Wbrew planom - Emily Anderson - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Wbrew planom ebook i audiobook

Emily Anderson

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

89 osób interesuje się tą książką

Opis

Im bardziej planujesz swoją przyszłość, tym mocniej cię ona zaskoczy

Mia jest uzdolnioną fotografką, która wiąże ze swoją karierą wielkie nadzieje, a nowojorska konkurencja nie pozwala jej ani na moment zwolnić tempa. Jest przekonana, że doskonale wie, jakiej przyszłości pragnie – do dnia, w którym przypadkiem spotyka Dominika Gianniniego, biznesmena uwikłanego w nielegalne interesy. Mężczyzna postanawia zrobić wszystko, by zdobyć serce Mii i zrywa zaręczyny, które zaaranżował jego ojciec, szef nowojorskiej mafii. Żadne z nich nie wie jeszcze, że to dopiero początek długiej i niebezpiecznej podróży, podczas której odkryją najmroczniejsze rodzinne tajemnice. Czy uda im się ocalić rodzące się między nimi uczucie – wbrew planom, wbrew najbliższym, wbrew zasadom, które do tej pory wyznawali?

Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Była naturalnie piękna: drobna i delikatna, z jasną cerą, owalnym kształtem twarzy i niewielkimi, ale pełnymi ustami z wyraźnie zarysowanym łukiem kupidyna. Miała na sobie krótką, zwiewną, rozszerzaną dołem czerwoną sukienkę z odsłoniętymi ramionami, po których spływały pukle długich, ciemnych, niepokornie wijących się włosów. Minęliśmy się na poziomie biurka sekretarki. Uśmiechnęła się do mnie tak, że niemal odwdzięczyłem się tym samym. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spotkałem się z tak szczerym, ciepłym uśmiechem, z gatunku tych, które potrafią rozjaśnić człowiekowi dzień. Popatrzyłem jej w oczy i zobaczyłem najbardziej wyjątkowe niebieskie tęczówki, z jakimi się kiedykolwiek spotkałem. Ich kolor wpadał niemal w fiolet. Przypominały mi tanzanity. Pomimo że jej widok niemal wbił mnie w ziemię, ostatecznie przeszedłem obok niej obojętnie.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 509

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 20 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Agnieszka Postrzygacz i Grzegorz Woś

Oceny
4,5 (79 ocen)
53
17
6
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kati2001
(edytowany)

Z braku laku…

Tendencyjna literatura tego typu że sztampowym przebiegiem akcji. Pełna wulgarnych określeń seksu. Nie ma chemii między bohaterami, połowa książki to szczegółowe opisy mafijnych interesów. Sceny seks.u są jałowe i organiczne. Nie ma gradacji uczucia między parą ludzi, takie to trochę zero jedynkowe. Wśród tego typu literatury są lepsze i gorsze pozycje, ta jest do bólu oklepana i schematyczna.
20
Goszaczyta98

Dobrze spędzony czas

📸 „𝓦𝓫𝓻𝓮𝔀 𝓹𝓵𝓪𝓷𝓸𝓶” 𝓔𝓶𝓲𝓵𝔂 𝓐𝓷𝓭𝓮𝓻𝓼𝓸𝓷 •• Im bardziej planujesz swoją przyszłość, tym mocniej cię ona zaskoczy •• ▪️𝗥𝗘𝗖𝗘𝗡𝗭𝗝𝗔 ▪️ Mia jest bardzo zdolną fotografką, która wiąże swoją przyszłość z tym zawodem i uparcie dąży do spełnienia tego celu. Pragnęła jedynie wynająć studio i robić zdjęcia. Tylko tyle. Jednak los przygotował dla niej zupełnie inną ścieżkę. Wszystko się zmieniło, gdy Mia spotkała Dominika - syna szefa mafii. Mężczyzna już od pierwszego spotkania poczuł dziwne przyciąganie do Mii i wiedział, że zrobi wszystko, by ją zdobyć. Nie spodziewał się jednak, że przez to ściągnie na dziewczynę duże niebezpieczeństwo. Czy uda im się ocalić rodzące się między nimi uczucie – wbrew planom, wbrew najbliższym, wbrew zasadom, które do tej pory wyznawali?❤️‍🔥 Książka Emily Anderson jest na pewno inna, bardziej wyrazista wśród mafijnych książek. Autorka dokładnie opisała wydarzenia i mafijne porachunki, co czytelnik z łatwością może sobie zobrazować. Nie ...
10
Zuzazuza31

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała,polecam . ♥️♥️♥️♥️♥️
00
EwaET1958

Nie oderwiesz się od lektury

Tak, to zdecydowanie udana książka. Romans mafijny z dość skomplikowaną fabułą. Dobrze napisany, z przekonywującymi bohaterami. Plecam I czekam na następne tej autorki.
00
Mango71

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
00


Podobne


Emily Anderson

Wbrew planom

„Kochać kogoś to przede wszystkim

pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest”.

