Wpadka - Lewandowicz Katarzyna - ebook + książka

Wpadka ebook

Lewandowicz Katarzyna

3,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kiedy spotykasz wymarzonego faceta o kilka dni później, niż powinnaś...

Marysia, na którą wszyscy mówią Majka, ma prawie trzydzieści lat. I powoli zaczyna myśleć, że to właśnie najlepszy moment. Najlepszy czas na dziecko. Tylko z kim? Nie ma męża, nie ma narzeczonego, nie ma nawet faceta. Jest jedynie mieszkający tuż obok Aleks - przyjaciel, z którym niegdyś łączyło ją coś więcej i z którym niespodziewanie spędziła ostatnią noc... Niestety, Aleks wyjeżdża na dwa lata, a swoje mieszkanie wynajmuje nieznajomemu przystojniakowi.

Tomek, bo tak ma na imię nowy sąsiad Majki, okazuje się interesującym mężczyzną. Instruktor fitness i dietetyk w jednej osobie, do tego świetny rozmówca. Fakt, jest młodszy od Majki, ale to chyba jego jedyna wada. Szczęśliwie zauroczenie działa w obie strony i znajomość rozwija się pomyślnie. Pechowo Majka orientuje się, że jest w ciąży, a ojcem jej dziecka bynajmniej nie jest Tomek, tylko Aleks...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 574

Oceny
3,8 (64 oceny)
28
13
8
9
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KosiorM2808

Nie oderwiesz się od lektury

piękna
50
martsook

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemnie się czytało, czekam na kolejne książki tej autorki. Gratulacje debiutu 😊
50
darus96

Dobrze spędzony czas

Współpraca reklamowa @k.lewandowicz_autorka @editio.red Czy zdarzyło wam się mieć ' wpadki ' tak jak nasza główna bohaterka ? Aczkolwiek jej się zdarzyła inna wpadka. A u mnie wpadki i to były nie raz 🤣 . Dziękuję Kasiu za możliwość przeczytania tej cudownej historii , która od samych stron porwała mnie i nie mogłam się od niej oderwać. Marysia vel Majka to trzydziestoletnia kobieta, która w życiu nie miało łatwo. Matka alkoholiczka , samotne tułanie się po osiedlach, bidul , młodszy brat , który trafił pod opiekę ciotki i ona , która nie zaznała prawdziwego dzieciństwa. Jednak przyjaciele trafili się doskonali . Gdy wyjeżdża jeden z nich , postanawia wynająć mieszkanie komuś innemu . Tak trafia na przystojnego sąsiada Tomka . Od razu jedno i drugie wpada sobie w oko . Relacja tych dwójki dość szybko się rozwija, niestety na horyzoncie pojawiają się pewne przeszkody z którymi nasza dwójka musi się zmierzyć. Powraca przeszłość u Tomasza , która nota bene strasznie mnie dene...
40
arletatatarek

Nie oderwiesz się od lektury

♥️🫶🥹
40
Mszariola

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
40

Popularność



Podobne


Katarzyna Lewandowicz

Wpadka

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/wpadka_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1397-4

Copyright © Katarzyna Lewandowicz 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Mojemu Mężowi

And you’re singing the songs Thinking this is the life And you wake up in the morning And your head feels twice the size Where you gonna go, Where you gonna go? Where you gonna sleep tonight?

Rozdział 1.

Sobota

Budzi mnie straszliwie pulsujący ból głowy. Ale mam kaca. Gigantycznego! Jak stąd na Marsa i z powrotem! Ledwo obracam się na drugi bok. Gdy zimna pościel ślizga się po moim ciele, ogarnia mnie przerażenie… O matko! Dlaczego jestem goła? Nie mam na sobie nawet bielizny. Zazwyczaj śpię w starym, porozciąganym podkoszulku, sięgającym mi prawie kolan. Lumpeksowy łup, który przyciągnął moją uwagę nadrukiem. Rewolwery, czaszka i czerwone róże.

Uchylam powiekę.

Moje mieszkanie, moje łóżko, a w nim ja, sama (co oczywiście nie jest żadną nowością). Odstępstwem od reguły jest natomiast to, że jestem naga… Hmm… Co się wczoraj wydarzyło? Sięgam pamięcią do poprzedniego wieczoru, próbując przypomnieć sobie, co robiłam. Był piątek, a w piątek mieliśmy żegnać Aleksa… I nagle strzępki wspomnień powracają.

Och nie! Tylko nie to!

Z Aleksem?!

Nie, nie, nie… To nie może być prawda. Szczypię się w przedramię, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno się obudziłam. Niestety tak. Niech to szlag!

Zaczynam nasłuchiwać, modląc się, żeby Aleksa nie było w mieszkaniu, które jest mikroskopijną kawalerką. Nigdzie go nie dostrzegam, a z łazienki nie dochodzą żadne dźwięki świadczące o obecności mojego nocnego gościa. Czuję minimalną ulgę, która natychmiast znika, gdyż przypomina mi się coraz więcej szczegółów z wczorajszej imprezy. Czemu pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć?

Kątem oka dostrzegam kartkę na poduszce:

Wyszedłem wcześnie rano, by uniknąć niezręcznej sytuacji.

Trzymaj się, Mała.

Do zobaczenia za jakieś dwa lata. A.

Aleksander to mój przyjaciel. Mieszka, a w zasadzie mieszkał do dzisiejszego poranka w tej samej kamienicy co ja, piętro wyżej. Kiedyś był dla mnie kimś więcej, ale to było tak dawno temu, że teraz wydaje się to jakby przeżyte w innym życiu. Był moim pierwszym chłopakiem. To z nim przeżyłam swoje wszystkie pierwsze razy. Pierwsze trzymanie się za ręce, pierwszy pocałunek, pierwszy seks. Nikt, kto nas zna, nie powiedziałby jednak, że kiedyś byliśmy parą. No chyba że ten ktoś zna nas od czasów szkolnych lub wcześniej.

Dzisiaj Olek leci na drugi koniec świata badać anomalie pogodowe. Zawsze miał bzika na punkcie meteorologii. Z powodu jego wyjazdu wczoraj balowaliśmy do świtu z paroma innymi znajomymi i ostro popiliśmy. No i wylądowaliśmy w łóżku… Wielkie mi rzeczy.

Dobrze, że Aleks się zmył, bo byłoby między nami naprawdę niezręcznie. Chyba nie umiałabym spojrzeć mu w oczy. Pewnie dalej będziemy się przyjaźnić, ale odezwiemy się do siebie może za tydzień, a może dopiero za miesiąc. Nie wiem, nie będę sobie teraz zaprzątać tym głowy. Potrzebuję… Kawy! Takiej totalnej siekiery.

Zwlekam się więc niechętnie z łóżka, bo kac zaraz rozsadzi mi głowę.

O tak! Mocna kawa z ekspresu postawi mnie na nogi, podobnie jak długi, gorący prysznic. To nie tak, że chcę zmyć z siebie to, co wydarzyło się wczoraj, a może już dziś? Czuję się trochę nieswojo z tym, że przespałam się z przyjacielem. Przejdzie mi. Z Aleksem nie jesteśmy sobie pisani, nigdy nie byliśmy.

Słyszę znajomą melodię, tylko skąd się ona wydobywa? Gdzie mój telefon? W torebce go nie ma. Gdzie są moje spodnie? Proszę, dzwoń dalej. Muszę cię znaleźć. Bluzka w przedpokoju, buty w progu pokoju, jedynego w moim mieszkaniu. Dziwne, najpierw zdjęłam bluzkę i biustonosz, a dopiero potem szpilki? Musiało być ostro… Wciąż mam luki w pamięci. Spodnie znajduję za łóżkiem, a tuż obok nich leży smartfon, który musiał wypaść z tylnej kieszeni. Czyżby Aleks walczył z nimi, gdy już tam leżeliśmy?

Swoją drogą, nie znałam go z tej strony. Gdy byliśmy parą, nasza miłość fizyczna była raczej skromna, bardzo skromna. Ale to było ponad dziesięć lat temu i przez ten czas najwidoczniej podszkolił się w tych sprawach. Co również jest dziwne, gdyż po mnie nie był w żadnym poważnym związku. Kto by pomyślał… Podsumowując: Aleks poprawił się w sprawach łóżkowych, ale i tak daleko mu do ideału. Przeżyłam kilka lepszych uniesień.

Sprawdzam telefon i widzę, że to Baśka, moja najlepsza przyjaciółka od zawsze i na zawsze, próbowała się ze mną skontaktować. Znamy się jak łyse konie. Wystarczy jedno spojrzenie, a wiem, co myśli. Ona potrafi to nawet, nie widząc mnie na oczy. Telepatia.

Oddzwaniam, choć wątpię, by chciała coś konkretnego i ważnego. Balowała wczoraj z nami i pewnie jest tak samo skacowana jak ja.

— Halo! No jesteś wreszcie — odzywa się zachrypniętym głosem.

— Nieźle się upiłaś.

Od razu mi przerywa.

— Wiesz, że zawsze mam taki głos, jak mam mega kaca. Lepiej mów, jak ty tam. Aleks jest jeszcze u ciebie?

Zamurowało mnie. Dopiero po chwili jestem w stanie wydukać:

— Więc wszyscy wiedzą?

Spływa po mnie fala wstydu.

— A coś ty myślała? Ledwo wyszliśmy z klubu, a wy zaczęliście się migdalić na całego. Jak wsiadaliście do taksówki, to wydawało się, że już w niej puszczą wam ostatnie hamulce, ale mam nadzieję, że daliście sobie na wstrzymanie. To jak było?

— Oj, Baśka. Spotkamy się?

