Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Akcja powieści rozgrywa się w gabinecie milczącego doktora Seligmana, który wysłuchuje monologu swego pacjenta. Poruszane tematy to między innymi nieufność wobec lekarzy, seksroboty, złamane serce, wyrzuty sumienia Niemców żyjących po Holokauście – czytelnik zaś ma wrażenie, że siedzi tuż obok, na kozetce. Czy na pewno narrator zwierza się psychoanalitykowi? Lekarz żydowskiego pochodzenia słucha erotycznych fantazji o Hitlerze i wspomnień o dziadku, który zostawił „skromną sumkę”, a dorobił się jej, pracując jako zawiadowca stacji kolejowej znajdującej się niedaleko Auschwitz.
W połowie książki poznajemy intymny sekret, choć już wcześniej dostajemy wiele wskazówek co do celu tej wizyty. Powrót do tematu, od którego rozpoczęła się ta opowieść – nazistów – podkreśla smutną prawdę, jak trudno jest spełnić największe marzenie: mieć czystą przeszłość. Równie ważnym motywem tej powieści okazuje się milczenie. Niełatwe zmagania z tym, co było, problemy tożsamości, wiary, zbrodni i kary podane w niezwykle przekonującej formie monologu przeplatanego zabawnymi, ironicznymi, czasem surrealistycznymi komentarzami, nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od lektury.
Ta książka rozbija beton. Autorka wyjątkowo zgrabnie rozprawia się z wielką historią, która do tej por y wydawała się nietykalna i którą zawsze opowiadano w ten sam sposób: nudno, sucho, na wielkim dystansie. Volckmer zupełnie zmienia w swojej narracji optykę i punkty ciężkości – robi wszystko na odwrót, łamie zasady i zdaje się zupełnie rezygnować z fałszywego wstydu. Uwielbiam jej żar ty i ten lekko autystyczny, nic nierobiący sobie z ewentualnej niestosowności bieg myśli – jestem nim totalnie zauroczona. Ta książka to też środkowy palec wyciągnięty w stronę mentalnych dziadersów. Cieszę się, że ktoś w końcu pisze w ten sposób – bo wszyscy tego potrzebujemy!!!
Dorota Kotas
Przekraczająca granice... wywrotowa.
„The New Yorker”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 148
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału The Appointment (Or, the Story of a Jewish Cock)
Przekład Agnieszka Walulik
Redakcja Ewa Pawłowska
Korekta Marcin Grabski, Anna Gądek
Projekt okładki i stron tytułowych Tomasz Majewski
APPOINTMENT (OR, THE STORY OF A JEWISH COCK)
© Editions Grasset & Fasquelle, 2021
Original title The Appointment (Or, the Story of a Jewish Cock)
(the work entitled in French JEWISH COCK)
All rights reserved.
Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Walulik, 2022
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Pauza, 2022
Zdjęcie autorki na okładce Copyright © JF PAGA
Skład i łamanie Dariusz Ziach
ISBN 978-83-963641-3-5 (EPUB); 978-83-963641-3-5 (MOBI)
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2022
Wydanie pierwsze
Wydawnictwo Pauza
ul. Meksykańska 8 m. 151
03-948 Warszawa
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Pamięci Davida Millera – w którego fotelu
napisałam tę powieść
Wiem, doktorze Seligman, że to chyba nie najlepszy moment na takie rozmowy, ale właśnie mi się przypomniało, jak to kiedyś przyśnił mi się sen, że jestem Hitlerem. Nawet teraz wstyd mi o tym wspominać, ale to prawda: w tym śnie spoglądam z balkonu na rzesze moich fanatycznych wyznawców i wygłaszam przemówienie. Mam na sobie mundur z tymi śmiesznymi bufiastymi nogawkami, nad górną wargą czuję wąsik i wymachuję w powietrzu prawą ręką, hipnotyzując swoim głosem słuchaczy. Nie pamiętam dokładnie, o czym było to przemówienie – chyba miało związek z Mussolinim i jakimiś śmiesznymi marzeniami o ekspansji – ale to bez znaczenia. Czymże przecież jest faszyzm, jeśli nie ideologią dla ideologii; nie niesie z sobą żadnego przekazu, poza tym ostatecznie Włosi i tak nas wyprzedzili. W tym mieście nie da się ujść stu metrów, żeby nie natknąć się na słowo pasta albo espresso, i na każdym rogu wisi ta ich okropna flaga. A słowa sauerkraut nigdy nie widuję. Z tą naszą pożałowania godną kuchnią w życiu nie zdołalibyśmy utrzymać tysiącletniego imperium: istnieją przecież granice tego, co można ludziom narzucić, a wystarczyłaby jedna dokładka naszego, jak je nazywamy, jedzenia, żeby