William Wharton

Prolog

2015

Barwy malującej się na horyzoncie łuny przechodziły z żółci i pomarańczu w czerwień i róż. Gordon i Sophia spędzili pierwszy od dawna wolny weekend poza domem, właśnie wracali. Sophia, z głową wygodnie opartą o zagłówek, westchnęła:

– Powinniśmy częściej decydować się na takie wypady. Dawno nie byłam tak zrelaksowana. – Obróciła głowę w stronę męża i stwierdziła z czułością w głosie: – Za ciężko pracujesz, kochanie.

Gordon nie odpowiedział od razu. Na parę sekund zatopił się w myślach, a potem odparł:

– Wiesz, dlaczego tak jest – spojrzał na nią – i wiesz, że nie mogę inaczej.

– Tak, wiem – mruknęła i przymknęła powieki.

Na drodze panował niewielki ruch, Gordon jechał spokojnie. Nie spieszyło im się. W pewnym momencie dostrzegł w bocznym lusterku szybko zbliżającą się do nich ciężarówkę, a biorąc pod uwagę jej gabaryty – zbyt szybko. Gdy znalazła się tuż za nimi, zamiast zwolnić, przyspieszyła, po czym wyprzedziła ich i dopiero wtedy przyhamowała. Zaniepokoiło go to. Po kilku minutach równej jazdy uznał jednak, że kierowca zorientował się, że znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, i dostosował się do ograniczenia. Gordon rozluźnił ramiona.

Po kolejnych kilku minutach samochód przed nim zwolnił jeszcze bardziej. Gordon miał do wyboru albo go wyprzedzić, albo męczyć się, dalej za nim jadąc. Zdecydował się na to pierwsze. Włączył kierunkowskaz i rozpoczął manewr. Jednak kiedy tylko zrównał się z ciężarówką, ta przyspieszyła, nie pozwalając mu wysunąć się na prowadzenie. Gordon znowu się spiął. Mocniej przycisnął pedał gazu. Kierowca ciężarówki zrobił to samo. Sophia, widząc, co się dzieje, zapytała:

– Gordon, co on wyprawia? – Złapała się siedzenia. – Nie podoba mi się to. – W jej głosie pojawił się strach.

– Mnie też – odparł zdenerwowany i zwolnił, by wrócić na poprzednią pozycję. Kierowca ciężarówki również zwolnił, uniemożliwiając mu to.

Na przeciwległym, pustym do tej pory pasie pojawił się rząd pojazdów. Gordon zorientował się, do czego to wszystko zmierza, i poczuł ucisk w klatce piersiowej. Gwałtownie wbił stopę w hamulec. Jednak zanim zdążył schować się za ciężarówką, ta zjechała z pasa i uderzyła w bok ich mercedesa, zmuszając do pozostania na lewym pasie. Sofia krzyknęła przerażona.

Pierwszemu z jadących z naprzeciwka samochodów udało się odbić na pobocze i uniknąć czołówki, następny nie miał tyle szczęścia. Duży SUV uderzył prosto w przód mercedesa i oba auta zakręciły się na drodze. Po chwili uderzyły w nich dwa kolejne. Na drodze zapanował chaos. Wokół słychać było tylko dźwięki hamowania i huk gniecionej blachy.

Następnym pojazdom, które nadjechały z obu stron, udało się zatrzymać przed karambolem. Ich kierowcy i pasażerowie chwycili za telefony, by wezwać pomoc. Niektórzy z nich wysiedli ze swoich samochodów i pobiegli na miejsce wypadku. Dwóch mężczyzn, którzy jako pierwsi dotarli do mercedesa i SUV-a, popatrzyło na siebie.

– O mój Boże – wymamrotał jeden z nich, pochylił się i oparł rękami o kolana. Z mercedesa niewiele zostało, a powykrzywiana maska SUV-a otworzyła się, pokazując całkiem zmasakrowane wnętrze. – Możemy im jakoś pomóc? – zapytał.

– Niestety. Żeby się do nich dostać, trzeba pociąć większość tej zmiażdżonej blachy – odparł drugi, spoglądając na krew na rozbitych szybach i zaklinowane wewnątrz aut ciała, częściowo przykryte przebitymi poduszkami powietrznymi. – Poza tym nie uda się im pomóc. Ci ludzie już odeszli.

– To prawda.

Dołączyły do nich dwie inne osoby. Jedno spojrzenie pozwoliło im uznać, że w tym miejscu są już niepotrzebne. Wszyscy ruszyli w kierunku pozostałych wozów. Drzwi czarnego audi Q6, które odbiło się od SUV-a, uchyliły się. Jego kierowca z jękiem usiłował wydostać się z samochodu. W tył audi wbił się srebrny chevrolet z dwiema osobami wewnątrz. Kobieta siedząca na miejscu pasażera była nieprzytomna, a kierowca właśnie lekko się poruszył.

– Facet, który prowadził ciężarówkę, musiał być pijany. Nie dość, że zjechał ze swojego pasa, to jeszcze uciekł – zauważyła jedna z kobiet.

– Pewnie tak – przytaknął mężczyzna stojący obok niej.