***

Równo godzinę po tej rozmowie czekam na przyjaciółkę w naszej ulubionej kawiarence na rogu. Całe szczęście, że jest otwarta od wczesnego ranka, nawet w niedziele. Zamówiłam dla nas podwójne espresso. Jestem niepoprawną kawoszką. Kawę wypiję w każdej postaci. Tym nałogiem zaraziłam Baśkę, choć ona i tak nie pije jej w takich ilościach co ja. Litry kawy w dzień, a w nocy bez proszków nasennych nie kładę się spać. Coś za coś.

Kawa już została podana, a jej dalej nie ma. Cała ona, spóźnia się zawsze i wszędzie. Zjawia się, gdy dopijam ostatni łyk napoju bogów.

— Którą kawę już pijesz? — pyta, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Nie przesadzaj. Kończę dopiero pierwszą. I miałam brać się za twoją. Na pewno jest już zimna.

— Aż tak bardzo się spóźniłam?

— Nie, nie. Jedyne pół godziny — odpowiadam z ironią.

— Pozwoliłam ci cieszyć się smakiem kawy w samotności.

— Aleś ty łaskawa. Poproszę jeszcze duże cappuccino — daję znać znajomemu kelnerowi.

— Więc? — pyta i spogląda na mnie podkrążonymi oczami.

Zauważam, że się nie umalowała, więc czemu się spóźniła?

— Co więc?

— Ty i Aleks, wy razem…

— Nie. My NIC razem — mówię z naciskiem. — Puknij się w ten pusty łeb, kobieto! Ja i Aleks? Widzisz to? Chyba śnisz!?

— Szczerze? Zdecydowanie tego nie widzę, ale wczoraj byłam świadkiem czegoś innego. Zresztą wszyscy to widzieliśmy i… — Robi krótką pauzę. — Dlatego pytam, bo może jednak…

— Wczoraj to było wczoraj, a dziś jest dziś! — stawiam sprawę jasno.

— Dobra, Mała, spokojnie, nie unoś się tak.

— No to powiedz mi, jak to wczoraj wyglądało? — pytam.

— Jak to jak? Latał koło ciebie cały wieczór, puszczał oczka, stawiał drinki.

— Wydaje ci się, ja tego nie zauważyłam.

— Na pewno?

Ech. Baśka ma rację. Co ja próbuję sobie wmówić? Aleksa ciągnęło do mnie jak muchę do lepu. I zupełnie nie wiem dlaczego. To do niego niepodobne.

— No wiesz… Gdy zaczęliśmy tańczyć, stanął za mną i objął mnie w pasie. Poczułam na szyi jego oddech, zrobiło mi się od razu gorąco. I te jego perfumy. Chyba jakieś nowe, bo pierwszy raz je od niego czułam. A potem nie wiem… Samo jakoś tak wyszło.

— Masz na myśli buzi buzi, tańcowanie w objęciach i niezwracanie uwagi na nikogo więcej?

— Oj, daj spokój. Od chwili wyjścia z klubu mam luki w pamięci.

— No ale coś tam pamiętasz. Opowiadaj.

Daję słowo, że na jej twarzy dostrzegam rumieniec. Temat seksu nigdy nie był dla nas tematem tabu, więc nie wiem, co ją teraz tak zawstydziło.

— Ale co mam ci opowiadać? Nie pamiętam… Hm. Było OK. — Chciałam ją zbyć, bo na samo wspomnienie mam wyrzuty sumienia, ale widzę po jej minie, że mnie przejrzała i szybko mi nie odpuści. — No dobra, było lepiej, niż tylko OK, zadowolona? Powiem ci, że Aleks w tych sprawach się poprawił. Momentami było ostro. Zrywał ze mnie ubrania, a jego dłonie były pewne i silne, nie to, co kiedyś.

I co z tego? Kobieto, ocknij się. To był tylko seks. Numerek na jedną noc. Nic nieznaczący seks z przyjacielem na pożegnanie. Kilka razy tak kończyły się wieczory w klubie. Za każdym razem jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że coś z tych spotkań wyniknie. Od czasu Aleksa byłam tylko raz zakochana, i to z wzajemnością, ale nie wyszło. Byłabym naprawdę w desperacji, gdybym zgodziła się znowu związać z Aleksandrem. Było miło tylko dlatego, że dawno nie miałam kontaktu z nagim facetem. A ten facet, mój przyjaciel, skrywał pod koszulą w kratę i krawacikiem niezłe ciałko. Cały czas miałam go za kościstego, wychudzonego chłopca, jakiego pamiętałam jeszcze ze szkolnych lat.

A tu proszę, niespodzianka!

Nie dość, że takie ciało, to jeszcze umiejętności w łóżku. Nawet nie pamiętam, czy z tego podniecenia się zabezpieczyliśmy. O kurde! Chyba nie! A raczej na pewno nie! A jak zaliczymy wpadkę? O matko! Nie mogę panikować.

Swoją drogą, czy to byłoby aż takie złe? Mogłabym być w ciąży. Może nawet bym tego chciała. Przecież mam trzydziestkę na karku! To chyba najlepszy czas na dziecko. Nigdy o tym nie myślałam, bo nie zapowiadało się, żebym w najbliższym czasie miała się ustatkować. Nie mam ani męża, ani narzeczonego, ani faceta, ani nawet psa! Jestem sama jak palec od prawie dwóch lat.

— Ziemia do Majki!

— Baśka, chyba kupię sobie psa!

— No nareszcie. Gadam do ciebie od pięciu minut, a ty w ogóle nie reagujesz. Jakiego psa? O czym ty znowu bredzisz? Zresztą nie zmieniaj tematu. Powiedz lepiej, czy miałaś orgazm.

— Miałam, i to jaki! Ale pamiętam to jak przez mgłę i teraz mam wrażenie, jakby ubiegła noc była snem. Jakby się to nie wydarzyło.

Ale się wydarzyło — odzywa się głos w mojej głowie i natychmiast czuję się, jakbym została spoliczkowana. Po chwili Baśka mówi to samo.

— Co się stało, to się nie odstanie. Co z tym zrobisz?

— Nic. Nic z tym nie zrobię. Zostawił kartkę. — Wyciągam skrawek papieru i jej pokazuję. — Wiesz, że ja nic do niego nie czuję, kompletnie nic. Kiedyś coś nas łączyło. Teraz kompletnie nie wiem co, bo na pewno nie miłość. Byłam inną osobą, byłam młodą siksą, troszkę inaczej myślałam.

I łaknęłam bliskości. Brałam ją od każdego, kto mi ją oferował.

— Nie da się ukryć, byłaś taką samą kujonką jak on.

— Trochę przesadzasz. Byłam kujonką głównie dlatego, by mu zaimponować. No i troszkę interesowała mnie fizyka, ale to już dawno wywietrzało mi z głowy, a jemu zostało, o czym nie wiedziałam. Zresztą znasz Aleksa. Nosa nie wychyla z tych swoich naukowych książek. Niedawno skończył studia magisterskie, zrobił doktorat, a teraz jedzie na staż, i to jaki? W Stanach! Więc sama widzisz, że nie ma to przyszłości.

— Ale może on sobie jakieś nadzieje robił?

— A skądże, zobacz to. — Podaję jej telefon z SMS-em od niego, który dostałam, gdy czekałam na przyjaciółkę.

— „Chciałem napisać tylko, że czekam już na odprawę i odezwę się, gdy ogarnę się na miejscu… Mam nadzieję, że między nami zostaje po staremu, było miło, ale chyba sama rozumiesz… Nie chciałbym, żebyś robiła sobie nadzieje na coś więcej… Trzymaj się”. No, nieźle, nieźle.

— Patrz, za kogo on się ma! Myślał, że będę za nim płakać?

— Czyli sprawa jasna. Było miło i to wszystko?

— To nie miało znaczenia, szybko o tym zapomnę. Jakieś plany na dziś? — zmieniam temat, bo nie chcę już o ostatniej nocy ani myśleć, ani gadać. Czas zamknąć ten rozdział.

— Tak, pizza, piwo i cały dzień w łóżku przed telewizorem z Markiem. Będziemy leczyć kaca. Jutro idziemy na obiad do teściów, a po niedzieli to już wiesz, praca.

— A ja zmykam na zakupy, bo w lodówce tylko światełko, potem też zaszyję się pod kołdrą z kubkiem lodów, zamówię pierogi z baru i będę próbowała dokończyć felieton na poniedziałek.

— Jak coś, to się odzywaj — mówi, wstając od stolika.

— Daj spokój, Baśka, nie jestem małą dziewczynką i nie potrzebuję litości.

— To nie litość!

— Wiem, wiem. Wracaj do swojego Mareczka. Może ja też kiedyś poznam swoją wielką miłość, a jak nie, to zostanę zgorzkniałą starą panną.

— A nie jesteś nią już teraz? Żartuję! Trzymaj się, Mała.

Tylko ona i Aleks tak mnie nazywają.

Cmoka mnie na pożegnanie, dopijam kawę i ruszam do delikatesów. Do koszyka obowiązkowo wrzucam kilka ulubionych kubeczków lodów, frytki, mleko i dużą kawę, bo akurat się skończyła. Dokładam jeszcze śmietanę do pierogów, koniecznie colę i parówki. No to zaopatrzenie na dwa dni już mam. Chyba gdy wrócę, to od razu te pierogi zamówię, bo już się odzywa mój pusty brzuch. Powinnam zmienić tryb życia, ale na razie dobrze mi tak, jak jest. Nie mam dla kogo się starać. Poza tym póki lody i fast foody nie idą mi w boczki, to nie będę z nich rezygnować, tym bardziej że ostatnio to moja jedyna radość życia. Chwilę się nad tym zastanawiam i stwierdzam, że to takie smutne.

Rozdział 2.

Poniedziałek

Po co nastawiłam ten cholerny budzik? Celowo położyłam telefon w drugim końcu pokoju. Ech! Teraz tego mocno żałuję. Wczoraj chciałam dobrze, ale jak zawsze nie pomyślałam, że najsmaczniej śpi mi się rano. Trudno, wstaję. Muszę! Nie wytrzymam dłużej tego hałasu.

