczuł na sobie jej spojrzenie.

– Nie wymyśliłem nic nowego. Chcę się stąd wydostać, Fin. Muszę. Nie potrafię już tutaj żyć. Mam dość kłótni, alkoholu i…

– On cię bije.

Ryan zamknął oczy i odwrócił głowę. Nie mógł znieść świadomości, że o tym wiedziała. Miał tylko nadzieję, że nie widziała w nim bezradnego słabeusza. Nigdy by jej nie powiedział, dlaczego jego rodzina się rozpadła ani dlaczego jego ojciec zmienił się w żałosnego pijaka. Nie mógłby znieść, że Fin o tym wie i inaczej na niego patrzy.

– Chcę należeć do SASR – oznajmił w końcu, umyślnie ignorując to, co powiedziała. – Są najlepsi. Jest wiele krajów, które nie mogą się bronić. Chcę pomagać ludziom i to jedyny sposób, który może coś zmienić.

Przewróciła się na bok, po czym przyłożyła dłoń do jego policzka.

– Ryan – wyszeptała. Serce mu waliło jak oszalałe, gdy szukała oczami jego twarzy. Nie mogąc się powstrzymać, obrócił głowę i delikatnie pocałował ją w rękę. Poczuł, jak zadrżała pod wpływem tego intymnego dotyku.

Po chwili ciszy, w której patrzyli sobie głęboko w oczy, Ryan opamiętał się i odsunął od Fin.

– Lepiej wrócę do środka – wymamrotał, po czym wstał i zostawił ją samą.

Potem już zawsze, gdy byli sam na sam, uważał, żeby taka sytuacja nigdy więcej nie miała miejsca.

Fin skończyła siedemnaście lat i poszła na pierwszą randkę. Jake i Ryan mieli wówczas dziewiętnaście lat. Rzadko spędzali weekendy w domu, ale tamtego sobotniego wieczoru nigdzie się nie wybierali, więc widzieli, jak przyszedł po nią Ian – wysoki, towarzyski chłopak. Z tego, co wiedział Ryan, Ian był w porządku. Nie znaczyło to jednak, że nie miał ochoty zetrzeć go na miazgę.

Po tej randce była kolejna, potem jeszcze jedna. W końcu Ian zaczął bywać u Tannerów niemal tak często jak Ryan. Było mu niedobrze, gdy Ian ją całował, obejmował w talii czy rozśmieszał. To Ian sprawiał, że na twarzy Fin pojawiały się rumieńce, które nie były już wstydliwe, ale przeurocze i seksowne.

Ryan miał ochotę go walnąć. Mocno. I to niejeden raz. Wiedział, że pora już wyjechać.

Dwa tygodnie później spakował swoje rzeczy i wkradł się do sypialni Fin. Nie było jej tam, położył się więc na łóżku, opierając głowę na rękach. Patrzył w sufit i czekał.

Było już po północy, gdy weszła do pokoju. Chichotała, czytając SMS-a. Rzuciła telefon na stolik nocny i zamarła, gdy ujrzała Ryana leżącego w ciemności na jej łóżku.

Usłyszał, jak wciąga powietrze.

– Ryan?

Włączyła lampkę znajdującą się na stoliku, po czym pokój wypełnił się blaskiem. W nikłym świetle skóra Fin wydawała się złota, natomiast na jej twarzy malował się uśmiech szczęścia.

– Co ty… – zamilkła, napotkawszy jego spojrzenie. Wiedział, co ujrzała. Nie potrafił już dłużej skrywać uczuć – żalu, cierpienia oraz straty czegoś, co tak naprawdę nigdy do niego nie należało.

– Wyjeżdżasz – wyszeptała.

Nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Patrzył, jak podchodzi do otwartego okna, jak falują białe zasłony. Wpatrując się w nocne niebo, otarła łzy, które ściekały jej po policzkach.

Zamrugał, bo również chciało mu się płakać.

– Przepraszam – powiedział w końcu.

Fin odwróciła się, a następnie przeszła przez pokój. Opadła na brzeg łóżka, a następnie zaczęła wpatrywać się w swoje dłonie.

– Kiedy?

Wyjął ręce spod głowy, przysunął się do niej, po czym położył ją obok siebie. Wetknęła głowę pod jego podbródek. Zamknął oczy i oddychał prosto w jej włosy, po czym objął ją ramieniem.

– Jutro rano.

Zacisnęła rękę w pięść na jego koszuli i westchnęła.

– Muszę to zrobić – wychrypiał. Przeczesał jej włosy palcami, a potem zbliżył usta do jej czoła.

Zaczęła ścierać łzy z twarzy, a Ryan złapał ją za rękę, chcąc ją uspokoić.

– Rozumiesz, dlaczego muszę to zrobić, prawda?

Musiał wiedzieć, że ona rozumie, że to nie ją zostawia, ale swoją przeszłość, i że chce związać swoją przyszłość z armią.

– Tak. – Znów się zakrztusiła. Ukryła twarz w jego szyi i rozpłakała się na dobre.

– Proszę, nie – wyszeptał. – Proszę, nie płacz. Czeka cię wspaniała przyszłość. Dokonasz wielkich rzeczy. Nie pozwól, by ktoś ci wmówił, że czegoś nie możesz, dobrze?