Oboje z fascynacją obserwowali malujący się przed nimi widok. Na abstrakcję składającą się z czarnych, szarych, srebrnych i czerwonych elementów. Z daleka rozbrzmiewały sygnały straży pożarnej, policji i karetek. Mercedesa Gordona i Sophii otaczała natomiast dojmująca cisza.

Rozdział 1

Mia

2018

Na Brooklyn dotarłam punktualnie. Spojrzałam na zegarek: za trzy ósma. Zdążyłam się już całkowicie rozbudzić, ale z Dorianem mogło być zupełnie inaczej. Zwykle zaczynał dzień koło południa. Funkcjonował tak od ładnych paru lat. Wcześniej, gdy pracował w National Geographic, jego życie wyglądało inaczej: nieustannie podróżował po świecie, a jego praca wiązała się z wczesnymi pobudkami. Najpierw dokumentował wydarzenia społeczne i polityczne, a po tym, jak został ranny w Iraku, przerzucił się na fotografię dzikiej przyrody. W końcu stwierdził, że ma dosyć tego szaleństwa, osiadł na stałe w Nowym Jorku i zajął się fotografią artystyczną. Uwielbiałam jego prace, zarówno te stare, powstałe w okresie jego kariery w National Geographic, jak i te najnowsze. I jedne, i drugie uznawano za genialne.

Zaparkowałam przed należącym do niego dużym, trzypiętrowym budynkiem przy Clifton Place. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na nowoczesną fasadę budowli. Za każdym razem, kiedy tu podjeżdżałam, podziwiałam jej ciepły ceglasty kolor, beżowe gzymsy i jasną sztukaterię przy oknach. Na dwóch pierwszych poziomach Dorian urządził sobie apartament mieszkalny, a na ostatnim pracownię z ogromnym studiem fotograficznym, ciemnią, gabinetem oraz sporą rekwizytornią, z której miał dzisiaj zabrać koronkową kremową suknię, zielony woal, wianek z liści i kwiatów na głowę oraz białe anielskie skrzydła. Dzięki sukni chciał przeistoczyć mnie w zjawę, za pomocą woalu i wianka w driadę, a skrzydeł – w anioła. Szczerze mówiąc, nie cieszyło mnie to. Nigdy przedtem nie pracowałam jako modelka i nie zamierzałam tego zmieniać. Gdyby o pozowanie do zdjęć poprosił mnie ktokolwiek inny, nie zgodziłabym się. Dorianowi natomiast nie mogłam odmówić, bo miałam wobec niego wielki dług. Przez ostatnie dwa lata nauczył mnie w praktyce wszystkiego, czego potrzebowałam, by zawodowo zajmować się tym, co początkowo traktowałam jako hobby. Studia artystyczne, które ukończyłam rok temu, w swoim obszernym programie oferowały zajęcia jedynie z podstaw fotografii, a ja od dwóch lat zajmowałam się przede wszystkim nią.

Odkleiłam się od swojego ukochanego czerwonego mini coopera i ruszyłam w kierunku domu. Postawiłam może cztery kroki, a drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich Dorian w całej swej okazałości. Mój przyjaciel miał ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, długie, kręcone włosy w kasztanowym kolorze i o ton ciemniejszą, krótką brodę. Do tego orzechowe oczy w ciemnej oprawie, rzymski nos i ładnie wykrojone usta. Pół roku temu został okrzyknięty przez „Vanity Fair” najprzystojniejszym artystą Nowego Jorku. Całkowicie się z tym zgadzałam, choć zaliczałam się do grona niewielu kobiet, które oparły się jemu urokowi. Może sprawiła to duża różnica wieku – Dorian niedawno skończył czterdzieści lat – może okoliczności, w jakich się spotkaliśmy – miał gościnny wykład na mojej uczelni – w każdym razie ze wszystkich uczuć, jakie we mnie wzbudził, wygrały podziw i szacunek. To one pozwoliły mi bez żadnych dramatów najpierw się u niego uczyć, później pracować, a ostatecznie się z nim zaprzyjaźnić. Na nasze wzajemne stosunki wpłynął też fakt, że Dorian zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę, a ja od początku studiów miałam chłopaka.

– Witaj, ma chère[1] – przywitał mnie z daleka. – Wskakuj do auta. Już ci otwieram. – Wyciągnął z kieszeni czarnych, znoszonych dżinsów kluczyk i skierował go w stronę sporego kampera. – Zabiorę jeszcze lodówkę z napojami i wyjeżdżamy.

– Okej. – Posłusznie wykonałam polecenie.

Wdrapałam się na siedzenie pasażera i obserwowałam, jak Dorian wychodzi z budynku, pakuje do kampera przyniesione rzeczy i zajmuje miejsce za kierowcą. Pomimo wczesnej pory aż kipiał energią. Zapiął pasy, spojrzał na mnie i upewnił się:

– Gotowa?

– Do drogi czy na całą przygodę? – zapytałam. – Bo jeśli chodzi o to pierwsze, to tak, a w przypadku drugiego przyznam, że się trochę denerwuję. Wciąż nie rozumiem, dlaczego zamiast osoby, która zawodowo zajmuje się pozowaniem, wybrałeś mnie, zwykłą dziewczynę, która w dodatku woli stać po tej samej stronie obiektywu co ty.