Po omacku nastawiam ekspres. Po wyjściu z łazienki w dzbanku znajduje się już czarny płyn. Pierwszy łyk i od razu mi lepiej. Muszę szybko wyskoczyć po jakieś bułki, a potem skończyć felieton. Do południa mam go wysłać, a przez weekend kompletnie nie miałam weny na pisanie. Coś tam mam, ale brakuje zakończenia. Najlepiej jednak by było, gdybym napisała tekst od nowa.

Nie chce mi się wychylać nosa z domu, bo na dworze szarówka na całego. Po południu bankowo się rozpada. Kurczę, jestem przecież umówiona z braciszkiem. Wkładam grube, czarne rajstopy, jeansowe spodenki i botki. Do tego koszula w kratkę z podszyciem od spodu i gruba kamizelka. Jak na październik temperatura jest znośna, tylko ten brak słońca — dobijający. Żeby nie było mi zimno, owijam się szalikiem, najwyżej go zdejmę i włożę do torebki.

Pryskam się jeszcze ulubionymi perfumami i jestem gotowa, mogę wychodzić.

W pobliskiej piekarence kupuję dwie kajzerki oraz „kręciołek” (tak nazywam moją ulubioną bułkę z makiem i bakaliami). Szybkim krokiem wracam do siebie. Na klatce zerkam do skrzynki na listy i znajduję ulotkę na darmową kawę w kawiarni „Świeżo palona” na rogu. Zaglądam do skrzynki Aleksa. I tak go nie ma, a ulotka nie może się zmarnować. Nie ma opcji, bym odpuściła darmową kawę.

— Przepraszam bardzo, co pani robi? — pyta jakiś głęboki, ale przyjemny głos za mną.

Odwracam się i… O kurde! Ziemia pod moimi nogami drży! Wpadam jak śliwka w kompot. Moim oczom ukazuje się młodzieniaszek z bujną czupryną i niesamowicie błękitnymi oczami. Ma trzydniowy zarost, a ja uwielbiam mężczyzn z takim zarostem. Ma na sobie ciemnozieloną koszulkę z długim rękawem zapinaną pod szyją, do tego czarne jeansy. Co za przystojniak! I tak dobrze zbudowany. Matko, on jest taki… Taki cały do schrupania.

Czuję, że się czerwienię!

— Ja tylko… no cóż… — Po pierwszym szoku tylko tyle udaje mi się wydukać.

Nie wiem, co powiedzieć, a przecież nie robię nic złego. Poza tym, co jemu do tego? Nie mieszka tu, pierwszy raz widzę go na oczy.

— Mieszkam tu od niespełna dwóch godzin, a już ktoś okrada mi skrzynkę na listy.

Jego kącik ust i jedna brew nieco się unoszą.

— To nie pana skrzynka!

— Owszem, moja! Teraz już moja — mówi nieco ostrzej, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Pan zajął mieszkanie Aleksandra?

— Nie znam żadnego Aleksandra, ale możliwe, że to właśnie jego mieszkanie zająłem.

— Na drugim piętrze pod szóstką?

— Zgadza się — odpowiada, krzyżując ręce na piersi.

— Szybko… Nie wiedziałam, że komuś wynajął.

— Nie bezpośrednio. W sobotę dzwoniono do mnie z biura nieruchomości, a że mi się spieszyło, to od razu się zgodziłem. Ale wróćmy do tego: czego pani szukała w mojej skrzynce? — pyta poważnie.

— Przepraszam najmocniej. — Ogarnia mnie zażenowanie. — To była skrzynka mojego przyjaciela, a że wyjechał, to chciałam skorzystać z jego ulotki na darmową kawę w mojej ulubionej kawiarni.

— Kawa po turecku? — Zerka na reklamę, którą wydobyłam z jego skrzynki. — Dzięki. Nie przepadam. Kawa jest pani.

— Mam po irlandzku, gdyby pan wolał — proponuję, chcąc się zrehabilitować.

— Nie bardzo.

Następuje niezręczna chwila ciszy. Już mam uciekać, bo co będę tak stać jak głupia gąska, ale z drugiej strony pragnę właśnie tak stać i bezczelnie gapić się na niego. Jest o wiele młodszy ode mnie i taki pociągający. Jestem w szoku, że mam takie odważne myśli. Mężczyzna podoba mi się do tego stopnia, że chciałabym do niego podejść, zatopić ręce we włosach i poznać smak jego ust. Majka, ale jesteś niegrzeczną dziewczynką. Skończ z tym! Opanuj się.

— Więc musi pani zdobyć dla mnie inną ulotkę — odzywa się, gdy stawiam pierwszy krok w stronę schodów.

Czy ja się aby nie przesłyszałam?

— Co pan powie, poważnie? — Śmieję się lekko zażenowana.

— Poważnie! — Brzmi jak najbardziej serio, ale jego piękny uśmiech temu przeczy.

— Nie ma problemu.

Już chcę sięgać do skrzynki sąsiada z naprzeciwka. To przemiły starszy pan, wdowiec z małym jamniczkiem, który raczej nie skorzysta z ulotki. Za pomocą klucza łatwo jest wyciągnąć zawartość ze skrzynki. Nie powinni ich tak projektować.

— Ale nie tu. Nieładnie okradać sąsiadów.

Słuszna uwaga.

— No tak. Ma pan rację. Spróbuję w innej klatce lub w następnej kamienicy. Zaraz wracam z nową ulotką.

— Przejdę się z panią.

Jestem w szoku. Czy on nie ma czegoś ciekawszego do roboty? Choćby urządzenie się w nowym mieszkaniu. Idziemy kawałek w milczeniu i wchodzimy do klatki kolejnej kamienicy. Wybieram ostatnią skrytkę, a młodzieniec stoi za mną. Mam problem z wyciągnięciem ulotki, ale w końcu się udaje. Odwracam się do niego i podaję mu ulotkę.

— Cappuccino?

— Nie, nie bardzo…

No jaki wybredny!

— Panu chyba ciężko dogodzić. Spróbuję jeszcze raz, ale jeżeli… — Nie kończę, bo przystojniaczek macha mi przed oczami dwiema ulotkami z kawą macchiato.

— Ale może latte macchiato?

— Ale jak? — pytam zaskoczona.

— Była pani tak bardzo zajęta skrytką na dole, że nie zauważyła pani ulotki leżącej u góry, pewnie ktoś z niej zrezygnował, a druga była w tej niedomkniętej skrytce. To jak, idziemy na kawę?

— Aha…. No… Hm… Tak, jasne, możemy iść. Teraz?

— Tu piszą, że darmowa kawa przysługuje tylko w dni robocze do jedenastej rano, więc musimy się pośpieszyć.

Szok! Jestem ogromnie zdumiona, że zaprasza mnie na kawę. Mnie. Na kawę. On. Myślałam, że tę ulotkę chce dla siebie. W ogóle nie jestem sobą. Co się ze mną dzieje? Jeszcze żaden facet wcześniej mnie tak nie onieśmielał. Nic dziwnego, cholernie mi się podoba. Ukradkiem na niego zerkam.

— Nim pójdziemy, to może skończymy z tym pan i pani… bo to lekko niezręczne — sugeruje.

— Ma pan… — poprawiam się — masz rację.

— Tomek.

— Marysia, ale wszyscy zwracają się do mnie Majka.

— To gdzie znajduje się ta twoja ulubiona kawiarnia? Mam nadzieję, że serwują tam naprawdę dobrą kawę.

— Lepszej we Wrocławiu nie znajdziesz. Jesteś stąd?

— Nie. Przyjechałem z Karpacza.

Chłopak z gór. Fajnie!

Parę kroków i już jesteśmy w kawiarni. Uwielbiam ją nie tylko ze względu na kawę, lecz także za klimat panujący w środku. Po jednej stronie jest długi bar z hokerami, a po drugiej znajdują się loże jak z amerykańskich filmów. W środku panuje półmrok, gdyż ściany pomalowane są na czarno, a pomieszczenie oświetlają jedynie lampy zwisające nad barem oraz lampki przy stolikach. Za barem jest wypisane kredą menu, co mi się bardzo podoba. Na blacie ustawione są różne tace ze smacznymi bułeczkami. Zawsze mnie kuszą.

Zajmujemy pierwszą lożę. Mój nowy sąsiad idzie zamówić kawę, a ja zastanawiam się, co tu robię? Nie tylko dlatego, że uległam urokowi nieznajomego, ale też dlatego, że przypomniałam sobie o nieskończonym felietonie! Hm, muszę pomyśleć, co z tym zrobić. Chcę tu być, ale przecież muszę wysłać ten cholerny tekst, bo inaczej szef mnie zaszlachtuje.

— Kawa zaraz będzie — mówi Tomek i siada naprzeciwko mnie.

— Czy mogę cię na chwilkę przeprosić?

— Jasne.

Łapię w locie kelnera Pawła, który właśnie podał zamówienie innym klientom, i pytam, czy nie ma czasem jakiegoś dostępu do neta. Kieruje mnie na koniec sali, gdzie znajdują się dwa komputery. Wcześniej ich tutaj nie widziałam, a może nie chciałam widzieć, bo zawsze zajmowałam pierwszy stolik albo wpadałam tylko po kawę na wynos.

— Trochę zamula, ale jak masz coś ważnego, to na pewno skorzystasz.

Dobrze, że felieton mam zapisany na poczcie. Nawyk kogoś, kto się kilka razy sparzył. Tylko że żadne sensowne zakończenie nie przychodzi mi do głowy. Już po mnie! A może jednak nie? Folder roboczy, a w nim dwa awaryjne teksty, o których całkiem zapomniałam. W sumie szef nie tego oczekiwał, ale te felietony też są niezłe. Dobrze, że kiedyś z nudów je stworzyłam.

— Wszystko gra? — Słyszę za moimi plecami głos Tomka. — Mogłaś powiedzieć, że nie masz ochoty na kawę ze mną.