każdego skłonić do walki o wolność. Właśnie w tym kryła się zawsze nasza słabość: nigdy nie stworzyliśmy niczego, co miało służyć wyłącznie uciesze, bez żadnego wyższego celu – nie bez powodu w języku niemieckim nie istnieje określenie na przyjemność, znamy tylko żądzę i radość. Nasze gardła nie potrafią zwilgotnieć na tyle, by wyssać kogoś z pełnym oddaniem, bo wychowano nas na nadmiarze suchego chleba. Wie pan: tego okropnego chleba, którym najpierw się pasiemy, a później opowiadamy o nim wszem wobec, jak w jakimś samonapędzającym się micie... Moim zdaniem, to dopust boży za wszystkie popełnione przez nas zbrodnie: odtąd z kraju tego nie wyjdzie nic na podobieństwo zmysłowej bagietki lub wilgotnych muffinek z jagodami, jakie się tutaj serwuje. To jedna z przyczyn, które zmusiły mnie do wyjazdu: dalsze uczestnictwo w tym chlebowym kłamstwie było wykluczone. W każdym razie kiedy tak stoję w tym śnie i wygłaszam coś, co dziś należałoby określić mianem mowy nienawiści, mam poczucie, że ten orgiastyczny aplauz dobiegający z dołu to nieledwie uboga rekompensata za moje ewidentne ułomności. Boleśnie sobie uświadamiam, że w niczym nie przypominam aryjskiego ideału, o którym nawijam od wielu lat. No owszem, może nie cierpię na szpotawą stopę, jednak ani wszyscy martwi Żydzi na świecie, ani nawet mój rzekomy wegetarianizm nie sprawią, że nagle będę się nadawać do któregoś z gorących filmów Riefenstahl. W tym śnie odnoszę zatem wrażenie, że wszystkich oszukuję. Czy nikt nie zauważył, że wyglądam jak stary kartofel z włosami z plastiku? Nadal pamiętam smutek, jaki doskwierał mi po przebudzeniu: smutek płynący z wiedzy, że nigdy nie stanę się jednym z tych pięknych jasnowłosych niemieckich chłopców o ciałach greckich bogów i skórze, która w słońcu robi się tak cudownie złocista – pamiętam to wrażenie, że nigdy nie będę tym, do czego, moim zdaniem, mnie stworzono.
Nie twierdzę, że naprawdę było mi żal Hitlera, zresztą – tak czy inaczej – wymazanie całej cywilizacji wyłącznie dlatego, że własne ciało wpędza cię w depresję, a ci ludzie reprezentują wszystko, czego w sobie nienawidzisz, jest czymś niedopuszczalnym – lecz mimo to ogarnęła mnie ciekawość dotycząca jego życia prywatnego. Codzienność Hitlera. Wyobrażał pan sobie kiedyś Führera w piżamie, doktorze Seligman? Jak budzi się z potarganymi włosami i kręci się rozespany po pokoju w poszukiwaniu kapci? Na pewno jakiś smętny osobnik napisał kiedyś książkę o jego życiu codziennym, ale ja zdecydowanie wolę swoje wyobrażenia, w książce na pewno zrobiliby z tego nudziarstwo. Już widzę tę pościel i piżamę, wszystko w identyczny deseń w swastyki, nawet miska, z której je śniadanie. Raz w Polsce pokazano mi coś takiego, w jednym z tych dziwnych sklepików z antykami, poświęconych w całości memorabiliom po dręczycielach narodu polskiego – sprzedawano tam miseczki i talerze z małymi swastyczkami na denkach. To było prawie jak jakiś wypaczony świat Barbie: wystarczy, że będziesz dostatecznie długo oszczędzać, a kupisz sobie lśniące nowością życie, w którym wszystko do siebie pasuje. Już sobie wyobrażam te reklamy telewizyjne z naoliwioną laleczką Hitlera dosiadającą brokatowego rumaka: ratuje jakąś porządną Niemkę z rąk łypiącego lubieżnie Żyda, po czym odjeżdżają razem w kierunku zachodzącego słońca – rasowa czystość została ocalona i już nic jej nie grozi. Naziści byli nieźli w przekazie medialnym, ale wydaje mi się, że tu przegapili świetną okazję na marketingowe zagranie: niech pan tylko pomyśli, jaką frajdę sprawiłoby niemieckim maluchom coś w rodzaju zestawu Lego z obozem koncentracyjnym o nazwie Freudenstadt – Miasteczko Przyjaźni: zbuduj własny piec i zorganizuj deportacje. Tylko nie zapomnij o zdobyciu wystarczającej ilości lebensraumu! Można by nawet stworzyć linię dla dorosłych: poza rękawiczkami i abażurami z ludzkiej skóry mieliby też korki analne z uchwytami naśladującymi koński ogon, wykonanymi z autentycznych włosów nieprzyjaciół narodu. Ale teraz już po ptakach. Nie chcę pana urazić, panie doktorze, zwłaszcza w momencie, gdy trzyma pan głowę między moimi nogami, ale czy nie wydaje się panu, że ludobójstwo ma w sobie coś perwersyjnego?