– Już ci to tłumaczyłem, ma chère. Na tych zdjęciach widzę tylko ciebie. Jesteś piękna. Wyjdziesz na nich doskonale. – Lekko poklepał mnie po udzie, żeby okazać mi wsparcie.

– Dorian, nie wierzę, że nie potrafiłeś znaleźć lepszej ode mnie modelki. W dodatku wszystkie marzą o tym, by stać się twoją muzą. Każda z nich oddałaby pierworodnego za możliwość pracy z tobą. A mi daleko do pięknej. Nawet fotografia takiej ze mnie nie uczyni.

– Czyżbyś, ma chère, wątpiła w mój geniusz? – Zaśmiał się i uruchomił silnik. Powoli wyjechał na ulicę. Czekała nas ponad dwugodzinna podróż do Hudson Valley.

Poddałam się. Zrzuciłam ze stóp trampki i wyciągnęłam nogi na deskę rozdzielczą. Po paru minutach jazdy Dorian wyznał:

– Szczerze mówiąc, nawet nie szukałem innej. Na wystawie zrozumiesz, dlaczego uparłem się na ciebie.

– Oby George nas nie przeklął – mruknęłam pod nosem.

– Nie przeklnie. Zdjęcia wykonane techniką mokrego kolodionu zawsze wyglądają stylowo, a te jeszcze zahaczą się o prawdziwy mistycyzm.

– Oby – powiedziałam i wróciłam myślami do jego ostatniej wystawy, na której po raz pierwszy zaprezentował takie fotografie. Pomimo że były czarno-białe, pokazywały więcej niż kolorowe. – Miałeś świetny pomysł na ostatni wernisaż – stwierdziłam. – Portrety, które pokazałeś, wyszły rewelacyjnie. Patrząc na nie, można sporządzać profile psychologiczne tych ludzi. – Zaśmiałam się i popatrzyłam na niego. – Zawsze wiedziałam, że jesteś najlepszy.

– Nie podlizuj się. Sama robisz świetne zdjęcia. Cieszę się, że wreszcie zdecydowałaś się na własną wystawę. Liczę na to, że reakcje innych pomogą ci wreszcie uwierzyć w siebie.

– Nie dorastam ci do pięt, Dorian – jęknęłam, bo jego pochwała jak zawsze wydała mi się niezasłużona. – W każdym razie nie dziwę się, że dalej zamierzasz pracować przy użyciu historycznych metod.

– Ma chère, co do tego niedorastania mi do pięt, pamiętaj, że pracuję dwadzieścia lat dłużej od ciebie. A co do ostatniej wystawy, tak jak ci mówiłem, znudziły mnie zwykłe zdjęcia. A skoro sprzedałem wszystkie wystawione prace w ciągu kilku dni, to znaczy, że inni też potrzebują odmiany. Teraz dam im jeszcze trochę magii, z dużą dawką eterycznej zmysłowości – Pogładził się po brodzie.

– Wybrałeś świetny temat – pochwaliłam. – Powrót do baśni i legend. – Odgarnęłam niesforny kosmyk z twarzy. – Już nie mogę się doczekać twoich nowych dzieł.

– Je suis contente de l’entendre[2].

Jak mówiłam, nie pożądałam Doriana, ale gdy przerzucał się na francuski, nawet mi miękły kolana. Nie istniało nic bardziej seksownego niż przystojny facet mówiący płynnie po francusku. Zerknęłam na swojego przyjaciela, po czym z zawstydzeniem szybko, zanim złapał moje spojrzenie, uciekłam od niego wzrokiem. Wcisnęłam się głębiej w fotel, przymknęłam powieki i odpłynęłam.

Musiałam zasnąć dość mocno, bo nie poczułam, że auto się zatrzymało.

– Dojechaliśmy – powiedział Dorian, głaszcząc mnie delikatnie po ramieniu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że dokładnie mi się przygląda. – Wyskakuj z auta, śpiąca królewno – zakomenderował, co skutecznie sprowadziło mnie na ziemię. – Z tyłu mam kawę w termosie. Napijemy się i zastanowimy, od czego zacząć.

Opuściliśmy kabinę kierowcy i udaliśmy się do przerobionej na studio fotograficzne części mieszkalnej samochodu. Okazało się, że Dorian zabrał nie tylko termos z kawą i lodówkę z napojami, ale i kilka pojemników z przekąskami. Zatarłam ręce z zadowolenia.

– O rety, ale się przygotowałeś – pochwaliłam.

– Wszystko dla ciebie, ma chère. – Uśmiechnął się do mnie, podszedł do szafki i wyjął z niej kubki. Napełnił je kawą, a potem sięgnął do kolejnej torby.

– Kokosowe, takie, jak lubisz. – Podał mi karton z mlekiem roślinnym.