— Przepraszam cię, to bardzo ważne, daj mi jeszcze chwilkę i wracam do stolika.

Przesyłam dwa teksty do wyboru. Wiem, że felieton miał mieć inną tematykę, ale te dwa teksty także są dobre. Maja.

Klik i wysłane. Wracam czym prędzej do stolika, nie chcę pogarszać sytuacji. Tomek na pewno już sobie coś złego o mnie pomyślał.

— Musiałam coś wysłać do pracy. To było naprawdę ważne — tłumaczę, wymachując rękami. Robię tak, kiedy jestem zestresowana. Szybko się opanowuję. To musi komicznie wyglądać.

— Rozumiem, a gdzie pracujesz?

Zerka na mnie spod oka, ale z lekkim uśmiechem. Bawi się przy tym saszetkami z cukrem.

— W gazecie „Prawdziwe Fakty”. Piszę felietony i takie tam. A ty?

— Jestem instruktorem fitness i dietetykiem. Pracuję na dwa etaty.

Kawa, która jest już zimna, staje mi w gardle. Odchrząkuję. To by tłumaczyło jego nienaganną sylwetkę.

— Wszystko dobrze?

— Tak, tak — odpowiadam, kaszląc. — Mówiłeś, że dopiero się wprowadziłeś.

— Pomieszkuję we Wrocławiu od studiów. Znajomy z roku niedawno zaproponował mi posadę w swoim klubie. A potem to już samo tak wyszło, że wynająłem lokal i otwarłem gabinet „ABC zdrowego żywienia”.

— Imponujące. Kiedy skończyłeś studia?

— W te wakacje.

I wszystko jasne. Tomeczek jest młodszy ode mnie, i to sporo. Jaka szkoda.

— Maja? — Wyrywa mnie z zamyślenia.

— A gdzie mieszkałeś do tej pory? — pytam szybko.

— W akademiku, ale przez parę tygodni niestety w hotelu pracowniczym. Warunki były naprawdę fatalne, dlatego ogromnie się cieszę, że tak szybko odezwali się z biura nieruchomości. Naprawdę bardzo ciężko znaleźć mieszkanie w tym mieście, a zależało mi, żeby mieć stosunkowo blisko do pracy.

— Nie pogniewasz się, jeśli do kawy wezmę bułkę? Nie jadłam dziś jeszcze śniadania — pytam, bo żołądek zaraz przyklei mi się do kręgosłupa.

— Smacznego. A wiesz, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia?

— Coś o tym słyszałam, ale raczej tego nie przestrzegam.

— A to bardzo źle! I jeszcze to! Słodka bułka z ogromną ilością lukru. Puste węglowodany.

— Źle?

— Bardzo źle. No ale nie będę ci teraz robił wykładów o zdrowym żywieniu. Może wpadniesz do mojego gabinetu?

Kolejna randka? Nie powiem, dość oryginalna.

— Hm, może.

Nie mogę oderwać od niego wzroku, ale staram się być dyskretna. Podoba mi się, gdy dłonią zaczesuje swoją ciemną czuprynę. Ten gest jest taki seksowny.

— Czym się jeszcze zajmujesz? — pyta.

— W zasadzie niczym szczególnym.

Chciałabym przyznać mu się do wszystkiego, tak na mnie działa. Ale nie zdradzam tego, że pracuję teraz nad książką. Piszę moją pierwszą powieść, romans z odrobiną dreszczyku.

Rozmawiamy o duperelach, pijąc kawę, a potem jeszcze jedną, aż nagle jest po dwunastej. A ja przecież jestem umówiona. Zrywam się jak poparzona. Tomek patrzy na mnie najpierw z szeroko otwartymi oczami, potem z rozbawieniem.

— Wybacz, zagadaliśmy się, a ja… ja muszę lecieć.

— Naprawdę? — Brzmi na autentycznie zawiedzionego.

Jakie to słodkie!

— Tak. Umówiłam się z bratem.

— I musisz iść? Naprawdę? — dopytuje, czym sprawia, że jest jeszcze bardziej uroczy.

— Gdyby to nie było nic ważnego, tobym została, tak miło mi się z tobą rozmawia.

— Ale musisz iść. — Bardziej stwierdza, niż pyta.

— No tak…

Wygląda na rozczarowanego, tak jakby jednak liczył na to, że zostanę. Niestety muszę iść. Brat jest najważniejszą osobą w moim życiu. Dlatego wybacz, kolego, plasujesz się obecnie bardzo nisko na liście. OK, nie tak znowu nisko. Ale pewnie długo nie awansujesz. Ze względu na wiek. Lepiej, żebyś był tylko sąsiadem. Ech! Choć te twoje włosy, oczy i zarost. Opanuj się. I znowu unosi brew… Majka, uciekaj, zmykaj stąd jak najprędzej. Tu już nie chodzi tylko o Szymka, który na ciebie czeka!

— To pa. Na pewno jeszcze na siebie wpadniemy — rzucam na pożegnanie i szybko wychodzę.

Nie chcę być jakaś nachalna ani tym bardziej dać poznać po sobie, że mi się podoba. Jak będzie chciał się zaprzyjaźnić, albo po prostu pożyczyć cukier czy ziemniaki, to się postara i mnie znajdzie. Nie ma trudnego zadania, bo mieszkamy w tej samej klatce. Na samą myśl się uśmiecham. Cudownie, że będę czasem spotykać takie ciacho w mojej klatce. Choćbym miała sobie tylko popatrzeć i pomarzyć.

Rozdział 3.

Pośpiesznie idę pod szkołę Szymona. Obiecałam, że go odbiorę, ale jest już chwilę po umówionej godzinie. Mam nadzieję, że na mnie czeka. Na wszelki wypadek wysłałam mu wiadomość.

— Co się stało, że się spóźniłaś? Nigdy tego nie robiłaś — wita mnie z grymasem na buzi.

— A gdzie „cześć, witaj, kochana siostrzyczko”?

— Siema wystarczy? — mówi od niechcenia.

— Co tam? Gadaj, już widzę, że coś cię gryzie.

— Szkoda słów.

— A może jednak? — Milczy, więc drążę temat. — Jak mi nie powiesz, to nie będę mogła ci pomóc. Coś w szkole? W domu?

— Tak i nie…

— Powiedz, o co chodzi. Wiesz, że nie odpuszczę tak łatwo.

Wzdycha.

— Bo wiesz… — zaczyna niepewnie — ostatnio wpadło mi kilka gorszych ocen.

— Gorszych to znaczy jakich i z czego?

— Pała z chemii i kilka trój z matmy i fizy.

— Tragedii nie ma, tylko ta pała, Szymon. Co się stało?

— Babka się na nas uwzięła, połowę klasy oblała, a reszta miała dwóje. Trója to była chyba tylko jedna.

Rozmawiamy, kierując się do parku.

— No to nieźle — stwierdzam.

Zawsze mieliśmy ze sobą dobry kontakt i cieszę się, że brat, choć jest w okresie młodzieńczego buntu, dzieli się ze mną swoimi troskami.

— Więc sama widzisz… Ty mnie rozumiesz, prawda? Ale mama…

— I o to chodzi? Masz jakąś karę?

— Gdyby to była tylko kara! Zawsze miałem zakaz na kompa albo na TV, a teraz? Tym razem mama się strasznie wkurzyła. W sobotę jest impreza i nie mogę na nią pójść, a poza tym miała mi dołożyć do PlayStation, ale dopóki nie poprawię ocen, to nici z wyjść i nici z plejaka! — mówi na jednym wdechu, a potem wzdycha.

— Hmm… Ciocia ma trochę racji.

Szymon do ciotki Dagmary mówi „mamo”, bo to ona wychowała go od maleńkiego. Dla mnie to żadna mama. Nawet ciężko mi nazywać ją ciotką. Zawsze było nam ze sobą nie po drodze.

— No nie, ty też!? — chrząka ze złością.

— Mówię „trochę”. Porozmawiam z nią.

— Nic nie wskórasz.

— A co to za impreza?

— Zawody na deskorolkach. Wszyscy kumple idą. Krystian w nich startuje.

— I na tym ci najbardziej zależy, czy na PlayStation?

— Oczywiście, że na zawodach. Ale PlayStation…

— Przeginasz. Musisz wybrać, obu na pewno nie uda mi się wywalczyć. Zjemy po gofrze? — pytam.

Jesteśmy już w parku i siadamy w pobliżu placu zabaw, na którym jest budka z jedzeniem. W okresie letnim sprzedają głównie lody, a jesienią, dopóki pogoda pozwoli, ciepłe napoje i gofry.

***

Dagmara trochę przesadza. Jest zazwyczaj surowa dla mojego brata, ale kocha go, nie mam co do tego wątpliwości. Wychowuje go od urodzenia.

Najpierw mnie odebrali mamie (Szymona jeszcze nie było na świecie) i umieścili w domu dziecka, miałam wtedy jakieś dwanaście lat. Co tu dużo mówić — zaniedbywała mnie. Nieraz na kolację dostawałam tylko suchą kanapkę z margaryną, a i tak to było dobrze, bo najgorzej było iść spać, gdy czułam głód. Wtedy wymykałam się w nocy ze swojego pokoju i szukałam czegoś do jedzenia w szafkach, bo w lodówce było pusto. Jeśli miałam szczęście, to w chlebaku była jakaś czerstwa piętka chleba lub bułka tarta w szafce.