Niedawno w drodze do domu przytrafiła mi się następująca sytuacja: jakiś człowiek rzucił się pod pociąg metra. Widać chciał odejść z hukiem i przy okazji pokazać środkowy palec innym pasażerom – ostateczny gest sprzeciwu w naszej współczesnej wojnie rozpaczy. Tak więc wypadło mi wracać piechotą przez jedną z tych londyńskich dzielnic, gdzie mieszkają ludzie z dawniejszych pokoleń, tacy z prawdziwymi meblami i czystymi wannami, i wesołymi sklepikami dla dzieci, dzięki którym dzieciństwo sprawia wrażenie czegoś wynalezionego przez Francuzów, i z ogródkami, do których wiosna zawsze zagląda jakby wcześniej niż gdzie indziej. Szczególnie podobają mi się w nich te kwitnące na ciemno magnolie: ich pąki są takie eleganckie, prawie fioletowe. Widział je pan, doktorze Seligman? Nikt nie odważyłby się podrzucić śmieci pod jeden z takich domów – wysubtelniają one nawet najordynarniejszą naturę – a tymczasem mój podjazd nieustannie pada ofiarą pogwałceń ze strony innych ludzi i kiedy rano wyglądam przez zasłonki, znajduję na nim dosłownie wszystko: od zardzewiałych zamrażarek po stare kosmetyczki i popsute zabawki. Zastanawiam się, co ja takiego w sobie mam, że wszyscy chcą mnie uszczęśliwiać swoimi niedziałającymi sprzętami. Kilka razy bardzo mało brakowało, a skończyłoby się publiczną akceptacją tego upokorzenia – pozostawieniem liściku z prośbą o zaprzestanie podobnych działań. A stąd już krótka droga do żebrania o jedzenie albo o parę czystych majtek. Czy pan też musiał kiedyś zabiegać o to, aby uszanowano podstawy pańskiego człowieczeństwa? Nie proszę przecież o żadną skrajność w rodzaju godnego seksu albo prawdziwych emocji, ale przynajmniej podrzućcie mi czasem coś fajnego. A tak odnoszę wrażenie, jakby uczepiła się mnie jakaś porąbana wróżka, której bardzo zależy na tym, aby żaden książę nigdy nie zajrzał do mojego okna i aby wszystkie moje marzenia skończyły niczym te przesiąknięte smrodem lisich szczyn plastikowe śmieci pokazywane w dokumentach o tym, jak to zabijamy Matkę Naturę. Zmieniają się wtedy w coś budzącego poczucie winy i odrazę, dlatego nocami, kiedy zasypiam, staram się powstrzymywać przed snuciem jasnych wizji przyszłości. Właśnie dlatego już od dawna nie zdarzyło mi się zaglądać do tych części miasta, na które mnie nie stać – w takich okolicach widzę swoje porażki jak pod lupą, przypominają mi się wszystkie te sprawy, których rodzice nigdy mi nie wybaczą. A przecież wystarczyłoby po prostu rozłożyć w odpowiednim momencie nogi, lepiej zadbać o swoje ciało i wydać się za jednego z tych mężczyzn, przed których domami rosną ciemne magnolie. Kto by mi zabronił stać się jedną z tych kobiet, które przesiadują w eleganckich kawiarniach i o nic nie muszą się martwić? Panie doktorze, to byłoby jak zamieszkanie w cukierni. Wydaje mi się, że właśnie dlatego bogacze zawsze wyglądają, jakby dopiero co wyruchano ich robionym na zamówienie strap-onem, podczas gdy w sąsiednim pokoju ktoś inny prasował im świeżą pościel. I właśnie dlatego ich dzieci nie są takie brzydkie – bo tych ludzi autentycznie stać na potomstwo, bo te dzieci wiedzą, że mają prawo tam być. Pewnie właśnie na tym polega poczucie wyższości. A ja zamiast tego przychodzę tu do pana. Myśli pan, panie doktorze, że to był błąd?