– O rety, pamiętałeś! Dziękuję. – Dolałam napoju do swojej kawy i wyjrzałam na zewnątrz. – Stoimy na ładnej polance – zauważyłam. – I to tuż przy samym lesie. Nie będziesz musiał daleko biegać z kliszami. – Zachichotałam, bo wyobraziłam sobie Doriana kursującego tam i z powrotem pomiędzy samochodem a aparatem fotograficznym. Zdjęcia robione metodą mokrego kolodionu wymagały natychmiastowego wywołania kliszy po jej naświetleniu.

– Zgodnie z planem. – Puścił do mnie oczko. – Pij szybko i ruszamy. Szkoda czasu. Zobaczymy, z czym przyjdzie nam się mierzyć.

Po tym, jak każde z nas opróżniło i odstawiło swój kubek, opuściliśmy samochód i udaliśmy się w kierunku drzew. Dorian zatrzymał się na skraju zagajnika, rozejrzał się, a potem zatrzymał wzrok na gąszczu.

– Magnifiquement[3]. Wspaniałe miejsce, prawda, ma chère? Jak myślisz? – zapytał, ściszając głos, tak jakby nie chciał, żeby nas ktoś usłyszał. – Jakież to mary znajdziemy w tej kniei? Upiorne zjawy czy dobre duchy?

– Takie, jakie sobie tylko zażyczysz – zaśmiałam się. – Zgodne z twoim zamówieniem.

Droga, przy której stanęliśmy, biegła wzdłuż łąki i znikała między drzewami. Ruszyliśmy nią w głąb lasu. Panowała w nim niesamowita wręcz cisza. Oprócz monotonnego stukania dzięcioła nie usłyszeliśmy w nim żadnych innych dźwięków. Z ciekawością przyglądałam się otoczeniu. Pomiędzy wielkim drzewami, wśród których królowały dęby, buki, brzozy, sosny i świerki, rosły ich samosiejki i różnej wielkości krzewy. Spod grubej warstwy liści wyłaniały się drobne zielone rośliny i mszaki. Gdzieniegdzie stały zmurszałe pniaki i wysokie kopce z pędzącymi po nich mrówkami. Pachniało tu wilgocią i zroszoną ziemią. Od dawna nikt tego miejsca nie odwiedzał, nigdy chyba nie próbował w nie ingerować. Pozostało całkowicie naturalne. Odetchnęłam głęboko.

– Czuję się, jakbym przyjechała tu na wakacje, a nie do pracy.

Dorian objął mnie jedną ręką w pasie i powiedział mi prosto do ucha:

– I niech tak zostanie, ma chère. W końcu na zdjęciach masz uosabiać wytwory ludzkiej wyobraźni, a nie człowieka jako takiego. Takie oderwanie od rzeczywistości pomoże ci w tym.

Puścił mnie, a ja popatrzyłam na niego i pokręciłam głową.

– Wciąż nachodzą mnie wątpliwości co do tego, czy mi się to uda.

Upostaciowienie nieziemskich bytów w taki sposób, by wciąż na nie wyglądały, nie wydawało mi się łatwym zadaniem. Byłam przekonana, że jeśli dzisiejsze fotografie znajdą się na wystawie, to tylko dzięki jego geniuszowi.

– Mówisz bez sensu. – Pstryknął mnie w nos i zszedł z drogi.

Skierował się do stojącej kilka metrów dalej ogromnej sosny otoczonej młodymi, prawdopodobnie kilkuletnimi leszczynami i klonami. Limonowy kolor ich młodych liści równoważył ciemną zieleń igieł i grubej warstwy ciężkiego mchu porastającego pień. Gdy do niej podchodził, do odgłosów stukania dzięcioła dołączył dźwięk łamanych gałązek i gniecionych suchych liści. Skrzywiłam się w duchu. Miałam nadzieję, że Dorian nie każe mi siadać na tym dywanie. Jeszcze raz pożałowałam, że zamiast mnie nie przyjechała tu zawodowa modelka.

Dorian obejrzał dokładnie zarówno samo drzewo, jak i teren wokoło.

– Tutaj stanie driada – poinformował mnie, wskazując na miejsce przy samej sośnie. – Widzisz to, ma chère? Spójrz na kontrast między światłem z góry a cieniem – Machnął ręką i pokazał mi punkt, w którym promienie słoneczne przebijały się przez roślinność. – Wyjdzie tu fenomenalnie.

Zgadzałam się z nim. Rzeczywiście, gra światła i cienia wyglądała tu fantastycznie.

– Parfaitement[4]. – Klasnął w dłonie. – Rozmyję całą tę przestrzeń, tak by moja nimfa wydawała się w niej wręcz amorficzna. Ma chère – uśmiechnął się do mnie – cieszę się, że zgodziłaś się nią zostać.

– Rozumiem, leśna nimfa stanie przy drzewie – westchnęłam uspokojona, że jak na razie nie planował mnie posadzić. – A gdzie znajdzie się anioł? – spytałam, spoglądając w górę, jakby któryś z nich miał się tu zaraz osobiście pojawić i zwolnić mnie z konieczności pozowania.

Dorian przeskanował wzrokiem otoczenie, po czym zostawił mnie samą i zaczął przechadzać się pomiędzy drzewami. Obszedł w ten sposób kawałek lasu.