Pewnego razu mama poszła ze mną do osiedlowego sklepu. Przed wejściem powiedziała mi na ucho: „Musisz, kochanie, zrobić teraz coś dla mamusi. Wejdziemy do sklepu i mamusia kupi chlebek, bo tylko tyle mam pieniążków, ale ty pod kurteczkę coś schowasz, dobrze?”. Bałam się, ale nie mogłam się przeciwstawić mamie, bo wtedy byłaby zła i powiedziałaby wszystko swojemu facetowi, a ja dostałabym lanie. Poza tym chciałam, żeby była ze mnie dumna. Chciałam, żeby po wszystkim dała mi całusa w policzek. Mama schowała mi pod kurtkę makaron i konserwę. Potem stałyśmy przy kasie i zobaczyłam, że oprócz chleba w koszyku ma jeszcze pół litra wódki. Byłam już dużą dziewczynką, więc wiedziałam, co to jest alkohol i co będzie się działo po powrocie do domu. Gdy wróciłyśmy do siebie, pochwaliła mnie i pozwoliła mi wyjść pobawić się na podwórko. Bardzo się ucieszyłam, bo nie chciałam być w domu, gdy mama i jej facet będą pić. Teraz nie pamiętam nawet jego imienia.

Kiedy wyszłam z domu, poszłam na plac zabaw. Miałam nadzieję, że spotkam jakieś dzieciaki, które znałam z podwórka. Nie miałam wtedy żadnej bliskiej koleżanki, z którą mogłabym się pobawić czy porozmawiać. Jednak nikogo tam nie było. Zrobiło mi się smutno, tak bardzo nie chciałam być wtedy sama, a jeszcze bardziej nie chciałam wracać do domu. Usiadłam na schodach do piwnicy i się rozpłakałam. Przypomniało mi się to, co mama kazała mi zrobić w sklepie, i poczułam się jeszcze gorzej. Było mi wstyd. Myślałam, że w tamtym miejscu nikt mnie nie zobaczy i będę mogła przeczekać tam do wieczora, ale akurat sąsiadka szła po jakieś przetwory. Lubiłam ją, bo zawsze była dla mnie miła, częstowała mnie cukierkami albo dawała kanapkę lub kakao.

— Co się stało, dziecinko?

— Nie mogę powiedzieć. — Nie mogłam, bo mama mi zabroniła.

— Mi możesz zaufać. Zachowam to dla siebie.

No i powiedziałam trochę niechętnie, ale gdy wyrzuciłam z siebie wszystko, poczułam się lepiej. Sąsiadka zaprosiła mnie do siebie i zrobiła kakao. To było najpyszniejsze kakao, jakie kiedykolwiek piłam. Potem zostawiła mnie w kuchni i wyszła z domu. Jak się potem dowiedziałam, poszła do mojej mamy, ale trafiła na libację alkoholową. Oprócz faceta mojej mamy w mieszkaniu był jeszcze jego kolega, który często przychodził do nas i dziwnie na mnie patrzył. Sąsiadka zadzwoniła na policję i do opieki społecznej.

— Maju, jesteś już dużą panienką, więc na pewno zrozumiesz, że to, co się zaraz stanie, to jest dla twojego dobra.

— Ale co się stanie?

— Przyjadą tutaj zaraz takie dwie panie oraz panowie z policji i cię zabiorą.

— Ale czemu? Bo jestem złodziejką? Gdzie mnie zabiorą? Do więzienia? — panikowałam bliska płaczu. Nigdy tego nie zapomnę.

— Dziecinko, ty nic złego nie zrobiłaś, to twoja mama jest nieodpowiedzialna i nie powinna była tak robić.

Przyjechali i zabrali mnie, ale potem wróciłam znowu do mamy, ponieważ obiecywała, że się poprawi. Miała potem cały czas kontrolę z opieki społecznej i jakoś to było. Chodziłam do szkoły, zawsze miałam kanapki i kolację, a libacje były tylko wieczorami, gdy ja kładłam się już spać.

Ostatecznie zabrali mnie dopiero po jakichś dwóch latach. Coraz częściej sąsiedzi dzwonili na policję z powodu nocnych hałasów, ale szalę przelała kolejna kradzież mamy. Jak się potem okazało, nie było to jej pierwsze przewinienie, a co gorsza, była to kradzież samochodu. Poszła siedzieć na dwa lata.

W więzieniu wyszło na jaw, że była w ciąży, i tam urodziła Szymona. Oddała go tymczasowo pod opiekę cioci Dagi, bo zostało niewiele do końca kary. Kilka miesięcy po opuszczeniu zakładu karnego odwiedziła małego Szymonka i wręczyła mu grzechotkę, jedyną zabawkę, jaką od niej miał. Później odwiedziła mnie w domu dziecka i dostałam od niej album, który zrobiła z wycinków gazet. Tak bardzo się wtedy ucieszyłam. Jest to jedno z lepszych wspomnień o mamie, jakie mam. Dopiero po latach dotarło do mnie, że książeczkę zrobiła, aby zabić czas, może nie z prawdziwej miłości do mnie. Gdy była w więzieniu, prawie nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Dostałam od niej może trzy listy i kartki na święta, kilka razy udało się nam porozmawiać przez telefon. Niestety ani razu się nie widziałyśmy. Ciotka nie chciała mnie do niej zabrać.

Kiedy przyszła do mnie po wyjściu na wolność, byłam pełna nadziei. Była tak ładnie i czysto ubrana, no i pachniała mydłem. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam, bo mama nie dbała o siebie i zawsze było czuć od niej alkohol. Obiecywała, że mnie zabierze, że będzie walczyć. Rozbudziła moją nadzieję jeszcze bardziej. Niestety nic z tego nie wyszło. Tamtego dnia miała wypadek i zmarła. Wpadła pod koła samochodu, w ręku miała siatkę z wódką i już była pod wpływem. Dobrze chociaż, że pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślała po wyjściu z placówki i jaką zrobiła, było odwiedzenie swoich dzieci, a dopiero potem uchlanie się.

Szymon jest całą rodziną, jaką mam. Jestem od niego starsza o piętnaście lat, ale i tak świetnie się dogadujemy.

Zawsze, gdy mam się spotkać z ciotką, to wszystko do mnie wraca. Także to, co się działo po śmierci mamy. Ciocia na początku obiecywała, że i mnie przygarnie, ale opieka nad maleńkim Szymonem to już było dla niej wiele. Rozumiem to, że nie planowała wychowywać dziecka w tak młodym wieku i bez męża, tym bardziej dziecka siostry, z którą jej się nie układało. Pokochała jednak Szymona i traktuje go jak syna. Czasem zapraszała mnie na weekendy, najpierw z obowiązku i pod wpływem sugestii moich wychowawczyń, ale potem widziała, że dobrze zajmuję się braciszkiem i jak bardzo się kochamy. Mimo to z ciotką nie miałam nigdy dobrego kontaktu, nigdy nie rozmawiałyśmy o poważnych sprawach. Poniekąd mam w tym swój udział, byłam trudną i zamkniętą w sobie nastolatką. Ale to działa w obie strony. Daga nigdy nie wyciągnęła do mnie pierwsza ręki.

Zmieniła się trochę, gdy poznała swojego obecnego męża, ale nie na tyle, by i mnie przygarnąć. Nawet gdy osiągnęłam pełnoletność, nigdy mi nie pomogła. Byłam zdana na siebie. Na szczęście wtedy miałam już Baśkę, Aleksa i Marka. To właśnie przyjaciółka i jej rodzice najbardziej mi pomogli.

Do ciotki mam żal do tej pory. Spotykamy się, gdy już naprawdę musimy, przeważnie są to jakieś święta lub gdy prosi mnie o to Szymon. Jemu nie potrafię odmówić. Czasem zmuszam się dla niego, by pójść do nich na niedzielny obiad.

***

— Posmutniałaś. Znowu wracasz do przeszłości? — Szymon podaje mi talerzyk z gofrem.

— Jak ty mnie dobrze znasz — mamroczę pod nosem.

Park to nasze stałe miejsce spotkań. Zawsze każę bratu wybrać dla mnie smak gofra i mnie zaskoczyć. Opcji jest naprawdę wiele, a ekspedientka zna już nas na tyle, że pozwala bratu kombinować ze smakami. Tym razem dostałam gofra z zieloną frużeliną na spodzie, a na tym porcja bitej śmietany posypana kolorowymi gwiazdkami. Mieszanka wybuchowa, ale zawsze smakuje.

— Dbasz o uzupełnienie moich kalorii.

— Siedziałaś tak długo wpatrzona w gołębie… Zostawiłem cię tu na dłuższą chwilę, wiesz?

— Tak? Znowu się zawiesiłam, często mi się to ostatnio zdarza.

Spotkania z Szymonem nieraz przywołują te wszystkie bolesne wspomnienia. Czasem umiem sobie z nimi poradzić, ale dziś chyba będzie mi trudno. Tym bardziej że czeka mnie spotkanie z tą wiedźmą.

— Doła masz?

— Można tak powiedzieć.

— Ale czemu? Masz idealne życie. Pracę, którą lubisz, i pasję, którą kochasz. Masz mieszkanie i wiele przyjaciół. No i masz mnie.

— Wiem, ale ostatnio często wracam do przeszłości. Aleks wyjechał, a do tego brakuje mi…

— …tej drugiej połowy! — wchodzi mi w zdanie.

— Młody, za parę lat zrozumiesz! Teraz jeszcze nie wiesz, co to miłość i pragnienie bliskości.

Czasem coraz trudniej iść mi przez życie samej. Najgorsze są wieczory. Niedługo mamy zmianę czasu i będą one jeszcze dłuższe. I jeszcze bardziej samotne.

— Jesteś tego pewna?

— Ooo! Czy ja o czymś nie wiem? — odpowiadam pytaniem na pytanie.

Jestem zdziwiona, bo nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Ale przecież mój mały braciszek ma już prawie piętnaście lat.

— Chciałabyś wiedzieć.

— Dobra, dobra. Wstawaj, idziemy, zanim się rozmyślę.

— Nie rób mi tego. Musisz z nią pogadać.

Staje przede mną z tą swoją uroczą minką, której nie jestem w stanie odmówić.

— Jasne, dla ciebie wszystko.