Skinęła potakująco z głową wtuloną w jego szyję.

Odsunął się, by spojrzeć w jej oczy. Już nie będzie nad nią czuwał, musiał więc mieć pewność, że będzie na siebie uważała.

– Obiecaj mi to, Fin.

– Obiecuję.

Zadowolony z jej odpowiedzi sięgnął do stolika i wyłączył lampkę. W ciemności spletli dłonie i przytulili się do siebie, a gdy wyschły łzy, Fin zapadła w głęboki sen. Wczesnym rankiem Ryan pocałował ją delikatnie w policzek, uwolnił się z jej objęć, po czym wyszedł z pokoju. Z Mikiem i Julie pożegnał się już wieczorem. Nie chcąc ich budzić, cichutko nacisnął klamkę i, nie oglądając się za siebie, wyszedł z domu.

Wtedy ostatni raz widział Finlay Tanner.

Miesiąc później dołączył do niego Jake. Po trzech latach ciężkiej pracy w wojsku przeszli rekrutację do SASR. Fizyczne oraz psychiczne zmagania dobrze wpływały na Ryana. Zdarzało się, że trzy tygodnie rekrutacji wytrzymywało zaledwie pięć procent kandydatów. Dowództwo miało bardzo wysokie wymagania, przez co niejednokrotnie sporo młodych mężczyzn marzyło o chwili wytchnienia.

Dziewięć miesięcy przed rekrutacją kandydaci przeszli badania przesiewowe. Jake i Ryan miesiącami trenowali: podnosili ciężary, dźwigali paczki ważące dziesiątki kilogramów, biegali wiele mil po górskim, skalistym terenie. Razem tworzyli zespół, który był nie do pokonania.

Pod koniec rekrutacji Ryan był wyczerpany i niemal pewien, że nie da rady. Odnosił wrażenie, że marzenie wymyka mu się z rąk. Czuł się tak zrezygnowany, że miał już to wszystko w dupie.

Wtedy przyszedł do niego Jake. Oczy jaśniały mu od uśmiechu, gdy powiedział:

– Nie daj się zeszmacić. Daj z siebie wszystko i pokaż tym cipom, gdzie raki zimują.

Tak też zrobił i w ciągu trzech tygodni zrzucił aż dziesięć kilogramów. Chłopcy wspierali się nawzajem i tylko dzięki temu udało się im dostać do SASR.

Po intensywnym szkoleniu nadszedł czas na pierwsze rozmieszczenie wojsk w Afganistanie. Ryan przez całą podróż do obcego kraju nie zmrużył oka. Miał przyspieszone tętno, a serce waliło mu tak mocno i szybko, że był pewien, iż wyskoczy mu z piersi.

Dowódca udzielił drużynie zwięzłych informacji. Powiedział, że: „warunki będą niesłychanie niebezpieczne i należy się spodziewać strat w ludziach, oraz że będą zmuszeni w ułamku sekundy podjąć decyzję, czy ratować ciężarną z ataku zamachowca samobójcy, i będą musieli przemierzać tereny naszpikowane minami-pułapkami, które rozrywają ludzi na strzępy”. Zakończył zaś słowami: „niektórzy z was zginą”.

Na szczęście nikt z oddziału Ryana nie został ranny, a teraz przeniesiono go do drugiej placówki.

– Ryan!

Zamrugał.

– Ryan!

Kiedy wrócił myślami do teraźniejszości, zorientował się, że Black Hawk dotarł do bazy i wszyscy z niego wysiadają.

Po zdaniu sprawozdania i gorącym prysznicu Ryan przechodził obok sali komputerowej. Nagle usłyszał, jak Jake wybucha śmiechem. Gdy doszedł go donośny śmiech Fin, zatrzymał się, zamykając oczy.

Za dwa tygodnie chłopcy mieli wrócić do Australii. Ryan miał nadzieję, że spotkanie z Fin nie okaże się bolesne. Choć ten jeden raz.

1 Special Air Service Regiment (SASR) – australijska jednostka wojskowa sił specjalnych, wzorowana na brytyjskiej SAS (przyp. red.).

2 United States Navy Sea, Air and Land (SEAL) (Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych Morze, Powietrze iLąd) – siły specjalne amerykańskiej marynarki. Kiedyś działały głównie w „taktyce niebieskiej” (jeziora, rzeki, morza, oceany), dziś są uniwersalną jednostką, jeżeli chodzi o działania specjalne. Operują głównie na lądzie, również w konfliktach niebędących wojnami (przyp. red.).

3 Wysunięta baza operacyjna – Forward Operating Base (FOB) – baza wojskowa służąca do wspierania operacji taktycznych. W jej skład może wchodzić lotnisko, szpital i inne obiekty (przyp. tłum.).

4 Sikorsky UH-60 Black Hawk – amerykański śmigłowiec transportowy, wykorzystywany także przez siły zbrojne wielu innych krajów, m.in. Australii (przyp. tłum.).

5 Clancy’s Ghost Recon – seria taktycznych gier akcji, sygnowana nazwiskiem amerykańskiego pisarza powieści sensacyjnych, Toma Clancy’ego (przyp. tłum.).