– Dla anioła wymyśliłem całą opowieść – powiedział, gdy znowu się przy mnie pojawił.

– Obiecaj, że zbytnio jej nie skomplikowałeś – zaniepokoiłam się. – Wczoraj przyrzekłeś, że potrzebujesz stąd jedynie kilku moich zdjęć.

– Spokojnie, to krótka historia – pocieszył mnie.

– Okej.

– Zaczyna się od nagłego pojawienia się anioła, na którego nikt w pustym lesie nie czeka, nikt go tu nie potrzebuje.

– Może ja niedługo będę – mruknęłam.

Dorian udał, że tego nie usłyszał i ciągnął niezrażony:

– Zdziwi się, że tu wylądował. Jak sądzisz, ma chère? Co zrobi?

– Rozejrzy się wokoło – odpowiedziałam bez zbytniego entuzjazmu w głosie. – Sprawdzi, czy ktoś tu przebywa, czy jest sam.

– Dokładnie. A do tego będzie potrzebował pustej przestrzeni. Dlatego staniesz tam, gdzie las jest trochę rzadszy. Pomiędzy tamtymi dębami. – Wskazał na miejsce za mną. Odwróciłam się, żeby je zobaczyć, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji. – To będzie pierwsze ujęcie – oświadczył.

– Co dalej?

– Potem usiądzie przy tym buku. Oprze się o niego, żeby się zastanowić, co ma zrobić. To będzie drugie ujęcie

Jęknęłam niezadowolona na myśl o siadaniu.

– Zaplanowałeś też trzecie?

– Tak.

– Teraz się położy? – sarknęłam. – W oczekiwaniu na jakiś znak?

– Mała złośnica. Nie, wyjdzie z lasu. Sfotografuję go z boku albo od tyłu, gdy będzie przemierzał polanę. Cel jego podróży dodam do gotowego zdjęcia.

– Serio? – ożywiłam się. – Jak sobie z tym poradzisz?

Dorian się roześmiał.

– Ma chère. To tajemnica. Poczekaj do wystawy.

– W porządku. Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. – Skrzyżowałam ręce na piersi i wzięłam głęboki oddech. – Związane z twoim anielskim scenariuszem.

– Słucham cię.

– Podczas naszej wczorajszej rozmowy przedstawiałeś wizję, w której anioła osłaniają tylko jego skrzydła. Przekonałeś mnie do niej, twierdząc, że na fotografiach jego pełna nagość zostanie jedynie zasugerowana. Biorąc pod uwagę twoje plany, to się nie uda.

– Ma chère, nie prosisz mnie chyba, żebym jednak go ubrał. Nie przygotowuję zdjęć do kościoła ani dla dzieci, tylko dla dorosłych ludzi, którzy chcą trafić do baśniowego, a jednocześnie sensualnego świata.

– Oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale obiecałeś mi, że sfotografujesz mnie tak, żeby nie wyszły z tego akty. Założyłam, że na każdym ujęciu wszystkie moje intymne miejsca będą zasłonięte.

– Dokładnie. W którym momencie nie widzisz możliwości ich zakrycia?

– Jak to w którym? – Zdenerwowałam się. – Chociażby w tym, gdy twój anioł, wyglądając tak, jak go sam Pan Bóg stworzył, będzie stać i rozglądać się po lesie!

– Rzeczywiście. Nie do końca to przemyślałem. Dopiero teraz wpadłem na ten pomysł. Ale nie martw się, ma chère. Coś wykombinuję. Czy ja cię kiedyś zawiodłem?

– W porządku, wierzę ci – westchnęłam pokonana, bo rzeczywiście jak dotąd Dorian nigdy mnie nie okłamał ani nie rozczarował.

Po tym, jak doszliśmy do porozumienia w sprawie mojego negliżu, pozostało nam tylko znaleźć lokalizację dla „białej damy”. Dorian pokręcił się wkoło, po czym stwierdził, że zjawa stanie na granicy drzew z łąką, a on sfotografuje ją z wnętrza lasu. Dzięki temu światło padające na nią z tyłu doda jej tajemniczości.

W końcu wróciliśmy do kampera, żeby przygotować się do zdjęć. Podczas gdy ja nakładałam sobie solidny, teatralny makijaż, Dorian szykował rekwizyty. Najpierw wypakował z pudła dwumetrowy kawałek woalu i suknię, a potem wyciągnął z dużego pokrowca dwie pary skrzydeł o różnej wielkości. Zafascynowana ich widokiem, odłożyłam tusz do rzęs na bok i zabrałam mu te większe. Obejrzałam je z każdej strony.

– Rany, wyglądają jak prawdziwe!

Spojrzał na mnie i na skrzydła, które trzymałam. Pokiwał głową z aprobatą.

– Dobrze wybrałaś. Te drugie są za małe. – Schował je z powrotem.

– Oby udało mi się w nich usiąść.

– Uda ci się. Po prostu rozłożymy ich dolną część na boki.