Jak zawsze ciotka jest zajęta swoimi sprawami. Siadam więc przy stole i czekam, aż mnie zauważy. Krząta się po salonie, szuka czegoś w komodzie, potem znowu szpera w jakichś teczkach z papierami rozłożonymi na dywanie. Nagle czuję nieprzyjemny zapach z kuchni, która jest połączona jadalnią z salonem. W porę udaje mi się opanować sytuację, czego ciotka nawet nie zauważa.

— Prawie spalił ci się sos z pulpetami — rzucam w jej stronę.

— Co? A tak…

Wstaje, żeby zajrzeć do garnków, i dopiero teraz mnie zauważa.

— Marysia? — Tylko ona się tak do mnie zwraca. — A co ty tutaj robisz?

— Powinnaś się domyślić. Bez powodu nie przychodzę.

— Coś się stało? Szymon ma znowu jakieś problemy? Jeszcze mi tego brakowało!

Wraca do wertowania papierów.

— Widzę, że jesteś zajęta, ale zajmę ci tylko chwilę.

— Nie mam teraz czasu! — Wyraźnie się irytuje. — Powiedz po prostu, o co chodzi, a ja postaram się rozwiązać problem.

Wydaje mi się, że ciotka ma jakieś kłopoty, ale jak zwykle nie chce się ze mną nimi podzielić. Jej oschły ton dodatkowo sprawia, że w ogóle mnie to nie obchodzi. Po prostu mówię, to co mam powiedzieć, i tyle. Jakoś sobie dziś wynagrodzę tę nieprzyjemność.

— Wydaje mi się, że Szymek został za ostro przez ciebie potraktowany.

Na moment na mnie spogląda. Niedobrze. Majka, bierz nogi za pas i uciekaj! Co? Co to to nie! Przecież nie boisz się tej ropuchy. Prowadzę w głowie kłótnie sama ze sobą.

— To tylko parę gorszych ocen. — Staram się mówić stanowczym i opanowanym głosem.

— Tak ci powiedział? Parę gorszych ocen? — Prostuje się i patrzy mi prosto w oczy. — Więc nie powiedział ci, że miał bardzo ważny test i zamiast się uczyć, wolał bawić się na ognisku z resztą klasy? Pewnie dlatego całej klasie tak kiepsko poszło.

— No dobrze, może i mi tego nie powiedział, ale i tak stanę po jego stronie. Coś sobie zaplanował.

— Że niby te zawody? Trudno, jakoś przeżyje. Musi ponieść konsekwencje swojej lekkomyślności.

— To dla niego bardzo ważne.

— Nie dyskutuj ze mną! — podnosi głos. — To ja go wychowuję!

Nie lubię, gdy używa tego argumentu. Bardzo chętnie bym się z nią zamieniła, ale nie mogę. Ciotka jest dla niego matką. Szymon innej nie zna.

— A ja jestem jego starszą siostrą i mam prawo się wtrącać w jego wychowanie.

— Nie mam teraz głowy do takich rozmów, naprawę mam wiele spraw na głowie. Niech idzie na te zawody, ale na tym koniec.

— OK.

Wychodzę czym prędzej, bo mam dość przebywania z ciotką w jednym pomieszczeniu. Po raz kolejny podniosła mi ciśnienie. Przed wyjściem zaglądam tylko do Szymka, żeby się pożegnać i przekazać mu, co wywalczyłam, ale też zapytać, czemu mnie okłamał w sprawie tego testu. Tak jak myślałam, słyszę wymówkę:

— Bo wtedy byś nawet nie chciała porozmawiać z ciotką.

Ma rację.

W drodze do domu wchodzę do marketu po wino. Nic innego nie pozwoli mi dziś zapomnieć o tym krótkim, ale jakże żałosnym spotkaniu z Dagą. Co ona może mieć takiego ważnego na głowie? Całą drogę do domu się nad tym zastanawiam i nie daje mi to spokoju. Zamyślona opieram głowę o drzwi wejściowe do mojego mieszkania. Myślę nad tym, że znowu czeka mnie samotny wieczór z winem i laptopem.

— Czemu właśnie mnie to spotyka?

Po chwili słyszę odpowiedź i wtedy zdaję sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.

— Co się stało? Zgubiłaś klucze, zapomniałaś coś kupić, czy po prostu miałaś kiepski dzień?

To głos Tomka, mojego nowego, boskiego sąsiada. No dobra, nie mojego, ale tak bardzo chcę, by był mój i tylko mój. Szkoda, że nie będzie to możliwe. Jest mi jeszcze bardziej smutno.

— Dzień był wspaniały do czasu… — urywam.

Pewnie i tak się zorientował, że miałam na myśli naszą poranną kawę. Bez sensu. On na pewno nie jest mną zainteresowany. Na fitnessie z całą pewnością przewija się wiele młodszych i seksowniejszych kandydatek na idealną dziewczynę.

— A widzisz, mogłaś zostać ze mną w kawiarni. Brat cię tak zdenerwował?

— Nie on, chociaż on poniekąd się do tego przyczynił. A teraz wieczór zapowiada się do bani.

Niepotrzebnie rzucam taką uwagę. Użalam się nad sobą. Od razu jestem na siebie wściekła. Nie chcę, żeby postrzegał mnie jako marudę. A jeśli on coś zaproponuje? O matko! Tak bardzo tego chcę, a zarazem bardzo, bardzo nie chcę. Tomek mnie onieśmiela. Zaczynam więc odruchowo szukać kluczy w torebce. Gdy je znajduję i wkładam do zamka, on dalej stoi za mną.

— Co prawda miałem coś teraz zaplanowane, ale plany zawsze można zmienić — rzuca, a wtedy serce podchodzi mi do gardła.

Nie mogę nic wykrztusić. Co on powiedział? Chce zmienić plany dla mnie? Dla mnie? On, przystojniak o nieziemskich oczach? Dla niezbyt atrakcyjnej, rozczochranej i roztrzepanej kobiety, starszej od niego i do tego nudnej?

— Wybacz, że zaglądam ci do zakupów, ale widzę, że masz już wino, więc ja wyskoczę po coś do przekąszenia. Właśnie szedłem na szybkie zakupy. Spodziewaj się mnie za pół godzinki, OK?

— OK — odpowiadam, starając się ukryć fakt, jak bardzo jestem oszołomiona. — Mam nadzieję, że nie miałeś nic ważnego w planach.

Gdy wchodzę wreszcie do mieszkania, nie wiem, co robić w pierwszej kolejności. Czy zająć się sprzątaniem, czy raczej sobą? Ogarniam graty i ciuchy, które jak zawsze leżą wszędzie. Wpycham je za stojak na ubrania, gdyż nie mam szafy. Ścielę łóżko, zbieram naczynia, przede wszystkim kubki po kawie i herbacie, które też są wszędzie. Mam ich z tysiąc, niektóre leżą tak ze dwa tygodnie.

Teraz muszę zająć się sobą. I to koniecznie. Idąc do łazienki, łapię pierwszą lepszą podkoszulkę i legginsy, które nazywam „kosmos”, bo taki mają wzór. Wiem, dziecinada, ale ja naprawdę bardzo je lubię. Zresztą jak wszystko, co ma wzór lub motyw gwiazd, konstelacji czy kosmosu. To zostało mi po dawnej fascynacji fizyką.

Przez cały dzień marzyłam, by ściągnąć rajstopy. Nie lubię w nich chodzić, ale czasem trzeba się poświęcić. Wymaga tego styl ubierania się, który bardzo mi się podoba, lecz niekoniecznie jest wygodny. Szybki prysznic dla odświeżenia i jeszcze ogarniam ubrania w łazience, które lądują w pralce, bo już nie mieszczą się w brudowniku. Jutro koniecznie muszę zrobić ze dwa prania. To zaskakujące, ile mam ubrań. Przecież wiecznie nie mam się w co ubrać.

Na koniec zostawiłam sobie mycie naczyń, bo bardzo nie lubię tego robić. Zmuszam się, bo nie wypada, by brudne gary leżały w zlewie przy otwartej kuchni.

Moja kawalerka to średniej wielkości pokój z aneksem kuchennym. Mam duże sypialniane łóżko, dwa bardzo wygodne fotele, biurko, garderobę składającą się z regału na buty i dwóch stojaków na ubrania. Moja prowizoryczna garderoba mieści się w rogu pokoju, za fotelami. Nie rzuca się bardzo w oczy. Pokój od aneksu oddziela tylko wysoki barek z krzesłami. To była pierwsza rzecz, jaką sprawiłam sobie, gdy wprowadziłam się do tego mieszkanka. Po łóżku oczywiście, ale jakim! Kupienie go bardzo poważnie nadszarpnęło mój budżet, ale było warto.

Gdy kończę mycie naczyń, słyszę pukanie do drzwi.

— Otwarte! — krzyczę bez zastanowienia.

W drzwiach staje mój przeuroczy nowy sąsiad. Majka, przestań go tak nazywać. On nie jest twój! Karcę się w głowie.

W ręku ma reklamówkę z „Pierożka”. Czyżby czytał mi w myślach?

— Nie wiem, czy dobrze wybrałem. Wracając z marketu, wstąpiłem do tej pierogarni. — Pokazuje pudełeczka z pierożkami. — Po pierwsze nie wiem, czy mają tam dobre jedzenie, a po drugie na wieczór nie powinno się jeść tak ciężkich potraw. Ale…

— Umieram z głodu — wtrącam i wytarłszy dłonie w ścierkę, odbieram od niego reklamówkę. — Raz na jakiś czas można. Prawda?

— Jasne.

— Rozgość się — mówię do niego, wracając do kuchni po talerze i sztućce.