Nie boję się jednak tego, co zamierzamy, doktorze Seligman. Nie boję się, że umrę czy coś w tym stylu. Wiem, że mogę panu zaufać i że śmierć jest cicha. Nigdy nie zabija nas to, co głośne i przez co wymiotujemy, wrzeszczymy i płaczemy. Takie rzeczy pragną tylko zwrócić na siebie uwagę. Są jak marcujące koty, panie doktorze – chcą poczuć nasz opór, wybudzać nas nocami ze snu i nasłuchiwać melodii naszych przekleństw, ale nie mają złych intencji. Nie, śmiercią jest to, co w nas narasta, to, co kiedyś wreszcie pęknie, wyrwie się ze swoich naturalnych torów i zatopi wszystko, co potrzebuje do życia oddechu. Zakażenia jątrzące się mimochodem, serca łamiące się bez ostrzeżenia. Pod tym względem wszystkie te filmy i programy telewizyjne epatujące pornograficzną przemocą są w błędzie, doktorze Seligman: ludzie rzadko giną tak jak na ekranie. To w nas tkwi od początku – sposób, w jaki umrzemy – i nikt inny nie zdoła nic na to poradzić, tak samo jak my nic nie poradzimy na to, że od momentu, gdy osiągamy pewien wiek, wszyscy ludzie, których zranimy albo przelecimy, też chodzą już po powierzchni ziemi. Zawsze wydawało mi się to dziwne: ta myśl, że całe nasze życie właściwie jest już wytyczone. I tylko nasze pojęcie czasu wtłacza nas w linearną perspektywę. Ale właśnie dlatego się nie boję, panie doktorze: bo czuję, że nie jest mi pisane umrzeć w pańskich rękach. Są tak delikatne, że nie pozostawią nawet blizny.
[...]
Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku
na Saskiej Kępie w Warszawie. Zrodziło się z pasji –
do czytania i dobrej prozy zagranicznej.
Pauza specjalizuje się w literaturze z wyższej półki,
która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.
Czytelnicy znajdą u nas znane i nagradzane książki
z całego świata, ale też mocne debiuty literackie.
Wizyta to czterdziesta piąta książka Wydawnictwa Pauza.
Wcześniej ukazały się:
2018
Legenda o samobójstwie – David Vann
Pierwszy bandzior – Miranda July
Nasz chłopak – Daniel Magariel
Historia przemocy – Edouard Louis
Tirza – Arnon Grunberg
2019
Pasujesz tu najlepiej – Miranda July
O zmierzchu – Therese Bohman
Piękna młoda żona – Tommy Wieringa
Czekaj, mrugaj – Gunnhild Øyehaug
Floryda – Lauren Groff
Przyjaciel – Sigrid Nunez
Madame Zero i inne opowiadania – Sarah Hall
Mój rok relaksu i odpoczynku – Ottessa Moshfegh
Brud – David Vann
Koniec z Eddym – Edouard Louis
2020
Zgiń, kochanie – Ariana Harwicz
Linia – Elise Karlsson
Nocny prom do Tangeru – Kevin Barry
Ta druga – Therese Bohman
Dorośli – Marie Aubert
Turbulencje – David Szalay
Nikolski – Nicolas Dickner
Fauna Północy – Andrea Lundgren
Witajcie w Ameryce – Linda Boström Knausgård
Pełnia miłości – Sigrid Nunez
Przejście – Pajtim Statovci
Niebieska Księga z Nebo – Manon Steffan Ros
Dziennik upadku – Michel Laub
2021
Halibut na Księżycu – David Vann
Zabierz mnie do domu – Marie Aubert
Utonęła – Therese Bohman
Koniec dnia – Bill Clegg
Sempre Susan. Wspomnienie o Susan Sontag – Sigrid Nunez
Tęsknota za innym światem – Ottessa Moshfegh
Ostatnie stadium – Nina Lykke
Niepoprawna mnogość – zbiór opowiadań pod redakcją Lucy Caldwell
Wyznanie – Domenico Starnone
Za otrzymane łaski – Valeria Parrella
Trzymam wilka za uszy – Laura van den Berg
Kto zabił mojego ojca – Edouard Louis
Archiwum zagubionych dzieci – Valeria Luiselli
2022
Komodo – David Vann
Londyn – David Szalay
Wyspa kobiet – Lauren Groff