Oddałam mu je i wróciłam do malowania się. Gdy już skończyłam, Dorian klasnął w dłonie i zarządził:

– Zaczniemy od nimfy, bo z nią będzie najmniej zachodu, później zmienisz się w anioła, a na końcu w „białą damę”, dobrze?

– Okej.

Wyszedł z kampera, a ja okręciłam woal wokół bioder, złapałam szlafrok, który przywiozłam ze sobą z domu, i go włożyłam. Oprócz woalu miałam na sobie tylko bieliznę, w której czułam się zbyt odsłonięta. Bielizna w żaden sposób nie chroniła też przed chłodem, który panował w zacienionych miejscach, ani przed komarami. Chwyciłam wianek oraz spray przeciw insektom i wyskoczyłam z auta.

Dorian czekał na mnie przy drzwiach. W jednej ręce trzymał statyw, a w drugiej ręcznie wykonany, wielkoformatowy aparat fotograficzny, który uważałam za prawdziwe dzieło sztuki.

– Gotowa?

– Tak – odpowiedziałam.

Udaliśmy się pod wybrany wcześniej świerk. Dorian zatrzymał się kilka metrów przed nim, a ja podeszłam do samego drzewa.

– Stań przodem do pnia i pozbądź się butów. Rzuć je do mnie. Potem ci je przyniosę – zarządził, po czym zajął się rozkładaniem statywu i mocowaniem do niego aparatu.

Wykonałam polecenie i syknęłam z bólu, bo w podeszwy stóp wbiły mi się drobne gałązki. Odsunęłam je od siebie i zaciągnęłam się zapachem żywicy spływającej po korze.

– Co dalej? – zapytałam.

Podszedł do mnie z poważną miną. Zdjęłam z siebie szlafrok i podałam mu go. Dorian zarzucił go sobie na ramię i cofnął się kilka kroków. Powoli przesunął wzrokiem po całym moim ciele, od góry do dołu i od dołu do góry. Ściągnął brwi i wrócił do mnie, żeby poprawić ułożony przeze mnie materiał. Podniósł go wyżej, odkrywając przy tym niemal całe moje uda.

– Tak lepiej – stwierdził.

– Zaraz odsłonisz mi majtki – ostrzegłam.

– Niczego nie odsłonię. – Pokręcił głową i ponownie się odsunął. – Strasznie się spięłaś – zauważył. – Rozluźnij się, ma chère. Spróbuj pomyśleć o czymś przyjemnym – poradził.

Delikatnie się poruszyłam.

– Łatwo ci powiedzieć. To nie ty sterczysz tu ubrany jak Himba – sapnęłam, na co Dorian zachichotał.

Do tej pory rozbierałam się jedynie przed swoim chłopakiem, dlatego sytuacja, w której stałam niemal naga przed innym mężczyzną, okropnie mnie stresowała.

Dorian znowu się do mnie zbliżył i tym razem opuścił skrawek woalu w dół brzucha. Zaczerwieniłam się. To wszystko stawało się coraz bardziej intymne.

– Z tego, co pamiętam, mówiłeś o „mgiełce” wokół bioder, a nie sznurku – przypomniałam mu.

– Cicho. Tak jest dobrze. – Podszedł do aparatu i spojrzał na mnie przez obiektyw. – Obróć się lekko prawym bokiem do mnie.

Posłuchałam go. Zdawałam sobie sprawę, że technika, której obecnie używał, nie pozwala na wielokrotne powtarzanie zdjęć, tak jak w przypadku fotografii cyfrowej, więc musiałam od razu przyjąć właściwą pozycję.

– Hmm. Dobrze. Teraz lewą nogę wysuń do tyłu, a stopę oprzyj lekko na palcach. Właśnie tak – pochwalił mnie i się wyprostował. – Nadszedł czas na pozbycie się biustonosza, ma chère. Postaraj się nie panikować z tego powodu. – Zostawił sprzęt i ruszył w moją stronę, żeby go ode mnie odebrać. Z ociąganiem zdjęłam swoją balkonetkę i podałam mu ją przez ramię, po czym od razu przykryłam piersi dłońmi.

Wrócił na swoje miejsce i znowu przyłożył oko do wizjera.

– Nie krzyżuj rąk. – Zmieniłam ich pozycję. – I ułóż je tak, by przedramiona przylegały ściśle do tułowia. – Super. Teraz skieruj wzrok w stronę aparatu, ale nie patrz na nic konkretnie. Wiem, że to potrafisz, bo dziesiątki razy widziałem, jak odpływasz. Zrelaksuj się, błagam.

Przez chłodne powietrze stwardniały mi brodawki. Przymknęłam oczy.

– Jak mam się zrelaksować, skoro nie czuję się dobrze naga w twojej obecności? Powinieneś przywieźć tu kogoś, kogo nie zawstydza rozbieranie się przed obcymi facetami – powiedziałam zdegustowana.

Dorian lekceważąco machnął ręką.

– Teraz jest idealnie – uśmiechnął się. – Lecę do kampera po płytkę, a ty się nie ruszaj.