Oczywiście zaczyna się rozglądać po mieszkaniu, w którym wciąż panuje bałagan. Wstyd! Na co dzień mi on nie przeszkadza. Zawsze wiem, gdzie co mam. Sprzątam tylko, gdy spodziewam się gości, a miewam ich bardzo rzadko. Czasem wpada Baśka, czasem Szymon. Nikt więcej. Oni jednak są przyzwyczajeni do bałaganu. Jeżeli umawiam się ze znajomymi z pracy, to gdzieś na mieście. Nawet Aleks rzadko do mnie zaglądał. Najczęściej to ja byłam u niego, bo jego mieszkanie było większe i miał wannę w łazience.

Tomek jest dzisiaj niespodziewanym gościem. Dopiero co się poznaliśmy, skąd mogłam wiedzieć rano, że tak się potoczy mój dzień?

Wyjmuję z szafki dwa kieliszki do wina. Tomek w tym czasie ogląda kolaż zdjęć na ścianie. Odrywa się od nich dopiero, gdy słyszy dźwięk korka wyciąganego z butelki. Nalewam nam po lampce wina i siadam przy barze.

— Nie obrazisz się, jeśli poczęstuję się pierożkami? Pachną tak smakowicie, a ja jestem taka głodna.

— O przepraszam, nie zauważyłem, że jesteś już gotowa. Zaintrygował mnie ten kolaż. — Siada obok mnie, a potem upija duży łyk wina. — Mm, dobre — komentuje i bierze się za otwieranie pudełeczka z pierogami. — Wziąłem kilka smaków, ale najbardziej polecali mi te chińskie z farszem orientalnym.

— O tak, te są dobre, ale ja i tak lubię najbardziej te z kurczakiem smażone na głębokim tłuszczu.

— Przykro mi, ale tych akurat nie ma. A w zasadzie nie jest mi aż tak przykro. Wiesz, jaka to jest bomba kaloryczna? I jakie to jest ciężkie na noc?

— Oj tam, oj tam. Nigdy nie przykładałam do tego uwagi.

— Bo nie musisz, wyglądasz świetnie, ale na dłuższą metę nie da się tak żyć. Kiedyś, uwierz mi, odczujesz skutki takiego jedzenia.

Postanawiam nie kontynuować tej rozmowy, nie bardzo mam dziś ochotę na jakiekolwiek wykłady. Choć z jego ust nie brzmią one tak źle. Od razu widać, że to jego pasja, jego życie. Sprawia też wrażenie miłego i dobrze wychowanego. Na pewno nie jest z tych niegrzecznych łobuzów. Ale jest pewny siebie, co bardzo mi się podoba. Zerka czasem na mnie, a wtedy mam wrażenie, że jego wzrok mnie pożera. Z każdą chwilą czuję się bardziej spięta jego obecnością. Co, u diabła, robi w moim mieszkaniu? Jak, do cholery, to się stało, że los postawił go na mojej drodze?

Boję się, że to sen. Boję się obudzić.

Zajadam się pierożkami, praktycznie połykam je w całości. Milczę. Myślę o nim i o tej chwili. Dolewa mi wina, bo zauważył, że już wypiłam. Gdy nasza uczta dobiega końca, kontynuuje rozmowę:

— Obejrzałem ten kolaż, zaintrygował mnie. Koniecznie musisz mi coś więcej o sobie opowiedzieć.

— Ale co tu opowiadać? — Próbuję się wymigać.

— Jesteś na wielu zdjęciach, na wielu też są te same osoby, opowiedz mi o nich.

Podchodzimy do ściany. Zaczynam od Aleksa.

— To jest właśnie Aleks, w jego mieszkaniu teraz mieszkasz.

— Poznaję tło zdjęcia. Tapeta w moim salonie. To twój chłopak?

— Nie! Broń Boże. Aleksander to przyjaciel. Razem z Baśką i Markiem przyjaźnimy się od czasów szkolnych. — Wskazuję zdjęcie z zakochaną parą. — Z Baśką w sumie znam się znacznie dłużej. O, a tu jest mój brat, Szymon. Tu jestem ze znajomymi z pracy. — Wskazuję kolejne zdjęcia. – A tu sylwester, oblewanie matury, wakacje nad morzem i wakacje w górach, mój pierwszy wydany tekst w gazecie, zaręczyny Baśki i Marka.

Właśnie mam wskazać na zdjęcia z domu dziecka, ale przerywa mi pytaniem:

— A czemu nie ma tutaj zdjęć reszty rodziny?

Momentalnie się spinam i smutnieję.

— Przepraszam. Wybacz to pytanie. Nie powinienem.

Domyślam się, że zauważył moją reakcję. Nie chcę odpowiadać. Upijam trochę wina.

— Nie chciałem sprawić ci przykrości.

Siadam i przyciągam do siebie nogi. Uwielbiam tę pozycję tak samo, jak ten wygodny fotel. Często czytam w nim książki, a także rozmyślam, a jeszcze częściej użalam się nad sobą. Zastanawiam się, jak by wyglądało moje życie, gdyby… Przerywam rozmyślania, które nie prowadzą do niczego dobrego.

— Moja mama jest na tym małym zdjęciu w prawym górnym rogu.

Od razu tam zerka.

— Naprawdę? Myślałem, że to ty. Jesteś do niej bardzo podobna.

— Oby tylko z wyglądu… — szepczę.

— Słucham?

— Nic, nic…

— Nie chcesz o tym rozmawiać? — pyta i dolewa mi wina, a potem siada w drugim fotelu, opierając łokcie o kolana. Wygląda tak męsko w tej pozycji, choć twarz ma zatroskaną.

— Mama nie żyje od wielu lat. Szymona wychowuje ciotka, a ja wychowywałam się w domu dziecka.

— Przykro mi, nie wiedziałem.

Bierze moją rękę. Natychmiast czuję uderzenie gorąca. Dlaczego on tak na mnie działa?

— Tomek?

Zerka na mnie pytająco.

— Ile ty masz lat? — wypalam.

— Dwadzieścia pięć, a czemu pytasz?

O nie!

— Wyglądasz na mniej. Na jakieś dwadzieścia dwa?

— Serio? To wszystko za sprawą zdrowego stylu życia.

— Więc czym prędzej muszę umówić się na wizytę u ciebie — żartuję.

— A to czemu?

— Też chciałabym tak młodo wyglądać.

— Nie przesadzaj. Już ci mówiłem, że wyglądasz świetnie.

— Nie będziesz tak mówić, kiedy się dowiesz, ile mam lat.

— No ile? Dwadzieścia pięć jak ja? Dwadzieścia sześć?

— Ha, ha, chciałabym…

Na szczęście dzwoni telefon i mogę uniknąć odpowiedzi. Nie wiem, jak by zareagował, gdyby się dowiedział, że dzieli nas pięć lat różnicy. Szybko się do tego nie przyznam, zresztą nie będzie takiej potrzeby. Nie oszukuj się, Majka! On jest po prostu miłym sąsiadem.

Po krótkich poszukiwaniach telefonu w torebce mogę go odebrać. Dzwoni Baśka.

— O hej, co tam? — pytam.

Od razu chcę dodać, że zadzwonię do niej później. Nie daje mi jednak dojść do słowa.

— To ja pytam, co tam? Cały dzień się nie odzywasz, a to do ciebie niepodobne — beszta mnie.

Zwykle wymieniamy ze sobą setkę SMS-ów dziennie, jak nie więcej. Potrafimy też godzinami gadać ze sobą przez telefon, jeżeli nie mamy kiedy się spotkać.

— Ech — wzdycham. — Nie mogę teraz gadać, spotkamy się jutro? — mówiąc to, zerkam na mojego sąsiada.

Też patrzy na mnie z grzecznym uśmiechem.

— No co ty nie powiesz? I nie możesz mi zdradzić, co robisz?

— Nie bardzo.

— Jesteś z kimś?

— Mhm.

— OK, to do jutra. Zadzwonię z samego rana. Buziak.

— Pa, kochana.

Siadam z powrotem na fotelu z telefonem w ręku. Od razu przychodzi SMS.

Baśka:Nie wytrzymam do jutra. Odpisz mi z kim i co robisz xD.

Wygaszam ekran i biorę do ręki kieliszek, w którym zostało już niewiele wina. Zerkam na butelkę, ale ta też jest już pusta, w głowie mi lekko szumi, ale mój humor ani trochę się nie poprawił.

— Chciałbym jakoś poprawić ci humor. Nie chcę, żebyś się smuciła.

— Dziś jest to już niemożliwe. Muszę się z tym sama uporać. Jutro będzie nowy dzień i na pewno będzie mi lepiej — zapewniam.

— Może jednak spróbuję? Jestem niemalże przekonany, że mi się uda!

— Jak chcesz, ale ostrzegam, bardzo trudno poprawić mi humor. Zwłaszcza po takim dniu.

— W takim razie postawię na prosty sposób. Wstań.

Nie protestuję, bo jestem ciekawa, co wymyślił. Oby nie jakieś wygłupy, tańce czy coś podobnego. Jednak to, co robi, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Najpierw się zbliża i każe zamknąć mi oczy, a potem ujmuje moje policzki swoimi dłońmi i składa na moich wargach delikatny pocałunek. Jego usta są takie miękkie i gorące, a ich dotyk sprawia, że miękną mi kolana.

Na mojej buzi musiał pojawić się uśmiech, bo jeszcze zanim otwieram oczy, słyszę jego cichy szept:

— A nie mówiłem…

To było takie… Ach! Nie wiem… Brakuje mi słów. Ale po co to teraz analizować?

Siadamy ponownie w fotelach, nie odzywając się do siebie ani słowem. Lekko się uśmiecham. Zaczynam marzyć, a wino robi swoje.

Rozdział 4.

Wtorek

Budzi mnie głośne stukanie do drzwi. Zrywam się na równe nogi, a wtedy napływają do mnie wspomnienia poprzedniego dnia. Nie pamiętam, bym żegnała się z Tomkiem. Lecę otworzyć drzwi, może to on. Skąd mi się to bierze? Znam go raptem dobę i już wariuję na jego punkcie.

W drzwiach stoi Basia.

— Kobieto, co się z tobą dzieje!?

Wdziera się do mieszkania jak rozszalałe tornado.

— Baśka, co ty robisz tak wcześnie na nogach? Którą mamy w ogóle godzinę?

— Jest sporo po dziewiątej! Masz wyłączony telefon, nie można się do ciebie dodzwonić. Nie odpisałaś mi wczoraj — dorzuca z wyrzutem.

Wszystko jasne. Zżerała ją ciekawość! Dlatego przywlekła tutaj swój tyłek.

— Pewnie się rozładował, a ja zasnęłam na fotelu.

— Na fotelu? Znowu czytałaś do późna?

Stoję jeszcze oszołomiona, powoli napływają do mnie informacje z wczoraj. Tomek, wino, pocałunek. Mm… Słodziutki, mięciutki buziak od niego. Ach! Na samo wspomnienie jego ust przechodzi mnie dreszcz. Ten facet działa na mnie jak jeszcze żaden wcześniej. Co się ze mną dzieje?

W takim rozmarzeniu idę nastawić kawę.

— Napijesz się oczywiście kawy ze mną?

— Na to liczyłam, nie po to zrywałam się tak wcześnie z wyrka i z objęć Marka. Ale po wczorajszej rozmowie prawie nie spałam w nocy. — To jest oczywiście jej żarcik. — A kto to jest Tomasz?

Zdziwiona odwracam się w jej kierunku. Baśka trzyma w ręce jakąś karteczkę. Czyżby od niego?

— Nie chciałem cię budzić, rano przyniosę klucze. Tomasz — czyta.

Od niego. Miło z jego strony, przykrył mnie nawet kocem i dał poduszkę pod głowę.

— No opowiadaj wreszcie, bo zżera mnie ciekawość!

— Chcesz z mlekiem?

— Majka! — ponagla mnie, a mnie bawi torturowanie jej. Nie znam bardziej ciekawskiej osoby.

— No już, już! Wiesz, że bez kawy jestem do niczego.

Moje ciało domaga się kofeiny. Inaczej zaraz wyrzucę ją za drzwi.

Siadam obok niej przy barze i wpierw upijam łyk kawy. Dopiero potem opowiadam, kim jest Tomek. Zaczynam oczywiście od naszego spotkania przy skrytkach pocztowych. Ta historia ją rozbawia. Na pytanie, jaki on jest, jak wygląda, odpowiadam jej jednym słowem:

— Ciasteczko!

Baśka ma okazję osobiście się o tym przekonać, bo chwilę potem Tomek wpada oddać klucze.

— Lecę do pracy, miałem nadzieję, że już nie śpisz.

— Dzięki i przepraszam za wczoraj. Po prostu odleciałam, nawet nie wiem kiedy.

— Nic nie szkodzi, też zrobiłem się senny po tym winie.

Stoi w progu, a Baśka aż się garnie, żeby go poznać. Zjawia się za moimi plecami, więc ich sobie przedstawiam. Po szybkiej prezentacji zapraszam go na kawę, ale przypomina, że się śpieszy.

— Innym razem — rzuca.

— Trzymam cię za słowo — odzywa się Baśka. — Koniecznie muszę poznać nowego sąsiada.

— Też tutaj mieszkasz?

— Nie, ale jestem tu bardzo, ale to bardzo często. Mała jest dla mnie jak siostra.

— Rozumiem. Miło było poznać. Do zobaczenia. — Uśmiecha się do mnie i cmoka mnie w policzek.

Cmoka mnie w policzek! A ja momentalnie odlatuję do nieba!

— Pa. — Udaje mi się jakoś odpowiedzieć na ten niespodziewany gest z jego strony.

Zamykam drzwi, ale po chwili wybiegam za nim na korytarz i pytam, czy spotkamy się później. Taki niekontrolowany odruch.

— Miałem taką nadzieję — odpowiada mi, a wtedy przyjemne ciepło rozlewa mi się w okolicach mostka. Naprawdę się nie poznaję. Zawrócił mi w głowie!

Wracam do mieszkania z szerokim uśmiechem, co nie uchodzi uwadze mojej przyjaciółki. Opowiadam jej o wczorajszym wieczorze. Podczas rozmowy uświadamiam sobie, że powinnam być szczera wobec Tomka. Bardzo bym chciała ukryć przed nim swój wiek, ale po wczorajszym pocałunku nie mogę tego zrobić. Powinnam mu powiedzieć i zapytać o ten pocałunek. Chociaż nie, nie będę się wychylać. To głupie! Tak zachowują się małolaty. Na pewno nie miał poważnych zamiarów, znamy się przecież tak krótko.

Tylko że ja chyba nie dam rady traktować Tomka tylko jak sąsiada. A z drugiej strony boję się odrzucenia i cierpienia, więc lepiej uciąć to od razu. Pogadam z nim. Powiem, co i jak. Taka niezobowiązująca rozmowa.

— No, no, całkiem, całkiem ten Tomasz. Młodziutki.

— Dzieli nas pięć lat. Niby niedużo, ale on wygląda na znacznie młodszego niż jest. Prawda?

— Oj tam, chyba się tym nie przejmujesz?

— Właśnie że się przejmuję, bo…

— …on ci się strasznie podoba — kończy za mnie. — Tego akurat nie musisz mi mówić. Tylko się na ciebie spojrzy, a już wiadomo, o co chodzi. Jesteś wpatrzona w niego jak w obrazek.

— Już po mnie, co nie? — Chowam twarz w ręce i rzucam się na łóżko.

Baśka się śmieje. Dla mnie to nic zabawnego. Czuję, że wpadłam jak śliwka w kompot. Na początku cieszyłam się, że będę miała tak przystojnego sąsiada, a teraz już żałuję, że na miejsce Aleksa wprowadził się Tomek. I żałuję tego, co się wczoraj wydarzyło. Mogłam spokojnie ślinić się na jego widok w ukryciu. Zachwycać się, marzyć o nim po nocy. A teraz przez ten pocałunek wyobrażam sobie Bóg wie co. Może nawet moje życzenie, by był „mój”, się spełnia? A ja tego tak bardzo chcę i tak bardzo nie chcę. Może dla niego to był tylko pocałunek, chciał mi poprawić humor, a jak tak się zamartwiam. Jak ja wytrzymam do wieczora?

— Zjemy razem obiad? — pytam Baśkę. — Poplotkujemy trochę?

— Śpieszę się do pracy.

Swoją drogą, też muszę odwiedzić redakcję, ale obawiam się spotkania z redaktorem. Pewnie dostanę opiernicz za ten wczorajszy felieton.

Gdy Baśka szykuje się do wyjścia, pytam, czy odzywał się do niej Aleks, bo nie mam od niego żadnych wieści. Odpowiada, że coś tam pisał do Marka o tym, że powoli się urządza. Każe mi napisać do niego, więc po jej wyjściu bez zastanowienia łapię za telefon i piszę do niego tak, jakby parę dni temu nic się między nami nie wydarzyło.

Ja:Hej, co tam w wielkim świecie? U mnie nic specjalnego, oprócz nowego sąsiada. Jest czarujący, młodszy od ciebie i przystojniejszy. Tak że ten… Nie tęsknię :P

Odkładam telefon, biorę łyk kawy i idę pod prysznic. Od spania na fotelu wszystko mnie boli. Poza tym robię koło siebie więcej niż zawsze. Golę nogi, a nawet miejsca bikini, doprowadzam do porządku moje pięty, balsamuję się ulubionym balsamem i robię przepiękny, ale subtelny makijaż. Coś mnie dziś natchnęło. Z garderoby wybieram jeansową tunikę oraz czarne legginsy. W pasie obwiązuję się długim plecionym paskiem, otulam się wełnianym szalikiem i ubieram botki.

Po drodze wykorzystuję w kawiarence kupon na kawę po turecku. Oczywiście proszę, by była na wynos. Do tego wybieram maślanego rogalika i z tym zestawem ruszam w kierunku redakcji. Idę, ponieważ pogoda wreszcie się poprawiła. Jest lekko chłodno, ale tylko gdy zawieje. Siadam na chwilę na ławce w parku, by zjeść rogala. Rzadko bywam w parku, bo przeważnie wybieram transport tramwajem. Co innego jesienią, którą uwielbiam. Szelest liści, wszystkie te kolory, coś magicznego.

Wkładam do buzi ostatni kęs rogalika, gdy rozdzwania się mój telefon. Po dzwonku poznaję, że to mój szef. Jestem zaledwie parę kroków od redakcji, lecz odbieram, bo inaczej dostanę podwójną reprymendę.

— Halo — mówię cicho.

— Proszę się stawić dziś w redakcji, i to jak najszybciej.

Słyszę zdenerwowanie w głosie redaktora. Zwykle jest miły i zamiast rozkazów zawsze jest pytanie, czy pojawię się w redakcji lub czy podoba mi się ten temat na felieton.

— Oczywiście. Będę za parę minut.

— Więc czekam. Przed nami poważna rozmowa.

— Do zobaczenia.

No to się porobiło. Lecę do pracy jak poparzona. W kilka minut jestem na miejscu i stoję przed biurem szefa. Drzwi są otwarte, więc od razu mnie widzi.

— Nie wiedziałem, że zjawisz się tak szybko. Muszę być częściej stanowczy. — Lekko się śmieje, więc może nie jest tak źle, jak się spodziewałam.

— Byłam już w drodze do redakcji… — Nie udaje mi się dokończyć, bo szef mi przerywa.

— Usiądź, proszę. — Jego ton jest łagodny. — Pewnie się zastanawiasz, po co tak pilnie chciałem się z tobą zobaczyć.

— Domyślam się, że chodzi o wczorajsze felietony.

— Początkowo mi się nie podobały, ale cóż mogłem zrobić, nie mogłem puścić numeru bez tekstu.

— Tak, wiem… przepraszam… — jąkam się.