Gdy wrócił, włożył płytkę do aparatu, a po naświetlaniu, które trwało kilka sekund, złapał ją bez słowa i pobiegł z powrotem do furgonetki, żeby wywołać uchwycone na niej zdjęcie. Ja zostałam na miejscu.

– Spodoba ci się – powiedział, gdy znowu się przy mnie pojawił. – Ale potrzebuję jeszcze jednego ujęcia.

Kiwnęłam głową. Przez kilka minut wydawał mi polecenia, które posłusznie wykonywałam, ale wciąż nie udawało mi się przybrać odpowiedniej pozycji. Wiedziałam, że jeśli Dorian dalej będzie się ze mną tak cackać, cała sesja przeciągnie się do wieczora. Postanowiłam odpuścić i zwalczyć swoje zażenowanie. W końcu Dorian fotografował setki rozebranych kobiet, a ja wiedziałam, na co się decyduję.

– Dobra, chodź tu i ustaw mnie, jak chcesz – powiedziałam zrezygnowana. – Postaram się nie czerwienić i dostosuję się do twojej wizji. Ale przygotuj się na awanturę nie tylko ze strony George’a, ale i mojego brata. Nie sądzę, żeby któremuś z nich spodobało się to, że wystawiasz moje akty, nawet jeśli są według ciebie nie aktami.

– Ma chère, na żadnej fotografii nie pokażę cię nagiej – obiecał, idąc w moją stronę.

Stanął za mną i ustawił mnie dokładnie tak, jak to zaplanował. Później przerzucił mi część włosów do przodu, żeby zakryły mi piersi.

– Wytrzymasz tak kilka minut? – zapytał.

– Dam radę.

– Tu es un trésor[5].

W chwili, w której całkowicie oddałam się w ręce Doriana i przestałam z nim dyskutować, wszystko przyspieszyło. Gdy z driady zmieniłam się w rozglądającego się anioła, Dorian ustawił mnie tak, że od aparatu oddzielały mnie krzewy, które dzięki swoim drobnym listkom nieco mnie przysłaniały. Podczas siedzenia na liściach pokazał mi, jak skrzyżować nogi, tak żeby stopy i kolana ukryły wszystkie kobiece części. Z kolei na łące sfotografował mnie z boku, ale pod takim kątem, że większość mojej sylwetki zakrywało skrzydło. Zjawa nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, bo była ubrana od stóp po głowę. Po zrobieniu ostatniego zdjęcia Dorian pobiegł, żeby wywołać kliszę, a ja przeciągnęłam się z ulgą, że sesja dobiegła końca, i powoli ruszyłam w stronę kampera.

Zamierzałam właśnie wspiąć się do kabiny kierowcy, gdy mój przyjaciel wyskoczył ze swojego mobilnego studia i zbliżył się do mnie. Znowu stanęłam obiema stopami na ziemi.

– Ma chère – zaczął przymilnym tonem. Czegoś ode mnie chciał.

– Jezu – jęknęłam, opuszczając ramiona. – O co chodzi tym razem?

– Wiem, że o tym nie rozmawialiśmy, ale czy mogłabyś włożyć jeszcze to? To będą już ostatnie fotografie. – W rękach trzymał białą kreację, której nigdy wcześniej nie widziałam.

– Co to? – zapytałam, marszcząc czoło.

Dorian nie odpowiedział, tylko ją podniósł. Była to przepiękna suknia ślubna z trenem. Cały dół został uszyty z tiulu, a góra z grubej gipiury. Z przodu suknia miała niewielki dekolt w łódkę, za to z tyłu całkowicie odsłonięte plecy.

– Cudowna, ale czy przypadkiem nie istnieje przesąd, z którego wynika, że pozowanie do zdjęć w sukni ślubnej przed ślubem kończy się tak, że do żadnego potem nie dochodzi?

– Nigdy o czymś takim nie słyszałem. – Dorian lekceważąco machnął ręką i spojrzał mi w oczy. – Upniemy ci włosy, żeby pokazać twoją delikatną szyję. Będziesz wyglądać cudownie. – Nie odezwałam, więc dodał spokojnie: – Ma chère. Szkoda nie skorzystać z tej pory dnia.

Miał rację – słońce chyliło się ku zachodowi i dawało idealne do zdjęć, miękkie światło. Westchnęłam ciężko.

– Jestem głodna, a wszystkie przekąski już zjedliśmy. Ilu ujęć potrzebujesz? – zapytałam.

– Trzech – odpowiedział.

– Dobrze. Ale potem zabierzesz mnie na porządny obiad.

– Załatwione.

Rozdział 2

Dominic

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] (fr.) Kochanie.

[2] (fr.) Miło mi to słyszeć.

[3] (fr.) Wyśmienicie.

[4] (fr.) Wspaniale.

[5] (fr.) Jesteś skarbem.

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21

Wbrew planom

ISBN: 978-83-8373-641-9

© Emily Anderson i Wydawnictwo Amare 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.

REDAKCJA: Magdalena Wołoszyn-Cępa

KOREKTA: Magdalena Brzezowska-Borcz

OKŁADKA: Michał Kacprowicz

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek